Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Transkrypt
Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Kalefaktor cz. III Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl Autor: Dragotrim – Opacie, nie widział może opat Ruckiego? – zapytał Ramnel, kiedy wszedł do prezbiterium. Opat był starym człowiekiem, który jednak starał się regularnie golić wąsy i brodę, aby nie kojarzono go z druidami. Z jakiegoś powodu nigdy ich nie lubił, niekoniecznie z przyczyn ekologicznych. – Dzisiaj go nie widziałem – odparł i na tym miało się zakończyć. Opat ogólnie miał w sobie jakąś siłę, która uwolniona mogła przemycić dziesięć zdań w jednym wyrazie albo zmusić kogoś do zaprzestania rutynowych czynności. Ramnel najchętniej zacząłby machinalnie panikować, lecz w towarzystwie tak wysoko postawionej osoby zadecydował się nie ryzykować. – Bo widzi opat, stała się rzecz nieprzewidziana. Kostur zniknął z krypty… – Wiem, już mi o tym doniesiono – mruknął staruszek, układając ręce w akcie modlitwy. – Rucky zniknął w tym samym czasie co kostur. To… – przerwał na moment, żeby odnaleźć odpowiednie słowo – nadzwyczaj interesujące. Chociaż nigdy nie spodziewałbym się, że… – Bądź tak dobry i zamilcz. – Ramnel posłuchał się i przysiadł na małym stołku. – Problem tkwi w tym, że nikt już za cholerę nie wie, po co tej kij był tam wetknięty. No bo po co on tam był? Ja na przykład nie wiem, a chyba powinienem, skoro jestem przeorem zakonu, któremu powierzono pieczę nad tym kawałkiem drewna… Nastała cisza, jaka w typowej, zdobionej w witraże katedrze powinna panować przez większość czasu. Rzeczywiście – klerycy doglądali kostura, sprawdzali raz na tydzień, czy nadal nikt go nie ukradł, jednak wszystko czynili pod wpływem jakiejś tradycji. – Jeżeli ten gagatek, palacz piecowy się tutaj pojawi, przywlecz go do mnie, bracie Ramnelu. Jeśli naprawdę ukradł laskę, ukarzemy go, jak należy, ale również dowiemy się, co tak naprawdę potrafi ta pałka. – A jeśli nie przyjdzie? Może nie jest taki głupi… Zresztą, ten nicpoń Tom zachowywał się dziwnie, kiedy wszystko relacjonował. Dostałby pewnie w skórę za to włamanie do katakumb, gdyby oczywiście Rucky zaszczycił nas swoją obecnością – Ta dziura przechodząca na wylot katakumb także nie wygląda ciekawie. Ech – westchnął opat. – Noerniści się kończą. Ja się wypalam. Nie znamy nawet własnej historii – tu Strona: 1/12 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl ponownie westchnął. – W dodatku te wścibskie matoły, które zginęły na własną prośbę. Nie powinienem tak mówić o zmarłych, lecz spójrzmy prawdzie w oczy. – A tak przy okazji – Ramnel miał już wyjść, kiedy coś go natchnęło – ktoś zabił chimerę. – Tego typu wiadomości dochodzą do mnie ekspresowo, więc daruj sobie, bracie Ramnelu. Próbuję w tejże chwili stosować ascezę, czy jak tam się to nazywało – opat ponownie złożył ręce, wpatrując się w posąg Noerna. Twarz tego boga nigdy nie była w ludzkiej kulturze specjalnie wyemancypowana – zawsze zakrywano tę część ciała hełmem. W dawnych czasach, kiedy Noern objawiał się ludziom, nie nosił hełmu, ale gdy tylko ktoś z okolicy usłyszał, że parę mil dalej z niebios zstąpił bóg, od razu wymyślał własną relację i tym sposobem dawał natchnienie rzeźbiarzom i snycerzom, którzy rzeźbili boską postać, dając jej najróżniejsze twarze. Po pewnym czasie Noern nie wiedział, czy wybudowany ołtarz jest przeznaczony dla niego, czy może jakiegoś innego bóstwa. Stąd hełm. Ramnel otworzył drzwi w jednym ze skrzydeł transeptu i do środka wysypał się stos kleryków, mistyków, zaklinaczy i anielskich łączników. Opat zmierzył wszystkich wzrokiem pełnym pogardy, lecz sama sytuacja jakoś nieszczególnie go zdziwiła po incydencie z chimerą. – Proszę wybaczyć, ale byliśmy ciekawi… – próbował wyjaśnić jeden z młodszych zaklinaczy. – Następnym razem poślę was do diabła dla własnej ciekawości tego, co się z wami tam stanie – oznajmił zimno opat i już miał powiedzieć coś więcej, gdy przez sufit przebił się Rucky, dzierżąc w dłoni lśniący kostur z cętkami. Zakonnicy tępo wpatrywali się w całe zajście, aż w końcu postanowili rzucić się na złodzieja, uniemożliwiając mu ucieczkę. Niestety