Przystań Artystyczna Wrocław – Południe Zeszyt nr 66 12 kwietnia

Transkrypt

Przystań Artystyczna Wrocław – Południe Zeszyt nr 66 12 kwietnia
1
Przystań Artystyczna Wrocław – Południe
Wrocław ul. Komandorska 147
Zeszyt nr 66
12 kwietnia 2016 r.
2
Szanowni Państwo!
Kwiecień wita nas codziennie opadami w różnym natężeniu i stanie fizycznym. Jak to
kwiecień, co przeplata trochę zimy, trochę lata…
Mimo wszystko wiosna już na całego. Tulipany ozdabiają nasze ogrody. Prawdziwa feeria kolorów i kształtów.
Na naszym spotkaniu kwietniowym gościliśmy pana Wojciecha Śledzińskiego. Przedstawił propozycje współpracy w zakresie dodawania wpisów na swoich blogach oraz ofertę
w zakresie przygotowania tekstów, tomików opowiadań, poezji i książek do druku.
U nas znajdziecie wiele wierszy dla dzieci w różnym wieku. A tematyka? Wiadomo!
Przyroda, ekologia, wiosna i Wrocław.
Przypominam Państwu o naszym konkursie i zarazem projektem pod tytułem
„Jestem kronikarzem XXI wieku”. Cały czas czekam na Państwa prace. Forma literacka dowolna - wiersze, eseje, opowiadania, reportaże, wywiady. Celem konkursu jest
wydanie pamiętnika obejmującego pierwsze lata naszego wieku. Państwa prace nie
powinny przekraczać trzech stron maszynopisu. Można dołączyć zdjęcia. Dziękuje za
teksty już otrzymane.
Nasze następne spotkanie odbędzie się 10 maja 2016 roku w Klubie Osiedlowym
Spółdzielni Mieszkaniowej Wrocław – Południe przy ulicy Komandorskiej 147 (niebieski
pawilon handlowy, wejście obok punktu LOTTO) o godzinie 17:30. Klub ten nosi nazwę PRZYSTAŃ KULTURALNA WROCŁAW – POŁUDNIE.
Gościem będzie pan Edward Przebieracz reprezentujący Wydawnictwo Świętego Macieja z
Lublińca, który zaprezentuje swoja twórczość i pragnie zaprosić Państwa do współpracy.
Pozdrawiam i zapraszam na nasze spotkanie
Eliza Danilczuk
"Chrzest Polski"
Mieszko I, władca Polan
Wziął małżonkę z Czech, Dobrawę
W Gnieźnie chrzcił go biskup Jordan
Na dziejową Piastów sławę
Księcia syn, Bolesław Chrobry
Stawiał grody, siał na polach
Królem dzielnym był i mądrym
Silną wiarą scalił Polan
"14.04.966"
To dziejowa ważna data
W Gnieźnie święte poruszenie
Przyjął chrzest po mrocznych latach
Książę Mieszko wraz z plemieniem
Biskup Jordan i Dobrawa
Nauczyli nas pacierzy
Państwu Polan cześć i sława
Papież Bogu lud zawierzył
Wiersze Reginy Nachacz
3
MIKOŁAJ BIALIK
Odruch warunkowy?
Jeśli brwi często marszczą panie,
przy tym je także boli głowa,
wówczas nurtuje je pytanie:
Jak można męża wytresować?
Wiedzą - z kobiecych porad kątka,
z doświadczeń własnych, od mamusi,
że mąż ma w sobie coś z zwierzątka
- więc dać się wytresować musi.
Wszak - gdy smakuje mu obiadek,
lub gdy wieczorem światło zgasi,
słodziutko mruczy jak niedźwiadek,
albo jak kotek wciąż się łasi.
Gdy krew ze skaleczenia cieknie,
jako lew ranny głośno ryczy.
Nieraz - jak piesek coś odszczeknie
i wciąż chce zrywać się ze smyczy.
Zacietrzewiony nie na żarty
bywa, gdy ktoś na niego krzyczy.
Czasem jak osioł jest uparty;
niekiedy też się naindyczy.
Mijając, ładna go dziewczyna
tylko niechcący trąci bokiem,
a już snuć plany rozpoczyna
i małpim za nią wiedzie wzrokiem.
Gorzej, gdy się w praktykę zmienia
teoretyczne rozważanie;
z sielankowego rozmarzenia
życie się wkrótce cyrkiem stanie .
Zważcie więc miłe Panie słowa,
które mnie cisną się do głowy:
Jak nas poucza myśl Pawłowa,
zwierzę ma odruch warunkowy.
I wtedy w mężu - w odpowiedzi
na tresowanie chętka wzbiera,
by to zwierzątko, co w nim siedzi,
zaraz zmieniło się w tresera.
26.05.1999
4
ANDRZEJ CHODACKI
Uśmiech samobójcy
Uśmiech samobójcy. Ma w sobie coś przedziwnego. Jakiś grobowy spokój na dnie z
pozoru radosnych oczu. Tam, gdzie ukryta jest krzycząca bezdźwięcznie rozpacz. Usta, niby
rozciągnięte swobodnie, może drgające jednak, że tylko wytrawny obserwator dostrzeże
różnice. I to drżenie znika, gdy decyzja już w sercu zapada, jak krypta grobowca, bezpowrotnie.
Anioł dostrzega ten uśmiech wcześniej niż ludzie. Wtedy zaczyna się żarliwie modlić,
aby Dobry Bóg złamał wolną wolę nieszczęśnika. Nie jest to jednak takie proste. Może,
gdyby drugi człowiek prosił? Istota ze świata, w którym ciągle potrzeba wybierać, opowiadać się, walczyć? Anioł zwraca się do matki nieszczęśnika, ale ta jest kompletnie pijana.
Demony uzależnienia syczą na jego widok triumfalnie. Ojciec chłopca wyjechał za granicę.
Ma tam nową rodzinę i nie myśli wcale o swoim dziecku. Wróci dopiero na pogrzeb.
A chłopiec, z tym uśmiechem na twarzy idzie wolno w kierunku cmentarza. Kupuje
wiązankę kwiatów u sprzedawcy przy cmentarnym murze, płaci z tym uśmiechem na twarzy, życząc miłego dnia.
- I dla ciebie wszystkiego dobrego - słyszy w odpowiedzi i uśmiech znika z twarzy
chłopca. Rusza w kierunku wejścia na cmentarz i wędruje znaną ścieżką do grobu dziadka.
Leży tu człowiek który jako jedyny ukazywał mu ciepło i miłość. Chłopak siada chwilę na
kamieniu i szepcze. Anioł szamocze się w rozpaczy słysząc tę rozmowę.
Dolatuje strzęp rozmowy „ Taki młody, mógł jeszcze pożyć...”
Chłopiec wstaje. Jest już gotowy. Grobowy spokój zabiera ze sobą, jakby był już jego
udziałem. Teraz na wiadukt, poczekać na pociąg...
Uśmiech samobójcy. Ma w sobie coś przedziwnego. I nie zetrze go nawet uderzenie
pędzącej lokomotywy.
Zapraszam do wysłuchania trzech naszych nagrań.
Zespół Poetycki Alegoria, którego jestem twórcą w składzie:
- Bas Lechosław Tarkowski
- Fortepian Paweł Borowicz
- Perkusja Dariusz Bednarz
- Muzyka, aranżacja, gitara elektroakustyczna i śpiew Andrzej Chodacki
https://www.dropbox.com/s/aw0kb0wm8tgre52/Alegoria_Moj_dom.mp4?dl=0
https://www.dropbox.com/s/ittgtqmptxdlwuv/ANDRZEJ_PROMO_2.mp4?dl=0
https://www.dropbox.com/s/5c9xe1app593u97/ANDRZEJ_PROMO.mp4?dl=0
ELIZA DANILCZUK
Czarnobyl
Do pani Janiny, emerytowanej nauczycielki matematyki, fizyki i chemii, ale aktywnej
ogrodniczki jeździliśmy po owoce i ogórki. Była ona posiadaczką prawie dwóch hektarów
ziemi przy ulicy Poświęckiej. Niestety ze względu na wiek i brak siły, nie była w stanie
uprawiać swojej ziemi. Usiłowała co prawda zachęcić do pracy w polu swoich krewnych,
ale jakoś nikt się nie kwapił ani do pomocy, ani do współudziału w badylarskim interesie.
