Nowy kierownik, stary znajomy 311 Pobrań
Transkrypt
Nowy kierownik, stary znajomy 311 Pobrań
STUDIUM PRZYPADKU Wyższa Szkoła Europejska im. ks. Józefa Tischnera Nowy kierownik, stary znajomy dr inż. Andrzej Ścibich Restauracja „Coś dla ciała - coś dla ducha” położona jest blisko centrum Kazimierza Dolnego. Stylowe wnętrze zdobią zdjęcia wybitnych muzyków jazzowych świata. Atmosfery dodają rozstawione wszędzie świece w kolorystyce czerwieni, pomarańczy i żółci, a kominek, dający ciepło w długie zimowe wieczory, zachęca do pozostania w tym miejscu dłużej. Zwłaszcza, że właściciele dbają nie tylko o atmosferę. Podawane potrawy i napoje są najwyższej jakości. Dodatkowo gościom zapewniana jest rozrywka o charakterze kulturalno-rozwojowym. Wieczorki poetyckie oraz wspólne czytanie powieści (często tych powszechnie zapomnianych lub mało znanych) przyciągają miłośników literatury. Spotkania z podróżnikami cieszą się zainteresowaniem osób marzących o dalekich wyprawach i odkrywaniu nowych lądów. Natomiast kameralne koncerty jazzowe oraz spotkania z muzykami ściągają melomanów. Do lokalu równie chętnie zaglądają turyści co mieszkańcy Kazimierza. Przez ostatnie pięć lat Marii i Grzegorzowi Stemplom udało się stworzyć w ich restauracji wyjątkowy klimat oraz zbudować zgrany, dziesięcioosobowy zespół, tworzony przez szefa kuchni – Edwarda Gruszkę, znanego w całym Kazimierzu Dolnym ze swojej kaczki pieczonej w jabłkach, dwóch pomocników kucharza – braci Darka i Janusza Maczków, barmana Przemka Dyrki, pięciu kelnerek – Oli, Krysi, Moniki, Uli i Hanki oraz pracownika, który odpowiadał za organizowanie wydarzeń w „Coś dla ciała - coś dla ducha” – Macieja Pietruszki. Restauracja nie wymagała już takiej uwagi ze strony właścicieli, dlatego też podjęli oni decyzję o zainwestowaniu oszczędności w otwarcie pensjonatu. Jednocześnie, Maria i Grzegorz, zadecydowali o przekazaniu zarządzania restauracją Maćkowi. Byli bardzo zadowoleni z jego dotychczasowej pracy – zawsze wszystko miał dobrze przemyślane i rozplanowane w czasie, świetnie dbał o promocję lokalu oraz rozbudował szeroką sieć kontaktów z ludźmi ze świata kultury. To dzięki niemu oferta kulturalno-rozwojowa była tak różnorodna i atrakcyjna dla gości. Jednocześnie wiedzieli, że Maciek zna się bardzo dobrze prywatnie z reszta zespołu, dlatego byli przekonani, że bez problemu z wszystkimi się dogada. Gdy na spotkaniu całego zespołu, właściciele poinformowali wszystkich o swojej decyzji (z Maćkiem omówili wszystko już jakiś czas wcześniej) nikt nie był szczególnie zaskoczony. Wszyscy pracownicy zaczęli gratulować koledze awansu i żartować sobie, że mają nadzieje, że nie będzie zbyt ostrym szefem. Jednocześnie zapewniali Marię i Grzegorza, że będą pomagać Maćkowi i z nim współpracować przy wszystkich zadaniach. Razem budowali markę restauracji od początku, dlatego dbanie o jej rozwój było dla nich tak ważne. Wszyscy traktowali ten lokal jakby był ich własny. Można wręcz stwierdzić, że niecodzienne zaangażowanie i bliskie relacje w tym zespole zadecydowały częściowo o popularności „Coś dla ciała - coś dla ducha”. Maciej Pietruszka, był mile zaskoczony propozycją objęcia funkcji kierownika restauracji. Nie spodziewał się, że tak szybko będzie sprawował stanowisko zarządzające, choć zawsze był przekonany o swoich zdolnościach