zapomnieli przy tym, by nie podejmować tej interwencji w równym czasie. Skutkiem tego była kupka nieudolnych ludzi, którzy wyglądali, jakby bawili się właśnie w „kanapkę”. Ramnel wybiegł z krzykiem. Opat rozluźnił palce i wystrzelił zaklęcie pnączy. Trzy zielone łodygi próbowały owinąć młodzieńca, jednak natychmiast uschły. Drugie zaklęcie także nie podziałało, ponieważ zaczarowane błoto zasychało na magicznej powłoce i rozpadało się na miliony kawałeczków. – Ja… Ja chciałem przeprosić – zaczął Rucky, ale któryś z zakonników w ostatniej chwili zdołał zmaterializować nad kalefaktorem sporej wielkości głaz. Chłopak uniósł laskę w górę i zmniejszył go do rozmiarów mrówki. Później w ruch poszły jeszcze stado szerszeni oraz odłamki kryształów, ale nic nie zdołało drasnąć „napastnika”. I nagle Rucky odleciał, wybiwszy drugą dziurę. Nie chciał tego, ale laska w jednej chwili znowu wyczuła gdzieś zagrożenie. Wiedział, jak ten akt wyglądał, ale nie dano mu czasu na wyjaśnienie czegokolwiek. Tak czy owak w pięć minut wydostał się z Fandaras. „Tej środy na pewno nie będę miło wspominać” pisnął. Tymczasem, kiedy większość Noernistów zdążyła dojść do siebie, opat wypowiedział kilka niecenzuralnych słów, przez które jego asceza dobiegła końca (jeśli w ogóle się zaczęła). – No dobrze – zaczął, podkreślając swe walory władczego głosu. – Czy w tym miejscu znajduje się choćby jedna osoba, która ma jakieś pojęcie o tym kosturze? Strona: 2/12 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl Rękę podniósł najmłodszy z całej grupy magister odczyniania uroków. – W Lithentarku czytałem pewną książkę. Wynikało z niej jasno, że niegdyś w Mindarze dwudziestu pięciu najpotężniejszych magów zawiązało pakt przeciwko złu. – Standardowa historia… – Słucham, przeorze? – Nie, nic. Kontynuuj – ziewnął staruszek, nie chcąc przyznać, że strasznie głupio słuchać mu o historii własnego zakonu z ust osoby, której staż nie trwał nawet trzech lat. – Potężny krasnolud Malayard był głównodowodzącym całym tym kręgiem. Magowie postanowili, że tam, gdzie rozpocznie się jakaś wojna, oni natychmiast wkroczą, aby pojednać strony albo zniszczyć tę stronę, której intencje są złe. I pewnie udałoby się im, gdyby nie fakt, że Krąg Malayarda oprócz udoskonalania umiejętności magicznych powinien był również uczyć magów moralności. Dochodziło do wojen na czary, a dużo magów zginęło, walcząc ze sobą. Jedni oszukali Krąg i uciekli z wyniesioną wiedzą, a sam Malayard, widząc, w jakim kierunku to wszystko dąży, rzucił się ze skał Ulgerind prosto w przeklęte mrozy lodowych pieczar. – A jaki to ma związek z nami? – opat rozpromienił się na samą myśl, że może jednak jego autorytet nie został podważony. – Otóż – kontynuował młodzik – zaufany sługa Malayarda, jeden z magów, minotaur o imieniu Derkotus przejął obowiązki Malayarda i zachował przy sobie tylko tych godnych zaufania. Razem z nimi zdziałał kilka ważnych rzeczy, na przykład powstrzymał atak ludzi na podwodne miasto Qualipus. Ale najbardziej Derkotus i jego magowie są znani z uwięzienia pewnej potężnej czarownicy. Została ona pokonana i zamknięta gdzieś w Fandaras, a kostur minotaura został ofiarowany nam, abyśmy pilnowali go i nigdy nie dopuścili do osłabnięcia zaklęcia. Jeśli kostur opuści granice tej krainy na długi czas, Selonaza się uwolni. „Selonaza” zadudniło w głowach zakonników. Zapewne też czasami macie takie przypadki, kiedy w rozmowie pada konkretne hasło, a wy, pomimo iż przenigdy nie zastanawialiście nad daną kwestią ani do końca tej kwestii nie rozumieliście, raptem doznawaliście olśnienia. Co poniektórzy przebywający na ogromnej sali ze zdumieniem odkrywali, iż doskonale wiedzą, kim była i być może nadal jest Selonaza. A była ona nieszczęściem i tragedią przewyższającą śnieżyce i wichury. – Niedobrze – stwierdził opat, drapiąc się po nagiej brodzie. – Ten gamoń pewnie już nieraz wyleciał poza Fandaras… – Tak, ale myślę, że nie zrobił tego specjalnie… – Jesteś młody i mimo iż znasz historię zakonu Noernistów – którą ja zresztą też znam, tylko wystawiałem cię na taką jakby próbę – nie próbuj zgrywać psychologa. – To nie psychologia tylko wiedza