Agrafka_Layout 1
Transkrypt
Agrafka_Layout 1
ROZDZIAŁ XIII – Klienci to idioci. – Młoda dziewczyna żaliła się szefowej. – Gość spompował kartę kredytową, a teraz ma do mnie pretensje, że nie działa. Tłumaczę człowiekowi, że najpierw musi ją zasilić, żeby odnowił się limit kredytowy, a on gapi się na mnie jak na kretynkę. – Może po prostu cię nie zrozumiał – powiedziała Zuza, nie podnosząc oczu znad klawiatury. – Spróbuj mu to jeszcze raz wyjaśnić. – A co ja mówię, nie po polsku? – żachnęła się dziewczyna. – Idiota i tyle. – Malwinko. – Zuza oderwała wzrok od komputera i spojrzała na młodą doradczynię, którą niedawno zatrudniła. – Wiem, że masz wiedzę, ale do klientów trzeba czasem mówić najprościej, jak się da. Wytłumacz mu to jak pięcioletniemu dziecku. To zawsze działa. Malwina nie zdążyła odpowiedzieć, bo właśnie trzasnęły drzwi i do biura z impetem wpadła Gośka. – Nie widzieliście gdzieś mojego telefonu? – wydyszała. – Musiałam go tu wczoraj zostawić. – Rzuciła niedbale torebkę na krzesło i ruszyła do stojących pod ścianą szaf. – Zadzwoń do siebie, to się znajdzie – burknął Marek pochylony nad stertą papierów. 204 Gośka najwyraźniej nie słyszała kolegi, bo uparcie kłapała drzwiczkami szaf w poszukiwaniu zguby, tworząc wokoło doskonały galimatias. – A sprawdzałaś w torebce? – Zdenerwowany hałasem Marek spojrzał na koleżankę. – Nosicie tam tyle rzeczy, że same nie wiecie, co tam macie. – To wcale nie jest śmieszne. Jechałam na spotkanie z klientem, a przez ten cholerny telefon musiałam wrócić do banku. Teraz się spóźnię. – Mówię ci, zadzwoń – nalegał. – Pewnie schowałam go do szuflady. – Dziewczyna ignorowała kolegę. – Głupia blondynka ze mnie. Gdzie ten pieprzony klucz? Marek nie wytrzymał. Chwycił słuchawkę na swoim biurku i wystukał numer telefonu Gośki. Zabrzęczało. – Słyszysz? Mówiłem ci! – ogłosił z satysfakcją. – Masz go w swoim damskim tobołku. – Chrzanisz! – Uparcie przerzucała szpargały przy swoim komputerze. – Przecież wiem, że tam go nie ma. Szukałam. Zuza i Malwina obserwowały ich z rozbawieniem. – Ale ty jesteś uparta, kobieto. – Marek ciężko westchnął, odłożył słuchawkę na biurko, i podniósł się z wdziękiem, na jaki tylko pozwolił mu jego wielki brzuch. Wziął torebkę i przyłożył koleżance do ucha. – Z daleka ją słychać. Gośka gwałtownie wyrwała mu z ręki swoją własność, po czym w pośpiechu przeszukała jej zawartość. Z ulgą wydobyła brzęczący telefon i spojrzała na wyświetlacz. – O kurczę! Ktoś do mnie dzwoni. – Wcisnęła zielony guzik. – Małgorzata Maroń, dzień dobry. Marek parsknął najgłośniej. – Cholera, aż się zaplułem. – Spojrzał na spodnie i wyjął chusteczkę. – Normalnie zaraz się poleję. – I wyszedł. Zdziwiona Gośka próbowała dowiedzieć się, skąd ta reakcja. 205 Bezskutecznie. Żadna z chichoczących dziewczyn nie potrafiła jej pomóc, bo żadna nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Marek o dziwo wrócił szybko. Jeśli był w toalecie, chyba musiał z niej skorzystać w locie. Minę nadal miał rozbawioną, zwłaszcza gdy spojrzał z ukosa na Gośkę. Podszedł do Zuzy i pochylił się nad nią. – Przyszedł ten twój goguś – szepnął jej do ucha. – Zawołać go tu, czy wolisz z nim pogadać na zewnątrz? – Nie mógłbyś go spławić? – A co ja, rybak jestem? – Marka nie wzruszyła prośba szefowej. – Poza tym on chyba wie, że jesteś. – Policzę ci to jako minus na twoim koncie. – Zuza wstała, uśmiechnęła się i szturchnęła go łokciem. – Za to, że nie wykonujesz poleceń służbowych. Aleś sobie wybrał porę, Maks – pomyślała, wychodząc na korytarz. Tym razem to nie był Maks. Sama się zdziwiła, że właśnie on przyszedł jej do głowy, skoro przecież nikt w banku nie kojarzył go z jej gogusiem. A ona sama? – Już wróciłeś? – Wyciągnęła rękę na powitanie. – Byłam pewna, że jesteś we Włoszech. Ale ten czas zasuwa. – Witaj, Zuzanno. – Aleksander ucałował jej dłoń. – Nie musiałem wracać, bo nigdzie nie byłem. Coś mi wypadło w ostatniej chwili. – Mam nadzieję, że nie dysk. – Rozbawiona wskazała mu pokój za kasami. – Chodź! – Widzę, że poczucie humoru ci dopisuje. – Na jego twarzy pojawił się uśmiech. – Cieszę się. – Przepuścił Zuzannę w drzwiach, poczekał, aż zajmie miejsce, po czym sam usiadł. – Doszedłem do wniosku, że podróż bez ciebie to żadna przyjemność. – No i co ty teraz zrobisz, nieszczęśniku? – Zuza wsparła łokcie na biurku. – Masz problem. 206 – Dlatego tu jestem. Może jednak pojedziesz ze mną? Za tydzień muszę już tam być. – Przysunął się bliżej. – Stęskniłem się za tobą. – Zrobił maślane oczy. – I bez ciebie mi smutno. – Biedaczek. – Pokiwała głową z udawanym współczuciem. – Znowu masz pecha, bo ja w ogóle nie wybieram się w tamtym kierunku. – Nie lubisz latać. Rozumiem. Dlatego tym razem pojedziemy samochodem. Nie pozwolisz chyba, abym sam udał się w tak daleką podróż? Wiesz, ile to kilometrów? – A czemu nie? Masz moje błogosławieństwo. – Nie martwiłabyś się? Nie przeginaj! – Aleks, proszę cię, nic z tego nie będzie. – Dlaczego tak często to powtarzam? – Jedź i wypoczywaj. Ja mam robotę. – Nie masz ochoty oderwać się od tego i trochę odpocząć? – obstawał przy swoim – Są wakacje. – Jasne, że mam ochotę, ale nie mogę. – Wiedza i doświadczenie, Zuziu, są bezcenne i trzeba o nie dbać. – Nie dawał za wygraną. – Mam rację? – Masz – przyznała. – Ale co to ma do rzeczy? – To, że im również należy się odpoczynek. Zrelaksujesz się, nabierzesz nowych sił i wrócisz jak nowo narodzona. Zrób mi, proszę tę przyjemność. To tylko tydzień. Zuzanna ciężko westchnęła. Najchętniej skończyłaby już tę bezsensowną pogawędkę. Czy ten facet musi ją tak dręczyć? Czy naprawdę nie rozumie, że ona nigdzie z nim nie pojedzie? A jeszcze niedawno uważała go za inteligentnego człowieka. Na dobre straciła humor. – Aleks – odezwała się po chwili. – Czy to, co mówię, nie dociera do ciebie? – Starała się zachować spokój. – Jeśli mówię, że nie mogę, to nie mogę. Proste i logiczne. – Okej, przepraszam, nie miałem zamiaru cię zdenerwo- 207 wać. – Ponownie pocałował ją w rękę, tym razem dłużej przytrzymując jej dłoń przy ustach. – Nalegałem, bo zależy mi na tobie. Rozumiem, że praca jest teraz dla ciebie najważniejsza, ale ty jesteś równie ważna dla mnie. Sama przyznałaś, że przydałyby ci się wakacje. Zuzę zaskoczyły te wyznania. – Masz rację Aleks, że odpoczynek jest ważny. Chętnie oderwałabym się od pracy, zrobiła sobie przerwę, zrelaksowała się. Tak, masz rację. Masz i jeszcze raz masz. Ale co z tego, że masz, skoro ja po prostu nie mogę. – Podniosła się, uznając rozmowę za zakończoną. Aleksander jeszcze przez chwilę siedział zamyślony, po czym wstał i uśmiechnął się. – I to jest właśnie znak, że powinnaś ze mną pojechać. – Mówię ci, Olguś, kompletnie mnie zamurowało. – Zuza skończyła relacjonować przyjaciółce swoją ostatnią rozmowę z Aleksandrem. – Mam tylko nadzieję, że tego nie zauważył. – Myślisz, że on wie, że... ty wiesz? – Nie mam pojęcia, ale wydaje mi się, że nie. W przeciwnym razie od tego by zaczął. – Zamyśliła się. – Zresztą sama nie wiem. Jeszcze tego samego dnia wieczorem dziewczyny zafundowały sobie zabiegi w spa. Olga znalazła nowy gabinet odnowy biologicznej na obrzeżach Warszawy, gdzie z ochotą zaciągnęła przyjaciółkę. Do poczekalni weszła młoda kobieta, która zaprosiła dziewczyny do gabinetu. W morelowym pokoju stały dwa łóżka do masażu. Na specjalne życzenie Olgi. Stwierdziła, że dzięki temu poczują się jak w amerykańskim filmie. Zuza napomknęła przy okazji coś o amerykańskich masażystach, żeby było do kompletu, ale Olga odparła, że to nie jest „aż taki” gabinet. 208