Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka
Transkrypt
Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka
Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka odkłamuje przeszłość Marta Cebera, Uniwersytet Gdański Nikomu nie trzeba przypominać, że czasy drugiej wojny światowej oraz Polski Rzeczpospolitej Ludowej to okres postępującego tragizmu w dziejach kraju nad Wisłą. Ci, którzy wtedy żyli, wciąż mają w pamięci lata prześladowań, upokorzeń i podejmowanych co rusz prób odzyskania pełnej suwerenności. Młode pokolenie uczy się o tym na lekcjach historii, choć wiedzę o wydarzeniach XX wieku, nabytą w szkolnych ławach, trudno nazwać pogłębioną. Kojarzymy niektóre daty i momenty przełomowe. Znacznie gorzej rzecz ma się w przypadku znajomości roli konkretnych osób. Mało tego, nie znamy nawet ich nazwisk – potrafimy za to wymienić nazwiska dwóch największych zbrodniarzy wojennych: Adolfa Hitlera i Józefa Stalina. Przez kilkadziesiąt lat władze PRL najpierw szkalowały, a następnie skutecznie wymazywały ze zbiorowej świadomości bohaterów Polski Walczącej, niepasujących do socjalistycznego porządku. Postacie te, grzebane często w zbiorowych mogiłach, zostały owiane zasłoną milczenia. Nic zatem zaskakującego w tym, iż po odzyskaniu wolności pojawiła się potrzeba wypełnienia białych plam. Dziwi jedynie fakt, że nastąpiło to dopiero kilkanaście lat po obradach Okrągłego Stołu. O roli, jaką odegrali historyczni bohaterowie, przypomnieli nam przedstawiciele sztuki, a konkretnie twórcy teatralni i filmowi. Pełnego szlachetnych pobudek, a zarazem trudnego do wykonania zadania podjął się Teatr Telewizji, który w ramach tak zwanej Sceny Faktu zrealizował cykl spektakli paradokumentalnych o czasach powojennych. Reżyser jednego z nich, Śmierci rotmistrza Pileckiego, Ryszard Bugajski nakręcił również film historyczny Generał Nil. I tutaj dochodzą do głosu wątpliwości, czy sztuka jest dobrym narzędziem do odkłamywania przeszłości. Oparte na autentycznych zdarzeniach dzieła wymagają ostrożnego podejścia ze strony twórców. Muszą oni bowiem znaleźć kompromis między prawdą historyczną a własną wizją artystyczną, Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka... NOWA PERSPEKTYWA 127 o konieczności wyrazistego nakreślenia postaci już nie wspominając. Nie zawsze efekt końcowy jest udany. Rotmistrz Witold Pilecki, Danuta Siedzikówna, generał August Emil Fieldorf – przez ponad pół wieku bohaterowie ci nie istnieli na kartach polskiej historii. Ich losy, tak różne, a jednak podobne, dobitnie ilustrują mechanizmy zbrodniczego systemu stalinowskiego. To żołnierze wyklęci, którzy stali się ofiarami mordu sądowego w okresie sowieckiego bezprawia. Przez długi czas ciążyło na nich piętno zdrajców narodu polskiego. Późniejsza rehabilitacja, a tym samym całkowite oczyszczenie z zarzutów, okazała się niewystarczająca. Choć pamięć o tych postaciach przywracana była przez historyków, tak zwaną kropkę nad „i” o „Serafińskim”, „Ince” i „Nilu” zdecydowali się postawić artyści. Intencją realizatorów było pokazanie, jakimi metodami władza ludowa rozprawiała się z byłymi akowcami. Zamiary te dobrze oddają słowa Marka Bieńczyka: Wszystko ma wyjść na jaw, biografie mają się otworzyć, życiorysy prześwietlić, fałdy atramentu, tuszu i zapomnienia rozstąpić jak rozsunięte kurtyny, za