NR 164

Transkrypt

NR 164
Wprawdzie Miesięcznik ukazał się z opóźnieniem, ale wciąż jest to
pierwszy noworoczny numer. Dlatego na okładce możemy oglądać
noworoczny rysunek Barbary Śliwińskiej.
MiesiÊcznik
Biuletyn Informacyjny ŒKF
Styczeñ
luty
2004
NR
164
Galeria
Katarzyna
KarinaChmiel
– Kasiopea
Syn Gondoru
Drużyna
Nasza koleżanka Kasia Chmiel zwana Kasiopeą rysuje nie tylko ilustracje tolkienowskie, ale
te właśnie będą tematem naszej Galerii. Kasiopea jest „boromirystką”, czyli entuzjastką Boromira. Słusznie, tym bardziej, że sam Tolkien potraktował go dość powierzchownie (Peter Jackson
o wiele lepiej). Poza tym Kasiopea ma słabość do
rudowłosych elfów, ciasteczek imbirowych, królików (żywych, nie w potrawce) i ptaki (a zwłaszcza kanarki i kulczyki). Z wykształcenia jest filozofem, z zamiłowania zoologiem, z zawodu ilustratorem.
Mam nadzieję, że nie po raz ostatni gościmy
ją w Galerii.
PWC
Wieœci
4 stycznia 2004 zmarła Dorota Terakowska, pisarka i dziennikarka,
autorka m.in. wielu powieści fantastycznych dla młodzieży. Pracowała w krakowskim Czasie i w Przekroju.
Jej powieść Władca Lewawu
znalazła się w kanonie lektur szkolnych, a Lustro pana Grymsa było dziecięcym bestsellerem roku 1995.
Trzy razy zdobyła nagrodę polskiej sekcji IBBY –
Światowej Rady Książek dla Młodzieży – za powieści Córka czarownic (1992), Samotność bogów (1998)
i Tam gdzie spadają Anioły (1999).
Dorota Terakowska miała 65 lat. Jeszcze w maju
spotkaliśmy się z nią osobiście, kiedy uczestniczyła
w programie Ars Fantastica podczas Międzynarodowych Targów Książki w Warszawie.
!
8 stycznia 2004 zmarł Jerzy Nowosad – obok
Łukasza Orbitowskiego i Tadeusza Oszubskiego, jeden z najlepszych w Polsce twórców tekstów grozy. Po wielu latach milczenia opublikował
swoje opowiadanie w Sferze, i pojawiła się szansa,
że wróci do fantastyki na stałe. Niestety, przegrał
ciężką bitwę z wirusowym zapaleniem wątroby typu B.
!
12 listopada zmarł Jonathan Brandis, najbardziej znany chyba ze swej roli młodocianego
geniusza Lucasa Wolenczeka z serialu SeaQuest. Miał
27 lat. Wstępne dochodzenie sugeruje śmierć samobójczą.
Brandis grał niewielkie role w serialach Prawnicy
z miasta aniołów i Pełna chata, ale zdobył popularność dopiero po rolach w Neverending Story II: The
Next Chapter i w telewizyjnym Stephen King’s It.
!
26 listopada 2003 zmarł Pierre Pairault, francuski autor sf , piszący pod pseudonimem
Stefan Wul. Miał 81 lat. W latach ’50 opublikował 11
powieści i zyskał status twórcy kultowego (we
Francji). Dwie jego powieści stały się podstawą filmów animowanych, ze znakomitymi rysownikami.
!
Na Oms en Serie z 1957 opierał się scenariusz La
Planete Sauvage (1973) Rene Laloux (Dzika planeta)
z grafiką Rolanda Topora, natomiast na L’Orphelin
de Perdide z 1959 – Les Maitres du Temps (1982),
także w reżyserii Laloux, ale z grafiką Jeana
„Moebiusa” Girauda.
Choć francuscy autorzy nie są w Polsce specjalnie popularni, ukazała się w naszym kraju powieść
Stefana Wula Odyssee sous controle (1958) – jako
Remedium, wydana w 1982 w serii KAW, jako jedno
z nielicznych tłumaczeń.
22 grudnia zmarł Nah Ming Chang, grafik
i animator, zdobywca Oscara za efekty specjalne w oryginalnym filmie Wehikuł czasu
George’a Pala z 1985. Miał 86 lat. Pracował w filmie
prawie 70 lat; projektował kostiumy do Król i ja,
maski do Planety małp, nakrycie głowy Liz Taylor
w Kleopatrze. Tworzył obce istoty w serialach Outer
Limits i Star Trek. To on również zbudował drewniane lalki Pinokia i Bambi, żeby animatorzy
Disneya mogli studiować ich ruchy.
!
Studio Virtual Magic zakupiło prawa do animowanej ekranizacji komiksu Janusza
Christy Kajko i Kokosz. Według planów, najpierw
ma powstać film krótkometrażowy, a potem wersja
pełnometrażowa. Film ma być realizowany techniką animacji trójwymiarowej, w ścisłej współpracy
z autorem komiksu, Januszem Christą. Reżyserować
będą Daniel Zduńczyk i Marcin Męczkowski.
!
Opowieść dobiegła końca. Dwa lata (dla nas) po zabawie
z dawna oczekiwanej –
urodzinowym przyjęciu
Bilba Bagginsa, Pierścień
Jedyny dotarł gdzie trzeba, Gollum odgryzł palec Frodowi, Sauron
upadł, król powrócił na
tron Gondoru. Władca Pierścieni: Powrót króla,
trzecia część ekranizacji powieści Tolkiena weszła
na ekrany kin 17 grudnia 2003 (w USA) i już
!
3
1 stycznia 2004 w Polsce. Reżyser Peter Jackson najlepsze zachował na koniec – ostatni film jest wspaniały, sceny batalistyczne świetne, podróż Froda
przez Mordor dramatyczna. Wszyscy znają treść,
więc warto tylko wspomnieć o pewnych ciekawostkach. Andy Serkis – użyczający głosu i ruchów
Gollumowi – wystąpił osobiście i we własnej postaci, jako Smeagol (i odebrał Pierścień Deagolowi).
Nie wystąpił Saruman (Christopher Lee) – ma się
pojawić w wersji rozszerzonej. Nie było też porządków w Shire, ale o tym wszyscy wiedzieli od początku. Natomiast epopeja Pierścienia kończy się
tak, jak książka – Sam mówi do Różyczki: „No to
wróciłem”.
W Polsce Władca Pierścieni: Powrót króla pobił
frekwencyjny rekord wszech czasów – w pierwszy
weekend obejrzało go prawie 600 tysięcy widzów,
co jeszcze się w Polsce nie zdarzyło. A tylko Władcy
Pierścieni: Drużynie Pierścienia udało się przekroczyć pół miliona. Pierwsza piątka „najlepszych
otwarć” to: 1. Powrót króla (592.741 widzów);
2. Drużyna Pierścienia (518.901); 3. Dwie wieże
(464.944); 4. Matrix: Reaktywacja (447.550) i dopiero na piątym miejscu Harry Potter i komnata tajemnic (425.203). Film uzyskał aż 11 nominacji do
Oscarów.
Kiedy oryginalna (i jedynie słuszna) trylogia
Gwiezdnych wojen ukaże się w końcu na
DVD, widzowie odkryją, że różni się nieco od tego,
co zapamiętali z kina i kaset VHS. Zresztą już
wprowadzając do kin „special editions”, Lucas pokazał, że lubi zabawy z cyfrową obróbką filmów.
Dlatego postanowił zapewne lepiej dopasować istniejące części do tego, co powstaje teraz. Pojawią się
nowe efekty specjalne, będą zmienione niektóre
ujęcia, a także wmontowane sceny z Haydenem
Christensenem (Anakin Skywalker) i Ianem McDiarmidem (Imperator). Na razie wiadomo tyle, że
kiedy w Powrocie Jedi Luke zdejmuje Vaderowi maskę, zobaczymy pod nią postarzałą i pełną blizn
twarz Christensena. Ponadto do Nowej nadziei powróci scena, w której Han Solo pierwszy strzela do
Greedo, a walka na świetlne miecze między Vaderem i Kenobim (Alec Guiness) stanie się w nowej
wersji bardziej dynamiczna.
!
Powstanie odpryskowy serial popularnego
Stargate SG-1, zatytułowany Stargate Atlantis.
Na razie zamówiono 20 godzinnych odcinków, a premiera nastąpi latem tego roku. Akcja serialu toczy się w tajnej ziemskiej bazie, pozostawionej przez twórców Gwiezdnych Wrót w ruinach legendarnej Atlantydy. Nowy zespół badaczy wyru-
!
4
szy (przez wrota) do odległej galaktyki, gdzie prymitywna cywilizacja ludzka zagrożona jest przez
nowego wroga. Scenariusz przewiduje, że w niektórych odcinkach wystąpią bohaterowie oryginalnego Stargate SG-1, którego ósmy sezon będzie nadawany w tym samym czasie.
Kolejny komiks (tym razem nie Marvela) doczeka się zapewne ekranizacji. Producent Ben
Barenholtz, autor komiksu Kurt Busiek i scenarzysta Jonathan Alpers uzyskali prawa do sfilmowania
Astro City – komiksu, którego twórcą jest właśnie
Busiek, z rysownikami Brentem Andersonem
(plansze) i Alexem Rossem (okładki). Akcja komiksu rozgrywa się w fantastycznym świecie, gdzie
nadludzie są normą, wraz z potworami, obcymi, superprzestępcami i szalonymi naukowcami. Może
być zabawnie.
!
Fran Walsh, współscenarzystka Władcy Pierścieni, będzie również pracować z Peterem
Jacksonem nad scenariuszem jego kolejnego projektu, jakim jest ponowna
realizacja King Konga. Jak
zdradziła, nie zamierzają
przenosić przygód wielkiej małpy w czasy współczesne. Akcja będzie się
rozgrywać w latach trzydziestych zeszłego wieku,
King Kong będzie się wspinał na Empire State
Building i prawdopodobnie zaatakują go tam dwupłatowce.
Co ciekawe, w roli King Konga Peter Jackson planuje obsadzić Andy’ego Serkisa (Golluma/Smeagola
z Władcy).
!
Po niezwykle udanym Władcy Pierścieni, wiele osób chciałoby zobaczyć także ekranizację
Hobbita, najlepiej także w reżyserii Petera Jacksona.
Producent nie wyklucza takiej możliwości, reżyser
jest chętny... Jest tylko jedna, ale bardzo poważna
przeszkoda – Christopher Tolkien, który na razie
mnie ma ochoty na sprzedaż praw do ekranizacji
powieści ojca (przy Władcy Pierścieni jego niechęć
nie miała znaczenia, gdyż prawa sprzedał jeszcze
sam J.R.R.). Zobaczymy – może grad Oscarów dla
filmu zmieni podejście Christophera.
!
15 grudnia w Australii ruszyła produkcja nowego, czterogodzinnego miniserialu Farscape
– swego rodzaju dokończenie serialu telewizyjnego,
który dość nieoczekiwanie zakończył się po czterech sezonach.
!
Znany autor horrorów, Clive Barker, ma znowu zasiąść na fotelu reżysera, podejmując
pracę przy filmie Tortured Souls wytwórni Universal
Pictures. Przerwa reżyserska trwała ponad osiem
lat – ostatni film reżyserowany przez Barkera to horror Lord of Illusions z 1995.
Sam film jest dość niezwykły, opiera się bowiem
na figurkach pomysłu Barkera i Todda McFarlane’a
(twórcy Spawna), zaprezentowanych po raz pierwszy w lutym 2001 podczas Międzynarodowych
Targów Zabawek w Nowym Jorku. Każdą z sześciu
Udręczonych Dusz – są to Talisac, Lucidique,
Scythe-Meister, Agonistes, Mongroid i Venal
Anatomica – sprzedawano z jednym rozdziałem historii pióra Barkera; łącznie tworzyły nowelę, wyjaśniającą pochodzenie postaci.
Treścią filmu – jak zapowiada autor – jest historia człowieka, który zamienia żonę na boginię demonów z innego świata; strącona do mrocznego
świata potworów kobieta stara się uciec i powrócić.
!
W same Święta Bożego
Narodzenia, 25 grudnia
(a w Polsce 20 lutego) weszła na
ekrany kolejna ekranizacja prozy Philipa K. Dicka – Paycheck
(Zapłata).
Bohaterem
jest
Michael Jennings (w tej roli Ben
Affleck), specjalista od „reverse
engineering” – potrafi na zlecenie rozpracować technologię
konkurencji i poprawić ją. Firmy płacą mu za to, ale
po każdym zleceniu podlega procesowi kasowania
pamięci, tak, by nic nie wiedział o wykonanej pracy.
Pewnego dnia otrzymuje nowe zlecenie, warte sto
milionów – i trzy lata wycięte z pamięci. Godzi się,
ale kiedy wreszcie odbiera kopertę z wypłatą, znajduje tam kilka dość przypadkowych obiektów. Sam
pozbył się tych pieniędzy, a teraz nie pamięta dlaczego.
Reżyserem Wypłaty jest John Woo. Film tylko
luźno nawiązuje to tego studium paranoi, jakim było opowiadanie Dicka z 1953 – z tekstu pochodzą
nazwiska postaci i sam pomysł. Dość wyraźne są
też nawiązania do filmów Hitchcocka – Północ, północny zachód i 39 kroków. I – jak to u Woo – poważne problemy, takie jak ulotna natura pamięci, albo
jak wiele można poświęcić dla materialnego sukcesu, szybko ustępują strzelaninom i pędzącym motocyklom.
!
!
Piotruś Pan to postać ze sztuki – a potem
książki – J.M. Barrie, jednak najbardziej zna-
ny jest z filmu Walta Disneya
z 1953. Treść pamiętają chyba wszyscy: pan Darling
(Jason Isaacs, pamiętany jako Lucjusz Malfoy z Harry’ego Pottera) irytuje się, że córka Wendy (Rachel HurdWood) bawi się z młodszymi braćmi w piratów, Indian
i zagubionych chłopców.
Dziewczynkę odwiedza Piotruś Pan (Jeremy
Sumpter) – wieczny chłopiec z Nibylandii. Zabiera
tam Wendy i jej braci. A na wyspie czeka kapitan
Hak i jego piraci, najstraszniejsi wrogowie Piotrusia.
Reżyserem filmu jest Australijczyk, P.J. Hogan,
wielki miłośnik prozy Barrie, który postawił sobie
za zadanie w filmie oddać nastrój, często mroczny
klimat i tematykę powieści. Dlatego film jest równocześnie niewinny i zmysłowy, ukazujący zabawę
i przemoc – a chwilami bardzo ponury i straszny.
W roli Piotrusia obsadził zatem prawdziwego
chłopca (rolę tę w teatrze grają zwykle kobiety),
a także – tradycyjnie – tego samego aktora jako ojca Wendy, pana Darling, i kapitana Haka. Niestety,
Sumpter nie podołał roli – jest chyba za młody i ma
za małe umiejętności. Natomiast Rachel HurdWood jako Wendy jest znakomita.
Książka Piotruś Pan to znakomite dzieło, a film
należy obejrzeć koniecznie. Niewątpliwie interesujące będzie porównanie go z Hookiem z 1991 (tam
Piotrusia zagrał Robin Wiliams, a Haka – Dustin
Hoffman).
Jak było do przewidzenia, Joan K. Rowling
zaczęła pracę nad kolejnym, szóstym tomem
przygód Harry’ego Pottera. Poprzednie pięć sprzedało się w łącznym nakładzie ćwierć miliarda egzemplarzy w ponad dwustu krajach. Nowy powinien zyskać kolejnych czytelników. Data premiery
pozostaje jeszcze nieznana.
