Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka

Transkrypt

Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka
Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka
odkłamuje przeszłość
Marta Cebera, Uniwersytet Gdański
Nikomu nie trzeba przypominać, że czasy drugiej wojny światowej
oraz Polski Rzeczpospolitej Ludowej to okres postępującego tragizmu
w dziejach kraju nad Wisłą. Ci, którzy wtedy żyli, wciąż mają w pamięci
lata prześladowań, upokorzeń i podejmowanych co rusz prób odzyskania
pełnej suwerenności. Młode pokolenie uczy się o tym na lekcjach historii,
choć wiedzę o wydarzeniach XX wieku, nabytą w szkolnych ławach, trudno
nazwać pogłębioną. Kojarzymy niektóre daty i momenty przełomowe.
Znacznie gorzej rzecz ma się w przypadku znajomości roli konkretnych
osób. Mało tego, nie znamy nawet ich nazwisk – potrafimy za to wymienić
nazwiska dwóch największych zbrodniarzy wojennych: Adolfa Hitlera
i Józefa Stalina. Przez kilkadziesiąt lat władze PRL najpierw szkalowały,
a następnie skutecznie wymazywały ze zbiorowej świadomości bohaterów
Polski Walczącej, niepasujących do socjalistycznego porządku. Postacie te,
grzebane często w zbiorowych mogiłach, zostały owiane zasłoną milczenia.
Nic zatem zaskakującego w tym, iż po odzyskaniu wolności pojawiła się
potrzeba wypełnienia białych plam. Dziwi jedynie fakt, że nastąpiło to
dopiero kilkanaście lat po obradach Okrągłego Stołu. O roli, jaką odegrali
historyczni bohaterowie, przypomnieli nam przedstawiciele sztuki, a konkretnie twórcy teatralni i filmowi. Pełnego szlachetnych pobudek, a zarazem
trudnego do wykonania zadania podjął się Teatr Telewizji, który w ramach
tak zwanej Sceny Faktu zrealizował cykl spektakli paradokumentalnych
o czasach powojennych. Reżyser jednego z nich, Śmierci rotmistrza
Pileckiego, Ryszard Bugajski nakręcił również film historyczny Generał Nil.
I tutaj dochodzą do głosu wątpliwości, czy sztuka jest dobrym narzędziem
do odkłamywania przeszłości. Oparte na autentycznych zdarzeniach dzieła
wymagają ostrożnego podejścia ze strony twórców. Muszą oni bowiem
znaleźć kompromis między prawdą historyczną a własną wizją artystyczną,
Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka...
NOWA PERSPEKTYWA 127
o konieczności wyrazistego nakreślenia postaci już nie wspominając.
Nie zawsze efekt końcowy jest udany.
Rotmistrz Witold Pilecki, Danuta Siedzikówna, generał August Emil
Fieldorf – przez ponad pół wieku bohaterowie ci nie istnieli na kartach
polskiej historii. Ich losy, tak różne, a jednak podobne, dobitnie ilustrują
mechanizmy zbrodniczego systemu stalinowskiego. To żołnierze wyklęci,
którzy stali się ofiarami mordu sądowego w okresie sowieckiego bezprawia. Przez długi czas ciążyło na nich piętno zdrajców narodu polskiego.
Późniejsza rehabilitacja, a tym samym całkowite oczyszczenie z zarzutów,
okazała się niewystarczająca. Choć pamięć o tych postaciach przywracana
była przez historyków, tak zwaną kropkę nad „i” o „Serafińskim”, „Ince”
i „Nilu” zdecydowali się postawić artyści. Intencją realizatorów było pokazanie, jakimi metodami władza ludowa rozprawiała się z byłymi akowcami.
Zamiary te dobrze oddają słowa Marka Bieńczyka:
Wszystko ma wyjść na jaw, biografie mają się otworzyć, życiorysy
prześwietlić, fałdy atramentu, tuszu i zapomnienia rozstąpić jak
rozsunięte kurtyny, za którymi skrywa się nieskalany diament prawdy
(Szaczwińska, 2007, s. 104).