którymi skrywa się nieskalany diament prawdy (Szaczwińska, 2007, s. 104). Od razu nasuwa się pytanie, czy nie lepiej byłoby się posłużyć w tym celu filmem dokumentalnym, starającym się mniej lub bardziej obiektywnie odkryć przed widzami mroczną przeszłość. Problem polega na tym, że wówczas stopień zainteresowania tematem, a w konsekwencji siła oddziaływania nie byłyby tak silne. Chłodny, zdystansowany przekaz faktów nigdy nie wywoła takich pokładów emocji jak sfabularyzowana opowieść. Poprzez fabułę łatwiej dotrzeć do wrażliwości odbiorców, wstrząsnąć nimi, zachęcić do wymiany zdań. Spektakle Śmierć rotmistrza Pileckiego (2006) Bugajskiego oraz Inka 1946… ja jedna zginę (2007) Natalii Korynckiej-Gruz są swego rodzaju hybrydami, w których kreacja artystyczna przeplata się z narracją historyczną. Tego rodzaju połączenie nie wyszło dziełom na dobre. Podobnie rzecz ma się w przypadku Generała Nila (2009, reż. R. Bugajski). Twórcy obrali strategię polegającą na rehabilitacji Pileckiego, Siedzikówny i Fieldorfa. Można by powiedzieć: „chwała im za to”. W końcu ktoś przemówił wyraźnym głosem w obronie ofiar reżimu. Obrazy doskonale spełniają swą 128 GDAŃSKIE ZESZYTY KULTUROZNAWCZE Marta Cebera funkcję edukacyjną, lecz z artystycznego punktu widzenia pozostawiają wiele do życzenia. Co prawda są owocem konsultacji z historykami IPN, ale nie musi to wcale gwarantować prawdy historycznej – zwłaszcza w odniesieniu do portretowania głównych bohaterów. Pamiętać bowiem należy, że dochodzi tu jeszcze czynnik kreacyjny. Reżyserzy, zamiast starać się wypracować interesującą, daleką od uproszczeń wizję artystyczną, za bardzo koncentrują się na wygrzebanych z archiwów dokumentach. Nie do końca wiernie oddają realia epoki i panujące wówczas stosunki, wpadając w swego rodzaju pułapkę, zwaną strukturą hagiograficzną. Zdołaliby jej uniknąć, gdyby ich nadrzędnym celem nie było przywrócenie czci oraz honoru zbrukanym przez totalitarny system postaciom. Wykorzystali formę teatralno-filmową do wykreowania ożywionych pomników, niemal świętych, a nie ludzi z krwi i kości. Wszystkie trzy dzieła zajmują się rekonstrukcją brutalnego śledztwa oraz śmierci głównej postaci. O tym, co działo się przedtem, o wcześniejszych losach bohaterów czy ich dokonaniach dowiadujemy się niewiele. W pierwszej scenie Śmierci rotmistrza Pileckiego generał Anders odczytuje listę zasług żołnierza: Walczył pan z bolszewikami w 1920 roku jeszcze jako uczeń gimnazjum. Otrzymał pan dwukrotnie Krzyż Walecznych, w 1938 roku Srebrny Krzyż Zasługi. W kampanii wrześniowej dowodzony przez pana oddział kawalerii zniszczył siedem czołgów i dwa samoloty nieprzyjaciela. W powstaniu warszawskim był pan dowódcą pierwszego batalionu zgrupowania Chrobry II („Śmierć Rotmistrza...”, 2006). To tylko niewielka część epizodów. Chwalebnych dokonań rotmistrz ma na swoim koncie znacznie więcej. O ile przedstawienie sekwencji batalistycznych mogłoby nastręczać pewnych trudności ze względu na ograniczony budżet i kameralny charakter Teatru Telewizji, to nie widziałabym przeszkód do ukazania jakże interesującego okresu oświęcimskiego. Co więcej, epizod ten stanowi wręcz doskonały materiał na scenariusz. Pilecki był przecież jedynym dobrowolnym więźniem obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Celowo dał się schwytać podczas