Nr 2 - Home.pl

Transkrypt

Nr 2 - Home.pl
DWUTYGODNIK
M C
TRESC N U M E R U
RZED W O J E W Ó D Z K I M I Z J A ­
ZDAMI DELEGATÓW
Tadeusz Rzepecki
(OSTRZAŁ K U R O P A T W
JA­
KO Z A B I E G H O D O W L A N Y
mgr inź. Wlodz. Jezierski
<}Ż.mCE
MORFOLOGICZNE
MIĘDZY T U M A K I E M A K A ­
MIONKĄ
inż. E r w i n Dembiniok
;0 S I Ę T U S P O T Y K A I N A CO
SIĘ POLUJE?
Stanisław Mierzeńskl
lUBRY Z N Ó W P R Z E M I E R Z A ­
J Ą PUSZCZĘ...
Józef Stadicn-Rzyszczewski
; MYŚLIWSKIEGO SZKICOWNIKA
Jan Edward K u c h a r s k i
( Z I A D E K OD T U M A K Ó W
K r y s t y n Mazurkiewicz
OWIECTWO Z A G R A N I C Ą
; E S T A R Y C H K R O N I K . CZY
W I E C I E , ZE..., K Ą C I K F I L A ­
TELISTYCZNY
I Y S L I W I PYTAJĄ — PRAW­
N I K ODPOWIADA, M I L I C J A
W WALCE Z KŁUSOWNIC­
TWEM
ifYSLIWI PISZĄ
10
11
12
13
14
15
LILENDARZYK
MYŚLIWSKI
NA LUTY. DZIAŁ URZĘDO­
WY
Fot.
Helmut
Heimpe:
ORGAN
Nr 2 (1125)
POLSKIEGO
ZWIĄZKU
15 STYCZNIA 1960
ŁOWIECKIEGO
CENA ZŁ 2.
B g ^ TADEUSZ RZEPECKI
P R Z E D WOJEWÓDZKIMI
'^^^i
N A J D U J E M Y się w przededniu W o jewódzkich Zjazdów Delegatów, które w b i e ż ą c y m r o k u b ę d ą m i a ł y
szczególne znaczenie.
B ę d ą to ho~
wiem pierwsze Zjazdy organizowane i prze­
prowadzane w e d ł u g zasad nowego statutu,
ponadto zaś m a j ą one d o k o n a ć w y b o r u w o ­
j e w ó d z k i c h rad ł o w i e c k i c h na okres 3 lat.
Kadencja nowych w ł a d z w o j e w ó d z k i c h Zrze­
szenia przypadnie więc na okres w p r o w a ­
dzania w życie p o s t a n o w i e ń ustawy o hodo­
wli, ochronie z w i e r z ą t ł o w n y c h i prawie ł o ­
wieckim, j a k r ó w n i e ż nowych zasad organi­
zacyjnych. B i o r ą c pod u w a g ę te niezwykle
doniosłe zadania, j a k i e m a j ą spełniać woje­
w ó d z k i e rady ł o w i e c k i e — trzeba sobie za­
razem zdać s p r a w ę z w y j ą t k o w e j odpowie­
dzialności w y b r a n y c h na Zjazdy d e l e g a t ó w
za rzetelne i n a l e ż y t e w y w i ą z a n i e s i ę z po­
wierzonego mandatu.
Mimo woli nasuwają mi się w związku
z t y m s p o s t r z e ż e n i a poczynione na k i l k u Wo­
j e w ó d z k i c h Zjazdach D e l e g a t ó w w latach
u b i e g ł y c h . B r a ł e m w nich udział — czasem
w charakterze uprawnionego delegata, cza~
sem zaś t y l k o w r o l i widza, k t ó r y , korzysUij ą c z przypadkowej obecności na obcym z u ­
p e ł n i e terenie, z n a l a z ł się na sali obrad z p r o ­
stego zainteresowania sprawami łowieckimi.
Niestety, w r a ż e n i e moje, z a r ó w n o w odnie­
sieniu do merytorycznej, j a k i do formalnej
strony obrad, nie są najlepsze. Było w p r a w ­
dzie wiele w y s t ą p i e ń p o w a ż n y c h , u t r z y m a ­
nych na n a j w y ż s z y m poziomie, przepojonych
i s t o t n ą t r o s k ą o losy ł o w i e c t w a i odzna­
czających się d u ż y m znawstwem i u m i ł o w a ­
niem sprawy, ale ogólny poziom był raczej
mierny, a sam t r y b obrad, schematycznie
się p o w t a r z a j ą c y , p o z o s t a w i a ł bardzo wiele
do życzenia.
Tak więc k a ż d y Zjazd z r e g u ł y p r z e b i e g a ł
sprawnie przez pierwsze, formalne punkty
porządku
dziennego, ale p r z e c h o d z ą c
do
n a j w a ż n i e j s z y c h z a g a d n i e ń , u t y k a ł j u ż w po­
łowie dyskusji nad sprawozdaniem prezy­
d i u m z d z i a ł a l n o ś c i rady. Jeszcze p o c z ą t k i
tej dyskusji w y k a z y w a ł y pewne o ż y w i e n i e
i zainteresowanie sali, jeszcze b y w a ł y p r ó b y
rzeczowej k r y t y k i , rzucania j a k i c h ś nowych
myśli, lecz niebawem w p r z e m ó w i e n i a c h
d ł u g i e j listy m ó w c ó w z a c z y n a ł y p r z e w a ż a ć
drobne, lokalne sprawy, bez istotnego zna­
czenia dla celów Zjazdu, a wreszcie z a b i e r a ł o
głos paru zawodowych g a d u l ó w , k t ó r z y —
nie wiadomo, dlaczego nie poskramiani przez
p r z e w o d n i c z ą c y c h — s w y m i tasiemcowymi
p r z e m ó w i e n i a m i nie t y l k o zabierali wiele
cennego czasu, lecz t a k ż e w p r o w a d z a l i na­
s t r ó j nudy i rozproszenia uwagi w ś r ó d dele­
g a t ó w . Coraz częściej zamiejscowi delegaci
zaczynali s p o g l ą d a ć na zegarki, nerwowo
w y c z e k u j ą c na wyczerpanie długiego porząd­
k u dziennego. Gdy dochodziło do podejmo­
wania n a j w a ż n i e j s z y c h u c h w a ł — sala z re­
g u ł y świeciła j u ż pustkami, tak że parokrot­
nie zachodziła nawet k o n i e c z n o ś ć sprawdza­
nia, czy jest jeszcze konieczne dla prawo­
mocności Zjazdu quorum. W tych w a r u n ­
kach Zjazd — zdekompletowany, znudzony
i z o b o j ę t n i a ł y — na silę p o d e j m o w a ł tak za­
sadnicze decyzje, j a k p r z y j ę c i e sprawozda­
nia, uchwalanie p l a n ó w czy b u d ż e t u . Wresz­
cie przeprowadzane w t a k i c h warunkach
w y b o r y s p r o w a d z a ł y s i ę do tego, że w y m ę ­
czeni delegaci nie znajdowali j u ż w sobie
dość sił czy zainteresowania, aby k r y t y c z n i e
ocenić k a n d y d a t ó w i przy g ł o s o w a n i u do­
k o n a ć odpowiednich s k r e ś l e ń na otrzymanej
liście z nazwiskami. W 90V» s k ł a d a n o czyste
k a r t k i , bez ż a d n y c h s k r e ś l e ń , wot»ec czego
automatycznie w y b i e r a n i b y l i kandydaci f i ­
g u r u j ą c y na pierwszych miejscach.
Wielu c z y n n i k ó w potrzeba, aby zabezpioczyć się przed t a k i m przebiegiem obrad Wo­
j e w ó d z k i c h Z j a z d ó w Delegatów. W p i e r w ­
2
ZJAZDAMI DElEGAlOW
szym rzędzie należy u n i k a ć p r z e c i ą ż e n i a po­
r z ą d k u dziennego.
Wiele zależeć będzie o d '
osoby p r z e w o d n i c z ą c e g o . Obok absolutnego
autorytetu i zaufania sali — winien on po­
siadać
dostateczny
zasób
doświadczenia
i energii, aby p o p r o w a d z i ć obrady sprawnie
i nie dopuścić do j a ł o w y c h , b e z u ż y t e c z n y c h
w y s t ą p i e ń . N a j w i ę c e j t u jednak zależy od
s k ł a d u osobowego Zjazdu. Niestety kota ł o ­
wieckie nie p r z y w i ą z u j ą na ogół n a l e ż y t e j
wagi do w y b o r u delegatów, często zlecając
po prostu wzięcie u d z i a ł u w Zjeździe p r z y ­
padkowo b ę d ą c e m u „pod r ę k ą " c z ł o n k o w i
z a r z ą d u , bez w z g l ę d u na stopień jego przy­
gotowania do takiej m i s j i . P e ł n o w a r t o ś c i o w y
zaś delegat na Zjazd, obok dobrej znajomo­
ści z a g a d n i e ń łowieckich ogólnych i l o k a l ­
nych, powinien odznaczać się c y w i l n ą o d ­
w a g ą i u m i e j ę t n o ś c i ą publicznego w y s t ę p o ­
wania, z d o l n t ^ c i ą zwięzłego, rzeczowego prze­
mawiania w dyskusji oraz trafnym, rzetel­
nym osądem.
Naczelnym zadaniem zbliżających się Wo­
j e w ó d z k i c h Z j a z d ó w D e l e g a t ó w będzie do­
konanie wylx>ru nowych w o j e w ó d z k i c h rad
łowieckich. W poszukiwaniu k a n d y d a t ó w do
ich obsady w pierwszym rzędzie należ.łloby
obiektywnie ocenić ludzi, k t ó r z y zasiadali
w . nich dotychczas. J a k k o l w i e k zmienione
podstawy prawne s t a w i a j ą obecnie woje­
w ó d z k i m radom ł o w i e c k i m zadania odmien­
ne od tych, j a k i e i m n a k r e ś l a ł dawny deio-et i poprzedni statut — to jednak p r a k t y ­
ka życiowa od dawna j u ż w y b i e g a ł a poza
ramy p r z e s t a r z a ł y c h p r z e p i s ó w i n a r z u c a ł a
t y m organom wymagania w p e w n y m stopniu
zbliżone do z a d a ń ot>ecnych. B ę d z i e m y miełi
zatem pewne k r y t e r i a , u m o ż l i w i a j ą c e o c e n ę
p r z y d a t n o ś c i osób p e ł n i ą c y c h d o t ą d funkcjo
w w o j e w ó d z k i c h radach łowieckich, do ewen­
tualnego dalszego ich sprawowania w no­
w y c h radach,
Cechą z a s a d n i c z ą zmian, jakie pod w z g l ę ­
dem organizacyjnym wprowadza nowa usta­
wa i oparty na jej założeniach statut — jest
decentralizacja. Przejawia się ona w d w u
zasadniczych k i e r u n k a c h : w p o w o ł a n i u do
życia p o w i a t o w y c h rad łowieckich i w usa­
modzielnieniu kół łowieckich przez nadanie
im osobowości prawnej.
N a s t ę p s t w e m utworzenia powiatowych rad
łowieckich jest nowe 1 niezwykle w a ż n e za­
danie dla w o j e w ó d z k i c h rad łowieckich, w y ­
m a g a j ą c e o d r ę b n e g o , w n i k l i w e g o przeanali­
zowania. J u ż teroz w a r t o n a d m i e n i ć , że za­
danie to nie może się o g r a n i c z a ć jedynie do
formalnego o b o w i ą z k u nadzoru nad d z i a ł a l ­
nością powiatowych rad łowieckich, w y n i ­
k a j ą c e g o z p r z e p i s ó w § 54, p k t 9, 10 i 11 sta­
tutu. Potrzebna tu będzie szeroko
pojęta
opieka, pomoc i i n s t r u k t a ż , zwłaszcza
w
pierwszym okresie działalności rad p o w i a ­
towych, w k t ó r y c h może nie zawsze z n a j d ą
s i ę ludzie dostatecznie przygotowani do w y ­
p e ł n i a n i a tak p o w a ż n y c h o b o w i ą z k ó w .
Natomiast jeśli chodzi o usamodzielnienie
k ó ł łowieckich, zmiana ta — j a k k o l w i e k bar­
dzo istotna i w a ż n a dla samych k ó ł — zasad­
niczo nic stwarza dla w o j e w ó d z k i c h rad ł o ­
wieckich ż a d n y c h specjalnych czy n o w y c h
p r o b l e m ó w , t y m bardziej, że pewna emancy­
pacja kój w praktyce j u ż się od dawna zary­
sowała. Jeszcze bowiem w okresie kadencji
u s t ę p u j ą c y c h obecnie rad, mimo wszystkich
n i e d o c i ą g n i ę ć i b r a k ó w w pracy kół ł o w i e c ­
kich, w k a ż d y m chyba* w o j e w ó d z t w i e Ijyły
koła o p o w a ż n y m dorobku na polu h o d o w l i i
ochrony
zwierzyny, p r z e j a w i a j ą c e
sporo
w ł a s n e j i n i c j a t y w y i d u ż ą a k t y w n o ś ć w za­
kresie propagandy. Te przejawy samodziel­
ności nie zdjęły bynajmniej z w o j e w ó d z k i c h
rad łowieckich c i ą ż ą c y c h na nicti o b o w i ą z ­
k ó w , w p ł y n ę ł y jedynie na z m i a n ę ich charakterij. Dla dobrze p r a c u j ą c y c h w o j e w ó d z ­
kich rad ł o w i e c k i c h doping ze strony k ó ł ł o ­
wieckich s t a n o w i ł d o s k o n a ł ą sposobność do
w y k w z y s t a n i a zdrowej i n i c j a t y w y I pozy­
t y w n y c h osiągnięć terenu — do ich r o z w i ­
nięcia i upowszechnienia
po uprzednim
przeanalizowaniu i ewentualnym w p r o w a ­
dzeniu stosownych poprawek czy u z u p e ł ­
nień. Dla koordynacji p o c z y n a ń k ó ł łowiec­
kich i przeprowadzenia j a k i c h k o l w i e k a k c j i
terenowych potrzeba było ze strony w o j e ­
w ó d z k i c h rad łowieckich szerokiego popar­
cia i pomocy technicznej z a r ó w n o w ramach '
w ł a s n y c h możliwości, j a k też, w razie po­
trzeby, przy w s p ó ł p r a c y w ł a ś c i w y c h o r g a n ó w
władzy państwowej, z którymi w r ł z reguły
p o w i n n y takie sprawie u z g a d n i a ć na szcze­
b l u w o j e w ó d z k i m . Czy u s t ę p u j ą c e w o j e ­
w ó d z k i e rady łowieckie s p r o s t a ł y s w y m obo­
w i ą z k o m na t y m odcinku pracy, s t a n o w i ą c y m
niejako w s t ę p do z a d a ń o c z e k u j ą c y c h
je
w w y n i k u wprowadzenia szerszej decentra­
lizacji?
Aby
znaleźć
o d p o w i e d ź na to pytanie,
spróbujmy
p r z e j ś ć od o g ó l n i k ó w do kon­
kretnych p r z y k ł a d ó w k t ó r e u m o ż l i w i ą nam
ocenę.
J e ś l i np. z n a l a z ł y się k o ł a łowieckie, k t ó r e
w ł a s n y m staraniem zdobyły jaja b a ż a n c i e ,
w o j e w ó d z k a rada łowiecka powinna b y ł a
wskazać
najpewniejsze i najkorzystniejsze
ź r ó d ł a ich nabycia, udzielić w s k a z ó w e k co
do najbardziej celowych metod i t e c h n i k i
hodowli b a ż a n t ó w oraz zachęcić s ą s i a d u j ą c e
koła do z a p o c z ą t k o w a n i a takiej samej .akcji.
Kiedy zaś koła łowieckie n a w i ą z a ł y l o k a l ­
ne k o n t a k t y z r a d i o w ę z ł a m i , aby za ich po­
ś r e d n i c t w e m s z e r z y ć p r o p a g a n d ę ochrony
gniazd k u r o p a t w czy kaczek, z a c h ę c a ć l u d ­
ność do w i ą z a n i a p s ó w itp., to w o j e w ó d z k a
rada ł o w i e c k a powinna w e j ś ć w porozumie­
nie z w ł a ś c i w ą terenowo r o z g ł o ś n i ą Polskie­
go Radia, k t ó r a by zleciła w s z y s t k i m podle­
g ł y m sobie r a d i o w ę z ł o m , aby w ł ą c z y ł y au­
dycje łowieckie do s t a ł e g o programu — za­
miast p ł a t n y c h d o t ą d r e k l a m o w y c h pogada-:
nek na tematy łowieckie. J e d n o c z e ś n i e w o ­
j e w ó d z k a rada łowiecka powinna powiado­
m i ć wszystkie koła w terenie o możliwości
korzystania z r a d i o w ę z ł ó w i o b o w i ą z k u do­
starczania
im
potrzebnych
materiałów.
W ogóle jeśli chodzi o p r o p a g a n d ę , to w o j e ­
w ó d z k i e rady łowieckie m u s z ą b y ć bardzo
czujne i z a p e w n i ć sobie nie t y l k o koordy­
n a c j ę , lecz nawet w p e w n y m stopniu auto­
r y z a c j ę t e k s t ó w . Z d a r z a ł y się łx)wiem w y ­
padki, że dzięki l o k a l n y m
znajomościom
i stosunkom, ł a m y prasy, w z g l ę d n i e r o z g ł o ś ­
nie radiowe ' r o z p o w s z e c h n i a ł y
wiadomości
bynajmniej nie n a j w a ż n i e j s z e , czasem w r ę c z
nieodpowiednie lub b ę d ą c e t y l k o autorekla­
m ą j a k i e g o ś kola łowieckiego czy też jego
działaczy.
Jeśli w pewnych obwodach stan zwierzyny
p o p r a w i ł się dzięki zabiegom dobrze gospo­
d a r u j ą c y c h kół łowieckich — zadaniom wo­
j e w ó d z k i e j rady łowieckiej b y ł o p r z e n i e ś ć
d o ś w i a d c z e n i a z t y c h t e r e n ó w na inne, tam
zwłaszcza, gdzie, wskutek n i e u d o l n o ś c i — bo
chyba nie ziej w o ł i — k ó ł łowieckich, stan
zwierzyny jest katastrofalnie niskL W t y m
zakresie akcja w o j e w ó d z k i e j rady łowieckiej
nie powinna była się o g r a n i c z y ć do zaleceń,
konieczna tu była s t a ł a b e z p o ś r e d n i a obser­
wacja i kontrola, a w przypadkach szcze­
gólnie jaskrawych — rygorystyczne stoso­
wanie sankcji organizacyjnych.
Rzecz prosta, przytoczone p o w y ż e j przy­
k ł a d y , podane z r e s z t ą bardzo w y r y w k o w o ,
w ż a d n y m stopniu nie w y c z e r p u j ą d ł u g i e j
listy z a d a ń w o j e w ó d z k i c h rad łowieckich.
J e ż e l i jednak stwierdzimy, że w w y p a d k u
z a g a d n i e ń p r z y k ł a d o w o t u t a j wymienionych
lub podobnych, k t ó r e lokalnie m o g ą za­
istnieć — u s t ę p u j ą c a rada s t a n ę ł a na wyso-
k o ś c i zadania, b ę d z i e to w s k a z ó w k ą , że cd
ludzi, którzy w niej z a s i a d a j ą m o ż n a i na
przyszłość o c z e k i w a ć p o z y t y w n y c h w y n i k ó w
pracy, a zatem m o ż n a i m z ufnością powie­
r z y ć mandaty na n a s t ę p n ą k a d e n c j ę .
Jeśli
natomiast w w y n i k u przeprowadzonej ana­
lizy pracy ocena u s t ę p u j ą c e j rady wypadnie
negatywnie
— należy w y c i ą g n ą ć jedyny
słuszny wniosek: s k ł a d rady trzeba zmienić.
Gdy tak do tych spraw p o d e j d ą
Woje­
w ó d z k i e Zjazdy D e l e g a t ó w , gdy uczestnicy
icłi p o t r a f i ą ocenę p r z e p r o w a d z i ć rzetelnie,
obiektywnie i w y c i ą g n ą ć z niej logiczne
wnioski, jeśli poza tyra nie b ę d ą l e k c e w a ż y ć
glosowania — m o ż n a ze spokojem o c z e k i w a ć
wyniku wyborów, które dadzą pełnowarto­
ściowy s k ł a d p r z y s z ł y c h w o j e w ó d z k i c h rad
łowieckich.
