Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
Romantyzm jest
naszym programem
cywilizacyjnym
Z prof. Andrzejem Waśką rozmawiają Mariusz Koryciński
i Piotr Kowalczyk
P
rofesor Andrzej Waśko skręca w ulicę tuż za Wydziałem Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wchodzi
w jedną z bram, a my za nim. Wkraczamy
w przyjemny chłód. Szklane drzwi prowadzą
do kawiarni urządzonej w klimacie lat dwudziestych. Schodzimy po wąskich, kamiennych schodkach. Naszym oczom ukazują się
lochy, a nozdrza drażni zapach mocnej kawy.
Na ścianie reprodukcja obrazu Matejki, ale
zamiast twarzy postaci historycznych znajdują się na niej twarze znanych polityków.
Mariusz Koryciński: Jaki ma kolor
Rzym u Zygmunta Krasińskiego?
Andrzej Waśko: Bardzo ciekawe pytanie.
Krasiński był chory na oczy i większość czasu spędzał w zaciemnionym pokoju. Barwy
nie były więc dla niego tak istotne, jak światło
i ciemność. Światło w Rzymie to fasada Bazyliki św. Piotra i biel marmurów na Forum.
Ciemność to katakumby i czarny, drewniany
krzyż pośrodku Koloseum, oglądany nocą,
przy świetle księżyca. A barwy rzymskie to
złoto i purpura, symbole imperium. Ale marmur to także ruiny zagrzebane w ziemi. Na
Forum Romanum w 1830 roku handlowało
się kapustą, a orkiestra miejska grała tam
kawałki z Rossiniego. Krasiński traktował
dzieje Rzymu jako model historii powszechnej i uważał, że należy studiować historię
Rzymu – republikańskiego, cesarskiego i papieskiego – by znaleźć klucz do praw rządzących dziejami, także współczesnością. Rzym
pogański bywał też u Krasińskiego figurą
Rosji, a nawet szerzej – każdego porządku polityczno-militarnego zbudowanego na
ludzkim rozumie i namiętnościach. Analogia
Grecja – Polska, Rzym – Rosja opierała się na
przeświadczeniu o wyższości cywilizacyjnej
Rzeczpospolitej nad zaborcą. Barbarzyńska
Rosja podbiła stary i kwitnący naród, tak jak
barbarzyński Rzym podbił starą i kulturalną
Grecję. W historii Rzymu widać mechanizmy
tworzenia ziemskiego imperium, ale także
procesy nieuchronnie rozkładające to imperium od wewnątrz.
Piotr Kowalczyk: Czy Rzym zawsze
musiał być u Krasińskiego nacechowany negatywnie?
Stosunek romantyków do Rzymu był
ambiwalentny. Zasadniczo byli wobec niego
krytyczni. Wynikało to z przesłanek nie tylko
Pressje 2013, teka 32/33
207
politycznych (dla Polaków szczególnie ważne było potępienie przez papieża powstania
listopadowego), ale także z romantycznej
teorii kultury. Przeciwstawiano Rzymian,
którzy zapożyczyli literaturę i filozofię, Grekom, którzy samodzielnie stworzyli swoją
kulturę. Rzymianie to byli więc barbarzyńcy.
Krasiński przyjmował tę ocenę Rzymu starożytnego. Trzeba jednak pamiętać o rozmiłowaniu w ruinach i współczuciu dla upadłej
wielkości. Romantycy przyjeżdżali więc też
do Rzymu, żeby płakać nad ruinami (przeczytajcie wiersz Rzym Słowackiego). I dlatego Krasiński czuł się także „mieszkańcem
Rzymu” i „Rzymianinem”. Michał Czajkowski,
działacz Wielkiej Emigracji, pisarz, który spotykał się w Rzymie z Krasińskim i jego przyjacielem Cieszkowskim, zrobił nawet kiedyś
cierpką uwagę, że nie można mieć zaufania
do ich praktycznego patriotyzmu, bo „oni za
Rzym będą umierać, a nad Polską będą się
litować”. Więc to krytyczne spojrzenie na
Rzym było połączone z wielką fascynacją
i miłością do tego miasta jako kluczowego
Krasiński nie był konserwatywnym dzieckiem kwiatem
tekstu kultury europejskiej. Warto przypomnieć tu późny wiersz Do Elizy, w którym
Krasiński ostatecznie podsumował swoją
„rzymską” historiozofię.
