do wydruku - mam.media.pl

Transkrypt

do wydruku - mam.media.pl
SPIS TREŚCI
najtrudniejsze słowo na świecie
strona 6
nie wieszam medali w pokoju
strona 10
odnaleźć słady przeszłości
strona 15
krakowska nauka latania
strona 18
dziwne zycie Max Caulfield
strona 26
Audrey Hepburn niezapomniana gwiazda
strona 32
nie pisz do szuflady
strona 37
3
WSTĘPNIAK
BEZ GRANIC
Podczas gdy prezydent Francji zarządza zamknięcie granic, w innej,
internetowej przestrzeni kolejne granice są przekraczane. Okazuje
się, że tragedia paryżan może być przekuta w marketingowy sukces.
Byliśmy w Paryżu, ale
zobaczyliśmy tylko to
- głosi podpis pod
zdjęciem nieoświetlonej wieży Eiffla opublikowany na fanpage'u
dotyczącym branży
modowej. Poniżej –
obowiązkowy hashtag
#prayforParis. Trudno
jednak przypuszczać,
że to chęć zaprosze
nia do modlitwy kierowała autorami wpisu. W ostatni week e n d wszystko, co
związane z Francją albo Paryżem, cieszyło
się ponadprzeciętną
klikalnością. Dlaczego
by tego nie wykorzystać? Normy etyczne
bledną w obliczu możliwości zwiększenia
potencjalnego zysku.
Z drugiej strony czasem nawet solidaryzowanie się z Francuzami w dobrej wierze,
wywoływało (i wciąż
wywołuje) w niektórych niezadowolenie.
Na pewno bardzo pomagacie, zmieniając
swoje profilowe na wizerunek francuskiej flagi – ironizują internauci. Co innego możemy jednak zrobić? Zamach terrorystyczny
w centrum Europy to
nie katastrofa naturalna w kraju Trzeciego Świata - nie wyślemy tam przecież pom o c y humanitarnej
czy środków czystości. Z negatywną reakcją spotykamy się także
fanpage'ach,na których w miniony weekend ktoś ośmielił się
w s t a w i ć post nie
związany z piątkowymi wydarzeniami –
szczególnie, jeśli wpis
miał, o zgrozo, optymistyczny wydźwięk albo
4
wzbudzał śmiech. Mimo to zaryzykuję podzielenie się z Wami
pewną radosną wiadomością - oto przed
Wami już 250. numer
Outro. Osobiście czuję się mimo to wciąż
całkiem młoda (sięgam
pamięcią „tylko” dziewięćdziesiąt numerów
wstecz), ale niejeden
c z ł o n e k redakcji ze
zdumieniem kręci głową, wspominając chociażby setny numer,
który ukazał się przecież własnie „przed
chwilą”. Z powodu tej
dość okrągłej „roczn i c y ” przygotowaliśmy
dla Was coś szcz ególnego (premiera wkrótce).
Na razie jednak zapraszamy Was do
przeczytania niemniej
szczególnego, cotygodniowego numeru.
Anna Lewicka
STOPKA REDAKCYJNA
OUTRO
Szefowie działów:
Lena Janeczko (kultura)
Agnieszka Kracla (społeczeństwo)
Roksana Grzmil (foto)
Patryk Skoczylas (graficy)
Patrycja Ziemińska (korekta)
Patrycja Brejnak (promocja).
ISSN: 2299 - 5242
Ogólnopolski tygodnik młodzieżowy
Wydawca: Fundacja Nowe Media
Koordynator: Kamil Wiśniowski
www.outro.pl
Mail: redakcja(@)outro.pl,
rekrutacja (@)outro.pl
Korekta:
Maria Gołaszewska, Karol
Gorzkowski, Ola Józefczyk, Tomek
Król, Kinga Król-Kamoji, Magdalena
Orczykowska, Ilona Sieradzka,
Mateusz Tutka, Patrycja Ziemińska.
Redaktor naczelna: Anna Lewicka
Zastępcy redaktor naczelnej:
Agnieszka Antosik, Karolina Wojtal
Sekretarz redakcji: Marola Lis
Redaktorzy prowadzący:
Aleksandra
Golecka, Klaudia Kępska, Mariola Lis
Korektawydania: Patrycja Ziemińska
Ostateczna korekta: Ariadna Grzona
Fotoedycja: Roksana Grzmil
Graficy: Magdalena Kosewska,
Patryk Skoczylas.
Projekt okładki: Magdalena
Kosewska
Żródło okładki:
Zdjęcia w wydaniu zostały zmniejszone i przycięte z oryginałów.
Český rybářský svaz
3
SPOŁECZEŃSTWO
NAJTRUDNIEJSZE SŁOWO
NA ŚWIECIE
Jest takie jedno słowo, z którym mamy problem przez całe życie.
Niby jego pisownia nie sprawia większych trudności, a podczas
wymowy nie łamie się język, jednak za każdym razem staje nam ono
w gardle niczym ość ze zjedzonego w pośpiechu karpia.
Tym słowem jest „przepraszam”.
Jeden z trzech muszkieterów
savoir-vivre’u, który wbijają nam
do głów od najmłodszych lat.
W przedszkolu recytowało się
wierszyki, które mówiły o tym, że
„proszę” i „przepraszam” nic nie
kosztują, że nie wypada pielęgnować w sobie uczuciowej pustyni,
a pani ciągnęła ucho i zmuszała
do przeprosin za każdym razem,
kiedy sprawiło się przykrość innemu dziecku. Może więc stąd
wzięła się ta cała trudność?
Trauma z dzieciństwa sprawiła,
że w odczuciu wielu z nas „przepraszam” nabrało tak pejoratywnego znaczenia, że wolimy trzykrotnie skręcić się w środku
z wyrzutów sumienia niż jeden
raz podać komuś rękę na zgodę?
Nie sposób dotrzeć do źródła,
które czyni nas jednostkami niemiłymi. Przez wiele lat sama nie
potrafiłam przepraszać i po mistrzowsku unikałam czynnych
konfrontacji. Pamiętam sytuację,
6
SPOŁECZEŃSTWO
w których chciałam się zapaść
głęboko pod ziemię z powodu
wstydu, zakłopotania i dudniącej
w głowie myśli, że powinnam poklepać kogoś po plecach i przyznać się do błędu. I, jak przystało
na dobrze wychowaną młodą damę, dawałam dyla. Jednak w dzieciństwie moralne dylematy były
o wiele łatwiejsze. Zawsze dwie
bramki: podajesz rękę i nie było
tematu albo go ignorujesz, co
w większości przypadków pokrywało się z opcją numer jeden.
Trochę się to wszystko komplikuje, kiedy dorastasz i uświadamiasz sobie, że każde wypowiedziane słowoniesie za sobą jakieś
konsekwencje, że bierzesz za nie
odpowiedzialność, bo każde
z nich posiada moc, która potrafi
uskrzydlić. Albo bardzo zranić.
Paradoksem jest zatem to, że nie
mamy oporów przed prowokowaniem awantur czy wygłaszaniem kąśliwych uwag. Świadomie
ciągniemy za obrus, na którym
stoi kubek z mlekiem, a odbiera
nam mowę, kiedy to mleko się
rozlewa. To irracjonalne – na
szczęście już wiem, dlaczego tak
działo się wmoim przypadku. Bałam się odrzucenia. Obawa związana z tym, że ktoś może odrzucić moją skruchę, była tak silna,
że wolałam uniknąć wiążącego
się z tym rozczarowania, które
dla mnie byłoby bardziej bolesne
od ochłodzenia relacji.