Od razu nasuwa się pytanie, czy nie lepiej byłoby się posłużyć w tym celu
filmem dokumentalnym, starającym się mniej lub bardziej obiektywnie
odkryć przed widzami mroczną przeszłość. Problem polega na tym,
że wówczas stopień zainteresowania tematem, a w konsekwencji siła oddziaływania nie byłyby tak silne. Chłodny, zdystansowany przekaz faktów
nigdy nie wywoła takich pokładów emocji jak sfabularyzowana opowieść.
Poprzez fabułę łatwiej dotrzeć do wrażliwości odbiorców, wstrząsnąć nimi,
zachęcić do wymiany zdań. Spektakle Śmierć rotmistrza Pileckiego (2006)
Bugajskiego oraz Inka 1946… ja jedna zginę (2007) Natalii Korynckiej-Gruz
są swego rodzaju hybrydami, w których kreacja artystyczna przeplata się
z narracją historyczną. Tego rodzaju połączenie nie wyszło dziełom na dobre.
Podobnie rzecz ma się w przypadku Generała Nila (2009, reż. R. Bugajski).
Twórcy obrali strategię polegającą na rehabilitacji Pileckiego, Siedzikówny
i Fieldorfa. Można by powiedzieć: „chwała im za to”. W końcu ktoś przemówił
wyraźnym głosem w obronie ofiar reżimu. Obrazy doskonale spełniają swą
128 GDAŃSKIE ZESZYTY KULTUROZNAWCZE
Marta Cebera
funkcję edukacyjną, lecz z artystycznego punktu widzenia pozostawiają wiele
do życzenia. Co prawda są owocem konsultacji z historykami IPN, ale
nie musi to wcale gwarantować prawdy historycznej – zwłaszcza w odniesieniu do portretowania głównych bohaterów. Pamiętać bowiem należy,
że dochodzi tu jeszcze czynnik kreacyjny.
Reżyserzy, zamiast starać się wypracować interesującą, daleką od uproszczeń wizję artystyczną, za bardzo koncentrują się na wygrzebanych z archiwów dokumentach. Nie do końca wiernie oddają realia epoki i panujące
wówczas stosunki, wpadając w swego rodzaju pułapkę, zwaną strukturą
hagiograficzną. Zdołaliby jej uniknąć, gdyby ich nadrzędnym celem nie
było przywrócenie czci oraz honoru zbrukanym przez totalitarny system
postaciom. Wykorzystali formę teatralno-filmową do wykreowania ożywionych pomników, niemal świętych, a nie ludzi z krwi i kości. Wszystkie trzy
dzieła zajmują się rekonstrukcją brutalnego śledztwa oraz śmierci głównej
postaci. O tym, co działo się przedtem, o wcześniejszych losach bohaterów czy ich dokonaniach dowiadujemy się niewiele. W pierwszej scenie
Śmierci rotmistrza Pileckiego generał Anders odczytuje listę zasług żołnierza:
Walczył pan z bolszewikami w 1920 roku jeszcze jako uczeń gimnazjum.
Otrzymał pan dwukrotnie Krzyż Walecznych, w 1938 roku Srebrny
Krzyż Zasługi. W kampanii wrześniowej dowodzony przez pana
oddział kawalerii zniszczył siedem czołgów i dwa samoloty nieprzyjaciela.
W powstaniu warszawskim był pan dowódcą pierwszego batalionu
zgrupowania Chrobry II („Śmierć Rotmistrza...”, 2006).
To tylko niewielka część epizodów. Chwalebnych dokonań rotmistrz ma
na swoim koncie znacznie więcej. O ile przedstawienie sekwencji batalistycznych mogłoby nastręczać pewnych trudności ze względu na ograniczony budżet i kameralny charakter Teatru Telewizji, to nie widziałabym
przeszkód do ukazania jakże interesującego okresu oświęcimskiego.
Co więcej, epizod ten stanowi wręcz doskonały materiał na scenariusz. Pilecki
był przecież jedynym dobrowolnym więźniem obozu koncentracyjnego
w Auschwitz. Celowo dał się schwytać podczas łapanki na warszawskim
Żoliborzu, by zorganizować wśród więźniów konspiracyjną organizację
wojskową. Książka Wiesława Jana Wysockiego (2009) Rotmistrz Witold
Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka...
