Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
Rafał
Różewicz
Czynne z powodu, że otwarte
Odżegnywać się od paragonu, to znaczy wstydzić się
własnych potrzeb? Zaspokajanych dzięki ekspedientce,
która za moimi plecami potraktowała go jak śmiecia,
wyrzucając, gdy tylko odstąpiłem ją na krok.
Jaką zaś rolę pełni kasa fiskalna, ta przelewająca
wszystko na papier grafomanka? Co nabija się
z każdej podsuwanej pod nos rzeczy, sprawiając że
kontakty machinalnie sprowadzają się do wymiany.
Cofamy się w rozwoju i jeszcze robimy to sprawnie?
Zastanawiam się w sklepie spożywczym, gdzie czytam:
„Przyjmiemy potomków Fenicjan ze Szkoły Handlowej”,
bo bez studiów niemożliwe jest wręczanie paragonu –
teraz go biorę, by mieć czarno na białym:
czego potrzebowałem i ile kosztowała chwila słabości
(wyraźnie mi ją wytknęła bohaterka drugiej strofy,
na co dzień borykająca się z uzależnieniem od prądu).
WIERSZE • RAFAŁ RÓZEWICZ
145
Wertując Empik
Być może istnieje równoległa rzeczywistość,
w której Polska to mocarstwo ze stolicą w Moskwie.
W której najlepsze drużyny oddają mecze walkowerem,
pozwalając każdorazowo wywalczać tytuł mistrza świata i Europy.
W której mistrzostwa są organizowane tylko u nas, jak igrzyska,
a otwarcie sprowadza się do czterogodzinnej mszy
odprawianej na stadionie imienia tych, co zginęli,
walcząc z ludźmi o innych poglądach.
W której Matka Boska nie jest wcale Żydówką,
a Polką – dokładnie Matką Boską Częstochowską.
W której Finowie porzucili swój model edukacji na rzecz polskiego
i przestali przesiadywać w domach, lecz przed nimi.
W której nie ma surowca, jakiego byśmy nie mieli,
przez co Stany coraz głośniej mówią o konieczności interwencji.
W której Niemcy to państwo słabo rozwinięte
i w rocznicę bitwy pod Grunwaldem są zabijani naprawdę.
W której współczynnik przyrostu jest na tyle duży,
że postanowiono zlikwidować szpitale i uziemić karetki.
W której wszystkie dzieci świata uczą się patrzeć na siebie wilkiem
i wszystkie rodziny świata do sandałów zakładają skarpetki.
W której każdy poliglota mówi „kurwa” na powitanie
i „ja pierdolę” – na zakończenie dnia.
Być może jednak istnieje równoległa rzeczywistość,
w której sprawy mają się nieco inaczej. Lepiej?
146
PRESSJE 2014, TEKA 37
Ur t ic a d i o ic a
Pokrzywa zwyczajna z rodziny Kowalskich
(dla znajomych wszystkie rośliny to chwasty)
wyzwoliła się spod panowania asfaltu,
zachęcona poczynaniami krewnych w Prypeci.
Ogłosiła niepodległość w blasku chwały ulicznej lampy,
którą następnie uznały niesforne psy,
olewając zupełnie – tak bardzo wsadziły nosy w nasze sprawy.
Był to przedsmak wegetacji w pobliżu aut szturmujących
drogę, która po remoncie liczyła na skok w dal w rejestrze.
Zabawy z bronią – czyli nożyczkami – orkiestrę, przecinanie wstęgi.
W zamian przyszło się zmagać z własnymi słabościami:
brakiem przejść, linii – symbolami prowincji.
I gdy ona wyszła na jaw, ulica nie dała po sobie poznać:
pęknięcia na powierzchni – wyłącznie dla ciekawskich.
Nie chcą jej wyrwać (bo nie pozwala się dotknąć),
choć i tak myślę o niej z czułością. W końcu nie każdemu się udaje,
z obojętnością godną Boga przyjmować to, co dzieje się wokół.
147