pobierz - Dworek nad Bugiem

Transkrypt

pobierz - Dworek nad Bugiem
styl życia/moje siedlisko
podlascy
Europejczycy
rozmawiał:
Daniel Parol  zdjęcia: Bartek Kosiński  tekst: Justyna Franczuk
Choć pochodzą z południa
Polski, a 28 lat życia spędzili
za naszą zachodnią granicą,
prawdziwe szczęście odnaleźli
w Janowie Podlaskim. To tu
spełniły się ich marzenia o domu
i życiu wśród przyrody. Tu także
spełnią się zapewne kolejne, do
realizacji których pierwsze kroki
Benita i Zbigniew Zuzkowie
poczynili minionego lata.
78
kraina bugu · zima 2012
T
egoroczna aukcja arabów
czystej krwi w Janowie Podlaskim przeszła już do historii. To światowej rangi wydarzenie odegrało niebagatelną rolę
w życiu Benity i Zbigniewa Zuzków.
Oto do ich licznej zwierzęcej rodziny
przybył kolejny członek: klacz Benita.
— Mam teraz w domu dwie Benity — mówi pan Zbigniew, śmiejąc się
przy tym nieco rubasznie. Ma z czego, bowiem udało mu się nie tylko
spełnić wielkie marzenie żony, lecz
także udowodnić, że w życiu nie
ma przypadków.
Ta historia rozpoczęła się kilka lat
temu, kiedy państwo Zuzkowie zakupili ziemię w miejscowości Bubel
Grannie i rozpoczęli budowę dworku.
Przejeżdżającego obok niej dyrektora
janowskiej stadniny zaciekawiło imię
widniejące na tablicy informacyjnej.
Kiedy jakiś czas później w stadninie
urodziła się klacz, którą po matce
Bogini trzeba było nazwać imieniem
zaczynającym się na literę „B”, przypomniał sobie owo oryginalne imię
i w ten oto sposób źrebię nazwano
Benita.
— Cztery lata temu ta klacz była
tutaj na czempionacie, zajęła wtedy 4.
czy 5. miejsce. Byłem przekonany, że
nie najlepsze, ale okazało się, że bardzo dobre (śmiech). Podszedłem wówczas do dyrektora stadniny i spytałem,
czy mógłbym ją kupić. Odpowiedział,
że ona nie jest do sprzedania, bo lada
chwila rozpocznie karierę wyścigową —
wspomina nasz bohater. Sentyment
jednak pozostał, i kiedy okazało się,
że w tym roku Benita zostanie wystawiona na aukcji, dla pana Zbigniewa
sprawa była jasna: musi ją kupić. Tak
się też stało. Konkurencja z Belgii
odpadła w przedbiegach, zbita nieco
z tropu spotkaniem w cztery oczy z panem Zuzkiem, który na pytanie, czy
jest hodowcą, odparł nie bez kozery:
– Nie, ale ten koń nazywa się tak
samo jak moja żona, więc muszę go
kupić.
To zdarzenie to nie przypadek,
bowiem w życiu naszych bohaterów
jest wiele historii popierających tezę
79
moje siedlisko
o przeznaczeniu, w które głęboko wierzy pani Benita. Bo w którym miejscu
by dziś była, gdyby jako młoda kobieta
nie wyjechała wraz ze swoim przyjacielem Zbigniewem do Niemiec, tak jak
czyniła to większość Polaków w tych
trudnych czasach? Był rok 1981. Para
przyjaciół z Bielska‑Białej miała w planach kupienie dworku w Kieleckiem.
Potrzebowali pieniędzy, a najłatwiej
było zarobić na emigracji. Na Zachodzie mieli pobyć tzw. chwilę, ale czas
ich pobytu z kilku tygodni wydłużył
się do kilku miesięcy, w czasie których w Polsce wybuchł stan wojenny.
W wyniku tych zawirowań postanowili zostać na obczyźnie na stałe. Pobrali
się, mieli dobrą pracę. Z czasem każde
z nich otworzyło własną działalność
i tak mijał rok za rokiem. W 2003 roku
przyjechali na wschód Polski na trzydniowy urlop.
— Janów dla mnie to była tylko stadnina. W ogóle nie znaliśmy tych okolic,
na wschodzie Polski nigdy nie byliśmy.
Jak zobaczyliśmy te okolice, to się w nich
zakochaliśmy. Oczami wyobraźni widziałam tutaj siebie, stajnię i konia, którego będę miała właściwie w przedpokoju
80
(śmiech) — opowiada podekscytowana Benita Zuzek. Bo trzeba podkreślić,
że od najmłodszych lat była ona miłośniczką koni, na których jeździła
i w klubie jeździeckim w rodzinnym
mieście, i na warszawskim Służewcu.
Po kilku wspólnych przejażdżkach państwo Zuzkowie byli pewni, że znaleźli swoje miejsce na ziemi. Kiedy więc
dowiedzieli się, że tutejsze ziemie są
do sprzedania, nie wahali się ani chwili. Już po powrocie do Niemiec stali się
właścicielami podlaskich hektarów.
— Nawet nie wiedzieliśmy, który
dokładnie kawałek ziemi kupiliśmy. Zadzwoniliśmy do pana, którego poznaliśmy podczas pobytu, i powiedzieliśmy, że
kupimy to, co ktoś zechce sprzedać. Zgodził się właściciel tej działki. Dwa miesiące później jechaliśmy z nim do notariusza
i właśnie wtedy pokazał nam naszą ziemię — opowiada pani Benita i sama się
dziwi, że tak to wszystko się potoczyło,