magiczna. Bo widzi opat, Derkotus jako wielki mag mógł swobodnie używać kostura, ponieważ jego moc przewyższała tę zawartą w środku laski. A Rucky… raczej nie zna magii… Więc… laska sama nim kieruje. – Ale dokąd go kieruje? – zapytał opat, ale potem się poprawił. – Znaczy się… wiem Strona: 3/12 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl doskonale, gdzie ona go kieruje, tylko sprawdzam, czy ty wiesz… Tak… Ewidentnie tak robię… – Tam, gdzie panuje wojna. – Naprawdę? To znaczy… Tak, oczywiście. Poprawna odpowiedź… *** Przeor długo rozmyślał nad tym, jak sprowadzić Ruckiego do Fandaras. Skoro dowiedział się tego i owego, mógł zacząć planować. Jego całkiem dobrze trzymający się pradziadek (żył długo prawdopodobnie dlatego, że miał krasnoludzkich przodków) opowiadał mu o tej rudowłosej, złej kobiecie. W tamtych czasach mówiono na nią „sukub w ludzkiej skórze”. Mężczyzn potrafiła powalić samym głosem i obietnicami. Demony zaś bały się jej sprzeciwiać, nic więc dziwnego, że nawet Krąg Malayarda nie potrafił dojść do porozumienia w kwestii jej zabicia. Ponoć jakiemuś magowi kiedyś udało się przebić jej pierś mieczem, ale jej dusza pod ciemną postacią natychmiast wyszła z martwego ciała i opętała czarownika, pożarła jego żywot, oblizując wargi, i tak przekształciła jego ciało, że zamieniło się ono w kopię tego, które oszpecił. Wojna… Okropna rzecz. Opat nie uważał, aby drobne konflikty zbrojne od razu wrzucać do jednego kotła z długoletnimi podbojami w imię własnej wyższości, lecz wojna go przerażała. Nie wiedział, czy bardziej z powodu tego, iż nigdy w żadnej nie uczestniczył, czy może z powodu jego umiarkowanego pacyfizmu. Choć do ucisku czarownic się przyzwyczaił… W każdym razie wojna działała na kostur minotaura jak magnes. „Eureka!” wrzasnął starzec i natychmiast wybiegł ze swojego pokoju, zapominając o bólu w krzyżu nękającym go od wielu lat. A kiedy zwołał wszystkich podwładnych, uniósł palec w górę i dumnie oświadczył: – Zainicjujemy wojnę! Twarze zakonników opuściły szczęki. – Niby z kim mamy walczyć? – zapytał ktoś z tłumu. – W sumie znalazłoby się kilku orków, goblinów albo przynajmniej koboldów na naszych ziemiach, ale nie nazwałbym tego nawet potyczką. Przeor z błyszczącymi, szklanymi wręcz oczami nie zwrócił uwagi na inne komentarze i zadecydował: – Jutro wszyscy przebieramy się w zbroje, bierzemy bronie, dotyczy to również wieśniaków. Wszystkich. Następnie podzielimy się na dwie strony i będziemy udawać, że walczymy. Potraktujcie jutrzejszy dzień jako festyn z grami i zabawami – słowa przeora stawały się coraz mocniej przesiąknięte nutką samouwielbienia. – Zwariował na starość – szeptali bracia, kiedy upewnili się, że staruszek wyszedł z Strona: 4/12 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl budynku. – Mamy z dnia na dzień zorganizować coś takiego? Uroczystość Święta Bakłażanów przygotowujemy co roku ponad dwa tygodnie, a teraz musimy wykonać tyle roboty z dnia na dzień… – E, tam. Selonaza pewnie już nawet nie żyje. – Tak czy owak bierzmy się do roboty, bo inaczej chłosta nas nie ominie. *** W tym samym czasie Północny Fandaras pod czujnym okiem Ceneris i jej chowańca Mateo przygotowywał się zbrojnie. Ceneris siedziała na dachu baszty i zastanawiała się, co jeszcze powinna zrobić. Cztery armie ożywieńców maszerowały to w lewo, to w prawo. Stratedzy mówili, że tak właśnie powinny wyglądać przygotowania, to jest: powinny wyglądać tak, żeby żołnierze jak i inni zamieszani w wojenne przygotowania dawali z siebie maksimum. Broni wykuto pod dostatkiem, armie zgromadzono bardzo szybko, czary pieczołowicie przygotowano, toteż jedynie maszerowanie z pozycji na pozycję miało jakiś głębszy sens. Choć też nie do końca, gdyż niektóre szkielety w zadyszce gubiły kości. Na każdy oddział przypadał jeden utalentowany kościej – istota wyżej postawiona niż szkielet i ghul. W skład armii wchodziło także kilkanaście koboldów oraz trzydziestu najemników, którym obiecano spore łupy za udział w walce. W czwartkową północ kościani strażnicy mieli wyprowadzić z lochów wilkołaki, tak więc należało zaatakować błyskawicznie, aby słońce nie odmieniło ich ze zwierzęcej