organizacyjnych i liderskich. Wiedział, że sobie poradzi. „Muszę tylko zbudować sobie nowe relacje z zespołem” – pomyślał idąc pierwszego dnia do pracy po oficjalnym objęciu stanowiska kierownika – „Przecież nie mogę pozwolić, aby reszta zespołu mnie nie traktowała z odpowiednim szacunkiem i nie respektowała moich decyzji, gdyż znamy się od lat i nie jedno piwo razem wypiliśmy. Muszę od razu jasno wyznaczy granice”. Zaraz po przyjściu do restauracji Maciek poprosił cały zespół, aby tego dnia zostali pół godziny dłużej po zamknięciu lokalu, aby mogli omówić zasady wspólnej pracy. Jednocześnie poprosił kelnerki pracujące na rannej zmianie, żeby przyszły na to spotkanie – obie mieszkały dość blisko, więc nie robiły z tego problemu. Zdziwiły się jednak, że nowy kierownik czegoś takiego wymaga, chociaż wcześniej nigdy takiej potrzeby nie było. Najbardziej jednak zaskoczył ich sposób w jaki Maciak poinformował je o spotkaniu. „Ola i Krysia, bardzo proszę, abyście przyszły na spotkanie całego zespołu, chociaż jest to już po Waszych godzinach pracy. Będziecie mogły sobie te pół godziny odebrać jako wolne. Jako kierownikowi zależy mi na ustaleniu pewnych zasad”. Znali się przecież od dziecka, a on nagle zrobił się taki sztywny i oficjalny. Reszta zespołu uznała jednak, że się czepiają. „Maciek, chce pewnie po prostu oficjalnie powiedzieć, że ma nadzieje że pomożemy mu w tej nowej sytuacji i że wie, że może na nas polegać, bo znamy się wszyscy nie od dziś” – rzucił Przemek za baru. Nie zmienił zdania, nawet gdy Maciek odrzucił niemiło jego propozycję, aby zebranie połączyć z uczczeniem jego awansu. „To nie czas ani miejsce na prywatne przyjemności” – rzucił poważnie nowy kierownik. Gdy wszyscy klienci opuścili „Coś dla ciała – coś dla ducha”, żywo rozmawiając o czytanych tego dniach wierszach Wisławy Szymborskiej z tomiku „Widok z ziarnkiem piasku”, Maciek powiedział „Dokończcie najpierw swoje obowiązki, a potem odbędzie się nasze krótkie spotkanie”. Wszyscy popatrzyli na siebie skonsternowani. Miny mieli jeszcze bardziej zdziwione, gdy nowy kierownik, zaczął swoje oficjalne wystąpienie, podczas którego zachowywał się, jak obcy człowiek, który zaczyna zarządzać zupełnie nieznanymi ludźmi. Mówił o konieczności realizowania swoich obowiązków zgodnie z planem tygodniowym, przychodzenia punktualnie, nie tracenia czasu w pracy na prywatne rozmowy, ani nadmierną ilość przerw na papierosa lub kawę, patrząc jednocześnie wyraźnie w kierunku osób w zespole, które były znane z takich „przewinień”. Im dłużej mówił Maciek, tym atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Sytuację próbował rozładować Przemek wtrącając żartobliwe komentarze. Niemniej jednak po braku jakiejkolwiek reakcji ze strony Maćka zaprzestał dalszy prób. „Dziękuję za uwagę, jeśli nie ma pytań to uważam spotkanie za zakończone i proszę wszystkich, aby jutro zjawili się punktualnie w pracy” – zakończył Maciek i wyszedł z sali. Przez dłuższą chwilę panowała totalna cisza. Pracownicy nie wiedzieli, a co gorsze nie rozumieli co się właśnie wydarzyło. Po paru minutach każdy zebrał swoje rzeczy i poszedł do domu. „Woda sodowa uderzyła mu do głowy” – powiedział Przemek do Moniki i Uli, które podwoził do domu. „Miejmy nadzieję, że to chwilowe” – westchnęły kelnerki. Podobne myśli krążyły po głowach