Młodzi nie chcą filozofii - Centrum Praktyki Stoickiej

Transkrypt

Młodzi nie chcą filozofii - Centrum Praktyki Stoickiej
Młodzi nie chcą filozofii. I bardzo dobrze
Tomasz Mazur* 2014­05­30, ostatnia aktualizacja 2014­05­30 19:13:05
Filozofowanie wymaga umiejętności analizy, myślenia abstrakcyjnego, skupienia uwagi na jednym zagadnieniu,
dystansu. Wszystkiego tego, co na rynku pracy tylko przeszkadza. Lepiej więc zabrać filozofię ze szkół
Jestem filozofem i miłośnikiem filozoficznych książek, zwolennikiem zażartych filozoficznych dyskusji oraz długich
niepokojących rozmów, ale także wykładowcą i nauczycielem. Uczyłem filozofii ludzi w praktycznie każdym wieku,
począwszy od dorosłych uczęszczających na kursy i studia zaoczne, przez słuchaczy wykładów w domach kultury czy
uczestników różnych warsztatów filozoficznych, uczyłem studentów dziennych, młodzież licealną i gimnazjalną. Robię to od przeszło 20 lat. I przez cały ten czas słyszę wciąż powracające pytania i debaty o miejsce i rolę filozofii w
szkole, na uniwersytecie i w ogóle we współczesnym świecie. Zaniepokojeni filozofowie martwią się o kondycję
duchową młodzieży i studentów, przedstawiciele Ministerstwa Edukacji pytają o przydatność filozofii, uczniowie
pragną uniknąć dodatkowych obciążeń, rodzice wyrażają troskę o ich przyszłość. Tymczasem fakty są takie, że coraz
mniej jest zajęć filozoficznych zarówno w szkołach, jak i na uniwersytetach. I to nie tylko w Polsce, lecz w całym
zachodnim kręgu kulturowym. Ale czy to dobrze, czy źle? Czy, parafrazując słynną wypowiedź Hegla, powinniśmy powiedzieć: "Tym gorzej dla szkół
i dla uniwersytetów"? A może: "Tym gorzej dla filozofii"? A może w końcu: "Tym lepiej dla filozofii"?
Obstaję przy ostatniej opcji.
Czym się zajmuje dzisiejsza filozofia
Po co to komu Filozofia znika ze szkół i uniwersytetów, coraz mniej młodych ludzi ma czas i ochotę ją studiować, ministrowie
edukacji i rektorzy uczelni patrzą na ten przedmiot z coraz mniejszym uznaniem i zrozumieniem. My, filozofowie,
bijemy na alarm? Moim zdaniem ­ niepotrzebnie
Zanim zaczniemy kogoś czegokolwiek uczyć, musimy postawić sobie kłopotliwe pytanie: po co to robimy? Dzisiaj
zazwyczaj poszukuje się odpowiedzi w obszarze potrzeb. Przy czym chodzi o potrzeby postrzegane albo z punktu
widzenia ucznia i studenta, albo z punktu widzenia współczesnego świata ­ rynku czy państwa. Uczniowie potrzebują
jakoś "ogarnąć się" w otaczającym ich świecie, przez co rozumieją adaptację, natomiast odpowiednie ministerstwa
zainteresowane są, aby to "ogarnianie się" wychodziło na dobre państwu, co pojmuje się przede wszystkim w
kategoriach gospodarczych oraz obywatelskich: jako adaptację do współczesnego rynku pracy oraz wychowanie w
duchu określonych wartości, takich jak tolerancja, równość czy wolność. Czy jest w tych założeniach coś niewłaściwego? Uważam, że nie.
Zarówno filozofowie, jak i liczni pedagodzy argumentują, że filozofia zaspokaja oba te rodzaje potrzeb. Są w błędzie.
Filozofia nie tylko nie pomaga współczesnemu młodemu człowiekowi "ogarnąć się" w świecie, ale mu to nawet
utrudnia. Większość wykazuje zdrowy opór przed filozofowaniem. Podobnie jest z rynkiem pracy i obywatelstwem:
wiedza i umiejętności filozoficzne, wbrew temu, co głosi wielu absolwentów filozofii, niekoniecznie sprzyjają
sukcesowi zawodowemu ani nie przekuwają automatycznie w dobrego obywatela we współczesnym tego słowa
rozumieniu.
