Mariusz Pujszo Fragmenty książki Pt. „Królowie życia”

Transkrypt

Mariusz Pujszo Fragmenty książki Pt. „Królowie życia”
Mariusz Pujszo
Fragmenty ksi ki Pt. „Królowie ycia”
(…) W styczniu 1982 roku po której z kolei nostalgicznych, polskich imprez (pija stwo,
piewy, nocne Polaków rozmowy itp.) jechali my z przyjació mi w dziesi osób ma ym
renault 6 pod pr d przez ruchliw ulic Pary a. Co by o do przewidzenia, zatrzyma a nas
policja. Francuscy andarmi w swoich bogatych kartotekach nie mieli jeszcze takiego
przypadku: wszyscy, w cznie z kierowc , byli my pijani, nikt nie mia prawa jazdy ani
karty wozu. Dostrzeg em w ich oczach autentyczn zgroz . Gdy jednak dowiedzieli si , e
jeste my Polakami, pu cili nas bez mandatu, ograniczaj c si tylko do agodnego
pouczenia. Wszystko to odby o si przy akompaniamencie patriotycznych okrzyków:
„Wa sa!” i „Solidarno !”. Teraz my , e dzi ta historia brzmi bardzo
nieprawdopodobnie...
Innym razem szed em pasa em mi dzy Champs Èlysèes a Rue Ponthieu. Miejsce znane
by o z tego, e zawsze tam sta y ekskluzywne prostytutki. Jedna z nich zaczepi a mnie:
- Dobry wieczór, 500 franków, mo e by si skusi ?
- Nie mog , nie mam pieni dzy, Polak jestem – odpowiedzia em. A ona na to:
- Polak?, Solidarno , Walesa! Pi dziesi t procent zni ki!
Odpar em, e i tak mnie nie sta , ale podzi kowa em za ten gest serca. Po latach mia em
przyjemno rozmawia z Panem Prezydentem Wa
i w skrócie opowiedzia em mu t
histori - by pod wra eniem. (…)
(…) Znajomi Francuzi zaprosili mnie którego wieczoru na kolacj . Nie wiedzia em, e
takie zaproszenie znaczy dla nich tyle, co „towarzyszenie podczas kolacji”, a nie wy erk
na koszt zapraszaj cego. Ca y w skowronkach ubra em si pi knie i poszed em do
„Closerie des Lilas”, legendarnej restauracji na Montparnasse, gdzie sto owa a si paryska
bohema z pocz tków wieku. Bywa tu tak e Lenin. Do stolików przy rubowane s tam
tabliczki z nazwiskami wielkich ludzi, którzy przy nich siadywali. W odzimierza Iljicza nie
znalaz em, ale mo na by o zaj miejsce Picassa, Braque’a, Hemingwaya czy
Steinbecka. By em podekscytowany, wdycha em artystyczn atmosfer sprzed wieku.
Podobno menu nie zmieni o si tu od lat i mo na by o zamówi sobie tak sam potraw ,
jak delektowa si na przyk ad Hemingway. Moi znajomi doradzili mi, co maj
najlepszego w karcie. Z niecierpliwo ci czeka em, patrz c na przepyszne dania,
przynoszone dla innych go ci, pachn ce, kolorowe, ugarnirowane... Wreszcie kelner
przyniós mi talerz – spojrza em i zamar em ze zgrozy: dymi y na nim same ko ci!!!
Okaza o si , e to szpik, wielce ceniony przez Francuzów. Z zazdro ci patrzy em na
znajomych, którzy ze smakiem zajadali swoje kaczki, turboty, pol dwic . Nie chcia em im
mówi , e takie ko ci to ostatnio ca y czas w Polsce jada em – by o to jedyne dost pne na
kartki „mi so”. Okaza o si , e ta tradycyjne francuska potrawa kosztowa a równowarto
25 dolarów, które, jak si okaza o musia em sam zap aci . By y to najdro sze gnaty, które
jad em w yciu! (…)
(…)Mój ówczesny rozk ad zaj wygl da w ten sposób: za dnia biega o si za prac , na
castingi, zdj cia próbne, czy statystowanie, a wieczorem chodzi o si na imprezy, gdzie
mo na by o spotka kogo wa nego, a przy okazji bawi o si weso o lub smutno - w
zale no ci od nastawienia i informacji nap ywaj cych z kraju. Zwykle do bia ego rana.
