witamy w kraju ubu - Filmoteka Szkolna

Transkrypt

witamy w kraju ubu - Filmoteka Szkolna
WITAMY W KRAJU UBU
Katarzyna Janowska
„Polityka” 2003, nr 39
Dramat „Ubu Król” napisał pod koniec XIX w. piętnastoletni Francuzik Alfred Jarry
wespół z dwoma kolegami z ławy szkolnej. Bohaterem swej farsy uczynili znienawidzonego
profesora fizyki. Dziełko powstało więc jako satyra na szkolnego tyrana. Jednakże ta historia
o dziwacznej i groteskowej postaci, która staje się królem imaginacyjnej Polski, to
uniwersalna opowieść o nadużyciach władzy.
Sam autor tak dalece uwierzył w swego bohatera, że jako dorosły człowiek utożsamił
się z nim. Ubierał się niechlujnie, wyrażał wulgarnie. Listy podpisywał: Ubu. Pił od rana
absynt wymieszany z octem. Wszczynał awantury. Strzelił z pistoletu do mężczyzny
siedzącego obok przy stoliku kawiarnianym, bo przeszkadzał mu dym z papierosa. Pisał
wiersze, powieści, dalsze przygody Ubu Króla. Żaden utwór nie dorównał jednak debiutowi.
Jarry zmarł w wieku 34 lat.
„Ubu należy raczej do mitów literatury niż jej żywej części” – pisał w przedmowie do
pierwszego polskiego wydania „Ubu Króla” w 1936 r. Tadeusz Boy-Żeleński. Niewiele
zmieniło się od czasów słynnego krytyka i tłumacza literatury francuskiej. Mało kto czytał
dziełko Alfreda Jarry’ego, mało kto wie, dlaczego wokół tej sztuczki tyle zamieszania, ale
powiedzenie „w Polsce czyli nigdzie” weszło do codziennego języka. Instynktownie każdy
rozumie, dlaczego maskę Ubu przyklejano generałowi Jaruzelskiemu, później prezydentowi
Wałęsie, dziś Andrzejowi Lepperowi.
Bronisław Geremek zapytany, czy jako polityk spotkał Ubu Króla, odpowiada
dyplomatycznie: – Jako historyk nie spotkałem. Więcej nie powiem. Ale Ubu ma moc
demaskowania głupoty władzy, która najostrożniej mówiąc, bywa jej cechą. Obala pozorny
majestat władzy.
Moi rozmówcy są zgodni, że Ubu powraca, gdzie ludzie „dużej i małej władzy czują się
bezkarni” (Piotr Szulkin), gdy „władza głupieje” (Adam Hanuszkiewicz).
Ale nie tylko głupota i arogancja władzy jest pożywką dla Ubu.
Czy to polski król?
Nasze stosunki z Ubu są niejednoznaczne. Z jednej strony właściwie niemal
anektowaliśmy go do polskiej kultury, z drugiej – nie zawsze byliśmy pewni, czy oglądając
Ubu możemy się bezkarnie śmiać. Makabryczna farsa nosi bowiem podtytuł „Ubu Król czyli
Polacy”. Na dodatek autor wyjaśniał, że rzecz dzieje się „w Polsce czyli nigdzie”. Gdy Alfred
Jarry pisał swoje dziełko, Polski nie było na mapie świata. Była fikcyjną krainą. Ale owo
„nigdzie” nie przypadło nam do gustu. Przez lata, a może i dziś, w tyle głowy kołacze nam
obawa, czy aby w oczach Zachodu ciągle nie jesteśmy krainą „nigdzie”? Ziemią zagrzebaną
między Rosją a Niemcami? W dwudziestoleciu międzywojennym rozważano nawet
wystosowanie noty dyplomatycznej do rządu francuskiego, by nie grano tam „Ubu Króla”,
gdyż dzieło to obraża Polaków.
Jedno nie ulega wątpliwości. Ubu odbija w karykaturalnej postaci to, co nam w duszy
gra. Jeśli męczy nas polski kompleks, jeśli czujemy się mało kulturalni, prostaccy – w Ubu
zobaczymy opoja i gbura w polskiej koronie na głowie.
