Wypowied¼ Micha³a Komara podczas XVIII Toruñskich
Transkrypt
Wypowied¼ Micha³a Komara podczas XVIII Toruñskich
Wypowiedź Michała Komara podczas XVIII Toruńskich Spotkań Colloquia Torunensia ,,Własność intelektualna w przestrzeni publicznej. Nie ograniczaj dostępu do dóbr kultury! ? Nie kradnij!'' (wystąpienie podczas XVIII Toruńskich Spotkań Colloquia Torunensia) Podtytuł dzisiejszego spotkania ma kształt nerwowego dialogu; gdy jeden krzyczy: ,,Nie ograniczaj dostępu do dóbr kultury!'', drugi protestuje: ,,Nie kradnij!''. Zdawałoby się więc, że mamy do czynienia ze sporem o charakterze fundamentalnym, sporem, w którym dochodzi do starcia wykluczających się racji. Ograniczenie dostępu do dóbr kultury jest niewątpliwie ograniczeniem wolności, kwestionuje zatem jedną z wartości najwyższych. Pedant zapyta jednak o definicję i zakres praktyk ograniczających: czy obowiązek zapłacenia w księgarni za wybraną książkę czy też za bilet do teatru należy traktować jako formę i wyraz dyskryminacji? O to pewnie nie będziemy się spierać, bo wszyscy płacimy za książki i bilety do teatru. Przedmiotem konfliktu jest swobodny dostęp do treści obecnych w Sieci. Czy należy z tego wnioskować, że instrument techniczny, jakim jest Sieć, zmienia istotę tego, co nazywamy dostępem do dóbr kultury? A jeśli tak, to dlaczego? Czy istnieją po temu dobre, rozsądne powody? A może zachłyśnięci efektami funkcjonowania Internetu, poddający się rewolucyjnemu urokowi instrumentu ? czynimy zeń fetysz, który usprawiedliwia mnożenie pospiesznych, a przez to wątpliwych teorii? Z drugiej strony mamy kłopot z interpretacją przykazania ,,Nie kradnij!''. Czy idzie tu o zasadę o charakterze absolutnym? Wiemy, że sędzia ? jeśli sprawiedliwy ? pochyla się nad przyczynami kradzieży, jej okolicznościami i uwarunkowaniami, w konkretnym zaś przypadku może nie tylko odstąpić od wymierzenia kary, ale i uznać ów sądzony czyn za usprawiedliwiony. Ujmę rzecz najkrócej: sfera wartości, w której żyjemy, jest naznaczona nieusuwalnym brakiem harmonii, jej zaś granice wyznacza z jednej strony beatum scelus, z drugiej ? wybór mniejszego zła. Tak jest i zapewne inaczej nie będzie. Może więc warto ? miast tracić czas na budowanie konceptów nie poddających się weryfikacji ? rozważyć możliwości praktycznego łagodzenia napięć między racjami, które z pozoru wzajemnie się wykluczają? * Swobodny dostęp do dóbr kultury jest jednym z praw niezbywalnych ,,wszystkich członków wspólnoty ludzkiej''. Mniej lub bardziej uczeni (i nieznośnie krzykliwi) radykałowie wysnuwają z tego wniosek prosty: skoro idzie o prawo niezbywalne i nadrzędne, to dla dobra ludzkości należy znieść wszelkie jego ograniczenia zawarte w regulacjach dotyczących własności intelektualnej. W ustępie 1 Artykułu 27 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka czytamy: ,,Każdy człowiek ma prawo do swobodnego uczestniczenia w życiu kulturalnym społeczeństwa, do korzystania ze sztuki, do uczestniczenia w postępie nauki i korzystania z jego dobrodziejstw''. Warto jednak pamiętać, że autorzy Powszechnej Deklaracji uznali za potrzebne uściślenie pojęcia ,,swobodnego dostępu'' przez wprowadzenie ustępu 2: ,,Każdy człowiek ma prawo do ochrony moralnych i materialnych korzyści wynikających z jakiejkolwiek jego działalności naukowej, literackiej lub artystycznej''. Dlaczego? Po co? Przez szacunek dla praw poprzedzających uchwalenie Powszechnej Deklaracji? A może dlatego, że autorzy dzieł naukowych, literackich i artystycznych są ? na równi z użytkownikami ? członkami wspólnoty ludzkiej, prawo zaś do swobodnego uczestniczenia w życiu kulturalnym byłoby puste, gdyby nie wytwory ich talentów i pracy? Owszem ? swobodny dostęp do dóbr