Ludzie, jak ja to wytrzymywa em na d
rano nie by em w dobrej formie.
sz met ! Tote nie ukrywam, zdarza o si , e
Akurat statystowa em w filmie „Upiór w operze” z Burtem Lancasterem. Doszed em do
wniosku, e nikt nie zauwa y, gdy z grupy trzystu statystów ub dzie jeden szczup y facet
we fraku. Wymkn em si na drugie pi tro paryskiej Opery i zamkn em w lo y.
Po
em si na wygodnych fotelach i smacznie zasn em. Wtem obudzi mnie krzyk
re ysera:
- Kto chrapie?!!!
Zamar em ze strachu. Zaraz mnie znajd i wyrzuc z planu! Ju s ycha by o szybkie kroki
na korytarzu.
Nagle z lo y obok s ysz po angielsku znajomy z ekranu, charakterystyczny g os:
- Przepraszam, ale musia em si zdrzemn
pi
minut...
Wychyli em si i spojrza em w zaspane oczy faceta w s siedniej lo y. To by sam Burt
Lancaster! Wida by o, e podobnie jak ja ma za sob ci
noc. (…)
(…)- Mariusz, jeste polskim filmowcem, czy znasz Pola skiego? - spyta a „Brigitte”.
- Oczywi cie – odpar em. - Romka bym nie zna ?
Pola ski by wtedy we Francji na topie. Przygotowywa paryska wersj „Amadeusza”
Schaffera, sztuki, któr wcze niej wystawi w Warszawie, w Teatrze na Woli. Widzia em
to przedstawienie, wi c przy du ej dozie dobrej woli mo na by powiedzie , e zna em
Mistrza. Przynajmniej z widzenia.
- To wietnie – ucieszy a si „Brigitte”. – Kojarzysz Christo? Taki najs ynniejszy
ameryka ski artysta pochodzenia bu garskiego, happener. Sko czy w nie makiet
obicia materia em mostu Pont Neuf. Teraz tylko musi zgodzi si na to mer Pary a,
Jacques Chirac. A zgodzi si , jak zobaczy projekt. Wszystko jest gotowe oprócz
wietlenia. Skoro pracowa z Pola skim w teatrze, to mo e znasz si na tym?
Bardzo nam zale y, eby makieta wygl da a zjawiskowo...
- Nie ma problemu. Trafi pod dobry adres. Pracowa em z Pola skim w teatrze w
Warszawie, by em jego asystentem – sk ama em bez zastanowienia, jak zawsze, gdy
kto sk ada mi propozycj zarobienia na czym , o czym nie mam zielonego poj cia.
- Super, wi c na jutro umawiam ci z Christo! - klepn a mnie po plecach i pobieg a do
azienki.
ugo nie mog em zasn . Nie wiem czy z powodu my li które ko ata y mi w g owie w
zwi zku z Pola skim, czy z powodu „waletowania” na niewygodnym materacu,
roz onym na pod odze. By o gor co i tak ciasno, e odwracali my si wszyscy jak na
komend . Poza tym Turek g no chrapa .
Christo by starszym m czyzn w okularach, z bardzo filmow twarz , poryt bruzdami.
Nosi d ugie, siwe w osy, które dodawa y mu seksu. Nie zasypia gruszek w popiele – od
razu zapyta , jak d ugo pracowa em z Pola skim.
- O, bardzo d ugo – brn em dalej w k amstwie – Jestem jego asystentem.
- To wspaniale! A czy zna si pan na o wietleniu?
- Zdradz panu tajemnic – zni em g os. - Roman nie ma poj cia o wietle. Dlatego
przede wszystkim tej wiedzy wymaga od swoich asystentów. Musz by w tym bardzo
dobrzy. Ja robi em o wietlenie w „Amadeuszu”...