Wystarczyło, że spróbowali raz… Wracali do swoich miast i rodzin rozczarowani sposobem
podziału zysku. Nie dziwota, że następnymi z wielu jej problemów były: testamenty, daro-
5
wizny, niewdzięczność ludzka i chęć zamieszkania w Warszawie, oczywiście we własnym
dwupokojowym mieszkaniu…
Nieuprawiana przez wiele lat ziemia dziczała. Drzewa i krzewy owocowe nie wydawały owoców. Ogród stawał się martwy, a pani Janina coraz smutniejsza.
Zaniepokojeni jej zdrowiem pojechaliśmy odwiedzić ją i porozmawiać o ewentualnym
odkupieniu od niej ziemi. Domek, który użytkowała tak naprawdę nie nadawał się do zamieszkania, ale myśleliśmy o wybudowaniu nowego.
Zastaliśmy panią Janinę bardzo podekscytowaną. Zmusiła nas do obejścia całej działki
i wysłuchania opowiadania o wielkim dobrodziejstwie, które ją spotkało, i całą Polskę,
i prawie całą ludzkość.
„Zbliżał się koniec kwietnia. Drzewa i krzewy owocowe były martwe. Płakałam nad
ich losem, bo pomyślałam, ze będę musiała nająć człowieka do ich wycięcia. Czułam, ze razem z moimi wisienkami, czereśniami, śliwami i jabłonkami umieram. Nawet trawa była
martwa. Postanowiłam pojechać do Warszawy do siostry. Aż tu, jak zwykle rano wstaję,
podchodzę do okna sprawdzić pogodę i nie mogę uwierzyć własnym oczom. Wszystko zakwitło! Biało – różowy sad i nadzwyczajna zieloność traw. I znów mi się żyć zachciało. To
poszłam do sklepu po mleko i chleb i kupiłam gazetę. A tu wielkie artykuły, że na Ukrainie
w Czarnobylu doszło do wybuchu i promieniowania radioaktywnego. Jakie to szczęście!
Jak to wspaniale. Dzięki temu mój ogród odżył. To było takie błogosławieństwo dla
wszystkich…”
Słuchaliśmy ogłupiali. Oprócz zachwytów nad wybuchem w Czarnobylu pani Janina
zrobiła nam wykład na temat promieniotwórczości. Była wspaniałą erudytką, przedwojenną
absolwentką Uniwersytetu Jagiellońskiego. Poznała osobiście Marię Skłodowską – Curie i
wielu innych sław nauki.
Od tego czasu ogród pani Janiny nazywaliśmy Czarnobylem. Przez wiele lat po jej
odejściu korzystaliśmy za zgodą spadkobierców z owoców.
A owoców z roku na rok było coraz mniej i były coraz marniejsze. Za to pokrzywy dorastały do trzech metrów. Dzisiaj w tym miejscu jest małe osiedle mieszkaniowe, a jego
mieszkańcy pewnie się nie domyślają, że to nasz Czarnobyl…
Pierwszy Maja 2016
Proletariusze!!!
A kim wy jesteście dzisiaj?
A gdzie jesteście dzisiaj?
A dokąd poszliście dzisiaj?
A gdzie się ukryliście dzisiaj?
Domek
Telewizorek
Łóżeczko
Grillik
Kilka piwek
Narzekania
Dlaczego nie idziecie krok w krok
Razem w pochodzie pierwszomajowym.
Nie pokażecie swojej siły i jedności?
Rozpowietrzacie się w marazmie.
Wypatruję ludzi pracy!
6
Wszystkich krajów!
Tych sprzedających
swoją siłę, wiedzę i umiejętności.
Znowu jesteście towarem
Nie widzę was…
Proletariusze!
Znów połączcie się!
KRZYSZTOF GIETKE
Poniższe opowiadanie jest jednym z 35 tekstów – opartych na zdarzeniach autentycznych - zawartych
w zbiorku pod tytułem „ Lato w Pobierowie ". Książka – w wydaniu niskonakładowym – ukazała się w 2015
roku.
Seans spirytystyczny
Była druga połowa września, prawie jesień. Chłodno, mokro, krótki dzień. Pewnego
dnia ktoś zapytał czy chcę uczestniczyć w seansie spirytystycznym. Odpowiedź była oczywista… kochałem poznawać niepoznawalne. Umówiłem się na godziny popołudniowe.
Willa była duża i bogato urządzona. Uczestników spotkania przyjęła pani w średnim
wieku, która - jak się okazało - miała ten seans prowadzić. Kobieta była po wylewie, częściowo sparaliżowana, lecz umysłowo bardzo sprawna. To wzbudzało dodatkowe zaufanie.
Adam snuje opowieść.
Usiedliśmy przy okrągłym stole. Na stole leżała duża, okrągła plansza podzielona w
ten sposób, że na jej obrzeżach wypisane zostały wszystkie litery alfabetu oraz cyfry. Litery
i cyfry dokładnie wykaligrafowane i w równych odstępach. Sam środek planszy zajmował
mały, porcelanowy talerzyk z wyrysowaną strzałką. Był odwrócony do góry dnem. Na planszy zapisano również krótki tekst modlitwy…
Módlmy się, powiedziała prowadząca kobieta. Każdy wypowiedział zapisaną formułkę religijną i seans rozpoczął się na dobre. Połączcie teraz - mówiła kobieta - swoje dłonie
nad talerzykiem i to tak, aby jego nie dotykać. Dłonie wszystkich mają tworzyć koło. Połączcie swoje dłonie małymi palcami najdelikatniej jak potraficie. Własne dłonie połączcie
kciukami. Zademonstrowała. Uczyniliśmy to.
Najpierw zobaczymy jak nazywa się pana duch opiekuńczy, zwróciła się do mnie.
Uśmiechnąłem się nieznacznie. Duchu, duchu… wypowiedziała jakąś formułkę. Talerzyk
zaczął wibrować. Znajoma mi osoba zapisywała literkę po literce, gdyż strzałka po kolei je
wskazywała. Pomyślałem, wolne żarty. Trafił im się naiwny i bawią się jego kosztem. Dobrze, że i ja się bawię. Pana duch opiekuńczy ma na imię Wanda, zawyrokowała. Jak moja
nieżyjąca ciocia, pomyślałem. Czy chce pan swojego ducha o coś zapytać ? Nie potrafię
jeszcze, proszę pytać w moim imieniu. Seans trwał. Strzałka wskazywała pojedyncze litery,
które składały się na pojedyncze wyrazy, a te tworzyły zdania. Niekiedy zdania były bezsensowne. Prowadząca mówiła wtedy, zapytam raz jeszcze i pytała. Pomyślałem, chyba
ktoś nieznacznie przesuwa ten talerzyk i to tak, aby strzałka wskazywała poszczególne litery. Bacznie obserwowałem ruchy talerzyka i dyscyplinę rąk. Niczego nie mogłem dostrzec.
Naturalny mrok nie utrudniał widzenia jedynie zagęszczał atmosferę. Myślałem, pewnie
mają już duże doświadczenie w tych niecnych praktykach. Zapewne nie jestem pierwszym
naiwnym w tej odludnej willi bliźniaka. Padały pytania. Były jakieś odpowiedzi. Myślałem
coraz intensywniej. A może jest tak, iż - pomijając poruszany najprawdopodobniej przez
kogoś talerzyk - zadawane pytania są celowo ogólne i dlatego każda odpowiedź brzmi prawidłowo, dobrze, poprawnie ? Zdecydowałem się. Sprawdzę ducha ! Czy mogę, zapytałem
nieśmiało ? Proszę…
7
Mój duchu opiekuńczy, Wando - zadawałem pytanie zgodnie z wymaganą regułą - jakie jest
moje drugie imię ? Wiedziałem, iż nikt z obecnych nie zna mojego drugiego imienia. Wiedziałem, że nikt w Pobierowie nie zna tego imienia, gdyż nigdy go nie używałem. Talerzyk
poruszył się. Strzałka zaczęła wskazywać poszczególne litery. Wyraz został odczytany. Było to moje drugie imię…
Droga powrotna była okropna. Nieprzenikniona ciemność, złowrogo szumiące drzewa,
chłód, deszcz… prawie jesień.
