Metapodziemia Kołyszący się nieregularnie płomień pochodni
Transkrypt
Metapodziemia Kołyszący się nieregularnie płomień pochodni
Metapodziemia Kołyszący się nieregularnie płomień pochodni omiatał złotym światłem wąski korytarz podziemnego labiryntu. Trzymając źródło światła blisko twarzy, Arhys czuł przyjemne ciepło na swoim ogorzałym policzku. Zapach palącej się smoły i drewna mieszał się z wilgotnym odorem zgnilizny zagrzybionych ścian i pokrytej odpadami podłogi. Prawa ręka mężczyzny pewnie trzymała rękojeść wspaniałego miecza. Szerokie niemal na dłoń ostrze o kształcie półksiężyca odbijało światło niczym najlepsze srebrne lustro. Misternie wygrawerowane na głowni runiczne inskrypcje skrywały sekret kunsztu mistrzów z Irughoor, legendarnych kowali-czarnoksiężników, o których mówiono, że hartują ostrza swych broni w krwi niemowląt składanych w ofierze bogu wojny. Powiadają, że tylko szaleńcy zapuszczają się do podziemi twierdzy Syll-Tyre, bastionu zbudowanego przed ponad tysiącem lat przez księżniczkę Kith i jej obłąkanych szamanów. Z górnej części budowli pozostały tylko fragmenty murów i dwie doszczętnie ogołocone wieże. Natomiast system podziemnych komnat i korytarzy strzegący sekretów minionej ery ciągle pozostawał wyzwaniem dla śmiałków chcących odkryć tajemnice z czasów Czarnej Wojny. Niezliczone pergaminy kronikarzy opisują wieloletnie zmagania Zjednoczonych Królestw z armią przerażających stworów – krzyżówek ludzi z bestiami, prowadzonych do boju przez szamanów bluźnierczego kultu sił chaosu. Arhys nie uważał się za szaleńca. Nieraz, czy to podczas wojen z barbarzyńcami w pokrytych lodem górach Północy, czy w mrocznych zakamarkach pustynnych fortec, podejmował się misji uznanych przez innych za niewykonalne. Przeszedł długą drogę, od dziecka najnędzniejszej dzielnicy Rathonu, przez targ niewolników i szkołę gladiatorów, aż do elitarnego oddziału gwardzistów Imperium. Zaczynał jako przymierający z głodu złodziejaszek, a obecnie tyko najzamożniejsi mogli pozwolić sobie, by wynająć go jako dowódcę oddziału najemników, zabójcę czy ochroniarza. Za każdy dzień swej pracy otrzymywał pokaźną sumę, która jednak szybko rozpływała się w okresach odpoczynku, w większość wydawana na piękne kobiety, jedyny poza sferą wojny obszar zainteresowań szorstkiego wojownika. Tym razem chodziło o wyprawę ratunkową. Grupa skrytobójców w towarzystwie jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego maga porwała córkę Talmona – jednego z najbogatszych kupców z Escarlon. Nikt nie zażądał okupu, więc wszystko wskazywało na to, że nastoletnia dziewica niezwykłej urody została uprowadzona, by służyć jako ofiara w krwawych obrzędach czarnej magii, mających na celu pętanie demonów lub przywoływanie żywych po śmierci. Trop wiódł do okrytych złą sławą terenów twierdzy Syll-Tyre i jej podziemi, stanowiących doskonałą kryjówkę dla wszelkiej maści odszczepieńców. Szelest ostrożnie stawianych kroków został przerwany przez nieprzyjemny chrobot. Stopa Arhysa rozdeptała leżący na podłodze fragment ludzkiej czaszki, tak stary, że rozpadł się na garść zielonoszarego pyłu. Wojownik doszedł do rozgałęzienia korytarza i, wiedziony intuicją, wybrał węższą odnogę, o wyraźnym spadku i wilgotnych ścianach. Nie przeszedł dwudziestu sążni, kiedy dostrzegł słabą, czerwoną poświatę dobywają się z podłogi na granicy światła dogasającej pochodni. Okropne, nieprawdaż? Osiłek spacerujący po lochu z mieczem, by uratować porwaną dziewicę – takie coś było dobre w czasach dziadka Howarda i jego Conana Barbarzyńcy, ale nie w XXI wieku. Współczesne opowiadanie fantasy powinno uwzględniać poziom wykształcenia i preferencji czytelników