- No to zatrudniam pana. Od jutra zaczynamy. Makieta stoi w Muzeum Sztuki
Wspó czesnej. Bardzo prosz , eby pan sam lub z ekip przyszed tam w samo
po udnie. Trzeba to zrobi jak najlepiej i jak najszybciej.
Gdy wyszed em z kawiarni, od razu pojecha em metrem na plac Concorde pod polski
ko ció i na tablicy og osze naklei em: „Pilnie poszukuj in ynierów – elektryków”. W
nocy wybra em si nad Sekwan i siedz c na awce obserwowa em, jak wygl da Pont
Neuf w ciemno ciach i o wietlony pierwszymi promieniami s ca. Z uwag przygl da em
si grze wiate i cieni.
Nast pnego dnia z ekip elektryków, czekaj
na mnie pod polskim ko cio em,
pojecha em do Centrum Pompidou. Energicznie zabrali my si do pracy. Mia em
swoj wizj – brakowa o mi tylko technicznej wiedzy. W szkole z fizyki mia em zaledwie
trójk . I to z lito ci.
-
czy szeregowo czy równolegle? - spyta Christo.
Powtórzy em pytanie po polsku jednemu z in ynierów. Odpowiedzia .
- Tu – odkrzykn em dziarsko, pokazuj c palcem - szeregowo, a tam równolegle!
Projekt wyszed znakomicie, wiat o pada o pod ró nymi k tami, podobnie jak promienie
oneczne w naturze. Moi ludzie za dwa dni pracy dostali po 500 franków – znacznie
wi cej, ni p acono im na budowach. Ze mn Christo chcia rozliczy si nast pnego dnia.
Znów ca noc nie spa em. Ile mam za da ? Dla cz owieka bez grosza przy duszy fortun
by oby 200 – 300 dolarów. Ale z drugiej strony czy asystent Pola skiego mo e si tak
nisko ceni ?
-Trzy tysi ce dolarów - powiedzia em nazajutrz i nawet mi powieka nie zadr
a.
- Prosz bardzo – Christo wyj z kieszeni gruby zwitek banknotów i zacz odlicza .
- Oczywi cie plus koszta... - doda em, w duchu dziwi c si troch w asnej bezczelno ci.
W sumie zarobi em 3500 dolarów. Za t sum mog em wynaj mieszkanie na ca y rok!
Niewielkie, dwa pokoiki na czwartym pi trze starej kamienicy w Ivry-sur-Seine, pod
Pary em. „Zamek Ivry, czwarte pi tro, pi ty wymiar” – tak moi przyjaciele nazywali to
lokum. Mój Bo e, jakie imprezy tam robi em! Bywa o tam czasami po kilkadziesi t osób
na raz!
Na po egnanie artysta o wiadczy :
- Panie Pujszo, jestem bardzo zadowolony z pa skiej pracy. Za tydzie otwarcie wystawy.
dzie mer Pary a, zaprosi em te Romka Pola skiego, z którym znamy si jeszcze z
czasów pobytu w Stanach. Chyba chce si pan przed nim pochwali swoim fantastycznym
wietleniem?
Serce stan o mi z przera enia. Ale nie straci em refleksu.
- Zaklinam pana na wszystkie wi to ci, niech pan mu nie mówi, kto robi o wietlenie!
Roman nie toleruje cha turników! Gdyby dowiedzia si , e jak prac wykona em
poza jego wiedz , wyrzuci by mnie z ekipy na zbity pysk! B agam...
Christo ze zrozumieniem pokiwa g ow i obieca milczenie.
Kilka lat pó niej usi owa em wkr ci si na plan „Piratów”. Koczowa em pod paryskim
domem Pola skiego z nadziej , e go spotkam. Dowiedzia em si , e trenuje boks w
dzielnicy aci skiej obok Odeonu i wystawa em godzinami pod sal gimnastyczn .
Którego dnia zauwa em, jak wysiada z samochodu i idzie na zaj cia. „Poczekam na
niego – pomy la em – po treningu b dzie os abiony, wi c szybko mnie nie sp awi”.
