Zadłużamy się coraz bardziej
Transkrypt
Zadłużamy się coraz bardziej
www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=101448 2009-11-02 Zadłużamy się coraz bardziej Wydawało się, że kryzys, który dotarł także do Polski, spowoduje szereg zawirowań na rynku finansowym, a głównie osłabi chęć Polaków do zadłużania się w niepewnych czasach. Jednak mimo informacji o rosnącym bezrobociu, pogarszaniu się koniunktury w wielu przedsiębiorstwach, kryzys nie zniechęcił nas do zaciągania długów. Bierzemy zarówno pożyczki w walutach obcych na zakup nieruchomości, jak i zadłużamy się na kartach kredytowych i na bankowym rachunku bieżącym. Teoretycznie zaciąganie długów, jeśli służy finansowaniu ważnych przedsięwzięć (zakup domu, samochodu, mebli, sfinansowanie edukacji), może mieć pozytywny wpływ zarówno na nasze rodziny, jak i gospodarkę. Jeśli jednak zadłużenie zaczyna przekraczać rozsądne rozmiary, staje się ogromnym problemem. W Polsce już tak jest, bo prawie 1,6 mln naszych rodaków ma problemy z regulowaniem swoich zobowiązań: nie są w stanie na czas spłacać rat kredytowych, a z czasem, gdy spirala zadłużenia narasta, mają kłopoty z regulowaniem opłat za mieszkanie, energię, bo brakuje im pieniędzy na podstawowe wydatki. Ryzykujemy więc wybuchem poważnego problemu społecznego, gdy banki zaczną masowo odbierać ludziom części ich majątku na uregulowanie długów. To także przestroga dla tych, którzy nie mają jeszcze zbyt dużych zobowiązań płatniczych, aby nowe pożyczki brali z rozsądkiem. Jeszcze w ubiegłym roku wydawało się, że zaostrzenie przez banki kryteriów przyznawania kredytów zarówno przedsiębiorstwom, jak i osobom prywatnym spowoduje osłabienie tempa przyrostu długów. Rzeczywiście, część przedsiębiorstw odczuła skutki bankowej polityki i nie dostała pieniędzy, co zmusiło je do ograniczenia choćby planów inwestycyjnych, ale gospodarstwom domowym banki wciąż chętnie pożyczają pieniądze. Z ostatnich danych Narodowego Banku Polskiego - za sierpień 2009 roku - wynika, że tylko w ubiegłym miesiącu wartość kredytów hipotecznych udzielonych osobom fizycznym wzrosła o 1,5 mld zł w stosunku do lipca (ogółem Polacy są winni bankom z tego tytułu ponad 203 mld zł). Wartość kredytów w rachunku bieżącym wzrosła o ponad 200 mln zł (do ponad 11,3 mld zł), a zadłużenie na kartach kredytowych ma już wartość ponad 14 mld złotych. Ponadto w sierpniu byliśmy winni bankom ponad 106 mld zł z tytułu innych pożyczek (np. kredyty konsumenckie, samochodowe itd.). Tak więc nasze zadłużenie zbliżyło się do kwoty 350 mld zł - a dotyczy to - podkreślmy - tylko długów osób fizycznych. Pożyczamy, nie oddajemy www.radiomaryja.pl Strona 1/5 Z danych publikowanych przez banki wynika, że rośnie wartość zagrożonych kredytów konsumpcyjnych i liczba osób zalegających ze spłatami rat. Takie problemy ma już około 1,6 mln Polaków, czyli o 300 tys. więcej niż przed rokiem. Banki wyliczyły, iż zagrożone spłatą kredyty (gotówkowe, na kartach kredytowych, ratalne) mają wartość 9 mld złotych. To aż 8 proc. wartości wszystkich udzielonych kredytów konsumpcyjnych. - Niby 8 proc. to jeszcze niewiele, nie przekraczamy przecież magicznej granicy 10 proc., ale te dane pokazują bardzo