M.K.: Czy w twórczości Krasińskiego Rzym miał jeszcze jakieś inne znaczenia, oderwane od analogii Polska –
Grecja, Rzym – Rosja?
Oczywiście. Rzym jest takim miejscem,
w którym Krasiński rozmyśla też nad historią chrześcijaństwa, nad historią Kościoła,
przemianami Kościoła, jego wielkością w katakumbach i słabością w barokowym splendorze miasta rządzonego przez papieży.
Krasiński był trochę liberałem i jego stosunek do ziemskiej potęgi Kościoła, zwłaszcza
w młodości, był negatywny. Irydion ukazujący
świat pogański w epoce schyłku – dekadencki, przeżarty sceptycyzmem, zatracający się
w ekscesach politycznych i obyczajowych –
jest historycznym kostiumem współczesności. Bo swoją współczesność Krasiński także
uważał za epokę schyłkową, która jednak
w odróżnieniu od Rzymu Heliogabala „zbytkuje” nie tylko cieleśnie, ale i „duchowo”. Ta
diagnoza wciąż daje do myślenia.
P.K.: W Irydionie Krasiński zdecydowanie potępia przemoc jako źródła rozwoju. To różni Krasińskiego od
Rymkiewicza. Skąd wynikała jego postawa: z religijności, historiozofii czy
też świadomości klasowej?
Tu się nie mogę zgodzić. Krasiński nie był
pacyfistą, konserwatywnym dzieckiem kwiatem, nie potępiał przemocy jako takiej! Krasiński potępiał zemstę społeczną, rewolucję,
która nie ma pozytywnego programu, a napędzana jest tylko nienawiścią do tych, którzy nas
skrzywdzili. Irydion to opowieść o tym, jakie
pokusy stoją przed ofiarami historii. Ostrzega
przed desperacją terrorystów-samobójców,
przed tajnymi organizacjami występującymi pod hasłem zemsty ludu. Ale to jest coś
innego niż odrzucenie przemocy. Przemoc
w walce za ojczyznę, w obronie słabszych nie
może być potępiona. Krasiński nie namawiał
do tego, żebyśmy paradowali z drewnianymi
mieczami, jak to robili arianie. To nie była krytyka przemocy, tylko krytyka zemsty. Zapominamy, że pragnienie zemsty jest ogromną siłą
napędzającą działanie skrzywdzonych i pokonanych. Był to jeden z głównych problemów
moralnych epoki Byrona i Mickiewicza. Polacy
po powstaniu listopadowym znaleźli się na
pozycji narodu pokonanego. Irydion był deklaracją wiary w Opatrzność i moralnego wymia-
prof. Andrzejem Waśką
208 Zrozmawiają
Mariusz Koryciński i Piotr Kowalczyk
ru polityki. Nie należy w nim jednak widzieć
potępienia walki zbrojnej.
P.K.: W Wieszaniu (2007) Rymkiewicz pisze, że gdybyśmy w odpowiednim momencie stracili Stanisława Augusta, uzyskalibyśmy efekt podobny
do rewolucji francuskiej i dołączylibyśmy do państw nowoczesnych. Wydaje
mi się, że takie ujęcie przemocy jest
sprzeczne z historiozofią Krasińskiego, nawet jeśli wyjmiemy z niej kategorię zemsty.
Można jednak zapytać, dlaczego wieszanie w 1794 roku nie osiągnęło takiej skali, by
było politycznie i „cywilizacyjnie” skuteczne.
Dlaczego wcześniej nie powieszono posłów,
którzy ratyfikowali pierwszy rozbiór Polski?
