do wydruku - mam.media.pl
Transkrypt
do wydruku - mam.media.pl
SPIS TREŚCI najtrudniejsze słowo na świecie strona 6 nie wieszam medali w pokoju strona 10 odnaleźć słady przeszłości strona 15 krakowska nauka latania strona 18 dziwne zycie Max Caulfield strona 26 Audrey Hepburn niezapomniana gwiazda strona 32 nie pisz do szuflady strona 37 3 WSTĘPNIAK BEZ GRANIC Podczas gdy prezydent Francji zarządza zamknięcie granic, w innej, internetowej przestrzeni kolejne granice są przekraczane. Okazuje się, że tragedia paryżan może być przekuta w marketingowy sukces. Byliśmy w Paryżu, ale zobaczyliśmy tylko to - głosi podpis pod zdjęciem nieoświetlonej wieży Eiffla opublikowany na fanpage'u dotyczącym branży modowej. Poniżej – obowiązkowy hashtag #prayforParis. Trudno jednak przypuszczać, że to chęć zaprosze nia do modlitwy kierowała autorami wpisu. W ostatni week e n d wszystko, co związane z Francją albo Paryżem, cieszyło się ponadprzeciętną klikalnością. Dlaczego by tego nie wykorzystać? Normy etyczne bledną w obliczu możliwości zwiększenia potencjalnego zysku. Z drugiej strony czasem nawet solidaryzowanie się z Francuzami w dobrej wierze, wywoływało (i wciąż wywołuje) w niektórych niezadowolenie. Na pewno bardzo pomagacie, zmieniając swoje profilowe na wizerunek francuskiej flagi – ironizują internauci. Co innego możemy jednak zrobić? Zamach terrorystyczny w centrum Europy to nie katastrofa naturalna w kraju Trzeciego Świata - nie wyślemy tam przecież pom o c y humanitarnej czy środków czystości. Z negatywną reakcją spotykamy się także fanpage'ach,na których w miniony weekend ktoś ośmielił się w s t a w i ć post nie związany z piątkowymi wydarzeniami – szczególnie, jeśli wpis miał, o zgrozo, optymistyczny wydźwięk albo 4 wzbudzał śmiech. Mimo to zaryzykuję podzielenie się z Wami pewną radosną wiadomością - oto przed Wami już 250. numer Outro. Osobiście czuję się mimo to wciąż całkiem młoda (sięgam pamięcią „tylko” dziewięćdziesiąt numerów wstecz), ale niejeden c z ł o n e k redakcji ze zdumieniem kręci głową, wspominając chociażby setny numer, który ukazał się przecież własnie „przed chwilą”. Z powodu tej dość okrągłej „roczn i c y ” przygotowaliśmy dla Was coś szcz ególnego (premiera wkrótce). Na razie jednak zapraszamy Was do przeczytania niemniej szczególnego, cotygodniowego numeru. Anna Lewicka STOPKA REDAKCYJNA OUTRO Szefowie działów: Lena Janeczko (kultura) Agnieszka Kracla (społeczeństwo) Roksana Grzmil (foto) Patryk Skoczylas (graficy) Patrycja Ziemińska (korekta) Patrycja Brejnak (promocja). ISSN: 2299 - 5242 Ogólnopolski tygodnik młodzieżowy Wydawca: Fundacja Nowe Media Koordynator: Kamil Wiśniowski www.outro.pl Mail: redakcja(@)outro.pl, rekrutacja (@)outro.pl Korekta: Maria Gołaszewska, Karol Gorzkowski, Ola Józefczyk, Tomek Król, Kinga Król-Kamoji, Magdalena Orczykowska, Ilona Sieradzka, Mateusz Tutka, Patrycja Ziemińska. Redaktor naczelna: Anna Lewicka Zastępcy redaktor naczelnej: Agnieszka Antosik, Karolina Wojtal Sekretarz redakcji: Marola Lis Redaktorzy prowadzący: Aleksandra Golecka, Klaudia Kępska, Mariola Lis Korektawydania: Patrycja Ziemińska Ostateczna korekta: Ariadna Grzona Fotoedycja: Roksana Grzmil Graficy: Magdalena Kosewska, Patryk Skoczylas. Projekt okładki: Magdalena Kosewska Żródło okładki: Zdjęcia w wydaniu zostały zmniejszone i przycięte z oryginałów. Český rybářský svaz 3 SPOŁECZEŃSTWO NAJTRUDNIEJSZE SŁOWO NA ŚWIECIE Jest takie jedno słowo, z którym mamy problem przez całe życie. Niby jego pisownia nie sprawia większych trudności, a podczas wymowy nie łamie się język, jednak za każdym razem staje nam ono w gardle niczym ość ze zjedzonego w pośpiechu karpia. Tym słowem jest „przepraszam”. Jeden z trzech muszkieterów savoir-vivre’u, który wbijają nam do głów od najmłodszych lat. W przedszkolu recytowało się wierszyki, które mówiły o tym, że „proszę” i „przepraszam” nic nie kosztują, że nie wypada pielęgnować w sobie uczuciowej pustyni, a pani ciągnęła ucho i zmuszała do przeprosin za każdym razem, kiedy sprawiło się przykrość innemu dziecku. Może więc stąd wzięła się ta cała trudność? Trauma z dzieciństwa sprawiła, że w odczuciu wielu z nas „przepraszam” nabrało tak pejoratywnego znaczenia, że wolimy trzykrotnie skręcić się w środku z wyrzutów sumienia niż jeden raz podać komuś rękę na zgodę? Nie sposób dotrzeć do źródła, które czyni nas jednostkami niemiłymi. Przez wiele lat sama nie potrafiłam przepraszać i po mistrzowsku unikałam czynnych konfrontacji. Pamiętam sytuację, 6 SPOŁECZEŃSTWO w których chciałam się zapaść głęboko pod ziemię z powodu wstydu, zakłopotania i dudniącej w głowie myśli, że powinnam poklepać kogoś po plecach i przyznać się do błędu. I, jak przystało na dobrze wychowaną młodą damę, dawałam dyla. Jednak w dzieciństwie moralne dylematy były o wiele łatwiejsze. Zawsze dwie bramki: podajesz rękę i nie było tematu albo go ignorujesz, co w większości przypadków pokrywało się z opcją numer jeden. Trochę się to wszystko komplikuje, kiedy dorastasz i uświadamiasz sobie, że każde wypowiedziane słowoniesie za sobą jakieś konsekwencje, że bierzesz za nie odpowiedzialność, bo każde z nich posiada moc, która potrafi uskrzydlić. Albo bardzo zranić. Paradoksem jest zatem to, że nie mamy oporów przed prowokowaniem awantur czy wygłaszaniem kąśliwych uwag. Świadomie ciągniemy za obrus, na którym stoi kubek z mlekiem, a odbiera nam mowę, kiedy to mleko się rozlewa. To irracjonalne – na szczęście już wiem, dlaczego tak działo się wmoim przypadku. Bałam się odrzucenia. Obawa związana z tym, że ktoś może odrzucić moją skruchę, była tak silna, że wolałam uniknąć wiążącego się z tym rozczarowania, które dla mnie byłoby bardziej bolesne od ochłodzenia relacji. Zmiana w moim nastawieniu nadeszła zupełnie niedawno. Mniej 7 SPOŁECZEŃSTWO więcej w tym samym momencie, kiedy zaczęły irytować mnie niepozmywane