Tom 22 - Czasy nowożytne
Transkrypt
Tom 22 - Czasy nowożytne
Od Redakcji Pierwszy tom czasopisma „Czasy Nowożytne” ukazał się drukiem w 1996 r., a wydawany był wówczas wspólnie przez Fundację „Pomerania” z Torunia i Fundację Uniwersytecką Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w Stalowej Woli. Inicjatorem powołania do życia nowego periodyku historycznego było grono młodych toruńskich historyków, z Wojciechem Polakiem, dzisiaj już profesorem, na czele. Na początku XXI w. przez kilka lat czasopismo wydawane był przez Katolicki Uniwersytet Lubelski. Natomiast kilka ostatnich tomów, w tym ostatni, 21 za 2008 rok, zostały wydane przez Europejskie Centrum Współpracy Młodzieży i Instytut Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w Toruniu. Wydawcy się zmieniali, nie zmieniał się za to redaktor naczelny, którym od początku powstania czasopisma do 2008 r. był prof. dr hab. Stanisław Salmonowicz. To głównie jego determinacji należy zawdzięczać, że tytuł ten przetrwał różne trudne chwile. Należą mu się za to wyrazy serdecznych podziękowań. W 2008 r. jednak prof. Salmonowicz zrezygnował z piastowanej przez kilkanaście lat funkcji. Pociągnęło to za sobą zmiany w Kolegium Redakcyjnym. Zmienił się również Wydawca „Czasów Nowożytnych”, którym, od bieżącego tomu, został Zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Historycznego. Mamy nadzieję, że ta ostatnia zmiana ustabilizuje wydawanie czasopisma w dzisiejszych, mało sprzyjających naukom humanistycznych, czasach. Wraz ze zmianą Wydawcy w pewnym stopniu zmienia się też profil czasopisma, a dotyczy to przede wszystkim zakresu chronologicznego zamieszczanych w nim publikacji. Zgodnie z przyjętą w polskiej nauce historycznej periodyzacją termin „czasy nowożytne” obejmuje chronologicznie okres od końca XV do 1918 r. Dlatego też w „Czasach Nowożytnych” nie będziemy już publikować tekstów, materiałów źródłowych i źródeł wykraczających poza koniec I wojny światowej. Nie zmienia się natomiast zakres tematyczny – nadal publikowane będą artykuły dotyczące zarówno historii Polski, jak i historii powszechnej. Oprócz tekstów o charakterze czysto historycznym publikowane będą również artykuły i materiały z historii nauki, kultury i sztuki. Zamieszczać będziemy także artykuły oraz źródła w językach kongresowych, jednak nie więcej niż dwa w tomie. Od następnego tomu w czasopiśmie oprócz działów: artykuły, materiały źródłowe, polemiki i artykuły recenzyjne, uruchomiony zostanie dział recenzji i omówień. Zapraszamy serdecznie do współpracy historyków ze wszystkich ośrodków i instytucji naukowych zarówno krajowych, jak i zagranicznych. Krzysztof Mikulski Jacek Wijaczka Prezes PTH Przewodniczący Kolegium Redakcyjnego Czasy Nowożytne tom 22 rok 2009 Maria Bogucka Warszawa Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej (XVI–XVIII wiek) Mentalne ramy problemu: miejsce i obraz miasta w kulturze staropolskiej U progu ery nowożytnej Polska – w przeciwieństwie do Europy Zachodniej – była wciąż krajem rolniczym, gdzie około 80% ludności mieszkało na wsi i zajmowało się uprawą roli. Antymiejskie postawy, zafiksowane w ustawach ograniczających prawa polityczne i społeczno-gospodarcze mieszczan, występowały często w kulturze polskiego renesansu i baroku. Kultura szlachecka, rozwinięta w formie tzw. sarmatyzmu, pogardzała miastem i życiem miejskim. Już Aleksander Brückner i Stanisław Herbst stwierdzili, że w narodzie szlacheckim, sarmackim, mieszczanin mieścił się z trudem1. Warto zauważyć, że w polskiej literaturze laudatio urbis – tak rozpowszechniony w literaturze europejskiej od antyku poprzez średniowiecze i okres nowożytny gatunek literacki2 – niemal nie występuje. Nieliczne i raczej krytyczne opisy polskich miast w XVI–XVIII w. wychodziły głównie spod piór cudzoziemskich podróżników, a jedyny właściwie wyjątek, Opisanie Warszawy Adama Jarzębskiego z połowy XVII w., stanowi panegiryk nie tyle na cześć mieszczan, ile mieszkających w mieście magnatów3. 1 2 3 A. Brückner, Staropolska kultura wsi, w: Księga Pamiątkowa na 75-lecie Gazety Rolnej, t. 1, Warszawa 1938, s. 56 i 70; S. Herbst, Polska kultura mieszczańska XVI–XVII w., w: Studia renesansowe, Wrocław 1956, t. 1, s. 9. Por.: C. J. Classen, Die Stadt im Spiegel der Decriptiones und Laudes urbium in der antiken und mittelalterlichen Literatur bis zum Ende des zwölften Jahrhundert, Hildesheim 1980; K. Arnold, Städtelob und Stadtbeschreibung im späterem Mittelalter und in der Frühen Neuzeit, wyd. ������ P. Johanek, Köln 2000, s. 247–268. M. Bogucka, Das Bild der Weichselstädte in altpolnischer Literatur (w druku). 10 Maria Bogucka Staropolska niechęć do miast wyrastała z dwojakiego rodzaju powodów: estetycznych i etycznych. Warunki życia w mieście wczesnonowożytnym: tłok, ścisk, brak szerszej przestrzeni, ciasnota, brud i smród, wszystko to zrażało szlachcica przyzwyczajonego do życia blisko natury, wśród rozległych pól, w powietrzu czystym, przepojonym zapachem łąk i lasów. Szlachta raczej niechętnie decydowała się na dłuższe przebywanie w mieście. Przykładem może być król – Sarmata Jan III Sobieski, który nad zamek warszawski przedkładał swą rezydencję w Wilanowie lub wręcz na Rusi, w Jaworowie. Reprezentanci magnaterii i zamożnej szlachty budowali w miastach rezydencje nie tyle z upodobania, ile z konieczności: trzeba tu było przyjeżdżać i spędzać czasem całe tygodnie dla załatwienia interesów, pokazania się na dworze królewskim, udziału w sejmach i sejmikach, w posiedzeniach sądowych, na jarmarki wreszcie. Te pobyty nie zmieniały jednak generalnie złej opinii o mieście, czasem nawet ją potwierdzały (drożyzna, oszustwa, kradzieże itd.). Oprócz powodów niechęci do miast estetycznej natury istniały powody etyczne. Myśl o wyższości życia wiejskiego nad miejskim zrodziła się już w starożytności. Poeci rzymscy: Horacy, Wergiliusz, nie tylko sławili uroki wsi, lecz także uważali wiejską egzystencję za bardziej cnotliwą. Poglądy te przejęli pisarze i poeci staropolscy od Reja i Kochanowskiego do Sarbiewskiego i Morsztyna4. Nurt ten był kontynuowany w literaturze polskiej także w XIX i XX w. Większość polskich poetów i pisarzy była przekonana, że cywilizacja miejska jest niezgodna z naturą i boskim porządkiem, że Bóg stworzył wieś, miasto zaś, powstałe jako dzieło rąk ludzkich (Kaina?), musi być tworem niedoskonałym. W XVI–XVII w. nawet pisarze pochodzenia mieszczańskiego przyjmowali ten punkt widzenia i sławili uroki wiejskiego życia5. Opinia o niedoskonałości egzystencji w mieście opierała się na przekonaniu, że każde miasto jest źródłem wszelkiego rodzaju nadużyć i generuje demoralizację oraz przestępczość. Zdaniem pisarzy szlacheckich, wyrażających opinię ogółu szlachty, miasto to „gniazdo niecnoty i kłamstwa”6, a uprawianie zajęć miejskich to proceder hańbiący i z istoty rzeczy nieuczciwy. „Kupiec, mitręgą żywiąc, zapominać musi o prawdzie i wierze” – pisał w XVI w. Stanisław Orzechowski, dowodząc jednocześnie, że „sposób wszystkich rzemiosł taki jest, iż one sprośne a smrodliwe są”7 – łączył więc potępienie etyczne z estetycznym. Podobnie Mikołaj Rej dowodził, że nauka zawodu kupieckiego polega na zdoby4 5 6 7 Por.: A. Wyrobisz, Mieszczanie w opinii staropolskich literatów, „Przegląd Historyczny” R. 2, 1991, z. 1, s. 51–77; J. Okoń, Miasto w poezji Jana Kochanowskiego, w: Corona scientiarum. Studia z historii literatury i kultury nowożytnej ofiarowane Prof. Januszowi Pelcowi, red. J. A. Chróścicki, Warszawa 2004, s. 219–231. M. Bogucka, Miejsce mieszczanina w społeczeństwie szlacheckim: atrakcyjność wzorców życia szlacheckiego w Polsce XVII w., w: Społeczeństwo staropolskie, t. 1, red. A. Wyczański, Warszawa 1976, s. 185–200; eadem, Obraz miasta we Flisie Sebastiana Klonowica, „Miscellanea Historico-Archivistica” Warszawa 2000, t. 11, s. 205–210. Cyt. za: s. Herbst, Miasta i mieszczaństwo renesansu polskiego, Warszawa 1953, s. 28. Cyt. za: J. Ptaśnik, Miasta i mieszczaństwo w dawnej Polsce, Kraków 1934, s. 130, 368–369. Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 11 waniu umiejętności oszukiwania klienta8. W XVII w., w miarę narastania kryzysu gospodarczego, zaburzeń monetarnych, spadku stopy życiowej szlachty, ataki na mieszczan przybrały na sile. Anonimowy traktat z 1611 r. charakteryzował kupców jako zdzierców i fałszerzy, a występujące trudności gospodarcze tłumaczył ich „fortelami”9. Wojciech Gostkowski pomstował w 1622 r. na bogacenie się „chytrych ludzi i kupców” kosztem uczciwej szlachty10. Stanisław Zaremba oskarżał w 1623 r. kupców nie tylko o demoralizowanie społeczeństwa przez wwóz towarów luksusowych, lecz także o „fortele i zyski nieznośne”, o podbijanie cen, spekulację monetą, uprawianie lichwy; „jako ciekawi ogarzy i wyżłowie na kalety nasze dybią kupcy” – twierdził11. Wśród szlachty umacniało się przekonanie, że każdy mieszczanin to wróg i wydrwigrosz, uprawiający spekulację, pasożyt gubiący kraj. „Koronę niszczą, ubożą i z dostatków gołocą, a cudze kraje i sami siebie bogacą” – pisał Zaremba12. W rezultacie mieszczanie zostali wykluczeni (przynajmniej w teorii) ze wspólnoty „narodu politycznego” skonstruowanej przez ideologów sarmatyzmu, choć w praktyce nie zawsze te poglądy podzielano. Podobnie negatywnie musiał oceniać miasto chłop, choć o jego mentalności wiemy niewiele, zarówno ze względu na trudności źródłowe, jak i brak badań. Prosty wieśniak lękał się, że sprytniejszy mieszkaniec miasta oszuka go na wadze, jakości towaru, przy wymianie pieniądza. Wyprawa na targ albo na jarmark łączyła się zapewne ze stresem związanym z wkraczaniem na obcy teren, gdzie rządziły nie zawsze zrozumiałe dla wieśniaka zwyczaje i zachowania. Odbicie tego niepokoju znajdujemy choćby we Flisie Sebastiana Klonowica, przy opisie gdańskiego portu, jego urządzeń i kłębiącego się tam tłumu13. W ludowych balladach diabeł występował zawsze w miejskim stroju, często cudzoziemskim. Wielonarodowość polskich miast, z którą łączyła się różnorodność religii, stroju, obyczaju i języka musiała u chłopów, ale także u części szlachty, pogłębiać uczucie obcości i niepewności po przekroczeniu miejskich rogatek. Trudności w porozumieniu się powodowały wzrost poczucia zagrożenia, nieufność i oskarżenia stanowiły fragment mechanizmów obronnych, uruchamianych automatycznie w zetknięciu z obcym światem. Analiza wypowiedzi dotyczących konkretnych miast i ich mieszkańców, jakie są rozproszone w źródłach (literatura piękna, sylwy, pamiętniki, listy, akta procesowe), pozwala wysunąć kilka hipotez. Otóż wydaje się, że najbardziej nielubiane i źle widziane były miasta duże i wpływowe, odgrywające ważną rolę w życiu 8 9 10 11 12 13 Ibidem. Por.: Rozprawy o pieniądzu w Polsce pierwszej połowy XVII w., wyd. Z. Sadowski, Warszawa 1959, s. 85 nn. J. Górski, E. Lipiński, Merkantylistyczna myśl ekonomiczna w Polsce XVI i XVII w., w: Wybór pism, Warszawa 1958, s. 129 nn. Ibidem, s. 257 nn. Ibidem, s. 263. M. Bogucka, Obraz miasta, s. 209. 12 Maria Bogucka kraju. W XVI i XVII w. najwięcej wypowiedzi negatywnych dotyczyło Gdańska, jego monopolistycznych praktyk handlowych i ambicji politycznych tamtejszych władz. Szlachta swą zależność od gdańskiego portu znosiła niechętnie. Na sejmach i sejmikach nazywano Gdańsk „Chłańskiem”, pasożytem pijącym szlachecką krew, oskarżano kupców gdańskich o bezprawne uzurpowanie sobie wyłączności i przymusu w pośrednictwie eksportowym, o gwałcenie praw i konstytucji krajowych. Zwłaszcza w latach częstych sporów Gdańska z królami i Koroną (m.in. w sprawach podatków i ceł) ataki na Gdańsk były bardzo ostre. Już Rej pisał z goryczą w Zwierzyńcu o gdańszczanach, „że z nami jako w szachy grają, z inszymi, by o bydło, o nas targ działają”14. Domagano się, aby Gdańsk przedstawił na forum sejmowym dokumenty, które rzekomo dają mu monopolistyczne uprawnienia handlowe15 i wielokrotnie pociągano buntownicze miasto przed sąd sejmowy16. W 1637 r. Jerzy Ossoliński wołał publicznie: „Poddani naszy gdańszczanie jawnie śmieją i bezpiecznie mówić, że prawo abo panowanie nasze nie dalej w morze się rozciąga, tylko jako koniem białem zasiąść możemy. Co wszystko stąd pochodzi, żeśmy panowania morskiego zaniedbali”17. Jest rzeczą niewątpliwą, że walka tocząca się między władzą centralną a Gdańskiem, szczególnie intensywna w XVI i XVII w., skutkowała formowaniem się „czarnego” obrazu miasta w ogóle jako siły wrogiej szlachcie. W XVIII w. niechęć szlachty skierowała się przeciw Warszawie, która w drugiej połowie tegoż stulecia wyrosła na wielką metropolię, centralny ośrodek życia ekonomicznego, politycznego i kulturalnego kraju18. Jako główny ośrodek ruchu reformy w polskim Oświeceniu stała się Warszawa w tych latach w oczach szlachty prowincjonalnej i konserwatywnych magnatów wcieleniem wszelkiego zła, uosobieniem sił rzekomo dążących do wprowadzenia w Rzeczypospolitej szlacheckiej absolutum dominium i likwidacji wolności „szlachetnie urodzonych”. Apogeum antywarszawskiej propagandy przypadło na lata konfederacji barskiej (1768–1772). Dla wielu jej zwolenników głównym nieprzyjacielem miała być nie tyle Moskwa i państwa rozbiorcze, ile właśnie Warszawa19. Oskarżano stolicę o działania na rzecz sił dążących do unicestwienia Rzeczypospolitej. Porównywano Warszawę do biblijnych miast Niniwy i Babilonu – miała, jak one, stanowić ośrodek grzechu 14 15 16 17 18 19 Cyt. za: M. Bogucka, Gdańsk – polski czy międzynarodowy ośrodek gospodarczy, w: Polska w epoce Odrodzenia, red. A. Wyczański, Warszawa 1970, s. 118. Por.: Scriptores rerum polonicarum, t. 1, Kraków 1872, s. 21. Obszernie na ten temat zob.: M. Pelczar, Czy Gdańsk posiadał prawo składu?, w: Prace z dziejów Polski feudalnej ofiarowane Romanowi Grodeckiemu w 70. rocznicę urodzin, Warszawa 1960, s. 229–249. Por.: Historia Gdańska, red. E. Cieślak, t. 2, Gdańsk 1982, s. 289 nn., 579 nn., 627 nn. Cyt. za: K. Lepszy, Dzieje floty polskiej, Gdańsk–Bydgoszcz–Szczecin 1947, s. 279–280. M. Bogucka, Między stolicą, miastem rezydencjonalnym i metropolią. Rozwój Warszawy w XVI– XVIII w., „Rocznik Warszawski” 1992, t. 23, s. 173–186. J. Michalski, „Warszawa” czyli o antyspołecznych nastrojach w czasach Stanisława Augusta, w: Warszawa w XVIII w., z. 1, Warszawa 1972, passim. Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 13 i zła, prowokujący gniew Boży i słuszną karę20. Tak więc świetna kariera Warszawy miała niewątpliwie udział w kształtowaniu się „czarnego” obrazu miasta. Oprócz wielkości i znaczenia w życiu kraju ważnym elementem w konstrukcji obrazu konkretnego, pojedynczego miasta była, jak się wydaje, odległość dzieląca środowisko opiniotwórcze od danego ośrodka. Niewielkie miasto, leżące w sąsiedztwie, do którego szlachcic lub wieśniak udawali się często, a więc znali je dość dobrze i czuli się w nim raczej bezpiecznie, nie budziło na ogół wrogości ani nieufności. Między takim małym, bliskim miastem a wiejską okolicą istniało mnóstwo więzi handlowych, kredytowych, rodzinnych nawet (małżeństwa mieszane)21. Przy codziennym, harmonijnym współżyciu na różnych polach powstawał na ogół bardziej przyjazny obraz miasta niż w wypadku ośrodka dużego i odległego. Mimo tych niuansów trzeba stwierdzić, że generalnie obraz miasta w mentalności społeczeństwa staropolskiego nosił cechy negatywne. Być może w tym obrazie u szlachty dominowało poczucie wyższości i pogarda, u chłopów nieufność i zawiść; życie nawet ubogiego mieszkańca w biednym miasteczku było swobodniejsze i dawało więcej możliwości niż egzystencja poddanego. Niemniej, generalnie rzecz ujmując, kultura staropolska była niechętna miastu i krytyczna wobec urbanizacji. Specyfika polskiej urbanizacji a rola miast w kulturze Wieki XVI–XVIII to epoka szybkiego rozwoju urbanizacji, choć rozłożonej nierównomiernie w skali Europy. W Niderlandach w latach 1514–1622 ludność miast wzrosła o 185%, a wsi tylko o 110%22. W Niemczech, gdzie rozwój nowożytnej urbanizacji był raczej skromny, do 1800 r. odsetek mieszkańców miast liczących powyżej 10 000 wzrósł zaledwie do 5,4% (jednak niemal się podwajając), całość zaś udziału mieszczan w populacji kraju szacować trzeba na około 25%23. Liczba ludności miejskiej w Anglii wzrosła w XVI–XVIII w. do ponad 20% (głównie dzięki rozwojowi Londynu)24, we Francji do 8,8% (szacunek nie obejmuje jednak miesz- 20 21 22 23 24 Ibidem. Obraz takich ścisłych więzi i codziennego współżycia wyłania się m.in. z opublikowanych testamentów i inwentarzy mieszkańców Wojnicza, małego, liczącego około 1000 mieszkańców miasteczka w Małopolsce, ośrodka pół rolniczego, pół handlowo-rzemieślniczego, typowego dla krajobrazu urbanistycznego Rzeczypospolitej. Por.: Testamenty mieszczan wojnickich 1599– 1809, wyd. P. Dymmel, Wojnicz 1997, oraz Inwentarze mieszczan wojnickich 1589–1822, wyd. B. Trelińska, Wojnicz 1995. H. A. Dideriks, J. A. Faber, S. Hart, Urbanisation, Industrialisation and Pollution in the Netherlands 1500–1800, referat powielany na VI Kongresie Historii Gospodarczej, Kopenhaga 1974, s. 4. H. Schilling, Die Stadt in der Frühen Neuzeit, München 1993, s. 9. P. A. Slack, The Central Gouvernement and Towns in England 1500–1700, w: Le pouvoir central et les villes en Europe du XVe siécle aux débuts de la révolution industrielle. Actes du colloque 14 Maria Bogucka kańców miast poniżej 10 000), głównie dzięki rozwojowi Paryża25. W Norwegii liczba mieszkańców miast wzrosła do 5% w 1665 r. i 10–12% w 1801 r., głównie dzięki akcji zakładania nowych ośrodków26. W Danii w połowie XVIII w. już około 20% ludności mieszkało w miastach27. Cechą charakterystyczną urbanizacji Europy w omawianym okresie był szybki wzrost liczby zwłaszcza miast dużych i bardzo dużych, metropolii. Grupa miast powyżej 40 000 mieszkańców, licząca w początkach XVI w. 26 ośrodków, w końcu tego stulecia osiągnęła ich już 40, a więc niemal się podwoiła28. Około 1750 r. kilkanaście miast przekroczyło liczbę 100 000 mieszkańców. Były to m.in. Londyn (676 000), Paryż (560 000), Neapol (324 000), Amsterdam (219 000), Wiedeń (169 000), Rzym (157 000) i Berlin (113 000)29. Te miasta – olbrzymy stanowiły wielkie centra życia naukowego i artystycznego, skąd wpływy kulturalne, styl życia i wzorce zachowań rozchodziły się na całe regiony i kraje30. Urbanizacja ziem polsko-litewskich przebiegała w ogólnym zarysie zgodnie z tendencjami europejskimi, miała jednak także cechy charakterystyczne. Badacze przyjmują, że na przełomie XV i XVI w. istniało w Polsce (bez Litwy) 600–700 miast, ale tylko osiem z nich zbliżało się lub przekraczało próg 10 000 mieszkańców (wedle hierarchii wielkości: Gdańsk, Kraków, Lwów, Toruń, Elbląg, Poznań, Lublin, Warszawa). Osiemdziesiąt ośrodków liczyło 2000–3000 mieszkańców, a pozostałe to osady liczące 500–1500 mieszkańców. W XVI i pierwszej połowie XVII w. nastąpiła bardzo szybka intensyfikacja urbanizacji ziem polskich, powstało wówczas 25% miast Korony i już w połowie XVII w. było ich łącznie około 900. Były to jednak głównie miasta małe lub nawet bardzo małe. Tylko siedem z nich liczyło powyżej 10 000 mieszkańców, 505 – od 600 do 2000, 246 ośrodków miało poniżej 600 mieszkańców. Łącznie mieszczanie stanowili około 25% ludności Korony31. W Wielkim Księstwie Litewskim w połowie XVII w. było około 400 miast, w tym zaledwie dwa lub trzy powyżej 10 000 (Wilno, Troki, być 25 26 27 28 29 30 31 de la Commission Internationale pour histoire des villes, tenuen Denmark 1976, red. Th. Riss, P. Strømstad, Copenhague 1978, s. 61 nn. H. Schilling, Die Stadt, s. 6. F. E. Eliassen, The Urbanisation of the Periphery. Landowners and Small Towns in Early Modern Norway and Northern Europe, „Acta Poloniae Historica” 1994, t. 70, s. 51. Th. Riis, Le pouvoir central et les villes du Denmark, XVe–XVIIIe, w: Le pouvoir central, s. 51 nn. R. Mols, Population in Europe, 1500–1700, w: The Fontana Economic History of Europe. The Sixteenth and Seventeenth Centuries, red. C. M. Cipolla, London 1976, s. 42–43. P. M. Hohenberg, L. H. Lees, The Making of Urban Europe 1000–1950, Cambridge, Mass. 1985, s. 226. Por. m.in.: La ville et la transmission des valeurs culturelles aubas Moyen Age aut aux temps modernes. Actes du 17e Colloque International, Spa, 16–19. V. 1994, Bruselles 1996. M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast i mieszczaństwa w Polsce przedrozbiorowej, Wrocław 1986, s. 371 nn. Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 15 może także Kowno), reszta to miasta małe lub bardzo małe32. W połowie XVII w. zniszczenia wojenne i ostry kryzys egzystencji miast spowodowały znaczny spadek poziomu urbanizacji państwa polsko-litewskiego (w Niemczech podobną rolę odegrała wojna trzydziestoletnia)33. W XVIII w. nastąpiła nowa fala zakładania miast i pewien wzrost liczby mieszkańców w starych ośrodkach. W rezultacie sieć miejska częściowo została odbudowana, choć składała się z ośrodków mniejszych niż na przełomie XVI i XVII w. Liczbę miast Korony dla schyłku XVIII w. szacuje się ponownie na około 900, ale udział mieszczan w strukturach zaludnienia kraju na tylko około 20%34. W Wielkim Księstwie Litewskim natomiast w 1790 r. było zaledwie 271 miast i miasteczek, choć jednocześnie trzeba odnotować znaczny wzrost liczby mieszkańców kilku ośrodków (Wilno około 1788 – ponad 23 000 mieszkańców)35. Na pierwszy rzut oka proces urbanizacji mierzony liczbą miast, a nawet procentowym udziałem mieszczan w zaludnieniu kraju, był w Rzeczypospolitej i niektórych innych krajach Europy (Czechy, Węgry, częściowo Niemcy) porównywalny, choć na pewno nie tożsamy36. Inaczej przedstawia się sprawa, gdy weźmiemy pod uwagę wielkość miast i ich potencjał gospodarczo-polityczny. Nie wykształciły się w Rzeczypospolitej miejskie kolosy, podobne do zachodnioeuropejskich. Na ziemiach polsko-litewskich tylko Gdańsk (pierwsza połowa XVII w. – 100 000 mieszkańców) i Warszawa (w końcu XVIII w. 100 000 mieszkańców) mogą być porównywane z metropoliami kwitnącymi w tamtej strefie Europy. Jeśli jednak rola Warszawy w kulturze Oświecenia może być do pewnego stopnia porównywana do znaczenia (toutes proportions gardées!) Londynu albo Paryża, to Gdańsk tak wysokiej pozycji, ze względu na przynależność do kręgu kultury niemieckiej, nie mógł zyskać. Będzie o tym jeszcze mowa. Nie można też do ziem polskich zastosować sformułowanej w latach trzydziestych XX w. przez Waltera Christallera teorii rozwoju miast jako tzw. Central Place 32 33 34 35 36 S. Alexandrowicz, Geneza i rozwój miasteczek Białorusi i Litwy do połowy XVII w., „Acta Baltico-Slavica” 1970, t. 7, s. 47–108; idem, Powstanie sieci miejskiej Podlasia na tle procesów urbanizacyjnych w Wielkim Ks. Litewskim, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” R. 28, 1980, z. 3, s. 412–427; J. Bardach, Ustrój miast na prawie magdeburskim w W. Ks. Lit. do połowy XVII w., w: idem, O dawnej i niedawnej Litwie, Poznań 1988, s. 72–119; A. Wyrobisz, Townships in the Grand Duchy of Lithuania during the Agrarian and Urban Reform Called „pomera na voloki”, 2 Half of the 16th – First Half of 17th Centuries, w: Gründung und Bedeutung kleinerer Städte im nordlichen Europa der Frühen Neuzeit, red. A. Mączak, Ch. Smout, Wiesbaden 1991, s. 193–204; R. Szczygieł, Lokacje miast w Polsce XVI wieku, Lublin 1989. H. Schilling, Die Stadt, s. 10 nn. M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast, s. 378. J. Ochmański, Historia Litwy, Warszawa 1982, s. 170; idem, Zaludnienie Litwy w r. 1790, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Adama Mickiewicz w Poznaniu, Historia” 1967, t. 7, s. 269–279. M. Bogucka, Miasta a władza centralna w Polsce i w Europie wczesnonowożytnej (XVI–XVIII w.), Warszawa 2001, s. 10. 16 Maria Bogucka System, objaśniającej m.in. ich rolę w rozwoju kultury37, ponieważ zakładała ona istnienie wzajemnych zależności między miastami; zależności, jakich w Polsce nie było. Bliżej można by związać polską urbanizację raczej z modelem Paula M. Hohenberga i Lynn H. Lees, opartym na teorii „sieciowej” funkcjonowania miast (Network System)38, na podstawie którego również można wiele wyjaśnić z zakresu rozwoju kultury. Dla zrozumienia specyfiki polskiej urbanizacji jest jednak bardzo ważne, związane z teorią Christallera, wyróżnienie istnienia w epoce nowożytnej dwu podstawowych modeli urbanizacji: mono- i policentrycznego. Pierwszy, charakterystyczny dla krajów o absolutnej formie rządów, przeważał w zachodniej Europie, drugi był typowy dla państwa polsko-litewskiego. Polityka szlachty, niechętnej i podejrzliwej wobec miast, była wyraźnie skierowana na popieranie modelu policentrycznego, w którym żadne miasto nie miało prawa zdobyć przewagi nad innymi, żadne nie mogło rozwinąć się – także jako centrum kultury – zbyt spektakularnie. Funkcja stołeczna była więc dzielona między różne ośrodki. W latach, gdy Warszawa stała się miastem rezydencjonalnym królów, przejmując wiele funkcji stołecznych, Kraków zachował jednak rangę stolicy sakralnej, pozostając miejscem koronacji i pogrzebów władców39. Jeszcze silniej urbanizację polską od zachodnioeuropejskiej odróżniał fakt, że była ona dziełem nie władzy centralnej, lecz głównie inicjatywy prywatnej. Lokacje królewskie były u nas w XVI–XVIII w. raczej rzadkie40, zwłaszcza gdy się porówna ożywioną w tym zakresie inicjatywę magnatów i bogatej szlachty41. W rezultacie w Koronie udział miast prywatnych wzrósł w XVII i XVIII w. do około 2/3, na Litwie do 3/442. Miasta prywatne istniały także w innych krajach Europy, m.in. na Sycylii, w Szkocji, w pojedynczych przypadkach także w Niemczech, we Francji i w Anglii43, ale nigdzie nie stanowiły one, jak u nas, dominanty w pejzażu urbanistycznym. Ten aspekt specyficzny polskiej urbanizacji odegrał dużą rolę w kształtowaniu się struktur etniczno-wyznaniowych miast i ich potencjału kulturotwórczego. 37 38 39 40 41 42 43 W. Christaller, Die Zentralle Orte in Süddeutschland. Eine ökonomisch-geographische Untersuchung über die Gesetzmäßigkeit der Verbreitung und Entwicklung der Siedlungen mit städtischen Funktionen, Jena 1933. Por. przypis 29. M. Bogucka, Kraków–Warszawa–Gdańsk: trójkąt stołeczności jako wyraz policentryzmu polskiej urbanizacji, w: Kraków – Małopolska w Europie środka. Studia ku czci prof. Jana M. Małeckiego, red. K. Broński, J. Purchla, J. Szpak, Kraków 1996, s. 73 nn. M. Bogucka, Miasta a władza centralna, s. 23. Ibidem. Ibidem. Ibidem, s. 17 nn. Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 17 Typy miast a kultura Wszyscy badacze są zgodni, że miasto już od początku istnienia stwarzało specyficzne, szczególnie sprzyjające rozwojowi kultury warunki ze względu na silną koncentrację na jego terenie twórczego potencjału ludzkiego i ekonomicznego44. Oczywiście musiało się to wiązać z wielkością miasta i jego typem. Wielkie miasto z samego założenia oznaczało większe nagromadzenie potencjału ludzkiego i ekonomicznego, a także większe nasycenie instytucjami kulturalnymi i dziełami sztuki, miało więc szersze możliwości kulturotwórcze. W Polsce i na Litwie takich dużych miast – jak wspominaliśmy – nie było wiele. Z kolei małe miasto wprawdzie miało niewielki potencjał kulturotwórczy, ale za to często było bliższe, łatwiej dostępne, wielokroć odwiedzane. Oczywiście dużą rolę odgrywała tu gęstość sieci miejskiej. Na ziemiach wchodzących w skład państwa polsko-litewskiego była ona bardzo nierównomierna. Na przełomie XVI i XVII w. jedno miasto przypadało: w Wielkopolsce – na 207 km2, w Małopolsce na 245 km2, na Rusi Czerwonej na 255 km2, na Mazowszu na 313 km2, na Podlasiu na 447 km2, na Ukrainie na 446 km2, na Podolu na 524 km2, na Litwie – na 367 km2 w połowie XVII w.45 Oznacza to, że w większości wypadków dotarcie do miasta nie było ani łatwe, ani szybkie; podróż mogła trwać nawet kilka dni. Należy przypuszczać, że większość mieszkańców kraju rzadko odwiedzała miasta, wielu nawet ludzi mogło nigdy w nim nie być. To ograniczało możliwości oddziaływania miast na stan kultury ogólnokrajowej, w dodatku preferowało grupy zamożniejsze, bardziej mobilne, a więc szlachtę, kler, samych mieszczan, także mężczyzn w odróżnieniu od mniej podróżujących kobiet. Możliwości oddziaływania kulturalnego zależały również od typu miasta. Stworzona przez badaczy typologia opiera się najczęściej na pełnionych przez nie funkcjach. Miasta dzielą się więc na ośrodki administracji państwowej i kościelnej, ośrodki rezydencjonalne, handlowe, produkcyjne (rzemieślnicze lub górnicze), miasta „uniwersyteckie”, miasta-twierdze, miasta „azylanckie” (utworzone przez 44 45 Z ogromnej literatury przedmiotu wymienić należy: The University and the City, red. T. Bender, New York–Oxford 1989; R. Fox, Urban Anthropology: Cities and Their Cultural Settings, New York 1977; La ville et l`innovation en Europe 14e–19e siecles, red. B. Lepetit, J. Hoock, Paris 1987; L. Mumford, The Culture of Cities, New York 1970; H. Schilling, Die Stadt, s. 87 nn.; La ville et la transmission des valeurs culturelles, w tym zwłaszcza: D. R. Ringrose, The Paradoxes of a Royal City: Madrid and the Transmission of Values of Spanish Culture, s. 19–33; R. Baetens, La role d`Anvers danns la transmission de valeurs culturelles au temps de son apogée, 1500– 1650, s. 37–72; H. Diederiks, Amsterdam and ist Role in the Distribution of Culture in the Early Modern Period, s. 73–83; M. Reed, Cities and the Transmission of Cultural Values in the Late Middle Ages and Early Modern Period. The Case of London, 1500–1800, s. 85–98. M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast, s. 334–338; A. Wyrobisz, Townships, s. 195–196. 18 Maria Bogucka uchodźców), miasta rolnicze („agrarne”)46. Większość miast polskich z punktu widzenia sprawowanej funkcji stanowiły ośrodki mieszane, typy „czyste” występowały rzadko. We wszystkich typach powiązanie z kulturotwórczą rolą miasta było wyraźne. Osobny sposób różnicowania miast oparty jest na kryterium prawnym: wyróżnia się miasta królewskie i prywatne, tj. należące do duchownych, magnatów świeckich i bogatej szlachty. Położenie prawne powinno mieć rozległe skutki w sferze kulturotwórczych możliwości miast, ponieważ wiązało się z rozmiarami autonomii miejskiej i wolnościami ich mieszkańców. Nie ulega też wątpliwości, że teoretycznie miasta królewskie dysponowały szerszym zakresem swobód, niektóre z nich posiadały nawet prawa szlacheckie (Kraków, po 1569 r. także Wilno, od połowy XVII w. Lwów, od 1760 r. Kamieniec Podolski, a także w pewnym zakresie Poznań, Lublin, Warszawa oraz miasta Prus Królewskich: Gdańsk, Toruń, Elbląg). Nie wydaje się jednak, aby można było uważać ich status za zbliżony do statusu wolnych (cesarskich) miast Rzeszy, uważanych przez badaczy za kolebkę niemieckiej kultury politycznej47. W Rzeczpospolitej polsko-litewskiej sytuacja poszczególnych miast królewskich kształtowała się bardzo różnie i zależała raczej od innych czynników niż tylko położenie prawne (m.in. liczba i bogactwo mieszkańców, ich przedsiębiorczość i ambicje). Przebieg reformacji ukazał dobitnie, że naciski króla i jego urzędników (starostów) ograniczały inicjatywy mieszczan i zawężały możliwości podejmowania przez nich samodzielnych decyzji. Jedynie trzy największe miasta pruskie potrafiły zdobyć i utrzymać przez cały czas istnienia I Rzeczypospolitej znaczącą niezależność, co wyraziło się m.in. w zdobyciu w połowie XVI w. gwarancji swobody religijnej. W miastach prywatnych, a te przeważały w Rzeczypospolitej, właściciel miał pełną władzę kształtowania stosunków w mieście, a od jego woli zależały możliwości mieszczańskiej aktywności – również w sferze kultury. Ponieważ zaś ten typ miast dominował w państwie, można powiedzieć, nieco tylko upraszczając, że o miejscu i roli miasta w staropolskiej kulturze decydowali nie mieszczanie, lecz magnaci duchowni i świeccy oraz bogata szlachta – panowie miast. Oprócz sytuacji prawnej kulturotwórcze możliwości miasta kształtowały też spełniane funkcje. Charakterystycznym zjawiskiem epoki były miasta „agrarne”. Podobnie jak w średniowieczu, w większości z nich mieszkańcy (zwłaszcza osiadli na przedmieściach) oprócz zajęć miejskich uprawiali także rolnictwo i hodowlę. Duże miejsce tych prac w gospodarce miejskiej stanowiło jeden z charakterystycznych rysów różniących miasta Rzeczypospolitej od zachodnioeuropejskich. Zwłaszcza od połowy XVII w. upadek rzemiosła i handlu oraz zniszczenia wojenne spowodowały szybką agraryzację nawet tych ośrodków, w których dotąd rolnictwo 46 47 Por.: A. Wyrobisz, Typy funkcjonalne miast polskich w XVI–XVIII w., „Przegląd Historyczny” 1981, t. 22, z. 1, s. 25–49. H. Schilling, Die Stadt, s. 87 nn. Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 19 stanowiło margines zajęć mieszczańskich. Witold Kula szacował swego czasu, że na przełomie XVI i XVII w. w Polsce rolnictwem zajmowało się 2/3 mieszczan48. Dla drugiej połowy XVII i XVIII w. szacunek ten należałoby podwyższyć do 3/4 (?) albo 4/5 (?). Te agrarne miasta, często rezultat akcji zakładania centrów dla handlu produktami rolnymi wytwarzanymi w latyfundiach49, były właściwie wielkimi wsiami i funkcji kulturotwórczych, typowych dla miast w pełnym tego słowa znaczeniu, pełnić nie mogły. Inne typy funkcjonalne miast bardziej sprzyjały aktywności kulturotwórczej. Ośrodki administracji kościelnej i państwowej cechowała koncentracja urzędników i kleru, a więc ludzi wykształconych, a także nagromadzenie służących im instytucjonalnych urządzeń (kancelarie, biblioteki i archiwa). Zwłaszcza miasta będące siedzibami biskupstw i kapituł, klasztorów, sądów (grody), trybunałów (Piotrków, Lublin) zajmowały specjalne miejsce na mapie kulturalnej kraju. Ogromną rolę odgrywały, jak w całej Europie, miasta rezydencjonalne, zarówno królewskie (Warszawa, Kraków, Wilno, Grodno), jak i magnackie (Zamość, Żółkiew, Białystok, Biała Podlaska itd.). Ich rozwój stanowił cechę charakterystyczną epoki nowożytnej nie tylko w Rzeczypospolitej, lecz także w całej Europie50. Specjalną odmianę tego typu stanowiły miasta-twierdze51. Polskie i litewskie miasta rezydencjonalne różniły się tym od zachodnioeuropejskich, że były one dziełem przede wszystkim nie władzy centralnej, lecz magnatów; na ich terenie dominowała dworska kultura magnaterii, a nie dworu monarchy. W obu jednak wypadkach mieszkańcy miast rezydencjonalnych, skupieni wokół wspaniałej siedziby władcy (magnata), spełniali wobec niej funkcję służebną, zarówno w zakresie gospodarczym (zaspokajanie potrzeb luksusowej konsumpcji poprzez organizację handlu i wytwórczości), jak i kulturalnym (literatura panegiryczna, twórczość naukowa ukierunkowana dworsko, zwłaszcza geograficzna i historyczna, obsługa w zakresie prawnym, działalność artystyczna na zamówienie rezydencji). W tego typu ośrodkach natomiast nie było większej szansy na samodzielne kształtowanie twórczości zgodnie z ideami i potrzebami mieszczaństwa. Większe możliwości rozwoju samodzielnego wkładu mieszczan w kulturę miały miasta, które były ośrodkami szkolnictwa i nauki. W Niemczech istniały miasta „uniwersyteckie” – centra urbanistyczne, w których całe życie skupiało się wokół uczelni wyższej, w celu zaspokajania potrzeb profesorów i studentów52. W Polsce 48 49 50 51 52 W. Kula, Stan i potrzeby badań nad demografią historyczną dawnej Polski, „Roczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych” 1951, t. 13, s. 72. M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast, s. 449 nn. Por.: E. Ennen, M. van Rey, Probleme der frühneuzeitlichen Stadt, vorzüglich der Haupt- und Residenzstädte, „Westfalische Forschungen” R. 25, 1973, s. 168–212. M. Bogucka, Miasta a władza centralna, s. 19; B. Dybaś, Fortece Rzeczypospolitej. Studium z dziejów budowy fortyfikacji stałych w państwie polsko-litewskim w XVII w., Toruń 1998. Por.: H. Schilling, Die Stadt, s. 71–72. 20 Maria Bogucka uczelnie funkcjonowały w miastach, które jednak nie były zdominowane wyłącznie przez istnienie uniwersytetu; były one jednocześnie albo miastami stołecznymi, rezydencjami panującego (Kraków, Wilno), albo rezydencjami magnackimi (Poznań i Akademia Lubrańskiego, Zamość). Osobna grupa to wielkie ośrodki handlowo-produkcyjne, mieszczańskie metropolie Prus Królewskich – Gdańsk, Toruń, Elbląg, gdzie rozwinęły się tzw. gimnazja akademickie, centra nie tylko dydaktyki, lecz także badań naukowych na poziomie europejskim. Kultura tych ośrodków, wnosząc istotny wkład do kultury staropolskiej, była jednak w dużym stopniu związana genetycznie z mieszczańską kulturą niemiecką53. Trzeba też wspomnieć o efemerydach przełomu XVI i XVII w., takich jak Raków i Leszno, związanych z rozwojem reformacji i napływem do Polski uchodźców religijnych. Oba ośrodki szkolne powstały dzięki inicjatywie i opiece magnackiej, ale funkcjonowały w dużym stopniu dzięki wkładowi mieszczan; w rezultacie trudno ocenić, na ile zapisać je na konto szlachty, a na ile mieszczaństwa. Podobnie trudna jest ocena miast azylanckich, tworzonych w Wielkopolsce przez magnatów i bogatą szlachtę dla uchodźców religijnych ze Śląska i z Czech (Rawicz, Bojanowo, Szlichtyngowa). Stanowiły one centra produkcji tekstyliów i mogą być porównywane do niemieckich Exulantenstädte, rozwijających się w XVI–XVIII w. w Rzeszy dzięki napływowi menonitów i hugenotów54. Te miasta powodowały ożywienie sytuacji gospodarczej i podniesienie poziomu życia, jak też rozwój mieszczańskiego etosu pracy. Ich wpływ dawał się jednak bardziej odczuć w zakresie kultury życia codziennego i materialnej niż „kultury wysokiej”. Miasta, których główną funkcję stanowił udział w handlu (m.in. Lublin, Poznań, Kalisz, Sandomierz, Kazimierz Dolny, liczne miasta mazowieckie) i produkcji rzemieślniczej, w tym także wydobycia kruszców (Wieliczka, Bochnia, Olkusz, Chęciny), odgrywały niemałą rolę w rozwoju kultury zarówno dzięki mecenatowi sprawowanemu przez ich bogate elity, jak i udziałowi w twórczości artystycznej i naukowo-literackiej. Należy podkreślić ważny aspekt, jaki miał handel w rozwoju kultury. Wymiana handlowa już od średniowiecza łączyła się z wymianą ludzi, idei i prądów kulturalnych, doprowadzała do spotkań przybyszów z różnych krajów, stwarzała okazję do obserwowania oraz przyswajania nieznanych zwyczajów i wzorców. To głównie dzięki koncentracji handlu miasta odgrywały tak ważną rolę w kulturze. Zwłaszcza jarmarki organizowane w licznych ośrodkach (4–6 razy w roku) na podstawie specjalnych przywilejów stwarzały szczególnie sprzyjające warunki do wymiany kulturalnej i generowały bodźce do rozwoju kultury. Tak było 53 54 M. Bogucka, Kultura Pomorza Wschodniego w dobie Renesansu i Baroku, w: Historia Pomorza, red. G. Labuda, t. 2, Poznań 1976, s. 526–642; eadem, Miejsce kultury wschodniopruskiej w obrazie złotego wieku kultury polskiej, w: ibidem, s. 648–650. H. Schilling, Niderländische Exulanten im 16. Jh. Ihre Stellung im Sozialgefüge und im religiösen Leben deutscher und englischer Städte, Gütersloh 1972; E. Stubenvoll, Die deutschen Hugenottenstädte, Frankfurt 1990. Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 21 w całej Europie, a miasta, w których odbywały się wielkie targi i jarmarki (niemiecki Frankfurt nad Menem, francuski Lyon itd.), cechował wyjątkowy klimat kulturalny55. Podobnie było w Rzeczypospolitej w czasie wielkich targów i jarmarków, takich jak jarmark dominikański w Gdańsku oraz jarmarki w Toruniu, Gnieźnie, Lublinie. Rozwijał się tam nie tylko obrót towarowo-kredytowy, lecz także handel książkami, mapami, obrazami, różnymi obiektami rozrywki (szachy, karty do gry, kości, instrumenty muzyczne) i kultu (różańce, krzyżyki, obrazy święte). Wczesne gazety i druki ulotne, tanie drzeworyty i drukowane obrazki również były rozprowadzane w czasie jarmarków. Tam też wędrowni i lokalni malarze prezentowali swą twórczość. Dzięki jarmarkom dochodziło do upowszechniania się nowych kierunków i stylów, nie tylko artystycznych, lecz także w modzie, zarówno w zakresie odzienia, jak i fryzur, kosmetyków, ozdób, a nawet zachowań. Wyjątkowo aktywni w czasie jarmarków byli astrologowie oferujący prognostyki i kalendarze oraz balwierze i lekarze medycyny. Podczas jarmarków bardzo często przeprowadzano operacje medyczne, nierzadko na oczach tłumu widzów. Oprócz tego masowo odbywały się proste interwencje chirurgiczne i balwierskie (puszczanie krwi, rwanie zębów, nacinanie ropni itd.). Nierzadko w rezultacie tych czynności pojawiały się użyteczne nowinki, wchodziły w użycie nowe leki i sposoby leczenia. Na jarmarkach pokazywano egzotyczne zwierzęta, rośliny i minerały, demonstrowano ciekawostki przyrodnicze, odbiegające od normy egzemplarze flory i fauny, w tym także ludzi zdeformowanych (karły, garbusy itp.). Oprócz rozrywki to wszystko dostarczało również wiedzy i w pewnym stopniu przyczyniało się do rozwoju nauki. Czas jarmarku to w dużym stopniu także czas zabawy. Liczne przedstawienia dawali wędrowni aktorzy i muzycy (rozwijał się więc prototeatr), występowali bajarze (przekazywanie starych legend i pieśni), akrobaci, sztukmistrze, treserzy zwierząt (niedźwiedzie) i ptaków (kruki). W sposób intensywny spotykała się kultura wysoka, uczona (książki, druki) z ludową, popularną56. W XVIII w., gdy jarmarki zostały już istotnie zmonopolizowane przez szlachtę, stały się okazją do intensywnego życia towarzyskiego, z balami, ucztami, spektak lami teatralnymi, kuligami itd. Załatwiano tu także sprawy matrymonialne. W ten sposób kultura jarmarku z kultury miejskiej przeszła w sferę kultury szlacheckiej, wzbogacając jej funkcjonowanie57. Łączy się z tym ważny problem przestrzeni miejskiej jako terenu spotkań międzystanowych. Miasto stwarzało warunki do spotkań reprezentantów różnych grup społecznych (szlachta, mieszczanie, chłopi), co prowadziło do ważnych rezultatów 55 56 57 M. Bogucka, Fairs and culture, w: Die Stadt als Kommunikationsraum, red. H. Bräuer, E. Schlenkirch, Leipzig 2001, s. 49–55. M. Bogucka, Jarmarki w Polsce w XVI–XVIII w., w: Studia nad dziejami miast i mieszczaństwa w średniowieczu, t. 1, Toruń 1996, s. 9–25; B. Grochulska, Jarmarki w handlu polskim w drugiej połowie XVIII w., „Przegląd Historyczny” 1973, t. 64, z. 4, s. 793–820. Ibidem. 