Chmura bibliotek - OPEN SOURCE dla bibliotek

Transkrypt

Chmura bibliotek - OPEN SOURCE dla bibliotek
Biuletyn EBIB, nr 3 (157a)/2015,
Rozmowy o bibliotekach
Art ykuł
Aleksander Radwański
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Stowarzyszenie EBIB
Chmura bibliotek
Streszczenie: Artykuł ma na celu naszkicowanie scenariusza działania „chmury bibliotek”, czyli powszechnej
usługi sieciowej i bibliotecznej, pozwalającej na natychmiastowy dostęp do zasobu cyfrowego (jeśli taki istnieje)
lub fizycznego materiału bibliotecznego w najbliższej możliwej lokalizacji. Realizacja takiej usługi wymaga połączenia geolokalizacji i inteligentnej wyszukiwarki z sieciową obsługą czytelnika. Tego typu funkcjonalność jest
już realizowana w jednym z systemów bibliotecznych (być może nawet w kilku), ale na pewno jest obecnie nie osiągalna w środowisku hybrydowym — wielu różnych systemów bibliotecznych. Jakie warunki muszą zostać
spełnione, by taka usługa powstała? Czy czytelnicy oczekują takiej funkcjonalności? — pytania otwarte i propo zycje odpowiedzi.
Słowa kluczowe: chmura bibliotek, wyszukiwarki, usługi biblioteczne, elektroniczne usługi biblioteczne, przy szłość bibliotek
Scenariusz
Jako bibliotekarze często myślimy o bibliotece „od środka”, znając mechanizmy jej działania,
które staramy się usprawnić. Czego jednak oczekujemy od bibliotek jako czytelnicy? Jak właściwie wyobrażamy sobie ich działanie? Z jakiej biblioteki chcielibyśmy korzystać? Postaram
się przedstawić to w postaci scenariusza abstrahującego od wszelkich ograniczeń finansowych i organizacyjnych, co oczywiście nie oznacza, że do jego realizacji potrzebne są gigan tyczne środki lub wielkie projekty. W dalszej części okaże się, co już mamy, a co dopiero
musi powstać.
Pierwszy kontakt z każdym systemem rozpoczyna się od interfejsu. Dla chmury bibliotek interfejsem będzie inteligentna wyszukiwarka. Na czym polega jej inteligencja? Chociażby na
tym, że wpisując zapytanie, nie trzeba wybierać spośród wielu indeksów typu: autor, tytuł, ha sło takie, hasło „śmakie” — zwracając przy tym uwagę, jaki indeks wybrany jest domyślnie
(jak nie sprawdzimy, to dostaniemy zero odpowiedzi na trywialne pytanie).
W naszym systemie wystarczy do okna wyszukiwarki skopiować kawałek opisu bibliograficznego lub podać kilka luźnych słów, by potrafiła ona odgadnąć, gdzie jest autor, gdzie tytuł,
a gdzie ewentualne słowo kluczowe. Jest coś niezrozumiałego w tym, że od 40 lat OPAC
nadal przypomina tępaka, któremu wszystko trzeba pokazać palcem, żeby zrozumiał, o co
nam chodzi. Specjaliści (w tym bibliotekarze) wolą korzystać z interfejsów, które niczego się
nie domyślają, za to są wyposażone w milion opcji. Większość czytelników, wychowanych na
1
Biuletyn EBIB, nr 3 (157a)/2015,
Rozmowy o bibliotekach
Art ykuł
Google’u, może mieć jednak inne oczekiwania. Precyzyjny język zapytań jest raczej
bezużyteczny, gdy chcę zamówić najnowszą powieść znanego autora, klasyczne dzieło lub
podstawowy podręcznik akademicki. Wyszukiwarka powinna więc umieć zinterpretować
dowolnie sformułowane pytanie, jeśli tylko zawiera ono dostateczną liczbę elementów
identyfikujących konkretne dzieło.
