Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
Autor wskazuje, że remedium na kryzys kategorii osoby może być powrót do chrześcijańskiego personalizmu. Personalistyczne rozumienie osoby, „wydobyte z biblijnej Księgi Rodzaju i opracowane przez kategorie myślenia klasycznego” (s. 260), zakorzenione jest w filozofii substancji. Osoba jest kimś, kto istnieje in se, znajduje oparcie w „jedynym i wyjątkowym akcie istnienia indywidualnego podmiotu” (s. 264). Osoba jest zatem kategorią ontologiczną – osobą jest się niezależnie od posiadanych aktualnie własności. Tylko w wymiarze etycznym osobą można się stawać – urzeczywistniać swoją osobowość, „wzmacniać lub osłabiać swoją wartość personalistyczną” (s. 265). Jest to lektura godna polecenia każdemu, kogo interesuje katolickie, mocno osadzone w ortodoksyjnej teologii i personalistycznej filozofii spojrzenie na problemy Kościoła i współczesnej cywilizacji. Stanisław Ruczaj Ireneusz Krzemiński (red.) Czego nas uczy Radio Maryja? 234 Socjologia treści i recepcji rozgłośni Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne Warszawa 2009 201 stron miękka oprawa cena 32 zł Ireneusz Krzemiński dokonał ostatnio prawdziwego coming out. Po pierwsze, w rozmowie z Robertem Mazurkiem na łamach „Rzeczpospolitej” wyznał, że regularnie odmawia brewiarz, po drugie − opublikował książkę o Radiu Maryja, w której nie dość, że utrzymuje, iż rozgłośnia ta wcale nie jest tak endecka i antysemicka, jak się powszechnie sądzi, to jeszcze twierdzi, że ten powszechny sąd jest rezultatem tendencyjnych przekazów „Gazety Wyborczej”. Książka pod redakcją Ireneusza Krzemińskiego składa się z obszernej analizy wybranych audycji Radia napisanej przez Krzemińskiego i trzech krótkich artykułów Marii Bal, Karola Osłowskiego i Kazimierza Mazana poświęconych dyskursowi na temat Radia, zwłaszcza w „Gazecie Wyborczej”. Tekst Krzemińskiego dotyczy głównie tego, co mówi RM, a teksty jego młodych współpracowników − tego, co się mówi o RM. Ogólnie rzecz biorąc, okazuje się, że RM nie jest takie złe, a „GW” nie jest taka dobra, jak się zwykle sądzi. Poniżej omówię kolejno oba te wątki. Krzemiński postawił dwie hipotezy dotyczące treści nadawanych przez RM: po pierwsze, że pod względem politycznym mają one „endecki” charakter, po drugie − że pod względem religijnym mają one charakter „przedsoborowy”. Hipotezy te testował w ten sposób, że wakacje 2007 roku spędził na nasłuchiwaniu kluczowych audycji stacji. Obie te hipotezy − jak stwierdził autor z pewnym zdziwieniem − okazały się fałszywe. Po pierwsze, RM wcale nie ma jednoznacznie „endeckiego” charakteru. Okazało się, że Radio promuje raczej romantyczny, mesjanistyczny niż nowoczesny, nacjonalistyczny model narodu, a w kluczowych kwestiach historycznych staje raczej po stronie Piłsudskiego niż Dmowskiego, co więcej, nie jest tak antysemickie, jak się zwykle sądzi na Czerskiej. Elementy endeckie można znaleźć co Autor stwierdził, że religijność Radia jest „szczera i spontaniczna”. najwyżej w niektórych wypowiedziach słuchaczy, którzy na przykład doszukują się żydowskich korzeni Marszałka. Krzemiński nie daje jednak za wygraną i sugeruje, że istnieje jakieś głębsze pokrewieństwo RM z endecją, polegające na „pewnych psychologicznych, strukturalnych właściwościach światopoglądów” (s. 117). Niestety, nie mówi, na czym te właściwości mają polegać. Zdaje mi się, że Krzemiński potraktował zbyt dosłownie slogan, iż − parafrazując Miłosza − „jest ONR-u spadkobiercą Radio”. Jeśli ktoś na serio mówi o „endeckości” Radia, ma chyba na myśli wspomniane „właściwości światopoglądów”, czymkolwiek one są. Zamiast jednak jakoś zoperacjonalizować i zbadać tę interesującą tezę, Krzemiński doszedł do