Weimarskie resentymenty współczesnych Niemiec

Transkrypt

Weimarskie resentymenty współczesnych Niemiec
www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=100091
2009-08-09
Weimarskie resentymenty współczesnych Niemiec
Dynamiczna działalność Związku Wypędzonych i innych środowisk rewizjonistycznych w Niemczech jest
bardzo niepokojącym fragmentem kształtowania się i upowszechnienia niebezpiecznych postaw w tym
najpotężniejszym kraju Unii Europejskiej. Co gorsza, te tendencje nie tylko stanowią realne zagrożenie dla
przyjaznych stosunków z Polską w ramach Unii Europejskiej, ale również dla kształtowania się "marki" Polski
w skali międzynarodowej, co oczywiście obniża radykalnie efektywność przewidzianego w polskiej
Konstytucji obowiązku strzeżenia dziedzictwa narodowego. Powstaje w ten sposób problem wymagający
historycznej i filozoficznej analizy w kontekście winy, kary i przebaczenia.
Strzeżenie dziedzictwa narodowego w kategoriach historycznych jest nierozłącznie związane z biznesowym
pojęciem "marki". Każda instytucja gospodarcza stara się o zdobycie odpowiednio trwałej, pozytywnej,
społecznie upowszechnionej opinii o swojej działalności. Ta "marka", uosobiona nieraz znakiem firmowym,
jest fundamentem zaufania, niezwykle ważnym w relacjach gospodarczych. Podobnie kształtuje się obiegowa
marka poszczególnych państw na tle ich historii, typowych postaw, obyczajów. Barbarzyńskie, okrutne
XX-wieczne okresy hitleryzmu, faszyzmu i komunizmu występujące w historii wielkich krajów europejskich
stały się podstawą "negatywnej "marki" mającej niewątpliwy wpływ na kształtowanie się różnego rodzaju
relacji międzynarodowych.
Niezatarta pamięć
W chrześcijańskiej doktrynie wiary centralnym problemem aksjologicznym jest problem grzechu, winy i
szansy duchowej rehabilitacji. Kształtuje się więc model: wina - świadomość winy, żal za zawinioną
działalność, przebaczenie - odrodzenie moralne.
Oczywistość niemieckiej winy za potworne bestialstwa II wojny światowej jest niepodważalna. Jej apogeum
to nie tylko naukowo zorganizowany żydowski holokaust, ale również - wśród innych zbrodni - zapomniany
"polski holokaust" nazwany tak przez amerykańskiego historyka Richarda C. Lukasa.
Należąc do pokolenia powstańców warszawskich, mam wystarczającą świadomość i osobiste doświadczenie
tej potworności XX wieku. Jak wiadomo, Hitler już 22 sierpnia 1939 r. wydał expressis verbis niezwykle
okrutny rozkaz bezlitosnej walki z polskim Narodem, nie wyłączając dzieci, kobiet i starców. Już 1 września
rozpoczęły się ataki lotnicze na ludność cywilną w polskich miastach. Uciekając na rozkaz pułkownika
www.radiomaryja.pl
Strona 1/7
Romana Umiastowskiego 7 września z Warszawy, na drogach pełnych cywilnych uciekinierów byłem
świadkiem i celem ataków niemieckich sztukasów ostrzeliwujących nas z niskiego lotu. Nigdy nie zapomnę
widoku rozerwanej kulami karabinu maszynowego przez lotnika z Luftwaffe młodej matki i płaczącego obok
niej małego dziecka.
Po powrocie do zdobytej już Warszawy spotkałem członków mojej rodziny z Pomorza, których wyrzucono z
mieszkań, niejednokrotnie bez możliwości zabrania nawet podręcznego bagażu. Od nich dowiedziałem się, że
Niemcy mają przygotowaną, prawdopodobnie przez "piątą kolumnę" mniejszości niemieckiej, listę
miejscowej, wielkopolskiej i pomorskiej inteligencji i systematycznie mordują polskich nauczycieli, lekarzy,
inżynierów, funkcjonariuszy administracji i księży.