kultury jest jednym z praw niezbywalnych. Ale ta wartość staje się faktem społecznym dopiero wówczas, gdy znajduje spełnienie w rozsądnej praktyce. Wydaje mi się ? a nie jestem prawnikiem ? że właśnie to mieli na myśli twórcy Konstytucji Stanów Zjednoczonych, która głosi: The 1/5 Congress shall have power to lay and collect taxes, duties, imposts and excises, to pay the debts and provide for the common defense and general welfare of the United States; but all duties, imposts and excises shall be uniform throughout the United States (...) To provide for the punishment of counterfeiting the securities and current coin of the United States; To establish post offices and post roads; To promote the progress of science and useful arts, by securing for limited times to authors and inventors the exclusive right to their respective writings and discoveries (...) To define and punish piracies and felonies committed on the high seas, and offenses against the law of nations; To declare war, grant letters of marque and reprisal, and make rules concerning captures on land and water; To raise and support armies, but no appropriation of money to that use shall be for a longer term than two years; To provide and maintain a navy...'' (Kongres ma prawo wprowadzać i pobierać podatki, cła, daniny i opłaty w celu spłacenia długów oraz zapewnienia wspólnej obrony i ogólnego dobrobytu Stanów Zjednoczonych, przy czym wszystkie cła, daniny i opłaty powinny być jednakowe na całym obszarze Stanów Zjednoczonych; [...] wprowadzać kary za podrabianie państwowych papierów wartościowych oraz monet, będących w obiegu w Stanach Zjednoczonych; ustanawiać urzędy i drogi pocztowe; popierać rozwój nauki i użytecznych umiejętności przez zapewnienie na określony czas autorom i wynalazcom wyłącznych praw do ich dzieł czy wynalazków; [...] określać odpowiedzialność i karać za piractwo i ciężkie przestępstwa popełnione na pełnym morzu oraz za naruszenie prawa narodów; wypowiadać wojnę, wystawiać listy kaperskie i wydawać przepisy dotyczące prawa do łupu na lądzie i wodach; wystawiać i utrzymywać armię, przy czym kredyty na ten cel mogą być przyznawane najwyżej na dwa lata; tworzyć i utrzymywać marynarkę wojenną...). Ochrona praw autorów i wynalazców została uznana ? obok bicia monety, karania fałszerzy pieniądza, utworzenia poczty federalnej, utrzymania floty wojennej i armii, zwalczania piractwa ? za istotny element ładu republikańskiego, który gwarantuje obywatelom wolność i bezpieczeństwo. Prawnicy obecni na sali zwrócą mi zapewne uwagę, że powołuję się na przykład odległy w czasie i w przestrzeni, bo idzie o dokument uchwalony w 1787 roku, a Copyright Clause istotnie różni się od regulacji europejskich. Zgoda. W takim razie podam przykład współczesny i bliski, bo o miedzę. W Berlinie we wrześniu bieżącego roku odbyła się konferencja pt. ,,The Internet and Human Rights: Building a free, open and secure Internet''. W jej trakcie minister Guido Westerwelle zwrócił uwagę, że przy oczywistych pozytywnych efektach politycznych, edukacyjnych i gospodarczych funkcjonowania Internetu ? ,,the internet can also be a threat to market participants. The ease and almost limitless possibilities to reproduce, modify and spread information and ideas online within seconds has led some people to believe that the right to intellectual property has lost its legitimacy. On a larger scale, the systematic theft of intellectual property through cyber espionage by private and state actors pose an important and growing threat. Germany is a knowledge-based society. Our prosperity depends on rewarding innovation and creativity. We need to protect intellectual property rights while harnessing the