Bliscy sobie oddaleni

Transkrypt

Bliscy sobie oddaleni
BLISCY SIEBIE ODDALENI
Maria Król - Fijewska, Piotr Fijewski
Chcemy być blisko siebie. Oczekujemy od partnera, że odkryje przed nami wszystkie
swoje tajemnice. My też deklarujemy gotowość do pokonywania barier. Wszyscy
marzymy o takiej bliskości, która buduje prawdziwą więź, ale nie ogranicza wolności
każdego z nas. I choć dążymy do niej, to jednak razem jedynie bywamy. Samotni we
dwoje, za murami wznoszonymi z lęku przed zranieniem. Tak nam do siebie
daleko, choć bliżej już nie można.
Małżeństwo to związek dwojga ludzi, który nie stawia bliskości żadnych barier. Jeśli
chcemy, możemy się zbliżać tak bardzo, jak tylko człowiek z człowiekiem potrafi – fizycznie
i materialnie, w dzień i w nocy, otwierając się na uczucia drugiej osoby, jej racje
i potrzeby. Wielu z nas ma nadzieję, że w związku zdeklarowanym na wspólne całe życie
doświadczy czegoś szczególnego i bezcennego, obecnego tylko w tym właśnie
układzie: radości, mocy, nadziei i ulgi w egzystencjalnej samotności. Czasem tę nagrodę
dostajemy już po kilku dniach, zazwyczaj czekamy na nią kilka lat, a niekiedy otrzymujemy ją
dopiero po kilkudziesięciu latach. Uczucie szczęścia, że jesteśmy razem, może nas dopaść
nieoczekiwanie. Możemy też celowo i wytrwale budować wzajemną bliskość, pokonywać
bariery, poszerzać wzajemne zaufanie, słowem – tworzyć więź.
Razem bez rezygnacji
Gdy wybucha miłość, ludzie zbliżają się do siebie gwałtownie, otwierają wszystkie
drzwi, by przyjąć drugą osobę. Rezygnują ze swoich przyzwyczajeń, burzą dotychczasowe
rytuały, by bardziej być z ukochaną osobą. Jednak budowanie wspólnego świata w oparciu o
wyrzeczenie się siebie źle wróży na dłuższą metę. Bowiem spotkać mogą się tylko dwie
osoby wychylone ku sobie, ale jednocześnie nie rezygnujące z siebie. Wspólnota partnerska
nie może oznaczać zlania się. Nie możemy nosić takich samych ubrań, lubić tych samych
filmów, zajadać się tymi samymi potrawami. Tracąc odrębność, stracimy to wszystko, co
wiąże się z darem spotkania.
Dlatego musimy podejmować szereg decyzji, co w naszej parze będzie wspólne, a co
oddzielne, gdzie zawsze mamy prawo wejść, a gdzie jedynie na zaproszenie
partnera. Dziś, gdy ludzie eksperymentują z różnymi formami bycia razem, zakres spraw
podlegających ich wyborom wydaje się zwiększać. Musimy zatem zdecydować, czy chcemy
mieć wspólne sprawy codzienne, pieniądze, sypialnię, seks, czas wolny, mieszkanie, hobby,
wakacje, pracę, poglądy, przyjaciół. Czy będziemy mieć przed sobą sekrety – co może być
objęte tajemnicą, a co absolutnie nie może być skrywane. Taki „rachunek” bliskości powinna
zrobić każda para. Im mniej ma wspólnych elementów, tym mniej szans na bliskość. Ale gdy
tych wspólnych elementów jest zbyt dużo, również może pojawić się dystans. To wynik
„efektu okularów” (nosimy je tak blisko źrenic, że przestajemy je zauważać) – wrażliwość na
wzajemną obecność partnerów ulega stępieniu, gdy są zbyt blisko siebie.
