Przystań Artystyczna Wrocław – Południe Zeszyt nr 66 12 kwietnia
Transkrypt
Przystań Artystyczna Wrocław – Południe Zeszyt nr 66 12 kwietnia
1 Przystań Artystyczna Wrocław – Południe Wrocław ul. Komandorska 147 Zeszyt nr 66 12 kwietnia 2016 r. 2 Szanowni Państwo! Kwiecień wita nas codziennie opadami w różnym natężeniu i stanie fizycznym. Jak to kwiecień, co przeplata trochę zimy, trochę lata… Mimo wszystko wiosna już na całego. Tulipany ozdabiają nasze ogrody. Prawdziwa feeria kolorów i kształtów. Na naszym spotkaniu kwietniowym gościliśmy pana Wojciecha Śledzińskiego. Przedstawił propozycje współpracy w zakresie dodawania wpisów na swoich blogach oraz ofertę w zakresie przygotowania tekstów, tomików opowiadań, poezji i książek do druku. U nas znajdziecie wiele wierszy dla dzieci w różnym wieku. A tematyka? Wiadomo! Przyroda, ekologia, wiosna i Wrocław. Przypominam Państwu o naszym konkursie i zarazem projektem pod tytułem „Jestem kronikarzem XXI wieku”. Cały czas czekam na Państwa prace. Forma literacka dowolna - wiersze, eseje, opowiadania, reportaże, wywiady. Celem konkursu jest wydanie pamiętnika obejmującego pierwsze lata naszego wieku. Państwa prace nie powinny przekraczać trzech stron maszynopisu. Można dołączyć zdjęcia. Dziękuje za teksty już otrzymane. Nasze następne spotkanie odbędzie się 10 maja 2016 roku w Klubie Osiedlowym Spółdzielni Mieszkaniowej Wrocław – Południe przy ulicy Komandorskiej 147 (niebieski pawilon handlowy, wejście obok punktu LOTTO) o godzinie 17:30. Klub ten nosi nazwę PRZYSTAŃ KULTURALNA WROCŁAW – POŁUDNIE. Gościem będzie pan Edward Przebieracz reprezentujący Wydawnictwo Świętego Macieja z Lublińca, który zaprezentuje swoja twórczość i pragnie zaprosić Państwa do współpracy. Pozdrawiam i zapraszam na nasze spotkanie Eliza Danilczuk "Chrzest Polski" Mieszko I, władca Polan Wziął małżonkę z Czech, Dobrawę W Gnieźnie chrzcił go biskup Jordan Na dziejową Piastów sławę Księcia syn, Bolesław Chrobry Stawiał grody, siał na polach Królem dzielnym był i mądrym Silną wiarą scalił Polan "14.04.966" To dziejowa ważna data W Gnieźnie święte poruszenie Przyjął chrzest po mrocznych latach Książę Mieszko wraz z plemieniem Biskup Jordan i Dobrawa Nauczyli nas pacierzy Państwu Polan cześć i sława Papież Bogu lud zawierzył Wiersze Reginy Nachacz 3 MIKOŁAJ BIALIK Odruch warunkowy? Jeśli brwi często marszczą panie, przy tym je także boli głowa, wówczas nurtuje je pytanie: Jak można męża wytresować? Wiedzą - z kobiecych porad kątka, z doświadczeń własnych, od mamusi, że mąż ma w sobie coś z zwierzątka - więc dać się wytresować musi. Wszak - gdy smakuje mu obiadek, lub gdy wieczorem światło zgasi, słodziutko mruczy jak niedźwiadek, albo jak kotek wciąż się łasi. Gdy krew ze skaleczenia cieknie, jako lew ranny głośno ryczy. Nieraz - jak piesek coś odszczeknie i wciąż chce zrywać się ze smyczy. Zacietrzewiony nie na żarty bywa, gdy ktoś na niego krzyczy. Czasem jak osioł jest uparty; niekiedy też się naindyczy. Mijając, ładna go dziewczyna tylko niechcący trąci bokiem, a już snuć plany rozpoczyna i małpim za nią wiedzie wzrokiem. Gorzej, gdy się w praktykę zmienia teoretyczne rozważanie; z sielankowego rozmarzenia życie się wkrótce cyrkiem stanie . Zważcie więc miłe Panie słowa, które mnie cisną się do głowy: Jak nas poucza myśl Pawłowa, zwierzę ma odruch warunkowy. I wtedy w mężu - w odpowiedzi na tresowanie chętka wzbiera, by to zwierzątko, co w nim siedzi, zaraz zmieniło się w tresera. 26.05.1999 4 ANDRZEJ CHODACKI Uśmiech samobójcy Uśmiech samobójcy. Ma w sobie coś przedziwnego. Jakiś grobowy spokój na dnie z pozoru radosnych oczu. Tam, gdzie ukryta jest krzycząca bezdźwięcznie rozpacz. Usta, niby rozciągnięte swobodnie, może drgające jednak, że tylko wytrawny obserwator dostrzeże różnice. I to drżenie znika, gdy decyzja już w sercu zapada, jak krypta grobowca, bezpowrotnie. Anioł dostrzega ten uśmiech wcześniej niż ludzie. Wtedy zaczyna się żarliwie modlić, aby Dobry Bóg złamał wolną wolę nieszczęśnika. Nie jest to jednak takie proste. Może, gdyby drugi człowiek prosił? Istota ze świata, w którym ciągle potrzeba wybierać, opowiadać się, walczyć? Anioł zwraca się do matki nieszczęśnika, ale ta jest kompletnie pijana. Demony uzależnienia syczą na jego widok triumfalnie. Ojciec chłopca wyjechał za granicę. Ma tam nową rodzinę i nie myśli wcale o swoim dziecku. Wróci dopiero na pogrzeb. A chłopiec, z tym uśmiechem na twarzy idzie wolno w kierunku cmentarza. Kupuje wiązankę kwiatów u sprzedawcy przy cmentarnym murze, płaci z tym uśmiechem na twarzy, życząc miłego dnia. - I dla ciebie wszystkiego dobrego - słyszy w odpowiedzi i uśmiech znika z twarzy chłopca. Rusza w kierunku wejścia na cmentarz i wędruje znaną ścieżką do grobu dziadka. Leży tu człowiek który jako jedyny ukazywał mu ciepło i miłość. Chłopak siada chwilę na kamieniu i szepcze. Anioł szamocze się w rozpaczy słysząc tę rozmowę. Dolatuje strzęp rozmowy „ Taki młody, mógł jeszcze pożyć...” Chłopiec wstaje. Jest już gotowy. Grobowy spokój zabiera ze sobą, jakby był już jego udziałem. Teraz na wiadukt, poczekać na pociąg... Uśmiech samobójcy. Ma w sobie coś przedziwnego. I nie zetrze go nawet uderzenie pędzącej lokomotywy. Zapraszam do wysłuchania trzech naszych nagrań. Zespół Poetycki Alegoria, którego jestem twórcą w składzie: - Bas Lechosław Tarkowski - Fortepian Paweł Borowicz - Perkusja Dariusz Bednarz - Muzyka, aranżacja, gitara elektroakustyczna i śpiew Andrzej Chodacki https://www.dropbox.com/s/aw0kb0wm8tgre52/Alegoria_Moj_dom.mp4?dl=0 https://www.dropbox.com/s/ittgtqmptxdlwuv/ANDRZEJ_PROMO_2.mp4?dl=0 https://www.dropbox.com/s/5c9xe1app593u97/ANDRZEJ_PROMO.mp4?dl=0 ELIZA DANILCZUK Czarnobyl Do pani Janiny, emerytowanej nauczycielki matematyki, fizyki i chemii, ale aktywnej ogrodniczki jeździliśmy po owoce i ogórki. Była ona posiadaczką prawie dwóch hektarów ziemi przy ulicy Poświęckiej. Niestety ze względu na wiek i brak siły, nie była w stanie uprawiać swojej ziemi. Usiłowała co prawda zachęcić do pracy w polu swoich krewnych, ale jakoś nikt się nie kwapił ani do pomocy, ani do współudziału w badylarskim interesie. Wystarczyło, że spróbowali raz… Wracali do swoich miast i rodzin rozczarowani sposobem podziału zysku. Nie dziwota, że