ALMANACH POKONKURSOWY - plik w formacie

Transkrypt

ALMANACH POKONKURSOWY - plik w formacie
ALMANACH POKONKURSOWY
„O Statuetkę Stolema 2015”
Grafika wykorzystana na okładce:
Str.1 – figura STOLEMA przy wjeździe do Gniewina
Fot. Mirosław Odyniecki
Str. 4 – z Archiwum Gminy Gniewino:
Wieża widokowa im. Jana Pawła II w kompleksie „Kaszubskie Oko” w Gniewinie
Redakcja: Mirosław Odyniecki
Korekta: Hanna Grzybowska
Wydawca: Wydawnictwo „MS” Wejherowo
Druk: „Ewa - Druk”, Wejherowo, ul. Rogaczewskiego 56
Nakładem:
Centrum Kultury, Sportu, Turystyki i Biblioteki w Gniewinie
2
Protokół z posiedzenia Jury
XI OGÓLNOPOLSKIEGO KONKURSU
SATYRYCZNEGO
„O STATUETKĘ STOLEMA”
Jury w składzie: Mirosław Odyniecki – przewodniczący, Wioletta
Majer-Szreder i Tomasz Fopke – członkowie, po zapoznaniu się
z 143 zestawami utworów satyrycznych, nadesłanych na konkurs,
na posiedzeniu 17 listopada 2015 r. przyznało następujące nagrody
i wyróżnienia:
Nagrody:
I – nagroda w wys. 1000 zł i statuetka „STOLEMA”:
Wojciech Wojnar – godło „dySztych” z Wrocławia za „Bajki
amorałki”
II – nagroda w wys. 700 zł:
Grzegorz Żak – godło „Studnia” ze Studnisk Dolnych za „Księgożona”
III – nagroda w wys. 300 zł:
Zygmunt Królak – godło „Jozin z Bazin” z Witolubia za
„Fraszkociąg”
Maciej Gardziejewski - godło „Uśmiech Bustera Keatona” z
Warszawy za „Instrukcja obsługi posła”
Wyróżnienia (100 zł):
Jakub Ferek – godło „Arkles” z Torunia za „Listy skarg i zażaleń”
Apoloniusz Ciołkiewicz – godło „Fiszka” z Białegostoku za
„Słowem poszturchiwanie”
Grzegorz Lewkowicz – godło „Trzmiel” z Gdyni za „Moskaliki
z polityki”
Ponadto jury postanowiło opublikować wyróżniające się utwory
w „Almanachu pokonkursowym”.
Gniewino, 17 listopada 2015 r.
Podpisy członków jury:
(.............)
3
Wojciech Wojnar
Wrocław, godło: dySztych
I Nagroda
Bajki amorałki:
Jaś i Małgosia
Leśnych spacerów sprzed laty
oto bajkowe pokłosie:
Jasia wciąż kuszą wiedźm chaty,
stare pierniki — Małgosię.
Śpiąca królewna
Pinokio
Życie jego — twarda szkoła...
przez korniki i dzięcioła.
Bajki są temu winne i baśnie,
że dziś bez księcia ona nie zaśnie.
Złota rybka
Śpiąca królewna
To magia zdziałała
i wiedźmy zaklęcie,
że królewna spała
co rusz - z innym księciem.
Gdy złotą rybkę raz rybak złowił,
to w mig ją sprzedał jubilerowi.
4
Kot w butach
W życiu jak w bajce. Ten temat
potwierdza ta krotochwilka:
choć kota w butach tu nie ma,
to kotek pełno jest. W szpilkach.
Z Baśni tysiąca i jednej nocy
Spójrz Szeherezado,
co z baśnią się stało.
Za jedną noc z Adą
dziś tysiąc to mało.
Czerwony Kapturek
Dziewczę to, niestety,
znane jest dziś z tego,
że wilczy apetyt
miewa na łowczego.
Książę i Kopciuszek
Przez jej pantofelek,
związany z mariażem,
stal się książę Felek
szybko pantoflarzem.
Calineczka
Ujrzał elf ją w całej krasie,
więc przybyło cali w pasie.
Dziewczynka z zapałkami
Zziębnięta w bramie
stoi z młokosem...
I z zapałkami...
i z papierosem.
Królowa Śniegu
Kaj aż trzy tygodnie
przez nią w łożu pościł,
bo gdy spuścił spodnie,
to odmroził chwościk.
Księżniczka na ziarnku grochu
Spać nie mogła (och!)
przepiękna księżniczka,
ale nie przez groch,
tylko przez Janiczka.
5
Tomcio Paluch
Żona wciąż szlocha
i jest jej przykro,
bo cóż że kocha,
gdy organ mikro...
Książę z bajki i żaba
Książę cmoknąć chciał żabkę,
lecz król go poskromił:
„Weź się lepiej za babkę!
Już dość tej sodomii!”
6
Książę z bajki
Chętnie żabce dałby pyszczka,
lecz przeraża go opryszczka.
Grzegorz Żak
Studniska Dolne, godło: Studnia
II Nagroda
„Księgo-żona”
Księgowość rządzi światem. Żona mi ciągle o tym przypomina.
Żona jest księgową. Co noc czepia się o pasywa. O aktywa też się
czepia, ale rzadziej. Rzadziej, bo co się tylko ruszę, to krzyczy, że
naruszam środki trwałe. Że niby to ja jestem środkiem trwałym.
A moja łysina to zużycie materiałów i energii. Ciekawe na co
to zużycie, ja się pytam. Na myślenie chyba. O tych sprawach.
I tamtych sprawach. A przede wszystkim domyślanie się, o co jej
chodzi.
No bo kiedy mówi, że wyroby własnej produkcji naruszyły
fundusz socjalny aby wspomóc umorzony środek trwały, to znaczy,
że dzieci poszły do dziadka i wzięły dla niego jakiś prezent. Pewnie
nalewkę mojej produkcji, żeby umorzony środek trwały jeszcze
bardziej się umorzył... Prezent dla dziadka to pół biedy, cała bieda
jest, jak potrzebuję tej mojej księgowości coś nabyć – no to wtedy
jest rozliczenie niedoborów i szkód. Takie to nasze małżeństwo,
nie, przepraszam, zobowiązanie długoterminowe. A tak pięknie
się zaczęło: była pierwszą kobietą w moim życiu, a ja pierwszym
mężczyzną w jej. O jej! Według niej to było miejsce powstawania
kosztów tudzież bilans otwarcia. Niby wniosła kapitał w postaci
cnoty... Najpierw było zobowiązanie krótkoterminowe, czyli
narzeczeństwo, potem ślub, ślub to ślub, tu nie ma ksiegowości.
Posag wniosła, i owszem, ale raczej jako dochody planowane. dalej
to już ruszyło jak spłata kredytów wysokooprocentowanych, bo już
noc poślubna okazała się przelewem kapitału na inwestycje a ciąża
przychodem przyszłych okresów.
Minęło trochę lat, znaczy się rocznych sprawozdań z działalności.
Dzieci urosły, żona zaczęła się nudzić. A przecież ma taką ciekawą
pracę... Stwierdziła, że przyda się operacja plastyczna i zażyczyła
7
sobie nowych piersi. Że niby dla mnie. No, powiedziałem, przyda
się remont majątku trwałego i nowy kapitał zapasowy, taki bufor
na wszelki wypadek. Nawet się nie zdenerwowała, co już było
podejrzane.
Co się okazało? Że w grę weszły jakieś surówce wtórne, czyli
napatoczył się jeden rozwiedziony i zaczął umowę na warunkach
świadczenia dobrowolnego. Podobno bankowiec, więc obiecywał
darmowe przelewy i w ogóle.
No szlag mnie trafił, nie będę kłamał. Chciałem iść vabank i
zlikwidować tę lokatę w zarodku, ale potem się ciut uspokoiłem.
Karolina mi pomogła, żony koleżanka, przesympatyczna kobieta, też
księgowa zresztą. I tak się zaczął mój udział w kapitale obcym. Jak
się okazało, że jest ze mną w ciąży, to wyszło, że moje inwestycje
rozpoczęte na obcym gruncie będą skutkować alimentami. Czyli
usuwaniem skutków zdarzeń losowych.
Księgowość rządzi światem. Ale nie rządzi żądzami.
Z cyklu „Bajki dla biegających”:
„Bajka o Trzech Małych Świnkach”
Pewnego razu Trzy Małe Świnki postanowiły zadbać o zdrowie,
urodę i inne szeroko pojęte psycho-fizyczne aspekty duszy a nade
wszystko ciała. W tym celu podjęły decyzję, że będą uprawiać
sport, a konkretnie bieganie, z powodu łatwości zasad i szerokiej
dostępności ścieżek w Stumilowym Lesie, które co prawda przy
kiepskiej pogodzie mogły robić się ciut błotniste, ale to w żadnym
stopniu nie przeszkadzało, a nawet w tym konkretnym przypadku
wręcz przeciwnie.
Pierwsza Mała Świnka, niesiona siłą świeżego postanowienia
biegła po lesie, ciesząc się jak młody warchlak i mając nadzieję na
poczucie się jak młody bóg. Podskakiwała radośnie na widok motyli,
podśpiewywała razem z drozdami. W różowości swego delikatnego
ciała wyglądała jak beztroska szynka na wakacjach - którą zresztą
w istocie była, przyjąwszy, że świnki żyją permanentnie w stanie
wakacyjnym aż do obiadu.
Ale wakacje nie chronią od niebezpieczeństw, o nie! Oto na
8
ścieżce Pierwszej Małej Świnki pojawił się nie kto inny, tylko znany
abnegat, chuligan, niechluj i kibol, niejaki Zły Wilk. Zaciągnął się
papierosem, oparł zadkiem o drzewo i krzyknął ochrypłym głosem:
- Mała Świnko, Mała Świnko, daj sobie spokój!
- Nie ma mowy! - krzyknęła Pierwsza Mała Świnka, mijając
Złego Wilka ciężkim truchtem.
- Ach tak?! - wrzasnął Zły Wilk - No skoro tak, to prychnę,
chuchnę, dmuchnę i zdmuchnę ten twój słomiany zapał!
Jak powiedział, tak zrobił, bo Zły Wilk, choć niewątpliwie był
społecznym mętem, to miał swoiste poczucie honoru, właściwe
bandytom starej daty. Pierwsza Mała Świnka uciekła czym prędzej
do Drugiej Małej Świnki, stawiając na wsparcie w grupie i wspólne
bieganie połączone z wymianą poglądów głównie na tematy
meteorologiczne i kulinarne. Biegały więc we dwie, ale niektóre
patologie są po prostu nieuleczalne:
- Hej, Małe Świnki! - dobiegł do ich uszu podczas porannego
treningu schrypły baryton - Dajcie sobie spokój!
- Nie ma mowy! - krzyknęły unisono Pierwsza i Druga Mała
Świnka, na pierwszy rzut ucha mocno i zdecydowanie, a w
rzeczywistości zerkając na siebie wzajemnie z dużą dozą średnio
maskowanej niepewności.
- Nie ma?! - ryknął Zły Wilk.
- Tak, nie ma! - pisnęła Pierwsza Mała Świnka
- Nie, nie ma! - poparła ją Druga Mała Świnka.
