Nietypowe pytania socjologii

Transkrypt

Nietypowe pytania socjologii
37
Nietypowe pytania socjologii
Z Lechem Nijakowskim rozmawia Stanisław Maksymowicz
Obozy koncentracyjne i krwawe masakry nie są codziennym tematem socjologii. Wywiad
z Lechem Nijakowskim wskazuje nowe ścieżki socjologicznych badań doświadczeń granicznych.
Lech M. Nijakowski, dr (ur. 1977, w Opolu); absolwent socjologii (2001) oraz filozofii (2003) w ramach Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW; doktor socjologii (2005, UW, promotor Aleksandra Jasińska-Kania);
adiunkt w IS UW. Autor książek: Dyskursy o Śląsku: kształtowanie się śląskiej tożsamości regionalnej i narodowej w dyskursie publicznym, Polska polityka pamięci:
esej socjologiczny oraz Domeny symboliczne: konflikty narodowe i etniczne w wymiarze symbolicznym (Nagroda Ossowskiego). Laureat Nagrody Znanieckiego; stypendysta Fundacji na rzecz Nauki Polskiej (2004–2005). W swoich publikacjach
podejmuje zagadnienia z zakresu mniejszości narodowych i etnicznych, konfliktów
narodowościowych, socjologii przemocy, wojny i ludobójstwa, współczesnych teorii
socjologicznych oraz socjologii dewiacji. Stały doradca Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych Sejmu RP (od 2001); redaktor naczelny kwartalnika „Rubikon”
(od 1998); członek Rady Fundacji „Polsko-Niemieckie Pojednanie” (od 2008).
Stanisław Maksymowicz: Jaki może być powód odcięcia sobie zdrowej
kończyny?
Lech Nijakowski: Powody mogą być bardzo różne. Od dawna we wszystkich kulturach człowiek traktował ciało bardzo plastycznie. W ogóle sama koncepcja ciała jest historycznie zmienna. Repertuar tego, co można zrobić z ciałem, jest w naszej kulturze dość szeroki. Kolczykowanie czy tatuowanie stało się
normą kulturową. Już prawie nikt na to nie patrzy jak na znak subkultury (choć
oczywiście są wyjątki). Ale dobrze wiemy, że to bardzo umiarkowana transformacja ciała. Znamy przecież szokujące działania artystyczne, które opierają się
na transgresji, a polegają na zmianie swojego ciała w taki sposób, aby upodobnić
człowieka do zwierzęcia. Polega to na inwazyjnych operacjach: wszczepienia implantów „kocich wąsów”, poprawiania rysów twarzy, kości, szlifowania zębów
i tak dalej... Pytanie – co jest bardziej szokujące. Wszystko zależy od kontekstu.
38
Nietypowe pytania socjologii
Motywy natomiast zawsze mogą być bardzo różne. Transformacja ciała,
nawet jeśli wydaje się czynem indywidualnym, pomysłem szalonym czy odosobnionym – zawsze w jakiejś mierze jest reprodukcją wzorów kultury. Transgresja jest przekroczeniem zdefiniowanych granic w nieprzypadkowy sposób.
Nie istnieje transgresja, która się zaczyna w próżni. A jeśli mówimy o powiązaniu amputacji z popędem seksualnym (apotemnofilia), to dobrze wiemy,
że człowiek może się podniecić wszystkim. Proszę pamiętać, że pobudzenie
seksualne to nie jest coś niezmiennego, ale wiąże się z normami kulturowymi.
Jest to pewne odczucie, którego się uczymy – uczymy się definiować, rozpoznawać, kierować nim do zaspokojenia. Uczymy się wiązać z jakimiś reprezentacjami zewnętrznymi. Także tu nie ma prostego automatyzmu. Mnie pobudzenie seksualne własnym okaleczonym ciałem dziwi – nie mogę sobie wyobrazić
przyjemności ani potrzeby tego typu działań – ale jako socjolog muszę to traktować jako fakt społeczny, określoną dewiację, zwłaszcza mając niebywale bogaty materiał zebrany przez psychologów, psychiatrów, socjologów i antropologów. Zdziwienie to słabnie, gdy pamiętamy o długiej tradycji transformacji
– nieraz bardzo okrutnej – własnego ciała.
