EUROPA PO UPADKU MURU BERLIŃSKIEGO

Transkrypt

EUROPA PO UPADKU MURU BERLIŃSKIEGO
PL
RADA EUROPEJSKA
PRZEWOD ICZĄCY
Berlin, 9 listopada 2013 r.
EUCO 229/13
PRESSE 466
PR PCE 204
EUROPA PO UPADKU MURU BERLIŃSKIEGO –„ ACHMAUER EUROPA”
Wystąpienie Hermana Van Rompuya przewodniczącego Rady
Europejskiej
W dzisiejszym wystąpieniu z okazji rocznicy upadku muru berlińskiego przewodniczący
Herman Van Rompuy przedstawia, w jaki sposób dramatyczne wydarzenia końca roku
1989 zmieniły oblicze #iemiec i całej Europy oraz jak do dziś trwa praca i dyskusja nad
uruchomionymi wtedy procesami. Jak ciągle budujemy Europę po upadku muru
berlińskiego – „ ach-Mauer-Europa”.
Przewodniczący koncentruje się na trzech sprawach będących pokłosiem wydarzeń
z 9 listopada 1989 roku: euro, swobodzie przemieszczania się wszystkich obywateli UE
i europejskiej polityce zagranicznej.
Odnosząc się do euro i gospodarki, mówi: „Ocalenie euro, ustabilizowanie i umocnienie
strefy euro – oto, czym się zapisze moje pokolenie europejskich przywódców”. Podkreśla,
że gdy rośnie światowa konkurencyjność, wszystkie państwa europejskie „bez wyjątku”
muszą się zreformować.
W tym kontekście stwierdza na temat iemiec: „W ostatnich latach w strefie euro #iemcy
odegrały istotną rolę. #ie tylko bronili Państwo euro, ale byli też chyba najgorętszymi
orędownikami reform gospodarczych – ostrzegając przed niebezpieczeństwami, służąc
gospodarczą dalekowzrocznością w europejskiej debacie. Za to należy się Państwa
politykom uznanie. Państwa kraj stoi przed własnymi, dobrze znanymi zagrożeniami
i wyzwaniami na przyszłość. Aby się nie ziściły, #iemcy muszą już dziś zacząć odważnie
działać. Oczekując wyników czy reform, przywódca przekonuje najbardziej, gdy sam daje
przykład”.
PRASA
Dirk De Backer - rzecznik przewodniczącego - ( +32 (0)2 281 9768 - +32 (0)497 59 99 19
Preben Aamann - zastępca rzecznika przewodniczącego - ( +32 (0)2 281 2060 - +32 (0)476 85 05 43
[email protected] http://www.european-council.europa.eu/the-president
EUCO 229/13
1
PL
Herman Van Rompuy porusza też problem populizmu, obecny w wielu krajach.
„Populizm: ujście dla gniewu i pretensji; obietnica przywrócenia tożsamości; złudzenie, że
izolując się, można cofnąć czas; kłamstwo, że na globalnym rynku można przeżyć bez
podejmowania wysiłków...”.
Jak mu zaradzić? „Pierwsza, podstawowa odpowiedź: efekty. #ie ma wątpliwości, że
przechodzimy trudny etap, ale szlak jest dobry. Ostatecznie ludzi najlepiej przekonają
efekty. Powrót wzrostu, nowe miejsca pracy: konkretne oznaki, że obecne wysiłki
społeczeństw i rządów – indywidualne i podejmowane zbiorowo w ramach Unii –
procentują”.
Jednak zdaniem przewodniczącego, aby przekonać ludzi, potrzeba nie tylko samej
gospodarki, ale i słów: „Przywódcy muszą mówić, jak jest naprawdę. Prawdą jest na
przykład, że nie ma szybkich i łatwych sposobów, że reformy na rzecz wzrostu
i zatrudnienia wymagają czasu. Prawdą jest też, że ostateczną receptą na kryzys nie są
nowe instrumenty finansowe (fundusze czy obligacje) ani powrót do walut krajowych, ale
zmiany w gospodarce realnej. A także prawdą jest, że gdyby nie Europa, koszty by nas
przerosły. Kto twierdzi, że jego państwo poradzi sobie samo, mami obietnicą bez
pokrycia”.
#awiązując do obaw związanych ze swobodą przemieszczania się wszystkich obywateli UE
i do migracji zewnętrznej, Herman Van Rompuy nazywa tę pierwszą „symbolem
cywilizacyjnym”. „Jak każde prawo, również i to bywa nadużywane. Wielka szkoda.
Zamiast jednak prawo ograniczać, należy zwalczać nadużycia. Władze krajowe i lokalne
mają odpowiednie środki i prawne możliwości, a i UE bardziej się stara im pomóc”.
#astępnie dodaje: „I nie zapominajmy, że ruch w UE działa we wszystkich kierunkach: na
przykład na każdego Polaka pracującego w stolicy jednego państwa, przypada dwóch
obywateli tego państwa na plaży w Hiszpanii”.
W wystąpieniu przewodniczący mówi nie tylko o polityce UE i o decyzjach, ale i o tym, jak
w odczuciu ludzi jawi się nasz kontynent. „Jedno z fundamentalnych pytań jest takie: Czy
Europa to tylko przestrzeń, strefa do przemierzania, ein Raum, czy jednak też miejsce,
które jest domem, ein Ort der Heimat ist?”. #a zakończenie wyraża nadzieję, że pewnego
dnia Europa będzie nie tylko przestrzenią wolności i perspektyw, ale też i miejscem,
w którym wszyscy będą się czuć jak w domu – Europejczycy ze Wschodu, z Zachodu,
z Północy i z Południa, a także „nowi” Europejczycy.