!
Wydawnictwo DC Comics zapowiedziało
komiksowe adaptacje produkowanych obecnie filmów Catwoman (w roli głównej Hale Berry)
i Constantine (z Keanu Reevesem). Co ciekawe, filmy powstały na podstawie komiksów (także wydawanych przez DC Comics). Logicznym krokiem
naprzód byłoby nakręcenie filmu na podstawie komiksów, które powstaną. Zobaczymy.
!
Ian Watson, nasz gość z Polconu 2001, wydał
niedawno nową powieść, Mockeymen. Jak
zwykle u Watsona, pomysł jest oryginalny a wykonanie perfekcyjne. Para ludzi spotyka w parku
!
5
Vigeland w Oslo pijaka, który sugeruje, że w tej
okolicy działają ciemne moce. Po roku oboje –
wciąż prześladowani przez koszmary – decydują się
pomóc umierającemu kolaborantowi hitlerowskiemu w wykorzystaniu tych mocy i zdobyciu nowego
ciała.
Dziesięć lat później na Ziemię
przylatują obcy. Proponują rozwiązanie problemu głodu, zapobieganie załamaniom gospodarki i problemom społecznym, ale
za pewną cenę. Na Ziemi ma powstać stacja przekaźnikowa, dzięki której obcy (którzy zniszczyli
swój statek, by nie wpadł w ręce
ludzi) będą mogli natychmiastowo podróżować do innych planet w ciałach ludzkich „kurierów”. Dodatkowo ludzie mają się zgodzić na dystrybucję blissu, obcego narkotyku – daje
on użytkownikowi rok ekstazy, a potem zmienia go
w kukiełkę, której ciało mogą przejąć obcy. Kobieta,
analityk brytyjskiego wywiadu, odkrywa nagle, że
jednak z kukiełek, zamiast zapaść w śpiączkę, ożywa z umysłem dawno zmarłego nazisty. Wyjaśniając
tę sprawę, kobieta trafia za spisek, w którym wielką
rolę odgrywa dwóch kurierów, tajemniczy kamień
zwany kryształem kwantowym, oraz zbuntowany
obcy – ten ujawnia prawdziwe cel swojej rasy, będący zagrożeniem dla ludzkiej cywilizacji.
Watson w Mockeymen jest jak zawsze niezwykle
pomysłowy i nie obawia się doprowadzić swoich
idei do końca. Warto przeczytać.
Po długiej, trzyletniej
przerwie Ann McCaffrey
wydała kolejny tom ze swego
najpopularniejszego cyklu o planecie Pern, gdzie żyją smoki –
i jeźdźcy smoków, naturalnie.
Świat ten, mimo pozorów, należy do sf, nie fantasy (ludzie to
potomkowie ziemskich kolonistów). Powieść Dragon’s Kin jest
też pierwszą, którą autorka napisała wspólnie z synem, Toddem McCaffrey. Bohaterem jest młody
chłopak, Kindan, w górniczej wiosce Natalon’s
Camp. Kształci się u harfisty, opiekuje się wioskowym watch-wehrem (kuzynem większych smoków), szukuje się na wesele siostry... Aż zdarza się
tragedia i w wypadku w kopalni ginie ojciec
Kindana. A on sam ma się poświęcić wyhodowaniu
z jaja nowego watch-wehra (stary także zginął).
Powieść jest raczej młodzieżowa (zarówno ze
względu na bohaterów, tematykę i nastrój, jak i na
!
6
pomijanie pewnych wątków). Autorzy ładnie opisują codzienne życie górników, postacie są sympatyczne (choć spora część – od śmierci starego smoka do pojawienia się nowego) mogłaby spokojnie
pochodzić z obyczajowej powieści o życiu walijskich górników. Jednak miło, że McCaffrey wpadła
na pomysł powieści, w której nie ma jeźdźców smoków. No i współpraca między matką a synem układała się chyba dobrze, gdyż trudno rozróżnić, które
z nich pisało które fragmenty. Ogólnie – ciekawe.
Nowa powieść Orsona
Scotta Carda nie należy
do żadnego z publikowanych
w Polsce cykli, a w dodatku
napisana została wspólnie
z Dougiem Chiangiem, zdobywcą Oscara, znanym dotąd
raczej z projektowania i realizacji efektów specjalnych (pracował m.in. przy Masce, Terminatorze 2 oraz Mrocznym widmie i Ataku klonów).
Powieść nosi tytuł Robota – jest to nazwa planety.
Tysiące lat wcześniej (cywilizacja ludzi dysponowała wtedy technologią parową) odwiedzili ją obcy,
cybernetyczna rasa Olm, i przed odlotem pozostawili zalążki własnego rodzaju. Przez lata rozwijała
się współpraca ludzi z robotami. Powoli jednak ludzie cofali się w rozwoju do epoki preindustrialnej,
a robotami zawładnął Kaantur-Set, i zaczął realizować program ludzkiej eksterminacji. Zresztą same
roboty też muszą wkrótce wyginąć, ponieważ przestała działać technika reprodukcyjna. W tej rzeczywistości pojawia się Caps – człowiek o nieznanej
przeszłości, który stanie do walki z Kaantur-Setem
(razem z przyjaciółmi, myślącą małpą Rendem,
stworem podobnym do yeti, imieniem Juomes,
ludzką kobietą Beryl i robotem Elyseo).
Sama fabuła jest pomysłem Chianga, Card napisał tekst, a Chiang uzupełnił go o wspaniałe grafiki.
Akcja toczy się szybko, ilustracje robią wrażenie –
całość warta przeczytania i obejrzenia.
!
Specjalne wydanie komiksu Snake Plissken
Chronicles dodawane jest do dwupłytowej
wersji kolekcjonerskiej filmu Johna Carpentera
Ucieczka z Nowego Jorku. Jest to pierwszy zeszyt
przygód Plisskena, wydany w formacie pasującym
do okładki DVD.
W komiksie znajdą się dodatkowe dwie ilustracje autorstwa rysownika Tone’a Rodrigueza –
ołówkowy portret Kena Russella jako Snake’a
Plisskena oraz narysowana przez Rodrigueza kopia
oryginalnego plakatu filmowego z 1981, z wydrukowanymi autografami reżysera Johna Carpentera,
!
producentki Debry Hill i gwiazdy – Kurta Russella,
jak również scenarzysty i rysownika komiksu,
Williama O’Neilla i Rodrigueza. Ciekawy pomysł.
Sam komiks dotarł już do czwartego zeszytu, który
trafił na rynek w styczniu.
Popularny brytyjski autor,
Stephen Baxter, wydał powieść Coalescent, pierwszą w cyklu Destiny’s Children. Powieść
łączy dwa główne wątki. Pierwszy to współcześnie żyjący młody człowiek, George Poole, który
porządkując dom po śmierci ojca, odkrywa dowody, że miał
siostrę bliźniaczkę, Rosę, która
jeszcze jako dziecko trafiła do tajnego zakonu katolickiego. Przy okazji spotyka przyjaciela z dzieciństwa, będącego członkiem internetowej grupy, usiłującej wyjaśnić znaczenie obcego obiektu, odkrytego niedawno w Pasie Kuipera.
Drugi wątek to opowieść o Reginie, młodej arystokratce w czwartowiecznej Brytanii. Właśnie pada rzymskie imperium, a hordy Sasów niszczą jej
cywilizację. Regina zostaje małżonką saskiego przywódcy (który da początek legendzie o królu Arturze), potem wyrusza do Rzymu i tam z córką kryją
się w katakumbach, zakładając tajny zakon.
George dociera do Watykanu, mimo przeszkód
kontaktuje się z Rosą i odkrywa, że bardzo liczne
młode kobiety (podobnie do siebie) żyją w katakumbach pod Rzymem. Niespodziewanie zjawia
się przyjaciel, sugerując, że zakon i obcy artefakt
stanowią zagrożenie dla ludzkości (istotnie, książka
zawiera krótkie sceny z przyszłości: kosmiczny żołnierze atakujący ludzkość o zbiorowym umyśle).
Coalescent czyta się znakomicie, zwłaszcza wątek
historyczny. Jest to jednak – w pewnym sensie – zaledwie pierwszy rozdział opowieści. Znając Baxtera,
możemy liczyć, że będzie to opowieść porywająca.
!
Eoin Colfer, brytyjski pisarz fantasy dla młodzieży, autor cyklu Artemis Fowl, planuje nową, pojedynczą powieść The Wish List. Treścią będą
przygody 14—letniej dziewczynki Meg, która ginie
na samym początku – co jest dość niezwykłe.
Potem wraca jako duch, ponieważ jej dobre i złe
uczynki się idealnie równoważą. Musi więc naprawić zło, którego dokonała. Towarzyszy więc starcowi, którego skrzywdziła za życia – a ten, wiedząc, że
ma nadprzyrodzoną opiekę, sporządza listę wszystkich rzeczy, które w życiu powinien zrobić, ale nie
zrobił. Dochodzi też wątek kryminalny. Zobaczymy
– Artemis Fowl powstał chyba na fali popularności
!
Harry’ego Pottera, The Wish List jest bardziej samodzielna. Może być ciekawa.
Nowa gra LucasArts, studia kojarzonego zwykle z grami w uniwersum Gwiezdnych wojen, zrywa z dotychczasową tradycją –
dotyczy II wojny światowej (choć z elementami fantastyki). Jest to Secret
Weapons over Normandy. Ciekawostka polega na
tym, że kiedy gracz osiągnie pewien poziom, może
uzyskać dostęp to szczególnych „tajnych broni” –
klasycznych pojazdów z Gwiezdnych wojen. Nie jest
to łatwe – należy najpierw ukończyć wszystkie 15
misji kampanii oraz 21 misji dodatkowych. Ale jeśli
się uda, to gracz może latać X-wingiem i klasycznym TIE Fighterem. Zabawne.
Ale to nie koniec wojennych nawiązań. Studio
zapowiada także na przyszły rok grę online, zbliżoną stylem do wojennej Battlefield 1942. Ma się nazywać Star Wars: Battlefront. Gra zapowiadana jest
już w tym roku.
!
Battlestar Galactica była
bardzo popularnym serialem telewizyjnym pod koniec lat ’70. W Polsce pokazywany był przez krótki czas –
treścią są przygody floty uchodźców z Ziemi, ostatnich ocalałych w wojnie z Cylonami. Serial – powiedzmy sobie szczerze – nie był wybitny, choć
miał licznych entuzjastów. Nie tylko dla nich jednak przeznaczona jest gra Battlestar Galactica (na
konsole Xbox i PS2), której akcja dzieje się 40 lat
przed wydarzeniami z serialu. Bohaterem jest serialowy przywódca ludzi, Adama – w grze młody, zapalczywy pilot myśliwca. Gracz (jako Adama) wykonuje serię misji, coraz trudniejszych, choć zawsze
polegających na walce z Cylonami. W niektórych
Adama zajmuje miejsce w wieżyczce strzeleckiej
Galactiki, czasem wyrusza innym pojazdem, zwykle
jednak pilotuje charakterystycznego Colonial
Vipera. Gra jest bitewna, ale kluczem do ukończenia misji jest zwykle rozsądne zarządzanie energią.
Dodatkowo mamy też (niezniszczone przez
Cylonów) ludzkie kolonie na innych planetach, które mogą udzielać pomocy. Minusem jest brak możliwości zapamiętania gry w trakcie misji.
Bohaterom w grze użyczają głosów Richard
Hatch i Dirk Benedict (występowali w serialu)
!
7
i Kristanna Loken, ale nie warto kupować gry tylko
dla nich. Najlepsze głosy mają Cyloni, a ludzie zdecydowanie im nie dorównują. Ogólnie, przyjemna
rozrywka, choć czasami może zirytować.
Studio Activision podpisało umowę z wytwórnią DreamWorks, na gry wideo oparte
na zapowiadanym, animowanym filmie Shrek 2,
drugiej części znakomitego Shreka. Umowa obejmuje gry na PC, konsole i konsole ręczne. Activision
posiada również prawa do publikacji gier na podstawie przyszłych filmów DreamWorks: Shark Tale,
Madagascar oraz Over the Hedge.
!
Ponieważ badania psychologiczne wykazały, że dzieci
lepiej się rozwijają, jeśli
na etapie noworodka
słuchają ładnych melodii, na rynku (amerykańskim) pojawiły się
płyty o tytułach Baby
Bach czy Baby Beethoven. Niektórzy rodzice chcieliby jednak, by dziecko
rozwijało się na fana fantastyki – i dla takich firma
Music for Little People przygotowała album Hey,
Mr. Spaceman. Zawiera takie klasyczne utwory jak
Flyin’ Saucers Rock ’n’ Roll legendarnego w pewnych
kręgach Billy’ego Rileya i Jego Małych Zielonych
Ludzików, We’re Going UFO’ing Jimmy’ego Durante’a czy The Purple People Eater Sheba Wooleya.
T-Bone Burnett zamieścił Humans From Earth, zespół The Rezillos – inspirowane punk-rockiem
Flying Saucer Attack, The B-52s – Planet Claire.
Warto też wspomnieć o Heck, I’d Go w wykonaniu
Marii Muldaur, jak również ponadczasowej ody kosmicznej grupy The Byrds – Mr. Spaceman. I kilku
innych.
Muzyka jest niezła, ale czy wzbudzi w dzieciach
zainteresowanie sf? Trudno powiedzieć, trzeba czekać parę/paręnaście lat. Ale trzymajmy kciuki, może nadchodzi już nowe pokolenie fanów, przygotowywane (przynajmniej dźwiękowo) od bardzo
wczesnego dzieciństwa.
!
Wielok rotnie
wspominany tutaj magazyn Film Score
Monthly wydał podwójny album poświęcony dwóm dziełom
Miklosa Rózsy, zdobywcy Oscara – ścieżkom muzycznym fil-
!
8
mów Knights of the Round Table (1953) i The King’s
Thief (1955). W obu muzyka doskonale prezentuje
podniosłość i patos, lirykę, a gdy to konieczne, także śmiertelne zagrożenie. Pierwszy CD to 20 utworów ilustrujących Rycerzy Okrągłego Stołu. King of
England/On the Road/Modred’s Plot oraz Morte
D’Arthur/Resignation/To the Death! to muzyka dostojna, pełna godności, ale i napięcia, To the
Battlefield/Prelude to War i Pict Battle szybsza, bardziej rytmiczna i bojowa, niezwykle smutny jest
fragment Departure. Podobnie udane są fragmenty
– dwanaście – z The King’s Thief. Pursuit, Defeat i Finale są żywe, ostre, gdy Plots and Plans spokojniejsze. W obu przypadkach mamy do czynienia ze
świetnym dopasowaniem dźwięków do epoki
przedstawionej w filmach – nic dziwnego, że Rózsa
był jednym z bardziej znanych kompozytorów filmowych lat ’50.
Pewne melodie,
zwłaszcza w odpowiedniej aranżacji,
budzą
u słuchaczy
uczucie lęku, grozy czy
smutku. Na przykład
wiele osób, słuchając
Tubular Bells Mike’a
Oldfielda, ma skojarzenia ze scenami z Egzorcysty. Niektórzy płaczą, słuchając marsza pogrzebowego Chopina. Przerobione nieco fragmenty tych
utworów, a także kilka innych melodii, stały się
podstawą płyty Oculus Infernum, nagranej przez
grupę o bardzo odpowiedniej nazwie Van Helsing’s
Curse.