Zmiana w moim nastawieniu nadeszła zupełnie niedawno. Mniej
7
SPOŁECZEŃSTWO
więcej w tym samym momencie,
kiedy zaczęły irytować mnie niepozmywane naczynia, niezdecydowanie i spóźniające się
tramwaje. Z wiekiem zrozumiałam, że przyznanie się do błęd nie
tylko uspokaja sumienie, ale
i przynosi ogromną ulgę. Poczucie, że zrobiłeś wszystko, co
w Twojej mocy, żeby coś
naprawić, diametralnie poprawia
nastrój.
Duma jest naszą domeną – pysznych dwudziestolatków, którzy
o życiu wiedzą więcej z filmów
niż własnego doświadczenia. Jesteśmy rycerzykami, którzy wyginają usta w podkowę i w imię
honoru palą za sobą mosty. Bo
tego nie wypada, a tamtego nie
wolno. Naprawdę można inaczej!
Strach przed odrzuceniem jest
głupią wymówką. Jeśli byłeś
w stanie kogoś zranić, musisz
mieć odwagę, by spojrzeć mu
w oczy i przyznać, że popełniłeś
błąd... Nikt nie obiecuje okrzyku
radości i złotego confetti, które
nagle spadnie z nieba. Ale może
dzięki temu zamiast pięciu szpilek, ktoś będzie wbijał w twoją laleczkę zaledwie dwie. A to już
wystarczający powód do tego, by
słowo „przepraszam” na stałe
powróciło do naszych słowników.
Marta Majchrzak
8
SPOŁECZEŃSTWO
9
SPOŁECZEŃSTWO
NIE WIESZAM
MEDALI W POKOJU
Magda Kuza ma 22 lata i w wędkarstwie rzutowym osiągnęła już bardzo wiele. To jej pasja i sposób na życie. Nawet w swoim imieniu
znalazła nawiązanie do wędkarstwa – Magdallah znaczy po hebrajsku
Wieża Ryb. Jest pewna, że to nie przypadek.
Casting, czyli wędkarstwo rzutowe, to mało znana dyscyplina
sportowa, która wywodzi się
z amatorskiego połowu ryb. Słow o casting oznacza rzucanie.
Sport polega na wykonywaniu
celnych lub dalekich rzutów wędką. Wykorzystuje się przy tym
trzy najważniejsze techniki wędkarskie: muchową, spinningową
i multiplikatorową. Rzuca się lekką muszką lub ciężarkiem do
tarcz i na odległość. Casting jest
sportem mało popularnym, w Polsce uprawia go zaledwie kilkaset
osób, większą popularnością cieszy się za to w Czechach.
Ilona Sieradzka: Od kiedy casting obecny jest w Twoim życiu?
Magdalena Kuza: Nie przesadzę,
mówiąc, że od zawsze. Casting
uprawiam od dzieciństwa, uprawia go mój tata i uprawiał go mój
dziadek. Na pierwszych zawodach byłam w 1998 roku, jako
pięciolatka. Na poważnie zainteresowałam się tym w podstawówce, zaczęłam intensywniej trenować i przełożyło się to na
wyniki. Kluczowym momentem
w mojej karierze było pobicie rekordu świata w odległości spinningowej w 2011 roku. Potem
nadszedł moment wyprowadzki
10
SPOŁECZEŃSTWO
wyprowadzkiz Buska (miasto rodzinne Magdy – przyp. red.) i wyjazdu na studia. W samym Poznaniu – studiowałam tam przez
rok – nie było sekcji wędkarstwa
rzutowego. Przeniosłam się do
Krakowa, ale tu też nie mam
możliwości regularnego treningu.
Ćwiczę, gdy wracam do Buska.
Z perspektywy czasu widzę, że
sukces to trochę szczęścia i tysiące godzin regularnego treningu – rekord świata pobiłam, gdy
byłam w najwyższej formie. Nic
nie bierze się w sporcie z powietrza.
dnika i wolę walki – kiedyś casting był dla mnie codziennością,
przyzwyczajeniem, normą, nie
uważałam tego za wartość. Dziś
widzę, jak wiele mi dało trenowanie i mocno odczuwam to, że
już nie ćwiczę regularnie. Najwyższego celu wciąż nie osiągnęłam i muszę pracować, żeby się
do niego znowu zbliżyć.
Mówisz o spadku formy, a wciąż
jesteś w kadrze narodowej.
Największa konkurencja jest
w Czechach i tam rzeczywiście
często na zawody jeżdżą różne
osoby, nie stale ci sami zawodnicy. U nas ten sport cieszy się
niestety malejącą popularnością
i nie ma zbyt wielu rzucających
kobiet. Może nie jestem najlepsza
w Polsce, ale zdrugiej strony nikt
nie zaryzykuje, by mnie na zawo-
Spadek formy Cię zniechęcił czy
zmobilizował?
Zmobilizował. Otrzeźwiło mnie to
i pokazało, jak ważny jest dla
mnie casting. Wówczas wyszło
najaw, że mam charakter zawo-
11
SPOŁECZEŃSTWO
dy nie wziąć. Brak regularnych
treningów zbiera niestety swoje
żniwo, ale wierzę, że uda mi się
osiągnąć to, co uważam za najważniejszy cel w castingu: wygrać pięciobój na mistrzostwach
świata. Mam srebro z 2012 roku
z Tallina, przegrałam o około dwa
punkty z najbardziej utytułowaną
zawodniczką w castingu, która
zakończyła karierę i nie będę już
miała okazji się z nią zmierzyć.
Srebro to dużo, ale jednocześnie
czujesz, że drugie miejsce jest
najbardziej pechowe, bo wiesz, że
byłaś blisko pierwszego, blisko
zwycięstwa, i zabrakło niewiele.
niczka z Buska –przyp. red.), razem jeździmy na zawody. To pomaga w przetrwaniu trudnych
chwil, w walce z lenistwem i zwątpieniem, w motywowaniu się.
Jest jak moja siostra w castingu.
Mam też znajomych za granicą,
piszemy do siebie listy i staramy
się siebie odwiedzać. Widzimy się
rzadko, bo głównie na zawodach,
ale czujemy więź – w końcu łączy
nas pasja. Ludzie poznani przy
castingu inspirują mnie na różnych płaszczyznach.
„Ale wiadomo – nie
chodzi tylko o wyniki.
Są też przyjaźnie:
najfajniejsze w życiu”
Co dał Ci casting?
Nauczył mnie konsekwencji i dążenia do celu, wytrwałości i tego,
że w osiągnięcie czegokolwiek
trzeba włożyć mnóstwo wysiłku.
Wiem, że na sukces składa się
wsparcie innych – nie osiągnęłabym tego, co mam, bez ogromnego wsparcia mojego taty. To on
mnie motywował, trenował, dobierał sprzęt i zaraził mnie miłością do tego sportu. Swój sukces
przypisuję w największej części
jemu. Wynik to składowa dwóch
czynników: psychiki i treningu.
Osoby ze słabą psychiką na treningach mogą być świetne, a na
zawodach nie dają sobie przez to
rady. Ale wiadomo – nie chodzi
tylko o wyniki. Są też przyjaźnie:
najfajniejsze w życiu. Zawsze trenowałam z Jagodą (druga zawod-
Mistrzów świata na ogół spotykają nagrody, gratulacje i gratyfikacje finansowe. Dla piłkarzy,
tenisistów, siatkarzy sport to
zawód. Da się żyć z castingu?