Mając świadomość tego, że w promieniu kilkuset metrów już nikt - po sezonie - nie
mieszka z dużą ulgą włączyłem światło zewnętrzne i zamknąłem od wewnątrz - czego nigdy
nie czyniłem - drzwi wejściowe domu przy ulicy Miodowej kończy swoją opowieść Adam.
Duchy pozostały - jak sądziłem zaklinając rzeczywistość - w lesie , a ja… pozostałem z pytaniami.
LEONARD JAWORSKI
Kiwi
W środku lasu siedzi kiwi
i bardzo się sobie dziwi.
Choć ma skrzydła jak u ptaka,
a nie umie wcale latać.
Dziób przekrzywił nielot kiwi
i ponownie się zadziwił.
Czy to bracia są prawdziwi
pasta kiwi owoc kiwi?
Owoc kiwi nam smakuje,
pasta kiwi but glancuje.
Widać może być i tak,
kania to jest grzyb i ptak.
Biedronka
biedroneczka śliczna mała
na zakupy poleciała
boża krówka ta w kropeczki
pofrunęła po bułeczki
do Biedronki wnet trafiła
i się bardzo zadziwiła
bo biedronki są na łące
i kochają lato słońce
biedronka - boża krówka
to są nawet miłe słówka
dla chrząszcza i dla marketu
dla dużego w mieście sklepu
PATRYCJA KLEIN
już pierwsze…
zwiastuny wiosny
rwą się do życia
8
pierwsze nieśmiałe
świergoty umilają
ponure poranki
wkrótce i słońce
się rozbudzi
rozweseli
wesołą nutę
zanuci
a i twoje serce
wreszcie się
ocuci
i pomyśli nieco
czulej o miłości…
***
po stokroć
przebaczaj
machaj ręką
urazy w żart
obracaj
aż wreszcie
zapłacz
tak rzewnie
aż wrogom
ze złości
złość pęknie
Na trzeci rok w Raju
oto stuka wahadło
nieprzerwanie,
i nawet w czyjeś
umieranie
jemu nic do tego,
jemu wcale nie żal,
stuka i stuka
uporczywie
potem przez puste pokoje,
przez chłód odbija się
dalej stukot jego stóp
oto stuka wahadło,
choć czyjeś życie
z nagła pobladło…
9
MARIA LUBELSKA
Ekologia
Była wspaniała pogoda
Od rana słońce świeciło
Lato, zieleń i woda
Wszystko razem kusiło.
Żeby za miasto wyjechać
W góry, do lasu, nad wodę
Kogoś miłego poznać
Przeżyć wesoła przygodę.
Dalekie to dzisiaj czasy
Gdzie wody kryształem były
A piękne żywiczne lasy
Po katach śmieci nie kryły
Gdzie morze pełne błękitów
I piasek na plaży biały
Bo rzeki nie niosły ścieków
I kwaśne deszcze nie lały.
Dziś nie ma czystego lasu
W rzekach lustrzanej wody
Ile potrzeba czasu
By odbudować piękno przyrody
Zniszczona zieleń i drzewa
Wytrute ryby w rzekach
Kto nam dziś w lesie zaśpiewa?
Jak ptak się boi człowieka!
Gdzie dzisiaj spotkasz dzięcioła
Gdzie kwitną złote kaczeńce
Czy ptak nas do lasu zawoła?
Jak las nas od dawna już nie chce.
Pozostał szum samochodów
Spalinami cuchnące ulice
Rzesze zmęczonych przechodniów
I ogniem słońcem ziejące.
Nie możesz okna otworzyć
Bo z ulic kurz się wdziera
Czy da się z tym brudem przezyc?
Z natura będziemy umierać!
Ukojenie
Zakwitły krzewy i białe jabłonie
Biały obłok nad ziemią unoszą
Rozsiewają wokół fiołkowe wonie
10
I dziwną rozkosz do duszy mej wnoszą.
Dotykam dłońmi ten czar rozwinięty
Przytulam paki, całuje i pieszczę
A kwiat ten przedziwny niebieski i złoty
O zawrót głowy przyprawia i dreszcze.
Odurzona bielą wiosennej jabłoni
Wchłaniam jej zapach drżące kwiaty śledzę
Chociaż czas ucieka i cień nocy goni
Wsłuchana w ciszę pod jabłonią siedzę,.
Już sierp księżyca zaświecił nad głową
Oczy zamyka jakaś mara senna
Jedynie jabłoń w ciepła noc majowa
Biała, jak obłok i taka wiosenna.
Miłość z tęsknotą z piersi się wyrywa
Pomarzyć błogo w wiosenne wieczory
Uniesień miłości i pragnień przybywa
I życie przybiera barwniejsze kolory.
MIROSŁAWA MICHALSKA - WINKEL
Dla Pani Ani
Pani Ania napisała wiersz o mnie,
nie znając mnie prawie wcale.
Ale cieszy wśród innych wspomnień...
Pani Ania wydała tomik wierszy,
ze zdjęciami " mistrza " Jakuba.
Siedem lat już minęło, co z tego ?
Mi się ciągle ten tomik podoba.
Tomek
Usiadłam wygodnie za stołem
- przeważnie to ja komuś robię kawę.
Lecz tym razem, z lekką przekorą,
wiedząc, że to...
to jest doświadczenie ciekawe.
Czekałam spokojnie na Tomka.
On wstał; wstawił wodę
- zasypał co trzeba w szklance.
Zalał bezbłędnie...
A w końcu dzieli nas wiele.
Różnica wieku i takie inne rzeczy.
Ale zdobyłam Tomka.
On poczuł się wtedy ważny.
...sprostał swojemu zadaniu.
Tomek się nie rozejrzał; nie spojrzał
jak w życiu to bywa.
11
On dotknął, powąchał i poczuł.
Potem była rozmowa o życiu.
Jak to przy kawie.
Otworzyłam człowieka
warto; było ciekawie.
Do " komisarza "
A teraz będziemy pisać
według różnych życiowych ustaleń
- ja i mój ziemski " komisarz '.
Kiedy nie bardzo wiem o czym,
co przecież także się zdarza
- wtedy napiszę protokół
z mych myśli do "komisarza".
On mając chwilę wieczorem,
sam głowę nad tekstem swym łamie.
- Napisz ten wiersz o tym, lub tamtym.
Lub napisz po prostu coś dla mnie.
HENRYK MUSA KOT
Życiowy rejs
płynę do portu oddalenie
płynę statkiem życia
nie wszędzie jest dobrze
nie każda podróż dobra
nie każda przystań przyjazna
morze szumi w zadumie
nad dziwnym losem serc i ducha
przez słony wiatr i oddech morza
przebija gorzki życia smak
wielkie morze – życie dookoła
a ja ciągle ten sam
Wiatr
jak fala zielona mająca przyjść
tak wiatr nad Zatoką
tańczy i śpiewa jest szczęśliwy
nie ma nic ważniejszego jak tryskająca radość
słonecznego dnia i tęsknota mew
w wietrze od morza
Brzeg morza
białe fale zabierają i oddają
wciąż na nowo plażę
na brzegu szczątki muszelek
morsztynu i kamieni
wśród których gdzieniegdzie oczko bursztynu
sosnowy morza brzeg
12
kołysany wiatrem od morza
odmładza serca, płuca
zalewa nasze serce, buty
Błękitna zatoka
iskrząc falami błękitna Zatoka
rozświetlona blaskiem słonecznym
szare mewy wydają drwiące okrzyki
ciskając się pomiędzy niebem a plażą
wonna bryza owiewa twarze
sami pośród piasku i wydm
łódź wypłynęła na zieloną wodę
żeglując samotnie jak obłok
Małe morze
odwieczne półszepty morza
żagle w poświacie księżyca
w sennie rozlanych brzegach
woda zakrywa łupiny piasku
z brzegu wracające mewy
zawsze widzę ten port
nad Małym Morzem
spłynęła fala dzieciństwa
w morze odchodzą lata zimy
mokry oddech morza na rusztowanie
mych lat się wspina
Pożegnanie
złoty piasek plaży
melodia morskich fal
odpływa lato tracąc blask jak zwiędły liść
biała łódka płynie w niezbadany czas
bez pożegnania milknie
ballada pustych plaż
cień uśmiechu znikł smutek w oczach
wiatr rozwiewa słowa
obcość wchodzi miedzy nas
czy za rok spotkamy się znów ?
