Na progu niewiadomego

Transkrypt

Na progu niewiadomego
6 TEMAT TYGODNIKA ZAPROJEKTUJ SOBIE DZIECKO
TYGODNIK POWSZECHNY 35 | 28 SIERPNIA 2011
Na progu niewiadomego
Michał Bardel, Marcin Żyła: W obrębie jakich pojęć się poruszamy, kiedy mówimy o eugenice?
Magdalena Gawin: Eugenika przywiązana
do instytucji państwa odeszła do historii po
doświadczeniach nazizmu i nie ma już do niej
powrotu. Ale sama idea przetrwała w postaci
eugeniki liberalnej, która dotyczy swobodnych
decyzji jednostek. Filozof Philip Kitcher mówi
o prawie każdego człowieka do podejmowania
decyzji o charakterze eugenicznym. Przedwojenna eugenika chciała ograniczyć wolność
prokreacji; natomiast nowa chce te prawa
rozszerzyć: na pary niepłodne, jednopłciowe
i ludzi starszych.
Halina Bortnowska: Ale czy to jeszcze
jest eugenika?
MG: Tak, bo wciąż obiecuje ulepszenie organizmu, tyle że dla indywidualnych korzyści. Mam
tu na myśli m.in. techniki reprodukcyjne: in
vitro, manipulacje zarodkiem, wnikanie w jego
strukturę genetyczną. Nawet współodkrywca
struktury DNA James Watson twierdził, że
metody wspomaganego rozrodu stwarzają
duże możliwości ingerowania w wewnętrzną,
organiczną strukturę ludzi. I że jest tylko kwestią czasu, gdy będziemy tych manipulacji dokonywać. Watson był szefem ośrodka, który
powstał na miejsce Eugenics Record Office
(Biura Zbierania Materiału Eugenicznego).
Po II wojnie światowej instytucje eugeniczne
na Zachodzie zmieniały nazwy na ośrodki
genetyczne.
HB: Jednak przemianowanie ośrodka z eugenicznego na genetyczny oznacza powrót do
działalności poznawczej: genetyka nie projektuje istot ludzkich i jest jeszcze daleko do
tego, by dokładnie poznać wszystkie związane
z tym mechanizmy.
MG: To, czy będzie istniała wyraźna granica
między eugeniką a genetyką, zależy tylko od
nas. Postęp biotechnologiczny zaciera bowiem
coraz częściej różnicę pomiędzy ingerencjami
leczniczymi a eugenicznymi. Z technicznego
punktu widzenia „zaprojektowanie” np. wzrostu dziecka w taki sposób, aby było o kilka
centymetrów wyższe od rodziców, nie jest
trudne. Zwolennicy eugeniki liberalnej używają
argumentu, że skoro to rodzice decydują o wykształceniu dziecka, powinni mieć też prawo
decydowania o jego wzroście. Eugenika jest
więc powierzana rodzicom, tak jak wychowywanie dziecka – choć to nie to samo.
Na czym polega zagrożenie?
HB: Decyzje wychowawcze są w znacznym
stopniu odwracalne, a decyzja, że ktoś będzie wyższy – już nie. Poza tym zagrożenie
widzę w fakcie, że bezkrytycznie przyjmuje
się założenie, iż lepiej być wyższym! A skąd
to właściwie wiemy? Czy przekonując specjalistów do takiej manipulacji, nie dokonujemy
niebezpiecznej operacji, sprzecznej z zasadami
pluralizmu i rozmaitości, na których chcemy
Słuchaj więcej w audycji
Grzegorza Chlasty
w środę o 16.45, w Radiu TOK FM
Halina Bortnowska:
Chciałabym, aby w dyskusji o eugenice
bardziej liczył się rozum. Potrzeba
nam więcej ostrożności poznawczej
i świadomości, że z „majstrowania”
mogą wyniknąć i dobrodziejstwa,
i tragedie.
Magdalena Gawin:
Zwolennicy eugeniki liberalnej
mówią, że skoro to rodzice decydują
o wykształceniu dziecka, powinni mieć
też prawo decydowania o jego wzroście.
To nie to samo.
budować nowoczesne społeczeństwo? Jeśli
eugenika liberalna miałaby prowadzić do uniformizacji populacji według takich kryteriów,
byłoby to wyraźnie ryzykowne. Nie potrafimy
jeszcze przewidzieć niezamierzonych skutków
genetycznych manipulacji w materiale DNA,
nie wiemy również, jakie skutki społeczne
przyniosłoby postępujące ujednolicanie
populacji.