Ilekroć w powyższych rozważaniach była
mowa o zadaniach nowych w o j e w ó d z k i c h
rad lowieckicti, dotyczyło to, rzecz prosta,
także przyszłych zarządów wojewódzkich —
w ramach statutowo rozgraniczonych k o m ­
petencji. Z a r z ą d y w o j e w ó d z k i e b ę d ą bowiem,
zgodnie ze statutem, organami w y k o n a w ­
czymi w o j e w ó d z k i c h rad łowieckich, od nich
ściśle z a l e ż n y m i , przez nie w y b i e r a n y m i
i o d w o ł y w a n y m i . Rola W o j e w ó d z k i c h Zjaz­
d ó w D e l e g a t ó w w stosunku do przyszłych,
z a r z ą d ó w w o j e w ó d z k i c h jest więc t y l k o po­
ś r e d n i a i da s i ę u j ą ć lapidarnie: j a k ą r a d ę
Zjazd wybierze — takiego z a r z ą d u
może
oczekiwać,
w ś n i e ż n e j zadymce
TadeuBs Rzepecki
Fot. Teodor RarUidd
I I nagroda w konkursie fotograficznym „ Ł o w c a Polskiego"
I I H H i i m M i
Mgr ini. WŁODZIMIERZ JEZIERSKI
stacja Naukowo-Badawcza P Z Ł
w Czempiniu
ODSTRZAŁ KUROPATW JAKO ZABIEG HODOWLANY
O
D W I E L U j u ż lat, zwłaszcza przed se­
zonem p o l o w a ń na k u r o p a t w y , w p r a ­
sie rolniczej i codziennej, a t a k ż e na
posiedzeniach rad narodowych rozmaitycn szczebli, o d z y w a j ą się głosy,
przede
wszystkim r o l n i k ó w lub łudzi z r o l n i c t w e m
z w i ą z a n y c h , n a w o ł u j ą c e do z a m k n i ę c i a polo­
wania na k u r o p a t w y , aby w ten sposób uzy­
s k a ć j a k najszybszy wzrost z w i e r z o s t a n ó w
tego ptaka. P o d k r e ś l i ć tutaj trzeba, że auto­
r o m tych wypowiedzi chodzi nie tyle o sam
wzrost liczebności kuropatw, co przede wszy­
s t k i m o uzyskanie przez ten wzrost maksy­
malnego efektu w biologicznej walce z chwa­
stami i szkodliwymi w rolnictwie owadami,
a zwłaszcza ze s t o n k ą z i e m n i a c z a n ą .
Nie n e g u j ą c , stwierdzonej ponad w s z e l k ą
w ą t p l i w o ś ć , pozytywnej r o l i . j a k ą kuropatwa
spełnia w rolnictwie przez zjadanie nasion
c h w a s t ó w i pewnej ilości szkodliwych owa­
d ó w oraz nie z a j m u j ą c s t a n o w t ó k a w nie roz­
s t r z y g n i ę t y m jeszcze sporze, czy kuropatwa
odgrywa j a k ą ś z a s a d n i c z ą l u b j e d n ą z g ł ó w ­
nych ról w biologicznej walce ze s t o n k ą ,
c h c i e l i b y ś m y w niniejszych r o z w a ż a n i a c h za­
s t a n o w i ć się, czy z a m k n i ę c i e o d s t r z a ł u jest
rzeczywiście koniecznym ś r o d k i e m do podnie­
sienia liczebności jej w y s t ę p o w a n i a . Rozwa­
żania te o p a r l i ś m y o w y n i k i prac badawczych
następujących naukowców i zakładów doś­
wiadczalnych:
1.
2.
3.
4.
5.
6.
D o ś w i a d c z a l n a Stacja Ł o w i e c k a w Burgate
Manor, Wielka B r y t a n i a ;
Ł o w i e c k i Z a k ł a d D o ś w i a d c z a l n y w Bonn,
Niemiecka Republika Federalna;
H . Bettmarm, Niemiecka Republika Fede­
ralna;
G. Burgel, Niemiecka Republika Federal­
na;
J- Sekera, C z e c h o s ł o w a c j a ;
L . Zima i R. Zawadil, Czechosłowacja.
U j m u j ą c zagadnienie wzrostu populacji k u ­
ropatwy w pewien schemat m o ż e m y ogólnie
powiedzieć, że wzrost tej populacji, przy za­
łożeniu, iż nie ulega ona okresowemu u ż y t k o ­
w a n i u (odstrzałowi), zależny jest od n a s t ę ­
p u j ą c y c h czterech e l e m e n t ó w :
1. normalnego przebiegu t o k ó w i gniazdo­
wania,
2. ilości d o ż o n y c h jaj przez wszystkie sami­
ce populacji (inaczej m ó w i ą c
średniej
Ilości j a j p r z y p a d a j ą c y c h na j e d n ą samicę).
3. p r z e ż y w a l n o ś c i p i s k l ą t 1 młodzieży,
4. o d p o r n o ś c i d o r o s ł y c h sztuk na w a r u n k i
okresu zimowego.
Z a s t a n ó w m y się po krotce nad k a ż d y m
z tych e l e m e n t ó w . P r a w i d ł o w y przebieg t o ­
k ó w i gniazdowania zależny jest od w i e l u
czynników środowiskowych i wewnątrzpopulacyjnych. Działanie c z y n n i k ó w ś r o d o w i s k o ­
wych ( p r z y k ł a d o w o m o ż n a t u w y m i e n i ć penetracię drapieżników, występowanie i układ
terytorialny specyficznej roślinności, w a r u n k i
klimatyczne itp.) z a r ó w n o w populacjach
u ż y t k o w a n y c h , j a k i n i e u ż y t k o w a n y c h jest
takie same co do k i e r u n k u , choć może b y ć
różne, jeśli chodzi o nasilenie. Natomiast dzia­
łanie czynników wewnątrzpopulacyjnych, w
zależności od tego, czy populacja jest u ż y t k o ­
wana i j a k jest u ż y t k o w a n a , m o ż e mieć zu­
p e ł n i e przeciwne k i e r u n k i . Na czoło wysu­
w a j ą się tu dwa zasadnicze c z y n n i k i o szcze­
g ó l n i e i s t o t n y m w p ł y w i e na p r a w i d ł o w o ś ć
przebiegu t o k ó w i gniazdowania, a miano­
wicie: stosunek ilościowy samic do s a m c ó w
oraz ilość o s o b n i k ó w na j e d n o s t k ę powierzch.
ni (zagęszczenie populacji).
U wszystkich prawie g a t u n k ó w k u r a k ó w
obserwuje się w y s t ę p o w a n i e zjawiska polega­
j ą c e g o na t y m , że przy nadmiarze k o g u t ó w
w populacji n a s t ę p u j e zaburzenie p r a w i d ł o ­
wości przebiegu t o k ó w i gniazdowania, spo­
wodowane przede wszystkim n a d m i e r n y m i
w a l k a m i s a m c ó w sparowanych w obronie
swego a r e a ł u osobniczego, naruszanego przez
osobniki samotne oraz s p ę d z a n i e m g n i a z d u j ą ­
cych k u r z gniazd przez samotne koguty
(zwłaszcza stare).
i) k u r o p a t w y pewien niewielki, w granicach
4—5%, nadmiar k o g u t ó w jest, j a k się w y d a ­
je, zjawiskiem n o r m a l n y m . J e d n a k ż e p o c z ą w ­
szy cd J953 r. w populacjach k u r o p a t w y oł>serwuje się bardzo duży wzrost s a m c ó w , do­
chodzący w k r y t y c z n y c h wypadkach do 80%
stanu populacji. Zjawisko to g o d n i e n o t u j ą
wszyscy w y m i e n i e n i na w s t ę p i e badacie —
w y s t ę p u j e ono z a r ó w n o w Wielkiej B r y t a n i i
j a k w Niemczech i w Czechosłowacji. Nie ma
zatem ż a d n y c h p r z e s ł a n e k , aby p r z y p u s z c z a ć ,
iż u nas jest inaczej.
Podobny w p ł y w na przebieg t o k ó w i gniaz­
dowania ma r ó w n i e ż zjawisko nadmiernego
zagęszczenia populacji; u nas zresztą w y s t ę
puje ono co n a j w y ż e j sporadycznie, ale dla
całości obrazu trzeba o n i m wsponmieĆ.
W y n i k i ostatnich b a d a ń zdają się wskazy­
w a ć na to, że a r e a ł jednej p a r k i g n i a z d u j ą c y c h
k u r o p a t w musi być nie mniejszy j a k 1 hektar.
W w y p a d k u więc, gdy liczebność populacji
jest w i ę k s z a jak 200 szt/100 ha, w y s t ę p u j e po­
dobne j a k w poprzednim w y p a d k u zjawisko
w a l k w obronie a r e a ł u , t y m razem jednak
r ó w n i e ż m i ę d z y k o g u t a m i sparowanymL
S k u t k i zaburzenia p r a w i d ł o w o ś c i przebiegu
t o k ó w i gniazdowania s ą tak w pierwszym
przypadku, j a k i d r u g i m podobne i polegają
przede wszystkim na zmniejszeniu się ś r e d ­
niej ilości j a l s k ł a d a n y c h przez j e d n ą k u r ę
oraz na spadku procentu w y l ę g u złożonych
jaj. Trzeba t u jednak zaznaczyć, że przypa­
dek pierwszy, a więc przypadek nadmiaru k o ­
g u t ó w w populacji jest bardziej niebezpiecz­
ny ze w z g l ę d u na w i ę k s z ą częstotliwość w a l k
n •
•« r. 4
3
z w i ą z a n ą z w i ę k s z ą r u c h l i w o ś c i ą samotnych
k o g u t ó w . Ponadto w y s t ę p u j ą c e t u zjawisko
s p ę d z a n i a k u r z gniazd przez samotne koguty
powoduje l i k w i d a c j ę pewnej ilości j u ż założo­
nych gniazd.
N a s t ę p n y m z kolei zagadnieniem, m a j ą c y m
WE^yw na wzrost populacji, jest ś r e d n i a ilość
jaj s k ł a d a n y c h przez j e d n ą s a m i c ę .
W y k a z a l i ś m y j u ż p o w y ż e j , że na zmniejsze­
nie się tej ilości ma w p ł y w z a r ó w n o stosunek
płci, j a k i zagęszczenie populacji. O p r ó c z tego
jednak r ó w n i e zasadniczy w p ł y w na ś r e d n i ą
s k ł a d a n y c h j a j ma p r z e c i ę t n a w i e k u populacji.
K u r o p a t w a jest ptakiem k r ó t k o w i e c z n y m ,
przy czym o p t i m u m f u n k c j i życiowych p r z y ­
pada u niej przede wszystkim na pierw?:;zy,
a n a s t ę p n i e drugi rok życia. W sposób przej­
rzysty ilustruje to ś r e d n i a zniesionych j a j ,
k t ó r a , w e d ł u g badaczy czeskich, przebiega na­
stępująco:
k u r a w I roku życia s k ł a d a ś r e d n i o 10—18 jaj
.,
n
„
„
„
„
12—14
„ ,. I I I „
,
8—12
IV
,.
..
,i
.;
4- 6
Do powyższego zestawienia w zasadzie j u ż
nic d o d a w a ć nie potrzeba. Warto jedynie n a d ­
m i e n i ć , że obniżenie dolnej granicy ś r e d n i e g o
zniesienia w pierwszym roku życia — w sto­
sunku do roku drugiego — jest najprawdopo­
dobniej w y n i k i e m tego, iż k u r y z późnych l ę ­
g ó w zaczynają później nieść jaja od Innych
i w rezultacie znoszą t e ż mniej j a j .
P r z e c i ę t n a w i e k u populacji ma r ó w n i e ż
w p ł y w na p r z e ż y w a ł noś ć p i s k l ą t I młodzieży.
Badania ostatnich lat w y k a z u j ą , że jeżeli w
normalnych warunkach atmosferycznych z po­
pulacji, w k t ó r e j osobniki starsze niż 3 lata
nie p r z e k r a c z a j ą 10% stanu m o ż e m y o t r z y m a ć
5—7 sztuk realnego przyrostu od jednej pary
kuropatw, to z populacji, w k t ó r e j udział osob­
n i k ó w starszych niż 3 lata wzrasta do 40%,
realny przyrost wynosi zaledwie 1—2 sztuk od
pary. Przyczyny tego leżą z a r ó w n o w poprze­
dnio o m ó w i o n y m spadku ilości s k ł a d a n y c h j a j
w m i a r ę starzenia się kury, j a k i w ogólnie
znanym w biologii fakcie, iż organizmy star
cze d a j ą z r e g u ł y potomstwo słabe, m a ł o od­
porne, o d u ż y m procencie śmiertelności,
Ostatnim wreszcie w c y k l u ustalonych na
w s t ę p i e z a g a d n i e ń jest o d p o r n o ś ć d o r o s ł y c h
sztuk na w a r u n k i okresu zimowego.
Okres ten, z w i ą z a n y z r e g u ł y z p e w n y m nie­
dostatkiem pożywienia, jest szczególnie nie­
bezpieczny dla wszystkich p t a k ó w . Stosunko­
wo wysoka bowiem ciepłota ciała przy niedu­
żej jego masie wymaga odpowiednio energi­
cznych p r o c e s ó w przemiany m a t e r i i dla za­
pewnienia r ó w n o w a g i m i ę d z y u t r a t ą ciepła na
skutek w y p r o m i e n i o w y w a n i a w otaczające
ś r o d o w i s k o o niskiej temperaturze a jego pro­
d u k c j ą w organizmie. Energia p r o c e s ó w prze­
miany m a t e r i i jest oczywiście u z a l e ż n i o n a od
zasobów odpowiedniego pod w z g l ę d e m j a k o ś ­
ciowym pokarmu, o k t ó r y , j a k j u ż wspomnie­
liśmy, w okresie zimowym jest nieraz bardzo
triMno. Nie trzeba chyba p o d k r e ś l a ć na tle
tego, cośmy p o w y ż e j powiedzieli, że szczegól­
nie cierpi t u kuropatwa b y t u j ą c a na p o k r y ­
tych g r u b ą w a r s t w ą śniegu otwartych prze­
strzeniach, na k t ó r y c h i t r u d n o o zdobycie
pokarmu, i strata ciepłoty na skutek p a n u j ą ­
cych w i a t r ó w jest w i ę k s z a . W t y m stanie rze­
czy szanse przetrwania m a j ą jedynie te k u r o ­
patwy, k t ó r e w k r a c z a j ą w okres zimowy w
pełni rozwoju fizycznego i w licznym zespole
rodzinnym (stadku). Stada s k ł a d a j ą c e się z pa­
r u zaledwie sztuk oraz stada z późnych lęgów
(zazwyczaj jedno i drugie idzie w parze) m a j ą
w zasadzie bardzo m a ł e szanse przeżycia.
R e a s u m u j ą c to wszystko, co wyżej powie­
dzieliśmy, nasuwa się, logiczny wniosek, że
wstrzymanie odstrzału kuropatw nic tylko nie
jest koniecznym środkiem zmierzającym do
podniesienia liczebności kuropatw, ale, wprost
przeciwnie, może spowodować stałe zmniej­
szanie się Ich populacji, czemu należałoby za­
pobiec przez racjonalne u ż y t k o w a n i e popula­
cji oparte o o d s t r z a ł :
1. nadmiaru k o g u t ó w , celem zabezpieczenia
normalnego przebiegu t o k ó w i gniazdowa­
nia;
2. sztuk starych, celem niedopuszczenia do
starzenia się populacji, a w konsekwencji
do spadku ś r e d n i e j ilości znoszonych j a j —
przy r ó w n o c z e s n y m wzroście ś m i e r t e l n o ś c i
p i s k l ą t i młodzieży;
3. nielicznych stadek oraz stadek s k ł a d a j ą ­
cych się z kuropatw n i e w y r o ś n i ę t y c h , t>ow i e m w zasadzie nie m a j ą one szans prze­
życia okresu zimowego.
Czy jednak taki, j a k by go m o ż n a n a z w a ć ,
selekcyjny odstrzał k u r o p a t w jest w praktyce
w ogóle m o ż l i w y ?
Ostatnie z wymienionych przed c h w i l ą za­
g a d n i e ń — odstrzał stadek m a ł y c h liczebnie
i stadek s k ł a d a j ą c y c h się ze sztuk n i e w y r o ś ­
n i ę t y c h , jest proste, ł a t w e do realizacji w cza­
sie polowania, więc nie stanowi problemu.
Bardziej skomplikowane jest zagadnienie
o d s t r z a ł u nadliczŁ>o^vych k o g u t ó w , k t ó r y mo­
żemy w y k o n y w a ć w d w o j a k i sposób. P i e r w ­
szy z nich pokrywa się z poprzednio o m ó w i o ­
nym o d s t r z a ł e m stadek s ł a b y c h liczebnie, j a k
bowiem w y k a z a ł y badania lat ostatnich, nad­
liczbowe koguty po okresie godowym z b i e r a j ą
się i b y t u j ą w niewielkich stadkach liczących
od 3—7 szt. J e ż e l i więc takie stadka spotyka­
my w terenie, nie t y l k o m o ż e m y , ale nawet
p o w i n n i ś m y je w całości l i k w i d o w a ć , bowiem
z r e g u ł y są to koguty nadliczbowe a niekiedy
t y l k o wspomniane powyżej m a ł e liczebnie
stadka, k t ó r e i tak nie m a j ą w i ę k s z y c h szans
przeżycia zimy. Niemniej jednak nawet i po
odstrzeleniu stad samczych m o ż e m y m i e ć w
ł o w i s k u nadmiar k o g u t ó w . Dzieje się tak dla­
tego, że w momencie kiedy przewodnictwo
stadka obejmuje kogut-ojciec ( p o p o d r o ś n i ę c i u
młodzieży), toleruje on p r z y ł ą c z a n i e się do
stada zeszłorocznych obcych k o g u t ó w , zwykle
w ilości jednego do d w ó c h . W ten sposób pe­
wien nadmiar k o g u t ó w pozostaje w łowisku,
przy czym dla oceny tego nadmiaru konieczne
jest przeprowadzenie p r ó b y d r o g ą o d s t r z a ł u
przypadkowego pewnej, niewielkiej zresztą,
ilości kuropatw. O d s t r z a ł ten powinien nam
d a ć z p e w n ą d o k ł a d n o ś c i ą o d p o w i e d ź na p y ­
tanie, j a k i jest stosunek k o g u t ó w do k u r w
stadach, a t a k ż e j a k i jest stosunek k u r o p a t w
m ł c d y c h do starych. Będzie to nieztjędne dla
powzięcia decyzji o potrzebie o d s t r z a ł u pew­
nej ilości sztuk starych dla odmłodzenia po­
pulacji, lub o jej zbędności. Jeśli stwierdzimy,
że w ł o w i s k u , nawet po odstrzeleniu stadek
złożonych t y l k o z s a m c ó w , istnieje jeszcze pe­
wien nadmiar k o g u t ó w , p r z y s t ę p u j e m y do j e ­
go l i k w i d a c j i przez odstrzał obcych k o g u t ó w
ze stadek rodzinnych. Badania Biirgela w y k a ­
zały, że w stadku k u r o p a t w panuje zasada
ścisłego p o d p o r z ą d k o w a n i a I że kolejność z r y ­
wania się do ucieczki jest zawsze taka sama.
Pierwszy zrywa się kogut-ojciec, głośno sy­
g n a l i z u j ą c n i e b e z p i e c z e ń s t w o 1 obierając kie­
runek ucieczki. Zaraz po n i m z r y w a j ą się obce
koguty, cczywiście jeśli z n a j d u j ą się one przy
stadku, a n a s t ę p n i e m ł o d e kogutki. Dopiero
po nich podnosi się kura-matka, a za nią m ł o ­
de k u r y . D o d a ć t u jeszcze n a l e ż y , że koguty
Iccg dosyć szerokim frontem, podczas gdy k u ­
ry lecą w skupieniu. Z n a j ą c przytoczony t u
schemat, przy pewnej w p r a w i e w s t r z e b n i u
do k u r o p a t w m o ż n a stosunkowo ł a t w o od­
strzelić ze stada d r u g ą i trzecią z r y w a j ą c ą się
k u r o p a t w ę . Będą to na pewno k o g u t k i , jeżeli
nie stare, to z lęgów tegorocznych.
Zawsze
natomiast trzeba oszczędzać koguta p r o w a ­
dzącego.
Na tle powyższych r o z w a ż a ń , wydaje się jak
najbardziej s ł u s z n e ostrzeżenie Stacii v/ B u r ­
gate Manor, aby nie wstrzymjnwać p o l o w a ń
na kuropatwy, bowiem powoduje to z reguły
wzrost ilości s a m c ó w , co z kolei odbija się
n i e k o r r - s t n i e na wynikach hodowli.
Trzeb;; bowiem p a m i ę t a ć , że w populacji
k u r o p a t w naturalny ubytek k u r jest większy
niż k p g u t ó w . W y n i k a to z jednej strony ze
wzrostu mechanizacji prac przy sprzęcie zie­
lonek, gdyż ofiarą kosiarki pada z r e g u ł y
twardo dosladujaca na gnieźdrie kura, z d r u ­
giej zaś z r e d u k c j i pogłowia d r a p i e ż n i k ó w , co
oociągnęło za soba mniejszy ubytek k o g u t ó w ,
k t ó r e , jako ruchliwsze i bardziej widoczne,
s t a n o w i ą w okresie gniazdowania najczęstszą
zdobycz d r a p i e ż n i k ó w .
