Polska albo śmierćHit!

Transkrypt

Polska albo śmierćHit!
Polska albo śmierć
Od hasła „Nicea albo śmierć” ważniejsze jest wyzwanie „Polska albo śmierć”
Janusz Wojciechowski
Poseł do Parlamentu Europejskiego
Platforma Obywatelska już porzuciła transparent z napisem „Nicea albo śmierć”, będący symbolem sprzeciwu wobec niekorzystnej dla Polski konstytucji europejskiej. Było wiadomo, że Platforma tylko żartowała, za żadną Niceę umierać nie będzie i wkrótce w pierwszym szeregu podąży na bój o wprowadzenie eurokonstytucji.
Koniec suwerenności
Platforma na szczęście Polską nie rządzi, ale jest główną partią opozycyjną. Jej pośpieszna kapitulacja bardzo osłabia Polskę w walce o jej interesy w Unii Europejskiej. A jest o co walczyć. Konstytucja Europejska w obecnym jej kształcie najbardziej osłabia właśnie polską siłę głosu, na najbardziej wzmacnia siłę głosu Niemiec. Konstytucja wprowadza też wspólną unijną politykę zagraniczną i wspólną politykę obronną, którą kraje członkowskie będą musiały akceptować bez zastrzeżeń. Po prosu milczeć i słuchać. Dla nas Polaków to będzie koniec suwerenności. Bo suwerenność państw wyznaczają przede wszystkim dwie polityki: zagraniczna i obronna. To są podstawowe atrybuty niepodległości. Wszystkich innych funkcji państwo może się pozbyć, przekazać tak jak w USA poszczególnym stanom czy jak w Niemczech poszczególnym landom, ale polityka zagraniczna i obronność musi pozostać w gestii jednolitych władz państwowych. Tych atrybutów nie oddaje się za żadną cenę, bo bez nich państwo nie istnieje, a w każdym razie nie istnieje jego suwerenność.
Umowy są święte
Co zatem Polska powinna powiedzieć w sprawie eurokonstytucji? Dokładnie to samo, co słyszymy w Unii po wielokroć – umowy są święte. Gdy w Parlamencie Europejskim walczymy o sprawy polskich rolników, na przykład o podwyższenie krzywdząco niskich limitów produkcyjnych skrobi ziemniaczanej czy mleka, słyszymy odpowiedź – przecież podpisaliście traktat akcesyjny, tam zapisane kwoty są święte. Ani kilograma więcej! Walczymy o ochronę polskich producentów owoców miękkich, żeby była równa tej, jaką mają producenci innych owoców w innych krajach – ależ skąd!, nie wywalczyliście tego w traktacie akcesyjnym, trudno, szanujcie własny podpis! Chcemy ułatwień dla Polaków na unijnym rynku pracy – nie ma mowy, trzymajmy się tego, co zostało zapisane w traktacie.
No to trzymajmy się tego, co zostało zapisane w traktacie!. A tam została zapisana Nicea, czyli taki system głosowania, w którym głos Polski czy Hiszpanii ma siłę prawie taką samą jak głos Francji czy Niemiec. Tam zostały zapisane mechanizmy zapobiegające zdominowaniu Unii przez najsilniejsze państwa. Tam zostało zachowane minimum szacunku i respektu dla suwerenności narodowej państw członkowskich. Tam nie ma wspólnej polityki zagranicznej ani obronnej, tam nie ma unijnego prezydenta ani unijnego ministra spraw zagranicznych. Taką umowę podpisał polski rząd, taką umowę zatwierdziło w referendum polskie społeczeństwo i tego się trzymajmy. Umowy są święte!
