Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
Romantyzm jest naszym programem cywilizacyjnym Z prof. Andrzejem Waśką rozmawiają Mariusz Koryciński i Piotr Kowalczyk P rofesor Andrzej Waśko skręca w ulicę tuż za Wydziałem Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wchodzi w jedną z bram, a my za nim. Wkraczamy w przyjemny chłód. Szklane drzwi prowadzą do kawiarni urządzonej w klimacie lat dwudziestych. Schodzimy po wąskich, kamiennych schodkach. Naszym oczom ukazują się lochy, a nozdrza drażni zapach mocnej kawy. Na ścianie reprodukcja obrazu Matejki, ale zamiast twarzy postaci historycznych znajdują się na niej twarze znanych polityków. Mariusz Koryciński: Jaki ma kolor Rzym u Zygmunta Krasińskiego? Andrzej Waśko: Bardzo ciekawe pytanie. Krasiński był chory na oczy i większość czasu spędzał w zaciemnionym pokoju. Barwy nie były więc dla niego tak istotne, jak światło i ciemność. Światło w Rzymie to fasada Bazyliki św. Piotra i biel marmurów na Forum. Ciemność to katakumby i czarny, drewniany krzyż pośrodku Koloseum, oglądany nocą, przy świetle księżyca. A barwy rzymskie to złoto i purpura, symbole imperium. Ale marmur to także ruiny zagrzebane w ziemi. Na Forum Romanum w 1830 roku handlowało się kapustą, a orkiestra miejska grała tam kawałki z Rossiniego. Krasiński traktował dzieje Rzymu jako model historii powszechnej i uważał, że należy studiować historię Rzymu – republikańskiego, cesarskiego i papieskiego – by znaleźć klucz do praw rządzących dziejami, także współczesnością. Rzym pogański bywał też u Krasińskiego figurą Rosji, a nawet szerzej – każdego porządku polityczno-militarnego zbudowanego na ludzkim rozumie i namiętnościach. Analogia Grecja – Polska, Rzym – Rosja opierała się na przeświadczeniu o wyższości cywilizacyjnej Rzeczpospolitej nad zaborcą. Barbarzyńska Rosja podbiła stary i kwitnący naród, tak jak barbarzyński Rzym podbił starą i kulturalną Grecję. W historii Rzymu widać mechanizmy tworzenia ziemskiego imperium, ale także procesy nieuchronnie rozkładające to imperium od wewnątrz. Piotr Kowalczyk: Czy Rzym zawsze musiał być u Krasińskiego nacechowany negatywnie? Stosunek romantyków do Rzymu był ambiwalentny. Zasadniczo byli wobec niego krytyczni. Wynikało to z przesłanek nie tylko Pressje 2013, teka 32/33 207 politycznych (dla Polaków szczególnie ważne było potępienie przez papieża powstania listopadowego), ale także z romantycznej teorii kultury. Przeciwstawiano Rzymian, którzy zapożyczyli literaturę i filozofię, Grekom, którzy samodzielnie stworzyli swoją kulturę. Rzymianie to byli więc barbarzyńcy. Krasiński przyjmował tę ocenę Rzymu starożytnego. Trzeba jednak pamiętać o rozmiłowaniu w ruinach i współczuciu dla upadłej wielkości. Romantycy przyjeżdżali więc też do Rzymu, żeby płakać nad ruinami (przeczytajcie wiersz Rzym Słowackiego). I dlatego Krasiński czuł się także „mieszkańcem Rzymu” i „Rzymianinem”. Michał Czajkowski, działacz Wielkiej Emigracji, pisarz, który spotykał się w Rzymie z Krasińskim i jego przyjacielem Cieszkowskim, zrobił nawet kiedyś cierpką uwagę, że nie można mieć zaufania do ich praktycznego patriotyzmu, bo „oni za Rzym będą umierać, a nad Polską będą się litować”. Więc to krytyczne spojrzenie