Hydrargyrum sulfuricum rubrum w lampce wina Z ciężkim sercem

Transkrypt

Hydrargyrum sulfuricum rubrum w lampce wina Z ciężkim sercem
Hydrargyrum sulfuricum rubrum w lampce wina
Z ciężkim sercem chwytam za pióro, gdyż nie dawniej jak wczoraj otarłem się o śmierć.
Wszystko zaczęło się pewnego listopadowego popołudnia, kiedy wraz z moim serdecznym
przyjacielem, doktorem Watsonem nie zdążyliśmy na rozprawę oskarżonego o morderstwo
brata Barrymora Smitha. Weszliśmy na salę sądową w chwili, gdy sędzia Coroner ogłaszał
wyrok uniewinniający Smitha z powodu braku jednoznacznych dowodów jego winy.
- Za późno, Holmesie – na powitanie powiedział zawiedziony inspektor Lestrade. –
Próbowałem nie dopuścić do ogłoszenia wyroku przed pańskim przybyciem, ale nie udało
się. Gdzie pan się, do diabła, podziewał!?
- Gdyby nie dorożkarz, który woził nas po całym Londynie na pewno zdążylibyśmy. Chyba
był dziś pierwszy dzień w pracy – odpowiedział zdenerwowany Watson.
- Nie, Watsonie – wtrąciłem się do rozmowy. – Ten fiakier celowo urządził nam przejażdżkę
po mieście. Spodziewam się, że to nie koniec naszych kłopotów.
- Co pan ma na myśli ? – dopytywał się inspektor, ale nie odpowiedziałem na to pytanie. Sam
jeszcze nie wiedziałem, co nas czeka. Lestrade próbował się jeszcze czegoś dowiedzieć, ale
pożegnaliśmy się z nim szybko. Było za wcześnie, aby ujawniać mu jakiekolwiek szczegóły.
Gdy opuszczaliśmy budynek sądu, przed schodami czekała na nas dorożka. Ku naszemu
zdziwieniu wyszedł z niej Smith, zwolniony właśnie z więzienia.
- Panie Holmes, mamy chyba coś do omówienia. Proponuję spotkanie jutro o 17 w restauracji
przy Sussex Garden – nie czekając na odpowiedź wskoczył do dorożki. Zauważyłem, że
powoził nią ten sam fiakier, który jeździł dziś z nami po Londynie.
- Do zobaczenia – powiedziałem i razem z Watsonem wróciliśmy na Baker Street.
Po powrocie napisałem list do właściciela restauracji na Sussex Garden i wysłałem go przez
Wigginsa – ulicznego łobuza, któremu już nieraz powierzałem do wykonania różne zadania.
Odpowiedź przyniósł po upływie godziny.
- Powiesz mi, o co chodzi? – dopytywał Watson.
1
- Oczywiście. Pojutrze – odpowiedziałem.
- Czy naprawdę zamierzasz spotkać się z tym mordercą? To przecież oczywiste, że będzie
próbował się ciebie pozbyć.
- Bądź spokojny, przyjacielu.
- Jak mam być spokojny, skoro grozi ci niebezpieczeństwo?
- Nie pierwszy raz, Watsonie. Powinieneś się już przyzwyczaić. Teraz o nic nie pytaj. Nie
chcę cię bez potrzeby denerwować.
Następnego dnia, gdy szykowaliśmy się do wyjścia na Sussex Garden poleciłem
Watsonowi, aby zabrał ze sobą swoją broń. Był zaskoczony moją prośbą, ale przestawały go
powoli dziwić moje „ekscentryczne zachowania” , jak się wyraził.
Na wszelki wypadek do restauracji postanowiliśmy udać się na piechotę, pamiętając o tym,
jak niedawno dorożkarz woził nas po całym Londynie udając, że nie wie ,gdzie jest budynek
sądu. Nie podejrzewałem, żeby Smith ponownie zdecydował się na taki ruch, nie chciałem
jednak krytykować dedukcji Watsona. Padał deszcz, ale nie zniechęciła nas pogoda. Szliśmy
mokrymi ulicami, mijaliśmy przemoczonych przechodniów. Nie byliśmy w zbyt dobrych
nastrojach, chociaż próbowałem rozbawić Watsona żartami na temat angielskiej pogody.
Gdy dotarliśmy do restauracji, Smith już na nas czekał. Na stoliku, który zarezerwował
stała butelka dobrego wina i trzy kieliszki. W restauracji nie było zbyt wielu gości. W rogu
sali siedziało dwóch starszych dżentelmenów, przy oknie jakieś młode małżeństwo.
Zauważyłem też samotnego cyklistę.
- Zapraszam, panowie – odezwał się Smith. -Nasze spotkanie proponuję rozpocząć od
wzniesienia toastu za moją wolność. Musi pan przyznać, Holmes, że dorożkarz świetnie
wywiązał się ze swojego zadania. Panie Holmes, proszę otworzyć butelkę!
- Z przyjemnością – odparłem, po czym nalałem wina do kieliszków. – Pańska wolność nie
jest jednak sprawą zamkniętą. – Po tych słowach wypiłem lampkę wina. Watson zrobił to
samo.
Smith patrzył na nas z dziwnym uśmiechem. Nagle do naszego stolika podszedł kelner,
którego tutaj wcześniej nie widziałem i wręczył Smithowi list. Przeczytawszy go Smith
gwałtownie wstał.
- Wybaczcie panowie, musimy się już pożegnać. Wzywają mnie pilne sprawy.
Nie czekając ani chwili dłużej wybiegł z restauracji.
Siedzieliśmy z Watsonem parę minut przy stoliku, po czym poprosiłem właściciela
restauracji o przyniesienie mojego pakunku, zgodnie z naszą wczorajszą umową zawartą
listownie za pośrednictwem Wigginsa. Była to butelka wina, takiego samego, jakim
poczęstował nas Smith.
2
Zabrawszy butelkę wróciliśmy na Baker Street. Padało jeszcze bardziej, ale tym razem
wezwaliśmy dorożkę, która zawiozła nas prosto do domu. Na szczęście nasza gospodyni, pani
Hudson, przygotowała dla nas ciepłą kolację, bo byliśmy bardzo głodni.
Kiedy Watson poszedł do swojego pokoju, zasiadłem w moim domowym laboratorium.
Badałem zawartość butelki z winem przyniesionym z restauracji przy Sussex Garden.
Pracowałem całą noc. Nad ranem poznałem jej tajemnicę: hydrargyrum sulfuricum rubrumtrucizna, która zabija powoli, ale skutecznie.
Obudziłem Watsona i poprosiłem, aby przyprowadził na Baker Street inspektora Lestrada.
Nie minęła godzina, gdy obaj wrócili. Zdziwiony Watson i niewyspany Lastrade.
- Panie Holmes, nigdy nie popieram amatorskich metod prowadzenia przez pana śledztwa, ale
tym razem zupełnie nie pojmuję, o co tutaj chodzi. Przecież sprawa Smitha została
zakończona wczoraj przez sędziego Coronera i …
- Witam, inspektorze. Zaraz wróci pan do Scotland Yardu. Następnie wezwie pan na
posterunek Smitha i poinformuje go, że wczoraj zostałem otruty.
- Wybaczy pan, Holmes, ale…
- Powie mu pan, że świadkowie widzieli nas razem w restauracji przy Sussex Garden około
godziny 17. I że istnieje obawa, że on również mógł zostać otruty.
- Wytłumaczy mi pan wreszcie o co chodzi?
- Tak, w drodze do Scotland Yardu.
Pospiesznie założyliśmy płaszcze – ja, moją ulubioną czapkę - i ruszyliśmy na posterunek.
Znowu padało. Nie wchodząc w szczegóły opowiedziałem inspektorowi Lestradowi, jak
Smith zaprosił nas wczoraj na obiad, jak upewniłem się u właściciela restauracji, że zamówił
wino, jak kazałem właścicielowi restauracji dyskretnie podmienić butelkę wina, zamówioną
przez Smitha na identyczną, jak Smith wybiegł z restauracji upewniwszy się, że wypiłem
lampkę wina.
