Wtorek, 5 września, Łódź Środa, 6 września, Łódź
Transkrypt
Wtorek, 5 września, Łódź Środa, 6 września, Łódź
28 VI – 31 XII 1939 Wtorek, 5 września, Łódź Cała noc minęła bez alarmów. Ciekawe… Albo oszczędzają Łódź, dla jakichś niewiadomych powodów, albo Anglia i Francja zdołały ich tak zająć, że u nas rezygnują. Wieczorem spostrzeżono dwóch szpiegów w mundurach żołnierzy Wojska Polskiego. Z tej okazji musiałem mieć z Ignacym dyżur przy wejściu do parku. Środa, 6 września, Łódź Boże, co się dzieje! Popłoch, masowe ucieczki, defetyzm. Miasto opuszczone przez policję i wszelkie inne instytucje państwowe oczekuje w trwodze wejścia spodziewanych wojsk niemieckich. Cóż to się stało? Ludzie miejsca znaleźć sobie nie mogą, biegają z miejsca na miejsce, przenoszą swe poniszczone graciki w trwodze i zamieszaniu bez celu. Dyżur mój skończył się o pierwszej w nocy. Idę budzić Rysia Wójcikowskiego na zmianę. Jest on pesymistycznie nastrojony i z jego to ust słyszę po raz pierwszy coś o zamierzonej jakoby ewakuacji miasta. Opowiada, że61 w urzędzie, w którym pracuje jego ojciec, wszystko już spakowane i lada minuta opuszczają Łódź62. Dziwię się: co, jak? Niemcy, słyszę, lada godzina zajmują Łódź. W domu spotykam sąsiada naszego, pana Szabińskiego, który wraca z miasta i opowiada o olbrzymim popłochu i bieganinie, która opanowała ludzi. Tłumy mieszkańców opuszczają swe domy i udają się na pełną niebezpieczeństw wędrówkę w nieznaną przyszłość. Na ulicach płacz, szloch, narzekanie. Kładę się spać, lecz o piątej nad ranem budzą mnie głośne rozmowy w mieszkaniu. Siedzi sąsiad Grodzeński z żoną płaczącą, nawołującą nas do pójścia. Gdzie, dokąd, po co? Nie wiadomo. Lecieć, lecieć byle dalej, stąpać, brodzić, płakać, zapomnieć, uciec… byle uciec jak najdalej od niebezpieczeństwa. Mama moja, kochana, przewrażliwiona wiecznie mama, 61 62 Skreślone: u jego ojca. Ewakuacja rozpoczęła się już w nocy z 4 na 5 września i od początku miała charakter nieskoordynowany. 6 września miasto opuściły władze państwowe i samorządowe wraz z prezydentem Kwapińskim. 59 Dziennik, Zeszyt 1 okazuje niezwykłe opanowanie się i pociesza i odwodzi od niedorzecznych zamiarów Grodzeńską, z wolna usuwając z mieszkania zarazę zbiorowego szału, psychozę tłumu idącego na rzeź. Ojciec traci głowę, nie wie, co zrobić. Przychodzą inni sąsiedzi Żydzi na naradę, opowiadają o poleceniu opuszczenia miasta przez wszystkie osoby zdolne do noszenia broni, aby wróg nie mógł wysłać ich do obozów pracy. Więc nie wiedzą, co robić. Zastanawianie, wreszcie decyzja: zostać na miejscu. Jak będzie, tak będzie. Ciągle idą ludzie, ciągną sznury mężczyzn na punkt zborny w Brzezinach, uciekają poborowi i rezerwiści. Za nimi kobiety, toboły na plecach, bielizna, pościel, jedzenie. Lecą też małe dzieci. Wszyscy komendanci uciekli, tak że żartem nazwaliśmy siebie komendantami i odgrywaliśmy ich do południa. Tymczasem sytuacja staje się coraz bardziej naprężona, co nowy człowiek – nowa wiadomość. Jeden powiada, że 150 angielskich samolotów stoi w Sieradzu. Drugi mówi, że Niemcy zajęli już Zduńską Wolę i