To czwarte berlińskie orędzie o Europie zostało wygłoszone podczas spotkania w Allianz
Forum przy Pariser Platz w Berlinie, zorganizowanego przez Fundację Konrada
Adenauera, Fundację „Przyszłość Berlina” i Fundację Roberta Boscha.
EUCO 229/13
2
PL
I. Wstęp
[po niemiecku]
To wielka radość i wielki zaszczyt móc przemawiać tu, w Berlinie, w rocznicę 9 listopada.
Z tej samej okazji byłem w Berlinie już trzy lata temu. Przemawiałem jednak w innym
miejscu – w Muzeum Pergamońskim. Otoczony olimpijskimi bogami i antycznymi
posągami czułem się poruszony. Dziś mam przed sobą inny widok, inną perspektywę...
Opuściliśmy starożytność i znajdujemy się w XVIII wieku – w epoce, w której zbudowano
ten przepiękny plac.
[po angielsku]
Jego nazwa – nadana kilka lat później, gdy goiły się rany Berlina po wojnach
napoleońskich – to wyraz dumy Prus. Nawet jeśli w tym względzie plac Paryski – Pariser
Platz – jest nazwą zdecydowanie bardziej dyplomatyczną niż londyńska wersja
upamiętniająca tę samą bitwę... Waterloo Station...!
Oczywiście Państwu zgromadzonym tu dziś – Berliner und Berlinerinnen – mieszkańcom
miasta, Pariser Platz kojarzy się ze znacznie bliższą historią. A już na pewno w dniu,
w którym świętujemy Mauerfall. Stąd prawie widać Bramę Brandenburską, gdzie 24 lata
temu o godzinie 21.30 zwyciężyło pragnienie wolności.
Powtórzę dziś, co powiedziałem trzy lata temu: dzień 9 listopada 1989 jest dla mnie chyba
największym zwrotem nie tylko w historii Niemiec, ale w najnowszej historii Europy.
Dlatego chętnie przyjąłem zaproszenie organizatorów na dzisiejsze spotkanie, i dziękuję
im wszystkim. Mam nadzieję, że pozwolą mi podziękować szczególnie jednej osobie –
Hansowi-Gertowi Pötteringowi, byłemu przewodniczącemu Parlamentu Europejskiego
i posłowi o najdłuższym w nim stażu. Jest on także głównym promotorem Domu Historii
Europejskiej w Brukseli, który już niedługo zacznie opowiadać, dlaczego my,
Europejczycy, zjednoczyliśmy się i dlaczego musimy dalej się jednoczyć. Vielen Dank.
II. Europa po upadku muru berlińskiego
Pewien ówczesny europejski premier określił to tak: „W noc, kiedy upadł mur berliński,
historia gnała na oślep jak spłoszony koń”. Historia „reiterlos, wie ein durchgegangenes
Pferd” – jak złapać jej cugle? jak okiełznać jej siłę?
Wydarzenia końca roku 1989 mogą dziś wydawać się odległą historią. Ale to, co
uruchomiły, nadal kształtuje nasz dzisiejszy świat. Upadek muru berlińskiego zamknął erę
powojenną, die #achkriegszeit. Otwarł „erę po upadku muru”, die ach-Mauer-Zeit.
I my, Europejczycy, nadal w tej erze żyjemy.
EUCO 229/13
3
PL
Wraz z 9 listopada pojawiły się zjednoczone Niemcy, w bardziej zjednoczonej Europie.
Politycznie reunifikacja Niemiec nastąpiła niezwykle szybko. W zaledwie jedenaście
miesięcy: vom Mauerfall bis zur Wiedervereinigung. Prędkość była zawrotna. Ale
społeczeństwo, ludzie nie od razu oswoili się z tak kolosalną zmianą. Potrzeba było czasu,
wysiłku, by zrodziło się poczucie wspólnoty, by w nowych Niemczech wszyscy poczuli się
jak w domu. Czasem odzywała się tęsknota za starym porządkiem: Ostalgie, a także
Westalgie. Powoli jednak „nowe Niemcy” stały się po prostu „Niemcami” – dla
wszystkich.
Miesiąc temu Bundespräsident Joachim Gauck mówił – w Stuttgarcie, o ile się nie mylę –
jak dumny jest Państwa kraj z tego, co Państwo – „Ostdeutsche, Westdeutsche und
#eudeutsche, alle zusammen” – wspólnie osiągnęli.
Zastanówmy się chwilę, jak taki sam proces przeżywała Europa. Był on równie znaczący,
ale może trudniejszy do uchwycenia, gdyż dokonywał się w cieniu niemieckich wydarzeń
i trwał dłużej. Właściwie w Europie wciąż jeszcze oswajamy się z tą nową sytuacją.
Jeszcze nie osiągnęliśmy punktu, z którego moglibyśmy powiedzieć: „nowa Europa” stała
się po prostu „Europą” – dla wszystkich.
Także w Europie tempo wydarzeń politycznych było zdumiewające. Zaledwie cztery lata
później, w roku 1993, stara wspólnota gospodarcza (Wspólnota Europejska) była już unią
polityczną (Unią Europejską). W czerwcu tego samego roku przywódcy dwunastu wtedy,
zachodnich państw członkowskich zadeklarowali gotowość do przyjęcia w Unii państw
wschodnich, odgrodzonych wcześniej żelazną kurtyną. Nie było to co prawda ponowne
zjednoczenie, ale niemniej – zjednoczenie!
A gdy 1 listopada 1993 r. wszedł w życie traktat z Maastricht (Traktat o Unii
Europejskiej), otwarła się droga ku obywatelstwu europejskiemu, ku wspólnej walucie, ku
wspólnej polityce zagranicznej. Iście rewolucyjne zmiany, z których wtedy nie było żadnej,
gdyby nie wydarzenia roku 1989.
