urszula ślusarczyk
Transkrypt
urszula ślusarczyk
Asymetrie III, 2015 – papier URSZULA ŚLUSARCZYK ASYMETRIE ZAPRASZAMY NA OTWARCIE WYSTAWY 25 WRZEŚNIA (PIĄTEK) 2015, GODZINA 18:00 wystawa czynna do 13.10.2015 * Urszula Ślusarczyk urodzona w 1968 roku. Absolwentka Instytutu Wychowania Artystycznego UMCS w Lublinie. Profesor Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, wicedyrektor ds. artystycznych i naukowych Instytutu Sztuk Pięknych UJK oraz Kierownik studiów doktoranckich. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Organizatorka konferencji i wystaw problemowych m.in. „Natura Natury” w latach 2001 oraz 2003/04. Autorka ponad 30 wystaw indywidualnych oraz uczestniczka kilkudziesięciu wystaw zbiorowych w kraju i za granicą, m.in.: Douai, Francja; Salon des PeintresPolonais, Antibes, Francja; Salon des PeintresPolonais, Paryż, Francja; Clearwater, USA; Kunst-OG FilosoficenterSolvognen, Dania; 4 InternationalesKunstsymposium, Kleinbreitenbach, Niemcy; „Terra In-Cognita”, Polscy malarze współcześni, DW (Deutsche Welle), Bonn, Magdeburg, Berlin; „Libro-Arte/Abierto”, Biblioteca de la Facultat de BellesArts, Barcelona; „Fragments” Hellada Art Center, Los Angeles, USA; „Meta Biel” FreiesMuseum, Berlin; Wystawa zbiorowa zagraniczna; "Simposio e inauguracion de la exposicionSianoja, Palacio de Albacin, Noja, Hiszpania. Zajmuje się malarstwem, rysunkiem i fotografią. * Ernest Malik Cisza Współczesna nam rzeczywistość otacza nas chmurą informacji i obrazów. Ikonosfera, albo inaczej – porządek wizualny, w świecie, z którym kontakt coraz intensywniej zapośredniczany jest przez media, rozrasta się niemalże na wzór struktur fraktalnych, od dawna przekraczając linię dotychczasowych horyzontów. „Płynna nowoczesność” obfituje w coraz rozleglejszą paletę narracji. Progresywny, kumulatywny model rozwoju technologii, nauk ścisłych, coraz istotniej wpływa na dziedziny całkiem od nich odległe. Sztuka, jak się wydaje, jest jedną z tych dziedzin, gdzie zakres problemów, paradygmaty, w ramach których poruszają się artyści, też stają się coraz rozleglejsze. Mimo że awangardowy model sztuki, którego jedną z cech było przekraczanie dotychczasowych jej granic, negowanie własnego statusu, a pośrednio – pogoń za nowatorstwem rozwiązań formalnych, już jakiś czas temu pokrył kurz historii, nie zmieniło to jednak, wspomaganej wykorzystaniem coraz bogatszej oferty nowych mediów, dynamiki pojawiania się kolejnych zjawisk, nieraz efemerycznych, naznaczonych tymczasowością, utrudniając jednocześnie definiowanie granic sztuki i zmuszając do nieustannego rozpoznawania ich wciąż na nowo, na podstawie ciągle aktualizowanych danych. Obserwując malarstwo Urszuli Ślusarczyk od lat, właściwie niemal od początku, miałem sposobność zauważyć pewien proces, który jest swego rodzaju przeciwieństwem owej pogoni za aktualnością, nieustannej zmiany, przenoszenia przez artystów metod i narzędzi zapożyczonych z innych obszarów na pole z dnia na dzień szerzej pojmowanej aktywności artystycznej. Wybrana przez nią tradycyjna technika, zajmująca nadal dość mocną pozycję w ramach rozległego i pojemnego znaczeniowo obszaru sztuk wizualnych, sama w sobie, co prawda, nie gwarantuje jej artystycznego votum separatum, jednakże to nie wybór medium determinuje jej myślenie o sztuce. Jest ono raczej narzędziem, coraz bardziej świadomie używanym przez artystkę. Obrazy malowane przez nią w ciągu ostatnich kilku lat, a szczególnie te najnowsze, prezentowane na aktualnej wystawie, są wynikiem konsekwentnego procesu redukcji, zarówno w sferze wizualnej, jak i w ramach samej techniki malarskiej. Od dawna, krok po kroku, rezygnując z formuły, w której natura