ALMANACH POKONKURSOWY - plik w formacie
Transkrypt
ALMANACH POKONKURSOWY - plik w formacie
ALMANACH POKONKURSOWY „O Statuetkę Stolema 2015” Grafika wykorzystana na okładce: Str.1 – figura STOLEMA przy wjeździe do Gniewina Fot. Mirosław Odyniecki Str. 4 – z Archiwum Gminy Gniewino: Wieża widokowa im. Jana Pawła II w kompleksie „Kaszubskie Oko” w Gniewinie Redakcja: Mirosław Odyniecki Korekta: Hanna Grzybowska Wydawca: Wydawnictwo „MS” Wejherowo Druk: „Ewa - Druk”, Wejherowo, ul. Rogaczewskiego 56 Nakładem: Centrum Kultury, Sportu, Turystyki i Biblioteki w Gniewinie 2 Protokół z posiedzenia Jury XI OGÓLNOPOLSKIEGO KONKURSU SATYRYCZNEGO „O STATUETKĘ STOLEMA” Jury w składzie: Mirosław Odyniecki – przewodniczący, Wioletta Majer-Szreder i Tomasz Fopke – członkowie, po zapoznaniu się z 143 zestawami utworów satyrycznych, nadesłanych na konkurs, na posiedzeniu 17 listopada 2015 r. przyznało następujące nagrody i wyróżnienia: Nagrody: I – nagroda w wys. 1000 zł i statuetka „STOLEMA”: Wojciech Wojnar – godło „dySztych” z Wrocławia za „Bajki amorałki” II – nagroda w wys. 700 zł: Grzegorz Żak – godło „Studnia” ze Studnisk Dolnych za „Księgożona” III – nagroda w wys. 300 zł: Zygmunt Królak – godło „Jozin z Bazin” z Witolubia za „Fraszkociąg” Maciej Gardziejewski - godło „Uśmiech Bustera Keatona” z Warszawy za „Instrukcja obsługi posła” Wyróżnienia (100 zł): Jakub Ferek – godło „Arkles” z Torunia za „Listy skarg i zażaleń” Apoloniusz Ciołkiewicz – godło „Fiszka” z Białegostoku za „Słowem poszturchiwanie” Grzegorz Lewkowicz – godło „Trzmiel” z Gdyni za „Moskaliki z polityki” Ponadto jury postanowiło opublikować wyróżniające się utwory w „Almanachu pokonkursowym”. Gniewino, 17 listopada 2015 r. Podpisy członków jury: (.............) 3 Wojciech Wojnar Wrocław, godło: dySztych I Nagroda Bajki amorałki: Jaś i Małgosia Leśnych spacerów sprzed laty oto bajkowe pokłosie: Jasia wciąż kuszą wiedźm chaty, stare pierniki — Małgosię. Śpiąca królewna Pinokio Życie jego — twarda szkoła... przez korniki i dzięcioła. Bajki są temu winne i baśnie, że dziś bez księcia ona nie zaśnie. Złota rybka Śpiąca królewna To magia zdziałała i wiedźmy zaklęcie, że królewna spała co rusz - z innym księciem. Gdy złotą rybkę raz rybak złowił, to w mig ją sprzedał jubilerowi. 4 Kot w butach W życiu jak w bajce. Ten temat potwierdza ta krotochwilka: choć kota w butach tu nie ma, to kotek pełno jest. W szpilkach. Z Baśni tysiąca i jednej nocy Spójrz Szeherezado, co z baśnią się stało. Za jedną noc z Adą dziś tysiąc to mało. Czerwony Kapturek Dziewczę to, niestety, znane jest dziś z tego, że wilczy apetyt miewa na łowczego. Książę i Kopciuszek Przez jej pantofelek, związany z mariażem, stal się książę Felek szybko pantoflarzem. Calineczka Ujrzał elf ją w całej krasie, więc przybyło cali w pasie. Dziewczynka z zapałkami Zziębnięta w bramie stoi z młokosem... I z zapałkami... i z papierosem. Królowa Śniegu Kaj aż trzy tygodnie przez nią w łożu pościł, bo gdy spuścił spodnie, to odmroził chwościk. Księżniczka na ziarnku grochu Spać nie mogła (och!) przepiękna księżniczka, ale nie przez groch, tylko przez Janiczka. 5 Tomcio Paluch Żona wciąż szlocha i jest jej przykro, bo cóż że kocha, gdy organ mikro... Książę z bajki i żaba Książę cmoknąć chciał żabkę, lecz król go poskromił: „Weź się lepiej za babkę! Już dość tej sodomii!” 6 Książę z bajki Chętnie żabce dałby pyszczka, lecz przeraża go opryszczka. Grzegorz Żak Studniska Dolne, godło: Studnia II Nagroda „Księgo-żona” Księgowość rządzi światem. Żona mi ciągle o tym przypomina. Żona jest księgową. Co noc czepia się o pasywa. O aktywa też się czepia, ale rzadziej. Rzadziej, bo co się tylko ruszę, to krzyczy, że naruszam środki trwałe. Że niby to ja jestem środkiem trwałym. A moja łysina to zużycie materiałów i energii. Ciekawe na co to zużycie, ja się pytam. Na myślenie chyba. O tych sprawach. I tamtych sprawach. A przede wszystkim domyślanie się, o co jej chodzi. No bo kiedy mówi, że wyroby własnej produkcji naruszyły fundusz socjalny aby wspomóc umorzony środek trwały, to znaczy, że dzieci poszły do dziadka i wzięły dla niego jakiś prezent. Pewnie nalewkę mojej produkcji, żeby umorzony środek trwały jeszcze bardziej się umorzył... Prezent dla dziadka to pół biedy, cała bieda jest, jak potrzebuję tej mojej księgowości coś nabyć – no to wtedy jest rozliczenie niedoborów i szkód. Takie to nasze małżeństwo, nie, przepraszam, zobowiązanie długoterminowe. A tak pięknie się zaczęło: była pierwszą kobietą w moim życiu, a ja pierwszym mężczyzną w jej. O jej! Według niej to było miejsce powstawania kosztów tudzież bilans otwarcia. Niby wniosła kapitał w postaci cnoty... Najpierw było zobowiązanie krótkoterminowe, czyli narzeczeństwo, potem ślub, ślub to ślub, tu nie ma ksiegowości. Posag wniosła, i owszem, ale raczej jako dochody planowane. dalej to już ruszyło jak spłata kredytów wysokooprocentowanych, bo już noc poślubna okazała się przelewem kapitału na inwestycje a ciąża przychodem przyszłych okresów. Minęło trochę lat, znaczy się rocznych sprawozdań z działalności. Dzieci urosły, żona zaczęła się nudzić. A przecież ma taką ciekawą pracę... Stwierdziła, że przyda się operacja plastyczna i zażyczyła 7 sobie nowych piersi. Że niby dla mnie. No, powiedziałem, przyda się remont majątku trwałego i nowy kapitał zapasowy, taki bufor na wszelki wypadek. Nawet się nie zdenerwowała, co już było podejrzane. Co się okazało? Że w grę weszły jakieś surówce wtórne, czyli napatoczył się jeden rozwiedziony i zaczął umowę na warunkach świadczenia dobrowolnego. Podobno bankowiec, więc obiecywał darmowe przelewy i w ogóle. No szlag mnie trafił, nie będę kłamał. Chciałem iść vabank i zlikwidować tę lokatę w zarodku, ale potem się ciut uspokoiłem. Karolina mi pomogła, żony koleżanka, przesympatyczna kobieta, też księgowa zresztą. I tak się zaczął mój udział w kapitale obcym. Jak się okazało, że jest ze mną w ciąży, to wyszło, że moje inwestycje rozpoczęte na obcym gruncie będą skutkować alimentami. Czyli usuwaniem skutków zdarzeń losowych. Księgowość rządzi światem. Ale nie rządzi żądzami. Z cyklu „Bajki dla biegających”: „Bajka o Trzech Małych Świnkach” Pewnego razu Trzy Małe Świnki postanowiły zadbać o zdrowie, urodę i inne szeroko pojęte psycho-fizyczne aspekty duszy a nade wszystko ciała. W tym celu podjęły decyzję, że będą uprawiać sport, a konkretnie bieganie, z powodu łatwości zasad i szerokiej dostępności ścieżek w Stumilowym Lesie, które co prawda przy kiepskiej pogodzie mogły robić się ciut błotniste, ale to w żadnym stopniu nie przeszkadzało, a nawet w tym konkretnym przypadku wręcz przeciwnie. Pierwsza Mała Świnka, niesiona siłą świeżego postanowienia biegła po lesie, ciesząc się jak młody warchlak i mając nadzieję na poczucie się jak młody bóg. Podskakiwała radośnie na widok motyli, podśpiewywała razem z drozdami. W różowości swego delikatnego ciała wyglądała jak beztroska szynka na wakacjach - którą zresztą w istocie była, przyjąwszy, że świnki żyją permanentnie w stanie wakacyjnym aż do obiadu. Ale wakacje nie chronią od niebezpieczeństw, o nie! Oto na 8 ścieżce Pierwszej Małej Świnki pojawił się nie kto inny, tylko znany abnegat, chuligan, niechluj i kibol, niejaki Zły Wilk. Zaciągnął się papierosem, oparł zadkiem o drzewo i krzyknął ochrypłym głosem: - Mała Świnko, Mała Świnko, daj sobie spokój! - Nie ma mowy! - krzyknęła Pierwsza Mała Świnka, mijając Złego Wilka ciężkim truchtem. - Ach tak?! - wrzasnął Zły Wilk - No skoro tak, to prychnę, chuchnę, dmuchnę i zdmuchnę ten twój słomiany zapał! Jak powiedział, tak zrobił, bo Zły Wilk, choć niewątpliwie był społecznym mętem, to miał swoiste poczucie honoru, właściwe bandytom starej daty. Pierwsza Mała Świnka uciekła czym prędzej do Drugiej Małej Świnki, stawiając na wsparcie w grupie i wspólne bieganie połączone z wymianą poglądów głównie na tematy meteorologiczne i kulinarne. Biegały więc we dwie, ale niektóre patologie są po prostu nieuleczalne: - Hej, Małe Świnki! - dobiegł do ich uszu podczas porannego treningu schrypły baryton - Dajcie sobie spokój! - Nie ma mowy! - krzyknęły unisono Pierwsza i Druga Mała Świnka, na pierwszy rzut ucha mocno i zdecydowanie, a w rzeczywistości zerkając na siebie wzajemnie z dużą dozą średnio maskowanej niepewności. - Nie ma?! - ryknął Zły Wilk. - Tak, nie ma! - pisnęła Pierwsza Mała Świnka - Nie, nie ma! - poparła ją Druga Mała Świnka. - No to tak czy nie? - rozdziawił paszczę w obleśnym uśmiechu nieuleczalny