Prymitywna antypolska propaganda Grossa

Transkrypt

Prymitywna antypolska propaganda Grossa
www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=109523
2011-01-06
Prymitywna antypolska propaganda Grossa
Za pomocą przecieków do wybranych mediów Jan Tomasz Gross, uchodzący za historyka amerykański
socjolog, i wydawnictwo Znak promują książkę Złote żniwa , która ma ukazać się w lutym 2011 roku. - To
prymitywna propaganda i indoktrynacja - historycy nie mają złudzeń co do merytorycznej wartości prac
autora Sąsiadów i Strachu . Tym razem antypolskie fobie Grossa znajdują ujście w przypisywaniu Polakom
etykiety hien cmentarnych rabujących groby ofiar holokaustu w obozach zagłady.
Metoda została już
przećwiczona przy okazji wielkiej operacji Jedwabne , w której książka Jana Tomasza Grossa odegrała
pierwszorzędną rolę. Sąsiedzi mieli zmienić funkcjonujący jeszcze wtedy na Zachodzie obraz Polaków jako
ofiar Hitlera i uczynić z nas naród, który mordował Żydów. Strach szedł dalej - przypisał polskim
katolikom udział w dobijaniu Żydów ocalałych z holokaustu. Złote żniwa eksploatują wątek ekonomiczny w
relacjach polsko-żydowskich po wojnie - Gross rzuca oskarżenie, jakoby Polacy wzbogacili się na majątku
pożydowskim.
Pamięć zastępuje prawdę
Opublikowana kilka lat temu w Gazecie Wyborczej
niezweryfikowana fotografia, ale opatrzona tytułem kopacze złota w Treblince ma pełnić w Złotych
żniwach rolę kolejnego symbolu, który ma wmówić zachodnioeuropejskiej opinii, że Polacy na wielką skalę
kolaborowali z Niemcami w czasie zagłady Żydów, a po wojnie mordowali ocalałych z holokaustu i rabowali
ich majątek. Paranaukowy wywód zmierza w kierunku uczynienia z nas narodu morderców,
współpracowników Hitlera, głównych sprawców zagłady. Publikacje Grossa wpisują się w specyficzny, ale
bardzo przemyślany sposób opisywania historii. Nie ma on nic wspólnego z obiektywnym, empirycznym
badaniem w postaci ustalania, jak było naprawdę , ale jest - jak podkreślał na naszych łamach ks. prof.
Waldemar Chrostowski - przeglądem dziejów podejmowanym z perspektywy specyficznie żydowskiej po
to, by uzasadniać i konsolidować żydowską tożsamość . Gross nie stosuje żadnych zasad obowiązujących w
warsztacie historyka: nie liczą się dla niego fakty, weryfikacja źródeł - wykład historii zamienia w swobodną
narrację, gdzie subiektywna pamięć zastępuje prawdę. Taki rodzaj opowiadania o przeszłości nawiązuje do
żydowskiej hagady - luźnej opowieści odnoszącej się do legend, przypowieści. Prawda o przeszłości
najwyraźniej go nie interesuje, ważne są tylko te stwierdzenia wydobyte ze źródeł , które podtrzymują
postawioną na początku tezę. Gross zaproponował nawet, by wszystkie relacje Żydów ocalałych z zagłady
afirmować , czyli przyjmować bez zastrzeżeń, nie poddawać normalnie stosowanej krytyce źródłowej. Taką
metodą autor Sąsiadów tworzy kolejne antypolskie mity i kłamstwa. Komentując pierwsze doniesienia
medialne na temat najnowszej książki Grossa, historycy zwracają uwagę, że wprawdzie okolice Treblinki
www.radiomaryja.pl
Strona 1/7
były w większości zamieszkałe przez ludność polską, ale już na terenach przylegających do obozów w
Sobiborze i Bełżcu dominowała ludność ukraińska (70 proc.). Nie wiadomo więc, kto grabił w tych obozach.
