KROKODYL DLA UKOCHANEJ. Warto wspierać rozwój mężczyzny

Transkrypt

KROKODYL DLA UKOCHANEJ. Warto wspierać rozwój mężczyzny
Jacek Pulikowski
Artykuł ze strony: http://jerozolima.poznan.pl/czytelnia/krokodyl.htm
KROKODYL DLA UKOCHANEJ.
- fragment książki pod tym samym tytułem
Warto wspierać rozwój mężczyzny
KRÓLEWICZ Z BAJKI
Dwunasty postulat: żony - módlcie się nieustannie i wytrwale w intencji mężów,
narzeczonych, a nawet tych przyszłych mężów jeszcze dziś nie znanych.
Zadziwiające, jak wiele dziewcząt bezproduktywnie marzy o królewiczu, a jak mało zakasuje
rękawy i pracuje nad sobą, by być dla niego dobrą partią. Wydaje się, że jeszcze mniej sięga do
nadzwyczajnych, nadprzyrodzonych środków, by osiągnąć upragniony życiowo cel. Myślę o
modlitwie.
Niektóre dziewczyny całowały co prawda w dzieciństwie ukradkiem żaby, ale żadna nie okazała
się zaklętym królewiczem. Teraz, jako panienki, nie podejmują zaś żadnych kroków, by swą szansę
na spotkanie królewicza zwiększyć. To tak, jak w tym kawale, w którym Icek modlił się codziennie
do Boga, bo chciał wygrać milion złotych w totolotka. Wreszcie Bóg się zdenerwował i mówi:
"Icek, ty daj mi szansę i choć raz wypełnij kupon".
Niestety, dzisiejsze nastolatki, otumanione współczesną kulturą, myślą, że zdobycie królewicza
zależy od tego, jak się ubiorą. (Choć czasem bardziej by pasowało określenie: jak się rozbiorą.)
Znaczna część dziewcząt troszczy się ogromnie o kształty i wymiary swego ciała. Jednym sen z
powiek spędza troska o to, że mają za mały biust, innym, że za duży. Wiele dziewczyn, porównując
się z ideałem - lalką Barbie - twierdzi, że są za grube i odchudzają się, nieraz z wielką szkodą dla
zdrowia. Trudno mieć nawet pretensje do naiwnych panien, lecz niczym nie da się usprawiedliwić
dorosłych lansujących takie idiotyczne wzorce.
Drogie dziewczyny, spróbujcie uwierzyć, że co prawda byle jakiego chłopaka można złapać na
byle co, jednak prawdziwi królewicze, którzy chodzą po świecie, mają znacznie wyższe
wymagania. By zwiększyć szansę na spotkanie królewicza, należy bywać tam, gdzie oni bywają.
Można wprawdzie czasem spotkać prawdziwego królewicza pod budką z piwem (bo akurat
tamtędy przechodził), bądź wśród narkomanów (bo wszedł tam, by kogoś wyciągnąć), ale radzę na
to nie liczyć. Prawdopodobieństwo jest zbyt małe.
Dziewczyny, szukajcie sobie towarzystwa w kręgach ludzi dobrych, myślących, pomagających
innym, skupionych wokół pięknych i wielkich idei. Lecz przede wszystkim, chcąc spotkać
1
królewicza, musicie zainwestować w siebie. Stać się pięknymi duchowo i dobrymi, zdolnymi do
ofiarności i miłości, tak, by przechodzący obok królewicz, jak porażony padł do stóp i poprosił o
rękę.
Marzenia się spełniają
Dziewczyna potrafi modlić się o zdrowie dla siebie i bliskich, o zdanie egzaminu, nawet o dostanie
w prezencie wymarzonego ciucha. Czemu nie wpada na pomysł, by modlić się cierpliwie i
wytrwale o swojego przyszłego męża? Przecież on najprawdopodobniej gdzieś realnie jest, gdzieś
żyje, chodzi po ziemi. Zagrażają mu najróżniejsze niebezpieczeństwa. Może się w życiu pogubić i
przestać być godnym marzeń królewiczem.