abnegat, chuligan, niechluj i kibol - Jak zaraz prychnę, chuchnę i dmuchnę to zdmuchnę te wasze zdrewniałe od zakwasów różowe quasi-mięśnie. Dwie Małe Świnki nie spodziewały się, że Zły Wilk zna połączenia wyrazowe z partykułą quasi a poza tym faktycznie czuły się obolałe i zdrętwiałe po intensywnym wysiłku. A Zły Wilk prychnął, chuchnął i dmuchnął... Nie pozostało im nic innego niż tylko uciec do Trzeciej Małej Świnki. Trzecia Mała Świnka wybudowała sobie na nisko oprocentowany kredyt porządny domek z pustaków porotherm. Na popularnym serwisie aukcyjnym w internecie kupiła okazyjnie używaną 9 elektryczną bieżnię treningową i nie wychodząc do brudnego, nie wyasfaltowanego i nieoświetlonego lasu trenowała sobie w domu, oglądając przy tym kolejne odcinki popularnych seriali w kolorowym telewizorze. W geście solidarności gatunkowej przyjęła pod swój pokryty czerwoną blachodachówką dach Dwie Małe Świnki i trenowali sobie razem na przemian, podziwiając cichą pracę silnika i duży czytelny wyświetlacz, co jakiś czas zmieniając kąt nachylenia i kontrolując ilość spalanych kalorii. Ta sielanka, jak wszystko, co dobre, nie mogła trwać zbyt długo. Rozległ się dzwonek do drzwi i ochrypły głos oznajmił: - Wiem, że tam jesteście, mimo, że nie słyszę wyjątkowo cichej pracy silnika elektrycznej bieżni treningowej. Ale mówię wam, dajcie sobie z tym spokój! - Nie ma mowy! - huknęły Trzy Małe Świnki chórem. - Ach tak?! Albo nawet ach nie?! - ryknął Zły Wilk - W takim razie prychnę, chuchnę, dmuchnę i zdmuchnę te wasze szpanerskie zabawki, jak się zbiorę w sobie, to nawet z domkiem. Ale na nic się zdały wysiłki mało usportowionego palacza o permanentnie zniszczonych płucach. Mimo, że chuchał, dmuchał i prychał z całych nadwątlonych przez lata nałogu sił, to nie udało mu się nic zdmuchnąć, gdyż na jego drodze stały antywłamaniowe drzwi i solidna ściana z pustaków. W oknach złowrogo błyszczały antywłamaniowe żaluzje.Nie było też mowy o wejściu przez komin, bo Zły Wilk nie miał sił ani ochoty wspinać się i przeciskać przez wąskie i pełne sadzy przewody. Jak niepyszny odszedł więc w nieodległą acz niewątpliwie siną dal, aby oddawać się wszelakim znanym dysfunkcjom społecznym a także w miarę możliwości odkrywaniu nowych. Nie niepokojone przez element aspołeczny Trzy Małe Świnki wciągnęły się w długodystansowe bieganie i prawdopodobnie wystartowałyby w półmaratonie w Żywcu, gdyby po którejś z wyczerpujących tras nie zachciało im się odrobiny luksusu w postaci odnowy biologicznej. Mając zdiagnozowaną dysleksję zamiast na masaż Trzy Małe Świnki zapisały się na masarz. Podobno kiełbasa była wyśmienita. 10 Zygmunt Królak Witolubie, godło: Jozin z Bazin III Nagroda Fraszkociąg Fraszkociąg Skoro do świata satyry Zaglądać jesteśmy skorzy Fraszkociąg na naszą prośbę Przestrzeń tę nam otworzy Kontrasty Gdyby nie było grzechu Co warta byłaby cnota Podobną zresztą przysługę Robi mądrości głupota Trudna starość * Misja Anioł w poczuciu misji Przekroczył piekła progi Zaczął nawracać diablice I odtąd diabeł ma rogi Mała czarna Nie było filiżanki - Mała czarna była I chyba mnie wtedy Bozia opuściła Starość bywa trudna - Mówią statystyki Lecz się z tą opinią Nie godzą antyki 11 Bez kieszeni Myślał że za pieniądze Bozia go lepiej wyceni Lecz potem się okazało Że trumna nie ma kieszeni Czarna dziura Mają astronom i Murzyn Wspólne zainteresowania - Jest to czarna dziura Która ich pochłania Dwa odbicia Każe porządne lustro Ma dwa odbicia lustrzane Jedno to rzeczywiste A drugie oczekiwane Marnotrawny Mówiono syn marnotrawny Choć on dla dobra sprawy Wypalał wszystko do końca Więc nie marnował „trawy” 12 Przeistoczenie Na brzuchu miał kaloryfer Dokładał do pieca szczerze Co się po pewnym czasie Skończyło na bojlerze Mucha chciała Chciała mucha wyjść za mąż Szukała swojego księcia Spełniło się jej marzenie Gdy pająk ją wziął w objęcia Polityk Zaklina rzeczywistość Kota ogonem odwraca Spija z tego procenty I wcale nie ma kaca Uroki futbolu Na boisku piłkarskim Najwięcej gejów żyje Bo tam każdy swego Przeciwnika kryje Fraszkowe to i owo Tym razem na sportowo Zawody balonowe Wzniósł się balonem wysoko Myślał że wszystkich pokona Tylko że wiać przestało I wiatr go zrobił w balona Panczenista W rekordowym czasie Przebiegłby lodowisko Gdyby na lodowisku Nie było tak ślisko Łuczniczka Strzelec Strzelał do różnych celów Zależnie od dnia i gustu - Przestał gdy pewna pani Dobrała mu się do spustu Zapaśnik Wygrywał wszystkie walki Opływał w dostatki W końcu go kobieta Walnęła na łopatki W tarczę nie mogła trafić Lecz jej kobieca przekora Sprawia że trafia sędziego W dziesiątkę strzałą Amora 13 Płotkarka Mówili o niej płotkarka - Jednak to były plotki Bo ona zamiast na stadion Chodziła z wędką na płotki Oszczepnik Byłby posiadaczem Najlepszych wyników Gdyby tam nie było Innych oszczepników Bokser Kiedy już chodził do ringu Dostarczał widzom uciechy Już z samej ksywy Stolarz Bo zawsze zaliczał dechy Kibic Szachista To żeby się nie śpieszyć Uznaje za normalne Dla niego już warcaby To sporty ekstremalne Kolarz Jadąc w ogonie wyścigu Nie wiedział co się dzieje Kiedy mu trener kazał Mocniej naciskać na geje Szybownik Uczył ją sztuki latania Zgodnie z lotniczą kulturą - Latać uczyła się w słońcu Egzamin zdawała za chmurą Kochał jak nikt inny fizyczną kulturę I do późnej nocy stukał w klawiaturę Cenił swoją „FIFĘ” i to nocne granie Tylko teraz spacer to duże wyzwanie 14 Limeryki prosto z fabryki Stolem Pewien Stolem z Gniewina Kamieniami rzucać zaczyna Wspaniała robota Obrywa głupota A to satyry sprężyna Siła satyry Do Żarnowca obok jeziora Chciano sprowadzić potwora Lecz satyry siła Plany te zmieniła Bo jej energia jest spora Na syna Wesoła scena Ma w Gniewinie Drozda salę Gdzie się bawi gość wspaniale Bo z tamtej sceny Częściej niż treny Spływa satyra w kawale Piana Na całym Pomorzu oraz okolicy Niebezpieczną pianę biją politycy A na naszej niwie To piana na piwie Nie szkodzi mózgownicy Piękna pani spod Gniewina Atrakcyjnie dzień zaczyna Bo powtarzać skora Igraszki z wieczora Żeby dorobić się syna 15 Prawdziwy artysta Znany ze swojej dobroci - Prawdziwy w tym artysta Każdą okazję by pomóc Z ochotą wykorzysta Widzi sąsiada z flaszeczką Zaraz zachodzi mu drogę I mówi pełen oddania Pozwól sąsiedzie pomogę A gdy się spotka z odmową Jest zasmucony wielce Chciał przecież tylko ulżyć Tamtej przyciężkiej butelce Znajoma dźwiga zakupy Weźmie masełko cukierka A wszystko jedynie po to By jej nie poszło w bioderka Albo gdy widzi palacza W pogoń się za nim rzuca I prosi by dał papierosa Żeby oszczędzić mu płuca Pod sklepem przejmuje kosze Choć to wstydliwe niestety Ustawi je równo w rzędzie I jeszcze wyjmie monety Jak z powyższego wynika Człowiek że przyłóż do rany Czemu więc twierdzą niektórzy Że żywot ma facet przes…pany 16 Maciej Gardziejewski Warszawa, godło: Uśmiech Bustera Keatona III Nagroda Instrukcja obsługi posła Widok posła, leżącego o wschodzie słońca na chodniku czy ulicy, nie jest wcale tak powszechny, jak się niektórym – pejzażystom – wydaje, a wieść gminna – złośliwie! – niesie. Zagubienie w wielkim, średnim czy też małym mieście zdarza się przedstawicielom wszystkich zawodów i powołań, dlaczego więc poseł miałby być tym, który zawsze tylko, niby, prawda, z jednego pieca usłanego różami chleb chrupiący z masłem i miodem, jada? Panowie policjanci! Jak rozpoznać, w człowieku leżącym, o wschodzie słońca, na chodniku czy ulicy, posła, lub (jak by powiedział sympatyk władzy, którą sam wybrał) Pana Posła? Przede wszystkim, trzeba takiego leżącego, obojętnie czy jest on odziany w garnitur, prawda, czy obleczony w dres z lampasami, jak u generalskich spodni, zapytać uprzejmym głosem: – Halo, panie pośle? Niech strój osoby upadłej, nas, policjantów nie zniechęca do wrodzonej na służbie uprzejmości, trzeba być czujnym. Te lampasy u dresu mogą więcej zwiastować niż, ten wyglądający tylko na markowy, garnitur. Zawsze – Halo, panie pośle. Bo nie wiemy, czy gdzieś tu, nieopodal, nie czai się, dziennikarz z kamerą, wiadomo jakiej stacji telewizyjnej; albo dziennikarka z dyktafonem w prowokacyjnej dłoni, wiadomo jakiej gazety; albo poseł opozycji z aparatem fotograficznym, wyrzucony z partii rządzącej do partii opozycyjnej, która wkrótce zostanie partią rządzącą w koalicji z częścią partii teraz rządzącej, która przeszła do opozycji. Leżący, kto wie, czy nie poseł (on sam jeden, oczywiście, wie 17 najlepiej, ale… – nie uprzedzajmy zeznań) najpierw