Wyszed po sze ciu godzinach. Podbieg em do niego:
- Jak to dobrze, e pan przyszed – powiedzia em – Ju sze godzin pilnuj pa skiego
samochodu i mog pilnowa d ej bo wie pan, chocia jestem bezrobotnym aktorem z
Polski, nie chce od Pana adnej pomocy, chcia bym tylko Panu podzi kowa , bo dzi ki
Panu mog em prze
w Pary u 2 lata!
Opowiedzia em mu, ca a histori i bardzo to go rozbawi o.
A makieta Pont Neuf z moim o wietleniem sta a przez pi tna cie lat w Muzeum Sztuki
Wspó czesnej. (…)
(…) My la em, e pana Boga z apa em za nogi, gdy którego dnia na pocz tku 1982 roku
pozna em Waleriana Borowczyka. polskiego re ysera, który kr ci we Francji g ównie
filmy erotyczne. W Polsce znany by z wyre yserowania w latach 70. skandalizuj cych
„Dziejów grzechu” na podstawie powie ci eromskiego. Niektórzy krytycy filmowi
uwa aj go dzi za najwi kszego mistrza rekwizytu. Dla innych jest pierwszym filmowym
super – skandalist , mistrzem w dziedzinie erotyku, o czym wiadcz niezliczone wr cz
ilo ci nagród, którymi za ycia go obsypano. S te tacy, którzy uznaj go za ojca
artystycznego kina animowanego. Geniusz, orygina , legenda Pary a. By bardzo popularny
we Francji, jedno jego s owo otwiera o drzwi do wiata filmu. Ale czy zechce pomóc
nieznanemu emigrantowi z Polski?..
Borowczyk od razu na wst pie zaznaczy , e ma na rozmow ze mn dwie minuty.
Prze kn em lin i b yskawicznie zdecydowa em, e pójd na ca
. Przecie nie mia em
nic do stracenia.
- Panie Walerianie, jest pan dla mnie idea em i mistrzem w dziedzinie kina. Pan jednak
nie ma czasu, to nie b
owija w bawe
– chcia bym po yczy ze 100 franków. Bo
pan nie ma czasu, a ja nie mam kasy. eby pana przekona , e warto mi pomóc znale
prac , musia bym panu ca histori ycia opowiedzie , jaki to jestem zdolny i wspania y,
ale w dwie minuty nie zd . No wi c…? Nawet pó stówki wystarczy…
Borowczyk zacz si mia i stwierdzi , e jednak mo e mi po wi ci wi cej czasu i jak
go przekonam, to mo e mi wi cej po yczy! – poszli my na kaw . Ludzie jak ja si
nabajerowa em! Zawsze uwa em, e na studiach aktorskich powinno uczy si
przedmiotu pod nazw „Rozmowa z re yserem” Bo tak naprawd od takiej rozmowy,
zale y czy dostaniemy rol , czy nie. Takiego przedmiotu rzecz jasna nie zaliczy em, wi c
umiej tno ci w tej dziedzinie musia em zdoby sam, w praktyce.
Chyba zrobi em na nim wra enie , bo powiedzia , e u niego w produkcji jest re yser,
Alain Jessua, który kr ci filmy ambitne i poprosi go, eby mnie zaanga owa .
- Jakby pan chcia kiedy wyst pi w jakim moim filmie, to nie ma sprawy… zaproponowa na koniec. Widocznie dostrzeg we mnie jakie znamiona talentu.
Przypomnia em sobie najgor tsze sceny z „Bestii” czy „Emmanuelle” i strach mnie
ogarn . Poszed em na umówione spotkanie z Alainem Jessua. Nie mog em z nim dogada ,
bo francuskiego wtedy jeszcze nie zna em, a angielskim ani ja, ani re yser nie
pos ugiwali my si biegle. Jednak, ku mojemu niesamowitemu zaskoczeniu, dosta em rol .
Przez kilka dni nie mog em spa z wra enia Prawdziwa rola we francuskim filmie u
znanego re ysera!