Czy Gross oskarży Ukraińców, że są hienami ? Można też zakładać, że na miejsce zagłady przychodzili
sami Żydzi, szukając zakopanego złota i brylantów. Czy Gross pochyli się nad wątkiem udziału Żydów w
grabieniu swoich współbraci? Na pewno znana jest mu historia tzw. pinkertowców w getcie warszawskim. Te
wyjątkowe kanalie - grabarze z zakładu pogrzebowego Towarzystwo Ostatniej Posługi należącego do
rodziny Pinkerta - odkopywały zwłoki Żydów i okradały je ze złotych protez, plomb, biżuterii, grabiły też
rytualną odzież - tałesy i tahirimy. Żydowskie źródła (wydane na Zachodzie) podkreślają bardzo zyskowny
charakter tego procederu - pinkertowcy mieli się wzbogacić nawet na krwi swoich współziomków. Icchak
Cukierman Antek , członek Żydowskiej Organizacji Bojowej, twierdzi, że w pierwszych dniach powstania w
getcie warszawskim w kwietniu 1943 r. pinkertowcy grabili opuszczone domy żydowskie (A. Cukierman,
Nadmiar pamięci, Warszawa 2000). Po wydostaniu się z getta i dołączeniu do oddziału Gwardii Ludowej w
lasach wyszkowskich przestępcza grupa, powszechnie znienawidzona wśród samych Żydów, została
wymordowana - jak przypomina dr Wojciech Muszyński, historyk IPN - przez członków ŻOB i GL.
Chłosta dla rabusiów
Gross znany jest z pomijania kontekstu historycznego spraw, które opisuje, przez co
dodatkowo zafałszowuje obraz rzeczywistości. Jego rewizja historii bazuje na upływie czasu: pokolenie
uczestników i świadków II wojny światowej wymiera; na istotnych zaniedbaniach historiografii II wojny
światowej, braku badań przeszłości w skali mikro: powiatów, gmin, poszczególnych wsi i miast. To
dodatkowe trudności, które nie ułatwiają podjęcia polemiki z jego książkami. A przecież w odpowiedzi
udzielonej Grossowi musi znaleźć się przypomnienie, że w czasie okupacji niemieckiej aparat
sprawiedliwości Polskiego Państwa Podziemnego bezwzględnie tępił i ścigał haniebny proceder
szmalcownictwa - donoszenia i wydawania w ręce niemieckie ukrywających się Żydów. Wyrok za ten czyn
był jeden: kara śmierci. Takie egzekucje wykonywały podziemne sądy. Ale oprócz prawnego wymiaru
równie ważny był brak społecznego przyzwolenia na szmalcownictwo. Jednym głosem w tej sprawie mówił
Kościół katolicki i przedstawiciele elit. Oszczerczej tezie, jakoby byliśmy hienami cmentarnymi rabującymi
groby ofiar holokaustu, przeczy mały przyczynek do historii 6. Brygady Wileńskiej Armii Krajowej, który
przypomina dr Wojciech Muszyński. 6. Brygada Wileńska AK, jeden z najsłynniejszych oddziałów
podziemia niepodległościowego, odtworzona po wojnie na rozkaz mjr. Zygmunta Szendzielarza Łupaszki i
dowodzona kolejno przez por. Lucjana Minkiewicza Wiktora , kpt. Władysława Łukasiuka Młota oraz kpt.
Kazimierza Kamieńskiego Huzara w 1946 r. podjęła akcję przeciwko poszukiwaczom złota w Treblince.
3-4 lutego partyzanci brygady operowali w miejscowości Chmielnik, trzy kilometry od Treblinki. Po
potwierdzeniu przez własny wywiad wiadomości od mieszkańców, że na terenie obozu dochodzi do
profanowania ludzkich zwłok i grabieży kosztowności, dowództwo podjęło ekspedycję karną przeciwko
www.radiomaryja.pl
Strona 2/7
przestępcom. 4 lutego w miejscowości Wólka-Okrąglik żołnierze brygady wymierzyli karę chłosty
kilkudziesięciu osobom dopuszczającym się ohydnego procederu grabieży zwłok. Z tej informacji wynikają
przynajmniej dwa godne zauważenia fakty. Profanacja masowych grobów Żydów spotkała się z negatywnym
osądem miejscowej ludności, która w celu ukrócenia przestępczego procederu szukała wsparcia u
partyzantów. Interesujące, że do aktów grabieży dochodziło przy całkowitej bierności organów władzy,
przede wszystkim Milicji Obywatelskiej. W tej sytuacji działania prewencyjne musiał podjąć oddział
leśnych , sam zawzięcie tropiony i zwalczany przez Urząd Bezpieczeństwa jako banda .