formy. Ponadto w boju oczywiście miały walczyć wiedźmy i wszelakie chochliki tudzież demony przez nie przyzwane. Chimery nie wchodziły w skład armii, ponieważ ich wytresowanie należało do niezmiernie kosztownych. (Jak to się mówi: najtrudniejszy pierwszy krok. I rzeczywiście, większość treserów nie podołała na samym początku, zjedzona przez te stworzenia. Kiedyś chimery kupowano z gorącej Dalmezji, kiedy to stworzenia te miały około dwóch do trzech tygodni. Teraz trudno takie znaleźć na czarnym rynku). – Czy Zdzisława ustawimy na pierwszej linii? – zapytała gruba i brzydka jak noc Hurelda, przywoływaczka i łączniczka pomiędzy wymiarami. – To bez znaczenia – powiedziała Ceneris. – Na pewno jednak przy wyjściu Selonazy z podziemnego więzienia Zdzisław powinien stać u naszego boku jako godny reprezentant. Niech Selonaza wie, że i my wybiłyśmy się ponad przeciętne metody. *** Strona: 5/12 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl Na Jałowych Ziemiach, brązowej ojczyźnie zielonoskórych, stał Wulkan Tytanów. W tym oto wulkanie w pocie czoła pracował bóg Vulcus, a właściwie jego cyklopy i uwięzieni – jak sama nazwa wskazuje – tytani. Kostur przywiódł Ruckiego właśnie w to, a nie inne miejsce. Chłopak widział już mordekila i namolnego potwora morskiego, ale w tej chwili czuł, iż czeka go coś o wiele gorszego. Wylądował za potężnym miechem, a raczej ogromnym cyklopem, który wprawiał go w ruch. – Przepraszam uprzejmie, czy wie pan może, gdzie zasiada niejaki Vulcus? – słowa wychodziły z jego ust mimowolnie. Magia zmuszała go do posłuszeństwa. – Musisz zejść tamtymi schodami – wskazał. – Potem skręcasz w lewo, znowu w lewo, a potem w prawo, aż pojawi się ognista ściana z wejściem do jego rezydencji. – Dziękuję. Cyklopi chyba nie bardzo przejmowali się ewentualnymi intruzami – to wręcz odwrotne zachowanie w stosunku do tych cyklopów, które chadzały wolne po Kontynencie. Walili młotami w to, co znajdowało się na kowadle, i nie interesowały ich inne kwestie. Tak, jak pokierowano nieszczęsnego Ruckiego, tak doszedł na miejsce. Ognista ściana po środku prezentowała przejście, lecz wzdłuż czerwonego dywanu zamiast zawziętych paparazzi wbito po piętnaście palisad z rozognionymi czaszkami. – Miło… – Rucky kilka razy prawie wyrwał się zwodniczej mocy, ale ta cały czas podporządkowywała go sobie. Na tronie siedział mężczyzna w brązowym hełmie i o znacznej muskulaturze. Co prawda sprawował on pieczę nad wulkanami i kowalstwem, jednak ostatnie wydarzenia, związane z wojną z niejakim szlachcicem Chaosem pogorszyły jego wizerunek. Poszedł nawet do psychologa w tej sprawie. Ten polecił mu odnalezienie jakiegoś nowego centrum własnego „ja”. No i odnalazł. Przy tronie leżał jego – jak Vulcus postanowił go nazwać – Gitaropór: połączenie gitary z toporem. Ponoć wszystkie kobiety od razu rzucały kluczami do pasa cnoty, gdy Vulcus wygrywał im ostre ballady. Kobiety znajdujące się obok niego raczej wielbiły go z przymusu albo dla chęci zwiększenia prestiżu. „Byłam nałożnicą boga wulkanów, słuchałam jego muzyki. Czemu więc nie miałabym wygrać tego castingu?”. Niestety, te rządne sławy młode dusze nie wiedziały, że jeśli Vulcus się nimi znudzi, to trafią do lawy jako ofiara, aby ukoić łakomstwo tytanów i przebłagać ich, aby nie wychodziły na zewnątrz. Dzisiaj przyszła właśnie kolej na ofiarę. Miała nią być pewna hojnie obdarzona przez naturę blondynka. Jak możecie się domyślać, darła się wniebogłosy, kiedy to cztery cyklopy trzymały ją za nogi i bujały, aby ostatecznie wrzucić w przepaść. Vulcus nawet nie zauważył, że ktoś go odwiedził. Ta nędzna, jasnowłosa dusza przebywała w jego wcale skromnych progach ponad piętnaście lat. Wczoraj zobaczył u niej pierwszy siwy włosy, chociaż ta zarzekała się, tłumacząc, iż po prostu ubrudziła ten włos popiołem. Słaba wymówka. Strona: 6/12 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl Raptem donośny krzyk odbił się echem zza wysokiego stalagmitu. Podobna do trzymanej za kończyny kobiety postać wbiła swój topór w głowę jednego z cyklopów, wyciągnęła umazaną we krwi broń i krzyknęła: – Nie ważcie się jej tam wrzucać! Vulcus zacisnął pięść: – Powstrzymajcie tę wariatkę! – rozkazał i wszystkie cyklopy ruszyły na napastnika z maczugami i młotami. „Chyba powinienem jej pomóc. Przecież po to tu zapewne jestem” stwierdził Rucky i wyciągnął kostur w kierunku cyklopów, jednak ten nakierował jego dłoń na ofiarę, podniósł niewidzialną ręką, gdy ta próbowała skorzystać z okazji i uciec, a potem cisnął do czerwonej lawy. Kobieta z toporem spojrzała na Ruckiego z nienawiścią. Jej ostrze zaraz miało poćwiartować mu czaszkę. – To… To nie ja – speszył się Rucky, machając otwartymi dłońmi. Wedy laska uniosła go gdzieś indziej. *** W czwartkowe popołudnie Motycko zmieniło się w kolosalnych rozmiarów koszary – tak przynajmniej wydawało się opatowi. Rzeczywistość prezentowała się inaczej: wokoło stały zarówno budki z kiełbaskami jak i stoiska, gdzie można było spróbować swych sił w rzutach lotkami, a na drzewach wisiały obklejone różnobarwną bibułą figurki z cukierkami w środku. Wszędzie rozbrzmiewała donośna muzyka. Każdy jednak nosił na własnym ciele ciężkie opancerzenie. Postarano się także o broń, toteż Jefferson narobił się za trzech i nawet nie zauważył, że nikt mu nie zapłacił. Zlecieli się także ludzie z Rzepiska i innych okolicznych wsi. Od razu rozdano im kolczugi oraz zbroje z łusek, a także wręczono broń. Niektórym dano widły, instruując, aby wyobrazili sobie, iż tak naprawdę dzierżą w ręku trójząb, w końcu „to tylko zabawa”. Semsoraz za odpowiednią opłatą dostarczył świń i gęsi na ubój, aby każdy quasi – wojownik mógł zaspokoić swój iście barbarzyński głód. Swawole trwały do późnej nocy, aż wreszcie lekko wstawiony leprechaunskim whisky opat zrozumiał, o co chodziło tak naprawdę w całej tej szopce. Wstał na równe nogi, co sprawiło mu spory problem, ponieważ na habit założył sobie jeszcze egzotyczną zbroję lamelkową, którą ściągnął ze ściany swego gabinetu. Potem zatoczył dwa kółka, oparł się o stół łokciem i uniósł palec wskazujący do góry: – Ej, wy! – zawołał, ale nikt go nie usłyszał. Wszedł więc na stół, ściągając niegdyś śnieżnobiały, teraz ciemny obrus. Dopiero po interwencji kilku innych zakonników ludność wreszcie skupiła się na Strona: 7/12 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl pomysłodawcy całego przedsięwzięcia. Przeor odchrząknął i zaklaskał w dłonie: – Dobrze, panowie i panie. Miło było, „Pobawili my się i popili”, czy jak to się tam mówi w waszej gwarze, jednak pora przejść do konkretów. Ten nasz ubiór do czegoś zobowiązuje. Ustawcie się teraz w odległości czterdziestu metrów od siebie, tak żeby po obu stronach było was w miarę po równo. – Chwila, chwila! Mamy ze sobą walczyć? – zapytał jeden z przybyłych mieszkańców Rzepiska. – Nie – opat próbował uleczyć ogólny niepokój. – To taka improwizacja. Pomachacie chwilę broniami, one zaczną o siebie brzdąkać i wtedy zobaczycie, co się stanie. Przybędzie tak zwany gwóźdź programu. Wiejska ciekawość… Niektórzy plotkarze mogliby nawet przebiec wokół Fandaras trzy razy: raz normalnie, raz na jednej nodze, a raz zupełnie nago, byle tylko odkryć jakąś tajemnicę. Kto znał dużo informacji o najbliższym otoczeniu, tego uznawano prawie że za boga. A wieśniaków naprawdę ciekawiło, kto odwiedzi ich tej nocy. Część wyczuwała jakiegoś boga z czeluści kosmosu, inni najprawdziwszego smoka. Nie minęło piętnaście minut, a dwa szeregi ustawiły się naprzeciwko siebie, z całym zaangażowaniem aktorskim złorzecząc stronie przeciwnej. Pomyślcie, jak komicznie musiały wyglądać wzajemne groźby, kiedy po jednej stronie stały córki, po drugiej ojcowie, po jednej matki, po drugiej synowie; kiedy dobrzy przyjaciele nawzajem obrzucali się mięsem. Opat postanowił pozostać neutralną stroną, jako że przecież wszyscy mieli walczyć „na niby”, a on biegle znał magię – mógłby użyć jej do rozdzielania osób za bardzo wczuwających się w rolę. Zresztą, większość zakonników także nie zamierzała na siebie szarżować, więc chowała się w niedostępnych miejscach. „START!” Znajdujące się nieopodal wrony odleciały z przestrachem. Szczebiot broni słyszały zwierzęta w lesie oraz istoty pod ziemią. Wielka parodia bitwy narobiła niespotykanego hałasu. Nikt nawet nie usłyszał, jak spod ziemi wynurza się małe, mroczne mauzoleum. *** Rucky czuł, że musi odpocząć. Nie jadł przez dłuższy czas, ponieważ ciągle laska gdzieś go zaganiała, a w tej chwili po kilku mniejszych acz równie nieprzyjemnych przygodach ze wstrętem patrzał na całe to drewniane diabelstwo. Siedział na nieznanych skałach i bynajmniej nie zamierzał się ruszać, dopóki nie odetchnie (lub dopóki kostur nie pociągnie go za sobą gdzieś indziej). Przed oczami przeleciało mu kilka harpii. „A niech mnie pożrą! Mam dosyć tego wszystkiego!”