To sport niszowy, absolutnie nie
tak dochodowy jak którykolwiek
z tych wymienionych. Są nagrody
po zawodach, najczęściej rzeczowe, medale i puchary, ale żyć się
z tego nie da. Nie ma z tego zbyt
wielu korzyści finansowych. Z tatą dostaliśmy parę razy nagrody
ministra sportu, ja miałam w tamtym roku stypendium ministra
edukacji. Do zarabiania potrzeba
jednak stabilnej pracy zawodowej, casting nie daje możliwości
utrzymania, jest za mało sponsorów.
12
SPOŁECZEŃSTWO
złam, bo w końcu casting to kawał mojego życia. To z mistrzostw świata są najbardziej wymierne, ich mam koło dwudziestu. Pierwszy medal w mistrzostwach seniorów zdobyłam zaraz
po wejściu do tej kategorii, gdy
miałam 15 lat. Wszyscy byli
w szoku, bo pokonałam mnóstwo
starszych, lepszych i bardziej
utytułowanych zawodniczek. Wydawałoby się, że do sukcesu
w konkurencji odległościowej potrzeba dobrych warunków fizycznych i siły, a ja wtedy byłam dużo
szczuplejsza – no i wiadomo, że
piętnastolatki raczej nie są bar-
„Srebro to dużo, ale
jednocześnie czujesz,
że drugie miejsce jest
najbardziej pechowe,
bo wiesz, że byłaś blisko
pierwszego, blisko
zwycięstwa, i zabrakło niewiele”
Liczyłaś kiedyś swoje medale?
Zaraz. Hm, niech policzę… (po
chwili) Nie wiem, nie wieszam ich
w pokoju. Ludzie zwykle jakoś
to prezentują, a ja w Krakowie do
niedawna nie miałam żadnego
medalu. Ostatnio jakieś przywio-
13
SPOŁECZEŃSTWO
dzo silne. A jednak zdobyłam
wtedy złoto! Ile dokładnie mam
medali, nie wiem. Wie na pewno
tata, mój największy kibic.
Jeszcze raz podkreślam, ile w tym
jego zasługi: sama nie dobrałabym sobie sprzętu aż tak dobrze, to on wybiera mi wędki do
wypróbowania. To tata korygował też moje błędy domomentu,
aż sama potrafiłam się poprawić.
Sam też jest zawodnikiem, ale
wśród mężczyzn konkurencja jest
o wiele większa – stąd też mniej
zwycięstw.
„(...) proszę nie pisać,
że zarzucam wędkę (...)”
Teraz obok castingu w Twoim
życiu ważna jest też AKADEMIA
PRZYSZŁOŚCI, „siostra” Szlachetnej Paczki.
Tak, i to też wiąże się z castingiem (śmiech). AKADEMIA to ogólnopolski program przeprowadzający dzieci od porażki w szkole do
sukcesu w życiu. Metodą tutoringu pracujemy nad szukaniem
i wzmacnianiem w naszych podopiecznych mocnych stron, tak
aby potrafiły w przyszłości radzić
sobie same. W naszych akademiowych wartościach jest jedna, która jest mi szczególnie
bliska – staramy się zaszczepić w dzieciach mentalność
wędkarza, która ma je zachęcić
do uwierzenia w siebie i swoje
możliwości. Rok temu byłam tutorem, dziś jestem też liderem
kolegium. Zachęcam wszystkich
do tego wolontariatu, bo realnie
odmienia świat przez zmianę
życia jednego dziecka.Praca
w AKADEMII daje mi dużo
satysfakcji i choć studiuję dwa
kierunki, nie zmniejszam swojego
zaangażowania w tę sprawę.
Bardzo dziękuję Ci za tę rozmowę.
Też dziękuję i zaznaczam: proszę
nie pisać, że zarzucam wędkę, bo
ja rzucam wędką!
Ilona Sieradzka
14
KULTURA
ODNALEŹĆ ŚLADY
PRZESZŁOŚCI
Ekranizacja dzieła literackiego nie jest prostym zadaniem. A prawdziwym wyzwaniem jest zrobić to w sposób dobry. Jeśli weźmiemy
pod uwagę, że mamy do czynienia z powieścią bestsellerową, próba
ekranizacji może okazać się prawdziwą sztuką. Jak zatem, w tym
kontekście, wypada duński reżyser Mikkel Nørgaarda?
Głównymi bohaterami filmu są
dwaj
duńscy detektywi: Carl
Mørck (Nikolaj Lie Kaas) oraz
Assad (Fares Fares), którzy od lat
zmagają się z najtrudniejszymi
z a g a d k a m i kryminalnymi. Są
sprytni, silni, zdecydowani, ambitni, oddani pracy – co podkreśla
ich sylwetki, wizerunek bohaterów pozytywnych. Problemy
w życiu prywatnym oraz pewna
niedostępność, wskazują natomiast na tajemnicze oblicze postaci, a także potęgują atmosferę
panującą w filmie. Tym razem
przyszło im zmierzyć się ze sprawą morderstwa sprzed dwudziestu lat, co oczywiście nie okaże
się prostym zadaniem.
Kluczem do rozwiązania zagadki
okaże się Kimmie Lassen (w tej
roli Danica Curcic), która wysuwa
się na pierwszy plan. Jest to bohaterka zmagająca się z przeszłością – nieustannie ucieka, nie tyl-
15
KULTURA
zwrotów akcji. Nie popadajmy
w nadmierny zachwyt, do dzieła
Finchera jeszcze daleka droga.
Mimo obecności kilku punktów
kulminacyjnych i prób urozmaicenia akcji, całość jest dość przewidywalna. Niemal od początku
możemy zorientować się, kto jest
czarnym charakterem, a kto będzie pełnił rolę ofiary. Opowiedziana historia w pewien sposób
intryguje, przykuwa uwagę, co
zresztą podkreśla fakt, że jest to
najchętniej oglądany duński film
ostatnich lat. Być może to wspominana postać Kimmie wywołuje
tak duże emocje i przyciąga odbiorców? Ukazana bez żadnej cenzury, brutalna przemoc wobec
ko przed ścigającymi ją zbrodniarzami, ale także przed tragicznymi wspomnieniami. Scenarzyści (Nikolaj Arcel i Rasmus
Heisterberg) wraz z reżyserem
celowo wyeksponowali jej wątek.
Odwołują się oni do powielanych
wcześniej wzorców, które są niejako gwarancją sukcesu. Cierpiąca na liczne zaburzenia psychiczne ofiara to dość wyraźna aluzja
do innego skandynawskiego kryminału – Dziewczyny z tatuażem.
Zresztą, dzieła te mają więcej
cech wspólnych. Łączą je również
nostalgiczne, niemniej bardzo
dobre zdjęcia (tu ogromne oklaski
dla Erica Kressa), i parę mocnych
16
KULTURA
tej postaci, czy też scena z pozorowanym gwałtem, to momenty wywołujące szereg różnorodnych odczuć u widza.
„Mimo obecności kilku
punktów kulminacyjnych
i prób urozmaicenia
akcji, całość jest dość
przewidywalna”
Trzeba pochwalić również scenografa (Rasmus Thjellesen). Ponure, brudne otoczenie, gdzie w tle
często dostrzegalny jest dym,
bądź sceny w pomieszczeniach
z kartotekami oraz opuszczone
budynki, z pewnością są niezłym
elementem budowania klimatu
kryminału. Połączone z dynamicznymi ujęciami kamery stanowią spójną i efektowną całość. To
wszystko potęguje też całkiem
dobra ścieżka dźwiękowa. Jednakże... Należy zastanowić się, co
w filmie jest najważniejsze – opowiedziana historia czy audiowizualna realizacja całości? Oczywiście, jedno i drugie. I tu nasuwa
się pytanie, czy Mikkel Nørgaard
znalazł tu złoty środek?