22 Maria Bogucka w zakresie kultury. Zwłaszcza istotne znaczenie miała infiltracja szlachty do miast. Istniała już w XIV i XV w. i polegała głównie na przechodzeniu reprezentantów szlachty do stanu mieszczańskiego przez podejmowanie zajęć mieszczańskich i przyjmowanie obywatelstwa miejskiego, często w związku z małżeństwami mieszanymi58. W XVI–XVIII w. ten typ infiltracji się utrzymał, choć jego nasilenie osłabło. Wzrosły natomiast dwa typy przenikania szlachty do miast: 1. poprzez zakup posiadłości w mieście i osiedlanie się tam na stałe przy zachowaniu statusu szlachcica, 2. poprzez pobyty czasowe w mieście, bez zakupu nieruchomości, jedynie w związku z uczestnictwem w zjazdach szlacheckich, w sesjach sądowych, w jarmarkach itd. Najbardziej ożywiony ruch w tym zakresie panował w tych miastach, gdzie odbywały się sejmy walne (głównie Warszawa, ale także Radom, Toruń, Grodno) i sejmiki wojewódzkie, a także w miastach trybunalskich (Piotrków, Lub lin). Zjazd szlachty nierzadko oznaczał dla miasta podwojenie liczby ludności na pewien czas i związany z tym ciężar kwaterunku, zburzenie ładu miejskiego (burdy i samowola szlachty), ale także możliwość zarobku. Stwarzał też okazję do przyjrzenia się stylowi życia i bycia, ubiorom, nawykom „szlachetnie urodzonych”, które mieszczaninowi imponowały i były przez niego chętnie naśladowane. Jeszcze większe znaczenie w zakresie możliwości wchodzenia w stałą akcję interkulturalną miał coraz powszechniejszy (od XVI w.) w miastach zakup działek przez magnatów i szlachtę oraz budowanie pałaców i dworów szlacheckich, a także tworzenie całych wyłączonych spod prawa miejskiego terenów, tzw. jurydyk. Rosły też błyskawicznie posiadłości Kościoła w miastach59. Warto przypomnieć, że w Krakowie w połowie XVII w. własność kościelna stanowiła 55% terenów w obrębie murów miasta, mieszczanie posiadali tylko niespełna 28%, a szlachta prawie 17% obszaru miejskiego60. W Warszawie na przedmieściach do połowy XVII w. 3/4 gruntów przeszło już w ręce magnatów i szlachty61, a mieszczańskie Stara i Nowa Warszawa stały się jedynie małym dodatkiem do kilkakrotnie większej aglomeracji miejskiej62. Szybki wzrost posiadłości duchownych i szlacheckich następował zresztą we wszystkich większych miastach Rzeczypospolitej (Poznań, Lublin, Lwów itd.). Obroniły się przed tym zalewem jedynie silne miasta Prus Królewskich63. Było to zjawisko niekorzystne dla mieszczan, ale jednocześnie warunkowało ścisłe – mimo barier społecznych – codzienne współżycie reprezentantów obu grup. 58 59 60 61 62 63 Por.: S. Gierszewski, Obywatele miast Polski przedrozbiorowej, Warszawa 1973, s. 81 nn. Tamże bogata literatura przedmiotu, m.in. W. Dworzaczek, J. Deresiewicz, S. Waszak i inni. M. Bogucka, Z zagadnień socjotopografii większych miast Polski w XVI–XVIII w., w: Miasta doby feudalnej w Europie środkowowschodniej. Przemiany społeczne a układy przestrzenne, red. A. Gieysztor, T. Rosłanowski, Warszawa–Poznań–Toruń 1976, s. 147–167. M. Niwiński, Stanowy podział własności nieruchomej w Krakowie w XVI i XVII w., w: Studia ku czci St. Kutrzeby, t. 2, Kraków 1938, s. 549–585. M. Bogucka, Z zagadnień socjotopografii, s. 155–156. Ibidem. Ibidem, s. 156. Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 23 Dochodziło do stałego obcowania w różnych formach. Główne miejsce spotkań to oczywiście kościoły oraz place i ulice, gdzie łyk ocierał się o szlachcica (choć ustępował mu drogi), a także gospody i zajazdy, z których korzystali (choć na nierównych warunkach) zarówno szlachetnie, jak i nieszlachetnie urodzeni. Intensywność spotkań zależała oczywiście od kalendarza. A więc zjazdy sejmów i sądów, wszelkie święta kościelne, dni jarmarczne (najczęściej związane ze świętami kościelnymi), a nawet targowe, także różne uroczystości (w skali miasta i państwa), wszelkiego rodzaju zjazdy (panujących, magnatów) i przejazdy (posłów, dyplomatów, nuncjuszy), wielkie pogrzeby i weseliska, na które zjeżdżano się z całej okolicy, a nawet kraju (w wypadku królów i magnatów), stanowiły czas specjalnie intensywnych kontaktów, które obejmowały różne sfery życia – od podziwiania wspaniale przystrojonych elit, do poznawania sposobu ich życia, poprzez m.in. dostarczanie szerokiej gamy usług, takich jak sprowadzanie i sprzedaż luksusowych towarów, szycie i reparacje odzieży oraz sprzętów, praca w charakterze sług: rękodajnych, kucharzy, koniuszych, masztalerzy itd., aż do świadczeń stręczycielskich i prostytucji. Miasto jako teren koegzystencji różnych grup religijnych i etnicznych Miasta Rzeczypospolitej odziedziczyły po średniowieczu skomplikowane struktury etniczne, częściowo także wyznaniowe. W większych miastach górne warstwy, tzw. patrycjat i bogate kupiectwo, były często obcego pochodzenia (Niemcy, Włosi), warstwy dolne stanowili Polacy, ewentualnie Rusini (na Rusi Czerwonej), i te różnice przetrwały mimo procesów polonizacyjnych zachodzących od końca XV w.64 W XVI w. sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała. Wskutek wysokiej śmiertelności w ówczesnych miastach mogły się one rozwijać jedynie dzięki napływowi ludzi z zewnątrz. Wtórne poddaństwo ograniczyło jednak w Rzeczypospolitej napływ chłopów; pozostawała imigracja z innych miast (zwykle z małych do większych, gdzie były lepsze warunki zarobkowania), ewentualnie napływ szlachty, również dość ograniczony ze względów społecznych65. W tej sytuacji niezwykle ważne źródło napływu stanowiła imigracja kupców i rzemieślników z zagranicy, intensyfikowana przez wojny religijne i prześladowania polityczne, jakie w XVI w. objęły liczne kraje Europy Zachodniej (Niemcy, Francja, Niderlandy, Anglia, Szkocja, Szwecja). Tysiące uchodźców zaczęło napływać do bardziej tolerancyjnej Polski. W pierwszej połowie XVII w. wojna trzydziestoletnia wywołała nową falę emigracji, tym razem głównie ze Śląska, z Czech i Niemiec. Cały czas przybywali do miast polskich 64 65 M. Bogucka, Nationale Strukturen der polnischen Städten im 17. Jh, „Die alte Stadt” R. 14, 1987, t. 7, s. 240–253. Ibidem, s. 242. 24 Maria Bogucka i litewskich także Żydzi, wypędzeni z Półwyspu Pirenejskiego i coraz częściej prześladowani w Europie Zachodniej. Imigranci przybywali całymi grupami, często z rodzinami i służbą. Wobec braku statystyk nikt nie obliczył dokładnie rozmiarów tego napływu, ale musiał obejmować dziesiątki tysięcy ludzi66, wędrujących zarówno lądem, jak i drogą morską, przez porty bałtyckie67. Procent przybyszów z zagranicy wśród nowych obywateli różni się w zależności od okresu i miasta. Przeciętnie w XVII w. wynosił on dla Poznania 7,2% przyjęć do prawa miejskiego, w Lublinie 14%, w Starej Warszawie 7% w latach 1601–1625 i 18% w latach 1621–165568. Szczególnie liczne grupy imigrantów przybywały do dużych miast portowych: w XVII w. w Gdańsku imigranci z zagranicy stanowili często 60–65% przyjmujących w danym roku prawo miejskie69. Podobnie było w Elblągu. Należy też pamiętać, że księgi obywatelskie odnotowywały tylko część najzamożniejszą przybyszów; większość imigrantów osiedlała się w mieście bez zdobywania prawa miejskiego, procedury zbyt kosztownej i nie dla wszystkich dostępnej. Społeczność każdego miasta, zwłaszcza większego (do mniejszych strumień imigracji był słabszy), była więc co roku poddawana stresowi konfrontacji zasiedziałych, „starych” mieszkańców z przybyszami, „obcymi”. Wzbogacało to niewątpliwie życie ośrodka w bardzo różnych sferach, od gospodarczej do kulturalnej (zetknięcie odmiennych kultur, sposobów działania i obyczajów), ale też powodowało napięcia i tarcia70. Sposobem na rozładowanie tych napięć była m.in. polityka matrymonialna. Istniały grupy przybyszów, które miały tendencje do zachowywania i kultywowania swej odrębności (holenderscy menonici71, w pewnym stopniu Włosi72, no i oczywiście Żydzi). Byli też jednak przybysze, którzy starali się jak najszybciej wtopić w otoczenie, a wchodzenie do zasiedziałych grup ułatwiało najefektywniej zawieranie małżeństw (integrowali się w ten sposób przybysze z Niemiec, ale także Holendrzy, Szkoci, Anglicy w miastach Prus Królewskich). Migracje z zagranicy kierowały się głównie na obrzeża ziem państwa polsko-litewskiego, do Wielkopolski, na Śląsk, Pomorze, Ruś, a więc tam, gdzie już w średniowieczu istniała w miastach rozbudowana mozaika etniczna. Najmniej przybyszów osiadało w centrum (Mazowsze, jednak z wyjątkiem Warszawy). Ge66 67 68 69 70 71 72 Ibidem; zob. także S. Jersch-Wenzel, Die Stadt als Refugium für Glaubensflüchtlinge im 18. Jh. „Die alte Stadt” R. 14, 1987, t. 7, s. 175–286, oraz S. Gierszewski, Obywatele, s. 48 nn. i 117 nn. M. Bogucka, Les migrations baltiques et Gdańsk au seuil de l`ère moderne, XVIe–XVIIIe, w: Mari time Aspects of Migration, red. K. Friedland, Köln–Wien 1989, s. 107–124. S. Gierszewski, Obywatele, s. 117 nn. H. Penners-Ellwart, Die Danziger Bürgerschaft nach Herkunft und Beruf 1537–1709, Marburg am Lahn 1954, s. 18 nn. Por.: N. Elias, J. L. Scotson, Etablierte und Aussenseiter, Frankfurt am Main 1990, passim. E. Kizik, Mennonici w Gdańsku, Elblągu i na Żuławach Wiślanych w drugiej połowie XVII i w XVIII wieku, Gdańsk 1994. Na ten temat ciekawe uwagi por.: W. Tygielski, Italia – Rzeczpospolita. Włoskie oddziaływanie cywilizacyjne w XVI–XVII w., „Przegląd Historyczny” 2004, t. 95, z. 2, s. 211–232. Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 25 neralnie rzecz biorąc, sytuacja narodowościowa w miastach układała się rozmaicie w zależności od regionu. Najbardziej jednolite etnicznie były miasta mazowieckie, zasilane głównie przez imigrację z okolic. Dopiero w drugiej połowie XVII w., po wyludnieniu w okresie potopu szwedzkiego, pojawili się w niektórych z miast mazowieckich imigranci z zewnątrz, m.in. grupy osadników żydowskich (np. w Wyszogrodzie)73. Jak już wspominaliśmy, wyjątek na Mazowszu stanowiła Warszawa, której stołeczność przyciągała już w XVI i XVII w. reprezentantów innych narodowości: Niemców, Włochów, Szkotów, Francuzów, Greków i Ormian. W okresie Oświecenia ten napływ wyraźnie się nasilił, choć Polacy (szlachta, mieszkańcy innych miast) nadal stanowili 78% ogółu nowych obywateli74. Sytuacja w Małopolsce była bardziej skomplikowana. Średniowiecze pozostawiło tu, zwłaszcza w większych miastach, duże grupy Niemców i Włochów, którzy częściowo zachowali swe odrębności kulturowe. W Krakowie np. dopiero od połowy XVI w. można mówić o polonizacji dawnych włosko-niemieckich elit. Obecność uniwersytetu i dworu królewskiego powodowała, że w XVI w. wciąż napływało do miasta dużo cudzoziemców; oprócz Włochów byli to Węgrzy, Walonowie, Flamandowie, Niemcy, a także Szkoci75. Ta imigracja trwała także w XVII w. Liczni Szkoci osiadali również w innych miastach Małopolskich (Krosno, Tarnów, Zamość, Brody). W XVIII w. nadal dużą rolę w Krakowie odgrywali Włosi i Szkoci, ale także przybysze ze Śląska, z Niemiec, Moraw i Francji76. Także miasta górnicze, Wieliczka, Bochnia, Olkusz, Chęciny, mimo że w XVI w. uległy znacznej polonizacji (m.in. wskutek napływu szlachty), wciąż ściągały fachowców górniczych z zagranicy (Włosi, Niemcy, Czesi, Węgrzy, Słowacy, Szkoci, Francuzi)77. Struktury etniczne zależały w dużym stopniu od wielkości miasta. W większości małych i średnich miast zachodniej Małopolski ludność była mało zróżnicowana etnicznie (przewaga przybyszów z najbliższej okolicy; przykładem może być Stary Sącz78). W wielu miastach prywatnych jednak często mieszkali rzemieślnicy obcego pochodzenia – pojedynczy fachowcy sprowadzeni przez właściciela, choćby dla zaspokojenia potrzeb jego domu (przykład Staszowa79). Zdarzała się oprócz tego imigracja grupami. I tak Firlejowie ściągali rzemieślników z Holandii do Lewartowa80. 73 74 75 76 77 78 79 80 B. Nowicka, Wyszogród. Zarys dziejów, Wyszogród 1971, s. 42. S. Gierszewski, Obywatele, s. 72. J. Bieniarzówna, J. M. Małecki, Historia Krakowa w XVI–XVIII w., Kraków 1984, s. 71 nn. i 204 nn. Ibidem. Por. także: Dzieje Lubelszczyzny, red. T. Mencel, Warszawa 1974, s. 267 nn. F. Kiryk, Księga przyjęć do prawa miejskiego w Bochni 1531–1656, Wrocław 1979, s. 15 nn.; A. Keckowa, Żupy krakowskie w XVI–XVIII w., Wrocław 1969, s. 228 nn.; D. Molenda, Dzieje Olkusza do 1795 r., w: Dzieje Olkusza i regionu olkuskiego, red. F. Kiryk, t. 1, Warszawa 1978, s. 266. Historia Starego Sącza, red. H. Barycz, Kraków 1979, s. 46–165, zwłaszcza s. 81. A. Makowska, Prywatne miasto Staszów i dobra staszowskie, Warszawa 1981, s. 61. Dzieje Lubelszczyzny, s. 270. 