Połączone utwory, przerywane krótkimi, mówionymi tekstami, opowiadają historię młodego człowieka, szukającego zemsty na nadprzyrodzonej
istocie, która zabiła jego rodziców. Chłopiec spotyka starego wojownika, potomka łowcy wampirów
Abrahama Van Helsinga, i razem stają do walki
z istotą, która stopniowo niszczy ludzkość.
Wśród dziesięciu utworów na płycie łatwo zauważyć fragmenty Carmina Burana Carla Orffa,
ścieżki dźwiękowej Omenu Jerry’ego Goldsmitha
(w Let Me Prey), Mars z Planet Gustava Holsta dominuje w War, a Black Sabbath grupy o tej samej
nazwie jest podstawą Let the Pain Begin. Pewne
dźwiękowe sztuczki zawsze budzą niepokój czy lęk,
ale Van Helsing’s Curse stosuje je z umiarem
i w przyzwoitych odstępach czasu. Mimo to efekt
jest znakomity (jeśli ktoś lubi horrory).
!
!
Wśród zabawek nazywanych „action figures”
przeważają superbohaterowie. Dlatego dość
zaskakujący jest twór firmy
Playmates Toys, która wyprodukowała figurkę dra
Stephena Hawkinga, genialnego fizyka, wykładowcy, autora Krótkiej historii
czasu, a poza tym człowieka sparaliżowanego, przykutego do wózka, który ze
światem porozumiewa się
za pomocą komputerowego syntezatora głosu.
Hawking nie jest jednak odludkiem i wystąpił
w kilku filmach z „naszej” dziedziny, m.in. w Star
Treku i w odcinku Simpsonów. I z tego właśnie występu pochodzi figurka.
Hawking (figurka) ubrany jest w szary garnitur,
siedzi w wózku inwalidzkim, wyposażonym w pewne dodatkowe elementy – helikopterowe śmigło,
cztery silniki odrzutowe, rękawicę bokserską na
sprężynie (niedziałającą). Ma także butelkę piwa
i okulary. Sama zabawka ma też system „IntelliTronic voice activation”, co oznacza, że umieszczona w specjalnej podstawie (Simpsons World of
Springfield Interactive Environment) wypowiada
odpowiednie frazy. Ma około 10 cm wysokości
i kosztuje tylko 7 dolarów.
The Smithsonian’s National Museum of American History dodało do swoich eksponatów
(poświęconych sztuce filmowej) jajo obcego z filmu
Jamesa Camerona Aliens (Obcy – decydujące starcie), wraz z egzemplarzem scenariusza filmu i plakatem. Jajo przekazała muzeum – na specjalnej ceremonii – Sigourney Weaver, która stała się sławna
jako bohaterka filmu, Ellen Ripley. Eksponat ma
niecały metr wysokości i ok. 60 cm średnicy, zbudowany jest z gipsu. To jedno z wielu jaj, jakie
Ripley widzi, kiedy trafia do komory królowej obcych.
!
Mario, bohater licznych gier studia Nintendo
(a debiutujący w Super Mario Bros) trafił do
hollywoodzkiego muzeum figur woskowych – jego
postać stanęła w lobby muzeum, zastępując bohaterów Matrixa, Keanu Reevesa jako Neo i Carrie-Ann
Moss jako Trinity.
Mario wystąpił w 67 grach wideo, sprzedanych
łącznie w ponad 170 milionach egzemplarzy.
Obecnie na rynku są cztery gry z Mariem – na konsole GameCube i GameBoy Advance.
!
PWC
Rys. Małgorzata Pudlik
9
Nagrody
Andrzej Sapkowski zdobył hiszpańską nagrodę Ignotus (hiszpański
odpowiednik Hugo i naszej Nagrody im. Zajdla – jest to statuetka w kształcie monolitu z Odysei kosmicznej). Wyróżniono jego opowiadanie Los musicos (Muzykanci), opublikowane w magazynie Gigamesh.
Konkurencja była ostra – AS zostawił w pokonanym polu czwórkę innych nominowanych: Erica Browna, Grega Egana, Neila Gaimana i Iana
Watsona. Gratulujemy.
W kategorii powieści Ignotus przypadł George’owi R.R. Martinowi za
hiszpański przekład Gry o tron.
!
Podczas specjalnej ceremonii w Nowym Jorku, 19 listopada, Stephen King przyjął honorową National Book Award. W przemówieniu, jakie potem wygłosił, zachęcił jurorów, by
nagroda dla niego nie była wyjątkowym i jedynym wyrazem uznania dla twórców odnoszących
sukcesy komercyjne. Jak stwierdził, nie dba o tych, którzy „za powód do dumy uważają podkreślanie, że nigdy nie przeczytali żadnej książki autorstwa Johna Grishama, Toma Clancy’ego,
Mary Higgins Clark czy jakiegokolwiek innego popularnego autora”.
!
Brytyjskie Fantasy Awards, przyznawane przez British Fantasy
Society, zostały wręczone 23 listopada w Stafford. Oto zwycięzcy
w poszczególnych kategoriach:
powieść (Nagroda Augusta Derletha): The Scar Chiny Miéville;
antologia: Keep Out the Night, red. Stephen Jones;
zbiór opowiadań: Ramsey Campbell, Probably: On Horror and Sundry
Fantasies Ramseya Campbella;
opowiadanie: The Fairy-Feller’s Master Stroke Marka Chadbourna;
wydawnictwo niezależne: PS Publishing;
grafik: Les Edward (Edward Miller)
nagroda specjalna Karla Edwarda Wagnera: Alan Garner.
!
Amerykański oddział studia Square Enix poinformował, że gra Final Fantasy XI została wyróżniona jako najlepsza gra online, podczas pierwszej edycji Video Game Awards.
Ceremonia miała miejsce 2 grudnia w Las Vegas. Za najlepszą grę na PC uznano Halo: Combat
Evolved Microsoftu, a planowaną na 2004 Halo 2, przeznaczoną na konsole Xbox, uznano za grę
najbardziej oczekiwaną.
!
15 stycznia wręczono nagrody BAFTA, przyznawane przez Brytyjską Akademię Filmową.
Wśród nominowanych było sporo pozycji z fantastyki, a niektóre znalazły się także wśród
nagrodzonych. Aż cztery wyróżnienia uzyskał Władca Pierścieni: Powrót króla – jako najlepszy film, a także za scenariusz adaptowany (Fran Walsh, Philippa Boyens i Peter Jackson), za
zdjęcia (Andrew Lesnie) i za efekty specjalne (Joe Letteri, Jim Rygiel, Randall William Cook,
Alex Funke). Powrót króla uzyskał także nagrodę dla filmu roku, przyznawaną w głosowaniu
!
10
publiczności. Ponadto film Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły nagrodzono za charakteryzację (Ve Neill, Martin Samuel).
25 stycznia w Beverly Hills wręczono Złote Globy, przyznawane przez zagranicznych dziennikarzy w Hollywood. Dziennikarze docenili też fantastykę – Złoty Glob dla najlepszego filmu dramatycznego trafił do Władcy Pierścieni:
Powrotu króla, wyróżnionego także za reżyserię (Peter Jackson), za najlepszą piosenkę (Into the West, wyk. Annie Lennox) i za muzykę (Howard Shore).
Poza tym – z naszej dziedziny – licznymi Złotymi Globami wyróżniono miniserial Angels in America, uznany za najlepszy w kategorii miniserialu lub filmu
TV. Oraz, także w kategorii miniserialu lub filmu TV, nagrodzono Ala Pacino jako
najlepszego aktora, Meryl Streep jako aktorkę, Mary Louise Parker jako aktorkę
drugoplanową i Geoffreya Wrighta jako aktora drugoplanowego – wszystkich za role w Angels
in America.
!
Po tak obiecujących sygnałach na ceremoniach wręczenia Złotych Globów
i BAFTA, można było przewidzieć, że Powrót króla ma duże szanse na kilka
Oscarów. Uzyskał aż 11 nominacji. Ceremonia oscarowa odbyła się 29 lutego w Kodak Theatre w Hollywood. Prowadził Billy Cristal.
Fani nie byli rozczarowani – warto było czekać na zakończenie, choć nastąpiło
dopiero o 6 rano naszego czasu. Władca Pierścieni: Powrót króla zdobył aż jedenaście
Oscarów – we wszystkich kategoriach, w których był nominowany. Wyrównał tym
samym rekord należący do Ben Hura z 1959 i Titanica z 1997. Powrót króla członkowie Akademii Filmowej uznali za najlepszy film roku, a ponadto wyróżniono go
za najlepszy scenariusz adaptowany (Fran Walsh, Philippa Boyens i Peter Jackson), za reżyserię
(Peter Jackson), za scenografię i dekoracje (Grant Major, Dan Hennah, Alan Lee), za kostiumy
(Ngila Dickson i Richard Taylor), za montaż (Jamie Selkirk), za charakteryzację (Richard Taylor
i Peter King), za muzykę (Howard Shore), za piosenkę (Into the West, wyk. Annie Lennox), za
dźwięk (Christopher Boyes, Michael Semanick, Michael Hedges i Hammond Peek) oraz za efekty specjalne (Jim Rygiel, Joe Letteri, Randall William Cook i Alex Funke).
Ponadto Oscara za najlepszy pełnometrażowy film animowany zdobył Gdzie jest Nemo.
Akademia nie doceniła innych nominowanych z fantastyki – przede wszystkim Gdzie jest
Nemo w kategorii scenariusza oryginalnego, Johnny’ego Deppa w kategorii aktora (za rolę w Piratach z Karaibów), Aleca Baldwina w kategorii aktora drugoplanowego (za rolę w The Cooler).
Ale – jak powiedział Peter Jackson, przyjmując Oscara dla najlepszego filmu – Powrót króla jest
filmem fantastycznym i może fantastyka przestanie być wśród członków Akademii tym brzydkim słowem na F. Oby.
PWC
!
Rys. Małgorzata Pudlik
11
Zapiski zgryŸliwego tetryka
ROK POLSKIEJ FANTASTYKI
Rok 2003 śmiało możemy nazwać rokiem ofensywy polskiej fantastyki. Duża w tym zasługa „Runy”. Dwa tomy trylogii Hoodowskiej Pacyńskiego (Sherwood i Maskarada), pierwszy tom trylogii „Yggdrasill” Podrzuckiego (Uśpione Archiwum), Żmije i krety Tomasza Piątka,
drugi tom powieści Iwony Surmik Smoczy pakt; Księga III „Kroniki Drugiego Kręgu” Ewy
Białołęckiej (Piołun i miód); Obrońcy Królestwa Mai Lidii Kossakowskiej; Opowieści z Wilżyńskiej Doliny Anny Brzezińskiej; Inne okręty Romka Pawlaka. Ostatnia saga Marcina Mortki i Wichry Smoczogór Witka Szostaka zajmują pokaźny kawałek półki w mojej bibliotece – 10 tomów
to w zakresie literatury polskiej rekord absolutny. Wprawdzie i tu nie uniknięto maniery długich cykli, ale dwie ostatnie powieści warte są dłuższej uwagi. Mortka wysyła nas na daleką
północ, a czyni to tak profesjonalnie, że trudno się od akcji oderwać. Ale tak naprawdę to zachwycił mnie Szostak. Wprawdzie książkę kupiłem i odłożyłem na półkę, jako że wydawało mi
się, że jest to pisane stylizowaną gwarą góralską, a tego nie lubię. Szczęściem autorką ilustracji
była Małgorzata (Pudlik) i ona mnie do lektury namówiła. A zachwyciły mnie opisy gór. Nie
dość, że piękne, to przypominały mi opowieści moich Rodziców, ciotek i stryjów o wschodnich Bieszczadach, Gorgorach i Czarnohorach, gdzie wyjeżdżali w latach 20-tych XX wieku na
ówczesne urlopy. I muszę przyznać, że sama książka jest równie piękna jak opisy Smoczogór.
I pewno na nią oddam swą kartkę w najbliższym plebiscycie.
Niegdysiejszy lider – NOWA – wydał dwa tomy trylogii Artura Baniewicza o czarokrążcy (Pogrzeb czarownicy i Smoczy Pazur); Paradoks Leibniza Alexandra Brejdaka, Jabłońskiego
i Mola Tajemnicę czwartego apokryfu; pierwszy tom cyklu „Gwiazda Wenus, Gwiazda Lucyfera”
Witolda Jabłońskiego (Uczeń czarnoksiężnika). Ten zapowiedziany jako czteroczęściowy cykl
jest historią Witelona, śląskiego maga i astronoma z XIV wieku. Superkatolicki prezydent Łodzi,
niegdyś nieudaczny szef Rządowego Centrum Studiów Strategicznych, p. Kropiwnicki, pozbawił W. Jabłońskiego kierownictwa Ośrodka Kultury w Łodzi.
W serii Supernowa wydano też powieść Tomka Kołodziejczaka Krew i kamień – o niej
w następnym numerze Miesięcznika.
Inną oficyną, która wydała kilka książek była Fabryka Słów. Tu ukazały się dwa tomy Jacka
Piekary Sługa Boży i Młot na czarownice, a Gienio Dębski wydał powieść Tropem Xameleona.
Mamy tu też Grzędowicza Księgę jesiennych demonów i Zimniaka Śmierć ma zapach szkarłatu.
No i drugi obfity tom Achai Andrzeja Ziemiańskiego, który na pewno będzie kandydował do
nagród za rok 2003. Jeżeli opuściłem jakiś tom Pilipiuka, to przepraszam, ale jego twórczość jakoś nie trafia do mnie i nie kupuję. Ostatnim tomem Fabryki Snów była antologia Zajdel 2003.
Odmienne Światy Fantastyki zaczęły wydawać sagę o Kotołaku Konrada T. „Przewodasa”
Lewandowskiego, a WAB wydał Alterland Marcina Wolskiego. MAG wrócił z Feliksem W.
Kresem do Egaheer (Klejnot i wachlarz), a WL opublikowało Inne pieśni Jacka Dukaja. O tych
dwóch tytułach warto napisać oddzielnie.
12
Natomiast o książkach wydawnictwa Ares 2 pisać nie warto. Wydawcy wystarczy chyba autoreklama. A jeśli już można o czymś wspomnieć to jedynie o opowiadaniu Guzka Złoto Gór
Szarych w Młodych wilkach polskiej fantastyki.
Był to również rok Wolskiego – oprócz Alterlandu była Kwadratura trójkąta, Wolski w shortach w Solarisie i Trzecia Najśmieszniejsza w Nowym Świecie.
W sumie około 30 książek – to wspaniale, ale trzy dobre to jednak trochę za mało.
Andrzej „Bilbo” Kowalski
Recenzje i opinie
POWRÓT STRA¯NIKA
I tak oto wreszcie ujrzeliśmy trzecią, zwieńczającą trud Petera
Jacksona odsłonę – z dawna wyczekiwany Powrót króla. Możemy więc
pokusić się o pierwsze, całościowe refleksje na temat filmowej trylogii.
Tyle, że recenzowanie tych ekranizacji to zadanie karkołomne, bo nie są
to zwykłe filmy, lecz takie, które należy odbierać sercem. A tam, gdzie
w grę wchodzi odbiór czysto emocjonalny, siłą rzeczy nie sposób oceniać
obiektywnie.
