Księżniczka Wanduchna Czarnobrewa

Transkrypt

Księżniczka Wanduchna Czarnobrewa
Księżniczka Wanduchna Czarnobrewa
Bartek Jelonek i Jan Włosik
Piątek, 5 Wrzesień 2008 - Poprawki Czwartek, 19 Listopad 2009
Może sto, może dwieście, a może tysiąc lat temu, o poranku albo wieczorem, a może o innej
porze dnia, przyszła na świat w wawelskim zamczysku maleńka księżniczka. Uradowani rodzice
- Król i Królowa, nadali jej imię Wanduchna. Wszyscy jednak nazywali ją Czarnobrewa, gdyż
brwi na jej czole przypominały skrzydła jaskółki. W szczęściu i spokoju, bez złych czarownic,
czarnoksiężników i czarów, żyli długo, mądrze i radośnie...
Z okazji 14 urodzin
Czarnobrewej Król i Królowa pozwolili jej wybrać się samej na konną przejażdżkę
nadwiślańskimi ścieżkami. Polne kwiaty przyjaźnie schylały przed nią główki. Wisła, pełna
wodnego życia, mieniła się odcieniami zieleni, co chwilę rozświetlały ją blaski słoneczne. Dzikie
zioła pachniały mocno, drzewa wyciągały ulistnione ramiona, by ją objąć i uściskać.
Gdy przemierzała ścieżki podzamcza, znane od dziecka, została napadnięta i porwana. To
zgraja zbójców-rabusiów z odległej, niepołomickiej puszczy, pełnej zwierza strasznego,
ośmieliła się podnieść rękę na królewskie dziecię. Zastąpili drogę Wanduchnie, zarzucili płachtę
na głowę i skrępowali mocno. Wiedli związaną między sobą. Śmiali sięi planowali, ile talarów zażądają za jej zwrócenie. Nagle ktoś zastąpił im drogę. To znany rycerz Ludolud. On to,
zobaczywszy zza drzew co się dzieje z uwielbianą panną, ruszył na ratunek. Byłby ją od zguby
ocalił, ale zdradziecki nóż obwiesia znalazł drogę do jego serca... I w taki to sposób piękny i
odważny rycerz uwolniony został od ziemskich zadań. Przeniósł się nieoczekiwanie do krainy
duchów. Zbójcy-rabusie przywiedli porwaną do borów niepołomickich. Tu, związaną trzymali w
leśnej głuszy i szukali kupca na nią. Chętnym okazał się imć Henryk Szafraniec z Pieskowej
Skały. Zbój, znany nie tylko w okolicy, zapłacił żądaną sumę i dumny z siebie powiódł do swego
zamczyska. Teraz mógł żądać od Króla Uwięził Czarnobrewą w najwyższej wieży starego
zamku. To niezwykłe gmaszysko-więzienie. Strzegł go straszliwy smok trzygłowy i stu czarnych
rycerzy. Król i królowa schli w zamku wawelskim ze zmartwienia. Nikt nie widział zdarzenia
oprócz Ludoluda, nikt nie wiedział, gdzie szukać zaginionej. A Ludolud nie mógł nikomu
zdradzić tego, co widział. Rabusie, korzystając z łupu, nie słali wieści do zamku wawelskiego,
bo nie chcieli stracić głów. Biedna Wanduchna, samotna, wylewała łzy w pustej wieżycy i
skarżyła się ptakom na zły los. Tylko one jej zostały na pocieszenie, tylko w nich miała nadzieję.
Któregoś dnia przejeżdżał niebezpieczną okolicą Pieskowej Skały młody kupiec Dobrzysław.
Jechał z towarem do grodu krakowskiego. Ujrzał ptactwo kołujące nad wysoką basztą i
zatrzymał się. Pomyślał, pomodlił się wszelkich znanych sobie bogów o szczęście i ptaki
sfrunęły do niego. Opowiedziały historię uwięzionej Czarnobrewy i prosiły o pomoc. Nakazał im
Dobrzysław po orły do Ojcowa lecieć i na ratunek je wezwać. Tak ptaki zrobiły. On ukrył się za
skałami ze swymi ludźmi, by nie paść ofiarą właściciela-rabusia z zamczyska, złego smoka