26 Maria Bogucka Starosta łukowski E. Domaszowski sprowadził w 1630 r. do Łukowa rzemieślników ze Śląska i z Niemiec, a na początku XVIII w. wojewoda lubelski Jan Tarło zaprosił do lubelskiego Opola grupę osadników niemieckich81. We wszystkich wypadkach ściągani do miast przybysze otrzymywali zwolnienie od płacenia podatków i różne ulgi od pana miasta, który realizował politykę osiedleńczą. Tego typu praktyka sprzyjała dyferencjacji etnicznej miast, także tych niewielkich. Przesuwając się w kierunku wschodnim, napotykamy w Małopolsce coraz bardziej skomplikowane struktury etniczne. W takich miastach jak Lublin, Zamość, Lwów – a na Podolu Kamieniec Podolski i w licznych mniejszych ośrodkach – w skład zaludnienia wchodzili już od średniowiecza Polacy, Rusini i Ormianie. W XVI i XVII w. mozaika ludnościowa zagęściła się, i to nie tylko ze względu na masowy napływ Żydów. Kiedy Jan Zamoyski pod koniec XVI w. zakładał Zamość, zezwolił na osied lenie się w mieście m.in. Ormian, Sefardyjczyków i Greków. W XVII i XVIII w. mieszkali w tym mieście także liczni Anglicy, Szkoci, Niemcy, Włosi, Holendrzy, Flamandowie, Hiszpanie, a nawet Turcy i Persowie82. Włochów, Węgrów, Szkotów i Anglików można było spotkać również w Lublinie83. We Lwowie, w Przemyślu, Kamieńcu Podolskim oprócz Polaków, Niemców, Rusinów i Ormian mieszkali też Tatarzy, Karaimowie, Grecy, Włosi, nie wspominając o Żydach84. Zaludnienie Podlasia to mozaika polsko-litewsko-białoruska, z domieszkami Niemców, Szkotów i Tatarów85. Miasta Wielkiego Księstwa Litewskiego zaludnione były głównie przez lokalne społeczności – Litwinów i Białorusinów, ale pojawiali się w nich przybysze z Korony, głównie z Podlasia i Mazowsza, a także Rusini, Niemcy, Szkoci (Kiejdany, Birże, Taurogi), a nawet Francuzi86. W Wielkopolsce w średniowieczu wielką rolę w zaludnieniu miast odegrali Niemcy, długo zachowujący swą odrębność językową i obyczajową. W XVI w. doszło do polonizacji miast wielkopolskich, w czym udział miał napływ szlachty i mieszane, szlachecko-mieszczańskie małżeństwa87. W rezultacie w drugiej połowie XVI w. w Poznaniu było tylko 10% Niemców wśród mieszkańców, a prawie całkowicie spolszczone zostały Gniezno, Kalisz, Słupca, Koło i Kościan. Tylko w strefie nadgranicznej odsetek Niemców był wciąż wysoki (Wschowa, Międzyrzecz, Wałcz). W XVII w. imigracja wywołana przez wojnę trzydziestoletnią spo81 82 83 84 85 86 87 Ibidem. R. Szczygieł, Zamość w czasach staropolskich, w: 400 lat Zamościa, red. J. Kowalczyk, Wrocław 1983, s. 105 nn. Dzieje Lubelszczyzny, s. 267 nn. M. Bogucka, Nationale Strukturen, s. 247; S. Alexandrowicz, Powstanie sieci miejskiej Podlasia, s. 419 nn. S. Alexandrowicz, Geneza i rozwój miasteczek, s. 60 nn.; A. Wyrobisz, Townships, s. 193–204. Ibidem. Na ten temat istnieje ogromna literatura; klasyczna jest rozprawa W. Dworzaczka, Przenikanie szlachty do stanu mieszczańskiego w Wielkopolsce w XVI i XVII w., „Przegląd Historyczny” 1956, z. 4, s. 656–684. Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 27 wodowała napływ uciekinierów z Moraw, z Czech, ze Śląska, z Pomorza, z Niemiec, rozbudowując element napływowy w miastach wielkopolskich. Rozwinęły się wówczas centra wielkopolskiej produkcji tekstyliów (Leszno, Bojanowo, Rawicz itd.) o specyficznym profilu narodowościowym. W miastach wielkopolskich w XVII i XVIII w. znajdujemy także przybyszów z innych krajów: Szkotów, Włochów i Greków (Poznań)88. W miastach Prus Królewskich od średniowiecza przewagę mieli Niemcy, tylko w małym stopniu i w nielicznych ośrodkach spolonizowani. Procesy polonizacyjne najsilniej rozwijały się w Toruniu (zwłaszcza od XVII w.), choć patrycjat i znaczna część pospólstwa była tu niemiecka. Oprócz Niemców i Polaków mieszkali w Toruniu także przybysze ze Szkocji, z Anglii, Danii, Niderlandów, Austrii, Czech i Węgier89. Niezwykle rozbudowana była mozaika etniczna dwóch wielkich portów nadbałtyckich: Gdańska i Elbląga, gdzie oprócz Niemców (elity, średnie mieszczaństwo) i Polaków (głównie biedota) mieszkali przybysze z Niderlandów, Anglicy, Szkoci i Francuzi90. W mniejszych miastach Prus Królewskich większość stanowili Niemcy, ale mieszkali tam również Polacy, przybysze z Niderlandów i dość liczni od XVII w. Szkoci91. Tak więc struktury miejskie Rzeczypospolitej były bardzo skomplikowane. Oprócz występujących we wszystkich miastach europejskich podziałów związanych z kryteriami społeczno-gospodarczymi (stopień zamożności, dostęp do władzy), duże znaczenie miał podział na mieszkańców dawnych, zasiedziałych („swoi”) i przybyszów („nowi”, „obcy”)92, nabierający znaczenia wobec rozwoju imigracji. Problem wtapiania się przybyszów w społeczność lokalną bywał trudny, wymagał pojawiania się i rozwoju procesów akulturacji, które zaczynały się najczęściej dopiero w drugim, a nawet w trzecim pokoleniu. W dodatku akulturację utrudniało splecenie dyferencjacji narodowościowej z wyznaniową. Wyznanie u progu ery nowożytnej było elementem identyfikującym bardzo silnie, często ważniejszym niż język i obyczaj. Tak więc rola wyznania w społeczności miejskiej rosła, zwłaszcza że w XVI w. sytuacja w tym zakresie istotnie się skomp likowała. Oprócz katolików i prawosławnych pojawili się, w związku z reformacją, protestanci różnych odłamów (luteranie, kalwiniści, prezbiterianie, bracia czescy, bracia polscy, socynianie, menonici), wzrosła też liczba wyznawców judaizmu i is88 89 90 91 92 Dzieje Wielkopolski do 1793 roku, red. J. Topolski, Poznań 1969, s. 496. Historia Torunia, t. 2, cz. 2, red. M. Biskup, Toruń 1994, s. 22 nn.; t. 2, cz. 3, Toruń 1996, s. 8 nn. J. Baszanowski, Statystyka wyznań a zagadnienia etniczne Gdańska w XVII–XVIII w., „Zapiski Historyczne” 1989, t. 54, z. 1, s. 57–82; idem, Przemiany demograficzne w Gdańsku w latach 1601–1846, Gdańsk 1995, s. 295 nn.; Historia Elbląga, red. A. Groth, t. 2, cz. 1, Gdańsk 1996, s. 26 nn. i 125 nn.; t. 2, cz. 2, Gdańsk 1997, s. 71 nn.; t. 3, cz. 1, Gdańsk 2000, s. 24 nn. i 100 nn. M. Bogucka, Nationale Strukturen, s. 248. N. Elias, J. L. Scotson, Etablierte und Aussenseiter, passim. 28 Maria Bogucka lamu (Tatarzy, Persowie, Karaimi), monofizytów (Ormianie). Pojawili się grekokatolicy (1596 – unia brzeska). Rozbudowana mozaika etniczna łączyła się więc ze skomplikowaniem struktur wyznaniowych, co prowadziło do (występującego już w średniowieczu, ale w słabszej formie) splecenia identyfikacji narodowości i wyznania, do swoistej „nacjonalizacji” wyznań. Najsilniej to zjawisko występowało u Żydów i Ormian, ale objęło także katolicyzm, prawosławie i protestantyzm, mimo ponadnarodowego charakteru tych konfesji. Liczne przykłady postrzegania narodowości przez pryzmat wyznania występują w źródłach. We Lwowie Polacy, Niemcy i Włosi figurują jako „natio catholica”, a Polacy określani są często jako „łacinnicy” – „latini”, Grecy jako „Graeci”, wiara katolicka jako wiara „lacka”, „ritus Lachicus”, a prawosławni jako „fides Ruthenica”93. W Polsce centralnej Niemiec to „Luter”. W mieście nowożytnym wyznanie, jak się wydaje, było głównym elementem identyfikacji jednostki i grupy, a przynależność etniczna znajdowała się na drugim miejscu94. W związku z tym na terenie miast często dochodziło do ostrych konfliktów wyznaniowych. W pierwszej połowie XVI w. przez miasta Rzeczypospolitej, od Wielkopolski i Prus Królewskich, aż po kresy południowo-wschodnie przetoczyła się fala rewolt społecznych związanych z szerzeniem się reformacji95. Od schyłku XVI poprzez stulecia XVII i XVIII dochodziło do tarć między katolikami a ewangelikami (Kraków, Poznań, Toruń)96, ale też między luteranami a kalwinistami (Gdańsk, Toruń, Elbląg)97, do szykanowania menonitów i innych anabaptystów, no i oczywiś cie Żydów. Kohabitacja etniczno-wyznaniowa na gruncie miejskim oznaczała nie tylko pokojowe współistnienie, lecz także często tarcia i współzawodnictwo. Społeczny porządek w gminie miejskiej oparty był najczęściej na segregacji wyznaniowej i większej lub mniejszej marginalizacji całych grup. Segregacja znajdowała wyraz w normach prawnych, instytucjonalnych i kulturalnych. Wydobycie 93 94 95 96 97 Najnowsza pozycja dotycząca tej problematyki to praca zbiorowa On the Frontier of Latin Europe. Integration and Segregation in Red Ruthenia, 1350–1600, red. Th. Wünsch, A. Janeczek, Warsaw 2004. Por. zwłaszcza: A. Janeczek, Ethnicity, Religious Disparity and the Formation of the Multicultural Society of Red Ruthenia in the Late Middle Ages, s. 15–46. Ibidem. R. Szczygieł, Konflikty społeczne w Lublinie w pierwszej połowie XVI w., Warszawa 1977, zwłaszcza s. 98 (problem w skali całej Rzeczypospolitej). Por. także: M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast, s. 486 nn. J. Bieniarzówna, J. M. Małecki, Dzieje Krakowa, s. 140 nn.; Dzieje Wielkopolski, s. 562 nn. i 731 nn.; Historia Torunia, t. 2, cz. 2, s. 257 nn.; cz. 3, s. 395 nn.; S. Salmonowicz, Protestanci i katolicy w jednym mieście: casus Torunia od XVI do XVIII w. Przyczynek do dziejów tolerancji religijnej w Polsce, w: Rzeczpospolita wielu wyznań, red. A. Kaźmierczak i in., Kraków 2004, s. 65–78. Por.: M. G. Müller, Zweite Reformation und städtische Autonomie im Königlichen Preussen. Danzig, Elbing und Thorn in der Epoche der Konfessionalisierung 1557–1669, Berlin 1997; M. Bogucka, Specyfika gdańskiego luteranizmu XVI–XVIII w., w: Rzeczpospolita wielu wyznań, s. 399–408; Historia Elbląga, t. 2, cz. 1, s. 194 nn. Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 29 się z pozycji dyskryminowanego następowało albo przez jednostkową akulturację (zmiana wyznania), albo przez działania grupowe zmierzające do zmiany i poszerzenia praw. Bardzo charakterystyczne przykłady tego typu działań znamy z terenu miast Rusi Czerwonej i Podola. We Lwowie np. mieszkańcy byli podzieleni na trzy nacje: katolicką (wszyscy „łacinnicy”, a więc oprócz Polaków także Niemcy i Włosi – stanowi to jeszcze jeden dowód prymatu wyznania nad przynależnością etniczną), ormiańską i ruską (prawosławni). Członkowie nacji ormiańskiej i ruskiej długo nie mieli pełnych praw, dopiero na początku XVII w. udało im się uzyskać pewien wpływ na zarząd miastem. W 1622 r. ordynacja miejska ustalająca porządek głosowań tzw. 40 mężów (reprezentacja średniego mieszczaństwa) ustaliła, że jeden głos należeć będzie do ławników, drugi do starszych Ormian, trzeci do kupców, czwarty do starszych cechów, a piąty, ostatni, do reprezentantów Rusinów98. Organizacja Ormian lwowskich, w której skład wchodzili bogaci kupcy, zaczęła nawet w XVII w. konkurować z radą miejską, a jej starsi przyjęli tytuł rajców. Pod koniec tegoż stulecia Ormianie lwowscy byli zresztą w dużym już stopniu spolonizowani i wielu z nich zaczęło przechodzić w szeregi szlachty. Rusini lwowscy byli znacznie ubożsi i mieli mniejsze wpływy. Choć przywilej Zygmunta Augusta z 1572 r. zrównał ich w prawach z katolikami, w praktyce jednak nadal byli dyskryminowani, m.in. nie dopuszczano ich do sprawowania urzędów miejskich99. Warto podkreślić, że Rusini i Ormianie podlegali osobnemu sądownictwu we Lwowie. Ormian sądzili ich starsi, Rusinów, podobnie jak Żydów, sądy starościńskie100. Terenem podobnych tarć i prób emancypacji innych niż katolicka nacja był także Przemyśl, Kamieniec Podolski i inne miasta kresów południowo-wschodnich. Problem był żywy również w innych regionach. W XVII w., w okresie narastającej kontrreformacji, w wielu miastach starano się nie dopuszczać do uczestnictwa we władzach miejskich niekatolików (np. Kraków). Tymczasem np. w Toruniu katolicy, mimo że stanowili prawie połowę mieszkańców miasta, nie mogli zasiadać w radzie i ławie aż do 1724 r., a i po tym roku tylko nieliczni bywali dopuszczani do urzędu101. Dyskryminacja wyznaniowo-etniczna była realizowana przede wszystkim poprzez utrudnienia w otrzymywaniu prawa miejskiego. I tak np. Żydzi w całej Rzeczypospolitej otrzymywali obywatelstwo miejskie tylko w wyjątkowych wypadkach. Pewne trudności z nabywaniem praw miejskich mieli w Prusach Królewskich Szkoci, 98 M. Bogucka, Nationale Strukturen, s. 246–247, tam też dalsza literatura. Ibidem. 100 Por.: J. Bardach, Ormianie na ziemiach dawnej Polski. Przegląd badań, „Kwartalnik Historyczny” 1983, z. 1, s. 109–118; R. Leśniak, Armenier in Lemberg: Grenzen sozialer Integration in den Städten Rotreußens in Spätmittelalter und frühen Neuzeit. Eine Skizze, w: On the Frontier of Latin Europe, s. 229–240; oraz ibidem: M. Kapral, Legal Regulation and National (Ethnic) Differantiation in Lviv, 1350–1660, s. 211–228. 101 J. Bieniarzówna, J. M. Małecki, Dzieje Krakowa, s. 201; S. Salmonowicz, W staropolskim Toruniu XVI–XVIII w. Studia i szkice, Toruń 2005, s. 12 i 74 nn. 99 30 Maria Bogucka choć np. w Gdańsku i Elblągu wielu z nich zostawało obywatelami. Od 1652 r. zaczęto utrudniać nadawanie obywatelstwa Szkotom także w Poznaniu. Konstytucje sejmowe z lat 1629 i 1634 głosiły, że wędrowni kupcy: Ormianie, Persowie, Grecy i Szkoci, nie mogą być dopuszczani do prawa miejskiego w żadnym mieście Rzeczypospolitej, ale tych przepisów nie przestrzegano. Od przełomu XVI i XVII w. coraz częściej wyznanie rzymskokatolickie stawało się warunkiem otrzymania prawa miejskiego102. Tak było m.in. w Warszawie, Lub linie, Krakowie, Poznaniu (tu przepis uchylono w 1634) i Bieczu. W Przemyślu o prawo miejskie mogli się ubiegać rzymscy katolicy i grekokatolicy, natomiast wykluczeni byli protestanci. Uprzywilejowanie protestantów było rzadsze, ale się zdarzało. W Toruniu i Chojnicach prawo miejskie było zarezerwowane tylko dla nich103. W Gdańsku o obywatelstwo nie mogli się ubiegać antytrynitarze, socynianie, kwakrzy i menonici. W drugiej połowie XVII w. w związku z wyludnieniem miast ograniczenia te bywały w niektórych ośrodkach uchylane. Zwłaszcza właściciele miast prywatnych, starając się ściągnąć osadników, nadawali im wolność religijną. Przykładem może być biskupie miasto Chełmno, gdzie w 1678 r. biskup Jan Małachowski zagwarantował swobodę kultu protestantom, w wyniku czego w mieście osiedlali się liczni Szkoci104. Wielkopolska, do której w drugiej połowie XVII i w XVIII w. właściciele miast sprowadzali licznych osadników z zagranicy, również dawała dowody gwarantowania swobody wyznania. W przywilejach dla Jutrosina, Rakoniewic, Ostrowa ich właściciele starali się zapewnić możliwość swobodnego wyznawania wiary zarówno luteranom, jak i katolikom105. Identyfikacja wyznania z narodowością i dyskryminowanie „innych”, również na płaszczyźnie gospodarczej, prowadziły do istnienia w miastach odrębnych cechów rzemieślniczych. I tak np. na terenie miast wielkopolskich w XVII w. funkcjonowały cechy wyłącznie katolicko-polskie, wyłącznie protestancko-niemieckie, także żydowskie, a również mieszane: polsko-niemieckie i polsko-żydowskie106. Wyznawanie religii katolickiej było warunkiem wstępu do 20 cechów działających w Poznaniu, Kaliszu, Rogoźnie, Kościanie, Krotoszynie, Grodzisku, Koźminie i Kobylinie. Wyłącznie ewangelicy mogli być członkami cechów działających w Międzychodzie i Rawiczu, a Żydzi mogli należeć do cechów krawieckich Grodziska, Koźmina i Rogoźna107. Dość liberalną politykę wyznaniowo-konfesyjną prowadziły 102 S. Gierszewski, Obywatele, s. 66 nn. Ibidem. 