Jeśli dzieło jest dostępne on-line, w dowolnym formacie (PDF, HTML, txt, mp3, DjVu, EPUB,
MOBI), to linki do odpowiednich plików powinny się znaleźć w odpowiedzi. Gdyby wyszukiwarka była jeszcze na tyle sprytna, by „pamiętać”, jakie subskrypcje mamy wykupione, to
wśród linków byłyby zarówno pliki z otwartych zasobów, jak i pliki z opłaconych przez poszukującego platform. Ponieważ jednak są to zamknięte systemy komercyjne, nie można oczekiwać, że nasza wyszukiwarka uzyska do nich łatwy dostęp. Na początek można by zatem założyć, że wyszukiwarka chmury bibliotek będzie potrafiła znaleźć wszystko, co jest publicznie
dostępne bez opłat. Sądzę, że dość szybko płatne serwisy dostrzegłyby korzyści wynikające
z integracji z takim interfejsem, jednak nie odwracałbym kolejności wdrożenia funkcjonalności
wyszukiwarki — najpierw darmowe, potem płatne — istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że
ktoś będzie nam chciał sprzedać subskrypcję na otwarte zasoby.
Oczywiście nie wszystko dostępne jest on-line. Ludzie korzystający intensywnie z naukowych
baz pełnotekstowych i elektronicznych półek z książkami mogą ulegać wrażeniu, że to, co
najważniejsze jest już zdigitalizowane lub wręcz ma zawsze elektroniczną edycję. Dla huma nisty nie jest to jednak takie oczywiste. Wciąż jeszcze ogromna część dorobku intelektualne go ludzkości dostępna jest tylko w formie tradycyjnej (papier, taśma magnetyczna, CD-ROM,
DVD, VHS), a w przypadku literatury pięknej — długo jeszcze będzie to jedyna dostępna forma dzieła. Nasza wyszukiwarka musi wskazać nam, gdzie najbliżej od bieżącej lokalizacji
znajdziemy interesujący nas materiał. Interfejs chmury bibliotek musi nam dać też możliwość
rezerwacji tego materiału wraz z wstępną rejestracją, jeśli korzystamy z tej możliwości po raz
pierwszy.
I w tym miejscu ujawnia się natura chmury bibliotek. Czytelnik jest coraz mniej zainteresowa ny korzystaniem z konkretnej biblioteki ani nie chce przeszukiwać kolejnych katalogów bibliotecznych. Chce dotrzeć do interesującej go pozycji tak szybko, jak jest to możliwe i zapoznać
się z jej treścią. Bibliotekarze pracowicie cyzelujący lokalne katalogi czasem zapominają o tej
prostej prawdzie, że dla czytelnika najlepszym katalogiem jest taki, w którym łatwo znajdzie
to, co go interesuje.
W naszym scenariuszu wyszukiwarka nie tylko wskazuje nam miejsce, do którego mamy się
udać, ale identyfikuje nas w celu zarezerwowania materiału. Można sobie wyobrazić, że odpowiednikiem karty bibliotecznej będzie rodzaj identyfikatora w chmurze bibliotek, który możemy nazwać sobie UBI (uniwersalny biblioteczny identyfikator). Posiadanie UBI umożliwia
nam natychmiastową rezerwację znalezionego materiału. Co jednak, gdy nie mamy UBI? Po2
Biuletyn EBIB, nr 3 (157a)/2015,
Rozmowy o bibliotekach
Art ykuł
winniśmy go natychmiast otrzymać, podając jedynie e-mail. Przecież i tak musimy dotrzeć fizycznie do biblioteki, która ma interesujący nas materiał, więc wtedy może nastąpić pełna rejestracja, razem z podpisaniem odpowiednich oświadczeń, m.in. zgody na przetwarzanie naszych danych. Biblioteka będąca częścią chmury nie musi wcale rozsyłać danych po innych
bibliotekach — wystarczy, że będzie nas uwierzytelniać i pośredniczyć w korespondencji
z nami w imieniu całej chmury. Posiadając UBI, powinniśmy odtąd mieć dostęp do zasobów
wszystkich bibliotek składowych chmury.
Elementy
Elementy, z których mogłaby powstać chmura, już istnieją. Zarówno wyszukiwarka FBC, jak
i KaRo oraz FIDKAR pokazują, że wyszukiwanie w wielu katalogach bibliotecznych nie
stanowi problemu, jeśli tylko ustalony zostanie protokół pozwalający na zadawanie pytań
i otrzymywanie odpowiedzi. Gorzej jest z inteligencją interfejsu, który pozostaje nadal nieczuły
na automatyczne rozpoznawanie elementów opisu i zmusza do pilnowania, czy wpisaliśmy
odpowiednią treść do odpowiedniego okienka lub czy wybraliśmy odpowiedni indeks. Inaczej
nici z wyników!