dość trywialnego w gruncie rzeczy wniosku, że Radio nie jest eksponentem obozu politycznego z pokolenia naszych pradziadków. Po drugie, Krzemiński stwierdził, że RM nie ma tak „przedsoborowego” charakteru, jak wcześniej sądził. Dokładniej, podejrzewał on, że religijność prezentowana na falach RM jest powierzchowna, nieautentyczna i rytualistyczna. Nie mam pojęcia, dlaczego cechy te przypisuje Kościołowi przed II Soborem Watykańskim. Ważne jest jednak, że autor − ku swojemu zaskoczeniu − stwierdził, iż religijność Radia jest „szczera i spontaniczna” (s. 108) oraz „znacznie głębsza niż zakładałem” (s. 118). Nie znaczy to, że religijność ta pozbawiona jest innych wad. Krzemiński ze smutkiem konstatuje na przykład, że słuchacze Radia podporządkowują indywidualne przeżycia „tradycyjnym formom religijnym”, co jest − jego zdaniem − objawem „autorytaryzmu” i „antyindywidualizmu” (s. 108). Wygląda na to, że jedyną właściwą formą indywidualnej religijności jest według Krzemińskiego mówienie językami, a nie na przykład odmawianie różańca. Co więcej, „wiara oraz religijne myślenie i religijne przeżywanie świata w Radiu Maryja jest integralnie, niemal nierozłącznie związane z myśleniem i przeżyciami narodowymi” (s. 119). Najgorsze jest jednak to, że słuchacze mimo swojego szczerego zaangażowania religijnego nie są wcale otwarci na Innych. Obserwacja ta zmusiła Krzemińskiego do porzucenia ufnego przekonania, że osobista wiara musi być z konieczności otwarta na odmienność. „Spontaniczny, osobisty, ba!, indywidualny sposób przeżywania wiary religijnej wcale nie oznacza − jak milcząco zakładałem pierwotnie − wiary, która nie może tym samym zawierać Kompressje 235 236 w sobie nienawistnych i grupowych uczuć wobec Innego” (s. 134). Jak zauważa autor, takie połączenie osobistego zaangażowania i negatywnych uczuć wobec Innych zbliża słuchaczy RM do fundamentalistów islamskich. Krzemiński nie daje więc za wygraną i wraca do swojej tezy o „przedsoborowym” charakterze Radia: „zaryzykowałbym tezę, że religijność RM jest próbą znalezienia w niekwestionowanych i niekwestionowalnych zmianach posoborowych miejsca na treści i formy znacznie bardziej pasujące do Kościoła przedsoborowego” (s. 119-120). Podobnie jak w wypadku zmodyfikowanej tezy o endeckim charakterze RM, nie wiadomo dokładnie, o co w niej chodzi. Podejrzewam, że sformułowanie „Kościół soborowy” jest po prostu etykietą oznaczającą preferowany przez autora model religii. Należy oddać sprawiedliwość Krzemińskiemu, że rzeczywiście starał się zachować bezstronność w opisie RM. Jest to o tyle ważne, że jego publicystyka rzadko wyzwala się ze schematów panujących w liberalnym mainstreamie. Czasem tylko na marginesie książki ujawniają się jego zaskakujące uprzedzenia, na przykład przekonanie, że teoria prawa naturalnego jest „bardzo radykalna”, „egzotyczna” i − horribile dictu! − „przedsoborowa” (s. 7-8), a „ksenofobia” i „antysemityzm” należą do polskich „tradycyjnych wartości” (s. 20-21). Drugi zasadniczy wątek książki dotyczy sposobu, w jaki Radio przedstawiano w mediach głównego nurtu, a w szczególności w „GW”. Autorzy mówią to, co właściwie wiedzą wszyscy, ale nie wszyscy mają odwagę głośno powiedzieć: że „GW”, największa gazeta w Europie Środkowej, nie była i nie jest obiektywna, zwłaszcza w kwestiach religijnych i światopoglądowych, a już na pewno w kwestii RM. Najważniejszą cechą dyskursu „GW” o RM, podobnie zresztą jak RM o „GW”, jest jego binarny charakter. „Trudno nie zauważyć − powiada Krzemiński − że zachodzą pewne podobieństwa w ogólnym obrazie świata, wytwarzanym przez oba media. Wspólną cechą jest bardzo wyraźny czarno-biały schemat opisywania rzeczywistości” (s. 129, zob. także s. 15, 21). Świat