Odlegle, odrębnie, osobno
Co dzieje się w związku, gdy partnerzy są (zbyt) daleko od siebie? Utrzymują dwa
mieszkania, spotykają się w weekendy, zwykle spędzają razem wakacje, a na co dzień
porozumiewają się przez Internet lub telefon? Badania tego typu związków pokazały, że
mogą być trwałe i satysfakcjonujące, jeżeli małżonkowie znajdą sposób, by dzielić się
codziennymi wydarzeniami, wspólnie omawiać poważniejsze problemy i podtrzymywać więź
seksualną. Wspólne chwile stają się dla nich świętem, bliskość jest stale odnawiana, a para
1
dąży do ponownego mieszkania razem. Jednak w związkach o tendencjach
odśrodkowych, gdzie więź wzajemna nie jest priorytetem, życie na odległość to przedsionek
rozstania.
Obszarem odrębności w związku często są pieniądze. Małżonkowie oprócz
wspólnych pieniędzy mają też osobne konta bankowe. Niektóre pary decydują się nie tylko
na separację finansową, ale też – jak w nowoczesnej firmie – na pełną dyskrecję. „Nie
wiem, ile mąż zarabia i nawet go o to nie pytam, bo nie chcę, żeby się złościł”. Taka
wypowiedź sugeruje, że norma dyskrecji została wprowadzona w tym małżeństwie
w interesie tylko jednej osoby i świadczy o istnieniu raczej jednostronnej bariery niż
obustronnej umowy partnerów. Najdalej idącą odrębność obserwowaliśmy u par, które
mieszkają oddzielnie, nie łączy ich seks, spotykają się w niedziele i święta, mają osobne
finanse i sprawy codzienne, a jednak uważają się za parę i są sobie wierni...
Dlaczego niektórzy wolą w małżeństwie kultywować bariery, zamiast je
przezwyciężać? Ponieważ związek pełen barier jest mniej ryzykowny. Gdyby nam się nie
udało, twoje odejście nie ogołoci mnie ze wszystkiego, mam swoje własne królestwo. Dzięki
silnej odrębności mojego terytorium mniej mnie zranisz – twoje cofnięcie, dezaprobata czy
złość nie zniszczą mnie, bo przecież nigdy nie miałeś mnie całej. Nie musimy męczyć się
nad wypracowaniem kompromisowych rozwiązań. Każde z nas realizuje własne
cele w odrębnej przestrzeni. Nasze stosunki są racjonalne i sprawiedliwe. Bez poświęcania
się – wystarczy przecież trochę odsunąć się od siebie, by każdemu było wygodnie.
Prawdopodobnie
jednak
nie
zrealizujemy
wtedy
najważniejszej
wartości, pielęgnowaniu której służy małżeństwo – miłości. Ona dla pełnego wybrzmienia
potrzebuje pewnej skrajności. Tam, gdzie rozsądek, wygoda i sprawiedliwość już się
zatrzymują, miłość przesuwa granice. Powoduje, że dajemy więcej, niż drugiej stronie
się należy, odsłaniamy się bardziej, niż dyktuje rozsądek.
Na pamiątkę dawnej bliskości
Jak daleko para może przesunąć swoje życiowe terytoria, aby korzystać
z psychologicznych i duchowych dobrodziejstw bycia razem? Gdzie znajdują się granice, po
przekroczeniu których związek przestaje być związkiem, a bliskość bliskością? Wydaje się
szczególnie istotne, aby para zachowywała głęboki szacunek nie tylko dla JA i TY, ale
również dla MY. Szacunek wyrażający się w przekonaniu, że tworzymy wartość tak
cenną, że wymaga ona ochrony. Najbardziej charakterystyczną i często niedostrzeganą
cechą małżeństwa jest jego dynamiczna jakość. To, co się dzieje aktualnie powoduje, że
partnerzy albo zbliżają się do siebie, albo oddalają. Oddziałując na siebie, indukują się
wzajemnie ciepłem albo chłodem – otwartość pobudza otwartość, wycofanie pobudza
wycofanie.