maszerują na Łódź. Wieści stają się coraz dziwniejsze i fantastyczniejsze. W domu płacz, przyszła ciocia Estera z dziećmi. Abek i Jankuś uciekli do Brzezin. Co robić, co zdziałać? O piątej wyłazi jakiś obiad składający się z okraszonej kartoflanki. Może inni i tego nie mają. Ojciec pędzi do wujka, wujek do ojca, lecz zawsze następuje decyzja: nie uciekać, zostać na miejscu. Po południu tworzy się u nas w blokach straż obywatelska. Ojciec też się zapisuje. Wieczorem niespodziewanie wraca Rysiek Wójcikowski z ojcem. Kupili rowery i wyjeżdżają jeszcze raz. Drogi straszne. Kładę się spać, po raz pierwszy całkowicie się nocnie przysposabiając. Nie ma obawy, niestety, trzeba powiedzieć, przed alarmami. Co się chce mieć, tego się nie niszczy. Wieczorem do miasta zaczął przyciągać polski tabor. Idą w dobrym porządku i spokojnie. Nie wiadomo, czy się cofają, czy idą na odpoczynek. Później jeszcze zaczęły wyjeżdżać z miasta tanki. Jadą na front. Na pancerkę niemiecką trzeba pancerkę. Józek Wolman zwiał do Brzezin, a matka rozpacza. Co jutro przyniesie? 60 28 VI – 31 XII 1939 Czwartek, 7 września, Łódź Dzień dzisiejszy nie przyniósł na razie nic nowego. Z rana wylazłem na dwór, nic nie robiłem, jak wszyscy, a ciągle się gadało o tym, co będzie. Wejdą czy nie wejdą. Powlekliśmy się na Pabianicką szosę patrzeć na nadchodzący tabor polski. Tak nie wygląda wojsko uciekające. To przypomina normalne przejście wojsk. Odzywa się więc słaba nadzieja. Może nie wejdą? Czy powtórzy się cud nad Wisłą63, czy dożyjemy teraz drugiej Marny64? Siedzi się z chłopcami, dziewczynkami, stara się człowiek odpędzić ogarniające go myśli, ale nie idzie. Co to będzie? Przyjeżdża jeden żołnierz na koniu do naszej sąsiadki. To jej brat. Powiada, że Niemców odpierają i trzymają się mocno. Dziennik popołudniowy donosi, że Francuzi idą w głąb Niemiec, a Polacy się trzymają. Organizuje się milicję65. Ojciec się zapisał. Może na służbie powróci jakoś do równowagi, zmniejszy swe zdenerwowanie. Wieczorem słychać huki armat i widać łunę na południu. Czyżby już tak blisko? Przychodzi jeden typ i powiada, że Łódź okrążona lada chwila będzie wzięta. Idę do domu spać, aby nic nie widzieć, nic nie słyszeć. Co będzie, to będzie. Może stanie się cud… Marna, och Marno, powtórzę się… A może jednak cud… Piątek, 8 września, Łódź Łódź zajęta! Cały dzień spokojnie, aż za spokojnie. Po południu siedzę w parku, rysując portret jednej koleżanki, gdy wtem ta przerażająca wiadomość. Łódź oddana! Patrole niemieckie na Piotrkowskiej. Przestrach, zdziwienie… Oddana bez walki? Może to tylko jakiś 63 64 65 Cud nad Wisłą – popularne określenie bitwy warszawskiej stoczonej w 1920 r., podczas wojny polsko–bolszewickiej. Jej rezultat zadecydował o powstrzymaniu sowieckiej ofensywy i ocalił niepodległość Polski. Marna – podczas I wojny światowej bitwa wojsk francusko–brytyjskich z armią niemiecką, stoczona w dniach 5–9 IX 1914 r. nad rzeką Marną, powstrzymała ofensywą niemiecką w kierunku zachodnim. Milicja Obywatelska powstała już 27 sierpnia jako organizacja do walki z lichwą i drożyzną. Po utworzeniu Komitetu Obywatelskiego przejęła obowiązki policji państwowej. 