otworzy zamglone wiedzą i troską o kraj oczy. Uwaga! Zamglony wzrok sugeruje, raczej, prawdziwego posła. I westchnie. To nas powinno utwierdzić w przekonaniu: to jest prawdopodobnie, znany z rysopisu poseł. I wybełkocze: – Policja! Zostaw mnie bandyto, precz z łapami. Policja! Bywa, że pan poseł widząc policjanta w mundurze, pochylającego się z profesjonalną troską nad jego sfatygowanym pracą dla ojczyzny bytem, nie dostrzeże, nie tylko policjanta, ale również, przede wszystkim, prawda, tej profesjonalnej troski. To może oznaczać, że jakieś wasze niewypowiedziane słowo, gest, mina tudzież zapach zasugerowały przebudzonemu brutalnie posłowi (mimo widoku munduru), że ma do czynienia z przebierańcem, czyli z rzezimieszkiem w mundurze wzbudzającym ad hoc zaufanie społeczeństwa, a jego, posła, uzasadnioną nieufność. Zaufanie – oczywiście! – wzbudza mundur, nie rzezimieszek. Powiedzenie, w tym momencie – Zamknij mordę, bo wylądujesz na dołku – utwierdzi tylko w pośle tę nieufność do organu władzy wykonawczej. Co w takiej sytuacji robimy? Oddajemy strzał ostrzegawczy, to znaczy, odwracamy uwagę posła, słowami – Głosowałem na pana. Cieszę się, że mogę poznać osobiście. Albo – W telewizji, głowę ma pan zawsze u góry ekranu. Albo – Mogę prosić o autograf? Moja młoda, atrakcyjna żona uwielbia pana w trakcie tej debaty, co to panu ciągle ci idioci przerywają, a pan tym kretynom, nigdy. Bywa też, że pan poseł widząc policjanta w mundurze, pochylającego się z troską nad jego doczesnymi szczątkami nie dostrzeże policjanta, ale dostrzeże, co prawda mglistą, ale jednak troskę. I zapyta, bo już nie chce błądzić, nie zapytawszy: – Ale o co chodzi? I to jest bardzo koncyliacyjne, prawda, a nawet dyplomatyczne, nieprawda, pytanie. To jest poseł. To jest poseł całą gębą. Teraz już możemy głośno tytułować podejrzanego, panie pośle. Tytułujmy zatem, śmiało, to mu się należy, jak psu micha. Poseł na tym chodniku, czy też ulicy, może leżeć na boku. Na 18 prawym, na lewym, lub na obu, twarzą do góry. Wiadomo: lewy – lewica, prawy – prawica, twarzą do księżyca – ludowiec. To taka ciekawostka socjologiczna, nie trzeba zapisywać, można, że tak powiem, zapamiętać w głowie. Co robimy w następnej kolejności? Pytamy. Tak jest. – Panie pośle, czy ma pan przy sobie immunitet? – oraz przedstawiamy się w postawie na baczność np. posterunkowy Kowalski, komenda stołeczna policji, patrol nocny, pieszy, hej! Gdy pan poseł raczy przemówić – Ok., sorry, już wstaję – tudzież – No, leżę, a co, nie wolno mi? – będzie to sygnalizowało wysoką funkcję w strukturach swojej partii (nie wykluczone, że partii aktualnie u steru). A gdy pan poseł już raczy, z naszą bezinteresowną pomocą, przyjąć postawę wertykalno-falującą, na pewno zapyta – Gdzie ja jestem? Wtedy należy precyzyjnie określić nazwę i położenie ulicy, numer ulicy, podać jakichś punkt odniesienia np. przed klubem gogo; bywa że trzeba podać nazwę miasta a nawet państwa, dobrze też znać kontynent który aktualnie gości pana posła, a nawet półkulę świata, jeżeli policjant sam potrafi to określić. Gdyby policjant miał przy sobie, przypadkiem, globus, to ułatwi wyjaśnienia. Globus, trzeba się z tym liczyć, może wzbudzić w rozbudzonym panu pośle wybuch wesołości. Na widok policjanta z globusem, poseł obdarzony poczuciem humoru (a wyjątkami są posłowie nie obdarzeni) może wykrzyknąć: – O! Sierżancie Kopernik, proszę natychmiast przesłuchać słońce i zatrzymać Ziemię… Spocznij. Historia, jak powszechnie wiadomo, jest małomówna na temat policjanta, który by tego dokonał. A policjantów, których wydało polskie plemię, bez liku. Uprzejmość policjanta może otworzyć pana posła i wpłynąć na jego trzeźwą ocenę rzeczywistości. Oznaką tej trzeźwości będzie konkretne zapytanie – Napijemy się? Oraz natychmiastowa, prospołeczna deklaracja – Ja stawiam. Na propozycję – Ja stawiam. – policjant zawsze odpowiada – Dziękuję panie pośle, jestem na służbie. Prawie na sto procent, 19 uruchomi to w pośle postawę „chwal i wymagaj”. – Zuch! – wykrzyknie. Nie wykluczone, że odblokuje również umiejętność prowadzenia dyplomatycznych sporów – Ale po jednym, na zgodę. Poseł, z uwagi na różne funkcję, sam nieustannie tytułowany, zawsze będzie pamiętał o wartości drugiego człowieka. Objawi się to tym, że każdego mundurowego będzie tytułował – Panie kapitanie. Protestowanie – Przepraszam, panie pośle, ale jestem tylko posterunkowym – nie należy do dobrego tonu. Poseł zawsze patrzy w przyszłość, posterunkowy będzie kiedyś kapitanem. Społeczeństwo budowane przez posła da jemu, posterunkowemu, możliwość awansu. Użycie przez posła stopnia niższego niż ma interweniujący policjant, też nie zasługuje na protest. To jest los głosu. To znaczy, głos losu. Ok., jesteście kapitanem, nazwałem was sierżantem, ale po pierwsze wyglądacie jak sierżant, po drugie zachowujecie się jak sierżant, a jak poseł dojdzie do siebie (z waszą pomocą, sierżancie) tzn. do siebie do biura, to po trzecie, zastanowi się nad waszą karierą, ot taka dyplomatyczna sugestia, nie wprost, więc póki co, uważajcie kapitanie (to znaczy, sierżancie). Gdyby się okazało, a nie jest to sytuacja niemożliwa, że poseł cierpi moralnie, przygnieciony problemami ludzkości swojego okręgu, należy wziąć pod uwagę, tak panowie policjanci, nie bójmy się tego powiedzieć, należy wziąć pod uwagę położenie się obok, i połączenie się w bólu. Gdyż dopiero po osiągnięciu dna, upadku, po nagłym kontakcie z zimną kostką bauma, można się podnieść odrodzonym, jak feniks z popiołów Żeromskiego. Coraz większa ilość upadłych (i upadających), odrodzonych (i odradzających się) posłów napawa (a jak nie napawa, to napawa wrogów napawania) optymizmem. Idzie ku lepszemu. Ostatecznie, może się okazać, że postać która legła na naszej, patrolowanej o świcie drodze, to nie poseł, tylko zwykły nowobogacki ćwok, odurzony pierwszymi, zbyt silnymi, godzinami prosperity: tani koniak, trufle, szampan, kebab, wino, paw. Takiego odwozimy do izby wytrzeźwień. Subito! Dziękuję, panowie policjanci. Spocznij. 20 Jakub Ferek Toruń, godło: Arkles Wyróżnienie Listy skarg i zażaleń Do Sztabu Wyborczego Platformy Obywatelskiej, Tyrani przeżytków! Żądam zaprzestania propagowania waszego hasła „by żyło się lepiej - wszystkim”. Nie przyszło wam do głowy, że niektórym zwyczajnie nie chce się żyć lepiej? Mnie to się żyje lepiej jak się gorzej żyje. A w ogóle co to za pojęcia: „lepiej”, „gorzej” archaizmy, relikty minionych epok, zupełnie nieprzystające do postpostmodernistycznej rzeczywistości! Następnym razem radzę spróbować jednego z poniższych sloganów: „by żyło się jakoś żywym”, „ by żyło się do przodu, do góry albo jak kto chce” lub „by w ogóle się żyło, ale tylko tym, którzy chcą, a nie żyło się tym, którzy nie chcą”. I żeby mi to był ostatni raz, Brian Nihil Do Filii nr 2 Wydziału Administracji Urzędu Miasta Józefowa Zgodnie z rozporządzeniem Komisji nr 434/2007 z dnia 20.04.2007 r. zmieniającym rozporządzenie nr 1833/1999 ustalające szczegółowe zasady alokacji środków między beneficjentów w zakresie podziału odpadów komunalnych na frakcje i przetransportowania ww. odpadów w destynacji placu akumulacji i transformacji pozostałości postużytkowych w perspektywie finansowej 8-10 lat oraz na podstawie Rozporządzenia Ministra ds. Dysharmonii w Przestrzeni 21 Publicznej w sprawie szczegółowego zakresu zadań realizowanych przez usługodawców komunalnych wydanego na podstawie art. 3884 ust. 9a ustawy z dnia 27.13.1929 r. (Dz. U. z 2002 r. Nr 175, poz. 1440, z późn. zm.) o aplikacjach pomocowych w celu optymalizacji zatrudnienia w sp. zoo. oświadczam, że otrzymanego w dn. 19.02.2015 roku pisma dt. doprecyzowania detalicznego usługodawstwa odpadowego nie zrozumiałem. Następnym razem piszta po ludzku, ludzie. Janusz Nowak, Szef Działu ds. Analizy i Interpretacji Pism Urzędowych Przedsiębiorstwa Wywożenia Śmieci w Józefowie Do Agencji Pełnego Bezpieczeństwa pasażerów Niniejszym oświadczam, że podczas lotu Liniami Lotów Nadziemnych WZLOT Air Lines po nadaniu komunikatu „proszę pozostawić pasy zapięte aż do momentu całkowitego zatrzymania” mój współpasażer, którego zdjęcie (prawdziwy autentyk!) załączam, odpiął pasy w momencie zatrzymania częściowego, tj. z całą pewnością niecałkowitego. Wobec wyraźnie autentycznego faktu złamania przepisów bezpieczeństwa liczę, że Agencja wykaże profesjonalne zawodowstwo i podejmie odpowiednie kroki, takie jak kontrola poprawności i prawidłowości zachowań pasażerów, i jeszcze w