. Ale one bały się przedmiotu dzierżonego w dłoniach, oddalając się od kalefaktora. I siedząc tak i opierając się od martwe kamienie, Rucky został opętany głębokim snem. Zupełnie jakby kilka dni pracował bez ustanku na polu. Ach, wolałby wybierać ziemniaki, jak Strona: 8/12 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl czasami czynił, gdy duchowni go o to poprosili. Albo operować kosą, żeby ścinać kolejne obszary żyta – tak, to przynajmniej nie zmuszało do latania po całym Kontynencie i zabijania kogo popadnie. Śniło mu się, że leży w łóżku we własnym pokoju, a wszystko przebiega według nużącej ustawiczności. Nic nie może go zaskoczyć. Nic nie może wyprowadzić go z równowagi. Za chwilę pójdzie po drwa, porąbie je i napali w piecu. Potem zamiecie salę. I nagle ni stąd, ni zowąd w pokoju pojawiła się ta przeklęta laska! Wywróciła wszystko do góry nogami, spaliła książki w szafie, a ją samą rozwaliła na kawałki. Porwała poduszki, rozsypując wszędzie białe pióra, sprawiające w całym tym chaosie wrażenie zimnego śniegu. A może ten oniryczny świat cały emitował wyłącznie lodowatość? Niespodziewanie kostur zatrzymał się na środku pokoju i tuż za nim pojawiła się zakapturzona postać z rogami i byczym ryjem. Ściskała go w ręku, a on wydawał się przed nią korzyć, widocznie jego moc w stosunku do tamtej osoby nic nie znaczyła. – Kim jesteś? Proszę natychmiast opuścić to pomieszczenie! Ja tutaj mieszkam! – wrzasnął Rucky, szukając czegoś do obrony, lecz ku swej rozpaczy nie odnalazł niczego takiego. Postać zaśmiała się ponuro i odsłoniła kaptur. Minotaur – to on objawił się Ruckiemu, a ten z kolei tak się przeraził, że myślał nawet o spektakularnej defenestracji samego siebie. Nigdy wcześniej nie spotkał się z reprezentantem tego gatunku. – W onirycznym świecie jedynie mary i fantomy mają prawo czuć się jak u siebie. Wszystko co materialne przychodzi tutaj w gości i musi przestrzegać restrykcyjnych zasad, inaczej zagubi się i nigdy już nie wróci – wymamrotał do Ruckiego, ale wyglądało to tak, jak gdyby dzielił się tym wszystkim z samym sobą. – A więc nie jestem we śnie tylko w koszmarze? – spytał z rozpaczą młodzieniec. – Zależy jak ty to odbierasz. Koszmary i sny są tworzone przed podświadomość, ja z kolei istniałem naprawdę. Nie chciałbym cię zanudzać moją historią, ale jako osoba ściśle związana z tym, co zwiesz przekleństwem, czuję obowiązek ujawnienia ci tego i owego. – Powiedz mi tylko, co zrobić, żeby ta szalona pałka powróciła do katakumb i tam pozostała. Mam już dość tych ciągłych bezsensownych podróży… – Wbrew temu, co myślisz, podróże te mają konkretną misję, przypieczętowaną przez wielkiego Malayarda. – Malasrajda… – bąknął Rucky, a to wyraźnie odrzuciło Minotaura. – Nie bluźnij, chłopcze, ponieważ zapoczątkowaliśmy razem z Malayardem i jego magami coś, co mogło być piękne, a skończyło się tragicznie. Gdybyś był czarownikiem, pewnie przekazałbym ci tę historię ustnie. – Piękne, powiadasz? – zaśmiał się histerycznie Rucky. – Jestem w stanie zrozumieć sytuację, kiedy horda wściekłych barbarzyńców ma na usługach olbrzymiego demona – to ewidentnie złe. Zły jest także zielony stwór rujnujący dzieła architektury. Jednak czym, do diabła, zawiniła ta kobieta? Pomijam resztę moich dziwacznych perypetii. Po prostu nie mam siły! Chłopak rzucił się na podłogę, chcąc w jakiś sposób uciec od natłoku obowiązków, jakie na niego spadły. Lecz nie zdołał wygrzebać sobie wyjścia spod przeżartych przez korniki desek. Strona: 9/12 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl – Posłuchaj, ten kostur wystrugano z Jaguarzego Dębu. Powstał przez działanie alchemików, a