naczynia, niezdecydowanie i spóźniające się tramwaje. Z wiekiem zrozumiałam, że przyznanie się do błęd nie tylko uspokaja sumienie, ale i przynosi ogromną ulgę. Poczucie, że zrobiłeś wszystko, co w Twojej mocy, żeby coś naprawić, diametralnie poprawia nastrój. Duma jest naszą domeną – pysznych dwudziestolatków, którzy o życiu wiedzą więcej z filmów niż własnego doświadczenia. Jesteśmy rycerzykami, którzy wyginają usta w podkowę i w imię honoru palą za sobą mosty. Bo tego nie wypada, a tamtego nie wolno. Naprawdę można inaczej! Strach przed odrzuceniem jest głupią wymówką. Jeśli byłeś w stanie kogoś zranić, musisz mieć odwagę, by spojrzeć mu w oczy i przyznać, że popełniłeś błąd... Nikt nie obiecuje okrzyku radości i złotego confetti, które nagle spadnie z nieba. Ale może dzięki temu zamiast pięciu szpilek, ktoś będzie wbijał w twoją laleczkę zaledwie dwie. A to już wystarczający powód do tego, by słowo „przepraszam” na stałe powróciło do naszych słowników. Marta Majchrzak 8 SPOŁECZEŃSTWO 9 SPOŁECZEŃSTWO NIE WIESZAM MEDALI W POKOJU Magda Kuza ma 22 lata i w wędkarstwie rzutowym osiągnęła już bardzo wiele. To jej pasja i sposób na życie. Nawet w swoim imieniu znalazła nawiązanie do wędkarstwa – Magdallah znaczy po hebrajsku Wieża Ryb. Jest pewna, że to nie przypadek. Casting, czyli wędkarstwo rzutowe, to mało znana dyscyplina sportowa, która wywodzi się z amatorskiego połowu ryb. Słow o casting oznacza rzucanie. Sport polega na wykonywaniu celnych lub dalekich rzutów wędką. Wykorzystuje się przy tym trzy najważniejsze techniki wędkarskie: muchową, spinningową i multiplikatorową. Rzuca się lekką muszką lub ciężarkiem do tarcz i na odległość. Casting jest sportem mało popularnym, w Polsce uprawia go zaledwie kilkaset osób, większą popularnością cieszy się za to w Czechach. Ilona Sieradzka: Od kiedy casting obecny jest w Twoim życiu? Magdalena Kuza: Nie przesadzę, mówiąc, że od zawsze. Casting uprawiam od dzieciństwa, uprawia go mój tata i uprawiał go mój dziadek. Na pierwszych zawodach byłam w 1998 roku, jako pięciolatka. Na poważnie zainteresowałam się tym w podstawówce, zaczęłam intensywniej trenować i przełożyło się to na wyniki. Kluczowym momentem w mojej karierze było pobicie rekordu świata w odległości spinningowej w 2011 roku. Potem nadszedł moment wyprowadzki 10 SPOŁECZEŃSTWO wyprowadzkiz Buska (miasto rodzinne Magdy – przyp. red.) i wyjazdu na studia. W samym Poznaniu – studiowałam tam przez rok – nie było sekcji wędkarstwa rzutowego. Przeniosłam się do Krakowa, ale tu też nie mam możliwości regularnego treningu. Ćwiczę, gdy wracam do Buska. Z perspektywy czasu widzę, że sukces to trochę szczęścia i tysiące godzin regularnego treningu – rekord świata pobiłam, gdy byłam w najwyższej formie. Nic nie bierze się w sporcie z powietrza. dnika i wolę walki – kiedyś casting był dla mnie codziennością, przyzwyczajeniem, normą, nie uważałam tego za wartość. Dziś widzę, jak wiele mi dało trenowanie i mocno odczuwam to, że już nie ćwiczę regularnie. Najwyższego celu wciąż nie osiągnęłam i muszę pracować, żeby się do niego znowu zbliżyć. Mówisz o spadku formy, a wciąż jesteś w kadrze narodowej. Największa konkurencja jest w Czechach i tam rzeczywiście często na zawody jeżdżą różne osoby, nie stale ci sami zawodnicy. U nas ten sport cieszy się niestety malejącą popularnością i nie ma zbyt wielu rzucających kobiet. Może nie jestem najlepsza w Polsce, ale zdrugiej strony nikt nie zaryzykuje, by mnie na zawo- Spadek formy Cię zniechęcił czy zmobilizował? Zmobilizował. Otrzeźwiło mnie to i pokazało, jak ważny jest dla mnie casting. Wówczas wyszło najaw, że mam charakter zawo- 11 SPOŁECZEŃSTWO dy nie wziąć. Brak regularnych treningów zbiera niestety swoje żniwo, ale wierzę, że uda mi się osiągnąć to, co uważam za najważniejszy cel w castingu: wygrać pięciobój na mistrzostwach świata. Mam srebro z 2012 roku z Tallina, przegrałam o około dwa punkty z najbardziej utytułowaną zawodniczką w castingu, która zakończyła karierę i nie będę już miała okazji się z nią zmierzyć. Srebro to dużo, ale jednocześnie czujesz, że drugie miejsce jest najbardziej pechowe, bo wiesz, że byłaś blisko pierwszego, blisko zwycięstwa, i zabrakło niewiele. niczka z Buska –przyp. red.), razem jeździmy na zawody. To pomaga w przetrwaniu trudnych chwil, w walce z lenistwem i zwątpieniem, w motywowaniu się. Jest jak moja siostra w castingu. Mam też znajomych za granicą, piszemy do siebie listy i staramy się siebie odwiedzać. Widzimy się rzadko, bo głównie na zawodach, ale czujemy więź – w końcu łączy nas pasja. Ludzie poznani przy castingu inspirują mnie na różnych płaszczyznach. „Ale wiadomo – nie chodzi tylko o wyniki. Są też przyjaźnie: najfajniejsze w życiu” Co dał Ci casting? Nauczył mnie konsekwencji i dążenia do celu, wytrwałości i tego, że w osiągnięcie czegokolwiek trzeba włożyć mnóstwo wysiłku. Wiem, że na sukces składa się wsparcie innych – nie osiągnęłabym tego, co mam, bez ogromnego wsparcia mojego taty. To on mnie motywował, trenował, dobierał sprzęt i zaraził mnie miłością do tego sportu. Swój sukces przypisuję w największej części jemu. Wynik to składowa dwóch czynników: psychiki i treningu. Osoby ze słabą psychiką na treningach mogą być świetne, a na zawodach nie dają sobie przez to rady. Ale wiadomo – nie chodzi tylko o wyniki. Są też przyjaźnie: najfajniejsze w życiu. Zawsze trenowałam z Jagodą (druga zawod- Mistrzów świata na ogół spotykają nagrody, gratulacje i gratyfikacje finansowe. Dla piłkarzy, tenisistów, siatkarzy sport to zawód. Da się żyć z castingu? To sport niszowy, absolutnie nie tak dochodowy jak którykolwiek z tych wymienionych. Są nagrody po zawodach, najczęściej rzeczowe, medale i puchary, ale żyć się z tego nie da. Nie ma z tego zbyt wielu korzyści finansowych. Z tatą dostaliśmy parę razy nagrody ministra sportu, ja miałam w tamtym roku stypendium ministra edukacji. Do zarabiania potrzeba jednak stabilnej pracy zawodowej, casting nie daje możliwości utrzymania, jest za mało sponsorów. 