łapanki na warszawskim Żoliborzu, by zorganizować wśród więźniów konspiracyjną organizację wojskową. Książka Wiesława Jana Wysockiego (2009) Rotmistrz Witold Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka... NOWA PERSPEKTYWA 129 Obraz 1. Kadr z filmu Generał Nil, (2009, reż. R. Bugajski). Źródło: http://newdaynews.ru/ kiev/279457.html Pilecki dostarcza wielu szczegółowych informacji na temat działań „Tomasza Serafińskiego” w hitlerowskim kacecie. Ciekawy mógłby być chociażby wątek dotyczący Józefa Cyrankiewicza, również więźnia KL Auschwitz. Niestety, o niebezpiecznej misji mówi się jedynie w relacji pośredniej. Jeśli chodzi o generała Fieldorfa, wartych przytoczenia elementów biografii jest jeszcze więcej. Z imponującego arsenału bitew i przedsięwzięć Bugajski przedstawił jedno wydarzenie – organizację zamachu na Franza Kutscherę, szefa SS, Policji i Gestapo na Dystrykt Warszawski. Aż prosi się o bardziej rozbudowaną prezentację dokonań szefa Kierownictwa Dywersji (Kedywu) Komendy Głównej AK. Widzowie głupi nie są i domyślają się, że akcji sabotażowo-partyzanckich było znacznie więcej. Tym bardziej chcieliby je zobaczyć, a jednocześnie otrzymać dowód na często przytaczane słowa świadków tamtych lat, że Niemcy bali się „Nila” jak ognia1. Reżyser, przyjmując koncepcję mitu ofiarniczego, skutecznie im to uniemożliwia. Zarówno w spektaklu teatralnym, jak i w filmie pomija fakty, które uzasadniałyby wyjątkową rangę tych postaci. Wyliczenie ustami aktorów kilku osiągnięć wydaje się niewystarczające. ¹ Sporo na ten temat pisze W.J. Wysocki (2010) w książce „Nil”. Generał August Emil Fieldorf 1895—1953. 130 GDAŃSKIE ZESZYTY KULTUROZNAWCZE Marta Cebera Potraktowanie po macoszemu życiorysów sprzed aresztowania przez UB było błędem także w przypadku Danuty Siedzikówny. Siedemnastoletnia sanitariuszka i łączniczka w oddziałach 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” z racji młodego wieku nie miała sposobności, by odznaczyć się w walce z wrogiem. Nie oznacza to jednak, iż w latach poprzedzających działalność w konspiracji antysowieckiej nie wydarzyły się warte zobrazowania epizody. Niejasne pozostają powody, dla których Wojciech Tomczyk oraz reżyserka Natalia Koryncka-Gruz nie pokusili się o zarysowanie losów rodziców Siedzikówny. Wacław Siedzik zmarł w wyniku ponadludzkiej pracy i wyniszczenia organizmu po zsyłce na Sybir. Natomiast należąca do AK matka Eugenia została rozstrzelana przez Gestapo w 1943 roku. Ciekawym zabiegiem byłoby ukazanie emocji, jakie towarzyszyły nastolatce w tym trudnym okresie. Tym bardziej że te dwa tragiczne epizody miały niebagatelny wpływ na decyzję o wstąpieniu w szeregi AK, a także na późniejszą odmowę współpracy z UB. Zamiast tego twórcy wprowadzili zupełnie niepotrzebną z artystycznego punktu widzenia perspektywę współczesną, która nie dość, że zaburza rytm akcji, to w dodatku drażni nachalnym dydaktyzmem. Będąca przedstawicielką młodego pokolenia reporterka (Kinga Preis) rozmawia z pracownikiem IPN o życiu „Inki”. Mężczyzna, niczym rzetelny nauczyciel, opowiada o potwornym śledztwie, niedorzecznych oskarżeniach, podając równocześnie dowody na niewinność dziewczyny. Na łamach Dialogu Kalina Zalewska (2007) usprawiedliwia obraną przez Koryncką-Gruz i Tomczyka koncepcję, pisząc, że: Wątek współczesny jest kontrapunktem