Ostatnim zagadnieniem, które wymaga zre­
sztą n a j w i ę k s z e j precyzji i ostrożności, jest
zagadnienie o d s t r z a ł u sztuk starych w w y ­
padku nadmiernego starzenia się populacji.
O d s t r z a ł t a k i dopuszczalny jest w y ł ą c z n i e na
Dodstawie analizy s t r u k t u r y wiekowej pop-ilacji. ooartej O w s p o m n i a n ą uprzednio p r ó b ę .
W praktyce m y ś l i w s k i e j jest on t r u d n y do
wykonania, gdyż rozpoznanie i strzelenie sta­
rej k u r y , k t ó r a przecież zrywa się w ś r o d k u
stada, n a s t r ę c z a nawet w p r a w n e m u m y ś l i w e ­
m u znaczne t r u d n o ś c i , aczkolwiek nie m o ż n a
go z górv u z n a ć za niemożliwy.
Przedstawiając
możliwie
wszechstronniie
najnowsze badania w zakresie tych elemen­
t ó w d y n a m i k i i s t r u k t u r y populacji kuropatw,
k t ó r e są z w i ą z a n e l u b zależą od u ż y t k o w a n i a
tych populacji, chcieliśmy z jednej strony
w s k a z a ć na n i e b e z p i e c z e ń s t w o z w i ą z a n e z c a ł ­
k o w i t y m z a m k n i ę c i e m o d s t r z a ł u , z druglei z a ś
zwrócić u w a g ę na konieczność w ł a ś c i w e g o
u ż y t k o w a n i a populacji. Czy nam się to u d a ł o ,
pczcstawiamy ocenie czytelników.
mgr ini, Włodzimierz Jezierski
rOŻNICE
, „ i . ERW.N DEMBiNioiT
MIĘDZY
T U M A K I E M
MORFOLOGICZNE
A
K A M I O N K Ą
K
U N A leśna, czyli tumak, i kuna ka­
mionka, zwana t a k ż e k u n ą d o m o w ą ,
należą do rodziny lasicowatych, k t ó r ą
na terenie naszego k r a j u reprezentuje
osiom g a t u n k ó w .
Pomimo, że różnice morfologiczne • k u n są
dosyć w y r a ź n e , o d r ó ż n i e n i e kamionki od tumaka nierzadko sprawia m y ś l i w y m t r u d n o ś ć ,
zwłaszcza że literatura łowiecka t r a k t u j e to
zagadnienie dosyć o g ó l n i k o w o i często ograni­
cza się do o k r e ś l e n i a wielkości i koloru plamy
na podgardlu, przy czym inne, bardzo istot­
ne kryteria b y w a j ą , n i e w y s t a r c z a j ą c o o m ó w i o ­
ne a nawet p o m i n i ę t e .
M y ś l i w y powinien z n a ć różnice m i ę d z y oby­
dwoma gatunkami, t y m bardziej że kamionka
znajduje się obecnie pod o c h r o n ą g a t u n k o w ą .
T u m a k i kamionka różnią się k i l k o m a ze­
w n ę t r z n y m i cechami, k t ó r e są dostrzegalne
nawet na pierwszy rzut oka. Kuna l e ś n a ma
nos k o l o r u czarnego lub czarnoszarego, nato­
miast nos k a m i o n k i jest jasny, barwy ś w i e ż e ­
go m i ę s a . W e d ł u g Frica kolor nosa stanowi
najistotniejsze k r y t e r i u m , na podstawie k t ó ­
rego m o ż n a rozróżnić g a t u n k i kuny. Niestety
na egzemplarzach wypchanych nos, na skutek
u ż y w a n i a różnych p r e p a r a t ó w chemicznych,
zatraca swoisty kolor, i nie może być u w a ż a ­
ny za w s k a ź n i k rozpoznawczy.
KAMIONKA
Fot, Zbigniew
Tnmik
Porębski
P o r ó w n u j ą c głowy jednej i drugiej k u n y
r ó w n o c z e ś n i e , z a u w a ż y m y , że g ł o w a k a m i o n k i
l o b i w r a ż e n i e nieco szerszej od głowy t u m a ka, k t ó r a wydaje się bardziej w y d ł u ż o n a .
W r a ż e n i e to p o w o d u j ą w g ł ó w n e j mierze n i ­
sko osadzone, prawie t r ó j k ą t n e uszy (z wierz­
chu z a o k r ą g l o n e , w e w n ą t r z i na k r a w ę d z i a c h
m a ł ż o w i n żółtawe). Ubarwienie głowy t u m a ka jest nieco ciemniejsze i w z w i ą z k u z t y m
wydaje się, że oko ma mniej pigmentu. U k u ­
ny domowej j a ś n i e j s z a głowa, k r ó t k i e uszy
i jasny nos s p r a w i a j ą w r a ż e n i e , że głowa w
części czołowej jest szersza i krótsza.
Jasne plamy na podgardlu k u n były do nie­
dawna u w a ż a n e za jedyny nieomylny znak
odróżniający k a m i o n k ę od tumaka.
Plama
k u n y domowej jest zawsze biała, niekiedy
brudnobiala. Natomiast plama k u n y leśnej —
w b r e w o g ó l n e m u twierdzeniu — nie zawsze
jest koloru p o m a r a ń c z o w o k r e m owego; bardzo
często b y w a w odcieniach r ó ż o w o b r a z o w y c h ,
a nawet biała. Z powyższego w y n i k a , że na
podstawie koloru plam nie zawsze j e s t e ś m y
w stanie u s t a l i ć gatunek kuny. Pewniejszym
w s k a ź n i k i e m jest w i e l k o ś ć i k s z t a ł t plamy.
Biała plama k a m i o n k i rozdwaja się na dole
w i d e ł k o w a t o i dochodzi do odnóży. Plama t u ir-.aka natomiast jest prawie o k r ą g ł a i nigdy
się nie rozwidla (patrz rysunek).
Na białej plamie k a m i o n k i m o ż n a z a u w a ż y ć
w okolicy podgardla k i l k a mniejszych l u b
w i ę k s z y c h cętek koloru b r ą z o w e g o l u b czar­
nego. Natomiast u k u n y leśnej cętki, tego sa­
mego koloru co plama, z n a j d u j ą się na o d n ó ­
żach, w okolicy stawu barkowego. C ę t k o w a nie w y s t ę p u j e silniej u sztuk m ł o d y c h , z w i e ­
kiem staje się mniejsze, a u starych k u n z n i ­
ka zupełnie. I m w y r a ź n i e i jest ograniczona
plama, t y m mniejsze są c ę t k i .
Opuszki p a l c ó w i ś r ó d r ę c z e k u n y leśnei pą
mccno owłosione, i dlatego stopy nie odbijają
się na śniegu czy w biocie. W p r z e c i w i e ń s t w i e
do koloru nosa opuszki o a l c ó w k u n y leśnei
są jasne, bardzo często żółte. Stopy k a m i o n k i
są pokryte rzadkim i k r ó t k i m w ł o s e m , tak źe
nagie opuszki stóp są dobrze widoczne.
Jeśli chodzi o ubarwienie kun, to, j a k ogól­
nie wiadomo, t u m a k ma wierzch ciała ciemnorudy lub szarobrunatny — głowę, k o ń c z y n y
i ogon nieco ciemniejsze. Ubarwienie k a m i o n ­
k i jest bardziej szarobrunatne o lekko fiole­
t o w y m odcieniu.
Oorócz podanych różnic morfologicznych
u o b y d w ó c h g a t u n k ó w k u n istnieją r ó w n i e ż
pewne odchylenia w budowie czaszki, k t ó r y ­
m i p o w i n n i z a i n t e r e s o w a ć się nasi kranlolodzy.
I n i . E r w i n Dembintok
• Morfologia, w znaczeniu biologicznym, Jest to
nauka o k s z t a ł t a c h i budowie ze\wnętrzne) ^ weivnętrznel o r g a n i z m ó w z w i e r z ę c y c h 1 r o ś l i n n y c h .
(Przyp. Red.).
5
STANISŁAW
L I S T Y Z DRUGI&J PÓŁKULI
MIERZEŃSKI
CO S I | TU S P O T Y K A
I NA CO m
Jtltń
wl«lkouchy
(Odocuilcus
hemionus)
POllJE?
(Korespondencja własna)
W
CZORAJ m i a ł e m pierwsze spotkanie
z egzotycznymi przedstawicielami t u ­
tejszej fauny. B y t e m w ł a ś n i e na farmie
mego przyjaciela. D o m nad potokiem, w do­
linie, w o k o ł o lasy 1 zarośla. Bagienka, skały.
Okolica dzika, taka j a k ą s i ę spotyka w s z ę ­
dzie w północnycli stanach, kiedy się odejdzie
zaledwie p a r ę k r o k ó w od h i g h w a y u (auto­
strady).
W s t a ł e m w c z e ś n i e rano i w y s z e d ł e m do
lasu. Zaraz za domem s p o t k a ł e m dziwne
zwierzę. Dziwne — bo na m ó j widok wcale
nie uciekało. Zjeżyło się t y l k o i c h w i e j n y m
krokiem,
powoli zaczęło się
wycofywać
w s t r o n ę najbliższego drzewa. Coś p o ś r e d n i e ­
go m i ę d z y czarnym sporym prosiakiem, spa­
sionym j a m n i k i e m a j e ż e m . Z w i e r z ę pokryte
b y ł o g ę s t w ą długich, na k o ń c a c h jasno za­
barwionych kolców. B y ł to jeźozwierz. W d r a ­
p a ł się bez p o ś p i e c h u na drzewo, na wyso­
kość mojej głowy, i zaczął m i się spokojnie
p r z y g l ą d a ć . W y r a ź n i e niewiele sobie robił
z mojej obecności. Gdy go p o s t r a s z y ł e m ,
w l a z ł o t y l e w y ż e j , b y m go nie m ó g ł d o s i ę g ­
nąć,
i w ó w c z a s j u ż w ogóle p r z e s t a ł z w r a c a ć
na mnie u w a g ę . P o s z e d ł e m dalej i prawie na­
s t ą p i ł e m na d u ż e g o czarnego w ę ż a . Przestra­
szył się (ja również!), w i ę c rozeszliśmy się.
Potem s p o t k a ł e m drugiego, zielonego. Wtedy
p r z y p o m n i a ł e m sobie, że mnie ostrzegano, by
u w a ż a ć w z a r o ś l a c h , g d y ż m o ż n a t a m spot­
k a ć grzechotnlki (leśne). W y c o f a ł e m s i ę więc
i w r ó c i ł e m do domu. P o s t a n o w i ł e m w ó w c z a s
p r z e k a z a ć czytelnikom „ Ł o w c a Polskiego"
g a r ś ć informacji o faunie S t a n ó w Zjednoczo­
nych A m e i ^ i P ó ł n o c n e j .
Ze z w i e r z y n ą w Ameryce jest tak, j a k ze
wszystkim w t y m kraju. Niby to samo, co
w Europie, ale w ł a ś c i w i e zupełnie inaczej.
Inny t u jest chleb, m a s ł o , domy, okna... no
1 w ogóle wszystko. T a k samo jest ze zwie­
r z y n ą . Są jelenie, s ą nawet dziki, lecz z u p e ł ­
nie inne od naszych.
Z a c z n ę od jeleni. R e p r e z e n t u j ą je przede
wszystkim dwa gatunki z rodzaju Odocoileus: tzw. mule deer — j e l e ń wielkouchy
(Odocoileus hemionus) i j e l e ń w i r g i n i j s k i
(Odocoileus virginianus).
Jelenie wielkouche w y s t ę p u j ą w U podgatunkach we wschodnich, bardziej g ó r z y ­
stych okolicach USA. Lato s p ę d z a j ą w g ó ­
rach i dopiero na j e s i e ń s c h o d z ą w doliny.
B y t u j ą w chmarach, k t ó r e r o z b i j a j ą się na
w i o s n ę przed p r z y j ś c i e m na ś w i a t m ł o d y c h .
Ł a n i a miewa dwoje, a czasem nawet troje
c i e l ą t T a k j a k u wszystkich a m e r y k a ń s k i c h
jeleni, wieniec b y k ó w nie jest nigdy z a k o ń ­
czony k o r o n ą .
J e l e ń w i r g i n i j s k i jest nieco mniejszy, w y ­
s t ę p u j e za to o wiele liczniej i t r z y m a się
raczej ś r o d k o w e j i wschodniej części USA.
Jego potrzebom b y t o w y m o d p o w i a d a j ą bar­
dziej lasy zagospodarowane, o charakterze
p a r k o w y m , niż knieje pierwotne. Charakte­
r y s t y c z n ą c e c h ą tego gatunku jest stosunkowo
6
J e l e ń wirginijEkł (Odocoileus virglnlanu8)
długi, dłuższy niż u innych jeleni ogon oraz
poroże, k t ó r e od połowy długości t y k bardzo
silnie wygina się do przodu. Naukowcy ame­
r y k a ń s c y rozróżniają aż 39 p o d g a t i m k ó w je­
lenia wirginijskiego, wydaje się jednak, że są
to raczej formy regionalne.
N a j w i ę k s z y m jeleniem A m e r y k i jest jeleń
w a p i t i (Cervus elaphus canadensis). Z w i e r z ą t
tych jest w U S A stosunkowo m a ł o i dlatego
są pod o c h r o n ą , a odstrzał ich jest dokony­
wany tylko ze w z g l ę d ó w hodowlanych. J e l e ń
ten dorasta do 165 cm w y s o k o ś c i w kłębie,
a jego ciężar przekracza 300 kg. Jest on t u
j e d y n y m gatunkiem jeleni,
k t ó r e g o samce
r y c z ą w okresie r u i i s t a c z a j ą z sobą zacięte
w a l k i B y k i p r o w a d z ą chmary ł a ń i w lecie
w y p r o w a d z a j ą j e z w y k l e w góry.
Na Alasce i w n i e k t ó r y c h okolicach w po­
bliżu granicy kanadyjskiej spotyka się r ó w ­
nież łosia a m e r y k a ń s k i e g o (Alces alces americanus), lecz jest on j u ż i t u t a j dość rzadki.
Poza t y m na Alasce w y s t ę p u j e w stanie dzi­
kim
renifer, k t ó r y należy do z w i e r z ą t ł o w ­
nych, gdyż do celów p o c i ą g o w y c h u ż y w a się
r e n ó w , sprowadzanych z Europy i doskonale
zaaklimatyzowanych.
Przedmiotem p o ż ą d a ń m y ś l i w y c h są kozy
g ó r s k i e (Orearanos americanus), k t ó r y c h jest
stosunkowo m a ł o i k t ó r e obecnie m o ż n a spot­
kać tylko w północno-zachodnim zakątku
Gór Skalistych. Polowanie na nie jest bar­
dzo trudne i kosztowne. Daleka do nich pod­
róż, n i e z b ę d n y jest przewodnik, a przy t y m
licencja kosztuje bardzo drogo. Bardziej roz­
powszechniona jest owca gruboroga,
tzw.
bighorn sheep (Óvis canadensis), dość pospo­
lita w g ó r a c h . Z a r ó w n o barany, j a k i owce
noszą wielkie, z a k r ę c o n e do dołu ślimy, sta­
n o w i ą c e cenne i poszukiwane trofeum m y ­
śliwskie. Sierść m a j ą j a s n o p ł o w ą , z u p e ł n i e
z l e w a j ą c ą się z kolorem skał, w ś r ó d k t ó r y c h
b y t u j ą . Żyją w stadach po 6—8 sztuk. Waga
b a r a n ó w dochodzi do 100 kg. Polowanie na
nie jest bardzo trudne, g d y ż są nadzwyczaj
czujne i podejrzliwe. P o d e j ś c i e na s t r z a ł w y ­
maga nie lada w p r a w y i d u ż e g o d o ś w i a d c z e ­
nia.
Sarn w Ameryce nie ma i , j a k dotychczas,
nie starano się ich sztucznie z a p r o w a d z i ć .
Zamiast sarny m y ś l i w i a m e r y k a ń s c y m a j ą
tzw. pronghorna — a n t y l o p ę w i d ł o r o g ą ( A n tilocapra americana). Jest to z w i e r z ę typowo
a m e r y k a ń s k i e i nie m a j ą c e ż a d n y c h „bliż­
szych k r e w n y c h " nigdzie na świecie. Jest ich
bardzo d u ż o w ś r o d k o w e j i zachodniej części
USA. O d z n a c z a j ą się n i e z w y k ł ą ciekawością,
często same p o d c h o d z ą do myśliwego, wsku­
tek czego s t a n o w i ą dość ł a t w ą zdobycz.
Z a j ę c y w USA nie ma. Zaprowadzono je
sztucznie w Kanadzie (zwłaszcza w stanie
Ontario) i s t a m t ą d częściowo z a w ę d r o w a ł y
do p ó ł n o c n y c h s t a n ó w . Spotyka s i ę je bardzo
rzadko. Tutejsze lesiste okolice z d u ż ą ilością
p r z e r ó ż n y c h d r a p i e ż n i k ó w — z u p e ł n i e i m nie
odpowiadają.
Dużo jest natomiast dzikich
k r ó l i k ó w , k t ó r e zasadniczo są w s z ę d z i e t ę ­
pione.
Są tutaj r ó w n i e ż dziki. Rodzimym gatun­
k i e m jest t y l k o pekarl (Tayassu tajacu). Jest
ich obecnie jeszcze sporo na p o ł u d n i u : w A r i ­
zonie, N o w y m M e k s y k u i Teksasie. Waga ich
dochodzi do 50 k g ; t r z y m a j ą się w watahach
po k i l k a d z i e s i ą t sztuk. W USA b y t u j ą r ó w ­
nież europejskie d z i k i — n i e g d y ś tu sprowa-
jest kuna, k t ó r a trafia się j u ż bardzo rzadko, •
i to t y l k o w p ó ł n o c n y c h regionach kraju. Je-szcze rzadszym z w i e r z ę c i e m jest rosomak
(Gulo gulo), k t ó r e g o spotyka się na północy, ~
w pobliżu Kanady. Dużo jest w y d r . M n i e j
cenne są w y d r y morskie (Enhydra lutris), ży­
j ą c e w n a d b r z e ż n y c h wodach północnego Pa­
cyfiku, natomiast bairdzo poszukiwane są w y .
d r y rzeczne w y s t ę p u j ą c e na c a ł y m p r a w i e
t e r y t o r i u m USA.
Owca
gruborosa
(Ovia canadensis)
dzone— k t ó r e się z a a k l i m a t y z o w a ł y , lecz nie
r o z m n a ż a j ą się jednak tak, j a k w Europie,
ze w z g l ę d u na d u ż ą liczbę d r a p i e ż n i k ó w , dla
k t ó r y c h w a r c h l a k i s ą ł a t w ą i p o ż ą d a n ą zdo­
byczą. Spotyka się t u też zdziczałą ś w i n i ę
d o m o w ą , k t ó r a w bagnach Florydy z n a l a z ł a
d o s k o n a ł e w a r u n k i bytowe I u p o d o b n i ł a s i ę
j u ż t>ardzo do dzika. P o z o s t a ł a ona po daw­
nych kolonistach, k t ó r y c h osady zniszczyli
ongiś Indianie.
Z d r a p i e ż n i k ó w najbardziej p o ż ą d a n ą zdo­
bycz stanowi n i e d ź w i e d ź , k t ó r e g o s k ó r a jest
przedmiotem d u m y k a ż d e g o tutejszego m y ­
śliwego. W p ó ł n o c n o - w s c h o d n i c h
stanach
i w G ó r a c h Skalistych żyje dość pospolity
m a ł y n i e d ź w i e d ź czarny (Ursus americanus).
Wielkiego brunatnego niedźwiedzia spotyka
się jedynie na Alasce, groźny z a ś n i e d ź w i e d ź
szary, czyli grizli, bytuje t y l k o w p ó ł n o c n o wschodnim z a k ą t k u USA. We wschodniej czę­
ści S t a n ó w Zjednoczonych d o ś ć pospolita jest
puma (kuguar), na północy trafia s i ę r y ś .
a na p o ł u d n i u ocelot I jaguar. Dużo jest l i ­
sów. A w i ę c m a ł y k i t fox (Vulpes macrotis
vełox), lis czerwony, t a k i j a k nasz, lis czarny
i srebrzysty. Poza t y m s ą r ó ż n e m i e s z a ń c e .
W ogóle lisów jest moc.
W i l k ó w jest m a ł o . S ą one w ł a ś c i w i e j u ż
w i e l k ą r z a d k o ś c i ą i t r a f i a j ą się jeszcze cza­
sem nad g r a n i c ą k a n a d y j s k ą . Bardzo roz­
powszechnione, i to szczególnie we wschod­
niej części k r a j u , są k u j o t y (Canis latrans).
Poprzednio z a m i e s z k i w a ł y one prerie, lecz
wskutek bardzo energicznego t ę p i e n i a w y ­
cofały s i ę do okolic g ó r z y s t y c h i zalesionych.