Krzysztof Jasiński, kiedy w październiku 1981 r. wystawił w krakowskim Teatrze Stu
„Ubu Króla”, nie miał wątpliwości, że „Ubu” jest satyrą na nasze narodowe wady. Rolę Ubu
powierzył atletycznie zbudowanemu Władysławowi Komarowi, mistrzowi świata w pchnięciu
kulą. – Dla mnie Ubu to paskudna figura, która wyłazi z naszej historii. Zobaczyłem go jako
wulgarnego sarmatę kierującego się prywatą – wspomina dzisiaj.
Krzysztof Warlikowski, który przygotowuje inscenizację opery Krzysztofa
Pendereckiego, też dostrzega polski rys w ojcu Ubu: – Ubu jest odbiciem polskiego strachu
1
przed naszym nieudaniem, o którym pisał Gombrowicz. Autor „Ślubu” ma zresztą z Jarrym
wiele wspólnego. W „Ubu Królu” można szukać pierwowzoru dla gombrowiczowskiego
mordu przez poniżenie.
Bronisław Geremek, uważa natomiast, że siła Jarry’ego polega na ponadnarodowości
jego bohatera: – Jako historyk zajmowałem się włóczęgami w średniowiecznej Francji. W
dokumentach tego czasu określa się ich mianem „mieszkający wszędzie”, czyli w praktyce
nigdzie. Myślę, że tę interpretację można odnieść do miejsca akcji „Ubu Króla”. Profesor
Geremek, znawca kultury francuskiej, był pod wrażeniem pasji, z jaką kolejne pokolenia
młodych Francuzów odkrywały „Ubu Króla”. I nie było to dla nich odkrycie archeologiczne.
Odsłaniali zjawisko ważne dla ich współczesności.
Adam Hanuszkiewicz na początku lat 90. wystawił „Ubu Króla”: Nie przywiązywałbym
się do polskości Ubu. Głupota jest ponadnarodowa.
Sam Jarry w liście do pierwszego reżysera zalecał, by kostiumy były „odlokalnione i
odchronologicznione”, „przez co lepiej odda się pojęcie rzeczy wiecznej”. Może te argumenty
wystarczą, byśmy zapomnieli o polskości Ubu i dostrzegli w nim kogoś więcej.
Piotr Szulkin ceni u Jarry’ego bezczelność spojrzenia chłopca: – Alfred Jarry zmarł w
młodym wieku, w nędzy, naznaczony opinią skandalisty. Pewnie łatwiej było być filistrem. Iść
tam gdzie wszyscy. Ale Jarry szedł pod wiatr, krzycząc ludziom w twarz, że zdążają ku
zaślepieniu, którego koniec nazywa się totalitaryzm. Krzyczał tak nie tylko jako chłopiec, ale
również jako dorosły człowiek. Tego nie mogli już mu wybaczyć.
Gęba historii
Piętnastoletni smarkacz z porządnej kupieckiej rodziny w podręcznikach szkolnych
dostrzegł nieupudrowaną gębę nauczycielki życia, jak nazywali historię starożytni.
Gimnazjalista wydestylował wizję, która zdaniem Ryszarda Przybylskiego, autora
przenikliwego niczym spojrzenie mędrca, studium o tyranii ma swoje korzenie w Biblii: –
Biblia nie podsuwa człowiekowi marzenia o idealnym społeczeństwie. Przeciwnie. Z
olśniewającą furią ukazuje tryumf zła i mordu, wieńczący historyczne działanie ludzi…
Bronisław Geremek broni swojej dyscypliny: – Historia bywa różna. Składa się i z
przemocy i z miłosierdzia. Talent historyka polega na tym, aby tę wizję zrównoważyć. Ale
oczywiście od historycznych wykładów mocniej przemawiają krwawe wizje artystów. Przy
Szekspirze historycy są dobrymi pasterzami.