dla wyborów powojennych bohaterów, pokazuje poza tym, co wynika dla obecnej świadomości historycznej z faktu, że zostali przemilczani, a także najzwyczajniej to, że nie znamy naszej historii (s. 94). Z kolei według Temidy Stankiewicz-Podhoreckiej z Naszego Dziennika (2007) zmienny czas akcji umożliwia „większą bliskość odbioru i wzbogaca spektakl o dodatkową wiedzę, o pewien rodzaj komentarza” (s. 10). W tym kontekście obraz spełnia, rzecz jasna, funkcję edukacyjną. Ale czy jest ona w odniesieniu do dzieła sztuki najważniejsza? Czy opowieść o dzielnej Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka... NOWA PERSPEKTYWA 131 sanitariuszce nie może się sama obronić? Prawdopodobnie twórcy uznali, że niezbędne dla uwiarygodnienia historii są przypominające akademicki wykład wtręty. Razi zwłaszcza zderzenie postaci Siedzikówny z obrazem biegającej po sopockiej plaży młodzieży. Zestawienie, które ma w założeniu podkreślić tragizm jej losów, okazuje się tanim, banalnym chwytem. Bugajski również nie rezygnuje ze współczesnego punktu widzenia. Odtwórca roli Pileckiego Marek Probosz dwukrotnie pojawia się na ekranie jako on sam. Jego wypowiedzi o okolicznościach prowadzonego dochodzenia i wykonanej w 1948 roku egzekucji psują całościowy efekt. A nadmierny dydaktyzm aż kłuje po oczach. Obraz 2. Kadr ze spektaklu Teatru Telewizji Inka 1946… ja jedna zginę, reż. N. Koryncka-Gruz. Źródło: http://katedraoteatrze.blogspot.com/2015/01/inka-1946-ja-jedna-zgine.html Zarówno Koryncka-Gruz, jak i Bugajski posługują się motywem ofiary oraz kata. Nie ma nic złego w stosowaniu tego schematu, o ile nie jest on czynnikiem dominującym, służącym wyłącznie wywołaniu określonych emocji. Twórcy chcą, abyśmy współczuli Fieldorfowi, Pileckiemu, Siedzikównie i utożsamiali się z nimi. Sceny obfitujące w psychiczno-fizyczne tortury przesłuchań, w których obserwujemy ponadludzką niezłomność bohaterów, mają nas do nich zbliżyć. Przed oczami widzów wznoszone są oży132 GDAŃSKIE ZESZYTY KULTUROZNAWCZE Marta Cebera wione pomniki świętych. Ich posągowy, spiżowy charakter sprawia, że są monotonne, jednowymiarowe, a przez to nieprawdziwe. Role z pewnością byłyby ciekawsze, gdyby nie uwzględniały wyłącznie ostatniego okresu życia bohaterów. We wszystkich dziełach da się zauważyć te same etapy męczeńskiej drogi: nieuzasadnione aresztowanie, okrutne śledztwo, konfrontacja z oprawcami, spreparowane dowody winy, niesprawiedliwy proces, zbrodnia sądowa. Taki schemat może kojarzyć się z drogą krzyżową Chrystusa. Ci, którzy pragnęli ujrzeć na ekranie ludzi z krwi i kości, mocno się zawiedli. Wrażenie atakowania odbiorcy wizją bohaterstwa pogłębiają liczne zbliżenia twarzy każdej z postaci. Przez wymalowane na nich cierpienie, ból, poczucie bezradności przebija połączony z wewnętrzną siłą heroizm. Widać to szczególnie w sposobie kreacji Siedzikówny. Grająca młodą sanitariuszkę Karolina Kominek-Skuratowicz wypowiada mało kwestii. Śledzone okiem kamery oblicze dziewczyny odsłania jej emocje, strach i gotowość oddania życia w imię słusznej sprawy. Sprowadzanie polskich żołnierzy wyłącznie do roli ofiar jest zdecydowanie zbyt dużym uproszczeniem. Potwierdzają to słowa historyka gdańskiego oddziału IPN Piotra Szubarczyka (2010), notabene konsultanta przy realizacji spektaklu: Ofiarami byli ludzie stawiani