I10.4Ć ich teraz znowfu wzrasta, gdyż polowa­
nie na nie w lesie jest nadzwyczaj trudne.
W y k a z u j ą d u ż o inteligencji i bardzo szybko
p r z y s t o s o w u j ą się do nowych w a r u n k ó w .
Duże znaczenie, zwłaszcza dla m y ś l i w y c h
zawodowych, m a j ą z w i e r z ę t a futerkowe. Jest
ich bardzo wiele. Jednym z pospolitszych
Najczęściej spotykanym z w i e r z ę c i e m f u ­
t e r k o w y m jest n i e w ą t p l i w i e skunks. J u ż p a r ę
razy j a d ą c a u t o s t r a d ą o d c z u w a ł e m ich p r z y ­
k r y zapach. Znak to, źe gdzieś w pobliżu
został przejechany skunks. P a d a j ą one bar­
dzo często ofiarą s a m o c h o d ó w , g d y ż trafiwszy
w nocy w ś w i a t ł a r e f l e k t o r ó w , nie p o t r a f i ą
się z nich j u ż w y d o s t a ć . „ O d w o n i e n i e " auta
po t a k i m w y p a d k u jest trudne I kosztowne.
Ze w z g l ę d u na w ł a ś c i w o ś c i „ z a p a c h o w e " m y ­
śliwi u n i k a j ą tych zwierząt, n i e c h ę t n i e za­
czepiają je psy, a u c i e k a j ą od nich wszystlcie
drapieżniki.
Ciekawym zwierzęciem futerkowym
jest
opos, j e d y n y przedstawiciel torbaczy na t y m
kontynencie. Jest on przez m y ś l i w y c h bardzo
poszukiwany, polowanie na niego jest jednak
bardzo trudne, g d y ż ż e r u j e w y ł ą c z n i e w nocy,
w dzień zaś siedzi u k r y t y w konarach w y ­
sokich drzew, w ś r ó d gałęzi i listowia.
K o u s6rslu
tOreamnos
americanus)
jest szop. F u t r o jego jest jednak tEmie, a ho­
dowla bardzo ł a t w a , tak źe nie stanowi cen­
nej zdobyczy. O wiele bardziej poszukiwana
Jeszcze p a r ę słów o zwierzynie skrzydla­
tej. Głuszców, cietrzewi i kuropatw tu nie
ma. Ulubionym natomiast ptakiem tutejszych
m y ś l i w y c h jest p r z e p i ó r k a , k t ó r a w y s t ę p u j e
w k i l k u podgatunkach na terenie całych Sta­
n ó w i stanowi najpopularniejszy obiekt po­
l o w a ń . W p ó ł n o c n y c h stanach USA, na tere­
nie w i e l k i c h k o m p l e k s ó w l e ś n y c h żyje p a r d wa. Jest to p t a k w i e l k o ś c i d u ż e j k u r y domo­
wej, upierzony w lecie b r ą z o w o , zimą biało.
B l i s k i m k r e w n i a k i e m p a r d w y jest tzw. prair i e - c ł i i c k e n — k u r k a preryjna, spotykana na
r o z l e g ł y c h łiezleśnych przestrzeniach w ś r o d ­
k o w y c h i p o ł u d n i o w y c h stanach USA. B a ż a n ­
ty są sztucznie zaprowadzane i masowo ho­
dowane w farmach. Dużo jest dzikich kaczek,
i to r ó ż n y c h g a t u n k ó w . Najpospolitsza jest
k r z y ż ó w k a , nieco w i ę k s z a od europejskiej,
p r z e b y w a j ą c a w y ł ą c z n i e na wodach p ó ł n o c ­
no-zachodnich s t a n ó w . Częściowo jest nawet
udomowiona, gdyż ł a t w o się oswaja. Z ptac­
t w a b ł o t n e g o najczęściej spotyka się kszyki.
Osobliwością a m e r y k a ń s k i e j awifauny jest
dziki
indyk,
z n a j d u j ą c y się obecnie pod
ochroną gatunkową.
P o l u j ą c y w U S A m y ś l i w y europejski spot­
k a ł b y w i ę c swoich znajomych, ale... ze zwie­
r z y n ą w Ameryce jest tak, j a k ze w s z y s t k i m
w t y m k r a j u — n i b y to samo, a w ł a ś c i w i e
z u p e ł n i e inaczej.
Stanisław MłeneAski
7
LA szerokiego ogółu naszego społeczeństwa, a nawet dla znacznej części myśliwych, żubr jest zwierzęciem nieomal legendarnym, o którym wiadomo, Iż grozi mu wymarcie i że bytuje tylko
w pieczołowicle strzeżonych zamkniętych rezerwatach lub
w ogrodach zoologicznych. Rzeczywistość dość daleko odbiega
od tych wyobrażeń . Dzięki wieloletniej wytęż.onej pracy nad hodowlą
l ochroną tego najgrubszego zwierza polskiej kniei, prowadzonej pod
klerunkiem Ministerstwa Leśnictwa - Zarząd Ochrony Przyrody, Folska ma dziś największą ilość żubrów na świecie i jest jedynym kraJem,
gdz.ie bytują one również na wolności .
Pogłowle żubrów, według danych z llst1>pada ub. r., wynosi 131 sztuk,
w czym 31 cieląt z ze'>złorocznego przychówku. Stan żubrów szybko
wzrasta, mimo że w latach 1946-1959 wyeksportowaliśmy 59 żubrów
do 15 krajów europejskich.
Stado bytujące na wolności zostało wypuszczone kilka lat temu do
sw:>jej hlstoryc;r;nej ostoi w Pus.zc;r;y Białowieskiej . Składa się ono obecnie z 28 żubrów: byków, krów l cieląt, kt6re utrzymują się w doskonalej kondycji i są już w znac;r;nym stopniu zdziczałe. Ponowne wprowadzenie żubrów w łowisko otwarte jest doniosłym wydarzeniem w historii łowiectwa światowego i wystawia chlubne świadectwo naszym
przyrodnikom i hodowcom.
Przed wielu, wielu laty wędrowałem po Puszczy w niezapomnianą
noc księżycowej pełnl Szmaragdową toń boru srebrzyła poświata,
welony oparów spowijały śródleśne łąki, z ser~ mateczników d obiegało pohuklwanie puchacz:~. Nocy tej zdawało mi się, że czas cofnął
s ię nagle o kilka wieków. Zewsząd ota.s;z.ały mnie pasące się na łąkach
żubry. Tu samotny byk-1>lbnym, tam stadó kilkun:~stu sztuk i znów
dllej żubry... Naliczyłem ich wtedy ponad pięćdz.iesiąt, a żyło wówc.z:~s
(1916 r.) w Puszczy Białowieskiej przeszlo 700 sztuk.
Prze;r. wiele następnych lat nawet nie marzyłem , abym mógł kiedys
jeszc;r;e ujrzeć podobny obraz. I oto we wrześniu ubiegłego r oku znalazłem się znów na tropach żubrów, przemierzających swobodnie pus;r;cz c<ńskie ostępy, w towarzystwie znanego fotografa dzikich zwierząt,
austriackiego przyrodnika Helmuta Heimpel. Wybrał się on do Polski
tylko w tym celu, by utrwalić n a taśmie filmowej żubra i ło s ia.
Wszyscy, którzy się choć troche interesowali polowaniem z obiektywem n:~ zwierzynę, wiedzą dobrze, że jest to najtrudniejszy rodzaj
łowów. Trzeba zwierza nie tylko wytropić i podejść znacznie bliżej niż
na odległość strzału z broni myśliwskiej, lecz także mieć dobrą pogodę
i korzystne światło. Jak trudno zgrać ze sobą wszystkie te czynniki
i j akże często wielogodzinny wysiłek obraca w niwecz lada kaprys
auTy!
Tym raz~m mieliśmy wyjątkowe szczęście. Pogo:la była jak na zamówienie, a trud odszukania stada, stale zmieniająceg~ ostoję na powierzchni kilku tysięcy h ekhr6w, wzięli na swoje barki doświadczeni, zżyci
z Puszcz!! tropiciele z Ośrodka Hodowli Zu.brów w Białowieży · s tuszy
strażnik Potoka i strażnik Sawickl
Któregoś dnia natknęliśmy się wreszcie wcesnym popołudniem na
stado złożone z 23 żubrów, wśród których baraszkowało pięć kilkumiesięcznych, urodzonych już na W'Olności cieląt. Zubry pasły się na łące
otoczonej w krąg zwartym lasem, skąpanej w blaskach jesiennego słońca
Wiatr był silny l pomyślny - wiał przez łąkę w kierunku najwięks zej
gęstwiny. Pod osłoną gąszczu podeszliśmy niedostrzeżeni na skraj łąki
Zubry pasły się nie dalej jak o sto kroków. Stado, rozbite na mniejsze
D
2N(1W
PRZfMIERlAJ4
PUSZCZĘ
ZDJ~IA TEKST
HELMUT HEIMPEl
JóZEF STADION·RZYSZCZEWSKI
lub większe grupy, znajdowało się w ustawicmym ruchu, powoli lecz;
litale zbliżają-c się ku naszemu ukryciu. Czasami jakiś zabłąkany podmuch zabierał ze sobą odrobinę naszej woni i wówczas bliżej stojące
utuki okazywały niepokój, nieruchomlały l czujnymi nozdrzami
chtiwle wciągały wiatr. Potem zbijały się w zwartą gromadę l zwracały
łby w podejrzanym kierunku - jakby gotowe do ataku. Cierpła na nas
wtedy skóra z obawy, że, zaniepokojone, odejdą i cale to widowisko
s kończy się przedwcześnie. Wiatr jednak był silny l nle zwietrzyły nti.
Za chwilę pasły się znowu spokojnie, a Helmpel wracał do pr-zerwanej
pracy utrwalając na filmie coru to nowe sceny z życia królewskich
mieszkańców Puszczy. Po godzinie żubry zaczęły się oddalać, zbiły się
w jedno stado i długim wężem, n.tuka po sztuce, z.nikały w mrocz.nej
głębi lasu.
Kiedy dziś wracam myślą do tych chwil. marzy mi się, :te mo:te niedaleka jest chwila, gdy spoczywający w Muzeum Folskiego Związku Ło­
wieckiego róg Wojsklego pochwyci w dłonie Łowczy Białowieski, aby
obwieścić śwlatu, że odżyły
tradycje żubrzych łowów w Puszczy.
J6sef Sładloa-Rsyunewakl
JAN EDWARD KUCHARSKI
B u t y z a p a d a ł y z ctirzęstem w m o k r y śnieg.
Szliśmy
całą g r u p ą
do ostatniego
miotu
w pobliże leśniczówki.
— Nie w i e r z ę w ż a d n e „ p o g o d o w e " w r ó ż ­
by — m a m r o t a ł
Jerzy w y c i ą g a j ą c nogi z
g r z ą s k i e j kaszy — ani meteorologiczne, ani
ludowe. Wszystko bujdy! Barbara była „ p o
wodzie" i ś w i ę t a b ę d ą takie same. Patrz, co
się dzieje!
W nagłej o d w i l ż y śniegi t o p n i a ł y na p o t ę ­
gę, powietrze nasycone b y ł o ciężką wilgocią.
Samochody w ogóle nie w j e c h a ł y do lasu,
zaś ostatnia nasza furmanka ugrzęzła w g r u ­
bej zaspie przy podjeździe. W l e k l i ś m y się
wolno, ale n i e u s t ę p l i w i e .
— Taki
k a w a ł drogi! — b u r c z a ł
wciąż
Jerzy. — Udyndamy się j a k mopsy! I po co?
Wiesz, ten ostatni m i o t to ma b y ć prezent
od leśniczego na g w i a z d k ę dla Koła... a gu­
zik będzie. Znam takie prezenty!
S z t u r c h n ą ł e m go w bok, żeby p r z e s t a ł pe­
szyć. P o m o g ł o .
Doszliśmy wreszcie. „ G w i a z d k o w y " o d d z i a ł
w y g l ą d a ł zachęcająco. M ł o d n i k ś w i e r k o w y
poprzerastany b u k i e m i d ę b e m , gąszcz z b i ^
i nieprzejrzysty.
— Czujesz dziki? — t r ą c i ł mnie Jerzy, rozd y m a j ą c nozdrza. — Wczoraj t u były... na
pewno!
Obstawiliśmy
m ł o d n i k z trzech
boków,
z czwartego p>oszła naganka.
To wszystko t r w a ł o długo i cały czas cicho
b y ł o j a k na pustyni. W duchu z a c z y n a ł e m
już k l ą ć Jerzego. S t a ł e m na w ą s k i e j l i n i i ,
diablo trudnej do s t r z a ł u , za to przed sobą
m i a ł e m zakole podkrzesanych
świerczków
i sosenek. Do trzydziestu m e t r ó w m o ż n a by­
ło coś zobaczyć.
P a d ł jeden s t r z a ł — p o z n a ł e m , ś r u t o w y .
I dalej s p o k ó j . Naganka p o w i n n a j u ż b y ł a
dojść do końca. P o d n i o s ł e m z ziemi t o r b ę ,
oczekując na s y g n a ł z b i ó r k i , kiedy usłysza­
ł e m pierwszy s t r z a ł sztucerowy, a po n i m
od razu dwa n a s t ę p n e . A więc są d z i k i !
R z u c i ł e m tortię, s t a n ą ł e m w pogotowi-u.
Z głębi m i o t u
dobiegły t ę t e n t y i trzaski,
a po c h w i l i z p r z e c i w l e g ł e j l i n i i dwa szyb­
kie s t r z a ł y . P o s z ł y ! Szkoda, nie b y ł o mnie na
t y m weselu.
I nagle wzdłiiż trzech b o k ó w m i o t u w y ­
b u c h ł a palba. Co s i ę dzieje? I l e t y c h d z i k ó w
jest?
Z n ó w z a h u c z a ł o przede m n ą , trzaski ła­
manych g a ł ą z e k p r z e w i a ł y poza z a s i ę g i e m
w z r o k u . A dalekie s t r z a ł y
padają
ciągle.
Wreszcie coś idzie bliżej.
Jest j u ż szaro, kucam, aby zwiększyć sobie
pole
widzenia. Ziemia d u d n i , jedzie cała
wataha. Pierwszy p r z e l e c i a ł duży cień, led­
w o go r o z p o z n a ł e m , zginął. Za n i m , cały
sznur
mniejszych — locha z w a r c h l a k a m i .
A dudnienie r o ś n i e dalej i w k o ń c u sypią
się p o t ę ż n e cielska, trzaska m ł o d n i k , huczy
powietrze. L a w i n a d z i k ó w
na czterdzieści
m e t r ó w przede m n ą kruszy wszystko na
swej drodze i r w i e o s z a l a ł a z p r z e r a ż e n i a —
j a k burza. L e d w o co w i d z ę w p ó ł m r o k u ! Jak
tu s t r z e l a ć ? !
Przepuszczam k i l k a sztuk, sldadam się do
n a j t ę ż s z e j , Irtóra j a k taran r o z k ł a d a w p r o s t
g ę s t w ę na dwie strony. Drzewo,
komora,
drzewo, szyja, drzewo... strzelam! Niestety —
w drzewo! Nie d o j r z a ł e m cienkiej sosenkl na
drodze swojej k u l i .
D z i k i p r z e m k n ę ł y , za c h w i l ę rozlega się
t r ą b k a . Ruszam w g ł ą b miotu. Z n a j d u j ę trop
swojego olbrzyma, z n a j d u j ę n a d c i ę t ą pocis­
kiem drzewinę.
Zdarza s i ę ! W ł a ś c i w i e nie mogę sobie na­
wet n a w y m y ś l a ć . Trudno. I d ę szybko l i n i ą .
10
ciekaw, co s ł y c h a ć u kolegów. Opodal grup­
ka naganiaczy, a w ś r o d k u Jerzy sapie z za­
dowolenia nad cielskiem grubego o d y ń c a .
— To ten wczorajszy — śmieje s i ę do mnie.
— Widzisz, nie z a p e s z y ł e m !
P a d ł y jeszcze cztery s z t u k i , m i o t b y ł na­
prawdę
„gwiazdkowy".
Jak
obliczyliśmy,
huczka z g r o m a d z i ł a w n i m około czterdzie­
stu d z i k ó w .
M a r t w i mnie moje p u d ł o i w i e m , źe tego
spotkania nie z a p o m n ę nigdy, A l e nie z po­
wodu p u d ł a . Po raz pierwszy w s z a r ż y wa­
tahy w g ę s t y m m ł o d n i k u o d c z u ł e m c a ł ą silę
i potęgę czarnego zwierza.
W a r t a k u l i taka zdobycz, w a r t a jednego
czy drugiego zawodu! A jeśli s i ę poszczęści
i p i ę k n e szable z n a j d ą się oprawione
na
ścianie, w a r t o nieraz p r z y p o m n i e ć sobie, j a k
to było, i w s k r z e s i ć w m y ś l a c h w s p a n i a ł e
zwierzę aż do ostatniego skoku w t r w a ł ą
myśliwską pamięć.
W lecie był t u zielony gąszcz, nieprzenikliw y dla oka, tajemniczy. Teraz bujne runo
u w i ę d ł o , liście o p a d ł y i m ł o d ą dĘbinkę przej­
rzeć m o ż n a na w y l o t . S m u k ł e p i e ń k i , z w i e ń ­
czone w koronach b r ą z e m zeschłych liści,
ostro o d b i j a j ą od śniegu.
S t o j ę na przecince, gdzieś daleko naganka
rozstawia s i ę w z d ł u ż miotu.
Panuje d o s k o n a ł a cisza. W s t r z y m u j ę od­
dech, b y nie n a r u s z y ć jej d o s k o n a ł o ś c i .
Nagle szelest — jeden, po n i m drugi, trze­
ci... Jakby k t o ś szedł d u ż y m i k r o k a m i zasy­
p a n ą liśćmi aleją.
S p o g l ą d a m na p o b l i s k i
d ę b c z a k — a n i drgnie. Szelesty idą jeden za
d r u g i m , podcłiodzą
coraz bliżej, wreszcie
czuję na t w a r z y p o w i e w i m ó j d ę b c z a k . j u ż
c h r z ę ś c i g r u b y m i liśćmi.
Za m n ą m ł o d e sosenki p o d e j m u j ą poszum
w y s o k ą n u t ą , p o d a j ą go dalej... i z n ó w spa­
da cisza.
K t o pierwszy p o w i e d z i a ł :
„idzie w i a t r " ?
K t o to b y ł ? T y l e l a t m y ś l a ł e m , że to poetyc­
ka p r z e n o ś n i a , aż dopiero dzisiaj p o j ą ł e m
d o s ł o w n o ś ć tego o k r e ś l e n i a .
Może to i nic dziwnego, przecież w ł a ś n i e
j ę z y k i e m poezji da się w y r a z i ć n a j t r u d n i e j ­
szą, najbardziej z w i e w n ą p r a w d ę .
Obok d r ó ż k i nad jeziorem z n a l a z ł e m perkoza. Leżał na śniegu, s k r ę c o n y w tragiczny
p y t a j n i k . M r ó z u t r w a l i ł ten łiształt. Ot)ejrzałem go.
Nie m i a ł ż a d n y c h o b r a ż e ń , widocznie p a d ł
z głodu. W t y m r o k u mrozy niespodziewanie"
s k u ł y w o d ę . a ten nie zdążył odlecieć. K t o
tam w i e , co b y ł o tego p r z y c z y n ą .
W z i ą ł e m ptaka za nogi, p r z y n i o s ł e m do
ogrodu i p o s t a w i ł e m go, o p i e r a j ą c plecami
o ś c i a n ę domu. O b i e c y w a ł e m sobie otiejrzeć
go później szczegółowo.
Babcia, k t ó r a w i d z i a ł a mnie w r a c a j ą c e g o
do domu, z a p y t a ł a :
— Co tam niosłeś w r ę k u ? Co to b y ł o ?
O p o w i e d z i a ł e m o znalezisku, staruszka po­
kręciła głową.
— Niedobrze p r z y n o s i ć do domu zdechle
z w i e r z ę t a . Choroby t y l k o z tego, nieszczęścia.
W y r z u ć go!
Coś tam babci o d p o w i e d z i a ł e m , ale oczy­
wiście perkoza nie w y r z u c i ł e m . Jeszcze b y
tego b r a k o w a ł o , ż e b y m się liczył z j a k i m i ś
tam p r z e s ą d a m i !
Tego dnia nie m i a ł e m czasu, perkoz stał
więc nieporuszony pod ścianą.
Wieczorem poszedłem z ż o n ą do d e n t y s t k i ,
by j e j u s u n ę ł a z ą b . O d k ł a d a ł a t ę w y p r a w ę
j u ż od tygodnia.
Zabieg p r z e s z e d ł g ł a d k o i w r ó c i l i ś m y do
domu. W nocy jednak k r w a w i e n i e z rozdar­
tego dziąsła w z m o g ł o s i ę i t r w a ł o do rana.
0 świcie trzeba było j e c h a ć do k l i n i k i .
Po powrocie
z a s t a l i ś m y w domu
syna.