na Rzym było połączone z wielką fascynacją i miłością do tego miasta jako kluczowego Krasiński nie był konserwatywnym dzieckiem kwiatem tekstu kultury europejskiej. Warto przypomnieć tu późny wiersz Do Elizy, w którym Krasiński ostatecznie podsumował swoją „rzymską” historiozofię. M.K.: Czy w twórczości Krasińskiego Rzym miał jeszcze jakieś inne znaczenia, oderwane od analogii Polska – Grecja, Rzym – Rosja? Oczywiście. Rzym jest takim miejscem, w którym Krasiński rozmyśla też nad historią chrześcijaństwa, nad historią Kościoła, przemianami Kościoła, jego wielkością w katakumbach i słabością w barokowym splendorze miasta rządzonego przez papieży. Krasiński był trochę liberałem i jego stosunek do ziemskiej potęgi Kościoła, zwłaszcza w młodości, był negatywny. Irydion ukazujący świat pogański w epoce schyłku – dekadencki, przeżarty sceptycyzmem, zatracający się w ekscesach politycznych i obyczajowych – jest historycznym kostiumem współczesności. Bo swoją współczesność Krasiński także uważał za epokę schyłkową, która jednak w odróżnieniu od Rzymu Heliogabala „zbytkuje” nie tylko cieleśnie, ale i „duchowo”. Ta diagnoza wciąż daje do myślenia. P.K.: W Irydionie Krasiński zdecydowanie potępia przemoc jako źródła rozwoju. To różni Krasińskiego od Rymkiewicza. Skąd wynikała jego postawa: z religijności, historiozofii czy też świadomości klasowej? Tu się nie mogę zgodzić. Krasiński nie był pacyfistą, konserwatywnym dzieckiem kwiatem, nie potępiał przemocy jako takiej! Krasiński potępiał zemstę społeczną, rewolucję, która nie ma pozytywnego programu, a napędzana jest tylko nienawiścią do tych, którzy nas skrzywdzili. Irydion to opowieść o tym, jakie pokusy stoją przed ofiarami historii. Ostrzega przed desperacją terrorystów-samobójców, przed tajnymi organizacjami występującymi pod hasłem zemsty ludu. Ale to jest coś innego niż odrzucenie przemocy. Przemoc w walce za ojczyznę, w obronie słabszych nie może być potępiona. Krasiński nie namawiał do tego, żebyśmy paradowali z drewnianymi mieczami, jak to robili arianie. To nie była krytyka przemocy, tylko krytyka zemsty. Zapominamy, że pragnienie zemsty jest ogromną siłą napędzającą działanie skrzywdzonych i pokonanych. Był to jeden z głównych problemów moralnych epoki Byrona i Mickiewicza. Polacy po powstaniu listopadowym znaleźli się na pozycji narodu pokonanego. Irydion był deklaracją wiary w Opatrzność i moralnego wymia- prof. Andrzejem Waśką 208 Zrozmawiają Mariusz Koryciński i Piotr Kowalczyk ru polityki. Nie należy w nim jednak widzieć potępienia walki zbrojnej. P.K.: W Wieszaniu (2007) Rymkiewicz pisze, że gdybyśmy w odpowiednim momencie stracili Stanisława Augusta, uzyskalibyśmy efekt podobny do rewolucji francuskiej i dołączylibyśmy do państw nowoczesnych. Wydaje mi się, że takie ujęcie przemocy jest sprzeczne z historiozofią Krasińskiego, nawet jeśli wyjmiemy z niej kategorię zemsty. Można jednak zapytać, dlaczego wieszanie w 1794 roku nie osiągnęło takiej skali, by było politycznie i „cywilizacyjnie” skuteczne. Dlaczego wcześniej nie powieszono posłów, którzy ratyfikowali pierwszy rozbiór Polski? Krasiński mógł zadać takie pytania, nie potępiał on bowiem przemocy. Jego jednak interesowało bardziej, co