- No to tak czy nie? - rozdziawił paszczę w obleśnym uśmiechu
nieuleczalny abnegat, chuligan, niechluj i kibol - Jak zaraz prychnę,
chuchnę i dmuchnę to zdmuchnę te wasze zdrewniałe od zakwasów
różowe quasi-mięśnie.
Dwie Małe Świnki nie spodziewały się, że Zły Wilk zna
połączenia wyrazowe z partykułą quasi a poza tym faktycznie
czuły się obolałe i zdrętwiałe po intensywnym wysiłku. A Zły Wilk
prychnął, chuchnął i dmuchnął... Nie pozostało im nic innego niż
tylko uciec do Trzeciej Małej Świnki.
Trzecia Mała Świnka wybudowała sobie na nisko oprocentowany
kredyt porządny domek z pustaków porotherm. Na popularnym
serwisie aukcyjnym w internecie kupiła okazyjnie używaną
9
elektryczną bieżnię treningową i nie wychodząc do brudnego,
nie wyasfaltowanego i nieoświetlonego lasu trenowała sobie w
domu, oglądając przy tym kolejne odcinki popularnych seriali w
kolorowym telewizorze. W geście solidarności gatunkowej przyjęła
pod swój pokryty czerwoną blachodachówką dach Dwie Małe
Świnki i trenowali sobie razem na przemian, podziwiając cichą
pracę silnika i duży czytelny wyświetlacz, co jakiś czas zmieniając
kąt nachylenia i kontrolując ilość spalanych kalorii.
Ta sielanka, jak wszystko, co dobre, nie mogła trwać zbyt długo.
Rozległ się dzwonek do drzwi i ochrypły głos oznajmił:
- Wiem, że tam jesteście, mimo, że nie słyszę wyjątkowo cichej
pracy silnika elektrycznej bieżni treningowej. Ale mówię wam,
dajcie sobie z tym spokój!
- Nie ma mowy! - huknęły Trzy Małe Świnki chórem.
- Ach tak?! Albo nawet ach nie?! - ryknął Zły Wilk - W takim
razie prychnę, chuchnę, dmuchnę i zdmuchnę te wasze szpanerskie
zabawki, jak się zbiorę w sobie, to nawet z domkiem.
Ale na nic się zdały wysiłki mało usportowionego palacza o
permanentnie zniszczonych płucach. Mimo, że chuchał, dmuchał
i prychał z całych nadwątlonych przez lata nałogu sił, to nie udało
mu się nic zdmuchnąć, gdyż na jego drodze stały antywłamaniowe
drzwi i solidna ściana z pustaków. W oknach złowrogo błyszczały
antywłamaniowe żaluzje.Nie było też mowy o wejściu przez komin,
bo Zły Wilk nie miał sił ani ochoty wspinać się i przeciskać przez
wąskie i pełne sadzy przewody.
Jak niepyszny odszedł więc w nieodległą acz niewątpliwie siną
dal, aby oddawać się wszelakim znanym dysfunkcjom społecznym
a także w miarę możliwości odkrywaniu nowych.
Nie niepokojone przez element aspołeczny Trzy Małe Świnki
wciągnęły się w długodystansowe bieganie i prawdopodobnie
wystartowałyby w półmaratonie w Żywcu, gdyby po którejś z
wyczerpujących tras nie zachciało im się odrobiny luksusu w postaci
odnowy biologicznej.
Mając zdiagnozowaną dysleksję zamiast na masaż Trzy Małe
Świnki zapisały się na masarz.
Podobno kiełbasa była wyśmienita.
10
Zygmunt Królak
Witolubie, godło: Jozin z Bazin
III Nagroda
Fraszkociąg
Fraszkociąg
Skoro do świata satyry
Zaglądać jesteśmy skorzy
Fraszkociąg na naszą prośbę
Przestrzeń tę nam otworzy
Kontrasty
Gdyby nie było grzechu
Co warta byłaby cnota
Podobną zresztą przysługę
Robi mądrości głupota
Trudna starość
*
Misja
Anioł w poczuciu misji
Przekroczył piekła progi
Zaczął nawracać diablice
I odtąd diabeł ma rogi
Mała czarna
Nie było filiżanki
- Mała czarna była
I chyba mnie wtedy
Bozia opuściła
Starość bywa trudna
- Mówią statystyki
Lecz się z tą opinią
Nie godzą antyki
11
Bez kieszeni
Myślał że za pieniądze
Bozia go lepiej wyceni
Lecz potem się okazało
Że trumna nie ma kieszeni
Czarna dziura
Mają astronom i Murzyn
Wspólne zainteresowania
- Jest to czarna dziura
Która ich pochłania
Dwa odbicia
Każe porządne lustro
Ma dwa odbicia lustrzane
Jedno to rzeczywiste
A drugie oczekiwane
Marnotrawny
Mówiono syn marnotrawny
Choć on dla dobra sprawy
Wypalał wszystko do końca
Więc nie marnował „trawy”
12
Przeistoczenie
Na brzuchu miał kaloryfer
Dokładał do pieca szczerze
Co się po pewnym czasie
Skończyło na bojlerze
Mucha chciała
Chciała mucha wyjść za mąż
Szukała swojego księcia
Spełniło się jej marzenie
Gdy pająk ją wziął w objęcia
Polityk
Zaklina rzeczywistość
Kota ogonem odwraca
Spija z tego procenty
I wcale nie ma kaca
Uroki futbolu
Na boisku piłkarskim
Najwięcej gejów żyje
Bo tam każdy swego
Przeciwnika kryje
Fraszkowe to i owo
Tym razem na sportowo
Zawody balonowe
Wzniósł się balonem wysoko
Myślał że wszystkich pokona
Tylko że wiać przestało
I wiatr go zrobił w balona
Panczenista
W rekordowym czasie
Przebiegłby lodowisko
Gdyby na lodowisku
Nie było tak ślisko
Łuczniczka
Strzelec
Strzelał do różnych celów
Zależnie od dnia i gustu
- Przestał gdy pewna pani
Dobrała mu się do spustu
Zapaśnik
Wygrywał wszystkie walki
Opływał w dostatki
W końcu go kobieta
Walnęła na łopatki
W tarczę nie mogła trafić
Lecz jej kobieca przekora
Sprawia że trafia sędziego
W dziesiątkę strzałą Amora
13
Płotkarka
Mówili o niej płotkarka
- Jednak to były plotki
Bo ona zamiast na stadion
Chodziła z wędką na płotki
Oszczepnik
Byłby posiadaczem
Najlepszych wyników
Gdyby tam nie było
Innych oszczepników
Bokser
Kiedy już chodził do ringu
Dostarczał widzom uciechy
Już z samej ksywy Stolarz
Bo zawsze zaliczał dechy
Kibic
Szachista
To żeby się nie śpieszyć
Uznaje za normalne
Dla niego już warcaby
To sporty ekstremalne
Kolarz
Jadąc w ogonie wyścigu
Nie wiedział co się dzieje
Kiedy mu trener kazał
Mocniej naciskać na geje
Szybownik
Uczył ją sztuki latania
Zgodnie z lotniczą kulturą
- Latać uczyła się w słońcu
Egzamin zdawała za chmurą
Kochał jak nikt inny fizyczną kulturę
I do późnej nocy stukał w klawiaturę
Cenił swoją „FIFĘ” i to nocne granie
Tylko teraz spacer to duże wyzwanie
14
Limeryki prosto z fabryki
Stolem
Pewien Stolem z Gniewina
Kamieniami rzucać zaczyna
Wspaniała robota
Obrywa głupota
A to satyry sprężyna
Siła satyry
Do Żarnowca obok jeziora
Chciano sprowadzić potwora
Lecz satyry siła
Plany te zmieniła
Bo jej energia jest spora
Na syna
Wesoła scena
Ma w Gniewinie Drozda salę
Gdzie się bawi gość wspaniale
Bo z tamtej sceny
Częściej niż treny
Spływa satyra w kawale
Piana
Na całym Pomorzu oraz okolicy
Niebezpieczną pianę biją politycy
A na naszej niwie
To piana na piwie
Nie szkodzi mózgownicy
Piękna pani spod Gniewina
Atrakcyjnie dzień zaczyna
Bo powtarzać skora
Igraszki z wieczora
Żeby dorobić się syna
15
Prawdziwy artysta
Znany ze swojej dobroci
- Prawdziwy w tym artysta
Każdą okazję by pomóc
Z ochotą wykorzysta
Widzi sąsiada z flaszeczką
Zaraz zachodzi mu drogę
I mówi pełen oddania
Pozwól sąsiedzie pomogę
A gdy się spotka z odmową
Jest zasmucony wielce
Chciał przecież tylko ulżyć
Tamtej przyciężkiej butelce
Znajoma dźwiga zakupy
Weźmie masełko cukierka
A wszystko jedynie po to
By jej nie poszło w bioderka
Albo gdy widzi palacza
W pogoń się za nim rzuca
I prosi by dał papierosa
Żeby oszczędzić mu płuca
Pod sklepem przejmuje kosze
Choć to wstydliwe niestety
Ustawi je równo w rzędzie
I jeszcze wyjmie monety
Jak z powyższego wynika
Człowiek że przyłóż do rany
Czemu więc twierdzą niektórzy
Że żywot ma facet przes…pany
16
Maciej Gardziejewski
Warszawa, godło: Uśmiech Bustera Keatona
III Nagroda
Instrukcja obsługi posła
Widok posła, leżącego o wschodzie słońca na chodniku czy ulicy,
nie jest wcale tak powszechny, jak się niektórym – pejzażystom –
wydaje, a wieść gminna – złośliwie! – niesie.
Zagubienie w wielkim, średnim czy też małym mieście zdarza
się przedstawicielom wszystkich zawodów i powołań, dlaczego więc
poseł miałby być tym, który zawsze tylko, niby, prawda, z jednego
pieca usłanego różami chleb chrupiący z masłem i miodem, jada?
Panowie policjanci! Jak rozpoznać, w człowieku leżącym,
o wschodzie słońca, na chodniku czy ulicy, posła, lub (jak by
powiedział sympatyk władzy, którą sam wybrał) Pana Posła?
Przede wszystkim, trzeba takiego leżącego, obojętnie czy jest on
odziany w garnitur, prawda, czy obleczony w dres z lampasami, jak
u generalskich spodni, zapytać uprzejmym głosem:
– Halo, panie pośle?
Niech strój osoby upadłej, nas, policjantów nie zniechęca do
wrodzonej na służbie uprzejmości, trzeba być czujnym. Te lampasy
u dresu mogą więcej zwiastować niż, ten wyglądający tylko na
markowy, garnitur. Zawsze – Halo, panie pośle.
Bo nie wiemy, czy gdzieś tu, nieopodal, nie czai się, dziennikarz
z kamerą, wiadomo jakiej stacji telewizyjnej; albo dziennikarka z
dyktafonem w prowokacyjnej dłoni, wiadomo jakiej gazety; albo
poseł opozycji z aparatem fotograficznym, wyrzucony z partii
rządzącej do partii opozycyjnej, która wkrótce zostanie partią
rządzącą w koalicji z częścią partii teraz rządzącej, która przeszła
do opozycji.