Znam osoby, które kochają Drużynę Pierścienia, i takie , które jej nie
cierpią; znam widzów, którzy zachwycili się Dwiema wieżami, a rozczarowali Powrotem, i takich, którzy nudzili się na części drugiej, by z wypiekami śledzić trzecią. Nie ma tu żadnej reguły, a podstawowe pytanie, jakie
należy stawiać, nie dotyczy warsztatu filmowego czy scenariusza, ale tego, na ile Jackson zdołał
zaczarować ekran, by spowodować u widzów owo słynne „zawieszenie niewiary”. Na takie pytanie można odpowiadać jedynie we własnym imieniu i tak właśnie zrobię, próbując nie generalizować. Nikogo nie zamierzam ani do filmu przekonywać ani od niego odwodzić. Opiszę jedynie
własne odczucia, z góry ostrzegając, że będzie to najbardziej nieobiektywna recenzja w historii.
Podeszłam bowiem do filmu bardzo emocjonalnie i niestety, owe emocje obróciły się przeciwko
mnie, pozbawiając mnie radości oglądania. Powrót króla w odróżnieniu od Drużyny Pierścienia
mnie nie zaczarował – i już tłumaczę dlaczego: otóż moimi ulubionymi postaciami w książce,
po Boromirze oczywiście, są Denethor i Faramir. Szczególnie stary namiestnik zawsze mnie intrygował, uważam go za jedną z najciekawszych postaci tolkienowskiego świata. Sam Gandalf
mówił, że był on wielkim władcą, czystej krwi Numenorejczykiem. Tymczasem zamiast niezwykłego, dostojnego namiestnika dostajemy śliniącego się prostaka, który nadaje się jedynie do
tego, by służyć Gandalfowi za worek treningowy. Faramir, jaki jest każdy widzi, nie będę się rozpisywać, wystarczy stwierdzić oględnie, że raczej mało zajmujący. Trudno wczuwać się w film,
13
kiedy ukochani bohaterowie zmieniają się w swoje własne parodie. I nie pomogą tu zjawiskowe
zdjęcia stosów płonących na górskich szczytach, ani wzruszająca scena z gondorskimi kobietami rzucającymi kwiaty pod kopyta koni, kiedy na widok Denethora serce wyrywa się z piersi
z krzykiem „To pomyłka, nie tak powinno być!”. Mogłabym zrozumieć zmiany, gdyby ich wprowadzenie miało sens, pogłębiłoby postaci, uczyniło je ciekawszymi. Niestety w tym przypadku
scenariuszowe wygibasy są jałowe. Nie widzę żadnego uzasadnienia dla tak dalece posuniętych
zmian w koncepcjach postaci, mam wrażenie, że i ojciec i młodszy syn stracili całą głębię i sens
istnienia – w zasadzie filmowego Faramira w Powrocie króla mogło by w ogóle nie być i akcja by
nie ucierpiała (skoro i tak nie ma Domów Uzdrowień). Denethor też nie musiałby występować,
w filmie to Gandalf rządzi, a Pippin podpala stos sygnałowy. I chyba wolałabym, żeby obaj moi
ulubieni bohaterowie zniknęli z obsady, zamiast w sali kinowej być zmuszoną do zamykania
oczu i zatykania uszu za każdym razem, gdy pojawiają się na ekranie. Przez to z filmu odpadł mi
cały ważny wątek „namiestnikowski”, a wszystkie sceny z udziałem Denethora są, jak dla mnie,
popsute, nawet ta z pięknym śpiewem Pippina. Nic nie poradzę na to, że zamiast się wzruszać,
irytuje mnie to mlaskanie i te pomidory ściekające po podbródku namiestnika, mające sugerować przelewaną właśnie krew jego syna – nie lubię takich tanich chwytów filmowych, wolę subtelniejsze środki wyrazu. Znacznie większe wrażenie zrobiłby na mnie ascetyczny, ceremonialny
posiłek niż te maniery rodem z chlewa. Ale trudno, jest, jak jest i skoro odpadł mi cały wątek
rodziny namiestnika, musiałam przenieść uwagę na innych bohaterów.
Weźmy teraz pod lupę wątek romansowy. Miałam nadzieję, że
Powrót króla wyjaśni nam zawiłości relacji Aragorn-Arwena i dopowie
wszystko to, co w Dwóch wieżach zostało zaplątane. Niestety po obejrzeniu trzeciej części nadal mam kłopoty ze zrozumieniem, o co tam tak
naprawdę chodziło w tym związku (nie ja jedna, sądząc z rozmów ze
znajomymi). Spróbujmy zatem prześledzić tę historię od początku –
Arwena w Drużynie Pierścienia wyjeżdża Aragornowi naprzeciw i to
ona postanawia wieźć Froda do ojca. Oczywiście, jak na tolkienistyczną
konserwę przystało wolałabym, żeby u brodu pojawił się Glorfindel, ale
jestem w stanie zrozumieć wprowadzenie tej zmiany. Film rządzi się
swoimi prawami, nie ma sensu mnożyć bohaterów ponad miarę – przybywa córka Elronda, niech będzie córka Elronda. Scena między Aragornem i Arweną jest dobrze zagrana – widać, że się kochają, rozumieją, współdziałają. W porządku, dalej. Rivendell,
scena na mostku. Ona patrzy na niego oczami wiernego pieseczka, on odpowiada lekkim popłochem, ona wciska mu swój wisiorek, on się wzdraga, ale w końcu przyjmuje i wisiorek, i deklarację miłości. Całują się. Jest dobrze. Następnie (o tym dowiadujemy się z dodanych na DVD
scen) do akcji wkracza Niedobry Tata, czyli Elrond. Bierze Aragorna na bok i każe mu rozstać
się z córką, ponieważ ona umrze, jeśli zwiąże się ze śmiertelnikiem. Więc Aragorn dnia następnego (po kilkudziesięciu latach trwania tego osobliwego związku) profilaktycznie, chciałoby się
wręcz rzec – od ręki – rzuca Arwenę (by ta nie umarła) i uśmiechając się do niej krzepiąco na
do widzenia, wyrusza wraz z Drużyną do Mordoru. Arwena osuwa się malowniczo w jesienne
listowie i tam trwa, patrząc w dal i roniąc łzy przez całe Dwie wieże. Tymczasem niestały obiekt
jej westchnień dociera do Rohanu, tam spotyka dziarską blond księżniczkę i informuje ją, że „ta
od wisiorka” odpłynęła za morze i cała sprawa jest już nieaktualna. Dziewczyna jest człowiekiem, nie elfem, więc nie traci czasu na zaleganie w liściach, tylko z miejsca bierze się za flirt.
Aragorn zaś, wbrew swym deklaracjom, korzysta z każdej chwili utraty przytomności, by śnić
o Arwenie w półprzeźroczystych muślinach. W międzyczasie Arwena doznaje wizji siebie samej
w żałobie po śmierci Aragorna (scena skądinąd przepiękna), więc zrywa się, żegna z ojcem i od14
chodzi wraz z elfami w ciemną noc, przyświecając sobie latarenką. Z kwaśniej miny Niedobrego
Taty wnioskujemy, iż jednak wybrała swego śmiertelnika, a nie Szarą Przystań. Tak kończą się
Dwie wieże (wprawdzie uważni – i złośliwi- widzowie wypatrzą na DVD Arwenę walczącą
w Helmowym Jarze, ale bądźmy miłosierni i udawajmy, że nie widzimy charakterystycznej, fioletowej szaty w tle za Eomerem). Następnie Arwena pojawia się w Powrocie króla w scenie wyjazdu elfów do Przystani (???). Na rozkaz Elronda jest tam eskortowana. Powstaje więc pytanie,
dokąd się wybierała z latarenkami? I dlaczego tamta scena nakręcona była tak jak pożegnanie?
Co oni robili, skoro jednak nigdzie nie poszli? Świętowali Dzień Smętnych Pochodów? Tego się
niestety nie dowiemy. (Podobno ta scena miała sens, kiedy to w pierwotnej wersji Arwena odchodziła do Helmowego Jaru, by wesprzeć Aragorna nie tylko swa obecnością, ale i mieczem.
Niestety w międzyczasie koncepcja reżysera uległa zmianie, uląkł się on protestów fanów wyśmiewających „Xenę-Arwenę” i wyrzucił helmowy wątek, szkoda tylko, że zapomniał wyciąć
scenę wymarszu). No więc Arwena znowu wyjeżdża z Rivendell, tym razem konno. I bez latarenek. Nagle doznaje kolejnej wizji – tym razem widzi swego przyszłego synka, więc zawraca
i każe ojcu przekuć miecz dla Aragorna. I to rzekłszy, znowu osuwa się
w swoje liście i oddaje się – nie wiedzieć czemu - powolnemu umieraniu.
Niedobry Tata, przerażony, wiezie Aragornowi ów miecz i wręcza mu go
każąc ratować Arwenę, która umrze, jeśli on czegoś nie zrobi. Bo życie
Arweny związane jest z Pierścieniem. (?!!!) Aragorn, podobnie jak widzowie, jest lekko zmieszany, gdyż przedtem słyszeliśmy coś jakby odwrotnego (doszło już nawet do tego, że Arwena zamiast w muślinach majaczy mu
się w koszmarach sennych). Lecz Elrond naciska i Aragorn, nie mając
wyjścia, bierze miecz, rzuca tym razem Eowinę (rzecz jasna dla jej dobra,
altruista) i rusza na Ścieżkę Umarłych. Co się dzieje potem – wiemy.
Dobro zwycięża, nadchodzi czas koronacji. Nadchodzi też delegacja elfów,
a zza sztandaru – a kuku! – wygląda Arwena. Świeżo upieczony król się zdumiewa, Elrond jest
cały rozpromieniony, ona znowu robi oczy pieseczka, wielki całus i – żyli długo i szczęśliwie. I to
ma niby być ten najsłynniejszy i najpiękniejszy romans w dziejach Trzeciej Ery?! Polegający na
tym, że Arwena łaziła za Aragornem tak długo, dopóki wreszcie jej nie wziął z dobrodziejstwem
inwentarza? Czy tylko ja mam wrażenie, że coś tu jest nie tak? Jak to w końcu jest? Aragorn chce
Gwiazdy Wieczornej, czy nie? Przecież walczył „dla Froda”, a nie „dla Arweny”. Dlaczego mam
wrażenie, że gdyby mu tam postawiono Eowinę w sukni ślubnej, to reakcja byłaby taka sama?
Wielki całus i żyli długo i szczęśliwie. Nie! Może i jestem staromodna, ale chyba wolę opcję,
w której Zbyszko polował na pawie czuby dla swojej Danuśki i nieba był jej gotów przychylić
i każdą przeciwność losu pokonać. Dla niej. A nie dla Froda. Nic nie poradzę na to, że nie czuję
tu żadnej wielkiej miłości ze strony Aragorna. Wprost przeciwnie, mam wrażenie, że on woli, by
mu dać święty spokój, bo wtedy będzie mógł się oddać swemu ulubionemu zajęciu – czyli ponurym rozważaniom, na ile jest skażony krwią Isildura i jego
słabością. I tak przechodzimy do wątku trzeciego – osoby powracającego króla. Po Drużynie Pierścienia zaakceptowałam
tego innego Aragorna. Uznałam, że to nawet ciekawe, pokazać
historię człowieka, który od wątpliwości przechodzi długą
i trudną drogę ku zwycięstwu i koronie Gondoru. W swej naiwności bowiem założyłam, że od Dwóch wież w górę filmowy
Aragorn będzie nabierał zdecydowania i królewskości, zrozumie swoje powołanie i wyjdzie mu
naprzeciw. No cóż, myliłam się. Nie wyszedł. Po prostu popłynął na fali wydarzeń i nurt przypadkiem wypluł go na schody pod Białą Wieżą, na których to Gimli (dlaczego akurat Gimli?! Bo
15
stał najbliżej?) włożył mu na głowę koronę. I tak Gondor zyskał króla. Hurra. Następnie ów król
wygłosił mowę do swych poddanych, niepokojąco przypominającą mi słynne „Pomożecie?
Pomożemy!”, a moje staromodne poglądy znowu zaprotestowały z mocą – osobiście wolałabym
silnego, zdecydowanego króla, któryby potrafił rządzić i podejmować decyzje sam, a nie „razem
z narodem”. I tak, jak zdecydowanie przedkładałam Drużynę Pierścienia nad Mroczne widmo,
tak teraz z nostalgią łapię się na tym, że chyba wolę Powrót Jedi niż Powrót króla. W naszych
złaknionych autorytetów i przesyconych słabością i niemocą czasach bardzo przydałby się bohater na miarę książkowego Aragorna. Ten filmowy mnie niestety nie przekonuje, odnoszę wrażenie, że ukoronowano go na siłę, wbrew jego woli (bo ktoś musiał się Gondorem zająć, po tym
jak Namiestnik zamienił się w kometę). Z filmu można by wysnuć wniosek, ze Aragorn dlatego
zasiadł na tronie, bo tak sprawnie wywijał mieczem. Tymczasem w opowieści Tolkiena chodzi
o więcej, to nie umiejętności szermiercze decydują o wygranej
Aragorna – to jego determinacja, mądrość, ciężka praca przykładają się do zwycięstwa nad Mordorem. A znakiem dla ludu
nie jest fosforyzująca fala Umarłych przepuszczona przez
Miasto na podobieństwo reklamy Domestosa, tylko uzdrawiająca moc Aragorna. To „ręce króla” a nie miecz przekonują do
niego poddanych. I w sytuacji, w której zabrakło Domów
Uzdrowień i – co za tym idzie – całego tego głębszego aspektu
królowania, Powrót króla zmienił się w zwykłe kino fantasy, kino widowiskowe, to nie ulega
wątpliwości, ale jednak zwykłe. Oto „osiłek znikąd” dostaje magiczny miecz i wygrywa, bo ma
parę w rękach i kilku oddanych przyjaciół. Książkowy Aragorn nie potrzebował miecza, by
przejść przez Ścieżkę Umarłych, przy filmowym odnoszę wrażenie, że gdyby nie miecz, przepadłby z kretesem. Szkoda, wielka szkoda, że Jackson postanowił ująć Aragornowi majestatu
i wpisać go w ramy współczesności. Czekałam na powrót wielkiego króla, a zobaczyłam powrót
miotanego wątpliwościami Strażnika, niemalże przemocą posadzonego na tronie. Jedna płomienna przemowa do wojska tego wrażenia niestety nie potrafiła zatrzeć, zwłaszcza że nie umywała się do emocji towarzyszących analogicznej mowie Theodena.
Szkoda, szkoda i jeszcze raz szkoda.
Jeśli zaś chodzi o inne wątki – zemściła się też koncepcja bierności Froda i jego braku odporności na zew Pierścienia. Od samego początku, już w Drużynie Pierścień ma wpływ na Froda i sprawia, że hobbit lgnie do niego, jak ćma do ognia. Gdyby nie Sam,
Powiernik włożyłby Jedynego już pod wykrotem w Shire, kiedy to
po raz pierwszy pojawia się Czarny Jeździec. I tak w zasadzie jest
już do końca filmu. Frodo widzi Nazgula (Nazgule), usiłuje włożyć
Pierścień, Frodo słyszy Nazgula (Nazgule), usiłuje włożyć Pierścień,
Frodo widzi, albo przeczuwa Oko – idzie ku niemu w malignie.
Widzi Minas Morgul – idzie ku niej w malignie. W związku z tym przepada cały dramatyzm
jego zmagań z Pierścieniem i własną słabością w Mordorze. Frodo nadal idzie ku Oku jak ćma
w ogień, a skoro od początku reżyser pozbawił go woli, trudno się nam przejmować jej utratą.