Na planie zdj ciowym - szok, same ówczesne gwiazdy francuskiego kina: Patrick Dewaere,
Jacques Dutronc, Philippe Leotard. I najpi kniejsze kobiety wiata. Przynajmniej ja do tej
pory pi kniejszych nie widzia em. Mia em zagra jednego z przyjació g ównego bohatera.
Dobrano mi partnerk , która pochodzi a z Martyniki – zjawiskow , egzotyczn pi kno .
Podoba o mi si to wszystko coraz bardziej. Poza tym by a wspólna garderoba.
Dziewczyny przebiera y si przy panach bez adnego skr powania. Kilka razy
wywo ywano mnie na plan – a ja, jak nie przymierzaj c g uszec, nic nie s ysza em! Oczu
nie mog em oderwa od tych liczno ci. Ta z Tajlandii, ta z Wenezueli, a moja z Martyniki
jak czekoladka, wprost do schrupania! Pomy la em sobie: fajnie jest by filmowcem we
Francji.
Nie spodziewa em si , e najlepsze dopiero przede mn . Jedn z g ównych scen by a
wielka feta w willi bohatera. Tyle przynajmniej zrozumia em z amanej angielszczyzny,
która pos ugiwa si re yser. Widz c, e jestem niezbyt „kumaty”, w ko cu przesta
umaczy mi rol , machn r
i kaza robi to co inni.
Zaczynamy scen . Wszyscy bior drinki, popijaj , witaj si z gospodarzem. Nagle
gospodarz co mówi, rozbiera si do roso u i… wskakuje do basenu. Ca a grupa robi to
samo, nie wy czaj c kobiet. Ja stoj jak ciel . Co mam robi ? Re yser przerywa zdj cia.
Wszyscy si patrz na mnie w milczeniu. Po chwili asystent powoli, po angielsku,
wyt umaczy mi scen . A re yser by zdziwiony, e aktor, którego poleci Borowczyk,
wstydzi si rozebra !
Jak zwykle w yciu mia em dwa wyj cia: uciec lub zosta i do czy do towarzystwa w
basenie. Honor i duma Polaka nie pozwoli a mi na dezercj . Kamera, akcja i do boju!
Rozebra em si i wskoczy em do wody. Dooko a basenu pr
y pi kne cia a pó nagie
aktorki, a obok mnie pluska y si kompletne golasy! Improwizacja by a ca kowita. Nagle
dwie dziewczyny p ywaj ce obok mnie zacz y si ca owa . Tak zaanga owa y si w role,
e nawet nie zauwa y przerwy i ca y czas trenowa y. Chyba by a to jaka odmiana
metody Stanis awskiego... Podczas uj cia podp yn a do mnie moja partnerka z Martyniki.
Zacz a mnie pie ci i dotyka pod wod . Scena trwa a do d ugo i by a powtarzana
kilkakrotnie…
Ca e szcz cie, e po planie nie kazali mi od razu wychodzi z tego basenu. Bo wtedy
wszyscy by zauwa yli, e do aktorstwa podchodz ca ym swoim sercem i cia em!
Moim za enowaniem zwróci em na siebie uwag wszystkich. Ka dy mówi : „O, to ten
Polak”. A wtedy trwa w Polsce stan wojenny, Polska by a na ustach wszystkich, Polakami
wszyscy si interesowali, zw aszcza Francuzki. Widzia y w nas bohaterów, a ja z tego
wizerunku skwapliwie korzysta em.
Dokucza mi tylko Philippe Leotard, chyba zazdrosny o moje powodzenie u kobiet.
- A, Polacy!.. – mówi z przek sem. - Strasznie du o pij . W Francji jest takie
powiedzenie – pijany jak Polak.
W ko cu nie wytrzyma em i odgryz em si :
- W takim razie wida , e jest pan polskiego pochodzenia…
Leotard ca y czas chodzi pod gazem . Wszyscy na planie wybuchn li miechem.
Zrozumia aluzj i sam si roze mia . Potem nawet si zaprzyja nili my – w ka dym razie
przesta opowiada g upie dowcipy.