Jak chronić i budować więź? Bliskość to osobista wartość, jaką stanowi jedna osoba
dla drugiej. Wyznacza ją siła uczuć, którymi obdarzamy partnera. Bliscy sobie małżonkowie
noszą swoich partnerów w sercach, jak bezcenne pamiątki. Jako dowód mają w portfelach
zdjęcia żony/męża. Podczas firmowego lunchu menedżer pokazuje menedżerowi Jej
fotografię, jak żołnierz żołnierzowi, oddaleni tysiące kilometrów od swoich
ukochanych. Tymczasem Ona jest niedaleko – w ich wspólnym domu razem z dwójką ich
dzieci. Tyle, że Ona dla niego (być może On dla niej również) jest już tylko... pamiątką
dawnej bliskości. Potrafią nawiązać kontakt, ale jedynie ze wspomnieniami, z własną
wyobraźnią. Kiedy są razem, nie potrafią być ze sobą tu i teraz. Wieczorem On pracuje przy
komputerze, Ona sprząta w kuchni, On usypia dziecko, Ona szykuje na jutro ubrania, On
ogląda telewizję, Ona ogląda telewizję, Ona relacjonuje mu, co się dziś wydarzyło i co się
powinno wydarzyć jutro. Potem, jeśli mają jeszcze siłę – uprawiają seks. Ona skupiona na
swojej przyjemności, On na swojej, mimo że naprawdę są dla siebie najważniejsi.
2
Zatracili uważność na bliską osobę – ten rodzaj koncentracji, który wymaga
głębokiego i wrażliwego skupienia tutaj i teraz, nastawionego na odbiór sygnałów płynących
od Niej/Niego. To gotowość do empatii i otwartości: jestem przy Tobie, doświadczam Twojej
obecności przy mnie, doświadczam kontaktu z Tobą. Obchodzi mnie, co się teraz z Tobą
dzieje. Takie spotkanie z najbliższą osobą nie trwa wiecznie – spotykamy się, a potem
robimy coś oddzielnie, a potem znów się spotykamy. I wtedy uważnie, empatycznie
skupiamy całą swoją uwagę na partnerze. Troska o więź z partnerem wymaga również
uważności na własne potrzeby i uczucia, które w bliskiej, partnerskiej więzi są zarówno
radarem, jak i nadajnikiem.
Zaklęcia na małe opuszczenia
W każdym związku może mieć miejsce krótkotrwałe (chwilowe, sytuacyjne)
opuszczenie w ramach istniejącej więzi. Jeden z naszych pacjentów tak relacjonował to
opuszczenie: „Kiedy przychodzimy z żoną do moich rodziców na niedzielny obiad, staję się
kimś innym – synkiem mojej matki. Jestem ociężały, marudny, przestaję się odzywać, dużo
wtedy jem, gapię się w telewizor. Zapominam, że jestem dorosłym facetem, przyszedłem
tutaj z własną żoną, która zresztą często po wyjściu złości się, bo byłem nieobecny, nie
reagowałem, kiedy moja matka znów robiła jej uwagi na temat wychowania naszego
syna. Czuję się tak, jakby matka nakładając mi kotleciki i kartofelki na talerz wypowiadała
zaklęcie: bądź moim synkiem, będę się tobą opiekować, zrobię to najlepiej”. Pokusę
opuszczania własnej żony w domu swojej matki pokonał wprowadzając nowe, wspólnie
wypracowane z żoną „zaklęcie”. Przed wejściem do domu jego matki mówili do siebie: Ty
jesteś moją żoną, ja jestem twoim mężem i trzymajmy się razem.
Niekiedy, jak w komputerze, nagle uaktywnia się jakiś stary program psychologiczny
rodem z dzieciństwa i domu rodzinnego. I w okamgnieniu opuszczamy
partnera/partnerkę, zamieniając się w synka mamy, własnego rodzica, skrzywdzoną
ofiarę, obrażone dziecko. Poczucie bycia razem może znikać również wtedy, gdy bez reszty
pochłoną nas znajomi, przyjaciele, hobby. To sytuacje chwilowej niepamięci o partnerze. Nie
należy ich lekceważyć, warto o nich rozmawiać, natychmiast reagować. Jedną z głównych
przeszkód w byciu razem, szczególnie tu i teraz, są zadania. Od rana do nocy trzeba coś
zrobić – najpierw w pracy, potem w domu. Zrobić zakupy, pranie, oddać samochód do
przeglądu, wymienić telefon komórkowy, zamówić terakotę do łazienki, poczytać dzieciom na
dobranoc. Stawiamy sobie krótkoterminowe cele i na nich się koncentrujemy – „powinnam za
chwilę, w najbliższym czasie muszę, powinienem jeszcze dzisiaj...”.