Leżący, kto wie, czy nie poseł (on sam jeden, oczywiście, wie
17
najlepiej, ale… – nie uprzedzajmy zeznań) najpierw otworzy
zamglone wiedzą i troską o kraj oczy. Uwaga! Zamglony wzrok
sugeruje, raczej, prawdziwego posła. I westchnie. To nas powinno
utwierdzić w przekonaniu: to jest prawdopodobnie, znany z rysopisu
poseł. I wybełkocze:
– Policja! Zostaw mnie bandyto, precz z łapami. Policja!
Bywa, że pan poseł widząc policjanta w mundurze, pochylającego
się z profesjonalną troską nad jego sfatygowanym pracą dla ojczyzny
bytem, nie dostrzeże, nie tylko policjanta, ale również, przede
wszystkim, prawda, tej profesjonalnej troski.
To może oznaczać, że jakieś wasze niewypowiedziane
słowo, gest, mina tudzież zapach zasugerowały przebudzonemu
brutalnie posłowi (mimo widoku munduru), że ma do czynienia z
przebierańcem, czyli z rzezimieszkiem w mundurze wzbudzającym
ad hoc zaufanie społeczeństwa, a jego, posła, uzasadnioną nieufność.
Zaufanie – oczywiście! – wzbudza mundur, nie rzezimieszek.
Powiedzenie, w tym momencie – Zamknij mordę, bo wylądujesz
na dołku – utwierdzi tylko w pośle tę nieufność do organu władzy
wykonawczej. Co w takiej sytuacji robimy? Oddajemy strzał
ostrzegawczy, to znaczy, odwracamy uwagę posła, słowami –
Głosowałem na pana. Cieszę się, że mogę poznać osobiście. Albo
– W telewizji, głowę ma pan zawsze u góry ekranu. Albo – Mogę
prosić o autograf? Moja młoda, atrakcyjna żona uwielbia pana w
trakcie tej debaty, co to panu ciągle ci idioci przerywają, a pan tym
kretynom, nigdy.
Bywa też, że pan poseł widząc policjanta w mundurze,
pochylającego się z troską nad jego doczesnymi szczątkami nie
dostrzeże policjanta, ale dostrzeże, co prawda mglistą, ale jednak
troskę. I zapyta, bo już nie chce błądzić, nie zapytawszy:
– Ale o co chodzi?
I to jest bardzo koncyliacyjne, prawda, a nawet
dyplomatyczne, nieprawda, pytanie. To jest poseł. To jest poseł
całą gębą. Teraz już możemy głośno tytułować podejrzanego,
panie pośle. Tytułujmy zatem, śmiało, to mu się należy, jak psu
micha.
Poseł na tym chodniku, czy też ulicy, może leżeć na boku. Na
18
prawym, na lewym, lub na obu, twarzą do góry. Wiadomo: lewy –
lewica, prawy – prawica, twarzą do księżyca – ludowiec. To taka
ciekawostka socjologiczna, nie trzeba zapisywać, można, że tak
powiem, zapamiętać w głowie.
Co robimy w następnej kolejności? Pytamy. Tak jest. – Panie
pośle, czy ma pan przy sobie immunitet? – oraz przedstawiamy się
w postawie na baczność np. posterunkowy Kowalski, komenda
stołeczna policji, patrol nocny, pieszy, hej!
Gdy pan poseł raczy przemówić – Ok., sorry, już wstaję – tudzież
– No, leżę, a co, nie wolno mi? – będzie to sygnalizowało wysoką
funkcję w strukturach swojej partii (nie wykluczone, że partii
aktualnie u steru).
A gdy pan poseł już raczy, z naszą bezinteresowną pomocą,
przyjąć postawę wertykalno-falującą, na pewno zapyta – Gdzie ja
jestem?
Wtedy należy precyzyjnie określić nazwę i położenie ulicy,
numer ulicy, podać jakichś punkt odniesienia np. przed klubem gogo; bywa że trzeba podać nazwę miasta a nawet państwa, dobrze też
znać kontynent który aktualnie gości pana posła, a nawet półkulę
świata, jeżeli policjant sam potrafi to określić.
Gdyby policjant miał przy sobie, przypadkiem, globus, to ułatwi
wyjaśnienia. Globus, trzeba się z tym liczyć, może wzbudzić w
rozbudzonym panu pośle wybuch wesołości. Na widok policjanta
z globusem, poseł obdarzony poczuciem humoru (a wyjątkami
są posłowie nie obdarzeni) może wykrzyknąć: – O! Sierżancie
Kopernik, proszę natychmiast przesłuchać słońce i zatrzymać
Ziemię… Spocznij.
Historia, jak powszechnie wiadomo, jest małomówna na temat
policjanta, który by tego dokonał. A policjantów, których wydało
polskie plemię, bez liku.
Uprzejmość policjanta może otworzyć pana posła i wpłynąć na
jego trzeźwą ocenę rzeczywistości. Oznaką tej trzeźwości będzie
konkretne zapytanie – Napijemy się? Oraz natychmiastowa,
prospołeczna deklaracja – Ja stawiam.
Na propozycję – Ja stawiam. – policjant zawsze odpowiada –
Dziękuję panie pośle, jestem na służbie. Prawie na sto procent,
19
uruchomi to w pośle postawę „chwal i wymagaj”. – Zuch! –
wykrzyknie. Nie wykluczone, że odblokuje również umiejętność
prowadzenia dyplomatycznych sporów – Ale po jednym, na zgodę.
Poseł, z uwagi na różne funkcję, sam nieustannie tytułowany,
zawsze będzie pamiętał o wartości drugiego człowieka. Objawi
się to tym, że każdego mundurowego będzie tytułował – Panie
kapitanie. Protestowanie – Przepraszam, panie pośle, ale jestem
tylko posterunkowym – nie należy do dobrego tonu. Poseł zawsze
patrzy w przyszłość, posterunkowy będzie kiedyś kapitanem.
Społeczeństwo budowane przez posła da jemu, posterunkowemu,
możliwość awansu.
Użycie przez posła stopnia niższego niż ma interweniujący
policjant, też nie zasługuje na protest. To jest los głosu. To znaczy,
głos losu. Ok., jesteście kapitanem, nazwałem was sierżantem, ale
po pierwsze wyglądacie jak sierżant, po drugie zachowujecie się jak
sierżant, a jak poseł dojdzie do siebie (z waszą pomocą, sierżancie)
tzn. do siebie do biura, to po trzecie, zastanowi się nad waszą karierą,
ot taka dyplomatyczna sugestia, nie wprost, więc póki co, uważajcie
kapitanie (to znaczy, sierżancie).
Gdyby się okazało, a nie jest to sytuacja niemożliwa, że poseł
cierpi moralnie, przygnieciony problemami ludzkości swojego
okręgu, należy wziąć pod uwagę, tak panowie policjanci, nie bójmy
się tego powiedzieć, należy wziąć pod uwagę położenie się obok,
i połączenie się w bólu. Gdyż dopiero po osiągnięciu dna, upadku,
po nagłym kontakcie z zimną kostką bauma, można się podnieść
odrodzonym, jak feniks z popiołów Żeromskiego.
Coraz większa ilość upadłych (i upadających), odrodzonych (i
odradzających się) posłów napawa (a jak nie napawa, to napawa
wrogów napawania) optymizmem. Idzie ku lepszemu.
Ostatecznie, może się okazać, że postać która legła na
naszej, patrolowanej o świcie drodze, to nie poseł, tylko zwykły
nowobogacki ćwok, odurzony pierwszymi, zbyt silnymi, godzinami
prosperity: tani koniak, trufle, szampan, kebab, wino, paw. Takiego
odwozimy do izby wytrzeźwień. Subito!
Dziękuję, panowie policjanci. Spocznij.
20
Jakub Ferek
Toruń, godło: Arkles
Wyróżnienie
Listy skarg i zażaleń
Do Sztabu Wyborczego Platformy
Obywatelskiej, Tyrani przeżytków!
Żądam zaprzestania propagowania waszego hasła „by żyło się
lepiej - wszystkim”. Nie przyszło wam do głowy, że niektórym
zwyczajnie nie chce się żyć lepiej? Mnie to się żyje lepiej jak
się gorzej żyje. A w ogóle co to za pojęcia: „lepiej”, „gorzej” archaizmy, relikty minionych epok, zupełnie nieprzystające do
postpostmodernistycznej rzeczywistości! Następnym razem radzę
spróbować jednego z poniższych sloganów: „by żyło się jakoś żywym”, „ by żyło się do przodu, do góry albo jak kto chce” lub
„by w ogóle się żyło, ale tylko tym, którzy chcą, a nie żyło się tym,
którzy nie chcą”.
I żeby mi to był ostatni raz,
Brian Nihil
Do Filii nr 2 Wydziału Administracji
Urzędu Miasta Józefowa
Zgodnie z rozporządzeniem Komisji nr 434/2007 z dnia 20.04.2007
r. zmieniającym rozporządzenie nr 1833/1999 ustalające szczegółowe
zasady alokacji środków między beneficjentów w zakresie podziału
odpadów komunalnych na frakcje i przetransportowania ww.
odpadów w destynacji placu akumulacji i transformacji pozostałości
postużytkowych w perspektywie finansowej 8-10 lat oraz na
podstawie Rozporządzenia Ministra ds. Dysharmonii w Przestrzeni
21
Publicznej w sprawie szczegółowego zakresu zadań realizowanych
przez usługodawców komunalnych wydanego na podstawie art.
3884 ust. 9a ustawy z dnia 27.13.1929 r. (Dz. U. z 2002 r. Nr
175, poz. 1440, z późn. zm.) o aplikacjach pomocowych w celu
optymalizacji zatrudnienia w sp. zoo. oświadczam, że otrzymanego
w dn. 19.02.2015 roku pisma dt. doprecyzowania detalicznego
usługodawstwa odpadowego nie zrozumiałem. Następnym razem
piszta po ludzku, ludzie.
Janusz Nowak,
Szef Działu ds. Analizy i Interpretacji
Pism Urzędowych Przedsiębiorstwa Wywożenia Śmieci
w Józefowie
Do Agencji Pełnego Bezpieczeństwa pasażerów
Niniejszym oświadczam, że podczas lotu Liniami Lotów
Nadziemnych WZLOT Air Lines po nadaniu komunikatu „proszę
pozostawić pasy zapięte aż do momentu całkowitego zatrzymania”
mój współpasażer, którego zdjęcie (prawdziwy autentyk!) załączam,
odpiął pasy w momencie zatrzymania częściowego, tj. z całą
pewnością niecałkowitego. Wobec wyraźnie autentycznego faktu
złamania przepisów bezpieczeństwa liczę, że Agencja wykaże
profesjonalne zawodowstwo i podejmie odpowiednie kroki, takie
jak kontrola poprawności i prawidłowości zachowań pasażerów, i
jeszcze w dodatku w krótkim okresie czasu, najlepiej w miesiącu
lutym, inaczej ktoś zabije się na śmierć.
Andrzej Tautolog
Do Pana Prezesa Jarosława Kaczyńskiego
Wielce Szanowny Panie Prezesie!
W żadnym razie nie chcę się Panu Prezesowi narzucać, liczę
jednak, że znajdzie Pan Prezes czas na spełnienie drobnej prośby.
Bardzo proszę, czy mógłby mnie Pan Prezes poinformować
o składzie przyszłego rządu po zakończeniu wszystkich pertraktacji?