12 SPOŁECZEŃSTWO złam, bo w końcu casting to kawał mojego życia. To z mistrzostw świata są najbardziej wymierne, ich mam koło dwudziestu. Pierwszy medal w mistrzostwach seniorów zdobyłam zaraz po wejściu do tej kategorii, gdy miałam 15 lat. Wszyscy byli w szoku, bo pokonałam mnóstwo starszych, lepszych i bardziej utytułowanych zawodniczek. Wydawałoby się, że do sukcesu w konkurencji odległościowej potrzeba dobrych warunków fizycznych i siły, a ja wtedy byłam dużo szczuplejsza – no i wiadomo, że piętnastolatki raczej nie są bar- „Srebro to dużo, ale jednocześnie czujesz, że drugie miejsce jest najbardziej pechowe, bo wiesz, że byłaś blisko pierwszego, blisko zwycięstwa, i zabrakło niewiele” Liczyłaś kiedyś swoje medale? Zaraz. Hm, niech policzę… (po chwili) Nie wiem, nie wieszam ich w pokoju. Ludzie zwykle jakoś to prezentują, a ja w Krakowie do niedawna nie miałam żadnego medalu. Ostatnio jakieś przywio- 13 SPOŁECZEŃSTWO dzo silne. A jednak zdobyłam wtedy złoto! Ile dokładnie mam medali, nie wiem. Wie na pewno tata, mój największy kibic. Jeszcze raz podkreślam, ile w tym jego zasługi: sama nie dobrałabym sobie sprzętu aż tak dobrze, to on wybiera mi wędki do wypróbowania. To tata korygował też moje błędy domomentu, aż sama potrafiłam się poprawić. Sam też jest zawodnikiem, ale wśród mężczyzn konkurencja jest o wiele większa – stąd też mniej zwycięstw. „(...) proszę nie pisać, że zarzucam wędkę (...)” Teraz obok castingu w Twoim życiu ważna jest też AKADEMIA PRZYSZŁOŚCI, „siostra” Szlachetnej Paczki. Tak, i to też wiąże się z castingiem (śmiech). AKADEMIA to ogólnopolski program przeprowadzający dzieci od porażki w szkole do sukcesu w życiu. Metodą tutoringu pracujemy nad szukaniem i wzmacnianiem w naszych podopiecznych mocnych stron, tak aby potrafiły w przyszłości radzić sobie same. W naszych akademiowych wartościach jest jedna, która jest mi szczególnie bliska – staramy się zaszczepić w dzieciach mentalność wędkarza, która ma je zachęcić do uwierzenia w siebie i swoje możliwości. Rok temu byłam tutorem, dziś jestem też liderem kolegium. Zachęcam wszystkich do tego wolontariatu, bo realnie odmienia świat przez zmianę życia jednego dziecka.Praca w AKADEMII daje mi dużo satysfakcji i choć studiuję dwa kierunki, nie zmniejszam swojego zaangażowania w tę sprawę. Bardzo dziękuję Ci za tę rozmowę. Też dziękuję i zaznaczam: proszę nie pisać, że zarzucam wędkę, bo ja rzucam wędką! Ilona Sieradzka 14 KULTURA ODNALEŹĆ ŚLADY PRZESZŁOŚCI Ekranizacja dzieła literackiego nie jest prostym zadaniem. A prawdziwym wyzwaniem jest zrobić to w sposób dobry. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że mamy do czynienia z powieścią bestsellerową, próba ekranizacji może okazać się prawdziwą sztuką. Jak zatem, w tym kontekście, wypada duński reżyser Mikkel Nørgaarda? Głównymi bohaterami filmu są dwaj duńscy detektywi: Carl Mørck (Nikolaj Lie Kaas) oraz Assad (Fares Fares), którzy od lat zmagają się z najtrudniejszymi z a g a d k a m i kryminalnymi. Są sprytni, silni, zdecydowani, ambitni, oddani pracy – co podkreśla ich sylwetki, wizerunek bohaterów pozytywnych. Problemy w życiu prywatnym oraz pewna niedostępność, wskazują natomiast na tajemnicze oblicze postaci, a także potęgują atmosferę panującą w filmie. Tym razem przyszło im zmierzyć się ze sprawą morderstwa sprzed dwudziestu lat, co oczywiście nie okaże się prostym zadaniem. Kluczem do rozwiązania zagadki okaże się Kimmie Lassen (w tej roli Danica Curcic), która wysuwa się na pierwszy plan. Jest to bohaterka zmagająca się z przeszłością – nieustannie ucieka, nie tyl- 15 KULTURA zwrotów akcji. Nie popadajmy w nadmierny zachwyt, do dzieła Finchera jeszcze daleka droga. Mimo obecności kilku punktów kulminacyjnych i prób urozmaicenia akcji, całość jest dość przewidywalna. Niemal od początku możemy zorientować się, kto jest czarnym charakterem, a kto będzie pełnił rolę ofiary. Opowiedziana historia w pewien sposób intryguje, przykuwa uwagę, co zresztą podkreśla fakt, że jest to najchętniej oglądany duński film ostatnich lat. Być może to wspominana postać Kimmie wywołuje tak duże emocje i przyciąga odbiorców? Ukazana bez żadnej cenzury, brutalna przemoc wobec ko przed ścigającymi ją zbrodniarzami, ale także przed tragicznymi wspomnieniami. Scenarzyści (Nikolaj Arcel i Rasmus Heisterberg) wraz z reżyserem celowo wyeksponowali jej wątek. Odwołują się oni do powielanych wcześniej wzorców, które są niejako gwarancją sukcesu. Cierpiąca na liczne zaburzenia psychiczne ofiara to dość wyraźna aluzja do innego skandynawskiego kryminału – Dziewczyny z tatuażem. Zresztą, dzieła te mają więcej cech wspólnych. Łączą je również nostalgiczne, niemniej bardzo dobre zdjęcia (tu ogromne oklaski dla Erica Kressa), i parę mocnych 16 KULTURA tej postaci, czy też scena z pozorowanym gwałtem, to momenty wywołujące szereg różnorodnych odczuć u widza. „Mimo obecności kilku punktów kulminacyjnych i prób urozmaicenia akcji, całość jest dość przewidywalna” Trzeba pochwalić również scenografa (Rasmus Thjellesen). Ponure, brudne otoczenie, gdzie w tle często dostrzegalny jest dym, bądź sceny w pomieszczeniach z kartotekami oraz opuszczone budynki, z pewnością są niezłym elementem budowania klimatu kryminału. Połączone z dynamicznymi ujęciami kamery stanowią spójną i efektowną całość. To wszystko potęguje też całkiem dobra ścieżka dźwiękowa. Jednakże... Należy zastanowić się, co w filmie jest najważniejsze – opowiedziana historia czy audiowizualna realizacja całości? Oczywiście, jedno i drugie. I tu nasuwa się pytanie, czy Mikkel Nørgaard znalazł tu złoty środek? Przewidywalna historia, dobra gra aktorska, a to wszystko wykończone realizacją na wysokim poziomie, to nieco skrajne, ale w tym