Kowalscy i inni
Ulmowie,
Lansując negatywny obraz Polaka, Gross właściwie nie ukrywa, że chce unieważnić nasz
wielki wkład w akcję ratowania Żydów podczas II wojny światowej. Skala tej pomocy jest wciąż nieznana na skutek skandalicznych zaniechań komunistów i braku dobrej woli już w III RP. Wprawdzie w Instytucie
Yad Vashem w Jerozolimie rośnie ponad 6 tys. drzewek poświęconych polskim Sprawiedliwym wśród
Narodów Świata, ale to kropla w oceanie. Doktor Marcin Urynowicz z warszawskiego IPN szacuje, że co
najmniej 200 tys. Polaków powinno zostać uhonorowanych tym zaszczytnym tytułem, bo ta liczba dopiero
oddaje rozmiar tej pomocy. Wśród tych, którzy oddali życie, ratując Żydów, najbardziej znana jest rodzina
Sług Bożych Józefa i Wiktorii Ulmów oraz ich sześciorga dzieci - kandydatów na ołtarze w procesie
męczenników II wojny światowej. Mieszkająca w Markowej na Podkarpaciu rodzina została 24 marca 1944 r.
bestialsko zamordowana za ukrywanie w swoim domu Żydów. Jako pierwsi zginęli ukrywani, potem Józef i
Wiktoria, spodziewająca się siódmego dziecka, na końcu, przy słowach: Patrzcie, jak giną polskie świnie,
które ukrywają Żydów , zastrzelono dzieci: Stasię, Basię, Władzia, Frania, Antosia, Marysię. Najstarsze miało
8 lat, najmłodsze 1,5 roku. Finałem zbrodni była urządzona przez żandarmów pijacka libacja i rabunek
majątku Ulmów. Poruszające świadectwo, że relacje polsko-żydowskie podczas wojny wyglądały zupełnie
inaczej, niż usiłuje to kreślić Gross, jest historia Kowalskich z Ciepielowa pod Radomskiem. Do ukrywającej
swoich żydowskich sąsiadów rodziny 6 grudnia 1942 r. wtargnął oddział niemieckiej żandarmerii, otaczając
także inne domy: Obuchiewiczów, Kosiorów i Skoczylasów. W odwecie za ratowanie Żydów Niemcy
zamordowali 34 Polaków z Ciepielowa i okolicznych wsi, wśród nich była rodzina Kowalskich: małżonkowie
Adam i Bronisława oraz ich pięcioro dzieci. Spłonęli żywcem w drewnianym domu. Bo tylko na
okupowanych przez Niemców terenach polskich obowiązywała kara śmierci za pomaganie i ukrywanie
Żydów. Mimo to tysiące Polaków nie wahało się w geście solidarności z cierpiącym bliźnim nieść pomoc,
choćby w postaci kromki chleba czy kubka wody. Wielu polskich bohaterów jest wciąż anonimowych. Te
heroiczne przykłady nie mogą nikogo pozostawić obojętnym. Pokazują, że nie mamy się czego wstydzić jako
Naród i katolicy (negacjoniści polskiego wkładu w ratowanie Żydów obarczają Kościół i generalnie
chrześcijaństwo odpowiedzialnością za holokaust). Pomoc nieśli Polacy ze wszystkich grup - od ziemian po
chłopów, od księży po robotników. W tym ci, których propaganda antypolska nazywa polskimi antysemitami
www.radiomaryja.pl
Strona 3/7
: działacze Narodowej Demokracji, m.in. Jan Mosdorf, Jan Dobraczyński. Na koniec jedna uwaga: Złote
żniwa wyda wydawnictwo Znak, które opublikowało już Strach Grossa pełen antykatolickich uprzedzeń i
oszczerstw, wymierzonych m.in. w osobę księcia kardynała Adama Stefana Sapiehy, dobrodzieja Tygodnika
Powszechnego , środowiska ściśle związanego ze Znakiem. Widać, że decyzja o tamtej publikacji nie była
przypadkowa, edycja Złotych żniw potwierdza politykę wydawniczą oficyny, która uchodzi za katolicką.