NOWA PERSPEKTYWA 129
Obraz 1. Kadr z filmu Generał Nil, (2009, reż. R. Bugajski). Źródło: http://newdaynews.ru/
kiev/279457.html
Pilecki dostarcza wielu szczegółowych informacji na temat działań „Tomasza
Serafińskiego” w hitlerowskim kacecie. Ciekawy mógłby być chociażby
wątek dotyczący Józefa Cyrankiewicza, również więźnia KL Auschwitz.
Niestety, o niebezpiecznej misji mówi się jedynie w relacji pośredniej. Jeśli
chodzi o generała Fieldorfa, wartych przytoczenia elementów biografii jest
jeszcze więcej. Z imponującego arsenału bitew i przedsięwzięć Bugajski
przedstawił jedno wydarzenie – organizację zamachu na Franza Kutscherę,
szefa SS, Policji i Gestapo na Dystrykt Warszawski. Aż prosi się o bardziej
rozbudowaną prezentację dokonań szefa Kierownictwa Dywersji (Kedywu)
Komendy Głównej AK. Widzowie głupi nie są i domyślają się, że akcji sabotażowo-partyzanckich było znacznie więcej. Tym bardziej chcieliby je zobaczyć,
a jednocześnie otrzymać dowód na często przytaczane słowa świadków
tamtych lat, że Niemcy bali się „Nila” jak ognia1. Reżyser, przyjmując koncepcję
mitu ofiarniczego, skutecznie im to uniemożliwia. Zarówno w spektaklu teatralnym, jak i w filmie pomija fakty, które uzasadniałyby wyjątkową rangę tych
postaci. Wyliczenie ustami aktorów kilku osiągnięć wydaje się niewystarczające.
¹ Sporo na ten temat pisze W.J. Wysocki (2010) w książce „Nil”. Generał August Emil Fieldorf 1895—1953.
130 GDAŃSKIE ZESZYTY KULTUROZNAWCZE
Marta Cebera
Potraktowanie po macoszemu życiorysów sprzed aresztowania przez
UB było błędem także w przypadku Danuty Siedzikówny. Siedemnastoletnia sanitariuszka i łączniczka w oddziałach 5. Wileńskiej Brygady Armii
Krajowej majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” z racji młodego wieku
nie miała sposobności, by odznaczyć się w walce z wrogiem. Nie oznacza to jednak, iż w latach poprzedzających działalność w konspiracji
antysowieckiej nie wydarzyły się warte zobrazowania epizody. Niejasne
pozostają powody, dla których Wojciech Tomczyk oraz reżyserka Natalia
Koryncka-Gruz nie pokusili się o zarysowanie losów rodziców Siedzikówny. Wacław Siedzik zmarł w wyniku ponadludzkiej pracy i wyniszczenia
organizmu po zsyłce na Sybir. Natomiast należąca do AK matka Eugenia
została rozstrzelana przez Gestapo w 1943 roku. Ciekawym zabiegiem
byłoby ukazanie emocji, jakie towarzyszyły nastolatce w tym trudnym
okresie. Tym bardziej że te dwa tragiczne epizody miały niebagatelny
wpływ na decyzję o wstąpieniu w szeregi AK, a także na późniejszą odmowę
współpracy z UB. Zamiast tego twórcy wprowadzili zupełnie niepotrzebną
z artystycznego punktu widzenia perspektywę współczesną, która
nie dość, że zaburza rytm akcji, to w dodatku drażni nachalnym dydaktyzmem. Będąca przedstawicielką młodego pokolenia reporterka (Kinga
Preis) rozmawia z pracownikiem IPN o życiu „Inki”. Mężczyzna, niczym
rzetelny nauczyciel, opowiada o potwornym śledztwie, niedorzecznych
oskarżeniach, podając równocześnie dowody na niewinność dziewczyny.
Na łamach Dialogu Kalina Zalewska (2007) usprawiedliwia obraną przez
Koryncką-Gruz i Tomczyka koncepcję, pisząc, że:
Wątek współczesny jest kontrapunktem dla wyborów powojennych
bohaterów, pokazuje poza tym, co wynika dla obecnej świadomości
historycznej z faktu, że zostali przemilczani, a także najzwyczajniej to,
że nie znamy naszej historii (s. 94).