61 Dziennik, Zeszyt 1 manewr taktyczny. Zobaczymy. A tymczasem milkną rozmowy, pustoszeją ulice, twarze i serca zasklepiają się ponurą, spokojną surowością i nienawiścią. Wraca pan Grabiński z miasta i opowiada jak to miejscowi Niemcy witali rodaków66. Grand Hotel, w którym ma się zatrzymać generalicja przystrojony girlandami kwiatów, do aut wojskowych wskakują cywile, chłopcy, dziewczęta z radosnym okrzykiem „Heil Hitler”. Na ulicach głośna rozmowa niemiecka. Wszystko, co dawniej było ukryte, patriotyczne, obywatelskie, teraz pokazuje swe prawdziwe oblicze. Wieczorem zapalono na ulicach światło. Obawy nalotów lotniczych przecież nie ma… Sobota, 9 września, Łódź Z rana wywieszono ogłoszenia w języku polskim i niemieckim (niemiecki pierwszy!) o zachowaniu spokoju w chwili wkroczenia wojsk niemieckich. Podpisano: Komitet Obywatelski m. Łodzi67. Podszedłem później nieco do Pabianickiej szosy oglądać te przybywające wojska. Dużo aut, żołnierze wcale nie nadzwyczajni, mundurami różnią się jeno od polskich. Mundury ich stalowo–zielone. Miny gęste, zawadiackie. Są przecież zdobywcami! Jak błyskawica przesuwa się auto z wyższymi oficerami o marsowych twarzach. Ulica spokojna, obojętnie przygląda się przejeżdżającym wojskom. Cóż, cicho, sza! Wracamy do bloków, siada się na ławkach, rozmawia się, żartuje. Pal kaczka! Jechał go sęk!, jak mawiał Zagłoba. 66 67 Przed wojną w Łodzi mieszkało ok. 67 tys. Niemców. Wielu z nich w momencie wkroczenia wojsk niemieckich do Łodzi ustawiło się w szpalerach wzdłuż ulic: Pabianickiej, Rzgowskiej i Piotrkowskiej i entuzjastycznie witało oddziały Wehrmachtu. W związku z opuszczeniem przez władze państwowe i samorządowe miasta 6 IX 1939 r. powołano do życia społeczną instytucję pod nazwą Komitet Obywatelski, która miała pełnić funkcje władz miejskich. Wzorowano się na analogicznej instytucji działającej w Łodzi w czasie I wojny światowej. Do Komitetu, kierowanego przez bp. Kazimierza Tomczaka, weszli cieszący się zaufaniem działacze społeczni, w tym przemysłowcy pochodzenia niemieckiego. 62 28 VI – 31 XII 1939 Niedziela, 10 września, Łódź Pierwsze oznaki pobytu Niemców! Łapią Żydów do kopania. Ostrzegł mnie przed pójściem na miasto pewien stary profesor, emeryt mieszkający w jedenastym bloku. Poczciwy staruszek (chrześcijanin). A co teraz zrobić? Jutro pierwszy dzień szkoły. Kto wie, co tam z naszą kochaną budą słychać. Koledzy i koleżanki idą jutro do szkół, co najmniej się dowiedzieć, co słychać. A ja muszę siedzieć w domu. Muszę! Rodzice uważają, że jeszcze mnie nie chcą stracić. Och, szkoło ukochana!