Krasiński mógł zadać takie pytania, nie potępiał on bowiem przemocy. Jego jednak interesowało bardziej, co będzie dalej. Urządzimy jatkę zdrajcom, ale czy wtedy masy wyjdą
na ulicę, by nas poprzeć i wypędzić ruskich
agentów? „Czemu masy nie powstają?” – pytał Maurycy Mochnacki w Warszawie w czasie wojny polsko-rosyjskiej wiosną 1831
roku. Możemy też zapytać, dlaczego dziś nie
wybucha rewolucja, choć jest ku temu wystarczająco wiele powodów? Krasiński powiedziałby, że w każdym z takich wypadków
decyduje coś obiektywnego, niezależnego od
naszej woli. Anglicy i Francuzi ścięli swoich
królów i dzięki temu się zmodernizowali.
Dlaczego Polacy nie ścięli Stanisława Augusta Poniatowskiego? Prawdopodobnie dlatego, że nie chcieli się zmodernizować w taki
sposób, jak Anglicy i Francuzi, to znaczy na
wzór Cromwella i Robespierre’a. Krasiński
chwalił tę polską niechęć do modernizacji
w Przedświcie. Nasza szlachta była uformowana w państwie prawa i dla niej absolutnym warunkiem podjęcia jakichkolwiek działań była ich legalność. Terror rewolucyjny nie
zyskał więc poparcia, nie dlatego, żeby polski szlachcic miał coś przeciwko wieszaniu,
tylko dlatego, że nie dało się go zaprowadzić
legalnie. Dobrze, że Rymkiewicz napisał Wieszanie, bo może to on ma w tej sprawie rację
przeciwko szlachcie, z jej legalizmem, którym zbyt często usprawiedliwiano u nas bierność i strach. Czy jednak gdyby już wcześniej
konfederatom barskim udało się zdetronizować czy nawet zgładzić Stanisława Augusta,
to Polska by się odrodziła? Opinia publiczna
nie pochwaliła tego aktu, ponieważ uznano
go za nielegalny. Konfederacja szybko upadła. Z tego samego powodu przegrał Samuel
Zborowski. To Zamoyski potrafił przedstawić
swoje działanie jako zgodne z prawem. Z podobnego powodu przegrała w jakiejś mierze
także Insurekcja 1794 – wcześniej zdelegalizowano Konstytucję 3 maja, legalnymi władzami były władze targowickie. Władze PRL-
Litera czy duch? My wiemy, ale
proszę to wytłumaczyć lemingom!
-u też były marionetkowe, ale społeczeństwo
polskie – poza garstką niezłomnych – uznawało je za legalne. Problem Samuela Zborowskiego (2010) to jest problem stosunku do
prawa, stosunku do tego, co jest legalne: litera czy duch prawa? My wiemy, że duch, ale
proszę to wytłumaczyć lemingom!
M.K.: To stały wątek książek historycznych Rymkiewicza: jednostka
bądź garstka osób występuje przeciwko społeczeństwu. I to taka jednostka
bądź grupa, którą w chwili czynu potępia większość, zostaje potem zrehabilitowana przez potomnych.
Zawsze trzeba wybierać tę mniejszość.
Zawsze jest tak, że tylko nieliczni widzą rzeczywistość taką, jaka ona jest, a nie taką,
Romantyzm jest naszym programem cywilizacyjnym
209
jaką przedstawia ją władza czy jaką chcą
widzieć ją masy – bo tak jest im wygodnie,
bo mogą się odwrócić od męczeńskich stosów i kręcić się na karuzeli. Zdolności ludzi
do samooszukiwania się są niewyczerpane.
Dyskusja z Samuela Zborowskiego jest
ciągle otwarta. Czy mamy iść drogą imitacyjnej modernizacji? Czy mamy kopiować obcą
filozofię i ustrój polityczny? Słowacki to potępiał, zarzucał Zamoyskiemu, że chce „oświecać słońce”, zakładając w Polsce akademie,
zamiast słuchać tego, co mówi Duch. Księciu
Adamowi Czartoryskiemu zarzucał, że chce
zerwać z rodzimą tradycją republikańską
i zmienić Polskę w monarchię konstytucyjną na wzór angielski. Rymkiewicz pokazuje,
że dylematy Rzeczypospolitej w XVI wieku
i rozterki Słowackiego z XIX wieku są także
dziś naszym udziałem. Polacy nie rozstrzygnęli bowiem jednoznacznie, kim chcą być –
„papugą narodów” czy sobą.
