Jak podejśćkarpia w Zalewie Zegrzyńskim - Portal Muskie.Pl

Transkrypt

Jak podejśćkarpia w Zalewie Zegrzyńskim - Portal Muskie.Pl
Portal Muskie.Pl
Jak podejśćkarpia w Zalewie Zegrzyńskim
Autor: Jacek Jóźwiak
O tym, że w Zalewie Zegrzyńskim żyją karpie potwornej wielkości. I o tym, że nie ten jest karpiarzem,
kto korzystać może na wciąż innych zbiornikach z usług profesjonalnych przewodników wędkarskich, lecz
ten, kto może być przewodnikiem po swoim województwie, jeziorze, czy nawet stawie, który sam
wykopał.
Nie wiadomo, który karp jest dla spokojnego dotąd człowieka tym, który wpycha w kierat obsesji
statystycznej. Czy to ósemka, czy dycha, a może już piętnastak staje się progiem, gdy zatraca się
wędkarstwo, a zaczyna bitwa o dekagram, centymetr...
Zatraca się karpiarstwo, zaczyna rekordomania. Wielu wędkarzy zaczyna poszukiwać sukcesu
absolutnego, wierzy, że w końcu pobije rekord akwenu, okręgu, kraju. A potem może rekord świata. Inni
wpadają w inną obsesję statystyczną i zbierają liczbę karpi w różnych przedziałach wagowych. W tzw.
środowisku ustaliło się, że przedziały istnieją trzy: od 8 do 10 kg, od 10 do 15 i powyżej piętnastu.
Karpie powyżej dwudziestki to już liga światowa i liczone są odrębnie.
Na karpiową statystykę chorych jest wielu karpiarzy. Całe szczęście nie wszyscy. Prawdopodobnie dla
jeszcze większej liczby istotne są rekordy osobiste. Te nie zawsze liczy się w centymetrach i
kilogramach. Częściej w emocjach, w czasie i stopniu skomplikowania zabiegów, które włożyło się w
złowienie sztuki nie zawsze sięgającej tych pierwszych ośmiu kilogramów. Największą chyba satysfakcją
dal wędkarza jest ustanawianie jego własnych, często bardzo osobistych rekordów - na miarę wiedzy,
umiejętności i przeżyć. Często też na miarę portfela. Karpiowe safari
Są tacy, których stać na rajzy w różne części Europy, na najbardziej znane łowiska karpiowe naszego
kontynentu przedsiębrane kilka razy w roku. Istnieją też tacy, którzy za cel swojego wędkarskiego życia
uważają pojedynczą wyprawę na taki akwen i latami gromadzą środki, sprzęt, wiedzę zdobywaną na
wypadach karpiowych po okolicy najbliższej miejscu swojego zamieszkania. Dojeżdżają potem do Lac
du Der i stają bezradni, oklapli, z wypuszczonym powietrzem. Oto okazuje się, że przynęty wywozi się tu
na 300-400 m, że do wywożenia przynęty korzysta się ze sterowanych radiowo łódeczek, że za majdan,
który taszczą ze sobą nawiedzeni karpiarze można przeżyć rok na wysokim poziomie.
Okazuje się, że wiedza zdobyta na Kanale Żerańskim, Zbiorniku Rybnickim, odszukanych na pojezierzach
tajnych jeziorek psu na budę się zdaje i złowienie porządnego karpia jest kwestią tego, czy stać
przybysza na profesjonalnego przewodnika, czy też nie. No i kwestią czasu i osobistych,
kilkutygodniowych co najmniej studów nowego łowiska. Iluż znam kolegów, którzy docierali w miejsca
znane i opisywane, w miejsca marzenia życia i musieli poprzestawać na łowieniu karpi, które mogli łowić
w stawie o pół godziny jazdy od domu. Bo na przykład okazywało się, że na miejscówki, w których
regularnie padały duże sztuki - a w wielu dużych zbiornikach okazy potrafią regularnie przebywać w
jednym rejonie - są zapisy z miesięcznym, kwartalnym wyprzedzeniem. I wówczas nawet zawodowy
guid niewiele pomoże - albo doradzi tzw. nęcenie zaporowe. A biedny przybysz znad konińskich kanałów
z przerażeniem się dowie, że oznacza to jednorazowe wrzucenie do wody całego zapasu kulek, które
przywiozło się ze sobą...
Dowie się też, że aby takie nęcenie - masywne, jak się mówi o tym na Zachodzie - trzeba powtórzyć
przynajmniej siedmiokrotnie, aby przyniosło pożądane rezultaty.
O sobie tu piszę. I o lekcji pokory, która moje marzenia i dalsze wędkarskie losy zdeterminowała.
Jeździłem, co prawda, na równie znane akweny w całej Europie, ale były to w miarę normalne - piękne i
nietanie - urlopy, a nie wyjazdy po karpia życia. Wszystkie karpie życia bowiem, mieszkają tam, gdzie
mogę pojechać na weekend, na kilkudniowy wypad. Żyją w wodach, którym mogę poświęcić tygodnie,
miesiące, lata. Pływają w akwenach, które mogę studiować, jak mnich żywoty świętych - wciąż od
początku, od środka, od końca, od fragmentu, który nagle wyda się istotny, ważny, najważniejszy.