Interpretacja zapytania o dowolny materiał biblioteczny nie powinna wymagać sztucznej inteligencji. W końcu liczba elementów, o jakie może zapytać czytelnik, jest niewielka — niewielka
jest też liczba kombinacji, wariantów i ewentualnych pomyłek. Na pewno jednak nie może to
być statyczny algorytm, wyszukujący bezmyślnie łańcuchy znaków. Musi to być system uczący się, oparty na heurystyce zapytań, personalizujący odpowiedzi w oparciu o historię poszukiwań. Technologicznie można taki system konstruować w oparciu o proste narzędzia infor matyczne, z dużym udziałem ludzi, lub w oparciu o bardzo wyrafinowane technologie pół- lub
nawet całkowicie automatyczne — jak robi to Google.
Tu rodzi się pytanie — czy warto tworzyć tak skomplikowany mechanizm dla czytelnika tak leniwego, że nie chce mu się wskazać, czy pyta o autora, czy o tytuł? Jeśli zdamy sobie spra wę, że interfejs chmury zbiera pytania od setek tysięcy czytelników dziennie, kierowanych do
co najmniej kilkunastu tysięcy bibliotek, to warto trochę nad tym popracować. Gromadzenie
i przetwarzanie zapytań pozwoli bowiem nie tylko poprawiać trafność odpowiedzi, ale może
być również potężnym narzędziem analitycznym wykorzystywanym przez biblioteki do optymalizacji całej działalności bibliotecznej — od gromadzenia, przez udostępnianie aż do digitalizacji.
Innym elementem technologicznym, który istnieje, jest geolokalizacja. Jeśli mój smartfon lub
tablet „wie”, gdzie jestem, to czemu nie może tego wiedzieć chmura bibliotek? Znalezienie
najbliższej biblioteki, w której znajduje się interesujący mnie materiał, to tylko skojarzenie wła snej lokalizacji z bazą adresową bibliotek. Mapy Google’a i Street View nie tylko pokażą mi
3
Biuletyn EBIB, nr 3 (157a)/2015,
Rozmowy o bibliotekach
Art ykuł
drogę dojścia (dojazdu), ale pozwolą nawet oglądnąć budynek biblioteki, do którego chcę dotrzeć. To już jest! Nie trzeba tworzyć tych elementów interfejsu od nowa — wystarczy je połą czyć.
Technologia potrzebna nam do obsługi UBI również istnieje. Korzystamy przecież z niezliczonej ilości bankomatów, mając jedynie kartę i PIN. Logujemy się zdalnie do systemów banko wych i dokonujemy przez internet szeregu czynności. Innym przykładem uwierzytelniania
w rozproszonej architekturze jest eduroam. Wystarczy zarejestrować się w swojej
macierzystej instytucji, by korzystać z akademickich sieci WiFi w całej Europie. Podobną
infrastrukturę uwierzytelniania może stosować chmura bibliotek. Rozwiązany zostaje w ten
sposób problem propagacji danych osobowych, która po prostu nie następuje, użytkownik
zatem nie musi zgadzać się na przetwarzanie danych w jakiejkolwiek bibliotece, prócz tej,
w której zapisał się do chmury.
Najgorzej wygląda sytuacja z protokołami komunikacyjnymi, pozwalającymi na zadawanie pytań różnym systemom bibliotecznym. Znany od lat Z39.50 pozwala na uzyskanie danych bibliograficznych, ale nawet ten standard nie jest jednolicie implementowany. Zupełnie brakuje
natomiast protokołu pozwalającego ustalić liczbę i status egzemplarzy, co dziwi, ponieważ są
to bardzo proste dane i niejednokrotnie bardzo potrzebne, natomiast wydobycie ich z dowolnego systemu jest praktycznie niemożliwe bez ścisłej współpracy z producentem. „Współpraca” jest tu eufemistycznym określeniem aktu łaski, mającym najczęściej słoną cenę. Brakuje
również protokołu wymiany danych o uprawnieniach czytelnika — co jest bardziej zrozumiałe,
biorąc pod uwagę dotychczasową praktykę obsługi czytelnika w jednym systemie bibliotecznym, przez konkretną bibliotekę. Chmura bibliotek będzie wymagała jednak wymiany takiej
informacji pomiędzy różnymi systemami bibliotecznymi.
