Nie ma znaczenia, kiedy jedziesz w
Transkrypt
Nie ma znaczenia, kiedy jedziesz w
12 / PSZCZElARSTWO Z terenu JERZY PARTYKA - Mistrz Pszczelarstwa Jak wykorzystuję topiarkę słoneczną J ednym ze sposobów pozyskania wosku jest wytapianie go przy użyciu topiarki słonecznej. W czasie wieloletniej praktyki pszczelarskiej w różny sposób po~ski. wałem wosk z plastrów woszczyny. Gotowałem i wyciskałem pod prasą"- topiarką elektryczną typu "Tomer" oraz topiarką słoneczną. Doszedłem do wniosku, że topiarka słoneczna jest najbardziej ekonomicznym urządzeniem, ale przy pionowym ustawieniu plastrów, co umożliwia swobodne spływanie wosku. Wsad do topiarki przygotowuję w następujący sposób: 1. Na nasłonecznionej przestrzeni rozkładam kawałek grubej, czarnej folii, na której układam plastry woszczyny. 2. Po kilkunastu minutach na jednej z dwóch przygotowanych płyt (np. o wymiarach 2 x 40 x 50 cm) układam (po zmoczeniu jej wodą) plastry, które pod wpływem promieni słonecznych stają się miękkie. 3. Na płycie układam 4-5 plastrów, dociskam drugą płytą i stojąc na niej nogami, ugniatam. Zmoczenie płyty wodą przed ułożeniem piastrów zapobiegnie przyklejeniu się ich do płyty po sprasowaniu. 4. Tak przygotowany pakiet (jeszcze ciepły) kroję na trzy pasy (szerokość ich zależy od wysokości przestrzeni między szybą a wanną topiarki). 5. Pokrojone plastry układam w topiarce wzdłuż jej pochylenia, aby zapewnić dobry spływ wosku do pojemnika. W dobrze wykonanej topiarce i przy odpowiednim nasłonecznieniu temperatura sięga w niej nawet powyżej BO°C. Do swojej topiarki jednorazowo wkładam 30 piastrów. W celu sprawdzenia ilości wosku pozostającego w zboi~ nach z topiarki, poddałem je ~ obróbce w "Tomerze". Efekt :E był prawie zerowy. MAREK LASOCKI, politolog, prawnik Nie ma znaczenia, kiedy jedziesz w N igdy nie pisać książki, kiedy wystarczy strona, ani rozdziału, gdy starczy słowo. Ten aforyzm Georga Christopha Lichtenberga powinien stać się wytyczną dla pana Bartłomieja Malety ze Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego "Wolne Pszczoły", który w majowym ńumerze "Pszczelarstwa"/2016 skutecznie dowodzi, że nie ma racji, opisując relacje Apis mellitera - Varroa destructor, nie przedstawiając przy tym praktycznie żadnych, świeżych argumeptów. Nie chcąc zanudzać Czytelników powtarzaniem konstatacji zawartych w moim artykule "Polemika" w marcowym numerze "Pszczelarstwa"/2016, chciałbym tylko ad vocem wyciągnąć przed nawias kilka kluczowych faktów. Cytaty wyróżnione kursywą pochodzą z artykułu "Może sobie pan zażyczyć samochód w każdym kolorze, byle by był to czarny" pana Bartłomieja Malety. 1. Otóż doświadczenia ze świata dowodzą, że pszczoła miodna (Apis mellifera) posiada praktycznie dokładnie te same przystosowania do radzenia sobie z roztoczem, co pszczoła wschodnia. To stwierdzenie pana Malety jest z gruntu nieprawdziwe, niepoparte żadną ewidencją empiryczną, podczas gdy wiedza zawarta w każdym niemalże podręczniku pszczelarstwa - żeby nie szukać daleko - dowodzi, że pszczoła miodna w przeciwieństwie do pszczoły wschodniej nie wykształciła 'praktycznie żadnych mechanizmów higienicznych, które są w stanie obronić rodzinę pszczelą przed śmiertelną presją Varroa destructor. Kilka akapitów dalej mało konsekwentnie: Zgadzam się z Autorem "Polemiki", że mechanizmy obronne dzisiejszych pszczół są wykształcone na niskim poziomie. 