będzie dalej. Urządzimy jatkę zdrajcom, ale czy wtedy masy wyjdą na ulicę, by nas poprzeć i wypędzić ruskich agentów? „Czemu masy nie powstają?” – pytał Maurycy Mochnacki w Warszawie w czasie wojny polsko-rosyjskiej wiosną 1831 roku. Możemy też zapytać, dlaczego dziś nie wybucha rewolucja, choć jest ku temu wystarczająco wiele powodów? Krasiński powiedziałby, że w każdym z takich wypadków decyduje coś obiektywnego, niezależnego od naszej woli. Anglicy i Francuzi ścięli swoich królów i dzięki temu się zmodernizowali. Dlaczego Polacy nie ścięli Stanisława Augusta Poniatowskiego? Prawdopodobnie dlatego, że nie chcieli się zmodernizować w taki sposób, jak Anglicy i Francuzi, to znaczy na wzór Cromwella i Robespierre’a. Krasiński chwalił tę polską niechęć do modernizacji w Przedświcie. Nasza szlachta była uformowana w państwie prawa i dla niej absolutnym warunkiem podjęcia jakichkolwiek działań była ich legalność. Terror rewolucyjny nie zyskał więc poparcia, nie dlatego, żeby polski szlachcic miał coś przeciwko wieszaniu, tylko dlatego, że nie dało się go zaprowadzić legalnie. Dobrze, że Rymkiewicz napisał Wieszanie, bo może to on ma w tej sprawie rację przeciwko szlachcie, z jej legalizmem, którym zbyt często usprawiedliwiano u nas bierność i strach. Czy jednak gdyby już wcześniej konfederatom barskim udało się zdetronizować czy nawet zgładzić Stanisława Augusta, to Polska by się odrodziła? Opinia publiczna nie pochwaliła tego aktu, ponieważ uznano go za nielegalny. Konfederacja szybko upadła. Z tego samego powodu przegrał Samuel Zborowski. To Zamoyski potrafił przedstawić swoje działanie jako zgodne z prawem. Z podobnego powodu przegrała w jakiejś mierze także Insurekcja 1794 – wcześniej zdelegalizowano Konstytucję 3 maja, legalnymi władzami były władze targowickie. Władze PRL- Litera czy duch? My wiemy, ale proszę to wytłumaczyć lemingom! -u też były marionetkowe, ale społeczeństwo polskie – poza garstką niezłomnych – uznawało je za legalne. Problem Samuela Zborowskiego (2010) to jest problem stosunku do prawa, stosunku do tego, co jest legalne: litera czy duch prawa? My wiemy, że duch, ale proszę to wytłumaczyć lemingom! M.K.: To stały wątek książek historycznych Rymkiewicza: jednostka bądź garstka osób występuje przeciwko społeczeństwu. I to taka jednostka bądź grupa, którą w chwili czynu potępia większość, zostaje potem zrehabilitowana przez potomnych. Zawsze trzeba wybierać tę mniejszość. Zawsze jest tak, że tylko nieliczni widzą rzeczywistość taką, jaka ona jest, a nie taką, Romantyzm jest naszym programem cywilizacyjnym 209 jaką przedstawia ją władza czy jaką chcą widzieć ją masy – bo tak jest im wygodnie, bo mogą się odwrócić od męczeńskich stosów i kręcić się na karuzeli. Zdolności ludzi do samooszukiwania się są niewyczerpane. Dyskusja z Samuela Zborowskiego jest ciągle otwarta. Czy mamy iść drogą imitacyjnej modernizacji? Czy mamy kopiować obcą filozofię i ustrój polityczny? Słowacki to potępiał, zarzucał Zamoyskiemu, że chce „oświecać słońce”, zakładając w Polsce akademie, zamiast słuchać tego, co mówi Duch. Księciu Adamowi Czartoryskiemu zarzucał, że chce zerwać z rodzimą tradycją republikańską i zmienić Polskę w monarchię konstytucyjną na wzór