Bohater Jarry’ego, któremu niektórzy przypisują szekspirowski rodowód, rzeczywiście
wrył się w świadomość ludzi mocniej niż przekonanie, że historia to kraina w równej mierze
wojen co pokojów. Młodociany prawie-geniusz z odwagą dziecka, które potrafi powiedzieć
„król jest nagi”, kazał swojemu tłustemu i śmierdzącemu bohaterowi krzyczeć ze sceny
„merdre!”. Grówno! (w tłumaczeniu autora „Słówek”). Skandal! – okrzyknęła widownia
Theatre de l’Ouevre podczas paryskiej premiery sztuki w 1896 r. „Czy nie widzicie, że autor
ma was w dupie” – miał krzyczeć jeden z satyryków tamtego czasu.
Spektakl wygwizdany zszedł z afisza po jednym przedstawieniu, ale następnego dnia
jeden z krytyków napisał: „…wierzcie mi, mimo bzdurnej treści i nędznej formy objawił się
nam typ stworzony przez szaloną i brutalną wyobraźnię tego niemal dziecka. Ubu istnieje
odtąd niezapomniany. Nie pozbędziecie się go: będzie was straszył, będzie was zmuszał
bez ustanku do pamięci, że był, że jest; stanie się popularnym mitem szpetnych,
zgłodniałych instynktów”.
Śmieci rzucone w salonie
Ubu stał się nie tylko karykaturą władców. Jarry napluł w twarz wielkim instytucjom,
przywilejom i honorom. W młodzieńczym dziełku wykrzyczał tęsknotę za anarchistyczną
wolnością. Roland Barthes twierdził, że „Ubu Król” jest dziełem niekulturalnym niczym śmieci
2
rzucone w salonie. Jednak dla wielu dziełko to dało początek literackim tragediom naszych
czasów.
Jan Błoński pisał w programie do „Ubu” w Teatrze Stu: „z Ubu na scenę wkracza
fascynacja brzydotą, okropnością, chamstwem. Ubu nie jest strasznym mieszczaninem, jest
już tylko barbarzyńcą, który chce ukraść, zabić i uciec”.
Krzysztof Warlikowski: – Ubu nie jest łotrem szekspirowskim. Bohaterowie Szekspira
tkwią bowiem w starym porządku. Mieszczą się w kategoriach dobra i zła. Ubu natomiast
wypowiada na głos rzeczy, do których my nawet gdzieś w głębi nie przyznalibyśmy się przed
sobą. Jest antyfigurą. Kładzie kres starej literaturze. Daje początek nowej.
Jarry nie spodziewał się chyba, jak wielką karierę zrobi jego antybohater. W dziełku
gimnazjalisty po latach dopatrywano się zapowiedzi teatru absurdu, dadaizmu, kubizmu. Po
pierwszej wojnie światowej uznano, że Ubu w masce na twarzy (tak grał go aktor w
premierowym przedstawieniu) to zapowiedź śmierci tysięcy żołnierzy zagazowanych w
okopach pierwszej wojny światowej. Dalej Ubu to Hitler, Stalin i cała galeria
dwudziestowiecznych dyktatorów.
Drwina z Samossier
Kiedy w 1959 r. warszawska Stodoła wystawiła „Ubu Króla”, Jan Kott pisał: „Ten nowy
Król Ubu rozrósł się do satyry na całą historię narodową, od chrztu Polski do Października.
Nie oszczędza żadnego z kompleksów, żadnej z relikwii narodowych, drwi ze wszystkich
Somosierr, Szczerbców i świętości. Czasem od tego śmiechu mrowie przechodzi po
kościach”.
Od tamtej pory Ubu nawiedzał polskie sceny w chwilach politycznie istotnych: w 1959
r., w połowie lat 70., w latach 1981-1982, na początku lat 90.
Dziełko Jarry’ego napisane jest tak niechlujnie, że reżyser może pchnąć je w dowolnym
kierunku. Polscy inscenizatorzy pchali Ubu najczęściej w stronę czytelnych politycznych
aluzji. Spektakl Teatru Stu Krzysztofa Jasińskiego grano w cyrkowym namiocie. W chłodne
jesienne wieczory widzowie okrywali się kocami lub wojskowymi płaszczami rozdawanymi
przy wejściu. Premiera odbyła się w dniu, gdy gen. Jaruzelski został pierwszym sekretarzem
PZPR. Po trzech miesiącach spektakl zamknięto. Generał wprowadził stan wojenny.
Konstanty Puzyna pełnemu fajerwerków spektaklowi dosłowność aluzji politycznych.