MG: Człowiek poddany manipulacji eugenicznej może mieć zaburzone poczucie własnej
autonomii, ponieważ jego cechy powstały na
zamówienie osób trzecich. Godzi to również
w jego tożsamość, odczuwanie siebie jako autora własnej biografii. Poza tym: zagrożenia
związane z eugeniką liberalną dotyczą bezpośrednio relacji rodzinnych, stosunku rodziców
do dzieci. Do tej pory mieliśmy przeświadczenie, że dzieci są dla rodziców darem. Naturalną
reakcją na narodziny dziecka jest ciekawość,
co przyniósł Pan Bóg albo zesłał los. Selekcja
eugeniczna zarodków lub poddanie ich manipulacji ulepszającej może sprawić, że dzieci
przestaną być już darem czy niespodzianką dla
rodziców, nie będą kochane za sam fakt, że po
prostu są. Staną się mniej lub bardziej udaną
realizacją projektu na zamówienie.
W Szwecji praktyki eugeniczne trwały aż
do lat 70. Jakby nie było nazizmu i II wojny światowej...
MG: Jestem przekonana, że gdyby nie doświadczenie Auschwitz, żylibyśmy w świecie
zaawansowanej eugeniki. Przed II wojną
panował klimat przyzwolenia na eugenikę
we wszystkich możliwych wariantach. O lu-
dziach niepełnosprawnych mówiło się „tępaki”,
„debile”, „idioci”, „matoły”. Istniało zjawisko
terroru nauki, eugenika była wykładana na uniwersytetach, tworzyli ją wybitni antropolodzy,
genetycy, lekarze, popierały autorytety z życia
publicznego. Rozwijała się zarówno w reżimach
totalitarnych, jak i w krajach demokratycznych.
Po wojnie odrzucono nacjonalistyczny, najbardziej skompromitowany wariant eugeniki,
podczas gdy eugenika związana z instytucjami
państwa opiekuńczego przetrwała.
W Polsce wygaśnięcie eugeniki wynikało
ze splotu różnych okoliczności. Polska była
przecież poligonem doświadczalnym dla nazistowskiej higieny rasowej. Tutaj miały miejsce
Holokaust, obozy koncentracyjne, masowe
sterylizacje, eutanazja niepełnosprawnych, starców, pensjonariuszy domów opieki, niewidomych dzieci. Rozumiem polskich eugeników,
którzy po tych doświadczeniach nie chcieli
się przyznawać do propagowania „dawnej”
eugeniki ani do znajomości z niemieckimi
specjalistami od higieny rasy. Doświadczenie
wojenne miało dla polskich eugeników charakter osobisty. Po 1949 r., kiedy rozwiązano
towarzystwa eugeniczne, a genetyka została
potępiona, indywidualny proces wypierania
eugeniki został wzmocniony czynnikami zewnętrznymi, tj. komunistyczną cenzurą. W taki
sposób polska eugenika została zapomniana.
Chronili nas zatem równocześnie ZSRR
i Kościół, dla którego treści eugeniczne
były całkowicie nie do zaakceptowania?
MG: Ale również na Zachodzie milczano o eugenice. Mark Adams, historyk zajmujący się
eugeniką, pierwsze wykłady w USA na ten
temat wygłaszał dopiero na przełomie lat 80.
i 90.! Spotkały się z dużym oporem w środowisku naukowym. Zarzucano mu, że rzuca
cień na ideę postępu i krytykuje środowisko
naukowe. Dzisiaj już takich argumentów się
nie wysuwa.
Sądzą Panie, że stoimy teraz na progu czegoś zupełnie niewiadomego?
MG: Absolutnie tak, i jest to perspektywa
najbliższych kilkunastu lat! Rzeczywistość
zawsze przychodzi jakby z boku. Skutki niektórych działań są oderwane od intencji osób
w nie zaangażowanych. Przed wojną polskie
feministki – Teodora Męczkowska, Maria Olszewska, Eugenia Waśniewska – popierały eugenikę i nieświadomie wzmacniały postrzeganie
człowieka przez pryzmat biologicznej cechy:
rasy, zdrowia, wyglądu, która jest dana przez
naturę, ale której człowiek nie może zmienić.