Później nastąpił potworny okres terroru w Generalnej Guberni: zamknięte szkoły, godzina policyjna, stałe
łapanki, aresztowania i publiczne egzekucje na ulicach.
Pierwsi rozstrzelani w Palmirach to czołowi przedstawiciele warszawskiej inteligencji, m.in. dwaj moi
koledzy z gimnazjum. 18 września 1940 r. pierwsza wielka łapanka: wczesnym rankiem Żoliborz otoczony
kordonem Wehrmachtu (tak, tak, Wehrmachtu, tj. poborowej armii niemieckiej), Feldpolizei i żołnierzy,
lotników Luftwaffe. Przeprowadzano rewizje w każdym mieszkaniu, aresztowano wszystkich mężczyzn w
wieku od 16. do 65. roku życia nieposiadających dowodów pracy dla okupanta. Mój kuzyn, inżynier Leon
Gieysztor, i dyrektor mojego Gimnazjum im. ks. Józefa Poniatowskiego dr Kazimierz Lisowski, wówczas
zatrzymani, już kilka miesięcy później zmarli w obozie w Auschwitz. Wkrótce potem trzech moich kolegów z
klasy podzieliło ich los.
Wreszcie Powstanie Warszawskie. To ja byłem 5 września 1944 r. na barykadzie na ul. Świętokrzyskiej
atakowanej przez czołgi Wehrmachtu z pędzoną przed nimi polską ludnością cywilną w charakterze żywych
tarczy.
Wkrótce też dowiedzieliśmy się, że armia niemiecka wymordowała około 40 tys. kobiet, dzieci, mężczyzn,
starców - cywilnych mieszkańców Woli. Zginęła tam cała rodzina mego kolegi Janka Korewy.
Później zaś Niemcy przeprowadzili niespotykaną we współczesnej historii świata akcję wyrzucenia ze stolicy
dużego kraju, milionowego miasta Warszawy, całej ludności jedynie z podręcznym bagażem. Dużą jej część
wywieziono na roboty do Niemiec, część do obozów koncentracyjnych, a opustoszałe, ocalałe w czasie
powstania domy wysadzono w powietrze bądź spalono. Cały kilkupokoleniowy dobytek mojej rodziny został
zniszczony w wysadzonej po powstaniu naszej kamienicy.
Tak wygląda skrót mojej obserwacji uczestniczącej potwornej zbrodni niemieckiej sprawdzalnej w
autentycznym doświadczeniu mego pokolenia. Tę zbrodnię można przebaczyć, ale nie zapomnieć, tak jak
Żydzi nie zapominają swojego holokaustu.
www.radiomaryja.pl
Strona 2/7
Wina, kara, żal
Powstaje w tym miejscu problem osobowego zakresu winy. Obecnie powszechnie enigmatycznie mówi się o
odpowiedzialności "nazistów" (narodowi socjaliści). Tymczasem Hitler doszedł do władzy w legalnych
demokratycznych wyborach, i to wiele lat po publikacji w 1925 r. swego ludobójczego programu w książce
"Mein Kampf" oraz po wielu spektakularnych antyżydowskich akcjach NSDAP, jego narodowosocjalistycznej
partii. W plebiscycie w roku 1934 akceptującym autokratyczną władzę Hitlera jako Führera 90 proc. Niemców
głosowało "tak".
Idea tysiącletniej narodowosocjalistycznej Rzeszy Niemieckiej była entuzjastycznie akceptowana przez
większość społeczeństwa niemieckiego, a więc to nie tylko członkowie NSDAP (naziści), ale całe
społeczeństwo niemieckie było moralnie odpowiedzialne za wojenne zbrodnie i musiało odczuć sprawiedliwie
rozdzieloną powojenną karę.