Rozpryski fal
wyszumcie fale miastu
co wrosło w ziemię i historię
ja poszedłem stamtąd w świat
wracam tam wciąż w snach
ciepło miło myślę o tym mieście idąc przez życie
nauczyłem się tam słów mowy
chropawej lecz kochanej i własnej
tutaj parkiem, wiatrami Zatoki
prześpiewała ma młodość
w moim oknie park i pomnik
tam do mnie mówiły rynek i Zatoka
13
serce rozumie tę mowę nieuczoną
dzięki za każdy rozprysk fal
dobre miasto dziecięcych lat
w poszumie sosen i wiatru od morza
w śpiewie lasów Puszczy Darżlubskiej
o tym wszystkim com tam zostawił
gdym wyjechał w świat w łodzi życia
Pięciolinie fal
wysokie fale wbiegają żywo
w mokre ścieżyny plaży
kamyk wyrzucony przypływem
pod stopami trzaskają
kruszone skorupy muszli
słońce oddziela
jasny błękit nieba ostrą linią
z kadłubami statków na redzie
morze wciąż nowe i inne
można patrzeć bez końca
czar morza tkwi w tajemnicy
chronionej w przestworzach
morze oblane niebieską oliwą
przywraca światu świeżość i czystość
Zachód zatoki
słońce wisi nisko na zachodzie
delikatny leniwy powiew napełnia powietrze
urzekającym zapachem morza
spojrzenie biegnie ku Zatoce
szepczącej czule w natarczywym błaganiu
głos wody uwodzi nigdy nie milknie
głos Zatoki kieruje się ku mej duszy
spojrzenie bez przeszkód wędruje po krańce nieba
nad horyzontem ukazał się żagiel
kilka innych znieruchomiało w dali
usypia już ma Zatoka
Zatoka II
błękit nieba nieczuły na ludzkie żale
promienie słońca oblewają świat
wiatr muska policzki, fala chlupie o burtę
wiosła kroją zieloną toń
lekki wiatr napełnia duszę ciszą i spokojem
morskie powietrze niesie aurę świeżości
w oczach dziewczyny
złote odpryski wody i duszy
odwrócić twarz ku morzu
by chłonąć doznania przestrzeni samotności
w obszarze wody stopionej w dali
z niebem i blaskiem słońca
ptak ze złamanym skrzydłem
bezradnie wzbija się w górę
14
trzepocze i krąży w powietrzu
opada coraz niżej i niżej
w wodę….
pieniste fale podpływają do stóp
oplątują kostki niczym węże
nikną kręgi
i ptak już znikł….
REGINA NACHACZ
Krótka wycieczka
Poszedł Misio na wycieczkę
Choć zmęczony był troszeczkę
Wziął ze sobą dwa banany
Pledzik w kratkę ukochany
Wkrótce poczuł, że go siły
Całkowicie opuściły
Owinięty ciepłym kocem
Zasnął, zanim zjadł owoce
Kotek i myszka
W ogródeczku
Na stołeczku
Kotek siedzi
Myszkę śledzi
Myszka mruga
Kotka ruga
Serek zjadła
I przepadła!
Dzień kota
Różne są ciekawe święta
I o kotach świat pamięta
W lutym kot się szczerze śmieje
Bo spełniają się nadzieje!
Mama kotka z córcią Lalą
Kocie święto sercem chwalą
Przegląd u stomatologa Ząbki zdrowe, super slogan!
Cicho wrócą na podwórko
Pogadają z krasą kurką
Miło dzionek im przeleci
O czym wiedzą grzeczne dzieci!
15
Marcowa aura
W marcu kończy się zima
Czasami tęgo trzyma
Niekiedy słonko grzeje
Niestety, ciepło nie jest
W marcu zmienna pogoda
Trochę nam zimy szkoda
Jednak tęskno za wiosną Piękne kwiaty wyrosną
W marcu, pojemnym garncu
Miesiącu kocich harców
Żegnamy mroźne chwile
By na słoneczko wylec!
Zimowe orzeszki
Wiewiórka po drzewie skacze
Ubrana w bury kubraczek
Zdąża do dziupli zasobnej
A co w niej? Czy ktoś to powie?
Tak! Tam orzeszkowa słodycz
Zbierana w jesienne chłody
Na mroźne zimowe dzionki
Gdy wszyscy tęsknią za słonkiem!
Wiosenka
Hejże dzieci, przyszła wiosna
W zielonej sukience
Uśmiechnięta i radosna
Z różowym rumieńcem
Przystroiła złote włosy
Wianuszkiem z sasanek
Popłynęła tańcem bosym
Powitać poranek
Rozsypała barwy kwiatów
Po świeżych murawach
Ogłaszamy głośno światu:
Wiosence bij brawa!
Refren:
Małe dzieci, duże dzieci Ptaszek ćwierka, deszczyk pada
Chmurka płynie, słonko świeci
Wietrzyk hula, miła zwada!
16
Cudna wiosna
Patrzcie dzieci, idzie wiosna
W szmaragdowych szatach
Piękna, dobra i radosna
Wietrzyk figle płata!
Podążają za nią kwiaty
I zielone drzewa
Bury kot, piesek łaciaty A słoneczko śpiewa!
Zostań z nami jak najdłużej
Bawmy się wesoło
Wnet zakwitną słodkie róże
Co rosną wokoło!
ELŻBIETA PACHURA
Marsz weselny
Graja marsza weselnego
Panna młoda w tiulowym welonie
Nieskazitelna biel,
U sukni biały tren
W dłoniach bukiet czerwonych róż
Pan młody w ciemnym garniturze
Pod szyja mucha granatowa
To jakaś nowa moda
Gdy patrzą tak na siebie
Zapominają o bożym świecie
Bo są w siódmym niebie
Przeleciał amor biały
Wystrzelił dwie strzały
Ponownie organy zagrały
Z ust młodych
Słowa przysięgi zabrzmiały
Ślubuję ci miłość wierność
Biorę ciebie….za zonę
Biorę ciebie za męża
Na znak miłości, wierności małżeńskiej
Przyjmij te obrączkę
…
Błysnęło złotem
Ksiądz kropidłem pokropił
Nie wiemy, co będzie potem
Goście sto lat śpiewali
17
Szczere życzenia składali
Pod nogi ryż na szczęście sypali
A rodzice chlebem i solą witali
Pan młody przez próg młodą niesie
A kelner już szampana na tacy niesie
Żyjcie w zgodzie
Szczęśliwie i długo
Zagrała orkiestra weselnego marsza
Gorzka wóda, gorzka wódka
młody wódkę osłodził
Pannę młoda pocałował
I jak to na weselu
Goście się radowali i do rana balowali.
WACŁAW ROPIECKI
Uff, ledwo wyrwałem się z tarapatów! Ale miałem szczęście! Z ulgą zbiegałem schodami tunelu nowo otwartej linii metra.
Wszystko pachniało świeżością. Po wprowadzeniu biletu bramka otworzyła się czujnie.
Oznakowania były czytelne, a duża kolorowa nazwa stacji w stylu graffiti starała się wprowadzić przyjemną atmosferę. Postacie w mundurach najwyraźniej były zsynchronizowane
niewidocznym monitoringiem, a oświetlone w nowoczesny sposób pasy na podłodze dobrze
oznaczały strefy bezpieczeństwa. Już po chwili siedziałem w wagonie na wygodnych, nowiuteńkich siedzeniach koloru bordowego. Gdziekolwiek nie obróciłoby się głowy, widać
było kamery, a z nowych panelowych monitorów można było odczytać najświeższe wiadomości.
Po jakimś czasie, kiedy mijaliśmy kolejne stacje, dotarło do mnie, że w moim wagonie siedzę zupełnie sam, natomiast do sąsiedniego, niezbyt nowego i nieco odrapanego, dosiadało
się coraz to więcej ludzi. Zacząłem się lekko niecierpliwić. To nie może być przypadkowe.
Czyżby afera, z której dopiero co udało mi się wywinąć, jeszcze się nie skończyła i przybierała zupełnie nieoczekiwany obrót? Zapewne nie bez przyczyny pozostawiano mnie teraz
samego. Ciekawe, czy moja komórka będzie miała tutaj zasięg i czy uda mi się, w razie potrzeby, zadzwonić po pomoc? Ale czy ktokolwiek do mnie przyjedzie? Czy nie jest to
wszystko dobrze ukartowaną akcją? Kątem oka starałem się wybadać sytuację wokół siebie,
po czym zacząłem powoli obracać głowę w kierunku sąsiedniego wagonu, aby choć trochę
móc przewidzieć nieunikniony bieg wydarzeń.