przypadku spójne elementy. Może film ten nie wnosi do kina nic nowego, powiela wcześniej obrane schematy, ale jest warty obejrzenia. Istotny wyznacznik tego, czy dzieło jest dobre, stanowi dla mnie reakcja widzów. Oglądając film w większym gronie, nie słyszałem żadnych negat y w n y c h komentarzy. Westchnień zachwytu czy chociażby okrzyku ze strachu też nie było. Czy to zatem kolejny film do zobaczenia i zapomnienia? Przekonamy się niebawem. Maciej Słonina 17 KRAKOWSKA NAUKA LATANIA Po dziewiętnastu latach czekania nareszcie powrócili nad Wisłę. Nie powstrzymała ich nawet złamana noga jednego z nich. Krakowska Tauron Arena została wypełniona po brzegi. Jak rakieta porwali polską publiczność, a ona nie pozostała im dłużna. Foo Fighters – zwani najmilszymi rockmanami świata – znowu zagościli w Polsce. KULTURA Z pozoru nie wyróżniają się specjalnie z tłumu. Nie jeżdżą limuzynami, nie chełpią się sławą, nie wywołują skandali, ich życie nie ulega powolnej degradacji od alkoholu, narkotyków i innych używek. Mają żony, dzieci i na co dzień prowadzą zwykłe życie. Jednak tak naprawdę Dave Grohl, Nate Mendel, Taylor Hawkins, Chris Shiflett i Pat Smear tworzą prawdopodobnie najlepszy rockowy zespół ostatnich dwudziestu lat. Dokładnie tyle minęło w tym roku od wydania pierwszego albumu FooFighters. Jak to wszystko się zaczęło i czym zasłużyli sobie na takie określenia? FooFighters mają swój początek w 1994 roku. Wtedy rozpadł się inny legendarny zespół – Nirvana. Co łączy te zdarzenia? Otóż, 25letni wówczas Dave Grohl był perkusistą Nirvany. Nie myślał wtedy zbyt wiele o własnej muzycznej karierze (choć już w 1990 roku nagrał pierwszą studyjną taśmę demo). Jak wspominał w wielu wywiadach, samobójcza śmierć przyjaciela i lidera Nirvany, Kurta Cobaina, przytłoczyła go na tyle mocno, że nie był w stanie słuchać muzyki, a co dopiero ją tworzyć. Kiedyś jednak musiał się z tego otrząsnąć. W 1995 roku stworzył swoje pierwsze dzieło. Grohlsam nagrał niemal wszystkie partie gitary, basu i perkusji, a oprócz tego zaś piewał każdą piosenkę, jaka znalazła się na albumie. Zarówno tytuł płyty jak i nazwa wykonawcy brzmiała Foo Fighters. Dave nigdy bowiem nie chciał występować jako solista. Szybko znalazł więc kolegów do zespołu i tak zaczęła się trwająca dwadzieścia lat przygoda. Już podczas pierwszej trasy koncertowej, 3 lipca 1996 roku, grupa zawitała do naszego kraju. Zdecydowanie widać było, że jest w nich coś wyjątkowego. Cały koncert, profesjonalnie nagrany, można zresztą obejrzeć w serwisie YouTube. Niedawno został tam też opublikowany jedyny jak na razie, polski wywiad z Grohlem. Pada tam jedno ważne stwierdzenie. Prawdopodobnie wrócimy do Polski po nagraniu nowego albumu – mówi wokalista. Cóż, szkoda, że nie sprecyzował, którego nowego albumu, bo dotychczas ukazało się ich już siedem. W międzyczasie Foo Fighters wygrali kilkanaście nagród Grammy, kilka MTV Video Music Awards, a w Polsce otrzymali Fryderyka za Najlepszy Zagraniczny Album (ale odebrali go dopiero teraz) – to tylko kilka przykładów ich sukcesów. W sumie minęło dziewiętnaście lat, a na ich muzyce zdążyło poznać się kolejne pokolenie. W Polsce w tym czasie utworzyło się 19 KULTURA naprawdęspore grono fanów. A zespół wciąż nie przyjeżdżał. Nagle pewnego kwietniowego dnia jak grom z jasnego nieba spadła cudowna informacja. Foo Fighters zagrają w Krakowie 9 listopada 2015 roku. bywających fanów wielkimi podo-biznami muzyków na telebimie, który okrąża cały budynek. Otwarcie bram nastąpiło równo o godzinie 18:00. Trzeba przyznać, że wnętrze kompleksu budzi podziw i jest w sam raz dla takich imprez. O 19:00 niemal cała sala była już pełna, gdyż za dziesięć minut miał zagrać pierwsza kapela, która towarzyszyła Foo Fighters podczas europejskiej części trasy. Był nią zespół z Nowego Orleanu znany jako Trombone Shorty & Orleans Avenue. Zagrali prawdziwie wybuchową muzyczną mieszkankę, z której można wyłowić elementy rocka, soula, R&B i jeszcze paru innych rzeczy. Choć myślę, że podobnie jak w moim przypadku,większość publiczności nie mogła doczekać się już głów nej Oczywiście po chwilach euforii i przyjemnym szoku trzeba było wziąć się w garść i odpowiednio się przygotować. Tutaj nie sposób jest nie wspomnieć o Foo Fighters Crew Poland, czyli o przedstawicielach polskich fanów. Od razu zabrali się do pracy, poświęcając swój czas, energię i pieniądze. Angażując innych, przygotowali szereg akcji jeszcze w okresie wakacyjnym. Kiedy w końcu nadszedł ów długo oczekiwany dzień wszystkobyło dopięte na ostatni guzik.Tauron Arena witała przy- 20 KULTURA atrakcji wieczoru, nie da się odmówić im talentu. Tuż po ich zejściu, na scenę opadła ogromna, czarna kurtyna z wielkim logiem Foo Fighters na środku, wywołując okrzyki zachwytu. Zespół miał pojawić się jednak dopiero za jakieś pół godziny, jednak nikt nie mógł już spokojnie ustać w miejscu. I wtedy nagle część świateł zgasła, a całą arenę zalała fala dźwięku, z której najbardziej charakterystyczny był wrzask Grohla. Chwilę później kurtyna uniosła się, odsłaniając zespół w całej jego okazałości. Wtedy to fani ujawnili pierwszą niespodziankę. Jeszcze przed koncertem wolontariusze rozdawali przygotowane przez Foo Fighters Crew Poland kartki – płyta dostawała czerwone, trybuny białe. Łatwo można się domyślić, co z tego miało powstać. Mimo że efekt nie wyszedł tak, jak planowano (trybuny nieco zawiodły), zespół wydawał się mile zaskoczony. Foo Fighters rozpoczęli występ od swojego niezapomnianego hitu z roku 1997 – Everlong. Utwór szczególnie symboliczny dla polskich fanów, gdyż pierwszy jego wers brzmi: Witaj/Czekałem tu na ciebie/Od zawsze. Dave Grohl siedział na tronie pośrodku sceny, machając głową we wszystkie strony, podczas gdy reszta zespołustała po jego bokach. Skąd tron? Otóż w czerwcu „Dave Grohl siedział na tronie pośrodku sceny, machając głową we wszystkie strony (...)” 