creative potential power of the internet'' (Internet może też stanowić zagrożenie dla uczestników rynku. Łatwość i niemalże nieograniczone możliwości zwielokrotniania, modyfikowania i rozpowszechniania informacji i idei on-line już w ciągu kilku sekund sprawiają, że niektórzy ludzie wierzą, że prawo własności intelektualnej straciło rację bytu. Systematyczna kradzież własności intelektualnej na dużą skalę przez podmioty prywatne i państwowe z zastosowaniem szpiegostwa cybernetycznego jest ważnym i coraz większym zagrożeniem. Niemcy są społeczeństwem opartym na wiedzy. Nasz dobrobyt jest uzależniony od wynagradzania innowacji i inwencji twórczej. Musimy chronić prawo własności intelektualnej a jednocześnie wykorzystać możliwości twórcze internetu.). Jeśli właściwie rozumiem, to minister Westerwelle widzi konieczność wypracowania takich metod ochrony własności intelektualnej (w tym praw autorskich), które przyniosą korzyść knowledge-based society, a więc także autorom; metod wzmacniających pozycję autora wobec tych użytkowników, którzy korzystają z treści Sieci w sposób nieuprawniony. Przyznaję, że czytałem słowa min. Westerwellego z zazdrością; ucieszyłbym się, gdyby Prezes Rady Ministrów Rzeczypospolitej oświadczył, że ,,Poland is a knowledge-based socjety'' ? i dlatego ochrona wysiłków i nakładów czynionych przez autorów, twórców, wydawców książek, wydawców muzycznych, producentów filmowych i telewizyjnych jest ważnym zadaniem politycznym, społecznym, gospodarczym. Bo celem tej ochrony jest dbałość o rynek, o inwestycje, o miejsca pracy, troska o rozwój ludzkich talentów i o kulturę narodową. Niemal co dzień słyszę zaklęcia polityków dotyczące wspierania w Polsce ducha innowacyjności. Ale czy możliwy jest entuzjazm innowacyjny bez skutecznej ochrony praw tych, którzy są twórcami, autorami innowacji? 2/5 Drugi przykład: we wrześniu bieżącego roku przeczytałem w ,,International Herald Tribune'' reportaż z Chin. Tematem tekstu był co dopiero zakończony proces producenta podróbek toreb Hermes. Sąd skazał go na dożywotnie więzienie. Szef prowincji objaśnił dziennikarzowi przyczyny wydania drakońskiego wyroku mniej więcej tak: ,,Dawniej nie walczyliśmy z piractwem, ale dziś, gdy Chiny osiągnęły wyższy poziom rozwoju technicznego, musimy ze wszystkich sił chronić naszą własność intelektualną''. Choć sceptyk, chcę wierzyć, że nadejdzie dzień, w którym Polska będzie dysponowała wynalazkami, dziełami literackimi i artystycznymi wzbudzającymi zaciekawienie i zazdrość całego świata. W jaki sposób te wspaniałości będą chronione przed nieuprawnionymi użytkownikami, przed nielegalnym zawłaszczaniem? Co wtedy zrobią nasi politycy i prawodawcy, którzy nie tak dawno zrejterowali przed kicającymi na ulicach grupami Anonymous? Jak obronią swe laptopy przed hackerską agresją? Jak przekonają opinię publiczną, że twórcza postawa wobec świata jest czymś lepszym od promowanego obecnie biernego konsumeryzmu? * Słyszę od jednego z liderów ,,ruchu przeciw ACTA'', zarazem działacza instytucji pozarządowej (finansowanej ze środków publicznych), że ,,trzeba wywrócić System'', to znaczy ? między innymi ? narzucić dyktatem powszechne panowanie zasady Wolnych Licencji. Nie będę ukrywał, że to wolnościowe rozgorączkowanie budzi moje wątpliwości. Pamiętam, że wolność ma dwóch wrogów śmiertelnych: z jednej strony tyranię, z drugiej ? anarchię. Słyszę też od wspomnianego lidera o badaniach, wedle których piraci internetowi wyróżniają się pośród populacji zarówno wyjątkowymi cyber-kompetencjami, jak i szczególną wrażliwością w odbiorze dzieł kultury, wiedzą i talentami; z tego powodu stanowią grupę zasługującą na wsparcie i podziw. Odpowiadam: nie ulega