PODWÓJNY SENS WSPÓŁŻYCIA
Transkrypt
PODWÓJNY SENS WSPÓŁŻYCIA
Jacek Pulikowski Wartość współżycia małżeńskiego - fragment książki pod tym samym tytułem Artykuł ze strony: http://jerozolima.poznan.pl/czytelnia/wartosc_wspol.htm PODWÓJNY SENS WSPÓŁŻYCIA Jedność i rodzicielstwo Przechodzimy do sedna sprawy. Nauka Kościoła głosi, że sens współżycia, zjednoczenia kobiety i mężczyzny jest podwójny. Tę sprawę intuicyjnie wyczuwa nawet dziecko. Bo dlaczego oni idą razem do łóżka? Dlatego, że chcą być razem, bo się kochają i chcą mieć dzieci. Z jednej strony, jest to przyjemność, ale z drugiej, jest to akt służący przekazywaniu życia. Tak właśnie ludzie się rozmnażają. Dzieci dobrze o tym wiedzą i nie wierzą w to, co im opowiadają babcie, że dzieci są przynoszone przez bociany. Kiedy dziecko pyta: "Skąd się wziąłem?", rodzice zamiast odpowiedzieć, że z miłości, bawią się w dziwne odpowiedzi i często "plączą się w zeznaniach". Rozpowszechniane są również wersje odpowiedzi, że dzieci przynosi kominiarz albo znajduje się je w kapuście lub nawet - o zgrozo! - że się je kupuje w sklepie po przecenie. Odpowiedzi zabawne w rozumieniu dorosłych, dla dziecka są prawdziwym dramatem. Dziecko dowiaduje się, że jest dziełem przypadku, nie było chciane, kochane, wytęsknione i wymodlone. Jak już powiedziałem, akt zbliżenia małżeńskiego jest co prawda związany z przyjemnością, ale podstawowym jego celem jest przekazywanie życia. Małżeństwo, koncentrując się jedynie na przyjemności, na doznaniach, doświadcza głębokiego zawodu i nierzadko przeżywa frustracje wynikające z niespełnienia często nieprawdopodobnie rozbudzonych oczekiwań. Ponad naturalne rozbudzenie oczekiwań ulokowanych w sferze doznań jest wynikiem szerzenia się hedonistycznej "kultury użycia". Prawa psychiczne - ułuda niesłabnących doznań Psychologia mówi, że mnożenie bodźców powoduje słabnącą reakcję na nie. Opisuje to znane prawo psychologiczne - prawo znużenia: te same bodźce powodują coraz mniejszą reakcję organizmu. Prawa psychologii są tak samo deterministyczne jak prawa fizyki (np. prawo grawitacji), z tą różnicą jedynie, że ich skutki nie są natychmiastowe, a ujawniają się po czasie. Pewnie dlatego prawa fizyki ludzie powszechnie szanują, a psychologicznych nie szanują. Nikt nie wychodzi na spacer z balkonu czwartego piętra, bo wie, że natychmiast spadnie. Wielokrotnie od dzieciństwa spadał z różnych wysokości i rozumie, że prawo grawitacji działa bezwzględnie. Wie z 1 doświadczenia, że im wyższa wysokość, z której się spada, tym groźniejsze i boleśniejsze mogą być skutki upadku. Poznał to na własnej skórze. Zauważmy, że obiektywne prawa działają niezależnie od tego, czy ktoś zna wzory je opisujące, czy też nie ma o nich zielonego pojęcia. Wróćmy jednak do prawa znużenia i zażywanych przyjemności seksualnych. Jeżeli nie pojawi się nowa jakość przeżycia, wynikająca z głębi więzi osobowej małżonków, to sama przyjemność będzie nieuchronnie malała. W efekcie przyjemność dość szybko się skończy. Para, nie spodziewając się tego, przeżywa zawód, a nawet dramat. Nie to obiecywała im poprzez media nachalna reklama seksu! Niestety, mimo poczucia, że są oszukani, ludzie szukają dalszej pomocy u oszusta. Kultura (czy raczej "kultura") życzliwie podpowiada: "Chcąc podtrzymać doznania, trzeba poszukać nowych, świeżych bodźców, pobudzeń: 365 pozycji na 365 dni w roku!" Ja złośliwie pytam autorów tych pomysłów: "A co z rokiem przestępnym? Nuda?!" Oczywiście, by uniknąć niepożądanych skutków niefrasobliwych zabaw seksualnych, mamy szeroką ofertę nowoczesnego przemysłu antykoncepcyjnego, a gdy ten zawiedzie - aborcyjnego. Nie koniec na tym. Tworzy się całe podręczniki pobudzania (stymulowania - jak się to obecnie określa). Nie dziwią w tym kontekście rady "autorytetów", że jeżeli z żoną jest nieciekawie, to trzeba zmienić... żonę. Ileż razy pomagałem leczyć rany małżeństwom, którym "postępowy" psycholog zalecał zmianę "partnera" jako sposób na rozwiązanie problemów w dziedzinie współżycia. Osobiście słyszałem w radio, jak pani psycholog, odpowiadając na pytanie słuchaczki, mówiła: "Jeżeli kobieta żyjąca w małżeństwie poznała mężczyznę swego życia, odnalazła prawdziwą miłość, to nieuczciwością byłoby, gdyby nie posłuchała głosu serca i nie poszła za nim. Pozostawienie męża i dzieci jest wówczas koniecznością podyktowaną uczciwością wobec siebie samej". Pozostawię bez komentarza tę wypowiedź. Jeżeli nie pomoże zmiana partnera, to podpowiada się "zabawy zbiorowe". Gdzieś po drodze jest oczywiście pornografia, często ukrywana pod nazwą "erotyka", "sex shopy", tzw. agencje towarzyskie (dawniej mówiło się po prostu burdele). Jeśli to wszystko okaże się nieskuteczne, to może by trzeba spróbować w ramach tej samej płci? "Przecież to żadne zboczenie, to tylko taka inność". W ramach specjalnych atrakcji wykorzystuje się seksualnie nawet kilkuletnie dzieci (pedofilia), zwierzęta (zoofilia) czy zwłoki (nekrofilia). Nawet tak ordynarnych i odpychających zachowań nowoczesny, tolerancyjny (nie zaściankowy) seksuolog nie pozwoli nazwać zboczeniem i w najlepszym razie użyje niewiele mówiącego ogółowi słowa "parafilia". Po polsku brzmiałoby to równie niewinnie - jako "umiłowanie inności". Przepraszam normalnych ludzi, w których powyższe zdania wywołały niesmak (zapewniam, że i pisanie ich nie było przyjemnością), lecz nie był to mój wymysł, a jedynie relacja z szeroko dostępnej "oferty" obecnej we współczesnej kulturze masowej. Ona zaś nie stawia pytania o ważność i miejsce doznań seksualnych w szczęściu osobistym i w relacji osób. Zakłada jako aksjomat, że przyjemność w ogóle, a seksualna w szczególności, jest czymś najważniejszym w życiu. Uznaje ją za wartość samą w sobie, autonomiczną, dla której nie tylko można, lecz wręcz trzeba poświęcić wszystko i za 2 wszelką cenę. Z tego błędnego - by nie powiedzieć obłędnego - założenia wyrosły nieszczęścia, a nawet ruina życia całych rzesz oszukanych ludzi. Powyższe przekonania są przekazywane w sposób profesjonalny w mass mediach i podawane w sposób atrakcyjny, kuszący. Jeżeli więc współmałżonkowie uwierzą masowemu przekazowi i skoncentrują się na sile doznań, wówczas będą musieli wymyślać coraz ekscentryczniejsze pobudzenia. Jednak skazani będą na dramat zawodu i frustracji, płynących z niespełnienia tak bardzo rozbudzonych (dodajmy - nierealnych) oczekiwań. Wobec szerzącego się "użytkowego" podejścia do płciowości, nie dziwi fakt, że wielu mężów nie może współżyć z