Dzisiaj w pewnym sensie sytuacja jest podobna.
Środowiska feministyczne walczą o prawo do
aborcji i szerokiego, niczym nieograniczonego
dostępu do in vitro. W istocie przygotowują
– moim zdaniem nieświadomie – grunt pod
rewolucję biotechnologiczną, która stworzy
nowe nierówności między ludźmi i zmieni
definicję człowieczeństwa.
HB: Są to poważne oskarżenia – wymagają
chyba udokumentowania tekstami i nazwiskami. Nie jestem feministką, zwłaszcza
w sensie, jaki wyłania się z Pani wypowiedzi.
Brakuje mi jednak w niej niezbędnych, moim
zdaniem, rozróżnień. Myślę, że istnieje przecież
kilka różnych wersji feminizmu. Nie mogę tu
zastąpić atakowanych osób, ale temperament
ataku budzi mój sprzeciw.
W ogóle chciałabym, aby w dyskusji o eugenice bardziej liczył się rozum. Razi mnie pew-
TEMAT TYGODNIKA 7
TYGODNIK POWSZECHNY 35 | 28 SIERPNIA 2011
ność, że prawie wszystko wiemy. Interwencje
w strukturę genetyczną mają na razie charakter,
który Anglicy określają słowem „meddling” –
lekkomyślne wtrącanie się, grzebanie, trochę
na chybił trafił. W przypadku sukcesu mówi
się, że jest on dowodem słuszności całej teorii.
Tymczasem w poprawnie uprawianej nauce nie
ma takiego rodzaju wnioskowania. Potrzeba
nam więcej ostrożności poznawczej i świadomości, że z tego „majstrowania” mogą wyniknąć
i dobrodziejstwa, i tragedie.
Wygląda na to, że z myśli eugenicznej pozostała nam dziś wyłącznie jej najciemniejsza strona: owo „majstrowanie” właśnie. Porzucona została myśl o wymiarze
społecznym: zdrowsze, silniejsze nowe pokolenia. Tymczasem byli ludzie – wymieńmy choćby Janusza Korczaka – którzy sympatyzowali z ruchem eugenicznym właśnie
z uwagi na tę myśl, całkowicie odrzucając
jakąkolwiek eugeniczną inżynierię.
MG: Zaangażowanie niektórych feministek
w propagowanie eugeniki może budzić zdziwienie, ale jest dobrze udokumentowane. Tak
było w Polsce, tak było również w Kanadzie,
USA, Anglii, Niemczech. Natomiast mam
wątpliwości, czy Korczak sympatyzował z eugeniką. To chyba za mocno powiedziane. Korczak
posługiwał się po prostu językowym kodem
epoki przedwojennej. Po stronie eugeniki
wyraźnie opowiedział się znany z działalności
neomaltuzjańskiej Tadeusz Boy-Żeleński, który
akceptował obowiązkowe przedślubne świadectwa lekarskie, a także przymusową sterylizację.
Co więcej, aprobatywnie wyrażał się o pomyśle
humanitarnego zabijania małowartościowych
noworodków. Jego poglądy już w latach międzywojennych budziły kontrowersje. W latach
30. Aleksander Hertz powiedział, że Polsce
zagrażają dwa niebezpieczeństwa: endecki
nacjonalizm i... „boyizm”. Innymi słowy –
dwa biologiczne podejścia do wspólnoty:
nacjonalistyczno-etniczne i eugeniczne. Oba
wykluczające.
Do współczucia dla „nieudanych” odwołują się dziś pojęcia „wrongful life”
i „wrongful birth” oznaczające życie powstałe w wyniku błędu, za który uważa się
np. niepoinformowanie przez lekarza ciężarnej matki, że płód jest zagrożony wadą
wrodzoną...
HB: Współczucie jest również bólem. Ktoś, kto
nie chce dłużej cierpieć bólu swojego współczucia, staje wobec pokusy narzucenia swojej
decyzji drugiej osobie. Ale może ta druga osoba
chce się dłużej cieszyć tym współczuciem?
Może chce dalej żyć? Doświadczałam tego
bezpośrednio w czasie pracy w hospicjum.
Ilekroć słyszałam od pacjentów „pomóż mi
odejść”, pytałam: „a dlaczego właśnie dziś?”.