Tak to było – vom Mauerfall bis zur Europäischen Union.
Ale aby Europejczycy, ludzie i społeczeństwa, faktycznie oswoili się z nowymi realiami,
faktycznie poczuli się w nowej Europie powstałej po upadku muru berlińskiego jak
u siebie, potrzebują – tak jak Niemcy – czasu. I to znacznie więcej niż mieszkańcy
Niemiec.
Widać nawet różne formy nostalgii, także w przypadku Europy: za czasami kameralnej
wspólnoty dwunastu, za francuskim frankiem, niemiecką marką, włoskim lirem czy
holenderskim guldenem. Ale nikt nie marzy o powrocie do czasów sprzed roku 1989.
Europa ery po upadku muru berlińskiego wciąż się buduje.
Wielkie zmiany, o których wspomniałem – waluta, obywatelstwo, rozszerzenie i wspólny
głos w świecie – wciąż nabierają kształtu i wciąż, po dwudziestu latach, są przedmiotem
dyskusji. O tych właśnie zmianach chciałbym dzisiaj mówić.
EUCO 229/13
4
PL
III. Strefa euro i gospodarka
Chciałbym dziś Państwu opowiedzieć, jak wciąż kształtujemy nową Europę powstałą po
upadku muru berlińskiego. Skupię się na trzech zagadnieniach:
–
czym jest posiadanie wspólnej waluty
–
czym jest możność swobodnego przemieszczania się i osiedlania w dowolnym
państwie UE
–
czego potrzeba, by zyskać w świecie rangę odpowiadającą naszej wadze.
Przy czym odniosę się nie tylko do polityki i politycznych decyzji, ale też do ludzkich
doświadczeń w tej nowej Europie.
Pozwolą Państwo, że zacznę od pierwszego zagadnienia: od euro. Moje wcześniejsze
słowa – mianowicie, że w roku 2013 wciąż mamy do czynienia ze skutkami decyzji
zapadłych między Mauerfall a Maastricht – są oczywiste, gdy chodzi o naszą walutę.
Kryzys bezlitośnie pokazał, że strefa euro w swojej pierwotnej postaci była niestety zbyt
słabo przygotowana burzę taką, jak w roku 2010.
Od tamtego czasu pracujemy bez wytchnienia, wspólnie. Mit Erfolg. Dziś zagrożenie bytu
strefy euro mamy już za sobą. Ocalenie euro, ustabilizowanie i umocnienie całej strefy –
oto, czym się zapisze moje pokolenie europejskich przywódców. A historia poświadczy,
jak ważną rolę w tym osiągnięciu odegrała kanclerz Angela Merkel i nie tylko.
Zachwianie strefy euro było sygnałem ostrzegawczym. Dla poszczególnych państw. Ale
i dla nich wszystkich naraz.
Całą pracę ostatnich trzech – czterech lat: mechanizmy ratunkowe, Schuldenbremse, nowy
nadzór gospodarczo-budżetowy, tworzoną właśnie unię bankową, można podsumować tak:
wyciągnęliśmy naukę z wzajemnej zależności. Uświadomiliśmy sobie wreszcie, czym jest
posiadanie wspólnej waluty przez różne państwa.
Nie zawsze było łatwo. Niemniej razem, jako Europejczycy, znaleźliśmy środki
i pieniądze, by zagrożone państwa ochronić przed rynkami. To solidarność
bezprecedensowa i dobrze widoczna, nieporównywalna z niczym sprzed powstania Unii.
Oczywiście rozlegały się też głosy krytyki. Na przykład przeciwko „zaciskaniu pasa” czy
przeciwko politycznym decyzjom walutowym. Krytycy jednak chyba zapominają, że
w niektórych krajach gigantyczne problemy narosły jeszcze przed wybuchem kryzysu i że
rozwiązywanie ich bez euro byłoby o wiele boleśniejsze. Albo że kryzysu wywołanego
nadmiernym długiem publicznym nie da się rozwiązać kolejnymi długami. Wołać
o wolniejsze reformy w krajach objętych programami ratunkowymi to pomijać fakt, że
i tak skądś trzeba będzie pożyczyć jeszcze więcej pieniędzy – a potem spłacić.
EUCO 229/13
5
PL
Jako przewodniczący Rady Europejskiej od samego początku stale przypominałem
przywódcom, że musimy pracować dwukierunkowo: więcej odpowiedzialności, więcej
solidarności. Obie rzeczy idą w parze. I udało się nam zachować równowagę między nimi.
Nie kosztem jednej czy drugiej, ale dbając o obie. Proszę sobie choćby przypomnieć dwie
równolegle zawarte umowy: o Europejskim Mechanizmie Stabilności i o pakcie fiskalnym
– o solidarności i o odpowiedzialności. Równowaga wysokiej próby.
A co się działo poza Europą? Gdy my zajęci byliśmy naszymi egzystencjalnymi
zagrożeniami, świat nie stał w miejscu. Konkurencyjność rośnie błyskawicznie, gdy
z ubóstwa wychodzą setki milionów kobiet i mężczyzn i na globalnym rynku szukają
pracy, pomysłów, zasobów – z energią i dyplomami.
To nie tylko nowi konkurenci, którzy nas doganiają, ale i poprzedni, którzy teraz
wyrywają się z peletonu. Przykładem są Stany Zjednoczone, gdzie energia jest już
znacznie tańsza niż u nas. W Niemczech nie muszę o tym nikomu mówić.
W Europie jest nas 500 milionów: na ogół dobrze wykształconych, dość zamożnych,
cieszących się swobodami obywatelskimi i bezpieczeństwem... Razem jesteśmy
największym światowym rynkiem i siłą nie do zlekceważenia.