angielski. Rymkiewicz pokazuje, że dylematy Rzeczypospolitej w XVI wieku i rozterki Słowackiego z XIX wieku są także dziś naszym udziałem. Polacy nie rozstrzygnęli bowiem jednoznacznie, kim chcą być – „papugą narodów” czy sobą. P.K.: Czy w programie romantycznym możemy znaleźć jakąś cywilizacyjną alternatywę dla Zachodu? Jerzy Jedlicki opublikował dwadzieścia lat temu bardzo antyromantyczną książkę Jakiej cywilizacji Polacy potrzebują? (1988). Przedstawił w niej romantyzm jako prąd antycywilizacyjny, rozumiejąc cywilizację jako podporządkowanie życia społecznego nauce, technice, przemysłowi, handlowi i budowaniu dobrobytu. Ja jednak uważam, że romantyzm polski posiadał silną propozycję cywilizacyjną. Polska, która została rozebrana w drugiej połowie XVIII wieku, była wielkim, zamożnym krajem, i to krajem stojącym na stosunkowo wysokim poziomie rozwoju cywilizacyjnego. Nie chodzi o to, że mieliśmy wielką flotę czy przemysł włókienniczy, jak Anglicy. Proszę jednak zauważyć, że pozytywizm, który po powstaniu styczniowym wystąpił z programem, żeby się nie bić, tylko zakładać fabryki, łatwo znalazł powszechne zrozumienie. II Rzeczpospolita, która obroniła się przed rosyjskim komunizmem, miała w sobie taki potencjał, że stworzenie Gdyni, floty, Centralnego Okręgu Przemysłowego czy punktualnych pociągów nie było dla niej żadnym problemem. Romantycy dostrzegali ogromny potencjał cywilizacyjny w Rzeczpospolitej. Wskazywali, że nie możemy oddawać naszych osiągnięć Rosji, Prusom czy Austriakom. Nasze gospodarstwo narodowe należy do nas i musimy go bronić. Już po Insurekcji 1794 roku zaczęto wywozić z Polski biblioteki do Petersburga. Podczas wywożenia Biblioteki Załuskich Kozacy cięli piłami kodeksy średniowieczne, żeby mieściły się na wąskich saniach. Gdy niedawno opadł w Warszawie poziom wody w Wiśle, wyciągnięto z jej dna szkuty z tym, co Szwedzi podczas najazdu w XVII wieku wywozili z Polski. Nasz kraj był bowiem wówczas bogaty, miał charakter „południowy” w stosunku do biednej, północnej Szwecji. Romantyzm stawał w obronie istniejącej, realnej cywilizacji, którą obrabowano z jej własności. Romantykom nie chodziło więc o projekt cywilizacyjny na przyszłość, lecz tylko o to, że cywilizacja, która już tu istniała, zasługiwała na to, by dalej istnieć i po swojemu się rozwijać. Dlatego na pierwszym planie postawiono walkę, a nie gospodarkę i oświatę, bo to „robiło się samo”. A w dodatku z doświadczeń epoki stanisławowskiej wynikało, że nie reformami oświatowymi broni się państwa, tylko wojskiem, skarbem i determinacją w obronie granic. Determinacją, której wówczas, pod koniec oświecenia, niestety zabrakło. M.K.: Często odczytuje się Wielkiego Księcia (1983), pierwszą książkę historyczną Rymkiewicza, jako opowieść o sytuacji politycznej w PRL. Książka ta wyrastała z atmosfery lat siedemdziesiątych, gdy wielu pisarzy i artystów prof. Andrzejem Waśką 210 Zrozmawiają Mariusz Koryciński i Piotr Kowalczyk rozwijało analogię między Królestwem Kongresowym a PRL. Można wymienić na przykład eseje Andrzeja Kijowskiego (1972) oraz Tomasza Łubieńskiego (1976) czy spektakl Nocy listopadowej Wyspiańskiego, wystawianym przez bodaj dziesięć lat w Teatrze Starym w Krakowie, z wybitną