Przewidywalna historia, dobra
gra aktorska, a to wszystko wykończone realizacją na wysokim
poziomie, to nieco skrajne, ale
w tym przypadku spójne elementy. Może film ten nie wnosi do
kina nic nowego, powiela wcześniej obrane schematy, ale jest
warty obejrzenia. Istotny wyznacznik tego, czy dzieło jest dobre,
stanowi dla mnie reakcja widzów.
Oglądając film w większym gronie, nie słyszałem żadnych negat y w n y c h komentarzy.
Westchnień zachwytu czy chociażby
okrzyku ze strachu też nie było.
Czy to zatem kolejny film do
zobaczenia i zapomnienia? Przekonamy się niebawem.
Maciej Słonina
17
KRAKOWSKA
NAUKA
LATANIA
Po dziewiętnastu latach czekania nareszcie powrócili nad
Wisłę. Nie powstrzymała ich
nawet złamana noga jednego
z nich. Krakowska Tauron
Arena została wypełniona po
brzegi. Jak rakieta porwali
polską publiczność, a ona nie
pozostała im dłużna. Foo
Fighters – zwani najmilszymi
rockmanami świata – znowu
zagościli w Polsce.
KULTURA
Z pozoru nie wyróżniają się specjalnie z tłumu. Nie jeżdżą limuzynami, nie chełpią się sławą, nie
wywołują skandali, ich życie nie
ulega powolnej degradacji od alkoholu, narkotyków i innych używek. Mają żony, dzieci i na co
dzień prowadzą zwykłe życie.
Jednak tak naprawdę Dave Grohl,
Nate Mendel, Taylor Hawkins,
Chris Shiflett i Pat Smear tworzą
prawdopodobnie najlepszy rockowy zespół ostatnich dwudziestu lat. Dokładnie tyle minęło
w tym roku od wydania pierwszego albumu FooFighters. Jak to
wszystko się zaczęło i czym zasłużyli sobie na takie określenia?
FooFighters mają swój początek
w 1994 roku. Wtedy rozpadł się
inny legendarny zespół – Nirvana.
Co łączy te zdarzenia? Otóż, 25letni wówczas Dave Grohl był
perkusistą Nirvany. Nie myślał
wtedy zbyt wiele o własnej muzycznej karierze (choć już w 1990
roku nagrał pierwszą studyjną
taśmę demo). Jak wspominał
w wielu wywiadach, samobójcza
śmierć przyjaciela i lidera Nirvany, Kurta Cobaina, przytłoczyła
go na tyle mocno, że nie był
w stanie słuchać muzyki, a co dopiero ją tworzyć. Kiedyś jednak
musiał się z tego otrząsnąć.
W 1995 roku stworzył swoje
pierwsze dzieło. Grohlsam nagrał
niemal wszystkie partie gitary,
basu i perkusji, a oprócz tego zaś
piewał każdą piosenkę, jaka
znalazła się na albumie. Zarówno
tytuł płyty jak i nazwa wykonawcy brzmiała Foo Fighters. Dave
nigdy bowiem nie chciał występować jako solista. Szybko znalazł więc kolegów do zespołu
i tak zaczęła się trwająca dwadzieścia lat przygoda.
Już podczas pierwszej trasy koncertowej, 3 lipca 1996 roku, grupa
zawitała do naszego kraju. Zdecydowanie widać było, że jest
w nich coś wyjątkowego. Cały
koncert, profesjonalnie nagrany,
można zresztą obejrzeć w serwisie YouTube. Niedawno został
tam też opublikowany jedyny jak
na razie, polski wywiad z Grohlem.
Pada tam jedno ważne stwierdzenie. Prawdopodobnie wrócimy do Polski po nagraniu nowego
albumu – mówi wokalista. Cóż,
szkoda, że nie sprecyzował, którego nowego albumu, bo dotychczas ukazało się ich już
siedem. W międzyczasie Foo
Fighters wygrali kilkanaście nagród Grammy, kilka MTV Video
Music Awards, a w Polsce otrzymali Fryderyka za Najlepszy Zagraniczny Album (ale odebrali go
dopiero teraz) – to tylko kilka
przykładów ich sukcesów. W sumie minęło dziewiętnaście lat,
a na ich muzyce zdążyło poznać
się kolejne pokolenie. W Polsce
w tym czasie utworzyło się
19
KULTURA
naprawdęspore grono fanów.
A zespół wciąż nie przyjeżdżał.
Nagle pewnego kwietniowego
dnia jak grom z jasnego nieba
spadła cudowna informacja. Foo
Fighters zagrają w Krakowie 9
listopada 2015 roku.
bywających fanów wielkimi podo-biznami muzyków
na
telebimie,
który okrąża cały budynek. Otwarcie bram nastąpiło równo
o godzinie 18:00. Trzeba przyznać, że wnętrze kompleksu budzi podziw i jest w sam raz dla
takich imprez. O 19:00 niemal
cała sala była już pełna, gdyż za
dziesięć minut miał zagrać pierwsza kapela, która towarzyszyła
Foo Fighters podczas europejskiej części trasy. Był nią zespół
z Nowego Orleanu znany jako
Trombone Shorty & Orleans Avenue. Zagrali prawdziwie wybuchową muzyczną mieszkankę,
z której można wyłowić elementy
rocka, soula, R&B i jeszcze paru
innych rzeczy. Choć myślę, że
podobnie jak w moim przypadku,większość publiczności nie
mogła doczekać się już głów nej
Oczywiście po chwilach euforii
i przyjemnym szoku trzeba było
wziąć się w garść i odpowiednio
się przygotować. Tutaj nie sposób
jest nie wspomnieć o Foo Fighters Crew Poland, czyli o przedstawicielach polskich fanów. Od
razu zabrali się do pracy, poświęcając swój czas, energię i pieniądze.
Angażując innych, przygotowali
szereg akcji jeszcze w okresie
wakacyjnym. Kiedy w końcu nadszedł ów długo oczekiwany dzień
wszystkobyło dopięte na ostatni
guzik.Tauron Arena witała przy-
20
KULTURA
atrakcji wieczoru, nie da się
odmówić im talentu. Tuż po ich
zejściu, na scenę opadła ogromna, czarna kurtyna z wielkim
logiem Foo Fighters na środku,
wywołując okrzyki zachwytu.
Zespół miał pojawić się jednak
dopiero za jakieś pół godziny,
jednak nikt nie mógł już spokojnie ustać w miejscu. I wtedy
nagle część świateł zgasła, a całą
arenę zalała fala dźwięku, z której
najbardziej charakterystyczny był
wrzask Grohla. Chwilę później
kurtyna uniosła się, odsłaniając
zespół w całej jego okazałości.
Wtedy to fani ujawnili pierwszą
niespodziankę. Jeszcze przed
koncertem wolontariusze rozdawali przygotowane przez Foo
Fighters Crew Poland kartki –
płyta dostawała czerwone, trybuny białe. Łatwo można się domyślić, co z tego miało powstać. Mimo że efekt nie wyszedł tak, jak
planowano (trybuny nieco zawiodły), zespół wydawał się mile zaskoczony. Foo Fighters rozpoczęli
występ od swojego niezapomnianego hitu z roku 1997 – Everlong.
