Przegląd wzmacniaczy m.cz. fonii. Wzmacniacz
Transkrypt
Przegląd wzmacniaczy m.cz. fonii. Wzmacniacz
Przegląd wzmacniaczy m.cz. fonii. Wzmacniacz klasy A, wady i zalety Przegląd wzmacniaczy m.cz. fonii. Wzmacniacz klasy A, wady i zalety Wzmacniacz m.cz., czyli wzmacniacz małej częstotliwości sygnału audio, jest tak stary jak elektronika. Pierwszym jej „terytorium” było Radio. W tym kierunku szły też wynalazki elementów mogących sprostać pojawiającym się na horyzoncie zadaniom. Triodę wynaleziono, jako element będący w stanie wzmocnić sygnał elektryczny. To historia sprzed ponad stu lat, i tak stary jest również audio-amplifier. Tranzystor miał triodę lampową zastąpić, i zrobił to bardzo skutecznie, mimo że, dzisiaj tranzystor rzadko pracuje, jako element liniowy, wzmacniacz sygnału. Częściej jest kluczem, włączonym lub wyłączonym, mimo to, zadanie wzmacniania sygnału realizuje jak się należy. M.cz., mała częstotliwość oznacza tu częstotliwość akustyczną, i rzeczywiście zasługuje na swą nazwę względem możliwości elementów/ układów elektronicznych. Mimo, że pokrywa trzy dekady, od 20 do 20000 Hz, jest niska. Zadanie „uzysku” odpowiedniego wzmocnienia, nie jest ani najtrudniejsze, ani kluczowe. Pojawia się zaś po drodze szereg nowych problemów, którym trzeba sprostać, a sposób realizacji zaowocował szeroką gamą klas wzmacniaczy, audio power amplifier-ów. Zadaniem wzmacniacza mocy, jest oczywiście dostarczenie mocy. Energii przetwarzanej przez głośnik na ciśnienie fali dźwiękowej. Sprawność głośnika w tym zakresie nie jest duża, a charakterystyka naszego ucha bardzo nieliniowa. Przyjmuje się, że jest ona logarytmiczna, lecz jak to zmierzyć, skoro chodzi o subiektywne wrażenie natężenia dźwięku? Niestety, lub na szczęście ucho nasze ma tak nieliniową charakterystykę, gdyż w przeciwnym wypadku narażeni bylibyśmy na szereg problemów. Rozmawiając z odległości jednego metra, „uszy by puchły”, a z drugiego końca pokoju można by się już nie słyszeć, (ponieważ natężenie fali akustycznej maleje z kwadratem odległości). Dlatego, nie bez powodu, natężenie dźwięku określa się w „mierze względnej”, w decybelach. O ile, miara ta jest adekwatna dla ucha, w przypadku wzmacniacza interesują nas konkretne waty. Narobienie „hałasu”, aby „uszy spuchły” nie jest żadnym problemem. Ale wzmocnienie sygnału wiernie, bez szumów i zniekształceń, nawet dysponując współczesną techniką, nie jest zadaniem łatwym. Dlatego też, porównanie wzmacniaczy pod względem mocy/ hałasu, nie jest adekwatne do tego, czego od audio power amplifier-a oczekujemy. Skala logarytmiczna (naszego ucha) dla konstrukcji wzmacniacza, ma swoje dobre i złe strony. Posłużymy się przykładem, iż poziom 86dB (fali dźwiękowej), można uzyskać już ze wzmacniacza o mocy 1-go wata. Niewiele. Ale, ile potrzeba, jeśli oczekujemy natężenia 90 decybeli? Ile to jest, te raptem cztery decybele więcej? Odwrotnością funkcji logarytmicznej jest funkcja wykładnicza. A ta, „szybko rośnie”! Jeśli dla 86dB wystarczy 1 wat, to dla 90-ciu trzeba 1W przemnożony przez 100.4 (10 do potęgi 0.4). W pamięci trudno policzyć, ale każdy kalkulator