Wielka reforma prawa
Opór wobec unijnej konstytucji wcale nie oznacza, że Polska ma uchylać się od debaty o przyszłości ustrojowej Unii Europejskiej. Powinniśmy wziąć w tej debacie aktywny udział i zgłosić własne propozycje. Na przykład powinniśmy zgłosić postulat wielkiej reformy unijnego prawa. Coś na kształt przeprowadzonej w VI wieku reformy prawa rzymskiego przez cesarza Justyniana. Gdy już nie można było się rozeznać w niezliczonych, wydawanych przez kilkaset lat konstytucjach i edyktach, gdy prawo ówczesnego cesarstwa stało się kompletnie nieprzejrzyste i niejasne, cesarz Justynian powołał wielką komisję kodyfikacyjną, złożoną z prawników ze szkół w Bejrucie i Konstatntnopolu, którzy w kilka lat zaprowadzili w prawie rzymskim taki porządek, że świeci ono przykładem aż po dzisiejszy dzień i naucza się go na wszystkich uczelniach prawa. Unia Europejska też potrzebuje współczesnego Justyniana, bo tysiące rozporządzeń, dyrektyw i decyzji dawno już wymknęło się spod kontroli. Sam wielokrotnie doświadczam jak trudno jest ustalić obowiązujące unijne normy, których często nie wiadomo gdzie szukać, a jak się już je znajdzie, to są napisane tak, że trudno je zrozumieć, Język tych norm jest napuszony, pełen pustych zaklęć i sloganów. Z tym trzeba najpierw zrobić porządek, bo to dotyczy 450 milionów ludzi w całej Europie. Od tego bałaganu Unia naprawdę może się zawalić, nie z powodu braku konstytucji. Polskie prawo też
Nawiasem mówiąc to i w polskim prawie potrzeba Justyniana, bo przepisy tworzone są bez opamiętania. Kiedyś w Sejmie przeprowadziłem eksperyment ważenia prawa. Dzienniki Ustaw z 1990 roku ważyły skromne 4 kilogramy, dzienniki z 1996 roku już 11 kilogramów, a z 2002 roku aż 42 kilogramy!. Nie wiem ile ważą Dzienniki Ustaw z 2006 roku, nie sprawdzałem, ale zgaduję, że jeszcze więcej.. Legislacyjny taśmociąg ciągle przyśpiesza, Niemal codziennie uchwalana jest nowa ustawa, co godzinę powstaje nowe rozporządzenie, co siedem minut drukowana jest nowa strona Dziennika Ustaw. Zresztą jest to mechanizm wzajemnie powiązany. Unia tworzy nowe rozporządzenia i dyrektywy, kraje członkowskie dostosowują do nich swoje prawo i rozmnażają przepisy. Hasło dostosowania prawa do norm europejskich działa jak zaklęcie i usprawiedliwia każdą prawną bzdurę. Prawo rozrasta się ponad wszelką miarę i staje się całkowicie niezrozumiałe dla przeciętnego obywatela. Powstaje pole dla korupcji, bo łowienie ryb jest łatwiejsze w mętnej wodzie. Prawnicy w Polsce z rozrzewnieniem wspominają prawo II Rzeczypospolitej, zwięzłe, proste i zrozumiałe dla każdego. Przedwojenne roczniki Dziennika Ustaw bez trudu mieszczą się w jednym, niebyt grubym tomie. W takim prawie pola dla korupcji nie było.
A wracając na koniec do Platformy – może i mają rację, porzucając hasło Nicea albo śmierć. Mamy przed sobą ważniejsze wyzwanie – Polska albo śmierć. P.S. Piszę te słowa wracając z Brukseli i stojąc w gigantycznym korku samochodowym na granicy niemiecko­polskiej w Świecku.. Końca kolejki nie widać i wcale też nie widać, że Polska już jest w Unii Europejskiej, granica taka sama jak z Białorusią. Osobowe auta jakoś się przedrą (mam nadzieję), ale kierowcy Tirów będą tu stali wiele godzin, potem nieprzytomni ze zmęczenia powodują wypadki. Tym się najpierw trzeba zająć. Bez konstytucji Unia nie zginęła i nie zginie.