żoną, jeżeli nie obejrzą wcześniej filmu pornograficznego. Niedawno rozmawiałem w poradni z kobietą, którą mąż chce uszczęśliwić, każąc jej odgrywać sceny z obejrzanych filmów pornograficznych. Biedna kobieta nie dość, że czuje już obrzydzenie do całej sfery płciowości, to czuje je również do osoby męża, który stawia takie żądania. A mąż pewnie chce dobrze, bo bezkrytycznie uwierzył w szczęście aktorek oglądanych na filmach. Dziś wrzeszczy na żonę, że on lepiej od niej wie, czego ona chce. Przecież na własne oczy widział, czego chcą wszystkie kobiety... To jest właśnie ślepa uliczka, w którą prowadzi przekonanie, iż chodzi jedynie o atrakcyjne doznania. Ludzie, którzy koncentrują się wyłącznie na doznaniach, skazują się na to, że ich atrakcyjność kiedyś nieuchronnie się skończy. Często wówczas twierdzą, że przestali się kochać, myląc zresztą całkowicie pojęcia. Pojawia się dramat rozpadu małżeństwa. Wtedy szukają nowych partnerów i nowych doznań. Mówi się, że mądry Polak po szkodzie. W omawianej dziedzinie to przysłowie nader często się nie sprawdza. Wiele osób błądzi dalej, ciągle opierając się na tym fałszywym założeniu, które doprowadziło ich do nieszczęścia. Na założeniu, że przyjemność seksualna jest wartością autonomiczną, mogącą zapewnić szczęście, że jest jego niezbędnym warunkiem. Niedawno przyszła do poradni kobieta, która szukała pomocy dla kogoś bliskiego. Pamiętała mnie sprzed dziesięciu lat, kiedy przygotowywałem ją wraz z narzeczonym do małżeństwa. Wywiązała się miła rozmowa, w której ona oświadczyła, że jest bardzo szczęśliwą żoną i matką. Powiedziała, że wiele zawdzięcza konferencjom i rozmowom w ramach przygotowania do małżeństwa. Okazało się, że pamięta nawet opowiadane wówczas przeze mnie anegdoty. Co więcej, żyją one w ich rodzinie, wprowadzając wiele uśmiechu i radości w często zabieganej i męczącej codzienności. Powiedziała ponadto coś szczególnego, bardzo intymnego, co - jak się wydawało - "musiała" wypowiedzieć. Powiedziała to sama z siebie bez pytania czy jakiejkolwiek zachęty z mojej strony. "Muszę jeszcze Panu coś powiedzieć. Po jednym z wykładów, już właściwie po zakończeniu dopowiedział Pan zdanie: Kobieta może być szczęśliwa we współżyciu płciowym, wcale nie przeżywając orgazmu. Zapamiętałam to zdanie, bo mnie totalnie zaskoczyło. Jak to?! Czy to możliwe? Dziś mogę powiedzieć, że jestem ogromnie szczęśliwa w relacji seksualnej z moim mężem, choć... nigdy w życiu nie przeżyłam orgazmu. Sądzę, że gdyby nie to jedno zdanie, usłyszane przed dziesięciu laty, pewnie dziś przejmowałabym się bardzo, że wszystko jest źle, i 3 pewnie byłabym ciężko znerwicowana, co oczywiście odbiłoby się na mężu i relacji z nim. Wiele krzywdy wyrządza ludziom dzisiejsza kultura, sprowadzając relację seksualną dwojga jedynie do poziomu doznań cielesnych". Na potwierdzenie prawdziwości ostatniego zdania opowiem o innej sytuacji z poradni. Przychodzi bardzo młoda para, jak się okazuje trzy miesiące po ślubie. Bardzo zdenerwowani i zakłopotani swym problemem. Dłuższa chwila mija, zanim zdradzając ogromny ból, wreszcie wypowiedzieli, albo raczej wyrzucili z siebie: "Już trzy miesiące jesteśmy po ślubie, a żona jeszcze nie przeżyła orgazmu". Oni sami tego nie wymyślili. To