A tam, coraz to gęstszy tłum odwróconych ode mnie postaci, wydawał się spoglądać w kierunku środka wagonu. Musiało się dziać coś niezwykłego, gdyż wszyscy wydawali się być
coraz to bardziej rozentuzjazmowani. Zauważyłem też, że stopniowo każdy zaczynał zdejmować z siebie kolejne części garderoby. Wyglądało na to, że choć początkowo się nie znali,
stopniowo wszyscy, niezależnie od wieku, stawali się względem siebie coraz to bardziej
otwarci i szczerzy. Dookoła i pomiędzy nimi, na podobieństwo wrzeciona tkającego radosną
tkaninę, przebiegał obiekt, który zostawiał za sobą świetlistą smugę w czerwoną szkocką
kratę, która wydawała się łączyć wszystkich energią zrozumienia i przyjaźni. Mój strach
powoli zamieniał się w ciekawość. Wstałem, aby podejść bliżej, a wtedy...
Moją uwagę przykuła przyklejona do szyby starego wagonu twarz siwiuteńkiego staruszka na wózku inwalidzkim. Przekrzywił głowę, wybałuszył oczy, zrobił największego,
jakiego tylko potrafił zeza i, rozdziawiając paluchami usta, kretyńsko wywalił w moim kierunku swój długi, poruszający się dziko i ociekający śliną, jęzor.
18
No tak. Wszystko jasne. Miałem wybór. Spojrzałem jednak bez żalu po raz ostatni na
nowe ściany, podłogę, kamery i panele informacyjne szybko sunącego nowoczesnego wagonu metra i wyszedłem, aby przeczytać kolejną PORANNĄ KAWĘ!
https://www.facebook.com/Mocna-Poranna-Kawa-1711874272414125/
ANNA SIENIAWSKA
Wiosenna piękność
Gdy wczesną wiosną pogoda sprzyja,
sasanka swoje dzwonki rozwija
i chociaż listków nie widać wcale,
kwiaty fioletem lśnią okazale.
A że do życia czuje podnietę,
rozkwita w kępie sporym bukietem
i kiedy pierwsze płatki spadają,
kolejne główki z kępki wystają.
Każdy kwiatuszek w puszek odziany
srebrzysty, miękki, w kryzę przybrany,
wyciąga główkę w kierunku słońca,
pragnąc, by ciepło trwało bez końca.
A kiedy rankiem rosa osiada,
ta jej na płatki czepek zakłada,
miękki, perłowy, w słońcu się skrzący,
niezwykłym blaskiem oko wabiący.
Pierwszy po zimie
Gdy przez warstwę śniegu
z trudem się przebija
biały kapelusik i zielona szyja,
choć wiatrem smagany –
mróz się go nie ima.
Widząc przebiśniegi
odwrót robi zima.
Kolorowe dywany
Fioletowe, żółte, białe.
Wśród zieleni lśnią krokusy.
To kielichy jędrnych płatków,
lecz płaszcz z listków mają kusy.
Nie odróżnisz ich od trawy,
bo i kształtem, i kolorem
są podobne. Biały pasek
ich jedynym wzdłużnym wzorem.
Na cześć wiosennych kwiatów
Na początek – to nie żarty –
wszak to żadna sztuka,
19
każdy z was niech kwiat wybierze
i rymu doń szuka.
Zasługuje na poemat,
gdy wiosną zakwita,
żółty żonkil i tulipan,
lub kłos w łanie żyta.
Te, co oko nasze cieszą,
lub dadzą owoce,
kwitną, bo już dni cieplejsze,
choć wciąż chłodne noce.
A że wiosną barwny kwiatek
rozczula urodą,
nawet bardzo starsza pani
znów czuje się młodo.
Smutny los piękna
Kwieciem bzu się cieszę, co zakwitł w ogrodzie.
Pewnej nocy krzaczek ogołocił złodziej,
zostawiając tylko poszarpane rany.
Zniknął boski zapach kiściom przypisany.
Teraz tylko listki będą dalej rosły.
Przyjdzie mi na kwiaty znów czekać do wiosny.
Aromaty wiosny
Wiosna, co się często zdarza,
nie chce słuchać kalendarza.
Czasem z ciepłym wiatrem wleci,
zaskakując w parku dzieci,
czasem deszczem ziemię zmoczy.
Cóż dostrzegą nasze oczy,
kiedy drzewa staną w kwiatach?
Wiosnę! Poprzedniczkę lata.
Mieszają się słodkie wonie.
Kwiat w ogrodzie, na balkonie,
swym zapachem i kolorem
zamieszanie czyni spore.
Pszczoły, trzmiele, wprost stadami,
przywabione zapachami,
niczym szpiedzy nektarowi,
do zbierania są gotowi.
Bez nie szczędzi miłej woni,
gdzieś konwalia dzwonkiem dzwoni,
choć malutka, w liściach skryta,
już się z chętną pszczółką wita.
Pachną fiołki fioletowe
i kaczeńce złotogłowe,
nawet narcyz blady, wiotki,
też wydaje zapach słodki.
20
Hiacynt koło tulipana,
to nad wyraz para zgrana,
bowiem woń tego pierwszego,
zwabia pszczoły do drugiego.
Można wskazać więcej kwiatów,
lecz niestety aromatów,
nie wyrazi się słowami.
Wiosną je poznacie sami!
Czas na topienie Marzanny
Przyleciały boćki, jaskółki, żurawie,
włosy już odrosły wysuszonej trawie,
wyszły z nory lisy z małymi liskami,
znaczy wiosna przyszła do nas opłotkami.
Zimę czas na dobre wysłać gdzieś za morze.
W sprawie tak istotnej kukła pomóc może.
Dwa kije, garść słomy i liche ubranie
wystarczy, by zimie szykować wygnanie.
Skoro czas na panią w kwiecistej sukience,
niech już nam nie marzną nosy, uszy, ręce.
Białą, srogą zimę wrzucimy do rzeki,
aby popłynęła z nurtem w świat daleki.
Pytanie do pani wiosny
Jak poznać, że przyszłaś już nieodwołalnie?
Łatwo, banalnie!
Po ptasich trelach, stukach i kukaniach,
po skojarzonych par nawoływaniach,
po tatarakach szybko wzrastających,
czaplach cierpliwie na żer czekających,
po żab rechocie,
bocianim klekocie,
zapachu koszonej łąki,
po drzewach przybranych w pąki,
po szumie wody w strumyku,
jaszczurce na kamyku,
która wystawia ciało,
by słońce je ogrzało,
po wietrzyku łagodnym,
wreszcie... po stroju swobodnym,
co ruchów ci nie krępuje.
Rozumiem. Rozejrzę się, dziękuję!
JANINA SOKOŁOWSKA
Kościół Świętego Idziego
Mały zabytek
Mały zabytek obok katedry
znaczenia nie ma wielkiego.
21
Lecz jako zabytek jest bardzo cenny,
to kościół Świętego Idziego.
Z czerwonej cegły zbudowany,
do dziś się zachował w dobrym stanie.
każda wycieczka po Ostrowie,
z zaciekawieniem tutaj przystanie.
Obejrzy także Bramę Kluszczaną,
legendy o niej posłucha
i kościół jest już pamiątką znaną
tak dla starszego jak i malucha.
Panorama Racławicka
Lekcję historii jak na dłoni
ujrzysz w budynku kształtu dość dziwnego.
Zbudowano go niedawno
dla obrazu Powstania Kościuszkowskiego.
Przedstawia on bitwę pod Racławicami,
przepiękną pracę Styki i Kossaka.
Ogromne jest jej znaczenie
dla uczuć każdego Polaka.
Widać tu na koniu Naczelnika
i kosynierów z długimi kosami,
i bohatera, chłopa Bartosza,
ze zdobytymi armatami.
Są też chaty ze strzechą
i krzyż z cierpiącym Chrystusem.
Tam się właśnie modlono
o zwycięstwo nad Rusem.
Więc zwiedzający łzy połykają
patrząc z podziwem na Panoramę.
W ciszy historii głosu słuchają,
który wolności otwiera bramę.
