Kameralne per aspera ad astra - Muzykalia Publikacje o tematyce
Transkrypt
Kameralne per aspera ad astra - Muzykalia Publikacje o tematyce
Nr ?, 9-11 III 1984 Kameralne per aspera ad astra Nie od dziś wiadomo, iż najtrudniejszą wśród dyscyplin muzycznego wykonawstwa jest kameralistyka, W orkiestrze symfonicznej czy zespole chóralnym muzyk jest w stanie jakoś ukryć swoje "niedoróbki". Kameralista takiej możliwości nie ma; każda jego wpadka, chociażby najdrobniejsza, jest natychmiast i bezlitośnie ujawniana w przejrzystej fakturze kwartetowej czy sekstetowej obsady. Z kolei w porównaniu z solistami, kameraliści odczuwają niejako zwielokrotnioną odpowiedzialność: wystarczy przecież, iż każdy w kwartecie tylko raz zawiedzie, a już mamy aż cztery wpadki. Wstęp powyższy wydaje mi się niezbędny dla prawidłowej oceny ostatnich koncertów kameralnych, jakie odbyły się w Białymstoku. Tradycyjnie już w ostatnią niedzielę lutego Muzeum Okręgowe przy współudziale białostockiego Kola Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków (trzeba także wymienić tutaj mecenasa finansującego te koncerty — Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego) zapraszają na spotkania z muzyką kameralną i malarstwem. Tym razem patrzyliśmy także na obraz o tematyce poniekąd muzycznej — "Faun grający na fletni Pana" pędzla Władysława Kotarbińskiego. Można było się spodziewać, iż taki temat w malarstwie zaprezentowany zostanie w połączeniu ze stosowniejszą muzyką. Jest przecież co najmniej kilka dobrych kompozycji kameralnych, pozostających w bezpośrednim związku z fletnią Pana, jak chociażby Syrinx Debussy'ego lub Driady i Pan — ostatni z Mitów Szymanowskiego. Interesujący zamysł spotkań ratuszowych, wyrażający się w haśle „Muzyka i obraz", byłby jeszcze bardziej atrakcyjny realistycznie, gdyby obraz i muzyka wiązały się ze sobą nie tylko miejscem prezentacji. Może już znowu wybrzydzam, mieliśmy jednak w tym cyklu przykład znakomity — koncert grudniowy. Jest to droga do stworzenia naprawdę wartościowego zjawiska w białostockiej kulturze nie tylko muzycznej. Tymczasem z mitologicznym satyrem zestawiono muzykę typu raczej apollińskiego: Kwintet klarnetowy Adur Mozarta oraz Kwintet, także klarnetowy h-moll Brahmsa. Upierając się przy związku obrazu z prezentowaną muzyką można by kojarzyć obu wykonawców grających, bądź co bądź, na instrumentach dętych. Nie wiem jednak czy pan Beniamin Przeździęk wykonujący w obu kwintetach partię klarnetową czułby się takim zestawieniem usatysfakcjonowany. Z obu dzieł białostockim muzykom bezsprzecznie bardziej "leżał" Kwintet Brahmsa. Ukształtowany w zespole symfonicznym gatunek dźwięku (bardziej masywny, nasycony) i pewne ogólne konwencje wykonawcze stanowiły dobry punkt wyjścia dla trafnej interpretacji pogłębionej indywidualną wrażliwością muzyków. Wiele fragmentów poczynając od pierwszych fraz Allegro charakteryzował prawdziwie brahmsowski duch niezbędny dla odkrycia jedynego w swoim rodzaju, nostalgicznego piękna tej muzyki. W wielu jednak fragmentach słabło wewnętrzne napięcie i ów duch gdzieś ulatywał. Muzyka kameralna wymaga bowiem jeszcze, poza ominięciem wymienionych na początku niebezpieczeństw, wielu długich prób, wspólnego muzykowania, dochodzenia do wspólnego, jednorodnego rozumienia i odczuwania interpretowanego dzieła. Dlatego też w Kwintecie Mozarta dość jaskrawo dały się słyszeć niedostatki dłuższej poważnej pracy. Przede wszystkim, zespół nie doszedł do mozartowskiej lekkości, finezyjności dźwięku. Jego gatunek będący zaletą w muzyce Brahmsa, tutaj był czymś obcym. Stawiam dość surowe wymagania, ponieważ tych młodych muzyków (Małgorzata Drabarz — prymariuszka, Roman Zawadzki — drugi skrzypek, Wiesław Rekrucki — altowiolista, Ewa Łoś — wiolonczelistka) stać na wiele więcej. Wykonanie dwóch arcydzieł kameralistyki stało się faktem godnym uwagi, tym bardziej, że były to chyba prawykonania białostockie zrealizowane własnymi siłami. Naszym kameralistom wypada życzyć wielkiej wytrwałości i poparcia ze strony organizatorów życia muzycznego. Zespół wokalny "Bornus Consort", który wystąpił w Białostockiej Filharmonii w ubiegły piątek, był rewelacją ostatnich Spotkań Młodych Muzyków. Ponowny koncert dostarczył znowu najgłębszych przeżyć estetycznych, których źródłem jest mistrzostwo wokalne, niezwykła muzykalność, głęboka kultura i wiedza o muzyce dawnej, a wszystko to zespolone idealnym współmuzykowaniem wykonawców. Urzekająca wprost czystość intonacji i wyważenie brzmienia przywodzą na myśl znane kreacje innego, angielskiego zespołu "The King's Singers". Porównanie to nasuwało się nieodparcie podczas wykonania na bis madrygału Thomasa Morleya. Wzorzec to najlepszy na świecie, dobrze więc, że i muzyka wokalna polskiego renesansu i baroku doczekała się mistrzowskich i wiernych stylistycznie i historycznie interpretacji. "Bornus Consort" powstał z inicjatywy Redakcji Muzyki Klasycznej Polskiego Radia, która zamówiła wieloletni cykl nagrań. Dzisiaj redakcji tej już nie ma, nagrań również. Jedynym więc sposobem poznania tych mistrzowskich interpretacji są | żywe koncerty. STANISŁAW OLĘDZKI