Utwór szczególnie symboliczny
dla polskich fanów, gdyż pierwszy jego wers brzmi: Witaj/Czekałem tu na ciebie/Od zawsze.
Dave Grohl siedział na tronie pośrodku sceny, machając głową we
wszystkie strony, podczas gdy
reszta zespołustała po jego bokach. Skąd tron? Otóż w czerwcu
„Dave Grohl siedział na
tronie pośrodku sceny,
machając głową we
wszystkie strony (...)”
21
KULTURA
tego roku, podczas jednego
z koncertów, Grohl uległ nieszczęśliwemu wypadkowi – spadł
ze sceny, łamiąc przy tym nogę.
Rehabilitacja musiała trochę potrwać. Oczywiście Foo Fighters
odwołali z tego powodu parę
koncertów, jednak w żadnym wypadku nie chcieli rezygnować
z całej trasy. Dave zaprojektował
więc epicki tron całkowicie godny gwiazdy jego formatu. Mimo
tego ci, którzy stali blisko barierek, momentami mogli niemal
dotknąć swojego idola. Wracając
jednak do przebiegu koncertu,
trzeba przyznać, że Foo Fighters
mają moc. Pierwszych pięć –
swoją drogą bardzo energicznych
– utworów zagrali w zasadzie bez
żadnej przerwy. Podczas trzeciego – Learn To Fly – miała miejsce
kolejna akcja fanów, tym razem
w pełni udana i zdecydowanie
najlepsza tego wieczoru. Mianowicie, aby oddać nieco klimat tego utworu, fani złożyli uprzednio
wykorzystane kartki w papierowe
samolociki. W rezultacie całą arenę wypełniły latające „robótki ręczne”. Miny muzyków, a zwłaszcza śmiech Grohla, to chyba najlepsza odpowiedź jaką mogli uzyskać polscy miłośnicy tego zespołu. Zresztą ich zaangażowanie
nie zakończyło się tylko na z góry
zaplanowanych
działaniach.
22
KULTURA
Pogo, crowd surfing, śpiewanie
każdej piosenki ile sił w płucach –
Reszta koncertu również nie była
pozbawiona pozytywnych wydarzeń. Grohl przedstawiając na
przykład kolegów z zespołu (część z nich nie miała okazji wystąpić u nas w roku), inicjował za
każdym razem fragementy klasycznych rockowych utworów jak
Roundabout Yes czy Detroit Rock
City Kiss. Swój moment miał także perkusista Taylor Hawkins,
który zaśpiewał Cold Day In The
Sun, będący kompozycją jego autorstwa. W ogóle nie można nic
zarzucić setliście jaką przygotował zespół. Były to bowiem same
hity z każdego albumu, jaki do tej
pory wydali muzycy. Oprócz
wcześniej wymienionych numerów rozbrzmiały m.in.: najbardziej rozpoznawalny The Pretender, zeszłoroczny singiel Something From Nothing, porywający
za każdym razem All My Life,
obowiązkowa pozycja każdego
fana, na której Polacy dosłownie
zdarli sobie gardła, czyli My Hero,
absolutnie punkrockowy White
Limo, Skin and Bonesz akordeonem jako akompaniamentem.
No i jeszcze mój osobisty faworyt
– Arlandria. Nie mogło także zabraknąć jakiegoś coveru, więc
Foo Fighters w całości zagrali
klasyk zespołu Pink Floyd, In The
Flesh. Do każdej z tych piosenek
publiczność śpiewała, tańczyła,
klaskała, słowem bawiła się fantastycznie.
Pożyczyła
to tylko niektóre z licznych reakcji uradowanej publiki. Po
najbardziej
elektryzującym
rozpoczęciu koncertu, jaki tylko można sobie wyobrazić, nastał moment krótkiej przerwy.
Dave Grohl przmówił. Czekaliście, czekaliście i czekaliście
(…) dziewiętnaście lat temu
mieliśmy tylko dwanaście piosenek. Teraz mamy o wiele
więcej. I nie zagramy jakiegoś
trwającego godzinę koncerciku.
Będziemy grać tak długo, jak
uznamy to za stosowne! – powiedział wokalista po czym zaczął śpiewać Big Me, jeden
z najbardziej znanych kawałków z pierwszego albumu. Fani znowu nie zawiedli i rozświecili całą halę latarkami telefonów. Weterani poprzedniego koncertu nie mogli
wówczas ukryć emocji na
wspomnienie, jak ten sam
utwór rozbrzmiewał kiedyś
w
Sopocie.
„Grohl wyznał, że polska
publiczność jest zaje**sta,
i że nie rozumie jak mógł
tak długo tutaj nie
przyjeżdża”
23
KULTURA
nawetpolskiego „Na zdrowie!”
Dave’owi, kiedy ten sięgał po
swójkubek
podczas
jednej
z przerw. Przed ostatnim utworem tego wspaniałego wieczora,
Grohl wyznał, że polska publiczność jest zaje**sta, i że nie rozumie jak mógł tak długo tutaj
nie przyjeżdżać.
Dziękuje wam przede wszystkim za czekanie (…) przepraszam was, po prostu jakoś…
–
wyzapomniałem
o
Polsce!
znał, na co odpowiedzią publiczności było buczenie. Dave na to
tylko puknął się w czoło, mówiąc:
Wiem, wiem jestem pieprzonym
du**iem. Następnie podzielił się
historią związaną z koncertem
sprzed dziewiętnastu lat. Pamiętam, że przed nami grał jakiś metalowy zespół z Polski– mówił, nie
wiedząc, że ma na myśli Acid
Drinkers – Byli absolutnie fantastyczni, ok? Myślałem tylko
«O Boże, oni są lepsi od nas!» –
powiedział śmiejąc się. Potem
Foo Fighters zagrali Best of You,
kolejny przebój, kończąc koncert
(i tak wydłużyli ten utwór, jak tylko mogli). Kiedy tylko wybrzmiały
ostatnie akordy, Dave zszedł
z tronu, by móc zbliżyć się jak
najbardziej do publiczności. Podchodził i machał dowszystkich.
Po chwili dołączyli do niego
pozostali. Muzycy objęli się, ukło-
24
nili i zeszli, pozostawiając
posobie niewysłowioną radość.
Nie było bisów. Foo Fighters już
na początku zaznaczyli, że nie są
zespołem, który udaje, że kończy
koncert, a po chwili pojawia się
z powrotem i gra jeszcze trzy kawałki. Występują tak długo, aż
uznają, że tyle powinno wystarczyć. Nikomu to zresztą nie przeszkadzało. Polacy zdecydowanie
nie mogli narzekać na brak wrażeń czy niedosyt. Nie było chyba
osoby, która nie wyszłaby z szerokim uśmiechem. Zespół również był usatysfakcjonowany.
Muzycy nie tylko mieli do czynienia z fantastyczną, zaangażowaną
publicznością, ale również otrzymali prezent od polskiego fan
klubu. Była to autorska gra planszowa dotycząca zarówno Polski,
jak i zespołu, nazwana FooRacers.
