Pobierz - Portal Pisarski

Transkrypt

Pobierz - Portal Pisarski
Kronikarze Jego Królewskiej Mości — Faber
Kronikarze Jego Królewskiej Mości
Dwudziestego dziewiątego dnia, pierwszego miesiąca pory wylewu Nilu, w siódmym roku panowania
Króla Sokoła, Pana Górnego i Dolnego Egiptu, Menmaatre Seti, Ukochanego przez Ptaha, do świętego
miasta Abydos wpłynął statek kurierski. Oprócz standardowej korespondencji z pałacu królewskiego
położonego w delcie Nilu do znajdujących się daleko na południu Teb, na pokładzie znajdował się
dostojnik z otoczenia władcy. Młody, ledwie dwudziestopięcioletni, Strażnik Królewskich Koron
przybywał do centrum kultu Ozyrysa z misją zleconą mu osobiście przez Jego Królewską Mość.
W kanale łączącym port z rzeką tłoczyły się wyładowane wapieniem i granitem transportowce.
Szambelan Peser z satysfakcją przyglądał się rojnemu miastu. Tysiące jeńców wziętych w zwycięskich
kampaniach w Syrii, Libii i Sudanie, trudziło się w pustynnych kamieniołomach dobywając materiał,
który Egipcjanie przekuwali na pomniki sławiące nową, od niespełna dziesięciu lat panującą, dynastię.
„Chwała i potęga ukochanemu przez bogów krajowi. Jak najszybciej zapomnieć o zniewieściałych
rządach heretyka Echnatona i o jego nieudolnych następcach. Staremu Horemhebowi, który objął po nich
władzę, wystarczyło sił na uratowanie państwa, ale to królowie, Ramzes I i Seti I, ukarali dzikich
Libijczyków, buntowniczych Kuszytów i zdradzieckich Amorytów.”
Dowódca statku wymanewrował wlokące się barki i sprawnie dobił do nabrzeża. Czując czyjąś obecność
za plecami Peser odwrócił wzrok od ciemnej, zmąconej corocznym wylewem wody i spojrzał na czubek
głowy schylonego w ukłonie sekretarza.
- Gotowi? A więc schodzimy.
Orszak skierował się w stronę miasta, krok za dygnitarzem szedł Nu, jego osobisty sekretarz. Za nim,
znów w stosownej odległości, podsekretarze. A dalej prości skrybowie, w obrębie swojej grupki także
przestrzegający kolejności wynikającej z długości służby u królewskiego zausznika. Tylko sześciu z nich,
wcale nie najbieglejszych w sztuce, szło na czele kolumny. Prężąc mięśnie wytrenowane w syryjskim
korpusie wymachiwali w rytm kroków grubymi, cedrowymi laskami. W ich przypadku przewieszone
przez barki pokrowce z przyrządami pisarskimi wydawały się zupełnie zbędnym dodatkiem.
Tego dnia nie mieli okazji do skorzystania ze swoich specjalnych umiejętności. Plisowane spódniczki i
ufryzowane włosy tak odróżniały przybyszów od tłumu przepychającego się na ulicach Abydos, że
orszakowi ustępowano z drogi bez cedrowej zachęty. Marynarze i robotnicy pochylali w niskich ukłonach
przetłuszczone i zasypane pyłem głowy.
Po wydostaniu się z miasta szambelan podzielił swoją świtę. Podsekretarze z przydzielonymi
pomocnikami zostali wysłani, by sprawdzić jak przebiega renowacja grobowców pierwszych monarchów
i sanktuarium Głowy Ozyrysa. Peser z nadzieją oczekiwał dobrych wiadomości od tej ostatniej grupy.
Pod koniec pory Achet wszystkie prace w mieście zostaną wstrzymane, a robotnicy ustąpią miejsca
tysiącom pielgrzymów z całego Egiptu, przybywających by uczestniczyć w pięciodniowych misteriach
odtwarzających śmierć i zmartwychwstanie Ozyrysa.