Okazywało się wtedy, że ich doraźne pragnienie śmierci nie wiązało się z bólem samej choroby, ale z tym, że przeżyli jakieś upokorzenie,
przejmowali się, że ich rodzina współczując,
cierpi.
MG: Każda próba sformułowania definicji
jakości życia kończy się porażką. Historia
eutanazji, tzw. dobrej śmierci, ma w Europie
przerażającą genezę. Rozpoczęła ją wydana
w 1920 r. w Niemczech książka prawnika Carla
Bindinga i psychiatry Alfreda Hochego „O niszczeniu życia niewartego życia”, w której autorzy
proponowali wyodrębnienie pewnych grup
ludzi, którym nie przysługuje prawo do życia.
Stało za tym współczucie: ci ludzie cierpią, nie
ma dla nich ratunku – lepiej ich humanitarnie
zabić, niż tolerować to, że cierpią.
Dlaczego w międzywojennej Polsce nie
udało się przegłosować ustawy zakładającej przymusową sterylizację?
Jakość życia jest kategorią dyskryminującą... Tylko krok dalej poszedł Joseph
Fletcher, który w latach 70. forsował
pojęcie „non-person” – „nie-osoby”
– w odniesieniu do ludzi, którzy
w testach na inteligencję osiągają
skrajnie niskie wyniki...
MG: Bezpośrednio sterylizację eugeniczną odrzucili sanacyjni politycy,
pośrednio było to zasługą Kościoła
katolickiego. Historyczna prawidłowość była taka, że w krajach
katolickich nie stosowano tego
środka, w protestanckich niestety
tak. Maciej Zaremba, a przed nim
Nikołaj Bierdiajew pisali, że eugenika dla niektórych protestantów
była zsekularyzowaną wersją
teorii predestynacji. Odrzucenie ustaw eugenicznych świadczy o tym, że w odróżnieniu od
krajów zachodnich II Rzeczpospolita, na
poziomie państwa, nie prowadziła eugeniczno-rasowej polityki.
Jeśli historia eugeniki czegoś uczy, to ograniczonego zaufania do nauki i przeświadczenia, że
spory bioetyczne powinny się toczyć w możliwie szerokim kręgu opinii, z którego nie wolno
wykluczać żadnych środowisk. Uczy też, że
nie powinniśmy się godzić na wszystko, co
z technicznego punktu widzenia jest możliwe.
Jeśli Niemcy wprowadziły dość restrykcyjne
prawo dotyczące in vitro, podobne do tego,
które u nas proponuje Jarosław Gowin, to wynika to z dobrze odrobionej lekcji eugeniki. Polska potrzebuje mądrego prawa bioetycznego.
Z punktu widzenia rozwoju cywilizacyjnego
stawianie pewnej tamy, bariery prawnej postępowi technologicznemu jest równie ważne jak
istnienie samego postępu.
MG: ...zaś Madison Grant w 1916 r.
twierdził, że istnieje w człowieku nieuzasadniony szacunek dla praw boskich
i świętości życia, który powstrzymuje
nas przed sterylizacją i uśmiercaniem
niepełnosprawnych. Kiedyś to USA były
jednym z promotorów eugeniki, dziś ich miejsce zajęła Europa Zachodnia – progresywna,
niechętna wobec chrześcijaństwa. A właśnie
w odejściu od zasad i norm wpojonych przez
chrześcijaństwo widzę istotne zagrożenie. Bez
tych zasad zostaje nam czysta pragmatyka.
HB: Rola chrześcijaństwa powinna być doceniona. Zwłaszcza wtedy, gdy to z motywacji
chrześcijańskiej pewni ludzie przejmują na
siebie zadania opiekuńcze, które okazują się
nie do udźwignięcia dla jednostki zdanej tylko
na własne siły. Ale w dyskusji nad eugeniką, jak
i w wielu innych, uważam za stosowne używać
innego źródła argumentacji: np. odwoływać
się do ostrożności poznawczej, za którą idzie
także ostrożność pragmatyczna. Nie bierzmy
się do masowego siania kukurydzy za kołem
podbiegunowym. Prawdopodobnie nic z tego
nie wyjdzie i ludzie poumierają z głodu. Nie
myślmy, że nauka może gwarantować nam bezpieczeństwo tak szeroko zakrojonych akcji.