z punktu widzenia RM i „GW” dzieli się na dwie rozłączne i wyczerpujące sfery jasności i ciemności, dobra i zła, przy czym to, co według jednych jest jasne i dobre, według drugich jest ciemne i złe. W rezultacie „trudno znaleźć taką sytuację, gdy coś − wydarzenie, zjawisko społeczne, osoba − ma swoje ciemne i jasne strony” (s. 130). Taka wizja świata nie tylko uniemożliwia adekwatny opis rzeczywistości, lecz także nie pozwala na podjęcie dyskusji z drugą stroną. Po co rozmawiać z kimś, kto według jednych jest narodowym zdrajcą, a według drugich − zmanipulowaną ofiarą modernizacji? Problemowi „GW” poświęcone są teksty Karola Osłowskiego i Kazimierza Mazana. Ten pierwszy pokazuje, jak publicyści „GW” opisywali słuchaczy Radia. Nie byli oni traktowani jak partnerzy w debacie publicznej, lecz jak „dzicy” w XIX-wiecznej antropologii. Opisywani oni byli jako ludzie pełni lęku, zagubieni, opuszczeni, słabi, starzy, schorowani, samotni, zapomniani, budzący litość, ale i niepokój. Jak słusznie zauważa autor, „takie stygmatyzowanie i wykluczanie […] może być chyba uznane za jedną z przyczyn […] wyalienowania dużej części populacji, a co za tym idzie, wzrostu popularności partii populistycznych” (s. 172). Podobnie Mazan natrafił w „GW” na „wyrazisty, przejaskrawiony, negatywny obraz środowiska RM” (s. 174). „Artykuły − pisał − miały na celu zmarginalizować oddziaływanie Radia poprzez przedstawienie go jako radykalnego ośrodka zagubionych, utopijnych prawicowców i narodowców, zdyskredytować przez kojarzenie […] z przedwojenną skrajną prawicą, a także ośmieszyć poprzez umieszczanie wybranych cytatów […] (s. 193). Jak widać, to chyba w publicystyce „GW” znajdują się źródła testowanych przez Krzemińskiego hipotez. Przedstawiona w książce diagnoza polskiego dyskursu publicznego nie jest oczywiście niczym nowym. Podobne tezy stawiali już wcześniej Marek Czyżewski i Andrzej Piotrowski, Paweł Śpiewak, Zdzisław Krasnodębski, a także publicyści − Rafał Ziemkiewicz i wczesny Cezary Michalski. Ja sam w zakończeniu Semiotyki Solidarności próbowałem przedstawić semiotyczną interpretację „polskiego liberalizmu” w terminach dyskursów binarnych i ternarnych. Co innego jednak hipotezy, a co innego ich przetestowanie na materiale empirycznym. Mam nadzieję, że wraz ze zmierzchem epoki „polskiego liberalizmu” pojawi się więcej prac na jego temat. Książka Krzemińskiego z wielu powodów mogłaby być lepsza. Jak wskazują sami autorzy, nie udało się im w pełni zrealizować zamierzonego projektu, głównie z powodów finansowych, analiza jest więc dość fragmentaryczna i pobieżna. Szkoda, że nie odwołano się do jakiejś szerszej teorii, która mogłaby zintegrować przedstawione dane. Teksty były chyba też pisane w pośpiechu, bo jest w nich sporo nieścisłości i błędów. Fatalne wrażenie robi powoływanie się na Wikipedię w kwestiach, w których istnieją bardziej wiarygodne źródła. Z przykrością trzeba też stwierdzić, że Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne – wbrew obietnicy zawartej w swojej nazwie – nie wykazały się profesjonalizmem. Podejrzenia wzbudza już szkaradna okładka książki, w środku jest jednak jeszcze gorzej. W tekście roi się od literówek, z których niektóre − na przykład powracający z uporem „Piłsudzki” − po prostu wołają o pomstę do nieba. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to jedna z ważniejszych książek socjologicznych, które ukazały się w ostatnim czasie. Jeszcze dziesięć lat temu wygłoszenie takich oczywistych oczywistości wyrzuciłoby autorów za burtę dobrego intelektualnego towarzystwa. Dziś książka Krzemińskiego może stać się symbolicznym końcem dominacji dyskursu „polskiego liberalizmu” w socjologii. Paweł Rojek Kompressje 237