Targi Książki w Krakowie od trzynastu lat cieszą się niesłabnącą

Transkrypt

Targi Książki w Krakowie od trzynastu lat cieszą się niesłabnącą
GKOS002 Katarzyna Bryja
Na Targi. Uzbrojona w aparat, dyktafon, dziesiątki długopisów...
Targi Książki w Krakowie od trzynastu lat cieszą się niesłabnącą
popularnością i wciąż przyciągają tysiące czytelników, pisarzy i wystawców.
Z roku na rok liczba odwiedzających wzrasta. Co sprawia, że rzesze stałych
bywalców nie wyobrażają sobie listopada bez Targów?
W TYM ROKU i ja pojawiłam się na Targach Książki, uzbrojona w
aparat, dyktafon, dziesiątki długopisów poumieszczanych w najróżniejszych
miejscach, zeszyt na autografy, mapę i wykaz, dokładnie określający kto - gdzie
– kiedy? Ktoś obserwujący moje przygotowania mógłby pomyśleć, że
wyruszam na dwutygodniową wyprawę na biegun północny, a nie do Krakowa.
Po oddaniu kurtki (gdybym musiała jeszcze ją dźwigać, poddałabym się na
samym początku) i załatwieniu niezbędnych formalności (bilet) wchodzę na
teren Targów, a raczej z trudem wciskam się w różnobarwny, rozgadany tłum.
Sala huczy tysiącami rozmów, jest duszno, gorąco i ciasno, a dominującym
dźwiękiem jest monotonny głos spikera: „Na stoisku C33 O. Leon Knabit
podpisuje właśnie swoją najnowszą książkę „Kogo kochają kobiety”.
Powtarzam: stoisko C33, O. Leon Knabit podpisuje „Kogo kochają kobiety”. O
12.00 stoisko B65 odwiedzi Marta Fox, podpisująca „Karolinę XL”.
Powtarzam…”
Gdyby nie mapa, którą - dzięki Bogu - zamieściła Gazeta Wyborcza,
kręciłabym się w kółko. Łagodny, trochę kpiący uśmiech O. Leona Knabita
pomaga mi się skupić i już opanowana proszę o autograf. Benedyktyn pyta o
imię i drżącą ręka wypisuje dedykacje. Mam ochotę porozmawiać, ale tuż za
mną czekają kolejni łowcy autografów.
Przyjechałam tu w ramach wycieczki szkolnej i przed każdym z nas
postawiono zadanie - zebrać jak najwięcej autografów, zrobić zdjęcia i - jeśli się
uda - przeprowadzić krótką rozmowę z pisarzem. Była możliwość pracy w
parach, ale w tego rodzaju zadaniach wolę zdać się na siebie. Przeceniłam siły brakuje mi rąk do fotografowania. Czuję się zagubiona w wielkiej hali, wśród
setek stoisk, które w moim odczuciu można by oglądać przez cały czas trwania
Targów i wciąż znajdywać miejsca, których się dotąd nie widziało. Co ja tu
robię? - nachodzi mnie nagła refleksja. Mam ochotę uciekać. Tłumy ludzi tylko
potęgują moje rozdrażnienie.
Zbliża się 12.00. Konsternacja. Kto pierwszy – Martyna Wojciechowska podróżniczka, Arturo Mari – fotograf papieża, czy może p. Niesiołowski –
marszałek sejmu? Zwycięża pani Wojciechowska, muszę się spieszyć, zapewne
jej obecność zwabi tłumy. Sławna podróżniczka przychodzi z półgodzinnym
1
wyprzedzeniem, dzięki czemu zdobywam autograf bez większych trudności. Nie
tylko ja zauważam jej obecność, przed stoiskiem formuje się spory ogonek, więc
znów nici z wywiadu.
Ponownie zagłębiam się w wykaz. Marta Fox, godzina 12.30, stoisko
B65. Nauczona doświadczeniem od razu biorę się do szukania stoiska. Czekam.
Zjawia się pani Fox. Nie spieszy się, poprawia makijaż, przeczesuje krótkie,
jasne włosy, rozkłada wachlarz. Słowem - miła, elegancka dama po
czterdziestce. Z uśmiechem rozdaje autografy, pozuje do zdjęć. Zamaszyście
podpisuje się w moim zeszycie, dedykuje czytelnikom książkę przyniesioną
przeze mnie z biblioteki. Kiedy odchodzę, Martę Fox oblegają czytelnicy.
Wracam na stoisko National Geographic, mam nadzieją, że tłumy zniknęły, że
uda się zamienić choć parę słów z Martyna Wojciechowską, ale skąd! Kolejka
jest o wiele większa niż za pierwszym razem. Kręcę się trochę tu i tam, oglądam
przypadkowe książki. Jak się okazuje, i w ten sposób można trafić na coś
ciekawego – na przykład nieco kontrowersyjna książeczka dla dzieci – o
kupach. W środku dokładne opisy kup poszczególnych zwierząt (z rysunkami!).
Na półce stoi kolejna chyba część serii – o robakach.
Jak przyciągnięta jakąś nieznaną siłą wracam do Marty Fox. Wyraźnie
sprzyja mi szczęście. Przy stoisku stoi już tylko niewielka grupka
zainteresowanych, ale po chwili i oni odchodzą. Niepewnie zbliżam się do
stoiska. Czy to na pewno dobry pomysł? – zastanawiam się.
- Czy mogłabym przeprowadzić z Panią krótki wywiad? – pytam szybko, zanim
zdążę się rozmyślić.
- Oczywiście – Marta Fox wygląda na zdziwioną, ale nie daje tego po sobie
poznać. Uśmiecha się, dodając mi odwagi. Siadamy przy stoliku. Uruchamiam
dyktafon ( na szczęście przećwiczyłam to w domu ) i kolejno zadaję wcześniej
przygotowane pytania. Ze zdenerwowania mówię szybko, nieuważnie słucham
odpowiedzi, przerywam. Pisarka jest wyrozumiała. Potrafi mówić o sobie dużo i
bez fałszywej skromności. Polubiłam ją. Po wyłączeniu dyktafonu swobodnie
gawędzimy, przepraszam za przerywanie, tłumaczę, że to dopiero mój drugi
wywiad. Rozmowę przerywa nam przyjście kolejnych czytelników. Żegnam się.
Chętnie zostałabym dłużej, mam nadzieję, że kiedyś jeszcze ją spotkam.
Jednego jestem pewna – czternaste Targi Książki nie odbędą się beze
mnie. I to będzie „wejście smoka”. Bogatsza w doświadczenie nie odpuszczę
żadnemu pisarzowi.
2