S. Nowak, Nasza Troska (41) kwiecień 2013

Transkrypt

S. Nowak, Nasza Troska (41) kwiecień 2013
Stefan Nowak
Choroba mnie zaskoczyła
– Zawsze byłem okazem zdrowia, nawet
jak się przeziębiałem, to łagodnie. Wypijałem
wtedy ciepłe piwo z koglem-moglem i kładłem się do łóżka, a rano już byłem zdrowy
– wspomina pan Stefan, tłumacz i ekonomista.
– To u nas rodzinne: rodzice też nigdy nie chorowali. Nie widziałem ich nigdy kaszlących czy
kichających. A tak w ogóle to pochodzę z rodziny długowiecznych – babcia zmarła w wieku 96 lat, mama w wieku 80, tata nieco wcześniej, ale to pewnie dlatego, że po zsyłce na
Syberię miał nadwątlone zdrowie. Ja do 75. roku
życia w ogóle nie wiedziałem, jak wygląda szpital
od środka – nigdy do niego nie musiałem trafić.
Chwali się natomiast niezwykłym apetytem:
– Moja mama ciągle się dziwiła, gdzie mi się to
wszystko mieści, bo przy wzroście ok. 167 cm
wcale nie byłem gruby. Miałem za to dużo energii.
Dlatego kiedy mniej więcej dziesięć lat temu zaczął
gwałtownie chudnąć i słabnąć, nieco się zaniepokoił. Jednak nie na tyle, żeby pójść do lekarza.
– Myślałem sobie, że to z powodu wieku tracę siły i coraz mniej mi wszystko smakuje. Nie
miałem w ogóle apetytu.
Wprawdzie rodzina wysyłała mnie do lekarza, żebym zrobił kompleksowe badania, ale
udawałem, że nie słyszę. W końcu nic mi właściwie nie dolegało, nic nie bolało. A że czasami
miałem biegunkę... cóż, wiek jest doskonałym
wytłumaczeniem dla wszelkich chorób.
Operacja? To był szok
Do lekarza zgłosił się dopiero, gdy już całkowicie opadł z sił. To było w połowie 2000 roku.
A w październiku tego samego roku przeszedł
operację usunięcia jelita i wyłonienia kolostomii.
Okazało się bowiem, że przez ten czas, kiedy
tak opadał z sił, w jego organizmie podstępnie
rozwijał się nowotwór jelita.
– Chirurg mnie zbeształ, że tak późno się zgłosiłem, mówił, że jestem stary i głupi. Gdybym
przyjechał do szpitala wcześniej, to może dałoby się to jelito przynajmniej częściowo uratować. Cóż, późno zrozumiałem, jaki byłem
nierozsądny – przyznaje pan Stefan. – Najważniejsze, że mimo zaawansowanego stanu choroby, można było wykonać operację
i że, mimo mojego wieku, wszystko się udało.
fot. Longin Wawrytkiewicz
Nie wygląda na swoje lata. Aż trudno sobie
wyobrazić, że ten energiczny, kipiący życiem
starszy pan ma, co sam z dumą podkreśla,
już 87 lat. A jak się słucha jego opowieści,
można się zdziwić jeszcze bardziej. Bo po
tym, co przeszedł, mógł stracić całą radość
życia. Tymczasem promienieje optymizmem.
– Gdy się obudziłem, byłem zdruzgotany. No,
bo jak to tak – myślałem – jestem taki aktywny,
pływam, jeżdżę na nartach, na rowerze, podróżuję i tyle jeszcze mam planów, a tu takie nieszczęście! No, po prostu świat mi się zawalił.
Początkowo nie docierało do mnie, że najważniejsze jest to, że żyję, tylko myślałem,
co to teraz będzie za życie...Nagle trzeba będzie
odłożyć wszystko, co sprawiało mi tak wielką
przyjemność – narty, basen, rower...i męczyć się
z workiem – bo dla mnie to oznaczało męczarnię.
Trzeba było się ocknąć
Po kilku tygodniach życia w szoku przyszło
otrzeźwienie. – Była taka pielęgniarka w szpitalu na Wawelskiej, gdzie miałem wykonywaną
operację, która od razu ostro się za mnie wzięła.
Mówiłem nawet na początku, że się na mnie
wręcz uwzięła – żartuje pan Stefan. – A tak naprawdę to rzeczowo i konkretnie wyjaśniała mi,
jak pielęgnować stomię, pokazywała, jak obsługiwać sprzęt, z którym już miałem się nie
rozstawać. Nie od razu dopasowaliśmy taki,
który by mi najbardziej odpowiadał, ale jak już
się udało, uznałem, że poradzę sobie z płytka mi i z workiem – że nie taki diabeł straszny.
– To właśnie wtedy przestałem myśleć o tym,
z czego muszę zrezygnować i co poświęcić,
a zacząłem się zastanawiać, co tu zrobić, żeby
żyć w miarę normalnie.
9
Bardzo pomogły mu spotkania w gronie stomików organizowane dwa razy do roku w kinie Wisła. – Naprawdę dużo mi dały – mówi.
– Doświadczenia innych, ich opowieści, jak sobie radzą z pielęgnacją stomii, jaką dietę stosują, jaki rodzaj aktywności wybierają i wiele innych cennych wskazówek uzyskałem właśnie
podczas tych spotkań. A ile znajomości pozawierałem! Z wieloma osobami spotykałem się
potem nie tylko podczas wyjazdów na wycieczki, ale i prywatnie. Każda osoba to inna historia,
a niektóre są niezwykle optymistyczne.
Bardzo dobrze się czuję
Dziś pan Stefan, mimo swoich lat, przebytej operacji i stomii, żyje prawie tak samo aktywnie jak dziesięć lat temu. Pedałuje na rowerze, pływa i planuje jeszcze dalsze podróże niż
przedtem. – Czasami córka, gdy widzi co robię,
grozi, że mi zabroni. I jak gdzieś dalej się wypuszczam na spacer, to chce mi towarzyszyć.
Ale ja się tym nie przejmuję: czasami ją biorę, a czasami nie – uśmiecha się pan Stefan.
– Nie za bardzo też skupiam się na diecie, bo
lekarz mi mówi, że mogę wszystko, byle z umiarem. No, ale to już moja ukochana żona Mirosława czuwa, żebym się nie przejadał. Bo apetyt, owszem, znów mi dopisuje – śmieje się Pan
Stefan. – Wróciłem do życia – i to jest moja największa radość – podkreśla.