Problemy technologiczne, a nawet brak standardów nie stanowią nieprzebytej bariery dla
wdrożenia chmury bibliotek. Jeśli mielibyśmy ocenić utopijność takiej idei, to stawiałbym raczej na bariery organizacyjne. Biblioteki, podległe różnym organom i resortom, z wielkim trudem podejmują współpracę, zaś głębsza integracja jest poza zasięgiem myślenia ograniczonych lokalnymi uwarunkowaniami zarządców. Oczywiście jest to problem nierozwiązywalny
na gruncie bibliotekarstwa — wymaga on raczej poważnej debaty publicznej, czy jako polskie
społeczeństwo chcemy mieć nowoczesne usługi biblioteczne, czy nie.
W czym tkwi sedno problemu? Po pierwsze stworzenie chmury bibliotek wymagałoby standaryzacji na niespotykaną skalę, bowiem czytelnik oczekiwałby słusznie, że każdy element
chmury obsłuży go tak samo sprawnie. Począwszy więc od godzin otwarcia, aż po zasady
dostępu do zbiorów, chmura musiałaby pracować według jednolitych zasad.
Po drugie — obsługa rozproszonego zbioru czytelników unieważniłaby praktycznie dotychczasową statystykę biblioteczną, tak ulubioną przez GUS. Wszelkie wskaźniki do tej pory sto4
Biuletyn EBIB, nr 3 (157a)/2015,
Rozmowy o bibliotekach
Art ykuł
sowane w bibliotekach (liczba czytelników, liczba wypożyczeń, liczba odwiedzin w czytelni
itp.) stałyby się niemiarodajne dla oceny efektywności pracy biblioteki, bowiem dopiero rozkład tych wartości w całej chmurze dawałby poprawny obraz.
Po trzecie wdrożenie chmury wymagałoby stosowania kompatybilnych technologii, co samo
w sobie nie jest niemożliwe, historia wdrażania dużych systemów pokazuje jednak, jak trudno
tu o racjonalne wybory. Wybór systemu Horizon po rozpoczęciu lokalizacji VTLS’a, nie był
w żaden sposób uzasadniony, chociaż zapewne w odczuciu wielu użytkowników był to
system „lepszy” lub co najmniej „przyjaźniejszy”. Ale to okazało się dopiero później i nie od
tego zależał wybór. Zupełnym absurdem w tym kontekście była decyzja Biblioteki Narodowej,
wyboru trzeciego wielkiego systemu, który trzeba było wielkim nakładem pracy lokalizować
i dostosowywać do polskich warunków. Dziś Horizon jest już przeszłością, a Virtua niedługo
się nią stanie, natomiast przyzwyczajenia i drobne niespójności w danych będą się jeszcze
ciągnąć przez lata. Nie znaczy to, że chmura bibliotek wymaga stosowania jednego systemu.
Chodzi raczej o to, że wybory bibliotek co do technologii rzadko kiedy dokonują się
z uwzględnieniem takich parametrów, jak kompatybilność i spójność. Jest dokładnie
odwrotnie — to właśnie niekompatybilności i możliwości ograniczane w jednych systemach
stają się powodem wyboru innych, bez żadnej analizy, czemu właściwie te ograniczenia
służą. A najczęściej służą one właśnie zachowaniu spójności na różnych poziomach.
Pytania
Pora na zasadnicze pytanie: jeśli skonstruowanie chmury bibliotek jest takie kłopotliwe, to po
co w ogóle zadawać sobie tyle trudu? Czy nie wystarczą katalogi indywidualnych bibliotek
oraz ich działania promocyjne?