Czy socjologa nic nie powinno dziwić?
Nie, wręcz przeciwnie. Najlepiej, jeśli socjolog jest zdziwiony. Dlatego
dobrze, jeśli badamy praktyki, które zaburzają system społeczny, naruszają poczucie oczywistości. Ciekawe są sytuacje graniczne – konflikty, transgresje, dewiacje. One nam bowiem pozwalają sprawdzić, jak system społeczny działa.
To jest jak z zabawką – chyba każdy z nas musiał w dzieciństwie pogrzebać
w środku, najczęściej za cenę zniszczenia zabawki. Oczywiście, nie nawołuję, żeby socjologowie psuli społeczeństwo celowo, choć taki wielki eksperyment socjotechniczny nie jest nie do pomyślenia. Można przyjąć taką postawę
nawet w odniesieniu do wojny, zamieszek czy ludobójstw. Ale chodzi przede
wszystkim o to, że trzeba uważnie śledzić katastrofy, akty nieposłuszeństwa
obywatelskiego, kataklizmy naturalne. Przykładem może być powódź z 1997 r.
w Polsce, tak zwana powódź stulecia. Był to wielki test dla systemu społecznego. Można było wtedy obserwować, że pewne mechanizmy kulturowe, opisywane przez folklorystykę sto lat wcześniej, wcale nie zaniknęły, ale wręcz
przeciwnie – pozwalają ludziom oswoić się z traumą. Nie mówię tu o instytucjonalnym wymiarze, o tym, że służba cywilna sobie nie poradziła albo że wieloletnie szkolenie przysposobienia obronnego w szkołach nic nie dało. Chodzi
o to, że nowoczesne instytucje – wydawałoby się, iż niezwykle trwałe, mające
monopol przemocy – rozsypały się jak domek z kart, a „archaiczne” mechanizmy społeczne, uśpione pod powierzchnią życia społecznego, aktywowały się
i pełniły rozliczne pozytywne i negatywne funkcje.
Podobnie wielkim testem jest wojna. Przecież dobrze wiemy, co się działo w pierwszych miesiącach drugiej wojny światowej na wschodzie. Ład in-
Z Lechem Nijakowskim rozmawia Stanisław Maksymowicz
39
stytucjonalny Związku Radzieckiego rozsypał się w proch, z pozoru trwałe
społeczne normy i instytucje, za którymi stała tajna policja, ulegały rozpadowi.
Ta wojna pokazała nam, w jakiej mierze pewne rozwiązania społeczne – carskie czy głęboko osadzone w kulturze ludowej – są stabilizatorem systemu społecznego, w jak dużym stopniu powierzchowne były reformy komunistyczne.
Nie należy jednak sądzić, że każda wojna, konflikt czy dewiacja jest sposobem na testowanie systemu. Bardzo często dewiacje są dobrze wkomponowane
w system, są funkcjonalne. Podobnie jak konflikty, mogą być wentylami bezpieczeństwa. Także „dewiant wewnątrzgrupowy” (jak to określa Erving Goffman) jest wkomponowany w stabilne relacje społeczne, mimo swego piętna.
Bardzo często władza (intencjonalnie i spontanicznie) wykorzystuje społeczne
zaburzenia do samoreprodukowania.
Socjolog musi się zdziwić, bo wskazuje to, że doszedł do obszaru, który
nie jest dobrze opisany, więc nie da się go ująć w „oczywiste” dla akademików kategoryzacje. Nie da się go łatwo zrozumieć. A zrozumieć trzeba każdego dewianta – szaleńca, seryjnego mordercę, ludobójcę, zbrodniarza, przestępcę, gwałciciela. Jeśli my od razu mówimy – ach to barbarzyńca, wcielenie zła
– to w istocie niczego się nie dowiadujemy i kisimy się we własnym samozadowoleniu i pysze moralnej. Ekspulsja obcych to stara strategia obronna. Socjolog powinien być świadomy wartościowań, ale nie może go to powstrzymywać
od próby rzetelnego wyjaśnienia i zrozumienia skrajnych zachowań człowieka.