Wychowawca zwolnił go z lekcji, bo c h ł o p a k
m i a ł w y s o k ą g o r ą c z k ę . Zaziębienie. Tego sa­
mego dnia po p o ł u d n i u w y s z e d ł e m o d g a r n ą ć
świeży śnieg. N a p a d a ł o go tyle, że f u r t k i j u ż
nie m o ż n a b y ł o o t w o r z y ć . W r a c a j ą c p o ś l i z ­
g n ą ł e m s i ę na chodniczku przed domem i ca­
łym
ciężarem
siadłem
na
kamieniach.
Z g r z y t n ę ł o m i w k r ę g o s ł u p i e , w oczach po­
k a z a ł y się gwiazdy.
Wtedy na w y s o k o ś c i swojej t w a r z y zoba­
c z y ł e m r o z k r z y ż o w a n e g o przy ś c i a n i e perko­
za. Z r o b i ł o m i s i ę t r o c h ę niesamowicie, t r o ­
c h ę głupio. W s t a ł e m i rozcierając p o ś l a d e k
w r ó c i ł e m do domu.
Wieczorem księżyc świecił ostro, m r ó z a i
trzeszczał pod b u t a m i . Cicho, o g l ą d a j ą c się,
czy mnie kto nie w i d z i , w y s z e d ł e m do ogro­
du, w z i ą ł e m
biednego
perkoza
za nogi
1 podszedłszy do ogrodzenia, z rozmachem
w y r z u c i ł e m go na drogę. K l a p n ą ł g ł u c h o na
u b i t ą jezdnię.
W s t y d z i ł e m się samego siebie...
I j a k t u z a c ł w w a ć s p o k ó j ? Jak u n i k n ą ć
najcięższych słów, c i s n ą c y c h się na usta, gdy
się p o m y ś l i o o k r u t n i k a c h
zastawiających
sidła?
Dzisiaj z n a l a z ł e m w lesie s a r n ę s t o j ą c ą na
w n y k u . B y ł a w stanie k r a ń c o w e g o wyczer­
pania. Szyja, rozcięta d o k o ł a drutem, zaczy­
n a ł a r o p i e ć , grzbiet i ł o p a t k i s t e r c z a ł y ostro,
b o k i w k l ę s ł y . Oparta o pień b i a ł o - c z a r n e j
b r ó z k i , s t a ł a bez ruchu. Na m ó j w i d o k
d r g n ę ł a , ale nie m i a ł a j u ż siły p o r u s z y ć s i ę .
P o d c h o d z i ł e m z boku. Snleg w o k ó ł z r y t y
aż do brunatnych n K h ó w , g ę s t e krople farby,
k i l k a p o ł a m a n y c h k r z a k ó w . Długo w a l c z y ł a ,
zanim z r e z y g n o w a ł a z życia.
B y ł e m o p a r ę m e t r ó w , kiedy p ó ł o b r o t e m ,
wolno p r z e c h y l i ł a
łeb w moim kierunku.
S p o j r z a ł y na mnie oczy t a k twiesne, t a k p e ł ­
ne rozpaczy, źe s t a n ą ł e m j a k uderzony. W y ­
cofałem się do drogi, zawcrfałem kolegów.
Z d j ę l i ś m y nieszczęsną z sidła, zanieśli do
f u r m a n k i , o k r y l i kocem. Nie o p i e r a ł a s i ę
wcale, jej zgratmy łels tłezwładnie leżał na
słomie.
Leśniczy o b e j r z a ł ją, p o k i w a ł głową.
— S p r ó b u j ę , może się da o d r a t o w a ć — po­
wiedział bez przekonania.
Z d a l i ś m y sobie s p r a w ę , źe to nie b ę d z i e
łatwe.
P o p s u ł y się humory, na g r o m a d k ę n a s z ą
s p a d ł o p r z y g n ę b i e n i e , maskowane k i e p s k i m i
kawałami.
A przecież b y l i ś m y m y ś l i w y m i , k a ż d y nie­
raz s t r z e l a ł do kozła czy sarny, z a d a w a ł
ś m i e r ć . Tak, ale nie znosił zadawania m ę k i
zwierzynie. Jeśli jego s t r z a ł nie b y ł ś m i e r ­
telny, spieszył się, s t r z e l a ł po raz drugi,
kończył co p r ę d z e j ten ostatni akt dramatu,
bez k t ó r e g o — niestety — nie ma polowania.
K i e d y sobie u p r z y t o m n i ę te długie dnie
i godziny cierpienia u m i e r a j ą c e j na w n y k u
sarny czy zająca — ogarnia mnie wściek­
łość. T a k i u ż y t e k z l u d z k i e j p r z e m y ś l n o ś c i ,
ludzkiego
rozumu, tak zaspakajana
chęć
zysku — ma posmak zbrodni.
Jan Edward Kucharski
KRYSTYN MAZURKIEWICZ
DZIADEK
OD
TUMAKÓW
Z
N A L E M go od d z i e c i ń s t w a . S i w i u t e ń k i
gajowy z n i e o d ł ą c z n ą s t r z e l b i n ą - b e r d a n k ą . B y w a ł o , przycłiodzimy z ojceni
po ponowię, kiedy ś n i e g jest niby czysta p o ś ­
ciel — i zaraz pytanie:
— Jak t a m dziki, P a w e ł , „ z a s z y f r o w a ł y "
coś przez noc? A w i l k i n a t r o p i ^ w Zapolu?...
Może tak konika założysz do rozworek?
P a w e ł robU m i n ę n i j a k ą i w y c i ą g a ł w o r e ­
czek z tytoniem. Potem m ó w i ł , że d z i k i o w ­
szem, że gruby pojedynek... Nagle przekrzy­
w i a ł g ł o w ę j a k wrona na płocie I z zachwy­
conym, dziecinnym u ś m i e c h e m o b j a w i a ł nam
„ t a j e m n i c ę " : w s z ó s t y m k w a r t a l e siedzi stary
tumak. Od k i l k u d n i P a w e ł t r o p i k u n ę , a dziś
po prostu... rozkosz. K a ż d y pazurek, poduszeczka ł a p k i — j a k w zadrukowanej k s i ą ­
żeczce. I od razu propozycja: m o ż n a by k w a r ­
t a ł o b c i n a ć rano i bez p o ś p i e c h u , s k r z y d ł a m i
T a m w kącie, przy S t a r y m Bagnisku, gdzie
gruł>e osiny...
Pewien m ł o d y 1 bardzo g o r ą c y
myśliwy
(tak, czuje się te w i n y młodości) lubił sprze­
czać się z P a w ł e m , że to szkoda czasu, skoro
s t r z e l i ć m o ż n a do k u n y 2 — 3 razy w sezonie,
że w ogóle są to łowy na cień. Ot, w p u s z c z a ć
psa ś w i t a n i e m do ostępu, a osadzi k i e d y ś
tumaka...
— Sza! Sza! — o b u r z a ł się P a w e Ł —• Psa?
I poco ten ruch? Ot, Idziesz sobie p o w o l e ń k u
— t w a r z starego z n ó w ł a g o d n i a ł a — i cały
w t y m smak. Snleg leży, i on tobie mówi.
Ileż to powie śnieg, kiedy na niebo ledwo
w y s z ł a zarka m a l e ń k a j a k stroinka I świeci.
Psa! Smak w t y m , że cicho 1 pięknie... — M o ­
nolog nie k o ń c z y ł się zresztą. — A j a k j u ż
zaszeleści w koronie, to wtedy „czuj duch!"
Stoisz, a i serce s t a n ę ł o , nie bije. T y l k o ocza­
m i wodzisz t u i tam. A ona przewija się
przez gałąź, j a k woda „ c i e k n i e " po pniu. W
ten jeden moment strzelić trzeba p r ę d k o ,
p r ę d z i u t k o ! I bywa, że — nic... A l e z n ó w pa­
z u r k i z a s k r z y p i ą na korze, obsuwa się i spa­
da. Prosto — m o t y l zbity t y m ołowiem...
K i e d y ś poszliśmy z P a w ł e m na tumaka
(jednak!) — i u r o k tych ł o w ó w o k a z a ł się
j a k najprawdziwszy. Stary po prostu zagu­
bił wszystkie te romantyczne ciągotki, a oka­
zał się sobą, czyli d o s k o n a ł y m tropicielem.
K a ż d e zadrapanie na pniu m i a ł o dla niego
ściśle o z n a c z o n ą d a t ę I — co w a ż n i e j s z e —
celowość. 2k)stawiał, w i ę c beztrosko ś l a d i od­
n a j d y w a ł go tam, gdzie chciał odnaleźć. B u ­
d o w a ł j a k ą ś teorię, złożoną z tych d e l i k a t ­
nych ściegów, k i e r u n k u w i a t r u , znajomości
terenu I n a w y k ó w zwierzęcia. B y ł e m zgubio­
ny i m i a ł e m w r a ż e n i e , że całe to tropienie
spełznie na niczym, kiedy nagle p o s y p a ł o się
igliwie i m i ę d z y ziemią i niebem p r z e m k n ą ł
cień sporego zwierzęcia. P o d n i o s ł e m strzel­
bę i w i d z ę d o k ł a d n i e , j a k kuna sznuruje
p ł a s k o po srebrnawej gałęzi osiki. Do dziś
nie rozumiem, w j a k i s p o s ó b w y w i n ę ł a z tej
pozycji arabeski, z s u n ę ł a m i się z muszki i
j u ż s p ł y w a ł a niżej — j a k d ł u g a i dziwnie
puszysta rakieta. Wtedy w ł a ś n i e , kiedy moje
ś r u t y s y p a ł y się j a k groch na osikę, strze­
lił łtrótko dziadek-romantyk. T u m a k z w i n ą ł
się w locie w k ł ę b e k , potem g w a ł t o w n i e roz­
p r o s t o w a ł i p a c n ą ł p ł a s k o w śnieg. I wtedy
dopiero w r ó c i ł y echa s t r z a ł ó w — „Bach,
bach!"...
Siadam na p i e ń k u I w y c i e r a m czoło chu­
steczką. Las dziki, j a k i e ś komysze, p a p r o ć
aksamitnie zasrebrzona. Na osice zwaliste
gniazdo, pewnie po j a s t r z ę b i a c h . P a w e ł j a k ­
by z a p o m n i a ł o kunie I m i ę k k ą I r c h o w ą
s z m a t k ą przeciera zamek berdankL W c i ą ­
gam nosem powietrze — leży śnieg, a pach­
nie grzvbamL
•
K i e d y ś p r z y j e c h a ł e m na ferie ś w i ą t e c z n e .
Trosk j u ż w głowie co niemiara. Po pierwsze.
lisy j a k b y ktoś w y m i ó t ł , śnieg w
lasach
sczerniał, hula wiatr. Noce ciężkie i czarne —
bez ś w i a t ł a . Zasiadki przy padlinie — nieu­
dane. Po drugie g ł o w ę d r ę c z y m y ś l : czym za­
p ł a c ę za s t a n c j ę w miasteczku? Ba, w domu
nie ma pieniędzy. Nawet ł a d u n k ó w do strzel­
by pożyczył CierpichowskL Lis oczywiście,
t y l k o lis r a t o w a ł b y sytuację...
Raz j u ż m y k i t a m a j a c z y ł w szuwarach,
p r z e s u w a ł się b a ż a n c i m p o b r z e ż e m . Ale z
tych z m a r t w i e ń i trosk k r e w u d e r z y ł a do
głowy i s t r z e l i ł e m j a k fuszer — k r o k przed.
Ś r u t w y r ą b a ł ścieżkę w szuwarach. Z a c i s n ą ­
ł e m zęby. Bagno ś m i a ł o się s w y m srebrnym
gardłem.
Z a w ę d r o w a ł e m do d u ż e g o lasu j u ż pod s i ­
w y zmierzch. Nóg nie czuję i siadam na pniu.
Niewesołe myśli w głowie. Ale w i a t r u s t a ł ,
p r ó s z y śnieg, niebo oddycłta t y m śniegiem.
I nagle po plecach s p ł y w a j a k b y mrowie,
j a k b y leciutki w s t r z ą s elektryczny. P o d n o s z ę
g ł o w ę i w siatce gałęzi o d n a j d u j ę znajomy
kształt. Myśli j a k b ł y s k a w i c e : dziadek P a w e ł ,
pogoń i t u m a k — ustrzelony z d ł u g i e j rusz­
nicy. Ale siedzę I nogi t k w i ą w śniegu. W
t y m czasie lufy strzelby p o d j e ż d ż a ł y w o l ­
niutko do góry. Jeszcze metr, t y l k o bez po­
śpiechu, t y l k o „czuj duch!", j a k m a w i a ł Pa­
weł. I strzał. Wtedy robi się z n ó w g o r ą c o , ale
p ł a t k i śniegu g r u b i e j ą , lepią się do t w a r z y
i chłodzą. S t r z a ł w y k r ę c i ł k u n ę I zniósł w
czeluście d ł u g i c h czarnych gałęzi. P u d ł o ? Nie.
Spada! Jedna jest t y l k o droga po ś m i e r t e l ­
n y m strzale: droga w dół.
•
K i e d y ś na stancji o d p i e c z ę t o w a ł e m list (na­
t u r a l n i e i o łacinie j u ż wiedzą!...). A potem
c z y t a ł e m : „ G a j o w y P a w e ł u m a r ł w lesie.
Znaleźli go przypadkowo. Siedział oparty
plecami o s o s n ę I oczy p a t r z y ł y w niebo.
Strzelba leżała na kolanach. Siedział od ś w i ­
t u — bo skostniaL K w a r t a ł szósty, uroczysko
nazywa się Stare Osiny..."
Tej nocy z m ł o d z i e ń c z ą t k l i w o ś c i ą p r ó b o ­
w a ł e m odnaleźć ś l a d jego ostatniej przygody
z tumakiem. W i e d z i a ł e m bowiem, że leży
ponowa, że w y s z e d ł jeszcze przed ś w i t e m i '
w y c z u w a ł jej m i ą ż s z butami. Wolno wdzie­
r a ł się w serce śniegów, nieskazitelnych j a k
jego serce. Czy czuł, że to ostatni raz w ę ­
druje szlakiem pod świt, że owa gwiazdka,
k t ó r ą n a z y w a ł s t r o i n k ą , jest m u bliższa niż
kiedykolwiek? Czy ó w tumak, uroda dzikich
lasów, zdołał jeszcze w y w i n ą ć pętlę, oczaro­
w a ć i z s u n ą ć się w d ó l z iglicy czarnej musz­
k i — k u dziupli?...
B y ł o na pewno cicho i p i ę k n i e na s t a r y m
u m i ł o w a n y m szlaku. T a k u m i e r a j ą c ( m y ś l a ł
m ł o d y człowiek) .„zostaje s i ę " w lesie, przeni­
ka w r d z e ń i głąb. Czyż może bowiem k ł a ­
m a ć taka prostota serca?...
I k a ż d y t u m a k strzelony o d t ą d — nale­
żał j u ż do dziadka P a w ł a .
Kryftyn Mazurkiewici
II
Ł o w y te dały okazję do bardzo wldlu cleltawych
obserwacji, z a r ó w n o jeśli chodzi o t a k t y k ę ataku­
j ą c y c h d r a p i e ż n i k ó w , jak l o sposoby piirony ze
strony p r z e ś l a d o w a n y c h przez nie z w i e r z ą t . Zręcz­
nie w y k o r z y s t y w a ł y one możliwość^ u n i k u l u b
przynajmniej ucieczki do k r y j ó w e k ' a nawet —
Jeśli chodzi o zające — nleldedy b e z p o ś r e d n i o od­
p i e r a ł y atak gołęblarzy, 1 t o często skutecznie,
d a j ą c t y m d o w ó d , i ż opinia o i c h t c h ó r z o s t w i e nie
zawsze Jest uzasadniona.
JjDWJECTWd
PIĘKNY P O K O T
JBŁEN W T U R C J I
Na dość znacznych obszarach T u r c ] l a miano­
wicie w Kórzysiych czĘŚciach AnaŁolii w y s t ę p u j e
Jeleń maral <Cervus elaphus mara! Og.). Są t o
tereny p o r o ś n i ę t e w g ó r n y c h partiach jc<iJą li sos­
ną, w dolinach zaś r ó w n i e ż bukiem, d ę b e m i kasz­
tanowcem. Bogaty podszyt k r z e w ó w liściastych,
m . i n , miejscowe odmiany maliny, zapewnia Je­
leniom obfitość paszy w alągu całego r o k u . t y m
w i ę c e j . Iż okres zimy t r w a k r ó t k o , przy n i k ł e j
na ogól p o k r y w i e ś i ^ t n e J ,
M i m o sprzyjające Warunki naturalne
(obfitość
paszy, odpowiednie,
zbliżone
do pierwotnego,
siedlisko), pogłowie Clenia w T u r c j i jest bardzo
nieliczne.
W lepiej
rozpoznanych
łowiskach
w p ó ł n o c n o - z a c h o d n i e j części k r a j u ocenia się Iż
na 1000 ha lasu przypada n a j w y ż e j Jeden Jeleń.
A źe b y i u j e on w chmarach po 20—25 szl. przez
prawie cały r o k . m o ł t i w o ś ć spotkania się z p ł o ­
w y m zwierzem, nie posiadaj ą c y m w dodatku
ustalonych
przesmyków,
jest
n a p r a w d ę nikła.
W g ó r a c h A n a t o l i l nieliczne Jest r ó w n i e ż pogło­
wie sarny l dzika. P r z y c z y n ą tego Jest prawdo­
podobnie m . I n . w y s t ę p o w a n i e w ł o w i s k a c h w*ielkich
d r a p i e ż n i k ó w . ' & miajiowicle
niedźwiedzia
brunatnego
i przede wszystkim d o ś ć Hcznego
wilka.
J e l e ń maral osadza pięJtne p o r o ż e , a mimo to
nie Jest on w T u r c j i przedmiotem Intensywnych
p o l o w a ń . R ó ż n e sa tego przyczyny, w k a ż d y m
b ą d ź razie sprawdza s i ę t u raz Jeszcze r e g u ł a .
Iż obfitość zwierza stoi w p e w n y m stosunku do
liczby m y ś l i w y c h . Dopiero zainteresowanie się
cdowieka
przedmiotem
Jego pasji
łowieckiej
przyczynia 9lę do wzrostu pogłowia zwierzyny,
nawet przy m n i e j j u ż w ó w c z a s
sprzyjających
warunkach naturalnych.
O OGRANICZENIE
ODSTRZAŁU
PRZEPIÓREK
Z t a k i m wnioskiem w y s t ę p u j e radzieckie czasopiismo ł o w i e c k i e „ O c h o t a l Ochotniczje Chozlajstwo" (nr 9/59). m o t y w u j ą c go silnym przerze­
dzaniem się pogłowia tego m i ł e g o l pożyteczDCgo pti^szka, p r z e t w a r z a j ą c e g o na s m a c z n ą dzi­
czyznę o g r o m n ą ilość nasion szkodliwych chwa­
stów
polnych.
Powodem
zaniku
przepiórek
w Z w i ą z k u BadziecW m jest rabunkowa niekiedy
eksploatacja
rodzimego
zwierzostanu,
zarówno
przez m y ś l i w y c h , j a k 1 przez l u d n o ś ć w i e j s k ą
n i e k t ó r y c h o k r ę g ó w , łowiącą p r z e p i ó r k ę w okre­
sie masowych j e j p r z e l o t ó w przy użyciu sposo­
bów zakazanych przez prawo, j a k np- sieci l u b
nocą przy sztucznym świetle i t p . Czasopismo w y ­
s t ę p u j e z wnioskiem, aby w ogóle zakazać polo­
wania na p r z e p i ó r k i w pasie szeroJcości 20 k m
wzdłuż brzegów Morza Czarnego, z a ś poza t y m
pasem u s t a n o w i ć n i e p r z e k r a c z a l n ą n o r m ę dzien­
nego Odstrzału na m y ś l i w e g o .
Wi'ialąc
z uznaniem
t ę Ini-cjatywę musimy
s t w i e r d ^ ć , iż m o ż e m y lednak t y l k o zazdrościć
naszym radzieckim p r z y j a c i o ł o m tego, iż w ogóle
mają o n i Jeszcze k ł o p o t y z n a d m i e r n ą e ł ^ l o a t a cją tego gatunku zwierzyny. M y podobnych kło­
p o t ó w niestety j u ż m^ieć nie m o ż e m y , po prostu
dlatego, iż od k i l k u lat p r z e p i ó r k a stała się
w Polsce p r a w d z i w ą rzadkością — w ł a ś n i e z po­
wodu nadmiernych . o d ł o w ó w w w i e l u krajach
leżących na szlaJiach Jej dorocznych p r z e l o t ó w .
Prawdopodobnie pewien w p ł y w m a j ą r ó w n i e ż nie
s p r z y j a j ą c e r o z m n o ż y ' t e g o ptaszka zmiany k l i m a ­
tyczne.
