made by IMM

Transkrypt

made by IMM
Nice Polska
Gazeta: sportowefakty.pl
Tytu³: ¯u¿el ­ czy aby taki Nice (10): Technika zabija ¿u¿el
Data:
02.06.2014
Adam Krużyński - Żużel - Żużel - czy aby taki Nice? - Polska
Żużel - czy aby taki Nice (10): Technika zabija żużel
autor: Redakcja | 2014-06-02, 18:00 | źródło: inf. własna |
zgłoś błąd
został całkowicie
zmonopolizowany - pisze w
swoim najnowszym felietonie
Adam Krużyński.
Ostatnio miałem przyjemność, będąc poniekąd bezpośrednio zainteresowany, ogląd a ć i pracować przy organizacji ostatniej rundy cyklu Speedway
Best Pairs Cup w nieprawdopodobnie jak na szwedzkie standardy gorącej i słonecznej Eskilstunie. Przygotowanie zawodów jak również współpraca ze szwedzkimi kolegami, pomimo kilku zgrzytów tak przed zawodami jak i podczas ich samych, była bardzo dobra i pouczająca.
Kilka elementów z nazwijmy to warsztatu dotyczącego samej organizacji zawodów, a w szczególności technicznego ich przygotowania i
zabezpieczenia, w tym pracy nad prawidłowym tzw. bezpiecznym i pozwalającym na walkę torem, mogłoby przydać się naszym działaczom. Z
podziwem patrzyłem jak trzech pracowników za pomocą zmyślnie i użytecznie skonstruowanych narzędzi torowych i
wysłużonych traktorów oraz polewaczki zmagało się ze schnącym w niewiarygodnie szybkim tempie torem.
Ostatecznie turniej okazał się interesujący i kilka akcji z pewnością zostało w pamięci kibiców i obserwatorów. Dwie szarże "Griszy" Łaguty, a także
emocjonujące pojedynki pomiędzy reprezentantami Danii i Australii mogłyby w kategorii wyścig sezonu plasować się naprawdę wysoko. Rywalizacja Nickiego Pedersena z Darcym Wardem i Chrisem Holderem to jak pojedynki torreadorów z najlepszych hiszpańskich Corrid, szczę ś liwie zakończonych
bez krwawych ofiar. Co więcej, zaraz po zawodach, choć ciągle z pewnym grymasem na twarzy, wszyscy trzej zawodnicy żartowali na płycie stadionu,
pokazując sobie szczegóły przeprowadzonych akcji na torze, rysując w powietrzu kółka i sinusoidy oznaczające trajektorie jazdy czy
przecięcia linii jazdy swoich przeciwników.
To jest właśnie żużel na światowym poziomie, który mnie osobiście przyprawia o dreszcz przechodzący po plecach, a także
wywołuje u mnie i u jednego z moich kolegów lepiej obdarzonego przez naturę we włosy, że wszystkie one
stoją dęba. Pewnie ten, którego przywołuję w historii o stających dęba włosach nawet w to nie będzie chciał uwierzyć, ale sam widziałem jak po akcji
Griszy jadącego jak w beczce śmierci, opierającego tylne koło o bandę lub wręcz jadącego po bandzie, ów fakt wystąpił. Kwintesencja prawdziwych
przeżyć i emocji, które znają tylko i wyłącznie fani żużla, czyli dyscypliny, która działa na trzy zmysły: wzroku, słuchu i zapachu. Drugiej takiej nie ma i z
pewnością nie łatwo było ją wymyślić.
Po co jednak ten przydługi wstęp i beletrystyczny wywód? No cóż… wszystko przez frekwencję i moje poważne rozterki jej dotyczącej. Nie jest to tylko i
wyłącznie zaduma dotycząca imprez organizowanych przez firmę One Sport, ponieważ dwie pierwsze rundy pod względem liczby kibiców były
przyzwoite. Warto jednak przywołać Grand Prix w Bydgoszczy i kilka innych przykładów. Zawody ligowe w Tarnowie (z Włókniarzem) czy te w Gdańsku
(z Unią Leszno), podobno w najlepszej żużlowej lidze świata, mogą być złym prognostykiem lub dowodem na postępujący proces.
Oczywiście, najprostsza konstatacja, której dokonałem, to miejsce, w którym odbywają się imprezy. To z pewnością ma kolosalne znaczenie dla ich
sukcesu frekwencyjnego. Pewnie w przypadku SBPC w Eskilstunie to, że ta runda tam się odbyła, nie było bez znaczenia. Zawody miały miejsce kilka dni
przed ligowym meczem miejscowej drużyny - Smederny i w dniu kiedy całe miasto żyło paradą pod tęczowymi flagami.
Podobnie można analizować problemy BSI i zawodów w Bydgoszczy. Tam już od wielu lat żużel g o ści w wydaniu GP i SWC, a kibice z tego miasta czy z
Torunia lub Grudziądza naprawdę mają możliwość delektowania się czarnym sportem w najlepszym wydaniu dużo czę ś ciej niż tylko podczas
zawodów GP (celowo pomijam w tym wypadku wątek Tomasza Golloba, który może być w przyszłości tematem kolejnego mojego felietonu).