oraz zwalczać wszelkiego rodzaju szkodliwe stereotypy, jakich pełno w tego rodzaju literaturze. Coraz więcej czytelniczek sięga po opowieści fantasy. Dodatkowo wielu mężczyzn, zestresowanych ciągłym porównywaniem siebie, sflaczałego pseudo-yuppie do umięśnionego macho á la Conan, chętnie zobaczy w głównej roli przedstawicielkę płci pięknej. Zatem na początek warto zmienić płeć głównego bohatera. Każdy autor zna męczarnię wymyślania sensownie brzmiących imion. Z tego powodu użytecznym zabiegiem jest nadawanie męskim bohaterom imion zaczynających się na literę „a”. Gdy decydujemy się na zmianę płci naszego herosa, możemy od razu uzyskać żeńskie imię, zapisując męskie od końca, np. z Artura otrzymamy Rutrę. Nie przeszła dwudziestu sążni, kiedy dostrzegła słabą, czerwoną poświatę dobywają się z podłogi na granicy światła dogasającej pochodni. Nie przesadzajmy też ze stylizacją – jaki normalny człowiek wie, ile metrów liczy jeden sążeń? Nie przeszła czterdziestu metrów, kiedy dostrzegła słabą, czerwoną poświatę dobywają się z podłogi na granicy światła dogasającej pochodni. Zbliżywszy się nieco, mogła dostrzec otwór w podłodze o nieregularnych kształtach, do którego spływały strużki brudnozielonej wody. Łatwo rozpoznała źródło czerwonego blasku – to Hubba’Ur, czerwone grzybki o magicznych właściwościach, używane przez alchemików do produkcji broni zapalającej. Spotykano je niezmiernie rzadko, a ich zbieranie było nader niebezpiecznym zajęciem, gdyż rozpylone zarodniki Hubba’Ur powodowały paskudne oparzenia, a ich kontakt z oczami zawsze kończył się nieuleczalną ślepotą. Syhra powoli zsunęła się na dół, uważając, by nie dotknąć czerwonej grzybni. Znalazła się w szerokim korytarzu o postrzępionych ścianach z ciemnoszarego kamienia. Musiała to być najstarsza część podziemi – wydrążona przez krasnoludy jeszcze przez wybudowaniem twierdzy Syll-Tyre. Księżniczka Kith, po wymordowaniu pierwotnych mieszkańców, przekształciła kamienny labirynt w kompleks hodowli makabrycznych bestioludzi. Porastający ściany magiczny grzyb dawał na tyle silne światło, że Syhra zgasiła pochodnię. Jej wzrok był znacznie lepiej przystosowany do słabego oświetlenia niż oczy zwykłych ludzi. Zawdzięczała to pewnej przygodzie ze skorpiobazyliszkiem – nieliczni, którzy wychodzili cało ze spotkania z tym stworem, zyskiwali dar nadzwyczajnie czułego wzroku. Zdecydowana większość śmiałków kończyła jednak jako śniadanie bestii. Korytarz stopniowo rozszerzał się, przechodząc w rodzaj bezkresnej komnaty, wypełnionej nieregularnie rozrzuconymi kolumnami i fragmentami ścian. Syhra zamarła w bezruchu, słysząc odgłos podobny do skrobania. Przez chwilę panowała absolutna cisza. Gdy tylko wojowniczka poruszyła się, zdążyła w ostatniej chwili zauważyć błysk stali i wykonać unik. Zębate ostrze minęło jej głowę o dwa cale, uderzając w kamienną ścianę. Snop iskier na ułamek sekundy rozświetlił postać napastnika. Był to muskularny mężczyzna, prawie nagi, o ciele pokrytym przerzedzoną czarną sierścią. Skóra jego przedramion i stóp przypominała zrogowaciały pancerz, a lewa dłoń – ta, w której nie trzymał miecza – była uzbrojona w nieproporcjonalnie długie, zakrzywione pazury. Syhra sparowała drugi cios i odpowiedziała kopnięciem w krocze bestioczłeka. Napastnik wydał tłumiony syk i zgiął się z bólu. Półksiężycowe ostrze zatoczyło poziomy łuk. Ręka dzierżąca zębaty oręż została odcięta z taką łatwością, jakby to było źdźbło trawy, po czym stal z Irughoor głęboko przeorała brzuch mężczyzny. Bestioczłek stał przez chwilę, patrząc, jak wnętrzności wypływają mu na kolana, po czym zacharczał, przyklęknął i osunął się twarzą ku ziemi. Nie ukrywajmy – takie coś może się podobać pryszczatemu czternastolatkowi, ale nie bardziej subtelnym czytelnikom. Nie wypada nadużywać w powieści fantasy scen rodem z filmów gore klasy B. Nie oznacza to jednak, iż należy wyeliminować wszelką brutalność czy opisy konania krwawe niczym soczysty befsztyk. Chodzi o to, by rzecz umiejętnie podać – właściwie uwiarygodnić metafizycznie albo po prostu psychologicznie. Przedstawiając krwawe jatki jako krwawe jatki, tworzymy literaturę klasy B lub nawet C. Lecz jeśli dorobimy do nich właściwą ideologię – typu „odwieczny problem zła w naturze człowieka” – będzie już dużo lepiej. Gdy sięgniemy po argumentacje w stylu „bo bohater miał ciężkie dzieciństwo”, to sukces niemal murowany i możemy liczyć na przychylne potraktowanie przynajmniej przez redakcje kolorowych magazynów. Krwawe sceny są doskonałą okazją do przedstawienia psychologicznego portretu bohatera i motywów jego działania. W naszym przypadku, gdy mamy do czynienia z kobietą-wojownikiem, jest to szczególnie ważne. Są tu generalnie dwie opcje – pierwsza to świat, gdzie role są odwrócone, kobiety machają mieczem i pracują w magicznych wieżach, mężczyźni niańczą dzieci i opiekują się domem. Choć na pierwszy rzut oka wygląda to atrakcyjnie, to wiele tracimy, wybierając ten wariant, zwłaszcza jeśli chodzi o łatwe wprowadzanie błyskotliwych aluzji do naszej rzeczywistości. Znacznie bardziej użyteczna jest więc druga opcja – klasyczny świat, zdominowany przez wstrętnych, brutalnych mężczyzn, w którym bohaterka co krok musi udowadniać, że jest lepsza od tych mizoginicznych barbarzyńców. Złe doświadczenia z brzydką płcią są tu bardzo wygodnym elementem profilu psychologicznego bohaterki. Warto odwołać się w swych rozważaniach do pewnych nieśmiertelnych teorii – tradycjonaliści wybiorą Freuda czy Nietzschego, bardziej nowocześni np. socjobiologię czy feminizm. Wszelki synkretyzm jest, oczywiście, bardzo mile widziany. Syhra z lodowatą obojętnością patrzyła na konającego bestioczłeka. Tylko przez chwilę, gdy ich spojrzenia się zetknęły, wzbudzone obrazy z przeszłości przyspieszyły bicie jej serca. Zdarzało się to rzadko, tylko gdy z jej ręki ginął mężczyzna bardzo postawny, o czarnych włosach i dużych oczach, taki, który przypominał jej ojca. Nigdy nie uda jej się wymazać z pamięci scen, gdy on, potężny, nadużywający podłego rumu mężczyzna, miotał matką jak szmatą, gdy zmuszał dorastające córki do oddania swych ciał obleśnym kupcom, byle tylko zarobić na kolejną beczkę trunku… To już brzmi lepiej, ale nie do końca. Jeśli chcemy, by powieść miała szerokie grono odbiorców, nie należy nadawać bohaterowi rysów zbyt jednostronnych. Fundamentalizm jest niewskazany w żadnym skomplikowany – tym lepiej. wariancie. Im profil psychologiczny bohaterki bardziej Matki też nienawidziła, choć zrozumiała to później, dużo później. Gardziła nią nawet bardziej niż ojcem. Sama była jej przeciwieństwem. Matka, jak większość znanych jej kobiet, nigdy nie podniosła głosu, potulnie, niczym najpodlejszy niewolnik znosiła wszystkie upodlenia. Nie potrafił przeciwstawić się mężowi, nie potrafiła odejść. Dlatego też Syhra z podobną pogardą odnosiła się do uległych kobiet, co brutalnych, miotanych chuciami mężczyzn. Obie grupy były dla niej symbolem słabości. Gdy tylko ochłonęła, co nastąpiło bardzo szybko, ostrożnie ruszyła w prawo, w kierunku, z którego zapewne przyszedł spotkany bestioczłek. W dali ujrzała jakieś silniejsze źródło światła. Zbliżała się powoli, delikatnie stawiając każdy krok. Wreszcie dotarła do wejścia o łukowym sklepieniu, przez które można było zobaczyć wnętrze owalnej komnaty. Światło pochodziło z dużego znicza, na