Zależy mi niezwykle na możliwości poznania nazwisk nowych
22
ministrów przed ich publicznym ogłoszeniem.
Powodzenia w rozmowach negocjacyjnych,
Beata Szydło
Do Prezesa Związku Literatów Polskich
Jeziory, 30.10.2015 r.
Szanowny Panie/Sekretarko Szanownego Pana Brata w
Literackiej Biedzie (niepotrzebne skreślić)! Niniejszym składam
na Pana/i ręce zażalenie na paskudny proceder od lat zakłamujący
nasz system nauczania historii literatury. Otóż nie wiem, czy ktoś
zauważył, ale w szkołach, na uniwersytetach, a nawet w powszechnie
uznanych biografiach mówi się o pisarzach, którzy - cytuję, proszę
się przygotować na szok - mieli rzekomo „popełnić samobójstwo”.
Tak, zgadza się, nie pomylił/a się Pan/i. Przecież doskonale wiemy,
Szanowny/a Pani/e, że to niemożliwe. Nie żebym kwestionował
istnienie Jedynie Prawdziwej Inspiracji i Pana Naszego Obłędu, Broń
Boże, co to, to nie. Ale - jako, przepraszam za wyrażenie, literaci
- wiemy doskonale, że wysokiej klasy pisarz nigdy samobójstwa
nie popełni.
Nie chodzi już nawet o ustalenie niezwykle istotnych przecież
detali, jak sposób śmierci, okoliczności postawienia kropki nad
„i” swojego nieszczęśliwego żywota czy zdobycie odpowiednich
rekwizytów do ostatniej sceny swojej nędzy, nie mam także
na myśli chyba bardziej nawet wymagającej rzeczy, to jest
znalezienia wolnego terminu w Kalendarzu Literackim z Obrazami
Romantycznymi na rok bieżący (sam Pan/i Szanowny/a wie, jak
to trudne). Mam na myśli rzecz spośród wszystkich najbardziej
żmudną, tj. napisanie listu pożegnalnego.
Przecież żaden szanujący się (a więc żaden) pisarz nie dopełni
tak dramatycznego aktu bez napisania listu. Co do tego wszyscy
się zgadzamy. A skoro pisarz był na tyle znamienity, by doczekać
się biogramu w szkolnym podręczniku czy nawet całej biografii,
to z pewnością nie może to być byle jaki list. O nie, taki list musi
stać się arcydziełem, zwłaszcza jako ostatni wyczyn literacki
potencjalnego pisarza-samobójcy. Skoro tak, to musi on mieć,
23
Szanowny/a Pani/e, odpowiednio zmetaforyzowany, pomysłowy
i enigmatyczny wstęp (akapitów min. 3), rozwinięcie, najlepiej
z elementami autobiograficznymi oraz społeczno-historycznymi
(długość koniecznie powyżej stron 50) oraz, rzecz najistotniejsza,
zakończenie. A przecież pisarzowi owemu, pchniętemu mordęgą
pisania ku krokowi tak drastycznemu, nie może mordęga ta
przychodzić zbyt łatwo. Toteż nawet gdy zdecyduje się już na
odpowiedni zwrot do adresata, nawet jeśli po miesiącu czy dwóch
skomponuje dostatecznie zgrabny wstęp, to rozwinięcia równie
prędko z pewnością nie skończy. Pot, łzy i krew z zaciętych
brzegami arkuszy palców płynąć będą w przypływach bólu Jedynie
Prawdziwej Inspiracji. Za słowem iść będzie słowo, z trudem
przecież dobyte jak krzyk dławiony cierpieniem, i tak godzina za
godziną, dzień za dniem 1.
To, jak dobrze wiemy, Szanowny/a Pani/e, może trwać bez końca.
Załóżmy jednak, że taki pisarz po latach cierpień zdobędzie się
na postawienie ostatniej kropki. Nie pozostawi przecież wówczas
ww. arcydzieła niewydanym, nieprawdaż? Oczywiście oferta
Wroga Naszego Wydawcy będzie wówczas wyjątkowo wysoka,
niecodziennie wszak trafia się literatura tak wspaniałego kunsztu. I
tu znów zgodzi się chyba Pan/i ze mną, że szanujący się pisarz nie
odmówi odpowiedniego dla doskonałości dzieła honorarium. Istnieje
wielkie prawdopodobieństwo, że napisze listów samobójczych ciąg
dalszy, który szybko zamieni się w bestsellerową serię, o tytule, na
ten przykład, Ostatnie słowo. Może nawet na powrót odnajdzie sens
życia. Nie można przecież przepuścić takiej okazji na zapisanie się
w annałach historii literatury.
Wobec powyższego wnioskuję o wystosowanie natychmiastowego
żądania usunięcia wszelkich not o samobójstwach wielkich twórców.
Należy skończyć z tą bezczelną, jawnie kłamliwą propagandą, której
i tak zbyt wiele mamy w naszym kraju. Proszę przyjąć ten list jako
wyraz mojej ostatniej woli.
Z wyrazami szacunku,
Literat Samobójca
____________________
1
Z przerwą na herbatę, rzecz jasna, z dwoma łyżeczkami miodu i cytryny. A
także śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek, kolację i deser.
24
Apoloniusz Ciołkiewicz
Białystok, godło: FISZKA
Wyróżnienie
Słowem poszturchiwanie
Deklaracja ekologa
Wyznanie tu uczynię
ważne, choć nieduże:
Naturę zawsze kocham,
bo mam to w naturze.
Małżeński kryzys
Pasieka satyryka
On na swe ule
spogląda czule.
Czy ma wciąż w cenie
miód? Nie, żądlenie!
Do rozwodu dąży biedna białogłowa?
Pierwszy mąż to przecież jest wersja testowa!
Człowiek
Małpa w zoo spojrzała na niego.
- To mój kuzyn? No, coś podobnego!
Tajemnica Sarmatów rozwikłana
Dzisiaj wiadomo już, skąd się wzięli.
Byli po mieczu i po kądzieli!
Wbrew przysłowiu
Czy normalnie będzie w narodzie?
Chyba tego się nie doczekam…
Jak ma Polak zmądrzeć po szkodzie,
jeśli ciągle udaje Greka?
25
Paralitycy
Uczciwych polityków mi przypominają,
albowiem, tak jak oni, władzy też nie mają…
Mój przyjaciel
Mój przyjaciel w czas młodości
wciąż się miewał na baczności,
dziś alarmu mu nie zagra
ani pornos, ani viagra…
Polska autostrada
Z inwestycją ową
dość ciekawa sprawa:
Bo to kawał drogi
oraz droga – kawał.
Wyznanie estety
Wesołe jest życie staruszka
Czemu mimo bólu jestem uśmiechnięty?
Bo nic przez ostrogi nie idzie mi w pięty!
To powtarzam nieustannie,
że jest ładnie pannie w wannie,
ale bardziej się zachwycę,
jeśli stanie pod prysznicem.
Reguła
U nas na szczyty władzy
czasem dochodzą nadzy,
ale kiedy odchodzą,
to w dobrobycie brodzą.
Litości dla łysych!
Nie mówcie nigdy
tego do biedaków,
że są niewarci
nawet funta kłaków!
Na chłopski rozum
Krzyczały owce: To są rzeczy niesłychane,
żeby się głupi pastuch pastwił nad baranem.
Moralność ludzka upadła tak nisko!
26
Chłop na to: Że się pastwię? Bo moje pastwisko.
Sprawiedliwość
Sprawiedliwość jest ślepa! Raduje się dusza,
ale jedno mnie martwi. Że ma watę w uszach.
Różnica
Blaga wielu słów pięknych,
jak strojów wymaga!
Tylko bezwstydna prawda
chce być ciągle naga.
Różnica w nazewnictwie
Że kradzione nie tuczy,
przysłowie to znane,
co innego jeżeli
bywa załatwiane.
Właśnie dlatego
Nie szargam świętości
słowem ani gestem,
bo święty ni trochę
na co dzień nie jestem.
Psia szczerość
Czego przy Wigilii
mój Burek mi życzy?
Żebym miał obrożę
i chodził na smyczy.
Dewotka i bigot
Choć mają się za świętych,
lecz ja ich nie cenię,
budzą za to we mnie
święte oburzenie.
Szpotański wiecznie żywy
Po transformacji
miało być inaczej,
ale są nowi „cisi”
i nowi „gęgacze”.
27
Technologia małżeństwa
Wspólne i długie życie
było im sądzone:
on materiał na męża,
a ona na żonę.
A dzisiaj? Ich małżeństwo
sypie się pomału.
To po prostu zmęczenie
obu materiałów.
Radość patrioty
Wskazywacz
Wskazywaniem błędów
od dawna się trudzę.
Sporo ich znalazłem.
No, i wszystkie cudze!
Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz!
Umie to także rodak nasz…
Dziecięce łóżeczko
Przystanek
kołysanek.
Z moich marzeń
Marzy mi się sport masowy:
skoki po rozum do głowy.
Kość niezgody
Jak wszystkie kości
- niskiej jakości.
Fakt
Pochlebca
Dyskutant
mutant.
„Intelektualista”
W głowę zachodzi
i w szambie brodzi…
Fakt, że marzenie szybciej mija,
dość często jest zasługą kija.
28
Rajskie życie
Obrona Ewy
Ewa się z Adamem jabłkiem podzieliła,
zatem egoistką na pewno nie była.
Anty
Prawdziwy najstarszy zawód świata
W raju węża spotykamy
jako speca od reklamy.
Zagrywka węża nie była zbyt czysta.
Wiadomo, bo to opozycjonista!
Ewa
Kain i Abel
Byli obaj, daję słowo,
wychowani bezstresowo.
Nie pierze Adamowi
figowego listka.
Od razu widać,
że to feministka…
Adam
Do pubu na piwo chętnie by wyskoczył,
lecz mu kolega z wojska się nie napatoczył.
Zakazany owoc
Adam na owoc darmowy łasy,
bo mu doskwiera ciągły brak kasy.
Zdaniem Ewy
Na pamiątkę raju wąż
u męża w kieszeni wciąż.
Pierwszy człowiek
Poszedł za kobiety radą.
Superman czy Desperado?
29
Zbrodnia
Kain zabił Abla.
Tę historię znacie,
choć nikt nie meldował
na komisariacie.
O zawodach amatorsko
Marynarze
Marynarze? Ani słowa,
ci muszą się ustatkować.
Grabarz
Obrońca
Gdzie osiągnie więcej zysku?
W sądzie, czy też na boisku?
Nieboszczyk szanse ma na to słabe,
żeby mu grabarz uścisnął grabę.
Kierowca
Żandarm
Czasem się takim wnioskiem pocieszam, kolego:
Żandarmem dla żandarma bywa żona jego.
Patrzysz na niego niczym na drania,
gdy nie wie, co to zahamowania.
Treser
Budowniczy
Czasem i rogi pokazać raczy,
a inwestycja wciąż się ślimaczy…
Po to tresera ambicja zżera,
by go nie zżarły lwy czy pantera.
30
Górnik
Ku jego chwale wciąż hymny trąbię.
Bo on się co dzień nieźle narąbie.
Barman
Napoje stawia wyskokowe
niczym kamienie (pro)milowe.