W
Związku
Radzieckim
p r z e p i ó r k a zasiedla
w okresie wiosny i lata ogromne obszary, dochod^ząc na p ó ł n o c y europejskiej części ZSRR
aż do Wysp Solowleckich, na wschodzie za*;,
na Syberii, a ż do g ó r n e g o biegu r i e k l Leny. .Nie­
wielka część radzieckich p r z e p i ó r e k zimuje na
Zakaukaziu
craz w rejonie
A ł t a j u , ogromna
większość odlatuje natomiast Jesienią do A f r y k i
i c i e p ł y c h okolic AiZjl.
12
Belgijskie czosoplsmo ł o w i e c k i e ,.L« S l . Hubert
Club de Belgique" w korespondemcjl z A n g l i i i n ­
formuje o niezwykle w y s o k i m pokocie, uzyska­
n y m t a m w diuu 1 paźdzlemLka 1959 r . Mlanowlcde
w siedem strzelb ubito ZOZO sztuk z w i e r z y n y , w
czym a ż 1834 k u r o p a t w y , 54 b a ż a n t y , 36 grzywa­
czy. 86 zajęcy 1 10 k r ó l i k ó w , uczestnikom polowa­
nia nie u d a ł o się jednak pobić rekordu wyso­
kości dzleraiego pokotu, k t ó r y p a d ł w A n g l i i w
1952 r . w RothwcU, w o k r ę g u Llncolnahlre, 1 w y ­
nosił a ż 2119 szt. z w i e r z y n y !
Nie ]es'.e4my zwolennikami . . r e k o r d ó w " w dzie­
dzinie m y ś l i s t w a , g d y ż staje się ono w t e d y zwy­
k ł y m t y l k o strzelectwem. T y m niemniej należy
p o d k r e ś l i ć , i ż w obu przypadkach lwią ozęść po­
k o t u s t a n o w i ł y k u r o p a t w y , i to p ę d z o n e p a ź d z i e r ­
nikowe k u r y . Ś w i a d c z y t o pocłileboiie z a r ó w n o
o zasobności angielskich łowisk w t ę z w i e r z y n ę ,
Jak i o w y s o k i c h kwalifikacjach
strzeleckich
uczestników polowań.
WARTO WYPRÓBOWAĆ
Czasopismo ..Ochota i OchotTilczje Chozlajstwo",
organ radzieckiego
ministerstwa
rolnictwa, p u ­
b l i k u j e w nrze 5/59 a r t y k u ł na temat p o ż y t k u , j a k i
gospodarce ł o w i e c k i e ] pT^ynleść m o ż e
uprawa
r o ś l i n y zwane] „ s a c h a l i ń s k ą
gryką"
(łacińskiej
nazwy niestety nie podano).
Jest t o roślina wieloletnia, d o r a s t a j ą c a 4 m w y ­
sokości i dająca z hektara — j a k w y k a z a ł y liczne
p r ó b y polowe — cd 1000 d o 4000 c e t n a r ó w zielone]
masy, d o s t a r c z a j ą c e j w y b o r n e j w y s o k o w a r t o ś c i o wej paszy, n a d a j ą c e j się z a r ó w n o na k i s z o n k ę , j a k
i c h ę t n i e pobieranej przez z w i e r z ę t a kopytne, za­
j ą c e i ptactwo, zwłaszcza j e i l l chodzi o m ł o d e
p ę d y . Z c h w i l ą wiosennego ocieplenia się (przy
temperaturze + ]5°C) gryka ta zaczyna niesłycha­
nie szybko r o s n ą ć (dobowe przyrosty do 10 cm),
osiągając w warunkach rosyjskich w k o ń c u maja
w y s o k o ś ć do 1,5 m . W europejskiej części ZSRR
r o ś l i n a ta daje flę z powodzeniem u p r a w i a ć na
olbrzymim
areale, s i ę g a j ą c y m od Archanglelska
i K i r o w a na północy, do Rostowa 1 Anapy na po­
ł u d n i u ; udaje f^lę w r ó ż n y c h waru^nkach klimatycz­
nych i na bardzo r ó ż n y c h glebach, nawet suchych.
Najlepsze j e j r o z m n a ż a n i e — wegetatywne.
S y g n a l i z u j ą c p o w y ż s z e 1 c d s y ł a j ą c zainteresowa­
nych po bliższe szczegóły do w^pomnianago arty­
k u ł u , s ą d z i m y , iż w a r t o b y ł o b y p o c z y n i ć l u nas
p r ó b y z u p r a w ą sachalinskiej g r y k i , g d y ż jest t o
roślina d o s t a r c z a j ą c a d u ż y c h ilości dobrej paszy
i n a d a j ą c a się na remizy dla sarn 1 drobnej zwie­
rzyny.
9 0 R 0 L N I C T W 0 ODZYWA NA Z A C H O D Z I E
Parokrojnie i n f o r m o w a l i ś m y o u p r a w i a n i u Łowów
z sokołama i i n n y m i d r a p i e ż n y m i ptakami w ZSRR
1 na W ę g r z e c h . Niedawno czasopismo zachodnionlemleckie ..Wild u n d Hurvd" (nr 62—17/59) opu­
b l i k o w a ł o obszerne sprawordanie z t r z y d n i o w y c h
pokazowych .,łowćw z p t a k i " , odbytych w Nad­
renii w dniach 15—18 p a ź d z i e r n i k a 1959 r,, z okazji
zjaizdu s o k o l n i k ó w niemieckich w Kranichsteln.
Z uwagi na specyfikę tematu, ograniczymy s i ę
do k r ó t k i e j t y l k o wzmiankd, iż w czasie tego poikazu zademonstrowano
ogółem
39 golębiarzy,
19 s o k o ł ó w wszelkich m o ż l i w y c h ras oraz 1 k r o gulca. W czasie d w u - i p ó l d n i o w y c h łowów, w
k t ó r y c h wzięty czynny udział t y l k o 4 sokoły
i 19 gołębia rzy, złowiono o g ó ł e m : przy użyciu
sokołów ~ 12 k u r o p a t w i 2 b a ż a n t y , przy pomocy
zaś g o l ę h i a r z y — 4 kuropatwy, 15 b a ż a n t ó w , 12 za­
jęcy i 4 dzikie k r ó l i k i . Polowano z a ś w ł o w i s k u
bardzo bogatym we w s z e l k ą d r o b n ą z w i e r z y n ę .
Nikłe w y n i k i blisko t r z y d n i o w y c h ł o w ó w d a ł y
okazję
niemieckiemu
sprawozdawcy,
znanemu
ornitologowi drowi Heinzowl B r i l l l , do podkreślenia.
Iż sokolnicy n i e polują ze s w y m i ptakami gwoli
obfitej zdobyczy, ale dla czystego sportu, d l a emo­
cji, Jaką daje w i d o k Wyskawlcznie a t a k u j ą c e g o
ptaka. Stwierdza on rówjileż, do pewnego stopnia
słusznie, iż łowy te p o w i n n y b y ł y d a ć Ich uczest­
n i k o m m o ż n o ś ć naocznego
przekonania s i ę , Iż
powszechnie w ś r ó d m y ś l i w y c h p a n u j ą c e przekona­
nie o rozmiarze strat, jakie p r z y n o s z ą naszym ło­
w i s k o m skrzydlate
d r a p i e ż n i k i , jest
stanowczo
przesadzone.
Ta ostatnia teza dra BrtUla Jest, naszym izdajilem,
t y l k o częściowo słuszna, a w k a ż d y m razie wyma­
ga Jednego w a ż n e g o u z u p e ł n i e n i a .
Wspomniane
polowania z s o k o ł a m i o d b y w a ł y się w październi­
k u , a w i ę c w okresie, k i e d y zwierzyna była w
o p t i m u m swego fizycznego rozwoju l kiedy na
polach mogła znaleźć Jeszcze sporo osłony w po­
staci p ó ź n y c h okopowych, warzyw polowych i t p .
z p e w n o ś c i ą zaś zupełnie Inaczej p r z e d s t a w i a ć się
b ę d z i e sprawa r o z m i a r ó w tych
strat w okresie
r o i m n o ż y drobnej zwierzyny l u b t e ż w warunkach
izijnowych, .kiedy na polach zupełnie brak osłony
naturalnej, zaś mjozy 1 głód osłabiają zdolność
zwierzyny do ucieczki l u b obrony przed napastu­
j ą c y m i ją s k r z y d l a t y m i d r a p i e ż n i k a m i .
C l POTRAFIĄ W S Z Y S T K O
WYKORZYSTAĆ
K t O? Oczywiście nasi p r a k t y c z n i p o ł u d n i o w i s ą ­
siedzi. Świadczy o t y m m . I n . r ó w n i e ż 1 ogłoszenie,
Jakie ostatnio u k a z a ł o s i ę w czasopiśmie „MysUvost" (nr. 12/59). Zawiadamia ono, iż f i r m a D I K ,
Praha, Hradec Kralove I V , zakupuje od myśli­
w y c h l o t k i dzikich kaczek, k u r e k wodnych, b a ż a n ­
t ó w , s ł o n e k 1 kwiczołów, a t a k ż e wszelkie p i ó r a
kuropatw, dalej p i ó r a z piersi i grzbietu kaczo­
r ó w I t d . Po co? A no po prostu dla w y r o b u s p r z ę t u
wędkarskiego.
A może
sprawą?
by t a k z a i n t e r e s o w a ć
s i ę 1 u nas t ą
ZNOWU L O S W CZECHOSŁOWACJI
W Czechosłowacji loś w y g i n ą ł przed przes:do stu
l a t y . Nic w i ę c dziwnego. Iż pojawienie s i ę w paź­
dzierniku 1957 r . łosia w o k r ę g u Ustl nad Ł a b ą
w y w o ł a ł o nie byle j a k ą s e n s a c j ę w ś r ó d m y ś l i w y c h
i l e ś n i k ó w czeskich. T r w a ł a ona z g ó r ą dziesięć
m i e s i ę c y , w czasie k t ó r y c h
b y k koczował po
czeskich łowiskach, b y wreszcie z g i n ą ć od k u l i
n i e d o ś w i a d c z o n e g o m y ś l i w e g o , k t ó r y sądził, iż o d ­
strzelił selekcyjnego jelenia.
Dnia 26 w r z e ś n i a ub. r. poJawU się n o w y ł o ś w
powiecie Dećin, niedaleko od granicy z NRD, k t ó ­
r y obecnie przebywa w okolicy w y j ą t k o w o m a ł o
lesistej, I do tego suchej, i nie przejawia specjal­
nej o s t r o ż n o ś c i wobec ludzi. Zwierz znajduje s i ę
pod s t a ł ą o b s e r w a c j ą m y ś l i w y c h i l e ś n i k ó w , pra­
g n ą c y c h u c h r o n i ć go od złej przygody.
Ten drugi z kolei przypadek p r z y w ę d r o w a n i a
łosia do CSR wskazuje na t o . iż nasze kampinos­
kie czy rajgrodzkle łosie istotnie d o k o n u j ą w
okresie bukowiska dalekich w ę d r ó w e k . Dziwnym
wydaje s i ę Jednak, iż t a k m a ł o mamy o nich
obserwacji p o c h o d z ą c y c h z t e r e n ó w , k t ó r e losie
musza p r z e m i e r z y ć , n i m z a w ę d r u j ą za g r a n i c ę .
' L . P.
P
0
Z
1
A M I Ę T A
DOKARM
W I E R Z
OCHRONIE
J C I E
lANIU
Y N Y
ŁOWISKA
M(VCłł
STYCZEŃ 1900 ROK
O c t u a n i a j c ł * gołębie pocztowe — wota
ipefwlen m y ś l i w y do braci z cecbu ś w . H u ­
berta, Gołębie pocztowe wytresowane w le­
cie, giną z w y k l e w Jesjenl podczas polo­
w a ń . Tymczasem p t a k i te o d d a j ą podczas
w o j n y w i e l k i e usługi. Ntem'Ie>okle gołębie
pocztowe no9zą pod s k r z y d ł e m herb p a ń .
stwowy i za Ich 'zablcie grozi surowa ł m r a .
Tresura g o ł ę b i jest ogromnie mozolna. Za­
patrywanie r o l n i k ó w , te g o t ^ e z r z ą d z a j ą
na polach szkody. Jest mylne, stwierdzono
raczej, że ptadtl te niszczą m n ó s t w o roba­
c t w a 1 nasion zielska; jedynie podczas sie­
w u mogą
zrządzić
drobne
szkody,
ale
w t y m czasie g o ł ę b i e pocztowe
kursują
rzadko. Zandarmciia nlesniecka śledzi t y c h ,
któirry m o r d u j ą golęitide poczitowe.
O polowaniu na dropie. W s p a n i a ł y
ten
ptak, a tak p o ż ą d a n y przez m y ś l i w y c h , zamieszocuje, jak wiadomo, urodzajne stepy
g u b e m i l p o ł u d n i o w y c h oraz n i e k t ó r e miej­
scowości na Kujawach, w ŁowlcOCiem i na
Podlasiu. Jak trudne Jest poLorwanle na d r o .
ple, sądzić m o ż n a z t ^ o , że upolowanie
dropia m y ś l i w i p o r ó w n u j ą z ubiciem nledźwledizia, gdzie takowe s ą .
e zajączków Jest prawie nfk-a^otyikaną
kością.
Zając
na krze. Z Podzamcza
donosŁą
nam, że podczas ruszenia lodów p r z y p ł y n ą ł
Wisłą na t a f l i lodowej zając. Biedny sza­
r a k nie mógł się u w o l n i ć , g d y ż dw^e b r y ł y
lodu ścisnęły mu t y l n e Skoki. P r z y p u s z c z a ć
naileży, że albo z a j ę c z y n a chciał się przez
Wisłę p r z e p r a w i ć i t r a f i ł w ł a ś n i e na r u s z ę ,
nie lodów, alłx>-ll też, że zrobił s<^ie kotH'nę ina lodzie.
Zające.
Gospodynie
warszawskie,
któ­
r e -ohclaty natryć zająca na święta, narze­
k a ł y na zbyt w y g ó r o w a n ą c e n ę . H a n d l u j ą c y
twierdzą, żc wysokŁe ceny są s k u t k i e m ma­
s ó w k o wywozu polskich z a j ę c y za granicę,
k t ó r a za kaiżdego ubitŁeigo naszego zająca
płaci bardzo dobrze. S t ą d na r y n k u war­
szawskim odczuwa się bra^ dowozu z a j ę c y ,
a co za t y m idzie, znaczne i c h p o d r o ż e n i e .
STYCZEŃ
Dzielny m y ś l i w y . — M ą ż szanowneij Sią'siadki musi b y ć dzielnym m y ś l i w y m . C z ę .
'sto U4[dzę, j a k przechodzi koto naszej w i l l i
w p e ł n y m rynszturilpu m y ś l i w s k i m .
— E, lepszy on automobilista, niż m y ś l i w y ;
z polowania wraca zazwyczaj z puatyml
r ę k o m a , natomiast
Ilekroć wyjedzie auiteim, za k a i d y m rasem coś przywiezie: to
gęś przejecłianą, to p a r ę kaczek, to wresz­
c i e k u r ę . A wczoraj — ito narwet p r z y w i ó z ł
spore p r o s i ę . . .
(Wuesn)
1930 R O K
Płodność zajęcy. W Jagd-und
Kinologiscłie Rundscłiau zmajdujemy nćkstępującą
n o t a t k ę : „Dnia 13 kwłeibnia br. przy obcho­
dzie r e w i r u z moim l e ś n y m z n a l a z ł e m kot­
linkę z 8 i d l k u dniowym i z a j ą c z k a m i . Z u pehile jednakowa w i e l k o ś ć
wskazuje, że
n i e poołiodziły one od d w ó c h czy trzech
matek. Czegoś podobnego
nie w i d z i a ł e m
jeszcze w mojej 27-letnlej praktyce. Wszak
Dtiezel w dziele ..Nlederjagd" pisze, że rztit
żubr należy do r z ę d u parzystokopytnych
p r z e ż u w a j ą c y c h , rodziny pustorogich, podrodziny w o l o w a t y c h ;
żutw Jest najwlęłcszyni z w i e r z ę c i e m euro.
pejsk'lm: mierzy do 350 cm długości t 200
om w y s o k o ś c i w kłębie, a c i ę ż a r ciała
s a m c ó w dochodzi do 850 k g ;
rzad­
Odczyt przez
radio. Dnia 25 stycznia
w warszawoiklm Radio Odczytał artysta T.
Frenkiel p r a c ę p. W. Marylskiego pt. .,Ło­
w y u podnóża g ó r y Ruvenzeri w A f r y c e " .
Jest to opis w y p r a w y na b a w o ł y czarne
i czerwone.
p o ż y w i e n i e ż u f r a w okresie l e t n i m s k ł a ­
da się g ł ó w n i e z t r a w , izlół i liści, w z l .
mie z p ę d ó w 1 k o r y drzew i k r z e w ó w ;
Czy wiecie, że
. ż u b r n i e g d y ś w y s t ę p o w a ł licznie w la­
sach c a ł e j niemal ICuropy i zinaczneij czę­
ści A z j i . Obecnie hodowany Jest w s t a n ę
póldziłtlm w rezerwatach, g ł ó w n i e w Pol­
sce i ZSRR, poza t y m .w Niemczech
1 Szwecji;
. żutiry Żyją w m a ł y c h stadkach r o d z l n j i y c h po k i l k a sztuAc, stare samce t y j ą
p r z e w a l i ć samotnie;
, Polsica posiada
najwięcej
żubrów
na
świecie i Jest j e d y n y m krajem, w k t ó r y m
część pogłowia t u b r ó w bytuje na swotoodaJie:
, ze zmysłów m a j ą ż u b r y dobrze rozwi­
n i ę t y s ł u c h i w ę c h , widzą natomiast sła­
bo. O d z y w a j ą
się rzadko
mruczącym,
dość s ł a b y m g ł o s e m ;
, typowym
siedliskiem żutyrów są lasy
mieszane l liściaste o charakterze
pier.
w o t n y m , dobrze podszyte k r z e w a m i ;
. przez więknoą część d n i a ^ b r y ocłpoczy.
w a j ą : śpią lub p r z e ż u w a j ą ; na 2 — 3 ga­
dziny iprzed zachodem ^ o ń c a wy<cłiod!ą
na ż e r o w i s k o i ż e r u j ą d o raoa;
, okues godowy czyli ruja zaczyna się
w drugie] p o ł o w i e sierpnia i t r w a przez
cały w r s e s l e ń . W miaju l u b ozerwcu kro­
wa po okx>ło 40-tygodnloweJ cdąiży rodzi
Jedno d e i ę ;
•
. d o j r z a ł o ś ć p ł c i o w ą ż u b r y (»i4gają
p i e r o w s z ó s t y m rckju życta;
do­
stare b y k i l k r o w y w okresie k a r m i e ­
nia cieląt są agresywne i c z ę s t o atalcują
ż e r u j ą c e w pobliżnj jelenie, ł o s e l u b pa­
s ą c e się konie, adarzaly się t e ż wypadJci
atakowania cztowieka;
iabry
t y j ą d o *S lat.
sebral
A. B .
Dnia 15 lipca 1959 r. u k a z a ł a się w B u ł g a r i i seria złożona z 6 z n a c z k ó w ,
na k t ó r y c h przedstawione są najpopularniejsze p t a k i U s ó w l p ó l .
2 st. — o l l w k o w o b r u n a t n y (zielonoczamy) — s i k o r l d ,
8 st. — p o m a r a ń c T o w o b r u n a t n y (czamooUwkowy) — dudek,
16 st.
b r u n a t n y (czarnobrunatny) — dzięcioł,
45 st. — brunatny (zielonoczarny) ~ kuropatwa izara,
60 st. — ciemnoniebieski (zlelonoszary) — kuropatwa skalna,
80 st. — niebieskozieiony (oliwkowoszary) — kukutłca.
N a k ł a d z n a c z k ó w wynosi 400 t>'sięcy serii.
F. B.
KĄCIK
FILATELISTYCZNY
M I L I C J A W WALCE
Z KŁUSOWNICTWEM
KoL Hubert Lasota — Jedlina Zdrój
FYTANIJE 1: K t o jest o b o w i ą z a n y u t r z y m y w a ć s t r a ż n i k ó w ł o ­
wieckich na części polnej, a k t o na części leśnej obwodu ł o ­
wieckiego i j a k i e s ą zadania s t r a ż n i k a łowieckiego?