… Przeklęte niech będą chwile, kiedy kiedykolwiek narzekałem na ranne wstawanie do szkoły, lub klasówki. Oby tylko mogły powrócić! Poniedziałek, 11 września, Łódź Z rana wstaję, czynię ostatnie próby pójścia do szkoły, lecz rodzice mnie nie puszczają. Trudno: siedzę w domu, czytam, wracam do francuskiego. Coś robię, później wyłażę, słyszę opowiadania o łapaniu na roboty, wracają koleżanki i koledzy. Wszędzie prawie były lekcje prawie od razu „normalne”. W każdej klasie kilku uczniów i uczennic, lecz mimo to bez podręczników, bez zeszytów „lekcja”. Na razie powtórki. Z wolna staję się przygnębiony, nie wiem, co z naszą szkołą. Nasz kochany, nowy, śliczny gmach!...68 Koledzy, nauczyciele, czyż pracujecie?... Postanowiłem sobie w sobotę koniecznie pójść do miasta i wszystkiego się dowiedzieć. Ewentualnie zrobić to, co przerobili dziś i co przerobią jutro. (W środę erew Rosz ha-Szana69, więc do niedzieli szkoły nie będzie). Zrobię sobie coś niecoś z angielskiego też. Język to grunt. 68 69 Zajęcia gimnazjum męskiego, do którego chodził Sierakowiak, miały się rozpocząć 1 września w nowym budynku przy ul. Anstadta 7. erew Rosz ha-Szana (hebr.) – wigilia żydowskiego Nowego Roku. 63 Dziennik, Zeszyt 1 Wtorek, 12 września, Łódź Znów łapią, biją, rabują. Sklep, w którym pracuje mój ojciec – zrabowany. Niemcy miejscowi pozwalają sobie na wszystko. Opowiadają o różnych sposobach traktowania Żydów przy robotach. Niektórzy odnoszą się do nich bardzo dobrze, a inni w sadystyczny sposób znęcają się nad nimi. Zdarzyło się na przykład, że kazano pracującym Żydom przerwać pracę, rozebrać się i stanąć twarzą do ściany. Wówczas oświadczono im, że będą rozstrzelani. I rzeczywiście strzelano w ich stronę,70 umyślnie nie celując dobrze. Nikomu nic nie zrobiono, ale ta procedura, powtarzana po kilka razy, większość 71 Żydów przyprawiła o silny rozstrój nerwowy. Oto, co potrafią łódzcy hitlerowcy. Środa, 13 września, Łódź Erew Rosz ha-Szana. Tak jak i w poprzednie dni, nie wychodzę nigdzie. Święto nadchodzi, smutne, biedne, niczym się nieróżniące od dni powszednich. Ten sam suchy chleb z marnym kawałkiem śledzia. (Właściwie to ten śledź jest tylko na święto). Według wydanego dziś rozporządzenia, sklepy mają być jutro otwarte. Jest to cios dla Żydów od wieków największy. Rosz ha-Szana! Otwarte sklepy! Natomiast synagogi mają być zamknięte. Nie ma możności wspólnego modlenia się o zmiłowanie, nic. Kasuje się wszelkie elementarne zasady wolności człowieka. Jakkolwiek nie jestem człowiekiem starej daty, wymigać się co rok od modlitwy uważałem za oswobodzenie, jednak teraz odczuwam ten wspólny Żydom zakaz jak najboleśniejszy. Rozumiem bowiem, co daje wiara wierzącym; są oni poniekąd spokojni i szczęśliwi. A odebrać człowiekowi jego jedyne ukojenie, jego wiarę, nie pozwolić na ukochany, życiodajny kult, jest zbrodnią niepowetowaną. Żydzi tego Hitlerowi nie przepuszczą. Zemsta nasza będzie straszna. 70 71 Skreślone: ale celowo. Skreślone: pracowników. 64 28 VI – 31 XII 1939 Czwartek, 14 września, Łódź Z rana modliliśmy się w domu. Był też wujek Salomon i sąsiad Kamusiewicz. Jedna wygoda dla mnie, że nie trzeba odwalać całej modlitwy. Znów opowiadania, pogłoski. Ci odparli, ci zajęli. Nic się nie wie. Dzienniki wieczorne przez radio stoją ze sobą w odrażającej sprzeczności. Jesteśmy bez poczty, bez telefonu, bez żadnej wieści z zewnątrz. Ciągle wracają uciekinierzy. Przygody ich zajmują wiele czasu w opowiadaniach i zapełniają znakomitą część nudnego więziennego dnia. Trochę padało przed obiadem. Gdyby tak