następnymi z wielu jej problemów były: testamenty, daro- 5 wizny, niewdzięczność ludzka i chęć zamieszkania w Warszawie, oczywiście we własnym dwupokojowym mieszkaniu… Nieuprawiana przez wiele lat ziemia dziczała. Drzewa i krzewy owocowe nie wydawały owoców. Ogród stawał się martwy, a pani Janina coraz smutniejsza. Zaniepokojeni jej zdrowiem pojechaliśmy odwiedzić ją i porozmawiać o ewentualnym odkupieniu od niej ziemi. Domek, który użytkowała tak naprawdę nie nadawał się do zamieszkania, ale myśleliśmy o wybudowaniu nowego. Zastaliśmy panią Janinę bardzo podekscytowaną. Zmusiła nas do obejścia całej działki i wysłuchania opowiadania o wielkim dobrodziejstwie, które ją spotkało, i całą Polskę, i prawie całą ludzkość. „Zbliżał się koniec kwietnia. Drzewa i krzewy owocowe były martwe. Płakałam nad ich losem, bo pomyślałam, ze będę musiała nająć człowieka do ich wycięcia. Czułam, ze razem z moimi wisienkami, czereśniami, śliwami i jabłonkami umieram. Nawet trawa była martwa. Postanowiłam pojechać do Warszawy do siostry. Aż tu, jak zwykle rano wstaję, podchodzę do okna sprawdzić pogodę i nie mogę uwierzyć własnym oczom. Wszystko zakwitło! Biało – różowy sad i nadzwyczajna zieloność traw. I znów mi się żyć zachciało. To poszłam do sklepu po mleko i chleb i kupiłam gazetę. A tu wielkie artykuły, że na Ukrainie w Czarnobylu doszło do wybuchu i promieniowania radioaktywnego. Jakie to szczęście! Jak to wspaniale. Dzięki temu mój ogród odżył. To było takie błogosławieństwo dla wszystkich…” Słuchaliśmy ogłupiali. Oprócz zachwytów nad wybuchem w Czarnobylu pani Janina zrobiła nam wykład na temat promieniotwórczości. Była wspaniałą erudytką, przedwojenną absolwentką Uniwersytetu Jagiellońskiego. Poznała osobiście Marię Skłodowską – Curie i wielu innych sław nauki. Od tego czasu ogród pani Janiny nazywaliśmy Czarnobylem. Przez wiele lat po jej odejściu korzystaliśmy za zgodą spadkobierców z owoców. A owoców z roku na rok było coraz mniej i były coraz marniejsze. Za to pokrzywy dorastały do trzech metrów. Dzisiaj w tym miejscu jest małe osiedle mieszkaniowe, a jego mieszkańcy pewnie się nie domyślają, że to nasz Czarnobyl… Pierwszy Maja 2016 Proletariusze!!! A kim wy jesteście dzisiaj? A gdzie jesteście dzisiaj? A dokąd poszliście dzisiaj? A gdzie się ukryliście dzisiaj? Domek Telewizorek Łóżeczko Grillik Kilka piwek Narzekania Dlaczego nie idziecie krok w krok Razem w pochodzie pierwszomajowym. Nie pokażecie swojej siły i jedności? Rozpowietrzacie się w marazmie. Wypatruję ludzi pracy! 6 Wszystkich krajów! Tych sprzedających swoją siłę, wiedzę i umiejętności. Znowu jesteście towarem Nie widzę was… Proletariusze! Znów połączcie się! KRZYSZTOF GIETKE Poniższe opowiadanie jest jednym z 35 tekstów – opartych na zdarzeniach autentycznych - zawartych w zbiorku pod tytułem „ Lato w Pobierowie ". Książka – w wydaniu niskonakładowym – ukazała się w 2015 roku. Seans spirytystyczny Była druga połowa września, prawie jesień. Chłodno, mokro, krótki dzień. Pewnego dnia ktoś zapytał czy chcę uczestniczyć w seansie spirytystycznym. Odpowiedź była oczywista… kochałem poznawać niepoznawalne. Umówiłem się na godziny popołudniowe. Willa była duża i bogato urządzona. Uczestników spotkania przyjęła pani w średnim wieku, która - jak się okazało - miała ten seans prowadzić. Kobieta była po wylewie, częściowo sparaliżowana, lecz umysłowo bardzo sprawna. To wzbudzało dodatkowe zaufanie. Adam snuje opowieść. Usiedliśmy przy okrągłym stole. Na stole leżała duża, okrągła plansza podzielona w ten sposób, że na jej obrzeżach wypisane zostały wszystkie litery alfabetu oraz cyfry. Litery i cyfry dokładnie wykaligrafowane i w równych odstępach. Sam środek planszy zajmował mały, porcelanowy talerzyk z wyrysowaną strzałką. Był odwrócony do góry dnem. Na planszy zapisano również krótki tekst modlitwy… Módlmy się, powiedziała prowadząca kobieta. Każdy wypowiedział zapisaną formułkę religijną i seans rozpoczął się na dobre. Połączcie teraz - mówiła kobieta - swoje dłonie nad talerzykiem i to tak, aby jego nie dotykać. Dłonie wszystkich mają tworzyć koło. Połączcie swoje dłonie małymi palcami najdelikatniej jak potraficie. Własne dłonie połączcie kciukami. Zademonstrowała. Uczyniliśmy to. Najpierw zobaczymy jak nazywa się pana duch opiekuńczy, zwróciła się do mnie. Uśmiechnąłem się nieznacznie. Duchu, duchu… wypowiedziała jakąś formułkę. Talerzyk zaczął wibrować. Znajoma mi osoba zapisywała literkę po literce, gdyż strzałka po kolei je wskazywała. Pomyślałem, wolne żarty. Trafił im się naiwny i bawią się jego kosztem. Dobrze, że i ja się bawię. Pana duch opiekuńczy ma na imię Wanda, zawyrokowała. Jak moja nieżyjąca ciocia, pomyślałem. Czy chce pan swojego ducha o coś zapytać ? Nie potrafię jeszcze, proszę pytać w moim imieniu. Seans trwał. Strzałka wskazywała pojedyncze litery, które składały się na pojedyncze wyrazy, a te tworzyły zdania. Niekiedy zdania były bezsensowne. Prowadząca mówiła wtedy, zapytam raz jeszcze i pytała. Pomyślałem, chyba ktoś nieznacznie przesuwa ten talerzyk i to tak, aby strzałka wskazywała poszczególne litery. Bacznie obserwowałem ruchy talerzyka i dyscyplinę rąk. Niczego nie mogłem dostrzec. Naturalny mrok nie utrudniał widzenia jedynie zagęszczał atmosferę. Myślałem, pewnie mają już duże doświadczenie w tych niecnych praktykach. Zapewne nie jestem pierwszym naiwnym w tej odludnej willi bliźniaka. Padały pytania. Były jakieś odpowiedzi. Myślałem coraz intensywniej. A może jest tak, iż - pomijając poruszany najprawdopodobniej przez kogoś talerzyk - zadawane pytania są celowo ogólne i dlatego każda odpowiedź brzmi prawidłowo, dobrze, poprawnie ? Zdecydowałem się. Sprawdzę ducha ! Czy mogę, zapytałem nieśmiało ? Proszę… 7 Mój duchu opiekuńczy, Wando - zadawałem pytanie zgodnie z wymaganą regułą - jakie jest moje drugie imię ? Wiedziałem, iż nikt z obecnych nie zna mojego drugiego imienia. Wiedziałem, że nikt w Pobierowie nie zna tego imienia, gdyż nigdy go nie używałem. Talerzyk poruszył się. Strzałka zaczęła wskazywać poszczególne litery. Wyraz został odczytany. Było to moje drugie imię… Droga powrotna była okropna. Nieprzenikniona ciemność, złowrogo szumiące drzewa, chłód, deszcz… prawie jesień. Mając świadomość tego, że w promieniu kilkuset