pokaże, iż to już 2.5W. A ile trzeba (mocy), gdy oczekujemy 100 dB (stu decybeli)? To już łatwo policzyć w pamięci, iż to dziesięć razy więcej, w więc 25W. Zbieżność 10-ciu dB z czynnikiem 10 razy, jest trochę przypadkowa, gdyż wynika ze zbieżności podstawy logarytmu (dziesiętny), i czynnika “decy” (1/10). Kończąc ten wstęp, zagadnień pozornie odległych od „konstrukcji wzmacniacza”, a jednak decydujących o tejże konstrukcji, należy stwierdzić, iż: przy podwojeniu ciśnienia fali akustycznej, ucho nasze odczuwa wzrost natężenia dźwięku o 6 decybeli, ale aby to uzyskać potrzeba mocy zwielokrotnionej o czynnik x4. Dlatego, „całkiem nieźle słychać” wzmacniacz jedno-watowy, ale nagłośnienie sali wymaga już kilkuset wat, a nagłośnienie „na wolnym powietrzu”, wielu kilowat. I tu rodzą się całkiem poważne problemy! Ale, nie tylko o moc chodzi. Nasze ucho jest organem bardzo czułym, choć zapewne nie „u każdego”. Autor tego tekstu ma „ucho drewniane”, ale są filomani zdolni wysłyszeć SERWIS ELEKTRONIKI Przegląd wzmacniaczy m.cz. fonii. Wzmacniacz klasy A, wady i zalety najmniejsze szumy i zniekształcenia, nawet na tle silnego sygnału. Każde wzmocnienie sygnału, jest nieuchronnie związane ze wzrostem poziomu szumów i zniekształceń! Na pewno „w końcowej fazie” nie mogą one być niższe, niż na wejściu wzmacniacza. To wydaje się oczywiste, lecz rzutuje na to, iż we wzmacniaczu największą wagę przykłada się, do jego stopnia końcowego. I właśnie względem niego sklasyfikowane są „klasy”, które pokrótce i pobieżnie, zostaną niżej omówione. Do budowy „końcówki” wzmacniacza wykorzystywane są wszystkie możliwe (znane) tranzystory, zaś pominięto tu konstrukcje lampowe z ich (wątpliwymi) audiofilskimi zaletami. Szumy i zniekształcenia to dwa „utrapienia” konstruktora wzmacniacza m.cz.. Ale przynajmniej „na to drugie” (utrapienie) znaleziono skuteczne lekarstwo. To feedback, czyli ujemne sprzężenie zwrotne. Sprzężenie ujemne zmniejsza wzmocnienie, a przecież ono jest „naszym celem”. Dlatego autorzy tego pomysłu wypowiadali się, iż chcąc go opatentować, spotkali się ze zdziwieniem, jakby chcieli opatentować, co najmniej Perpetuum Mobile. Mimo to, feedback jest „patentem” i panaceum, „na wszystko”. Bez niego, nie pracuje dzisiaj, nie mal żaden układ elektroniczny (i nie tylko). Wzmocnienie zmniejsza, lecz samo wzmocnienie sygnału jest zadaniem, jak się okazuje najprostszym. Natomiast wszelkie zniekształcenia wynikają z nieliniowości. A te, feedback skutecznie niweluje. Jednak, ujemne sprzężenie zwrotne, wnosi też zagrożenia. Niewiele trzeba, aby stało się dodatnim. A to już niestabilność. Nie będziemy rozwijać dalej tego tematu. Jednak, nie powinno być zdziwieniem, iż kluczową rolę w „wypunktowanych” niżej klasach wzmacniaczy m.cz., pełni feedback, sposób zamknięcia ujemnego sprzężenia zwrotnego, i kształtowanie jego charakterystyki. Z szumem, sprawa jest nawet bardziej skomplikowana. W każdym razie, on też podlega zasadzie, iż „entropia w przyrodzie zawsze rośnie”. Rzadko operujemy pojęciem mocy samego szumu, zwykle, stosunku sygnału do szumu. Ale ten, w każdym procesie wzmacniania, też