od początku wojny padało, nie byłoby jeszcze Niemców w Łodzi. Tanki na polskich drogach po deszczu to bezsilne maszyny, uwięzione i osaczone. Po południu znów ładnie, znów ukazują się samoloty niemieckie, które od wkroczenia Niemców do Łodzi ciągle warczą nad głowami na śmiesznie72 małej wysokości. Po co benzynę psują, psiekrwie!... Wałęsamy się po ulicach, ględzimy, żartujemy, ale to nudzi. Żeby już tak pójść do szkoły. Piątek, 15 września, Łódź Pierwszy raz dziś mama poszła po chleb i nie dostała. Idzie się z rana o piątej, staje w kolejce, o siódmej otwierają piekarnie, dzielą po kilogramie chleba. Tak jest już od tygodnia. Mama idzie codziennie i dostaje. Dziś poszła, a chleba już nie było. Trzeba chyba o pierwszej wstać, stanąć tam i czekać. W mieście agenci hitlerowscy usuwają Żydów z wszystkich kolejek przy zakupie żywności, tak że biedny Żyd, niemający służącej, skazany jest na śmierć głodową. Metody humanitarności niemieckiej XX wieku. Wrócili dziś Rabinowiczowie ze swymi sąsiadami z wędrówki. Wyglądają strasznie. Dwóch synów jechało innym wozem i nie wróciło. Nikt nie wie, gdzie są. Opowiadają Rabinowiczowie o strzelaninach, noclegach, marszach, niebezpieczeństwach itd. aż skóra cierpnie. Zdarzają się też momenty humorystyczne. Humor znajdzie się wszędzie. Uśmiech w nieszczęściu. 72 Skreślone: niskiej. 65 Dziennik, Zeszyt 1 Sobota, 16 września, Łódź Rabowanie sklepów trwa. Wyciągają wszystko, co mogą. U Epsztajnów na placu Reymonta zrabowali cały magazyn jubilersko– zegarmistrzowski. Biedni Epsztajnowie ledwo uszli z życiem. Chciałem po południu pójść do miasta dowiedzieć się, co tam z naszą szkołą, ale rodzice nie puścili mnie. Jutro mama się dowie u jednego typa, który podobno był w szkole w poniedziałek, co i jak. Niedziela, 17 września, Łódź Okazało się dzisiaj, że nasze gimnazjum73 się rozleciało dosłownie, a pierwsze74 ma się złączyć z żeńskim i 75 naszymi niedobitkami. Gmachy zajęte. Rozpacz mnie ogarnia. Spaceruję sobie z Jadzią po południu, gdy wtem przylatuje Marek Rabinowicz z wieścią dziwną, zatrważającą. Rosja zerwała pakt o nieagresji z Polską i zajęła wschodnie ziemie Rzeczypospolitej! Dokładniejszych wiadomości jeszcze nie ma. Nie mogą początkowo nic pojąć. Wkrótce radio niemieckie, sowieckie, angielskie i polskie wyjaśnia powoli sytuację. Otóż rząd sowiecki zmobilizował swą armię, albowiem czuje się zagrożony (gdzie pakt o nieagresji z Niemcami?!) i ponieważ rządu polskiego w Warszawie nie ma, Rosja czuje się zobowiązana bronić przed Niemcami Białorusi i Ukrainy. Dowództwo polskie oświadczyło, że z Rosją walczyć nie będzie (więc widocznie na rękę nam ten akt, pomimo wszystko, agresji?...), lecz całe swoje siły skieruje przeciwko Niemcom. A radio angielskie podało, że najwidoczniej wojsko rosyjskie współdziałać będzie z polskim. Więc co to jest? Czyżby Rosja przypomniała sobie jednak, że jej największym wrogiem jest hitleryzm. Zobaczymy. A tymczasem wojska niemieckie okrążyły Warszawę i wysłały ultimatum do miasta, aby się poddało. 