metrów już nikt - po sezonie - nie mieszka z dużą ulgą włączyłem światło zewnętrzne i zamknąłem od wewnątrz - czego nigdy nie czyniłem - drzwi wejściowe domu przy ulicy Miodowej kończy swoją opowieść Adam. Duchy pozostały - jak sądziłem zaklinając rzeczywistość - w lesie , a ja… pozostałem z pytaniami. LEONARD JAWORSKI Kiwi W środku lasu siedzi kiwi i bardzo się sobie dziwi. Choć ma skrzydła jak u ptaka, a nie umie wcale latać. Dziób przekrzywił nielot kiwi i ponownie się zadziwił. Czy to bracia są prawdziwi pasta kiwi owoc kiwi? Owoc kiwi nam smakuje, pasta kiwi but glancuje. Widać może być i tak, kania to jest grzyb i ptak. Biedronka biedroneczka śliczna mała na zakupy poleciała boża krówka ta w kropeczki pofrunęła po bułeczki do Biedronki wnet trafiła i się bardzo zadziwiła bo biedronki są na łące i kochają lato słońce biedronka - boża krówka to są nawet miłe słówka dla chrząszcza i dla marketu dla dużego w mieście sklepu PATRYCJA KLEIN już pierwsze… zwiastuny wiosny rwą się do życia 8 pierwsze nieśmiałe świergoty umilają ponure poranki wkrótce i słońce się rozbudzi rozweseli wesołą nutę zanuci a i twoje serce wreszcie się ocuci i pomyśli nieco czulej o miłości… *** po stokroć przebaczaj machaj ręką urazy w żart obracaj aż wreszcie zapłacz tak rzewnie aż wrogom ze złości złość pęknie Na trzeci rok w Raju oto stuka wahadło nieprzerwanie, i nawet w czyjeś umieranie jemu nic do tego, jemu wcale nie żal, stuka i stuka uporczywie potem przez puste pokoje, przez chłód odbija się dalej stukot jego stóp oto stuka wahadło, choć czyjeś życie z nagła pobladło… 9 MARIA LUBELSKA Ekologia Była wspaniała pogoda Od rana słońce świeciło Lato, zieleń i woda Wszystko razem kusiło. Żeby za miasto wyjechać W góry, do lasu, nad wodę Kogoś miłego poznać Przeżyć wesoła przygodę. Dalekie to dzisiaj czasy Gdzie wody kryształem były A piękne żywiczne lasy Po katach śmieci nie kryły Gdzie morze pełne błękitów I piasek na plaży biały Bo rzeki nie niosły ścieków I kwaśne deszcze nie lały. Dziś nie ma czystego lasu W rzekach lustrzanej wody Ile potrzeba czasu By odbudować piękno przyrody Zniszczona zieleń i drzewa Wytrute ryby w rzekach Kto nam dziś w lesie zaśpiewa? Jak ptak się boi człowieka! Gdzie dzisiaj spotkasz dzięcioła Gdzie kwitną złote kaczeńce Czy ptak nas do lasu zawoła? Jak las nas od dawna już nie chce. Pozostał szum samochodów Spalinami cuchnące ulice Rzesze zmęczonych przechodniów I ogniem słońcem ziejące. Nie możesz okna otworzyć Bo z ulic kurz się wdziera Czy da się z tym brudem przezyc? Z natura będziemy umierać! Ukojenie Zakwitły krzewy i białe jabłonie Biały obłok nad ziemią unoszą Rozsiewają wokół fiołkowe wonie 10 I dziwną rozkosz do duszy mej wnoszą. Dotykam dłońmi ten czar rozwinięty Przytulam paki, całuje i pieszczę A kwiat ten przedziwny niebieski i złoty O zawrót głowy przyprawia i dreszcze. Odurzona bielą wiosennej jabłoni Wchłaniam jej zapach drżące kwiaty śledzę Chociaż czas ucieka i cień nocy goni Wsłuchana w ciszę pod jabłonią siedzę,. Już sierp księżyca zaświecił nad głową Oczy zamyka jakaś mara senna Jedynie jabłoń w ciepła noc majowa Biała, jak obłok i taka wiosenna. Miłość z tęsknotą z piersi się wyrywa Pomarzyć błogo w wiosenne wieczory Uniesień miłości i pragnień przybywa I życie przybiera barwniejsze kolory. MIROSŁAWA MICHALSKA - WINKEL Dla Pani Ani Pani Ania napisała wiersz o mnie, nie znając mnie prawie wcale. Ale cieszy wśród innych wspomnień... Pani Ania wydała tomik wierszy, ze zdjęciami " mistrza " Jakuba. Siedem lat już minęło, co z tego ? Mi się ciągle ten tomik podoba. Tomek Usiadłam wygodnie za stołem - przeważnie to ja komuś robię kawę. Lecz tym razem, z lekką przekorą, wiedząc, że to... to jest doświadczenie ciekawe. Czekałam spokojnie na Tomka. On wstał; wstawił wodę - zasypał co trzeba w szklance. Zalał bezbłędnie... A w końcu dzieli nas wiele. Różnica wieku i takie inne rzeczy. Ale zdobyłam Tomka. On poczuł się wtedy ważny. ...sprostał swojemu zadaniu. Tomek się nie rozejrzał; nie spojrzał jak w życiu to bywa. 11 On dotknął, powąchał i poczuł. Potem była rozmowa o życiu. Jak to przy kawie. Otworzyłam człowieka warto; było ciekawie. Do " komisarza " A teraz będziemy pisać według różnych życiowych ustaleń - ja i mój ziemski " komisarz '. Kiedy nie bardzo wiem o czym, co przecież także się zdarza - wtedy napiszę protokół z mych myśli do "komisarza". On mając chwilę wieczorem, sam głowę nad tekstem swym łamie. - Napisz ten wiersz o tym, lub tamtym. Lub napisz po prostu coś dla mnie. HENRYK MUSA KOT Życiowy rejs płynę do portu oddalenie płynę statkiem życia nie wszędzie jest dobrze nie każda podróż dobra nie każda przystań przyjazna morze szumi w zadumie nad dziwnym losem serc i ducha przez słony wiatr i oddech morza przebija gorzki życia smak wielkie morze – życie dookoła a ja ciągle ten sam Wiatr jak fala zielona mająca przyjść tak wiatr nad Zatoką tańczy i śpiewa jest szczęśliwy nie ma nic ważniejszego jak tryskająca radość słonecznego dnia i tęsknota mew w wietrze od morza Brzeg morza białe fale zabierają i oddają wciąż na nowo plażę na brzegu szczątki muszelek morsztynu i kamieni wśród których gdzieniegdzie oczko bursztynu sosnowy morza brzeg 12 kołysany wiatrem od morza odmładza serca, płuca zalewa nasze serce, buty Błękitna zatoka iskrząc falami błękitna Zatoka rozświetlona blaskiem słonecznym szare mewy wydają drwiące okrzyki ciskając się pomiędzy niebem a plażą wonna bryza owiewa twarze sami pośród piasku i wydm łódź wypłynęła na zieloną wodę żeglując samotnie jak obłok Małe morze odwieczne półszepty morza żagle w poświacie księżyca w sennie rozlanych brzegach woda zakrywa łupiny piasku z brzegu wracające mewy zawsze widzę ten port nad Małym Morzem spłynęła fala dzieciństwa w morze odchodzą lata zimy mokry oddech morza na rusztowanie mych lat się wspina Pożegnanie złoty piasek plaży melodia morskich fal odpływa lato tracąc blask jak zwiędły liść biała łódka płynie w niezbadany czas bez pożegnania milknie ballada pustych plaż cień uśmiechu znikł smutek w oczach wiatr rozwiewa słowa obcość wchodzi miedzy nas czy za rok spotkamy się znów ? Rozpryski fal wyszumcie fale miastu co wrosło w ziemię i historię ja poszedłem stamtąd w świat wracam tam wciąż w snach ciepło miło myślę o tym