Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Kalefaktor cz. III
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
Dragotrim
– Opacie, nie widział może opat Ruckiego? – zapytał Ramnel, kiedy wszedł do
prezbiterium. Opat był starym człowiekiem, który jednak starał się regularnie golić wąsy i
brodę, aby nie kojarzono go z druidami. Z jakiegoś powodu nigdy ich nie lubił, niekoniecznie
z przyczyn ekologicznych.
– Dzisiaj go nie widziałem – odparł i na tym miało się zakończyć. Opat ogólnie miał w
sobie jakąś siłę, która uwolniona mogła przemycić dziesięć zdań w jednym wyrazie albo
zmusić kogoś do zaprzestania rutynowych czynności. Ramnel najchętniej zacząłby
machinalnie panikować, lecz w towarzystwie tak wysoko postawionej osoby zadecydował
się nie ryzykować.
– Bo widzi opat, stała się rzecz nieprzewidziana. Kostur zniknął z krypty…
– Wiem, już mi o tym doniesiono – mruknął staruszek, układając ręce w akcie modlitwy.
– Rucky zniknął w tym samym czasie co kostur. To… – przerwał na moment, żeby odnaleźć
odpowiednie słowo – nadzwyczaj interesujące. Chociaż nigdy nie spodziewałbym się, że…
– Bądź tak dobry i zamilcz. – Ramnel posłuchał się i przysiadł na małym stołku. – Problem
tkwi w tym, że nikt już za cholerę nie wie, po co tej kij był tam wetknięty. No bo po co on
tam był? Ja na przykład nie wiem, a chyba powinienem, skoro jestem przeorem zakonu,
któremu powierzono pieczę nad tym kawałkiem drewna…
Nastała cisza, jaka w typowej, zdobionej w witraże katedrze powinna panować przez
większość czasu. Rzeczywiście – klerycy doglądali kostura, sprawdzali raz na tydzień, czy
nadal nikt go nie ukradł, jednak wszystko czynili pod wpływem jakiejś tradycji.
– Jeżeli ten gagatek, palacz piecowy się tutaj pojawi, przywlecz go do mnie, bracie
Ramnelu. Jeśli naprawdę ukradł laskę, ukarzemy go, jak należy, ale również dowiemy się, co
tak naprawdę potrafi ta pałka.
– A jeśli nie przyjdzie? Może nie jest taki głupi… Zresztą, ten nicpoń Tom zachowywał się
dziwnie, kiedy wszystko relacjonował. Dostałby pewnie w skórę za to włamanie do
katakumb, gdyby oczywiście Rucky zaszczycił nas swoją obecnością
– Ta dziura przechodząca na wylot katakumb także nie wygląda ciekawie. Ech – westchnął
opat. – Noerniści się kończą. Ja się wypalam. Nie znamy nawet własnej historii – tu
Strona: 1/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
ponownie westchnął. – W dodatku te wścibskie matoły, które zginęły na własną prośbę. Nie
powinienem tak mówić o zmarłych, lecz spójrzmy prawdzie w oczy.
– A tak przy okazji – Ramnel miał już wyjść, kiedy coś go natchnęło – ktoś zabił chimerę.
– Tego typu wiadomości dochodzą do mnie ekspresowo, więc daruj sobie, bracie Ramnelu.
Próbuję w tejże chwili stosować ascezę, czy jak tam się to nazywało – opat ponownie złożył
ręce, wpatrując się w posąg Noerna. Twarz tego boga nigdy nie była w ludzkiej kulturze
specjalnie wyemancypowana – zawsze zakrywano tę część ciała hełmem.
W dawnych czasach, kiedy Noern objawiał się ludziom, nie nosił hełmu, ale gdy tylko ktoś
z okolicy usłyszał, że parę mil dalej z niebios zstąpił bóg, od razu wymyślał własną relację i
tym sposobem dawał natchnienie rzeźbiarzom i snycerzom, którzy rzeźbili boską postać,
dając jej najróżniejsze twarze. Po pewnym czasie Noern nie wiedział, czy wybudowany
ołtarz jest przeznaczony dla niego, czy może jakiegoś innego bóstwa. Stąd hełm.
Ramnel otworzył drzwi w jednym ze skrzydeł transeptu i do środka wysypał się stos
kleryków, mistyków, zaklinaczy i anielskich łączników. Opat zmierzył wszystkich wzrokiem
pełnym pogardy, lecz sama sytuacja jakoś nieszczególnie go zdziwiła po incydencie z
chimerą.
– Proszę wybaczyć, ale byliśmy ciekawi… – próbował wyjaśnić jeden z młodszych
zaklinaczy.
– Następnym razem poślę was do diabła dla własnej ciekawości tego, co się z wami tam
stanie – oznajmił zimno opat i już miał powiedzieć coś więcej, gdy przez sufit przebił się
Rucky, dzierżąc w dłoni lśniący kostur z cętkami.
Zakonnicy tępo wpatrywali się w całe zajście, aż w końcu postanowili rzucić się na
złodzieja, uniemożliwiając mu ucieczkę. Niestety zapomnieli przy tym, by nie podejmować
tej interwencji w równym czasie. Skutkiem tego była kupka nieudolnych ludzi, którzy
wyglądali, jakby bawili się właśnie w „kanapkę”.