Niklas Frank, syn Hansa Franka, zbrodniarza wojennego, gubernatora Generalnej Guberni, skazanego w
procesie w Norymberdze i straconego, trafnie stwierdził: "Wolno mówić jedynie o zbrodniach niemieckich...
Nie było przecież tak, że na froncie walczyli i popełniali zbrodnie tylko członkowie NSDAP. Albo że naziści
byli plemieniem z dalekiej Mongolii, które nagle pojawiło się w 1933 r., a w 12 lat później zniknęło. To
bzdura i wybieg. Narodowy socjalizm był wspierany przez nas, Niemców, i 90 proc. Niemców całkowicie
utożsamiało się z Hitlerem, antysemityzmem, agresją i tym wszystkim, co zostało wyrządzone później".
Zdzisław Krasnodębski, profesor niemieckiego uniwersytetu w Bremie, również pisze: "Zapomina się o tym,
jak bardzo niemieckie społeczeństwo utożsamiało się z reżymem Hitlera. Wystarczy sięgnąć po jakąkolwiek
ówczesną relację. Na przykład Wilm Hosenfeld, oficer Wehrmachtu, który ratował Władysława Szpilmana
(...), w początkowej fazie wojny daje wyraz ogromnemu zaufaniu do Hitlera jako do "najbardziej
altruistycznego w Europie"".
Trzeba też pamiętać, że Niemcy stosowali zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Za pomoc Żydom
mordowano całą rodzinę, a nawet i sąsiadów, a za zabicie jednego Niemca mordowano 10 niewinnych
Polaków.
Większość Niemców wybrała i akceptowała politykę ludobójstwa, bo oczywiście nie można uwierzyć, że nie
wiedzieli oni o zbrodniach Wehrmachtu, Gestapo i Sicherheitspolizei. Gigantyczna skala zbrodni
uniemożliwiała ich zatajenie. Zresztą były one zaprogramowane w książce Hitlera "Mein Kampf"
opublikowanej w wielomilionowym nakładzie i stanowiącej obowiązkową lekturę szkolną.
Wina jest więc udowodniona. Zwycięscy alianci organizują proces w Norymberdze. W Poczdamie ustalają
nowe granice Niemiec i Polski. Nasz kraj traci Kresy Wschodnie, a polska ludność zostaje przesiedlona na
tereny poniemieckie jedynie z elementarnym dobytkiem, tracąc własność swoich nieruchomości. Uchwała
"Wielkiej Czwórki" w Poczdamie przewiduje przesiedlenie (nie wypędzenie) pozostałej tam ludności
www.radiomaryja.pl
Strona 3/7
niemieckiej, wyraźnie polecając, ażeby ta akcja była przeprowadzona w sposób humanitarny, a więc nie tak
jak wypędzali Polaków Niemcy i Rosjanie.
Lato 1948 r. spędziłem na praktyce wakacyjnej w oddziale Narodowego Banku Polskiego w Koszalinie. Moja
praca polegała m.in. na załatwianiu spraw niemieckich klientów, którzy przygotowując się do wyjazdu,
wymieniali zarobione lub uzyskane ze sprzedaży swojego majątku złotówki na marki niemieckie. Tak
wyglądało tam "wypędzenie".
Więc model winy - kary jest już zaawansowany. Teraz musi nastąpić etap żalu, ażeby uzyskać przebaczenie. I
tu moje dalsze osobiste doświadczenie. Wizyta we wczesnych latach 70. na uniwersytetach niemieckich w
Heidelbergu i Spayer. Rozmowy z niemieckimi studentami, którzy chcą wiedzieć, czy możliwe jest
przebaczenie zbrodni, które popełnili ich rodzice. Są pełni świadomości i żalu za ich postawę.
Biskupi polscy przebaczają i sami proszą o przebaczenie za konieczność zastosowania dotkliwych kar w skali
społecznej. Kanclerz niemiecki klęka przed pomnikiem powstańców getta w Warszawie, a prezydent Niemiec
w 50. rocznicę Powstania Warszawskiego 1944 r. przeprasza za okrucieństwa okupacji. Ja sam, publikując w
1997 r. (drugie wydanie w 2008 r.) zbiór nowel bardzo pozytywnie ocenionych przez jednego z
najwybitniejszych polskich poetów Zbigniewa Herberta, w dwóch z nich promuję ideę pojednania i związków
kulturowych polsko-niemieckich.
Ankietowe badania udowadniają, że po Amerykanach, Francuzach, Włochach i Brytyjczykach Niemcy są
najbardziej akceptowanymi przez Polaków cudzoziemcami. Więc aksjologiczny proces: winy - kary - żalu za
grzechy i przebaczenia przez polską ofiarę jest zakończony.
Wydaje się, że marginesowe, szowinistyczno-rewanżystowskie środowiska Związku Wypędzonych nie
odgrywają istotnej politycznej roli. Możemy więc spokojnie budować bezkonfliktową europejską wspólnotę.
Demony przeszłości i genetyczna niemiecka tradycja "Drang nach Osten" i "Deutschland, Deutschland über
alles" zostały przezwyciężone.
"Marka" polskiego dziedzictwa narodowego w Niemczech
Niestety, począwszy od drugiej połowy lat 90. XX wieku, wraz z wymianą pokoleń, zaczynają się w
Niemczech odradzać niepokojące elementy przeszłości. Dochodzi do szowinistycznych, nawet śmiertelnych w
skutkach napadów na mniejszości narodowe. Rozprzestrzenia się też opinia pogardy dla Polaków, kształtuje
się zwyczaj telewizyjnych obraźliwych dowcipów o Polakach. Prasa niemiecka chętnie wyszukuje obrażające
naszą godność przypadki i kształtuje stereotyp Polaka pijaka, chuligana i złodzieja samochodów.
Rośnie rola rewizjonistycznego, odwetowego Związku Wypędzonych obejmującego Niemców, zarówno tych,
którzy mieszkali poza granicami Niemiec ustalonymi w traktacie poczdamskim, jak i Niemców imigrantów z
Azji, Afryki i oprawców niemieckich z Auschwitz, Treblinki czy gestapowców urzędujących w okupowanej
www.radiomaryja.pl
Strona 4/7
Polsce, a także potomków tych ludzi. Związek liczy około 2 milionów członków.
Sama przewodnicząca Erika Steinbach jest córką funkcjonariusza niemieckiego służbowo delegowanego w
czasie wojny do okupowanej Polski. Urodzona w czasie wojny na polskim Pomorzu w Rumi koło Wejherowa
mieszkała w domu wysiedlonej polskiej rodziny. Jako małe dziecko uciekła z całą rodziną przed Armią
Czerwoną i obecnie odgrywa rolę "wypędzonej".
Związek Wypędzonych - początkowo odgrywający marginesową rolę polityczną - został jednak po raz
pierwszy zaszczycony obecnością urzędującego kanclerza Gerharda Schroedera na jednym z dorocznych
zjazdów. Obecnie kanclerz Angela Merkel bierze już tradycyjnie udział w uroczystych zjazdach tej
organizacji i cytuje rewizjonistyczne tezy Eriki Steinbach, członka kierownictwa rządzącej partii CDU, jako
wyborczy program Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej.
Warto też przypomnieć, że Erika Steinbach głosowała przeciwko granicy na Odrze i Nysie w czasie
procedury łączenia wschodnich i zachodnich Niemiec. Jest też inicjatorem projektu budowy muzeum pamięci
o "wypędzonych" przez Polaków Niemcach jako symbolu cierpienia narodu niemieckiego w czasie wojny.