dodatku w krótkim okresie czasu, najlepiej w miesiącu lutym, inaczej ktoś zabije się na śmierć. Andrzej Tautolog Do Pana Prezesa Jarosława Kaczyńskiego Wielce Szanowny Panie Prezesie! W żadnym razie nie chcę się Panu Prezesowi narzucać, liczę jednak, że znajdzie Pan Prezes czas na spełnienie drobnej prośby. Bardzo proszę, czy mógłby mnie Pan Prezes poinformować o składzie przyszłego rządu po zakończeniu wszystkich pertraktacji? Zależy mi niezwykle na możliwości poznania nazwisk nowych 22 ministrów przed ich publicznym ogłoszeniem. Powodzenia w rozmowach negocjacyjnych, Beata Szydło Do Prezesa Związku Literatów Polskich Jeziory, 30.10.2015 r. Szanowny Panie/Sekretarko Szanownego Pana Brata w Literackiej Biedzie (niepotrzebne skreślić)! Niniejszym składam na Pana/i ręce zażalenie na paskudny proceder od lat zakłamujący nasz system nauczania historii literatury. Otóż nie wiem, czy ktoś zauważył, ale w szkołach, na uniwersytetach, a nawet w powszechnie uznanych biografiach mówi się o pisarzach, którzy - cytuję, proszę się przygotować na szok - mieli rzekomo „popełnić samobójstwo”. Tak, zgadza się, nie pomylił/a się Pan/i. Przecież doskonale wiemy, Szanowny/a Pani/e, że to niemożliwe. Nie żebym kwestionował istnienie Jedynie Prawdziwej Inspiracji i Pana Naszego Obłędu, Broń Boże, co to, to nie. Ale - jako, przepraszam za wyrażenie, literaci - wiemy doskonale, że wysokiej klasy pisarz nigdy samobójstwa nie popełni. Nie chodzi już nawet o ustalenie niezwykle istotnych przecież detali, jak sposób śmierci, okoliczności postawienia kropki nad „i” swojego nieszczęśliwego żywota czy zdobycie odpowiednich rekwizytów do ostatniej sceny swojej nędzy, nie mam także na myśli chyba bardziej nawet wymagającej rzeczy, to jest znalezienia wolnego terminu w Kalendarzu Literackim z Obrazami Romantycznymi na rok bieżący (sam Pan/i Szanowny/a wie, jak to trudne). Mam na myśli rzecz spośród wszystkich najbardziej żmudną, tj. napisanie listu pożegnalnego. Przecież żaden szanujący się (a więc żaden) pisarz nie dopełni tak dramatycznego aktu bez napisania listu. Co do tego wszyscy się zgadzamy. A skoro pisarz był na tyle znamienity, by doczekać się biogramu w szkolnym podręczniku czy nawet całej biografii, to z pewnością nie może to być byle jaki list. O nie, taki list musi stać się arcydziełem, zwłaszcza jako ostatni wyczyn literacki potencjalnego pisarza-samobójcy. Skoro tak, to musi on mieć, 23 Szanowny/a Pani/e, odpowiednio zmetaforyzowany, pomysłowy i enigmatyczny wstęp (akapitów min. 3), rozwinięcie, najlepiej z elementami autobiograficznymi oraz społeczno-historycznymi (długość koniecznie powyżej stron 50) oraz, rzecz najistotniejsza, zakończenie. A przecież pisarzowi owemu, pchniętemu mordęgą pisania ku krokowi tak drastycznemu, nie może mordęga ta przychodzić zbyt łatwo. Toteż nawet gdy zdecyduje się już na odpowiedni zwrot do adresata, nawet jeśli po miesiącu czy dwóch skomponuje dostatecznie zgrabny wstęp, to rozwinięcia równie prędko z pewnością nie skończy. Pot, łzy i krew z zaciętych brzegami arkuszy palców płynąć będą w przypływach bólu Jedynie Prawdziwej Inspiracji. Za słowem iść będzie słowo, z trudem przecież dobyte jak krzyk dławiony cierpieniem, i tak godzina za godziną, dzień za dniem 1. To, jak dobrze wiemy, Szanowny/a Pani/e, może trwać bez końca. Załóżmy jednak, że taki pisarz po latach cierpień zdobędzie się na postawienie ostatniej kropki. Nie pozostawi przecież wówczas ww. arcydzieła niewydanym, nieprawdaż? Oczywiście oferta Wroga Naszego Wydawcy będzie wówczas wyjątkowo wysoka, niecodziennie wszak trafia się literatura tak wspaniałego kunsztu. I tu znów zgodzi się chyba Pan/i ze mną, że szanujący się pisarz nie odmówi odpowiedniego dla doskonałości dzieła honorarium. Istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że napisze listów samobójczych ciąg dalszy, który szybko zamieni się w bestsellerową serię, o tytule, na ten przykład, Ostatnie słowo. Może nawet na powrót odnajdzie sens życia. Nie można przecież przepuścić takiej okazji na zapisanie się w annałach historii literatury. Wobec powyższego wnioskuję o wystosowanie natychmiastowego żądania usunięcia wszelkich not o samobójstwach wielkich twórców. Należy skończyć z tą bezczelną, jawnie kłamliwą propagandą, której i tak zbyt wiele mamy w naszym kraju. Proszę przyjąć ten list jako wyraz mojej ostatniej woli. Z wyrazami szacunku, Literat Samobójca ____________________ 1 Z przerwą na herbatę, rzecz jasna, z dwoma łyżeczkami miodu i cytryny. A także śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek, kolację i deser. 24 Apoloniusz Ciołkiewicz Białystok, godło: FISZKA Wyróżnienie Słowem poszturchiwanie Deklaracja ekologa Wyznanie tu uczynię ważne, choć nieduże: Naturę zawsze kocham, bo mam to w naturze. Małżeński kryzys Pasieka satyryka On na swe ule spogląda czule. Czy ma wciąż w cenie miód? Nie, żądlenie! Do rozwodu dąży biedna białogłowa? Pierwszy mąż to przecież jest wersja testowa! Człowiek Małpa w zoo spojrzała na niego. - To mój kuzyn? No, coś podobnego! Tajemnica Sarmatów rozwikłana Dzisiaj wiadomo już, skąd się wzięli. Byli po mieczu i po kądzieli! Wbrew przysłowiu Czy normalnie będzie w narodzie? Chyba tego się nie doczekam… Jak ma Polak zmądrzeć po szkodzie, jeśli ciągle udaje Greka? 25 Paralitycy Uczciwych polityków mi przypominają, albowiem, tak jak oni, władzy też nie mają… Mój przyjaciel Mój przyjaciel w czas młodości wciąż się miewał na baczności, dziś alarmu mu nie zagra ani pornos, ani viagra… Polska autostrada Z inwestycją ową dość ciekawa sprawa: Bo to kawał drogi oraz droga – kawał. Wyznanie estety Wesołe jest życie staruszka Czemu mimo bólu jestem uśmiechnięty? Bo nic przez ostrogi nie idzie mi w pięty! To powtarzam nieustannie, że jest ładnie pannie w wannie, ale bardziej się zachwycę, jeśli stanie pod prysznicem. Reguła U nas na szczyty władzy czasem dochodzą nadzy, ale kiedy odchodzą, to w dobrobycie brodzą. Litości dla łysych! Nie mówcie nigdy tego do biedaków, że są niewarci nawet funta kłaków! Na chłopski rozum Krzyczały owce: To są rzeczy niesłychane, żeby się głupi pastuch pastwił nad baranem. Moralność ludzka upadła tak nisko! 26 Chłop na to: Że się pastwię? Bo moje pastwisko. Sprawiedliwość Sprawiedliwość jest ślepa! Raduje się dusza, ale jedno mnie martwi. Że ma watę w uszach. Różnica Blaga wielu słów pięknych, jak strojów wymaga! Tylko bezwstydna prawda chce być ciągle naga. Różnica w nazewnictwie Że kradzione nie tuczy, przysłowie to znane, co innego jeżeli bywa załatwiane. Właśnie dlatego Nie szargam świętości słowem ani gestem, bo święty ni trochę na co dzień nie jestem. Psia szczerość Czego przy Wigilii mój Burek mi życzy? Żebym miał obrożę i chodził na smyczy. Dewotka i bigot Choć mają się za świętych, lecz ja ich nie cenię, budzą za to we mnie święte oburzenie. Szpotański wiecznie żywy Po transformacji miało być inaczej, ale są nowi „cisi” i nowi „gęgacze”. 27 Technologia małżeństwa Wspólne i długie życie było im sądzone: on materiał na męża, a ona na żonę. A dzisiaj? Ich małżeństwo sypie się pomału. To po prostu zmęczenie obu materiałów. Radość patrioty Wskazywacz Wskazywaniem błędów od dawna się trudzę. Sporo ich znalazłem. No, i wszystkie cudze! Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz! Umie to także rodak nasz… Dziecięce łóżeczko Przystanek kołysanek. Z moich marzeń Marzy mi się sport masowy: skoki po rozum do głowy. Kość niezgody Jak wszystkie kości - niskiej jakości. Fakt Pochlebca Dyskutant mutant. „Intelektualista” W głowę zachodzi i w szambie brodzi… Fakt, że marzenie szybciej mija, dość często jest zasługą kija. 28 Rajskie życie Obrona Ewy Ewa się z Adamem jabłkiem podzieliła, zatem egoistką na pewno nie była. Anty Prawdziwy najstarszy zawód świata W raju węża spotykamy jako speca od reklamy. Zagrywka węża nie była zbyt czysta. Wiadomo, bo to opozycjonista! Ewa Kain i Abel Byli obaj, daję słowo, wychowani bezstresowo. Nie pierze Adamowi figowego listka. Od razu widać, że to feministka… Adam Do pubu na piwo chętnie by wyskoczył, lecz mu kolega z wojska się nie napatoczył. Zakazany owoc Adam na owoc darmowy łasy, bo mu doskwiera ciągły brak kasy. Zdaniem Ewy Na pamiątkę raju wąż u męża w kieszeni wciąż. Pierwszy człowiek Poszedł za kobiety radą. Superman czy Desperado? 