Co – poza oczywistą traumą Holokaustu –
powoduje, że dzisiejsze społeczeństwa są
bardziej odporne na bakcyla pseudonaukowego ulepszania narodów?
MG: Większa jest dziś ostrożność wobec nauki.
Przypominam sobie argumenty przeciw sterylizacji z lat 30. Niektórzy wzywali wtedy do
zaniechania tego procederu, bo z naukowego
punktu widzenia nie mieli pewności, że przyniesie pożądane efekty. No dobrze – pytam –
ale co będzie, kiedy nauka zyska taką pewność?
W odwoływaniu się wyłącznie do stanu wiedzy
naukowej widzę dużą słabość. Dlatego wolę
odwoływać się do zasad chrześcijańskich.
HB: A ja ciągle szukam odpowiedzi świeckich.
Uważam, że są potrzebne, jako może najniższy, ale wspólny mianownik w społeczeństwie
pluralistycznym, w którym trudno uzyskać
zgodę na powszechne obowiązywanie zasad
religijnych – nawet nie tyle na ich treść, ile na
ich autorytet. Wśród uzasadnień świeckich
widzę przekonanie, że iluzoryczna jest obawa,
iż nauka dojdzie kiedyś do stanu tryumfalnej
pewności. Wśród badaczy optymizm taki nie
jest zbyt rozpowszechniony.
Rozmawialiśmy dotąd o eugenice liberalnej. Ale czy to oznacza, że eugenika społeczna jest już nieobecna? Czy w ramach
opieki społecznej nie ma dziś pokus albo
i praktyk bliskich eugenicznym – np. tam,
gdzie próbuje się pomóc rodzinom wielodzietnym i zarazem dysfunkcyjnym?
MG: Przede wszystkim w Polsce nie ma świadomości istnienia kwestii eugenicznej. Dwa
lata temu doszło do drastycznego przypadku
niedobrowolnej sterylizacji Wioletty Szwak,
której próbowano również odebrać najmłodsze
dziecko. Argumentacja kuratora o odebraniu
dziecka, a potem lekarzy o sterylizacji układają się w bardzo wyraźny wzór „starej” eugeniki, opresywnej wobec biednych i słabych.
To nie mogłoby się zdarzyć we współczesnej
Anglii czy Niemczech, gdzie wiedza o historii
eugeniki jest większa! Polskie sądy przyznały
rację lekarzom, opinia publiczna jest podzielona. Szwak jest biedna, niewykształcona, ma
gromadę dzieci, pewnie chodzi do kościoła.
Taka osoba – z punktu widzenia aktywistek
feministycznych – nie nadaje się na symbol
walki z patriarchalnym społeczeństwem.
HB: Fizyk Erich von Weizsaecker sformułował podobną zasadę, całkowicie świecką
w swoim wymiarze: możemy bardzo dużo,
ale czy wszystko trzeba?
h
ROZMAWIALI
MICHAŁ BARDEL I MARCIN ŻYŁA
> HALINA BORTNOWSKA jest etykiem,
teolożką i publicystką, od 2007 r. przewodniczy
Radzie Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Współzałożycielka Stowarzyszenia Przeciw
Antysemityzmowi i Ksenofobii „Otwarta
Rzeczpospolita”, animatorka przedsięwzięć
społecznych.
> MAGDALENA GAWIN jest publicystką,
adiunktem w Instytucie Historii PAN, członkinią
redakcji „Teologii Politycznej”. Autorka książki
„Rasa i nowoczesność. Historia polskiego ruchu
eugenicznego 1880–1953” (wyd. Neriton, 2003).
KONKURS DLA CZYTELNIKÓW
Najbardziej znany polski eugenik Tomasz Janiszewski,
minister Zdrowia Publicznego w II RP, był prototypem
znanej postaci polskiej literatury. O kogo chodzi?
Dla tych z Państwa, którzy najszybciej nadeślą prawidłową odpowiedź,
mamy książkę Macieja Zaremby Bielawskiego „Higieniści. Z dziejów
eugeniki”, ufundowaną przez wydawnictwo Czarne.
Na odpowiedzi na kartkach pocztowych czekamy do 16 września.
Nasz adres: „Tygodnik Powszechny”, ul. Wiślna 12, 31-007 Kraków,
z dopiskiem „konkurs”.
„TP” 31/11