Bartłomiej Barwinek - O festiwalu Festiwal Prawykonań
Transkrypt
Bartłomiej Barwinek - O festiwalu Festiwal Prawykonań
Bartłomiej Barwinek Mały traktat o stylu O istocie stylu w sztuce powiedziano i napisano już wiele; można jednak zauważyć, iż pojęcie to bywa na potrzeby codziennego użytku rozumiane dwojako. Z jednej strony oznacza ono po prostu sposób realizacji dzieła artystycznego. Z drugiej natomiast – stanowić ma kompleks cech, które to dzieło wyróżniają, i poprzez to pozwalają scharakteryzować jego twórcę, czy też szerzej – krąg kulturowy i epokę, w których powstało. Mimo tego prostego rozróżnienia, każdorazowy kontakt ze sztuką (przede wszystkim chyba z wszechobecną w naszej dzisiejszej rzeczywistości muzyką), gdy tylko staje się udziałem wrażliwego i otwartego na refleksję odbiorcy, wydaje się udowadniać subtelną złożoność owego terminu i daje asumpt do szerokich estetycznych rozważań i dyskusji na jego temat. Szczególnie aktualne i potrzebne są pytania o styl w kontekście muzyki nowej, a więc tej powstającej tu i teraz, na naszych oczach. Jest ona bowiem sceną konfrontacji mistrzów o uznanych już nazwiskach, których sposób indywidualnej artystycznej wypowiedzi możemy uznać za zdefiniowany, z młodymi adeptami sztuki kompozycji tego sposobu poszukującymi, między innymi na zasadzie ustosunkowania się do istniejących prądów i szkół. O rozmaitości ścierających się współcześnie tendencji można było przekonać się podczas odbywającego się w dniach 26-28 kwietnia 2013 roku V Festiwalu Prawykonań, organizowanego przez Narodową Orkiestrę Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach. Bliższe przyjrzenie się zaprezentowanym w jego ramach propozycjom pomoże nam uzmysłowić sobie, jak sami twórcy początku XXI wieku postrzegają znaczenie stylu. Przegląd ostatnich dokonań polskich twórców wypada zacząć od stylu w dużej mierze osadzonego w tradycji. Tutaj z pewnością wyróżniają się Kwartet fortepianowy op. 112 Krzysztofa Meyera oraz V Kwartet smyczkowy Hanny Kulenty. Te kilkuczęściowe dzieła, dzięki zastosowaniu bogatych kontrastów fakturalnych i docenieniu znaczenia harmoniki w sferze kształtowania napięć, uzyskują wartką i przyciągającą uwagę narrację, co pozwala dostrzec w nich wyraźną inspirację wielką kameralistyką dwóch 1 ostatnich stuleci. Oba kwartety demonstrują znaczenie solidnego warsztatu kompozytorskiego, umożliwiającego nawet z pokrytej patyną historii techniki przetwarzania motywów uczynić na wskroś świeży środek wyrazu. Innym przykładem żywego i twórczego spoglądania w kierunku muzyki dawnych mistrzów jest Koncert wokalny „Camerata” Adriana Robaka, będący muzyczną interpretacją wierszy Emily Dickinson. W kompozycji tej, niesionej aurą lirycznego snu, twórca w naturalny i bezpretensjonalny sposób godzi ze sobą odmienne rzeczywistości: quasi-renesansowe, motetowe fugato z współczesną brzmieniowością, odwołującą się jednak do tonalności. Interesującym zjawiskiem Festiwalu były kompozycje, w których pewne elementy tradycyjne i symboliczne zostały mniej lub bardziej dyskretnie umieszczone w strukturze dzieła w taki sposób, aby – ujawniając się słuchaczowi – dawać mu klucz do jego interpretacji. W tenże „styl symboliczny” wpisuje się III Kwartet smyczkowy „Znajduję swą pieśń” Justyny Kowalskiej-Lasoń. Już sam tytuł, nieuchronnie wywołujący skojarzenie z III Kwartetem Henryka Mikołaja Góreckiego, zachęca do śledzenia idiomu melodycznego. Nie na próżno – nieśmiało wyłania się on w dwóch początkowych, ekspresyjnie dysonansowych częściach, by w pełni ukazać się w finale. Wojciech Widłak natomiast, w swym Festivalente na orkiestrę, zawiera tematy i motywy związane z jego rodzinnym Krakowem, jak np. hymn Gaude Mater Polonia. Jest w tym jednak na tyle ostrożny, że zamiast efektu „katalogu popularnych melodii” uzyskuje ciekawą dramaturgicznie i dobrze zinstrumentowaną symfoniczną impresję. Reprezentantami „stylu ironicznego” okazali się być Ryszard Gabryś i Andrzej Kwieciński. Ten pierwszy uczynił ze swego Voyelles de Arthur Rimbaud na mieszany chór solistów zawieszoną w znajomo brzmiącej harmonii atrakcyjną onomatopeiczną grę sylab, do której włącza się nawet (w charakterze wykonawcy) dyrygent zespołu. Kwiecińskiemu