Kolejny podsekretarz otrzymał zadanie odebrania sprawozdania od przedstawiciela lokalnego nomarchy.
Pozostali ruszyli w stronę głównego celu wizyty, świątyni Ozyrysa, której budowę zlecił Jego Majestat.
Po przybyciu na miejsce szambelan wymienił z sekretarzem spojrzenia. Tak jak się spodziewali,
świątynia daleko jeszcze odbiegała od architektonicznej wizji zatwierdzonej przez króla.
1
Niekompletny portyk, kolumny pozbawione dekoracji, usypane z piachu tymczasowe rampy zamiast
szerokich schodów. Na budowie panowała całkowita cisza, nie było widać żadnych pracowników,
nikogo, kto mógłby udzielić jakichś wyjaśnień.
Z posępnymi minami szli przez rozkopany plac, omijając porzucone włóki służące do transportu kamieni.
Przyglądając się ogromnej budowli sekretarz zwrócił uwagę na ledwie zaczęty dach nad salą kolumnową.
Szambelan zaglądnął za północny narożnik fasady i zamarł. W cieniu, wygodnie oparci o ścianę siedzieli
sobie robotnicy. Kilkunastu raczących się piwem nierobów.
Dygnitarz zacisnął zęby.
I nie byli to zwykli kamieniarze, czy niewolnicy. Kolekcja dłut i młotków rozrzuconych wokół nóg
dowodziła, że na leniuchowaniu dała się przyłapać brygada rzeźbiarzy.
Szambelan i sekretarz spojrzeli sobie w oczy.
„Co, tu się dzieje? Taki, wyspecjalizowany zespół powinien mieć zaplanowany każdy dzień sezonu
budowlanego i przechodzić z jednej budowy na drugą.”
„Oto mój pan w pierwszym dniu inspekcji odnalazł trop, a gdy wyjaśni powód opóźnień cząstka łaski
królewskiej spłynie także i na mnie” – pomyślał Nu.
- Nu! Dowiedz się, dlaczego ci ludzie nie pracują? – warknął Peser.
Szambelan wyszedł z cienia rzucanego przez budowlę i - udając, że nie widzi zawiedzionych min swoich
silnorękich pisarzy ponuro gapiących się na gromadę wałkoni - przymknął powieki obracając twarz ku
słońcu.
„Tak, ta budowa wkrótce ruszy, a potem... „
- Panie, ci pijacy nic nie wiedzą – głos sekretarza zakłócił myśl dostojnika. - Opowiadają jakieś mało
wiarygodne plotki. „A, bo to sie kłócom te tebańskie pisarze” – Nu, dość udanie naśladował kamieniarza.
Szambelana dowcip nie rozbawił.
- Gdzie kapłan nadzorujący tę bandę? W świątyni?
Gdy Nu potwierdził, Peser ruszył prawie biegiem. Po przekroczeniu portyku z każdym krokiem jego
samopoczucie pogarszało się. Nagie ściany, surowe kolumny głównej sali, nieukończone sanktuaria
bogów. Zatrzymał się przed kaplicą Setiego i zajrzał do korytarza prowadzącego na zaplecze. Ściana, na
której powinny widnieć wizerunki króla i następcy tronu oddających cześć świętym kartuszom
poprzednich władców Egiptu, była pusta.
- Znajdźcie tego pisarzynę – wycedził.
Skrybowie i ochroniarze rozbiegli się po świątyni i po niedługiej chwili dostojnik mógł wyładować swoją
wściekłość.
- Dlaczego się tak trzęsiesz? – Wrzeszczał na mężczyznę leżącego u jego stóp– Boisz się kijów? Nie
pochlebiaj sobie! Myślisz może, że królewski szambelan będzie się zajmował karaniem kogoś takiego!
Jeżeli ponosisz winę za opóźnienia, baty dostaniesz od swojego przełożonego!