21 KULTURA tego roku, podczas jednego z koncertów, Grohl uległ nieszczęśliwemu wypadkowi – spadł ze sceny, łamiąc przy tym nogę. Rehabilitacja musiała trochę potrwać. Oczywiście Foo Fighters odwołali z tego powodu parę koncertów, jednak w żadnym wypadku nie chcieli rezygnować z całej trasy. Dave zaprojektował więc epicki tron całkowicie godny gwiazdy jego formatu. Mimo tego ci, którzy stali blisko barierek, momentami mogli niemal dotknąć swojego idola. Wracając jednak do przebiegu koncertu, trzeba przyznać, że Foo Fighters mają moc. Pierwszych pięć – swoją drogą bardzo energicznych – utworów zagrali w zasadzie bez żadnej przerwy. Podczas trzeciego – Learn To Fly – miała miejsce kolejna akcja fanów, tym razem w pełni udana i zdecydowanie najlepsza tego wieczoru. Mianowicie, aby oddać nieco klimat tego utworu, fani złożyli uprzednio wykorzystane kartki w papierowe samolociki. W rezultacie całą arenę wypełniły latające „robótki ręczne”. Miny muzyków, a zwłaszcza śmiech Grohla, to chyba najlepsza odpowiedź jaką mogli uzyskać polscy miłośnicy tego zespołu. Zresztą ich zaangażowanie nie zakończyło się tylko na z góry zaplanowanych działaniach. 22 KULTURA Pogo, crowd surfing, śpiewanie każdej piosenki ile sił w płucach – Reszta koncertu również nie była pozbawiona pozytywnych wydarzeń. Grohl przedstawiając na przykład kolegów z zespołu (część z nich nie miała okazji wystąpić u nas w roku), inicjował za każdym razem fragementy klasycznych rockowych utworów jak Roundabout Yes czy Detroit Rock City Kiss. Swój moment miał także perkusista Taylor Hawkins, który zaśpiewał Cold Day In The Sun, będący kompozycją jego autorstwa. W ogóle nie można nic zarzucić setliście jaką przygotował zespół. Były to bowiem same hity z każdego albumu, jaki do tej pory wydali muzycy. Oprócz wcześniej wymienionych numerów rozbrzmiały m.in.: najbardziej rozpoznawalny The Pretender, zeszłoroczny singiel Something From Nothing, porywający za każdym razem All My Life, obowiązkowa pozycja każdego fana, na której Polacy dosłownie zdarli sobie gardła, czyli My Hero, absolutnie punkrockowy White Limo, Skin and Bonesz akordeonem jako akompaniamentem. No i jeszcze mój osobisty faworyt – Arlandria. Nie mogło także zabraknąć jakiegoś coveru, więc Foo Fighters w całości zagrali klasyk zespołu Pink Floyd, In The Flesh. Do każdej z tych piosenek publiczność śpiewała, tańczyła, klaskała, słowem bawiła się fantastycznie. Pożyczyła to tylko niektóre z licznych reakcji uradowanej publiki. Po najbardziej elektryzującym rozpoczęciu koncertu, jaki tylko można sobie wyobrazić, nastał moment krótkiej przerwy. Dave Grohl przmówił. Czekaliście, czekaliście i czekaliście (…) dziewiętnaście lat temu mieliśmy tylko dwanaście piosenek. Teraz mamy o wiele więcej. I nie zagramy jakiegoś trwającego godzinę koncerciku. Będziemy grać tak długo, jak uznamy to za stosowne! – powiedział wokalista po czym zaczął śpiewać Big Me, jeden z najbardziej znanych kawałków z pierwszego albumu. Fani znowu nie zawiedli i rozświecili całą halę latarkami telefonów. Weterani poprzedniego koncertu nie mogli wówczas ukryć emocji na wspomnienie, jak ten sam utwór rozbrzmiewał kiedyś w Sopocie. „Grohl wyznał, że polska publiczność jest zaje**sta, i że nie rozumie jak mógł tak długo tutaj nie przyjeżdża” 23 KULTURA nawetpolskiego „Na zdrowie!” Dave’owi, kiedy ten sięgał po swójkubek podczas jednej z przerw. Przed ostatnim utworem tego wspaniałego wieczora, Grohl wyznał, że polska publiczność jest zaje**sta, i że nie rozumie jak mógł tak długo tutaj nie przyjeżdżać. Dziękuje wam przede wszystkim za czekanie (…) przepraszam was, po prostu jakoś… – wyzapomniałem o Polsce! znał, na co odpowiedzią publiczności było buczenie. Dave na to tylko puknął się w czoło, mówiąc: Wiem, wiem jestem pieprzonym du**iem. Następnie podzielił się historią związaną z koncertem sprzed dziewiętnastu lat. Pamiętam, że przed nami grał jakiś metalowy zespół z Polski– mówił, nie wiedząc, że ma na myśli Acid Drinkers – Byli absolutnie fantastyczni, ok? Myślałem tylko «O Boże, oni są lepsi od nas!» – powiedział śmiejąc się. Potem Foo Fighters zagrali Best of You, kolejny przebój, kończąc koncert (i tak wydłużyli ten utwór, jak tylko mogli). Kiedy tylko wybrzmiały ostatnie akordy, Dave zszedł z tronu, by móc zbliżyć się jak najbardziej do publiczności. Podchodził i machał dowszystkich. Po chwili dołączyli do niego pozostali. Muzycy objęli się, ukło- 24 nili i zeszli, pozostawiając posobie niewysłowioną radość. Nie było bisów. Foo Fighters już na początku zaznaczyli, że nie są zespołem, który udaje, że kończy koncert, a po chwili pojawia się z powrotem i gra jeszcze trzy kawałki. Występują tak długo, aż uznają, że tyle powinno wystarczyć. Nikomu to zresztą nie przeszkadzało. Polacy zdecydowanie nie mogli narzekać na brak wrażeń czy niedosyt. Nie było chyba osoby, która nie wyszłaby z szerokim uśmiechem. Zespół również był usatysfakcjonowany. Muzycy nie tylko mieli do czynienia z fantastyczną, zaangażowaną publicznością, ale również otrzymali prezent od polskiego fan klubu. Była to autorska gra planszowa dotycząca zarówno Polski, jak i zespołu, nazwana FooRacers. Oprócz tego zachwyciło ich samo miasto, w którym wystąpili. Chris Shiflett, gitarzysta prowadzący, powiedział, że według niego Kraków to najpiękniejsze miasto Europy. Samo show należy bezwarunkowo zaliczyć do najlepszych, jakie odbyły się w naszym kraju, choć być może jest to przesadne stwierdzenie. Foo Fighters nie tylko potrafią przekazać swoją energię publiczności. Oni wręcz stają się z nią jednością. Nie bez powodu jest to jeden z najlepszych zespołów współczesnego rocka. Teraz więc należy jedynie trzymać za słowo Dave’a, który dosłownie obiecał, że na następną wizytę w naszym kraju będziemy czekać o wiele krócej. Marcin Kornacki [[#]] DZIWNE ŻYCIE MAX CAULFIELD Chciałbym, by