Ramnel wybiegł z krzykiem. Opat rozluźnił palce i wystrzelił zaklęcie pnączy. Trzy zielone
łodygi próbowały owinąć młodzieńca, jednak natychmiast uschły. Drugie zaklęcie także nie
podziałało, ponieważ zaczarowane błoto zasychało na magicznej powłoce i rozpadało się na
miliony kawałeczków.
– Ja… Ja chciałem przeprosić – zaczął Rucky, ale któryś z zakonników w ostatniej chwili
zdołał zmaterializować nad kalefaktorem sporej wielkości głaz. Chłopak uniósł laskę w górę i
zmniejszył go do rozmiarów mrówki. Później w ruch poszły jeszcze stado szerszeni oraz
odłamki kryształów, ale nic nie zdołało drasnąć „napastnika”.
I nagle Rucky odleciał, wybiwszy drugą dziurę. Nie chciał tego, ale laska w jednej chwili
znowu wyczuła gdzieś zagrożenie. Wiedział, jak ten akt wyglądał, ale nie dano mu czasu na
wyjaśnienie czegokolwiek. Tak czy owak w pięć minut wydostał się z Fandaras. „Tej środy
na pewno nie będę miło wspominać” pisnął.
Tymczasem, kiedy większość Noernistów zdążyła dojść do siebie, opat wypowiedział kilka
niecenzuralnych słów, przez które jego asceza dobiegła końca (jeśli w ogóle się zaczęła).
– No dobrze – zaczął, podkreślając swe walory władczego głosu. – Czy w tym miejscu
znajduje się choćby jedna osoba, która ma jakieś pojęcie o tym kosturze?
Strona: 2/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Rękę podniósł najmłodszy z całej grupy magister odczyniania uroków.
– W Lithentarku czytałem pewną książkę. Wynikało z niej jasno, że niegdyś w Mindarze
dwudziestu pięciu najpotężniejszych magów zawiązało pakt przeciwko złu.
– Standardowa historia…
– Słucham, przeorze?
– Nie, nic. Kontynuuj – ziewnął staruszek, nie chcąc przyznać, że strasznie głupio słuchać
mu o historii własnego zakonu z ust osoby, której staż nie trwał nawet trzech lat.
– Potężny krasnolud Malayard był głównodowodzącym całym tym kręgiem. Magowie
postanowili, że tam, gdzie rozpocznie się jakaś wojna, oni natychmiast wkroczą, aby
pojednać strony albo zniszczyć tę stronę, której intencje są złe. I pewnie udałoby się im,
gdyby nie fakt, że Krąg Malayarda oprócz udoskonalania umiejętności magicznych powinien
był również uczyć magów moralności. Dochodziło do wojen na czary, a dużo magów zginęło,
walcząc ze sobą. Jedni oszukali Krąg i uciekli z wyniesioną wiedzą, a sam Malayard, widząc,
w jakim kierunku to wszystko dąży, rzucił się ze skał Ulgerind prosto w przeklęte mrozy
lodowych pieczar.
– A jaki to ma związek z nami? – opat rozpromienił się na samą myśl, że może jednak jego
autorytet nie został podważony.
– Otóż – kontynuował młodzik – zaufany sługa Malayarda, jeden z magów, minotaur o
imieniu Derkotus przejął obowiązki Malayarda i zachował przy sobie tylko tych godnych
zaufania. Razem z nimi zdziałał kilka ważnych rzeczy, na przykład powstrzymał atak ludzi
na podwodne miasto Qualipus. Ale najbardziej Derkotus i jego magowie są znani z
uwięzienia pewnej potężnej czarownicy. Została ona pokonana i zamknięta gdzieś w
Fandaras, a kostur minotaura został ofiarowany nam, abyśmy pilnowali go i nigdy nie
dopuścili do osłabnięcia zaklęcia. Jeśli kostur opuści granice tej krainy na długi czas,
Selonaza się uwolni.
„Selonaza” zadudniło w głowach zakonników. Zapewne też czasami macie takie przypadki,
kiedy w rozmowie pada konkretne hasło, a wy, pomimo iż przenigdy nie zastanawialiście
nad daną kwestią ani do końca tej kwestii nie rozumieliście, raptem doznawaliście olśnienia.
Co poniektórzy przebywający na ogromnej sali ze zdumieniem odkrywali, iż doskonale
wiedzą, kim była i być może nadal jest Selonaza. A była ona nieszczęściem i tragedią
przewyższającą śnieżyce i wichury.
– Niedobrze – stwierdził opat, drapiąc się po nagiej brodzie. – Ten gamoń pewnie już
nieraz wyleciał poza Fandaras…
– Tak, ale myślę, że nie zrobił tego specjalnie…
– Jesteś młody i mimo iż znasz historię zakonu Noernistów – którą ja zresztą też znam, tylko
wystawiałem cię na taką jakby próbę – nie próbuj zgrywać psychologa.
– To nie psychologia tylko wiedza magiczna. Bo widzi opat, Derkotus jako wielki mag mógł
swobodnie używać kostura, ponieważ jego moc przewyższała tę zawartą w środku laski. A
Rucky… raczej nie zna magii… Więc… laska sama nim kieruje.