rolą Jana Nowickiego jako Wielkiego Księcia. Książka Rymkiewicza wpisywała się w tę dyskusję. Nie przypisywałbym Rymkiewiczowi takich prostych chwytów, że Konstanty to Jaruzelski, to byłoby nazbyt felietonowe. W jego portrecie Konstantego była pewna dwoistość, bo nie wiadomo do końca, kim był, kryje on w sobie coś, co wymyka się naszej wiedzy i naszemu zrozumieniu. Może lepiej byłoby więc powiedzieć, że Konstanty był personifikacją władz warszawskich w ogóle. Bo stosunek wielu patriotów do PRL jako pewnej niesuwerennej formy polskiej państwowości nie był jednoznaczny. To były władze narzu- Idea, którą głosił Krasiński, zmaterializowała się w latach 1980-1981 cone siłą, ale przecież Gierek odbudował Zamek Warszawski, wznawiał w masowych nakładach polską klasykę, czego zresztą nie robi się w III Rzeczpospolitej. My wszyscy, nie wyłączając Rymkiewicza, funkcjonowaliśmy jakoś w oficjalnym obiegu kultury PRL. Może więc Konstanty był metaforą władzy, ale na pewno nie po 13 grudnia 1981 roku. M.K.: Dlaczego Rymkiewicz nie pisał nigdy szerzej o Krasińskim? Poświęcił książki Słowackiemu, Fredrze, Mickiewiczowi, a o Krasińskim wspominał tylko w eseju o Słowackim (1982), w kontekście zużycia języka romantycznego. Może po prostu z wielkoduszności chciał zostawić jakieś tematy dla innych? A mówiąc poważnie: dawniej funkcjonował pewien stereotyp przedstawiania Krasińskiego w kontaktach ze Słowackim czy z Norwidem. Nie pisano o Krasińskim, tylko o Słowackim lub Norwidzie i identyfikując się ideowo z nimi jako polemistami Krasińskiego kształtowano jego obraz jako banalnego ideologa i złego człowieka. Nie mówię tu o sądach Rymkiewicza, tylko o powszechnym stereotypie. Być może Rymkiewicz nie pisał o Krasińskim dlatego, że od Krasińskiego w XX wieku się odwrócono, uważając go za słabego poetę i słabego, uzależnionego psychicznie od toksycznego ojca, człowieka. Ten obraz Krasińskiego uległ zmianie dopiero w latach osiemdziesiątych, gdy na nowo dostępna stała się jego korespondencja. Autor wrócił do obiegu intelektualnego, ale następowało to z oporami i wydaje się, że Krasiński już na zawsze pozostanie pisarzem dla elity. M.K.: W wywiadzie-rzece, zatytułowanym Mickiewicz, czyli wszystko (1999), Rymkiewicz uważa, że na miano wieszczów zasługują tylko dwaj poeci – Mickiewicz i Krasiński. Gdzie indziej zaś Rymkiewicz stwierdza, że ich przepowiednie pozwalają lepiej pojąć to, co stało się z Polakami po II wojnie światowej. Co przepowiedzieli nam ci dwaj wieszczowie i w jaki sposób pozwala to zrozumieć naszą sytuację? Proszę spojrzeć na doświadczenie Solidarności przez pryzmat Psalmu miłości: Z szlachtą polską polski lud. Proszę spojrzeć na publicystykę, dziennikarstwo, przemówienia w okresie karnawału Solidarności. Obowiązkowym elementem tego myślenia było wówczas podkreślanie, że w 1968 roku inteligencja buntowała się sama, w 1970 roku robotnicy buntowali się sami, teraz zaś powstaje Solidarność jednocząca robotników i inteligentów. Idea solidaryzmu Romantyzm jest naszym programem cywilizacyjnym 211 społecznego, którą głosił Krasiński, zmaterializowała się w latach 1980–1981. Nikt zresztą nie kojarzył tego z jego twórczością. Jeśli zaś chodzi o Mickiewicza, to czy są jakieś