Dzielny Kościuszko jej nie dożył.
Lecz dla Polaków i nie tylko,
na tym obrazie znowu ożył
lecz tylko jedną malutką chwilką.
Wrocławski Ratusz
Perłą zabytków ,bez wątpienia,
w śląskiej stolicy od Piasta,
jest średniowieczny Ratusz,
duma i chluba miasta.
Każdy wiek coś w nim zmieniał,
powiększał go i zdobił.
22
Architekt swe projekty
dla wielu pokoleń robił.
Misterne wręcz koronki,
rzeźby go otaczają,
a niektóre ze scenek
życie mieszczan przedstawiają.
Zegar słoneczny na szczycie
dzień promienny zaczyna
i przechodniów zapewnia,
że dobra jest każda godzina.
Ze swej niezwykłej urody
słynie daleko i basta.
Różnorodne też funkcje
pełni dla swego miasta.
Ostrów Tumski
Ostrów Tumski, wiadomo-serce starego grodu.
Tu się zaczęło życie
dla polskiego zachodu.
Tutaj Mieszko z Dąbrówką
przed chrztem się razem spotkali.
Tutaj Chrobry swą zgodę
na biskupstwo ustalił.
Więc w tym miejscu tak ważnym,
co nosi historii brzemię,
stanął pomnik papieża,
który ukochał Ziemię.
Dziś Jan xx|||,
symbol pokoju świata,
Peacem in Terris, woła,
choć upłynęły lata.
My wiemy co to znaczy,
Choć to nie polskie słowa,
i uśmiechem pokoju
każdy dzień zaczynamy od nowa.
Rynek
Odnowiony Rynek Wrocławia,
niezwykłe piękno oczom przedstawia.
Każda kamieniczka ma inne kolory,
a oprócz tego rzeźby i wzory.
23
Kawiarnie, sklepiki i wystawy.
Jednym są dla pracy, innym dla zabawy.
zawsze tu gwarno i wesoło
i dużo ludzi wszędzie wokoło.
Na środku placu ratusz króluje,
pięknością nic mu nie dorównuje.
Fontanna chłodzi w upalne lata.
Oferta Rynku bardzo bogata.
Tutaj też Fredry pomnik stoi,
co trzyma pióro w pisarskiej dłoni.
Pisał komedie dla polskich scen,
więc dobrze ż e ma pomnik ten.
Stare jest piękne,
przysłowie takie zdradzam.
I na to wygląda,
że z nim się zgadzam.
TERESA STĄPÓR - ŻURAWSKA
Rozmyślanie o ścianie
Pierwszy człowiek był bezdomny. Pewnego dnia zszedł z drzewa i zobaczył, że stoi w
pustce nieprzyjaznej przestrzeni. Nic dziwnego, że pierwszą jego myślą, było znalezienie
domu. Niektóre tereny obfitowały w gotowe do zasiedlania apartamenty. Wprawdzie były
one troszkę nieprzytulne i ciemne, ale były.
Utrudnieniem w pierwszy domu, był brak kontaktu wzrokowego z otoczeniem. Bo w
jego ciemnościach czaiło się zło wszelakie, które miało ostre zęby i pazury. Dlatego każde
wyjście z kamiennej willi było wyzwaniem, które nie wszyscy zdołali przeżyć.
Innym problemem była, nierówno rozsiana i rzadka, lokalizacja jaskiniowych pałaców. Ich
mieszkaniec wiedział, że lepiej mieszkać kupą, a tu do sąsiada daleko i pod górkę.
Rozpoczął się więc proces myślowy, który doprowadził do zbudowania pierwszej ściany.
Oczywiście pierwowzorem było lokum jaskiniowe. Nasz przodek wiedział, że coś musi
oddzielać go od wolnej przestrzeni. Gdy poskładał na kupkę trochę pni i gałęzi, parę kamieni, całość skleił gliną – to stworzył pierwszy projekt architektoniczny. Za jednym machem
pozbył się doskwierających niedogodności z jaskini : stawiając wiele ścian obok siebie
zgromadził swoje plemię w jednym miejscu; a robiąc w jednej ze ścian dziurę, stworzył sobie warunki do obserwacji otoczenia i podglądania sąsiadów.
Płynęły wartko wieki a ściana wędrowała z człowiekiem wszędzie gdziekolwiek zapragnął on zamieszkać. Jej konstrukcja udoskonalała się, była coraz większa i bardziej fikuśna, ale zasada była wciąż ta sama – pionowo w górę.
Chociaż nad Nilem mieszkali ludzie, którzy postanowili sprawdzić, czy ten pion to jest
nieodzowny do trzymania się ściany. Rezultaty osiągnęli wspaniałe, ale ponieważ przy okazji utracili zasób drzewa, budulca oraz większość rąk do pracy, to praktyka skośnych ścian
została na wiele wieków zarzucona.
Gdy ludzie okrzepli w swojej roli naczelnego ssaka na Ziemi, postanowili zmierzyć
się z samym Bogiem. Ściany gotyckich katedr wydają się nie mieć końca w swym dążeniu
do niebios. Pomimo wielu wysiłków jednak do mety nigdy nie dotarły.
24
Bogaci mieszczanie tak bardzo chcieli zachęcić budowniczych średniowiecznych domów
bożych, że nawet stawiali im obok pracy szopy, zwane z francuska lożami. W tych komfortowych warunkach mularze mogli spożywać swoją skibkę chleba z główką cebuli oraz toczyć fachowe dyskusje. Można śmiało rzec, że loże mularskie były pierwowzorem siedzib
dzisiejszych związków zawodowych.
Jak bardzo ludzie czcili budowniczych ścian, świadczy fakt, że do ich szopy wszyscy
na gwałt usiłowali się wedrzeć. Nawet koronowane głowy i inni możni tego świata marzyli
o tym by założyć sobie fartuszek i pomachać złotą kielnią. Do dziś dnia ponoć istnieją jeszcze jakieś tajne szopy, gdzie po cichu schodzą się różni ważni ludzie.
W zasadzie to dzieje ludzkości można podzielić na okresy według grubości ścian.
Człowiek zawsze dzielił współbraci na swoich i wrogów. Od wrogów oddzielał się coraz
grubszymi murami. Wróg pod nie podciągał coraz większe armaty, aby , coraz grubsze, mury skruszyć. Sprytni obrońcy otwierali wtedy małe, tajne drzwiczki w swojej grubaśnej
ścianie i wypuszczali przez nie pana Olbrychskiego, aby nakarmił kolubrynę paroma kilogramami prochu. Dobry sposób, ale nie zawsze skuteczny, szczególnie gdy waleczny Pan
Daniel został schwytany.
W końcu cywilizacja doszła do kresu grubości murów i armatnich luf. Gdy zdawałoby
się, że postęp ludzkości zatrzymał się w impasie, dzięki Bogu wymyślono doskonalszą broń
palną. Rozwój cywilizacyjny ruszył z kopyta.
I tak toczy się koło naszych dziejów. Na całym globie ziemskich wszyscy wysilają się
by poprzecinać ścianami jak najwięcej przestrzeni. Poza tym okazało się, że ten ścienny
przemysł napędza cały rozwój gospodarczy. Przecież już w jaskini człowiek nie mógł
zdzierżyć widoku gołych ścian. Mieszał z wodą glinę, popiół z ogniska i pokrywał mieszkanko podobiznami swojego obiadu. Potem już nie wystarczały tylko freski.
Dzisiaj młodzi wzdychają:
-Ach, żeby mieć swoje cztery ściany.
Ale w wyobraźni nie widzą żadnych ścian. Marzą o fotelach, telewizorach, profesjonalnych otwieraczach do butelek i całej masie innych, nieodzownych do życia, śmieci. Zapełnienie przestrzeni pomiędzy ścianami jest głównym celem działalności każdego człowieka.
Wskutek wyginięcia większości posiadaczy niebezpiecznych kłów i pazurów, ludzie
przestali się bać wychodzenia ze swych czterech ścian. Ponieważ przyroda nie znosi pustki,
więc dzikie zwierzęta zostały szybko zastąpione przez dzikich ludzi z kijami bejsbolowymi
i nożami.