– Ale dokąd go kieruje? – zapytał opat, ale potem się poprawił. – Znaczy się… wiem
Strona: 3/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
doskonale, gdzie ona go kieruje, tylko sprawdzam, czy ty wiesz… Tak… Ewidentnie tak
robię…
– Tam, gdzie panuje wojna.
– Naprawdę? To znaczy… Tak, oczywiście. Poprawna odpowiedź…
***
Przeor długo rozmyślał nad tym, jak sprowadzić Ruckiego do Fandaras. Skoro dowiedział
się tego i owego, mógł zacząć planować.
Jego całkiem dobrze trzymający się pradziadek (żył długo prawdopodobnie dlatego, że
miał krasnoludzkich przodków) opowiadał mu o tej rudowłosej, złej kobiecie. W tamtych
czasach mówiono na nią „sukub w ludzkiej skórze”. Mężczyzn potrafiła powalić samym
głosem i obietnicami. Demony zaś bały się jej sprzeciwiać, nic więc dziwnego, że nawet
Krąg Malayarda nie potrafił dojść do porozumienia w kwestii jej zabicia. Ponoć jakiemuś
magowi kiedyś udało się przebić jej pierś mieczem, ale jej dusza pod ciemną postacią
natychmiast wyszła z martwego ciała i opętała czarownika, pożarła jego żywot, oblizując
wargi, i tak przekształciła jego ciało, że zamieniło się ono w kopię tego, które oszpecił.
Wojna… Okropna rzecz. Opat nie uważał, aby drobne konflikty zbrojne od razu wrzucać do
jednego kotła z długoletnimi podbojami w imię własnej wyższości, lecz wojna go przerażała.
Nie wiedział, czy bardziej z powodu tego, iż nigdy w żadnej nie uczestniczył, czy może z
powodu jego umiarkowanego pacyfizmu. Choć do ucisku czarownic się przyzwyczaił…
W każdym razie wojna działała na kostur minotaura jak magnes.
„Eureka!” wrzasnął starzec i natychmiast wybiegł ze swojego pokoju, zapominając o bólu
w krzyżu nękającym go od wielu lat. A kiedy zwołał wszystkich podwładnych, uniósł palec w
górę i dumnie oświadczył:
– Zainicjujemy wojnę!
Twarze zakonników opuściły szczęki.
– Niby z kim mamy walczyć? – zapytał ktoś z tłumu. – W sumie znalazłoby się kilku orków,
goblinów albo przynajmniej koboldów na naszych ziemiach, ale nie nazwałbym tego nawet
potyczką.
Przeor z błyszczącymi, szklanymi wręcz oczami nie zwrócił uwagi na inne komentarze i
zadecydował:
– Jutro wszyscy przebieramy się w zbroje, bierzemy bronie, dotyczy to również wieśniaków.
Wszystkich. Następnie podzielimy się na dwie strony i będziemy udawać, że walczymy.
Potraktujcie jutrzejszy dzień jako festyn z grami i zabawami – słowa przeora stawały się
coraz mocniej przesiąknięte nutką samouwielbienia.
– Zwariował na starość – szeptali bracia, kiedy upewnili się, że staruszek wyszedł z
Strona: 4/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
budynku.
– Mamy z dnia na dzień zorganizować coś takiego? Uroczystość Święta Bakłażanów
przygotowujemy co roku ponad dwa tygodnie, a teraz musimy wykonać tyle roboty z dnia
na dzień…
– E, tam. Selonaza pewnie już nawet nie żyje.
– Tak czy owak bierzmy się do roboty, bo inaczej chłosta nas nie ominie.
***
W tym samym czasie Północny Fandaras pod czujnym okiem Ceneris i jej chowańca
Mateo przygotowywał się zbrojnie. Ceneris siedziała na dachu baszty i zastanawiała się, co
jeszcze powinna zrobić.
Cztery armie ożywieńców maszerowały to w lewo, to w prawo. Stratedzy mówili, że tak
właśnie powinny wyglądać przygotowania, to jest: powinny wyglądać tak, żeby żołnierze jak
i inni zamieszani w wojenne przygotowania dawali z siebie maksimum. Broni wykuto pod
dostatkiem, armie zgromadzono bardzo szybko, czary pieczołowicie przygotowano, toteż
jedynie maszerowanie z pozycji na pozycję miało jakiś głębszy sens. Choć też nie do końca,
gdyż niektóre szkielety w zadyszce gubiły kości.
Na każdy oddział przypadał jeden utalentowany kościej – istota wyżej postawiona niż
szkielet i ghul. W skład armii wchodziło także kilkanaście koboldów oraz trzydziestu
najemników, którym obiecano spore łupy za udział w walce.
W czwartkową północ kościani strażnicy mieli wyprowadzić z lochów wilkołaki, tak więc
należało zaatakować błyskawicznie, aby słońce nie odmieniło ich ze zwierzęcej formy.