Nawet najsilniejsze środki wyrazu powszednieją, kiedy się ich nadużywa, a przez to, że Frodo
wciąż jest niezmiennie „uzależniony” od Pierścienia, jego męki w Mordorze zaczęły mnie po
prostu nużyć. Ile można patrzeć jak Sam odciąga mu rękę od Pierścienia, albo Frodo zataczając się dąży ku Nazgulowi? Naprawdę nie rozumiem dlaczego Powiernik nie mógł być taki jak
w książce – czyli o silnej woli. Obserwowanie, jak stopniową ją traci, mogło być rozdzierające,
a tak stało się po prostu nudne. Wielka, wielka szkoda po raz kolejny.
16
I kiedy tak patrzę na Powrót króla, stawiając sobie pytanie, co mi się podobało, dochodzę do
wniosku, że pojedyncze sceny – Theoden przed wojskiem, pożegnanie hobbitów w Edoras, owe
stosy sygnałowe. Nie tego spodziewałam się po filmie. Liczyłam na dzieło wybitne, dostałam
przyzwoicie zrobione widowisko fantasy. A z takim utęsknieniem czekałam na moje ulubione
fragmenty z książki! Zarówno w Powrocie króla jak i Dwóch wieżach jest mnóstwo „filmowych”
scen, które aż się proszą, by je żywcem przenieść na ekran, i które zawierają ogromną dawkę
emocji – Gandalf wołający „Sarumanie, twoja różdżka jest złamana!”, Eowina padająca przed
Aragornem na kolana, błagająca przy świadkach, by pozwolił jej jechać razem z nim, Aragorn
rozwijający królewski sztandar na Erech, Aragorn rzucający Sauronowi wyzwanie przez palantir, Sam z Pierścieniem na szyi, zew Wartowników w dolinie Morgulu, słowa Imrahila„Twój
syn powrócił dokonawszy czynów godnych bohatera”, Denethor płaczący w samotności nad
umierającym Faramirem, pieśń Sama w wieży orków, Eomer śpiewający na polach Pelennoru,
Denethor wstępujący na stos z palantirem w dłoniach, konfrontacja Gandalfa z królem Nazguli
w bramie Minas Tirith, czuwanie przy poległym Theodenie, rzecznik Saurona, pokazujący
wodzom Zachodu kolczugę Froda i Żądełko. I przede wszystkim – przede wszystkim Domy
Uzdrowień. Jedna z najważniejszych, najpiękniejszych i najwznioślejszych chwil w Powrocie
króla. Tymczasem żadnej – ŻADNEJ! – z tych scen nie ma w filmie. Mamy za to kolejną porcję
wahań Theodena, Elronda i Arweny, mamy gigantyczną retrospekcję „z dżdżownicą” na początku filmu (ewidentnie nakręconą tylko po to, by oddać sprawiedliwość Andy’emu Serkinsowi
grającemu Golluma), mamy dodane sceny ze śpiewającymi hobbitami w Edoras (urocze, ale
nic nie wnoszące), mamy zupełnie nowy, rozbudowany wątek skłócania Froda z Samem przez
Golluma, mamy obłąkanego Denethora, który nie pozwala rozpalić ognisk, co z kolei umożliwia
wprowadzenie wątku z zakradającym się Pippinem, a wcześniej mamy Dwie wieże, które tak
naprawdę sprowadzają się do przygód Aragorna w Rohanie, z Theodenem, nie Frodem, w roli
drugoplanowej.
Może i dobór scen w Powrocie króla podoba się publiczności – de gustibus non est disputandum. Może istotnie współczesny widz woli efektowne wybuchy i wielką, komputerową
bitwę niż kameralną scenę w Domach Uzdrowień. Ale mnie
serce pęka, kiedy pomyślę o tym, że historia konia o imieniu Brego wyparła konfrontację Gandalfa z wodzem Nazguli
– obowiązuje przecież zasada –„coś za coś”. Skoro w Dwóch
wieżach Jackson tak wyakcentował motyw rohański i tyle czasu mu poświęcił, to siłą rzeczy za dużo wątków przypadło na Powrót króla i trzeba je było ciąć.
Nowe, dopisane sceny eliminują oryginalne, bo czas filmu jak wiadomo jest ograniczony. Jestem
koniarą i przyznaję bez bicia, że Brego to bardzo piękny okaz gniadosza, ale chyba oglądam
ekranizację Władcy Pierścieni, a nie dokrętki do Karino! I zamiast śledzić losy tego konia, wolałabym się dowiedzieć, co się stało np. z Faramirem (dlaczego nagle zdrowy i w pełni sił robi
słodkie oczy do Eowiny, skoro wcześniej wierzchowiec przywlókł go naszpikowanego strzałami
pod wrota Miasta). A zamiast dżdżownicy wolałabym zobaczyć chociażby Merry’ego przysięgającego wierność Theodenowi. Czy naprawdę Brego jest ciekawszy od Wodza Nazguli wjeżdżającego do Miasta? Jaki procent widzów zaniepokoił się, widząc Aragorna spadającego do rzeki
podczas ataku Wargów? Tak między nami, czy jest ktokolwiek, kto uwierzył, że główny bohater
naprawdę właśnie zginął? Może i męskie serca biły żywiej na widok Arweny w muślinach zalegającej na otomanie, ale jeśli przez to długotrwałe zaleganie nie ma miejsca na miłość Faramira
i Eowiny, i zabrakło czasu na ich słynny pocałunek na murach Minas Tirith, to okrzyk „Precz
z Arweną!” sam mi się ciśnie na usta. Jeśli Theoden bez przerwy zapytywał siebie i innych kim
17
jest i gdzie był Gondor, gdy Rohan cierpiał (tam, gdzie zawsze był, o królu, na południu!) i czy
ma mu iść na pomoc czy nie, i przez to zabrakło czasu na wyjaśnienie przyczyn szaleństwa
Denethora, to ja bardzo poproszę o inny montaż.
Zwolennicy filmu zakrzykną pewnie w tym momencie, że to wciąż jest jałowe porównywanie książki z filmem. Zgoda, przestańmy porównywać i spróbujmy spojrzeć na dzieło Jacksona
jako na rzecz samoistną. Przytoczę tu opinie kilku mych znajomych, osób, które książki nie znają. Ciekawie się składa, że owi widzowie, uznali Drużynę za film niezły, ale męczący tym swoim
natłokiem dziwnie brzmiących nazw, faktów, miejsc, natomiast zachwycili się Dwoma wieżami,
a zwłaszcza „wątkiem rohańskim”. Szczególnie zainteresowała ich Eowina, która nazwali postacią barwną i żywą. Okrutnie się przejęli jej losami i nieszczęśliwą miłością do Aragorna, i ze
wstrzymanym oddechem czekali na rozwikłanie tego „trójkąta”. I cóż otrzymali w kolejnej odsłonie? Oto Aragorn, przyjąwszy uprzednio puchar od księżniczki, mówi jej wkrótce potem, że
nie może jej dać, tego co ona sobie nawyobrażała na jego temat, i odjeżdża w siną dal. Eowina
ma zostać na straży Edoras, ale w przebraniu (co za sens się przebierać skoro wszyscy widzowie od pierwszych chwil mają podane jak na tacy, że to ona? A każdy jeździec w promieniu
kilometra to widzi? I w ten sposób całe zaskoczenie, kiedy to Dernhelm ściąga hełm, by pokazać Nazgulowi kim jest, diabli, pardon, orkowie wzięli) rusza do bitwy – z wielkiej miłości
do Theodena, ale i do Aragorna też. Pod Minas Tirith staje do
walki w królem Nazguli, zostaje ciężko ranna i ... znika z planu, po to by mignąć uważnym widzom w końcówce filmu
u boku radośnie rozmaślonego Faramira. I koniec. Nie wiemy,
czy nadal myśli o Aragornie, a uśmiecha się, by trzymać fason
– w zasadzie nic nie wiemy. Moi znajomi byli zawiedzeni. Po
co było kłaść taki nacisk na Eowinę w Dwóch wieżach, po co te wszystkie powłóczyste spojrzenia wymieniane z Aragornem, po co dodana na DVD scena z potrawką, dlaczego Aragorn
zaczepia Eowinę, gdy ta ćwiczy sobie mieczem, po co w ogóle cały ten flirt? Relacja Aragorn
– Eowina zostaje w Dwóch wieżach narysowana bardzo mocną kreską tylko po to, by z bardzo ważnej zmienić się w kolejnym filmie w nieistotny, porzucony wątek. Sam Jackson mówił
w wywiadach, że chciał ożywić romans i wprowadzić trójkąt, by sprostać oczekiwaniom współczesnego widza. Skoro go jednak wprowadził to dlaczego nie rozwiązał? I takie pytania można
mnożyć. Prawdopodobnie na część z nich uzyskamy odpowiedzi w rozszerzonej wersji. Ponoć
Powrót króla ma być na dvd o ponad 40 minut dłuższy. Tam mają się zaleźć (Eru, spraw!) Domy
Uzdrowień, przysięga Merry’ego, Saruman (tym samym film kinowy zmienia się w trailer).
Powraca więc tradycyjne już hasło – „zaczekajmy na rozszerzoną wersję”.
Ano zaczekajmy. Oby zmieniła „Powrót Strażnika” w „Powrót króla”...
Kasiopea
Władca Pierścieni: Powrót króla (Lord of the Rings: The Return of the King). Reż. Peter Jackson; scen. Frances Walsh, Philippa
Boyens, Peter Jackson (na podst. powieści J.R.R. Tolkiena). Obs. Viggo Mortensen, Liv Tyler, Ian McKellen, Elijah Wood,
Sean Astin, Orlando Bloom, John Rhys-Davies, John Noble, David Wenham. Zdjęcia Andrew Lesnie, montaż Annie Collins i
Jamie Selkirk, muzyka Howard Shore. Efekty specjalne Weta Digital. Czas proj. 201 min. USA/Nowa Zelandia 2003.
Rys. Małgorzata Pudlik
18
ZNOWU ACHAJA
W przypadku wszelkiego rodzaju kontynuacji podstawowe pytanie brzmi: czy dalszy ciąg jest lepszy czy też gorszy od pierwszej części?
Z drugim tomem Achai Andrzeja Ziemiańskiego mam kłopot, bo nie jestem
w stanie jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony książka jest mniej brutalna i ponura niż pierwsza część, a i tytułowa bohaterka
w końcu daje się polubić, z drugiej zaś strony sporo tutaj niekonsekwencji,
których nie było w poprzedniej Achai.
Łatwiej pisać o różnicach oczywistych. W stosunku do pierwszego
tomu zmianie ulegają proporcje trzech głównych wątków. Skrócony do
minimum wątek Mereditha służy przede wszystkim wyjaśnieniu zagadki Ziemców, mniej jest też Zaana i Sirusa, a co za tym idzie – także mniej
humoru (choć parodia słynnej filmowej sceny na schodach odeskich akurat się autorowi udała).
Na pierwszy plan wysuwają się dzieje księżniczki Achai. Zgodnie z oczekiwaniami dziewczyna,
w poprzednim tomie poniżona i upodlona do granic możliwości, teraz powinna zacząć wspinać
się z powrotem ku utraconym zaszczytom. I tak się dzieje. Dzięki dość osobliwemu przypadkowi
Achaja trafia do wojska, gdzie jej zalety szybko zostają docenione. Nie brak tu charakterystycznych dla tego cyklu brutalnych scen (pojedynek bohaterki z Virionem, bitwy) ale brutalność rekompensuje do pewnego stopnia łącząca dziewczyny – żołnierzy przyjaźń. Proste to, może nawet
zbyt proste (koleżanki Achai najpierw jej nie znoszą, a później ot, tak, w przeciągu jednego akapitu zmieniają zdanie i rozkwita babska solidarność), ale na swój sposób całkiem miłe.
Bez zmian pozostał natomiast język powieści – przeładowany wulgaryzmami i mało wyrafinowany. Ulubionym porównaniem Andrzeja Ziemiańskiego jest chyba „jak szlag”. Powtarza się to
aż do znudzenia: „silny jak szlag”, „wyćwiczony jak szlag” itp. Biorąc pod uwagę fakt, że większość
akcji dzieje się w wojsku można to zaakceptować. Trudniej za to pogodzić się ze zmianą na gorsze
powieściowych bohaterów. W pierwszym tomie postacie były tylko jednowymiarowe, w drugim
są jednowymiarowe i niekonsekwentne jednocześnie. Rozbieżności pomiędzy tym, co oznajmia
czytelnikowi autor, a tym, co widać w tekście, są spore. I tak np. z uporem powtarza się opinia, że
niejaki Biafra to ostatni sukinsyn, podczas gdy bohater ten stanowi typ „czarującego drania” z naciskiem na „czarujący” i na tle innych postaci wypada wręcz sympatycznie. Podobnie jest z Achają. Są tu zdania sugerujące, że traumatyczne przejścia wpłynęły jakoś na jej charakter (sama o sobie mówi, że ma „popieprzony umysł”), ale w powieści niemal tego nie widać. Achaja, pomijając
jej siłę i szermiercze zdolności, niewiele różni się od swoich koleżanek. Miewa nawet – czego nie
spodziewałabym się po pierwszym tomie – skrupuły i to pomimo faktu, że wcześniej w imię wolności deklarowała chęć masowego mordowania niemowląt. Moment, w którym ta w sumie normalna, rozsądnie myśląca nastolatka ni stąd ni zowąd zaczyna wyć jak dzikie zwierzę, a później
dochodzi do wniosku, że stała się potworem, odbiera się jako wyraźny dysonans. Kolejną niekonsekwentną postacią jest młoda czarownica Arnne, której charakter w pewnym momencie zmienia
się tak bardzo, że dziewczyna staje się niemal inną osobą.
Zadowoleni z książki powinni natomiast być wielbiciele szybkiej akcji. W drugim tomie jest
tego nawet więcej niż w pierwszym. Ci zaś, którzy liczą na rozwiązanie zagadek dotyczących konstrukcji powieściowego świata muszą niestety zaczekać do następnej części. Wypełniony akcją
drugi tom wciąż wiele pytań pozostawia bez odpowiedzi.
Anna Kańtoch
Andrzej Ziemiański: Achaja, tom 2. Fabryka Słów 2003.
19
Imprezy
LATA DWUDZIESTE, LATA TRZYDZIESTE
Tradycyjny grudniowy Nordcon odbył się w roku 2003 w całkiem nietradycyjnym ośrodku
„Jurysta”. Na tradycyjnego „Hutnika” uczestnicy mogli sobie popatrzeć przez płot – było niedaleko. Ta zmiana lokalizacji była wynikiem nieoczekiwanego remontu dawnego ośrodka – to
znaczy zgodne z tradycją były zapowiedzi remontu, natomiast całkowicie zaskoczyła wszystkich
ich realizacja.
Organizatorzy stanęli na wysokości zadania i zadbali o utrzymanie cen, mimo wyraźnie
wyższego standardu „Jurysty”. Niestety, lepsze pokoje zostały okupione gorszymi warunkami
dla programu merytorycznego – prelekcje i konkursy odbywały się (w większości) w dwóch
wnękach na korytarzu – sporych wprawdzie, ale pozbawionych jednej ściany.
Tematem Nordconu były lata ‘20 (zeszłego wieku) oraz prohibicja. Dało się to zauważyć na
przykład w barku (pierwszego dnia żadnego alkoholu) oraz strojach (głównie pań).
Dodatkowo na konwencie ukazywała się prasa brukowa, gdzie m.in.
zamieszczono fotografię burmistrza (Piotr Mazurowski) przyłapanego
z piwem w ręku, co spowodowało zniesienie prohibicji od drugiego dnia
imprezy. Gazeta pisała także o „propozycji korupcyjnej”, w którą zamieszany był Jacek Inglot oraz niżej podpisany. W klimat konwentu wkomponowała się również melina, gdzie wprawdzie alkoholu nie podawano,
ale można było spożyć przyniesiony. Melina była zresztą (jak to meliny)
przemyślnie zakonspirowana – przejście prowadziło obok kuchni, magazynów itd.