2. Należy podkreślić raz jeszcze, że w wielu miejscach na świecie funkcjonują pasieki, które od lat nie stosują żadnych metod zwalczania roztoczy (nie tylko chemicznych, ale również mechanicznych, np. ramki pracy). Podobnie słyszałem o wielu niiejscach na świecie, gdzie nie kradną, nie biją i długo żyją. Chciałbym skupić się na polskiCh realiach i naszych warunkach klimatycznych. Nie chcąc wymieniać z nazwiska znam kilka przypadków podejmowania prób pszczelarzenia bez leczenia warrozy. Nieodmiennie po kilku latach kończyło się to tym samym - hekatombą w pasiece i zdruzgotanym pszczelarzem z bezsilnością obserwującym umierające na jego oczach rodziny pszczele, czy w wersji bardziej humanitarnej (dla pszczelarza i jego psychiki) - puste ule na wiosnę. PSZCZELARSTWO / 13 Moim zdaniem jakiego koloru masz samochód, złym kierunku ... 3. Przykładem może być choćby pasieka pszczelarza, który skontaktował się z naszym stowarzyszeniem. Odziedziczył ją po zmarłym członku rodziny i pasieką tą nikt nie zajmował się przez sześć lat. Według relacji owego pszczelarza pierwsze 4 lata przetrwało 5 rodzin z 50, natomiast jesienią szóstego roku żyło już 15 rodzin - nastąpiło więc samoistne zapszczelenie kolejnych 10 "martwych uli" przez rójki. Nie mamy absolutnie żadnej pewności, skąd te roje przyleciały i czy przetrwała choć jedna z tych początkowych piećdziesięciu rodzin. 4. Przywołane opinie świata nauki, które są cytowane w majowym artykule pana Malety oraz inne, do których można dotrzeć, bez cienia wątpliwości dowodzą, że pszczoła miodna bez leczenia warrozy nie da rady przetrwać dłużej niż kilka lat. 5. Autor z rozbrajającą szczerością przy~ znaje, że: Wcale nie jesteśmy pewni, czy ten krok na pewno przyniesie pożądany skutek, ale teoretycznie może zapobiec "rozszerzonemu samobójstwu". Teoretycznie komputer, na którym piszę może rozpaść się na atomy, a z prawdopodobieństem graniczącym z pewnością tak się nie stanie i dokończę pisać ten artykuł. Propozycję celowego załamania populacji pszczoły miodnej uważam za skrajnie nieodpowiedzial ną. 6. Słusznie wskazano, że Varroa jest gatunkiem inwazyjnym, niemniej jednak dziś już musimy go - niestety - uznać za naturalnego pasożyta pszczoły miodnej, choć historycznie takim nie był. Im większy błąd w założeniach początkowych, tym większe trudności w realizacji każdego niemalże przedsięwzięcia. Varroa destructor nie jest naturalnym pasożytem pszczoły, ale podkreślę to po raz kolejny, bo niezrozumienie tego prostego skądinąd faktu prowadzi do totalnego niezrozumienia relacji pszczoła miodna - warroza. Jest to gatunek alochtoniczny (inwazyjny). Przypomnę, że graniczną datą aby jakiś gatunek zyskał status kenofitu lub neofitu, jest data odkrycia Ameryki (sic!). 