Z kolei według Temidy Stankiewicz-Podhoreckiej z Naszego Dziennika
(2007) zmienny czas akcji umożliwia „większą bliskość odbioru i wzbogaca
spektakl o dodatkową wiedzę, o pewien rodzaj komentarza” (s. 10). W tym
kontekście obraz spełnia, rzecz jasna, funkcję edukacyjną. Ale czy jest ona
w odniesieniu do dzieła sztuki najważniejsza? Czy opowieść o dzielnej
Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka...
NOWA PERSPEKTYWA 131
sanitariuszce nie może się sama obronić? Prawdopodobnie twórcy uznali,
że niezbędne dla uwiarygodnienia historii są przypominające akademicki
wykład wtręty. Razi zwłaszcza zderzenie postaci Siedzikówny z obrazem
biegającej po sopockiej plaży młodzieży. Zestawienie, które ma w założeniu
podkreślić tragizm jej losów, okazuje się tanim, banalnym chwytem. Bugajski również nie rezygnuje ze współczesnego punktu widzenia. Odtwórca
roli Pileckiego Marek Probosz dwukrotnie pojawia się na ekranie jako on
sam. Jego wypowiedzi o okolicznościach prowadzonego dochodzenia
i wykonanej w 1948 roku egzekucji psują całościowy efekt. A nadmierny
dydaktyzm aż kłuje po oczach.
Obraz 2. Kadr ze spektaklu Teatru Telewizji Inka 1946… ja jedna zginę, reż. N. Koryncka-Gruz.
Źródło: http://katedraoteatrze.blogspot.com/2015/01/inka-1946-ja-jedna-zgine.html
Zarówno Koryncka-Gruz, jak i Bugajski posługują się motywem ofiary
oraz kata. Nie ma nic złego w stosowaniu tego schematu, o ile nie jest on
czynnikiem dominującym, służącym wyłącznie wywołaniu określonych
emocji. Twórcy chcą, abyśmy współczuli Fieldorfowi, Pileckiemu, Siedzikównie
i utożsamiali się z nimi. Sceny obfitujące w psychiczno-fizyczne tortury
przesłuchań, w których obserwujemy ponadludzką niezłomność bohaterów, mają nas do nich zbliżyć. Przed oczami widzów wznoszone są oży132 GDAŃSKIE ZESZYTY KULTUROZNAWCZE
Marta Cebera
wione pomniki świętych. Ich posągowy, spiżowy charakter sprawia, że są
monotonne, jednowymiarowe, a przez to nieprawdziwe. Role z pewnością
byłyby ciekawsze, gdyby nie uwzględniały wyłącznie ostatniego okresu
życia bohaterów. We wszystkich dziełach da się zauważyć te same etapy
męczeńskiej drogi: nieuzasadnione aresztowanie, okrutne śledztwo,
konfrontacja z oprawcami, spreparowane dowody winy, niesprawiedliwy
proces, zbrodnia sądowa. Taki schemat może kojarzyć się z drogą krzyżową
Chrystusa.
Ci, którzy pragnęli ujrzeć na ekranie ludzi z krwi i kości, mocno się
zawiedli. Wrażenie atakowania odbiorcy wizją bohaterstwa pogłębiają
liczne zbliżenia twarzy każdej z postaci. Przez wymalowane na nich cierpienie, ból, poczucie bezradności przebija połączony z wewnętrzną siłą
heroizm. Widać to szczególnie w sposobie kreacji Siedzikówny. Grająca
młodą sanitariuszkę Karolina Kominek-Skuratowicz wypowiada mało
kwestii. Śledzone okiem kamery oblicze dziewczyny odsłania jej emocje,
strach i gotowość oddania życia w imię słusznej sprawy. Sprowadzanie
polskich żołnierzy wyłącznie do roli ofiar jest zdecydowanie zbyt dużym
uproszczeniem. Potwierdzają to słowa historyka gdańskiego oddziału IPN
Piotra Szubarczyka (2010), notabene konsultanta przy realizacji spektaklu:
Ofiarami byli ludzie stawiani pod ścianą w przypadkowej łapance ulicznej w czasie okupacji. Ludzie wywożeni do obozów zagłady i tam
unicestwiani. […] Danka nie była ofiarą. Mimo młodego wieku była
świadomą uczestniczką antysowieckiej konspiracji zbrojnej. Ona się
w to nie „wplątała” (s. 54).