dzisiaj trudno gdziekolwiek go znaleźć, dlatego pewnie nie znasz jego właściwości. Magia osadza się we wnętrzu tej twardej rośliny jak pszczoły w ulu i pozostaje tam na zawsze. – Minotaur postanowił przysiąść na krańcu łóżka. – Kostur wyczuwa zło: to teraźniejsze oraz to przyszłe. Tamta kobieta, widzisz, gdyby przeżyła, zdołałaby przebłagać boga wulkanu, a później skazywałaby na śmierć wszystkie konkurentki, nawet własną siostrę, która ją wybawiła z opresji. Czasami mniejsze zło jest nieuniknione. Chłopak przez moment spojrzał oświeconym wzrokiem na minotaura. Cóż, przynajmniej nie musiał się obwiniać o bezpodstawne morderstwo, ale z drugiej strony przecież nie on pragnął dokonać tego czynu, więc i tak nie powinien uważać samego siebie za winowajcę. – Nie mógłbyś… przejąć mojego brzemienia? – nadzieja narodziła się w sercu Ruckiego. – Przecież znajdujemy się w czystym oniryzmie – żachnął się misjonarz – a ja sam nie żyję od… zaraz… – po kilkukrotnym przeliczeniu na palcach mag pomylił się i zaprzestał dalszych rachunków. – Dobrze, rozumiem. Nie żyjesz… – Trochę szacunku dla starszych – mruknął. – W każdym razie, wracając do poprzedniego pytania, to nie, nie mogę dźwigać twojego brzemienia. Na twoim miejscu nauczyłbym się porządnych zaklęć, a może wtedy po jakichś kilkuset latach uda ci się… – Setki mnie przerażają. – To nie trzeba było dotykać nie swoich sprzętów! – głos minotaura podwyższył się do tego stopnia, iż dało się poczuć rybę, którą jadł zapewne przed śmiercią. – Ja potrzebowałem zaledwie dwóch dni, aby okiełznać jej humory. Niech ci jednak będzie – dam ci jedną wskazówkę, bardzo ważną, mianowicie: znajdź potężnego maga i daj mu tę laskę. To najbanalniejszy sposób na twoją przypadłość. – Chciałbym jeszcze zapytać… Rucky obudził się podczas lotu. Do koszuli przykleiły mu się morskie ślimaki. Kalefaktor postanowił nie wnikać, z czym właśnie stoczył walkę, i grzecznie zastosował się do kierunku nadanego przez kostur. Prawdę powiedziawszy, inne wyjście mu nie pozostawało. *** – Widowisko piękne, przeorze – pochwalił Ramnel, który tym razem wyjątkowo nie panikował, gdyż znajdował się daleko od prowizorycznego boju. – W rzeczy samej – uśmiechnął się opat. – Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Pewnych rzeczy nawet ja sam jako organizator się nie spodziewałem. Tylko gdzie ten Rucky? – Nie widziałem go, ale muszę pochwalić przeora za te kostiumy wilkołaków grających atak na tyłach. Ten sok pomidorowy łudząco przypomina krew… Strona: 10/12 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl – Racja, racja… Chwileczkę… Co? – Te wiedźmy na miotłach też robią wrażenie, o tam – Ramnel wskazał, jak gruba czarownica na miotle właśnie rzuca różdżką zaklęcie przemiany w żabę na jakimś wieśniaku. Starzec przetarł oczy, myśląc, że to, co widzi, jest tylko idiotycznym snem. Lecz nie – wyraźnie dostrzegł kontury ghuli wymachujących tępymi mieczami i buzdyganami, odnalazł także wśród nich drobnych opryszków o nie mniejszych umiejętnościach bojowych. Chcąc szybko zareagować, rzucił pierwsze lepsze zaklęcie, które przyszło mu do głowy i w ten sposób odrzucił prosto na drzewa bandę chodzących nieumarłych. – Czy takie zaangażowanie nie jest zbyteczne? – zapytał Ramnel, niczego jeszcze nie rozumiejąc swoim małym ptasim móżdżkiem. – Nie chodzi przecież o to, żeby oddać w pełni realizm, tylko… – Kretynie, te wiedźmy i ich armie są prawdziwe! – opat krzyknął tak głośno, że wiele osób usłyszało jego słowa i zamarło z przerażenia. Nie minęła minuta, a wszyscy wieśniacy zrozumieli przynajmniej po części, co tak spektakularnego dzieje się teraz w Fandaras. Semsoraz czym prędzej załadował się na największą świnię, jaką hodował, i uciekł polną ścieżką, byle dalej od wrzącej bitwy. Wieśniacy nabijali słabiej opancerzone ghule na widły i przerzucali je na równe snopy. Zakonnicy używali czarów obronnych, a także leczyli rannych. Ramnel szczękał zębami, ale po tym, jak przeor wydał mu bezwzględny nakaz walki, szeptał zaklęcia uzdrawiające, schowany za grubą beczką z kapustą. – Chyba chimera jednak podziałała – ucieszyła się Ceneris, lecąc na miotle i jednocześnie rzucając w