Choć nie powinien, bo przyjęta przez Pesera strategia nie zachęcała nadzorcy do zwierzeń, ubawiony Nu
z trudem ukrył uśmiech.
- Co, ty tam tak ściskasz? – Krzyczał dalej dostojnik, przyglądając się zbielałym palcom, kurczowo
obejmującym kamień szlifierski.
Sekretarz wyjaśnił swemu panu, że znaleźli nadzorcę w kaplicy Amona-Re przy polerowaniu detalu,
który wyglądał na całkowicie wygładzony.
- A! Nudzicie się! – Ucieszył się dygnitarz. – Co zrobiliście przez cały miesiąc? Głośniej, człowieku! Nie
dostaliście rysunków? – Zdziwił się. – Komu wy właściwie podlegacie? Wiem, że nadzorcy prac w
Górnym Egipcie! Ja pytam: z którego Domu Życia otrzymujecie projekty? Nu, czy on powiedział: Teby?
- Tak panie, powiedział: Dom Życia przy świątyni tebańskiego Amona.
- Zgłaszałeś to komuś? – Szambelan popatrzył groźnie na młodego kapłana. – Jacy wszyscy? Ja nic nie
wiem! I jaka komisja? Zgromadzenie pisarzy Jego Królewskiej Mości zaaprobowało teksty wszystkich
2
inskrypcji w zeszłym roku. Wstępny projekt? – Wykrzyknął z najwyższym zdumieniem. – Co? Nadal
obradują?
- Nu, nic z tego nie rozumiem – stwierdził zrezygnowanym głosem Peser. – Jedziemy do Teb.
---
Na zapleczu świątyni Amona tebańskiego, w starym magazynie zbożowym, którego trzcinowe ściany
ongiś porządnie wylepiono gliną, stało, siedziało i kucało kilkudziesięciu mężczyzn.
- Dziwne miejsce wybrałeś - mruknął szambelan.
- Uwierz mi, synu, to najwłaściwsze miejsce. Pierwsze spotkanie odbyło się w głównym gmachu. I
bardzo tego żałowałem. Powaga świątyni... – urwał. – Zresztą, za chwilę przekonasz się, że postąpiłem
słusznie.
Nebneczeru, Pierwszy Prorok Amona kilkakrotnie uderzył laską w ziemię uciszając rozmowy.
- Powitajmy wysłannika jego Królewskiej Mości, Strażnika Królewskich Koron, dostojnego Pesera.
Pisarze zwrócili się w stronę szambelana.
- Pozwól, że przedstawię ci najznamienitszych członków naszego zgromadzenia: kronikarzy, znawców
dawnej wymowy i sposobów zapisu, przedstawicieli Domów Życia i wszystkich kancelarii z Obu
Królestw. Oto Chnummose, kapłan-kronikarz Amona, mój wychowanek – podkreślił z zadowoleniem. A to Penre z Koptos, pisarz i architekt królewski.
- Następca tronu, książę Ramzes, bardzo chwali twoje projekty – powiedział uprzejmie szambelan
odkłaniając się budowniczemu.
- Z Dolnego Egiptu, ze światyni Ptaha, przybył do nas świętobliwy Prehotep, obok niego drugi
memfijczyk, królewski pisarz Tunry.
- Ja także przedstawiałem na dworze swoje plany, dostojny szambelanie – przypomniał się Tunry.
Peser skinął głową, dworskim uśmiechem umiejętnie maskując zdziwienie widokiem nieznajomej twarzy.
- Nebre ze świątyni w Heliopolis i dobrze ci znany, jak sądzę, szlachetny Tija, pisarz z dworu Jego
Majestatu.
Tija, mąż ukochanej córki króla Setiego, kobieciarz i znawca mody, umiejętnie podlizujący się królowej
matce, powitał szambelana szerokim uśmiechem.