73 74 75 II Gimnazjum Męskie i Liceum Humanistyczne TŻSS mieściło się przy ul. Kamińskiego 22. I Gimnazjum Męskie TŻSS i Liceum Matematyczno-Fizyczne TŻSS, mieszczące się przy ul. Kamińskiego 21. Skreślone: razem z. 66 28 VI – 31 XII 1939 Dowództwo Warszawy na ultimatum Niemiec nie dało zadowalającej Niemców odpowiedzi. I dlatego też armia niemiecka natychmiast rozpoczęła dalsze bombardowanie miasta, przyrzekając je zamienić w gruzy. Polacy wzięli do niewoli 12 000 Niemców. Poniedziałek, 18 września, Łódź Mama wyjechała dziś rano do miasta do szefa mego ojca w sprawie pieniędzy (nic nie dał, cholera, chyba nam przyjdzie umrzeć z głodu) i przy okazji była w gimnazjum żeńskim na Piramowicza. Okazało się, że od dzisiaj połączyły się nasze trzy gimnazja w jedno, koedukacyjne. Jutro idę nareszcie do szkoły. Koedukacyjne klasy! Niczego sobie dziewuchy podobno. Żeby tylko nauka była normalna. Mamy otrzymywać świadectwa „nietykalności”, aby nas nie łapano do pracy. Wieczorem słyszałem dziennik i Marka. Rosja zajęła Wilno, Kołymę76, Baranowicze i Tarnopol. Woroszyłow oświadczył, że Rosja bierze w obronę Białorusinów, Ukraińców77 i Żydów (!), cierpiących bardzo w niewoli niemieckiej, i nie chce ich oddać w ręce hitlerowców. Niemcy tymczasem mówią, że Rosja dzieli się z78 nimi Polską. Anglia podała w dzienniku prawie we wszystkich ważniejszych językach Europy wiadomości o wspaniałych zwycięstwach wojsk francuskich, które posunęły się o 160 km w głąb Niemiec. Niemcy pośpiesznie budują front pod Berlinem. Następnie podała Anglia odezwę prezydenta Mościckiego, który uchodzi z rządem do Rumunii. W końcu zdementowało radio angielskie wiadomość o ustąpieniu marszałka Śmigłego-Rydza, wskazując na jego osobiste kierownictwo frontem79 pod Kutnem i na wspaniałe zwycięstwa, jakie wczoraj i dziś wojsko polskie osiąga. Tymczasem krążą w mieście 76 77 78 79 Chodzi prawdopodobnie o Kołomyję. Skreślone: Polaków. Skreślone: Niemcami. Informacja nieprawdziwa. Podczas bitwy nad Bzurą (pod Kutnem) marszałek Edward Rydz-Śmigły znajdował się w południowo-wschodniej Polsce i nie miał możliwości bezpośredniego dowodzenia wojskami walczącymi na zachód od Wisły. 67 Dziennik, Zeszyt 1 pogłoski o czerwonych sztandarach w Warszawie i lewicowym rządzie z byłym premierem, pepesowcem Barlickim na czele i prezydentem Łodzi Kwapińskim jako wiceprezydentem. No, niczego sobie zwrot. Może otrzymamy teraz pomoc rosyjską przeciwko Niemcom? Zobaczymy. A tymczasem jutro idę do szkoły. Niech żyje szkoła! Wtorek, 19 września, Łódź Z rana w wyczyszczonym mundurze pojechałem (z powrotem przyszedłem pieszo, będę ciągle chodził, nie ma forsy na tramwaj) do szkoły. Przed bramą spotkałem chłopców z naszej klasy (Lolka Łęczyckiego i Epsztajna), którzy zaprowadzili mnie do klasy. Dziewcząt jest 15, chłopców z obydwu gimnazjów 18-tu. Mieliśmy, jak i wczoraj mieli, trzy lekcje. Przeważnie powtórki. Zaświadczeń żadnych nie dostaliśmy. Z naszych nauczycieli jest zaledwie kilku. Przeważnie powtarzamy. Nie wiadomo jeszcze, czy80 lekcje będą razem z dziewczętami, czy osobno, albowiem robi się ciasno. Jeśli osobno, to my będziemy pewnie po południu. O piątej wysłuchałem