29 Zbrodnia Kain zabił Abla. Tę historię znacie, choć nikt nie meldował na komisariacie. O zawodach amatorsko Marynarze Marynarze? Ani słowa, ci muszą się ustatkować. Grabarz Obrońca Gdzie osiągnie więcej zysku? W sądzie, czy też na boisku? Nieboszczyk szanse ma na to słabe, żeby mu grabarz uścisnął grabę. Kierowca Żandarm Czasem się takim wnioskiem pocieszam, kolego: Żandarmem dla żandarma bywa żona jego. Patrzysz na niego niczym na drania, gdy nie wie, co to zahamowania. Treser Budowniczy Czasem i rogi pokazać raczy, a inwestycja wciąż się ślimaczy… Po to tresera ambicja zżera, by go nie zżarły lwy czy pantera. 30 Górnik Ku jego chwale wciąż hymny trąbię. Bo on się co dzień nieźle narąbie. Barman Napoje stawia wyskokowe niczym kamienie (pro)milowe. Futurolog Klawisz Nazwany tak dla zabawy, dla więźniów nie bywa klawy. Tu prognoza, a tam sesja. Profetyka czy profesja? Pielęgniarka Polityk Od kadencji do kadencji daje przykład indolencji. Czasem (pacjencie, o tym wiesz) kłuje nas w oczy. Gdzie indziej też. Weterynarz Odkrywczo Prawda w oczy kole, sprawa oczywista, więc kłamstwa powinien szerzyć okulista! Z niego są rade wszyściutkie zwierzęta. Bo czy ktoś słyszał skargę od pacjenta? Szewc Najczęściej bez butów chodzi, jeśli z żoną się rozwodzi. 31 Grzegorz Lewkowicz Gdynia, godło: TRZMIEL Wyróżnienie Moskaliki z polityki - 2015 Tych co mówią że Moskale, to są nasi przyjaciele, będzie wbijać się na pale, ustawione przy kościele. Ten kto Putinowi wierzy, że o pokój dba na świeci , tego zhańbi pułk żołnierzy, w ruskiej cerkwi lub w meczecie. Ci co o POPiS-ie marzą wierząc w partii zjednoczenie, kiedyś w piekle się usmażą gdzie ich czeka potępienie. Tym co lubią spać w fotelach, posłów albo senatorów, PiS załatwi prycze w celach, ciężkich więzień lub klasztorów. Ci co łgali na mównicach, obiecując ludziom cuda, żywcem pójdą do ciemnicy, władcy piekieł - Belzebuba. Tych co drażnią Arabowie, na „socjalu” w obcym kraju, niech Allacha aniołkowie, dziewic też pozbawią w raju. Kto lży Niemców, że Europie, ściągną Szariat z uchodźcami, temu Merkel zadek skopie, przed swoimi meczetami. 32 Kto Arabów dziś zaciekle, do Polonii porównuje, tego sam Lucyfer w piekle, w kotle smoły ugotuje. Ten kto powie o kobietach, że są równe z mężczyznami, tego wierni Mahometa, posiekają maczetami. Limeryki pomorskie „B” Babilon Dobrze się mają jak w Babilonie, poseł w fotelu, ksiądz na ambonie. Ten kraj w którym się kradnie, jak Babilon upadnie, chyba, że naród w końcu ochłonie. Barłożno Bałamątek Gwiazdor odwiedził wieś Bałamątek, bo oczarował go ten zakątek. Zanim do żony wrócił, kilka pań zbałamucił... - na alimenty wyda majątek. Zeznał przed sądem rolnik z Barłożna, że jego żona jest cudzołożna. Żona to podważyła, gdyż w łóżkach nie grzeszyła, cudzołożnicą zwać jej nie można. Bartel Wielki Ubogi rolnik w Bartelu Wielkim, kiedy był głodny jadł mirabelki. 33 Bącz Gdy jadł je na kolację, przez noc miał fermentację, więc rano nosem puszczał bąbelki. Góral na wczasach był latem w Bączu, zylc Kaszubowi wyjadł łakomczuch. Kaszubskiej galarety, nie strawił on niestety, więc jeszcze bączy dziś w Nowym Sączu. Bestra Suka Bączek Na skraju lasu obok wsi Bączek, miłosną schadzkę miał raz zajączek. Na seks zajęczej pary, natrafiły ogary... - stójcie! - rzekł szarak - ja zaraz kończę!. Feministka ze wsi Bestra Suka, spędziła wiele lat na naukach. Teraz na wsi niestety, wyzwalać chce kobiety, tak jak idolka jej - Kazia Szczuka. Będomin Betlejem Podczas Wigilii we wsi Betlejem, karp żywy w wannie jeszcze szaleje. Tak mąż jest zaskoczony, ludzkim głosem swej żony, że ze zdziwienia aż baranieje. Kustosz muzeum gra w Będominie, publicznie polski hymn na pianinie. Udowodniono jemu, że nie płaci tantiemów, więc go ZAiKS-u grzywna nie minie. 34 Bobrowniki Białe Błota Kundelkowi we wsi Białe Błota, nagle na suczkę przyszła ochota. Szukał po wszystkich budach, lecz była tylko ruda... - z wściekłości kota więc wychrobotał. Z chorą prostatą chłop z Bobrownika, zawsze problemy ma kiedy sika. Przerywane sikanie, przypomina jąkanie, więc porównują go do Michnika. Budki Brody Sołtys problemy ma we wsi Brody, z powodu nowej unijnej mody. To nie jest takie proste, pokryć babę zarostem, gdy mąż jej z kosą nie chce dać zgody. Flaszkę utracił chłop ze wsi Budki, gdy mu wymsknęła się do wygódki. Na ratunek jej ruszył, skacząc w łajno po uszy i uratował butelkę wódki. Bytów Niepocieszony mąż z miasta Bytów, nie mógł z małżonką osiągnąć szczytu. Spróbował więc z sąsiadką i wtedy poszło gładko... - sąsiadka lepszych jest gabarytów. 35 Tadeusz Dejnecki Płock, godło: Anum Satyrycznie o policji Notatka z zatrzymania podejrzanych Gdy udaliśmy się wraz z st. post. A. Morawskim pod wskazany adres, już z daleka zauważyliśmy dwóch młodych mężczyzn w wieku różnym, zachowujących się średnio podejrzanie. Gdy nas zobaczyli, to przeskoczyli przez ogrodzenie i uciekli w chaszcze, znikając nam z oczu. Razem z psem ich goniliśmy ale pies był szybszy i pierwszy ich złapał. Zatrzymanie podejrzanych polegało na szarpaniu i kopaniu nas po nogach. Z uwagi na ich agresywne zachowanie obezwładniliśmy ich gazem obezwładniającym i doprowadziliśmy do radiowozu, gdyż byli niewidomi. Ich dane personalne ustaliliśmy na podstawie spowiedzi ustnej. Oświadczyli, że posądzono ich o to przestępstwo, gdyż wcześniej kradli i mają „lepkie ręce”. Oni tego czynu nie dokonali ale przyznają się, aby nie utrudniać sobie życia. W trakcie wstępnego przesłuchania zaczęli pękać jak lód i śpiewać jak z nut. Oświadczyli, że weszli od strony drogi piaszczystej przechodzącej przez bagno od strony wschodniej parku. Poprzez zerwanie kłódek kraty zabezpieczającej w nieustalony sposób dokonali włamania, by zabrać rzeczy najdroższe. I tak, z torebki ze skóry zamykanej na płótrzany suwak skradli 25 dolarów USA w banknotach 10,20 i 50 zł, oraz telefon z którego dzwonili gdzie popadnie. Pieniądze wydali a telefon rzucili gdzieś tam. Po chwili przypomnieli sobie, że zabrali drewnianą rzeźbę przedstawiającą mężczyznę trzymającego mały worek i to przed sobą, ale im się utopiła w bagnie, gdyż byli zalani w dechę. Następnie szczęśliwie dojechaliśmy do Komendy. Notatkę urzędową wraz z podejrzanymi przekazałem dyżurnemu KMP. Sporządził: Sierż. A. Grabowski 36 Notatka z interwencji dzielnicowego W toku wykonywania czynności służbowych udałem się do pani Kowalskiej zamieszkałej przy ulicy Komunalnej 39 m.7. Wymieniona dzwoniła do mnie wcześniej, bym zajrzał do niej będąc w obchodzie. W drzwiach zastałem skłopotaną kobietę, z dziwnym wyrazem twarzy i włosem rozciapirzonym. Była rozdygotana, roztrzęsiona, popłakująca, tak, że nie mogłem wydobyć z niej głosu. W pewnej chwili z pokoju wyszedł jej brzydki chłop, drobiazgowy w ruchach i gestach, chcący być przyjazny organowi władzy. Nagle kobieta przemówiła. Skarżyła się na sąsiada spod nr.10, który znęca się nad swoją żoną, z którą ma dwoje dzieci za pomocą bicia. Otóż ten sąsiad nie zezwala jej na parkowanie samochodem na ulicy naprzeciw jego okien mieszkania, za to goni ją z kijem, kiedyś nawet trzepnął nim ją po plecach. Ze złości złamał antenę. Awanturnik poprzez słowa obelżywe i obcojęzyczne i także poprzez atak słowny dokonał na niej zemsty słownej. Ponadto groził jej, że ją ubije, następnie pobije, gdy będzie z nią sam na sam, i jak będzie szła do domu. Pokrzywdzona w obawie o swoje życie i zdrowie nie będzie zgłaszać tego przestępstwa na policji. Następnie dodała na sąsiada, że znęca się on w piwnicy nad karmiącą kotką poprzez odcinanie od karmienia trzech kociąt, a przecież to są wolno żyjące kotki. Słyszała także, że sąsiad ma wiatrówkę i strzela, ale niecelnie do ptaków na drzewach. Ponadto zażyczyła sobie, bym zmobilizował psa sąsiada, by nie wychodził na dwór i nie gryzł dzieci, oraz by sąsiad nie trzaskał drzwiami, bo ona na nas płaci podatki. By ukręcić łeb sprawie obiecałem porozmawiać z sąsiadem. Notatkę przedkładam po to, by ten fakt był odnotowany ponad wszelką ewentualność. Dzielnicowy sierż. Kwiatkowski 37 Izabela Skabek Myszków, godło: Dyniowe potwory Skecz W skeczu pojawiają się rozmawiające ze sobą pary uczniów. Staramy się przedstawić specyfikę i charakterystyczne zachowania licealistów. Uczniów klas pierwszych, drugich, wreszcie trzecich. Dialog dziewcząt KLASA I DZIEWCZYNA I - (zahukana, onieśmielona, myszowata, wyważona, sceptyczna, mówi spokojnie i powoli, robi pauzy): Wchodzisz? Ja sama nie wiem... trochę się chyba boję. DZIEWCZYNA II - (odważna, przebojowa, trochę jeszcze gimnazjalna, duży dekolt, krótka spódnica, którą obciąga, żeby przykryć pupę, żuje gumę, wyzywający, przesadny makijaż, mówi przeciągając