Ale prawda jest taka, że jeżeli chcemy się utrzymać... ocalić swoje modele społeczne,
miejsca pracy, jedyny w swoim rodzaju styl życia...., nie możemy stać z założonymi
rękami. W ten sposób zaprzepaścilibyśmy przyszłość młodych pokoleń.
Dotyczy to wszystkich naszych państw. Wszystkie – bez wyjątku – muszą wzmóc swoją
konkurencyjność. Wszystkie muszą się zreformować. I wiele tak czyni, zwłaszcza państwa
najbardziej dotknięte kryzysem. Od roku 2010 produktywność wzrosła najbardziej
właśnie w tak zwanych państwach peryferyjnych, takich jak Hiszpania, Portugalia czy
Irlandia.
Ale koło historii toczy się też dla państw tak zwanej północy. I ze szczytu można spaść.
Więc także one muszą się zreformować. Niemcy nie są tu oczywiście wyjątkiem: proszę
pomyśleć o olbrzymim wyzwaniu demograficznym, które stoi przed Państwem, o jakości
infrastruktury drogowej, o niewykorzystanym potencjale Państwa rynku usług, o wysokich
kosztach energii... Wiem jednak, że nad tymi kwestiami trwa u Państwa debata publiczna.
W ostatnich latach w strefie euro Niemcy odegrały istotną rolę. Nie tylko bronili Państwo
euro, ale byli też chyba najgorętszymi orędownikami reform gospodarczych – ostrzegając
przed niebezpieczeństwami, służąc gospodarczą dalekowzrocznością w europejskiej
debacie. Za to należy się Państwa politykom uznanie.
Państwa kraj stoi przed własnymi, dobrze znanymi zagrożeniami i wyzwaniami na
przyszłość. Aby się nie ziściły, Niemcy muszą już dziś zacząć odważnie działać.
Oczekując wyników czy reform, przywódca przekonuje najbardziej, gdy sam daje
przykład.
Kryzys nauczył nas, że gospodarcze kłopoty jednego mogą dotknąć nas wszystkich, tak jak
i sukces jednego może pomóc wszystkim pozostałym. Na tym polega wzajemna zależność.
W strefie euro musimy patrzeć i na części, i na całość. Wspólna waluta wymaga więcej
wspólnej polityki – nie ma rady.
EUCO 229/13
6
PL
Już działa kilka nowych instrumentów dających większą koordynację gospodarczą.
Brakuje tylko jednego ważnego elementu – kontraktów, w których państwa zobowiązują
się do pewnych ważnych reform na rzecz konkurencyjności i zatrudnienia, z elementami
solidarności. Sprawę kontraktów ponownie podejmiemy w grudniu.
Wcześniej zdecydujemy o dalszych krokach w kierunku unii bankowej. Po jednolitym
mechanizmie nadzorczym dla banków strefy euro, który już wprowadzamy, pora na
jednolity mechanizm restrukturyzacji i uporządkowanej likwidacji. Jeden nie może istnieć
bez drugiego. W ramach przygotowań trzeba będzie ocenić pod kątem jakości aktywów
stabilność banków, zanim wejdą one do naszej wspólnej unii bankowej.
Tym samym zostanie niemal zrealizowany mój raport dla przywódców UE o tworzeniu
rzeczywistej unii gospodarczo-walutowej.
Podsumowując, jeszcze dwa słowa o euro. Dzięki całej tej pracy – doraźnemu ratowaniu,
przeciwdziałaniu przyszłym kryzysom, wyznaczaniu długofalowych celów – Europejczycy
są teraz lepiej przygotowani na turbulencje. Wstrząs spowodował, że – przynajmniej wśród
przywódców – jasno postrzega się teraz skalę gospodarczego wyzwania. Kryzys był dla
nich poważnym sygnałem ostrzegawczym. Dobrym punktem wyjścia. Ale teraz trzeba, co
niełatwe, zyskać poparcie publiczne dla tych i przyszłych zmian... Tylko w ten sposób
kontynent europejski pozostanie na świecie miejscem równie atrakcyjnym co teraz.
IV. Populizm; Europa jako przestrzeń i jako miejsce
Praca europejskich rządów nad naprawianiem gospodarki to jedno, a codzienność
mieszkańców Europy to często co innego.
Ludzie się niepokoją. Trudno się dziwić. W warunkach globalnej konkurencji coraz
trudniej jest utrzymać pracę – czy w ogóle ją znaleźć. Wielu ludziom trudniej niż kiedyś
jest związać koniec z końcem, a ich dzieciom może być jeszcze trudniej. Dezorientacja
rodzi często lęk – Angst – poczucie utraty kontroli.
Może powodować zamknięcie się we własnym kręgu w poszukiwaniu ostoi. A nawet
ucieczkę w obojętność czy egoizm, pod hasłem „każdy sobie”, jeder für sich. To
powszechne zjawisko, wyczuwalne już 10 czy 20 lat przed ostatnim kryzysem
finansowym. W niektórych państwach – dzisiejsze Niemcy są tu wyjątkiem, ważnym
wyjątkiem – widać, jak połączenie zmian i strachu napędza populizm.
Populizm: ujście dla gniewu i pretensji; obietnica przywrócenia tożsamości; złudzenie, że
izolując się, można cofnąć czas; kłamstwo, że na globalnym rynku można przeżyć bez
podejmowania wysiłków...
Sukces populizmu – w jego różnych odmianach – na rynku politycznym wskazuje na
słabość oferty drugiej strony. Na kryzys tradycyjnej polityki w wielu państwach
członkowskich. Na słabnące zaufanie wyborców do swoich przedstawicieli – w wielu
miejscach. Zaufanie jest tu ważnym słowem.