mowy Hitlera. Mówił w „das befreite Stadt Danzig”81 po owacyjnym powitaniu i przyjęciu. Mowa tego, bądź co bądź, wielkiego męża stanu nie była tego określenia mówcy godna. Rzucał się, wił, unosił, obrażał, przymilał się, a nade wszystko kłamał, kłamał… Kłamał, mówiąc, że Polska wszczęła wojnę, kłamał, mówiąc o prześladowaniach („barbareien”82) Niemców w Polsce. Kłamał, mówiąc o swych dobrych, zawsze pokojowych zamiarach itd. Następnie wyjechał z serią obelg pod adresem polskich władz, Churchilla, Coopera (Duff)83 i Edena84. 80 81 82 83 84 Skreślone: szkoła. das befreite Stadt Danzig (niem.) – oswobodzone miasto Gdańsk. Barbarei (niem.) – barbarzyństwo. Albert Duff Cooper (1890–1954) – brytyjski polityk, do 1937 r. minister wojny, później pierwszy lord Admiralicji, przeciwnik polityki ustępstw wobec III Rzeszy i faszystowskich Włoch, po podpisaniu układu monachijskiego podał się do dymisji. Anthony Eden (1897–1977) – brytyjski polityk, od 1935 r. minister spraw zagranicznych, w 1938 r. podał się do dymisji i zbliżył do pozostającego wówczas w opozycji Winstona Churchilla. 68 28 VI – 31 XII 1939 Mówił o swej chęci pogodzenia się z narodami angielskim i francuskim, mówił ciągle jeszcze o niesprawiedliwościach traktatu wersalskiego, przy czym oświadczył, że Polska nigdy w granicach tego traktatu nie powstanie (!). Wreszcie oświadczył, że robota angielska, mająca na celu obalenie rządzącego w Niemczech reżymu, nigdy nie dopnie celu, co najlepiej świadczy o istnieniu, i to bardzo poważnym, takiej akcji. W końcu omówił Hitler swe dobre stosunki z Rosją (?...) i niemożliwość wybuchu konfliktu niemiecko-rosyjskiego. Kilka patetycznych uwag na temat Gdańska i koniec mowy. Środa, 20 września, Łódź Wstałem dziś wcześniej i o siódmej dwadzieścia wyruszyłem pieszo do szkoły. Droga nudna i długa, ale kochana i miła. Pięć kilometrów z dokładką! Byle można chodzić do szkoły. W szkole powiedzieli nam, że od jutra lekcje są dla chłopców od dwunastej trzydzieści do czwartej dwadzieścia. Trudno! Będzie pięć lekcji codziennie, oprócz sobót i niedziel. Więc jednak w soboty nauki nie ma. Dziewuchom miny skwaśniały, kiedy usłyszały, że mają być rozłączone, ale trudno powiedziały i koniec! Życie nie romans. Wojna nie pokój. Ale właśnie w czasie pokoju nie widzą chłopców w szkole nigdy. Niemcy wydali już odpowiednie zarządzenia pieniężne, a mianowicie, że wprowadzona zostaje na równi ze złotym marka niemiecka (2 zł p[olskie]) i bony Komitetu Obywatelskiego85. Nie omieszkano też wydać kilku zarządzeń antysemickich, a mianowicie, że nie wolno Żydom posiadać więcej jak 1000 marek (2000 zł p[olskich]), a z pieniędzy posiadanych w bankach wolno pobierać jedynie 250 marek tygodniowo. Rabowanie sklepów i „wyprzedaże” ustają jakoś, lecz „akcja” łapania do pracy trwa. 85 Znaczna część środków finansowych została wywieziona przez polskie władze opuszczające Łódź, w związku z tym Komitet Obywatelski planował wyemitować bony pieniężne. Miały one pełnić rolę pieniądza obiegowego, umożliwić m.in. wypłatę wynagrodzeń i zaspokoić bieżące potrzeby finansowe miasta. 69