sylaby, nonszalancko): Nie dziczej! W gimnazjum się rządziło, tutaj też się porządzi! Nie bój nic! DI: No nie wiem... Popatrz, jak ich dużo... I wszyscy starsi.... O dżizas, zobacz! Ten ma wąsy! I to nie kilka, tylko wszystkie! DII: Nie dziczej! W gimnazjum się robiło, co się chciało, tutaj też się porobi. DI: No nie wiem... Popatrz na te dziewczyny... O! Jak są ubrane... A jaki mają makijaż! DII: Nie dziczej! Ja też mam. W gimnazjum się malowało, tutaj też się pomaluje. DI: No nie wiem... One nie wyglądają, jakby je napadł szaleniec z plakatówkami. One są takie jakieś... zrobione. DII: Nie dziczej! Się nauczy, się pomaluje, się zrobi show off i szczęki będą z podłogi zbierać. DI: No nie wiem... Oby to były ich szczęki, a nie nasze szczątki... DII: Nie dziczej! Wchodzimy, bo tu zmarszczek dostanę, zanim się 38 zdecydujesz! Wchodzą Pani Woźna: Halo! A gdzie „dzień dobry” i buty zmienne? Która klasa? Gdzie macie szafkę? Kłódka już założona? DII (spuszcza z tonu): Ale... Pani Woźna: Nie „ale”! Żadne „ale”, najpierw dzień dobry, później klasa, później szafka, kłódka, a na koniec buty zmienne! Dialog chłopców CHŁOPAK I (przygnębiony, mówi powoli, dokładnie wymawiając słowa): Co dostałeś z maty? CHŁOPAK II (cwaniak - zdumiony): A to były RÓŻNE oceny? CI: No nie, nie było. CII: To co się głupio pytasz? To samo co wszyscy dostałem. Banię! CI: Tak tylko pytam, z ciekawości. Myślałem, że może nie pisałeś... CII: Jak „nie pisałem”? A to można było nie pisać? CI: Niby można... Podobno zwalnia z pisania tyfus plamisty albo własna śmierć... CII: Przecież żyję chyba? Nie widzisz? CI: Niby widzę, ale może miałeś szczęście i zachorowałeś na tyfus? CII: Durny jesteś! Ja już mam sposób. Znacznie lepszy niż tyfus. CI: Coś ty? Nie gadaj! Umrzesz? CII: No umrę, jak wszyscy. Ale nie zdążę chyba do następnej klasówki. Później umrę... CI: Dopiero po wywiadówce? CII: E, nic nie kumasz! Inny mam pomysł! Uczyć się zacznę... CI (z niedowierzaniem): Coś ty! To ty się umiesz uczyć? CII: Nie wiem, dawno nie praktykowałem. Od gimnazjum. Ale co mi szkodzi sprawdzić? CI: I teraz zaczniesz? A jak ci nie wyjdzie? CII (zastanawia się): To wtedy się chyba jednak rozejrzę na allegro za tyfusem. Może uda się go nawet sprzedawać na porcje... KLASA II Rozmawiają dziewczyny DI (licealistki, grzywki, dzióbek, getry): Ej, a ty pamiętasz jeszcze, jak miałaś piątki? DII: Głupia... nie miałam piątek. 39 DI: A właśnie, że miałaś, w gimnazjum. DII: Nie miałam, kłamiesz. Ja piątkę to ostatnio widziałam, jak kupowałam grahamkę ze wszystkim i kopiko! DI: Ja też nie pamiętam. Ale niestety moja matka pamięta. Że też ona taką pamięć dobrą ma... DII: I ja też miałam piątki? DI: No miałaś, miałaś! Mam nawet jakieś zdjęcie twojej piątki z chemii z gimnazjum w telefonie. O popatrz! DII: O jaaaa! Jaka sweet piątusia! A zróbmy dzióbki do zdjęcia! No rób dzióbaska! DI: No oki, ale zrób tak, żeby Kuba wyszedł z tyłu... DII: Jak ma wyjść z tyłu, jak on przodem stoi? DI: Jezuuu, aleś ty durna, niech sobie stoi przodem, ale ZA nami, czyli z tyłu, BOSZ, gdyby nie to, że sikałyśmy do jednego nocnika, dawno bym cię zamieniła na jakąś bardziej ogarniętą laskę. DII: No jaaasne, rozumiem już. (wyciąga rękę) No to sweeeet i dzióbas. DI: Nie da się powiedzieć „sweet” i robić dzióbek. DII: To co trzeba powiedzieć? DI: Dzióóób! I jest dziób. Nieźle wymyśliłam, co? DII: Nieźle, nieźle, grzywę lepiej popraw. DI: Jest już oki. DII (robi zdjęcie) Wrzucę od razu na fejsa i na instagrama. DI: A jak to otagujesz? DII: Napiszemy: „wspominamy piątki”, „żegnaj gimbazo” i „dzióbek w LO”. Chłopcy CI: E, a kto ma w sobotę osiemnastkę? CII: Kto? Kto? A bo ja wiem, kto? CI: Ale idziesz? CII (zamyślony): No idę, tak, idę. CI: I nie wiesz do kogo? CII: A co za różnica? CI: No niby żadna, ale to dziwne, że nie wiesz.... CII (z pasją): Chłopie, dajże mi spokój. Ja nie mam teraz do tego głowy! Ja mam misję do przejścia, a ty mi dupę zawracasz. 40 CI: Jaką misję? CII ( nie słuchając go): I jeszcze kasy mi brakło, żeby jakieś uzbrojenie kupić. CI: A propos kasy... Dałeś już kasę na prezent? CII (oburzony): Na prezent? Ogarnij się człowieku! Jaki prezent? Myślisz, że orkowie przyjmują prezenty? Oni mnie zmiażdżą! Zmasakrują, zeżrą. Zniszczą mi wioski! Okradną mnie i zgwałcą! CI (zdumiony): Jakie zgwałcą? Jacy orkowie? Na osiemnastce? CII (zdumiony tak samo): Na jakiej osiemnastce? Ja jestem dopiero na piątce, żebym do dziesiątki dotarł, to będzie cud! A ty mi tu o osiemnastce! CI: Ale ja mówię o osiemnastce! O imprezie w sobotę! CII: A no tak, o imprezie w sobotę... ale to jak będę miał czas i będę pamiętał. CI (sarkastycznie): A zjeść nie zapominasz czasem? CII (poważnie): Coś ty, matka mi podrzuca michę, żebym coś zjadł. A potem ucieka. CI: Boi się tych twoich orków? CII: Ich też, ale teraz już bardziej mnie. Ostatnio kazałem jej założyć słuchawki i się zalogować na laptopie do gry. Chciałem ją zmiażdżyć i poprawić ranking. Prawie zawału dostała, jak ją orkowie napadli. Chłopcy KLASA III CI (zaciekawiony): Ty, a gdzie jest Kuba? CII: Jazdy ma. CI (zdumiony): Kuba? Dżizas. Przecież on jest ślepy jak kret. CII: Ślepy nie ślepy, każdy chce jeździć. CI: No niby tak, ale on mieszka na mojej ulicy i trochę strach. CII: Eee, daj spokój. Nie pękaj, stary. Przecież ty tę corsę jego starych to jednym tricepsem rozwalisz. CI: No rozwalę, rozwalę. Triceps mam niezły... CII: Niezły? Stary, ogarnij to, my czcimy twój triceps. Kuba to chciał nawet fanpejdż twojego tricepsa na fejsie założyć. CI: Nie no, bez przesady. Nie róbcie wiochy. Ja to jeszcze nic! A widzieliście triceps Zwierzaka? 41 CII: No aleeee! Zwierzak to zwierzak! On to już nawet jak człowiek nie wygląda. CI: Coś ty. A jak co? CII: Jak co? No ja wiem? Jest cały w takich guzach i węzłach. Kurde staryyyy. Tu ma, tu ma, i tu ma. Nie wiem, wygląda jak taki wielki, nakoksowany PRECEL! Dziewczyny DI (kubeczki z jedzonkiem, zaglądają sobie): Co tam masz? Na drugi posiłek. DII: Mam płatek owsiany, rodzynkę, migdała i dwa plasterki marchewki... DI: Dwa? Eeee, to dzisiaj poszalałaś... DII: No dzisiaj mam trzeci dzień, to mogłam dodać drugi plasterek, kobieto! A ty co masz? DI (przerażona): Mnie dzisiaj matka wmusiła kanapkę! DII (z grozą): Kanapkę? Co ona, oszalała? Chce cię zabić? DI: No weź! Ogarnij to, ka-na-pkę! Ja wczoraj przebiegłam pięć kilometrów po lesie, a ona mi kanapkę ładuje. DII: No, ale masakra! DI: Ej, a będziesz robiła sobie tatuaż przed studniówką? DII: Jasne! A jak bym inaczej na nią miała iść? Weź ty pomyśl! DI: Racja. A gdzie? Bo tutaj to chyba okropnie boli podobno, tak słyszałam. Że cienka skóra czy coś takiego. DII (wskazuje): Jeszcze nie wiem, może tutaj, albo tutaj, bo tutaj to chyba nie, bo jak ja z tym będę wyglądała w biurze, albo w gabinecie. Bez sensu, co? DI: A co sobie chcesz wydziarać? DII: A ja wiem, chyba czereśnie, albo delfinki. No bo sama jeszcze nie wiem. DI: A z mamą już gadałaś? Pozwoliła ci? DII: No ba! Jeszcze się ucieszyła jak szalona! DI: Coś ty? Nie żartuj! DII: Serio! Obiecałam jej, że jak mi pozwoli i da kasę na tatuaż, to przez najbliższy miesiąc będę jadła zupę. Codziennie! DI: Zupę? Fuj! I nie będziesz się brzydziła? DII: No będę, ale czego się nie robi dla urody. 