- Nie zazdroszczę ci, stary. Nie wiem czy pamiętasz, ale wspominałem, że ta budowa to nie jest łatwa
sprawa. Zaraz sam zobaczysz.
- Kapłani Setha z Ombos i z Delty – kontynuował Nebneczeru – pisarz z świątyni Sobka, kanceliści
korpusu syryjskiego, pisarze z pogranicza nubijskiego.
Peser przywitawszy się z najważniejszymi członkami komisji stanął na środku sali, odczekał chwilę, aż
uwaga wszystkich obecnych skupi się na jego osobie i zawołał donośnym głosem.
- Niech czuwa nad naszą pracą bogini Seszat, pani królewskich kronik. Obyśmy wszyscy osiągnęli
doskonałość na drodze do prawdy i harmonii. Amonie, o ukrytym imieniu, najwyższa potęgo, skieruj na
nas swój wzrok - Peser uniósł ręce – wysłuchaj nas, bądź pomocny w naszym dziele! Całym sercem
pracujmy wszyscy dla Jego Królewskiej Mości, przepełnieni miłością do Króla Górnego i Dolnego
Egiptu, Pana Obu Krain, Setiego, oby żył w szczęściu i zdrowiu.
Prorok Nebneczeru, zadowolony z przyznania jego bogu decydującej roli uśmiechnął się do syna.
Wszyscy pisarze ze czcią pochylili głowy tylko Prehotep z Memfis kaszlnął sucho.
3
- I módlmy się do Ptaha, Twórcy bogów i ludzi.
- Módlmy się – potwierdził szambelan głosem pełnym szacunku.
- O, błyszczący, podtrzymujący życie bogów! – Zaintonował Prehotep. – Promienisty, który wznosisz się
na swoim widnokręgu! Pozdrowienie tobie Ptahu-Totenenie!
- Trzech jest bogów! Amon, Re i Ptah – w modlitwę włączył się prorok Amona. – O Jedyny! Amon to
imię, oblicze ma Re, a ciałem jego Ptah!
Ciszę po zakończeniu modłów przerwało stuknięcie laski Nebneczeru.
- Zaczynajmy! – Oznajmił.
Królewski szambelan z zaciekawieniem obserwował, jak sala zaczyna się dzielić. Rozpadły się grupki
wymieniające plotki z wybrzeża i pogranicza nubijskiego, rozeszli się dyskutanci spierający się o tryb
realizacji najnowszych zarządzeń. Pisarze mijali królewskiego szambelana kierując się w stronę
północnej lub południowej ściany magazynu.
Na czele mniejszej, północnej partii stał Prehotep z Memfis, mający po prawej heliopolitańczyka Nebre.
Za ich plecami pisarz Tunry instruował zwolenników, jednocześnie nerwowo przeglądając podawane
przez sekretarzy papirusy.
Większość obecnych przeszła nas drugą stronę sali. Tam, dostojnych kapłanów i poważnych pisarzy
skupili wokół siebie Chnummose z Teb i architekt Penre, najwidoczniej przywódcy tej fakcji.
Młodzi skrybowie i opięci szerokimi skórzanymi pasami wojskowi kanceliści stanęli tuż obok, otaczając
hałaśliwego Tię rozpowiadającego stołeczne niedyskrecje, oczywiście, tylko te, które dotyczyły żon i
córek pośledniejszych dworaków.
Prorok Nebneczeru pokiwał głową z widocznym smutkiem i powtórzył.
- Zaczynajcie.
- Sprawdziliście swoje archiwa? – Chnummose bez wstępu zaatakował Memfijczyków.
Tunry z oburzeniem popatrzył na kronikarza Amona i gwałtownie gestykulując zbliżył usta do ucha
Prehotepa. Kapłan Ptaha powstrzymał go gestem dłoni i z miłym uśmiechem zwrócił się do Tebańczyka.
- To znaczy?
- Dobrze wiesz, o co chodzi! O pierwszych pięciu władców, o Menesa i jego następców.