lub jej fragmenty były punktem wyjścia dla bliskich abstrakcji form, składających się na jej malarskie decyzje, Ślusarczyk kieruje wektor swojej uwagi ku „rudymentom” – jak deklarowała przy okazji jednej z ostatnich wystaw. To podróż do miejsca, punktu granicznego, w którym to, co widziane na powierzchni obrazu, przestaje zasłaniać lub inaczej – nie odwraca uwagi od tego, do czego to malarstwo, z czasem sprowadzane do coraz prostszych, podstawowych środków, ma prowadzić. Te podstawowe środki to kolor, faktura, kompozycja. Składają się one raczej na rodzaj procesu malarskiej notacji, niż próbę ewokacji jakiegokolwiek wyobrażenia. Kolor ograniczony jest do minimum, do monochromatycznych z pozoru płaszczyzn o różnych odcieniach i temperaturach szarości, niekiedy bliższych bieli, rzadziej – w partiach podkreślających wertykalny charakter kompozycji – bliższych czerni. Nigdy jednak nie zostaje przez nią zapomniany, prawie nieobecny staje się jednak rodzajem trudnego do uchwycenia pośrednika emocji sygnalizowanych odbiorcy. Chropowata, nieregularna faktura, istotna jeszcze w pracach z cyklu Ślady czasu (z których jedna znajduje się w zbiorach Lubelskiej Zachęty), w najnowszych obrazach ulega – podobnie jak kolor – redukcji i wyciszeniu. Kompozycja wertykalna, przenosząca (jak pisała o niej Małgorzata Kitowska-Łysiak) perspektywę w niekończącą się pozaobrazową przestrzeń [...] sprawia, że obraz robi wrażenie kadru, fragmentu niewidzialnej całości 1. Pionowe podziały prac to, oprócz zarysu linii, także szczeliny łączące je w formy dyptyków, rzadziej tryptyków, niosące metaforyczny ładunek – jakby pęknięcia samej struktury tych obrazów. Kierują one uwagę dalej, właśnie poza obraz, niemal zachęcając do potraktowania go jako rodzaju zasłony. Redukcja środków, próba niejako usunięcia obrazu, poprzez minimalizację doznań czysto estetycznych skłania do refleksji, ale też paradoksalnie pozwala tym wyraźniej odczuć resztki zmysłowości koloru i faktury, dostrzec rolę podziałów kompozycyjnych. Czy ta „cisza” formalna pozwala „milczeć” tym obrazom? Nie ma tu przecież mowy o jakiejś czytelnej narracji. Czy i w tej sytuacji, jak mawiał Mies van der Rohe: mniej znaczy więcej? W tym wyciszeniu, świadomym ograniczeniu środków malarskich, Halina Rarot, pisząc o pracach malarki zgromadzonych przed dwoma laty na jej indywidualnej wystawie, doszukiwała się rodzaju reakcji na „postmodernistyczną estetykę nadmiaru”, przeciwstawiając jej „estetykę przezroczystości”, umiaru o wyraźnie etycznym i antynomicznym wobec kultury „ponowoczesnego cynizmu”, skupionej na pragmatycznym, konsumpcyjnym stosunku do rzeczywistości, charakterze 2. 1 M.Kitowska-Łysiak, http://www.culture.pl/baza-sztuki-pelna-tresc//eo_event_asset_publisher/eAN5/content/urszula-slusarczyk 2 H.Rarot, O przezroczystości, [w:] Przezroczystość, katalog wystawy, Galeria 72, Chełm 2011. O ile, na tak rozległe interpretacje, tak rozumiana „przezroczystość”, a może – przestrzenność tego malarstwa, jest zapewne otwarta, to w wypadku najnowszych prac pewniejszy jestem nieco innych kwestii. Ich autorka, organizując w Kazimierzu Dolnym i Janowcu seminaria i towarzyszące im wystawy zatytułowane Natura Natury (2001, 2003/2004), szczególnie zainteresowana była dialogiem artystów i teoretyków podejmujących problem relacji sztuki i natury, ale także sztuki traktowanej jako narzędzie poznania. Jednym z licznych stałych gości tych spotkań był profesor Wiesław Juszczak, który przekonany o takiej właśnie roli sztuki, w eseju sprzed dwudziestu lat pisał: Celem sztuki jest taki rodzaj poznania, który dotyka granic poznawalnego i stawia nas wobec tego, co niepoznawalne. I jeśli się