104 Z. Nowak, Dzieje Chełmna do końca XVIII w., w: Dzieje Chełmna i jego regionu, red. M. Biskup, Toruń 1968, s. 165; M. G. Zieliński, Chełmno: civitas totius Prussiae metropolis XVI–XVIII w., Bydgoszcz 2007. 105 D. Mazek, Ku ozdobie i profitowi. Prawodawstwo miast prywatnych w Wielkopolsce, 1660–1764, Warszawa 2003, s. 83 nn. 106 E. Borkowska-Bagieńska, Cechowe prawo gospodarcze w miastach Wielkopolski w XVII w., Poznań 1977, s. 41 nn. 107 Ibidem. 103 Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 31 cechy Gdańska i Elbląga. W Gdańsku istniał odrębny cech szewców „polskich”, ale raczej chodziło tu o profil produkcji – „buty polskie” – niż o skład członków, a w XVIII w. władze miasta wydały zezwolenie na przyjęcie do cechu Turka, zresztą ochrzczonego108. Bardziej restrykcyjnie zachowywały się cechy w Toruniu, nie zawsze otwierające się na katolików109. W Małopolsce cechy uprzywilejowywały katolików. W Lublinie od 1616 r. do cechu mógł należeć tylko katolik, wcześniej panowała tam tolerancja. Jeszcze w 1604 r. w cechu mieczowników lubelskich postanowiono zwolnić mistrzów ewangelików od uczestnictwa w obrzędach katolickich i powtórzono to w 1613 r. W 1616 r. w wielu cechach lubelskich podkreślono, że warunkiem przynależności jest wyznawanie katolicyzmu (bednarze, kołodzieje, stelmachowie, powroźnicy), powtórzono to w 1650 r. Konieczność bycia katolikiem wprowadziły również oficjalnie cechy mieczników (1618), kotlarzy i cieśli (1619), konwisarzy (1620), piwowarów (1649), chirurgów (1661). Jedynie cech złotników nie opowiedział się za dyskryminacją i jego członkami byli liczni różnowiercy110. Sytuacja grekokatolików na Lubelszczyźnie była zróżnicowana. W niektórych miastach byli do cechów dopuszczani (np. Tomaszów)111. W Małopolsce zachodniej wygasanie reformacji i rozwój kontrreformacji w miastach prowadził do zmian w polityce cechowej. Jednak np. w Krakowie liczni ewangelicy byli członkami cechów. W 1586 r. wybuchł tam spór o udział protestanckich mistrzów w katolickich pogrzebach członków cechu, zakończony sformułowaniem przymusu udziału112. Jednak w latach 1631 i 1637 zwolniono krakowskich rzemieślników innowierców od udziału w obrzędach katolickich. Zapewne wiązało się to z faktem, że w cechach krakowskich (np. stolarze, biało- i czerwonoskórnicy, pasamonicy, złotnicy) wciąż bardzo dużo było Niemców i innych przybyszów z zagranicy. W cechu murarzy ton nadawali Włosi113. Wyznaniowo-etniczne sprofilowanie cechów utrudniało procesy akulturacji, bardziej liberalna polityka jej sprzyjała. Cechy nie prowadziły wszak jedynie działalności związanej z produkcją, ale organizowały dla swych członków życie kulturalne i towarzyskie, a także – jak już wspomniano – religijne (wspólny udział w obrzędach takich jak pogrzeby i śluby, uczestnictwo w procesjach i nabożeństwach). Istnienie osobnych cechów etniczno-wyznaniowych umacniało identyfikację poszczególnych grup i utrudniało zbliżenie z innymi grupami, mimo że były pokrewne zawodowo, a więc cechował je podobny sposób życia i łączył status majątkowy. 108 Dowód wyższości kryterium wyznania nad etnicznym por.: M. Bogucka, Czy Turek może być członkiem cechu? Przyczynek do dziejów tolerancji w Gdańsku w XVIII w., „Przegląd Humanistyczny” R. 43, 1999, nr 2/3, s. 31–33. 109 S. Salmonowicz, W staropolskim Toruniu, s. 12. 110 Dzieje Lubelszczyzny, s. 267 n. 111 Ibidem. 112 J. Bieniarzówna, J. M. Małecki, Historia Krakowa, s. 140, 200 n. 113 Ibidem. 32 Maria Bogucka Tendencje do segregacji i odgraniczania się poszczególnych wyznań na terenie miast wyrażały się także w istnieniu osobnych bractw religijnych, których liczba i rola rosły zwłaszcza w XVII i XVIII w. Istotne znaczenie dla umocnienia identyfikacji narodowościowej Rusinów miały np. bractwa prawosławne funkcjonujące w miastach Rusi Czerwonej114. Również istnienie szkół wyznaniowych umacniało odrębności religijne, choć zależało to od tego, czy były one całkowicie zamknięte dla wyznawców innych religii (szkolnictwo żydowskie), czy też nie. Do szkół protestanckich w miastach wielkopolskich i pruskich uczęszczała także młodzież katolicka, w gimnazjach jezuickich zdarzali się ewangelicy115. Zamożni gdańscy mieszczanie luteranie posyłali swe córki na naukę do katolickich konwentów, co z podziwem odnotował w pierwszej połowie XVII w. francuski dyplomata Charles Ogier116. Segregacje dotyczyły również świątyń. Osobne miejsca kultu mieli katolicy, prawosławni, grekokatolicy, ormiańscy monofizyci, ewangelicy, żydzi i muzułmanie. Różniły się one typem architektury, aranżacją wnętrz, sposobem odprawiania nabożeństw, co utrwalało poczucie odrębności danej grupy wyznaniowo-etnicznej. W wyniku sporów religijnych dużym problemem w XVI w. był podział świątyń już istniejących w mieście pomiędzy zwolenników reformacji a tradycyjnych katolików. W miastach Prus Królewskich, które w połowie XVI w. uzyskały gwarancję swobód religijnych i opowiedziały się po stronie luteranizmu, starano się zapewnić mimo wszystko posiadanie pewnych świątyń przez katolików, a także oddać niektóre z nich kalwinistom (Gdańsk, Toruń, Elbląg). Zdarzało się też wykorzystywanie tego samego kościoła przez różne konfesje (podział przestrzeni lub czasu nabożeństw). W miastach wielkopolskich i małopolskich, przede wszystkim z inicjatywy magnatów i szlachty, zaczęto budować zbory (Kraków, Poznań, Lublin itd.), które na przełomie XVI i XVII w. często stawały się obiektem napaści. W XVII i XVIII w., w miarę ograniczania praw różnowierców, zakazano (1670) budowy nowych zborów, a nawet reparacji starych, ale były to postanowienia władz państwowych, a nie miejskich, nie można więc ich uznać za przejaw wzrostu postaw nietolerancyjnych wśród samego mieszczaństwa117. Połączenie struktur konfesyjnych z etnicznymi odbijało się często w nazwie świątyń, np. w Elblągu i Toruniu niektóre kościoły nosiły nazwę „polskich”. W Gdańsku kościół gminy kalwińskiej ze względu na 114 Por. na ten temat: Th. Wünsch, Die religiöse Dimension sozialer Integration: Glaubensverhältnisse in den galizisch-wolhynischen Bistümern des 15.–17. Jahrhunderts, w: On the Frontier of Latin Europe, s. 61 nn. 115 M. Bogucka, Prusy Królewskie jako teren styku wielu kultur i wpływ tego zjawiska na rozwój reformacji. Przykład Gdańska, w: Jan Łaski, 1499–1560, red. W. Kriegseisen, P. Salwa, Warszawa 2001, s. 39–50. 116 Ibidem, s. 43. 117 M. Bogucka, Daniel Chodowiecki, seine Familie und Danzig, w: Daniel Chodowiecki 1726–1801, red. E. Heinrichs, K. Zernack, Tübingen 1997, s. 32. Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 33 dominację hugenockich imigrantów wśród uczęszczających tu w XVIII w. wiernych nosił nazwę kościoła „francuskiego”. Uczęszczanie do odrębnych świątyń powodowało bardzo silne rozbicie miejskiej wspólnoty, która nie mogła być w tej sytuacji oparta na podstawowej dla człowieka ówczesnego wartości: wyznaniu. Było też zapewne jednym z powodów niemożności wytworzenia przez mieszczaństwo w Rzeczypospolitej poczucia solidarności stanowej oraz własnej, stanowej ideologii, jak to się stało na zachodzie Europy. Jeszcze bardziej rygorystyczna niż za życia segregacja religijna obowiązywała po śmierci, w zakresie pochówku zmarłych. Tylko szlachta i magnateria na kresach urządzała pogrzeby, w których uczestniczyli duchowni kilku wyznań – od katolików i grekokatolików do prawosławnych118. W miastach, jak już wspomnieliśmy, wyrazem tolerancji religijnej było zwalnianie w cechach mistrzów różnowierców od obowiązku udziału w pogrzebach katolickich, zdarzało się też zresztą zmuszanie do takiego uczestnictwa, stanowiące element dyskryminacji inaczej wierzących. Wszędzie istniały osobne cmentarze katolickie, prawosławne, ewangelickie, muzułmańskie, żydowskie, menonickie i nie było mowy o grzebaniu nieboszczyka w innym miejscu niż wybranym mu przez jego konfesję. Wyobrażenia eschatologiczne kształtowane były w sposób przemożny przez realia życia doczesnego. Segregacja etniczno-religijna znajdowała wyraz w organizacji przestrzeni miejskiej, w istnieniu ulic i dzielnic przeznaczonych dla różnych narodowości, także dla mieszkańców o niepełnych prawach, pozbawionych obywatelstwa. Tę grupę stanowiła albo biedota, albo przybysze, najczęściej w pierwszym pokoleniu, którzy jeszcze nie zdążyli się zintegrować ze społecznością miasta, często również członkowie grup od dawna w mieście osiadłych, ale nie posiadających takich samych praw jak grupy etniczno-wyznaniowe dominujące (katolicy, „łacinnicy” w miastach Rusi Czerwonej, luteranie w miastach Prus Królewskich). Najjaskrawszy przykład ukształtowania przestrzeni miejskiej opartej na zasadzie etniczno-wyznaniowej stanowiły ulice i dzielnice żydowskie, w niektórych ośrodkach tak rozbudowane, że można mówić o miasteczkach żydowskich (oppida judeorum)119. W miastach kresowych istniały osobne dzielnice zamieszkałe przez Rusinów i prawosławnych. We Lwowie, mimo szybkich procesów polonizacyjnych i akulturacji, dzielnice rusińska i ormiańska zachowały specyfikę także w XVII i XVIII w. W sposób niemal podręcznikowy socjotopografia Przemyśla w XVI w. odbijała struktury etniczno-religijne tego miasta. Domy elit miejskich, kleru i szlachty tam rezydującej koncentrowały się w centrum (Rynek i trzy główne ulice: Lwowska, Grodzka i Wodna), oraz w północnej i zachodniej części miasta. W części południowo-wschodniej, zwanej Władycze, mieszkali prawosławni Rusini (stanowiła ona 118 Interesujące świadectwo takiego pogrzebu w XVIII w. znajdujemy w: M. Matuszewicz, Diariusz życia mego, oprac. E. Królikowski, t. 1, Warszawa 1986, s. 476–504. 119 M. i K. Piechotkowie, Oppidum Judeorum. Żydzi w przestrzeni miejskiej dawnej Rzeczypospolitej, Warszawa 2004. 34 Maria Bogucka własność patriarchy prawosławnego). Kwartał żydowski obejmował północno-wschodnią część miasta, położoną nad rzeką. Polacy byli najliczniej reprezentowani w obrębie murów miejskich, osadnictwo rusko-prawosławne dominowało na przedmieściach120. W miastach Prus Królewskich funkcjonowały odrębne dzielnice polskie, uboższe i gorzej sytuowane („polskie” ulice w Elblągu, Osiek w Gdańsku)121. Istnienie takich odrębnych dzielnic niewątpliwie utrudniało procesy akulturacji. Zwarte sąsiedztwo wzmacniało poczucie więzi grupowej, ułatwiało zachowanie odrębności obyczajowej i religijnej. Od reszty społeczności miejskiej odgradzały się szczególnie stanowczo bardzo rygorystycznie nastrojone grupy, przede wszystkim menonici i Żydzi. Starozakonni niechętnie widzieli sytuację, gdy członkowie gminy osiedlali się poza granicami żydowskiego osiedla. W niektórych ośrodkach istniał zwyczaj zamykania terenów dzielnicy w szabat i święta przy pomocy łańcuchów (zabezpieczenie przed pogromem, ale także ułatwienie kontroli nad członkami gminy)122. Ogromny był wpływ na wieloetniczności i wielokonfesyjności na architekturę miast. W większości Małopolski ich zabudowa kształtowała się pod wpływem wzorów włoskich i południowoniemieckich (Kraków, Kazimierz, Sandomierz, Zamość itd.), gdyż budowniczymi i architektami tych miast byli głównie artyści i muratorzy włoscy. Na architekturę miast wielkopolskich miała wpływ sztuka niemiecka i flamandzka. Flamandowie i Holendrzy ukształtowali pejzaż architektoniczny miast Prus Królewskich, zwłaszcza tych większych, Gdańska, Elbląga i Torunia. Nie bez powodu Gdańsk nazywano drugim Amsterdamem. Ważny element krajobrazu miejskiego stanowiły świątynie. Były to głównie odziedziczone jeszcze po średniowieczu kościoły katolickie, gotyckie, których wnętrza były przebudowywane w stylu renesansowo-barokowym, później klasycystycznym. Część z nich, np. w Prusach Królewskich, została adaptowana na protestanckie zbory. Liczne zbory ewangelickie wzniesiono (czasem adaptując w tym celu kamienice mieszczańskie) w miastach wielkopolskich, małopolskich, a także w Wielkim Księstwie Litewskim. Na południowych i wschodnich terenach Rzeczypospolitej i na Litwie specyficzny akcent w widokach miast stanowiły cerkwie prawosławne i grekokatolickie, z ich charakterystycznymi kopułami. W wielu miastach koegzystowały z nimi żydowskie synagogi, drewniane lub murowane, oraz muzułmańskie meczety zwieńczone minaretami. Architektura sakralna była więc w miastach Rzeczypospolitej bardzo zróżnicowana i odbijała podziały konfesyjne. Oczywiście nie mogły nie zaistnieć, przy wszystkich różni120 A. Janeczek, Ulice etniczne w miastach Rusi Czerwonej w XIV–XVI w., „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” R. 47, 1999, z. 1–2, s. 131–147; oraz ibidem: J. Motylewicz, Ulice etniczne w miastach ziemi przemyskiej i sanockiej w XVII i XVIIII w., s. 149–155; Tysiąc lat Przemyśla, red. F. Kiryk, Przemyśl 2003. 121 Por.: Historia Elbląga, t. 2, cz. 1, s. 26; M. Bogucka, Z zagadnień socjotopografii, s. 147–176. 122 M. i K. Piechotkowie, Oppida Judeorum, s. 28. Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 35 cach budowy i rozplanowania, pewne wpływy i zapożyczenia. I tak np. budownictwo świątyń protestanckich zdradzało często wpływy katolickie123. Bóżnice żydowskie, mimo że władze kościelne wymagały, aby ich formy nie przypominały kościoła, nosiły ślady wpływów renesansowych rozwiązań stosowanych w polskiej architekturze124. Rozbicie konfesyjno-etniczne nie oznaczało jednak, że na terenie miast nie dokonywały się procesy akulturacji i nie dochodziło do zbliżenia obyczajów, a czasem nawet poglądów teologicznych i liturgii. Wprawdzie liczne dyskusje i spory wewnętrzne w polskiej reformacji nie doprowadziły – oprócz chwilowych porozumień – do trwałej ugody (fiasko toruńskiego colloquium chartitativum – 1645), to jednak w praktyce bliskie współżycie wielu konfesji w obrębie jednej społeczności miejskiej przynosiło owoce w formie pewnej symbiozy. Na terenie Gdańska można to zaobserwować w zakresie relacji zarówno między luteranami a katolikami, jak i luteranami a kalwinistami. Nawet tak zamknięte społeczności jak menonici wpływały na inne grupy mieszczan, a te z kolei ulegały ich oddziaływaniu125. Podobne zjawiska można odkryć w Elblągu, gdzie zdaniem badaczy pewne elementy liturgii katolickiej weszły do funkcjonowania tamtejszego luterańskiego kościoła126. Również w Toruniu koegzystencja katolików i protestantów owocowała powstawaniem zjawisk, które można uważać za przejawy symbiozy127. Procesy podobne rozwijały się także na drugim końcu Rzeczypospolitej, w zakresie relacji między katolikami a prawosławnymi w miastach Rusi Czerwonej (zbliżenie w zakresie obyczajów, kultu świętych, zapożyczenia w ramach przejawów kultu maryjnego)128. Oprócz tego natykamy się też na zjawiska indywidualnej konwersji. Zwłaszcza w XVII i XVIII w. nasiliło się związane z ograniczaniem praw dysydentów odchodzenie od protestantyzmu i przechodzenie na katolicyzm (Niemcy, Szkoci) w miastach Małopolski i Wielkopolski. W miastach Prus Królewskich Anglicy i Szkoci porzucali prezbiterianizm na rzecz luteranizmu w miarę stapiania się z lokalnym mieszczaństwem129. Zdarzały się też odstępstwa od monofizytyzmu przez Ormian, połączone z ich szybką polonizacją 123 Por. na ten temat: K. Cieślak, Między Rzymem, Wittenbergą a Genewą. Sztuka Gdańska jako miasta podzielonego wyznaniowo, Wrocław 2000; J. Harasimowicz, Sztuka jako wyznanie wiary chrześcijańskich wspólnot Rzeczypospolitej, w: Chrześcijaństwo w dialogu kultur na ziemiach Rzeczypospolitej, red. S. Wilk, Lublin 2003, s. 471–503. Ostatnio także: A. Langner, Die Gnadenkirche „Zum Kreuz Christi” in Hirschberg. Zum Problematik Kirchenbau Schlessiens im 18. Jahrhundert, Stuttgart 2003. 124 M. i K. Piechotkowie, Oppida Judeorum, s. 29 n. 125 M. Bogucka, Specyfika gdańskiego luteranizmu, passim, oraz eadem, Prusy Królewskie jako teren styku, passim. 126 Historia Elbląga, t. 2, cz. 1, s. 189 n. 127 Historia Torunia, t. 2, cz. 2, s. 270. 128 Por.: Th. Wünsch, Die religiöse Dimension, passim. 129 Historia Elbląga, t. 2, cz. 1, s. 28 n. i 125 n. 36 Maria Bogucka i przechodzeniem w szeregi szlachty (Lwów, Lublin, Zamość). Zjawiska te były wynikiem procesów akulturacji przebiegających w miastach. Tempo tych procesów było bardzo rozmaite w różnych ośrodkach. Wydaje się, że akulturacja przebiegała szybciej i łatwiej w dużych ośrodkach portowych (Gdańsk, Elbląg), do pewnego stopnia także w większych centrach handlowych (Kraków, Poznań), gdzie stale było pełno obcych i miejscowi byli przyzwyczajeni do codziennych kontaktów z nimi; długoletnia praktyka wyrabiała bardziej otwarte postawy. Podobnie sprzyjające warunki do akulturacji istniały w miastach górniczych, gdzie obcy fachowcy byli niezbędni dla prosperowania miasta (Bochnia, Wieliczka, Olkusz). Specyficzna sytuacja istniała w Zamościu, mieście utworzonym „na surowym korzeniu” przez magnata, który z góry zadekretował model kohabitacji dla różnych nacji. Podobnie, choć na mniejszą oczywiście skalę, kształtowały się warunki w prywatnych miastach zakładanych w XVII i XVIII w. przez bogatą szlachtę i magnatów w Wielkopolsce. W innych miastach Rzeczypospolitej wywodząca się jeszcze ze średniowiecza tradycja współżycia np. Polaków oraz Niemców i Włochów (Małopolska) lub Polaków, Rusinów i Ormian (Ruś Czerwona) stwarzała nawyki sprzyjające pokojowej kohabitacji różnych religii i konfesji. Czy można jednak mówić o tolerancji w miastach Rzeczypospolitej tego okresu? W mieście wczesnonowożytnym tolerancja była z góry ograniczona przez samą ideę miejskiej społeczności. Miejskie wilkierze zakładały z góry uprzywilejowanie „swoich” w odróżnieniu od „obcych”, a zwłaszcza uprzywilejowanie grup pełnoprawnych obywateli przy mniejszej lub większej dyskryminacji tych osób, które statusu obywatela nie posiadały. W dodatku, jak już wspominaliśmy, nie każdy mógł zostać obywatelem. Oprócz kryteriów majątkowych (konieczność wniesienia opłat), w niektórych wypadkach obowiązywały kryteria etniczno-wyznaniowe, a także kryteria „sławy” i „niesławy”, tak ważne w funkcjonowaniu ówczesnego społeczeństwa (wykluczenie włóczęgów i żebraków, osób z nieprawego łoża, podrzutków lub urodzonych w miejscach niegodnych, takich jak ulice, zamtuz, więzienia)130. Każde miasto oferowało „swoim” lepsze warunki egzystencji, tylko oni mogli być członkami cechów i prowadzić produkcję rzemieślniczą lub handel. Wolność handlu ogłaszana była tylko na krótki czas trwania targów i jarmarków, tylko wówczas przestawał obowiązywać monopol posiadany przez „swoich”. Pojęcie tolerancji na dobrą sprawę należy więc wykluczyć z zasobów mentalności mieszczańskiej w czasach wczesnonowożytnych, choć oczywiście chłodna kalkulacja prowadziła do poszukiwania sposobów na możliwie pokojową kohabitację w sytuacji, gdy miasto było zlepkiem różnych grup etnicznych i wyznaniowych oraz gdy taki stan rzeczy opłacał się jego władzom, a także pewnym grupom mieszkańców. 130 Por. na ten temat: R. van Dülmen, Gesellschaft der frühen Neuzeit. Kulturelles Handeln und sozialer Prozess, Wien–Köln–Weimar 1993, zwłaszcza s. 236 nn. Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 37 Udział miast i mieszczaństwa w kształtowaniu się kultury ogólnonarodowej Dyskusja na temat roli mieszczaństwa w tworzeniu kultury nowożytnej toczy się nie tylko w polskiej historiografii. Wielu niemieckich badaczy zajmowało się próbą odpowiedzi na pytanie, na ile literatura mieszczańska i twórczość kulturalna mieszczan w XVI–XVIII w. była wyrazicielem interesów, poglądów i opinii stanu mieszczańskiego, a na ile stanowiła część kultury szlacheckiej i dworskiej epoki131. Przeważa pogląd sceptyczny, sformułowany najbardziej klarownie przez Notkera Hammersteina w studium Res publica litteraria oder asinus in aula?132. Hammerstein przyznał istnienie w literaturze mieszczańskiej akcentów antydworskich, ale nie odnalazł w niej jasno określonej mieszczańskiej świadomości, ani tym bardziej zdystansowania się wobec ideologii lansowanej przez nowożytne państwo i dwory panujących. W kulturze staropolskiej zdominowanej przez szlachtę jeszcze wyraźniej wystąpiło zjawisko niesamodzielności mieszczaństwa w zakresie kulturotwórczym. „Nawet mieszczanie, gdy do pióra sięgali, maskę szlachecką wdziewali” – pisał swego czasu Aleksander Brückner133. Trzeba jednak stwierdzić, że w zagadnieniu tym występują istotne różnice w zależności od gałęzi kultury (literatura, nauka, architektura, sztuki plastyczne), a także od okresu. Można w zasadzie, upraszczając oczywiście, wyróżnić dwa okresy rozwoju kultury staropolskiej oraz miejsce w niej miast i mieszczaństwa: epoka renesansu, to jest XVI – pierwsza połowa XVII w., oraz okres baroku i klasycyzmu od połowy XVII do schyłku XVIII w., a właściwie do początku XIX w. Badacze są zgodni, że polski renesans był w dużym stopniu dziełem mieszczaństwa, zwłaszcza w zakresie architektury i sztuk plastycznych134. Spychani stopniowo 131 D. Breuer, Gibt es eine bürgerliche Literatur im Deutschland des 17. Jh.? Über die Grenzen eines sozialgeschichtlichen Interpretationsschemes, „Germanisch Romanisch Monatsschrift” 1980, NF 30, s. 226 n.; K. Garber, Gibt es eine bürgerliche Literatur im Deutschland des 17. Jh.? Stellungname zu D. Brauers Gleichnamigen Aufsatz, „Germanisch Romanisch Monatsschrift” 1981, NF 31, s. 462–470; W. Kühlmann, Gelehrtenrepublik und Fürstenstaat. Entwicklung und Kritik des deutschen Späthumanismus in der Literatur des Barockzeitalters, Tübingen 1982; Literatur in der Stadt. Bedingungen und Beispiele städtischer Literatur des 15. bis 17. Jhs, red. H. Brunner, Göppingen 1982; G. E. Grimm, Literatur und Gelehrtertum, Tübingen 1983; S. Wollgast, Zur Stellung des Gelehrten in Deutschland im 17. Jh., Ost-Berlin 1984; Stadt und Literatur. Acten des Osnabrücker Symposiums von 1990, red. K. Garber, Tübingen 1992. 132 N. Hammerstein, Res publica litteraria oder asinus in aula? Anmerkungen zur „bürgerlichen Kultur” und zur „Adelswelt”, w: Respublica Guelpherbytana. Festschrift für Paul Raabe, red. A. Buck, M. Bircher, Amsterdam 1987, s. 35–68. 133 W przedmowie do: K. Badecki, Literatura mieszczańska w Polsce XVII w., Lwów 1925, s. IX. 134 Por.: A. Miłobędzki, Zarys dziejów architektury w Polsce, Warszawa 1968, s. 96. 38 Maria Bogucka w dawnej Rzeczypospolitej na margines życia społeczno-politycznego, a nawet gospodarczego (ograniczenia w handlu zagranicznym, wypieranie z eksportu zboża i importu towarów do kraju), mieszczanie tym bardziej starali się to rekompensować rozbudową pozycji mecenasa (mecenat w tej epoce umacniał prestiż społeczny). Znaczne kapitały mieszczańskie, w pewnym zresztą stopniu ze względu na brak innych możliwości inwestycyjnych (utrudnienia w zakupie dóbr ziemskich, ograniczenia produkcji rzemieślniczej), wpłynęły na przedsięwzięcia kulturalne, głównie na architekturę i sztuki plastyczne135. Wiek XVI i początek XVII stulecia to okres wielkiej przebudowy miast w całym kraju136. Powstawały liczne wspaniałe ratusze renesansowe (Tarnów, Sandomierz, Chełmno, Poznań, Gdańsk itd.137), sukiennice i inne hale targowe (Kraków, Gdańsk), magazyny i spichrze (Sandomierz, Kazimierz Dolny, Włocławek, Toruń, Gdańsk itd.), różne budowle komunalne, takie jak szpitale (przytułki), sierocińce, domy cechów i gildii138. Dziesiątki kamienic mieszczańskich przebudowano z gotyckich na renesansowe, ozdobiono attykami, malowidłami i złoceniami, dziesiątki wzniesiono od nowa, wzbogacając zasoby architektoniczne miast. Centra rozkwitu architektury mieszczańskiej to większość dużych miast Korony i Prus Królewskich (Kraków, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Poznań, Gdańsk, Toruń, Elbląg)139. Można powiedzieć, że świetny rozkwit architektury renesansowej w Rzeczypospolitej dokonał się w dużym stopniu dzięki mecenatowi mieszczańskiemu i był swoistą repliką na zbytek budownictwa szlachecko-magnackiego140. Do mieszczańskich mecenasów trzeba zaliczyć ciała kolektywne, a więc rady miejskie (zwłaszcza miast bogatych, takich jak Gdańsk, Toruń, Elbląg, Kraków, Poznań), cechy rzemieślnicze i gildie kupieckie, a także indywidualnych mecenasów – członków zamożnych i ambitnych elit miejskich 135 M. Bogucka, Mieszczanin a inwestycje kulturalne (przykład Gdańska w XVI–XVII w.), „Zapiski Historyczne” 1978, t. 43, z. 3, s. 62 n.; eadem, Economic Prosperity and Cultural Patronage. The Case of Gdańsk in the 16th–18th Centuries, w: Economic History and the Arts, red. M. North, Köln–Weimar–Wien 1996, s. 49 nn.; W. Krassowski, Przesłanki gospodarcze programów architektonicznych w Polsce około roku 1600, w: Sztuka około roku 1600, Warszawa 1974, s. 13 nn. 136 S. Herbst, Polska kultura mieszczańska przełomu XVI i XVII w., w: Studia renesansowe, t. 1, Wrocław 1956, passim; M. Bogucka, Das bürgerliche Mäzenatentum in Polen in der Zeit des 16. und 17. Jh., „Jahrbuch für Geschichte” R. 23, 1981, s. 151–166. 137 Z bogatej literatury por.: Ratusz w miastach północnej Europy, red. S. Latour, Gdańsk 1997; T. Domagała, Ratusz Głównego Miasta w Gdańsku, Warszawa 1980; J. Habela, Ratusz Staromiejski w Gdańsku, Gdańsk 1986; T. Jakimowicz, Ratusz poznański, Poznań 1967. 138 Por. m.in.: T. Zarębska, Budowle i urządzenia komunalne Gdańska w jego złotym wieku, w: Mieszczaństwo gdańskie, red. S. Salmonowicz, Gdańsk 1997, s. 343–376. 139 M. Bogucka, Les villes et le développement de la culture sur l`exemple de la pologne aux 16e–18ess., w: La Pologne au XVe Congres International des Sciences Historiques á Bucarest, red. S. Bylina, Wrocław 1980, s. 153–170; Sztuka miast i mieszczaństwa XV–XVIII w. w Europie środkowo-wschodniej, red. J. Harasimowicz, Wrocław 1990. 140 M. Zlat, Nobilitacja przez sztukę – jedna z funkcji mieszczańskiego mecenatu w XV–XVI w., w: Sztuka miast i mieszczaństwa, s. 77–101. Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 39 (Ferberowie w Gdańsku, Bonerowie w Krakowie, Baryczkowie w Warszawie, Boimowie we Lwowie itd.). Początek XVII w. to lata ostatnich większych realizacji architektonicznych mieszczaństwa, zarówno prywatnych, jak i municypalnych. W Gdańsku Antoni van Opbergen wzniósł Arsenał, Abraham van dem Blocke przebudował dawną Bramę Długouliczną w Bramę Złotą, przekształcił fasadę Dworu Artusa i zaprojektował słynną fontannę Neptuna. Burmistrz Jan Speiman z takim przepychem ozdobił fasadę swej kamienicy przy Długim Targu 41, że odtąd była zwana Złotą. Liczne kamienice Warszawy (np. Baryczków, Falkiewiczów), Krakowa, Lwowa, Lublina, Poznania i innych miast w pierwszej połowie XVII w. otrzymały oryginalne, bogato zdobione elewacje. W Kazimierzu nad Wisłą powstały słynne kamienice: Przybyłowska i Celejowska, Lwów wzbogacił się o wspaniałą kaplicę Boimów. Powstały też w tym czasie ostatnie wybitniejsze epitafia i nagrobki mieszczańskie (m.in. w Krakowie nagrobki Montelupich i Cellarich, epitafia Szobera i Szembeków, w Gdańsku epitafium Henningów, w Kazimierzu Dolnym nagrobek Jana Przybyły, w Lublinie epitafium Wojciecha Oczki, w Krakowie nagrobki doktorów Jana Batysty Gemmy i Sebastiana Petrycego). Były to jednak ostatnie przejawy aktywności mieszczan. Jak stwierdził Władysław Tomkiewicz, „w wieku XVIII przeważająca ilość dzieł kultury powstanie pod auspicjami mecenatu królewskiego i możnowładczego”141. Polski barok i klasycyzm to głównie pałace magnackie i kościoły142. Pewne ożywienie budownictwa mieszczańskiego nastąpiło dopiero w drugiej połowie XVIII w. (Warszawa, a także Poznań), ale jego skala nie dorównywała renesansowej. Powody tego zjawiska to kryzys monetarny, zubożenie wskutek wojen i pogarszające się terms of trade, a także rosnąca presja szlachty na miasta i ich mieszkańców. Polegała ona m.in. na ograniczaniu możliwości budowlanych mieszczan i coraz szerszej inwazji szlachecko-magnackiej na miasta (wykup działek miejskich oraz budowa na nich pałaców i dworów szlacheckich, rozwój jurydyk143). Te ostatnio wspomniane występowały już wcześniej, w XV i XVI w., ale dopiero w XVII stuleciu nabrały tak ogromnych rozmiarów144. Mniej gwałtowną ewolucję niż w architekturze przeżywał mecenat mieszczański w zakresie twórczości plastycznej i rzemiosł artystycznych. W XVI w. wielkie nakłady czynili mieszczanie na wystrój wnętrz miejskich gmachów publicznych i domów prywatnych. Ratusze Gdańska, Torunia, Krakowa, Poznania, gdańskie, toruńskie i elbląskie Dwory Artusa, zdobione rzeźbami i obrazami świetnych artystów, 141 W. Tomkiewicz, Polska kultura artystyczna u progu XVII w., w: Sztuka około roku 1600, s. 14. W. Tatarkiewicz, O sztuce polskiej XVII–XVIII wieku, Warszawa 1966; M. Karpowicz, Sztuka oświeconego sarmatyzmu, Warszawa 1970. 