Prohibicyjnych punktów programu było sporo. Wspomnę o jednym
– mafijnym sądzie nad zdrajcą (zdrajzdenerwowania ofiary,
ca zgłosił się na ochotnika), zakończony Mimo
cement nie chciał stężeć
(fot. M. Dagajew)
– jakże by inaczej – założeniem mu cementowych butów. Krzysztof Papierkowski wystąpił jako capo di tutti
capi, ja byłem ojcem rodziny naszych czarnych braci z Bronxu.
Łącznie za stołem sędziowskim zasiedli przedstawiciele pięciu rodzin. Jako specjalista od cementu wystąpił Malcolm – ale się nie
spisał. Mimo zaawansowanego sprzętu, cement (w rzeczywistości
gips, naturalnie) nie chciał się związać, narażając na szwank dobre imię mafii.
Spotkania już mniej mafijne, a bardziej merytoryczAtrakcyjnym gościem był – jak zawsze
ne, to choćby panel poświęcony w założeniach prozie kointeresujący Jacek Dukaj
biecej. Uczestniczyły w nim Ania Brzezińska i Nina Liedtke,
(fot. M. Dgajew)
20
prowadziłem ja. Kłótni specjalnych nie było, za to dowiedzieliśmy się, że pan redaktor Maciej
Parowski jest szczęśliwą mężatką, co oznajmił osobiście i publicznie. Na spotkaniu z Runą Konrad T. Lewandowski wydawał się zdziwiony i oburzony, że wydawca wydaje te książki,
które mu pasują (a nie te, których wydania żądają ich autorzy).
Hm...
Marek Michowski, któremu trochę pomagałem, przeprowadził konkurs z fantastyki lat ’50. Pytania były mordercze (np.
„Podaj nazwiska pilotów z pierwszej piątki”).
Tradycyjnym już wydarzeniem na Nordconie jest spektakl
Sąd nad Disneyem
(fot. M. Dagajew)
teatralny w wykonaniu grupy ze Słupska. Tym razem obejrzeliśmy adaptację tekstu Łysiaka na temat sądu nad Disneyem, w dobrym stylu maccarthyzmu
– padł m.in. zarzut, że krasnoludki tworzyły komórkę komunistyczną i planowały obalić demokrację. Świetne, jak zawsze.
Udany był także konkurs strojów – a zwyciężył Maciej Bałasz jako dziewczynka z zapałkami
(choć nie tylko zapałkami handlował).
Udany konwent. Co prawda rozpoczął się przy pięknej pogodzie, w połowie była śnieżyca,
wracaliśmy już w pełni zimy – ale w grudniu takie zjawiska to nic nowego. Do zobaczenia za
rok.
Piotr W. Cholewa
Co: Nordcon 2003
Gdzie: ośrodek „Jurysta”, Jastrzębia Góra
Kiedy: 4–7 grudnia 2003 r.
UDANY KRAKON
Jechać czy też nie jechać? To pytanie nurtowało mnie długo, i myślę, że uczestnicy zeszłorocznej imprezy rozumieją moje wahanie. W końcu jednak zdecydowałam się pojawić w Krakowie – bardzo krytycznie nastawiona, gdzieś podskórnie, wyczekująca wielu błędów ze strony
organizatorów.
Jednak już na przywitanie czekała na mnie miła niespodzianka:
powrócono do szkoły na ulicy Blachnickiego – dużo większej, więc
znalezienie dla siebie przyjemnego miejsca w klasie lekcyjnej nie było
wielkim wyczynem. Jednakże przypuszczam, iż swój udział w ułatwieniu noclegowania miała niska frekwencja – z tego, co się wywiedziałam, wszystkich razem nie było nas nawet 5 setek.
Pustki odczuwało się zarówno na korytarzach jak i prelekcjach,
a to właśnie one były kolejnym punktem bogatego programu, który
bardzo miło mnie zaskoczył. Już pierwszego dnia wypatrzyłam prelekcję Romualda Pawlaka, zatytułowaną „Czy bardziej kochał karły od
ludzi – Velasquez”. Jako, że jestem osobą zajmującą się sztuką trochę
Arek Nakoniecznik – nowy
zawodowo, z jednej strony zastanawiałam się, czy prelegent będzie
naczelny, prezentował wizję
w stanie powiedzieć mi coś nowego, a z drugiej nurtowało mnie, co
Nowej Fantastyki
(fot. Szymon Sokół)
taka prelekcja robi na konwencie – jakby nie było – fantastyki. Dziś
już wiem – była po prostu fantastyczna. Zwrócono nam uwagę na najbardziej interesujące
aspekty życia i prac malarza, które niejednokrotnie są pomijane w konwencjonalnych źródłach, a wykład wzbogacono świetnej jakości reprodukcjami. Kolejnymi punktami, o których
21
czuję się zobowiązana wspomnieć dokładniej są prelekcje Michała Sołtysiaka: bardzo sensowna i interesująca, dotycząca jedwabnego szlaku; przezabawna, zatytułowana „Dziwacy na ołtarzach” – opowiadająca o bardzo dziwnych czynach specyficznych ludzi doprowadzających ich
do świętości; i trzecia – poświęcona średniowiecznym żebrakom. Ta ostatnia, moim zdaniem
najlepsza, miała swój własny klimat: Michał połączył w niej ciekawe, publicznie nieznane fakty
z fragmentami epickimi i swoim poczuciem humoru. Sobota, dla mnie, była dniem warsztatów.
Udało mi się trafić do Szaleńców, którzy pokazali nam, w jaki sposób najbardziej stereotypowy, liniowy scenariusz przerobić na niezapomnianą, niepowtarzalną przygodę. A dwie godziny
później Maciej „Modilus” Kowalski zdradził kilka sekretów dotyczących samego prowadzenia,
zademonstrował, jak paroma łatwymi trikami namalować przed oczami graczy niesamowity
świat, a także zwrócił uwagę na najczęściej popełniane błędy w tej materii.
No i przyszła niedziela i tu organizatorzy zawalili na całej
linii. Atmosferze wyjazdu towarzyszyły krzyki obsługi i ponaglenia sprzątaczek, od razu myjących podłogi. Jednak najgorszy był fakt, iż połowa zapowiedzianych prelekcji się nie odbyła – ja wiem, że to już końcówka, ale jak już się obiecuje… Na
szczęście doczekałam do ostatniego punktu programu – kursu
charakteryzacji, prowadzonego przez Adriana „Alana” Bogacza.
Spotkanie wydawców: Edyta Szulc (Runa),
Prowadzący za pomocą kilku gatunków klejów, farbek kredek
Jacek Pniewski (Zysk) i prowadzący Eryk
i ich opiłków oraz tego typu osprzętu stworzył prawdziwe
Remiezowicz (Esensja)
(fot. Szymon Sokół)
„ofiary” konwentu – poparzone, pobite i postrzelone… wprawiając tym salę w zachwyt i rozbawienie, rekompensując niedzielny rozgardiasz.
Wspomniane wyżej prelekcje zapamiętałam najlepiej, ale nie są jedynymi, na które trafiłam.
Zaskoczyło mnie, że praktycznie wszystkie prezentowały wysoki poziom, były solidnie przygotowane i co najważniejsze… ciekawe. Zastanawiam się, ile dobrej zabawy ominęło mnie razem
z prelekcjami, na których nie mogłam się pojawić – to na pewno jest dużym atutem imprezy.
Kolejnym, jeśli nie podstawowym zagadnieniem, które mnie na
konwenty przyciąga, są sesje. Już przy wejściu udało mi się „załapać”
na jedną z nich, potem co wieczór zasiadałam do stołu z przesympatycznymi ludźmi, ale zawsze tymi samymi. I co prawda na stole akredytacyjnym widziałam kilka arkuszy do wpisywania się na sesje, ale
też słyszałam kilka skarg na tegoroczne funkcjonowanie systemu „karteczkowego”.
Jedną z podstawowych przyczyn mojej niechęci do wyjazdu na
Krakon była kwestia porządkowa. Pod tym względem było o wiele lepiej, a przede wszystkim czyściej. Zadbano zarówno o opróżnianie koszy, jak i higienę w toaletach. Co prawda alkohol pojawiał się dość jawnie, ale nie w aż tak przerażającej ilości, jak miało to miejsce w zeszłym Grzegorz Szulc odbiera nagrodę
Golema dla wyd. ISA
roku. Zaobserwowałam tylko jedną awanturę, co też możemy uznać za
(fot. Szymon Sokół)
sukces, ale tylko w zestawieniu z poprzednią imprezą.
Podsumowując – wspaniali poznani ludzie, miła atmosfera i bardzo wiele atrakcji… to
wszystko sprawiło, że mimo tylu obaw ani przez chwilę nie żałowałam, że pojawiłam się na
Krakonie 2004. Wiem, że w przyszłym roku ani przez chwilę się nie zawaham, a i chętnie polecę
go wszystkim znajomym.
TusiaMara
Co: Krakon 2004
Gdzie: Szk. podst, przy ul. Blachnickiego, Kraków
Kiedy: 29.01 – 01.02.2004
22
Zapowiedzi
KONKRET
Po długiej przerwie znowu odbędzie się konwent w Warszawie. Konkret 2004 to program
literacko-fandomowy oraz liczne sesje. Organizatorem jest Konfederacja Fantastyki „Rassun”.
termin: 2 – 4 kwietnia 2004
miejsce: MDK przy ul. Łazienkowskiej 7, Warszawa
goście: Anna Brzezinska, Ela Gepfert, Andrzej Pilipiuk, Jacek Komuda, Tomasz Kołodziejczak,
Andrzej Zimniak i inni.
POLCON 2004
Zielonogórski Klub Fantastyki „Ad Astra” zaprasza na Polcon 2004.
termin: 19 – 22 sierpień 2004
miejsce: Uniwersytet Zielonogórski, Zielona Góra
organizator: Zielonogórski Klub Fantastyki „Ad Astra”
współorganizator: Instytut Astronomii Uniwersytetu Zielonogórskiego
program: prelekcje i spotkania z pisarzami, tłumaczami, wydawcami, plastykami oraz ze wszystkimi innymi, z którymi warto się spotkać; turnieje, konkursy oraz gry swobodne w
różnych kategoriach (planszowe, CCG, RPG, bitewniaki, kompouetrowe, terenowe);
pokazy filmów; wystawy plastyczne; przedstawienia sceniczne oraz wiele innych
atrakcji...
koszt imprezy:
do 31.03.2004
– 55 zł
do 30.06.2004
– 60 zł
do 31.07.2004
– 80 zł (bez gwarancji noclegu)
od 01.08.2004
– 100 zł (bez gwarancji noclegu)
noclegi: w pokojach, 30 zł /noc na osobę (do 30.06.2004 – po tym terminie 40 zł, o ile będą jeszcze dostępne)
konto: ZKF Ad Astra, PKO II O/Zielona Góra, nr 34 1020 5402 0000 0202 0113 8809
adres kontaktowy: Piotr Paruzel, ul. Kraljevska 8 m. 37, 65-001 Zielona Góra
e-mail: [email protected] lub [email protected]
www: http://www.polcon.zgora.pl
Jednocześnie przypominamy, że informacje o Nagrodzie im. Janusza A. Zajdla można znaleźć na stronie http://zajdel.fandom.art.pl.
23
Wiadomoœci Bucklandu nr 139
Brandy Hall,
Solmath
Rys. Małgorzata Pudlik
Frodo Maggot i Tom Goold, redaktorzy Wiadomości Bucklandu, podjęli się, prócz Wiadomości i Symbelmynë, redakcji Gwaihira. Biorąc pod uwagę
ich obowiązki pozaliterackie jak i internetowe, coś musiało ucierpieć. I były to
Wiadomości Bucklandu. Krótsze i krótsze, blisko rok temu przestały się ukazywać. A nasi hobbici postanowili znaleźć kogoś, kto im to brzemię zdejmie
z ramion. Hobbicka grupa z Michel Delving (Evermind Took, Merry Gorbadok,
Halbarad Dunadan, Melinir, a także kolejny współpracownik z rodziny elfów
– Nifrodel wraz z dużą grupą nieznanych mi elfów i ludzi) zajęła się Aiglosem
i wyszło na to, że tylko w moich łapach nadzieja na reaktywację Wiadomości
Bucklandu.
Spróbujmy. Odnalazłem w przepastnych skrzyniach Brandy Hallu stare rysunki Marigold i Marjolaine, jak i Frodo Maggota. Mój tekst, ich rysunki i pomoc krasnoluda Rakina powinny Was choć trochę zadowolić. Boję się, że zarządzanie Bucklandem, jak i troska o znany Wam – z opowieści o gospodzie,
której nie da się zapomnieć – Bilboprojekt, będą bardzo utrudniało mi pisanie
W.B. Myślę jednak, że 2004, wg rachuby Dużych Ludzi, będzie przełomowy.
Gospodarka Shire’u ma się nie najlepiej, ale nowe ustalenia i przewidywana pomoc Zjednoczonego Królestwa Gondoru i Arnoru powinny ułatwić hobbicką dolę
już latem 2004.
Porzućmy więc kłopoty dnia dzisiejszego.
Szukając obrazków do ilustracji W.B., trafiłem również na stary hobbicki
pamiętnik z czasów Gorhendada Oldbucka. Nie był to, niestety, pamiętnik samego Gorhendada, którego odnalezienie byłoby sensacją nie lada, ale wnuka
Saradoka, najstarszego syna, najmłodszego z kolei syna Gormadoka Mieszkańca
Podziemi.
Niestety, poza wstępem, cały był napisany w dziwnym języku. Uczeni lingwiści orzekli, iż był to dawny dunlandzki język, którym mówili hobbici jeszcze
przed osiedleniem się w Bree. Oznaczało to, iż albo Saradok był nawiedzonym
hobbitem, a pamiętnik był swoistą bajką, albo chciał ukryć jego treść przed
resztą rodziny, może z wyjątkiem swego kuzyna Mornadoka, który znany był ze
światowego życia i dunladzki mógł znać.
Postanowiłem przetłumaczyć ten pamiętnik i przedstawić go Wam fragmentami. Już bowiem wstęp był tajemniczy. Saradok pisał, iż był niezadowolony z obowiązków, jakie mu przydzielił jego dziad Gormadok. Uczynił go bowiem odpowiedzialnym za porządki na południowym skraju Bucklandu. Nie było wówczas
jeszcze całkowitego Zielonego Muru, a Ostatnia Łąka u zbiegu Wii i Brandywiny
24
– podobnie jak Pogranicze i Kotlinka u zbiegu Rzeki Granicznej i Brandywiny –
były terenami na wpół dzikimi.
Saradok podczas pobytów na południu zatrzymywał się w Kotlince, ale na
skutek różnicy zdań z mieszkającą tam rodziną Burrowsów, jak i trudności
w pokonywaniu Brandywiny podczas wiosennych roztopów, postanowił zbudować południową siedzibę Brandybucków nad Brandywiną, u zbiegu z Wiją.
I jak stwierdził, o tym już będzie pisał w pamiętniku.
Westchnąwszy, zabrałem się za studiowanie dunladzkiego, mając nadzieję, iż
efekty przedstawię Wam w następnych W.B.