wątpliwości, że najdoskonalszymi, najuczeńszymi znawcami zabezpieczeń sejfów bankowych są włamywacze... Znam autorów, którzy z ,,wolnościowym'' zadowoleniem witają fakt umieszczenia ich utworów, ich książek, w Sieci. Milkną jednak, gdy pytam, czy równie zadowolony jest wydawca, który ? zgodnie z zawartą umową ? zainwestował w przygotowanie tekstu, opłacił projekt okładki, łożył na druk, dystrybucję dzieła i jego promocję? Dziwna to wolność, która obala System zaczynając od unieważnienia tego, co podstawowe ? szacunku dla zawartej umowy, szacunku dla danego słowa. Zwolennicy ,,swobody za darmo'' chętnie powołują się na książkę Za darmo, której autor ? Chris Anderson ? analizuje przykład sukcesu zespołu Radiohead. Zespół ten zdecydował się na dystrybucję swej nowej płyty w Internecie ogłaszając, że o jej cenie będą decydowali nabywcy. Kto chce, ten zapłaci zero funtów, kto chce, ten zapłaci więcej. W ciągu 24 godzin sprzedano ponad milion kopii. Ale czy za darmo? Nie! Kto zna tajniki sprzedaży internetowej, kto zada sobie trud analizy postaw nabywców i powodów, dla których byli skłonni raczej zapłacić niż nie zapłacić, ten zrozumie, że ,,za darmo'' przybiera postać milionów funtów. Do tego należałoby przypomnieć, że sprzedaż via Internet była częścią kampanii promocyjnej (handlowej), zapowiadającej wydanie CD z sesji nagraniowej, wydanie płyty winylowej, wreszcie ? płyty CD zawierającej ostateczną wersję wykonania, co przełożyło się na znaczne zyski (po latach perkusista zespołu Ed O?Brien oświadczył: ,,We sell less records, but we make more money''). Przykład podany przez Andersona jest więc, moim zdaniem, niewystarczający do budowania generalizującego konceptu przynajmniej z jednego ważnego powodu: od czasów wydania singla The Creep (1992 rok) zespół Radiohead był doskonale usytuowany na rynku anglosaskim ? a więc globalnym (trzy nagrody Emmy oraz osiemnaście nominacji do tej nagrody), mnie bardziej interesuje swobodny dostęp do dzieł autorów polskich... Sprzedaż utworów słynnych zespołów sięga milionów egzemplarzy płyt, podczas gdy w naszym kraju Złota Płyta przyznawana jest za album z polską muzyką rozrywkową sprzedany w ilości dziesięciu tysięcy egzemplarzy, za album zaś z muzyką poważną ? w ilości dwóch i pół tysiąca egzemplarzy. Można powiedzieć, że podczas gdy dla Andersona piractwo jest niejako zjawiskiem naturalnym towarzyszącym wszelkiej działalności gospodarczej, zjawiskiem, do którego wielcy wydawcy mogą się przyzwyczaić (ryzyko niezawarcia transakcji), to dla kompozytora/wykonawcy/wydawcy Kowalskiego, który zainwestował w wydanie płyty w nakładzie dziesięciu tysięcy egzemplarzy, ,,spiratowanie'' nagrania jest ciosem, po którym trudno się podnieść. * 3/5 Większość z nas pamięta demonstracje młodzieży skierowane przeciwko Umowie Handlowej ACTA, starcia demonstrantów z policją, bezradność władz państwowych i chaos medialny... Moim zdaniem cała ta sprawa powinna stać się wdzięcznym obiektem badań dla dziennikarzy śledczych (dochodzących, kto i w jakim celu zachęcił młodzież do wyjścia na ulice), socjologów (analizujących głębokie źródła społecznego gniewu, który znalazł pretekstowe ujście w sprawie ACTA), medioznawców i nauczycieli (zastanawiających się nad rolą ignorancji dziennikarzy w kształtowaniu opinii publicznej). Zacznę od przypomnienia. Celem Umowy Handlowej ACTA jest ochrona rynku poprzez zwalczanie obrotu towarami podrobionymi, w dziedzinie prawa autorskiego i praw pokrewnych idzie tu m.in. o ograniczenie możliwości bezprawnego (a zyskownego zarazem) rozpowszechniania twórczości (książek, filmów, wykonań muzycznych) w Internecie. Dezinformujący opinię publiczną polscy przeciwnicy ACTA, w tym także przedstawiciele elit politycznych (w dobrej wierze?) twierdzili, że Umowa narusza stan obecny narzucając Polsce cenzurę i drakońskie represje wobec internautów. Czyżby nie znali treści ustawy z dnia 30 czerwca 2000 r ? Prawo własności przemysłowej, czyżby obce im były przepisy (art. 116 ust. 3, art. 117 ust. 2 i art. 118 ust. 2 i 3 Pr. Aut.) ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku ? O prawie autorskim i prawach pokrewnych? Umowa ACTA nie wprowadza jakichkolwiek rozwiązań, które by nie były od wielu lat obecne w naszym prawie. Obowiązujące w Polsce przepisy dotyczące naruszenia praw autorskich zawierają zagrożenie karą pozbawienia wolności nawet do 5 lat. Przepisy te znajdują zastosowanie także w przypadku nielegalnego rozpowszechniania utworów w Internecie. Na orzeczenie takiej kary nie zdecydował się jednak żaden sąd, mimo że akty piractwa są powszechne, a prawa autorskie nagminnie naruszane (ze szkodą dla twórców, wydawców, producentów i Skarbu Państwa). Proceder ten jest dziś wszechobecny w Internecie. Porozumienie ACTA zmierza do tego, by zapobiec działalności, która jest stałym źródłem nielegalnego dochodu w Internecie, nie ma zaś na celu ścigania indywidualnych odbiorców kultury. Autorom zależy przecież na tym, by ich twórczość docierała do jak największej grupy odbiorców. Więcej: ACTA pozostawia każdemu państwu ,,swobodę określenia właściwego sposobu wprowadzania w życie postanowień umowy w ramach własnego systemu prawnego i praktyki'' oraz ,,nie nakłada na Stronę wymogu ujawniania informacji, sprzecznego z jej prawem, ani informacji poufnych, [co mogłoby być] sprzeczne z interesem publicznym''. Artykuły 26 i 27 ACTA gwarantują zachowanie wolności słowa, prywatności, sprawiedliwego procesu, wolności handlu elektronicznego oraz praw konkurencji. Przy okazji przypominam, że w związku z zamętem wokół ACTA dało się słyszeć ataki skierowane przeciw organizacjom zbiorowego zarządu prawami autorskimi i prawami pokrewnymi. Przedstawiciele Anonymous i ? niestety ? niektórzy posłowie gardłowali o zbyt wysokich stawkach licencyjnych ustanawianych przez organizacje, nie zdając sobie sprawy, że stawki są określane ? w wyniku złożonego procesu ? przez Komisję Prawa Autorskiego przy Ministrze Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w interesie zaś twórców i reprezentujących ich organizacji leży jak najszersze upowszechnienie utworów. Rzymianie powiadali, że ignorantia iuris nocet. Ja skromnie dodam, że znajomość prawa nie boli! * Oto odcinek AU: na jednym jego krańcu znajduje się Autor (np. kompozytor, twórca tekstu piosenki, scenarzysta), na drugim ostateczny odbiorca-użytkownik. Odbiorca-użytkownik chce mieć zagwarantowany możliwie najłatwiejszy i możliwie najtańszy dostęp do dzieła wytworzonego przez Autora. Autor udostępnia swe dzieło pod warunkiem zyskania satysfakcji moralnej i finansowej. Pamiętajmy, że twórczość jest jego jedynym lub głównym źródłem utrzymania, dochód zaś musi pokryć koszty uprawiania zawodu (często niebagatelne) oraz koszty związane z ubezpieczeniem społecznym i zdrowotnym (tzw. emerytury twórcze zostały zniesione kilkanaście lat temu). Że to przykład uproszczony? Owszem, ale przez chwilę przy nim pozostańmy. Jest rok 1840. Fryderyk Chopin kłóci się z wydawcami, podejrzewa ich o nieuczciwe machinacje, żąda honorariów wyższych niż te, które wynikałyby z ustalonych umownie nakładów nut (z zapisami skomponowanych przezeń utworów). Chopin koncertuje bardzo rzadko. Utrzymuje się z lekcji (dobrze płatnych) i z publikacji swej twórczości. Wie, że wydawca świadom popularności dzieł kompozytora może podjąć próbę wydrukowania i sprzedania nakładu wyższego niż ten ustalony umownie... a zysk nadzwyczajny (i nieuprawniony) schować do kieszeni. Utwory Chopina są wykonywane na płatnych 4/5 koncertach organizowanych przez impresariów. Gdyby w połowie XIX wieku istniały organizacje zbiorowego zarządu, Chopin nie musiałby marnotrawić czasu na kłótnie z wydawcami. Dziś rzecz jest bardziej złożona. Obok Autora widzimy Producenta inwestującego w nagranie płyty, produkcję filmu etc. Załóżmy teraz ? nadal w znacznym uproszczeniu ? że płyta została nagrana, film zmontowany, czekają na premierę. Ale oto w Sieci pojawia się zawłaszczona przez Pirata kopia utworu. Kto na tym traci? Oczywiście Producent. Wraz z nim Autor. Kto zyskał? Pirat. Istnieje sporo argumentów usprawiedliwiających działania Pirata jako herosa walki o swobodny dostęp do kultury, twórczego nowatora etc., ja pragnę jedynie przypomnieć słowa Lawrance?a Lessiga związane z wymianą plików w sieciach peer-to-peer: ,,Należy poszukiwać dróg, które umożliwią ochronę praw artystów, a jednocześnie wesprą tę formę wymiany danych''; z nieznanych mi powodów Lessig uchodzi w Polsce za przeciwnika prawa autorskiego. Pirat pobiera opłatę od odbiorcy za obejrzenie (ściągnięcie) filmu, wykonania utworu muzycznego, tekstu książki. Nie mógłby tego uczynić, gdyby nie Operatorzy władający siecią i udostępniający łącza portalom, na których umieszczone są ,,spiratowane'' treści. Operatorzy czerpią korzyści finansowe m.in. z reklam związanych z intensywnością ruchu na stronach internetowych: im bardziej atrakcyjny utwór, tym większy ruch, tym więcej reklam, tym więcej zysków. Nie byłoby w tym nic nagannego, gdyby nie fakt, że idzie o ruch związany z eksploatacją utworu bezprawnie osadzonego w świecie wirtualnym. Tłumaczenie, że Operator nie może odpowiadać za treści będące przedmiotem ,,pirackich'' transakcji, tak jak właściciel sieci telefonicznej nie odpowiada za treść rozmów prowadzonych przez abonentów, wydaje mi się naiwne. Idzie przecież o sprzedaż-kupno, o transfer pieniądza, który ? choć dokonywany w świecie wirtualnym ? wpływa na realne konto bankowe. Czy można więc przymierzyć do tego zjawiska pojęcia paserstwa, a zatem działania polegającego na przyjęciu lub pomocy w zbyciu mienia pochodzącego z kradzieży bądź przywłaszczenia? Prawnicy zapytają, czy mam na myśli działanie umyślne czy też nieumyślne. Uważam, że postawienie tego pytania mogłoby otworzyć drogę do precyzyjnego określenia statusu Operatora. Wydaje mi się ? znów w wielkim uproszczeniu ? że Operator zajmuje pozycję podobną do pozycji Dystrybutora Prasy, który, owszem, nie odpowiada za treści zawarte w sprzedawanej gazecie, zawierając jednak kontrakt z Wydawcą (wytwórcą gazety) sprawdza jego prawne usytuowanie... Ktoś powie, że zobowiązanie Operatora do tego typu weryfikacji (w Internecie) pociągnie za sobą wielkie koszty. Czy nie byłoby zatem dobrym rozwiązaniem ustanowienie ścisłej współpracy pomiędzy Operatorem (działającym w dobrej wierze) a organizacjami zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i pokrewnymi? Dzięki temu Autor uzyskiwałby stosowne wynagrodzenie z tytułu eksploatacji jego praw (może część wpływów z reklam obecnych w Internecie? może część z wpływów z abonamentów opłacanych za łączność z Internetem?...) ? internauta zaś szeroki, swobodny, tani lub ,,za darmo'' dostęp do treści. I co się wtedy stanie? Pirat przestanie być herosem, zaś dyrektywy ,,Nie kradnij!'' nie trzeba będzie opatrywać mętnymi objaśnieniami o ,,nowych technologiach'', których zastosowanie usprawiedliwia ponoć bezprawny zabór rezultatów pracy Autora. Michał Komar Stowarzyszenie Autorów ZAiKS Wszelkie prawa zastrzeżone 2017 ZAiKS / data wygenerowania strony 02.03.2017 00:22:00 PDF ze strony: http://www.zaiks.org.pl/558,154 5/5