oponentów najróżniejszymi miksturami. – Mogliśmy im nie mówić… – ćwierknął Mateo, próbując dotrzymać swej pani lotu. – Nie, to byłoby nieetyczne. Tak powiedzieli stratedzy. – Ale to etyka królestw, imperiów i tym podobnych, a my… – Mateo chwilę przemyślał słowo, którego chciał użyć, żeby nie narazić się na gniew Ceneris. – A zresztą, nieważne, co miałem na myśli. Niektórzy Fandarasczycy pochowali się w pobliskich domach, szczelnie zamykając okna. Ale czarownice były sprytniejsze i przez komin wrzucały uciekinierom wybuchowe niespodzianki pod postacią żab. W ich środku znajdowała się toksyczna mikstura powodująca eksplozję. Chaty w mig obracały się w gruz. Trzy wilkołaki rzuciły się na Ulinne, wyjąc w przeraźliwy sposób. Jej głupi ojciec w tej oto chwili zyskał coś z rozumu, którego dotąd nie używał, i z potężnymi szczypcami, którymi zwykle wyrywał wieśniakom zęby, powalił jedną z bestii. Po wyrwaniu ostrego kła, zamierzył się młotem wyjętym z kowalskiego fartucha i roztrzaskał potworowi czaszkę. Dwa pozostałe wilkołaki w te pędy rzuciły się do ataku, ale niespodziewanie na głowy zwaliło się im ogromne kowadło, wyczarowane przez jednego z zakonników. – Nic ci się nie stało? – spytał z ojcowską troską w oczach, jak gdyby naprawdę był jej ojcem. Ona nie zdążyła niczego powiedzieć, co chyba miało oznaczać zgodę. Czarownice mimo utraty dwóch kościejów i jednego oddziału ghuli stanowczo wygrywały w tej potyczce. Gruba Hurelda wyjątkowo niezgrabnie dyrygowała kolejno przywołanym Strona: 11/12 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl impom, aż w końcu postanowiła wyjąć asa ze swego wypełnioną tłustą ręką rękawa. Magiczny słup wychynął nie wiadomo skąd, przywoławszy upiorną postać o oczach – lunetach. Na widok Zdzisława doszło do ogólnej paniki, ponieważ znali go głównie mieszkańcy Motycka, którzy dobrze wiedzieli, iż nikt dotąd nie zdołał go pokonać. Przeorowi udawało się palić na proch kolejne nadciągające wilkołaki, a sam zdołał nawet unieszkodliwić pięć wiedźm. Pomimo własnych bohaterskich wyczynów, na jakie zdobył się z powodu wypitej ilości alkoholu, nie zamierzał choćby spróbować spojrzeć Zdzisławowi w twarz. Monstrum stanęło nad nim, niewrażliwe na wszelkie czary, i wpatrywało się pustymi, szklanymi oczami. Starzec liczył ostatnie sekundy własnego życia. Wtedy na miotle przyleciała Ceneris, śmiejąc się na wzór typowej wiedźmy: skrzekliwie, złośliwie i opętańczo. Dużo jednak minęło czasu, odkąd zajmowała się typowymi dla wiedźm obowiązkami, toteż śmiech wyszedł jej poniżej średniej. – Ha, ha, ha, ehm…. ehm… – odkaszlnęła, ponieważ jakaś ważka niefortunnie wleciała jej do ust. – Krótka piłka, przeorze: wiem, gdzie niegdyś zamknięto Selonazę, i wiem też, że pilnujecie czegoś, co bardzo może mi się przydać, aby ją uwolnić. – Kostur? – jęknął przeor. – To ja pytam się ciebie, a nie ty mnie. – Ale kostur przepadł – pisnął przeor, zdając sobie sprawę w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł. – Nasz palacz… Zabrał go i odleciał. Chcieliśmy go sprowadzić, jednak potem pojawiłyście się wy i wszystko zniszczyłyście. – A więc mam uwierzyć, że poprzez pijacki festyn przebierańców zamierzaliście zwabić tutaj wioskowego głupka, który wszedł w jakiś tajemniczy sposób do miejsca, gdzie znajdował się artefakt, a wy nie zdołaliście mu przeszkodzić? – Wyjęłaś mi to z ust! – powiedział opat. – Z ust to zaraz Zdzisław wyjmie ci język! Gadaj, gdzie jest kostur! – zagroziła różdżką. Przesłuchanie trwałoby może dłużej, gdyby nie siostry Rupelcerk, które jak zwykle nie wyhamowały miotłami w odpowiednim momencie i wyryły w ziemi długi lej. – Z podziemni wyszło mauzoleum! – krzyczały jedna przez drugą, wyzywając się przy tym od niedzielnych kierowców. Ceneris zdziwił taki obrót sprawy – przecież nie zdążyła przejąć jeszcze laski i w pełni z niej skorzystać. Z drugiej jednak strony, siostry raczej nie ośmieliłyby się jej okłamać, no chyba że transformacja w salamandry ich zdaniem poprawiłaby im wygląd. Ceneris rozkazała dwóm pobliskim ghulom spętać zakonnika, a następnie ruszyła w miejsce rzekomego cudu. Strona: 12/12 Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl