ECHA BUNTU WIĘŹNIAREK Z KOŃMI PRZYJACIÓŁMI
Transkrypt
ECHA BUNTU WIĘŹNIAREK Z KOŃMI PRZYJACIÓŁMI
ECHA BUNTU WIĘŹNIAREK Przypominam sobie jeden z pierwszych dni października 1942 roku, gdy w nocy usłyszeliśmy przeraźliwe krzyki. Słychać było również strzały karabinowe. Coś się stało. Nie wiedzieliśmy jednak, co? Rano władze obozu dały rozkaz, że tego dnia nie wyjdziemy do pracy. Kazano nam tylko oporządzić konie. Jeden z kolegów, Stanisław Zyguła, dostał polecenie przygotowania trzech furmanek z furmanami. Po kilku godzinach koledzy wrócili. Byli wstrząśnięci tym, co zobaczyli. Opowiadali nam, że z terenu karnej kompanii wywozili do obozu w Birkenau trupy więźniarek. Zwłoki były straszliwie okaleczone i zakrwawione. Dowiedzieliśmy się, że w tej kompanii kobiecej wybuchł bunt, który został krwawo stłumiony przez esesmanów 89. Z KOŃMI PRZYJACIÓŁMI Po zakończeniu siewu zbóż w połowie października 1942 roku nasze komando w Budach zostało zlikwidowane. Wróciliśmy razem z końmi na stajnie obok obozu. Mnie przypadła stajnia numer cztery. Dostałem do oporządzenia dwa konie. Były to klacze: Friedel i Nitte. Stajnia ta była tak zbudowana, że przez środek między żłobami było przejście. Konie stały zwrócone łbami do siebie. Nisko umieszczone były kamienne żłoby. Kiedyś była to obora 89 64 Około 5 X 1942 r. wieczorem z nieustalonych jednoznacznie przyczyn doszło do masakry Żydówek francuskich osadzonych w karnej kompanii, która od lata 1942 do wiosny 1943 r. była ulokowana na terenie „Wirtschaftshof Budy”. Około 90 więźniarek zostało zabitych przy pomocy drągów i siekier przez niemieckie więźniarki funkcyjne i esesmanów. Nad ranem komendant Rudolf Höss został powiadomiony o stłumieniu rzekomego buntu i nakazał przeprowadzenie śledztwa. Masakrę więźniarek nazwał „Budy-Revolte”. dla krów. W stajni mieściło się około pięćdziesięciu koni. Skąd one pochodziły, nie orientuję się. Ze swoimi Friedel i Nitte bardzo się zżyłem. Nitte nauczyłem nawet prosić o gnieciony owies, który miałem w kieszeni, a zdarzało się też, że miałem czasami i kawałek zapiaszczonego cukru, który pochodził z resztek pożywienia porzuconego na rampie kolejowej przez Żydów przywożonych w transportach do obozu. Na słowo „bitten” (prosić) Nitte podnosiła do góry jedną nogę. Do tego gestu przyzwyczajałem klacz w dniach dyżuru na stajni. W tym czasie trzeba było wyrzucać gnój ze stanowisk końskich, zasłać świeżą słomą, przygotować siano, wyczyścić i napoić konie. Ta tresura była dla mnie przyjemnym urozmaiceniem w ponurym czasie życia obozowego. Zdarzało się, że komendant obozu Rudolf Höss od czasu do czasu lubił przychodzić do stajni. Pewnego dnia, w czasie mojego dyżuru, gdy oporządzałem swoją parę koni, starszy stajenny – więzień Rak rzucił komendę Achtung! (Uwaga!). Na taką komendę każdy więzień musiał stanąć na baczność i zdjąć czapkę. Spostrzegłem, że środkiem stajni kroczyli: Lagerkommandant Rudolf Höss, a obok niego nadzorca stajni Oberscharführer Rahn i inni esesmani. Gdy komendant zbliżył się do moich koni, wówczas klacz Nitte wykonała ruch, jakby chciała go ugryźć. Komendant cofnął się pół kroku, a Oberscharführer SS Rahn wyjaśnił, że koń ten domaga się kawałka cukru lub gniecionego owsa, ponieważ do tego przyuczył go więzień. Rahn rozkazał mi pobiec do skrzyni z paszą i przynieść kawałek cukru. Byłem bardzo zdenerwowany, bo bałem się, że jeżeli nie znajdzie się tam choćby mała kostka cukru, esesman będzie uważał, że zjedli go więźniowie i wyznaczy mi karę. Najczęściej było to bicie szpicrutą po głowie. Ale na szczęście znalazł się kawałek cukru. W biegu po- 65 dałem go Rahnowi, a ten Hössowi. Klacz, gdy poczuła cukier, zaczęła podnosić nogę, raz jedną, raz drugą, prosząc w ten sposób o swój przysmak. Widocznie spodobało się to komendantowi, bo spojrzał na mnie pogodnie i odszedł ze swoją świtą. Potem Oberscharführer SS Rahn łagodniej odnosił się do więźniów pracujących w naszej stajni. W stajni numer cztery przeszła mi cała zima z 1942/1943 rok. Czas upływał mi przy robieniu codziennych porządków, czasem przy wożeniu cegły do Brzezinki. W każdym razie przy koniach pod dachem można było się trochę ogrzać. Pozwalało to łatwiej znieść obozowe trudy. MIŁOŚĆ Był koniec lutego 1943 roku. Kilka