niebezpieczną tendencję, że Polacy mają kłopoty ze spłacaniem swoich długów. Kredyty konsumpcyjne zaciąga wiele średnio lub nawet mało zamożnych osób, nie zdając sobie sprawy z późniejszych konsekwencji. Tymczasem w przypadku kredytów hipotecznych, które zaciągają raczej ludzie zamożniejsi, wartość zagrożonych pożyczek to tylko 1 proc. wartości wszystkich udzielonych kredytów hipotecznych - mówi Kajetan Rafalski, doradca finansowy. Jego zdaniem, to także efekt tego, że banki nieco poluzowały wymagania stawiane drobnym kredytobiorcom. Poza tym mieszkanie dla Polaka to tak ważne i trudno osiągalne dobro, że jest gotowy ograniczyć wiele innych wydatków, byle tylko wygospodarować pieniądze na spłatę długu. W przypadku pożyczek konsumpcyjnych łatwiej jest podjąć decyzję o wstrzymaniu się z ich regulowaniem. Wiele osób jest przekonanych, że jak spóźnią się z jedną ratą, to nic się nie stanie. W następnym miesiącu to uregulują. Ale ich kłopoty narastają, raty się kumulują, więc biorą kolejny kredyt na spłatę tego poprzedniego, a potem następny na spłatę tego drugiego i tak w kółko. Łatwo wtedy wpaść w spiralę zadłużenia, tym bardziej że cały czas jesteśmy bombardowani ofertami banków i agencji finansowych, które wyczuły znakomity biznes w pożyczaniu pieniędzy na spłatę poprzednich długów - wyjaśnia Rafalski. Doradca przestrzega, aby nie ulegać tym mirażom, bo nigdy nie będzie tak, że jeśli jeden bank daje nam kredyt np. na 12 proc., to w innym banku chcą tylko 4 proc. odsetek. - Niższe raty przy kredycie konsolidacyjnym są możliwe, jeśli np. zaciągaliśmy poprzednie pożyczki na wyższy procent, a teraz stopy procentowe są niższe. Ale nie do tego stopnia, że np. zamiast kilku miesięcznych rat, których suma wynosi 2 tys. zł, dostaniemy z banku nowy kredyt, aby spłacić tamte wcześniejsze, a w dodatku teraz nasza rata będzie o 30 proc. albo i więcej niższa - tłumaczy Magdalena Wójtowicz, doradca kredytowy. O tym, jakie konsekwencje może mieć spirala zadłużenia, przekonał się Andrzej Seremak. Pieniądze pożyczone na samochód, nowy sprzęt RTV, komputer i meble spowodowały, że na początku 2008 roku Seremak musiał oddawać miesięcznie do banków ponad 1300 złotych. - Początkowo nie było z tym problemów, ale potem, niestety, żona straciła pracę, bo jej firma upadła. Znalazła po kilku miesiącach nową, ale o wiele gorzej płatną, pensja nie wystarczała nawet na spłatę kredytów. A mamy jeszcze spore wydatki na mieszkanie i codzienne życie. Musiałem więc zaciągnąć nowy kredyt na spłatę części poprzednich. Raty wzrosły o kolejne 200 złotych. W efekcie trzeba było szybko sprzedać samochód i pożyczać pieniądze od rodziny, aby nie stał nad nami komornik. Bankowi co prawda nic nie zalegamy, ale pewnie już nam nie www.radiomaryja.pl Strona 2/5 pożyczy pieniędzy, bo dla niego jesteśmy już niewiarygodni. A i my też nie mamy już ochoty do brania pieniędzy w banku - relacjonuje Andrzej Seremak. Podobne problemy mają setki tysięcy Polaków. Oblicza się, że ponad pół miliona z nas ma zaciągniętych po pięć kredytów, a ponad 100 tys. ludzi musi spłacać nawet 10 i więcej pożyczek. W poważne tarapaty finansowe wpadł też pan Grzegorz, 45-latek z Lublina. Prowadził do niedawna