42 Emilia Furgoł Wrocław, godło: MELEK KOMISJA DO SPRAW KANIBALIZMU Postacie: Dziennikarz Posłanka Przewodniczący Kanibka Przewodniczący Nadkanibka Obywatelka + członkowie komisji w dowolnej liczbie Po lewej i prawej stronie sceny ustawione są stoły, za którymi siedzą posłowie. Dziennikarz znajduje się pośrodku sceny. DZIENNIKARZ: Już od jakiegoś czasu na naszej wyspie mamy problemy z produkcją żywności. Najprościej mówiąc, ludzi jest coraz więcej a jedzenia coraz mniej. Wobec tych dramatycznych trudności wspaniałomyślny rząd naszej wyspy postanowił znowelizować ustawę o legalizacji ludożerstwa. Wiadomo jednak, że nie można bez głębszej dyskusji ustanowić takiego kontrowersyjnego prawa. Wobec czego wspaniałomyślny rząd naszej wyspy powołał do życia dwie komisje: NIEZAWISŁĄ DEMOKRATYCZNĄ KOMISJĘ DO SPRAW KANIBALIZMU, w skrócie KANIBEK Dziennikarz wskazuje osoby siedzące po jego lewej stronie. oraz NIEZAWISŁĄ DEMOKRATYCZNĄ NADKOMISJĘ DO SPRAW KANIBALIZMU, analogicznie w skrócie NADKANIBEK. Dziennikarz wskazuje osoby siedzące po jego prawej stronie. Po chwili wstaje posłanka z Kanibka. POSŁANKA: Zachowanie pana przewodniczącego komisji uważam za uwłaczające! Jak można godzić się na takie rzeczy?! Pan przewodniczący komisji sprzeciwia się wcześniejszym ustaleniom, co stanowi jawny cios w demokratyczną strukturę naszego kraju! Już 43 dwa miesiące temu ta oto komisja ustaliła, że łyżki do mieszania w kotłach mają mieć 45 centymetrów, a pan, panie przewodniczący… PRZEWODNICZĄCY KANIBKA: Ale nic nie zostało do końca ustalone… POSŁANKA: Proszę mi nie przerywać, proszę mi nie przerywać! Ja panu nie przerywałam! Jak już mówiłam, zostało ustalone, że łyżki powinny mieć 45 centymetrów, a pan chce je wydłużyć do 55, co stanowi aż 10 centymetrów różnicy! Ja bym się jeszcze zgodziła na dwa, trzy centymetry, ale 10? To już przesada! PRZEWODNICZĄCY KANIBKA: Oczywiście, że kucharz poparzy sobie rękę taką krótką łyżką, to już pani nie obchodzi. Zresztą wszyscy tutaj myślę doskonalę wiedzą, czemu pani optuje za krótszymi łyżkami, jaką pani łapówkę dostała za podpisanie kontraktu z firmą: „Ludo-łycha extra”. POSŁANKA: Jak pan śmie, panie przewodniczący! To są okropne, bezpodstawne pomówienia! Nigdy podobna rzecz nie została mi udowodniona! Co się jednak tyczy pańskiej uczciwości… PRZEWODNICZĄCY KANIBKA: Nigdy nie dokonałem żadnego nadużycia, jeśli chodzi o sprawy państwowe… POSŁANKA: Ale proszę mi nie przerywać! Ja panu nie przerywałam! Pragnę tylko przypomnieć słynną aferę korupcyjną o kocioł sejmowy… PRZEWODNICZĄCY KANIBKA: Już dawno dowiodłem, że ja osobiście nie miałem z tym nic wspólnego. To moi współpracownicy bez mojej wiedzy i zgody zawarli kontrakt z firmą garncarską. Zostali oni później za to surowo ukarani, a umowa zerwana. Kocioł do gotowania tuszy ludzkiej został zatem nabyty w drodze uczciwego przetargu. POSŁANKA: Jakoś trudno mi w to uwierzyć po ostatnich doniesieniach. W tej o to dłoni trzymam raport, który może całkowicie skompromitować pana przewodniczącego! PRZEWODNICZĄCY KANIBKA: A ja mam raport, który może całkowicie skompromitować panią posłankę. POSŁANKA: Proszę mi nie przerywać, ja panu nie przerywałam! Przewodniczący i posłanka zastygają bez ruchu. Znów przemawia dziennikarz. 44 DZIENNIKARZ: Trzeba przyznać, że głosy dochodzące z Kanibka są dość niepokojące, sprawdźmy zatem, jak na to reaguje nadkomisja. Przewodniczący Nadkanibka wydaje się być bardzo zmęczony. PRZEWODNICZĄCY NADKANIBKA: Oczywiście, oczywiście doszły do nas niepokojące wieści z komisji kanibalizmu. My oczywiście wszystko badamy, rozpatrujemy i szukamy dowodów. Nadkomisja nie spocznie póki nie udowodni winy winnym i nie uniewinni niewinnych. Po to właśnie zostaliśmy powołani, żeby pilnować wolności, demokracji i porządku w kraju. Jeśli ten porządek zostanie naruszony, to my oczywiście ze wszystkich naszych sił postaramy się go przywrócić. Chciałbym od razu zdementować pogłoski, jakobym faworyzował pana przewodniczącego kanibka ze względu na przynależność do jednego klubu parlamentowego. Taka sytuacja nie miała miejsca i nie może mieć miejsca, dziękuję bardzo. DZIENNIKARZ: Zobaczmy zatem jak w tej trudnej sytuacji radzą sobie zwykli obywatele. Przez scenę przechodzi kobieta w płaszczu, zwykła obywatelka. Dziennikarz zatrzymuje ją. DZIENNIKARZ: Przepraszam, czy mogłaby nam pani powiedzieć, co pani sądzi o najnowszych ustaleniach rządu? OBYWATELKA: Panie, wszyscy wiedzą, że te ich ustalenia są po prostu do d… Nie będę kończyć, bo pewnie na żywo jesteśmy. Oni tam na górze jeno kłócić i gadać po próżnicy potrafią, ażeby kto, co zdecydował mądrego, to nie. A my już dawno zżarli sąsiadów… Dziennikarz uśmiecha się. DZIENNIKARZ: Tak? OBYWATELKA: A tak, ani na żadne ustawy my nie czekali, ani ni nic. Złapali my w nocy sąsiadów, zjedli my ich i po kłopocie. DZIENNIKARZ: Bardzo pani dziękuję. Obywatelka schodzi ze sceny. DZIENNIKARZ do publiczności: Jak widać, w dobie kryzysu najlepiej sprawdza się oddolna inicjatywa zwykłych obywateli. 45 Jerzy Fryckowski Dębnica Kaszubska, godło: SAŁATKA NAZWISKA ZNACZĄCE W VI KADENCJI SEJMU, CZYLI JAK TO BYŁO PRZEZ MINIONE 4 LATA Niezłe ptaszki przy korycie tu na wiejskiej się zebrały: DROZD, KOWALIK znają życie. KRUK i KANIA też zadbały, aby znaleźć się w karmniku gdzie jest GĄSIOR ,KACZOR, DZIĘCIOŁ. WRONA z WRÓBLEM na świeczniku wraz z SIKORĄ też się wdzięczą. LIS powiada :”To przypadek, że przy ptaszkach coś mnie kręci, gardził nimi już mój dziadek. Kto donosił? Brak pamięci.” Aby życie nam nie zbrzydło, o to dbają politycy. Czasem wyjdzie z worka SZYDŁO i pitoli przy mównicy. PAJĄK w ławie aż się ślini, koleś PRZĄDKA mu wtóruje: Może MUCHA przyjdzie w mini, widać więcej, jak głosuje. Piłka nożna też im bliska, ich talenty-na chleb mąka. CIEŚLIK cieszy się z nazwiska i w uliczkę puszcza BĄKA. 46 SZKOP na SZWEDA patrzy WILKIEM po remisie cztery: cztery. I pomyśleć, że za chwilkę ich pogodzi toast szczery. Poseł KOZAK wraz z MOSKALEM coś tam bredzą o mniejszości. Jednak jest tu małe „Ale”. Dwóch POLAKÓW w ławach gości. Ostro wspiera ich POLACZEK. SZLACHTA myśli szablę ostrzyć. Jest JAGIEŁŁO, no to raczej mamy spokój gdzieś do wiosny. Ruszy szlakiem Podbipięty osławiona wszem PIECHOTA, której wolno palić skręty, będzie wolno palić kota. BUŁA myśli jak wyżywić rozdziawione szokiem gęby. Jest tu ZIEMNIAK, lecz się krzywi, by budować rolne zręby. Dwóch PAWLAKÓW, brak Kargula. Jeden bawi się sikawką, skacze w gardle złości gula, kiedy Jarek zrobi prawko? Zero chłopów, tylko CHŁOPEK i w dodatku polonista. Jak tu żywić tę Europę? Nie wystarczy sama czysta. Jest MAZUREK na Wielkanoc i dwie KRUPY na przednówek, WĘGRZYN może być na rano, by w kończynach nie czuć mrówek. Do roboty się nie garną, choć jest KOPACZ i ŁOPATA. SITARZ mógłby cedzić ziarno, SMOLARZ dachy nam załatać. 47 A MŁYNARCZYK zemleć zboże, KLOC napalić w chłodnych izbach, choć jest MUSIAŁ, też nie może. Marznie zimą głodna ciżba. PALUCH nie chce nawet kiwnąć. ŻACZEK wiecznie by studiował. WYKRĘT nie jest rzeczą dziwną. Taka SPRAWKA nie jest nowa. ŚNIEŻEK prószy w nasze oczy. SZCZERBA pusto się uśmiecha. LIPIEC ciepłem zauroczył. Czas zaczynać znów od Lecha? A miał to być dla nas FILAR. Dobry RYGIEL wobec biedy. Cienko śpiewa posłów lira. Będzie lepiej? Ale kiedy? SIARKA mokra nie da ognia i zostanie tylko ŻALEK. Że zamiast jaj, obłok w spodniach, mają „torysi i górale”. Już obietnic nie pamięta DRAB, GRAD, KALISZ i KŁOPOTEK. Odwracają się na PIĘTACH, wygłaszają myśli złote. Kończę moją cichą skargę i GAWĘDY koniec płytki. DUTKA ściśnie konia wargę. Odejdziemy od urn z KWITKIEM. 48 Jarosław Andrasiewicz Łódź, godło: Tonio To by uczniowie chętnie ujrzeli stojąc przy grobach nauczycieli, bo w radość nic tak człeka nie wprawia Jak pech bliźniego. Lub epitafia… Epitafium Dyrektora szkoły Nie ma (na to) rady Zginął z ręki Rady Epitafia Rady Pedagogicznej Katechety (kolejność wg arkusza ocen) Chłop dwie sprawy ma już z głowy: Zejście i sąd szczegółowy Polonistki Nie wytrzymała Gdy w krąg słyszała: „Beka, sie ma Wypas, ściema” Anglistki i germanistki Uczyły języków z człowieczych padołów Teraz muszą posiąść gadane aniołów Pani od muzyki Zapomniała. Już żałuje Że się z walca nie żartuje Pani od plastyki Z „fanki” malarstwa los drwi ponuro: Oto się stała martwą naturą Historyka Bez zbędnej euforii Przeszedł do historii 49 Pani od WOS-u Wiedziała, jak zdobyć zasiłek celowy. Gmina jej przyznała. Z tym, że pogrzebowy. Geografa Podam współrzędne, nie będę sobek: Trzecia alejka, piąty nagrobek Pani od biologii Wykaz tematów ma już stabilny Teraz na topie jest rozpad gnilny Fizyka Chemika To nie był jego cel Wypić litr HCl A to dopiero paskudne czasy Energii zero, coraz mniej masy Matematyka Przeliczyłem dla pewności: Jest tu dwieście i sześć kości Informatyczki Informatyzowała Aż się zresetowała I leży tu kobita Zaś nad nią główna płyta Wuefisty Chciał pokazać salto Ma ujemne saldo Pana od techniki Zwykł był twierdzić, że pokaże Jak wywiercić… po udarze 50 Pana od EDB Tu spoczywa w cieniu akacji Były czempion resuscytacji Piotr Mikulski Łódź, godło: United 75+ Pan Kazimierz: Ja w ogóle tego nie chciałem, wszystko to podstępnie zaaranżowano, no po prostu przed faktem dokonanym mnie postawiono. Głupi, mogłem się czegoś domyślić, kiedy tak ją wzięło na bieganie wokół mnie z tym aparatem, to znaczy z telefonem, to znaczy z aparatem, a to z lewej, a to z prawej. „No uśmiechnij się, dziadziusiu kochany, żebyś ładnie wyszedł, jak Sean Connery ” – tak mnie podpuszczała, wesz przebiegła, jak Boga kocham, ten sam czort w niej siedzi, co w jej śp. babce. I potem oznajmia mi, dumna z siebie, z oczami jak guziki i tym uśmiechem najsłodszej wnusi na świecie, tak że wie, iż