zaprzęgów wywoziło na okoliczne pola nagromadzony obok stajni nawóz. Pewnego dnia jeden z kolegów, któremu przypadło wywożenie tego nawozu, oznajmił nam, że do zrzucania go z wozów zatrudnione zostały więźniarki pochodzące z Ukrainy. Poprosiłem kapo, aby następnego dnia wyznaczył i mnie do wywozu obornika. Po prostu byłem ciekawy i chciałem zobaczyć te kobiety. I tak się stało. Ze swoim ładunkiem, tak jak kilku innych kolegów, zajechałem na pole. Podeszły do mojego wozu cztery więźniarki i hakami zaczęły ściągać obornik na ziemię. Trwało to kilka minut. Twarz jednej z więźniarek wpadła mi w oko. Dyskretnie zacząłem ją wypytywać, jak się nazywa i skąd pochodzi. Okazało się, że jest z zawodu nauczycielką, ma na imię Lidka i pochodzi z Kijowa. Ogarnęło mnie dziwne uczucie, a serce lekko zakołatało. Zaproponowałem jej, żeby za następnym nawrotem podeszła też do wyładunku mojego wozu. W tym czasie, gdy wróciłem do stajni w celu załadowania nowej partii obornika, postarałem się o kawałek chleba, który zawinąłem w słomę. Gdy przyje- 66 chałem z ładunkiem na pole, powiedziałem Lidce, że w tej słomie ukryłem dla niej kawałek chleba. Zapytałem, czy coś jest jej potrzebne. Mówiła, że jest im bardzo zimno, a bielizna, jaką otrzymały, jest niewystarczająca. Powiedziałem jej, żeby następnego dnia też podeszła do wyładunku mojego wozu, a ja postaram się dla niej o ciepłe ubranie. Wieczorem po apelu dostałem od kolegi, który pracował w magazynie odzieżowym, parę męskich kalesonów, koszulę i skarpety. Rano przed ogólnym apelem, gdy wchodziliśmy do pracy do stajni, udało mi się przemycić rzeczy zdobyte dla Lidki. Zawinąłem wszystko w słomę, aby esesmani nic nie zauważyli i o nic mnie nie podejrzewali. Oczywiście, Lidka domyśliła się, że w słomie jest dla niej zawiniątko. Następnego dnia podziękowała mi za tę ciepłą męską bieliznę. Byłem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Cały czas myślałem o Lidce. Opowiadałem o niej kolegom, a oni podśmiewali się ze mnie, że przez koszulę i męskie kalesony trafiam do serca kobiety. Sam do dzisiaj nie wiem, czy to była miłość, czy to zwykły przebłysk współczucia i litości dla ciemiężonej w obozie kobiety. W każdym razie uczucie to podtrzymywało we mnie ducha nadziei. Po tygodniu już nie spotkałem się z Lidką. Jej komando zostało przeniesione w inne miejsce. Ciągle o niej myślałem, aż pewnego dnia jeden z kolegów wożących cegłę z domów rozbieranych pod Oświęcimiem powiedział mi, że tam przy czyszczeniu cegły pracują więźniarki Ukrainki. Zwróciłem się do kapo Heczki, aby wyznaczył mi pracę wożenia cegły z tego komanda. Pewnego dnia, podjeżdżając pod stos ułożonych do załadunku cegieł, usłyszałem głos jednej z więźniarek: Lidka, Lidka posmotri (popatrz), tam jest twój chłopak! Obejrzałem się i obok cegieł rzeczywiście zobaczyłem Lidkę. Zachwiała się lekko, opierając się o ułożone cegły. Spojrzałem na dozorującego nas esesmana. Ten krzyknął: Los, 67 weiter! (dalej, szybciej!). Konie szarpnęły wóz i odjechaliśmy dalej. A komando kobiet ustawiało się do odejścia do obozu. Potem już więcej Lidki nie widziałem. Przez wiele dni bardzo za nią tęskniłem, rozpytywałem kolegów, czy nie spotkali gdzieś więźniarek Ukrainek. Dni mijały i powracała obozowa rzeczywistość. OSTATNI DZIEŃ W AUSCHWITZ Kommando Tierpfleger w tym okresie ulokowane było na bloku 4a. Pewnego dnia, w pierwszej połowie marca 1943 roku, po wieczornym apelu, przyszedł na blok kapo Heczko z więźniem z oddziału Arbeitseinsatz (biuro przydziału pracy). Odczytał kilkadziesiąt numerów więźniów z naszego komanda i oznajmił, że następnego dnia wyjedziemy transportem do KL Buchenwald. W tej grupie znalazłem się i ja oraz wszyscy moi najbliżsi koledzy: Janek Fetter, Zbyszek Dańczyszczyn, Władysław Kuś i inni. Trzymaliśmy się razem. Zapanowało duże podniecenie. Na drugi dzień uformowano kolumnę, załadowano nas do wagonów kolejowych i niebawem pociąg ruszył90. Po dwóch dniach przywieziono całą grupę, około 1000 więźniów, do KL Buchenwald. Było to 12 marca 1943 roku. Tu rozpoczął się mój nowy dwuletni okres zmagań o przetrwanie i życie. 90 68 10 III 1943 r. zostało wywiezionych z KL Auschwitz do KL Buchenwald 1000 polskich więźniów politycznych, na miejsce dotarli oni 12 marca.