niewielką firmę, dość dobrze prosperującą. Nieźle zarabiał, więc banki chętnie pożyczały mu pieniądze nie tylko na działalność gospodarczą, ale także na wydatki konsumpcyjne. - Nie przejmowałem się tym, że co miesiąc oddaję bankom 7-8 tys. zł, bo było mnie na to stać. Ale przyszedł krach, straciłem prawie wszystkich odbiorców i moje dochody znacznie zmalały. Zakład stanął na krawędzi bankructwa, trzeba było zwolnić trzech pracowników, ciężko jest zarobić nawet na własne utrzymanie. Kredyty jednak muszę spłacać. Jak oddam to, co muszę, bankom, zapłacę ZUS i podatki, to zostaje mi 1500-1700 złotych. I tak cienko będzie jeszcze przez co najmniej półtora roku. Chyba że sytuacja gospodarcza się poprawi i moja firma znowu będzie miała więcej zleceń - mówi nasz rozmówca. - Już kilkanaście procent naszych kredytobiorców ma problemy z terminowym regulowaniem rat kredytowych i ich liczba, niestety, rośnie - zdradza nam pracownik jednego z oddziałów dużego banku w Kielcach. - Ludzie po prostu przeliczają się ze swoimi możliwościami finansowymi. Nie biorą pod uwagę tego, że cały czas rosną koszty utrzymania i przez to mają coraz mniej "wolnych" pieniędzy na regulowanie zobowiązań wobec banków. Nie biorą też pod uwagę tego, iż mogą stracić pracę. W ten sposób szybko można popaść w tarapaty finansowe - wyjaśnia. Psycholog Piotr Sierocki zauważa, że Polacy są bardzo naiwni w odbiorze reklam, także bankowych. Łatwo więc podejmują decyzje o zaciąganiu pożyczek. Ponadto duże znaczenie mają także nasze konsumenckie aspiracje: chcielibyśmy mieć lepsze samochody, telewizory, pralki, lodówki, meble, wyjechać w wakacje za granicę. A ponieważ niewielu z nas jest stać na takie wydatki z własnych oszczędności, idziemy po pomoc do banku. - Bank oczywiście pomaga, ale nie za darmo. I tego często nie bierzemy pod uwagę, ale liczymy, że jakoś to będzie - mówi Sierocki. - Obawiam się, że będziemy pożyczać coraz więcej, bo konsumpcyjną spiralę ciężko jest zatrzymać. Każdy chce przecież podnieść sobie stopę życiową. Prawdziwe problemy, także społeczne, dopiero mogą nas czekać, jeśli wzrosłaby znacznie ilość niespłaconych kredytów - zaznacza psycholog. Pożyczają też emeryci To, co może wzbudzać spore zaskoczenie, to fakt, że w gronie bankowych dłużników rośnie wyraźnie liczba emerytów i rencistów. Banki nie odmawiają im pożyczek, bo mają oni - co prawda nieduże - ale jednak stałe i pewne źródło dochodów. Tymczasem, jak wynika z danych Krajowego Rejestru Długów, od początku 2008 www.radiomaryja.pl Strona 3/5 roku do końca sierpnia 2009 roku liczba emerytów niespłacających na czas kredytów wzrosła ze 150 do ponad 214 tysięcy. Średnia wartość takich nieuregulowanych zobowiązań to prawie 5,3 tys. złotych. To bardzo dużo, zważywszy na fakt, że niewielu emerytów pobiera świadczenia w wysokości np. 1500 i więcej złotych. Wielu musi wystarczać kwota około 1000 złotych. Z danych Krajowego Rejestru Długów wynika też, że sporą grupę bankowych dłużników stanowią osoby w bardzo podeszłym wieku, 80- i 90-latkowie (najstarszy dłużnik miał 93 lata). Jak to wyjaśnić? Adam Łącki, prezes KRD, tłumaczy, że osoby starsze raczej nie pożyczają pieniędzy dla siebie, bo ich potrzeby konsumpcyjne