Prof. Jan Hartman: Filozofia nikogo już nie obchodzi. Nawet filozofów
Prof. Kazimierz Ślęczka: Uczyniłbym z filozofii fundament wszystkiego
Jak zaszkodzić młodemu Współczesne badania z zakresu antropologii, psychologii i neurologii wykazują, że sposób myślenia człowieka ma
ścisły związek ze środowiskiem, w którym funkcjonuje. Umysł ludzki jest plastyczny i rozwija takie funkcje oraz
umiejętności, które w danym momencie są najbardziej przydatne. Pojawienie się książek i masowe czytelnictwo
przyczyniło się do rozwinięcia na masową skalę myślenia analitycznego. Współczesne środowisko elektroniczne,
charakteryzujące się stałym strumieniem obrazów i informacji, również zmienia funkcjonowanie mózgu. Od lat
obserwujemy, że kolejne pokolenia młodzieży w zastraszającym tempie tracą umiejętności, które dawniej wydawały
się nam nie tylko naturalne, ale i niezbędne. Te umiejętności to zdolność koncentracji, myślenie abstrakcyjne, analiza,
formowanie stałych norm zachowań.
Często my, ludzie nieco starszego pokolenia, zastanawiamy się, jak to się dzieje, że małe dzieci i młodzi ludzie tak
szybko uczą się obsługiwać nowe urządzenia i tak skutecznie wyłapują ważne dla nich informacje z elektronicznego
otoczenia. Zazwyczaj nie nadążamy za nimi. Dzieje się tak ­ pomijając większą niż u dorosłego elastyczność umysłu
małego dziecka ­ gdyż w miejsce wspomnianych wyżej umiejętności zatraconych rozwijają one inne: skimingu
(szybkiego przelatywania wzrokiem tekstu w celu wyłapywania ważnych informacji), przetwarzania dużej ilości
danych różnego rodzaju, szybkiej bezrefleksyjnej reakcji, intuicji, improwizacji, myślenia asocjacyjnego. Umiejętności te są niezbędne, żeby dobrze funkcjonować w nowoczesnym środowisku elektronicznym. W środowisku
tym zanurzone jest życie społeczne dzisiejszej młodzieży, dwudziestolatków, trzydziestolatków i, w dużym stopniu,
także czterdziestolatków. Widzimy ich, jak ze słuchawkami w uszach jednocześnie piszą SMS, rozmawiają z kimś,
jednym okiem rejestrując informacje z pobliskiego ekranu monitora, drugim okiem "obczajając" jakąś sytuację
towarzyską. Żeby się utrzymać na powierzchni, muszą nadążać za aktualnościami, trendami, zmieniającym się
żargonem, humorem, modami. Muszą być rozkojarzeni, zmienni i elastyczni. Czują instynktownie, że od tych przede
wszystkim umiejętności zależy ich powodzenie zarówno towarzyskie, jak i zawodowe. Niewiele bowiem pozostało
dzisiaj zawodów, które nie byłyby całkowicie zanurzone w tym elektronicznym żywiole.
Tymczasem filozofowanie wymaga umiejętności analizy, myślenia abstrakcyjnego, skupienia uwagi na jednym
zagadnieniu, dystansu (powstrzymania się od bezpośredniej reakcji na bodziec), medytacji i tak dalej. Wszystkie te
umiejętności są sprzeczne z tym, czego potrzebuje, czego chce i nad rozwinięciem czego pracuje współczesny uczeń
i student. Lekcje filozofii szkodzą mu i on to czuje ­ będzie się więc przed tym bronił na wszelkie możliwe sposoby.
Wszelkie próby zmuszania go do uczestnictwa w takich zajęciach prawdopodobnie jedynie mu filozofię na wiele lat ­ a
może i na całe życie ­ skutecznie zohydzą.
Rozmowa z prof. Tadeuszem Gadaczem: Pytania o sens życia i tak nas dopadną
I z Piotrem Gutowskim: Bez filozofii co to za życie
Na myślenie nie ma czasu Podobnie niekorzystnie dla filozofii rysuje się sprawa z punktu widzenia rynku szeroko rozumianej gospodarki. Postępująca specjalizacja wymaga rozwijania szeregu szczególnych umiejętności oraz przyswajania specjalistycznej
wiedzy. Młodzi ludzie już w pierwszej klasie liceum, a więc mniej więcej w wieku 16 lat, muszą podjąć decyzję
ustawiającą ich dalsze życie, wybierając grupę przedmiotów szkolnych, które realizują w trybie rozszerzonym.
Następnie koncentrują się na opanowaniu złożonego materiału tych przedmiotów oraz przygotowują się do napisania
matury, od której w bardzo dużym stopniu zależy przyjęcie na studia, podczas których pogłębiają wiedzę i rozwijają
umiejętności z danej dziedziny.