Tak nota bene, nóż także zaliczamy obok ognia, ściany i dynamitu do gatunku prometejskich darów dla ludzkości. Nóż ma poza tym wiele wspólnego ze ścianą. Tak samo jak on
pokroi chleb, tak i mur przetnie, swoim ostrzem, przestrzeń. Tak samo jak zatopiony w sercu nóż zabierze życie, tak i dobrze zamknięte cztery ściany zabiorą wolność. A poczucie
wolności jest w zasadzie jedynym trwałym dążenie człowieka od dnia, kiedy ów uwolnił się
od niewygodnej siedziby na drzewie.
Na dzień dzisiejszy mamy sytuację następującą:
Na naszej planecie zbudowano dużo ścian. Za nimi miliony ludzi sobie siedzi i czuje
się bezpiecznie. Aby im nie było za dobrze, przemysł filmowy na wyścigi z przemysłem
naukowym, rozpoczęli wieszczyć katastrofę. Za duże pieniądze tworzą dzieła filmowe, które bardzo realistycznie pokazują dzień zagłady. Co ciekawe obraz tego Armagedonu jest
jednakowy we wszystkich artystycznych wizjach ,wysoko opłacanych, reżyserów. Otóż
głównym celem ataku stają się ściany. Widzimy więc pożary, potopy, wybuchy nuklearne,
inwazje kosmitów, trzęsienia ziemi i wiele innych sytuacji, w których domy, osiedla i całe
miasta zostają zdmuchnięte z powierzchni ziemi, jak paproch z rękawa marynarki. Potem
kamera obowiązkowo robi długi najazd na połacie zwalonych ścian.
25
Co ciekawe, bardzo dawno temu, gdy niebezpieczeństwo zbliżało się do ludzkich siedzib, ich mieszkańcy potrafili jeszcze uciec, czyli jak wtedy mówiono, zbieżyć, do gęstej
kniei. Ona przechowała, ochroniła, wyżywiła. Była pewnym, alternatywnym schronieniem
w potrzebie. Dlatego w uznaniu zasług, ludzie często mówili: ściana lasu. W ten sposób
pragnęli podziękować drzewom za przysługę.
Lecz dzisiaj nikt przy zdrowych zmysłach nie bieży do lasu, z tej prostej przyczyny, że
w tym lesie nie potrafi przeżyć jednej nawet nocy. A i lasy już nie te, co drzewiej. Ludzie
zmuszeni do wymyślenia jakiegoś zamiennika dla puszczy, wpadli na pomysł budowy
schronów, bunkrów i ziemianek. I w ten sposób ściana ze zdziwieniem zobaczyła, że została
także wtłoczona pod ziemię.
Kiedy wydawałoby się, że szala zwycięstwa znowu przechyliła się w stronę pomysłowego człowieka w przeciwatomowym schronie, wtedy filmowcy ruszyli z nowym impetem
do pracy. Jasno, na kolorowej taśmie wykazali, że takie podziemne ściany to nic wobec potęgi żywiołów. Szczególnie tych, które miały zniweczyć nasz rodzaj, w 2012 roku.
Po raz drugi ludzkość znalazła się w impasie. Już trudno było wymyśleć jakieś nowe,
bezpieczne miejsce dla zbudowania następnych ścian.
Nie docenialiśmy jednak sztuki filmowej. Ona dała nam gotowe rozwiązania naszych problemów. Na realizację musimy jednak jeszcze trochę poczekać. Może minąć parę latek zanim, niczym Luke Skywalker, schronimy się wśród stalowych ścian kosmicznej fortecy,
którą szybko opuścimy rozpadającą się, naszą planetę. I tak uchodząc w przestworza zabierzemy ze sobą główny wynalazek człowieka – ścianę.
Można śmiało powiedzieć, że ściana towarzyszy nam od zawsze, na zawsze. Ale patrząc z
drugiej strony, to człowiek jest dla ściany potrzebny niczym tlen do życia. Jakże smutne potrafią być opuszczone domostwa. Jak rozpaczliwie ich ściany wołają do przechodnia:
-Wejdź i ogrzej mnie swoich oddechem. Nawet coś namaluj na mnie, bylebyś był.
Pierwsi konstruktorzy ścian tak byli zafascynowani swoją twórczością, że czuli się jak Prometeusze obdarowujący ludzkość cudownym ogniem. Ściana w ich zamyśle była jak opiekuńcze objęcia matki – dawały schronienie, poczucie bezpieczeństwa, odosobnienie w intymnych momentach życia. Ten prometejski dar miał, tak samo jak ogień, i swoja druga naturę.
Nie wiemy wprawdzie kiedy pierwszy otwór w ścianie został wyposażony w kraty a zasiedlenie lokalu wykonane niezbyt dobrowolnie, ale możemy przypuszczać, że odbyło się to
bardzo dawno temu. Dla wielu członków ludzkiej społeczności ściany były przekleństwem
– odbierały wolność, skazywały na samotność, izolowały od sąsiadów.
Gdy ktoś zapyta, czym dla mnie jest ściana odpowiem:
- Jest ciosem w serce przestrzeni. Każdej przestrzeni, nawet kosmicznej.
Pokolenia
Kiedy Barańczak wypruwał ze swych trzewi
gniewne słowa i układał je w wiersze
plujące komuchom w twarz
w szarości małej stabilizacji…
- Ja wchodziłam w cudowną otchłań
świeżo poznanych słów
pisanych w całym świecie
dla maluczkich i pryszczatych
a w moich snach Karol May
przechadzał się z Kraszewskim pod rękę
26
kiedy Barańczak pod niebem oceanu strzepywał
z butów umęczony kurz polskiej biedy…
ja u Sienkiewicza i Baczyńskiego
zaliczałam kursy patriotyzmu
kiedy Barańczak mocował się ze
przewidywalnym dniem Nowego Świata
gdy słowami wskrzeszał w duszy
strzępy smutnej ziemi
wpatrując się w widokówkę
z warszawskim Nowym Światem…
- ja wymieniałam kartki z przydziałem alkoholu i papierosów
na czekoladę i cukierki dla dzieci
szukałam kawiarni gdzie cukier do kawy dawano bez ograniczeń
i bez gazu łzawiącego
nie ma słów na opisanie beznadziei i pragnienia koloru
słów na tęsknotę za utraconym
nie znajdzie nawet Barańczak
BARBARA SZURAJ
Wahadło...
Lubiłam obserwować
wahadło zegara
huśtało się rytmicznie
tik tak
tik tak
kocha
nie kocha
uczuciami kołysało
niepewnie
od wahań
kręciło się w głowie
tik tak
kocha
nie kocha
odszedłeś
nic się nie zmieniło
zegar robi swoje
już tylko czas
całuje moje usta...
27
Uśmiechnij się dniu...
Uśmiechnij się do mnie dniu
przez cały tydzień byłeś
jakiś ponury
przywołaj na niebo
słoneczne promienie
odgoń daleko gdzieś
ciemne chmury
uśmiechnij się
i ciesz razem ze mną
bo kocham
namiętnością
śmiechem i życiem
dopóki tchu w piersi
jeśli Bóg pozwoli
będę jeszcze kochać
po śmierci...
Bez żalu...
Wczesnym rankiem
umarła miłość
po kilku śmierciach
klinicznych
i długich reanimacjach
definitywnie
stwierdzono zgon
rozpaczać po niej
nie ma powodu
była zakłamana
zadufana w sobie
miała w nosie
że z jej powodu
cierpi drugi człowiek
głucha na prośby
i wszelkie błagania
28
nie dziw się miłości
że w tym względzie
żałoby po tobie
nie będzie...
KRZYSZTOF ŚLEDZIŃSKI
Śniadanie umiem zrobić sobie sam !
Bardzo lubię jeść na śniadanie zupę mleczną z płatkami kukurydzianymi. Bardzo
szybko się przyrządza, a potem zjada. Właśnie dlatego taki posiłek jem rano, gdy się spieszę
do szkoły.
W poniedziałek w domu akurat było dużo mleka i świeżo kupione płatki, więc zacząłem robić z tego posiłek. Przygotowałem talerz i mleko oraz wziąłem opakowanie z płatkami kukurydzianymi. Ale przy otwieraniu zauważyłem w folii dziurę, przez którą wysypywała się zawartość.
Co jest ? - pomyślałem. Rozciąłem torebkę i łyżką grzebałem w żółtych łuskach. Po
minucie zobaczyłem w środku jakieś futerko. Odskoczyłem ze dwa kroki i patrzę - całe
opakowanie zaczęło się ruszać i szeleścić, aż w końcu spadło na podłogę.