są niewielkie. Emeryci zazwyczaj biorą kredyt wówczas, gdy okazuje się, iż bank odmawia pożyczenia pieniędzy synowi czy wnukowi, bo utracili oni zdolność kredytową. Tymczasem mają do spłacenia stare kredyty, a banki nie chcą udzielać nowych pożyczek i wtedy przydaje się babcia lub dziadek - wyjaśnia Adam Łącki. - Starsze osoby nawet nie kryją się z tym, że pożyczają pieniądze dla kogoś z rodziny. Często się zdarza, iż ta osoba, która ma dostać pieniądze, przychodzi z babcią lub dziadkiem do banku, aby pomóc w załatwieniu formalności. Gorzej, że potem zostawia starszą osobę z problemem spłaty zobowiązań - relacjonuje Wiesława Strzelecka, urzędnik bankowy. I podaje przykład 81-letniej kobiety, która niedawno pożyczyła w jej banku 2 tys. złotych. Pieniądze dała wnuczce, ale młoda kobieta nie spłacała kredytu. Gdy do emerytki został wysłany monit, kobieta przyszła do banku i drżącym głosem wyjaśniała, że kredyt miała spłacać w jej imieniu wnuczka, bo to jej dała te pieniądze. Trudno jej było zrozumieć, że dla banku to ona jest dłużnikiem, gdyż formalnie to jej bank pożyczył pieniądze. Wiem, iż ta pani spłaca co miesiąc po 200 zł, a wnuczka tych pieniędzy jej nie zwraca - opowiada Wiesława Strzelecka. Dla starszych osób problem z kredytem to ogromny stres, bo są one zazwyczaj dobrymi płatnikami: na czas regulują należności za czynsz, energię, wodę, telefon. Emeryci najpierw opłacają rachunki, dopiero potem dzielą pieniądze na inne wydatki. Nie chcą mieć żadnych zobowiązań, także wobec banku. Niestety, krewni nie zawsze biorą to pod uwagę i wręcz wyłudzają od nich pieniądze, wiedząc, że rodzice czy dziadkowie mają silne poczucie rodzinnej wspólnoty i są gotowi pomóc krewnym, nie spodziewając się, iż będą mieli z tego powodu kłopoty. Uwaga na karty Odrębnym, coraz bardziej widocznym problemem jest zadłużenie na kartach kredytowych. Plastikowy pieniądz ma już ponad 10 mln Polaków, bo banki stawiały niewielkie wymagania przy jego przyznawaniu. Oprocentowanie kredytu na karcie jest o wiele wyższe niż kredytu konsumpcyjnego. Dla banków to znakomity interes, oczywiście pod warunkiem, że klienci zadłużenie spłacają, a z tym jest już gorzej. Z oficjalnych danych wynika, iż tylko 38 proc. posiadaczy kart w terminie spłaca taki kredyt (rok temu było ich prawie 50 proc.). Poza tym plastikowy pieniądz oferują klientom także zachodnie supermarkety i Polacy www.radiomaryja.pl Strona 4/5 jeszcze bardziej się zadłużają. Rezultat jest taki, że na kartach mamy 14 mld zł zadłużenia, z czego już ponad 1 mld zł jest uważany przez bankowców za zagrożony niespłaceniem i ten współczynnik cały czas rośnie. Banki, co prawda, ostatnio zaostrzyły kryteria przyznawania kart kredytowych, ale problem jest wciąż poważny. W USA wielki kryzys finansowy zaczął się właśnie od problemów ze spłatami kart kredytowych, co dotyczyło milionów Amerykanów. Nam na szczęście aż taki kataklizm nie grozi, ale tylko dlatego, że poziom zadłużenia Polaka w stosunku do jego dochodów jest o wiele niższy, niż to było w przypadku Amerykanów. Niemniej przy zaciąganiu kredytów trzeba zachować ostrożność, bo to najlepszy sposób na uniknięcie problemów. Krzysztof Losz www.radiomaryja.pl Strona 5/5