przekaz współczesnej kultury konsumpcyjnej "kazał" im skoncentrować się na doznaniach, jako czymś rzekomo najważniejszym. Czymś, od czego ma zależeć ich szczęście małżeńskie i szczęście w ogóle. Zdarza się, że gdy próbuję te subtelne sprawy przekazać młodym, widzę zdziwienie, niedowierzanie, niezrozumienie w oczach młodych mężczyzn. Trudno się dziwić - oni "wiedzą" i odczuwają inaczej. Lecz znacznie większym smutkiem napawa mnie reakcja bardzo młodej dziewczyny, gdy niedwuznacznie wydyma usta, okazując dezaprobatę, by nie powiedzieć pogardę, dla takich pomysłów. Ona przecież wie, że liczy się tylko orgazm. Niestety, ona to "wie" wbrew swojej własnej naturze, która przez subtelność i wrażliwość kobiecą mogłaby ją uchronić przed zorganizowanym oszustwem kultury masowej. Niedawno odwiedziłem zaprzyjaźnioną rodzinę. Nad łóżeczkiem dziesięcioletniej (!) dziewczynki wisiały wycinki z kolorowych gazetek, między innymi zdjęcie bardzo znanego śpiewającego zespołu dziewcząt. Pod zdjęciem wywiad. Wypowiada się bożyszcze młodzieży (i dzieci, jak się okazuje): "Kilka razy dziennie przeżywam orgazm. Z facetem lub bez..." Dziecko, naprawdę niewinne, nie wiedziało nawet co to znaczy. Rodzice, naprawdę porządni, po prostu nie przeczytali wywiadu pod zdjęciem... Sytuacja wygląda dramatycznie. Jeżeli ostatecznie zostanie przez nachalną reklamę seksu zagłuszona w samych kobietach ich naturalna, subtelna wrażliwość w patrzeniu na płciowość, to nic już nie uchroni mężczyzn przed błędnym (by nie powiedzieć obłędnym) działaniem w tej delikatnej dziedzinie. Otwartość na życie Wróćmy jednak do normy. Do podwójnego wymiaru współżycia płciowego: jedności i rodzicielstwa. Śmiem twierdzić, że małżeństwo, które nie jest gotowe do akceptacji tych obydwu aspektów - pragnienia bliskości i przyjemności oraz gotowości na przyjęcie poczętego, nawet w chwili nieplanowanej, dziecka - przegrywa szansę na szczęście mogące płynąć ze sfery seksualności. Największym dramatem współczesnych małżeństw jest brak otwartości na życie. Podejmują one działania prowadzące do poczęcia, lecz nie akceptują go jako możliwego efektu tych działań. Jest w tym wewnętrzna sprzeczność. Takie małżeństwo musi być "wybrakowane" w 4 sferze płciowości i praktyka potwierdza, że tak się rzeczywiście dzieje. Badania wśród małżeństw, nawet jakoś udanych, które nie mają zamiaru się rozwodzić, wykazują dość powszechną (67-80%) niechęć żon do współżycia. W większości tych przypadków żony zgadzają się na współżycie tylko dlatego, że mąż nalega. Dla nich mogłoby "tego" nie być. Większość uznała, że mąż ma pewne potrzeby, a nawet prawa, ale tak naprawdę, gdyby nie było współżycia, to nie byłoby źle, byłby spokój. Ogromna szkoda, żal, że tak liczne żony przeżywają frustracje powstałe na skutek nieziszczonych oczekiwań. Oczekiwań, które tak pracowicie i bujnie rozbudzane są przez kulturę współczesną. Oczywiście frustracje żon odbijają się na mężach i sytuacja stale się pogarsza. Kultura lansuje wiedzę o seksie w całkowitym oderwaniu od świata wartości i od celowości oraz skutków aktów współżycia, czyli płodności. Posilanie się takim pokarmem prowadzi do dezorientacji i - powiedzmy wprost - wulgaryzacji spojrzenia na płciowość, a w efekcie