pod ścianą w przypadkowej łapance ulicznej w czasie okupacji. Ludzie wywożeni do obozów zagłady i tam unicestwiani. […] Danka nie była ofiarą. Mimo młodego wieku była świadomą uczestniczką antysowieckiej konspiracji zbrojnej. Ona się w to nie „wplątała” (s. 54). Przytłaczający schemat cierpiętnictwa przesłonił motywy działań „Nila”, Pileckiego i „Inki”. Zamiast pogłębionych psychologicznie portretów otrzymujemy laurki „ku chwale”. W przypadku narracji historycznej trudno jest uniknąć epatowania patosem. Zwieńczeniem losów „Inki” są jej ostatnie słowa: „Niech żyje Polska!, Niech żyje major «Łupaszko»!” („Inka 1946...”,, 2007). Ich prawdziwość poświadcza relacja świadka egzekucji, księdza Mariana Prusaka. Nie powinniśmy zatem wymagać od reżysera, by zrezygnował z włączenia świadków do opowieści, głównie ze względu na ich symboliczny wymiar. Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka... NOWA PERSPEKTYWA 133 Stanowią naturalną konsekwencję obranej strategii artystycznej oraz zamiaru trzymania się prawdy historycznej. Rzucane pod adresem Siedzikówny i Feliksa Selmanowicza „Zagończyka” obelgi wzmacniają wydźwięk wykrzykiwanych przez skazańców zdań. Podniosłych, ocierających się o ckliwość momentów nie brakuje też w obrazach Bugajskiego. Dotyczą przede wszystkim sekwencji rodzinnych, których celem było zapewne ukazanie żołnierzy w wersji nieoficjalnej, prywatnej, jako kochających mężów i ojców. Reżyser próbuje na skróty sięgnąć do naszej wrażliwości, prezentując zalewające się łzami kobiety. Niezdrowym patosem grzeszy scena samej egzekucji. Oto dawny podopieczny z transportu sybirskiego Michał obserwuje śmierć „Walentego Gdanickiego”, który kiedyś uratował mu życie. Ubrany w mundur klawisza młody przyjaciel stał się trybikiem w machinie zbrodniczego systemu. Bugajski stwierdził zapewne, iż bez tego „atrakcyjnego” dodatku rekonstrukcja wykonanego wyroku nie byłaby wystarczająco przejmująca. Najmniej wzniosłości jest w ascetycznie zrealizowanej Śmierci rotmistrza Pileckiego (2007). W porównaniu z filmem o „Nilu” scena pożegnalnej rozmowy Obraz 3. Kadr ze spektaklu Teatru Telewizji Śmierć rotmistrza Pileckiego, reż. R. Bugajski (2007). Źródło: http://www.e-kolo.pl/news.php?id=7787 134 GDAŃSKIE ZESZYTY KULTUROZNAWCZE Marta Cebera z żoną nie razi nadmiernym patosem. Jest wyważona, nie ma w niej przesady, dzięki czemu nie budzi w nas zażenowania. Niemniej jednak nie można oprzeć się wrażeniu, że twórca po raz kolejny usiłuje uwypuklić nieskazitelny, niemalże święty charakter żołnierza, kiedy skazaniec mówi żonie o książce Tomasza à Kempis O naśladowaniu Chrystusa. Bugajski na takiego naśladowcę stara się wykreować Pileckiego. Tendencja ta przebija się jeszcze wyraźniej w słowach skierowanych do Józefa Różańskiego, funkcjonariusza Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego: „Będę się za pana modlił”. Przez kilkadziesiąt lat komunistyczna propaganda karmiła nas czarno-białą wizją rzeczywistości. Bojowników o niepodległą Polskę naznaczono piętnem zdrajców, bandytów, łajdaków. Natomiast członkowie partii i funkcjonariusze aparatu bezpieczeństwa byli przykładnymi, godnymi naśladowania obywatelami. Niestety, w obrazach Bugajskiego i Korynckiej-Gruz obserwujemy tę samą tendencję, tylko że w odwróconym porządku. Historie, zamiast operować niuansami, pełne