- Wybaczy pan Holmes, ale nadal nie rozumiem, co ma do tego Smith?- podsumował moją
wypowiedź inspektor.
- Wino, którym nas poczęstował było zatrute.
- Skąd pan to wie?
- Zbadałem je w moim domowym laboratorium. Znalazłem w nim hydrargyrum sulfuricum
rubrum. To trucizna.
- I myśli pan, Holmes, że Smith przyzna się do tego, że pana otruł? Proszę wybaczyć, ale w
mojej długoletniej karierze nie spotkałem mordercy, który…
3
- Panie inspektorze – przerwałem – jeśli Smith nie ma z tym nic wspólnego, to na wiadomość
o mojej śmierci najpierw pojedzie do szpitala w obawie, czy sam nie został otruty.
Zapewniam pana jednak, że Smith przyjedzie od razu na posterunek.
- Dlaczego jest pan tego taki pewny?
- Bo nie wypił wina, którym poczęstował mnie i doktora Watsona.
- No tak, to logiczne. Ale mówił pan, że butelka nie była otwierana. Skąd się więc wzięła tam
trucizna?
- Na to pytanie odpowie nam być może sam Smith.
Gdy dotarliśmy do Scotland Yardu Lestrade wezwał pismem urzędowym Barrymora
Smitha na posterunek, przy czym konstablowi, który do niego pojechał polecił powiedzieć, że
sprawa dotyczy Sherlocka Holmesa, który został wczoraj otruty, a którego widziano wczoraj
w towarzystwie Smitha w restauracji przy Sussex Garden.
Watson i ja schowaliśmy się w pokoju Lestrada i czekaliśmy podenerwowani na dalszy
ciąg wydarzeń. Z mieszkania Smitha na posterunek dorożką jechało się około 10 minut.
Pieszo zajmowało to około 20 minut. Po 15 minutach usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Wszedł
policjant i oznajmił przybycie niejakiego Barrymora Smitha.
- Niech wejdzie – polecił inspektor.
Smith z udawanym niepokojem wszedł do pokoju inspektora.
- Poinformowano mnie, że Sherlock Holmes nie żyje. Czy to możliwe?
Inspektor odpowiedział pytaniem na pytanie:
- Czy przyszedł pan tutaj prosto z domu?
- Tak.
- Czy wczoraj spotkał się pan z Holmesem w restauracji Sussex Garden, gdzie
najprawdopodobniej został otruty?
- Tak, ale…
- Czy nie lęka się pan o swoje życie, skoro w pana towarzystwie otruto Holmesa?
- Co to za pytanie? Czy pan mi coś zarzuca?
Smith był zdenerwowany, chociaż starał się to ukryć. Nie potrafił odpowiedzieć na pytanie
inspektora. Dlaczego nie poszedł do szpitala? Dlaczego nie wezwał lekarza? Nie przewidział
takiego rozwoju wydarzeń. Kiedy z ukrycia wyszedł Holmes, Smith zaniemówił zupełnie. Jak
to możliwe? Przecież wczoraj podał mu zatrute wino?
4
- Nie wiem tylko, jak zdołał pan zatruć wino nie otwierając butelki, chociaż mam już pewną
teorię na ten temat – powiedziałem.
- Za pomocą strzykawki – odparł Smith.
- Jest pan aresztowany! – z nieukrywanym zadowoleniem zawołał inspektor Lestrade.
Nie czekaliśmy na dalszy przebieg wydarzeń. Zignorowałem pełne zemsty oczy Smitha.
Ponieważ przestało padać, na Baker Street wróciliśmy pieszo. Zaraz po wejściu do salonu
zapaliłem fajkę i przejrzałem poranne wiadomości w „THE TIMES”. O aresztowaniu Smitha
jeszcze nie pisano…
5

Podobne dokumenty