EUCO 229/13
7
PL
Ludzie zdają sobie sprawę, że przy dzisiejszych globalnych wyzwaniach niejedno będzie
musiało się w naszych społeczeństwach zmienić. Niełatwo jest jednak zdecydować, co
dokładnie, kiedy i jak. Płacimy cenę za niezdolność naszych społeczeństw, by przeciąć
węzeł gordyjski. Ludzie winią globalizację. Ale częściej, niż się wydaje, jej rzekome ofiary
są w rzeczywistości ofiarami niepodjętych reform.
Czasem wygląda to na błędne koło: brak politycznego zaufania oznacza, że nie ma zgody
na zmianę. Ale brak zmian w końcu jeszcze bardziej nadwątla zaufanie... Możemy
i musimy zatrzymać to koło i otworzyć się na pozytywne zmiany.
Unia Europejska stoi w tej sytuacji pod podwójną presją: cierpi na skutek ogólnej
nieufności do polityki, a do tego sama jest celem ataków.
Na przykład wini się „Europę” za to, czego domaga się globalizacja. Oczywiście, strach
przed globalnymi siłami rynkowymi istniał na długo przed antyeuropejskim populizmem.
Ale teraz wspólna tarcza jest postrzegana jako zewnętrzne zagrożenie.
Kryzys gospodarczy narzucił Unii Europejskiej nową rolę. Latami (pomijając narzekania
na krzywiznę banana) Europa była symbolem otwarcia, coraz większej wolności, nowych
możliwości, emancypacji, samodecydowania... Dziś kojarzy się z ingerowaniem,
wtrącaniem się, dyktowaniem, osądzaniem, strofowaniem, dyrygowaniem, narzucaniem,
czy nawet karaniem...
Warto jednak zauważyć, że to same rządy zwróciły się do europejskich instytucji
o podjęcie takiej roli. To tak jakby rządy przerzuciły swoje superego, Über-ich, na
Brukselę... Innymi słowy, gdy zawodzi samodyscyplina, gdy łamane są wspólne zasady,
potrzebny jest w końcu ktoś, kto zdyscyplinuje. Nie jest to angenehm, dla żadnej ze stron.
Podsumowując: dziś wielu w Europie ma poczucie, że Europa czyni ich słabszymi.
A przecież u jej początków obiecywano, że Europa uczyni ludzi i państwa silniejszymi.
Jak temu poczuciu zaradzić?
Pierwsza, podstawowa odpowiedź: efekty. Nie ma wątpliwości, że przechodzimy trudny
etap, ale szlak jest dobry. Ostatecznie ludzi najlepiej przekonają efekty. Powrót wzrostu,
nowe miejsca pracy: konkretne oznaki, że obecne wysiłki społeczeństw i rządów –
indywidualne i podejmowane zbiorowo w ramach Unii – procentują.
Aby jednak przekonać ludzi, że Europa jest właściwym rozwiązaniem, potrzeba nie tylko
gospodarki; potrzeba też oczywiście słów.
Przywódcy muszą mówić, jak jest naprawdę. Prawdą jest na przykład, że nie ma szybkich
i łatwych sposobów, że reformy na rzecz wzrostu i zatrudnienia wymagają czasu. Prawdą
jest też, że ostateczną receptą na kryzys nie są nowe instrumenty finansowe (fundusze czy
obligacje) ani powrót do walut krajowych, ale zmiany w gospodarce realnej. A także
prawdą jest, że gdyby nie Europa, koszty by nas przerosły.
EUCO 229/13
8
PL
Kto twierdzi, że jego państwo poradzi sobie samo, mami obietnicą bez pokrycia. Populizm
i nacjonalizm nie dają odpowiedzi na wyzwania naszych czasów. Politycy muszą jasno
mówić, co jest stawką. Muszą też jasno i wyraźnie głosić swoje europejskie przekonania.
Jak oczekiwać poparcia dla sprawy europejskiej, jeśli sami przywódcy nie mają odwagi
bronić i promować integracji europejskiej? Sami Państwo przyznają. Potrzebujemy
pozytywnego języka – takiego, jaki słyszę u polityków w Państwa kraju. Wszyscy muszą
bronić naszych osiągnięć; nie tyle o ile, ale z przekonaniem.
Efekty, jasne słowa, przekonanie – to elementarne pojęcia. Zdaniem niektórych
komentatorów popularność UE można by przywrócić też inną drogą: dzięki gruntownej
reorganizacji europejskich instytucji. Dla mnie jedno nie ma z drugim nic wspólnego.
Chciałbym natomiast zastanowić się z Państwem nad inną rzeczą, może nawet bardziej
fundamentalną: jak w odczuciu ludzi jawi się nasz kontynent?
Kluczowe tu pytanie brzmi zatem: Czy Europa to tylko przestrzeń, strefa do
przemierzania, ein Raum, czy jednak też miejsce, które jest domem, ein Ort der
Heimat ist? Przestrzeń i miejsce nie są tym samym, mogą nawet stać w sprzeczności.
Z miejscem (ein Ort) wiążą się porządek, stabilność i przewidywalność. W jednym miejscu
nie może być na przykład dwóch rzeczy. Z przestrzenią (ein Raum) zaś wiążą się ruch
i możliwości. Dochodzi też wymiar kierunku, prędkości i czasu. Może to i abstrakcyjne
pojęcia, ale wyraźnie odczuwalne jest ich działanie w dzisiejszej Unii Europejskiej.
Proszę tylko pomyśleć. Europejscy przywódcy latami pracowali, by z terytoriów państw
członkowskich uczynić jedną przestrzeń. Od samego początku inspiracją to tworzenia
Wspólnoty był ruch. Znamiennym krokiem była likwidacja granic: towary, usługi i kapitał
miały swobodnie przepływać, a ludzie – swobodnie podróżować. Chodziło – i wciąż
chodzi – o nowe możliwości: dla ludzi i przedsiębiorstw, by się przemieszczać, tworzyć,
korzystać z szans gdzie indziej. Ileż włożono w to energii, wizji i przekonania. Jeszcze dziś
– w energetyce, usługach, telekomunikacji, gospodarce cyfrowej – trwa obalanie granic.