do fałszywego postrzegania tej sfery. Pociąga to za sobą degradację hierarchii wartości. A fałszywa lub źle używana wiedza może stać się straszliwym narzędziem destrukcji. Znam rozpadające się małżeństwo - żona jest psychologiem; więc ma wszystko zdiagnozowane; mąż został przez nią sklasyfikowany jako konkretny przypadek. Pełen determinizm - żadnej nadziei, nic się nie da zrobić, koniec, bo ona wie. Takie małżeństwa najtrudniej pojednać. Nie tak powinno wyglądać właściwe używanie wiedzy. Tylko w małżeństwie Mówiliśmy, że istnieją dwa wymiary aktu płciowego. Jest jasne i oczywiste, że tylko para będąca małżeństwem jest w stanie rozwinąć sferę płciowości, bo tylko małżeństwo jest w stanie przyjąć i w pełni zaakceptować dziecko oraz stworzyć mu optymalne warunki rozwoju. Między innymi może zagwarantować trwałość domu i dozgonną miłość, przynależność do siebie, wyłączność seksualną i wierność rodziców. Często małżonkowie, których dzieci poczęły się przed ślubem, mówią, że właściwie oni tak chcieli. Może rzeczywiście w to uwierzyli, bo zadziałały mechanizmy obronne, lecz tak naprawdę kochający rodzice pragną, by ich dzieci przychodziły na świat w optymalnych warunkach, w rodzinie. Te małżeństwa, które przedwcześnie zaczęły współżycie płciowe, mogą również osiągnąć harmonię seksualną, ale uporządkowanie sfery płciowości będzie ich dużo więcej kosztowało niż małżeństwa, które wchodzą w związek z - nazwijmy to tak - czystą kartą. Statystycznie rzecz biorąc, jest wiele małżeństw, które już na starcie coś muszą naprawiać. Na szczęście, można tu przypomnieć przypowieść o synu marnotrawnym. Tylko mało kto pamięta, że w tej przypowieści syn marnotrawny mówi do ojca: "Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko Bogu i tobie". I dopiero wtedy można cokolwiek naprawiać i podnosić się z upadku. W obecnych czasach mężczyzna coraz rzadziej umie powiedzieć: "pomyliłem się, źle oceniłem sytuację", a jeszcze trudniej mu 5 powiedzieć: "zgrzeszyłem". Trudnością w odbudowie czegokolwiek jest myślenie mężczyzny, że jeśli się przyzna do błędu, będzie to jednoznaczne ze stwierdzeniem, że "jest głupi". Mądrość zaś dla mężczyzny jest podstawą poczucia własnej wartości. Jednak prawdziwa mądrość nie polega na trwaniu, by nie powiedzieć upieraniu się, przy starych błędach, lecz na zmianie postawy wraz ze wzrastającą wiedzą, doświadczeniami i dojrzałością. Przyjemność czy życie dziecka? Wróćmy do podwójnego sensu współżycia płciowego i połóżmy na szalkach wagi z jednej strony przyjemność, z drugiej życie naszego dziecka. Wiele osób w tym momencie zaprotestuje, że nie wolno tak stawiać sprawy. Pytam: dlaczego? Skoro dwie rzeczywistości spotykają się w jednym akcie, jest jak najbardziej logiczne i sensowne postawienie pytania: która z nich jest ważniejsza? Z której - w przypadku ich konfliktu - należy zrezygnować? Jest to podstawowe pytanie o wyznawaną hierarchię wartości, od której przecież zależy, a przynajmniej powinno zależeć, postępowanie dojrzałego człowieka. Śmiem twierdzić, że małżeństwo, które nie chce lub nie jest w stanie uznać, że życie dziecka jest ważniejsze od przyjemności - a takich małżeństw jest niestety sporo - musi się pogubić w sferze seksualności. I ludzie gubią