Oprócz tego zachwyciło ich samo
miasto, w którym wystąpili. Chris
Shiflett, gitarzysta prowadzący,
powiedział, że według niego Kraków to najpiękniejsze miasto Europy. Samo show należy bezwarunkowo zaliczyć do najlepszych,
jakie odbyły się w naszym kraju,
choć być może jest to przesadne
stwierdzenie. Foo Fighters nie
tylko potrafią przekazać swoją
energię publiczności. Oni wręcz
stają się z nią jednością. Nie bez
powodu jest to jeden z najlepszych zespołów współczesnego
rocka. Teraz więc należy jedynie
trzymać za słowo Dave’a, który
dosłownie obiecał, że na następną wizytę w naszym kraju będziemy czekać o wiele krócej.
Marcin Kornacki
[[#]]
DZIWNE ŻYCIE MAX CAULFIELD
Chciałbym, by było więcej takich gier jak Life is Strange, gier, które
poruszają ważne kwestie, a przy tym nie popadają w moralizatorstwo, które mówią o tym, co w życiu zwykłe (i niezwykłe), i próbują
znaleźć w nim piękno, a przy tym nie stają się patetyczne i śmieszne. W przedziwnym tygodniu z życia Max Caulfield znajdziemy i jedno i drugie.
KULTURA
w Life is Strange chodzi, bo bez
tego nie sposób mówić o rozgrywce. Nasza główna bohaterka,
Max Caulfield, jest zwykłą nastolatką… a właściwie wcale nie
taką znowu zwykłą. Niezbyt dobrze odnajduje się w swoim środowisku, jest nieśmiała i brak jej
pewności siebie, a do tego niezły
z niej geek (głównie fotograficzny). Po kilku latach od przeprowadzki z nadmorskiego miasteczka Arcadia Bay do Seattle,
Max wraca do miejsca, w którym
dorastała, by w lokalnej Blackwell
Academy uczyć się fotografii pod
okiem znanego profesora. Przy
okazji ma też nadzieję odnowić
znajomość z Chloe, swoją najlepszą przyjaciółką z dzieciństwa.
Wkrótce ma miejsce wydarzenie,
które diametralnie zmienia życie
dziewczyny – Max odkrywa, że
potrafi manipulować czasem.
Ta gra stanowi opowieść o prawdziwej przyjaźni i o wielkiej odpowiedzialności, jaką ta ze sobą
niesie, oraz o próbie zachowania
normalnego życia wbrew przeciwnościom losu. Ktoś mógłby
powiedzieć, że wcale nie o tym
traktuje przygodówka od francuskiego studia DONTNOD entertainment, bo przecież mamy
tu i manipulowanie czasem, i niewyjaśnione nadprzyrodzone zjawiska, a na dodatek w tle cały
czas przewija się sprawa kryminalna. Jednak mam wrażenie,
że ostatecznie wszystko to ustępuje pola wątkowi o wiele ważniejszemu, którym jest codzienność młodej dziewczyny, ze wszystkimi właściwymi jej wzlotami
i upadkami. „Życie jest dziwne” –
głosi tytuł, i to właśnie pokazuje
nam gra: momentami radosne
i beztroskie, częściej trudne i bolesne, na dodatek naznaczone
ciężkimi do wytłumaczenia zdarzeniami. Spotkałem się z głosami, że Life is Strange na tym
traci, że w grze brakuje akcji
i szybko zaczyna dawać się we
znaki nuda, a przecież powinno
„się dziać” – wszak mamy do czynienia z grą przygodową. Ale wystarczy dobrze poszukać, a w (nie)zwyczajnym świecie Max znajdziemy
wszystko, czego nam potrzeba.
„Życie jest dziwne” –
głosi tytuł, i to właśnie
pokazuje nam gra: momentami radosne i beztroskie, częściej trudne i bolesne, na dodatek naznaczone ciężkimi do wytłumaczenia zdarzeniami.”
Możliwość cofania czasu to
prawdziwa rewolucja w tym stosunkowo nowym rodzaju przy-
Zanim zupełnie „odpłynę”, może
wyjaśnię w końcu, o co właściwie
27
KULTURA
skaterowi nazwą triku, którą
wymienił chwilę temu, czy też
wylać puszkę coli na naszego
wściekłego rozmówcę, co bohaterka kwituje: „Po prostu chciałam zobaczyć, co się stanie...”.
Z czasem możliwości naszej ingerencji w przeszłość (a zarazem
w przyszłość) stają się coraz
większe, ale przyjdzie nam zmierzyć się również z sytuacją, w której nie będziemy w stanie użyć
naszej „supermocy” – i gwarantuję, że właśnie ta scena najdłużej pozostanie w waszej pamięci, niezależnie od tego jak się
zakończy.
godówek, reprezentowanym przez
francuską produkcję. Pozycje takie
jak The Walking Dead,
GoneHome czy The Wolf Amon
gUs,bardziej niż grę przypominają
interaktywny film (a raczej serial,
bo najczęściej podzielone są na
kilka epizodów), bowiem rola
gracza ogranicza się głównie do
podejmowania decyzji w kluczowych momentach, które mają
wpływ na dalszy rozwój fabuły.
Zazwyczaj decyzje te są praktycznie nieodwracalne, tutaj z kolei często mamy możliwość sprawdzenia ich natychmiastowych skutków, a następnie wybrania sprawdzenia innych opcji. Ma to wpływ
przede wszystkim na kluczowe
dla całej gry wybory, ale twórcy
wykazali się również sporą
doząhumoru
w
bardziej
przyziemnych sytuacjach, w
których znajdzie się Max. I tak,
mamy okazję zaim-ponować
Jak wspomniałem wcześniej, uważam, że w Life is Strange najlepsze jest to, co przyziemne i osadzone w codzienności. To co
znajduje się na pierwszym planie,
to nie cofanie czasu, czy wyjaśnianie zagadkowych zjawisk, ale
28
KULTURA
przyjaźń łącząca Max i Chloe.
Ogromną przyjemność sprawia
obserwowanie rozwijającej się na
nowo relacji między dawnymi
przyjaciółkami, teraz już nie tak
łatwej i beztroskiej jak we wczesnym dzieciństwie. Chloe zmienia
się nie do poznania, a sama Max
wkrótce również nie będzie tą
samą osobą za sprawą wyborów,
przed którymi postawi ją życie.
Zapewne nie wszystkim spodoba
się to, jak często między bohaterkami pojawia się melancholijny
nastrój – faktem jest, że twórcom
momentami jakby brakuje innych
pomysłów na podkreślenie kontrastu między utraconą przeszłością i trudną teraźniejszością.
Jednocześnie stanowi to naturalną konsekwencję tego, jak wrażliwe – obie na swój własny sposób
– są te bohaterki. Autentyczność
pozostaje zatem raczej niezachwiana, a momenty, w których twórcy zachęcają nas do porzucenia
na chwilę pośpiechu i zatrzymania się, należą do najprzyjemniejszych w grze.
„To co znajduje się na
pierwszym planie, to nie
cofanie czasu, czy wyjaśnianie zagadkowych zjawisk, ale przyjaźń łącząca
Max i Chloe.”
Wrażliwość Max obserwujemy nie
tylko w relacji z Chloe, ale także
w postawie wobec całego otaczającego ją świata. Jak na geeka
przystało, bohaterka prowadzi
pamiętnik (swoją drogą – świetny
sposób na menu), w którym
opisuje wszystko, co przydarza jej
się w trakcie całej opowieści –
przy czym treść notatek będzie
zależała w dużym stopniu od
naszych decyzji, a także tego, jak
dużo uwagi poświęcimy eksploracji i dodatkowym wątkom. Jest
i miejsce na zdjęcia, które mamy
okazję zrobić w każdym z epizodów – niektóre możemy wykonać
od razu po znalezieniu odpowiedniego obiektu, inne będą od
nas wymagać odpowiedniego po-
29
KULTURA
tters, oraz Jose Gonzaleza. Moment, w którym Max zakłada słuchawki, by wyciszyć się i odciąć
od zgiełku na szkolnym korytarzu
to jedno z najlepszych wprowadzeń do gry, jakie miałem okazję
widzieć. Ale soundtrack nie samymi balladami stoi: nie zabrakło również paru mocniejszych kawałków, które także „dają radę”.