było więcej takich gier jak Life is Strange, gier, które poruszają ważne kwestie, a przy tym nie popadają w moralizatorstwo, które mówią o tym, co w życiu zwykłe (i niezwykłe), i próbują znaleźć w nim piękno, a przy tym nie stają się patetyczne i śmieszne. W przedziwnym tygodniu z życia Max Caulfield znajdziemy i jedno i drugie. KULTURA w Life is Strange chodzi, bo bez tego nie sposób mówić o rozgrywce. Nasza główna bohaterka, Max Caulfield, jest zwykłą nastolatką… a właściwie wcale nie taką znowu zwykłą. Niezbyt dobrze odnajduje się w swoim środowisku, jest nieśmiała i brak jej pewności siebie, a do tego niezły z niej geek (głównie fotograficzny). Po kilku latach od przeprowadzki z nadmorskiego miasteczka Arcadia Bay do Seattle, Max wraca do miejsca, w którym dorastała, by w lokalnej Blackwell Academy uczyć się fotografii pod okiem znanego profesora. Przy okazji ma też nadzieję odnowić znajomość z Chloe, swoją najlepszą przyjaciółką z dzieciństwa. Wkrótce ma miejsce wydarzenie, które diametralnie zmienia życie dziewczyny – Max odkrywa, że potrafi manipulować czasem. Ta gra stanowi opowieść o prawdziwej przyjaźni i o wielkiej odpowiedzialności, jaką ta ze sobą niesie, oraz o próbie zachowania normalnego życia wbrew przeciwnościom losu. Ktoś mógłby powiedzieć, że wcale nie o tym traktuje przygodówka od francuskiego studia DONTNOD entertainment, bo przecież mamy tu i manipulowanie czasem, i niewyjaśnione nadprzyrodzone zjawiska, a na dodatek w tle cały czas przewija się sprawa kryminalna. Jednak mam wrażenie, że ostatecznie wszystko to ustępuje pola wątkowi o wiele ważniejszemu, którym jest codzienność młodej dziewczyny, ze wszystkimi właściwymi jej wzlotami i upadkami. „Życie jest dziwne” – głosi tytuł, i to właśnie pokazuje nam gra: momentami radosne i beztroskie, częściej trudne i bolesne, na dodatek naznaczone ciężkimi do wytłumaczenia zdarzeniami. Spotkałem się z głosami, że Life is Strange na tym traci, że w grze brakuje akcji i szybko zaczyna dawać się we znaki nuda, a przecież powinno „się dziać” – wszak mamy do czynienia z grą przygodową. Ale wystarczy dobrze poszukać, a w (nie)zwyczajnym świecie Max znajdziemy wszystko, czego nam potrzeba. „Życie jest dziwne” – głosi tytuł, i to właśnie pokazuje nam gra: momentami radosne i beztroskie, częściej trudne i bolesne, na dodatek naznaczone ciężkimi do wytłumaczenia zdarzeniami.” Możliwość cofania czasu to prawdziwa rewolucja w tym stosunkowo nowym rodzaju przy- Zanim zupełnie „odpłynę”, może wyjaśnię w końcu, o co właściwie 27 KULTURA skaterowi nazwą triku, którą wymienił chwilę temu, czy też wylać puszkę coli na naszego wściekłego rozmówcę, co bohaterka kwituje: „Po prostu chciałam zobaczyć, co się stanie...”. Z czasem możliwości naszej ingerencji w przeszłość (a zarazem w przyszłość) stają się coraz większe, ale przyjdzie nam zmierzyć się również z sytuacją, w której nie będziemy w stanie użyć naszej „supermocy” – i gwarantuję, że właśnie ta scena najdłużej pozostanie w waszej pamięci, niezależnie od tego jak się zakończy. godówek, reprezentowanym przez francuską produkcję. Pozycje takie jak The Walking Dead, GoneHome czy The Wolf Amon gUs,bardziej niż grę przypominają interaktywny film (a raczej serial, bo najczęściej podzielone są na kilka epizodów), bowiem rola gracza ogranicza się głównie do podejmowania decyzji w kluczowych momentach, które mają wpływ na dalszy rozwój fabuły. Zazwyczaj decyzje te są praktycznie nieodwracalne, tutaj z kolei często mamy możliwość sprawdzenia ich natychmiastowych skutków, a następnie wybrania sprawdzenia innych opcji. Ma to wpływ przede wszystkim na kluczowe dla całej gry wybory, ale twórcy wykazali się również sporą doząhumoru w bardziej przyziemnych sytuacjach, w których znajdzie się Max. I tak, mamy okazję zaim-ponować Jak wspomniałem wcześniej, uważam, że w Life is Strange najlepsze jest to, co przyziemne i osadzone w codzienności. To co znajduje się na pierwszym planie, to nie cofanie czasu, czy wyjaśnianie zagadkowych zjawisk, ale 28 KULTURA przyjaźń łącząca Max i Chloe. Ogromną przyjemność sprawia obserwowanie rozwijającej się na nowo relacji między dawnymi przyjaciółkami, teraz już nie tak łatwej i beztroskiej jak we wczesnym dzieciństwie. Chloe zmienia się nie do poznania, a sama Max wkrótce również nie będzie tą samą osobą za sprawą wyborów, przed którymi postawi ją życie. Zapewne nie wszystkim spodoba się to, jak często między bohaterkami pojawia się melancholijny nastrój – faktem jest, że twórcom momentami jakby brakuje innych pomysłów na podkreślenie kontrastu między utraconą przeszłością i trudną teraźniejszością. Jednocześnie stanowi to naturalną konsekwencję tego, jak wrażliwe – obie na swój własny sposób – są te bohaterki. Autentyczność pozostaje zatem raczej niezachwiana, a momenty, w których twórcy zachęcają nas do porzucenia na chwilę pośpiechu i zatrzymania się, należą do najprzyjemniejszych w grze. „To co znajduje się na pierwszym planie, to nie cofanie czasu, czy wyjaśnianie zagadkowych zjawisk, ale przyjaźń łącząca Max i Chloe.” Wrażliwość Max obserwujemy nie tylko w relacji z Chloe, ale także w postawie wobec całego otaczającego ją świata. Jak na geeka przystało, bohaterka prowadzi pamiętnik (swoją drogą – świetny sposób na menu), w którym opisuje wszystko, co przydarza jej się w trakcie całej opowieści – przy czym treść notatek będzie zależała w dużym stopniu od naszych decyzji, a także tego, jak dużo uwagi poświęcimy eksploracji i dodatkowym wątkom. Jest i miejsce na zdjęcia, które mamy okazję zrobić w każdym z epizodów – niektóre możemy wykonać od razu po znalezieniu odpowiedniego obiektu, inne będą od nas wymagać odpowiedniego po- 29 KULTURA tters, oraz Jose Gonzaleza. Moment, w którym Max zakłada słuchawki, by wyciszyć się i odciąć od zgiełku na szkolnym korytarzu to jedno z najlepszych wprowadzeń do gry, jakie