Niemieckie roszczenia
Równolegle z rozwojem Związku Wypędzonych rozwija się niemiecka akcja gromadzenia wyciągów z ksiąg
wieczystych nieruchomości poniemieckich pozostawionych na tzw. ziemiach zachodnich Polski i rejestracji
ich fotografii w internecie. Prowadzonych już jest obecnie szereg procesów sądowych dotyczących
rewindykacji nieruchomości poniemieckich z okresu licznej emigracji osób przyznających się w latach 70. do
narodowości niemieckiej i mających rodzinę w Niemczech Zachodnich. Warunkiem uzyskania zgody na taką
emigrację było zrzeczenie się posiadanych w Polsce nieruchomości na rzecz Skarbu Państwa, za które
otrzymywali odszkodowanie od rządu niemieckiego.
Niestety, w wielu przypadkach miejscowe władze terytorialne nie dopilnowały obowiązku dokonania
odpowiednich zmian w księgach wieczystych, co później uzasadniało sądowe decyzje o refundacji tej
własności byłym niemieckim właścicielom.
Faktem jest, że w nowej, już trzeciej powojennej generacji niemieckiej zaciera się poczucie winy i żalu za
wojenne zbrodnie niemieckie, a nawet sama świadomość ich istnienia. Przerażająca jest informacja z roku
2003, podana przez Katarzynę Kołodziejczyk, o reakcji Deutsche Presse Agentur (DPA - niemiecka agencja
prasowa) na jej interwencję w związku z podaną przez agencję informacją, że: "Niemiec, o polskim nazwisku
Galiński, stracił całą rodzinę w polskim obozie zagłady Auschwitz". Odpowiedzialny za publikację redaktor
oświadczył, że "autor tej informacji to młody człowiek, skąd miał wiedzieć, że to był niemiecki obóz".
Ta kłamliwa informacja stała się już swoistą praktyką szeregu publikacji zarówno w Niemczech, jak i innych
krajach. Stała powtarzalność tego zjawiska w RFN musi budzić poważny niepokój, trudno bowiem uwierzyć
www.radiomaryja.pl
Strona 5/7
w ich przypadkowość.
Zaczynają więc kształtować się w Niemczech zręby nowej upowszechnionej postawy społecznej w
poważnym stopniu nawiązującej do tradycji Republiki Weimarskiej. Po klęsce w I wojnie światowej, utracie
Pomorza Wschodniego, części Śląska, Alzacji i Lotaryngii oraz konieczności podporządkowania się
restrykcjom przewidzianym w traktacie wersalskim w Niemczech narastał ruch rewanżystowski. Był on
skierowany głównie pod adresem Polski.
Hans von Seeckt, szef armii Republiki Weimarskiej, w swoich wspomnieniach z 1920 roku pisał: "Polska
musi zniknąć i zniknie poprzez własną słabość i przez Rosję z naszą pomocą. Wraz z Polską upadną
najsilniejsze filary Traktatu Wersalskiego". Było to konsekwentne nawiązanie do opinii kanclerza Bismarcka,
który w 1872 r. twierdził, że "sto lat temu państwo polskie przestało istnieć, teraz chodzi o to, aby mowa
polska przestała istnieć".
Podobna atmosfera poczucia krzywdy i chęci rewanżu leżała u źródeł powodzenia Adolfa Hitlera. Obecnie,
po zakończeniu procesu winy - kary - żalu - przebaczenia, w obliczu potęgi gospodarczej odbudowanej przy
pomocy amerykańskiego planu Marshalla i sukcesu połączenia dwóch państw niemieckich w następnych
powojennych pokoleniach Niemców odradza się postawa nawiązująca do doświadczeń Republiki
Weimarskiej.
W sztuce i literaturze pojawia się nowa forma nacisku na eksponowanie krzywdy i cierpienia
"wypędzonych". To głównie Niemcy, podobnie jak Żydzi, są ofiarami mitologicznego nazizmu. Symbolami
cierpień wojennych mają być dwa monumentalne pomniki: już zbudowany w centrum Berlina pomnik
żydowskiego holokaustu i drugi zaplanowany pomnik "Widoczny znak" ku czci "wypędzonych" przez
Polaków Niemców z ich małej wschodniej ojczyzny. W ten sposób cierpienia ofiar są zrównane z cierpieniami
kata związanymi z karą za jego zbrodnie. W ten sposób łamie się sens całej drogi - od winy do odrodzenia przebytej przez pierwsze powojenne pokolenia Niemców.