Wizualnie z kolei… no cóż, mam
mieszane uczucia co do łagodnego, rysunkowego stylu, bo wprawdzie jest bardzo ładny, ale przedstawiona rzeczywistość traci przez
niego nieco na autentyczności.
No i nie sposób nie zwrócić
uwagi na animacje twarzy; element, który w przygodówkach
powinien błyszczeć, tutaj jest
prawie nieobecny. Z drugiej strony wypada docenić fantastyczne
widoczki: miasteczko Arcadia Bay
prowadzenia dialogów bądź określonych zachowań (otwieramy okno, by ptak mógł wyfrunąć z domu i „zapozować” na płocie, etc.).
To nie tylko miły ukłon w stronę
graczy lubiących eksplorację, ale
także ciekawy sposób na podkreślenie charakteru głównej bohaterki. Max jest również baczną
obserwatorką, więc w trakcie gry
usłyszymy wiele jej błyskotliwych
lub bardziej rozważnych przemyśleń na temat zdarzeń oraz napotkanych ludzi i przedmiotów.
Nie można też nie zwrócić uwagi
na przepiękną oprawę audiowizualną, a w tym przede wszystkim na perfekcyjnie dobraną muzykę. Dominują spokojne, melancholijne tony w wykonaniu indierockowych zespołów takich jak
alt-j, Message to Bears, Syd Ma-
30
KULTURA
oraz jego nadmorskie krajobrazy
prezentują się naprawdę przepięknie zarówno w dzień, jak i w
nocy.
ć,że poprzez nasze decyzje budujemy wokół Max nasz własny
świat, na końcu i tak dochodzimy
do tego samego miejsca i stajemy
przed wyborem ostatecznym –niezależnie od tego, jak wcześniej
„Błędy błędami, ale historia Max jest naprawdę tak
urzekająca, że nie wyobrażam sobie jak mogłaby
nie przypaść wam do gustu.”
poprowadziliśmy fabułę. W tym
miejscu należy też wspomnieć, że
niestety wyraźnie widać, które
zakończenie mniej przypadło twórcom do gustu – przez co potraktowali je trochę po macoszemu…
Mimo to muszę szczerze przyznać, że dopóki nie zacząłem pisać
tej recenzji, nie zwróciłem właściwie uwagi na żadne wymienione w powyższym akapicie kwestie (może z wyjątkiem zakończenia). Rzadko zdarza mi się wkręcić w coś tak bardzo, jak miało to
miejsce w przypadku Life is Strange – więc nie będę się silił na
obiektywne podsumowanie. Błędy błędami, ale historia Max jest
naprawdę tak urzekająca, że nie
wyobrażam sobie jak mogłaby nie
przypaść wam do gustu. Celowo
starałem się zdradzać jak najmniej na temat samej fabuły – nie
wypada mi odbierać wam przyjemności z samodzielnego poznawania świata Max i odkrywania
jego tajemnic. Zagrajcie i przekonajcie się sami, co ma on wam do
zaoferowania.
Life is Strange nie jest jednak
pozbawione pewnych niedociągnięć. Sporo tu jednowymiarowych
postaci wpisujących się w utarte
schematy: dobra w głębi duszy
dziewczyna po przejściach (Chloe),
nieśmiały nerd z naukowym zacięciem (Warren), popularna, ale
i okrutna uczennica z bogatej rodziny (Victoria) etc. Niby twórcy
starają się pokazać, że żaden
z tych bohaterów nie jest ani jednoznacznie dobry, ani zły, ale
najczęściej, gdy już zdarzy się
jakieś odstępstwo od reguły (Max
zauważa na przykład, że fotografie Victorii wskazują, że i ona
posiada pewną wrażliwość), postacie bardzo szybko przypominają nam o swojej „prawdziwej”
naturze. Niestety, gra cierpi też
na typową przypadłość produkcji,
w których gracz dokonuje wyborów: chociaż w trakcie rozgrywki faktycznie można poczu
Tomek Najdyhor
31
KULTURA
32
KULTURA
AUDREY HEPBURN
NIEZAPOMNIANA GWIAZDA
Na pierwszej stronie książki
Alexandra Walkera poświęconej
biografii Audrey Hepburn czytamy: „Księżniczka stała się królową – nie tylko na ekranie”.
W tych słowach kryje się wiele
prawdy. Hepburn z czasem została królową uwielbianą przez
cały świat. Nie pod wpływem całego repertuaru filmów, w których zagrała pierwszoplanowe
role, lecz dzięki jej niecodziennemu sposobowi bycia.
Audrey Hepburn przyszła na
świat w 1929 roku w Belgii. Jej
matka wywodziła się z rodu skoligaconego z rodziną królewską
i arystokratycznymi właścicielami
ziemskimi. Ojciec aktorki, John
Victor Ruston, nie miał tak imponujących korzeni jak Ella van
Heemstra. Choć posiadał obywatelstwo brytyjskie, najprawdopodobniej żaden z jego przodków
nie pochodził z Wielkiej Brytanii.
Przez pierwsze lata swojego życia
Audrey mieszkała z rodzicami
i dwoma przyrodnimi braćmi
w Belgii. Niestety różnice charakteru szybko podzieliły rodziców
Audrey. Hrabina von Heemstra
była trudną osobą, odznaczającą
się żelaznym uporem. Często kłó-
33
KULTURA
ciła się z mężem, uciekając przed
kompromisem. Państwo Hepburn
nie zdawali sobie sprawy z wrażliwości córki. Nie wiedzieli, że
każda kłótnia wyrządzała krzywdę ich dziecku i potęgowała jej
zamknięcie się w sobie. Audrey
często odbywała samotne spacery, uciekając w ten sposób przed
domowymi awanturami. Gdy
miała pięć lat, jej świat niespodziewanie się zawalił. Z dnia na
dzień straciła najważniejszego
mężczyznę, którego darzyła bezwarunkową miłością. Z niewyjaśnionych powodów ojciec zniknął
z jej życia.
obawiała się nadchodzącej wojny
i zamierzała wrócić do Holandii,
aby przeczekać niebezpieczeństwo w rodzinnej posiadłości.
Niestety, jej przewidywania nie
sprawdziły się. Hitler zaatakował
Holandię, a w kraju zapanowały
głód i ubóstwo. Matka Audrey
również nie mając czym nakarmić córki, próbowała zarabiać
pieniądze poprzez dorywczą pracę. Po kilku latach dorastająca
Audrey była wychudzona i wyniszczona. Musiała zrezygnować
z nauki baletu. Nie miała sił na
wykonywanie wielu wymagających
ćwiczeń. Pod koniec wojny zachorowała na żółtaczkę. Hrabina,
aby zarobić na lekarstwo i uratować córkę, sprzedawała papierosy, które przysłał jej przyjaciel
z Anglii. Trauma II wojny światowej i doświadczenie głodu pozostały w pamięci hollywoodzkiej
gwiazdy na zawsze.