Prehotep uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Podtrzymujemy stanowisko z poprzedniego spotkania: brak tych imion w naszych spisach. Pierwszym
poświadczonym władcą Obu Krajów był Merbiapen.
- Meribiap – poprawił Penre z Koptos. – Pisowni też nie sprawdziliście?
- Sprawdziliśmy - wtrącił się Tunry. – A jego następca to Kebehu – dodał ze złośliwym uśmiechem.
- Kebeh – wycedził przez zaciśnięte zęby Penre. – Znowu zaczynacie?
- Zaraz, zaraz, a kto tym razem zaczął? – Spytał heliopolitańczyk Nebre
- Wy! – Zaśmiał się królewski zięć.
Dworzanie i żołnierze poparli Tiję, donośnym buczeniem zagłuszając odpowiedź Tunrego.
Szambelan odciągnął ojca na bok i zniżył głos
- Co się dzieje? Górny Egipt przeciw Dolnemu?
- Kolejny raz to samo – westchnął Nebneczeru. – Kłócą się o kolejność, legalność, pisownię. Inne prace
odłożone, wszyscy pisarze przeszukują archiwa. – Prorok Amona spuścił głowę unikając wzroku
szambelana. – Tia miał rację, niepotrzebne ci to było. Boję się o twoją karierę, synu – westchnął ciężko,
wiercąc laską dziurę w glinianej podłodze.
4
- Mów dalej, ojcze – powiedział spokojnym głosem Peser.
- Jeśli chodzi o podział, to niezupełnie masz rację, Teby kontra Memfis brzmi lepiej. Ale po naszej
stronie jest dwór – wskazał głową królewskiego zięcia – armia i większość świątyń z obu krajów.
Memfijczyków popiera Heliopolis i kilka mniej ważnych ośrodków.
- Mamy, więc dwie, sprzeczne wersje wyglądu tablicy, dobrze rozumiem? – Spytał szambelan. – I nie
treść inwokacji, co zazwyczaj dzieli świątynie, budzi te namiętne spory, a zestawienie imion władców?
- Tak.
Peser popatrzył na kłócących się pisarzy i pokręcił z niedowierzaniem głową.
Rozglądając się zauważył młodego skrybę w spódniczce z surowego, taniego płótna. Chłopak nie
zwracając uwagi na toczącą się dyskusję, siedział w kącie, oparty o ścianę magazynu i pracowicie
zapisywał stare podniszczone karty. Co jakiś czas chwytał trzcinę zębami, obliczał coś na palcach
mrucząc przy tym półgłosem i znów powracał do pisania.
Zaintrygowany szambelan podszedł i zajrzał do jego notatek.
Chłopak podniósł głowę i uśmiechnął się szeroko najwyraźniej zadowolony z zainteresowania dostojnika.
- Jestem Ipi, mój panie. Pisarz z Kancelarii Nadzorcy Skarbu Jego Dostojności...
- Co to jest? – Przerwał mu Peser. – Trzecia lista?
- Spisuję wszystkich królów, absolutnie wszystkich. Od czasów, gdy bogowie zstąpili, aby rządzić czarną
ziemią, aż do naszego pana Setiego, oby żył i panował w zdrowiu i...
Peser wyjął mu z rąk papirus i ze zdumieniem zobaczył imiona władców, o których nigdy nie słyszał.
Hyksoscy najeźdźcy, kilkumiesięczni samozwańcy, królowie okresów chaosu i upadku. Obok każdego
kartusza Ipi skrupulatnie zapisywał lata, miesiące i dni panowania. Szambelan schylił się po postrzępiony
papirus leżący obok kolan skryby. Imiona bogów: Ptah, Ozyrys, Horus.
Szambelan odwrócił kartę. Notatki Ipiego znajdowały się na odwrotnej, gorszej stronie zwojów. Na tej
właściwej, gładkiej i białej, figurowały stare zestawienia podatkowe.