fakty, które zaprzeczają jakiemukolwiek jego zdaniu? Jego twórczość można poddać próbie zdrowego rozumu, jak chciała prof. Zofia Stefanowska. Mickiewicz nie był oczywiście wróżbitą i nie stawiał horoskopów. Przed wojną ukazała się jednak książka Adama Mickiewicza wspomnienia i myśli (1958), zawierająca rozmowy i uwagi poety zapisane przez słuchaczy. Dostajemy tam psychologiczny i socjologiczny klucz do rozumienia zachowań Polaków. Mickiewicz był bowiem człowiekiem obdarzonym niezwykłą głębią myślenia, jego uwagi są nadal aktualne. Przy czym nie pisał skomplikowanych traktatów filozoficznych, jak na przykład Bronisław Trentowski. Diagnozę życia i dziejów Polski potrafi wyrazić z niezwykłą prostotą. A przechodząc na ogólniejszy poziom, konferencja wersalska w 1918 roku była w istocie realizacją programu z Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego. To była puenta romantyzmu politycznego postawiona przez wiek XX, który rozpoczął się wielką wojną imperiów trzymających Europę w kleszczach. Mickiewicz oczekiwał właśnie „wojny powszechnej za wolność ludów”. Zrealizował się przewidywany przez niego scenariusz, tyle że z opóźnieniem. M.K.: Rymkiewicz powiedział kiedyś, że komuniści uwili kukłę Mickiewicza. Na czym według Pana polegało fałszowanie Mickiewicza? To jest ogromny problem. Mickiewicza zaczęto fałszować już w 1940 roku we Lwowie, kiedy badano możliwość jego inkorporacji do nowej proletariackiej kultury. Mickiewicz został wówczas wybrany na bohatera jako poeta „narodowy w formie, a so- cjalistyczny w treści”. Apogeum fałszowania było przedrukowanie wystąpienia Bolesława Bieruta jako wstępu do Wyboru pism (1951) Mickiewicza. To były dwuznaczne działania, bo z jednej strony fałszowano Mickiewicza, a z drugiej pozwalało mówić o nim w szkołach i na uniwersytetach, na co nigdy nie pozwoliliby na przykład hitlerowcy. Był to rezultat kompromisu sowiecko-polskiego. W ówczesnym obrazie Mickiewicza pełno było półprawd, mieszania ewidentnych ideologicznych bzdur z rzeczywistością. Na przykład Mickiewicz faktycznie napisał artykuł Socjalizm i rzeczywiście redagował „Trybunę Ludów”, do której nawiązywał tytuł organu KC PZPR. Nie da się też zaprzeczyć jego związkom z kulturą rosyjską. Wszystko to Wychowywałem się w przeświadczeniu, że ten Tretiak to był jakiś idiota ułatwiało wpisanie go w internacjonalistyczny model przyjaźni polsko-radzieckiej, dzięki temu Mickiewicz mógł być czczony także pod sowiecką okupacją, w Wilnie i w Mińsku. W tym obrazie Mickiewicza prawda mieszała się z kłamstwem w takich proporcjach, że przekraczało to możliwości recepcyjne większości z nas. Skoro jednak mówimy o fałszowaniu, pomówmy też o działaniu odwrotnym. Eseje Rymkiewicza można traktować jako kontynuację programu Boya-Żeleńskiego, który jako pierwszy nawoływał do realistycznego przestawiania wieszczów jako ludzi mających swoje wady i zalety, wzloty i upadki, którzy także od tej strony mogą być ciekawi i interesujący. Te inspiracje zaszczepione w latach stalinizmu były bardzo silne w środowisku Instytutu Badań Literackich PAN, na przykład u Aliny Witkowskiej czy Marii Janion. Boy, pisząc w latach dwudziestych Brązowników (1956), wszedł w ostry spór z tradycyjną polonistyką