którym spalało się jakieś odurzające kadzidło, o czym świadczył charakterystyczny mdławy zapach i pełzający po podłodze biały dym. Wokół znicza stało czterech mężczyzn, podobnych do tego, którego wcześniej zabiła, aczkolwiek każdy z nich miał jakąś unikalną cechę krzyżówki z bestią – czy to masywne rogi, czy ogon podobny do tych, jakie mają skorpiony. Na drugim końcu sali widać było dwie niewysokie postacie szamanów, od stóp do głów odzianych w czarne togi z kapturem, tak, że nie można było dostrzec ich twarzy. Obaj, jakby niezależnie od siebie, intonowali niezrozumiałe inkantacje. Pomiędzy nimi tkwił wtopiony w podłogę czarny obelisk, do którego przywiązano nagie ciało młodej dziewczyny. „Straszny los czeka to dziewczę” – pomyślała Syhra, a w jej chłodnym sercu pojawiła się drobna iskra współczucia. „Mdli mnie na samą myśl, co te obrzydliwe bestię będą robić z jej ciałem, zanim zakończą swój krwawy rytuał... Czemu bogowie Światła pozwalają na coś takiego?” – dodała w myślach, mocniej ściskając rękojeść miecza. Nie, nie, nie! Zaczynało się dobrze, ale te ostatnie akapity – tragedia. Należy bowiem pamiętać o jednej rzeczy – w twórczości fantasy nie wolno stylizacji traktować zbyt dosłownie, bo wyjdzie nam utwór mocno niestrawny. Z grubsza chodzi o to, by nie otrzymać teksu staroświeckiego, by nie rzecz po prostu – obciachowego. Ze średniowiecza czy starożytności czerpać należy rekwizyty, scenografię, ale lepiej odrzucić całą resztę, zwłaszcza religię czy aksjologię. By nie było wątpliwości – dobra powieść fantasy jest jak amerykański film akcji – bohaterowie zawsze zachowują swój specyficzny, wyluzowany styl, zmienia się tylko sceneria. Dotyczy to zarówno płaszczyzny aksjologicznej, jak i poziomu wiedzy o charakterze, rzecz by można, technicznym… „Cóż, zapowiada się ciekawa impreza” – pomyślała Syhra, nie bez swoistej satysfakcji. „Miło byłoby popatrzeć, jak te pokraki użyją dziewczynki do stworzenia kolejnych krzyżówek. Szamani dorabiają do tego niezmiernie poważne teorie o siłach chaosu, a wszak wiadomo, o co chodzi – rozmnażaj się i walcz, geny i pięść – to jedyne, co się liczy. Niestety, stary Talmon oferuje za dużo pieniędzy za odstawienie córeczki całej, a szkoda…”. Przesada – ktoś by rzekł. W żadnym razie! Wręcz przeciwnie – do dopiero rozgrzewka. Naprawdę nie należy się przejmować pozornym bezsensem powyższej kombinacji – ludzie to kochają. Bohater fantasy musi być luzakiem, a operować słowem powinien jak połączenie mistrza hiphopowego freelstyle’u z cynicznym detektywem z czarnego kryminału. Gdy zgwałci kobietę, a potem zdekapituje, winien mruczeć pod nosem: „A mówiłem, że jak ją raz przelecę, to straci dla mnie głowę”. Z drugiej strony, warto się czasem pokusić o fragment delikatnie sugerujący głębię i oczytanie. Może to być parafraza cytatu z jakiegoś znanego dzieła literatury światowej, nadanie bohaterowi/bohaterce stosownego imienia, zastąpienie realistycznej magii latynoamerykańskim realizmem magicznym czy wreszcie nawiązanie do aktualnej wiedzy naukowej. Tutaj zgrabnie wpasuje się choćby odniesienie do genetyki. „Kiedyś nie będą potrzebowali takich sztuczek” – kontynuowała swe przemyślenia, delikatnie podsuwając się do wejścia. „Alchemicy rozpracują łamigłówkę, na podstawie której te całe mięsko pełza i myśli, i będą mogli robić takiego bestioczłeka, jakiego będą chcieli, spokojnie, bez nerwów – w głębi swoich wież”. Syhra w ciągu kilku sekund dokładnie zaplanowała strategię działania. Lewą ręką delikatnie sięgnęła za cholewę buta i bezszelestnie dobyła sztylet o wrzecionowatym ostrzu. Precyzyjnie oceniła odległość od wszystkich czterech mężczyzn i czas, jaki będą potrzebowali