wojewódzki konkurs ortograficzny

Transkrypt

wojewódzki konkurs ortograficzny
WOJEWÓDZKI KONKURS ORTOGRAFICZNY
ETAP MIEJSKI
ROK SZKOLNY 2006/2007
Wenusjański salon piękności
Abstrahując od naukowych dywagacji na temat możliwości istnienia
życia w kosmosie, gdyby takowe istniało, naówczas opisanej niżej historii niepodobna
odmówić prawdopodobieństwa.Wokołowenusjański salon piękności cotygodniowo
przyciągał rzesze chętnych być à la mode. To tutaj kosmiczna bohema w arcybanalny
sposób poprawiała swój image. Lokal już z daleka jarzył się wielokolorowymi
światłami z niby – okien. Wnętrze z duraluminium powleczonego onyksową powłoką
ochronną z niehigroskopijnego tworzywa na pierwszy rzut oka sprawiało
półprofesjonalne wrażenie. Dokądkolwiek jednak byśmy się nie udali, na Wenus
autochtoni prezentowali raczej obojętny stosunek do kwestii estetycznej. Klientów już
u wejścia wita ,półstojąc, android, który podnosi głowę sponad ekranu, na którym
wyświetlają się dane proponowanych zabiegów. Dokomplementowana przy wejściu
Wenusjanka, choćby była doktorem wszech nauk, nie potrafi powiedzieć
„adieu”
i pozwala na kosmetyczne czary – mary. A
zabiegów.
ma do
wyboru
kilka
Na pierwszy ogień idzie zwykle ultrakrótki masaż za pomocą migoczącego diodami
hełmofonu, którego przeprzążka obhaftowana materiałem podobnym do żorżety,
zawiera superfiltr negatywnych myśli chroniący użytkownika przed czarnowidztwem.
Następnie odprężoną klientkę chyżo przerzuca sie do kapsuły przypominającej
olbrzymią haubicę. Tam aplikuje się jej kąpiel z półbeczki mieszanki nibykwiatu
białodrzewia, pszenżyta, nibyjagód czar - ziela i bukszpanu. Wszystko to
przyprószone disacharydem, z którego wyabstrahowano dentoplazmę. W czasie
kąpieli następuje anihilacja i absorpcja przyżeganych mikrofalami nanocząsteczek
odżywczych. Naówczas,według wskazań chromatografu nuklearnego, cielesna
powłoka Wenusjanek
rach – ciach zostaje upiększona. Aleby to się stało, trzeba
wiele cierpliwości i samozaparcia, by wytrzymać prawie całodniową
wizytę w tym
miejscu tortur, które zwie się salonem piękności. Kosmitki, podobnie jak Ziemianki,
wcale nie mają łatwego życia. Bycie pięknym to nie jakaś abrakadabra, ale ciężka
praca.
aut.(MA)
WOJEWÓDZKI KONKURS ORTOGRAFICZNY
ETAP WOJEWÓDZKI
ROK SZKOLNY 2006/2007
Kosmiczne safari
Na wycieczceśmy dawno nie byli. A nużby trochę kosmicznej rozrywki?
Międzygalaktyczna kapsuła chyżo przemykała między pierścieniami Saturna. Niedługo
lądowanie na , nieodkrytej jeszcze przez Ziemian, planecie Duom. A tam czeka nas
niezapomniana przygoda – spotkanie z najdziwniejszymi stworzeniami we wszechświecie.
Nareszcie lądujemy! Wita nas, stojąc półbokiem do burty statku, donżuański przewodnik,
któremu dioptraż szkieł nakazywał bezustanne mrużenie oczu, i gestem zaprasza do zajęcia
miejsca w , przypominającej trochę ziemską gondolę, kapsule. Włączono dehydrator,
oczyszczone powietrze wypełniło kabinę i wyruszyliśmy. Nagle naszym oczom ukazał się
niesamowity widok – ogromna, płaska przestrzeń a na niej dziesiątki, nie setki, stworzeń tak
dziwnych, że nie sposób ich opisać. Nasamprzód zobaczyliśmy hybrydę podobną do żyrafy,
ale o szyi pokrytej mnóstwem
miedzianopodobnych łusek i wielkimi, fantazyjnie
zakręconymi rogami. Stwór, nie zwracając na nas uwagi, spokojnie skubał sobie nibyjagody
zwieszające się z drzewa, ktorego pień przypominał sierść cocker – spaniela. Chuchrowaty
przewodnik, na co dzień chałturzący przy oprowadzaniu międzyplanetarnych wycieczek,
uśmiechnął się pod nosem, widząc nasze zdziwienie. Następnie przybliżyliśmy się do
ogromnego szkła powiększającego - ekranu z bronzytu , dzięki któremu mogliśmy ujrzeć,
niewidoczne gołym okiem, półfantastyczne stworzenia. Spod pleksiglasowej ochronnej tafli
patrzyły na nas
wielonogie,
jarzące się
fosforyzującym
światłem
niby – owady
niby – bakterie. Ich nibynóżki drgały rytmicznie, choć stworzonka nie poruszały się, jakby
lewitując w powietrzu. Nicniemówienie naszego przewodnika tylko potęgowało efekt. Nagle
jedno z żyjątek zamigotało intensywniej, zmieniając jednocześnie swój kształt i czmychając
w kąt. Dlaboga, jakie to dziwne! Wkrótce ten superwidok zniknął nam z oczu i ujrzeliśmy
ogromną ni to rybę, ni to ptaka, podobnego do skrzydlicy czy najeżki, tyle że upierzonej w
przedziwne pióra, których kolory tworzyły prawdziwy melanż. Ależby to stworzonko zrobiło
karierę
na
Ziemi!
Nagle
pilot
kapsuły,
de
iure
pełniący
też
rolę
naszego
przewodnika,oświadczył, że czas na powrót. Na dowód pokazał nam wyrys trasy znajdujący
sie na alonżu w księdze pokładowej. Nie zdążyliśmy zaprotestować, gdy kapsuła, napędzana
mieszaniną metaldehydu i sfalerytu, wykonała obrót i bezszelestnie usiadła na lądowisku.
aut. (MA)

Podobne dokumenty