mieście idąc przez życie nauczyłem się tam słów mowy chropawej lecz kochanej i własnej tutaj parkiem, wiatrami Zatoki prześpiewała ma młodość w moim oknie park i pomnik tam do mnie mówiły rynek i Zatoka 13 serce rozumie tę mowę nieuczoną dzięki za każdy rozprysk fal dobre miasto dziecięcych lat w poszumie sosen i wiatru od morza w śpiewie lasów Puszczy Darżlubskiej o tym wszystkim com tam zostawił gdym wyjechał w świat w łodzi życia Pięciolinie fal wysokie fale wbiegają żywo w mokre ścieżyny plaży kamyk wyrzucony przypływem pod stopami trzaskają kruszone skorupy muszli słońce oddziela jasny błękit nieba ostrą linią z kadłubami statków na redzie morze wciąż nowe i inne można patrzeć bez końca czar morza tkwi w tajemnicy chronionej w przestworzach morze oblane niebieską oliwą przywraca światu świeżość i czystość Zachód zatoki słońce wisi nisko na zachodzie delikatny leniwy powiew napełnia powietrze urzekającym zapachem morza spojrzenie biegnie ku Zatoce szepczącej czule w natarczywym błaganiu głos wody uwodzi nigdy nie milknie głos Zatoki kieruje się ku mej duszy spojrzenie bez przeszkód wędruje po krańce nieba nad horyzontem ukazał się żagiel kilka innych znieruchomiało w dali usypia już ma Zatoka Zatoka II błękit nieba nieczuły na ludzkie żale promienie słońca oblewają świat wiatr muska policzki, fala chlupie o burtę wiosła kroją zieloną toń lekki wiatr napełnia duszę ciszą i spokojem morskie powietrze niesie aurę świeżości w oczach dziewczyny złote odpryski wody i duszy odwrócić twarz ku morzu by chłonąć doznania przestrzeni samotności w obszarze wody stopionej w dali z niebem i blaskiem słońca ptak ze złamanym skrzydłem bezradnie wzbija się w górę 14 trzepocze i krąży w powietrzu opada coraz niżej i niżej w wodę…. pieniste fale podpływają do stóp oplątują kostki niczym węże nikną kręgi i ptak już znikł…. REGINA NACHACZ Krótka wycieczka Poszedł Misio na wycieczkę Choć zmęczony był troszeczkę Wziął ze sobą dwa banany Pledzik w kratkę ukochany Wkrótce poczuł, że go siły Całkowicie opuściły Owinięty ciepłym kocem Zasnął, zanim zjadł owoce Kotek i myszka W ogródeczku Na stołeczku Kotek siedzi Myszkę śledzi Myszka mruga Kotka ruga Serek zjadła I przepadła! Dzień kota Różne są ciekawe święta I o kotach świat pamięta W lutym kot się szczerze śmieje Bo spełniają się nadzieje! Mama kotka z córcią Lalą Kocie święto sercem chwalą Przegląd u stomatologa Ząbki zdrowe, super slogan! Cicho wrócą na podwórko Pogadają z krasą kurką Miło dzionek im przeleci O czym wiedzą grzeczne dzieci! 15 Marcowa aura W marcu kończy się zima Czasami tęgo trzyma Niekiedy słonko grzeje Niestety, ciepło nie jest W marcu zmienna pogoda Trochę nam zimy szkoda Jednak tęskno za wiosną Piękne kwiaty wyrosną W marcu, pojemnym garncu Miesiącu kocich harców Żegnamy mroźne chwile By na słoneczko wylec! Zimowe orzeszki Wiewiórka po drzewie skacze Ubrana w bury kubraczek Zdąża do dziupli zasobnej A co w niej? Czy ktoś to powie? Tak! Tam orzeszkowa słodycz Zbierana w jesienne chłody Na mroźne zimowe dzionki Gdy wszyscy tęsknią za słonkiem! Wiosenka Hejże dzieci, przyszła wiosna W zielonej sukience Uśmiechnięta i radosna Z różowym rumieńcem Przystroiła złote włosy Wianuszkiem z sasanek Popłynęła tańcem bosym Powitać poranek Rozsypała barwy kwiatów Po świeżych murawach Ogłaszamy głośno światu: Wiosence bij brawa! Refren: Małe dzieci, duże dzieci Ptaszek ćwierka, deszczyk pada Chmurka płynie, słonko świeci Wietrzyk hula, miła zwada! 16 Cudna wiosna Patrzcie dzieci, idzie wiosna W szmaragdowych szatach Piękna, dobra i radosna Wietrzyk figle płata! Podążają za nią kwiaty I zielone drzewa Bury kot, piesek łaciaty A słoneczko śpiewa! Zostań z nami jak najdłużej Bawmy się wesoło Wnet zakwitną słodkie róże Co rosną wokoło! ELŻBIETA PACHURA Marsz weselny Graja marsza weselnego Panna młoda w tiulowym welonie Nieskazitelna biel, U sukni biały tren W dłoniach bukiet czerwonych róż Pan młody w ciemnym garniturze Pod szyja mucha granatowa To jakaś nowa moda Gdy patrzą tak na siebie Zapominają o bożym świecie Bo są w siódmym niebie Przeleciał amor biały Wystrzelił dwie strzały Ponownie organy zagrały Z ust młodych Słowa przysięgi zabrzmiały Ślubuję ci miłość wierność Biorę ciebie….za zonę Biorę ciebie za męża Na znak miłości, wierności małżeńskiej Przyjmij te obrączkę … Błysnęło złotem Ksiądz kropidłem pokropił Nie wiemy, co będzie potem Goście sto lat śpiewali 17 Szczere życzenia składali Pod nogi ryż na szczęście sypali A rodzice chlebem i solą witali Pan młody przez próg młodą niesie A kelner już szampana na tacy niesie Żyjcie w zgodzie Szczęśliwie i długo Zagrała orkiestra weselnego marsza Gorzka wóda, gorzka wódka młody wódkę osłodził Pannę młoda pocałował I jak to na weselu Goście się radowali i do rana balowali. WACŁAW ROPIECKI Uff, ledwo wyrwałem się z tarapatów! Ale miałem szczęście! Z ulgą zbiegałem schodami tunelu nowo otwartej linii metra. Wszystko pachniało świeżością. Po wprowadzeniu biletu bramka otworzyła się czujnie. Oznakowania były czytelne, a duża kolorowa nazwa stacji w stylu graffiti starała się wprowadzić przyjemną atmosferę. Postacie w mundurach najwyraźniej były zsynchronizowane niewidocznym monitoringiem, a oświetlone w nowoczesny sposób pasy na podłodze dobrze oznaczały strefy bezpieczeństwa. Już po chwili siedziałem w wagonie na wygodnych, nowiuteńkich siedzeniach koloru bordowego. Gdziekolwiek nie obróciłoby się głowy, widać było kamery, a z nowych panelowych monitorów można było odczytać najświeższe wiadomości. Po jakimś czasie, kiedy mijaliśmy kolejne stacje, dotarło do mnie, że w moim wagonie siedzę zupełnie sam, natomiast do sąsiedniego, niezbyt nowego i nieco odrapanego, dosiadało się coraz to więcej ludzi. Zacząłem się lekko niecierpliwić. To nie może być przypadkowe. Czyżby afera, z której dopiero co udało mi się wywinąć, jeszcze się nie skończyła i przybierała zupełnie nieoczekiwany obrót? Zapewne nie bez przyczyny pozostawiano mnie teraz samego. Ciekawe, czy moja komórka będzie miała tutaj zasięg i czy uda mi się, w razie potrzeby, zadzwonić po pomoc? Ale czy ktokolwiek do mnie przyjedzie? Czy nie jest to wszystko dobrze ukartowaną akcją? Kątem oka starałem się wybadać sytuację wokół siebie, po czym zacząłem powoli obracać głowę w kierunku