Już wcześniej zresztą, w szkole podstawowej i gimnazjum, przyzwyczajani są do pracy pod kątem przygotowania się
do zdania złożonych testów kompetencji, które uznane zostały za kluczowe przez ministerstwo. Od najwcześniejszego zatem etapu edukacyjnego uczniowie myślą w kategoriach testów weryfikujących wiedzę i
stopniowej specjalizacji. A ich rodzice dokładają im zajęć pozalekcyjnych, które a to realizują ich pasje, a to
"zwiększają kompetencje" przydatne w przyszłości. Jeśli dodamy do tego gry komputerowe, telewizję, portale
społecznościowe, okazuje się, że przeciętny młody człowiek ma czas niezwykle szczelnie wypełniony zajęciami.
Nawet jeżeli filozofia budzi zainteresowanie młodzieży ­ a budzi ­ nie jest ona w stanie wygospodarować czasu
niezbędnego do rozwinięcia umiejętności, które do pracy na lekcji filozofii są potrzebne. Młodzi szybko się nudzą i
męczą, a w takiej sytuacji nauczyciel filozofii stoi na przegranej pozycji, zwłaszcza że musi konkurować z innymi
nauczycielami i ich przedmiotami. Przeciętny uczeń, wiecznie w niedoczasie i przemęczony, prawie zawsze wybierze
inne przedmioty, mianowicie te, z których musi zdać ważne dla niego testy.
Ciekawostka dla pędzących szczurów To oznacza, że nawet jeśli umiejętności, które posiadają filozofowie, są przydatne na rynku pracy, to i tak nie
wiadomo, jak oraz kiedy współczesny człowiek miałby te umiejętności rozwijać.
W dodatku umiejętności filozoficzne to tak zwane umiejętności długiego trwania. Ich rozwinięcie wymaga dużego
nakładu energii i czasu, natomiast, korzyści, jakie przynoszą, są problematyczne, nieoczywiste. Trudne, a nawet
niemożliwe do zweryfikowania w testach czy ankietach. Dlatego nie ma szans na filozofię we współczesnej szkole. Podobnie na współczesnych uniwersytetach, gdzie
studenci, z umysłami ukształtowanymi przez wiele lat nauki pod testy i pod przyszły zawód, nie potrafią już przestawić
się na inny tryb myślenia. Filozofia to dla nich co najwyżej egzotyczna ciekawostka, zabawne kuriozum. Przyglądają
się ciekawie wykładowcy, który przedstawia im zawiłe teorie i rozumowania oderwane od ich codziennej
rzeczywistości, trudne i przeważnie niezrozumiałe. Czasem niektóre zagadnienia mogą wprawiać ich w zadumę ­ nie
potrafią jej jednak podtrzymać oraz samodzielnie pogłębić. Nie mają na to przestrzeni i umiejętności.
Nasze uczelnie dziś: Jesteśmy ''fabrykami'', produkujemy absolwentów
Edukacja za czasów wielkich filozofów: Szkoła musi boleć, dokuczać i poniżać
Cała szkoła do lamusa Współczesny polski system edukacyjny ­ a to tendencja europejska ­ nastawiony jest na testy kompetencji,
specjalistyczne przygotowanie zawodowe i centralistyczny model zarządzania. Jednocześnie boryka się poważnie z
coraz trudniejszym zadaniem wychowawczym. Rzeczywistość elektroniczna utrudnia przyswajanie nie tylko wiedzy i
umiejętności filozoficznych, ale także tych z pozostałych dziedzin. Współczesny nauczyciel nie może po prostu przyjść
na lekcję i opowiadać. Jest szkolony, jak podtrzymywać słabnącą uwagę ucznia, jak uatrakcyjniać przekaz. Dziś
typowa lekcja to osobliwe zmaganie wyczerpujące obie strony.
Dobry współczesny pedagog to bardzo często ktoś łączący w sobie cechy tradycyjnego nauczyciela, terapeuty i
cyrkowca, czasami nawet błazna. Jego właściwe zadanie polega na przeprowadzeniu ucznia przez trudny wieloletni
okres przygotowania zawodowego. Ponieważ uczeń nie radzi sobie z tym obciążeniem, potrzebne są z jednej strony
poważne interwencje wychowawczo­terapeutyczne, z drugiej zaś różne atrakcje urozmaicające zajęcia, bez których
dekoncentruje się on po mniej więcej pięciu minutach.
Sprawę dodatkowo komplikuje to, że większość absolwentów wyższych uczelni nie może mieć pewności, że znajdzie
pracę. Jedna czwarta z nich nie ma zatrudnienia, drugie tyle pracuje w zawodzie innym niż wyuczony. Wciąż jeszcze otaczamy szkolnictwo wyższe swego rodzaju kultem. Większość młodzieży licealnej chce studiować.