są uproszczeń. Po jednej stronie mamy świętych, niezłomnych bohaterów, po drugiej zaś bezwzględnych, cynicznych ubeków o sadystycznych skłonnościach. Zarówno w spektaklach, jak i w filmie świat przedstawiony jest w sposób jednowymiarowy. Oparta na opozycjach binarnych wersja wydarzeń nie pozostawia widzowi miejsca na refleksję, samodzielne wyciąganie wniosków. Jesteśmy prowadzeni za rękę niczym bierne jednostki, które nie potrafią samodzielnie myśleć. Tego typu dzieła sztuki powinny budzić w nas niepokój, niepewność. Zrealizowane historie nie pobudzają aktywności odbiorcy, nie skłaniają go do refleksji, lecz wskazują palcem, co jest dobre, a co złe. Za mało tu wątpliwości, bohaterowie są zbyt krystaliczni. Ani Pilecki, ani „Nil” nie byli żołnierzami przeciętnymi, nie oznacza to jednak, że trzeba rezygnować z prezentacji sylwetek pogłębionych psychologicznie na rzecz bohaterskiego schematu. Śmierć rotmistrza Pileckiego, Generał Nil, Inka 1946 – bez tych realizacji postacie przez lata zapomniane jeszcze długo nie zaistniałyby w zbiorowej świadomości rodaków. Wywiązują się z zadania ukazywania mechanizmów unicestwiania wrogów komunistycznego reżimu. Wielu widzów dowiedziało się, że w ogóle istniał ktoś taki jak Emil Fieldorf czy odważna sanitariuszka Danuta. Jednak reżyserzy, pragnąc przywrócić Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka... NOWA PERSPEKTYWA 135 Obraz 4. Kadr ze spektaklu Teatru Telewizji Inka 1946… ja jedna zginę (2007), reż. N. Koryncka-Gruz. Źródło: http://naszdziennik.pl/polska-kraj/82417, poszukaja-inki.html sprawiedliwość przemilczanym bohaterom, zapomnieli po drodze o walorach artystycznych. Postanowili oddać hołd wymazanym z historii Polski postaciom, co samo w sobie jest celem godnym pochwały, o ile nie cierpi na tym sztuka. Siedzikównę, Pileckiego oraz Fieldorfa przedstawiono w sposób mało wiarygodny. W interpretacji twórców nie są to żywi ludzie, lecz pomnikowe symbole heroizmu, cnoty i patriotyzmu. Nie widać tu chęci wnikliwej analizy ich decyzji, dylematów, jak również tragicznych w skutkach wyborów. Za bardzo skupiono się na misji odkłamywania historii, co poskutkowało wieloma uproszczeniami. Wydobyliśmy zamordowanych żołnierzy z mroków niepamięci. Lecz widzianym na ekranie postaciom raczej daleko do ich pierwowzorów. 136 GDAŃSKIE ZESZYTY KULTUROZNAWCZE Marta Cebera Bibliografia • • • • • • • Śmierć rotmistrza Pileckiego, (2006, reż. R. Bugajski). Scena Faktu Teatru Telewizji, data premiery: 15.05.2006. Stankiewicz-Podhorecka, T. (2007). Lepiej, że ja jedna zginę. Nasz Dziennik, 20, s. 10. Szczawińska, W. (2007). Niezłomni i transparentni. Dialog, 10, s. 99–107. Szubarczyk, P. (2010). Inka. Starogard Gdański: Dom Wydawniczy Rafael. Wysocki, W.J. (2010). „Nil”. Generał August Emil Fieldorf 1895–1953. Warszawa: Oficyna Wydawnicza RYTM. Wysocki, W.J. (2009). Rotmistrz Witold Pilecki 1901–1948. Warszawa: Oficyna Wydawnicza RYTM. Zalewska, K. (2007). Scena Faktu w Teatrze Telewizji. Dialog, 10, s. 90–98. Filmografia • • Inka 1946... ja jedna zginę, (2007, reż. N. Koryncka-Gruz). Scena Faktu Teatru Telewizji, data premiery: 22.01.2007. Śmierć rotmistrza Pileckiego, (2006, reż. R. Bugajski). Scena Faktu Teatru Telewizji, data premiery: 15.05.2006. Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka... NOWA PERSPEKTYWA 137