sąsiedniego wagonu, aby choć trochę móc przewidzieć nieunikniony bieg wydarzeń. A tam, coraz to gęstszy tłum odwróconych ode mnie postaci, wydawał się spoglądać w kierunku środka wagonu. Musiało się dziać coś niezwykłego, gdyż wszyscy wydawali się być coraz to bardziej rozentuzjazmowani. Zauważyłem też, że stopniowo każdy zaczynał zdejmować z siebie kolejne części garderoby. Wyglądało na to, że choć początkowo się nie znali, stopniowo wszyscy, niezależnie od wieku, stawali się względem siebie coraz to bardziej otwarci i szczerzy. Dookoła i pomiędzy nimi, na podobieństwo wrzeciona tkającego radosną tkaninę, przebiegał obiekt, który zostawiał za sobą świetlistą smugę w czerwoną szkocką kratę, która wydawała się łączyć wszystkich energią zrozumienia i przyjaźni. Mój strach powoli zamieniał się w ciekawość. Wstałem, aby podejść bliżej, a wtedy... Moją uwagę przykuła przyklejona do szyby starego wagonu twarz siwiuteńkiego staruszka na wózku inwalidzkim. Przekrzywił głowę, wybałuszył oczy, zrobił największego, jakiego tylko potrafił zeza i, rozdziawiając paluchami usta, kretyńsko wywalił w moim kierunku swój długi, poruszający się dziko i ociekający śliną, jęzor. 18 No tak. Wszystko jasne. Miałem wybór. Spojrzałem jednak bez żalu po raz ostatni na nowe ściany, podłogę, kamery i panele informacyjne szybko sunącego nowoczesnego wagonu metra i wyszedłem, aby przeczytać kolejną PORANNĄ KAWĘ! https://www.facebook.com/Mocna-Poranna-Kawa-1711874272414125/ ANNA SIENIAWSKA Wiosenna piękność Gdy wczesną wiosną pogoda sprzyja, sasanka swoje dzwonki rozwija i chociaż listków nie widać wcale, kwiaty fioletem lśnią okazale. A że do życia czuje podnietę, rozkwita w kępie sporym bukietem i kiedy pierwsze płatki spadają, kolejne główki z kępki wystają. Każdy kwiatuszek w puszek odziany srebrzysty, miękki, w kryzę przybrany, wyciąga główkę w kierunku słońca, pragnąc, by ciepło trwało bez końca. A kiedy rankiem rosa osiada, ta jej na płatki czepek zakłada, miękki, perłowy, w słońcu się skrzący, niezwykłym blaskiem oko wabiący. Pierwszy po zimie Gdy przez warstwę śniegu z trudem się przebija biały kapelusik i zielona szyja, choć wiatrem smagany – mróz się go nie ima. Widząc przebiśniegi odwrót robi zima. Kolorowe dywany Fioletowe, żółte, białe. Wśród zieleni lśnią krokusy. To kielichy jędrnych płatków, lecz płaszcz z listków mają kusy. Nie odróżnisz ich od trawy, bo i kształtem, i kolorem są podobne. Biały pasek ich jedynym wzdłużnym wzorem. Na cześć wiosennych kwiatów Na początek – to nie żarty – wszak to żadna sztuka, 19 każdy z was niech kwiat wybierze i rymu doń szuka. Zasługuje na poemat, gdy wiosną zakwita, żółty żonkil i tulipan, lub kłos w łanie żyta. Te, co oko nasze cieszą, lub dadzą owoce, kwitną, bo już dni cieplejsze, choć wciąż chłodne noce. A że wiosną barwny kwiatek rozczula urodą, nawet bardzo starsza pani znów czuje się młodo. Smutny los piękna Kwieciem bzu się cieszę, co zakwitł w ogrodzie. Pewnej nocy krzaczek ogołocił złodziej, zostawiając tylko poszarpane rany. Zniknął boski zapach kiściom przypisany. Teraz tylko listki będą dalej rosły. Przyjdzie mi na kwiaty znów czekać do wiosny. Aromaty wiosny Wiosna, co się często zdarza, nie chce słuchać kalendarza. Czasem z ciepłym wiatrem wleci, zaskakując w parku dzieci, czasem deszczem ziemię zmoczy. Cóż dostrzegą nasze oczy, kiedy drzewa staną w kwiatach? Wiosnę! Poprzedniczkę lata. Mieszają się słodkie wonie. Kwiat w ogrodzie, na balkonie, swym zapachem i kolorem zamieszanie czyni spore. Pszczoły, trzmiele, wprost stadami, przywabione zapachami, niczym szpiedzy nektarowi, do zbierania są gotowi. Bez nie szczędzi miłej woni, gdzieś konwalia dzwonkiem dzwoni, choć malutka, w liściach skryta, już się z chętną pszczółką wita. Pachną fiołki fioletowe i kaczeńce złotogłowe, nawet narcyz blady, wiotki, też wydaje zapach słodki. 20 Hiacynt koło tulipana, to nad wyraz para zgrana, bowiem woń tego pierwszego, zwabia pszczoły do drugiego. Można wskazać więcej kwiatów, lecz niestety aromatów, nie wyrazi się słowami. Wiosną je poznacie sami! Czas na topienie Marzanny Przyleciały boćki, jaskółki, żurawie, włosy już odrosły wysuszonej trawie, wyszły z nory lisy z małymi liskami, znaczy wiosna przyszła do nas opłotkami. Zimę czas na dobre wysłać gdzieś za morze. W sprawie tak istotnej kukła pomóc może. Dwa kije, garść słomy i liche ubranie wystarczy, by zimie szykować wygnanie. Skoro czas na panią w kwiecistej sukience, niech już nam nie marzną nosy, uszy, ręce. Białą, srogą zimę wrzucimy do rzeki, aby popłynęła z nurtem w świat daleki. Pytanie do pani wiosny Jak poznać, że przyszłaś już nieodwołalnie? Łatwo, banalnie! Po ptasich trelach, stukach i kukaniach, po skojarzonych par nawoływaniach, po tatarakach szybko wzrastających, czaplach cierpliwie na żer czekających, po żab rechocie, bocianim klekocie, zapachu koszonej łąki, po drzewach przybranych w pąki, po szumie wody w strumyku, jaszczurce na kamyku, która wystawia ciało, by słońce je ogrzało, po wietrzyku łagodnym, wreszcie... po stroju swobodnym, co ruchów ci nie krępuje. Rozumiem. Rozejrzę się, dziękuję! JANINA SOKOŁOWSKA Kościół Świętego Idziego Mały zabytek Mały zabytek obok katedry znaczenia nie ma wielkiego. 21 Lecz jako zabytek jest bardzo cenny, to kościół Świętego Idziego. Z czerwonej cegły zbudowany, do dziś się zachował w dobrym stanie. każda wycieczka po Ostrowie, z zaciekawieniem tutaj przystanie. Obejrzy także Bramę Kluszczaną, legendy o niej posłucha i kościół jest już pamiątką znaną tak dla starszego jak i malucha. Panorama Racławicka Lekcję historii jak na dłoni ujrzysz w budynku kształtu dość dziwnego. Zbudowano go niedawno dla obrazu Powstania Kościuszkowskiego. Przedstawia on bitwę pod Racławicami, przepiękną pracę Styki i Kossaka. Ogromne jest jej znaczenie dla uczuć każdego Polaka. Widać tu na koniu Naczelnika i kosynierów z długimi kosami, i bohatera, chłopa Bartosza, ze zdobytymi armatami. Są też chaty ze strzechą i krzyż z cierpiącym Chrystusem. Tam się właśnie modlono o zwycięstwo nad Rusem. Więc zwiedzający łzy połykają patrząc z podziwem na Panoramę. W ciszy historii głosu słuchają, który wolności otwiera bramę. Dzielny Kościuszko jej nie dożył. Lecz dla Polaków i nie tylko, na tym obrazie znowu ożył lecz tylko jedną malutką chwilką. Wrocławski Ratusz Perłą zabytków ,bez wątpienia, w śląskiej stolicy od Piasta, jest średniowieczny Ratusz, duma i chluba miasta. Każdy wiek coś w nim zmieniał, powiększał go i zdobił. 