Ponadto w boju oczywiście miały walczyć wiedźmy i wszelakie chochliki tudzież demony
przez nie przyzwane. Chimery nie wchodziły w skład armii, ponieważ ich wytresowanie
należało do niezmiernie kosztownych. (Jak to się mówi: najtrudniejszy pierwszy krok. I
rzeczywiście, większość treserów nie podołała na samym początku, zjedzona przez te
stworzenia. Kiedyś chimery kupowano z gorącej Dalmezji, kiedy to stworzenia te miały
około dwóch do trzech tygodni. Teraz trudno takie znaleźć na czarnym rynku).
– Czy Zdzisława ustawimy na pierwszej linii? – zapytała gruba i brzydka jak noc Hurelda,
przywoływaczka i łączniczka pomiędzy wymiarami.
– To bez znaczenia – powiedziała Ceneris. – Na pewno jednak przy wyjściu Selonazy z
podziemnego więzienia Zdzisław powinien stać u naszego boku jako godny reprezentant.
Niech Selonaza wie, że i my wybiłyśmy się ponad przeciętne metody.
***
Strona: 5/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Na Jałowych Ziemiach, brązowej ojczyźnie zielonoskórych, stał Wulkan Tytanów. W tym
oto wulkanie w pocie czoła pracował bóg Vulcus, a właściwie jego cyklopy i uwięzieni – jak
sama nazwa wskazuje – tytani.
Kostur przywiódł Ruckiego właśnie w to, a nie inne miejsce. Chłopak widział już mordekila
i namolnego potwora morskiego, ale w tej chwili czuł, iż czeka go coś o wiele gorszego.
Wylądował za potężnym miechem, a raczej ogromnym cyklopem, który wprawiał go w
ruch.
– Przepraszam uprzejmie, czy wie pan może, gdzie zasiada niejaki Vulcus? – słowa
wychodziły z jego ust mimowolnie. Magia zmuszała go do posłuszeństwa.
– Musisz zejść tamtymi schodami – wskazał. – Potem skręcasz w lewo, znowu w lewo, a
potem w prawo, aż pojawi się ognista ściana z wejściem do jego rezydencji.
– Dziękuję.
Cyklopi chyba nie bardzo przejmowali się ewentualnymi intruzami – to wręcz odwrotne
zachowanie w stosunku do tych cyklopów, które chadzały wolne po Kontynencie. Walili
młotami w to, co znajdowało się na kowadle, i nie interesowały ich inne kwestie.
Tak, jak pokierowano nieszczęsnego Ruckiego, tak doszedł na miejsce. Ognista ściana po
środku prezentowała przejście, lecz wzdłuż czerwonego dywanu zamiast zawziętych
paparazzi wbito po piętnaście palisad z rozognionymi czaszkami.
– Miło… – Rucky kilka razy prawie wyrwał się zwodniczej mocy, ale ta cały czas
podporządkowywała go sobie.
Na tronie siedział mężczyzna w brązowym hełmie i o znacznej muskulaturze. Co prawda
sprawował on pieczę nad wulkanami i kowalstwem, jednak ostatnie wydarzenia, związane z
wojną z niejakim szlachcicem Chaosem pogorszyły jego wizerunek. Poszedł nawet do
psychologa w tej sprawie. Ten polecił mu odnalezienie jakiegoś nowego centrum własnego
„ja”. No i odnalazł.
Przy tronie leżał jego – jak Vulcus postanowił go nazwać – Gitaropór: połączenie gitary z
toporem. Ponoć wszystkie kobiety od razu rzucały kluczami do pasa cnoty, gdy Vulcus
wygrywał im ostre ballady.
Kobiety znajdujące się obok niego raczej wielbiły go z przymusu albo dla chęci
zwiększenia prestiżu. „Byłam nałożnicą boga wulkanów, słuchałam jego muzyki. Czemu
więc nie miałabym wygrać tego castingu?”. Niestety, te rządne sławy młode dusze nie
wiedziały, że jeśli Vulcus się nimi znudzi, to trafią do lawy jako ofiara, aby ukoić łakomstwo
tytanów i przebłagać ich, aby nie wychodziły na zewnątrz.
Dzisiaj przyszła właśnie kolej na ofiarę. Miała nią być pewna hojnie obdarzona przez
naturę blondynka. Jak możecie się domyślać, darła się wniebogłosy, kiedy to cztery cyklopy
trzymały ją za nogi i bujały, aby ostatecznie wrzucić w przepaść.
Vulcus nawet nie zauważył, że ktoś go odwiedził. Ta nędzna, jasnowłosa dusza
przebywała w jego wcale skromnych progach ponad piętnaście lat. Wczoraj zobaczył u niej
pierwszy siwy włosy, chociaż ta zarzekała się, tłumacząc, iż po prostu ubrudziła ten włos
popiołem. Słaba wymówka.
Strona: 6/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Raptem donośny krzyk odbił się echem zza wysokiego stalagmitu. Podobna do trzymanej
za kończyny kobiety postać wbiła swój topór w głowę jednego z cyklopów, wyciągnęła
umazaną we krwi broń i krzyknęła:
– Nie ważcie się jej tam wrzucać!
Vulcus zacisnął pięść:
– Powstrzymajcie tę wariatkę! – rozkazał i wszystkie cyklopy ruszyły na napastnika z
maczugami i młotami.