rośnie, a przynajmniej, nie maleje. Zasadnicza różnica jest natomiast taka, iż za zniekształcenia jest głównie odpowiedzialny ostatni stopień wzmacniacza, a za szum, pierwszy. W dalszej klasyfikacji kierujemy się pracą „końcówki”. „Tak czy inaczej”, zadanie dobrego wzmacniacza można skwitować jednym wymownym zdaniem „ „dużo więcej mocy, a tylko trochę więcej zniekształceń i szumu”. Ale, dużo więcej mocy, to też „dużo energii”. A więc „kłania się” trzeci problem, sprawności układu. I choć najmniej zależy nam na sprawności w sensie „ekonomii”, to problemy strat mocy, czyli „niechcianego ciepła”, wychodzą czasem na pierwszy plan. W telewizorach LCD nie ma już wzmacniaczy, które się grzeją. I choć nie ma też „porządnych” głośników, jakość dźwięku ma być, na co najmniej, dostatecznym poziomie. W pracy konstruktora układu elektronicznego jest, jak zwykle w życiu, „pewne racje”, są wzajemnie sprzeczne. Najmniejsze zniekształcenia oferuje klasa A, ale najgorszą sprawność. Pomysłowość w zakresie koniecznych kompromisów, to naczelna zasada, „którą lawiruje” konstruktor. Zobaczmy, jak to wygląda w zakresie klas wzmacniaczy m.cz. fonii. „Pozycja litery w alfabecie”, pokrywa się na ogół z chronologią konstrukcji „końcówki mocy”. Wczesne wzmacniacze/radia/telewizory zawierały zwykle transformator głośnikowy. Można go było jeszcze znaleźć w ostatnich telewizorach CRT (aczkolwiek „niedobitki”). To zadanie dopasowania impedancji obciążenia (głośnika) do impedancji wyjściowej wzmacniacza. Niska impedancja głośnika, i nieodparta chęć pozbycia się transformatora głośnikowego, także rzutują na budowę power amplifier-a. Klasa A Klasa A jest najprostszą z możliwych, i pierwszą, w jakiej wzmacniacze mocy pracowały, aczkolwiek należy dodać, w wersji lampowej. Charakteryzuje się prostotą i bardzo niską sprawnością, ale ma też nieodparte zalety. Zupełny brak zniekształceń crossover distortion, o których powiemy w następnym punkcie. Rysunek 1 na następnej stronie. Wzmacniacz w klasie A ma bardzo niską sprawność, ale jest też zupełnie pozbawiony zniekształceń typu „crossover” Na rysunku 1, tranzystor pracuje, jako wtórnik emiterowy. Jest, więc wzmacniaczem prądu, nie napięcia. Tranzystor musi pracować z dużym prądem spoczynkowym, co skutkuje stratami SERWIS ELEKTRONIKI Przegląd wzmacniaczy m.cz. fonii. Wzmacniacz klasy A, wady i zalety +UB +UB RL 0 Rys. 1 mocy nawet wtedy, gdy sygnał wejściowy jest bardzo mały, lub go brak (w momentach ciszy). Maksymalna sprawność wzmacniacza klasy A, to 25%, i osiągana jest tylko przy pełnym wysterowaniu. Co prawda osiągalna jest sprawność 50%, w konfiguracji symetrycznej z dwoma tranzystorami. Lecz jest to „max”, przy pełnym wysterowaniu, pełnej mocy, jaką wzmacniacz oferuje. Średnia sprawność jest dużo niższa. Mimo to, klasa A broni się swoimi zaletami, i do dzisiaj pozostaje atrakcyjna w urządzeniach high-quality. Pod względem „marnowania energii”, można ją jednak porównać obrazowo do sytuacji, w której kierowca „reguluje” prędkość samochodu pedałem hamulca, mając pedał gazu, wciśnięty cały czas „do dechy”. Karol Świerc SERWIS ELEKTRONIKI