Dla krytyka „Ubu Król” był dziełkiem metafizycznym. Świadomość tę, jako jeden z nielicznych
miał Piotr Szulkin, który w latach 80. wystawił Ubu w Instytucie Francuskim: – „Ubu Król czyli
Polacy” jest utworem metafizycznym. Jarry – może po prostacku, ale z instynktem – wchodzi
w zakątki duszy, w których rodzi się żądza, zło. Z pewnością tkwi tam diabeł, a może nawet
coś więcej – demon.
Dla Jana Peszka, odtwórcy tytułowej roli w filmie Piotra Szulkina, Ubu to studium o
naturze człowieka, który nie przejawia silnych, indywidualnych cech: – Zero to byłoby już
coś, ale jak się zmierzyć z nikim? W Ubu jest mroczna siła, która w sprzyjających
okolicznościach wybucha i pożera wszystko dookoła, łącznie z kategoriami moralnymi.
Najtrudniejszym zadaniem dla mnie było dotarcie do poziomu instynktu, który jest motorem
działań Ubu.
Aktorowi nie przeszkadza, że dostał rolę wbrew stereotypowemu obrazowi tej postaci.
Uważa, że Ubu trudny do zidentyfikowania fizycznie może być groźniejszy, bardziej
nieprzewidywalny.
Szulkin – jak sam mówi – zrobił film o mechanizmie władzy tej, która była, i tej, która
jest. Ale dostrzegł jeszcze jedną istotną rzecz. U niego źródłem przemocy są także ci, którzy
się władzy poddają. Bierny tłum nie jest bez winy: – Ubuzim jest przymiotem każdej władzy.
Władzy ze świecznika i władzy kelnera, który może napluć w talerz. To nie jest tak, że
pogarda jest w nich. Pogarda jest w nas. Dziś udajemy, że jak dzieci bawimy się w nową grę
o nazwie demokracja. Ale jednocześnie jesteśmy bezwolni, czekamy, aby ktoś nam ją
3
spuścił z nieba. Nasza demokracja tworzy się na nasz obraz i podobieństwo i inna nie będzie
i być nie może.
Reżyser żałuje, że filmu nie udało się zrealizować dziesięć lat temu, gdy powstał
scenariusz. Chce wierzyć, że gdyby jego „Ubu” pokazał się na początku lat 90. –… jako
symbol pazerności wyniesionej na piedestał, może cienka linia akceptacji dla bezprawia,
które nas otacza, istniałaby nadal, lecz rozpięta o pięć centymetrów dalej.
Krzysztof Warlikowski swoją inscenizację podporządkowuje muzyce, gdyż, jak
podkreśla, w operze ona jest najważniejsza. Muzyka Pendereckiego pcha „Ubu” w kierunku
farsy. Ubu operowy przypomina gruszkę w zbroi, jest historią oddaloną w czasie. Ale
poprzez aluzje do rzeczywistości politycznej i społecznej Warlikowski chce sprawić, by opera
w jego inscenizacji dokuczała.
Widok szkarady
Ubu nie odszedł wraz ze stuleciem dyktatorów, nie umarł z wiekiem dwudziestym,
którego był zapowiedzią. Jarry dokonał diabelskiej sztuczki. Przed krzywym lustrem postawił
każdego z nas. W tym kryje się tajemnica żywotności potwora Ubu. Piętnastoletni chłopak
instynktownie czuł, że każdy ma go w sobie. Bezwiednie obnażył istotę międzyludzkich
relacji.
Ryszard Przybylski w cytowanej już książce „Sardanapal. Opowieść o tyranii” pisze:
„Kiedy wchodzisz w życie społeczne, strzeż się przed wzięciem władzy. Nie minie dzień, jak
zostaniesz sprostytuowany przez zło ukryte w twej woli… Tyranów możesz już spotkać w
domu rodzinnym”.
W wolnej woli, która decyduje o naszym człowieczeństwie, kryje się więc zapowiedź
przemocy, chęć dominacji. Ten mechanizm funkcjonuje niezależnie od ustroju, czasu,
miejsca. Jest niezbywalną cechą człowieka.
Katarzyna Janowska
4

Podobne dokumenty