Wylazło z niego cudaczne zwierzę. Było wielkości małej żabki, miało małe skrzydełka podobne do nietoperzowych i duże oczy. Jego ciało było pokryte sierścią. Stwór ten miał dwie
pary nóg. Stał na dwóch tylnych kończynach, takich jak u człowieka, a podpierał się ogonem, takim jak u jaskółki. Druga para nóg trzymała płatek kukurydziany.
Za chwilę stworek otworzył pyszczek, z którego buchnął nieduży ogień w stronę płatka. Przez chwilę dziwny stwór przestał się ruszać, tylko płomień coraz bardziej czernił żółtą
łuskę, którą trzymał w łapkach. Gdy stała się całkiem czarna, smocze stworzenie wsadziło
go sobie do pyszczka i schrupało. Wtedy wszedł z powrotem do opakowania po nowy płatek, którego także tak zjadł.
Zacząłem się zastanawiać, co z nim zrobić. Bardzo mi się podobał, ale nie wiedziałem,
czy mnie nie ugryzie. Postanowiłem to sprawdzić. Wziąłem widelec i podszedłem do rozsypanych płatków na podłodze. Ale tego dziwnego stworka już nie było. Zacząłem się rozglądać, ale nie zobaczyłem go nigdzie.
- Chyba mi się przyśnił - pomyślałem, po czym zbudziłem się ...
WALDEMAR ZABORSKI
Przedwiośnie!
Pola z bruzdami jak ciało zebry
wiatr wzdęte chrapy zasłonią pianą
Chmur odrętwiałych szatą ze świechtaną.
Jeszcze zestala krople na płaty - chłód podmuch miota w pączne narcyzy,
w drobne ćwierćliście porzeczek czarnych.
W chmurach zdrożony skowronek wsparty
na skrzydłach drżących w szerz rozpostartych...
Podmuch nim ciska w zwarte rozkłęby...
29
Całość odsklepia, w przeręble wtłacza,
zwija, rozwija; to znów przetacza,
aż się zaplącze i zacznie słaniać...
I odetchnąwszy wciąż naigrawa...
W dole śnieżyczki powieki mrużą.Nim podmuch ciska, czy czarną różą?
Pielgrzymka 27 III 1966
cykl "Zew żołądka" i - "Odgłos garnka"
Gotowanie ziemniaków
Wrze!
Niepohamowany
impend bulgotu
przetwarza
twarde
wodniste
grudki skrobi
w pączki
buchającej
pachnącej
smakowitej
s - y - p - k - o - ś - c - i ...
Cieszę się
mając usta pełne jej...
iście królewskiej...
Pielgrzymka 8 I 1967
Cykl " Zew żołądka" i "Odgłos garnka"
Zew i odgłos
Wiem co to znaczy
głód - zew żołądka
ale
największy kataklizm
gdy łyżka
jak najstraszliwsze podzwonne
śmierci
zadzwoni o pusty garnek...
gdy ziarnko ryżu jest
najcenniejsze ze wszystkich
płodów świata
i za nie
o wynędzniali wodzicie się na śmierć
grzebiąc je tymczasem
w piasku!
O! Wy wszyscy, którzy jesteście głodni!
Jesteście głodni gdy
- inni - łowcy zbytku
30
urągają Waszemu cierpieniu,
wzmagają go!
Przeklnijcie ich
zwierzęce nie człowieczeństwo!
Ludzkości! Mrzesz dręczona
sama
przez siebie!
A ciśnij pięść i ukarz
swych dręczycieli!
Wtedy na zew - odpowie
odgłos nie pustego garnka
lecz
odgłos zawiesistego bulgotu
szlachetnej pełnej po brzegi
zawartości!
Pielgrzymka 8 I 1967
Do Wiosny!
Pączki nieśmiało
próbują ciepłoty powietrza.
Czy im pozwoli się rozwinąć?
Znaki na niebie
wskazują wiosnę przejrzystą
jak gdyby z niego miała spłynąć.
Rozdarte cielsko chmury
kłącz szarobiały w przerębli
ze skrzydłami motyla...
Potem się marszcząc, tasując
zapełnia się środek motyla
i skrzydło prawe odkształca
Tworzy w pałąk wygiętą
końską szyję...
Jakby pług lśniący ciągnącą.
W polu dziwny terkot zetora
za nim kształtne węże
kładących się lśniąco skib.
Kształt grzywy końskiej znikł,
jakby spłoszony tryskającym,
sinawym dymkiem traktora.
W jego miejsce przysiadło
na żółtawych nóżkach
puszyste, białe kurczę.
Wkrótce i ono znikło
Oblekła je niemierzona szarość
rozsnuta po nieboskłonie.
31
I tylko - wzmagał się
coraz suchszy terkot
ciągnący brunatne skiby
do Wiosny!
Pielgrzymka 18 IV 1966
Stanisława Bogumiła Zalewska
Keukenhof
Ten kwiatowy ogród, na świecie jedyny,
tętni życiem przez dwa wiosenne miesiące.
W nim wystawa kwiatów. Z tej właśnie przyczyny
każdego dnia jest tam turystów tysiące.
Przybywają ludzie z różnych części świata,
kwiatów cebulowych podziwiać urodę.
Kwiaty te nie lubią upalnego lata,
pokazują swój wdzięk nawet w złą pogodę.
Posadzone w parku, gdzie jasne polany,
nad lustrami wody, wyglądają prawie
jak wzorzyste, barwne, pachnące dywany,
z milionów cebulek utkanych ciekawie.
Hiacynty, szafirki rosną z żonkilami,
paletą barw i form cieszą tulipany,
a górują ponad wszystkimi kwiatami
cesarskiej korony niezwykłe odmiany.
Zdjęcie Bogusławy i Albina Zalewskich
32
Spis treści:
MIKOŁAJ BIALIK
Odruch warunkowy
ANDRZEJ CHODACKI
Uśmiech samobójcy
ELIZA DANILCZUK
Czarnobyl
Pierwszy maja 2016 roku
KRZYSZTOF GIETKE
Seans spirytystyczny
LEONARD JAWORSKI
Kiwi
Biedronka
PATRYCJA KLEIN
Już pierwsze
Po stokroć
Na trzeci rok w Raju
MARIA LUBELSKA
Ekologia
Ukojenie
MIROSŁAWA MICHALSKA – WINKEL
Dla pai Ani
Do „Komisarza”
HENRYK MUSA KOT
Moja zatoka cd.
REGINA NACHACZ
Krótka wycieczka
Kotek i myszka
Dzień kota
Marcowa aura
Zimowe orzeszki
Wiosna
Cudna wiosna
ELŻBIETA PACHURA
Marsz weselny
WACLAW ROPIECKI- Poranna Kawa
ANNA SIENIAWSKA
Wiosenna piękność
Pierwszy po zimie
Kolorowe dywany
Na cześć wiosennych kwiatów
Smutny los piękna
Aromaty wiosny
Czas na topienie Marzanny
Pytanie do pani Wiosny
JANINA SOKOŁOWSKA
Cykl wierszy o Wrocławiu – cz. I
TERESA ŻURAWSKA – STĄPÓR
Rozmyślanie o ścianie
Pokolenia
BARBARA SZURAJ
Wahadło
Uśmiechnij się dniu
KRZYSZTOF ŚLEDZIŃSKI
Śniadanie umiem sobie zrobić sam
Stanisława Bogumiła Zalewska
Keukenhof
WALDEMAR ZABORSKI
Przedwiośnie
Do wiosny
Gotowanie ziemniaków
Zew i odgłos
I trąba koniec zatrąbiła, a bomba w górę poszła życząc wszystkim
ludziom pracy zdrowia i sukcesów, zadowolenia i szczęścia rodzinnego, a ponadto życząc wszystkim radości z pierwszych kwiatów, śpiewu ptaków i zieleniejącej się przyrody, mając tym samym
nadzieję na następne spotkanie, i kolejny zeszyt Saloniku!
Zeszyt ten można też przeczytać na Facebooku:
Salonik Literacki „Pociąg do pióra”
oraz na stronie internetowej:
www.bomibia.pl w zakładce SALONIK LITERACKI
kontakt:
[email protected]
[email protected]
33