7. Obserwacje (porównaj doświadczenia opisane przez hodowcę pszczoły Elgon, Erika Osterlunda wskazują, że Varroa bądź to przyspieszyła cykl życiowy i reprodukcję, bądź to nauczyła się wchodzić do komórki pszczelej, gdzie przeczekuje potencjalne zagrożenie oddziaływania chemii (sic!). Zdanie to świadczy o zupełnym niezrozumieniu cyklu biologicznego roztocza. Nie musi on przyspieszać, bo ma wystarczająco dużo czasu, aby wydać płodne potomstwo. Nie nauczył się wchodzić do komórki, aby przeczekać leczenie, tylko wykorzystuje ją do rozmnażania się, niezależnie od tego czy rodzina pszczela jest leczona czy też nie. 8. Podsumowując, nie chodzi zatem o to, by pszczoły poddane selekcji naturalnej pozbyły się ze środowiska "stojącego w miejscu" pasożyta, ale o to, by oba gatunki zrównoważyły swoją relację w sposób, który umożliwiłby im obu przetrwanie. W każdym przypadku to zrównoważenie relacji oznacza śmierć rodziny pszczelej. Warto w tym miejscu przywołać przypadek kakapo (Strigops habroptila), największej papugi świata. Brak presji ze strony drapieżników w jej naturalnym habitacie doprowadził do zwiększenia masy ciała kosztem utraty umiejętności latania. Nie pomijając negatywnego wpływu człowieka na populacje tego ptaka, główną przyczyną drastycznego spadku liczebności tej papugi były właśnie gatunki inwazyjne:szczur polinezyjski (Rattus exulans), kot domowy (Felis catus), a w szczególnościgronostaj(Mustelaerminea), które zdziesiątkowały te ptaki na Nowej Zelandii i okolicznych wyspach. Gdyby, jak proponuje pan Maleta czekać na zrównoważenie tej relacji gatunek rodzimy - gatunek inwazyjny, mogiibyśmy dziś oglądać kakapo jedynie na zdjęciach, podObnie jak dronta dodo (Raphus cucu/latus), gołębia wędrownego (Ectopistes migratorius), sowice białolicą (Sceloglaux albifacies) czy inne ptaki i inne zwierzęta, które uległy śmiertelnej presji gatunków inwazyjnych (chciałbym w tym miejscu podziękować pani dr Iwonie Jesion z SGGW za zainteresowanie mnie gatunkiem kakapo). 9. Kirk Webster faktycznie traktuje roztocza jako "sprzymierzeńców" - sprzymierzeńców w prowadzonej systematycznie selekcji naturalnej, która eliminuje z jego pasieki osobniki najsłabsze, podatne na choroby, nieradzące sobie z bieżącymi warunkami środowiskowymi. Warroza jest w jego pasiece papierkiem lakmusowym nieprzystosowania. Czy także inne choroby pszczół, innych zwierząt i ludzi, należy uznać za efekt nieprzystosowania i poniechać ich leczenia. Trudno traktować pszczoły jak każde inne zwierzęta hodowlane, co swoją drogą jest częstym błędem decydentów w różnych gremiach zajmujących się tematem pszczół, ale jesteśmy poniekąd odpowiedzialni za to co oswoiliśmy i nie można zgodzić się na bezsensowną śmierć milionów pszczół w imię wątpliwego cudu "wolnej pszczoły". 1 O. Mam nadzieję, że wraz ze wzrostem świadomości ekologicznej ipszczelarskiej, przy zakupie matek będą oni wybierać te, mające już za sobą "wąskie gardło ewolucyjne", a nie te, które gwarantują "o jeden słoik więcej". Stanie się tak na pewno. Natychmiast po tym jak te matki ujrzą światło dzienne. Póki co, porzućmy mrzonki i róbmy to, co lubimy najbardziej - chodzenie przy pszczołach. Chciałbym na końcu poruszyć temat tytułu artykułu pana Barłomieja Malety "Może sobie pan zażyczyć samochód w każdym kolorze, byle by był to czarny". Otóż w pierwszej serii samochodu Ford T, w latach 1908-1913 dostępne były kolory: szary, zielony, niebieski i czerwony i co ciekawe, to auto nie było produkowane w kolorze czarnym (sic!). Ze swojej strony kończę tę polemikę, zachęcając Interlokutora do tego samego. Jak pisał Julian Tuwim: "Błogosławiony, który nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego w słowa. Bo czyż warto skoczyć w przepaść i rozwinąć skrzydła, by zaraz roztrzaskać się o skałę?" •