Wyciągnijmy wnioski z faktu, że Znak zarabia na antypolskich i antykatolickich kłamstwach.
Rutkowska
**********************
Małgorzata
Żyliśmy normalnie z Żydami Przed wojną żyliśmy
normalnie z Żydami, nikt komu nie robił krzywdy. W szóstej i siódmej uczyłam się w Siedlcach z dwoma
małymi Żydami z ochronki. Pamiętam, że nazywali się Blumkin i Bofilis, a uczył nas geografii nauczyciel
Żyd Altman, matematyki zaś nauczycielka Żydówka Blasowa. W szkole zawodowej uczyła się ze mną miła
Żydóweczka Szengla Krawczyk, nazywałyśmy ją Sabcia i żyliśmy wszyscy w zgodzie. Żyła też u nas rodzina
żydowska, liczna i biedna, mieli tylko domek, ojciec rodziny trudnił się handlem. Trzy najstarsze
dziewczynki Ryfka, Estera i Małka też chodziły ze mną do szkoły podstawowej do Siedlec. Niemcy zabrali
całą rodzinę do getta do Siedlec. Ryfkę podobno ludzie widzieli w Siedlcach, jak szła z młodszym
rodzeństwem i innymi na cmentarz żydowski i tam ich Niemcy zabili. Estera i Małka jednak przeżyły
okupację u nas na wsi. We wsi znajdował się duży ogród, którego właścicielem był przedwojenny major (nie
wiem dokładnie, co się z nim działo w czasie okupacji). Ogrodem i domem opiekowała się rodzina
Krysińskich z Siedlec. W ogrodzie był budynek, w którym pani Krysińska trzymała krowę. Była tam piwnica,
w której te dwie Żydówki przetrwały okupację. Nikt o tym nie wiedział, dopiero gdy po wojnie Estera
wyjechała do Izraela, wyszła za mąż i podobno przyjechała z mężem i pokazała mu, gdzie przeżyła okupację.
Nie powinna mieć pretensji, że nie miała luksusów, że dla bezpieczeństwa była schowana w kryjówce pod
krową i nawozem. Rodzina, która ryzykowała życiem, po wojnie dostała medal Sprawiedliwy Wśród
Narodów Świata , niestety już nie żyje. Zginęło dwóch synów, których mieli: jeden zginął w wojsku z
generałem Świerczewskim, a drugiego wcześniej zabili Niemcy. W sąsiedniej wsi Lipniaki, otoczonej lasami,
pewna rodzina na łąkach także przechowywała Żydów. Pewnego razu przyjechali Niemcy i zabili Żydów
oraz Polaków. W lasach zabito całą rodzinę gajowego Żaka. Niestety, nie wiadomo, kto to zrobił. W lasku
koło naszej wsi mieszkała starsza pani Radojewska, ją też zamordowano. Nie mogę tego zapomnieć i nic nie
mówić, gdy Polaków uważa się za większych zbrodniarzy od Niemców, skoro tylu zginęło i cierpiało
niewinnie. Przepraszać możemy, ale tylko Pana Boga za zło, jakie szalało i jeszcze szaleje na świecie.
Janina z Siedlec
**********************
Kochaliśmy ją jak własne dziecko W czasach okupacji
hitlerowskiej byliśmy młodym małżeństwem, mającym dwoje małych dzieci: Krystynę urodzoną w 1940 r. i
Alfredę urodzoną w 1942 r. Mieszkaliśmy w małym dwuizbowym domku w Grabcach Wręckich, powiat
Grodzisk Mazowiecki (obecnie Żyrardów).