Skupiamy naszą uwagę na celach, głównie doraźnych, na tym, co wydarzy się
w przyszłości, a nie na tym, co dzieje się teraz. Tracimy przez to uważność na osobę
bliską. Zamykamy się. Niczym torpedy o metalowym, opływowym pancerzu pędzimy
i wyprzedzamy naturalny rytm życia, nie zauważając nikogo i niczego, bo nasz wzrok i myśli
tkwią w linii horyzontu. Na bycie razem, na bliski i prawdziwy kontakt nie ma ani czasu, ani
przestrzeni, ani psychologicznej gotowości.
Istniejemy obok siebie. Mamy cele, ale utraciliśmy sens. Zaczynamy sobie zdawać
z tego sprawę, więc wykradamy czas dla siebie, dla swojego Razem. Na co dzień zadania, a
czas na więź to wyjątkowe święto: „Jak nam się czasem uda uciec od pracy, podrzucić
teściom dzieci, zostawić w domu telefony i wyjechać choćby na dwa dni, to wszystko się
zmienia. Jakby wracała do nas miłość. Stajemy się dla siebie ważni. Rozmawiamy
o uczuciach, powraca seks. Tak jest przez dwa dni, potem żyjemy po staremu”.
Co zrobić, żeby zadania nie zabijały więzi? Jedni szukają wtedy pomocy i oparcia
w partnerze, dzięki czemu udaje im się ochronić swoje Razem – nie rozstają się nawet
podczas bombardowania. Inni, czując zagrożenie zamykają się w sobie szczelnie, silnie
3
mobilizują, zakładają twardy pancerz. Walczą samotnie jak Don Kichot, zostawiając
partnera, bo chwilowo nie jest im do niczego potrzebny.
„Przez kilka dni byliśmy poza Warszawą właściwie na randce, na wspaniałej, pełnej
uczuć randce, po 14 latach małżeństwa. Ale już w drodze do Warszawy żona zaczęła się
niepokoić o dzieci, chociaż przed chwilą rozmawiała ze starszą córką przez telefon. Potem
zaczęła mówić, co ją czeka jutro w pracy i co koniecznie trzeba załatwić w najbliższym
czasie. Rosło w niej napięcie. Próbowałem ją uspokajać, pocieszać, ale miałem wrażenie, że
już mnie nie słucha. Dosłownie w kwadrans wszystko się odmieniło. Ona przestała mnie
dostrzegać. Poczułem się cholernie samotny. Powiedziałem, jak się czuję, ale ona na to, że
ją krytykuję. Zarzuciła mi, że jestem jak marudne dziecko, a powinienem być bardziej
odpowiedzialny, mniej egocentryczny i bardziej skupiać się na naszych dzieciach. Jej słowa
bardzo mnie zabolały. W takich chwilach załamuję się, czuję się opuszczony i kompletnie
bezradny” – opowiadał jeden z naszych pacjentów. Wielu z nas dobrze go rozumie, bo
często doświadcza tego typu bezradności i samotności obok ukochanego partnera.
Na fali bliskości
W każdym związku są przypływy i odpływy. Raz jest więcej niepokoju
i zamknięcia, innym razem więcej otwartości i miłości. To falowanie nie musi oznaczać, że
już nie jesteśmy sobie bliscy. Warto jednak uczyć się bycia RAZEM – zdawania się na siebie
nawzajem i zawierzania najbliższej osobie – zarówno w spokojnych, jak i burzliwych
momentach naszego życia. Czy nasza bliskość jest obszarem, na którym się koncentrujemy
i który chronimy w pierwszej kolejności? Na to, jaka ona będzie mamy istotny
wpływ. „Jesteśmy tutaj i teraz razem, jesteśmy uważni na siebie nawzajem, trzymamy się
razem”– to dobre zaklęcie dla wielu par.
Tekst został opublikowany w miesięczniku „Charaktery”, nr 5, 2009 r.
4