„Chyba powinienem jej pomóc. Przecież po to tu zapewne jestem” stwierdził Rucky i
wyciągnął kostur w kierunku cyklopów, jednak ten nakierował jego dłoń na ofiarę, podniósł
niewidzialną ręką, gdy ta próbowała skorzystać z okazji i uciec, a potem cisnął do czerwonej
lawy.
Kobieta z toporem spojrzała na Ruckiego z nienawiścią. Jej ostrze zaraz miało
poćwiartować mu czaszkę.
– To… To nie ja – speszył się Rucky, machając otwartymi dłońmi. Wedy laska uniosła go
gdzieś indziej.
***
W czwartkowe popołudnie Motycko zmieniło się w kolosalnych rozmiarów koszary – tak
przynajmniej wydawało się opatowi. Rzeczywistość prezentowała się inaczej: wokoło stały
zarówno budki z kiełbaskami jak i stoiska, gdzie można było spróbować swych sił w rzutach
lotkami, a na drzewach wisiały obklejone różnobarwną bibułą figurki z cukierkami w
środku. Wszędzie rozbrzmiewała donośna muzyka.
Każdy jednak nosił na własnym ciele ciężkie opancerzenie. Postarano się także o broń,
toteż Jefferson narobił się za trzech i nawet nie zauważył, że nikt mu nie zapłacił. Zlecieli się
także ludzie z Rzepiska i innych okolicznych wsi. Od razu rozdano im kolczugi oraz zbroje z
łusek, a także wręczono broń. Niektórym dano widły, instruując, aby wyobrazili sobie, iż tak
naprawdę dzierżą w ręku trójząb, w końcu „to tylko zabawa”.
Semsoraz za odpowiednią opłatą dostarczył świń i gęsi na ubój, aby każdy quasi –
wojownik mógł zaspokoić swój iście barbarzyński głód.
Swawole trwały do późnej nocy, aż wreszcie lekko wstawiony leprechaunskim whisky opat
zrozumiał, o co chodziło tak naprawdę w całej tej szopce. Wstał na równe nogi, co sprawiło
mu spory problem, ponieważ na habit założył sobie jeszcze egzotyczną zbroję lamelkową,
którą ściągnął ze ściany swego gabinetu. Potem zatoczył dwa kółka, oparł się o stół łokciem
i uniósł palec wskazujący do góry:
– Ej, wy! – zawołał, ale nikt go nie usłyszał. Wszedł więc na stół, ściągając niegdyś
śnieżnobiały, teraz ciemny obrus.
Dopiero po interwencji kilku innych zakonników ludność wreszcie skupiła się na
Strona: 7/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
pomysłodawcy całego przedsięwzięcia. Przeor odchrząknął i zaklaskał w dłonie:
– Dobrze, panowie i panie. Miło było, „Pobawili my się i popili”, czy jak to się tam mówi w
waszej gwarze, jednak pora przejść do konkretów. Ten nasz ubiór do czegoś zobowiązuje.
Ustawcie się teraz w odległości czterdziestu metrów od siebie, tak żeby po obu stronach
było was w miarę po równo.
– Chwila, chwila! Mamy ze sobą walczyć? – zapytał jeden z przybyłych mieszkańców
Rzepiska.
– Nie – opat próbował uleczyć ogólny niepokój. – To taka improwizacja. Pomachacie chwilę
broniami, one zaczną o siebie brzdąkać i wtedy zobaczycie, co się stanie. Przybędzie tak
zwany gwóźdź programu.
Wiejska ciekawość… Niektórzy plotkarze mogliby nawet przebiec wokół Fandaras trzy
razy: raz normalnie, raz na jednej nodze, a raz zupełnie nago, byle tylko odkryć jakąś
tajemnicę. Kto znał dużo informacji o najbliższym otoczeniu, tego uznawano prawie że za
boga. A wieśniaków naprawdę ciekawiło, kto odwiedzi ich tej nocy. Część wyczuwała
jakiegoś boga z czeluści kosmosu, inni najprawdziwszego smoka.
Nie minęło piętnaście minut, a dwa szeregi ustawiły się naprzeciwko siebie, z całym
zaangażowaniem aktorskim złorzecząc stronie przeciwnej. Pomyślcie, jak komicznie musiały
wyglądać wzajemne groźby, kiedy po jednej stronie stały córki, po drugiej ojcowie, po
jednej matki, po drugiej synowie; kiedy dobrzy przyjaciele nawzajem obrzucali się mięsem.
Opat postanowił pozostać neutralną stroną, jako że przecież wszyscy mieli walczyć „na
niby”, a on biegle znał magię – mógłby użyć jej do rozdzielania osób za bardzo
wczuwających się w rolę. Zresztą, większość zakonników także nie zamierzała na siebie
szarżować, więc chowała się w niedostępnych miejscach.
„START!”
Znajdujące się nieopodal wrony odleciały z przestrachem. Szczebiot broni słyszały
zwierzęta w lesie oraz istoty pod ziemią. Wielka parodia bitwy narobiła niespotykanego
hałasu. Nikt nawet nie usłyszał, jak spod ziemi wynurza się małe, mroczne mauzoleum.
