Show publication content!

Transkrypt

Show publication content!
U ł u g o sprawiedliwości posłuszne n a rzę d zie ,
Byłem biczem na zbrodnie i postrachem w szędzie ,
Jednak w e w n ą trz sp ok ojny— chociaż pogardzony ,
Żyłem w kole rodziny i dziatw y i zony. —
Ale odkąd p ow oln y na ł o t r ó w
rozkazy,
D w óm ofiarom śmiertelne zadałem tu r a z y ,
I widziałem k rew polska płynącą mi z r ę k i ,
I widziałem obrońców wolności tm m ę k i;
Odtąd nie mam p o k o ju , ni w polu ni w d o m u ,
I jak dziecie łz y gorzkie leje po kryjomu.
Bo niew innych k r e w warem pali serce m o je ,
A sumienie mi ciężkie dręczą niepokoje.
Odtąd okiem Hienny ścigam te m o r d e r c e ,
Co nakazanym czynem splamili mi se rce ,
Co jak szarańcza obce napadajac z i e m i e ,
T ru jg tchnieniem padalca cichych lu dów plemie,
I dopóty w pokoju mej g ło w y nie z ło ż ę ,
Póki tw arda z mej dłoni nie zrzu cę obrożę
Póki piekłu nie oddam te hydne p o c z w a r y ,
Co tak długo niew inne zgładzali o fia ry ;
Póki w prochu nie ujrzę najezdnikow g ł o w y ,
Póki ścierwem zbrodniarzy nie nakarmię s o w y ;
I posoki ostatnia kropla b i u r o k r a t a ,
K rw i niewinnej nie spłucze plamy z ręki k a t a ! —*•
Pisałem cluia 18. czerwca 1848.
Zygmunt Grochowalski.
L druhami nar. im- Ossolińskich.