Praktyka wskazuje, że chyba jednak nie wystarczą. Obawiam się, że akcja likwidowania małych placówek i filii ma swoje źródła w nieobecności zasobów małych bibliotek w sieci. Naturalni użytkownicy małych filii — emeryci i uczniowie migrują do usług sieciowych, a nowe pokolenia już często nie wiedzą, że niedaleko nich funkcjonuje niewielka biblioteka. Zamykanie
tych placówek na rzecz nowych „centrów”, to miecz obosieczny. Nie każdy lubi poetykę hipermarketu (bibliotekarki „odpikujące” wypożyczenia do złudzenia przypominają kasjerki),
oddalonego w dodatku od miejsca zamieszkania. Chmura bibliotek zaktywizowałaby małe filie
i przyczyniła się do lepszego wykorzystania ich zasobów.
Chociaż sam jestem zwolennikiem koncepcji „trzeciego miejsca”, to nie jestem pewien, czy
w polskich warunkach jest to kierunek przyszłościowy dla bibliotek. Bo czy możemy na
dłuższą metę konkurować w tym aspekcie z centrami handlowymi, kawiarniami i ośrodkami
kultury? Rosnąca popularność coworkingu również stanowi konkurencję dla trzeciego
miejsca, ponieważ polaryzacja dom-praca ulega rozmyciu. Nowe biblioteki często
przypominają skrzyżowanie kawiarni, wspólnej przestrzeni biurowej z tradycyjną biblioteką,
5
Biuletyn EBIB, nr 3 (157a)/2015,
Rozmowy o bibliotekach
Art ykuł
jednak nie są w stanie ani dokonywać takich inwestycji, ani tak elastycznie reagować na
zmiany rynkowe jak podmioty komercyjne. Nie znaczy to, że takie biblioteki nie powinny
powstawać. Powinny, jeśli to odpowiada oczekiwaniom czytelników. Pytanie jest innego
rodzaju: czy jest to koncepcja prowadząca do rozwoju bibliotekarstwa czy też jego
ewolucyjnego zaniku?
Za ślepą uliczkę uważam natomiast bibliotekarstwo „z palemką” realizujące się poprzez czytelnicze happeningi, rekreacyjne „iwenty” oraz niekończący się karnawał z udziałem „aktorów
scen warszawskich”, recytujących a to patriotyczne strofy, a to krotochwilne wyjątki z naszej
rodzimej literatury. I nie dlatego, że jest to marna promocja czytelnictwa, tylko dlatego, że nie
jest to de facto żadna promocja bibliotek. I nie zastąpi ona nigdy rzetelnego rzemiosła, które
powinno stanowić fundament działalności bibliotecznej. Czytanie poezji Iksińskiego w ogrodach czy nad jeziorem może urządzić każdy. I zawsze. To bardzo sympatyczne i relaksujące.
Coraz większy udział publikacji elektronicznych, szczególnie w literaturze naukowej, spowodował naturalne zainteresowanie bibliotek repozytoriami, bibliotekami cyfrowymi oraz innymi
rodzajami usług sieciowych, które prowadzą do całkowitej wirtualizacji biblioteki. Koncepcja
biblioteki bez papieru nikogo już dziś nie zaskakuje, a nawet doczekała się pierwszych reali zacji w dużej skali. Biblioteki akademickie redukują więc tradycyjne działy wypożyczeń na
rzecz rozbudowy serwerowni i działu IT, a czytelnie zamieniają się stopniowo w przestrzeń do
samodzielnej pracy na urządzeniach mobilnych lub terminalach bibliotecznych. To nieunikniony kierunek zmian, bowiem pożytki z dostępu on-line do pełnotekstowych baz i publikacji
elektronicznych są oczywiste. Co jest jednak na końcu tego procesu zmian? Czy nadal będzie to biblioteka? Dość łatwo można sobie wyobrazić, że zwirtualizowana działalność biblioteczna może zostać wyparta przez komercyjny outsourcing, zapewniający taką samą gamę
usług przy niższych kosztach. W bibliotekarstwie akademickim, szczególnie na prywatnych
uczelniach zmuszonych do tworzenia od nowa własnych bibliotek, takie rozwiązanie może
pojawić się bardzo szybko. Jeśli okaże się ono efektywne, zainteresują się nim również prestiżowe ośrodki akademickie. Najbardziej odporne na całkowitą wirtualizację są biblioteki publiczne, bowiem zapewnienie fizycznego kontaktu z tradycyjną książką zawsze będzie częścią ich działalności. Może się jednak też zdarzyć, że rozumienie roli biblioteki przez „organy”
nie będzie uwzględniać tak „nienowoczesnego” aspektu jak krzewienie nawyku tradycyjnej
lektury.