P.K.: Czy w programie romantycznym możemy znaleźć jakąś cywilizacyjną alternatywę dla Zachodu?
Jerzy Jedlicki opublikował dwadzieścia
lat temu bardzo antyromantyczną książkę
Jakiej cywilizacji Polacy potrzebują? (1988).
Przedstawił w niej romantyzm jako prąd antycywilizacyjny, rozumiejąc cywilizację jako
podporządkowanie życia społecznego nauce,
technice, przemysłowi, handlowi i budowaniu
dobrobytu. Ja jednak uważam, że romantyzm
polski posiadał silną propozycję cywilizacyjną. Polska, która została rozebrana w drugiej
połowie XVIII wieku, była wielkim, zamożnym
krajem, i to krajem stojącym na stosunkowo
wysokim poziomie rozwoju cywilizacyjnego.
Nie chodzi o to, że mieliśmy wielką flotę czy
przemysł włókienniczy, jak Anglicy. Proszę
jednak zauważyć, że pozytywizm, który po powstaniu styczniowym wystąpił z programem,
żeby się nie bić, tylko zakładać fabryki, łatwo
znalazł powszechne zrozumienie. II Rzeczpospolita, która obroniła się przed rosyjskim
komunizmem, miała w sobie taki potencjał, że
stworzenie Gdyni, floty, Centralnego Okręgu
Przemysłowego czy punktualnych pociągów
nie było dla niej żadnym problemem. Romantycy dostrzegali ogromny potencjał cywilizacyjny w Rzeczpospolitej. Wskazywali, że nie
możemy oddawać naszych osiągnięć Rosji,
Prusom czy Austriakom. Nasze gospodarstwo
narodowe należy do nas i musimy go bronić.
Już po Insurekcji 1794 roku zaczęto wywozić
z Polski biblioteki do Petersburga. Podczas
wywożenia Biblioteki Załuskich Kozacy cięli
piłami kodeksy średniowieczne, żeby mieściły się na wąskich saniach. Gdy niedawno
opadł w Warszawie poziom wody w Wiśle,
wyciągnięto z jej dna szkuty z tym, co Szwedzi
podczas najazdu w XVII wieku wywozili z Polski. Nasz kraj był bowiem wówczas bogaty,
miał charakter „południowy” w stosunku do
biednej, północnej Szwecji. Romantyzm stawał w obronie istniejącej, realnej cywilizacji,
którą obrabowano z jej własności. Romantykom nie chodziło więc o projekt cywilizacyjny
na przyszłość, lecz tylko o to, że cywilizacja,
która już tu istniała, zasługiwała na to, by dalej istnieć i po swojemu się rozwijać. Dlatego
na pierwszym planie postawiono walkę, a nie
gospodarkę i oświatę, bo to „robiło się samo”.
A w dodatku z doświadczeń epoki stanisławowskiej wynikało, że nie reformami oświatowymi broni się państwa, tylko wojskiem,
skarbem i determinacją w obronie granic.
Determinacją, której wówczas, pod koniec
oświecenia, niestety zabrakło.
M.K.: Często odczytuje się Wielkiego
Księcia (1983), pierwszą książkę historyczną Rymkiewicza, jako opowieść o
sytuacji politycznej w PRL.
Książka ta wyrastała z atmosfery lat siedemdziesiątych, gdy wielu pisarzy i artystów
prof. Andrzejem Waśką
210 Zrozmawiają
Mariusz Koryciński i Piotr Kowalczyk
rozwijało analogię między Królestwem Kongresowym a PRL. Można wymienić na przykład eseje Andrzeja Kijowskiego (1972) oraz
Tomasza Łubieńskiego (1976) czy spektakl
Nocy listopadowej Wyspiańskiego, wystawianym przez bodaj dziesięć lat w Teatrze
Starym w Krakowie, z wybitną rolą Jana
Nowickiego jako Wielkiego Księcia. Książka
Rymkiewicza wpisywała się w tę dyskusję.