pozostałych członków zespołu „Coś dla ciała – coś dla ducha”. Niestety zachowanie Maćka w kolejnych tygodniach rozwiało ich nadzieje na powrót do normalności. Maciek wydawał kolegom i koleżankom oficjalne polecenia służbowe oraz unikał spotkań na gruncie prywatnym. Nagle między zgranym zespołem powstał grupy mur – z jednej strony był nowy kierownik, ale stary znajomy, a z drugiej reszta zespołu. Licząc jednak, że Maćkowi minie i zacznie zachowywać się normalnie, nikt nic nie powiedział właścicielom, którzy przy okazji co niedzielnego obiadu w restauracji lub przypadkowego spotkania na ulicy pytali się, jak tam sobie bez nich radzą. Dzień przed Sylwestrem wszyscy byli zajęci przygotowaniem przyjęcia dla pięćdziesięciu osób, które zdecydowały się spędzić ten ostatni w starym roku wieczór degustując wina z Francji, specjalnie zamówione na tą okazję, oraz słuchając muzyki jazzowej na żywo. Ula, która odpowiadała za zamówienie ciast na Sylwestrowy wieczór spóźniła się do pracy ponad godzinę, nikogo o tym nie informując. Maciek, od razu zauważył nieobecność dziewczyny, gdyż szukał jej zaraz po rozpoczęciu jej zmiany, aby się upewnić, czy wszystkie zamówione specjały zostaną dostarczone. Gdy Ula w końcu dotarła do pracy wyglądała jakby nie spała całą noc i ledwo stała na nogach. Nie zdążyła jeszcze się dobrze rozebrać, gdy Maciek poprosił ją do swojego gabinetu, czyli do małego pokoiku na zapleczu. Dziewczyna wybiegła od kierownika płacząc i schowała się od razu do łazienki. Gdy wreszcie się uspokoiła i wróciła na salę, wyglądała jakby miała zaraz zemdleć. Było jeszcze wcześni i gości było mało, a kierownik właśnie pojechał do hurtowni coś załatwić w kuchni zebrał się cały zespół i poprosił Ulę, aby wyjaśniła, co się stało. Okazało się, że Maciek zagroził jej obniżką pensji, jeśli nie przestanie się notorycznie spóźniać do pracy. Dodał przy tym, że rozumie, że znajduje się w trudnej sytuacji rodzinnej (u jej młodszej siostry wykryto pół roku wcześniej białaczkę), więc tym bardziej powinna pamiętać jak ważne jest, aby miała pieniądze na utrzymanie. „Co on sobie wyobraża! Myśli, że skoro zna nas i nasze problemy, to może nam prawić morały i pouczać jak mamy żyć i pracować?” – oburzyła się Hanka. Reszta przyznała jej rację. Wszyscy byli rozgoryczeni z powodu postępowania Maćka, zwłaszcza że dobrze wiedzieli, że Maria i Grzegorz tolerowali spóźnienia Uli, wiedząc jak bardzo potrzebna jest w domu oraz mając świadomość, jak dobrze realizuje swoje obowiązki mimo tych problemów. To przeważyło szalę i członkowie zespołu zadecydowali, że Przemek w pierwszym tygodniu stycznia umówi się na spotkanie z Maria i Grzegorzem, aby im powiedzieć o problemach z nowym kierownikiem. Wiedzieli, że Maciek będzie miał do nich żal, ale jednocześnie mieli dość tej napiętej atmosfery i bardzo zależało im na powrocie do dawnych, przyjaznych relacji w grupie. Tymczasem Maciek nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo dużo stracił wprowadzając swoje zasady i budując granice w relacjach z kolegami i koleżankami z zespołu. Po miesiącu na nowym stanowisku był przekonany, że sprosta wyzwaniu i przyczyni się do dalszego rozwoju „Coś dla ciała – coś dla ducha”. Już snuł plany na kolejny rok, gdyż nie wiedział, że zacznie się on dla niego od poważnej rozmowy z właścicielami restauracji.