miałem okazję widzieć. Ale soundtrack nie samymi balladami stoi: nie zabrakło również paru mocniejszych kawałków, które także „dają radę”. Wizualnie z kolei… no cóż, mam mieszane uczucia co do łagodnego, rysunkowego stylu, bo wprawdzie jest bardzo ładny, ale przedstawiona rzeczywistość traci przez niego nieco na autentyczności. No i nie sposób nie zwrócić uwagi na animacje twarzy; element, który w przygodówkach powinien błyszczeć, tutaj jest prawie nieobecny. Z drugiej strony wypada docenić fantastyczne widoczki: miasteczko Arcadia Bay prowadzenia dialogów bądź określonych zachowań (otwieramy okno, by ptak mógł wyfrunąć z domu i „zapozować” na płocie, etc.). To nie tylko miły ukłon w stronę graczy lubiących eksplorację, ale także ciekawy sposób na podkreślenie charakteru głównej bohaterki. Max jest również baczną obserwatorką, więc w trakcie gry usłyszymy wiele jej błyskotliwych lub bardziej rozważnych przemyśleń na temat zdarzeń oraz napotkanych ludzi i przedmiotów. Nie można też nie zwrócić uwagi na przepiękną oprawę audiowizualną, a w tym przede wszystkim na perfekcyjnie dobraną muzykę. Dominują spokojne, melancholijne tony w wykonaniu indierockowych zespołów takich jak alt-j, Message to Bears, Syd Ma- 30 KULTURA oraz jego nadmorskie krajobrazy prezentują się naprawdę przepięknie zarówno w dzień, jak i w nocy. ć,że poprzez nasze decyzje budujemy wokół Max nasz własny świat, na końcu i tak dochodzimy do tego samego miejsca i stajemy przed wyborem ostatecznym –niezależnie od tego, jak wcześniej „Błędy błędami, ale historia Max jest naprawdę tak urzekająca, że nie wyobrażam sobie jak mogłaby nie przypaść wam do gustu.” poprowadziliśmy fabułę. W tym miejscu należy też wspomnieć, że niestety wyraźnie widać, które zakończenie mniej przypadło twórcom do gustu – przez co potraktowali je trochę po macoszemu… Mimo to muszę szczerze przyznać, że dopóki nie zacząłem pisać tej recenzji, nie zwróciłem właściwie uwagi na żadne wymienione w powyższym akapicie kwestie (może z wyjątkiem zakończenia). Rzadko zdarza mi się wkręcić w coś tak bardzo, jak miało to miejsce w przypadku Life is Strange – więc nie będę się silił na obiektywne podsumowanie. Błędy błędami, ale historia Max jest naprawdę tak urzekająca, że nie wyobrażam sobie jak mogłaby nie przypaść wam do gustu. Celowo starałem się zdradzać jak najmniej na temat samej fabuły – nie wypada mi odbierać wam przyjemności z samodzielnego poznawania świata Max i odkrywania jego tajemnic. Zagrajcie i przekonajcie się sami, co ma on wam do zaoferowania. Life is Strange nie jest jednak pozbawione pewnych niedociągnięć. Sporo tu jednowymiarowych postaci wpisujących się w utarte schematy: dobra w głębi duszy dziewczyna po przejściach (Chloe), nieśmiały nerd z naukowym zacięciem (Warren), popularna, ale i okrutna uczennica z bogatej rodziny (Victoria) etc. Niby twórcy starają się pokazać, że żaden z tych bohaterów nie jest ani jednoznacznie dobry, ani zły, ale najczęściej, gdy już zdarzy się jakieś odstępstwo od reguły (Max zauważa na przykład, że fotografie Victorii wskazują, że i ona posiada pewną wrażliwość), postacie bardzo szybko przypominają nam o swojej „prawdziwej” naturze. Niestety, gra cierpi też na typową przypadłość produkcji, w których gracz dokonuje wyborów: chociaż w trakcie rozgrywki faktycznie można poczu Tomek Najdyhor 31 KULTURA 32 KULTURA AUDREY HEPBURN NIEZAPOMNIANA GWIAZDA Na pierwszej stronie książki Alexandra Walkera poświęconej biografii Audrey Hepburn czytamy: „Księżniczka stała się królową – nie tylko na ekranie”. W tych słowach kryje się wiele prawdy. Hepburn z czasem została królową uwielbianą przez cały świat. Nie pod wpływem całego repertuaru filmów, w których zagrała pierwszoplanowe role, lecz dzięki jej niecodziennemu sposobowi bycia. Audrey Hepburn przyszła na świat w 1929 roku w Belgii. Jej matka wywodziła się z rodu skoligaconego z rodziną królewską i arystokratycznymi właścicielami ziemskimi. Ojciec aktorki, John Victor Ruston, nie miał tak imponujących korzeni jak Ella van Heemstra. Choć posiadał obywatelstwo brytyjskie, najprawdopodobniej żaden z jego przodków nie pochodził z Wielkiej Brytanii. Przez pierwsze lata swojego życia Audrey mieszkała z rodzicami i dwoma przyrodnimi braćmi w Belgii. Niestety różnice charakteru szybko podzieliły rodziców Audrey. Hrabina von Heemstra była trudną osobą, odznaczającą się żelaznym uporem. Często kłó- 33 KULTURA ciła się z mężem, uciekając przed kompromisem. Państwo Hepburn nie zdawali sobie sprawy z wrażliwości córki. Nie wiedzieli, że każda kłótnia wyrządzała krzywdę ich dziecku i potęgowała jej zamknięcie się w sobie. Audrey często odbywała samotne spacery, uciekając w ten sposób przed domowymi awanturami. Gdy miała pięć lat, jej świat niespodziewanie się zawalił. Z dnia na dzień straciła najważniejszego mężczyznę, którego darzyła bezwarunkową miłością. Z niewyjaśnionych powodów ojciec zniknął z jej życia. obawiała się nadchodzącej wojny i zamierzała wrócić do Holandii, aby przeczekać niebezpieczeństwo w rodzinnej posiadłości. Niestety, jej przewidywania nie sprawdziły się. Hitler zaatakował Holandię, a w kraju zapanowały głód i ubóstwo. Matka Audrey również nie mając czym nakarmić córki, próbowała zarabiać pieniądze poprzez dorywczą pracę. Po kilku latach dorastająca Audrey była wychudzona i wyniszczona. Musiała zrezygnować z nauki baletu. Nie miała sił na wykonywanie wielu wymagających ćwiczeń. Pod koniec wojny zachorowała na żółtaczkę. Hrabina, aby zarobić na lekarstwo i uratować córkę, sprzedawała papierosy, które przysłał jej przyjaciel z Anglii. Trauma II wojny światowej i doświadczenie głodu pozostały w pamięci hollywoodzkiej gwiazdy na zawsze. Kolejny etap życia rozpoczął się dla niej niespodziewanym wyjazdem do Anglii i początkiem nauki baletu. Audrey od pierwszej lekcji wiedziała, że w przyszłości zostanie