22 Architekt swe projekty dla wielu pokoleń robił. Misterne wręcz koronki, rzeźby go otaczają, a niektóre ze scenek życie mieszczan przedstawiają. Zegar słoneczny na szczycie dzień promienny zaczyna i przechodniów zapewnia, że dobra jest każda godzina. Ze swej niezwykłej urody słynie daleko i basta. Różnorodne też funkcje pełni dla swego miasta. Ostrów Tumski Ostrów Tumski, wiadomo-serce starego grodu. Tu się zaczęło życie dla polskiego zachodu. Tutaj Mieszko z Dąbrówką przed chrztem się razem spotkali. Tutaj Chrobry swą zgodę na biskupstwo ustalił. Więc w tym miejscu tak ważnym, co nosi historii brzemię, stanął pomnik papieża, który ukochał Ziemię. Dziś Jan xx|||, symbol pokoju świata, Peacem in Terris, woła, choć upłynęły lata. My wiemy co to znaczy, Choć to nie polskie słowa, i uśmiechem pokoju każdy dzień zaczynamy od nowa. Rynek Odnowiony Rynek Wrocławia, niezwykłe piękno oczom przedstawia. Każda kamieniczka ma inne kolory, a oprócz tego rzeźby i wzory. 23 Kawiarnie, sklepiki i wystawy. Jednym są dla pracy, innym dla zabawy. zawsze tu gwarno i wesoło i dużo ludzi wszędzie wokoło. Na środku placu ratusz króluje, pięknością nic mu nie dorównuje. Fontanna chłodzi w upalne lata. Oferta Rynku bardzo bogata. Tutaj też Fredry pomnik stoi, co trzyma pióro w pisarskiej dłoni. Pisał komedie dla polskich scen, więc dobrze ż e ma pomnik ten. Stare jest piękne, przysłowie takie zdradzam. I na to wygląda, że z nim się zgadzam. TERESA STĄPÓR - ŻURAWSKA Rozmyślanie o ścianie Pierwszy człowiek był bezdomny. Pewnego dnia zszedł z drzewa i zobaczył, że stoi w pustce nieprzyjaznej przestrzeni. Nic dziwnego, że pierwszą jego myślą, było znalezienie domu. Niektóre tereny obfitowały w gotowe do zasiedlania apartamenty. Wprawdzie były one troszkę nieprzytulne i ciemne, ale były. Utrudnieniem w pierwszy domu, był brak kontaktu wzrokowego z otoczeniem. Bo w jego ciemnościach czaiło się zło wszelakie, które miało ostre zęby i pazury. Dlatego każde wyjście z kamiennej willi było wyzwaniem, które nie wszyscy zdołali przeżyć. Innym problemem była, nierówno rozsiana i rzadka, lokalizacja jaskiniowych pałaców. Ich mieszkaniec wiedział, że lepiej mieszkać kupą, a tu do sąsiada daleko i pod górkę. Rozpoczął się więc proces myślowy, który doprowadził do zbudowania pierwszej ściany. Oczywiście pierwowzorem było lokum jaskiniowe. Nasz przodek wiedział, że coś musi oddzielać go od wolnej przestrzeni. Gdy poskładał na kupkę trochę pni i gałęzi, parę kamieni, całość skleił gliną – to stworzył pierwszy projekt architektoniczny. Za jednym machem pozbył się doskwierających niedogodności z jaskini : stawiając wiele ścian obok siebie zgromadził swoje plemię w jednym miejscu; a robiąc w jednej ze ścian dziurę, stworzył sobie warunki do obserwacji otoczenia i podglądania sąsiadów. Płynęły wartko wieki a ściana wędrowała z człowiekiem wszędzie gdziekolwiek zapragnął on zamieszkać. Jej konstrukcja udoskonalała się, była coraz większa i bardziej fikuśna, ale zasada była wciąż ta sama – pionowo w górę. Chociaż nad Nilem mieszkali ludzie, którzy postanowili sprawdzić, czy ten pion to jest nieodzowny do trzymania się ściany. Rezultaty osiągnęli wspaniałe, ale ponieważ przy okazji utracili zasób drzewa, budulca oraz większość rąk do pracy, to praktyka skośnych ścian została na wiele wieków zarzucona. Gdy ludzie okrzepli w swojej roli naczelnego ssaka na Ziemi, postanowili zmierzyć się z samym Bogiem. Ściany gotyckich katedr wydają się nie mieć końca w swym dążeniu do niebios. Pomimo wielu wysiłków jednak do mety nigdy nie dotarły. 24 Bogaci mieszczanie tak bardzo chcieli zachęcić budowniczych średniowiecznych domów bożych, że nawet stawiali im obok pracy szopy, zwane z francuska lożami. W tych komfortowych warunkach mularze mogli spożywać swoją skibkę chleba z główką cebuli oraz toczyć fachowe dyskusje. Można śmiało rzec, że loże mularskie były pierwowzorem siedzib dzisiejszych związków zawodowych. Jak bardzo ludzie czcili budowniczych ścian, świadczy fakt, że do ich szopy wszyscy na gwałt usiłowali się wedrzeć. Nawet koronowane głowy i inni możni tego świata marzyli o tym by założyć sobie fartuszek i pomachać złotą kielnią. Do dziś dnia ponoć istnieją jeszcze jakieś tajne szopy, gdzie po cichu schodzą się różni ważni ludzie. W zasadzie to dzieje ludzkości można podzielić na okresy według grubości ścian. Człowiek zawsze dzielił współbraci na swoich i wrogów. Od wrogów oddzielał się coraz grubszymi murami. Wróg pod nie podciągał coraz większe armaty, aby , coraz grubsze, mury skruszyć. Sprytni obrońcy otwierali wtedy małe, tajne drzwiczki w swojej grubaśnej ścianie i wypuszczali przez nie pana Olbrychskiego, aby nakarmił kolubrynę paroma kilogramami prochu. Dobry sposób, ale nie zawsze skuteczny, szczególnie gdy waleczny Pan Daniel został schwytany. W końcu cywilizacja doszła do kresu grubości murów i armatnich luf. Gdy zdawałoby się, że postęp ludzkości zatrzymał się w impasie, dzięki Bogu wymyślono doskonalszą broń palną. Rozwój cywilizacyjny ruszył z kopyta. I tak toczy się koło naszych dziejów. Na całym globie ziemskich wszyscy wysilają się by poprzecinać ścianami jak najwięcej przestrzeni. Poza tym okazało się, że ten ścienny przemysł napędza cały rozwój gospodarczy. Przecież już w jaskini człowiek nie mógł zdzierżyć widoku gołych ścian. Mieszał z wodą glinę, popiół z ogniska i pokrywał mieszkanko podobiznami swojego obiadu. Potem już nie wystarczały tylko freski. Dzisiaj młodzi wzdychają: -Ach, żeby mieć swoje cztery ściany. Ale w wyobraźni nie widzą żadnych ścian. Marzą o fotelach, telewizorach, profesjonalnych otwieraczach do butelek i całej masie innych, nieodzownych do życia, śmieci. Zapełnienie przestrzeni pomiędzy ścianami jest głównym celem działalności każdego człowieka. Wskutek wyginięcia większości posiadaczy niebezpiecznych kłów i pazurów, ludzie przestali się bać wychodzenia ze swych czterech ścian. Ponieważ przyroda nie znosi pustki, więc dzikie zwierzęta zostały szybko zastąpione przez dzikich ludzi z kijami bejsbolowymi i nożami. Tak nota bene, nóż także zaliczamy obok ognia, ściany i dynamitu do gatunku prometejskich darów dla ludzkości. Nóż ma poza tym wiele wspólnego ze ścianą. Tak samo jak on pokroi chleb, tak i mur przetnie, swoim ostrzem, przestrzeń. Tak samo jak zatopiony w sercu nóż zabierze życie, tak i dobrze zamknięte cztery ściany zabiorą wolność. A poczucie wolności jest w zasadzie jedynym trwałym dążenie człowieka od dnia, kiedy ów uwolnił się od niewygodnej siedziby na drzewie. Na dzień dzisiejszy mamy sytuację następującą: Na naszej planecie zbudowano dużo ścian. Za nimi miliony ludzi sobie siedzi i czuje się bezpiecznie. Aby im nie było za dobrze, przemysł filmowy na wyścigi z przemysłem naukowym, rozpoczęli wieszczyć katastrofę. Za duże pieniądze tworzą dzieła filmowe, które bardzo realistycznie pokazują dzień zagłady. Co ciekawe obraz tego Armagedonu jest jednakowy we wszystkich artystycznych wizjach ,wysoko opłacanych, reżyserów. Otóż głównym celem ataku stają się ściany. Widzimy więc pożary, potopy, wybuchy nuklearne, inwazje kosmitów, trzęsienia ziemi i wiele innych sytuacji, w których domy, osiedla i całe miasta zostają zdmuchnięte z powierzchni ziemi, jak paproch z rękawa marynarki. Potem kamera obowiązkowo robi długi najazd na połacie zwalonych ścian. 25 Co ciekawe, bardzo dawno temu, gdy niebezpieczeństwo zbliżało się do ludzkich siedzib, ich mieszkańcy potrafili jeszcze uciec, czyli jak wtedy mówiono, zbieżyć, do gęstej kniei. Ona przechowała, ochroniła, wyżywiła. Była pewnym, alternatywnym schronieniem w potrzebie. Dlatego w uznaniu zasług, ludzie często mówili: ściana lasu. W ten sposób pragnęli podziękować drzewom za przysługę. Lecz dzisiaj nikt przy zdrowych zmysłach nie bieży do lasu, z tej prostej przyczyny, że w tym lesie nie potrafi przeżyć jednej nawet nocy. A i lasy już nie te, co drzewiej. Ludzie zmuszeni do wymyślenia jakiegoś zamiennika dla puszczy, wpadli na pomysł budowy schronów, bunkrów i ziemianek. I w ten sposób ściana ze zdziwieniem zobaczyła, że została także wtłoczona pod ziemię. Kiedy wydawałoby się, że szala zwycięstwa znowu przechyliła się w stronę pomysłowego człowieka w przeciwatomowym schronie, wtedy filmowcy ruszyli z nowym impetem do pracy. Jasno, na kolorowej taśmie wykazali, że takie podziemne ściany to nic wobec potęgi żywiołów. Szczególnie tych, które miały zniweczyć nasz rodzaj, w 2012 roku. Po raz drugi ludzkość znalazła się w impasie. Już trudno było wymyśleć jakieś nowe, bezpieczne miejsce dla zbudowania następnych ścian. Nie docenialiśmy jednak sztuki filmowej. Ona dała nam gotowe rozwiązania naszych problemów. Na realizację musimy jednak jeszcze trochę poczekać. Może minąć parę latek zanim, niczym Luke Skywalker, schronimy się wśród stalowych ścian kosmicznej fortecy, którą szybko opuścimy rozpadającą się, naszą planetę. I tak uchodząc w przestworza zabierzemy ze sobą główny wynalazek człowieka – ścianę. Można śmiało powiedzieć, że ściana towarzyszy nam od zawsze, na zawsze. Ale patrząc z drugiej strony, to człowiek jest dla ściany potrzebny niczym tlen do życia. Jakże smutne potrafią być opuszczone domostwa. Jak rozpaczliwie ich ściany wołają do przechodnia: -Wejdź i ogrzej mnie swoich oddechem. Nawet coś namaluj na mnie, bylebyś był. Pierwsi konstruktorzy ścian tak byli zafascynowani swoją twórczością, że czuli się jak Prometeusze obdarowujący ludzkość cudownym ogniem. Ściana w ich zamyśle była jak opiekuńcze objęcia matki – dawały schronienie, poczucie bezpieczeństwa, odosobnienie w intymnych momentach życia. Ten prometejski dar miał, tak samo jak ogień, i swoja druga naturę. Nie wiemy wprawdzie kiedy pierwszy otwór w ścianie został wyposażony w kraty a zasiedlenie lokalu wykonane niezbyt dobrowolnie, ale możemy przypuszczać, że odbyło się to bardzo dawno temu. Dla wielu członków ludzkiej społeczności ściany były przekleństwem – odbierały wolność, skazywały na samotność, izolowały od sąsiadów. Gdy ktoś zapyta, czym dla mnie jest ściana odpowiem: - Jest ciosem w serce przestrzeni. Każdej przestrzeni, nawet kosmicznej. Pokolenia Kiedy Barańczak wypruwał ze swych trzewi gniewne słowa i układał je w wiersze plujące komuchom w twarz w szarości małej stabilizacji… - Ja wchodziłam w cudowną otchłań świeżo poznanych słów pisanych w całym świecie dla maluczkich i pryszczatych a w moich snach Karol May przechadzał się z Kraszewskim pod rękę 26 kiedy Barańczak pod niebem oceanu strzepywał z butów umęczony kurz polskiej biedy… ja u Sienkiewicza i Baczyńskiego zaliczałam kursy patriotyzmu kiedy Barańczak mocował się ze przewidywalnym dniem Nowego Świata gdy słowami wskrzeszał w duszy strzępy smutnej ziemi wpatrując się w widokówkę z warszawskim Nowym Światem… - ja wymieniałam kartki z przydziałem alkoholu i papierosów na czekoladę i cukierki dla dzieci szukałam kawiarni gdzie cukier do kawy dawano bez ograniczeń i bez gazu łzawiącego nie ma słów na opisanie beznadziei i pragnienia koloru słów na tęsknotę za utraconym nie znajdzie nawet Barańczak BARBARA SZURAJ Wahadło... Lubiłam obserwować wahadło zegara huśtało się rytmicznie tik tak tik tak kocha nie kocha uczuciami kołysało niepewnie od wahań kręciło się w głowie tik tak kocha nie kocha odszedłeś nic się nie zmieniło zegar robi swoje już tylko czas całuje moje usta... 27 Uśmiechnij się dniu... Uśmiechnij się do mnie dniu przez cały tydzień byłeś jakiś ponury przywołaj na niebo słoneczne promienie odgoń daleko gdzieś ciemne chmury uśmiechnij się i ciesz razem ze mną bo kocham namiętnością śmiechem i życiem dopóki tchu w piersi jeśli Bóg pozwoli będę jeszcze kochać po śmierci... Bez żalu... Wczesnym rankiem umarła miłość po kilku śmierciach klinicznych i długich reanimacjach definitywnie stwierdzono zgon rozpaczać po niej nie ma powodu była zakłamana zadufana w sobie miała w nosie że z jej powodu cierpi drugi człowiek głucha na prośby i wszelkie błagania 28 nie dziw się miłości że w tym względzie żałoby po tobie nie będzie... KRZYSZTOF ŚLEDZIŃSKI Śniadanie umiem zrobić sobie sam ! Bardzo lubię jeść na śniadanie zupę mleczną z płatkami kukurydzianymi. Bardzo szybko się przyrządza, a potem zjada. Właśnie dlatego taki posiłek jem rano, gdy się spieszę do szkoły. W poniedziałek w domu akurat było dużo mleka i świeżo kupione