szamani, by zareagować. Zabić sześciu przeciwników to nie była zbyt trudna sztuka. Nie dla niej. Poświęcić nie więcej niż dwie sekundy na każdego – to już stanowiło pewne wyzwanie. Bestioludzie zostali całkowicie zaskoczeni przez wyłaniającą się z półmroku postać, która zaatakowała z precyzją jastrzębia i siłą lwa. Ostrze zakrzywionego miecza uderzyło w plecy pierwszego mężczyzny, odrąbując głowę, bark i lewe ramię. Kończąc mordercze cięcie, Syhra wykonała półobrót i sztylet poszybował w stronę jednego z szamanów, zagłębiając się po rękojeść w oku mężczyzny. Najpotężniejszy z bestioludzi, ten z ogonem skorpiona, rzucił się w stronę napastniczki. Dwuręczny topór, który pewnie dzierżył w dłoniach, miał ostrze tak szerokie, że mógłby rozpołowić konia. Ale jego atak trafił w próżnię. Praktycznie w tym samym czasie miecz z Irughoor najpierw odciął ogon, a potem, wędrując szerokim łukiem w górę, rozpłatał cielsko mężczyzny niemal na dwie części, tracąc impet dopiero w okolicach podbródka ofiary. Syhra cofnęła ostrze, równocześnie sięgając lewą ręką po kolejny sztylet. Już tylko trzech przeciwników, wciąż na wpół oszołomionych, patrzyło z przerażeniem na anioła śmierci, który tak skutecznie przerwał ich rytuał. – Ty głupia dziwko! – krzyknęła dziewczyna. Przerywamy na chwilę opis walki, chociaż wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wypada jednak udzielić pewnych wyjaśnień odnośnie ostatniego zdania. Otóż uwaga, iż powieść fantasy powinna przypominać amerykański film, była trochę nieprecyzyjna. Amerykańskie filmy lansują bowiem w miarę tradycyjne schematy fabularne, traktując zwykle widza jako wioskowego głupka, którzy jeszcze nie wyrósł z bajek o dobrych rycerzach i złych czarnoksiężnikach. Tymczasem, jak wcześniej zaznaczyliśmy, dobra powieść fantasy musi przeciwstawiać się takim obciachowym schematom. Każdy, kto kiedyś zapoznał się z jakże urzekającą psychoanalityczną interpretacją bajki o Czerwonym Kapturku, od razu wie, o co chodzi. Pole do popisu jest tutaj ogromne i nie trzeba się zbytnio wysilać – wystarcza najprostsze odwrócenie schematu w rodzaju: rycerz – tępy idiota i życiowy nieudacznik dorabiający ideologię do swoich kompleksów, smok czy czarnoksiężnik – naprawdę równy gość, z którym każdy by chętnie poszedł na piwo... Syhra zamarła, a ostrze jej miecza zatrzymało się dwa cale przed czaszką rogatego bestioczłeka. – Ty głupia dziwko! – powtórzyła dziewczyna, drżąc ze wściekłości. – Kto cię tu, kurwa, przysłał?! Wojowniczka lustrowała niepewnie zgromadzonych, cały czas przygotowana do błyskawicznego kontrataku. Dwóch bestioludzi cofało się powoli, opuszczając na ziemię trzymany oręż. Szaman zsunął kaptur i otarł pot z czoła. Podrapał się po pokrytym czerwonymi naroślami policzku, smętnie lustrując zalaną krwią podłogę. – Ale rozpierdziucha... – jęknął pod nosem, po czym zaczął niespiesznie odwiązywać dziewczynę od obelisku. Syhra westchnęła cicho, schowała sztylet do cholewy buta i usiadła na korpusie zabitego mężczyzny. Poczekała spokojnie, aż córka kupca narzuci na siebie leżącą za obeliskiem tunikę. – Nazywam się Syhra. Przysłał mnie twój ojciec, sądząc, że cię porwali – zaczęła. – Rety, jakiego ja mam durnego starego – odparła dziewczyna. – Teraz sobie o mnie przypomniał, wcześniej to nie można go było zmusić, by z tych swoich ksiąg nos wyściubił. Szaman podszedł do kadzidła, wygrzebał z kieszeni tuniki dwa zrolowane liście ziela Mar-Yhha, zapalił ich końcówki, po czym jeden podał dziewczynie, a drugim z miejsca się zaciągnął. Przyjaznym gestem zaproponował skręta Syhrze, ale ta machnęła tylko ręką. – Mar-Yhha źle na mnie działa, już za stara jestem – odrzekła. – Rzygam po tym, a przez tydzień sztyletem w słonia nie trafię. Mężczyzna w todze kucnął obok wojowniczki, przyglądają się przez chwilę szczegółom anatomicznym odciętej głowy pierwszego z zabitych bestioludzi. – Źle wyszło, kurde, wszystko przez te stereotypy – rzekł smętnie. – Karmią dzieci w szkołach jakimiś idiotyzmami o Czarnej Wojnie, a potem zwykły mutant nie ma się gdzie podziać, choć kobietki tylko marzą o takim kochanku… Córka Talmona podeszła do jednego z siedzących bestioludzi i zaczęła go drapać po owłosionych plecach. Mężczyzna zamruczał, a ona jęknęła z rozkoszy, tak, że nie wiadomo było, komu te pieszczoty sprawiają większą przyjemność. – Jej, ale oni maja boskie futerko – piszczała dziewczyna. – Jesteśmy taką agencją usługową – wyjaśnił szaman. – Pełny profesjonalizm, szeroki zakres świadczeń: aranżowane porwania, orgie, rytuały. Wszystko za odpowiednią opłatą, nawet magiczne zabawy, choć to cholernie drogie, bo kryształy many podrożały ostatnio na giełdzie energetycznej. „Na krzywego fallusa, jaka wtopa!” – pomyślała Syhra. „Kasa przepadła i jeszcze się wygłupiłam”. – Raz nawet klient za demonicę zapłacił – kontynuował mężczyzna. – I przywołaliśmy! Tyle że facetowi jaja urwała, no ale w tak ryzykownych kontraktach to się stosowną deklarację spisuje. Oczywiście jesteśmy też ubezpieczeni w dwóch bankach i gildii. Szaman zaciągnął się skrętem. Dziewczyna siedziała na kolanach bestioczłeka, szarpiąc włosy na jego piersi i uszach. – Macie ten sam problem, co ja – rzekła Syhra. – Podatków płacić nie chcecie, to się ukrywacie, i potem do takich sytuacji dochodzi, wszystko przez niedoinformowanie. – Płacimy podatki! – oburzył się szaman. – Tyle, że działalność jest, dla zachowania większej atrakcyjności, tajna. W księgach firm nie figurujemy, no i wszystko musimy robić sami, zero outsourcingu. Do klienta trafiamy przez naszych specjalnych akwizytorów. Doprawdy, rzadko się zdarza, by literatura fantasy zawierała przesłanie propaństwowe, zwracając uwagę na płacenie podatków i potępiając szarą strefę. Na szczęście aluzja jest tak delikatna i humorystyczna, iż żaden czytelnik nie potraktuje jej poważnie. Syhrze zrobiło się po raz drugi głupio. Wstała niezgrabnie i rozejrzała się po komnacie. – Na mnie już czas – rzekła. – Szkoda, że tak jakoś idiotycznie wyszło, ale sami rozumiecie, ja też przez to kasę tracę. – Zaczekaj – odezwał się szaman, gdy już stała przy wyjściu. – Ty niezła jesteś w tym machaniu mieczem. No, kurde, naprawdę niezła. Może byś chciała u nas pracować jako szef ochrony. Sama widzisz, jakie są kłopoty. Dwieście złociaków na miesiąc plus premia. – Rany, to Talmon dawał sto pięćdziesiąt… – Syhra odwróciła się pospiesznie. – Ojciec jest skąpy piernik – mruknęła dziewczyna. – Ale jak mnie zabierzesz z powrotem, to dostaniesz przecież i tę kasę… Tylko ja się jeszcze muszę pobawić! – Ty, a wiesz, że to niegłupia idea – wtrącił szaman. – Rozszerzony zakres usług, porwania, ale i aranżowane odbicia, reasekuracja… Teraz cholernie dużo wydajemy na ubezpieczenia, a tak to pewnie spore zniżki będą. – No dobra, więc czterysta i premie – odparła Syhra. – Droga jesteś, ale niech będzie! …Trzech ludzi mi zatłukłaś – westchnął. – Czterech… – poprawiła. – Aha, no tak… Odliczę ci ich od pierwszej wypłaty, jakiś porządek, kurde, musi być. Cóż – dodał, lustrując leżące na podłodze ciała – mimo drobnych problemów dzisiejszy dzień można chyba uznać za udany… Nam nie wypada w to wątpić. A przecież to dopiero początek – o perypetiach dzielnej Syhry i jej nowych przyjaciół można zapisać cała serię kilkusetstronicowych tomów. To jest właśnie urok kreatywnego podejścia do gatunku fantasy.