Nie przypisywałbym Rymkiewiczowi takich
prostych chwytów, że Konstanty to Jaruzelski, to byłoby nazbyt felietonowe. W jego portrecie Konstantego była pewna dwoistość,
bo nie wiadomo do końca, kim był, kryje on
w sobie coś, co wymyka się naszej wiedzy
i naszemu zrozumieniu. Może lepiej byłoby
więc powiedzieć, że Konstanty był personifikacją władz warszawskich w ogóle. Bo stosunek wielu patriotów do PRL jako pewnej
niesuwerennej formy polskiej państwowości
nie był jednoznaczny. To były władze narzu-
Idea, którą głosił Krasiński,
zmaterializowała się w latach
1980-1981
cone siłą, ale przecież Gierek odbudował
Zamek Warszawski, wznawiał w masowych
nakładach polską klasykę, czego zresztą nie
robi się w III Rzeczpospolitej. My wszyscy,
nie wyłączając Rymkiewicza, funkcjonowaliśmy jakoś w oficjalnym obiegu kultury PRL.
Może więc Konstanty był metaforą władzy,
ale na pewno nie po 13 grudnia 1981 roku.
M.K.: Dlaczego Rymkiewicz nie pisał
nigdy szerzej o Krasińskim? Poświęcił
książki Słowackiemu, Fredrze, Mickiewiczowi, a o Krasińskim wspominał tylko w eseju o Słowackim (1982), w kontekście zużycia języka romantycznego.
Może po prostu z wielkoduszności chciał
zostawić jakieś tematy dla innych? A mówiąc
poważnie: dawniej funkcjonował pewien stereotyp przedstawiania Krasińskiego w kontaktach ze Słowackim czy z Norwidem. Nie
pisano o Krasińskim, tylko o Słowackim lub
Norwidzie i identyfikując się ideowo z nimi
jako polemistami Krasińskiego kształtowano jego obraz jako banalnego ideologa i złego człowieka. Nie mówię tu o sądach Rymkiewicza, tylko o powszechnym stereotypie.
Być może Rymkiewicz nie pisał o Krasińskim dlatego, że od Krasińskiego w XX wieku się odwrócono, uważając go za słabego
poetę i słabego, uzależnionego psychicznie
od toksycznego ojca, człowieka. Ten obraz
Krasińskiego uległ zmianie dopiero w latach
osiemdziesiątych, gdy na nowo dostępna
stała się jego korespondencja. Autor wrócił
do obiegu intelektualnego, ale następowało
to z oporami i wydaje się, że Krasiński już na
zawsze pozostanie pisarzem dla elity.
M.K.: W wywiadzie-rzece, zatytułowanym Mickiewicz, czyli wszystko
(1999), Rymkiewicz uważa, że na miano wieszczów zasługują tylko dwaj poeci – Mickiewicz i Krasiński. Gdzie indziej zaś Rymkiewicz stwierdza, że ich
przepowiednie pozwalają lepiej pojąć
to, co stało się z Polakami po II wojnie
światowej. Co przepowiedzieli nam ci
dwaj wieszczowie i w jaki sposób pozwala to zrozumieć naszą sytuację?
Proszę spojrzeć na doświadczenie Solidarności przez pryzmat Psalmu miłości:
Z szlachtą polską polski lud. Proszę spojrzeć
na publicystykę, dziennikarstwo, przemówienia w okresie karnawału Solidarności.
Obowiązkowym elementem tego myślenia
było wówczas podkreślanie, że w 1968 roku
inteligencja buntowała się sama, w 1970
roku robotnicy buntowali się sami, teraz
zaś powstaje Solidarność jednocząca robotników i inteligentów. Idea solidaryzmu
Romantyzm jest naszym programem cywilizacyjnym
211
społecznego, którą głosił Krasiński, zmaterializowała się w latach 1980–1981. Nikt
zresztą nie kojarzył tego z jego twórczością.