Jesteśmy w stanie zrozumieć także na przykład twórców Holokaustu. Udawanie, że najcięższe zbrodnie są autorstwa kogoś, kto wykracza poza uniwersum normalności i zobowiązań moralnych, to w istocie prosta droga do powtórzenia tych zbrodni. Słynna teza o banalności zła jest dobrym przykładem na to,
że zło jest w gruncie rzeczy bardzo powszechne, ludzkie i wpisane w podręczną wiedzę „zwykłych ludzi”. Jak pokazały badania Michaela Manna, większość
skazanych zbrodniarzy nazistowskich – nie tylko Niemców – to byli normalni
obywatele. Nie stwierdzono nadreprezentacji osób, które uciekały się do patologicznej przemocy czy jej podlegały w dzieciństwie. Była owszem nadreprezentacja katolików, uchodźców z regionów utraconych przez państwo niemieckie, z regionów, na których były obozy dla uchodźców i tak dalej. Ale ważny
był czynnik ideologiczny. To byli normalni Niemcy, którzy zaskakująco łatwo
uznali rasistowską ideologię nazistowską za swoją. Wniosek z tego jest pesymistyczny – jeśli się postaramy, to w każdym społeczeństwie, jeśli dobrze nad
nim popracujemy, możemy ukształtować osoby, które będą gotowe do największych, najbardziej wyuzdanych i „barbarzyńskich” okrucieństw.
Czyli odpowiedzią na wiele pytań, także współczesnych, byłaby socjologia obozów koncentracyjnych?
W Polsce obecnie za mało bada się tę specyficzną przestrzeń, z jej patologicznymi relacjami władzy. Mówię tu oczywiście o analizie socjologicznej,
40
Nietypowe pytania socjologii
a nie studiach historycznych, których jest wiele. Naturalnie, mamy wybitne
przykłady tego typu literatury socjologicznej i psychologicznej (wspomnę jedynie o słynnych książkach Anny Pawełczyńskiej Wartości a przemoc oraz Antoniego Kępińskiego Refleksje oświęcimskie). Ale brakuje badań z zastosowaniem
najnowszych teorii i metod.
Obóz koncentracyjny i zagłady jest doskonałym testem dla systemu społecznego. To przecież brutalne zakwestionowanie podstawowych wartości
i norm, które konstytuują porządek społeczny. Dlatego niezwykle ważne wnioski można wyciągnąć z mechanizmów powstawania i reprodukcji tej sztucznej społeczności w patologicznych obozowych warunkach. Możemy odnaleźć
przecież nie tylko przykłady regresji czy destrukcji, ale również powstawanie
wielu chwalebnych instytucji i obiegów semiotycznych: samopomoc więźniarska, konspiracja obozowa, różne sposoby podtrzymywania morale poprzez rozpowszechnianie plotek… i tak dalej. Zbyt mało jest tego typu badań, a przecież
odchodzą ostatni świadkowie i ofiary tych wydarzeń. Te badania nie są proste,
pamięć autobiograficzna, jak wiemy, jest bardzo złożonym mechanizmem,
ale wysiłek nagradzają bardzo ciekawe wyniki. Cały czas istnieją także tabu dotyczące obozów, na przykład kwestia gwałtów homoseksualnych. Nikt nie chce
o tym mówić, dlatego że to w wyobrażeniu ludzi może w jakiś sposób kalać
pamięć ofiar.