Starając się mówić spokojnie, szambelan spytał.
- Ile ustaliłeś imion?
- Jeszcze nie skończyłem, mój panie. Ale myślę, na dziś, że będzie to nie mniej niż dwieście...
Peser cisnął zwoje na podłogę i odwrócił się gwałtownie.
- Wariat! – Ciężko oddychając podszedł do ojca. – Zgromadziłeś tu największych szaleńców z obu
królestw. Dwieście imion! To się nie zmieści na żadnej ścianie! Może mam dla niego przebudować
świątynię? Uczony głupek! – Peser machnął ręką i popatrzył na tebańsko-memficką grupę. – A ci, co?
Mają już dość?
Nebneczeru w milczeniu pokręcił głową.
- Po co? Po co to pierwsze „U”. Każdy się domyśli, jaki dźwięk tam ma być. Nie trzeba tego pisklaka
wszędzie wstawiać – Irytował się Penre.
- Tak się u nas pisze – burknął Tunry.
- Przyznaj lepiej, że ten ptaszek to jedyny znak, jaki ci wychodzi – szydził Tia.
- Ch-u-f-u – przegłoskował spokojnie Prehotep – Tak się pisze, jak się mówi.
- Ch-f-u! I każdy wie, o kogo chodzi – ripostował Chnummose.
5
Peser ujął ojca pod ramię i odprowadził w pustą część sali.
- Jego Majestat ma zamiar koronować następcę tronu, księcia Ramzesa – powiedział cicho.
- Dwóch władców! – Nebneczeru otworzył szeroko oczy. – Jak za dawnych czasów, ojciec i syn na
tronie. Ale to oznacza, że ruszą nowe budowy!
- Grobowiec, świątynie – przytaknął Peser. – I najprawdopodobniej to ja będę kierował pracami w
Górnym Egipcie. Jako wezyr, ojcze – dodał z dumą. – Tymczasem muszę przyspieszyć inwestycje już
rozpoczęte.
Nebneczeru pociągnął nosem i gwałtownym ruchem przytulił syna.
- Takie stanowisko w naszej rodzinie! Amonie, jakiż jestem szczęśliwy! Teraz trzeba pomyśleć o
małżeństwie, które wzmocni twoją pozycję. Co ty na to? – Spytał z niepokojem kapłan. – Rozumiesz
chyba, że czas skończyć z tancerkami?
- Tak ojcze, Naja, córka Poborcy Podatków z Busiris, jest piękna i bardzo bogata – odparł z uśmiechem
Peser.
- Niski urzędnik – skrzywił się Nebneczeru. – Nie, nie! Ja myślę o kimś z naszej sfery. Może bratanica
proroka z Krokodilopolis?
- Ładna? – Spytał z rezerwą szambelan.
Kapłan Amona pokiwał głową i obaj dygnitarze pogrążyli się w cichej rozmowie.
- No i kogo tu masz? – Krzyczał memfijczyk Tunry wyrywając papirus z ręki Penre. – Neczerikare,
Menkare, Dżedkare, Neferkare – odczytywał z ironią. - O, i Neferkahor! Toż to książątka, naczelnicy
powiatów, uzurpatorzy!
- Tutaj masz uzurpatora! O tu! - Rozzłoszczony Penre szturchał trzciną w listę adwersarza.
Tunry uważnie przyglądnął się kartuszowi kwestionowanemu przez architekta.
- Sobekkare to legalny władca – stwierdził zimno.
Penre westchnął ciężko.
- Sobekneferure, córka Amenemchata III ogłosiła się bezprawnie królem i przyjęła imię tronowe
Sobekkare.
- Mam! – Powiedział nagle ze swojego kąta Ipi. – Sobekneferure: trzy lata, dwadzieścia miesięcy i
dwadzieścia cztery dni rządów.
Członkowie komisji udali, że nie słyszą, większości udało się nawet zachować powagę. Niezrażony
skryba wrócił do przeglądania swoich zapisków.