Przytłaczający schemat cierpiętnictwa przesłonił motywy działań „Nila”,
Pileckiego i „Inki”. Zamiast pogłębionych psychologicznie portretów
otrzymujemy laurki „ku chwale”.
W przypadku narracji historycznej trudno jest uniknąć epatowania
patosem. Zwieńczeniem losów „Inki” są jej ostatnie słowa: „Niech żyje
Polska!, Niech żyje major «Łupaszko»!” („Inka 1946...”,, 2007). Ich prawdziwość poświadcza relacja świadka egzekucji, księdza Mariana Prusaka.
Nie powinniśmy zatem wymagać od reżysera, by zrezygnował z włączenia
świadków do opowieści, głównie ze względu na ich symboliczny wymiar.
Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka...
NOWA PERSPEKTYWA 133
Stanowią naturalną konsekwencję obranej strategii artystycznej oraz zamiaru
trzymania się prawdy historycznej. Rzucane pod adresem Siedzikówny
i Feliksa Selmanowicza „Zagończyka” obelgi wzmacniają wydźwięk wykrzykiwanych przez skazańców zdań. Podniosłych, ocierających się o ckliwość
momentów nie brakuje też w obrazach Bugajskiego. Dotyczą przede wszystkim sekwencji rodzinnych, których celem było zapewne ukazanie żołnierzy
w wersji nieoficjalnej, prywatnej, jako kochających mężów i ojców. Reżyser
próbuje na skróty sięgnąć do naszej wrażliwości, prezentując zalewające
się łzami kobiety. Niezdrowym patosem grzeszy scena samej egzekucji.
Oto dawny podopieczny z transportu sybirskiego Michał obserwuje śmierć
„Walentego Gdanickiego”, który kiedyś uratował mu życie. Ubrany w mundur klawisza młody przyjaciel stał się trybikiem w machinie zbrodniczego
systemu. Bugajski stwierdził zapewne, iż bez tego „atrakcyjnego” dodatku
rekonstrukcja wykonanego wyroku nie byłaby wystarczająco przejmująca.
Najmniej wzniosłości jest w ascetycznie zrealizowanej Śmierci rotmistrza Pileckiego (2007). W porównaniu z filmem o „Nilu” scena pożegnalnej rozmowy
Obraz 3. Kadr ze spektaklu Teatru Telewizji Śmierć rotmistrza Pileckiego, reż. R. Bugajski
(2007). Źródło: http://www.e-kolo.pl/news.php?id=7787
134 GDAŃSKIE ZESZYTY KULTUROZNAWCZE
Marta Cebera
z żoną nie razi nadmiernym patosem. Jest wyważona, nie ma w niej przesady, dzięki czemu nie budzi w nas zażenowania. Niemniej jednak nie
można oprzeć się wrażeniu, że twórca po raz kolejny usiłuje uwypuklić
nieskazitelny, niemalże święty charakter żołnierza, kiedy skazaniec mówi
żonie o książce Tomasza à Kempis O naśladowaniu Chrystusa. Bugajski
na takiego naśladowcę stara się wykreować Pileckiego.
Tendencja ta przebija się jeszcze wyraźniej w słowach skierowanych
do Józefa Różańskiego, funkcjonariusza Ministerstwa Bezpieczeństwa
Publicznego: „Będę się za pana modlił”.
Przez kilkadziesiąt lat komunistyczna propaganda karmiła nas czarno-białą wizją rzeczywistości. Bojowników o niepodległą Polskę naznaczono
piętnem zdrajców, bandytów, łajdaków. Natomiast członkowie partii
i funkcjonariusze aparatu bezpieczeństwa byli przykładnymi, godnymi
naśladowania obywatelami. Niestety, w obrazach Bugajskiego i Korynckiej-Gruz obserwujemy tę samą tendencję, tylko że w odwróconym
porządku. Historie, zamiast operować niuansami, pełne są uproszczeń.
Po jednej stronie mamy świętych, niezłomnych bohaterów, po drugiej
zaś bezwzględnych, cynicznych ubeków o sadystycznych skłonnościach.