www.radiomaryja.pl
Strona 4/7
Wtedy to właśnie, późną jesienią przyszła do nas dziewczynka Lea Moira Goldberg. Wyglądała na sześć lat,
ale faktycznie miała dwanaście. Była wychudzona, wygłodniała, obdarta i zawszona. Z jej opowiadań
dowiedzieliśmy się, że pochodzi z Żyrardowa, matka jej zmarła, a ojciec potajemnie wypuścił ją z getta
razem z jej starszą siostrą, Haliną. Tułały się po wioskach, szukając jedzenia i schronienia. Siostrę jej zabili
Niemcy, a ona sama głodna, przerażona trafiła do naszego domu. Przygarnęliśmy ją jak własne dziecko i
nazwaliśmy Lodzią. Jej pojawienie się u nas wzbudzało duże zainteresowanie nią i nami. Postanowiliśmy, że
dla sąsiadów będzie ona nieślubną córką męża. Było to jednak bardzo ryzykowne i niebezpieczne jak na owe
czasy. Ale wówczas nie zastanawialiśmy się nad tym. Ryzykowaliśmy z pobudek czysto
religijno-humanitarnych. Od tej decyzji nie powstrzymał nas nawet fakt, że w sąsiedniej wsi za
przechowywanie Żydówki rozstrzelano całą rodzinę.
Nasz mały domek stał na uboczu pod lasem niedaleko skrzyżowania dróg. Położenie to powodowało, że
trafiali do nas różni ludzie potrzebujący pomocy. Ukrywał się u nas kapitan Zdzisław Jasiński, który obecnie
mieszka w Australii. Po Powstaniu Warszawskim mieszkała u nas Wiesława Łacińska, uczestniczka
Powstania, i spała w jednym łóżku z Lodzią.
Po zakończeniu wojny zmieniliśmy miejsce zamieszkania i przeprowadziliśmy się dwa kilometry dalej do
wsi Korabiewice. Lodzia skończyła kurs dla analfabetów (z ogromną trudnością) i mieszkała razem z nami do
1958 lub 1959 r. Nie miała zamiłowania do pracy w rolnictwie. A my z rodziną cały czas poszukiwaliśmy jej
najbliższych. Postanowiliśmy razem z Lodzią, że pojedzie do naszej kuzynki do Warszawy, u której
zamieszka i podejmie pracę. Na święta i urlopy przyjeżdżała do nas, do rodziców - tak nas nazywała,
ponieważ zawsze była traktowana jak nasza córka. W międzyczasie odnalazła ciotkę w Izraelu. Dnia 27
października 1961 r. wyjechała do rodziny w Izraelu. Tam wyszła za mąż za Łęczyckiego.
Jej ciotka Marciszewer prosiła o zdjęcie całej rodziny, które wysłaliśmy. Pisała nam, że jest umieszczone w
księdze rodzin, które udzielały pomocy Żydom. W latach siedemdziesiątych Lodzia przestała do nas pisać.
Poczuliśmy żal, że zapomniała o nas, chociaż wychowaliśmy ją i kochaliśmy jak własne dziecko.
Po wielu latach 15 stycznia 1995 r. otrzymaliśmy list pisany przez tłumacza, w którym przysłała zdjęcia
swoich dzieci.
W związku z nową ustawą uchwaloną przez Sejm Urząd do Spraw Kombatantów przyznał mi uprawnienia
kombatantów z dnia 26 maja 2000 r.
Józefa Zofia z Korabiewic
**********************
Matka Boska uratowała jej życie
W
czasie okupacji niemieckiej moi rodzice, Czesława i Antoni Skwierczyńscy, zamieszkali we wsi Doliwo,
osiemnaście kilometrów od Siedlec, przechowywali szesnastoletnią Żydówkę o nazwisku Zelda Brejtman
www.radiomaryja.pl
Strona 5/7
(lub Brajtman). Rodzice wołali na nią Zosia. Pochodziła z Pruszkowa koło Warszawy. Pamiętam, jak mówili
mi moi rodzice, że matka Zosi zmarła wcześniej, ojciec zaś pracował w mleczarni w Pruszkowie. Potem
ojciec zginął zabity przez Niemców. Zosia w jakiś sposób przedostała się za Wisłę na tereny koło Siedlec i
zatrzymała się u moich rodziców, bo od zachodu nacierali Niemcy. Faktem jest, że moi rodzice przechowali
Żydówkę przez okres najcięższy i najgorszy pod względem bezpieczeństwa. U sąsiadów moich rodziców,
państwa Królów, przechowywana była starsza koleżanka Zosi, osiemnastoletnia Jadwiga, Żydówka, też z
Pruszkowa. Moja mama traktowała Zosię jak rodzoną, karmiła, opierała, dbała jak o własne dziecko, bez
żadnych wynagrodzeń. Podobnie nasi sąsiedzi traktowali Żydówkę Jadwigę. Niemcy wtedy urządzali obławy
na Żydów, którzy ginęli w okolicy. Pewnego razu w obławie zaatakowane zostały Zosia i Jadzia; były one na
skraju lasu i zaczęły uciekać. Jadwiga zginęła na polu. Zosia uciekła do zabudowań moich rodziców.