się, często niszcząc całe życie, nie tylko swoje. Małżeństwa z taką egoistyczną, przeciwną poczęciu dziecka, antykoncepcyjną postawą: "Dziecko nam przeszkadza, przeszkadza naszej miłości, szczęściu" okaleczają zdrowie (nie tylko fizyczne) i zbierają gorzkie owoce swej "miłości". O ironio, ci ludzie, którzy podporządkowali wszystko przyjemności seksualnej, przeżywają dramat jej nieuchronnego zanikania. Natomiast ci, dla których życie dziecka jest ważniejsze od doznań seksualnych, w bardzo krótkim czasie doznają znacznie większych przyjemności. Płyną one nie tylko z coraz głębszych więzi między małżonkami, lecz również wprost z rosnących przeżyć w sferze seksualnej. Mechanizm jest bardzo prosty: z jednej strony, znika dyskomfort, związany zwłaszcza u kobiety, z lękiem, a z drugiej, narasta atrakcyjność i świeżość spotkań na skutek czekania na siebie, które wymusza (niezależnie od aktualnych planów prokreacyjnych) rytm płodności kobiety. I właśnie w momencie, kiedy rezygnujemy z przyjemności, na które nie możemy sobie w danej chwili pozwolić, po pewnym czasie oczekiwania otrzymujemy je w stopniu pomnożonym, często niespodziewanie. Ponoć Sokrates, przechadzając się po agorze pełnej najwspanialszych towarów, mawiał: "Jaki jestem szczęśliwy, że nie muszę tego wszystkiego mieć". Taka postawa wobec naturalnego pragnienia posiadania rzeczy i przeżywania przyjemności, daje poczucie szczęścia płynące z wolności. Wolności, do której jesteśmy wszyscy stworzeni i która jest warunkiem niezbędnym do prawdziwego szczęścia człowieka. Postawa wolności wobec przyjemności, postawa wolności 6 wobec terenu płciowości i płodności jest punktem wyjścia do szczęścia w życiu. Zauważmy, że jeżeli przyjmę postawę niewłaściwą, to będę nastawiony na bezwarunkowe zażywanie przyjemności, aż... do uzależnienia. Wyższa wrażliwość erotyczna człowieka Istnieje u człowieka coś takiego, jak wyższa wrażliwość erotyczna. Nie wyższa wrażliwość mężczyzny na kobiety ani wrażliwość kobiety na mężczyzn, kształtująca się w okresie dojrzewania jako norma heteroseksualna, ale wrażliwość jednego, konkretnego mężczyzny na jedną, jedyną kobietę - jego żonę - i jednej, konkretnej kobiety na jednego, jedynego mężczyznę - jej męża. Ta wyższa wrażliwość może się rozwinąć jedynie w związku trwałym, wyłącznym, wiernym, gotowym na przyjęcie dzieci jako owoców spotkań cielesnych, czyli mówiąc krótko, jedynie w dobrym monogamicznym małżeństwie. W tym świetle wierność i wyłączność jawią się jako normy seksuologiczne, a nie, jak są powszechnie pojmowane, jako normy wyłącznie religijne. Obrazując często wyższą wrażliwość erotyczną, posługuję się przykładem wielopiętrowej wieży widokowej. Mówię, że małżeństwo dzięki sferze płciowości, która jest jak wieża widokowa, wspinając się, może powoli zobaczyć coraz więcej, poszerzyć pole swego widzenia. Małżeństwo z piątego, czy z siódmego piętra widzi dużo, ale z dwunastego będzie widzieć jeszcze więcej, szerzej i piękniej. A przecież są jeszcze wyższe piętra. Ile? Nie wiem. Może sto, a może więcej. Jedno jest pewne: dla każdej pary starczy pięter, choćby wspinała się wytrwale, mądrze i bez większych potknięć przez całe życie. Życia nie starczy, by osiągnąć pełnię możliwości wpisanych w