traktuje sztukę jako drogę i obszar poznania, to traktuje się ją jako dziedzinę prawdy w sensie metafizycznym, a nie piękna rozumianego jako źródło „zadowolenia estetycznego” 3. Takie, po części heideggerowskie (być może anachroniczne, ale też znacznie bardziej uniwersalne wobec aktualnej polimorficzności sfery kultury) myślenie o sztuce, traktowanie jej jako fenomenu ukazującego to, co rzeczywiste, albo inaczej – to, co nieskryte, jest chyba również coraz bliższe artystce. Urszula Ślusarczyk sprowadza obraz do rodzaju przedmiotu, który jest nade wszystko efektem zapisu procesu. Jednak, mimo widocznej redukcji form, nie czyni tego z intencją, która przyświecała minimalistom. Frank Stella deklarował kiedyś: moje malarstwo jest tylko i wyłącznie tym co jest do zobaczenia. Obraz jest tylko i wyłącznie przedmiotem [...] To co widzisz, jest właśnie tym co widać 4. W przypadku ostatnich prac malarki jest chyba dokładnie odwrotnie, obraz ma raczej być – parafrazując Stellę – tym czym nie jest. Ma właśnie prowadzić w tę „pozaobrazową przestrzeń”. Obrazy Ślusarczyk, formalnie zakorzenione w wiekowym już nurcie sztuki nieprzedstawiającej, trudno też odczytywać, stosując na przykład kalki zaczerpnięte z tradycji awangardy początków XX wieku. Nie mają one bowiem prowadzić wprost „ku supremacji uczucia” lub „ku duchowości”. Prace te stają się coraz wyraźniej rodzajem notacji czasu, nabierają procesualnego charakteru. Zamiast tytułów pojawiają się już tylko kolejne numery prac. Struktura obrazów z początków malarskiej aktywności artystki oparta na relacji z tym, co dostępne zmysłowo – pejzażem, później inspirowana fragmentami architektury drewnianej, wypływająca z tradycji malarstwa materii, ustępuje powoli strukturze opartej na zupełnie innej korespondencji z naturą. Ten procesualny charakter bliski jest kontemplacyjnemu lub medytacyjnemu sposobowi przeżywania procesu twórczego, ale też staje się w pewnym sensie analogiczny do procesów zachodzących w 3 4 W. Juszczak, Występny ornament, [w:] Wędrówka do źródeł, Gdańsk 2009, s. 169-170. F. Stella, Questions to Stella and Judd by Bruce Glaser 1966, [w:] Theories and Documents of Contemporary Art. A Sourcebook of Artists’ Writings, red. K.Siles, P.Selz, University of California Press, Berkeley 1966, s. 99103, cyt. za: M. Hussakowska, Minimalizm, Kraków 2003, s. 20, naturze. Najnowsze obrazy Ślusarczyk powoli zbliżają się raczej ku naśladowaniu nie tyle natury stworzonej (natura naturata), co raczej natury tworzącej (natura naturans). Jednym ze śladów na drodze jej zainteresowania fenomenem czasu i jego zapisu w formie wywiedzionej z natury była wystawa z 2002. Wtedy artystka zdecydowała, że ekspozycja w Świątyni Sybilli zamiast obrazów będzie prezentowała drewniane obiekty, będące plastrami – przekrojami starych lip, powalonych przez burzę w parku okalającym Pałac Czartoryskich w Puławach. Nieregularne kształty ich przeciętych, zdeformowanych, dwustuletnich pni - materialny ślad ich istnienia zapisany w słojach, dojrzewający w ciszy - konfrontowały ze skalą czasu, trudną do uchwycenia w potocznym doświadczeniu. Tonda „wydobyte” z drzew stały się gotowymi obrazami o minimalistycznej formie, nie wymagały dalszych interwencji. To naturalne „mniej” domagało się „ciszy”, przynajmniej tej formalnej. Cisza zaprezentowanych na obecnej wystawie obrazów, także wynikająca z owego „mniej”, pozostawia w pewnym rozedrganiu, być może z pytaniem, które od zarania sztuki wobec niej się pojawia – czy rzeczywiście, jak to formułował Heidegger - „w dziele sztuki udziela się prawda” 5? Ernest Malik 5 M. Heidegger, Źródło dzieła sztuki [w:] Drogi lasu, tłum. J. Mizera, Warszawa 1997, s. 38.