baletnicą. Wkładała w swoją pasję mnóstwo pracy i energii. Dopiero w dorosłym życiu okazało się, że nigdy nie osiągnie sukcesu w tej dziedzinie. Nie posiadała potrzebnych predyspozycji, a ciężka praca była niewspółmierna do oczekiwanych efektów. Jednak wiele lat ćwiczeń wpłynęło na jej sposób poruszania się i nadało charakterystyczny elegancki styl. Los bywa przewrotny i często stawia na naszej drodze dobre lub złe niespodzianki. Audrey marzyła o karierze baletnicy, jednak pierwszy sukces odniosła w reklamie. Narodowe linie lotnicze w ramach promocji sfinansowały czterdziestominutowy podróżniczy film dokumentalny. Do roli stewardessy potrzebowano dziewczyny mówiącej zarówno po angielsku, jak i po holendersku. Audrey wypadła świetnie. Mimo że długo brakowało jej pewnoś- Tuż przed wybuchem II wojny światowej Hepburn po raz kolejny wyrwano z otoczenia, w którym się odnalazła. Hrabina 34 KULTURA filmie Monte Carlo Baby. Natomiast jej pierwszym wielkim sukcesem była rola w Rzymskich wakacjach, gdzie wcieliła się w księżniczkę Annę uciekającą ze świata konwenansu i nudy. Przygody księżniczki często porównywane były do życia Audrey. Zarówno ona, jak i jej bohaterka żegnały się z beztroskim szczęściem. Księżniczka musiała sprostać zasadom narzuconym przez dwór królewski, Audrey sta- ci siebie, kamera tego nie dostrzegała. W następnych latach konsekwentnie brała udział w castingach i regularnie otrzymywała epizodyczne sceny. Choć nie wpisywała się w hollywoodzkie kanony stylu, w szybkim tempie podbiła serca producentów, reżyserów, a co najważniejsze – publiczności. W 1951 roku po raz pierwszy wystąpiła w rolipierwszoplanowej w 35 KULTURA wała się gwiazdą rozpoznawalną na całym świeciei pozbawioną życia prywatnego. W tym samym czasie miała odbyć się premiera broadwayowskiego musicalu Gigi, na podstawie opowiadania Colette. Audrey żyła w ogromnym stresie. Nie wiedziała, czy uda jej się pogodzić wszystkie obowiązki, a na dodatek obawiała się występów na żywo. Nic w tym dziwnego, była bowiem perfekcjonistką. Może dlatego odniosła tak wielki sukces. „(...) nie wpisywała się w hollywoodzkie kanony stylu (...)” Kolejne lata obfitowały w oferty nowych ról od reżyserów. Każdy chciał współpracować z Audrey Hepburn. Każdy rok spędzała na planie kilku produkcji. Najbardziej znane tytuły to: Sabrina (1954), Wojna i pokój (1956), Zabawna buzia (1957), Historia zakonn i c y (1959), Śniadanie u Tiffany’ego (1961), Szarada (1963), My Fair Lady (1964), Doczekać zmrok u (1967) i ostatni w karierze aktorki, Na zawsze (1989). Audrey Hepburn niepodważalnie przeszła do historii światowej kinematografii. Paulina Małota 36 PATRONATY NIE PISZ DO SZUFLADY Trójke licealistów z różnych miast i o różnych pasjach łączy nas jedno - wspólnie chcą dokonać czegoś niezwykłego i nie boją się nowych doświadczeń. Projekt „Nie pisz do szuflady!” jest realizowany w ramach znanej, ogólnopolskiej olimpiady projektów społecznych “Zwolnieni z Teorii”. Jest on skierowany do wszystkich początkujących twórców, którzy boją się podzielić swoją twórczością. Brakuje dla nas - młodych, kreatywnych, pełnych pomysłów, ale nieśmiałych pisarzy miejsca, w którym moglibyśmy się sprawdzić. Szukamy wirtualnej przestrzeni, w której znajdziemy dobre rady, w której poczujemy się bezpiecznie. Nie chcemy publikować swojej twórczości na blogach i serwisach społecznościowych dla pisarzy-amatorów, gdzie wystawione są na widok publiczny, gdzie nie mamy pewności czy otrzymają komentarz, a jeżeli tak, to czy będzie to konstruktywna krytyka, czy hejt. Nie chcemy być zmuszani do płacenia wysokich składek za profesjonalną opinię. Nie zawsze chcemy dzie- 37 PATRONATY lić się naszą twórczością z najbliższą rodziną czy przyjaciółmi. Brakuje nam własnego miejsca, gdzie możemy zwrócić się o pomoc do kogoś, kto zaoferuje konstruktywną krytykę, ale też zrozumie i wesprze. Pokażemy, że nie trzeba wiele, aby zmienić wiele w życiu cho ciaż jednej osoby. Pokażemy, że wspaniałym darem kreatywności należy dzielić się z innymi. Młodzi pisarze, którzy dotychczas nie mieli odwagi pokazać się ze swoja twórczością nabiorą dzięki naszemu projektowi pewności siebie i wiary we własna twórczość. Zyskają świadomość swojego kunsztu, poprawią warsztat oraz będą mieli szanse wygrać w konkursie atrakcyjne nagrody. Najważniejszym wyróżnieniem będzie jednak dla nich fakt, że dowiedzą się, na jakim poziomie są ich umiejętności pisarskie oraz to, że ich tekst otrzyma szczegółową recenzję oraz indywidualne wskazówki, aby ci, którzy nie zostaną nagrodzeni w konkursie, wiedzieli co mogą poprawić, aby w przyszłości samemu zostać laureatami. Naszym celem jest stworzenie przyjaznego miejsca w wirtualnej przestrzeni, gdzie młodzi ludzie, którzy piszą „do szuflady" mogliby znaleźć rady i wsparcie swoich bardziej doświadczonych rówieśników. W ramach projektu powstanie strona internetowa, na której dostępny będzie poradnik dobrego pisania w wersji online, a także w wersji do pobrania. Za pośrednictwem naszej strony internetowej młodzi autorzy będą mogli również przesłać swoje teksty do oceny. Wszystkie zgłoszenia będą dokładnie czytane, a następnie recenzowane przez naszych wolontariuszy, którzy wskażą ścieżkę poprawy i doskonalenia kunsztu pisarskiego indywidualną dla każdego autora. Zorganizujemy konkurs dla zachęcenia młodych pisarzy do nadsyłania swoich tekstów i nagrodzimy najlepszych. Chcemy zmotywować uczestników do dążenia do perfekcji i samodoskonalenia. Nakręcimy również filmik zachęcający młodych pisarzy do pokazania swojej twórczości. Stworzymy coś niezwykłego, zupełnie sami i zupełnie za darmo. Miejsce, które choć wirtualne, będzie biło odczuwalnym ciepłem przyjaźni, wzajemnego wsparcia i konstruktywnej krytyki. Zapraszamy na stronę projektu na FB: facebook.com/niepiszdoszuflady/ Tekst opracowany przez organizatorów projektu „Nie pisz do szuflady!” 38