Kolejny etap życia rozpoczął się
dla niej niespodziewanym wyjazdem do Anglii i początkiem nauki baletu. Audrey od pierwszej
lekcji wiedziała, że w przyszłości
zostanie baletnicą. Wkładała
w swoją pasję mnóstwo pracy
i energii. Dopiero w dorosłym życiu okazało się, że nigdy nie osiągnie sukcesu w tej dziedzinie. Nie
posiadała potrzebnych predyspozycji, a ciężka praca była niewspółmierna do oczekiwanych
efektów. Jednak wiele lat ćwiczeń
wpłynęło na jej sposób poruszania się i nadało charakterystyczny
elegancki styl.
Los bywa przewrotny i często
stawia na naszej drodze dobre lub
złe niespodzianki. Audrey marzyła o karierze baletnicy, jednak
pierwszy sukces odniosła w reklamie. Narodowe linie lotnicze
w ramach promocji sfinansowały
czterdziestominutowy podróżniczy film dokumentalny. Do roli
stewardessy potrzebowano dziewczyny mówiącej zarówno po
angielsku, jak i po holendersku.
Audrey wypadła świetnie. Mimo
że długo brakowało jej pewnoś-
Tuż przed wybuchem II wojny
światowej Hepburn po raz
kolejny wyrwano z otoczenia,
w którym się odnalazła. Hrabina
34
KULTURA
filmie Monte Carlo Baby. Natomiast jej pierwszym wielkim sukcesem była rola w Rzymskich
wakacjach, gdzie wcieliła się
w księżniczkę Annę uciekającą ze
świata konwenansu i nudy. Przygody księżniczki często porównywane były do życia Audrey. Zarówno ona, jak i jej bohaterka żegnały się z beztroskim szczęściem.
Księżniczka
musiała
sprostać zasadom narzuconym
przez dwór królewski, Audrey sta-
ci siebie, kamera tego nie dostrzegała. W następnych latach
konsekwentnie brała udział w castingach i regularnie otrzymywała epizodyczne sceny. Choć
nie wpisywała się w hollywoodzkie kanony stylu, w szybkim tempie podbiła serca producentów,
reżyserów, a co najważniejsze –
publiczności.
W 1951 roku po raz pierwszy wystąpiła w rolipierwszoplanowej w
35
KULTURA
wała się gwiazdą rozpoznawalną
na całym świeciei pozbawioną
życia prywatnego.
W tym samym czasie miała odbyć
się premiera broadwayowskiego
musicalu Gigi, na podstawie opowiadania Colette. Audrey żyła
w ogromnym stresie. Nie wiedziała, czy uda jej się pogodzić
wszystkie obowiązki, a na dodatek obawiała się występów na żywo. Nic w tym dziwnego, była bowiem perfekcjonistką. Może dlatego odniosła tak wielki sukces.
„(...) nie wpisywała się
w hollywoodzkie
kanony stylu (...)”
Kolejne lata obfitowały w oferty
nowych ról od reżyserów. Każdy
chciał współpracować z Audrey
Hepburn. Każdy rok spędzała na
planie kilku produkcji. Najbardziej znane tytuły to: Sabrina
(1954), Wojna i pokój (1956), Zabawna buzia (1957), Historia zakonn i c y (1959), Śniadanie u Tiffany’ego (1961), Szarada (1963), My
Fair Lady (1964), Doczekać zmrok u (1967) i ostatni w karierze
aktorki, Na zawsze (1989). Audrey
Hepburn niepodważalnie przeszła do historii światowej kinematografii.
Paulina Małota
36
PATRONATY
NIE PISZ
DO SZUFLADY
Trójke licealistów z różnych miast i o różnych pasjach łączy nas
jedno - wspólnie chcą dokonać czegoś niezwykłego i nie boją się
nowych doświadczeń.
Projekt „Nie pisz do szuflady!”
jest realizowany w ramach znanej, ogólnopolskiej olimpiady projektów społecznych “Zwolnieni
z Teorii”. Jest on skierowany do
wszystkich początkujących twórców, którzy boją się podzielić
swoją twórczością.
Brakuje dla nas - młodych, kreatywnych, pełnych pomysłów, ale
nieśmiałych pisarzy miejsca, w którym moglibyśmy się sprawdzić.
Szukamy wirtualnej przestrzeni,
w której znajdziemy dobre rady,
w której poczujemy się bezpiecznie. Nie chcemy publikować swojej twórczości na blogach i serwisach społecznościowych dla
pisarzy-amatorów, gdzie wystawione są na widok publiczny,
gdzie nie mamy pewności czy
otrzymają komentarz, a jeżeli tak,
to czy będzie to konstruktywna
krytyka, czy hejt. Nie chcemy być
zmuszani do płacenia wysokich składek za profesjonalną
opinię. Nie zawsze chcemy dzie-
37
PATRONATY
lić się naszą twórczością z najbliższą rodziną czy przyjaciółmi.
Brakuje nam własnego miejsca,
gdzie możemy zwrócić się o pomoc do kogoś, kto zaoferuje
konstruktywną krytykę, ale też
zrozumie i wesprze.
Pokażemy, że nie trzeba wiele,
aby zmienić wiele w życiu cho ciaż jednej osoby. Pokażemy, że
wspaniałym darem kreatywności
należy dzielić się z innymi.
Młodzi pisarze, którzy dotychczas nie mieli odwagi pokazać się
ze swoja twórczością nabiorą
dzięki naszemu projektowi pewności siebie i wiary we własna
twórczość. Zyskają świadomość
swojego kunsztu, poprawią warsztat oraz będą mieli szanse
wygrać w konkursie atrakcyjne
nagrody. Najważniejszym wyróżnieniem będzie jednak dla nich
fakt, że dowiedzą się, na jakim
poziomie są ich umiejętności pisarskie oraz to, że ich tekst
otrzyma szczegółową recenzję
oraz indywidualne wskazówki,
aby ci, którzy nie zostaną nagrodzeni w konkursie, wiedzieli co
mogą poprawić, aby w przyszłości samemu zostać laureatami.
Naszym celem jest stworzenie
przyjaznego miejsca w wirtualnej
przestrzeni, gdzie młodzi ludzie,
którzy piszą „do szuflady" mogliby znaleźć rady i wsparcie
swoich bardziej doświadczonych
rówieśników.
W ramach projektu powstanie
strona internetowa, na której
dostępny będzie poradnik dobrego pisania w wersji online, a także
w wersji do pobrania. Za pośrednictwem
naszej
strony
internetowej młodzi autorzy będą
mogli również przesłać swoje
teksty do oceny. Wszystkie zgłoszenia będą dokładnie czytane,
a następnie recenzowane przez
naszych wolontariuszy, którzy
wskażą ścieżkę poprawy i doskonalenia kunsztu pisarskiego
indywidualną dla każdego autora.
Zorganizujemy konkurs dla zachęcenia młodych pisarzy do
nadsyłania swoich tekstów i nagrodzimy najlepszych. Chcemy
zmotywować uczestników do dążenia do perfekcji i samodoskonalenia. Nakręcimy również filmik
zachęcający młodych pisarzy do
pokazania swojej twórczości.
Stworzymy coś niezwykłego, zupełnie sami i zupełnie za darmo.
Miejsce, które choć wirtualne,
będzie biło odczuwalnym ciepłem
przyjaźni, wzajemnego wsparcia
i konstruktywnej krytyki.
Zapraszamy na stronę projektu
na FB:
facebook.com/niepiszdoszuflady/
Tekst opracowany przez organizatorów projektu „Nie pisz do szuflady!”
38

Podobne dokumenty