Wasz Bilbo Brandybuck
Lista powieœci 2003
Prezentujemy listę 30 powieści polskich, opublikowanych w roku 2003, a zatem tych, które
mogą kandydować do nagrody im. Janusza A. Zajdla. Lista ma być jedynie pomocą i może nie
być kompletna. Nie ogranicza możliwości zgłaszania innych, nie zamieszczonych tu uwtorów,
jeśli tylko były wydane po raz pierwszy w roku 2003. Nie czyni też ważnymi nominacji utworów, które znalazły się na niej przez pomyłkę.
Nominacje należy przesyłać albo na kartach zgłoszeń Polconu, albo pocztą na adres:
Związek Stowarzyszeń „Fandom Polski”, ul. Zamieniecka 46/25, 04-158 Warszawa, albo e-mailem na adres [email protected]
1. Eryk Algo Nowy gracz (Książka i Wiedza)
2. Artur Baniewicz Pogrzeb czarownicy
(Nowa)
3. Artur Baniewicz Smoczy Pazur (Nowa)
4. Ewa Białołęcka Piołun i miód (Runa)
5. Monika Błądek Cień Tora-Kardar (Szerg)
6. Aleksander Brajdak Paradoks Leibniza,
czyli do zobaczenia w piekle (Nowa)
7. Eugeniusz Dębski Tropem Xameleona
(Fabryka Słów)
8. Jacek Dukaj Inne pieśni (Wydawnictwo
Literackie)
9. Ryszard Dziewulski Bez pamięci (Ares)
10. Grzegorz Gortat Patron (Rebis)
11. Witold Jabłoński Uczeń Czarnoksiężnika
(Nowa)
12. Mirosław P. Jabłoński, Andrzej Mol
Tajemnica czwartego apokryfu (Nowa)
13. Krzysztof Kochański Baszta Czarownic
(MAG)
14. Anna Koronowicz Pieczęć (Ares)
15. Rafał Kosik Mars (Ares)
16. Feliks W. Kres Klejnot i wachlarz (MAG)
17. Konrad T. Lewandowski Bo kombinerki
były brutalne (Lampa i Iskra Boża)
18. Marcin Mortka Ostatnia saga (Runa)
19. Tomasz Pacyński Maskarada (Runa)
20. Romuald Pawlak Inne okręty (Runa)
21. Tomasz Piątek Żmije i krety (Runa)
22. Andrzej Pilipiuk Kuzynki (Fabryka Słów)
23. Wawrzyniec Podrzucki Uśpione archiwum
(Runa)
24. Iwona Surmik Smoczy Pakt (Runa)
25. Robert J. Szmidt Apokalipsa według Pana
Jana (Ares)
26. Robert J. Szmidt Zaklinacz (Ares)
27. Wit Szostak Wichry Smoczogór (Runa)
28. Marcin Wolski Alterland (W.A.B.)
29. Andrzej Ziemiański Achaja, tom 2
(Fabryka Słów)
30. Piotr Zwierzchowski Sendilkelm
(Pracownia Słów)
25
Sceny z ¿ycia smoków
OSTATNIE KONWENTY
To już ostatni odcinek wspomnień z mojej przygody z fantastyką, która w wersji czynnej
trwała ponad dwadzieścia lat, a „po amatorsku” zaczęła się znacznie wcześniej i nigdy się nie
skończyła. Omawiając moje zmagania z polskim rynkiem wydawniczym, zaniedbałem nieco
główny temat tych wspomnień, a mianowicie konwenty. W szczególności zaś te, którymi byłem
zainteresowany jak najbardziej czynnie – a mianowicie Eurocony.
W roku 1992, czyli następnym po Euroconie krakowskim, impreza miała się odbyć 24-26
kwietnia w niewielkim niemieckim miasteczku Freudenstadt, położonym w Schwarzwaldzie,
czyli na południowy zachód od Stuttgartu. Tym razem jako środek lokomocji wybrałem autokar jednej z licznych już, choć nieoficjalnych polskich linii. Do tego stopnia nieoficjalnych,
że przed przekroczeniem granicy niemieckiej kierowca zdejmował tablicę z trasą przejazdu,
stawiał nową z napisem „Przewóz osób” i autor niniejszych słów jechał dalej w charakterze gastarbeitera.
Jak się okazało, grupa polska na Euroconie składała się z dwóch osób: Wacka Kozubskiego
zwanego „Dziadkiem” oraz niżej podpisanego. Niezbyt wielu, w porównaniu np. z Czechami czy
Rumunami – choć ci ostatni dopiero rok później dali czadu! Ale o tym za chwilę.
Ponieważ Eurocon był skojarzony z niemieckim konwentem regionalnym, z programu
imprezy skorzystałem niezbyt wiele, poza prowadzonymi przeze mnie spotkaniami ESFS poświęconymi, jak zwykle, działalności Stowarzyszenia, nagrodom i ustalaniu miejsca kolejnych
Euroconów. Po latach „chudych”, kiedy to organizatorów brano niemal z łapanki, tym razem
kandydatów nie brakowało. Na następny rok przewidziano spotkanie na wyspie Jersey, rok
później w Timisoarze w Rumunii, natomiast w 1995 roku ESFS miało się zebrać przy okazji
Worldconu w Glasgow.
W Freudenstadt odbywało się także spotkanie World SF, z którym nie utrzymywałem już
kontaktów, mając żal do ówczesnego kierownictwa, z Normanem Spinradem na czele, za numery z głosowaniem, w wyniku których Kraków jako miejsce spotkania World SF w roku 1991
przepadł na rzecz Chin. Patrzyliśmy na siebie spode łba… ale nie przyszło im do głowy, aby
choć dłoń wyciągnąć. Trudno.
Do Polski wracałem mikrobusem innej „linii nieoficjalnej”. Jeden tylko kierowca jechał szesnaście godzin z kilkoma tylko małymi postojami na kawę. A teraz dziesięciu godzin się czepiają… Nie wiem dlaczego – Polak potrafi.
Niemal dokładnie rok później, na początku kwietnia 1993 roku, jechałem autokarem już
bardziej oficjalnej linii do Paryża, aby stamtąd przejechać pociągiem na wybrzeże Normandii,
potem zaś promem na Jersey, gdzie odbywał się kolejny Eurocon. Tym razem Polaków było
znacznie więcej, ale wszystkich przebili Rumuni, których zjechał się pełen autokar.
Co prawda, autokar Polaków nawiedził już kilka lat wcześniej Worldcon w Hadze, ale skala imprezy była o wiele większa, a ponadto autokar stał grzecznie zaparkowany na campingu z
dala od miasta. Na Jersey było gorzej – uliczki wąskie i kręte, to samo drogi. Kiedy rok później
26
niejako służbowo odwiedziłem bliźniaczą wyspę Guernsey, dowiedziałem się od miejscowego
policjanta, że na obu wyspach właściwie nie ma ograniczeń szybkości. Nie ma się po prostu
gdzie rozpędzić, ot co. Toteż autokar był niemałą sensacją. Bridget Wilkinson, czynna w niemal
wszystkich organizacjach fanowskich, ale wówczas szczególnie w Fans Across the World, której
zadaniem była organizacja przyjazdów na Zachód fanów z Europy Wschodniej – poprzez m. in.
wyszukiwanie tanich noclegów – mówiła mi, że na ten desant musiała uzyskać zgodę na bardzo
wysokim szczeblu w Londynie. Jersey, co prawda, nie należy do Wielkiej Brytanii, ale i tak królowa panuje. Ot, imperium.
Na Jersey przekazałem, po dwuletniej kadencji, przewodnictwo ESFS w ręce Bridget, mnie
zaś wybrano wiceprzewodniczącym. Po wyborach Leonid Kuric wpadł w popłoch, bo przygotował znaczki dla „Przewodniczącego”, a tu wybrano „Przewodniczącą”. Na jego nieszczęście, jest
to jedno z nielicznych określeń w języku angielskim, które są różne dla obu płci. Bridget jednak
nie miała mu tego za złe.
Do Timisoary rok później nie pojechałem. O ile połączenia z Zachodem były już całkiem
niezłe, o tyle do Rumunii ciągle było się trudno dostać i po prostu nie znalazłem rozsądnego
sposobu dojazdu. Natomiast do Glasgow, na Worldcon 1995 (i przy tym Eurocon) koniecznie
chciałem pojechać.
Jak pisałem wyżej, jako środek lokomocji wybierałem autokar, bo przeloty, po urynkowieniu kursów walut, stały się chwilowo dla mnie nieosiągalne. Niemniej akurat przed Glasgow
byłem dwukrotnie w Londynie służbowo, jako tłumacz, i zebrane mile wystarczyły na kolejny
przelot w programie lojalnościowym. Do Londynu, oczywiście, a stamtąd również oczywiście
nocnym autokarem do Glasgow.
Wspominałem już, że najbardziej dramatycznym wydarzeniem Worldconu była śmierć
Johna Brunnera – do tego stopnia dramatycznym, iż przyćmiła inne wspomnienia. Pamiętam
tylko, że z dużą przyjemnością uczestniczyłem w kilku panelach przygotowanych lub z udziałem uczestników z Polski – i z liczną publicznością. Myślałem wówczas: jak wiele się zmieniło
przez kilka lat od tamtych konwentów zagranicznych, gdzie obowiązkowym punktem programu było „SF in Poland” albo „in Eastern Europe”, a i tak niemal nikt na coś takiego nie przychodził. A teraz…
Pomyślałem też: czas odpocząć. Podczas spotkania ESFS wycofałem się w ogóle z wszelkich
stanowisk, a i planów konwentowych też już nie robiłem żadnych. Co prawda, przyjaciele z ŚKF
zrobili mi w 1997 roku niespodziankę, zapraszając do grona gości honorowych organizowanego
przez siebie Polconu, niemniej był to już mój łabędzi śpiew konwentowy, że tak powiem.
I choć nadal tłumaczę, nie jest to już science fiction ani w ogóle literatura. Nie znajduję w
anglojęzycznej fantastyce tekstów, które mogłyby mnie porwać lub choćby rozbawić. No, może
poza Terrym Pratchettem, ale ten, jak wiadomo, zajęty… Co prawda, moje nazwisko pojawiło
się niedawno na karcie tytułowej reedycji Szpitala kosmicznego (i wspaniale się stało, że „Rebis”
podjął trud kontynuacji), Ale to wszystko.
Za to w polskiej fantastyce dzieje się wiele dobrego. Nareszcie stało się to, o co bezskutecznie
zabiegałem w latach pracy w „Alfie”: polscy autorzy piszą fantasy osadzone w polskiej prehistorii i mitologii. Z poziomem, oczywiście, różnie bywa, ale są i dzieła wybitne.
Ale nawet i w bliższej mi science fiction znajduję świeży powiew. Wymienię przede wszystkim Jacka Dukaja i Andrzeja Pilipiuka. Jacek pisze niezbyt wiele, ale za to jak! Andrzej zaś
jest mistrzem krótkiej formy, stąd też i dorobek tytułowy ma większy. Najpierw myślałem, że
jest pisarzem jednej konwencji, ale nie, o nie… Dalej wymienię Rafała Ziemkiewicza i Jarka
Grzędowicza, ale po piętach im depcze liczne grono nowych twórców, i to bardzo dobrze.
Jak z tego więc widać, polska fantastyka i polski fandom ma się dobrze. Może formy dzia27
łalności się nieco zmieniły, ale to dzięki Internetowi, który spowodował, że świat stał się jeszcze
bardziej globalną wioską, niż był dotąd. A co będzie dalej? Któż to wie…
Dziękuję redakcji Miesięcznika za użyczenie swoich łamów. No i – najprawdopodobniej – do
zobaczenia na jakimś konwencie.
Wiktor Bukato
A my dziękujemy Wiktorowi za te wspomnienia, które pokazały nowym fanom, że fandom
nie istnieje od wczoraj, ma długą historię i że warto się w to bawić.
PWC
Premiery lutego i marca
Kino
Rosyjska arka. Reż. Aleksander Sokurow; obs. Sergiej
Dreiden, Maria Kuzniecowa, Leonid Mozgowoj. Rosja/
Niemcy/Francja 2002. [06.02]
Współczesny filmowiec w magiczny sposób przenosi
się do Ermitażu w Sankt Petersburgu z XVIII wieku. Spotyka tam cynicznego francuskiego dyplomatę z wieku XIX
i wraz z nim odbywa niezwykłą podróż ścieżkami burzliwej historii Rosji, która kończy się w teraźniejszości. Przemierzając wspaniałe korytarze i salony tego pałacu, markiz
i reżyser są świadkami niezwykłych scen z dziejów Imperium Carów: Piotr Wielki chłoszcze batem swego generała;
Katarzyna Wielka podczas próby własnego przedstawienia,
próbuje znaleźć miejsce, gdzie mogłaby się udać za potrzebą; rodzina ostatniego cara je wspólnie kolację, zupełnie
nieświadoma nadchodzącej rewolucji. Setki tancerzy wirują na ostatnim Wielkim Balu w 1913 przy orkiestrze pod
batutą Waleriego Giergiewa.
Gothika. Reż. Mathieu Kassovitz; obs. Halle Berry, Penelope Cruz, Charles S. Dutton, Robert Downey Jr. USA
2003. [13.02]
Błyskotliwa i szanowana pani psycholog, dr Miranda
Grey jest ekspertem w sprawach logiki. Wie, co racjonalne
i możliwe do zaakceptowania. Pod kierownictwem swojego męża, administratora oddziału psychiatrycznego więzienia dla kobiet w Woodward, Miranda leczy tak niebezpieczne pacjentki jak Chloe. Wyznania charyzmatycznej
morderczyni, dotyczące szatańskich tortur, odrzucane są
przez lekarkę jako psychotyczne majaczenia paranoicznego umysłu. Szczęśliwe małżeństwo Mirandy i jej ustabilizowane życie zostają zagrożone po tym, jak spotyka ona tajemniczą młodą dziewczynę. Spotkanie to prowadzi do
koszmaru, jakiego Miranda nie spodziewała się w najgorszych nawet snach.
Nawiedzony dwór. Reż. Rob Minkoff; obs. Eddie Murphy,
Nathaniel Parker, Marsha Thomason, Jennifer Tilly,
Terence Stamp. USA 2003. [13.02]
28
Zajmujący się handlem nieruchomościami Jim Evers
wraz ze swą żoną (i partnerką w interesach) Sarą otrzymuje niezwykle korzystną propozycję zakupu zabytkowej rezydencji w Luizjanie. Na zaproszenie ekscentrycznego właściciela, Edwarda Graceya, razem z dziećmi jadą obejrzeć
dom. Gracey i jego tajemniczy majordomus Ramsley snują
niepokojące opowieści o duchach. Gdy gwałtowna burza
odcina rezydencję od świata, stają się one rzeczywistością.
Okazuje się, że domostwo jest zamieszkane przez 999 duchów, a Sara związana jest z ciążącą nad nim klątwą.
Looney Tunes znowu w akcji. Reż. Joe Dante; obs.
Brendan Fraser, Jenna Elfman, Timothy Dalton, Steve
Martin, królik Buggs, kaczor Daffy. USA 2003. [20.02]
Krolik Bugs i Kaczor Daffy, aktorzy związani z wytwórnią Warner Bros, wracają do swoich ról. Jednak zmęczony
graniem zawsze drugich skrzypiec Daffy, decyduje się opuścić wytwórnię na dobre. Jego decyzję popiera Kate
Houghton, zastępca dyrektora do spraw komediowych,
której poczucie humoru zostało znacznie nadwyrężone.
Kate zwolnia Daffy’ego z podpisanego kontraktu, pilnując
by ochroniarz (aspirujący do roli kaskadera Warner Bros),
DJ Drake, zapewnił mu eskortę do samych drzwi. Innymi
słowy Duffy zostaje wylany i wyrzucony na bruk.