Jeśli zaś chodzi o Mickiewicza, to czy są
jakieś fakty, które zaprzeczają jakiemukolwiek jego zdaniu? Jego twórczość można
poddać próbie zdrowego rozumu, jak chciała
prof. Zofia Stefanowska. Mickiewicz nie był
oczywiście wróżbitą i nie stawiał horoskopów. Przed wojną ukazała się jednak książka Adama Mickiewicza wspomnienia i myśli
(1958), zawierająca rozmowy i uwagi poety
zapisane przez słuchaczy. Dostajemy tam
psychologiczny i socjologiczny klucz do rozumienia zachowań Polaków. Mickiewicz był
bowiem człowiekiem obdarzonym niezwykłą
głębią myślenia, jego uwagi są nadal aktualne. Przy czym nie pisał skomplikowanych
traktatów filozoficznych, jak na przykład Bronisław Trentowski. Diagnozę życia i dziejów
Polski potrafi wyrazić z niezwykłą prostotą.
A przechodząc na ogólniejszy poziom,
konferencja wersalska w 1918 roku była
w istocie realizacją programu z Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego. To była puenta
romantyzmu politycznego postawiona przez
wiek XX, który rozpoczął się wielką wojną
imperiów trzymających Europę w kleszczach. Mickiewicz oczekiwał właśnie „wojny
powszechnej za wolność ludów”. Zrealizował się przewidywany przez niego scenariusz, tyle że z opóźnieniem.
M.K.: Rymkiewicz powiedział kiedyś, że komuniści uwili kukłę Mickiewicza. Na czym według Pana polegało
fałszowanie Mickiewicza?
To jest ogromny problem. Mickiewicza zaczęto fałszować już w 1940 roku we
Lwowie, kiedy badano możliwość jego inkorporacji do nowej proletariackiej kultury.
Mickiewicz został wówczas wybrany na bohatera jako poeta „narodowy w formie, a so-
cjalistyczny w treści”. Apogeum fałszowania
było przedrukowanie wystąpienia Bolesława
Bieruta jako wstępu do Wyboru pism (1951)
Mickiewicza. To były dwuznaczne działania,
bo z jednej strony fałszowano Mickiewicza,
a z drugiej pozwalało mówić o nim w szkołach i na uniwersytetach, na co nigdy nie
pozwoliliby na przykład hitlerowcy. Był to
rezultat kompromisu sowiecko-polskiego.
W ówczesnym obrazie Mickiewicza pełno
było półprawd, mieszania ewidentnych ideologicznych bzdur z rzeczywistością. Na
przykład Mickiewicz faktycznie napisał artykuł Socjalizm i rzeczywiście redagował „Trybunę Ludów”, do której nawiązywał tytuł organu KC PZPR. Nie da się też zaprzeczyć jego
związkom z kulturą rosyjską. Wszystko to
Wychowywałem się w przeświadczeniu, że ten Tretiak to
był jakiś idiota
ułatwiało wpisanie go w internacjonalistyczny model przyjaźni polsko-radzieckiej, dzięki temu Mickiewicz mógł być czczony także
pod sowiecką okupacją, w Wilnie i w Mińsku.
W tym obrazie Mickiewicza prawda mieszała się z kłamstwem w takich proporcjach, że
przekraczało to możliwości recepcyjne większości z nas.