***
Rucky czuł, że musi odpocząć. Nie jadł przez dłuższy czas, ponieważ ciągle laska gdzieś
go zaganiała, a w tej chwili po kilku mniejszych acz równie nieprzyjemnych przygodach ze
wstrętem patrzał na całe to drewniane diabelstwo.
Siedział na nieznanych skałach i bynajmniej nie zamierzał się ruszać, dopóki nie
odetchnie (lub dopóki kostur nie pociągnie go za sobą gdzieś indziej). Przed oczami
przeleciało mu kilka harpii. „A niech mnie pożrą! Mam dosyć tego wszystkiego!”. Ale one
bały się przedmiotu dzierżonego w dłoniach, oddalając się od kalefaktora.
I siedząc tak i opierając się od martwe kamienie, Rucky został opętany głębokim snem.
Zupełnie jakby kilka dni pracował bez ustanku na polu. Ach, wolałby wybierać ziemniaki, jak
Strona: 8/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
czasami czynił, gdy duchowni go o to poprosili. Albo operować kosą, żeby ścinać kolejne
obszary żyta – tak, to przynajmniej nie zmuszało do latania po całym Kontynencie i
zabijania kogo popadnie.
Śniło mu się, że leży w łóżku we własnym pokoju, a wszystko przebiega według nużącej
ustawiczności. Nic nie może go zaskoczyć. Nic nie może wyprowadzić go z równowagi. Za
chwilę pójdzie po drwa, porąbie je i napali w piecu. Potem zamiecie salę.
I nagle ni stąd, ni zowąd w pokoju pojawiła się ta przeklęta laska! Wywróciła wszystko do
góry nogami, spaliła książki w szafie, a ją samą rozwaliła na kawałki. Porwała poduszki,
rozsypując wszędzie białe pióra, sprawiające w całym tym chaosie wrażenie zimnego śniegu.
A może ten oniryczny świat cały emitował wyłącznie lodowatość?
Niespodziewanie kostur zatrzymał się na środku pokoju i tuż za nim pojawiła się
zakapturzona postać z rogami i byczym ryjem. Ściskała go w ręku, a on wydawał się przed
nią korzyć, widocznie jego moc w stosunku do tamtej osoby nic nie znaczyła.
– Kim jesteś? Proszę natychmiast opuścić to pomieszczenie! Ja tutaj mieszkam! – wrzasnął
Rucky, szukając czegoś do obrony, lecz ku swej rozpaczy nie odnalazł niczego takiego.
Postać zaśmiała się ponuro i odsłoniła kaptur. Minotaur – to on objawił się Ruckiemu, a ten z
kolei tak się przeraził, że myślał nawet o spektakularnej defenestracji samego siebie. Nigdy
wcześniej nie spotkał się z reprezentantem tego gatunku.
– W onirycznym świecie jedynie mary i fantomy mają prawo czuć się jak u siebie.
Wszystko co materialne przychodzi tutaj w gości i musi przestrzegać restrykcyjnych zasad,
inaczej zagubi się i nigdy już nie wróci – wymamrotał do Ruckiego, ale wyglądało to tak, jak
gdyby dzielił się tym wszystkim z samym sobą.
– A więc nie jestem we śnie tylko w koszmarze? – spytał z rozpaczą młodzieniec.
– Zależy jak ty to odbierasz. Koszmary i sny są tworzone przed podświadomość, ja z kolei
istniałem naprawdę. Nie chciałbym cię zanudzać moją historią, ale jako osoba ściśle
związana z tym, co zwiesz przekleństwem, czuję obowiązek ujawnienia ci tego i owego.
– Powiedz mi tylko, co zrobić, żeby ta szalona pałka powróciła do katakumb i tam pozostała.
Mam już dość tych ciągłych bezsensownych podróży…
– Wbrew temu, co myślisz, podróże te mają konkretną misję, przypieczętowaną przez
wielkiego Malayarda.
– Malasrajda… – bąknął Rucky, a to wyraźnie odrzuciło Minotaura.
– Nie bluźnij, chłopcze, ponieważ zapoczątkowaliśmy razem z Malayardem i jego magami
coś, co mogło być piękne, a skończyło się tragicznie. Gdybyś był czarownikiem, pewnie
przekazałbym ci tę historię ustnie.
– Piękne, powiadasz? – zaśmiał się histerycznie Rucky. – Jestem w stanie zrozumieć sytuację,
kiedy horda wściekłych barbarzyńców ma na usługach olbrzymiego demona – to ewidentnie
złe. Zły jest także zielony stwór rujnujący dzieła architektury. Jednak czym, do diabła,
zawiniła ta kobieta? Pomijam resztę moich dziwacznych perypetii. Po prostu nie mam siły!
Chłopak rzucił się na podłogę, chcąc w jakiś sposób uciec od natłoku obowiązków, jakie na
niego spadły. Lecz nie zdołał wygrzebać sobie wyjścia spod przeżartych przez korniki desek.