Futurolog
Klawisz
Nazwany tak dla zabawy,
dla więźniów nie bywa klawy.
Tu prognoza, a tam sesja.
Profetyka czy profesja?
Pielęgniarka
Polityk
Od kadencji do kadencji
daje przykład indolencji.
Czasem (pacjencie, o tym wiesz)
kłuje nas w oczy. Gdzie indziej też.
Weterynarz
Odkrywczo
Prawda w oczy kole,
sprawa oczywista,
więc kłamstwa powinien
szerzyć okulista!
Z niego są rade wszyściutkie zwierzęta.
Bo czy ktoś słyszał skargę od pacjenta?
Szewc
Najczęściej bez butów chodzi,
jeśli z żoną się rozwodzi.
31
Grzegorz Lewkowicz
Gdynia, godło: TRZMIEL
Wyróżnienie
Moskaliki z polityki - 2015
Tych co mówią że Moskale,
to są nasi przyjaciele,
będzie wbijać się na pale,
ustawione przy kościele.
Ten kto Putinowi wierzy,
że o pokój dba na świeci
,
tego zhańbi pułk żołnierzy,
w ruskiej cerkwi lub w meczecie.
Ci co o POPiS-ie marzą
wierząc w partii zjednoczenie,
kiedyś w piekle się usmażą
gdzie ich czeka potępienie.
Tym co lubią spać w fotelach,
posłów albo senatorów,
PiS załatwi prycze w celach,
ciężkich więzień lub klasztorów.
Ci co łgali na mównicach,
obiecując ludziom cuda,
żywcem pójdą do ciemnicy,
władcy piekieł - Belzebuba.
Tych co drażnią Arabowie,
na „socjalu” w obcym kraju,
niech Allacha aniołkowie,
dziewic też pozbawią w raju.
Kto lży Niemców, że Europie,
ściągną Szariat z uchodźcami,
temu Merkel zadek skopie,
przed swoimi meczetami.
32
Kto Arabów dziś zaciekle,
do Polonii porównuje,
tego sam Lucyfer w piekle,
w kotle smoły ugotuje.
Ten kto powie o kobietach,
że są równe z mężczyznami,
tego wierni Mahometa,
posiekają maczetami.
Limeryki pomorskie
„B”
Babilon
Dobrze się mają jak w Babilonie,
poseł w fotelu, ksiądz na ambonie.
Ten kraj w którym się kradnie,
jak Babilon upadnie,
chyba, że naród w końcu ochłonie.
Barłożno
Bałamątek
Gwiazdor odwiedził wieś Bałamątek,
bo oczarował go ten zakątek.
Zanim do żony wrócił,
kilka pań zbałamucił...
- na alimenty wyda majątek.
Zeznał przed sądem rolnik z Barłożna,
że jego żona jest cudzołożna.
Żona to podważyła,
gdyż w łóżkach nie grzeszyła,
cudzołożnicą zwać jej nie można.
Bartel Wielki
Ubogi rolnik w Bartelu Wielkim,
kiedy był głodny jadł mirabelki.
33
Bącz
Gdy jadł je na kolację,
przez noc miał fermentację,
więc rano nosem puszczał bąbelki.
Góral na wczasach był latem w Bączu,
zylc Kaszubowi wyjadł łakomczuch.
Kaszubskiej galarety,
nie strawił on niestety,
więc jeszcze bączy dziś w Nowym Sączu.
Bestra Suka
Bączek
Na skraju lasu obok wsi Bączek,
miłosną schadzkę miał raz zajączek.
Na seks zajęczej pary,
natrafiły ogary...
- stójcie! - rzekł szarak - ja zaraz kończę!.
Feministka ze wsi Bestra Suka,
spędziła wiele lat na naukach.
Teraz na wsi niestety,
wyzwalać chce kobiety,
tak jak idolka jej - Kazia Szczuka.
Będomin
Betlejem
Podczas Wigilii we wsi Betlejem,
karp żywy w wannie jeszcze szaleje.
Tak mąż jest zaskoczony,
ludzkim głosem swej żony,
że ze zdziwienia aż baranieje.
Kustosz muzeum gra w Będominie,
publicznie polski hymn na pianinie.
Udowodniono jemu,
że nie płaci tantiemów,
więc go ZAiKS-u grzywna nie minie.
34
Bobrowniki
Białe Błota
Kundelkowi we wsi Białe Błota,
nagle na suczkę przyszła ochota.
Szukał po wszystkich budach,
lecz była tylko ruda...
- z wściekłości kota więc wychrobotał.
Z chorą prostatą chłop z Bobrownika,
zawsze problemy ma kiedy sika.
Przerywane sikanie,
przypomina jąkanie,
więc porównują go do Michnika.
Budki
Brody
Sołtys problemy ma we wsi Brody,
z powodu nowej unijnej mody.
To nie jest takie proste,
pokryć babę zarostem,
gdy mąż jej z kosą nie chce dać zgody.
Flaszkę utracił chłop ze wsi Budki,
gdy mu wymsknęła się do wygódki.
Na ratunek jej ruszył,
skacząc w łajno po uszy
i uratował butelkę wódki.
Bytów
Niepocieszony mąż z miasta Bytów,
nie mógł z małżonką osiągnąć szczytu.
Spróbował więc z sąsiadką
i wtedy poszło gładko...
- sąsiadka lepszych jest gabarytów.
35
Tadeusz Dejnecki
Płock, godło: Anum
Satyrycznie o policji
Notatka z zatrzymania podejrzanych
Gdy udaliśmy się wraz z st. post. A. Morawskim pod wskazany
adres, już z daleka zauważyliśmy dwóch młodych mężczyzn w wieku
różnym, zachowujących się średnio podejrzanie. Gdy nas zobaczyli,
to przeskoczyli przez ogrodzenie i uciekli w chaszcze, znikając nam
z oczu. Razem z psem ich goniliśmy ale pies był szybszy i pierwszy
ich złapał. Zatrzymanie podejrzanych polegało na szarpaniu i
kopaniu nas po nogach. Z uwagi na ich agresywne zachowanie
obezwładniliśmy ich gazem obezwładniającym i doprowadziliśmy
do radiowozu, gdyż byli niewidomi. Ich dane personalne ustaliliśmy
na podstawie spowiedzi ustnej. Oświadczyli, że posądzono ich o to
przestępstwo, gdyż wcześniej kradli i mają „lepkie ręce”. Oni tego
czynu nie dokonali ale przyznają się, aby nie utrudniać sobie życia.
W trakcie wstępnego przesłuchania zaczęli pękać jak lód i śpiewać
jak z nut. Oświadczyli, że weszli od strony drogi piaszczystej
przechodzącej przez bagno od strony wschodniej parku. Poprzez
zerwanie kłódek kraty zabezpieczającej w nieustalony sposób
dokonali włamania, by zabrać rzeczy najdroższe. I tak, z torebki
ze skóry zamykanej na płótrzany suwak skradli 25 dolarów USA
w banknotach 10,20 i 50 zł, oraz telefon z którego dzwonili gdzie
popadnie. Pieniądze wydali a telefon rzucili gdzieś tam. Po chwili
przypomnieli sobie, że zabrali drewnianą rzeźbę przedstawiającą
mężczyznę trzymającego mały worek i to przed sobą, ale im się
utopiła w bagnie, gdyż byli zalani w dechę. Następnie szczęśliwie
dojechaliśmy do Komendy. Notatkę urzędową wraz z podejrzanymi
przekazałem dyżurnemu KMP.
Sporządził: Sierż. A. Grabowski
36
Notatka z interwencji dzielnicowego
W toku wykonywania czynności służbowych udałem się do
pani Kowalskiej zamieszkałej przy ulicy Komunalnej 39 m.7.
Wymieniona dzwoniła do mnie wcześniej, bym zajrzał do niej będąc
w obchodzie. W drzwiach zastałem skłopotaną kobietę, z dziwnym
wyrazem twarzy i włosem rozciapirzonym. Była rozdygotana,
roztrzęsiona, popłakująca, tak, że nie mogłem wydobyć z niej głosu.
W pewnej chwili z pokoju wyszedł jej brzydki chłop, drobiazgowy
w ruchach i gestach, chcący być przyjazny organowi władzy. Nagle
kobieta przemówiła. Skarżyła się na sąsiada spod nr.10, który znęca
się nad swoją żoną, z którą ma dwoje dzieci za pomocą bicia. Otóż
ten sąsiad nie zezwala jej na parkowanie samochodem na ulicy
naprzeciw jego okien mieszkania, za to goni ją z kijem, kiedyś nawet
trzepnął nim ją po plecach. Ze złości złamał antenę. Awanturnik
poprzez słowa obelżywe i obcojęzyczne i także poprzez atak słowny
dokonał na niej zemsty słownej. Ponadto groził jej, że ją ubije,
następnie pobije, gdy będzie z nią sam na sam, i jak będzie szła do
domu. Pokrzywdzona w obawie o swoje życie i zdrowie nie będzie
zgłaszać tego przestępstwa na policji. Następnie dodała na sąsiada,
że znęca się on w piwnicy nad karmiącą kotką poprzez odcinanie od
karmienia trzech kociąt, a przecież to są wolno żyjące kotki. Słyszała
także, że sąsiad ma wiatrówkę i strzela, ale niecelnie do ptaków
na drzewach. Ponadto zażyczyła sobie, bym zmobilizował psa
sąsiada, by nie wychodził na dwór i nie gryzł dzieci, oraz by sąsiad
nie trzaskał drzwiami, bo ona na nas płaci podatki. By ukręcić łeb
sprawie obiecałem porozmawiać z sąsiadem. Notatkę przedkładam
po to, by ten fakt był odnotowany ponad wszelką ewentualność.
Dzielnicowy
sierż. Kwiatkowski
37
Izabela Skabek
Myszków, godło: Dyniowe potwory
Skecz
W skeczu pojawiają się rozmawiające ze sobą pary uczniów.
Staramy się przedstawić specyfikę i charakterystyczne zachowania
licealistów. Uczniów klas pierwszych, drugich, wreszcie trzecich.
Dialog dziewcząt
KLASA I
DZIEWCZYNA I - (zahukana, onieśmielona, myszowata,
wyważona, sceptyczna, mówi spokojnie i powoli, robi pauzy):
Wchodzisz? Ja sama nie wiem... trochę się chyba boję.
DZIEWCZYNA II - (odważna, przebojowa, trochę jeszcze
gimnazjalna, duży dekolt, krótka spódnica, którą obciąga, żeby
przykryć pupę, żuje gumę, wyzywający, przesadny makijaż, mówi
przeciągając sylaby, nonszalancko): Nie dziczej! W gimnazjum się
rządziło, tutaj też się porządzi! Nie bój nic!
DI: No nie wiem... Popatrz, jak ich dużo... I wszyscy starsi.... O
dżizas, zobacz! Ten ma wąsy! I to nie kilka, tylko wszystkie!
DII: Nie dziczej! W gimnazjum się robiło, co się chciało, tutaj też
się porobi.
DI: No nie wiem... Popatrz na te dziewczyny... O! Jak są ubrane...
A jaki mają makijaż!
DII: Nie dziczej! Ja też mam. W gimnazjum się malowało, tutaj też
się pomaluje.
DI: No nie wiem... One nie wyglądają, jakby je napadł szaleniec z
plakatówkami. One są takie jakieś... zrobione.