Skoro jednak mówimy o fałszowaniu,
pomówmy też o działaniu odwrotnym. Eseje
Rymkiewicza można traktować jako kontynuację programu Boya-Żeleńskiego, który
jako pierwszy nawoływał do realistycznego
przestawiania wieszczów jako ludzi mających
swoje wady i zalety, wzloty i upadki, którzy także od tej strony mogą być ciekawi i interesujący. Te inspiracje zaszczepione w latach stalinizmu były bardzo silne w środowisku Instytutu
Badań Literackich PAN, na przykład u Aliny
Witkowskiej czy Marii Janion. Boy, pisząc w latach dwudziestych Brązowników (1956),
wszedł w ostry spór z tradycyjną polonistyką
prof. Andrzejem Waśką
212 Zrozmawiają
Mariusz Koryciński i Piotr Kowalczyk
spod znaku Stanisława Pigonia. Pigoń uważał, że Boy wprowadza do literatury moralną
zgniliznę. Trzeba jednak pamiętać, że Boy był
bardzo kulturalnym człowiekiem, a przy tym
wielkim admiratorem Mickiewicza. Buntując
się przeciwko szkole galicyjskiej, w której się
wychowywał, chciał Mickiewicza przywrócić
współczesnej sobie młodzieży, czyli pokoleniu
Gombrowicza. Eseistyka Rymkiewicza, w której też pełno jest anegdot i plotek miłosnych,
jest dobrym owocem inspiracji Boyem. Bo
wnikanie w tajemnice alkowy Mickiewicza nie
skończyło się tutaj jakąś prostą trywializacją,
tylko pozwoliło ukazać tego kochanka kilku
dam jako pisarza wielkiego i mającego nam
mnóstwo do powiedzenia, a jednocześnie nieulepionego z brązu, nieocenzurowanego. Mickiewicz, Słowacki i Krasiński to ludzie, których
nie możemy zbagatelizować, ludzie, których
nie wstyd czytać. Gdy się ich czyta rzeczywiście, to wychodzi się z manowców intelektualnych na właściwą ścieżkę myślenia o świecie.
M.K.: Na metodę Rymkiewicza zwróciła uwagę chociażby prof. Ewa Paczoska, opisując kiedyś scenę ze Żmutu
(2005), w której Rymkiewicz – w przeciwieństwie do Kleinera – nie bał się
zajrzeć do alkowy Mickiewicza. Kleiner
jako badacz przedstawiany jest przez
Rymkiewicza w ambiwalentny sposób…
Gdy byłem studentem polonistyki, to
prawie wszyscy profesorowie wychowywali nas w duchu „odejścia od profesora Pimki”. IBL zachęcał nas, by przestać recytować
„komunały” za Kleinerem, bo „jest też inne
spojrzenie na romantyzm”. Tacy wybitni poloniści jak Jan Błoński czy Alina Kowalczykowa, przedstawiciele nowoczesnej, a poniekąd nawet i opozycyjnej polonistyki okresu
PRL-u, buntowali się przeciwko polonistyce
okresu międzywojnia. Ileż w książkach całej
tej generacji jest osobistych wycieczek pod
adresem Kleinera, Pigonia, Kallenbacha
czy Tretiaka! Ja się wychowywałem na ich
książkach w przeświadczeniu, że ten Tretiak to był jakiś idiota, że to byli jacyś głupi
ludzie, a już zwłaszcza ten znienawidzony
Kallenbach… I kiedy potem zacząłem się
zajmować romantyzmem, to zrobiłem coś,
czego nikt nie robił w latach osiemdziesiątych – zacząłem sam czytać Tretiaka, Kallenbacha, Kleinera i Pigonia… I łuski spadły
mi z oczu. Zobaczyłem, że, przy całej swojej
stylistycznej archaiczności, są to reprezentanci najlepszej epoki polskiej humanistyki.
Warto czytać te pożółkłe książki. Rymkiewicz jest chyba dzieckiem swoich czasów
– on też musiał się przeciw Kleinerowi
zbuntować. Całe jego pokolenie, niezależnie od PRL-u czy marksizmu, musiało się
buntować przeciwko przedwojennym mistrzom, by zaznaczyć swoją podmiotowość
i autonomiczność. Ja z kolei zbuntowałem
się przeciwko pokoleniu Marii Janion i Jana
Błońskiego. I zacząłem, z miną pokerzysty,
udając naiwniaka, a może będąc nim, powoływać się na Pigonia i Kleinera. Sprawę ułatwiło mi to, że promotorem mojego doktoratu był najwierniejszy uczeń Pigonia, prof.
Julian Maślanka. Mój bunt przeciw gombrowiczowskim Młodziakom w polonistyce
był więc pewnego rodzaju nawiązaniem do
tradycji. Uważam też, że dziś każde studium
na tematy, którymi kiedykolwiek zajmował
się Kleiner, musi się od lektury Kleinera zaczynać. Mówię swoim studentom: proszę
zacząć od monografii Kleinera, zobaczyć,
co tam jest, i od tego momentu śledzić literaturę przedmiotu. Kleiner podsumowuje
wszystko, co przyniósł wiek XIX w badaniach nad romantyzmem, i więcej jeszcze,
przygotowuje to, co przyniósł wiek XX.