Odpowiedź: S p r a w ę p o w y ż s z ą n o r m u j ą przepisy art. 37 i n a s t ę p nycłi ustawy z dnia 17 czerwca 1959 r. o hodowli, ochronie z w i e r z ą t
ł o w n y c h i prawie łowieckim. Zgodnie z t y m i przepisami o l m w i ą z e k
u t r z y m y w a n i a s t r a ż n i k ó w ł o w i e c k i c h w obwodzie w y d z i e r ż a w i o n y m
spoczywa na d z i e r ż a w c y (kole łowieckim), z w y j ą t k i e m o b w o d ó w l a ­
sów p a ń s t w o w y c h , na k t ó r y c h u t r z y m y w a n i e s t r a ż n i k ó w łowieckich
należy do o b o w i ą z k ó w p r z e d s i ę b i o r s t w l a s ó w p a ń s t w o w y c h . Tak więc
na części polnej obwodu łowieckiego, jak i na czę£ci leśnej nie*stanow i ą c e j własności P a ń s t w a (np. w lasach chłopskich) u t r z y m y w a n i e
s t r a ż n i k ó w łowieckich należy do o b o w i ą z k ó w koła łowieckiego, dzier­
ż a w i ą c e g o dany o b w ó d łowiecki, przy czym s t r a ż n i k łowiecki o b o w i ą ­
zany jest m i e s z k a ć na terenie l u b w pobliżu obwodu łowieckiego,
w k t ó r y m p e ł n i służbę. S t r a ż n i k ó w łowieckich na obszarze l a s ó w
p a ń s t w o w y c h p o w o ł u j ą p r z e d s i ę b i o r s t w a l a s ó w p a ń s t w o w y c h (nad­
leśnictwa) spośród p r a c o w n i k ó w terenowych p a ń s t w o w e j a d m i n i ­
stracji l e ś n e j . Zadania (uprawnienia i obowiązki) s t r a ż n i k ó w ł o w i e c ­
kich s ą o k r e ś l o n e w art. 38 i 39 ustawy z dnia 17 czerwca 1959 r.
o hodowli, ochronie z w i e r z ą t ł o w n y c h i prawie łowieckim. Przedruk
tej ustawy został zamieszczony w nrze 14 (1113) „ Ł o w c a Polskiego"
z dnia 15 lipca 1959 r., jak r ó w n i e ż w „ K a l e n d a r z u M y ś l i w s k i m "
na r o k 1960.
P Y T A N I E 2: Czy m y ś l i w y — członek k o ł a łowieckiego — obo­
w i ą z a n y jest k a ż d y wyjazd do ł o w i s k a na polowanie i n d y w i ­
dualne zgłaszać w ł a d z o m kola i organom administracji lasóv/
p a ń s t w o w y c h oraz k o m u konkretnie należy zgłaszać wyjazd
do ł o w i s k a ?
O d p o w i e d ź w y n i k a z art. 30. ust. 2 ustawy z d n a 17 czerwca 1959 r.
0 hodowli, ochronie z w i e r z ą t ł o w n y c h i prawie łowieckim oraz z po­
s t a n o w i e ń § 10 Regulaminu P o l o w a ń , zatwierdzonego przez Pre­
zydium Naczelnej Rady Ł o w i e c k i e j (przedruk w „ K a l e n d a r z u M y ś l i w ­
s k i m " na r o k 1960). Zgodnie z art. 30 ustawy do w y k o n y w a n i a polowa­
nia w w y d z i e r ż a w i o n y m obwodzie ł o w i e c k i m wymagane jest m . in.
u p o w a ż n i e n i e wydane przez d z i e r ż a w c ę t j . przez w ł a d z e k o ł a ł o w i e c ­
kiego. Polowanie bez tego u p o w a ż n i e n i a jest polowaniem bez po­
siadania wymaganych u s t a w ą u p r a w n i e ń i podlega w m y ś l art. 55,
pkt. 7 ustawy karze więzienia do lat 3 i g r z y w n y albo karze aresztu
1 grzywny. Tak więc przy polowaniu i n d y w i d u a l n y m , bez w z g l ę d u na
rodzaj zwierzyny, na k t ó r ą się w k o n k r e t n y m w y p a d k u poluje (kuro­
patwa, kuna leśna, kwiczoły itp.), m y ś l i w y polujący indywidualnie
o b o w i ą z a n y jest u z y s k a ć u p o w a ż n i e n i e
(pisemne) od w ł a ś c i w y c h
w ł a d z kola łowieckiego. U p r a w n i o n y m do wydania takiego u p o w a ż ­
nienia jest łowczy kola. Ł o w c z e m u kola n a l e ż y też, stosownie do § 10,
ust. 1 Regulaminu P o l o w a ń , zgłaszać k a ż d y wyjazd w teren. Nie ma
jednak ż a d n y c h przeszkód, by wyjazdy w z g l ę d n i e wyjścia na teren
obwodu łowieckiego przy polowaniach i n d y w i d u a l n y c h zostały z ł o w ­
czym koła z góry uzgodnione na o k r e ś l o n e d n i lub okresy. M y ś l i w y
p r z y b y w a j ą c y na polowanie indywidualne do części obwodu ł o w i e c ­
kiego o b e j m u j ą c e j lasy p a ń s t w o w e o b o w i ą z a n y jest ponadto zgłosić
swoje przybycie do tej części obwodu we w ł a ś c i w y m n a d l e ś n i c t w i e
l u b t e ż w leśnictwie, w k t ó r y m zamierza polować. Jest to uzasadniono
choćby z tego w z g l ę d u , że do p r z e d s i ę b i o r s t w l a s ó w p a ń s t w o w y c h na­
leży ochrona zwierzyny na terenie l a s ó w p a ń s t w o w y c h , i z tej p r z y ­
czyny organy tych p r z e d s i ę b i o r s t w p o w i n n y b y ć poinfOTmowane
0 t y m , k t o i na j a k ą z w i e r z y n ę poluje w lesie. Organy te m u s z ą też
m i e ć możność sprawdzenia, czy m y ś l i w y p o l u j ą c y w lesie posiada
uprawnienia do w y k o n y w a n i a polowania. Nie ma i t u przeszkód, by
m y ś l i w y po uzyskaniu odpowiedniego u p o w a ż n i e n i a od łowczego koła
1 po uzgodnieniu z n i m z góry d n i lub o k r e s ó w p o l o w a ń , zgłosił te d n i
wzgL okresy we w ł a ś c i w y m n a d l e ś n i c t w i e wzgL l e ś n i c t w i e na pewien
czas n a p r z ó d .
A. C.
SPROSTOWANIE
W numerze 1/60 (1124) „ Ł o w c a Polskiego" z d n i a 1 stycznia 1960 r.
z przyczyn od Redakcji n i e z a l e ż n y c h została z n i e k s z t a ł c o n a notatka
„Rozstrzygnięcie konkursu fotograficznego „ Ł o w c a Polskiego" (koL
14 wiersz 20, 21) oraz podpisy pod n o t a t k a m i „ P G R d o k s z t a ł c a per­
sonel ł o w i e c k i " i „Wilki na Pomorzu", zamieszczonymi w rubryce
„ M y ś l i w i p i s z ą " na kolumnie 15.
P r a w i d ł o w y tekst z n i e k s z t a ł c o n y c h wierszy b r z m i :
I I n a g r o d ę w sumie zL 750.— za prace pod godłem „ H u z a r " , autor
prof. dr Teodor RafińskI, P o z n a ń .
A u t o r e m n o t a t k i „ P G R d o k s z t a ł c a personel ł o w i e c k i " jest ini. B r o ­
n i s ł a w S a ł u d a z Warszawy, zaś autorem n a t a t k i „Wilki na Pomorzu"
— koL Jerzy G a r b i ń s k i z W a n z a w y .
14
O B Y T A K I C H WIĘCEJ
W d n i u 4.XII.59 r. komendant Posterunku M O Długosiodło, pow.
W y s z k ó w , s t sierż. W ł a d y s ł a w W a l i ń s k i , w czasie s ł u ż b y z a u w a ż y ł
nieznanego osobnika z d u b e l t ó w k ą , k t ó r y na w i d o k funkcjonariusza
M O zaczął uciekać, p o r z u c a j ą c dutjeltówkę. Po zatrzymaniu go s t w i e r ­
dzono, że jest to k ł u s o w n i k C z e s ł a w Fijak z a m i e s z k a ł y we wsi L u b i e l
Nowy. B r o ń została skonfiskowana, a przeciwko F i j a k o w i prowadzo­
ne jest doctiodzenie.
W n a s t ę p n y m tygodniu, w dniu 12.XII. 59 r., ten sam komendant
Posterunku z a t r z y m a ł drugiego k ł u s o w n i k a z n i e l e g a l n ą b r o n i ą m y ś ­
l i w s k ą . Antoniego Z d z i s ł a w a Sobieckiego, z a m i e s z k a ł e g o we w s i Przetycz, pow. W y s z k ó w , k t ó r y systematycznie w y b i j a ł z w i e r z y n ę . Sobiecki został aresztowany.
por. Kazimierz Zieliński
K W MO w Warszawie
SŁUŻBOWYIM S A M O C H O D E M — N A KŁUSOWNICTWO
W d n i u 15 grudnia ub. r., na skutek meldunku z terenu, funkcjo­
nariusze Komendy Powiatowej M O w Pruszkowie zatrzymali samo­
chód s h i ż b o w y , w k t ó r y m j e c h a ł p r z e w o d n i c z ą c y Z a r z ą d u Powiato­
wego L P Z , Janusz Kostewicz, Wraz z Janem Sybilskim. W czasie
k o n t r o l i znaleziono w aucie cztery k u r o p a t w y i jednego b a ż a n t a ,
a na ś c i a n a c h b a g a ż n i k a k ę p k i turzycy, co dowodzi, że ofiarą poprzed­
nich k ł u s o w n i c z y c h w y j a z d ó w p a d a ł y r ó w n i e ż z a j ą c e . Ś l e d z t w o prze­
prowadzone przez por. S t a n i s ł a w a K r y s t k a w y k a z a ł o , że Kostewicz
u ż y w a ł s ł u ż b o w e g o samochodu do k ł u s o w n i c z y c h w y p r a w w teren,
w czasie k t ó r y c h s t r z e l a ł i z a b i j a ł ze s ł u ż b o w e g o k b k s u z w i e r z ę t a
ł o w n e , bez w z g l ę d u na czasy ochronne.
Należy się s p o d z i e w a ć , że niezależnie od p r z y k ł a d n e g o ukarania
niebezpiecznego k ł u s o w n i k a przez sąd p a ń s t w o w y , r ó w n i e ż w ł a d z e
w o j e w ó d z k i e i centralne L i g i P r z y j a c i ó ł Żołnierza p r z e d s i ę w e z m ą
k r o k i u n i e m o ż l i w i a j ą c e swoim c z ł o n k o m k ł u s o w n i c t w o z b r o n i prze­
znaczonej dla c e l ó w szkoleniowych i sportowych.
Warszawska W o j e w ó d z k a Rada Ł o w i e c k a w d o w ó d uznania dla
sprawnie przeprowadzonej a k c j i p r z e k a z a ł a do dyspozycji Powiatowej
Komendy M O w Pruszkowie n a g r o d ę w w y s o k o ś c i zł 300.—
Włodzimierz Olczyk
Warszawa
M O R D E R C A ŁOSIA P O D K L U C Z E M
W dniu 29.XII. 59 r. został aresztowany Aleksander Gilewski za­
m i e s z k a ł y w P i e ń k o w i e , pow. Nowy Dwór. Gilewskiemu udowodnio­
no, że w okresie 1958 i 1959 r. z a k ł a d a ł systematycznie w P i e ń k o w i e
w n y k i , w w y n i k u czego s c h w y t a ł 11 sztuk zajęcy i jednego łosia,
ł ą c i n e j w a r t o ś c i 50.550 zł. Do w y k r y c i a k ł u s o w n i k a przyczynili się:
komendant Posterunku M O Ł o m i a n k i , pow. N o w y E>wór, st. sierż.
Z d z i s ł a w Szulkowski i posterunkowy, sierż. Tadeusz Ziółkowski.
por. Kazimierz Zieliński
K W MO w Warszawie
niiili^ii piszą
J K S Z C Z E O POJAWIANIU SIĘ
&UBOPATW W M I A S T A C H
W związltu 2 notatłcą Zd/lsJiswa Hynowsklego pt. ,.Kuropatwy w centrum
B y t o m i a " ( „ Ł o w i e c Polski", nr 23/59) p r a g n ą i Ji podztelić sią s w o i m i spo­
s t r z e ż e n i a m i , d o t y c z ą c y m i pojawiania się k u r o p a t w w d u ż y c h miastach.
Mieszkam w K r a k o w i e , w centrum miasta, przy ulicy Szpitalnej, k t ó r ą m o ż ­
na zaliczyć do najruchliwszych. Jest p i ę k n a słoneczna pogoda p a ź d z i e r n i k o ­
wa. Wtem przez otwarte okno mojego pokoju, mieszczącego się na I I p i ę t r z e ,
dolatuje — tak dobrze znanu — czyrykanie z w o ł u j ą c y c h się kuropatw. Zain­
t r y g o w a n y t y m , w y c h y l a m s i ę przez okno i w i d z ę p r z e c h o d n i ó w z podnie­
sionymi g ł o w a m i , p r z y g l ą d a j ą c y c h się n a r o ż n i k o w i p r z e c i w l e g ł e g o domu. I oto
w i d z ę p i ę k n e g o koguta k u r o p a t w y , siedzącego na r y n n i e t r z y p i ę t r o w e j ka­
mienicy. Rdzawe upierzenie, na piersiach lśni w s p a n i a ł a podkowa. Jeszcze
k i l k a t a k t ó w głośnego wabienia, po czym ptak z e r w a ł się i odleciał w s t r o n ą
Rynku.
O d r u g i m podobnym w y p a d k u d o w i e d z i a ł e m się od p. doc. J u r k o w s k i e j ,
k t ó r a w r ó c i ł a do k r a j u po m i e s i ę c z n y m pobycie w Czechosłowacji, d o k ą d
w y j e c h a ł a w celach naukowych. Pani Jurkowska Jest c ó r k ą w y t r a w n e g o m y ­
śliwego i często t o w a r z y s z y ł a swemu ojcu na polowaniach na k u r o p a t w y .
I d ą c przez Vaclavske Namesti, g ł ó w n ą ulicę Pragi, w porze obiadowej, przy
n a j w i ę k s z y m rucltu ulicznym, zobaczyła, te przechodnie stają l p a t r z ą cle-
Wyitiwi/tuiot
ftliiiliwi
kawie ne ś r o d e k Jezdni. Oczom swoim nie c h c i a ł a w i e r z y ć , bo oto m i ę d z y
szynami t r a m w a j o w y m i ciekła kuropatwa. Nadjeżdżające wozy tramwajowe
i samochody z w a l n i a ł y biegu lub z a t r z y m y w a ł y się, aby nie n a j e c h a ć ptaka.
A tymczasem biledna ptaszyna, zagubiona w t y m t ł u m i e , m n i e j w i d a ć bala się
p o j a z d ó w niż ludzi, bowiem i l e k r o ć zboczyła w s t r o n ę chodnika, w r a c a ł a
szybko na i r o d e k Jezdni 1 elekta dalej. Niestety p. Jurkowska nie m o g ł a da­
lej o b s e r w o w a ć , co się s t a ł o z k u r o p a t w ą , bo t ł u m uliczny Ją przesłonił.
Pojawianie się ł m r o p a t w w centrum w i ę k s z y c h miast t ł u m a c z ę t y m , że p t a k i '
te m u s i a ł y b y ć p r z e ś l a d o w a n e przez j a k i e g o ś d r a p i e ż n i k a 1 p ę d z o n e w s t r o n ę
miasta, dlatego też nie m o g ł y — Jak to Jest w Ich zwyczaju — odlecieć
w k i e r u n k u swojej ostoi.
Marek R o j o z l A i k l
Rzeszów
fiszą
Na r o z k ł a d z i e przy udziale 24 strzelb znalazło się 217 zajęcy l 15 t i a ż a n t ó w - k o gutów.
Podczas wspólnej kolacji, czyli — j a k przyjęto się m ó w i ć na Ś l ą s k u — ostat­
niego m i o t u przedyskutowano z kolegami czeskimi k l i k a z a g a d n i e ń ł o w i e c k i c h
d o t y c z ą c y c h obydwu s ą s i a d u j ą c y c h p o w i a t ó w . Goście bardzo pochlebnie w y .
rażall się o organizacji polowania. P o d o b a ł i m s i ę , t a k ż e sposób polowania
p ę d z e n i a m i , g ł ó w n i e dlatego, że część zajęcy r u s z a j ą c a na t>oki i do tyłu nie
b y ł a „ d o t y k a n a ś r u t a m i " i uchodziła z u p e ł n i e zdrowa.
Na z a k o ń c z e n i e
ostatniego m i o t u " goście obdarzyli polskich m y ś l i w y c h
w a r t o ś c i o w y m i k s i ą ż k a m i o tematyce ł o w i e c k i e j i d z i ę k u j ą c za m i ł o s p ę d z o n e
chwile g o r ą c o z ^ r a s z a l l na Jeslenno-zimowe polowania w p r z y s z ł y m sezonie
do Czechosłowacji.
I n i . Erwia
Dembiniok
Cieszyn
HTSŁIWr Z POMOCĄ P O G O R Z E L C O M
O B U D N I O W y MIOT ZAJĘCY
K o ł o Ł o w i e c k i e nr 9 ,,Knieja" w Katowicach d z i e r ż a w i od pięciu lat dwa
obwody ł o w i e c k i e : n r 116 i 118 w w o j . rzeszowskim, pototone na pograniczu po­
w i a t ó w przemyskiego, sanockiego 1 ustrzycklego. W p a ź d z i e r n i k u ub. r.
we w s i Leszczawa Dolna, w obwodzie US, w y b u c h ł pożar, w k t ó r y m s p ł o n ę ł o
osiem gospodarstw, a czterdziestu pięciu p o g o r z e l c ó w zostało bez dachu nad
g ł o w ą . Koło nasze na w i a d o m o ś ć o klęsce, Jaka d o t k n ę ł a m i e s z k a ń c ó w wsi,
z o r g a n i z o w a ł o z b i ó r k ę ubrania, b u t ó w , bielizny Itp., k t ó r a d a ł a bardzo dobry
rezultat. W dniu 16.XI. 59 r. d o s t a r c z y l i ś m y z e b r a n ą odzież na miejsce, gdzie
ptzy udziale przedstawicieli Prezydium GRN z o s t a ł a komisyjnie rozdzielona
m i ę d z y poszkodowanych. Mężczyźni otrzymali z tej akcji p r z e c i ę t n i e Jeden
płaszcz l ubranie, po łcUka sztuk bielizny i i r e d n l o dwie pary b u t ó w . R ó w n i e ż
kobiety i dzieci o t r z y m a ł y d u ż ą ilość odzieży.
W przeprowadzeniu tej a k c j i bardzo w y d a t n ą pomoc o k a z a ł a naszemu K o ł u
dyrekcja Zjednoczenia do W a l k i ze Szkodnikami Z b o ż o w y m i w Katowicach,
k t ó r a bezinteresownie d o s t a r c z y ł a samochód do przewiezienia naszych d a r ó w
aż poza Prziemyśl, za co j e j w Imieniu Kola i p o g o r z e l c ó w s k ł a d a m serdeczne
podziękowanie.
Łnł. S. Kielb
p r z e w o d n i c z ą c y Koła nr 9
w Katowicach
S K O N C Z T C Z POBŁAŻLIWOŚCIĄ D L A KŁUSOWNIKOWI
W dniu 28.XI. S9 k o l . koi. W i t o l d K r u k o w s k i i Pisarski z Kola Ł o w i e c k i e ­
go nr 2 w W a ł b r z y c h u b ę d ą c na k o n t r o l i o b w o d ó w ujęli not<»-ycznego k ł u ­
sownika, Franciszka Z a d o r ę z Pełcznlcy k,/Walbrzycha, z nielegalnie p o s i a d a n ą
b r o n i ą — f ł o w e i e m 6 mm, 1 s k ł u s o w a n y m zającem.
T e n ż e Franciszek Zadora orzeczeniem
W o j e w ó d z k i e g o S ą d u P Z Ł we
W r o c ł a w i u z dnia 23.11. 1957 w y k l u c z o n y został z s z e r e g ó w P Z Ł za sktusowanie dzika w dniu 29.1. SG r., na terenie obwodu 190, w s p ó l n i e z Aleksan­
d r e m S a p l e c h ą oraz A n t o n i m K l j e w s k i m ze Świebodzic. K i j e w s k l dyspono.
w a l w ó w c z a s d r y l i n g i e m otrzymanym od Zadory. Ponownie Franciszek Zado­
ra przychwycony został przez członka Koła Ł o w i e c k i e g o nr 2 w W a ł b r z y ­
chu w d n i u 2.111. 1996, gdy z nielegalnie p o s i a d a n ą b r o n i ą p o l o w a ł w czasie
ochronnym na k u r o p a t w y . Za czyn ten skazany zoet&ł przez Sąd Wojewódz­
k i we W r o c ł a w i u na 6 m i e s i ę c y aresztu, z zawieszeniem na okres trzech lat.
S p o d z i e w a ć się natęży, że t y m razem organy s p r a w i e d l i w o ś c i na dłuższy
okres czasu u n i e m o ż l i w i ą notorycznemu k ł u s o w n i k o w i w y k o n y w a n i e Jego
procederu.
j ^ a e , Potocki
Wrocław
GOSCIK Z Z A O L Z Y NA POLOWANIU W G O L E S Z O W I E
W *dnlu 20 grudnia ub. r. K o ł o Łowieckie przy cementowni Goleszów, po­
w i a t Cieszyn, g o l i ł o na p o l o w u i ł u pięciu
myśllwydi cze^osłowacklch —
a k t y w i s t ó w ł o w i e c k i c h powiatu Czeski Cieszyn.