- Sobekkare to męskie imię. Widzisz tu gdzieś żeński determinant? Jest jakaś szkoła w tym twoim
Koptos? – Zakpił Tunry.
Penre odwrócił się do Tiji i szepnął teatralnie.
- On jest taki męski jak ten władca.
Królewski zięć zarżał radośnie i z entuzjazmem poklepał architekta po plecach.
- Coś powiedział?! – Czerwony ze złości Tunry zerwał z ramienia drewniany przybornik pisarski i
zamachnął się z wyraźnym zamiarem ugodzenia potwarcy w głowę.
- A cała dynastia panowała dwieście trzynaście lat, jeden miesiąc i siedemnaście dni. – Stwierdził z
zadowoleniem Ipi, któremu właśnie udało się zsumować przodków Sobekneferure.
Tym razem naprawdę nikt nie słuchał. Prehotep złapał Tunrego za nadgarstek, a Nebre z szeroko
rozpostartymi ramionami odgrodził go od przeciwnika. Z drugiej strony Tija i Chnummose
przytrzymywali za ramiona rwącego się do bójki architekta.
- Królewscy Pisarze! – Zawołał donośnym głosem szambelan Peser. – O którego świętego władcę ta
wojna?
6
Dostojnik podparł się pod boki i złym wzrokiem spoglądał na prowodyrów zajścia.
Penre delikatnymi szarpnięciami wyzwolił się z uchwytu przyjaciół i przysiadł obok skrzyni z czystymi
zwojami. Ze skórzanego pokrowca wyciągnął nową trzcinę, delikatnie rozgryzł końcówkę zamieniając ją
w mały pędzelek. Lewą ręką rozprostował na kolanach czysty papirus
Cienie rzucane przez członków komisji powoli zbliżyły się, architekt rozrobił barwnik i namalował
symbol słońca. Szybkimi ruchami szkicował sylwetkę siedzącej bogini, ostatnią, najkrótszą kreskę
stawiając z eleganckim wygięciem nadgarstka. Ktoś cicho westchnął. Cienie pokiwały głowami z
uznaniem. Zadowolony z siebie pisarz uśmiechnął się kącikami ust. Wzorcowa bogini Maat z idealnym
piórem na głowie. Jeszcze jeden znak: uniesione ramiona i królewski węzeł dookoła całości. Architekt
odszukał oczy Memfijczyka i uniósł pytająco brwi.
- Maat-Ka-Re. Królewskie imię uzurpatorki Hatszepsut. I czego to dowodzi? – Zapytał obojętnym głosem
Tunry.
- Męskie?
Memfijczyk potwierdził skinieniem głowy i wzruszył ramionami.
- Nie widzę związku.
- Czyżby? – Penre klepnął się dłonią w kolano. – No dobrze – powiedział po chwili – spróbujmy inaczej.
Ile wschodów Sotisa dzieli nas od Maatkare?
- Pan poeta, a myślałem, że architekt – zakpił Tunry.
- Zazdrosny? Ile?
- Na okrągło: sto pięćdziesiąt lat.
- A od Sobekkare?
Pisarz wydął policzki, wydmuchnął głośno powietrze i rozglądnął się po sali szukając wsparcia.
- Z pięćset – stwierdził niepewnie Prehotep.
- Siedemset – pokręcił głową szambelan Peser.
- Przebijam – zaśmiał się Tija – Tysiąc!
- Pięćset dwadzieścia sześć lat. Zaraz obliczę miesiące i dni – powiedział Ipi.
- O godzinach nie zapomnij – warknął mąż królewny.
- Na tym etapie naszych prac to niepotrzebne – Penre wstał. – Jednak zgodzicie się wszyscy, że o ile
panowanie Hatszepsut jest nam dobrze znane, to o odległych czasach Sobekkare nie wiemy zbyt wiele.
Kamień wietrzeje, kroniki płoną...