tym bardziej, że zawsze zarzekała się,
że do Polski nie wróci.
W ten oto sposób Zbigniew i Benita
Zuzkowie zawitali na Podlasie. Z budową domu wiąże się jeszcze jedna przedziwna opowieść, która swoje początki
miała przed wielu laty. Pierwszą rzeczą,
którą pani Benita kupiła do niemieckiego mieszkania, była plastikowa podkładka z zimowym pejzażem. Tworzyły
go: zaspy śniegu, stodoła, a za nią drzewa, zachodzące gdzieś w oddali słońce,
wierzba, studnia i kawałek rozsypującego się płotu, na którym siedziała
wrona.
— Kolor całości był siny, metaliczny, taki typowy ponury zimowy dzień,
podczas którego nie spotka się nikogo
na dworze. Zobaczyłam tę podkładkę
i ona mnie tak zainspirowała, że ją kupiłam — wspomina nasza bohaterka. Kiedy na podkładce odcisnął się ząb czasu,
pani Benita schowała ją do kredensu,
przecierając tylko czasem podczas rutynowych porządków.
— Kiedy bryła naszego domu była gotowa, znów wyciągnęłam tę podkładkę,
popatrzyłam na nią i stwierdziłam, że
to coś niesamowitego, ale wiele rzeczy jest
takich samych: bryła, kierunek zachodu
słońca, drzewa, które są tylko na naszej
działce, a na sąsiednich ich nie ma. Przed
domem była wierzba, którą drogowcy
ścieli pod naszą nieobecność, ale jej korzeń jest do tej pory — mówi Benita Zuzek. Później okazało się, że na działce
jest też studnia, tylko że nie była wyciągnięta na powierzchnię ziemi. I jak
tu nie wierzyć w przeznaczenie?
Dziś państwo Zuzkowie mówią o sobie, że są podlaskimi Europejczykami.
Mieszkają w pięknym domu w otoczeniu przyjaciół, których tutaj znaleźli.
Zaliczają się do nich nie tylko ludzie,
lecz także zwierzęta. Minizoo u Zuzków tworzą: cztery koty, w tym dwa
będące pamiątką po pierwsze aukcji
arabów, na której państwo Zuzkowie
byli już pełnoprawnymi Podlasiakami
(pan Zbigniew znalazł je przy piekarni),
cztery psy mieszkające tu na stałe (trzy
podrzucone i jeden kupiony) oraz pies,
który mieszka we wsi, ale stołuje się
u Zuzków. Całość dopełniają ptaki, dla
których około stu mieszkań stworzyli
nasi bohaterowie.
— Oboje kochamy naturę. W lesie
na jednym drzewie wiszą po 2, 3 budki. Na domu też mamy budki i wiem,
kraina bugu · zima 2012
Minizoo
tworzą:
cztery koty,
cztery psy
mieszkające
tu na stałe
oraz pies,
który mieszka
we wsi, ale
stołuje się
u Zuzków.81
moje siedlisko
Najlepsze
lata naszej
­działalności
oddaliśmy
Niemcom, ale
to, co tam zaoszczędziliśmy,
z ­procentem
­zwracamy
­Polsce.
że będzie ich przybywać. Śpiew, który
słyszeliśmy tego lata, utwierdził mnie
w przekonaniu, że to wszystko miało
sens — opowiada pani Benita, a jej mąż
śmieje się, że to idealna wylęgarnia ptaków dla jego kotów.
Małżeństwo Zuzków nie okopało
się jednak we własnym szczęściu. To,
co kiedyś dostali, oddają z nawiązką.
— Najlepsze lata naszej działalności
oddaliśmy Niemcom, ale to, co tam zaoszczędziliśmy, z procentem oddaliśmy
Polsce, inwestując na Podlasiu — mówi
Zbigniew Zuzek. Prawda to niepodważalna. Dzięki pensjonatowi, który prowadzą, miejscowa ludność ma pracę,
a i okolice odwiedzają nie tylko tzw.
zwykli zjadacze chleba, lecz także twarze z pierwszych stron gazet, „od księdza do króla”, jak nazywa to doborowe
towarzystwo Benita Zuzek. Niedawno
odnowili mogiłę z 1920 roku, która
znajduje się na ich ziemi. Dzięki zaangażowaniu miejscowego stolarza udało się to zrobić w trzy dni. To nie tylko
uczczenie 28 Bolszewików i 2 Polaków,
którzy w niej spoczywają, lecz także
wspaniała lekcja historii i lokalnego patriotyzmu dla dzieci i młodzieży z pobliskich szkół, którzy tutaj przychodzą.
Benita i Zbigniew Zuzkowie szybko
wpasowali się w rytm życia podlaskiej
wsi i jej mieszkańców.
— Na Wschodzie ludzie są bardziej
odpowiedzialni, bardziej współpracują
z sąsiadami, mimo że z roku na rok jest
coraz gorzej. Niemieccy znajomi mówili,
że będziemy tutaj bardzo samotni, a tak
nie jest, w ogóle nie czujemy się samotni.
Mamy więcej czasu na kontakty i rozmowy z ludźmi niż wtedy, kiedy byliśmy
w Niemczech. Nadrabiamy to stuprocentowo. Nie ma mowy o samotności i o nudzie. Jest tu tyle do zrobienia, że brakuje czasu — podsumowuje Zbigniew
Zuzek.
— A gdybyście mieli państwo raz jeszcze podjąć decyzję? — pytamy na koniec.
— Wrócić do Niemiec? Nigdy w życiu — odpowiada bez wahania Benita
Zuzek.
— Osiedlić się tutaj? Na 200 procent
tak — wtóruje żonie Zbigniew Zuzek. 
kraina bugu · zima 2012

Podobne dokumenty