Jedna długa walka o Europę jako przestrzeń.
Znacznie mniej uwagi poświęcono Europie jako miejscu, domowi. Podczas zimnej wojny
nikt nawet nie przypuszczał, że Europa z rynku mogłaby się stać domem. I nie bez
powodu: gwarantowanie stabilności i przewidywalności, dawanie ochrony i poczucia
przynależności było domeną państw członkowskich – z państwami socjalnymi na czele.
Zgodnie z niepisaną umową Unia miała się nie wtrącać. Dobry podział zadań, ale ostatnio
nie bezdyskusyjny – zwłaszcza od czasu kryzysu. Skutkiem są nieraz sprzeczne
oczekiwania. Niektórzy dziś chcą, by Europa mniej się wtrącała, by trzymała się z boku.
Inni – by się włączała, bardziej pomagała. Trzeba to wyważyć.
Tak czy owak, aby Europa stała się miejscem, była bardziej domem, nasza Unia musi być
w stanie, jeżeli nawet nie chronić ludzi, to przynajmniej uszanować symbole ochrony
i przynależności – czy to będą krajowe udogodnienia socjalne, czy lokalny ser.
EUCO 229/13
9
PL
Jest jeszcze jedno wyzwanie: wciąż otwarta kwestia naszej geografii, wcale nie
ułatwiająca Europie stawania się miejscem-domem, Heimatort. Ilekroć Unia się rozrasta,
każemy ludziom zadomawiać się w nowym gronie.
Oczywiście, dzięki kolejnym rozszerzeniom zbliżyły się europejskie tożsamości polityczne
i geograficzne. Znakomita większość państw naszego kontynentu należy do Unii. Ale
gdzie kończy się „Europa”? Trzeba przyznać, że nie znamy jeszcze odpowiedzi. Nie ma się
czego wstydzić, tak bywa z wieloma ważnymi pytaniami w życiu!
Niektóre przypadki nie budzą wątpliwości. Na przykład Bałkany, których przyszłość leży
zdecydowanie w Unii. Za Chorwacją – naszym najnowszym członkiem – przyjdą kolejne
państwa, o ile spełnią kryteria. Jest to im po prostu pisane.
Inne przypadki nie są tak oczywiste. A ogólniej, z łatwych do wyjaśnienia powodów
wygląda na to, że nie potrafimy określić ostatecznych granic Unii. Dla dyplomatów to
rzeczywistość, ale dla obywateli – powód do niepokoju.
W tym tygodniu wznowiliśmy negocjacje z Turcją, i bardzo dobrze. Przykład ten ilustruje
moją wcześniejszą tezę: że istnienie jako przestrzeń może niektórym kłócić się
z powstawaniem miejsca...
V. Swobodne przemieszczanie się i migracja
Gdy już mowa o przestrzeni, myślą Państwo może, że kompletnie odszedłem od tematu...
Ależ nie! W naszym geograficznym dylemacie kluczem jest zrozumienie dwóch innych
spraw, które diametralnie zmieniły się vom Mauerfall bis Maastricht: unijne obywatelstwo
i nasza rola w świecie.
Być może nie wiedzą Państwo, ale osiem dni temu większość z nas mających powyżej 20
lat mogła świętować 20 rocznicę swego unijnego obywatelstwa.
Była to nowość traktatu z Maastricht, która z miejsca weszła w życie, przynajmniej pod
względem prawnym. To nowe, unijne obywatelstwo dało wszystkim obywatelom państw
członkowskich między innymi prawo do swobodnego przemieszczania się i osiedlania
wszędzie w Unii.
Wolność ta wywodzi się z postanowień traktatu rzymskiego – o swobodnym
przemieszczaniu się pracowników. Tam chodziło o gospodarkę, wspólny rynek:
pracownicy mieli przemieszczać się tak samo jak towary, usługi i kapitał.
Fundamentalna zmiana – przełom po Mauerfall – polegała na tym, że pierwotne ułatwienie
gospodarcze stało się podstawową wolnością, politycznym prawem. Wspaniale jest
pomyśleć, że to, co w roku 1989 zaczęło się ucieczką od tyranii – wolnościowym zrywem
w Gdańsku, Budapeszcie, Pradze, Lipsku, którego kulminacja nastąpiła tu, przy Bramie
Brandenburskiej – przyniosło swobodę przemieszczania się wszystkim Europejczykom.
Ileż od tego czasu kobiet i mężczyzn ze Wschodu, z Zachodu, z Północy i z Południa
skorzystało z szansy, by być Europejczykiem, u siebie czy za granicą!
EUCO 229/13
10
PL
Dla mnie przestrzeń wolności i praworządności – służąca ciekawym świata, jak
i domatorom – to więcej niż element unii gospodarczej. To filar nowej Europy po upadku
muru, to symbol cywilizacyjny.
Ostatnio to wielkie osiągnięcie było krytykowane. To smutne, ale w warunkach obecnej
niepewności gospodarczej zrozumiałe. Etykietki typu „turystyka zasiłkowa” czy „dumping
socjalny” przyczepia się najróżniejszym problemom – faktycznym lub rzekomym.
W całym zamieszaniu i emocjach niepokoi wzrost uprzedzeń wobec innych obywateli UE.
A z tym trzeba walczyć u podstaw. Faktami, zrozumieniem, siłą przekonywania.