Dostał Pan ostatnio nagrodę imienia Stanisława Ossowskiego za swoją
książkę Domeny symboliczne, która dotyka podobnego problemu – miejsc
pamięci, konfliktów, sytuacji granicznych…
Domeny symboliczne* to jest przede wszystkim próba wyjaśnienia czegoś, co znika nam z pola widzenia, gdy opisujemy otwarte konflikty i działania
zbrojne. Bo jasne jest, że gdy armia naciera, to przy okazji niszczy jego pomniki, symbole i cmentarze – wszystko to, co jest drogie wrogowi. Niszczenie dóbr
kultury, obiektów sakralnych, znaków pamięci w Bośni i Hercegowinie niknie
nam jednak wśród innych okrucieństw, które się wtedy dokonały. Jak to się
dzieje, że w sytuacji pokoju ludzie toczą emocjonalne i kosztowne boje o rzeczy z pozoru tak nieistotne jak „sterta kamieni” czy obelisk? Z czego wynika
siła tych symboli etnicznych? Istnieje naturalnie wiele odpowiedzi na to pytanie, przywołujących jako główny powód walkę o zasoby ekonomiczne, władzę
lub prestiż. Ale wydawały mi się one niewystarczające. Dlatego odważyłem się
zaproponować własny „model wyjaśniający”, który łączy różne perspektywy
i różne typy „stawek w grze”. „Domena symboliczna” to terytorium, nad którym dana grupa panuje symbolicznie. Przedstawiciele elit, operując symbolami
(np. ceremonialnie składając hołd ofiarom), zdobywają „kapitał symboliczny”
*
L.M. Nijakowski, Domeny symboliczne. Konflikty narodowe i etniczne w wymiarze symbolicznym, Scholar, Warszawa 2006 – przyp. red.
Z Lechem Nijakowskim rozmawia Stanisław Maksymowicz
41
(jak to określa Pierre Bourdieu), pozwalający im skutecznie działać w różnych
sferach życia społecznego (polityce, nauce, sztuce itd.). Panowanie symboliczne, dzięki fundamentalnemu znaczeniu terytorium, pozwala na ogromne zwiększenie zasobów kapitału symbolicznego, a dążenie do panowania symbolicznego nad wspólnym terytorium różnych grup prowadzi do animozji i konfliktów
w wymiarze symbolicznym.
Czym jest radość masakry – przywołam tu już legendarny cykl Pana
zajęć?
Masakra interesuje mnie jako autonomiczny fenomen. Zwykle ginie ona
w gąszczu innych kategorii, takich jak ludobójstwo, czystka etniczna, terror, wojna. A przecież z masakry utkane było na przykład ludobójstwo Hutu
na Tutsi w Ruandzie w 1994 roku. Masakry występują na wszystkich wojnach.
W dziejach masakrowanie bezbronnego wroga czy obcego, upajanie się krwią,
wiązało się z licznymi transgresjami. Ludzie się w tym zatracali, radowali się
okrucieństwem, tym specyficznym świętem. Badając masakrę trzeba sięgnąć
do dorobku antropologii. Radowali się krzyżowcy, mordując setki wspólnot żydowskich w drodze do ziemi świętej; Kurdowie, masakrując Ormian na rozkaz
sułtana w Imperium Osmańskim; wszystkie strony wojen religijnych w Europie, wyrzynając swoich przeciwników; konkwistadorzy w Ameryce Środkowej
czy osadnicy w Ameryce Północnej i Australii. Byli to „zwykli obywatele”, dobrze socjalizowani, a jednak z ochotą pogrążyli się w tym residuum władzy totalnej. Skrajnym przykładem mogą być żołnierze Wehrmachtu czy Einsatzgruppen, przedstawiciele rozwiniętego i cywilizowanego kraju, którzy na masową
skalę masakrowali Żydów i Słowian, a potem wracali do społeczeństwa i byli
zwykłymi ojcami rodzin, tak jak wcześniej. Oczywiście są też masakry nieradosne, „zimne”, „przemysłowe”, jak choćby mordowanie Żydów przez Einsatzgruppen na froncie wschodnim – od rana do zmroku, bez transgresji i rozbuchanego okrucieństwa. Masakra towarzyszy nam od narodzin pierwszych
cywilizacji do dziś, adaptuje się do zmieniających się społeczeństw i form zbiorowej przemocy. To wymaga wyjaśnienia.