Zapłata. Reż. John Woo; obs. Ben Affleck, Uma Thurman,
Aaron Eckhart. USA 2003. [20.02]
Michael Jennings jest na celowniku, nie wie jednak dlaczego. Ten światowej sławy geniusz, zatrudniany przez korporacje, zajmujące się najbardziej zaawansowanymi technologiami na usługach supertajnych projektów, rutynowo
poddaje się „wyczyszczeniu” pamięci po wykonaniu każdego zadania. Nie może przecież narażać swoich pracodawców na ryzyko ujawniania tajemnic firmowych. Sowicie
opłacany za swoje usługi, spodziewa się, że ostatni z wykonanych projektów, nad którym spędził trzy ostatnie lata,
wzbogaci jego konto o ośmiocyfrową sumę. Jednak zamiast czeku otrzymuje kopertę pełną przypadkowych na
pierwszy rzut oka przedmiotów, wraz z informacją, że zgo-
dził się zrzec całego wynagrodzenia. Mając całkowicie wyczyszczoną po ostatnim zleceniu pamięć, Jennings wydaje
się całkowicie bezbronny.
Piotruś Pan. Reż. P.J. Hogan ; obs. Rachel Hurd-Wood,
Jeremy Sumpter, Ludivine Sagnier. USA 2003. [05.03]
Historia rozpoczyna się pewnej zimnej nocy w edwardiańskim Londynie, kiedy to Wendy Darling opowiada
swojemu młodszemu bratu historie o kapitanie Haku, legendarnym piracie, który nie lęka się niczego oprócz tykania zegara. Ale zegar tyka także dla Wendy. Jej ojciec
stwierdza, że już czas, aby dorosła. Koniec z opowiadaniem
bajek. Musi rozpocząć przygotowania do zostania prawdziwą kobietą i zamążpójścia. Przygotowywać ją będzie surowa ciotka Millicent. Nieznany rodzinie Darlingów, Piotruś
Pan także uwielbia opowiadane przez Wendy historyjki
i przybywa z daleka, aby ich wysłuchać. Tej nocy jego
obecność – wraz z zazdrosną wróżką Dzwoneczkiem –
w pokoju dziecinnym powoduje, że dla Wendy i jej braci
rozpoczyna się niezwykła przygoda.
Obcy. Kosmiczna Inwazja (animowany). Reż. Ben Stassen.
Belgia / USA 1999. [19.03 – IMAX]
Od setek lat Głagolici, plemię nieobliczalnych kosmicznych nomadów, przemierza Wszechświat w poszukiwaniu
nowego domu. Planeta, którą zasiedlali poprzednio, została
unicestwiona z powodu błędu w systemie operacyjnym.
W końcu natknęli się na nieznaną planetę, wciśniętą w mało ciekawy kąt Galaktyki. Zmęczeni podróżą Obcy uwierzyli, że znaleźli odpowiedni dla siebie nowy dom. I tak,
rozpoczął się krótki i wielce nieistotny rozdział w historii
Głagolitów...
Straszny film 3. Reż. David Zucker; obs. Anna Faris,
Charlie Sheen, Denise Richards, Regina Hall. USA 2003.
[19.03]
Cindy Campbell jest już dużą dziewczynką – dziennikarką telewizyjną i matką. Znajduje fajne tematy: skąd się
wzięły znaki na polu Toma i jak działa tajemnicza kaseta
wideo. Jej wydawcę jednak one mało interesują. Syn Cindy
zaczyna rysować jakieś dziwne kręgi. Prezenterka przejmuje się tym umiarkowanie, bo leci na niedoszłego białego
rapera oraz próbuje ratować prześladowaną przez VHS
przyjaciółkę Brendę, więc ma co innego na głowie...
Kot. Reż. Bo Welch; obs. Mike Myers, Dakota Fanning,
Spencer Breslin. USA 2003. [26.03]
Niesamowita historia o magii i przyjaźni na podstawie klasycznej książki dra Seussa. Conrad i Sally zostają sami
w domu. Jest wieczór, na zewnątrz pada, dzieciaki stopniowo ogarnia nuda, aż tu nagle w drzwiach staje Kot.
Magiczna istota w wielkim pasiastym kapeluszu i z tysiącem pomysłów w zanadrzu wprowadza dzieci w fantastyczny świat wyobraźni...
DVD i wideo
Agent Cody Banks. Reż. Harald Zwart; obs. Frankie Muniz, Hilary Duff, Angie Harmon. USA 2003.
Główny bohater filmu to nastoletni agent specjalny pracujący dla amerykańskiego rządu.
Ciemność. Reż. Jaume Balaguero; obs. Anna Paquin,
Lena Olin, Iain Glen, Giancarlo Giannini. USA/Hiszpania 2002.
Amerykańska rodzina przeprowadza się do opuszczonej od 40 lat posiadłości w Hiszpanii. Wkrótce jej członkowie zaczynają zachowywać się bardzo dziwnie, co doprowadza do rozpadu więzi między nimi. Córka, Regina wie,
że wpływa na to atmosfera nowego domu. I coś (ktoś?), co
(kto?) zamieszkuje ich dom razem z nimi.
Dark Water. Reż. Hideo Nakata; obs. Hitomi Kuroki, Rio
Kanno. Japonia 2002.
Yoshimi Matsubara walczy o prawo do sprawowania
opieki nad swoją pięcioletnią córką, z którą mieszka w ponurym, wilgotnym budynku w Tokyo. Niepewna siebie
i niespokojna o przyszłość córki, zaczyna być nękana wizjami cieknącej po ścianach wody oraz obrazem ducha
dziewczynki, która zaginęła w tym budynku kilka lat wcześniej w tajemniczych okolicznościach. Yoshimi rozpaczliwie stara się zapanować nad strachem, ale przerażające wizje zaczynają układać się w koszmar, przed którym będzie
próbowała uchronić siebie i córkę.
Sindbad: Legenda siedmiu mórz (animowany). Reż. Tim
Johnson. USA 2003.
Sindbad, najlepiej znany i najbardziej zuchwały łotrzyk
pływający po siedmiu morzach, oskarżony zostaje o kradzież jednego z najcenniejszych skarbów na świecie –
Księgi Pokoju. Sindbad ma tylko jedną szansę na odnalezienie Księgi. Jeśli to mu się nie uda umrze jego najlepszy
przyjaciel Proteus. Jednak beztroski Sindbad zamiast ratować życie swojego przyjaciela, wybiera się w podróż na słoneczną Fidżi.
Gdzie jest Nemo (animowany). Reż. Andrew Stanton, Lee
Unkrich. USA 2003.
Tytułowy Nemo to mała rybka, która zostaje wyłowiona z oceanu i trafia do akwarium w prywatnym gabinecie
stomatologicznym. Na ratunek ruszają jej niezawodni
przyjaciele z morskich głębin, którzy muszą pokonać wiele
niesamowitych przeszkód.
Król Lew 3: Hakuna Matata (animowany). Reż. Bradley
Raymond. USA 2004.
Król Lew 3 jest rozdziałem poprzedzającym opowieść
o Simbie. Z filmu dowiadujemy się, skąd pochodzą Timon
i Pumba, jak się spotkali, i jak pomogli Simbie uratować
Serengeti.
Kto pod kim dołki kopie... Reż. Andrew Davis; obs. Sigourney Weaver, Jon Voight, Patricia Arquette, Shia LaBeouf,
Tim Blake Nelson. USA 2003.
Nastolatek Stanley Yelnats IV staje się ofiarą pecha
związanego ze starą rodzinną klątwą. Niesłusznie oskarżony, trafia do zakładu poprawczego Camp Green Lake prowadzonego przez tajemniczą naczelniczkę. On i inni chłopcy muszą codziennie kopać w więziennym placu, będącym
niegdyś dnem wyschniętego jeziora Green Lake, dziury
głębokie i szerokie na pięć stóp... bez widocznego powodu.
Ale powód istnieje! Stanley i jego koledzy muszą odkryć,
czego tak naprawdę szukają i raz na zawsze zdjąć klątwę
z rodziny Yelnatsów.
29
Lara Croft Tomb Raider: Kolebka Życia Reż. Jan de Bont;
obs. Angelina Jolie, Gerard Butler, Djimon Hounsou,
Noah Taylor. USA 2003.
Nieustraszona Lara Croft wybiera się do zatopionej
świątyni, gdzie – jak mówi starożytna legenda – znajduje
się złowieszcza puszka Pandory, zawierająca wszystkie nieszczęścia. Puszka skradziona zostaje przez Chena Lo, szefa
potężnego chińskiego syndykatu zbrodni, który ma przekazać ją swemu zleceniodawcy, by ten mógł zrealizować
swoje niecne cele.
Liga Niezwykłych Dżentelmenów. Reż. Stephen Norrington; obs. Sean Connery, Stuart Townsend, Peta Wilson,
Shane West. USA 2003.
Ligę Niezwykłych Dżentelmenów tworzą bohaterowie,
jakich nikt dotąd nie widział, a na jej czele stoi największy
łowca i awanturnik na świecie, Allan Quatermain, odkrywca legendarnych kopalni króla Salomona. Towarzyszą mu:
kapitan Nemo, wampirzyca Mina Harker – ofiara Draculi,
niewidzialny człowiek Rodney Skinner, amerykański agent
do zadań specjalnych Tom Sawyer, nieśmiertelny Dorian
Gray i nieobliczalny dr Jekyll/pan Hyde. Brytyjski wywiad,
który powołał do życia Ligę, reprezentuje enigmatyczny M.
Członkowie Ligi muszą przełamać dzielące ich różnice, by
schwytać zamaskowanego szaleńca grożącego zatopieniem, Wenecji, gdzie odbywa się konferencja przywódców
największych mocarstw.
Necronomicon Reż. Christophe Gans, Shusuke Kaneko,
Brian Yuzna; obs. Jeffrey Combs, Tony Azito, Bruce
Payne, Belinda Bauer. USA 1994.
Pisarz H.P. Lovecraft przybywa do biblioteki w Miscatonic, celem zgłębiania wiedzy zawartej w tamtejszych księgach. Wykrada strażnikowi klucz do komnaty w której
przechowywany jest sławetny Necronomicon. Pisarz znajduje w nim trzy opowieści. Fabuły nowel składających się
na film oparte zostały o trzy opowiadania Lovecrafta:
Sczury w ścianie, Zimne powietrze i Szepty w ciemności.
Piramida strachu. Reż. Barry Levinson; obs. Nicholas
Rowe, Alan Cox, Sophie Ward, Anthony Higgins. USA/
Wielka Brytania 1985.
Jak by to było, gdyby Sherlock Holmes i dr Watson spotkali się w wieku szkolnym? Kiedy plaga zagadkowych
morderstw spada na Londyn, młody Holmes i jego świeżo
poznany przyjaciel Watson bezwiednie stają na progu
mrocznej tajemnicy. I zaczyna się gra! A przyszły detektyw
rozwiązuje najbardziej niesamowitą sprawę w swej niezwykłej karierze!
Star Trek V: Ostateczna granica. Reż. William Shatner;
obs. William Shatner, Harve Bennett, David Loughery.
USA 1989.
Kuzyn Spocka Sybok dokonuje bardzo zuchwałego porwania ambasadorów przy Federacji. W misję ich uwolnienia wyrusza Kirk zdegradowany do stopnia kapitana, wraz
ze swoją dzielną załogą. Wkrótce okazuje się jednak, że
Sybok tak naprawdę chciał porwać Enterprise, a nie ambasadorów. Zuchwały wulkanita rusza gdzieś do środka galaktyki, by się tam spotkać z istotą którą określa mianem
Boga. Problem tkwi w tym, że na miejscu faktycznie załoga
Enterprise spotyka tajemnicza, świetlistą istotę – ale czy jest
ona Bogiem?
Stara Baśń. Kiedy słońce było bogiem. Reż. Jerzy Hoffman;
obs. Michał Żebrowski, Marina Aleksandrowa, Bohdan
Stupka, Małgorzata Foremniak, Daniel Olbrychski.
Polska 2003.
Akcja filmu toczy się w IX wieku. Tereny przyszłej
Polski zamieszkują liczne plemiona słowiańskie. Każde
plemię ma swoich bogów. Panuje okrutny książę Popiel.
Książę podjudzany przez żonę, poprzez intrygi i zbrodnie
pragnie zapewnić sukcesję swemu synowi. Dowódca drużyny księcia – Piastun, w proteście opuszcza władcę. Popiel
wysyła za nim pościg. Od śmierci ratuje Piastuna Ziemowit
Piastowic, młody myśliwy i wojownik, który – po latach
spędzonych wśród Wikingów – powrócił na ojcowiznę.
Ziemowit zakochuje się z wzajemnością w Dziwie, córce
bogatego kmiecia Wisza. Chce pojąć ją za żonę, lecz piękna
Dziwa została przeznaczona bogom i ma zostać kapłanką
w świątyni. Popiel morduje ojca Dziwy. Matka idzie za mężem na stos. Dziewczyna wierzy, że jest to kara bogów za to,
że pokochała...
Underworld Reż. Len Wiseman; obs. Kate Beckinsale,
Scott Speedman, Shane Brolly, Michael Sheen. USA
2003.
Na ziemi w ciągu wieków, niezauważone przez ludzi, wyrosły dwie rywalizujące ze sobą rasy: arystokratyczne, dobrze wykształcone Wampiry oraz brutalni i siejący grozę
Lykanie. Dla ludzkości ich istnienie jest tylko cieniem legendy. Dla siebie nawzajem są oni jednak nieprzejednanymi i śmiertelnymi wrogami. Ich celem jest całkowita eliminacja przeciwnika. Piękna i przebiegła Selena, wywodząca
się z rodu Wampirów, odkrywa tajemnicę, która może mieć
śmiertelne konsekwencje zarówno dla Wampirów, jak i Lykanów.
Żandarm i kosmici. Reż. Jean Girault; obs. Louis de
Funes, Michel Galabru, Maurice Risch, Jean-Pierre
Rambal. Francja 1979.
W skład brygady wchodzi dwóch nowych członków.
Tym razem żandarmi muszą stawić czoła przybyszom
z kosmosu. Zamieszanie wywołuje fakt, że kosmici mogą
przybierać dowolny wygląd, podszywając się także za żandarmów.
Dziękujemy serwisowi www.stopklatka.pl
za zgodę na wykorzystanie
notek o filmach
Rys. Małgorzata Pudlik
30
Boromir i Faramir VI
Faramir i Boromir – lekcja szermierki
Znajdź miecz...
Faramir i Frodo – Ithilien
Caradhras
Ocalenie Maedhrosa
04
20 ra
ó
on G
lc na
Po lo
e
Zi
Przypominamy, o zg³aszaniu
nominacji
do Nagrody im. Janusza A. Zajdla
(szczegó³y wewn¹trz numeru)
MIESIÊCZNIK - biuletyn Śląskiego Klubu Fantastyki. Redagują: Piotr W. Cholewa,
Elżbieta Gepfert, Wojciech Gierasimiuk, Małgorzata Pudlik, Piotr Raku Rak, Arkadiusz Sroka.
Adres: ul. Pocztowa 16, skr. poczt. 502, 40-956 Katowice.
Tel. (wtorek 16.00–18.00) 253 98 04. E-mail: [email protected]
Konto: PKO BP Nr 02 1020 2313 0000 3202 0114 6588
Biuletyn dostępny w Internecie pod adresem http://www.skf.org.pl
Wydawnictwo bezpłatne.

Podobne dokumenty