sferę płciowości, albo raczej w sferę relacji osób - komunię kobiety i mężczyzny. Tym nieosiągalnym szczytem, niedościgłym i niepojętym zarazem wzorcem komunii żony i męża jest dla ludzi wierzących tajemnicza komunia Osób Boskich w Trójcy Przenajświętszej. Zauważmy, że reklama dotycząca płciowości skupia się jedynie na doznaniach o charakterze naskórkowym. Chciałoby się powiedzieć, że jest na poziomie parteru, a krzyczy głośno i z wielką pewnością siebie, jakby osiągnęła niebotyczny szczyt wieży. Co więcej, zdaje się nie wiedzieć w ogóle, że ponad parterem (który dla niej jest szczytem), są jeszcze jakieś wyższe piętra. Szczytem sukcesu, celem samym w sobie jest dla niej osiągnięcie orgazmu, który jest jednocześnie kresem możliwości. Zauważmy, że sam orgazm jest reakcją fizyczną organizmu, którą można wywołać pewnymi bodźcami, w ostateczności nawet w pojedynkę, z sobą samym. Mówiąc "można" stwierdzam fakt fizjologiczny, a nie przyzwalam moralnie na działania autoerotyczne. Dzieje się to wówczas zupełnie w oderwaniu od miłości, relacji dwojga, jedności, przynależności wzajemnej, nie mówiąc już o perspektywie płodności, która może i powinna być upragnionym przedłużeniem miłości dwojga w wieczność. Tak więc sam orgazm, jako taki, co prawda przynosi doraźną silną 7 przyjemność cielesną, lecz nie daje szczęścia osobie ludzkiej. Przy nastawieniu wyłącznie na szukanie przyjemności nie ma żadnej dalszej perspektywy. Można jedynie oddalać nieuchronny kres przez jakieś specjalne "atrakcje" w postaci działań wynaturzonych, zboczonych. Gamy oferowanych przez kulturę "propozycji" i "pomysłów" bogatej w sensie ilości, choć w rzeczywistości biednej i żałosnej w swym nieludzkim prymitywizmie, nawet tu nie przytoczę. Nierzadko mężczyzna, rozumiejący tę sferę przez pryzmat doznań, żyjący w kolejnym związku "małżeńskim", będzie wyśmiewał trwałe małżeństwa, pytając: "Co oni mogą wiedzieć o życiu, skoro żyją w monogamii i ograniczają się do jednego partnera?" Jednak monogamiczni małżonkowie właśnie ze swego wysokiego piętra widzą to, czego on nigdy nie zobaczy, wiedzą o istnieniu czegoś, o czym on nie ma nawet mglistego pojęcia. Jego buńczuczna postawa rzekomego eksperta jest w gruncie rzeczy żałosna i godna politowania. Przykro, że zapewne nigdy nie zmądrzeje i będzie, ze szkodą dla innych (zwłaszcza młodych) głosił i reklamował swoje "sprawdzone" recepty na szczęście. Wyższa wrażliwość erotyczna nastawiona jest nie na siłę i ekscentryczność doznań, ale na głębię miłości, więzi międzyosobowej i płynących z niej przeżyć duchowych, psychicznych i cielesnych, w tym również doznań fizycznych. Możliwa jest ona tylko w trwałym i wiernym małżeństwie monogamicznym, ponieważ z definicji wymaga ona dozgonnej wyłączności i wierności. Są to konieczne warunki pojawienia się i rozwoju wspomnianej wyższej wrażliwości. Żeby jednak do niej dojść, trzeba podjąć trud, a od tego odżegnuje się współczesna kultura. Musimy siebie nawzajem poznać, zrozumieć inność kobiety i mężczyzny, i zaakceptować siebie takimi, jakimi jesteśmy. Musimy nauczyć się odnosić do siebie tak, by zaspokajać wzajemne godziwe pragnienia i tęsknoty, a jednocześnie uszanować obawy, lęki, a nawet urazy ujawniające się we współmałżonku. 8