cokolwiek powie, to się zgodzę, o co poprosi, to dostanie: „Dziadku, zarejestrowałyśmy cię z mamą na portalu randkowym, dziadku, wiemy, że sobie świetnie radzisz, no ale sam przyznaj, czy nie lepiej by ci było, gdybyś jednak miał kogoś przy sobie, mama teraz często wyjeżdża, ja zaraz studia zaczynam…” I biegnie po komputer, rozkłada mi tę walizeczkę pod nosem, spójrz, mówi, tak elegancko wyszedłeś, od razu 2 wiadomości i 3 serduszka. Pytam, co za serduszka, chyba zwariowałyście obie, jakie serduszka, na litość boską, ale ona mi tylko, fiu fiu, prawie 10 lat od ciebie, dziadziusiu, młodsza, fiu fiu. Protestowałem, groziłem, przekupywałem, zaklinałem, ale na nic wszystko, zgłosiły mnie, zapisały, skazały. Przysięgam, nawet nie spojrzałem na to zdjęcie, którym mnie skusić chciały, konspiratorki bezwzględne, że taka szykowna, och i ach, po co w ogóle patrzeć, wszyscy starcy, tak 51 jak dzieci, wszyscy identyczni, jedno różni się od drugiego tyle co kot napłakał. O to tylko ubłagałem, aby to się stało rano, aby z tą kobietą wypić herbatę, nie żaden tam obiad, a już na pewno nie jakieś cuda z wieczorną szklaneczką koniaku. Wieczór jest dla młodych, a ranek dla starców, rano to się człowiek i lepiej czuje i spokojniej jest, wstyd mniejszy i w ogóle. O 9 pod ratuszem, po bukieciku goździków ją rozpoznam, tak mi oznajmiły. Obudziłem się, jak zwykle, o 5, i myślę, nie idę, nie ma mowy, ale potem jednak, że tak nie można, nie wypada. Nawet kromki chleba przełknąć nie mogłem, chodziłem tylko z kąta w kąt i nagle coś mnie, z głupia frant, strzeliło, żeby poskracać te białe kępki po bokach. No i skaleczyłem się w ucho, oczywiście, że tak, ręce mimo Propanodolu niepewne. Szukam kapelusza, żeby to zamaskować, mam taki jeden, ni to gangsterski, ni kowbojski, pal to licho. W autobusie wszyscy spali, pouwieszani na poręczach jak nietoperze, a ja w garniturze i kapeluszu jadę na randkę, rany boskie. 8 nawet nie było, a ja już na rynku. Zaczynam słyszeć to głębokie burczenie starczego żołądka. Musiałem coś przekąsić, nie było wyjścia. Wszystko jeszcze zamknięte, ale widzę, że na wprost ratusza kelnerka, dziewusia taka malutka, już się zaczyna kręcić, coś tam zaczyna rozstawiać. Podszedłem nieśmiało, a ona wpycha mnie w taki pleciony koszyk, przykrywa kocem, myślę, że przecież nigdy sam się z tego grajdoła nie wygrzebię. Kelnerka miała takie dziwne spodnie, jak ze skóry, ale nie ze skóry. Zaczęło mi się kręcić w głowie i poczułem, jakby wszystko się w tych spodniach odbijało, ja, cały rynek, cały świat. Zamówiłem jajecznice i natychmiast tego pożałowałem. Jadłem najostrożniej jak się dało, ale i tak czułem, że co chwila coś mi się do brody przykleja. I jeszcze wszędzie te wróble, machałem kapeluszem na lewo i prawo, aby tych pętaków odgonić. I nagle, tuż przede mną, jak z pod ziemi, wyrasta bukiecik kwiatów. Mój Boże, jaka ona była piękna! Pani Krystyna: Przede wszystkim to jest głęboko niesprawiedliwe, aby można było zaznaczyć oczekiwany kolor włosów, wzrost, a nawet typ 52 sylwetki, a brakuje opcji tak podstawowych, jak to, czy delikwent porusza się samodzielnie, czy o lasce albo chodziku (raz mi się taki, trzymajcie mnie, trafił), czy używa sztucznej szczęki, jakie przyjmuje leki. Och, kusiło mnie na początku, aby celować trochę wyżej, a właściwie niżej, to znaczy w kategorię 60+, a nie 75+, ale cóż, tak się okazało o wiele zabawniej. Liczy się zdobycz, to cała przyjemność. Bukiet goździków i mała lornetka, taka, jakiej używa się na wyścigach, to moje oręże! Trzeba przyjść wcześniej i obserwować, patrzeć jak się kręcą, zerkają na zegarek, poprawiają krawaty, a czasem, bo skonam ze śmiechu, muszki. Co to był w ogóle za pomysł, aby spotykać się rano. Potrzebuję dwóch godzin, aby się wyszykować, a o 9 wyglądam, jakbym z grobu wstała. Ludzie, co on miał na głowie, sombrero? Chociaż nie powiem, trzymał się prosto i przystojny był prawie tak, jak na zdjęciu. Rozsiadł się w wiklinowym fotelu z jakąś taką swobodą, nonszalancją, jakby nic w ogóle go nie ruszało. I, nie do wiary, zaczął flirtować z kelnereczką. Wzroku od tych jej kształtów obleczonych w ciasne legginsy nie mógł oderwać. Innej być może by się to nie spodobało, ale mnie taka werwa i pewność siebie przypadają do gustu. Pałaszował jak młody drwal po powrocie z lasu. I nagle mnie zdemaskował, odkrył moją kryjówkę i zaczął mnie przywoływać tym swoim kapeluszem. Zdążyłam jeszcze wyciągnąć lusterko i przeciągnąć Miss Diorem po wargach, to zawsze działa. Szłam z bukiecikiem przed sobą, a 53 Piotr Winczewski Pabianice, godło: Winchester Mocarz Wysoki Sądzie! Nie czuję się winny! Ja jestem tylko zwykłym kolekcjonerem. Po zdegustowaniu nowego nabytku do kolekcji, zasiadłem sobie spokojnie na krawężniku. A tu nagle, nie wiedzieć skąd, przypałętał się do mnie wielbłąd. A tak właściwie to od razu dwa: dromader (z jednym garbem znaczy) i taki normalny, czyli baktrian. No ten, co dwa garby ma. Niewyraźnie mówię, czy jak?! Podobno tak to już z tymi wielbłądami jest, że w patrolu zawsze co najmniej dwa być muszą. Oba siodła identyczne miały, niebieskie takie, jakby z jednej stajni były. Ni stąd, ni zowąd dromader zaczął się o stówkę przygadywać, że to niby moje nogi na jezdni były i ruch samochodów zakłócały, czy coś. A za to ponoć wielbłąd mandat wypisać musi. Tak przynajmniej twierdził. A ja przecież kasy nie miałem, bo w rozwijanie kolekcji zainwestowałem. No to ja w nogi, a wielbłądy za mną. Przed rozpoczęciem ucieczki to temu pierwszemu jeszcze kopa zdążyłem wypłacić, a drugiemu kuksańca w bok. Nie mocno jakoś. Właściwie nic im się od tego nie stało. Baktrianowi tylko czapka spadła, ale i tak szybko ją sobie znowu na łeb wciągnął. A dromader nawet na to nie zarżał. Skulił się w sobie tylko i tyle. Zerwały się za mną z kopyta. Pierwszy dopadł mnie dromader. Chyba gębą mnie w gacie musiał szczypać, bo tak śmiesznie po tyłku mnie łaskotało. Gdy odwróciłem się w jego stronę, zobaczyłem jednak, że ma inne, równie frywolne zamiary. Ledwo zdążyłem się uchylić od uderzenia jego pałki ze świstem przecinającej powietrze koło mojego lewego ucha. Nie czekając na następną scenę, na baktriana wskoczyłem. Złapałem go za uzdę przytroczoną do czapki i hajda piętami go w 54 boki. Mało nie spadłem. Wnet poczułem się jak jeździec startujący w zawodach rodeo. Jakże on wierzgał na boki! Ściągnąłem mocniej wodze, aż mu się od tego czapka na pysk zsunęła. Dopiero wtedy ostro ruszył galopem. Leniwa sztuka! Pomknęliśmy przed siebie, a dromader za nami. Jakeśmy epicko pędzili! I ten wiatr we włosach… Ach! No i wtedy ten dziwny zapach poczułem. Spojrzałem w dół i wszystko stało się jasne! To sprawka baktriana była! „To złośliwe bydlę!” – przemknęło mi przez myśl. Psiknięcie pieprzem było pierwszą częścią jego przebiegłego planu. Tuż po tym zaparł się o podłoże wszystkimi czterema kopytami równocześnie, że aż spadłem. Wtedy podbiegł do mnie ten drugi, dromader znaczy, i, ku mojemu zaskoczeniu, założył mi kajdanki na ręce. Jakże on wtedy wprawnie tymi swoimi kopytami władał! Gdy oba wielbłądy pochyliły swe pyski nade mną, zorientowałem się, że orzełki na kapeluszach mają. Do dziś nie wiem, na co im one. Tak, proszę Wysokiego Sądu. Pasja to pasja. Na kolekcjonerskie zacięcie nie ma mocnych. No musiałem tego skosztować po prostu. Taka już kolekcjonerska dola. „Mocarz”, nie „Mocarz”, spróbować trzeba. A może Wysoki Sąd działeczkę zechce? Okazyjnie odstąpię! Tylko z wielbłądami konwersować po niej nie radzę. Narowiste od tego się robią. 55 SPIS TREŚCI 1. Protkół jury .............................................................. str. 3 2.Wojciech Wojnar – dySztych............................. 4 3.Grzegorz Żak – Studnia ..................................... 7 4.Zygmunt Królak – Jozin z Bazin ....................... 11 5. Maciej Gardziejewski – Uśmiech Bustera Keatona 17 6.Jakub Ferek – Arkles........................................ 21 7.Apoloniusz Ciołkiewicz – Fiszka....................... 25 8.Grzegorz Lewkowicz - Trzmiel ........................ 32 9.Tadeusz Dejnecki – Anum.................................. 36 10.Izabela Skabek – Dyniowe potwory................ 38 11.Emilia Furgol – Melek...................................... 43 12.Jerzy Fryckowski – Sałata................................ 46 13.Jarosław Andrasiewicz – Tonio........................ 49 14.Piotr Mikulski – United.................................... 51 15.Piotr Winczewski - Winchester.......................... 54 56