Pamiętam, że wpadła do sieni i krzyczała: Ratuj! . Mamusia była w domu sama ze mną, sześcioletnią
dziewczynką, i młodszym bratem, rocznym dzieckiem, którego trzymała na ręku. Niewiele myśląc, skryła
Żydówkę Zosię za drzwi, które były otwarte, przycisnęła drzwi do ściany, a na drzwiach wisiały robocze
ubrania. Sama stanęła ze mną i bratem na ręku w drzwiach, w duchu myśląc, czy to nie koniec z nami.
Pamiętam doskonale jeszcze dzisiaj, jak wpadł bardzo wysoki Niemiec z długą bronią w rękach i krzyczał:
Jude, gdzie Jude?! . Mamusia zaś - jak mi później opowiadała - zrobiła pokorną, naiwną minę i odparła:
Nikogo nie było i nikogo nie widziałam . Niemiec uwierzył, patrząc na mamusię i dzieci, bo nie był pewny,
czy Żydówka rzeczywiście tutaj się skryła. Wybiegł z podwórza i pobiegł dalej. Mamusia natychmiast ukryła
Żydówkę w piwnicy, gdzie miała schowek, na wierzchu były kartofle. Po wszystkim Zosia powiedziała do
mamusi, że polska Matka Boska uratowała jej życie. Mamusia wcześniej nauczyła ją pacierza i kazała jej
stale modlić się o ocalenie jej i nas, bo też moglibyśmy zginąć za nią. Po tym zajściu Niemcy często zaglądali
do moich rodziców, ale Żydówka przebywała w niedalekim lesie, miała zamaskowaną kryjówkę, wykopaną
przez mojego tatusia. Przychodziła wieczorami, stukała w wiszący garnek na płocie umówioną ilość razy.
Jeśli nikt się z rodziców nie pojawiał, to znaczyło, że jest ktoś obcy. A jeżeli nie było zagrożenia, wychodzili
moi rodzice. Wtedy dostawała jedzenie, ubranie, mogła się umyć i zostawała na noc. Rodzicom było bardzo
ciężko, dzielili się jednak wszystkim, mimo że mieli troje swoich dzieci. Tak przeżyła u rodziców najgorsze.
Po wyzwoleniu od Niemców - następna okupacja za sowietów, tylko nie dla Żydów, bo Żydzi poszli ręka w
rękę z władzą ludową. Zosia przedostała się do Nowego Jorku na Brooklyn. Nie wiem, w jaki sposób
wyjechała, ale jak przypuszczam, pomogli jej w tym Żydzi. Z Nowego Jorku napisała do moich rodziców list
i opisała, jaką drogą się tam znalazła. W międzyczasie rodzicom wojna zabrała całe mienie: spaliło się
wszystko, zostali rodzice i troje nieletnich dzieci w wielkiej biedzie. Nie mieli czasu ani głowy do odpisania
na list Zosi, myśleli o rodzinie. Nigdy już od Zeldy Brejtman nie pojawił się żaden list. W ten sposób
skończyła się przyjaźń z Żydówką. Nigdy też nikt z żadnej żydowskiej organizacji nie podziękował rodzicom
www.radiomaryja.pl
Strona 6/7
za przechowanie Żydówki, mimo że narażali życie własne i rodziny. Później po tzw. wyzwoleniu (za okupacji
sowieckiej) prześladowali mojego tatusia ubecy, większość z nich to byli Żydzi w urzędach bezpieczeństwa.
Teresa z Warszawy
www.radiomaryja.pl
Strona 7/7