Czy każdy z nas jest zdolny do masakry?
Podejrzewam, że tak. Wszystko zależy od warunków. Postawieni przed
ścianą jedni popełniają samobójstwo, inni dokonują heroicznych aktów, nawet
jeżeli dotychczas prowadzili bardzo naganne życie. W większości zaś poddają się, bo chcą zachować życie. Proszę zwrócić uwagę, że w gruncie rzeczy
ludzkość to dzieci tych, którzy nie popełnili samobójstwa, tylko w sytuacji granicznej zabili wroga albo podporządkowali się władzy, wykonywali jej nieraz
okrutne zachcianki. W końcu część morderstw, które moglibyśmy popełnić,
jest pochwalana, bo gdyby nas ubrano w mundury i mielibyśmy pojechać na jakąś wojnę, to – przerysowując – im więcej wrogów byśmy zabili, tym więcej
medali dostalibyśmy. Trudno jednoznacznie powiedzieć, do czego jesteśmy
Nietypowe pytania socjologii
42
zdolni w sytuacji stresu pola bitwy, zagrożenia ze strony niewidocznego wroga (stres partyzancki). Nienormalne sytuacje prowadzą także do dewiacyjnych
dostosowań. Podejrzewam zatem, że w sytuacjach skrajnych wielu studentów
i pracowników nauki w Polsce byłoby „grzecznymi ludobójcami”, co jest – niestety – zasadą uniwersalną. Człowiek nie jest z natury jednoznacznie dobry lub
zły. Nie znamy siebie dostatecznie dobrze, i właśnie sytuacje graniczne pokazują, do czego człowiek jest zdolny. Ale pamiętajmy, te graniczne sytuacje ujawniają też skrajny heroizm, określany przez ludzi religijnych jako świętość.
Na koniec wróćmy jeszcze na chwilę do pytań bliższych współczesności. Czy socjolog powinien czasem odwiedzać internetowe strony pornograficzne?
Bez wątpienia pornografia internetowa jest ważnym przedmiotem badań,
także dla socjologów. Oczywiście pamiętajmy, że pornografia dzieli się na legalną i nielegalną i już samo ściąganie z internetu pornografii dziecięcej jest przestępstwem. Pornografii nie należy postrzegać jedynie jako czegoś marginalnego
czy dewiacyjnego. Jest raczej swoistym zwierciadłem, rentgenem ukrytych tendencji, frustracji, potrzeb i emocji społecznych. Badając pornografię – zwłaszcza
internetową – możemy przeto badać społeczeństwo w sposób często bardziej
płodny niż na przykład stosując ankiety, słuchając deklaracji podporządkowanych racjonalizacjom i wartościom deklarowanym. Tego typu badania prowadzi
się na świecie. Anglosaska literatura na temat pornografii jest przeogromna. Badania są bardzo różne – odbiorców i producentów pornografii, ale i samych treści, reprezentacji pornograficznych. W Polsce tego typu badania prawie nie istnieją, co bez wątpienia związane jest z różnymi tabu kulturowymi i niechęcią
środowiska naukowego do tego typu zainteresowań badawczych.
Dziękuję bardzo za tę rozmowę na temat nietypowych socjologicznych
zdziwień.
No i słuchaj.
Wchodzę do środka,
a tam masakra!
Normalnie fatalna
impreza. Prawdziwa
masakra!
A potem poszedłem
do domu. Taki byłem
zmęczony, że normalnie
masakra!
Przestań
z tą masakrą!!!
Przepraszam,
naoglądałem się
ostatnio horrorów.
Mówię ci,
masakra
Po co nam socjologia?
Książka dla kandydatów na studia socjologiczne i studentów
Rozmowy opracowali
Tomasz Kukołowicz oraz Stanisław Maksymowicz, Dominika Michalak,
Paula Płukarska, Piotr Kowalski, Paweł Kłobukowski
przy współpracy Róży Sułek
Ilustracje
Piotr Kosiński
Instytut Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego
Fundacja na rzecz Warsztatów Analiz Socjologicznych
Warszawa 2009