Zarówno w spektaklach, jak i w filmie świat przedstawiony jest w sposób
jednowymiarowy. Oparta na opozycjach binarnych wersja wydarzeń
nie pozostawia widzowi miejsca na refleksję, samodzielne wyciąganie
wniosków. Jesteśmy prowadzeni za rękę niczym bierne jednostki, które
nie potrafią samodzielnie myśleć. Tego typu dzieła sztuki powinny budzić
w nas niepokój, niepewność. Zrealizowane historie nie pobudzają aktywności odbiorcy, nie skłaniają go do refleksji, lecz wskazują palcem, co jest
dobre, a co złe. Za mało tu wątpliwości, bohaterowie są zbyt krystaliczni.
Ani Pilecki, ani „Nil” nie byli żołnierzami przeciętnymi, nie oznacza to jednak,
że trzeba rezygnować z prezentacji sylwetek pogłębionych psychologicznie
na rzecz bohaterskiego schematu.
Śmierć rotmistrza Pileckiego, Generał Nil, Inka 1946 – bez tych realizacji postacie przez lata zapomniane jeszcze długo nie zaistniałyby
w zbiorowej świadomości rodaków. Wywiązują się z zadania ukazywania
mechanizmów unicestwiania wrogów komunistycznego reżimu. Wielu
widzów dowiedziało się, że w ogóle istniał ktoś taki jak Emil Fieldorf czy
odważna sanitariuszka Danuta. Jednak reżyserzy, pragnąc przywrócić
Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka...
NOWA PERSPEKTYWA 135
Obraz 4. Kadr ze spektaklu Teatru Telewizji Inka 1946… ja jedna zginę (2007), reż. N. Koryncka-Gruz. Źródło: http://naszdziennik.pl/polska-kraj/82417, poszukaja-inki.html
sprawiedliwość przemilczanym bohaterom, zapomnieli po drodze
o walorach artystycznych. Postanowili oddać hołd wymazanym z historii
Polski postaciom, co samo w sobie jest celem godnym pochwały, o ile nie
cierpi na tym sztuka. Siedzikównę, Pileckiego oraz Fieldorfa przedstawiono
w sposób mało wiarygodny. W interpretacji twórców nie są to żywi ludzie,
lecz pomnikowe symbole heroizmu, cnoty i patriotyzmu. Nie widać tu
chęci wnikliwej analizy ich decyzji, dylematów, jak również tragicznych
w skutkach wyborów. Za bardzo skupiono się na misji odkłamywania historii,
co poskutkowało wieloma uproszczeniami. Wydobyliśmy zamordowanych
żołnierzy z mroków niepamięci. Lecz widzianym na ekranie postaciom
raczej daleko do ich pierwowzorów.
136 GDAŃSKIE ZESZYTY KULTUROZNAWCZE
Marta Cebera
Bibliografia
•
•
•
•
•
•
•
Śmierć rotmistrza Pileckiego, (2006, reż. R. Bugajski). Scena Faktu Teatru
Telewizji, data premiery: 15.05.2006.
Stankiewicz-Podhorecka, T. (2007). Lepiej, że ja jedna zginę. Nasz
Dziennik, 20, s. 10.
Szczawińska, W. (2007). Niezłomni i transparentni. Dialog, 10, s. 99–107.
Szubarczyk, P. (2010). Inka. Starogard Gdański: Dom Wydawniczy Rafael.
Wysocki, W.J. (2010). „Nil”. Generał August Emil Fieldorf 1895–1953.
Warszawa: Oficyna Wydawnicza RYTM.
Wysocki, W.J. (2009). Rotmistrz Witold Pilecki 1901–1948. Warszawa: Oficyna
Wydawnicza RYTM.
Zalewska, K. (2007). Scena Faktu w Teatrze Telewizji. Dialog, 10, s. 90–98.
Filmografia
•
•
Inka 1946... ja jedna zginę, (2007, reż. N. Koryncka-Gruz). Scena Faktu
Teatru Telewizji, data premiery: 22.01.2007.
Śmierć rotmistrza Pileckiego, (2006, reż. R. Bugajski). Scena Faktu Teatru
Telewizji, data premiery: 15.05.2006.
Pilecki, Fieldorf, Siedzikówna – jak sztuka...
NOWA PERSPEKTYWA 137

Podobne dokumenty