DII: Nie dziczej! Się nauczy, się pomaluje, się zrobi show off i
szczęki będą z podłogi zbierać.
DI: No nie wiem... Oby to były ich szczęki, a nie nasze szczątki...
DII: Nie dziczej! Wchodzimy, bo tu zmarszczek dostanę, zanim się
38
zdecydujesz! Wchodzą Pani Woźna: Halo! A gdzie „dzień dobry”
i buty zmienne? Która klasa? Gdzie macie szafkę? Kłódka już
założona?
DII (spuszcza z tonu): Ale...
Pani Woźna: Nie „ale”! Żadne „ale”, najpierw dzień dobry, później
klasa, później szafka, kłódka, a na koniec buty zmienne!
Dialog chłopców
CHŁOPAK I (przygnębiony, mówi powoli, dokładnie wymawiając
słowa): Co dostałeś z maty?
CHŁOPAK II (cwaniak - zdumiony): A to były RÓŻNE oceny?
CI: No nie, nie było.
CII: To co się głupio pytasz? To samo co wszyscy dostałem. Banię!
CI: Tak tylko pytam, z ciekawości. Myślałem, że może nie pisałeś...
CII: Jak „nie pisałem”? A to można było nie pisać?
CI: Niby można... Podobno zwalnia z pisania tyfus plamisty albo
własna śmierć...
CII: Przecież żyję chyba? Nie widzisz?
CI: Niby widzę, ale może miałeś szczęście i zachorowałeś na tyfus?
CII: Durny jesteś! Ja już mam sposób. Znacznie lepszy niż tyfus.
CI: Coś ty? Nie gadaj! Umrzesz?
CII: No umrę, jak wszyscy. Ale nie zdążę chyba do następnej
klasówki. Później umrę...
CI: Dopiero po wywiadówce?
CII: E, nic nie kumasz! Inny mam pomysł! Uczyć się zacznę...
CI (z niedowierzaniem): Coś ty! To ty się umiesz uczyć?
CII: Nie wiem, dawno nie praktykowałem. Od gimnazjum. Ale co
mi szkodzi sprawdzić?
CI: I teraz zaczniesz? A jak ci nie wyjdzie?
CII (zastanawia się): To wtedy się chyba jednak rozejrzę na allegro
za tyfusem. Może uda się go nawet sprzedawać na porcje...
KLASA II
Rozmawiają dziewczyny
DI (licealistki, grzywki, dzióbek, getry): Ej, a ty pamiętasz jeszcze,
jak miałaś piątki?
DII: Głupia... nie miałam piątek.
39
DI: A właśnie, że miałaś, w gimnazjum.
DII: Nie miałam, kłamiesz. Ja piątkę to ostatnio widziałam, jak
kupowałam grahamkę ze wszystkim i kopiko!
DI: Ja też nie pamiętam. Ale niestety moja matka pamięta. Że też
ona taką pamięć dobrą ma...
DII: I ja też miałam piątki?
DI: No miałaś, miałaś! Mam nawet jakieś zdjęcie twojej piątki z
chemii z gimnazjum w telefonie. O popatrz!
DII: O jaaaa! Jaka sweet piątusia! A zróbmy dzióbki do zdjęcia!
No rób dzióbaska!
DI: No oki, ale zrób tak, żeby Kuba wyszedł z tyłu...
DII: Jak ma wyjść z tyłu, jak on przodem stoi?
DI: Jezuuu, aleś ty durna, niech sobie stoi przodem, ale ZA nami,
czyli z tyłu, BOSZ, gdyby nie to, że sikałyśmy do jednego nocnika,
dawno bym cię zamieniła na jakąś bardziej ogarniętą laskę.
DII: No jaaasne, rozumiem już. (wyciąga rękę) No to sweeeet i
dzióbas.
DI: Nie da się powiedzieć „sweet” i robić dzióbek.
DII: To co trzeba powiedzieć?
DI: Dzióóób! I jest dziób. Nieźle wymyśliłam, co?
DII: Nieźle, nieźle, grzywę lepiej popraw.
DI: Jest już oki.
DII (robi zdjęcie) Wrzucę od razu na fejsa i na instagrama.
DI: A jak to otagujesz?
DII: Napiszemy: „wspominamy piątki”, „żegnaj gimbazo” i
„dzióbek w LO”.
Chłopcy
CI: E, a kto ma w sobotę osiemnastkę?
CII: Kto? Kto? A bo ja wiem, kto?
CI: Ale idziesz?
CII (zamyślony): No idę, tak, idę.
CI: I nie wiesz do kogo?
CII: A co za różnica?
CI: No niby żadna, ale to dziwne, że nie wiesz....
CII (z pasją): Chłopie, dajże mi spokój. Ja nie mam teraz do tego
głowy! Ja mam misję do przejścia, a ty mi dupę zawracasz.
40
CI: Jaką misję?
CII ( nie słuchając go): I jeszcze kasy mi brakło, żeby jakieś
uzbrojenie kupić.
CI: A propos kasy... Dałeś już kasę na prezent?
CII (oburzony): Na prezent? Ogarnij się człowieku! Jaki prezent?
Myślisz, że orkowie przyjmują prezenty? Oni mnie zmiażdżą!
Zmasakrują, zeżrą. Zniszczą mi wioski! Okradną mnie i zgwałcą!
CI (zdumiony): Jakie zgwałcą? Jacy orkowie? Na osiemnastce?
CII (zdumiony tak samo): Na jakiej osiemnastce? Ja jestem dopiero
na piątce, żebym do dziesiątki dotarł, to będzie cud! A ty mi tu o
osiemnastce!
CI: Ale ja mówię o osiemnastce! O imprezie w sobotę!
CII: A no tak, o imprezie w sobotę... ale to jak będę miał czas i będę
pamiętał.
CI (sarkastycznie): A zjeść nie zapominasz czasem?
CII (poważnie): Coś ty, matka mi podrzuca michę, żebym coś zjadł.
A potem ucieka.
CI: Boi się tych twoich orków?
CII: Ich też, ale teraz już bardziej mnie. Ostatnio kazałem jej założyć
słuchawki i się zalogować na laptopie do gry. Chciałem ją zmiażdżyć
i poprawić ranking. Prawie zawału dostała, jak ją orkowie napadli.
Chłopcy
KLASA III
CI (zaciekawiony): Ty, a gdzie jest Kuba?
CII: Jazdy ma.
CI (zdumiony): Kuba? Dżizas. Przecież on jest ślepy jak kret.
CII: Ślepy nie ślepy, każdy chce jeździć.
CI: No niby tak, ale on mieszka na mojej ulicy i trochę strach.
CII: Eee, daj spokój. Nie pękaj, stary. Przecież ty tę corsę jego starych
to jednym tricepsem rozwalisz.
CI: No rozwalę, rozwalę. Triceps mam niezły...
CII: Niezły? Stary, ogarnij to, my czcimy twój triceps. Kuba to chciał
nawet fanpejdż twojego tricepsa na fejsie założyć.
CI: Nie no, bez przesady. Nie róbcie wiochy. Ja to jeszcze nic! A
widzieliście triceps Zwierzaka?
41
CII: No aleeee! Zwierzak to zwierzak! On to już nawet jak człowiek
nie wygląda.
CI: Coś ty. A jak co?
CII: Jak co? No ja wiem? Jest cały w takich guzach i węzłach. Kurde
staryyyy. Tu ma, tu ma, i tu ma. Nie wiem, wygląda jak taki wielki,
nakoksowany PRECEL!
Dziewczyny
DI (kubeczki z jedzonkiem, zaglądają sobie): Co tam masz? Na
drugi posiłek.
DII: Mam płatek owsiany, rodzynkę, migdała i dwa plasterki
marchewki...
DI: Dwa? Eeee, to dzisiaj poszalałaś...
DII: No dzisiaj mam trzeci dzień, to mogłam dodać drugi plasterek,
kobieto! A ty co masz?
DI (przerażona): Mnie dzisiaj matka wmusiła kanapkę!
DII (z grozą): Kanapkę? Co ona, oszalała? Chce cię zabić?
DI: No weź! Ogarnij to, ka-na-pkę! Ja wczoraj przebiegłam pięć
kilometrów po lesie, a ona mi kanapkę ładuje.
DII: No, ale masakra!
DI: Ej, a będziesz robiła sobie tatuaż przed studniówką?
DII: Jasne! A jak bym inaczej na nią miała iść? Weź ty pomyśl!
DI: Racja. A gdzie? Bo tutaj to chyba okropnie boli podobno, tak
słyszałam. Że cienka skóra czy coś takiego.
DII (wskazuje): Jeszcze nie wiem, może tutaj, albo tutaj, bo tutaj
to chyba nie, bo jak ja z tym będę wyglądała w biurze, albo w
gabinecie. Bez sensu, co?
DI: A co sobie chcesz wydziarać?
DII: A ja wiem, chyba czereśnie, albo delfinki. No bo sama jeszcze
nie wiem.
DI: A z mamą już gadałaś? Pozwoliła ci?
DII: No ba! Jeszcze się ucieszyła jak szalona!
DI: Coś ty? Nie żartuj!
DII: Serio! Obiecałam jej, że jak mi pozwoli i da kasę na tatuaż, to
przez najbliższy miesiąc będę jadła zupę. Codziennie!
DI: Zupę? Fuj! I nie będziesz się brzydziła?
DII: No będę, ale czego się nie robi dla urody.
42
Emilia Furgoł
Wrocław, godło: MELEK
KOMISJA DO SPRAW
KANIBALIZMU
Postacie:
Dziennikarz
Posłanka
Przewodniczący Kanibka
Przewodniczący Nadkanibka
Obywatelka
+ członkowie komisji w dowolnej liczbie
Po lewej i prawej stronie sceny ustawione są stoły, za którymi siedzą
posłowie. Dziennikarz znajduje się pośrodku sceny.
DZIENNIKARZ: Już od jakiegoś czasu na naszej wyspie mamy
problemy z produkcją żywności. Najprościej mówiąc, ludzi jest coraz
więcej a jedzenia coraz mniej. Wobec tych dramatycznych trudności
wspaniałomyślny rząd naszej wyspy postanowił znowelizować
ustawę o legalizacji ludożerstwa. Wiadomo jednak, że nie można
bez głębszej dyskusji ustanowić takiego kontrowersyjnego prawa.
Wobec czego wspaniałomyślny rząd naszej wyspy powołał do życia
dwie komisje: NIEZAWISŁĄ DEMOKRATYCZNĄ KOMISJĘ DO
SPRAW KANIBALIZMU, w skrócie KANIBEK
Dziennikarz wskazuje osoby siedzące po jego lewej stronie.
oraz NIEZAWISŁĄ DEMOKRATYCZNĄ NADKOMISJĘ DO
SPRAW KANIBALIZMU, analogicznie w skrócie NADKANIBEK.
Dziennikarz wskazuje osoby siedzące po jego prawej stronie. Po
chwili wstaje posłanka z Kanibka.