Tymczasem w Europie obserwujemy powolny odwrót od tej formy edukacji. W coraz większej liczbie branż właściwe
przygotowanie zawodowe zdobywa się w bezpośredniej praktyce. Dodajmy do tego fakt, że według różnych badań
mniej więcej połowa obecnych przedszkolaków będzie pracowała w zawodach, które jeszcze nie powstały. Jak
współczesna szkoła ma ich do tego przygotować?
Z tych powodów coraz więcej uczniów i studentów traktuje edukację jako swego rodzaju archaiczny rytuał, konieczny i
bezproduktywny ­ my udajemy, że ich uczymy, a oni udają, że się uczą. Wiedzą dobrze, i my o tym dobrze wiemy, że
80 procent wiedzy zdobywanej w szkole i na studiach zapomną mniej więcej pięć lat po rozpoczęciu pracy
zawodowej, nigdy jej faktycznie nie używając ani nie potrzebując. Po co więc szkoła? To pytanie społeczno­polityczne. Co mamy nagle zrobić z taką olbrzymią rzeszą młodych ludzi?
Kto ma ich doglądać, kiedy rodzice są w pracy? Czy współczesny nauczyciel, oprócz podanych wcześniej jego cech
idealnych, nie jest też swego rodzaju wysoko wykwalifikowaną niańką, która musi udawać, że uczy różnych ważnych
rzeczy?
Podsumowując:
* testy kompetencji testują coś, o czym nie bardzo wiemy, do czego miałoby nam się przydać (oprócz potrzebnych
rządom podsumowań, statystyk i ewaluacji, niezwykle przydatnych podczas kampanii wyborczych);
* nacisk na specjalistyczne przygotowanie czyni ze współczesnej szkoły, na każdym szczeblu, również akademickim,
typową szkołę zawodową ­ z tą różnicą, że nie gwarantuje zatrudnienia, lecz raczej coś przeciwnego;
* centralizacja zarządzania krępuje ręce kreatywnym dyrektorom i kadrze pedagogicznej, która mogłaby zaoferować
coś odbiegającego od normy.
Tu się kształcą przyszli premierzy: Szkoła podważania wszystkiego. Polacy na Oksfordzie
Filozof nie stoi przy taśmie Jak widać, współczesny system edukacyjny to nie jest miejsce dla filozofii. Uczniowie i studenci nie potrzebują jej, nie
potrzebuje jej ministerstwo i rynek pracy. Apele o jej przywrócenie czy wprowadzenie do szkół, petycje do rektorów,
żeby objęli filozofię jakąś specjalną ochroną motywowaną jej szacownością, nawet jeśli przyniosą jakieś okresowe
skutki, nie zmienią sytuacji na dłuższą metę. Jeżeli nie zmieni się tryb życia współczesnego człowieka i związany z
nim sposób myślenia o gospodarce, żadne tego rodzaju posunięcia niczego nie zmienią.
Czy to źle lub dobrze? Nie wiem. Kto ma to oceniać? Kto wie, jak powinni żyć ludzie i jak myśleć? A czy to źle dla filozofii? Jak na wstępie: nie sądzę. Uważam, że filozofia sobie poradzi. Jak zwykle. Wielkie myśli
wielkich filozofów, nasza możliwość włączenia się w ich ponadczasowy dialog, zawsze pozostanie taka sama. Nie
martwię się więc o filozofię.
Pamiętam, że kiedy przeszło ćwierć wieku temu decydowałem się na podjęcie studiów filozoficznych, nikt nie pytał
mnie, co po tym będę robił. Mnie też to pytanie jakoś nie przychodziło do głowy. Filozofia wydawała mi się
wartościowa, pasjonowała mnie. Wydawało się, że to wystarczy, żeby poświęcić jej życie. Tymczasem dzisiaj prawie
każdy licealista staje przed tym strasznym pytaniem. Oczekuje się od niego, że wybierając kierunek studiów, będzie
potrafił się z tego wytłumaczyć w kategoriach praktycznych. Nie widzę niczego złego w paradygmacie pragmatycznym. Niepokoi mnie jedynie jego dominacja. Co powiedziałby
na to na przykład Arystoteles? Co powiedziałby, gdyby któryś z jego słuchaczy, rodzic lub przedstawiciel greckiego
establishmentu spytał, co da uczniom wiedza pobierana w jego Lykeonie? Powiedziałby, że takie pytania zadają
ludzie o duszach niewolniczych. Człowiek wolny poszukuje tego, co ważne, i stara się następnie według tego żyć.