Można odnieść czasem wrażenie, że w walce o podniesienie poziomu czytelnictwa zapomniano o tym, co powinno stanowić wyznacznik bibliotekarskiego profesjonalizmu. Wciąż nie
mamy wielu norm i standardów, nie mówiąc już o tym, że stosowanie tych, które funkcjonują,
pozostawia wiele do życzenia. Stan opracowania zbiorów w systemach komputerowych, czyli
informacja o nich w sieci, również nie wygląda rewelacyjnie. Brak zrozumienia dla idei współ katalogowania, brak spójności w opracowaniu rzeczowym, wielokrotna digitalizacja tych samych dzieł znajdujących się w zbiorach różnych bibliotek — to wszystko symptomy braku
6
Biuletyn EBIB, nr 3 (157a)/2015,
Rozmowy o bibliotekach
Art ykuł
informacji, braku szerokiej współpracy i tendencji do zamykania się w ramach własnej instytu cji. Przyszłości bibliotekarstwa nie da się wykuć w ramach samotnej awangardy, siłą bibliotek
jest bowiem ich obecność w każdym resorcie, dziedzinie gospodarki i życia, na każdym poziomie organizacji społeczeństwa. Jak zatem mogą rozwijać się biblioteki, by nie narazić się
na nieprzemyślaną likwidację lub ewolucyjny zanik?
Chmura bibliotek jest próbą odpowiedzi na to pytanie. Powstanie powszechnej usługi bibliotecznej wpisuje się naturalnie w inne powszechne usługi sieciowe, które, jeśli już nie zdominowały, to wkrótce zdominują całą komunikację naukową, informacyjną i społeczną. Chmura
bibliotek realizuje podstawową funkcję biblioteki — jak najszybszy dostęp do interesującego
czytelnika materiału bibliotecznego, bez względu na jego formę. Chmura bibliotek jest też
sposobem na „wydobycie” z magazynów wszystkich zbiorów i efektywne ich wykorzystanie.
Jest sposobem na zwiększenie frekwencji. Jest też potężnym narzędziem, które pomogłoby
w rozwiązaniu wielu nierozwiązywalnych dotąd zagadnień. Chmura bibliotek nie wyklucza innych kierunków rozwoju, a nawet może je wspierać i stymulować.
Nawoływanie do współpracy, tworzenia i stosowania standardów zawsze było motywem przewodnim w moim myśleniu o bibliotekach. Wiele lat doświadczeń skłania mnie niestety do konkluzji, że w Polsce skoordynowane, wspólne działanie dla powszechnej korzyści napotyka na
mur niezrozumienia, zawikłanych uwarunkowań i braku kompetencji osób podejmujących kluczowe decyzje. Nie mam złudzeń co do szans realizacji chmury bibliotek. Są one bardzo nikłe.
Z drugiej strony nie możemy jednak całkowicie rezygnować z formułowania takich pomysłów,
bo zaraz pojawią się „zbawcy” głoszący, że bibliotekarze niczego sami nie wymyślili, trzeba
zatem pomyśleć za nich. Jest to najbardziej irytujący mnie wątek, pojawiający się w różnych
projektach rządowych, samorządowych i pozarządowych z ostatnich lat — włażenie na teren
bibliotekarstwa w poczuciu, że jest to pustynia, którą trzeba dopiero zagospodarować. Myśle nie o chmurze bibliotek być może nie doprowadzi do jej natychmiastowego powstania, ale pozwoli lepiej zrozumieć, jakie braki musimy nadrobić i w jakim kierunku zmierzać, by utrzymać
bibliotekarski profesjonalizm na odpowiednim poziomie.
Radwański, A. Chmura bibliotek. Biuletyn EBIB [on-line] 2015, nr 3 (157a), Rozmowy o bibliotekach. [Dostęp
30.05.2015]. Dostępny w: http://open.ebib.pl/ojs/index.php/ebib/article/view/345. ISSN 1507-7187.
7

Podobne dokumenty