Cytując traktat... (nie robię tego codziennie, ale wiem, że tu akurat znajdę wdzięcznych
słuchaczy): „Obywatele Unii mają prawo do swobodnego przemieszczania się
i przebywania na terytorium państw UE” – wolność umocowana w naszym podstawowym
prawie. Zatem pod względem prawnym współobywatel europejski korzystający z prawa do
przemieszczania się w Unii nie ma nic wspólnego z migracją zewnętrzną, z osobami
napływającymi spoza Unii.
Oczywiście swobodnie przemieszczać się można pod pewnymi warunkami (trzeba na
przykład mieć paszport i nie stanowić socjalnego obciążenia dla państwa przyjmującego).
Ale jak każde prawo, również i to bywa nadużywane. Wielka szkoda. Zamiast jednak
prawo ograniczać, należy zwalczać nadużycia. Władze krajowe i lokalne mają
odpowiednie środki i prawne możliwości, a i UE bardziej się stara im pomóc. Na przykład
w walce z papierowymi małżeństwami, które pozwalają nabyć prawa obywatela UE.
Rządy muszą być wyczulone na obawy swoich obywateli, ale mają też obowiązek
dostrzegać proporcje. Dziś w innym państwie członkowskim mieszka niecałe 3% ogółu
obywateli UE. A ich olbrzymia większość jest tam dla pracy i przyczynia się do ogólnego
dobrobytu. Zazwyczaj wpłacają oni do budżetu państwa przyjmującego więcej
w podatkach, niż z niego otrzymują w zasiłkach i ubezpieczeniu społecznym. Średnio są
bowiem młodsi, lepiej wykształceni i gospodarczo aktywniejsi niż pracownicy miejscowi.
I nie zapominajmy, że ruch w UE działa we wszystkich kierunkach: na przykład na
każdego Polaka pracującego w stolicy jednego państwa, przypada dwóch obywateli tego
państwa na plaży w Hiszpanii.
Swobodne przemieszczanie się oznacza w swej istocie także, iż ludzie z całej Unii mogą
bez przeszkód przenosić się tam, gdzie ich zdolności i umiejętności są najbardziej
potrzebne. Tymczasem choćby dziś – gdy tylu jest bez pracy w całej Unii – bez obsady
pozostają dwa miliony wakatów, gdyż pracodawcy nie znajdują właściwych ludzi. Akurat
dotyczy to Niemiec. A te niezapełnione wakaty sugerują, że mobilność w Unii
Europejskiej wcale nie jest za duża, ale faktycznie raczej za mała.
EUCO 229/13
11
PL
Jak wspomniałem, wewnętrzna swoboda przemieszczania się to jedno, a migracja
zewnętrzna to drugie. Popatrzmy na ruchy demograficzne na świecie. Dziś nie ucieka się
z Europy jak kiedyś, ale do Europy. Przypomnijmy sobie Irlandczyków, Niemców,
Polaków, Żydów, Włochów – całe miliony uciekały przed głodem, biedą, wojną
i ludobójstwem w Europie. Nie zapominajmy o tym, gdy mówimy o azylu. Jesteśmy teraz
w końcu najbogatszym kontynentem świata. Taka solidarność powinna w nas rodzić dumę.
Jednak legalnej migracji nie należy mylić z migracją nielegalną. Nielegalny napływ do
Unii jest niebezpieczeństwem nie tylko dla stabilności społeczeństw, ale i dla samych
migrantów.
Wciąż wspominamy niedawną tragedię u wybrzeży Lampedusy. Na październikowym
szczycie wszyscy przywódcy zgodzili się, że należy podjąć zdecydowane działania, by
zapobiegać ofiarom na morzu i uniknąć takich wypadków w przyszłości.
Chcemy zająć się przyczynami nielegalnej migracji – we współpracy z krajami
pochodzenia i tranzytu. Chcemy wzmóc walkę z handlem ludźmi i ich przemytem.
Zwiększymy obecność i aktywność na Morzu Śródziemnym, patrolując granice – między
innymi aby wykrywać statki oraz chronić i ratować życie ludzkie.
Tu też warto dostrzec proporcje, o czym czasem się zapomina. Oto kilka liczb:
–
Co roku UE otrzymuje nieco ponad 300 000 wniosków o azyl.
–
Mniej więcej jedna trzecia wnioskodawców uzyskała w zeszłym roku ochronę.
Czyli raptem 200 azylantów na milion obywateli UE... Liczba jak najbardziej do
ogarnięcia.
–
Niemal trzy czwarte wszystkich wnioskodawców trafiło do pięciu tylko państw
UE: Niemiec, Francji, Szwecji, Wielkiej Brytanii i Belgii, ale najwięcej
uchodźców na mieszkańca przyjęły Malta, Szwecja i Luksemburg.
–
Wnioskodawców najwięcej było z Syrii, a potem z Afganistanu i Somalii – ludzi
uciekających przed wojną. I tu niezwykle ważny jest ogląd całościowy: przez dwa
lata wojny do naszych 28 państw przybyło około 40 tysięcy syryjskich
uchodźców. Tymczasem tylko w Jordanii, Libanie i Turcji jest ich już 2 miliony.
Mam nadzieję, że liczby te pomogą zniuansować dyskusję...!
VI. Europa w świecie
Na zakończenie omówię krótko trzeci wątek dzisiejszego wystąpienia: nasze działania
w świecie.
Nasza wspólna polityka azylowa i migracyjna wynika z tego, że mamy (zwłaszcza państwa
schengeńskie) wspólną granicę zewnętrzną. Jest to poniekąd też punkt wyjścia dla naszej
wspólnej polityki zagranicznej.
