Przykład czy słowo?

Transkrypt

Przykład czy słowo?
Przykład czy słowo?
Co w wychowaniu dziecka odgrywa większą rolę:
to, co mówimy, czy to, co robimy?
„Dzisiejsze nieśmiałe dziecko, to to, z którego wczoraj się śmialiśmy.
Dzisiejsze okrutne dziecko, to to, które wczoraj biliśmy.
Dzisiejsze dziecko, które oszukuje, to to, w które jeszcze wczoraj nie
wierzyliśmy.
Dzisiejsze zbuntowane dziecko, to to, nad którym się wczoraj
znęcaliśmy.
Dzisiejsze zakochane dziecko, to to, które wczoraj pieściliśmy.
Dzisiejsze roztropne dziecko, to to, któremu wczoraj dodawaliśmy
otuchy.
Dzisiejsze serdeczne dziecko, to to, któremu wczoraj okazywaliśmy
miłość.
Dzisiejsze mądre dziecko, to to, które wczoraj wychowaliśmy.
Dzisiejsze wyrozumiałe dziecko, to to, któremu wczoraj
przebaczyliśmy.
Dzisiejszy człowiek, który żyje miłością i pięknem, to dziecko, które
wczoraj żyło radością”.
Ronald Russell
1
Są rodzice, którzy twierdzą, że wychowanie zaczyna się dopiero,
gdy dziecko rozumie już, że się do niego mówi. Ale to przekonanie
nie jest zgodne z rzeczywistością. Wychowanie zaczyna się od
pierwszych chwil po urodzeniu. Z chwilą pojawienia się na świecie,
każde dziecko uczy się wszystkiego poprzez zmysły. Nawet
najmniejsze doświadczenie jest dla noworodka największą życiową
lekcją…Wbrew potocznemu myśleniu, rola słowa w kształtowaniu
dziecka wcale nie jest dominująca. Dziecko od chwili przyjścia na
świat, nasiąka wszystkim, co widzi, słyszy, trzyma w dłoniach, a
najmniej tym, co się do niego mówi. Najmniejsze doświadczenie jest
dla niego ważniejszą lekcją o otaczającym go świecie i o nim samym
niż jakiekolwiek pouczenie. Często mówimy: „Muszę się wziąć za
wychowanie mojego dziecka”, mając na myśli jakieś akty
intencjonalne albo tłumaczenie dziecku, jak należy postępować, co
jest wartościowe, a co złe. Okazuje się, że o wiele większą siłę
oddziaływania ma to, co mu pokazujemy, nie to, co deklarujemy.
Słowo samo w sobie jest tylko informacją, a żeby mogło coś
znaczyć, musi być poparte przeżyciem, powiązane z
doświadczeniem. Kiedy dziecko uczy się słowa „ołówek”, to słyszy
jego brzmienie. Ale dopiero gdy to coś nazwane przez nas, ogląda ze
wszystkich stron, wkłada do buzi, gryzie, w jego głowie pojawia się
idea ołówka. Wtedy słowo zaczyna coś naprawdę dla niego znaczyć.
Jeśli to, co rodzic głosi, nie jest poparte przykładem, nie będzie
miało wpływu na kształtowanie dziecka albo będzie miało wpływ
przeciwny do zamierzonego. Istnieje przekonanie, że dziecko powinno
być odcięte od kłopotów i złego samopoczucia rodziców, bo „nie
należy obciążać dziecka dorosłymi sprawami”. Stąd, gdy rodzic ma
problemy albo kiepskie samopoczucie, a dziecko chce go pocieszyć,
daje mu do zrozumienia, że nic złego się nie dzieje: „Wcale nie jestem
smutny”. Z czasem takie dziecko przyzwyczaja się, że gdy komuś jest
źle, to trzeba to zignorować i się bawić. Za kilka lat, gdy rodzic
zacznie oczekiwać troski i zainteresowania, niestety dziecko nie
2
będzie rozumiało, czego on od niego chce. W jego doświadczeniu
pozostanie zakodowana reakcja: obojętność. Nie można nauczyć
dziecka współczucia, domagając się go: „Współczuj mi kochanie, bo
jest mi trudno”, albo tłumacząc na czym polega współczucie. Dzieci
można nauczyć współczucia pokazując im, co znaczy współczucie i
wsparcie, czyli współczując dziecku, gdy dzieje mu się jakaś krzywda,
i wspierając je, kiedy potrzebuje wsparcia. Tylko wtedy możemy się
spodziewać, że nasze dzieci będą skłonne reagować w podobny
sposób, gdy nam przydarzy się coś przykrego.