POSŁANKA: Zachowanie pana przewodniczącego komisji
uważam za uwłaczające! Jak można godzić się na takie rzeczy?! Pan
przewodniczący komisji sprzeciwia się wcześniejszym ustaleniom,
co stanowi jawny cios w demokratyczną strukturę naszego kraju! Już
43
dwa miesiące temu ta oto komisja ustaliła, że łyżki do mieszania w
kotłach mają mieć 45 centymetrów, a pan, panie przewodniczący…
PRZEWODNICZĄCY KANIBKA: Ale nic nie zostało do końca
ustalone…
POSŁANKA: Proszę mi nie przerywać, proszę mi nie przerywać! Ja
panu nie przerywałam! Jak już mówiłam, zostało ustalone, że łyżki
powinny mieć 45 centymetrów, a pan chce je wydłużyć do 55, co
stanowi aż 10 centymetrów różnicy! Ja bym się jeszcze zgodziła na
dwa, trzy centymetry, ale 10? To już przesada!
PRZEWODNICZĄCY KANIBKA: Oczywiście, że kucharz
poparzy sobie rękę taką krótką łyżką, to już pani nie obchodzi.
Zresztą wszyscy tutaj myślę doskonalę wiedzą, czemu pani optuje
za krótszymi łyżkami, jaką pani łapówkę dostała za podpisanie
kontraktu z firmą: „Ludo-łycha extra”.
POSŁANKA: Jak pan śmie, panie przewodniczący! To są okropne,
bezpodstawne pomówienia! Nigdy podobna rzecz nie została mi
udowodniona! Co się jednak tyczy pańskiej uczciwości…
PRZEWODNICZĄCY KANIBKA: Nigdy nie dokonałem żadnego
nadużycia, jeśli chodzi o sprawy państwowe…
POSŁANKA: Ale proszę mi nie przerywać! Ja panu nie
przerywałam! Pragnę tylko przypomnieć słynną aferę korupcyjną
o kocioł sejmowy…
PRZEWODNICZĄCY KANIBKA: Już dawno dowiodłem, że ja
osobiście nie miałem z tym nic wspólnego. To moi współpracownicy
bez mojej wiedzy i zgody zawarli kontrakt z firmą garncarską. Zostali
oni później za to surowo ukarani, a umowa zerwana. Kocioł do
gotowania tuszy ludzkiej został zatem nabyty w drodze uczciwego
przetargu.
POSŁANKA: Jakoś trudno mi w to uwierzyć po ostatnich
doniesieniach. W tej o to dłoni trzymam raport, który może
całkowicie skompromitować pana przewodniczącego!
PRZEWODNICZĄCY KANIBKA: A ja mam raport, który może
całkowicie skompromitować panią posłankę.
POSŁANKA: Proszę mi nie przerywać, ja panu nie przerywałam!
Przewodniczący i posłanka zastygają bez ruchu. Znów przemawia
dziennikarz.
44
DZIENNIKARZ: Trzeba przyznać, że głosy dochodzące z Kanibka
są dość niepokojące, sprawdźmy zatem, jak na to reaguje nadkomisja.
Przewodniczący Nadkanibka wydaje się być bardzo zmęczony.
PRZEWODNICZĄCY NADKANIBKA: Oczywiście, oczywiście
doszły do nas niepokojące wieści z komisji kanibalizmu. My
oczywiście wszystko badamy, rozpatrujemy i szukamy dowodów.
Nadkomisja nie spocznie póki nie udowodni winy winnym i nie
uniewinni niewinnych. Po to właśnie zostaliśmy powołani, żeby
pilnować wolności, demokracji i porządku w kraju. Jeśli ten porządek
zostanie naruszony, to my oczywiście ze wszystkich naszych sił
postaramy się go przywrócić. Chciałbym od razu zdementować
pogłoski, jakobym faworyzował pana przewodniczącego kanibka ze
względu na przynależność do jednego klubu parlamentowego. Taka
sytuacja nie miała miejsca i nie może mieć miejsca, dziękuję bardzo.
DZIENNIKARZ: Zobaczmy zatem jak w tej trudnej sytuacji radzą
sobie zwykli obywatele.
Przez scenę przechodzi kobieta w płaszczu, zwykła obywatelka.
Dziennikarz zatrzymuje ją.
DZIENNIKARZ: Przepraszam, czy mogłaby nam pani powiedzieć,
co pani sądzi o najnowszych ustaleniach rządu?
OBYWATELKA: Panie, wszyscy wiedzą, że te ich ustalenia są po
prostu do d… Nie będę kończyć, bo pewnie na żywo jesteśmy. Oni
tam na górze jeno kłócić i gadać po próżnicy potrafią, ażeby kto,
co zdecydował mądrego, to nie. A my już dawno zżarli sąsiadów…
Dziennikarz uśmiecha się.
DZIENNIKARZ: Tak?
OBYWATELKA: A tak, ani na żadne ustawy my nie czekali, ani
ni nic. Złapali my w nocy sąsiadów, zjedli my ich i po kłopocie.
DZIENNIKARZ: Bardzo pani dziękuję.
Obywatelka schodzi ze sceny.
DZIENNIKARZ do publiczności: Jak widać, w dobie kryzysu
najlepiej sprawdza się oddolna inicjatywa zwykłych obywateli.
45
Jerzy Fryckowski
Dębnica Kaszubska, godło: SAŁATKA
NAZWISKA ZNACZĄCE W VI KADENCJI
SEJMU, CZYLI JAK TO BYŁO
PRZEZ MINIONE 4 LATA
Niezłe ptaszki przy korycie
tu na wiejskiej się zebrały:
DROZD, KOWALIK znają życie.
KRUK i KANIA też zadbały,
aby znaleźć się w karmniku
gdzie jest GĄSIOR ,KACZOR, DZIĘCIOŁ.
WRONA z WRÓBLEM na świeczniku
wraz z SIKORĄ też się wdzięczą.
LIS powiada :”To przypadek,
że przy ptaszkach coś mnie kręci,
gardził nimi już mój dziadek.
Kto donosił? Brak pamięci.”
Aby życie nam nie zbrzydło,
o to dbają politycy.
Czasem wyjdzie z worka SZYDŁO
i pitoli przy mównicy.
PAJĄK w ławie aż się ślini,
koleś PRZĄDKA mu wtóruje:
Może MUCHA przyjdzie w mini,
widać więcej, jak głosuje.
Piłka nożna też im bliska,
ich talenty-na chleb mąka.
CIEŚLIK cieszy się z nazwiska
i w uliczkę puszcza BĄKA.
46
SZKOP na SZWEDA patrzy WILKIEM
po remisie cztery: cztery.
I pomyśleć, że za chwilkę
ich pogodzi toast szczery.
Poseł KOZAK wraz z MOSKALEM
coś tam bredzą o mniejszości.
Jednak jest tu małe „Ale”.
Dwóch POLAKÓW w ławach gości.
Ostro wspiera ich POLACZEK.
SZLACHTA myśli szablę ostrzyć.
Jest JAGIEŁŁO, no to raczej
mamy spokój gdzieś do wiosny.
Ruszy szlakiem Podbipięty
osławiona wszem PIECHOTA,
której wolno palić skręty,
będzie wolno palić kota.
BUŁA myśli jak wyżywić
rozdziawione szokiem gęby.
Jest tu ZIEMNIAK, lecz się krzywi,
by budować rolne zręby.
Dwóch PAWLAKÓW, brak Kargula.
Jeden bawi się sikawką,
skacze w gardle złości gula,
kiedy Jarek zrobi prawko?
Zero chłopów, tylko CHŁOPEK
i w dodatku polonista.
Jak tu żywić tę Europę?
Nie wystarczy sama czysta.
Jest MAZUREK na Wielkanoc
i dwie KRUPY na przednówek,
WĘGRZYN może być na rano,
by w kończynach nie czuć mrówek.
Do roboty się nie garną,
choć jest KOPACZ i ŁOPATA.
SITARZ mógłby cedzić ziarno,
SMOLARZ dachy nam załatać.
47
A MŁYNARCZYK zemleć zboże,
KLOC napalić w chłodnych izbach,
choć jest MUSIAŁ, też nie może.
Marznie zimą głodna ciżba.
PALUCH nie chce nawet kiwnąć.
ŻACZEK wiecznie by studiował.
WYKRĘT nie jest rzeczą dziwną.
Taka SPRAWKA nie jest nowa.
ŚNIEŻEK prószy w nasze oczy.
SZCZERBA pusto się uśmiecha.
LIPIEC ciepłem zauroczył.
Czas zaczynać znów od Lecha?
A miał to być dla nas FILAR.
Dobry RYGIEL wobec biedy.
Cienko śpiewa posłów lira.
Będzie lepiej? Ale kiedy?
SIARKA mokra nie da ognia
i zostanie tylko ŻALEK.
Że zamiast jaj, obłok w spodniach,
mają „torysi i górale”.
Już obietnic nie pamięta
DRAB, GRAD, KALISZ i KŁOPOTEK.
Odwracają się na PIĘTACH,
wygłaszają myśli złote.
Kończę moją cichą skargę
i GAWĘDY koniec płytki.
DUTKA ściśnie konia wargę.
Odejdziemy od urn z KWITKIEM.
48
Jarosław Andrasiewicz
Łódź, godło: Tonio
To by uczniowie chętnie ujrzeli
stojąc przy grobach nauczycieli,
bo w radość nic tak człeka nie wprawia
Jak pech bliźniego. Lub epitafia…
Epitafium Dyrektora szkoły
Nie ma (na to) rady
Zginął z ręki Rady
Epitafia Rady Pedagogicznej
Katechety
(kolejność wg arkusza ocen)
Chłop dwie sprawy ma już z głowy:
Zejście i sąd szczegółowy
Polonistki
Nie wytrzymała
Gdy w krąg słyszała:
„Beka, sie ma
Wypas, ściema”
Anglistki i germanistki
Uczyły języków z człowieczych padołów
Teraz muszą posiąść gadane aniołów
Pani od muzyki
Zapomniała. Już żałuje
Że się z walca nie żartuje
Pani od plastyki
Z „fanki” malarstwa los drwi ponuro:
Oto się stała martwą naturą
Historyka
Bez zbędnej euforii
Przeszedł do historii
49
Pani od WOS-u
Wiedziała, jak zdobyć zasiłek celowy.
Gmina jej przyznała. Z tym, że pogrzebowy.