prof. Andrzejem Waśką 212 Zrozmawiają Mariusz Koryciński i Piotr Kowalczyk spod znaku Stanisława Pigonia. Pigoń uważał, że Boy wprowadza do literatury moralną zgniliznę. Trzeba jednak pamiętać, że Boy był bardzo kulturalnym człowiekiem, a przy tym wielkim admiratorem Mickiewicza. Buntując się przeciwko szkole galicyjskiej, w której się wychowywał, chciał Mickiewicza przywrócić współczesnej sobie młodzieży, czyli pokoleniu Gombrowicza. Eseistyka Rymkiewicza, w której też pełno jest anegdot i plotek miłosnych, jest dobrym owocem inspiracji Boyem. Bo wnikanie w tajemnice alkowy Mickiewicza nie skończyło się tutaj jakąś prostą trywializacją, tylko pozwoliło ukazać tego kochanka kilku dam jako pisarza wielkiego i mającego nam mnóstwo do powiedzenia, a jednocześnie nieulepionego z brązu, nieocenzurowanego. Mickiewicz, Słowacki i Krasiński to ludzie, których nie możemy zbagatelizować, ludzie, których nie wstyd czytać. Gdy się ich czyta rzeczywiście, to wychodzi się z manowców intelektualnych na właściwą ścieżkę myślenia o świecie. M.K.: Na metodę Rymkiewicza zwróciła uwagę chociażby prof. Ewa Paczoska, opisując kiedyś scenę ze Żmutu (2005), w której Rymkiewicz – w przeciwieństwie do Kleinera – nie bał się zajrzeć do alkowy Mickiewicza. Kleiner jako badacz przedstawiany jest przez Rymkiewicza w ambiwalentny sposób… Gdy byłem studentem polonistyki, to prawie wszyscy profesorowie wychowywali nas w duchu „odejścia od profesora Pimki”. IBL zachęcał nas, by przestać recytować „komunały” za Kleinerem, bo „jest też inne spojrzenie na romantyzm”. Tacy wybitni poloniści jak Jan Błoński czy Alina Kowalczykowa, przedstawiciele nowoczesnej, a poniekąd nawet i opozycyjnej polonistyki okresu PRL-u, buntowali się przeciwko polonistyce okresu międzywojnia. Ileż w książkach całej tej generacji jest osobistych wycieczek pod adresem Kleinera, Pigonia, Kallenbacha czy Tretiaka! Ja się wychowywałem na ich książkach w przeświadczeniu, że ten Tretiak to był jakiś idiota, że to byli jacyś głupi ludzie, a już zwłaszcza ten znienawidzony Kallenbach… I kiedy potem zacząłem się zajmować romantyzmem, to zrobiłem coś, czego nikt nie robił w latach osiemdziesiątych – zacząłem sam czytać Tretiaka, Kallenbacha, Kleinera i Pigonia… I łuski spadły mi z oczu. Zobaczyłem, że, przy całej swojej stylistycznej archaiczności, są to reprezentanci najlepszej epoki polskiej humanistyki. Warto czytać te pożółkłe książki. Rymkiewicz jest chyba dzieckiem swoich czasów – on też musiał się przeciw Kleinerowi zbuntować. Całe jego pokolenie, niezależnie od PRL-u czy marksizmu, musiało się buntować przeciwko przedwojennym mistrzom, by zaznaczyć swoją podmiotowość i autonomiczność. Ja z kolei zbuntowałem się przeciwko pokoleniu Marii Janion i Jana Błońskiego. I zacząłem, z miną pokerzysty, udając naiwniaka, a może będąc nim, powoływać się na Pigonia i Kleinera. Sprawę ułatwiło mi to, że promotorem mojego doktoratu był najwierniejszy uczeń Pigonia, prof. Julian Maślanka. Mój bunt przeciw gombrowiczowskim Młodziakom w polonistyce był więc pewnego rodzaju nawiązaniem do tradycji. Uważam też, że dziś każde studium na tematy, którymi kiedykolwiek zajmował się Kleiner, musi się od lektury Kleinera zaczynać. Mówię