Jeśli rodzic naucza norm, lecz sam ich nie przestrzega, dziecko
szybko uczy się zasad i wartości faktycznie wyznawanych przez
rodziców. Nawet jeśli rodzic usilnie powtarza, jak powinno być, a
narusza zasady trochę w konspiracji. Jeśli rodzice mają mówić
dzieciom rzeczy niespójne z ich własnym zachowaniem, to lepiej żeby
nic nie mówili. Bo gdy zaczynają głosić, jak być powinno, a jest to
niezgodne z ich postępowaniem, dzieci wychwytują dysonans, uczą
się nieszczerości i przestają szanować rodziców. Bardzo
niepedagogicznie działa np. dość często spotykana sytuacja, gdy
rodzice obgadują przy dziecku jakąś osobę, a potem również w
obecności dziecka, demonstrują wobec tej osoby udawaną
serdeczność. Dziecko jest zdezorientowane, a po jakimś czasie
dochodzi do wniosku, że kłamstwo jest akceptowalne. Jeśli to, co
robimy, staje w opozycji do tego, co deklarujemy, dziecko raczej
będzie nas naśladować, niż słuchać.
Ale słowa też mają swoją siłę…Istnieją słowa szczególnie
ryzykowne w relacjach z dziećmi. Niebezpieczne są słowa
deprecjonujące i poniżające. Ich niszczycielska moc jest tym większa,
im bardziej jest spójna z doświadczeniem. Kiedy między rodzicem i
dzieckiem nie ma dobrej więzi, a pada upokarzające słowo, działa ono
jak klątwa. Złe słowa wypowiedziane przez rodzica potrafią bardzo
głęboko zapaść w nieświadomość. Często dorośli używają wobec
dzieci słów wartościujących. Zamiast tego, powinniśmy częściej
3
informować je o odczuciach i emocjach, które wywołują w nas ich
czyny. Gdy mówimy do dziecka „Jesteś zły, nieznośny, okropny!”, to
efekt wychowawczy takiego komunikatu jest negatywny.
Wyładowujemy jedynie swoją złość i informujemy dziecko o braku
naszej akceptacji. Interwencja przyniosłaby dużo lepszy skutek,
gdybyśmy wyjaśnili dziecku, że to co robi, sprawia nam ból i
przykrość. Wtedy nauczyłoby się, że wszystko, co robi, odnosi się do
kogoś, wywołuje w ludziach emocje i ma swoje konsekwencje. Często
używamy ostrych, wartościujących słów w dobrej wierze, licząc, że to
zmobilizuje dzieci do poprawy zachowania. Negatywne przekazy
typu: „Ależ ty jesteś beznadziejna”, „Jesteś złym chłopcem” zapisują
się w psychice dziecka jak nagranie na taśmie
magnetofonowej…Posiadanie w głowie takiego negatywnego,
destrukcyjnego scenariusza, powoduje, że człowiek nieświadomie
zaczyna go realizować. Zgodnie ze scenariuszem staje się
beznadziejny, zachowuje się głupio albo zostaje złym chłopcem…i
nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ przez długi i ważny czas
naszego życia wszystkiego o sobie dowiadujemy się wyłącznie od
naszych rodziców. To oni są dla dziecka jedynymi autorytetami i
pierwsi odpowiadają na najbardziej podstawowe dla każdego
człowieka pytania: Kim jestem? Co tutaj robię? Do czego dążę? Jaka
jest moja wartość? Jakie są moje możliwości? Czasem to, co o sobie
myślimy przez resztę życia, zależy od tego, co usłyszeliśmy w
dzieciństwie od naszych rodziców. Jeśli dziecko słyszy od matki, że
jest beznadziejne, to wiara w siebie i poczucie własnej wartości nie
będą w przyszłości jego mocną stroną. Zdania wyrokujące: „Będziesz
taki, skończysz tak a tak, do tego to ty się nie nadajesz”, stosowanie
generalizacji: ty nigdy, ty zawsze, powodują negatywne
konsekwencje. Zamiast: „Jesteś głupi”, „Nidy nie zmądrzejesz” –
lepiej powiedzieć: „Robisz głupio, ale możesz to naprawić”. Zamiast
„Będziesz nikim” powiedzmy „Takie zachowanie nie prowadzi do
niczego dobrego”. Używanie słów: mądry, piękny, inteligentny, głupi
czy zły w stosunku do dziecka, powoduje jego zaszufladkowanie,
4
przyprawia mu etykietę. Istotne jest mówienie o czynach dziecka, a
nie o nim samym. Ważne jest to, żeby opisać co się widzi, bez
wypowiadania naszej oceny. Dzięki takiej komunikacji dzieci stają się
bardziej świadome tego, co potrafią. Mają poczucie sprawstwa, czyli
poczucie własnej skuteczności. Nie krytykujemy wtedy dziecka,
tylko coś, co ono zrobiło i co może naprawić, nie negujemy jego
wartości, tylko wyrażajmy nasz sprzeciw wobec jakiegoś
zachowania. To, jakiego znaczenia nabierają słowa, czy niszczą, czy
wzmacniają, zależy też od kontekstu. Może nim być na przykład
relacja między rodzicami. Czasem zupełnie neutralne słowo nabiera
pejoratywnego znaczenia, a wtedy należy być ostrożnym z używaniem
go wobec dziecka. Należy nie tylko uważać na to, co się wypowiada,
ale co się rzeczywiście do dziecka mówi, bo treść słowa i jego
emocjonalna zawartość nie zawsze się ze sobą pokrywają. Złe słowa
wypowiedziane przed laty, dawno już zapomniane przez rodziców, a
wciąż zapisane w pamięci bądź nieświadomości dziecka, mogą
wyrządzić mu krzywdę. Niszcząca moc słów może działać nawet
wbrew dobrym instancjom rodziców. Negatywne, wartościujące
komunikaty nigdy nie pozostają obojętne dla psychiki dziecka. Dla
dziecka rodzice są wyrocznią. Sytuacje, gdy dziecku dzieje się coś
złego, a rodzic jeszcze mu dokłada pod hasłem „A dobrze ci tak,
jakbyś mnie słuchał, to nic by się złego nie stało” nie należą do
rzadkości. Różne warianty takiego scenariusza możemy
zaobserwować już w piaskownicy….