Kiedyś do poradni rodzinnej przyszła staruszka. Przyniosła różne papierzyska po śmierci
małżonka: może się przydadzą. Mąż w ciężkich czasach powojennych bronił godności człowieka,
m.in. przeciwstawiał się zabijaniu dzieci poczętych w łonach matek. Wśród papierów znalazłem
maszynopis. Kilkadziesiąt stron zapisanych na papierze przebitkowym, zatytułowanych "Pamiętnik
narzeczonego". Mam ciągłe wyrzuty sumienia, że nie opublikowałem tego wzruszającego tekstu.
Pamiętnik zapisany był bardzo prostym językiem przez młodego chłopaka. Przez całą wojnę
marzył on, że jak ten koszmar się skończy, założy wspaniałą rodzinę, wychowa gromadkę dzieci.
Marzenia przełożył na czyn. Codziennie wytrwale modlił się o świętą narzeczoną. Los jego
potoczył się tak, że po wojnie zakochał się w pięknej dziewczynie. W trakcie znajomości okazało
się, że z niejednego pieca chleb jadła i jest całkowicie pogubiona moralnie. Pod wpływem
narzeczonego przemieniła się, zerwała z dotychczasowym życiem, zbliżyła się do Kościoła i Boga,
i została świętą żoną. Wytrwała modlitwa chłopaka została wysłuchana, choć droga narzeczonej do
świętości była dość karkołomna. (Nasuwa się na myśl dojście do świętości wielkiej grzesznicy
Marii Magdaleny). Wszystko wygląda na historię nieprawdopodobną, lecz pamiętajmy, że u Boga
nie ma nic niemożliwego.
Po ludzku niemożliwe
Wejdźmy na teren małżeństwa. Tam często niestety dzieją się rzeczy złe, których po ludzku wydaje się - nie da się naprawić. Udręczone żony szukają pomocy. Przychodzą do poradni
rodzinnej (zaznaczmy: przy Kościele katolickim), by ratować małżeństwo. Otrzymują
najróżniejsze rady, które mogą pomóc w złagodzeniu sytuacji, w rozpoczęciu procesu zdrowienia
rodziny. Zadziwiający jest fakt, że te wierzące kobiety, zapytane wprost, czy modlą się w intencji
męża, bardzo często wydają się być zaskoczone. Niektóre, którym wydawało się, iż wyczerpały
wszystkie możliwości ratowania rodziny, nie wpadły nawet na pomysł, by modlić się w intencji
męża. Owszem, korzystały z usług wróżki, różnych hochsztaplerów o cudotwórczych
2
właściwościach, ale żeby się modlić? Tymczasem cierpliwa modlitwa naprawdę czyni cuda.
Niestety, niektóre żony, które - jak im się wydawało - przyszły, by ratować małżeństwo, były wręcz
oburzone: Co, ja mam się modlić za tego drania? Tego by jeszcze brakowało! Nie mam
najmniejszej wątpliwości, że te kobiety przychodzą do poradni, by się lepiej poczuć, by się
utwierdzić w przekonaniu, że są świętymi męczennicami i że wszystkiemu winien jest mąż. Chcą
zagłuszyć wyrzuty sumienia, że dom stał się piekłem za ich cichym przyzwoleniem. Nie zrobiły
bowiem wszystkiego, by do tego nie dopuścić. Nie wykorzystały swych kobiecych możliwości.
Dla tych kobiet przekonanie się do modlitwy za męża wymaga zmiany wewnętrznego nastawienia,
odejścia z pozycji zacietrzewienia i przejścia na pozycję życzliwości, troski, miłości. Już tu
dokonuje się pierwszy cud przemiany serca. Szczere wypowiedzenie słów: "odpuść nam nasze
winy, jako i my odpuszczamy", może być bazą dla odbudowy nawet najbardziej zrujnowanego
małżeństwa. Jeżeli ta odbudowa przebiegać będzie w duchu miłości chrześcijańskiej, w atmosferze
modlitwy, to naprawdę mogą zdarzyć się cuda. Mogę zaświadczyć, że wielokrotnie widziałem
cudowne powstanie i zdrowienie osób i całych rodzin z sytuacji, po ludzku patrząc,
beznadziejnych.
By na koniec zarazić optymizmem osoby zniechęcone i załamane, przywołajmy przypowieść
o synu marnotrawnym. Nie ma takiej sytuacji w życiu, by nie można było wrócić do Ojca. Trzeba
tylko jak syn marnotrawny wyznać: Ojcze zgrzeszyłem, żałować win, a wówczas wszystko stanie
się możliwe.
3