Tamto, to tylko przygoda, pielgrzymka rozrywka.
Bo moim zdaniem nie ten jest karpiarzem, kto korzystać może na wciąż innych zbiornikach z usług
profesjonalnych przewodników wędkarskich, lecz ten, kto może być przewodnikiem po swoim
województwie, jeziorze, czy nawet stawie, który sam wykopał i nawrzucał do niego kroczków po to, by
czekać, aż kilka sztuk przerośnie jego własne marzenie.
http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 8 March, 2017, 20:11
Portal Muskie.Pl
Bardzo chciałem się swojego czasu nauczyć kanałów konińskich i rybnickiej elektrowni. Miałem okres
safari na słynnej Dolnej Odrze. Teraz jednak moim zbiornikiem jest bliski, często pogardzany przez
wędkarskie masy Zalew Zegrzyński. Safari na okrągło
O wielkich karpiach złowionych na zalewie słyszy się kilka razy do roku. Cóż, woda to duża, karpiem
zarybiana od lat, więc nie ma się czemu dziwić, że od czasu do czasu jakieś sędziwe karpisko nadzieje
się na wędkarską przynętę. Przez wiele lat nie uważałem, Zalewu za zbiornik karpiowy... Każdy inny tak,
ale karpiowy - nie. Dzień, w którym zmieniłem zdanie, pamiętam jak dziś...
Obsługiwałem program wędkarski, jakich w naszych telewizjach przewinęło się trochę. Zaczynaliśmy od
stacji rybackiej PZW w Wierzbicy. Musieliśmy pozyskać przynajmniej dwie sztuki na wędki głownych
aktorów tego odcinka. Szef ośrodka powiedział, że zajmie to pół godziny. Przypomniałem mu, że rzecz
idzie o ryby co najmniej 8 kilogramowe. Zaśmiał się tylko i zaprowadził do świeżo zalanego zbiornika
tarłowego, w którym naszpikowane hormonami pływały ogromne karpie. Dziesięć, piętnaście,
dwadzieścia...
- Gdzie je trzymacie? - Zajęczałem. Szerokim gestem pokazał po Zalewie. Wypłynęliśmy z rybakiem i
asystentem naukowym. No i ze specjalnym agregatem. Dwieście metrów powyżej mostu były zarośla
grążeli oddalone od brzegu o 100 m. Niemal każde zanurzenie obręczy kończyło się karpiem. Co piąte
karpiem powyżej ósemki. W końcu do beczki trafiły dwa - golec prawie 11. kilogramowy i lustrzeń o dwa
kilo większy. I tego dnia już wiedziałem, że od karpiowego zbiornika dzieli mnie 45 minut spokojnej
jazdy...
Ichtiolog z Serocka pływał od kępy roślin do kępy i zanurzał obręcz agregatu... Ale przecież nie wszystkie
kępy wabią wielkie karpia. Więc jak je znaleźć ogromie Zalewu? Jak je znaleźć w ogromie kęp?
W wielkich zatokach i na obszarach, gdzie dno opada powoli, następuje w starych i płytkich zalewach
nizinnych bujny rozrost roślinności. Ale nie rośliny przyciągają karpie, lecz fakt, że w gąszczu mnóstwo
jest pokarmu zwierzęcego. Karpiarza powinny zainteresować te miejsca, gdzie sporo jest "wodnej
kapusty", czyli grążele, ale trzeba też spojrzeć poza linię roślinności wynurzonej. Jeśli na końcu
występowania kształtnych liści dno opada wyraźnym skokiem, to nie jest to najlepsze miejsce. Trzeba
poszukać takiego obszaru, gdzie dno opada dalej pomaleńku i grążele oddają je we władanie łąkom
rogatka, wywłócznika lub moczarki, nieco mniej zachęcająco jest, kiedy zarasta je osoka i rdestnica...
Takie miejsca trzeba przeszukać i przesondować bardzo starannie. Mimo, iż od lat korzystam z
echosondy, to wciąż wożę ze sobą na łodzi przyrząd do fizycznego przeszukiwania dna - jest to
dziesięcioramienna kotwiczka z wtopionych w ołowiany walec szprychami rowerowymi. Sonar pokazuje
mi warstwę roślin, ja tym urządzeniem sprawdzam, jakie to są rośliny. Ramiona ze szprych zagarniają
kawałki roślin i wynoszą je ku powierzchni. Nie szukam jednak roślinnych kęp, odwrotnie. Szukam
nielicznych, ale występujących w Zalewie piaszczystych wysepek wśród podwodnej zieleni. Zarówno w
oczkach wolnej wody między grążelami, jak i na opadającym powoli dnie pośród łąk rogatka,
wywłócznika, moczarki - takie miejsca się znajduje. Na Zalewie jest duże falowanie wymywające muł
oraz detrytus i pozostawiające jasne, twarde dno. Rzadko wybieram płaszczyzny pośród grążeli wyciągnięcie dużego karpia z plątaniny mocnych łodyg jest często niemożliwe. Na swoje łowiska
wybieram więc takie piaszczyste placki już poza linią grążelowych liści, ale leżące możliwie jak najbliżej
nich i jak najpłycej. Na Zalewie Zegrzyńskim jest to najczęściej głębokość między 2. a 2,5 m. To
najczęściej obszary o średnicy ok. 2 m, dość regularnie odwiedzane przez karpie, szczególnie w okresach
dużego falowania wód zbiornika. Właśnie tu osadzają się bezkręgowce wypłukane z roślin, tutaj też
wyłażą raki amerykańskie, za którymi duże karpie przepadają.