Sytuacja
Chłopiec biegnie. Mama krzyczy: „Nie biegnij tak, bo się
przewrócisz”. Chłopiec biegnie dalej, przewraca się, bo wiadomo, że
dziecko musi się czasem przewrócić…tymczasem matka dopada go
płaczącego i krzyczy: „A nie mówiłam!”.
Niektórzy rodzice mają takie wyobrażenie, że ten dobrze
wychowuje, kto nie przeoczy żadnej okazji, w której można by
5
dziecku zwrócić uwagę. A w takiej sytuacji można by podnieść
dziecko i powiedzieć mu: „Nic się nie stało, biegnij dalej…” Wielu
dorosłych uważa, że karcenie i pouczanie to dla dziecka
dobrodziejstwo i najlepszy sposób na przekazywanie wiedzy o życiu.
Tylko że takie nieustanne strofowanie nie tyle rozwija wiedzę, co
zahamowania. Postawmy się na chwilę w pozycji dziecka, któremu
wszyscy mówią: „Źle stoisz, stój jak ja”, „Jak ty wyglądasz! Ubierz
się tak, jak mówię”, „Nie wierć się, patrz, jak ja grzecznie siedzę” itp.
Czujemy wdzięczność czy upokorzenie i złość? Poprawianie i
strofowanie jest jedną z dróg wychowania, ale zbytnia jednostajność
w stosowaniu tej metody, jest bardzo niekorzystna dla wyposażenia
psychicznego dziecka.
Wielu rodziców wiąże pewne nadzieje wychowawcze z
wyprawianiem dziecka do przedszkola, np. wierzą, w to, że
małomówny synek jakoś się rozkręci w towarzystwie rówieśników, a
córeczka, która dostaje napadów złości, złagodnieje…Tymczasem,
gdy dziecko ma trzy, cztery lata, to możemy być pewni, że już się
bardzo dużo nauczyło. Podstawowa matryca osobowości została
ukształtowana. Stąd też rozczarowanie rodziców bo okazuje się, że
dziecko jest już w dużej mierze wychowane. Najważniejsze w
wychowaniu okazuje się to, jacy jesteśmy…przykład jaki dajemy
dziecku i relacja, jaką z nim nawiązujemy. Dzieci obserwując
dorosłych poznają specyfikę funkcjonowania w społeczeństwie, a
także to co wolno i czego robić nie wolno (także kiedy powinno
mówić się dzień dobry, dziękuję, kiedy wytrzeć buty na wycieraczce,
przytrzymać komuś drzwi itp.). Zanim dzieci na poważnie wejdą w
grupę rówieśniczą rodzice są dla nich głównym źródłem informacji o
świecie i co za tym idzie najważniejszym przykładem do
naśladowania. Warto o tym pamiętać ponieważ taki sposób
naśladownictwa ma także swoje minusy. Kiedy często krzyczymy
może się zdarzyć, że dzieci także zaczynają podnosić głos w
sytuacjach konfliktowych zamiast starać się w spokoju rozwiązać
6
problem. Innym minusem jest powtarzanie słów, sformułowań, które
kilkulatki usłyszą od rodziców. Ma to najczęściej miejsce w czasie,
kiedy dzieci uczą się intensywnie języka (2-3 latki). Wtedy każde
nowe (a zwłaszcza niedozwolone) słowo wydaje się dla nich
atrakcyjne. Także można zauważyć kopiowanie zachowań, które
dzieci dostrzegają u rodziców czy rodzeństwa. Dotyczy to zarówno
zachowań pozytywnych (np. jeśli ktoś jest smutny to trzeba go
przytulić, pogłaskać bo mama też tak często robi) jak i negatywnych
(gdy mi się coś nie podoba to popchnę albo uderzę). Zwracajmy
zatem uwagę na, to CO i JAK MÓWIMY I ROBIMY w obecności
naszych dzieci…
Główne źródło informacji stanowiła książka Wojciecha
Eichelbergera „Dobra miłość – co robić, by nasze dzieci miały
udane życie”.
Przygotowała
Martyna Ozych
pedagog specjalny w SSPI STO nr 100 w Warszawie
7

Podobne dokumenty