trzygłowego lub stu czarnych rycerzy. Ledwie słońce wstało następnego dnia, rozległ się
miarowy szum. To para ogromnych królewskich ptaków przybywała na wezwanie. Wysłuchały
prośby kupczyka i uniosły się do wieży wysokiej. Tam, w oknie baszty, stała Czarnobrewa z
rękami złożonymi w niemej prośbie. Orlica zajęła rozmową straszliwego smoka. Biedny gad
siedział u stóp wieżycy, bardzo się nudził i marzł tak, że znajoma niania musiała mu zrobić na
drutach ciepły sweter. Narzekał na samotność, na brak powagi kasztelana, który zamiast
poważnej smoczej pracy każe mu pilnować dziewczyny. Przecież można ją zjeść i będzie po
sprawie...- łzy zalśniły mu w ognistych, czerwonych ślepiach. Skarżył się, że nie może
opuszczać zamczyska, a na obiad dostaje groch z kapustą zamiast porządnych młodych ludzi
czy zwierząt. A to tak bardzo szkodzi mu na zdrowiu. Kasztelan z chytrości oszczędza nawet na
diecie najodważniejszego sługi... Mądra orlica słuchała cierpliwie. Pilnowała dzioba, by nie
roześmiać się z naiwności smoka. Taki wielki, tyle czasu tu spędził, a niczego się o swoim panu
nie nauczył! Doradzała zmianę pana, okolicy i mieszkania. Proponowała ciekawie położoną
1/2
Księżniczka Wanduchna Czarnobrewa
Bartek Jelonek i Jan Włosik
Piątek, 5 Wrzesień 2008 - Poprawki Czwartek, 19 Listopad 2009
jamę pod wawelskim wzgórzem, gdzie o dobre towarzystwo, napitek i jadło znacznie łatwiej. A
Czarnobrewa? Wychyliła się, mocno uchwyciła łapy nadlatującego orła i poszybowała na
ziemię, do Dobrzysława. Uwolniona, nie wiedziała komu bardziej dziękować, ale nic nie zdążyła
zrobić. Usłyszeli rozdzierający wrzask, a gdy popatrzyli w górę, zobaczyli w oknie wieżycy
krzyczącego Szafrańca. Nie było czasu na rozmyślania. Jeszcze raz orły posłużyły pomocą i
przeniosły uciekających pod Wawel. Nie dogoniło ich stu czarnych rycerzach na stu czarnych
koniach. Gdy rozwścieczeni docierali do bram grodu, strażnicy podnieśli zwodzony pomost do
bramy, ją opuścili - i tak skończyła się ich wyprawa do Krakowa. Uciekających nie dogoniła
złość Henryka, który wygonił ze służby gadatliwego smoka, nie dogoniły przekleństwa
zbójców-rabusiów... Całych i zdrowych Wanduchnę i Dobrzysława ptaki opuściły na królewski
dziedziniec. Król i Królowa wybiegli z komnat na krużganki słysząc łopot skrzydeł i krzyk wielki.
Gdy zobaczyli zaginioną córkę, całą i zdrową, popłakali się z radości, która trwała i trwała... Na
cześć Dobrzysława wyprawili ucztę u Wierzynka i zwolnili kupczyka na zawsze z myta
rogatkowego. Orłu nadali tytuł ptaka królewskiego, a jego podobizna w koronie zdobi od tej
pory królewskie pieczęcie i znak kraju. Na wieczną pamięć o bramie, która ocaliła gród przed
100 czarnymi rycerzami na 100 czarnych koniach, król zarządził, by jej wizerunek, z głową orła,
po wsze czasy zdobił herb królewskiego grodu, zaś błękit i biel, na wieczną pamiątkę koloru
szat uprowadzonej Wanduchny, znaczą barwy królewskiego grodu Krakowa. Smok posłuchał
rady orlicy i zmienił lokal. Przeniósł się do jamy nazwanej później smoczą, a co król myślał o
tym, to już opowiemy w innej bajce. A królewna Wanduchna Czarnobrewa? O niej opowieść
potoczy się tak: ...
2/2

Podobne dokumenty