swoim studentom: proszę zacząć od monografii Kleinera, zobaczyć, co tam jest, i od tego momentu śledzić literaturę przedmiotu. Kleiner podsumowuje wszystko, co przyniósł wiek XIX w badaniach nad romantyzmem, i więcej jeszcze, przygotowuje to, co przyniósł wiek XX. M.K.: Jaki jest więc Pański stosunek do zarzutów Rymkiewicza, że Kleiner nazbyt ingerował w sferę psychiki Romantyzm jest naszym programem cywilizacyjnym 213 poetów oraz że układał według własnego uznania niedokończone dzieła Słowackiego? Wszystko, co w humanistyce zdarzyło się przed fenomenologią i ortodoksyjnym strukturalizmem, wydawało nam się kiedyś zbytnią ingerencją w psychikę poetów. Ale to już minęło. Na margines zeszły też spory o edytorski kształt Króla Ducha. Nawet jeśli jakieś nowe wydanie wyprze kiedyś z użytku wersję Kleinera, to i tak ta wersja była i jest na razie kanoniczna, choć nie wiadomo, czy jest najlepsza z możliwych. M.K.: U Rymkiewicza szatan jest elementem boskiego ładu, nieświadomie spełniającym zamierzenia Boga. Jak to było u Krasińskiego? Kim był szatan w Irydionie (1990)? Nie wiem, jakie są w tej chwili poglądy Jarosława Marka na osobę, o której pan wspomniał (śmiech). Podobny szatan występuje u Słowackiego w okresie metafizycznym. W jakimś sensie można Bukarego porównywać do Mefistofelesa, sięgając do koncepcji spopularyzowanej przez Goethego, że szatan jest „tą siły częścią drobną, która zła pragnąc, wiecznie sprawia dobro”. Koncepcja zła, którą znajduję u Krasińskiego, wywodzi się jednak z innych źródeł, a mianowicie z Raju utraconego Miltona. Przez lekturę Miltona w oryginale przyszła ona do Irydiona. Zwrócił na to uwagę jako pierwszy Julian Krzyżanowski, a ja przyjąłem to od- czytanie za własne. Szatan Miltona i Byrona jest oczywiście postacią niebezpiecznie fascynującą, ale w żadnym sensie nie jest współpracownikiem Stwórcy w dziele postępu. Szatan Krasińskiego jest naprawdę zły. Co najważniejsze, tajemnicę jego zła można częściowo rozjaśnić, wskazując na chęć zemsty za pominięcie go przez Boga „przy awansie”. Wracamy tu do tego, od czego zaczęliśmy – Krasiński widział w „romantyzmie zemsty” element demoniczny. M.K.: W Rozmowach polskich latem 1983 (1996) występuje Wielki Psuj, który kusi narratora, czyli Pana Mareczka. Zaryzykowałbym następującą tezę: szatan u Krasińskiego jest bardziej zakorzeniony w historii, służy komentowaniu skomplikowania dziejów, u Rymkiewicza zaś jest komentarzem ludzkiej natury. Ma pan rację. Szatan Krasińskiego działa głównie w historii, szatan Rymkiewicza jest, jak się zdaje, uczestnikiem prywatnego życia każdego z nas. Jednak wiemy też bardzo dużo o życiu prywatnym i wewnętrznym Krasińskiego; jest to zapewne najlepiej znany nam od tej strony Polak XIX wieku. Jego biografia daje się czytać na różne sposoby, także pod kątem tego, ile w niej napsuł Wielki Psuj. Ale tym, co Krasiński chciał, by z tego wszystkiego pozostało są, moim zdaniem, słowa Orcia z Nie-Boskiej komedii (1990): „Precz ode mnie ciemności, jam się urodził synem światła… co chcecie ode mnie?”. Co dalej? Nie raz i nie dwa pisaliśmy o Jarosławie Marku Rymkiewiczu i o polskim romantyzmie. Polecamy zwłaszcza tekę 22–23 Polska ejdetyczna i tekę 28 Powrót mesjanizmu. 214