Paradoksalne jest też to, że na takich miejscach osiada drobny pył z tysięcy kilogramów zanęty
wrzucanej w weekendy do akwenu. To prowokuje karpie do częstego ich przeszukiwania i zasysania tego
pyłu. Jeśli tylko mogę, staram się łowić we wtorki, kiedy zanęta jeszcze nie skwaśniała, a ryby już się
uspokoiły po sobotnio-niedzielnej nawale wędkarskiej. Podchody
Wybieram z reguły 2 lub trzy miejsca w nowo odkrytej połaci. Właściwie nigdy nie wracam przynajmniej, kiedy łowię samotnie - na miejsce już przełowione. Zalew jest dla mnie - jak mawiają
Brytyjczycy - jeziorem osobistych rekordów, a największą przyjemnością jest poznawanie tego akwenu i
potwierdzanie na wciąż nowych stanowiskach, że idę dobrą drogą. Że oto w kolejnym miejscu, niejako
na nieznanym terenie, potrafię sprowokować duże karpie do brania. Kiedy upoluję medalowego,
poszukiwania zaczynam od początku. W Zalewie, już od początku cofki na wysokości Dzierżoniowa,
http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 8 March, 2017, 20:11
Portal Muskie.Pl
Pogorzelca, karpie są wszędzie, we wszystkich miejscach spełniających warunki, jakie opisywałem wyżej.
Różny jest tylko czas i metody, jakimi można je zmusić do regularnego odwiedzania zanęconych połaci
twardego dna. W wielkich zbiornikach nawet te największe karpie prowadzą stadny, wędrowny styl życia.
Jeśli takie gromadki regularnie znajdować będą zastawiony stół, równie regularnie będą go odwiedzać.
Zanęcam niemal zawsze według dwóch schematów - jeśli chcę zasadzić się szybko, to nęcę kukurydzą z
puszki, gotowaną pszenicą, łubinem i grochem ze sporym dodatkiem kuleczek proteinowych mini o 8
mm średnicy. Zawsze jednak na placyk, w którym nęcę wrzucam kilkanaście kulek pełnowymiarowych.
Jeśli mi się nie śpieszy, to nęcę wyłącznie dużymi kulkami, nie zapominając przez pierwsze kilka dni o
wrzuceniu w łowisko sporej porcji standardowej zanęty na inne ryby. Pisałem już o tym, że karpie są
ciekawskie i wzmożony ruch innych gatunków ściąga je nawet wówczas, gdy nie żerują.
Nie mieszam nigdy atraktorów podczas przygotowywania kulek i innej zanęty. Niektóre zapachy się nie
znoszą i zmieszane po prostu śmierdzą inne potrafią się przytłumić. Dodaję do wszystkiego sporo cukru
lub jeszcze lepiej karmelu - karpie na zalewie są wybitnie słodkolubne, co widać choćby po ruchu w
kępach tataraku przed Zielonymi Świątkami. Potrafią wyżerać słodkie pędy i niszczyć tatarak, jak dziki
zagony kukurydzy.
Podczas samego łowienia donęcam bardzo oszczędnie - garścią kulek przynętowych wrzuconych przed
zakotwiczeniem łodzi i "dostrzeliwaniem" pojedynczych gulałek z procy. Łódź kotwiczę w taki sposób,
aby bez specjalnego trudu dorzucić w dwa pola nęcenia. Myślę o tym miejscu, zanim wybiorę
piaszczyste wysepki do nęcenia. Myślę też o tym, jak będę karpie holował - i to myślenie bardzo mi się
przydaje...
Nie zdradzę konkretnych miejsc, pozostawiając je staranności kolegów, którzy Jezioro Zegrzyńskie
zechcą wybrać za akwen swoich osobistych rekordów. Nie chcę zobaczyć kilkunastu łódek nad miejscem,
w którym łowiłem. Nie przez to, bym żałował zalewowych karpi, bo jest ich naprawdę ogromna,
nadspodziewana ilość. Boję się tylko syfu, jaki zostawiają na łowisku "przygodni karpiarze", jeśli nie uda
im się ryby złowić. Prawdziwemu łowcy karpi moje wskazówki w zupełności wystarczą, a przede
wszystkim wystarczy mu cierpliwości, aby karpie z Zalewu odszukać, zanęcić, złowić i wypuścić. One tam
są! Prawie w moim domu.
http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 8 March, 2017, 20:11