Jednak po głębszym przemyśleniu i rozważeniu wszystkich za i przeciw, doszedłem do wniosku, iż prawdziwymi problemem światowego żużla jest tak
naprawdę liczba zawodników uprawiających ten sport na najwyższym poziomie. W zasadzie mamy zogniskowanie dyscypliny tylko i wyłącznie na
dwóch krajach - Polsce i Szwecji.
Przecież dla wszystkich nas jasne jest jak elitarny stał się żużel. Obecnie 40 może 50 zawodników rozgrywa wszystkie karty - również te decydujące o
finansowym obliczu speedwaya. Jasne jest również, iż finansowego wyścigu za poziomem sportowym, uczestnictwem i startami w lidze
najlepszych zawodników, nie wytrzymała żużlowa kolebka - Anglia, jak i kuźnia wielu talentów i gwiazd - Dania. Kompletnej marginalizacji i przejściu w
stadium hibernacji lub wersji kadłubowej d o świadczyły ligowe zawody w Niemczech, Czechach czy Rosji. Dawno już zawodów w wersji ligowej nie
widziano na Węgrzech czy Słowacji i wielu innych krajach gdzie w latach 60 czy 70 sport ten rozwijał się i przyciąg a ł tysiące fanów.
To właśnie dowód na postępowanie hermetyzacji i elitaryzacji tego sportu. Dziś najwięcej zawodów z udziałem topowych zawodników światowego
żużla odbywa się w Polsce i Szwecji. To właśnie u nas organizowane są trzy rundy Grand Prix i praktycznie zawsze półfinał lub finał Drużynowego
Pucharu Świata. Dodatkowo jedna runda SEC i SBPC oraz wiele zawodów z kalendarza PZM. I na deser, każdej niedzieli kibice
mają możliwość ogląd a ć najlepszych, praktycznie bez wyjątku zawodników żużlowej elity w polskich rozgrywkach ligowych, minimum na dwóch frontach. W Szwecji pojawiają się również co tydzień ci sami zawodnicy przywdziewający tylko inne plastrony. Jak w tym natłoku interesujących
wydarzeń sportowych utrzymać zainteresowanie i emocje kibiców? Jak budować wartość poszczególnych wydarzeń i próbować stworzyć z nich
sportowe święto i produkt?To prawda, że żużla w żużlu właśnie w tych dwóch krajach jest zbyt wiele, a główni aktorzy tych
wydarzeń powtarzają się bezustannie. Pomyślicie Państwo, że to gotowa diagnoza… Nic bardziej mylnego. Mam zgoła odrębne przemyślenie i moim
skromnym zdaniem żużel zabija technika. Jak to - powiecie. A no właśnie tak. Z powodu braku konkurencji, szczególnie wśród producentów jednostek
napędowych, sport został całkowicie zmonopolizowany - poniekąd przez wcale nie najwyższych lotów włoskiego producenta. To
właśnie fabryka Giuseppe Marzotto, w której to w 1979 roku powstała pierwsza jednostka
napędowa zwana do dzisiejszych czasów GM, nadaje ton światowej rywalizacji. To również przez ten fakt w środowisku żużlowym pojawili się magowie
i czarodzieje sztuki zwanej tuningiem. To również oni powodują, że tylko nieliczni dopuszczani są do złotego runa, jakim jest możliwość korzystania z
ich sprzętu. Właśnie ta dysproporcja i podział na tych co mają i mogą i na tych co nigdy nie będą mieć i móc, powoduje elitaryzację i powolne umieranie
naszej dyscypliny.
Najwyższa więc pora, aby decydenci i działacze z Genewy przebudzili się z letargu i otrzeźwieli, rozpoczynając walkę o przetrwanie naszej dyscypliny.
Zamiast bezsensownych ograniczeń, których zakładnikiem stał się tłumik Leszka Demskiego, oraz wielu irracjonalnych przepisów elitaryzujących żużel,
koniecznością jest otwarcie tego sportu na nowych producentów silników, osprzętu i akcesoriów.
Konieczne są zmiany i otwarcie dyscypliny na nowe technologie i myśl techniczną. Niezbędne są rozmowy i działania prowadzące do pojawienia
się nowych rozgrywek żużlowych opartych o inne jednostki napędowe, przygotowane przez nie tylko jednego producenta. Z ich pojawieniem się,
przyjdzie łatwiejsza dostępność i ograniczenie kosztów dla zawodników, w tym młodych adeptów. Za nimi również pojawią się wielkie marki i
pieniądze, które na bazie silników przygotowanych dla żużla, będą mogły promować swoje produkty, w tym wypadku motocykle i akcesoria, a także
brandy - marki dla zwyczajnych pasjonatów jazdy na dwóch kółkach.
Jakoś na żużlu nie widziałem jakiejkolwiek reklamy zakładów Giuseppe Marzotto, a za reklamami Hondy, Yamahy, Suzuki, Jawy, Triumpha tęsknie i
śledzę wzrokiem, oglądając relacje sportowe z innych motocyklowych wydarzeń.
Bo tam gdzie jest rywalizacja w biznesie, ale też przecież i sporcie, tam są działania marketingowe, rozwój technologii, rywalizacja pomiędzy
producentami i teamami oraz emocje - w tym te sportowe. Adam Krużyński
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Podobne dokumenty