Geografa
Podam współrzędne, nie będę sobek:
Trzecia alejka, piąty nagrobek
Pani od biologii
Wykaz tematów ma już stabilny
Teraz na topie jest rozpad gnilny
Fizyka
Chemika
To nie był jego cel
Wypić litr HCl
A to dopiero paskudne czasy
Energii zero, coraz mniej masy
Matematyka
Przeliczyłem dla pewności:
Jest tu dwieście i sześć kości
Informatyczki
Informatyzowała
Aż się zresetowała
I leży tu kobita
Zaś nad nią główna płyta
Wuefisty
Chciał pokazać salto
Ma ujemne saldo
Pana od techniki
Zwykł był twierdzić, że pokaże
Jak wywiercić… po udarze
50
Pana od EDB
Tu spoczywa w cieniu akacji
Były czempion resuscytacji
Piotr Mikulski
Łódź, godło: United
75+
Pan Kazimierz:
Ja w ogóle tego nie chciałem, wszystko to podstępnie
zaaranżowano, no po prostu przed faktem dokonanym mnie
postawiono. Głupi, mogłem się czegoś domyślić, kiedy tak ją wzięło
na bieganie wokół mnie z tym aparatem, to znaczy z telefonem, to
znaczy z aparatem, a to z lewej, a to z prawej. „No uśmiechnij się,
dziadziusiu kochany, żebyś ładnie wyszedł, jak Sean Connery ” –
tak mnie podpuszczała, wesz przebiegła, jak Boga kocham, ten sam
czort w niej siedzi, co w jej śp. babce. I potem oznajmia mi, dumna
z siebie, z oczami jak guziki i tym uśmiechem najsłodszej wnusi na
świecie, tak że wie, iż cokolwiek powie, to się zgodzę, o co poprosi,
to dostanie: „Dziadku, zarejestrowałyśmy cię z mamą na portalu
randkowym, dziadku, wiemy, że sobie świetnie radzisz, no ale sam
przyznaj, czy nie lepiej by ci było, gdybyś jednak miał kogoś przy
sobie, mama teraz często wyjeżdża, ja zaraz studia zaczynam…”
­­­I biegnie po komputer, rozkłada mi tę walizeczkę pod nosem,
spójrz, mówi, tak elegancko wyszedłeś, od razu 2 wiadomości i 3
serduszka. Pytam, co za serduszka, chyba zwariowałyście obie, jakie
serduszka, na litość boską, ale ona mi tylko, fiu fiu, prawie 10 lat
od ciebie, dziadziusiu, młodsza, fiu fiu. Protestowałem, groziłem,
przekupywałem, zaklinałem, ale na nic wszystko, zgłosiły mnie,
zapisały, skazały. Przysięgam, nawet nie spojrzałem na to zdjęcie,
którym mnie skusić chciały, konspiratorki bezwzględne, że taka
szykowna, och i ach, po co w ogóle patrzeć, wszyscy starcy, tak
51
jak dzieci, wszyscy identyczni, jedno różni się od drugiego tyle
co kot napłakał. O to tylko ubłagałem, aby to się stało rano, aby
z tą kobietą wypić herbatę, nie żaden tam obiad, a już na pewno
nie jakieś cuda z wieczorną szklaneczką koniaku. Wieczór jest dla
młodych, a ranek dla starców, rano to się człowiek i lepiej czuje i
spokojniej jest, wstyd mniejszy i w ogóle. O 9 pod ratuszem, po
bukieciku goździków ją rozpoznam, tak mi oznajmiły. Obudziłem
się, jak zwykle, o 5, i myślę, nie idę, nie ma mowy, ale potem jednak,
że tak nie można, nie wypada. Nawet kromki chleba przełknąć nie
mogłem, chodziłem tylko z kąta w kąt i nagle coś mnie, z głupia
frant, strzeliło, żeby poskracać te białe kępki po bokach.
No i skaleczyłem się w ucho, oczywiście, że tak, ręce mimo
Propanodolu niepewne. Szukam kapelusza, żeby to zamaskować, mam
taki jeden, ni to gangsterski, ni kowbojski, pal to licho. W autobusie
wszyscy spali, pouwieszani na poręczach jak nietoperze, a ja w garniturze
i kapeluszu jadę na randkę, rany boskie. 8 nawet nie było, a ja
już na rynku. Zaczynam słyszeć to głębokie burczenie starczego
żołądka. Musiałem coś przekąsić, nie było wyjścia. Wszystko jeszcze
zamknięte, ale widzę, że na wprost ratusza kelnerka, dziewusia
taka malutka, już się zaczyna kręcić, coś tam zaczyna rozstawiać.
Podszedłem nieśmiało, a ona wpycha mnie w taki pleciony koszyk,
przykrywa kocem, myślę, że przecież nigdy sam się z tego grajdoła
nie wygrzebię. Kelnerka miała takie dziwne spodnie, jak ze skóry,
ale nie ze skóry. Zaczęło mi się kręcić w głowie i poczułem, jakby
wszystko się w tych spodniach odbijało, ja, cały rynek, cały świat.
Zamówiłem jajecznice i natychmiast tego pożałowałem. Jadłem
najostrożniej jak się dało, ale i tak czułem, że co chwila coś mi
się do brody przykleja. I jeszcze wszędzie te wróble, machałem
kapeluszem na lewo i prawo, aby tych pętaków odgonić. I nagle,
tuż przede mną, jak z pod ziemi, wyrasta bukiecik kwiatów. Mój
Boże, jaka ona była piękna!
Pani Krystyna:
Przede wszystkim to jest głęboko niesprawiedliwe, aby można
było zaznaczyć oczekiwany kolor włosów, wzrost, a nawet typ
52
sylwetki, a brakuje opcji tak podstawowych, jak to, czy delikwent
porusza się samodzielnie, czy o lasce albo chodziku (raz mi się
taki, trzymajcie mnie, trafił), czy używa sztucznej szczęki, jakie
przyjmuje leki. Och, kusiło mnie na początku, aby celować trochę
wyżej, a właściwie niżej, to znaczy w kategorię 60+, a nie 75+,
ale cóż, tak się okazało o wiele zabawniej. Liczy się zdobycz, to
cała przyjemność. Bukiet goździków i mała lornetka, taka, jakiej
używa się na wyścigach, to moje oręże! Trzeba przyjść wcześniej i
obserwować, patrzeć jak się kręcą, zerkają na zegarek, poprawiają
krawaty, a czasem, bo skonam ze śmiechu, muszki. Co to był w ogóle
za pomysł, aby spotykać się rano. Potrzebuję dwóch godzin, aby
się wyszykować, a o 9 wyglądam, jakbym z grobu wstała. Ludzie,
co on miał na głowie, sombrero? Chociaż nie powiem, trzymał się
prosto i przystojny był prawie tak, jak na zdjęciu. Rozsiadł się w
wiklinowym fotelu z jakąś taką swobodą, nonszalancją, jakby nic w
ogóle go nie ruszało. I, nie do wiary, zaczął flirtować z kelnereczką.
Wzroku od tych jej kształtów obleczonych w ciasne legginsy nie
mógł oderwać. Innej być może by się to nie spodobało, ale mnie
taka werwa i pewność siebie przypadają do gustu. Pałaszował jak
młody drwal po powrocie z lasu. I nagle mnie zdemaskował, odkrył
moją kryjówkę i zaczął mnie przywoływać tym swoim kapeluszem.
Zdążyłam jeszcze wyciągnąć lusterko i przeciągnąć Miss Diorem
po wargach, to zawsze działa. Szłam z bukiecikiem przed sobą, a
53
Piotr Winczewski
Pabianice, godło: Winchester
Mocarz
Wysoki Sądzie! Nie czuję się winny! Ja jestem tylko zwykłym
kolekcjonerem.
Po zdegustowaniu nowego nabytku do kolekcji, zasiadłem sobie
spokojnie na krawężniku. A tu nagle, nie wiedzieć skąd, przypałętał
się do mnie wielbłąd. A tak właściwie to od razu dwa: dromader
(z jednym garbem znaczy) i taki normalny, czyli baktrian. No ten,
co dwa garby ma. Niewyraźnie mówię, czy jak?! Podobno tak to
już z tymi wielbłądami jest, że w patrolu zawsze co najmniej dwa
być muszą. Oba siodła identyczne miały, niebieskie takie, jakby z
jednej stajni były.
Ni stąd, ni zowąd dromader zaczął się o stówkę przygadywać, że
to niby moje nogi na jezdni były i ruch samochodów zakłócały, czy
coś. A za to ponoć wielbłąd mandat wypisać musi. Tak przynajmniej
twierdził. A ja przecież kasy nie miałem, bo w rozwijanie kolekcji
zainwestowałem. No to ja w nogi, a wielbłądy za mną.
Przed rozpoczęciem ucieczki to temu pierwszemu jeszcze kopa
zdążyłem wypłacić, a drugiemu kuksańca w bok. Nie mocno jakoś.
Właściwie nic im się od tego nie stało. Baktrianowi tylko czapka
spadła, ale i tak szybko ją sobie znowu na łeb wciągnął. A dromader
nawet na to nie zarżał. Skulił się w sobie tylko i tyle.
Zerwały się za mną z kopyta. Pierwszy dopadł mnie dromader.
Chyba gębą mnie w gacie musiał szczypać, bo tak śmiesznie po
tyłku mnie łaskotało. Gdy odwróciłem się w jego stronę, zobaczyłem
jednak, że ma inne, równie frywolne zamiary. Ledwo zdążyłem się
uchylić od uderzenia jego pałki ze świstem przecinającej powietrze
koło mojego lewego ucha.
Nie czekając na następną scenę, na baktriana wskoczyłem.
Złapałem go za uzdę przytroczoną do czapki i hajda piętami go w
54
boki. Mało nie spadłem. Wnet poczułem się jak jeździec startujący
w zawodach rodeo. Jakże on wierzgał na boki! Ściągnąłem mocniej
wodze, aż mu się od tego czapka na pysk zsunęła. Dopiero wtedy
ostro ruszył galopem. Leniwa sztuka! Pomknęliśmy przed siebie, a
dromader za nami. Jakeśmy epicko pędzili! I ten wiatr we włosach…
Ach!
No i wtedy ten dziwny zapach poczułem. Spojrzałem w dół i
wszystko stało się jasne! To sprawka baktriana była! „To złośliwe
bydlę!” – przemknęło mi przez myśl.
Psiknięcie pieprzem było pierwszą częścią jego przebiegłego
planu. Tuż po tym zaparł się o podłoże wszystkimi czterema
kopytami równocześnie, że aż spadłem. Wtedy podbiegł do mnie
ten drugi, dromader znaczy, i, ku mojemu zaskoczeniu, założył
mi kajdanki na ręce. Jakże on wtedy wprawnie tymi swoimi
kopytami władał! Gdy oba wielbłądy pochyliły swe pyski nade
mną, zorientowałem się, że orzełki na kapeluszach mają. Do dziś
nie wiem, na co im one.
Tak, proszę Wysokiego Sądu. Pasja to pasja. Na kolekcjonerskie
zacięcie nie ma mocnych. No musiałem tego skosztować po prostu.
Taka już kolekcjonerska dola. „Mocarz”, nie „Mocarz”, spróbować
trzeba. A może Wysoki Sąd działeczkę zechce? Okazyjnie odstąpię!
Tylko z wielbłądami konwersować po niej nie radzę. Narowiste od
tego się robią.
55
SPIS TREŚCI
1. Protkół jury .............................................................. str. 3
2.Wojciech Wojnar – dySztych.............................
4
3.Grzegorz Żak – Studnia .....................................
7
4.Zygmunt Królak – Jozin z Bazin .......................
11
5. Maciej Gardziejewski – Uśmiech Bustera Keatona
17
6.Jakub Ferek – Arkles........................................
21
7.Apoloniusz Ciołkiewicz – Fiszka.......................
25
8.Grzegorz Lewkowicz - Trzmiel ........................
32
9.Tadeusz Dejnecki – Anum..................................
36
10.Izabela Skabek – Dyniowe potwory................
38
11.Emilia Furgol – Melek......................................
43
12.Jerzy Fryckowski – Sałata................................
46
13.Jarosław Andrasiewicz – Tonio........................
49
14.Piotr Mikulski – United....................................
51
15.Piotr Winczewski - Winchester..........................
54
56

Podobne dokumenty