Prezes Kt^e p o w i t a ł u r o c z y ś c i e m y ś l i w y c h l d o k o n a ł otwarcia polowania,
w k t ó r y m p r ó c z gości zagranicznych wzięli udział przedstawiciele W R Ł K a ­
towice, łowczy powiatowy, c z ł o n k o u i e Kola I zaproszeni przez nich koledzy.
Z koJel p r z e m a w i a ł łowczy powiatowy z Cieszyna — k o l . Samek, 1 łowczy po­
w i a t u Czeski Cieszyn. Ten ostatni p o d k r e ś l i ł fakt, że oto po raz pierwszy
w łilstorii ł o w i e c t w a Śląska C i e s z y ń s k i e g o spotkali się na w s p ó l n y m polowa­
niu m y ś l i w i r e k r u t u j ą c y się z r o b o t n i k ó w i c h ł o p ó w bratruch p o w i a t ó w . Po
udek<»owanlu czeskich gości p i ę k n y m i zielonymi rozetami z o d z n a k ą Zrze­
szenia P Z Ł rozpoczęto pierwsze p ę d z e n i e .
Bardzo dobrze zorganizowane I prowadzone polowanie, miły i k o l e ż e ń s k i
stosunek gospodarzy do gości oraz d o s k o n a ł y stan zwierzyny tcazały wniosko­
w a ć , że to pierwsze oficjalne spotkanie, m a j ą c e na celu n a w i ą z a n i e k o n t a k t u
z czeskimi m y j i l l w y m l , b ę d z i e udane.
Ciepła l pogodna Jesień, a t a k ż e p o c z ą t k o w a bardzo ł a g o d n y przebieg zimy
na terenie w o j . o p o l s k l ^ o s p o w o d o w a ł y d z i w n y p r z e w r ó t w t r y b i e życia za­
jęcy. W pierwszych dniach grudnia ub. r. o p o w i a d a ł m l spotkany w terenie
stary znajomy, że s p o t k a ł na kupie nawozu zajęczycę, a przy niej t r z y m a ł e
zajączki. Nie c h c l a ł « n mu w i e r z y ć . Jednak za k i l k a d n i p r z e k o n a ł e m się na­
ocznie, że m ó w i ł p r a w d ę . D n i a 18 grudnia Jeden z m y ś l i w y c h z Kola n r 1
strzelił wysoko k o t n ą zajęczycę, a 20 grudnia łowczy K < ^ nr 2 k o l . Pawlak,
p r z y n i ó s ł do mnie do zbadania d u ż y guz, k t ó r y znalazł przy patroszeniu ubi­
tej poprzedniego dnia starej zajęczycy. Rzekomy guz o k a z a ł się po zbadaniu
zupełnie d o j r z a ł y m 1 kompletnie o w ł o s i o n y m p ł o d e m , k t ó r y by za k i l k a dni
przyszedł na ś w i a t .
Bolesław Strzelecki
Łowczy powiatowy w Glabcsycach
woj. opolskie
DZIBŁNB
HiUCSSKI
W dniu 4 grudnia ub. r. nasza drużyna łiarcerslta przy Szkole Podstawowej
w Niechlowie, pow. Góra Śląska, była na podchodach w lesie. W pewnej c h w i ­
li Jeden z z a s t ę p ó w spostrzegł s a r n ę , która dusiła się na p ę t U z drutu, zasta­
wionej przez k ł u s o w n i k ó w . H a r c e r k i nie s t r a c i ł y głowy, p o d b i e g ł y do sarny
1 u w o l n i ł y Ją od niechybnej Śmierci. Nieszczęśliwe z w i e r z ę b y ł o tak wyczer­
pane, że przez chwilę leżało bez ruchu, w k r ó t c e Jednak p o d n i o s ł o się l po­
biegło w głąb lasu. W n y k z a b r a ł y ś m y ze sobą i o d d a ł y ś m y naszemu wycho­
w a w c y w szkole. P o s t a n o w i ł y ś m y r ó w n i e ż , że w czasie k a ż d e j b y t n o ś c i w le­
sie b ę d z i e m y u w a ż a ć na takie w y p a d k i , żeby k ł u s o w n i c y nie niszczyli nam
zwierzyny.
na podstawie listu J . Miłek
nezennicy kl, I V H S z k o ł y Podstawowej
w Niechlowie, nadertanego przez łowczego
powiatowego w OArze Ś l ą s k i e j , woj. wtocUwikIc
Z A M 0 2 N Y R O L N I K KŁUSOWNIKIEM
C z ł o n k o w i e W o j e w ó d z k i e j Rady Ł o w i e c k i e j w Rzeszowie, k o l . kol. Kazimierz
Reichert l Michał Gaweł, w czasie k o n t r o l i w dniu 29. X I . 59 r. obwodu ło­
wieckiego nr 100. w powiecie mieleckim, n a t k n ę l i s i ę na podejrzanego osobnilca, k t ó r e g o postanowili w y l e g i t y m o w a ć . Przeczucie ich nie
zawiodło.
W czasie legitymowania stwierdzono bowiem, że zatrzymany u k r y w a ł pod
w a t ó w k ą rozłożoną d u b e l t ó w k ę k a l . IB, do k t ó r e j posiadał 8 n a b o j ó w . K ł u ­
sownikiem o k a z a ł s i ę miejscowy z a m o ż n y r o l n i k A n t o n i Gajda, gospodaru­
jący na 20 ha.
T r u d n o doprawdy z r o z u m i e ć pobudki, k t ó r e s k ł o n i ł y go do uprawiania tego
p r z e s t ę p c z e g o procederu. W y j a ś n i to n i e w ą t p l i w i e ś l e d z t w o prowadzone przez
prokuratora i Milicję O b y w a t e l s k ą w Rzeszowie.
TadeuBs Ogonowski
Lesko
SRODEK
NA
WYTBZBZWIENIE
N i e c o d z i e n n ą p r z y g o d ę p r z e ż y ł niedawno w lesie niedaleko K r z y ż a , pow.
Trzcianka. W ł a d y s ł a w Adach. W r a c a j ą c przez las do domu, odurzony s p o r ą
Ilością alkołiolu, p o s t a n o w i ł w p e w n y m momencie z a t r z y m a ć się przy na­
p o t k a n y m p a ś n i k u dla sarn, by o d p o c z ą ć 1 z d r z e m n ą ć się t r o c h ę . Jakie b y ł o
Jego zdziwienie, k i e d y otworzywszy oczy u j r z a ł , że w porzuconej przez nie­
go pad p a l n i k i e m torbie z w i k t u a ł a m i buszuje d u ż y odyniec.
G w a ł t o w n e gesty Adacha nie spłoszyły dzika, chwycił w i ę c leżącą obok
w i ą z k ę l i ś c i a r k i 1 rzucił z w i e r z ę c i u w pysk. Odyniec z r e j t e r o w a ł , Adach zaś,
w y t r z e ź w i o n y n a g ł ą p r z y g o d ą , p ę d e m ruszył do domu.
Okazuje się, że i w lesie m o ż n a t r a f i ć do Izby w y t r z e ź w i e ń .
T. D .
Trzcianka
15
LIWSKI
DZIAŁ
:
ZABZADZENIF
w l u t y m wolno p o l o w a ć na n a s t ę p u j ą c e z w i e r z ę t a ł o w n e : do dnia 10 lutego
włącznie) na jelenie — byłtl, tanie cielęta, daniele — byltl. lanie cielęta,
sarny — kozy l k o ź l ę t a , dziki, j a r z ą b k i , k w i c z o ł y i paszkoty; do dma ZO lute­
go (włącznie) na: Usy, k u n y l e ś n e i b a ż a n t y - k o g u t y ; przez cały m i e s i ą c na:
rysie, piżmaltl, t c h ó r z e , czaple siwe. s ł o n k i 1 dzikie gęsi.
Na terenie w o j e w ó d z t w ; bydgoskiego, ł ó d z k i e g o i p o z n a ń s k i e g o na lisy
i iMirsukl w o l n o p o l o w a ć przez cały r o k .
Ponadto przez cały rok n a l e ż y s t r z e l a ć : w i l k i , j a s t r z ę b i e - g o ł ę b i a r z e , krogulce,
blotniaki stawowe i zbożowe (od przylotu do odlotu) siwe w r o n y , sroki i ga­
wrony.
WSCHÓD I ZACHÓD SŁOI^CA I KSIĘtYCA
Luty
Czas ś r o d k o w o - e u i o p c j s k i
Dnia
Swit
Słońce
Wschód Z a c h ó d
1
2
3
4
5
R
7
8
tl
10
11
12
13
14
15
16
17
18
IS
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
6.34
6,33
6,32
6,20
6,29
6,28
6,26
6,24
6,22
8.20
S,U
6,18
0,14
S,I3
6,11
6.09
8,07
6.05
6,04
S.02
6,00
5,58
5,56
5,54
5,52
5,49
5,47
5,45
5,44
7,17
7,16
7,14
7,13
7,łl
7,09
7,07
7.05,.
7,04
7,02
7,00
6,58
6,56
6,53
(t.52
6,51
6,49
6,47
5,45
6,42
6,40
6,38
6,36
6,%
6,32
6,30
S.28
6,26
6.24
16,23
16,25
18,27
16,29
16,30
16.32
16,34
16.36
16.38
16,40
16.42
16,43
16.43
16.47
16.49
16.5'
16.51
16,5.^
16.57
16.58
17,00
17.02
17.04
17,08
17,07
17,09
17,11
17.13
17,14
Zmrok
Księżyc K w a d r a
Wschód
Zachód
9,06
9,31
9,57
10,23
10,53
11,26
12.05
12,49
13,40
14,37
15,38
16.44
17,52
19,01
20,13
21,25
22,37
23.51
17,07
17,07
17.10
17,12
17,14
17,16
17,17
17,18
17.19
17.21
17,23
17,25
17,27
17.28
17.30
17,32
17,34
17,36
17,37
17,39
17,41
17,43
17,44
17.45
17,47
17,49
17,51
17,53
17,54
21,48
22.58
—
1.04
2,13
3,16
4,11
4,S8
5,37
6,10
6,39
7,07
7,32
0.02
1.05
2,05
3.00
3,53
4,40
5.22
5,59
6,31
7,00
7,27
7,53
8,18
8,45
9,14
9,48
10,28
11.15
12,12
13.17
14,29
15,44
16,59
18,13
19.26
20,36
Zachód
Zmrok
—
t
V)
6
e
SłoAoa: Poprawki na dzień 15 m i e s i ą c a
Swll
Wschód
— 0,07
0,00
— 0,10
+ 0,02
-y 0,06
+ 0,06
i- 0.15
+ 0.20
+ 0.18
+ 0.27
+ 0,30
+ 0,19
— 0,08
— 0,01
— 0,12
0,00
1- 0,04
•h 0,06
+ 0,14
f 0,19
+ 0.1 a
1- 0,28
0,32
•i 0,21
4 0,14
+- 0.09
+• OM
— 0,08
~ 0,08
Miasto
Lublin
Kielce
Przemyśl
Kraków
Bielsko
Łódź
Wrocław
Jelenia G ó r a
Poznań
Szczecin
Świnoujście
Słupsk
Gdańsk
Olsztyn
Bydgoszcz
Białystok
Rzeszów
+
+
+
—
—
0,07
0,15
0,07
0,06
O G Ł O S Z E N I A
K u p i ę d u b e l t ó w k ę k a l . 20 na longi,
z eżektoraml. Wędkowskl, Gdańsk,
ul, W y c z ó ł k o w s k i e g o 57
3 60
— 0,04
i 0,03
— 0,04
+ 0,08
+ O.l.T
t- 0,0^
+ 0.18
+ 0,23
-t 0,16
1 0,24
' 0.22
o.u
- 0,04
— 0.01
< 0,10
- 0,10
0,00
URZĘDOWY
—
ł
—
T
'
:
t
^
i
'
<
—
—
0,04
0.03
0.05
0.07
0.11
O.Ofi
0,18
0.23
0.16
0,24
0,24
0,13
0,06
0,01
0.10
0,10
0,01
W Dęblinie 27. X a . 195S r. zginął
pies, wyżeł s z o r s t k o w ł o s y szarodroDiaty z łatą b r ą z o w ą na p r a w y m po­
ś l a d k u , wabi się Trop. Odprowa­
dzić za n a g r o d ą :
Andrzej HaaFe
Dęblin. .Apteka.
4/60
MINISTRA
LEŚNICTWA
I
PRZEMYSŁU
DRZEWNEGO
Z D N I A 30 LISTOPADA 19S9 R.
W SPRAWIE REJESTRACJI K O Ł ŁOWIECKICH
(..Monitor PolRkl". nr 104 z dn. 31.XII,1E59 r., poz. 562)
Na podstawie art. 47, ust. 2 ustawy z dnia i7 czerwca 1959 r. o hodowli,
ochronie z w i e r z ą t ł o w n y c h i prawie ł o w i e c k i m (Dz. U . Nr 26, poz. 2?6) zarzą­
dza się. co n a s t ę p u j e :
9 1, Rejestr kół lowiecltlt-h prowadzi organ dc spraw rolnictwa i l e i n l c t w a
prezydium powiatowej (miejskiej, dzielnicowej) rady narodowej, w ł a ś c i w y
ze w:'.ględu i,a miejsce siedziby koła ł o w i e c k i e g o , a w b r a k u takiego organu —
organ do spraw w e w n ę t r z n y c h p r e z y d i u m t e j ż e rady narodowej.
5 2. 1. Wniosek o zarejestrowanie koła ł o w i e c k i e g o zgłasza do organu okre­
ś l o n e g o w g 1 powiatowa rada ł o w i e c k a , a w miastach b ę d ą c y c h siedzit>ami
w o j e w ó d z t w — w o j e w ó d z k a rada ł o w i e c k a w t e r m i n i e 7 d n i od powzięcia
u c h w a ł y o p r z y j ę c i u koła ł o w i e c k i e g o na członka zrzeszenU Polski Związel^
Łowiecki.
2, DO wniosku, o k t ó r y m mowa w ust. 1, dołącza się 1 egzemplarz s t a t u t u
!<oła ł o w i e c k i e g o .
5 3. Rejestr kół ł o w i e c k i c h powinien z a w i e r a ć w szczególności:
1) n a z w ę koła i Jego siedzibę,
2) d a t ę p r z y j ę c i a ko!a na członka zrzeszenia Polski Z w i ą z e k Ł o w i e c k i ,
3) d a t ę wpisania koła do rejestru kół ł o w i e c k i c h ,
4} ;miona 1 nazwiska c z ł o n k ó w - z a łoży ciel i koła.
£) imiona 1 nazwiska oraz adresy c z ł o n k ó w z a r z ą d u koła,
6) zasady reprezentowania koła i zaciągania z o b o w i ą z a ń przez kolo,
"() adnotacja o r o z w i ą z a n i u kola l u b Jego w y k l u c z e n i u ze zrzeszenia Polski
Z w i ą z e k Ł o w i e c k i 1 o Jego l i k w i d a c j i z podaniem i m i o n 1 nazwisk oraz adre­
sów l i k w i d a t o r ó w .
S 4. Koło 'owleckie o b o w i ą z a n e jest z a w i a d o m i ć w terminie 7 d n i organ
w y m i e n i o n y w £ 1 za p o ś r e d n i c t w e m powiatowej rady ł o w i e c k i e j o wszelkich
zmianach, k t ó r t w m y ś l u s t ę p u l p o d l e g a j ą uwidocznieniu w rejestrze k ó l
I owiec idch.
g 5. 1. Adnotacji W rejestrze kół ł o w i e c k i c h o r o z w i ą z a n i u lub w y k l u c z e n i u
koła łowieckiego ze zrzeszenia i o jego l i k w i d a c j i — dokonuje się r ó w n i e ż
na wniosek z a r z ą d u w o j e w ó d z k i e g o zrzeszenia Polski Z w i ą z e k Łowiecki.
2. Po z a k o ń c z e n i u l i k w i d a c j i koło ł o w i e c k i e podlega w y k r e ś l e n i u z rejestru
kól ł o w i e c k i c h na wniosek powiatowej rady ł o w i e c k i e j .
5 6. Rejestr kól ł o w i e c k i c h Jest j a w n y i d o s t ę p n y dla wszystkich osób f i ­
zycznych 1 prawnych.
i 7. Z a r z ą d z e n i e wchodzi w życie z dniem ogłoszenia.
Minister L e ś n i c t w a 1 P r z e m y s ł u Drzewnego
J . Dąb-Kocioł
Z A R Z Ą D Z E N I E M I N I S T R A L E Ś N I C T W A I P R Z E M Y S Ł U DRZEWNEGO
Z D N I A 23 GRUDNIA 1959 R.
W SPRAWIE PRZEZNACZENIA K W O T OSIĄGNIĘTYCH PRZEZ D Z I E R Ż A W C A
OBWODU Ł O W I E C K I E G O Z E S P R Z E D A Ż Y POZYSKANEJ Z W I E R Z Y N Y
( „ M o n i t o r Polski", nr 101 z dn. 31.XII.1959 r., poz. 563)
Na podstawie art. 16 ust. 4 ustawy z dnia 17 czerwca 1939 r. o hodowli,
ochronie z w i e r z ą t ł o w n y c h i prawie łowieckim (Dz. u . N r 36, poz. 226) zarządi:a się. co n a s t ę p u j e :
j 1. 1. K w o t y o s i ą g n i ę t e ze s p r z e d a ż y zwierzyny pozyskanej w w y d z i e r ż a ­
wionych obwodach ł o w i e c k i c h lub w t y c h ich częściach, w k t ó r y c h d z i e r ż a w c a
prowadzi g o s p o d a r k ę h o d o w l a n ą , po uiszczeniu czynszów oraz o p ł a t o k r e ś l o ­
nych w art. 16, ust. 2 ustawy z dnia 17 czerwca 1959 r. o hodowh, O!:hronie
z w i e r z ą t ł o w n y c h i prawie ł o w i e c k i m (Dz. U . Nr 36, poz. 226), zwanej dalej
u s t a w ą , przeznacza się w bV/i na h o d o w l ę i o c h r o n ę zwierzyny, a w 50% na
koszty polowania, premie dla m y ś l i w y c h 1 r e a l i z a c j ę zadań Polskiego Zwitfzku
Łowieckiego.
2. K w o t y o s i ą g n i ę t e ze s p r z e d a ż y zwierzyny pozyskanej w obwodach ł o ­
wieckich lub w tych ich częściach, w k t ó r y c h dzierżawca nie [-rowadzi gos­
podarki hodowlanej, po uiszczeniu czynszu i o p ł a t w y m i e n i o n y c h w art. IB.
ust, 2 ustawy, przeznacza się w 40% na r e a l i z a c j ę z a d a ń s t a t u t o w y c h Polskiego
Z w i ą z k u ŁowiecKiego ze szczególnym u w z g l ę d n i e n i e m a k c j i propagandowej
w ś r ó d wiejskiej młodzieży szkolnej oraz szkolenia m y ś l j w y c h , resztę zaś na
zmniejszenie koisztów polowania i premie dla m y ś l i w y c h ,
9 2. Z a r z ą d z e n i e wchodzi w życie z d.niem ogłoszenia.
Minister L e ś n i c t w a i P r z e m y s ł u Drzewnego
J. Dąb-Kocioł
Unlewatulam zgubioną l e g i t y m a c j ę
P Z Ł Nr fi48, w y d a n ą przez W o j e w ó d z ­
ką R a d ę Ł o w i e c k ą w Warszawie na
nazwisko
Leonard
Macharzewskl,
Ż u r o m i n , u l . Mławska 78.
1/60
Sprzedam j a m n i k a tropowca Jele­
ni l dzików.
P r z y j m ę do t r e s u r y
wyżla w z g l ę d n i e tropowca. Gnlewomierz
Kaaz, poczta Gulcz,
pow.
Czarnków,
Zamieszczenie na lamach pisma wypowiedz), podpi­
sanej nazwiskiem ł u b inicjałem autora, nie Jesł
r ó w n o z n a c z n e z podzielaniem przez Redakclf po­
g l ą d ó w z a w a r t y c h w tej wypowiedzi.
nego, — Kękopisów nie zamowionycli Redakcja nic zwraca. Prunuiiie i ala roczna 11.— zt. Cennik o g ł o s z e ń za centymetr k w a d r a t o w y zl 20.—.
Drobne do 25 w y r a z ó w za wyraz zł 4.—. N'.-kroIosl zł 10.— za cm kw. Miejsca z a s t r z e ż o n e 50"* d r o ż e j .
Zakl. GraflczneilBfcm Słowa Polskiego, War gzawa? N a k ł a d 38.6()0',"papfer'^'rmoVr."kh"'V^
Zam. 334 C-3<

Podobne dokumenty