zaś w Canzon de’baci na tenor i orkiestrę udało się za pomocą bardzo prostych środków uzyskać klimat stale pogłębiającego się absurdu i groteski. Ot, dwa wprawdzie żarty, ale za to błyskotliwie opowiedziane i pozostające w pamięci. Omawiany Festiwal potwierdził, iż jedną z najistotniejszych kategorii muzyki współczesnej wciąż pozostaje styl symfoniczny, celujący w wielką epicką formę. Kilkakrotnie przyoblekł się on tu w gatunek koncertu solowego, co ma swoją przyczynę – jak przed wiekami – w ożywionych kontaktach kompozytorów z wybitnymi 2 instrumentalistami. Śledzenie kolejnych dzieł tego typu obnażyło wszakże pewne problemy, z jakimi mierzą się dzisiejsi twórcy potężnych fresków orkiestrowych. Fresków, które percypujemy będąc świadomymi dzieła Lutosławskiego czy Panufnika. By nie być gołosłownym – niewątpliwe walory posiadają kompozycje Dariusza Przybylskiego, autora Koncertu wiolonczelowego, oraz Krzysztofa Knittla, który przedstawił Partitę na saksofon, orkiestrę i media elektroniczne. Należą do nich z pewnością świetne ujęcia harmoniczne, wysmakowana instrumentacja oraz zaskakujące, znakomite zwroty narracyjne. Owe wyborne „momenty” nie zapewniły niestety tym utworom naturalnej ewolucji, a słuchaczowi nie zostawiły wrażenia fascynującej podróży z pierwszej do ostatniej nuty. Z tego powodu odczuwalny stał się zbyt obszerny czasowo rozmiar formy, który potrafił negatywnie rzutować na ostateczną percepcję tych dzieł. Pomysł na ożywienie współczesnego koncertu niektórzy twórcy upatrzyli w łączeniu odległych pierwiastków stylistycznych, kierując swoje zainteresowanie nierzadko w stronę muzyki popularnej. Obecność takich elementów daje się odczuć między innymi w koncertach: skrzypcowym Tomasza Jakuba Opałki i fortepianowym Stanisława Krupowicza. Jak się okazuje, podejście to może niestety zostawić gdzieniegdzie pewien eklektyczny posmak. Lepiej w tym kontekście wypadło jawne przyjęcie idiomu muzyki „lekkiej”, jak na przykład w Pulsaciones na akordeon, gitarę klasyczną i orkiestrę smyczkową Mikołaja Majkusiaka. Efektem jest dobrze napisana kompozycja, genetycznie wszak bliska twórczości użytkowej. Na zakończenie kreślenia festiwalowej mapy stylistycznej warto zderzyć ze sobą dwie skrajnie odmienne estetyki, czy też wręcz – punkty ideowego widzenia. Jeden z nich to postsonoryzm utworu Fingertrips na 8 preparowanych wiolonczel Sławomira Wojciechowskiego, gdzie główną zasadą organizowania materii dźwiękowej jest prezentowanie kolejnych możliwości artykulacyjnych poszczególnych instrumentów. Zachodzące tu zjawisko tak zwanego „konserwatyzmu awangardy”, czyli próby reanimowania metod komponowania popularnych w środowisku wierzącym po II wojnie światowej w postęp w sztuce, jest wszakże znane. O wiele trudniej dociec, jakie pobudki wyłoniły przeciwną postawę, której przedstawicielką stała się II Symfonia Mikołaja Góreckiego. Kompozytor zaskoczył publiczność muzyką rodem z hollywoodzkich produkcji filmowych, ujętą w klasyczny, trzyczęściowy układ formalny. 3 Utwór nie daje nam przy tym żadnej sugestii co do przyczyny swego zaistnienia w tym kształcie: stanowić ma żart, kpinę, czy też jest jaskółką nowego artystycznego credo Góreckiego? Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie, można odnieść wrażenie, że jedyną wspólną rzeczą tak dla „konserwatyzmu awangardy”, jak i dla domniemanego „konserwatyzmu prowokacji” jest myśl o nieuchronnym wyczerpaniu atrakcyjności pomysłów, które reprezentują. Przedstawione krótkie résumé V Festiwalu Prawykonań nie może oczywiście aspirować do naświetlenia wszystkich wartościowych, czy choćby tylko „intrygujących” pozycji, jakie zostały nań przedstawione. Pozwala jednak subiektywnie i pobieżnie rozeznać się w topografii kierunków, stylów jakie przybiera polska muzyka współczesna. Ostateczny wniosek mógłby więc brzmieć: nie zabrakło wielobarwności. Wszak czy dla poważnych rozmów o sztuce nie byłaby to zbyt banalna konstatacja? Głęboka nad nią refleksja musi wznieść się ponad problem samego stylu – winna dotykać treści, wzruszenia, uczucia, intelektu. Szkoda, iż w ciągu trzech koncertowych dni zabrakło dzieła tak doskonałego, że można by w spokoju sumienia omawiać je tylko w tych kategoriach. 4