EUCO 229/13
12
PL
Jest przyznaniem, że wydarzenia toczące się u naszych sąsiadów dotyczą nie tylko
najbliższego im państwa UE, ale nas wszystkich. Świadomość tego w ostatnich latach, jak
oceniam, niesamowicie wzrosła. Wyraźnie widzę ewolucję, która nastąpiła na przestrzeni
mojej kadencji.
Prosty przykład. Za dwa tygodnie, na szczycie w Wilnie, zdecydujemy, czy UE może
podpisać układ stowarzyszeniowy z Ukrainą.
Jeszcze pięć lat temu, przerysowując, stosunki z Ukrainą traktowano jako coś, czym może
się interesować jedynie Polska. Dziś żaden przywódca – od Hiszpanii po Holandię czy
Austrię – nie wątpi, że los Ukrainy jest sprawą ogólnounijną.
Podobnie zmiany następujące od roku 2011 w świecie arabskim pokazały dobitnie, że
wydarzenia w Tunezji czy Egipcie wpływają nie tylko na Włochy, Maltę czy Hiszpanię,
ale na wszystkich Europejczyków. Świadomość tego jest czymś zupełnie nowym.
Wspólni sąsiedzi – wspólna odpowiedzialność
Państwa europejskie robią razem w świecie o wiele więcej, niż się powszechnie sądzi.
Jesteśmy największym fundatorem pomocy rozwojowej w świecie – nikt nam nie
dorównuje. Mimo kryzysu finansowego UE uruchomiła w ostatnich dwóch latach aż pięć
nowych misji cywilnych i wojskowych: w Mali, Sudanie Południowym, Sahelu, na
granicy libijskiej i u wybrzeży Somalii. W roku 2013 kontynuowaliśmy też operacje
w Afganistanie, Gruzji i Demokratycznej Republice Konga.
Na obszarach dotkniętych klęską czy konfliktem Europę reprezentują lekarze i pracownicy
humanitarni, znawcy agronomii i inżynierowie, ale także sędziowie, policjanci i żołnierze.
Są tam, by pomóc lokalnym partnerom stabilizować kraj, przywrócić porządek,
praworządność i poczucie sprawiedliwości oraz dać nadzieję na przyszłość.
Unia Europejska sama w sobie nie jest oczywiście potęgą militarną. Zresztą w dzisiejszym
świecie siła militarna traci na znaczeniu. Bardziej liczy się siła gospodarcza. Nawet
w demokracjach mających najwięcej wojska widać – potwierdzają to reakcje na wojnę
w Syrii – że ich opinia publiczna czy parlamenty coraz bardziej blokują korzystanie z tych
sił... Niemniej gdy w świecie wokół nas panuje zamęt, musimy w imię odpowiedzialności
stanąć na wysokości zadania.
Dodatkowym bodźcem jest geopolityczna reorientacja naszego sojusznika, Stanów
Zjednoczonych. Czy jesteśmy jednak gotowi poświęcić konkretne środki? Ludzie
patrzą na państwa europejskie – w tym Niemcy – zastanawiając się, czy są gotowe odegrać
swoją rolę. Służyć zasobami pieniężnymi, ale i ludzkimi. Problem pieniędzy nurtuje
jeszcze bardziej przez obecne rygory budżetowe. Dlatego na grudzień zwołałem szczyt
Rady Europejskiej poświęcony obronności. Łącznie na obronność wydajemy więcej niż
Stany Zjednoczone. Ale efekt jest inny... Powinniśmy gospodarować efektywniej – łącząc
zasoby i wspólnie z nich korzystając.
EUCO 229/13
13
PL
Odbierając w grudniu zeszłego roku Nagrodę Nobla, przywódcy europejscy mówili, że
Unia Europejska wspiera obrońców pokoju i ludzkiej godności. Aby móc wywiązać się
z tego obowiązku, musimy dysponować odpowiednimi środkami.
VII. Zakończenie
Gdy z perspektywy kilku lat sprawowania urzędu widzę, czego dokonują rządy i instytucje
europejskie, kobiety i mężczyźni w całej Europie, jestem spokojny. Nie tylko wychodzimy
z najcięższego od dwóch pokoleń kryzysu gospodarczego, ale i łączymy nasze siły w imię
przyszłości. Budujemy Europę ery po murze berlińskim. Das „#ach-Mauer-Europa”
gestalten wir gemeinsam.
Droga jest jeszcze długa i czeka nas na niej zapewne wiele niespodzianek, ale w ostatnich
latach dowiedliśmy światu i sobie, że panuje wśród nas polityczna wola, by z trudności
wychodzić razem, silniejsi.
Dziś wyzwaniem jest, jak powiedziałem, trwanie w tym wysiłku – w czasie dla
Europejczyków niesłychanie trudnym: gdy na przekonujące efekty muszą jeszcze czekać,
a globalizacja i kryzys już odcisnęły swoje piętno. Ale wierzę, że wysiłek ten –
podejmowany z przekonania i w celu przekonania – powiedzie się i że obywatele
europejscy nie zawiodą.
Kiedyś mój następca stanie na mównicy, może w Berlinie czy Stuttgarcie, a może
w Atenach czy Warszawie. Opowie historię, jak to my – Europejczycy – z powodzeniem
przekształcaliśmy nasz kontynent przez dziesiątki lat po upadku muru berlińskiego. Jako
Osteuropäer, Westeuropäer, #ordeuropäer, Südeuropäer und #eueuropäer, alle
zusammen.
[po niemiecku]
I mam nadzieję, że Europa będzie coraz bardziej stawać się dla nas domem. Domem, który
Johann Wolfgang von Goethe miał może na myśli, gdy pewnego pogodnego
listopadowego dnia powiedział: „Wszyscy ci wspaniali ludzie, z którymi łączą nas
przyjemne stosunki – oto co nazywam domem, Heimat”. Vielen Dank.
EUCO 229/13
14
PL

Podobne dokumenty