M.K.: Jaki jest więc Pański stosunek do zarzutów Rymkiewicza, że Kleiner nazbyt ingerował w sferę psychiki
Romantyzm jest naszym programem cywilizacyjnym
213
poetów oraz że układał według własnego uznania niedokończone dzieła
Słowackiego?
Wszystko, co w humanistyce zdarzyło
się przed fenomenologią i ortodoksyjnym
strukturalizmem, wydawało nam się kiedyś
zbytnią ingerencją w psychikę poetów. Ale
to już minęło. Na margines zeszły też spory
o edytorski kształt Króla Ducha. Nawet jeśli
jakieś nowe wydanie wyprze kiedyś z użytku wersję Kleinera, to i tak ta wersja była
i jest na razie kanoniczna, choć nie wiadomo, czy jest najlepsza z możliwych.
M.K.: U Rymkiewicza szatan jest
elementem boskiego ładu, nieświadomie spełniającym zamierzenia Boga.
Jak to było u Krasińskiego? Kim był
szatan w Irydionie (1990)?
Nie wiem, jakie są w tej chwili poglądy Jarosława Marka na osobę, o której pan
wspomniał (śmiech). Podobny szatan występuje u Słowackiego w okresie metafizycznym. W jakimś sensie można Bukarego
porównywać do Mefistofelesa, sięgając do
koncepcji spopularyzowanej przez Goethego, że szatan jest „tą siły częścią drobną,
która zła pragnąc, wiecznie sprawia dobro”.
Koncepcja zła, którą znajduję u Krasińskiego,
wywodzi się jednak z innych źródeł, a mianowicie z Raju utraconego Miltona. Przez
lekturę Miltona w oryginale przyszła ona do
Irydiona. Zwrócił na to uwagę jako pierwszy
Julian Krzyżanowski, a ja przyjąłem to od-
czytanie za własne. Szatan Miltona i Byrona jest oczywiście postacią niebezpiecznie
fascynującą, ale w żadnym sensie nie jest
współpracownikiem Stwórcy w dziele postępu. Szatan Krasińskiego jest naprawdę
zły. Co najważniejsze, tajemnicę jego zła
można częściowo rozjaśnić, wskazując na
chęć zemsty za pominięcie go przez Boga
„przy awansie”. Wracamy tu do tego, od
czego zaczęliśmy – Krasiński widział w „romantyzmie zemsty” element demoniczny.
M.K.: W Rozmowach polskich latem
1983 (1996) występuje Wielki Psuj,
który kusi narratora, czyli Pana Mareczka. Zaryzykowałbym następującą
tezę: szatan u Krasińskiego jest bardziej zakorzeniony w historii, służy komentowaniu skomplikowania dziejów,
u Rymkiewicza zaś jest komentarzem
ludzkiej natury.
Ma pan rację. Szatan Krasińskiego działa głównie w historii, szatan Rymkiewicza
jest, jak się zdaje, uczestnikiem prywatnego
życia każdego z nas. Jednak wiemy też bardzo dużo o życiu prywatnym i wewnętrznym
Krasińskiego; jest to zapewne najlepiej znany nam od tej strony Polak XIX wieku. Jego
biografia daje się czytać na różne sposoby,
także pod kątem tego, ile w niej napsuł Wielki Psuj. Ale tym, co Krasiński chciał, by z tego
wszystkiego pozostało są, moim zdaniem,
słowa Orcia z Nie-Boskiej komedii (1990):
„Precz ode mnie ciemności, jam się urodził
synem światła… co chcecie ode mnie?”.
Co dalej?
Nie raz i nie dwa pisaliśmy o Jarosławie
Marku Rymkiewiczu i o polskim romantyzmie. Polecamy zwłaszcza tekę 22–23 Polska ejdetyczna i tekę 28 Powrót mesjanizmu.
214