Co powiedziałby następnie Platon, Epikur, Sokrates, Arystoteles i wszyscy inni starożytni, gdyby jakiś przedstawiciel
ateńskiego rządu przyszedł do nich i powiedziałby im, czego i jak mają w swoich szkołach uczyć? Uznaliby, że to
całkowicie niedorzeczne.
Dzisiaj piszemy petycje do rektorów, licząc, że okażą się przychylni filozofii. Zapominamy, że to nie uniwersytety
powołują do życia filozofię ­ to filozofia powołuje do życia uniwersytety. Edukacja zaś nie jest tylko po to, żeby
zaspokajać potrzeby, ale także żeby je kreować. Człowiek bowiem może mieć potrzeby, o których nie wie nawet, że
istnieją.
Uniwersytet, nie zawodówka Współczesny system edukacyjny to nie jest miejsce dla filozofii, ale, znowu parafrazując Hegla, tym gorzej dla tego
systemu. Filozofia nie musi prosić o łaskę żadnych ministrów ­ może i powinna żyć własnym życiem. Od pięciu lat prowadzę kawiarniane spotkania i dyskusje filozoficzne w ramach założonego przeze mnie Centrum
Praktyki Stoickiej. Spotkania te cieszą się nieodmiennym powodzeniem. Ich uczestnicy czerpią z nich, bo kierują się
autentyczną wewnętrzną motywacją. Nie potrzebujemy do tego żadnej instytucji, certyfikatów, testów kompetencji.
Prędzej czy później większość z nas doświadcza poważnego zagubienia w elektronicznym szumie. Zaczynamy wtedy
szukać odpowiedzi. I to właśnie jest dobry moment, żeby zacząć filozofować. Nie wiem, w jaką stronę pójdzie
współczesna szkoła. Bez wątpienia znajduje się w poważnym kryzysie. Nie sądzę, żeby to od razu był czyjś błąd.
Nasza cywilizacja stale ewoluuje i rozwiązania systemowe, które sprawdzały się na jakimś etapie, już nie działają.
Uważam, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zlikwidować szkołę w obecnym kształcie i zmienić na coś innego. Ale
na co? Nie wiemy jeszcze. Trzeba poszukiwać nowych rozwiązań.
Może jednym z nich, jako rodzaj eksperymentu, byłby uniwersytet czerpiący inspirację z ducha antycznego
nauczania? Jak mógłby wyglądać? Wyobrażam sobie, że powinien mieć tylko dwa wydziały: teoretyczny i praktyczny. Wyobrażam
sobie, że na wydziale teoretycznym studenci słuchaliby wykładów specjalistów z różnych dziedzin, w tym filozofów, a
następnie w profesjonalnie moderowanych debatach próbowaliby zrozumieć, co z tego wynika dla naszego obrazu
świata, poszukiwaliby syntezy wiedzy. Na wydziale praktycznym uczestniczyliby w warsztatach prowadzonych przez
przedstawicieli różnych tradycji duchowych: buddystów, taoistów, stoików, epikurejczyków, chrześcijan, ponadto
uczestniczyliby w zajęciach różnych tradycji psychoterapeutycznych. W ten sposób uczyliby się różnych metod i
modeli dobrego życia. Myślę, że dopiero taką koncepcję edukacji można by z czystym sumieniem nazwać
uniwersytetem. To bowiem, co dzisiaj nazywamy uniwersytetami, to raczej wyspecjalizowane szkoły zawodowe. A to,
co nazywamy liceami ogólnokształcącymi, to przygotowanie do podjęcia edukacji w takiej szkole zawodowej.
Czy i kiedy taki model będzie możliwy? Nie wiem. Ale myślę, że warto spróbować i sprawdzić, co by to przyniosło.
Może nie musimy słuchać dyktatu rynku. Może, jeśli zmienimy nasze myślenie, to i rynek się jakoś do niego
dostosuje?
*dr Tomasz Mazur ­ ur. 1972, filozof, wykładowca akademicki, nauczyciel, założyciel Centrum Praktyki Stoickiej. Autor
książek: ''Zbawienie przez filozofię'' (2003), ''Kapryśni bogowie Sokratesa'' (2008), ''Kamyk
filozoficzny ­ Nowożytność. Podręcznik filozofii do szkół ponadgimnazjalnych'' (2010), ''Fiasko. Poradnik nieudanej
egzystencji'' (2012), ''O stawaniu się stoikiem'' (2014) Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl ­ http://wyborcza.pl/0,0.html © Agora SA