- I dlatego możemy uznać, że Sobekkare to nie Sobekneferure – wszedł mu w słowo Tunry. – Uprzejmie
dziękuję za pomoc – skłonił się z ironicznym uśmiechem.
- Wojny spowodowały większe zniszczenia u was, w Dolnym Egipcie – Chnummose wtrącił się, by
dokończyć myśl kolegi. – Na południu mamy prawie kompletne archiwa, z których wynika, że gadasz
bzdury.
Ostrym stuknięciem ojcowskiej laski w klepisko, Peser zamknął usta szykującemu się do złośliwej
riposty Memfijczykowi.
- Dość! – Powiedział cicho Strażnik Królewskich Koron. – Koniec z tym! – Spojrzał na młodego pisarza
stojącego najbliżej drzwi – Proszę zawiadomić mojego sekretarza, że dzisiejszą noc spędzę w tej sali.
Członkowie komisji ze zdumieniem wpatrywali się w królewskiego wysłannika.
- I wy też – dostojnik wykrzywił usta. – Daję wam słowo: do jutra uzgodnimy listę boskich przodków
Jego Majestatu.
Zapanowało milczenie, pisarze wpatrywali się ponuro w podłogę.
- Tak sobie myślę – Penre podrapał się trzciną w prawą łopatkę – że Neferkahor jest problematyczny –
dokończył pojednawczym tonem, spoglądając na Memfijczyków.
7
Prehotep w milczeniu odkłonił się architektowi, ale na królewskim szambelanie ta częściowa ugoda nie
wywarła pozytywnego wrażenia.
- O, nie! Nic z tego, panowie pisarze – pokręcił głową Peser. – Zaczynamy od początku. Proszę podać mi
czystą kartę.
---
Nazajutrz, pierwszego dnia, drugiego miesiąca pory Achet, pisarze Jego Królewskiej Mości
skompletowali listę siedemdziesięciu pięciu imion Królów Sokołów i Synów Re, faraonów noszących
podwójną koronę przed Setim I.
Komisja oparła się na górnoegipskich kronikach, toteż wśród pierwszych władców znaleźli się: Meni,
Meribiap i Kebeh. Pominięto heretyka Echnatona i królowe – uzurpatorki.
Kamieniarze w Abydos, którzy załatwili sobie na całą jesień podwójne porcje piwa bardzo się zawiedli.
Po trzech dniach przepisana lista dotarła na plac budowy i nadzorca popędził swoich ludzi do roboty tak,
że wieczorem mieli ochotę tylko na sen.
Tunry zmarł wiele lat później jako Nadzorca Prac Królewskich Pomników faraona Ramzesa II, syna i
następcy Setiego. Uparty Memfijczyk kazał wykuć w swoim grobowcu alternatywny spis obejmujący
pięćdziesięciu ośmiu królów. Oczywiście jest wśród nich Sobekkare.
W muzeum turyńskim przechowywane są strzępy papirusu podatkowego, na którego odwrocie figurują
imiona bogów i faraonów. Egiptolodzy przypuszczają, że zestawienie mogło powstać podczas długiego,
prawie siedemdziesięcioletniego, panowania Ramzesa II Wielkiego.
Ale nie mają pojęcia, kto był jego autorem i w jakim celu go stworzono.
--------Szambelan Peser, prorok Amona Nebneczeru, architekt Penre z Koptos, pisarz Tunry, zięć królewski Tia
to osoby żyjące w czasach panowania Ramzesa I, Setiego I i Ramzesa II. Pozostali bohaterowie są
wytworem wyobraźni autora.
Kopiowanie tekstów, obrazów i wszelakiej twórczości użytkowników portalu bez ich zgody jest
stanowczo zabronione. (Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych, Dz.U. 1994 nr 24 poz. 83 z
dnia 4 lutego 1994r.).
Faber, dodano 18.12.2009 07:50
Dokument został wygenerowany przez www.portal-pisarski.pl.
8