Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
Adam Leszkiewicz Zdzisław Mikłaszewicz Księżycowe morza Pytia Morze Żyzności, Morze Jasności: bezwodne pustki, próżniowe włości. gdy odczyt z wnętrzności kozła był niejasny zbyt granatowe zacieki na jelitach przerośnięta wątroba pytano wyrocznię przed ogniem składano ofiarę Morze Nektaru, Jezioro Wiosny: pył wulkaniczny, klimat dość oschły. Nazwane w pysze Morze Poznane. Jak można choćby kawałek skały poznać? I jeszcze: Jezioro Marzeń. Marzeń o pustce? Staniu na straży niczego? Dalej: Zatoka Rosy, Tęcz i Miłości. Etc. Dosyć. Kawałku skały siny i łysy, w końcu na tobie przyszło się wyżyć Miłością, Rosą, Marzeniem, Tęczą? Gdy u nas już się nazwy nie mieszczą – pustką nazw twoją nazywać pustkę? Daleko, krążkiem słów niby lustrem kochanym, święcisz nie nasze włości: Morze Żyzności, Morze Jasności. Wszystkie nazwy użyte w powyższym wierszu są rzeczywistymi nazwami własnymi księżycowej geografii. mówiła wieszczka hieny rozszarpią sępy kołują a sznur okrętów wypłynie z północy mówią mądrzy przemawiał odór pneumy lub mieszanka ziół wtajemniczeni wspominają talenty złota przesyłane przez Persów czym byłaby przyszłość gdyby ją znali prorocy John Wayne to było po wojnie czarno-biały kowboj i zgraja rabusiów źli Indianie i dobry zdobywca potem przyszedł kolor dziadek narzekał przypominał marszałka i legiony barbarzyńcy pukali do drzwi ciosanymi paluchami stanął strażnik pod białym płótnem w muzeum 182 Pressje 2011, teka 25 Pressje 2011, teka 25 183 instalacja spłynęła na plecy przechodniów wydawało się że idzie ku gorszemu potem dowiedziałem się że John Wayne też był kolorowy miał trzy żony i palił papierosy Łaskotanie to było wtedy gdy myślałem że mogę pomiędzy kredą i boiskiem miałem dwadzieścia lat codziennie rano budzę się głodny śniadanie z Husserla i parę rozważań na temat tuneli w czasoprzestrzeni cała wiedza wszechświata której nigdy nie pojmę choćby dano miliony lat teraz wydaje się że domknięte koło się rozlewa w barwie sklepów Drohobycza przeżuta rzeczywistość takie oczekiwanie na sen z którego budzi tylko skowyt prostego kręgosłupa na obiad biblioteki wszystkich czasów niedotknięte gwiazdy i tajne ścieżki krwi Pisarz wieczorem głód przypomina że wciąż nie dotykam sedna dlaczego wciąż toniemy w swoich oczach dlaczego wciąż ją śmieszy łaskotanie moich stóp Dekady później miałem dwadzieścia lat czasy były spokojne jeśli nie nudne jedyny strach podczas egzaminu śmierć na ekranie przy porannej kawie odmawiam modlitwę za kolejkę do urny prognozę pogody bójkę pod dworcem − wiadomość dnia w gazecie 184 tamto wraca tylko odświętnie ktoś pyta czy było warto historie o kielichu trzaski stalowych trumien i płatki krwi to też jest świętem tylko nie pamiętam czyim wciąż zadaję pytania Pressje 2011, teka 25 wie lepiej wczesnym rankiem wyciąga z przepastnej kieszeni wewnętrzne oko nakłada je na monokl i wierci w głowach bliźnich po południu kładzie przed sobą pergamin i czeka aż sok myśli utoczy się w zgrabne freski którymi uraczy grono wyznawców łączy się z duchami przodków rozmawia ze zjawą Goethego potem gromi i nakazuje karcąc złe owieczki i głaszcząc stadko dobrych baranów wieczorem gdy pisarz zdejmuje swoje oko można zobaczyć że jest krzywe i brudne Pressje 2011, teka 25 185