Współczesna propaganda głosi, że Niemcy zostali skrzywdzeni przez aliantów, którzy okrutnie bombardowali
ich miasta, a Armia Czerwona wraz z towarzyszącą jej polską armią dopuszczały się okrutnych gwałtów,
zbrodni, których kulminacją było odebranie wschodnich terenów i nieludzkie wypędzenie przez Polaków
milionów Niemców z jednoczesnym rabunkiem ich materialnego dobytku.
Liczne książki, artykuły, filmy podgrzewają tę atmosferę. 29 maja 1998 r. Bundestag jednogłośnie uchwalił
deklarację, która nigdy nie została anulowana. Czytamy w niej: "Niemiecki Bundestag podziela pogląd rządu
federalnego oraz wszystkich poprzednich rządów federalnych, który wypędzenie Niemców z ich
oddziedziczonych ojczyzn, w związku z zakończeniem drugiej wojny światowej zawsze traktował jako wielką
krzywdę i jako sprzeczne z prawem międzynarodowym". Podobną opinię przedstawił prezydent Niemiec
Johannes Rau 6 września 2003 r. na zjeździe Ziomkostwa Śląskiego, stwierdzając, że "akt wypędzenia był
www.radiomaryja.pl
Strona 6/7
czynem bezprawnym".
Jest to oczywiście zapowiedź starań o formalną zmianę stanu faktycznego, na co w zakamuflowanej formie
zgodziliśmy się, dołączając do traktatu między RP i RFN o potwierdzeniu istniejącej miedzy nami granicy
podpisanym przez kanclerza Helmuta Kohla i premiera Tadeusza Mazowieckiego 14 lipca 1990 roku.
Wskazuje na to również list ministra spraw zagranicznych Krzysztofa Skubiszewskiego stwierdzający, że:
"Perspektywa wstąpienia Polski do Wspólnoty Europejskiej stwarzać będzie rosnące możliwości ułatwiające
również obywatelom niemieckim osiedlanie się w Polsce".
Narastające aktualnie w społeczeństwie niemieckim poczucie krzywdy grozi tym, że pragnienie
zadośćuczynienia zostanie zdominowane genetycznie zakodowaną świadomością swojej niezwykłej siły i
sprawności. Obecne badania naukowe rozwiązują konflikt: czy byt, czy pochodzenie kształtują świadomość
na rzecz priorytetu uzależnień genetycznych. Obawiam się więc, czy genetyczne obciążenia uzewnętrznione
tradycją potęgi Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, agresywności i ludobójstwa zakonu
krzyżackiego (historycznie pierwsze ludobójstwo chrześcijańskiej Europy: wymordowanie litewskiego
plemienia Jadźwingów), zdobyczy Fryderyka Wielkiego w rozbiorze Polski, inicjacji wielkich wojen
europejskich 1870, 1914 i 1939 r. nie będą przeszkodą w rozwoju zjednoczonej Europy wolnych i
równoprawnych narodów.
Prof. Witold Kieżun
Autor jest wybitnym teoretykiem zarządzania, profesorem Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania
im. Leona Koźmińskiego w Warszawie, przewodniczącym Fundacji "Ius et Lex", byłym żołnierzem Armii
Krajowej, uczestnikiem Powstania Warszawskiego odznaczonym Krzyżem Virtuti Militari przez gen.
Tadeusza Bora-Komorowskiego, więźniem sowieckich łagrów, byłym ekspertem ONZ pracującym z ramienia
tej organizacji w krajach afrykańskich.
www.radiomaryja.pl
Strona 7/7