Tak oto wygl da mój debiut aktorski we francuskim filmie, który zawdzi czam
Walerianowi Borowczykowi. (…)
(…) Zawsze si mia em, e dla Francuzów Polak, Czech czy Rosjanin to jedno i to samo.
Czyli Europa wschodnia - i tyle. Czasami to wykorzystywa em. Którego dnia
dowiedzia em si , e do filmu pt. „M
Rosjanina.
pani ambasador” potrzebuj do jednej z ról...
Za biurkiem siedzieli dwaj bracia: re yser François Velle i jego brat – producent, Nicolas.
- Gdzie pan mieszka w Rosji? - zapyta po francusku re yser.
- W Moskwie, rzecz jasna – odpar em w j zyku Woltaire'a. - To moje ukochane miasto.
Ale Pary te mi si podoba. No szto e, ja po ruskij ocze charaszo gawariu –doda em
z kamienn twarz . - A wy nie znajetie etowo jazyka? - spyta em chytrze. Tym zdaniem
prawie wyczerpa em swoje umiej tno ci lingwistyczne w j zyku rosyjskim, chcia em
jednak wybada teren. Odetchn em z ulg s ysz c, e oni po rusku ani be, ani me, ani
kukuryku, e zacytuj klasyka. Kontynuowa em wi c nasza rozmow , mówi c co
chwila po polsku ale z rosyjskim akcentem! Wpad em im w oko. Zaproponowali mi
du rol kosmonauty Jurija. Chwalili moj „s owia ska urod ” i byli zachwyceni
melodyjno ci j zyka rosyjskiego w moim wykonaniu.
By em dumny. Zdoby em du rol w serialu ze znanymi francuskimi gwiazdami!
Wi kszo scen gra em z Francuzami, którzy nie podejrzewali, e mog by Polakiem.
Wszystko sz o idealnie. Re yser by ze mnie bardzo zadowolony. Wymy la em nawet
jakie rosyjskie tradycje…
Którego dnia kr cili my scen zabawy, która odbywa a si na dalekiej Syberii. Zatrudnili
wielu rosyjskich statystów. Re yser poprosi , eby my wszystkie rozmowy improwizowali.
Ta czyli my, piewali my i… rozmawiali my.. Niestety, Rosjanie tak szybko mówili, e
niewiele z tego rozumia em.
- Stop! - re yser przerwa akcj . - Mariusz, dlaczego ta rozmowa wam si nie klei?
Ju chcia em powiedzie , e Rosja to olbrzymi kraj, gdzie wyst puj ró ne dialekty. Ale
uprzedzi mnie jeden statysta, który ca y czas wpycha si przed wszystkich, na pierwszy
plan
- A jak si ma klei – odezwa si – skoro to Polak i nie zna rosyjskiego.
- Jak to, Polak?! - zdenerwowa si Velle. - Przecie ty wietnie mówisz po rosyjsku?
- Dla ciebie to mo e i wietnie mówi , ale dla nich – nie...
- Poda
si za Rosjanina? Ty, Polak? Co ci strzeli o do g owy?! - piekli si re yser.
- eby dosta rol w filmie jestem gotów poda si nawet za Chi czyka – odpar em.
Wszyscy wybuchn li miechem, sytuacja zosta a roz adowana.
Po kilku dniach zaprosi em re ysera do siebie na urodziny. Wspominali my ten incydent,
szczodrze racz c si polska wódeczk . Pokaza em mu treatment mojego scenariusza pt.
„Królowie ycia”. Oparty by na mojej prawdziwej przygodzie, która przydarzy a mi si na
festiwalu w Orleanie. Zainteresowa si tematem, wzi maszynopis do domu. Po kilku
dniach zadzwoni i powiedzia , e nakr ci ten film ze mn w roli g ównej. I jak obieca , tak
zrobi . Film powsta w 1997 r. i odniós du y sukces. By w kinach wielu krajów na
wiecie. Wytwórnia Stevena Spielberga zakupi a prawa do ameryka skiej wersji…Ale to
temat na inn opowie (...)

Podobne dokumenty