Strona: 9/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Posłuchaj, ten kostur wystrugano z Jaguarzego Dębu. Powstał przez działanie alchemików,
a dzisiaj trudno gdziekolwiek go znaleźć, dlatego pewnie nie znasz jego właściwości. Magia
osadza się we wnętrzu tej twardej rośliny jak pszczoły w ulu i pozostaje tam na zawsze. –
Minotaur postanowił przysiąść na krańcu łóżka. – Kostur wyczuwa zło: to teraźniejsze oraz
to przyszłe. Tamta kobieta, widzisz, gdyby przeżyła, zdołałaby przebłagać boga wulkanu, a
później skazywałaby na śmierć wszystkie konkurentki, nawet własną siostrę, która ją
wybawiła z opresji. Czasami mniejsze zło jest nieuniknione.
Chłopak przez moment spojrzał oświeconym wzrokiem na minotaura. Cóż, przynajmniej
nie musiał się obwiniać o bezpodstawne morderstwo, ale z drugiej strony przecież nie on
pragnął dokonać tego czynu, więc i tak nie powinien uważać samego siebie za winowajcę.
– Nie mógłbyś… przejąć mojego brzemienia? – nadzieja narodziła się w sercu Ruckiego.
– Przecież znajdujemy się w czystym oniryzmie – żachnął się misjonarz – a ja sam nie żyję
od… zaraz… – po kilkukrotnym przeliczeniu na palcach mag pomylił się i zaprzestał
dalszych rachunków.
– Dobrze, rozumiem. Nie żyjesz…
– Trochę szacunku dla starszych – mruknął. – W każdym razie, wracając do poprzedniego
pytania, to nie, nie mogę dźwigać twojego brzemienia. Na twoim miejscu nauczyłbym się
porządnych zaklęć, a może wtedy po jakichś kilkuset latach uda ci się…
– Setki mnie przerażają.
– To nie trzeba było dotykać nie swoich sprzętów! – głos minotaura podwyższył się do tego
stopnia, iż dało się poczuć rybę, którą jadł zapewne przed śmiercią. – Ja potrzebowałem
zaledwie dwóch dni, aby okiełznać jej humory. Niech ci jednak będzie – dam ci jedną
wskazówkę, bardzo ważną, mianowicie: znajdź potężnego maga i daj mu tę laskę. To
najbanalniejszy sposób na twoją przypadłość.
– Chciałbym jeszcze zapytać…
Rucky obudził się podczas lotu. Do koszuli przykleiły mu się morskie ślimaki. Kalefaktor
postanowił nie wnikać, z czym właśnie stoczył walkę, i grzecznie zastosował się do kierunku
nadanego przez kostur. Prawdę powiedziawszy, inne wyjście mu nie pozostawało.
***
– Widowisko piękne, przeorze – pochwalił Ramnel, który tym razem wyjątkowo nie
panikował, gdyż znajdował się daleko od prowizorycznego boju.
– W rzeczy samej – uśmiechnął się opat. – Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik.
Pewnych rzeczy nawet ja sam jako organizator się nie spodziewałem. Tylko gdzie ten Rucky?
– Nie widziałem go, ale muszę pochwalić przeora za te kostiumy wilkołaków grających atak
na tyłach. Ten sok pomidorowy łudząco przypomina krew…
Strona: 10/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
– Racja, racja… Chwileczkę… Co?
– Te wiedźmy na miotłach też robią wrażenie, o tam – Ramnel wskazał, jak gruba
czarownica na miotle właśnie rzuca różdżką zaklęcie przemiany w żabę na jakimś wieśniaku.
Starzec przetarł oczy, myśląc, że to, co widzi, jest tylko idiotycznym snem. Lecz nie –
wyraźnie dostrzegł kontury ghuli wymachujących tępymi mieczami i buzdyganami, odnalazł
także wśród nich drobnych opryszków o nie mniejszych umiejętnościach bojowych. Chcąc
szybko zareagować, rzucił pierwsze lepsze zaklęcie, które przyszło mu do głowy i w ten
sposób odrzucił prosto na drzewa bandę chodzących nieumarłych.
– Czy takie zaangażowanie nie jest zbyteczne? – zapytał Ramnel, niczego jeszcze nie
rozumiejąc swoim małym ptasim móżdżkiem. – Nie chodzi przecież o to, żeby oddać w pełni
realizm, tylko…
– Kretynie, te wiedźmy i ich armie są prawdziwe! – opat krzyknął tak głośno, że wiele osób
usłyszało jego słowa i zamarło z przerażenia. Nie minęła minuta, a wszyscy wieśniacy
zrozumieli przynajmniej po części, co tak spektakularnego dzieje się teraz w Fandaras.
Semsoraz czym prędzej załadował się na największą świnię, jaką hodował, i uciekł polną
ścieżką, byle dalej od wrzącej bitwy. Wieśniacy nabijali słabiej opancerzone ghule na widły i
przerzucali je na równe snopy. Zakonnicy używali czarów obronnych, a także leczyli
rannych. Ramnel szczękał zębami, ale po tym, jak przeor wydał mu bezwzględny nakaz
walki, szeptał zaklęcia uzdrawiające, schowany za grubą beczką z kapustą.
– Chyba chimera jednak podziałała – ucieszyła się Ceneris, lecąc na miotle i jednocześnie
rzucając w oponentów najróżniejszymi miksturami.
– Mogliśmy im nie mówić… – ćwierknął Mateo, próbując dotrzymać swej pani lotu.