płatki, więc zacząłem robić z tego posiłek. Przygotowałem talerz i mleko oraz wziąłem opakowanie z płatkami kukurydzianymi. Ale przy otwieraniu zauważyłem w folii dziurę, przez którą wysypywała się zawartość. Co jest ? - pomyślałem. Rozciąłem torebkę i łyżką grzebałem w żółtych łuskach. Po minucie zobaczyłem w środku jakieś futerko. Odskoczyłem ze dwa kroki i patrzę - całe opakowanie zaczęło się ruszać i szeleścić, aż w końcu spadło na podłogę. Wylazło z niego cudaczne zwierzę. Było wielkości małej żabki, miało małe skrzydełka podobne do nietoperzowych i duże oczy. Jego ciało było pokryte sierścią. Stwór ten miał dwie pary nóg. Stał na dwóch tylnych kończynach, takich jak u człowieka, a podpierał się ogonem, takim jak u jaskółki. Druga para nóg trzymała płatek kukurydziany. Za chwilę stworek otworzył pyszczek, z którego buchnął nieduży ogień w stronę płatka. Przez chwilę dziwny stwór przestał się ruszać, tylko płomień coraz bardziej czernił żółtą łuskę, którą trzymał w łapkach. Gdy stała się całkiem czarna, smocze stworzenie wsadziło go sobie do pyszczka i schrupało. Wtedy wszedł z powrotem do opakowania po nowy płatek, którego także tak zjadł. Zacząłem się zastanawiać, co z nim zrobić. Bardzo mi się podobał, ale nie wiedziałem, czy mnie nie ugryzie. Postanowiłem to sprawdzić. Wziąłem widelec i podszedłem do rozsypanych płatków na podłodze. Ale tego dziwnego stworka już nie było. Zacząłem się rozglądać, ale nie zobaczyłem go nigdzie. - Chyba mi się przyśnił - pomyślałem, po czym zbudziłem się ... WALDEMAR ZABORSKI Przedwiośnie! Pola z bruzdami jak ciało zebry wiatr wzdęte chrapy zasłonią pianą Chmur odrętwiałych szatą ze świechtaną. Jeszcze zestala krople na płaty - chłód podmuch miota w pączne narcyzy, w drobne ćwierćliście porzeczek czarnych. W chmurach zdrożony skowronek wsparty na skrzydłach drżących w szerz rozpostartych... Podmuch nim ciska w zwarte rozkłęby... 29 Całość odsklepia, w przeręble wtłacza, zwija, rozwija; to znów przetacza, aż się zaplącze i zacznie słaniać... I odetchnąwszy wciąż naigrawa... W dole śnieżyczki powieki mrużą.Nim podmuch ciska, czy czarną różą? Pielgrzymka 27 III 1966 cykl "Zew żołądka" i - "Odgłos garnka" Gotowanie ziemniaków Wrze! Niepohamowany impend bulgotu przetwarza twarde wodniste grudki skrobi w pączki buchającej pachnącej smakowitej s - y - p - k - o - ś - c - i ... Cieszę się mając usta pełne jej... iście królewskiej... Pielgrzymka 8 I 1967 Cykl " Zew żołądka" i "Odgłos garnka" Zew i odgłos Wiem co to znaczy głód - zew żołądka ale największy kataklizm gdy łyżka jak najstraszliwsze podzwonne śmierci zadzwoni o pusty garnek... gdy ziarnko ryżu jest najcenniejsze ze wszystkich płodów świata i za nie o wynędzniali wodzicie się na śmierć grzebiąc je tymczasem w piasku! O! Wy wszyscy, którzy jesteście głodni! Jesteście głodni gdy - inni - łowcy zbytku 30 urągają Waszemu cierpieniu, wzmagają go! Przeklnijcie ich zwierzęce nie człowieczeństwo! Ludzkości! Mrzesz dręczona sama przez siebie! A ciśnij pięść i ukarz swych dręczycieli! Wtedy na zew - odpowie odgłos nie pustego garnka lecz odgłos zawiesistego bulgotu szlachetnej pełnej po brzegi zawartości! Pielgrzymka 8 I 1967 Do Wiosny! Pączki nieśmiało próbują ciepłoty powietrza. Czy im pozwoli się rozwinąć? Znaki na niebie wskazują wiosnę przejrzystą jak gdyby z niego miała spłynąć. Rozdarte cielsko chmury kłącz szarobiały w przerębli ze skrzydłami motyla... Potem się marszcząc, tasując zapełnia się środek motyla i skrzydło prawe odkształca Tworzy w pałąk wygiętą końską szyję... Jakby pług lśniący ciągnącą. W polu dziwny terkot zetora za nim kształtne węże kładących się lśniąco skib. Kształt grzywy końskiej znikł, jakby spłoszony tryskającym, sinawym dymkiem traktora. W jego miejsce przysiadło na żółtawych nóżkach puszyste, białe kurczę. Wkrótce i ono znikło Oblekła je niemierzona szarość rozsnuta po nieboskłonie. 31 I tylko - wzmagał się coraz suchszy terkot ciągnący brunatne skiby do Wiosny! Pielgrzymka 18 IV 1966 Stanisława Bogumiła Zalewska Keukenhof Ten kwiatowy ogród, na świecie jedyny, tętni życiem przez dwa wiosenne miesiące. W nim wystawa kwiatów. Z tej właśnie przyczyny każdego dnia jest tam turystów tysiące. Przybywają ludzie z różnych części świata, kwiatów cebulowych podziwiać urodę. Kwiaty te nie lubią upalnego lata, pokazują swój wdzięk nawet w złą pogodę. Posadzone w parku, gdzie jasne polany, nad lustrami wody, wyglądają prawie jak wzorzyste, barwne, pachnące dywany, z milionów cebulek utkanych ciekawie. Hiacynty, szafirki rosną z żonkilami, paletą barw i form cieszą tulipany, a górują ponad wszystkimi kwiatami cesarskiej korony niezwykłe odmiany. Zdjęcie Bogusławy i Albina Zalewskich 32 Spis treści: MIKOŁAJ BIALIK Odruch warunkowy ANDRZEJ CHODACKI Uśmiech samobójcy ELIZA DANILCZUK Czarnobyl Pierwszy maja 2016 roku KRZYSZTOF GIETKE Seans spirytystyczny LEONARD JAWORSKI Kiwi Biedronka PATRYCJA KLEIN Już pierwsze Po stokroć Na trzeci rok w Raju MARIA LUBELSKA Ekologia Ukojenie MIROSŁAWA MICHALSKA – WINKEL Dla pai Ani Do „Komisarza” HENRYK MUSA KOT Moja zatoka cd. REGINA NACHACZ Krótka wycieczka Kotek i myszka Dzień kota Marcowa aura Zimowe orzeszki Wiosna Cudna wiosna ELŻBIETA PACHURA Marsz weselny WACLAW ROPIECKI- Poranna Kawa ANNA SIENIAWSKA Wiosenna piękność Pierwszy po zimie Kolorowe dywany Na cześć wiosennych kwiatów Smutny los piękna Aromaty wiosny Czas na topienie Marzanny Pytanie do pani Wiosny JANINA SOKOŁOWSKA Cykl wierszy o Wrocławiu – cz. I TERESA ŻURAWSKA – STĄPÓR Rozmyślanie o ścianie Pokolenia BARBARA SZURAJ Wahadło Uśmiechnij się dniu KRZYSZTOF ŚLEDZIŃSKI Śniadanie umiem sobie zrobić sam Stanisława Bogumiła Zalewska Keukenhof WALDEMAR ZABORSKI Przedwiośnie Do wiosny Gotowanie ziemniaków Zew i odgłos I trąba koniec zatrąbiła, a bomba w górę poszła życząc wszystkim ludziom pracy zdrowia i sukcesów, zadowolenia i szczęścia rodzinnego, a ponadto życząc wszystkim radości z pierwszych kwiatów, śpiewu ptaków i zieleniejącej się przyrody, mając tym samym nadzieję na następne spotkanie, i kolejny zeszyt Saloniku! Zeszyt ten można też przeczytać na Facebooku: Salonik Literacki „Pociąg do pióra” oraz na stronie internetowej: www.bomibia.pl w zakładce SALONIK LITERACKI kontakt: [email protected] [email protected] 33