– Nie, to byłoby nieetyczne. Tak powiedzieli stratedzy.
– Ale to etyka królestw, imperiów i tym podobnych, a my… – Mateo chwilę przemyślał słowo,
którego chciał użyć, żeby nie narazić się na gniew Ceneris. – A zresztą, nieważne, co
miałem na myśli.
Niektórzy Fandarasczycy pochowali się w pobliskich domach, szczelnie zamykając okna.
Ale czarownice były sprytniejsze i przez komin wrzucały uciekinierom wybuchowe
niespodzianki pod postacią żab. W ich środku znajdowała się toksyczna mikstura
powodująca eksplozję. Chaty w mig obracały się w gruz.
Trzy wilkołaki rzuciły się na Ulinne, wyjąc w przeraźliwy sposób. Jej głupi ojciec w tej oto
chwili zyskał coś z rozumu, którego dotąd nie używał, i z potężnymi szczypcami, którymi
zwykle wyrywał wieśniakom zęby, powalił jedną z bestii. Po wyrwaniu ostrego kła, zamierzył
się młotem wyjętym z kowalskiego fartucha i roztrzaskał potworowi czaszkę. Dwa pozostałe
wilkołaki w te pędy rzuciły się do ataku, ale niespodziewanie na głowy zwaliło się im
ogromne kowadło, wyczarowane przez jednego z zakonników.
– Nic ci się nie stało? – spytał z ojcowską troską w oczach, jak gdyby naprawdę był jej
ojcem. Ona nie zdążyła niczego powiedzieć, co chyba miało oznaczać zgodę.
Czarownice mimo utraty dwóch kościejów i jednego oddziału ghuli stanowczo wygrywały
w tej potyczce. Gruba Hurelda wyjątkowo niezgrabnie dyrygowała kolejno przywołanym
Strona: 11/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
impom, aż w końcu postanowiła wyjąć asa ze swego wypełnioną tłustą ręką rękawa.
Magiczny słup wychynął nie wiadomo skąd, przywoławszy upiorną postać o oczach –
lunetach. Na widok Zdzisława doszło do ogólnej paniki, ponieważ znali go głównie
mieszkańcy Motycka, którzy dobrze wiedzieli, iż nikt dotąd nie zdołał go pokonać.
Przeorowi udawało się palić na proch kolejne nadciągające wilkołaki, a sam zdołał nawet
unieszkodliwić pięć wiedźm. Pomimo własnych bohaterskich wyczynów, na jakie zdobył się
z powodu wypitej ilości alkoholu, nie zamierzał choćby spróbować spojrzeć Zdzisławowi w
twarz.
Monstrum stanęło nad nim, niewrażliwe na wszelkie czary, i wpatrywało się pustymi,
szklanymi oczami. Starzec liczył ostatnie sekundy własnego życia. Wtedy na miotle
przyleciała Ceneris, śmiejąc się na wzór typowej wiedźmy: skrzekliwie, złośliwie i opętańczo.
Dużo jednak minęło czasu, odkąd zajmowała się typowymi dla wiedźm obowiązkami, toteż
śmiech wyszedł jej poniżej średniej.
– Ha, ha, ha, ehm…. ehm… – odkaszlnęła, ponieważ jakaś ważka niefortunnie wleciała jej do
ust. – Krótka piłka, przeorze: wiem, gdzie niegdyś zamknięto Selonazę, i wiem też, że
pilnujecie czegoś, co bardzo może mi się przydać, aby ją uwolnić.
– Kostur? – jęknął przeor.
– To ja pytam się ciebie, a nie ty mnie.
– Ale kostur przepadł – pisnął przeor, zdając sobie sprawę w jak beznadziejnej sytuacji się
znalazł. – Nasz palacz… Zabrał go i odleciał. Chcieliśmy go sprowadzić, jednak potem
pojawiłyście się wy i wszystko zniszczyłyście.
– A więc mam uwierzyć, że poprzez pijacki festyn przebierańców zamierzaliście zwabić tutaj
wioskowego głupka, który wszedł w jakiś tajemniczy sposób do miejsca, gdzie znajdował się
artefakt, a wy nie zdołaliście mu przeszkodzić?
– Wyjęłaś mi to z ust! – powiedział opat.
– Z ust to zaraz Zdzisław wyjmie ci język! Gadaj, gdzie jest kostur! – zagroziła różdżką.
Przesłuchanie trwałoby może dłużej, gdyby nie siostry Rupelcerk, które jak zwykle nie
wyhamowały miotłami w odpowiednim momencie i wyryły w ziemi długi lej.
– Z podziemni wyszło mauzoleum! – krzyczały jedna przez drugą, wyzywając się przy tym
od niedzielnych kierowców.
Ceneris zdziwił taki obrót sprawy – przecież nie zdążyła przejąć jeszcze laski i w pełni z
niej skorzystać. Z drugiej jednak strony, siostry raczej nie ośmieliłyby się jej okłamać, no
chyba że transformacja w salamandry ich zdaniem poprawiłaby im wygląd.
Ceneris rozkazała dwóm pobliskim ghulom spętać zakonnika, a następnie ruszyła w
miejsce rzekomego cudu.
Strona: 12/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl

Podobne dokumenty