143 Por.: M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast, s. 489 nn. 144 Ibidem. 142 40 Maria Bogucka niewiele ustępowały pałacom magnackim145. W domach cechowych gromadzono srebra, obrazy i rzeźby146. Podobnie okazale wyglądały wnętrza kamienic patrycjuszowskich w Gdańsku i w Krakowie, a także rezydencje podmiejskie bogatych mieszczan. Mieszczańskie zbiory rzeźb, obrazów, opon, broni, sreber, biżuterii, numizmatów, ciekawostek przyrodniczych powstawały nie tylko w XVI, lecz także w XVII i XVIII w.147 W mecenacie tego typu brały udział niemal wszystkie grupy mieszkańców miast, także uboższe, podczas gdy mecenat architektoniczny stanowił domenę wyłącznie zamożnych kręgów. Badania nad inwentarzami ruchomości średnio i niezbyt zamożnych mieszkańców Gdańska, Warszawy, Poznania i Krakowa przynoszą informacje o posiadanych przez nich artystycznych przedmiotach, o obrazach, różnych bibelotach ze szkła, kości, fajansu, metalu, ozdobnych wyrobach konwisarskich148, służących zaspokajaniu potrzeb artystycznych. Niemniej postępujące od połowy XVII w. zubożenie mieszkańców miast odbijało się niekorzystnie na sprawowanym przez nich mecenacie. Widać to zwłaszcza wyraźnie w przypadku sponsorowania malarstwa, zarówno religijnego (wyposażenie kościołów i kaplic przez rady miejskie, cechy, a także indywidualnych mieszczan), jak i świeckiego, w tym portretowego. W XVI w. było ono nastawione przede wszystkim na zamówienia mieszczan, w XVII stuleciu malarstwo portretowe to przede wszystkim portret reprezentacyjny magnacki, rzadko patrycjuszowski oraz trumienny, szlachecko-magnacki, ukształtowany przez gusta sarmatyzmu. Jedynie w Prusach Królewskich 145 M.in.: E. Iwanoyko, Apoteoza Gdańska. Program ideowy malowideł stropu Wielkiej Sali Rady w gdańskim Ratuszu Głównego Miasta, Gdańsk 1976; S. Dąbrowski, Malowidła Antoniego Möllera w Ratuszu Toruńskim, „Zapiski Towarzystwa Naukowego w Toruniu” 1926–27, t. 7. 146 Por.: A. Piotrkowska, Srebrne naczynia bractw w Prusach Królewskich, w: Mieszczaństwo gdańskie, s. 419–426. 147 M. Rożek, Mecenat artystyczny mieszczaństwa krakowskiego w XVII w., Kraków 1977; A. R. Cho dyński, Elitarność osobowości na przykładzie gdańskich kolekcjonerów XVI–XVIII w., w: Mieszczaństwo gdańskie, s. 413–418; M. Bogucka, Die Kusntsammlungen in Danzig in der ersten Hälfte des 17. Jhs als soziologische und psychologische Erscheinung, w: „Kopet uns werk by tyden“. Walter Starck zum 75. Geburtstag, red. N. Jörn, D. Kattinger, H. Wernicke, Schwerin 1999, s. 245–250; eadem, Testament burmistrza gdańskiego Hansa Speimana z 1625 r., w: Kultura średniowieczna i staropolska, red. D. Gawinowa i in., Warszawa 1991, s. 587–593; H. Sikorska, Hans Speiman. Szkice z dziejów mecenatu gdańskiej sztuki XVI–XVII w., „Rocznik Gdański” R. 26, 1968, s. 249 nn. 148 M. Bogucka, Z problematyki form życia marginesu mieszczańskiego w Gdańsku połowy XVII w., „Zapiski Historyczne” 1973, z. 4; eadem, Z zagadnień kultury materialnej Torunia w pierwszej połowie XVII w., „Zapiski Historyczne” 1981, z. 1, s. 123–133; A. Klonder, Wszystka spuścizna w Bogu spoczywającego. Majątek ruchomy zwykłych mieszkańców Elbląga i Gdańska w XVII w., Warszawa 2000; J. Kruppé, Movable Property of Poznań Townspeople in the 18th C., w: Omnia res mobilia. Polish ��������������������������������������������������������������������������������� Studies in Posthumus Inventories of Movable Property in the 16th–19th Centuries, red. J. Kruppé, A. Pośpiech, Warszawa 1999, s. 15–58; M. Gajewska, Domestic Equipment in 18th Century Middle-Class Households in Poznań and Warsaw, ibidem, s. 59–106; H. Szwan kowska, Wnętrza domów warszawskich w XVIII w., „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” R. 8, 1960, s. 313–335. Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 41 w kręgu bogatych miast tej dzielnicy nadal kwitł portret mieszczański (Bartłomiej Strobel, Daniel Schultz, Adolf Boy, Andrzej Stech) i malarstwo prezentujące, jak to na początku XVI w. czynił w Krakowie słynny Kodeks Behema, życie codzienne miasta i jego mieszkańców (zwłaszcza gdańskie malarstwo z kręgu Antona Möllera). W końcu XVIII w. tematykę miejską podejmował Włoch Bernardo Canaletto, działający w Warszawie. Jego twórczość ukazywała jednak miasto rezydencjonalne, ośrodek królewsko-magnacki, w którym mieszczanin nie był już gospodarzem ani główną postacią miejskiej przestrzeni odtwarzanej na płótnie. Warto też podkreślić, że zarówno wymienieni tu malarze pomorscy, jak i Canaletto oraz inni malarze działający w XVII–XVIII w. w Warszawie i Krakowie już tylko w niewielkim stopniu pracowali dla mieszczańskiego odbiorcy, wykonując przede wszystkim zamówienia dworu królewskiego i magnatów oraz bogatej szlachty149. Również warsztaty snycerskie, rzeźbiarskie, złotnicze i konwisarskie w ośrodkach rzemiosła artystycznego (Kraków, Gdańsk, Toruń) otrzymywały mniej zamówień od mieszczan i wiązały się coraz bardziej z królewskim oraz magnacko-szlacheckim odbiorcą. Kontakty z zagranicznymi twórcami i skup dzieł sztuki zagranicą, uprawiane jeszcze na przełomie XVI i XVII w. przez bogate mieszczaństwo, w drugiej połowie XVII i w XVIII w. stały się niemal wyłącznie domeną agentów dworu królewskiego i magnatów150. Rola mieszczaństwa wzrosła, gdy spojrzymy na rozwój architektury, malarstwa i rzeźby nie od strony mecenatu, lecz społecznej przynależności twórców. Trzeba mianowicie stwierdzić, że budowniczowie, malarze i rzeźbiarze to wyłącznie mieszczanie, głównie pochodzenia obcego, rzadziej Polacy. Mozaika etniczna twórców odbija, w pewnym stopniu, mozaikę etniczną zaludnienia miast Rzeczypospolitej. Można stwierdzić, że gdyby nie talenty przybyszów z Włoch, Niderlandów i Niemiec, nie powstałyby największe dzieła architektury i sztuk plastycznych na ziemiach Rzeczypospolitej. Szlachcic uważał za niegodne swego stanu paranie się pracą ręczną, nie brał też do ręki ani pędzla, ani dłuta. Przypomnijmy, jak krzywo spoglądała szlachta na artystyczne hobby wychowanego w Szwecji Zygmunta III, który w wolnych chwilach zajmował się złotnictwem i malował. Urbanistyczna działalność magnatów i bogatej szlachty ograniczała się do planowania i finansowania pojedynczych gmachów i całych miast, wykonawcy zaś, tzn. architekci, budowniczowie, inżynierowie to mieszczanie, najczęściej Włosi, Holendrzy, Flamandczycy, żeby przywołać tylko klasyczny przykład współpracy Jana Zamoyskiego i Bernarda Morando, twórców Zamościa. Nie sposób przecenić roli mieszczan w rozwoju oświaty i nauki. I tu jednak XVI w. można uznać za apogeum zjawiska. W ciągu tego stulecia wzrosła o 2,5 149 Por.: W. Tomkiewicz, Z dziejów polskiego mecenatu artystycznego w XVII w., Wrocław 1952, passim. 150 Ibidem. 42 Maria Bogucka raza liczba szkół elementarnych, parafialnych, które jednocześnie traciły charakter instytucji kościelnych i przechodziły pod opiekę rad miejskich. To one zapewniały finanse na ich utrzymanie, a także wpływały na programy i dobór nauczycieli, zgodnie z wymogami nowej, humanistycznej pedagogiki. Duże znaczenie w tych procesach miał rozwój reformacji, która choć zdominowana w Rzeczypospolitej przez szlachtę, w XVI w. wycisnęła piętno na środowiskach mieszczańskich151. Rozkwit szkół różnowierczych był w dużym stopniu dziełem mieszczan, w tym imigrantów z zagranicy (Krzysztof Gnapheus, Jan Amos Komensky i inni). W miastach rozwijały się również liczne szkoły prywatne, sprofilowane zawodowo, praktycznie, kształcące nie tylko chłopców, lecz także dziewczynki (Gdańsk, Toruń, Elbląg, Kraków, Poznań, Lwów). Nowoczesną myśl pedagogiczną rozwijali w Polsce, oprócz Andrzeja Frycza-Modrzewskiego, wybitni mieszczanie: Szymon Marycjusz z Pilzna, Sebastian Petrycy z Pilzna, Erazm Gliczner i Henryk Stroband. Rozwój szkolnictwa renesansowego, i to nie tylko podstawowego i średniego, lecz także wyższego, był więc w dużym stopniu dziełem mieszczan. Świetne akademickie gimnazja Gdańska, Torunia, Elbląga powstały w XVI w. w kręgu mieszczańskiego mecenatu i rywalizowały z powodzeniem z uczelniami egzystującymi dzięki mecenatowi królewskiemu (Akademia Krakowska, nieco później Wileńska, w XVIII w. Collegium Nobilium) i magnacko-szlacheckiemu, takimi jak Akademia Lubrańskiego w Poznaniu, Akademia Zamoyska, gimnazja różnowiercze w Pińczowie, Rakowie, Lesznie, Sierakowie, wreszcie Liceum Krzemienieckie (założone w 1805). Podkreślić należy, że wykładowcami we wszystkich uczelniach byli głównie mieszczanie. Niemniej w drugiej połowie XVII i w XVIII w. obserwujemy zjawisko zmniejszania się roli mieszczan w szkolnictwie, w związku z rozwojem kolegiów jezuickich i szkół pijarskich. Był to jeszcze jeden element wielkiej zmiany dokonującej się w kulturze ziem Rzeczypospolitej w tych latach. W XVI w. mieszczaństwo niewątpliwie stanowiło najlepiej wykształconą grupę ludności w Rzeczypospolitej. Według badań Wacława Urbana i Andrzeja Wyczańskiego umiejętność pisania posiadało w miastach Małopolski 70% patrycjatu i 40% pospólstwa, podczas gdy w województwie krakowskim tylko 31% szlachty152. W zakresie wykształcenia średniego i wyższego przewaga zapewne była także po stronie mieszczan, gdyż ich ambitniejsi synowie właśnie w wykształceniu widzieli drogę awansu społecznego153. Jeszcze pod koniec XVI i na początku XVII w. na uniwer- 151 M. Bogucka, Miasta w Polsce a reformacja. Analogie i różnice w stosunku do innych krajów, „Odrodzenie i Reformacja w Polsce” 1979, t. 24, s. 5–20. 152 W. Urban, Umiejętność pisania w Małopolsce w drugiej połowie XVI w., „Przegląd Historyczny” 1977, z. 2, s. 251–257; A. Wyczański, Oświata a pozycja społeczna w Polsce XVI stulecia, w: Społeczeństwo staropolskie, t. 1, Warszawa 1976, s. 27–55. 153 A. Wyrobisz, Drogi awansu społecznego polskich mieszczan w XVI i w początkach XVII w., w: Łukasz Górnicki i jego czasy, Białystok 1979, s. 7–26. Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 43 sytecie krakowskim około 40% studentów stanowili mieszczanie154, a w gimnazjach akademickich Gdańska, Elbląga i Torunia ich odsetek wynosił około 90%155. Ogromną rolę w kulturze odgrywała książka. Produkcja i handel wydawnictwami znajdowały się w rękach mieszczan, a ich ośrodkami były wielkie miasta, takie jak Kraków, Poznań, Gdańsk, Toruń, a także Warszawa, Lublin i Lwów. Problem jest dobrze znany głównie dzięki pracom Alodii Kaweckiej-Gryczowej i Jana Pirożyńskiego156. Księgozbiory mieszczan były chyba liczniejsze i złożone z ciekawszych, bardziej zróżnicowanych tematycznie pozycji niż szlacheckie157. Zawierały też, wskutek mozaiki etniczo-konfesyjnej w miastach, mnóstwo pozycji wydanych zagranicą, różnojęzycznych, nie tylko polskich i łacińskich. Problem mecenatu oraz społecznego zaplecza twórczości literackiej i badań naukowych jest stosunkowo słabo rozpoznany. Niewątpliwie trzeba jednak stwierdzić, że w XVI–XVIII w. uprawianiem nauki zajmowały się zwłaszcza osoby mieszczańskiego pochodzenia. Można tu wymienić takie nazwiska jak Maciej z Miechowa, Adam z Bochynia, Paweł z Krosna, Grzegorz z Szamotuł, Józef Struś, Wojciech Oczko, Bernard Wapowski, Jost Ludwik Decjusz, Jan Heweliusz, Jan Brożek, Bartłomiej Keckermann i wielu innych, nie zapominając o największym z nich, Mikołaju Koperniku. Grupę ludzi zajmujących się nauką cechowało posiadanie złożonych etnicznie korzeni – rezultat struktur narodowościowych w miastach Rzeczypospolitej. Charakterystyczne, że wielu z nich w uznaniu zasług uzyskiwało nobilitację, porzucało więc stan mieszczański. Reprezentanci szlachty byli wśród polskich intelektualistów znacznie rzadziej spotykani, choć np. „szlachetnie urodzeni” byli: wybitny matematyk Adam Kochański, historyk i astronom Stanisław Lubieniecki 154 B. Kürbis, Mieszczanie na Uniwersytecie Jagiellońskim i ich udział w kształtowaniu świadomości narodowej, w: Studia nad literaturą staropolską, Wrocław 1957, s. 40–41, 78. 155 M. Pawlak, Dzieje gimnazjum elbląskiego w latach 1535–1772, Olsztyn 1972; S. Salmonowicz, Toruńskie Gimnazjum Akademickie w latach 1681–1814, Toruń 1973; Księga wpisów uczniów Gimnazjum Gdańskiego 1580–1814, oprac. Z. Nowak, P. Szafran, Warszawa–Poznań 1974. 156 Drukarze dawnej Polski, t. 3 i 4 (Wielkopolska i Pomorze), oprac. A. Kawecka-Gryczowa, K. Korotajowa, J. Sójka, Wrocław 1962, 1977, oraz t. 1, cz. 1–2 (Małopolska), oprac. J. Pirożyński, Kraków 2000. 157 Por.: M. Bogucka, Książka jako element kultury masowej w Gdańsku w XVII wieku, w: Polska w świecie, Warszawa 1972, s. 267–276; O. Fejtova, Privatbibliotheken der Danziger Bürger im 17. Jahrhundert, „Studia Germanica Gedanensis” Gdańsk 2002, nr 10, s. 5–28; K. Podlaszewska, Osiemnastowieczne księgozbiory mieszczan toruńskich jako przejaw ich kultury umysłowej, Toruń 1978; eadem, Księgozbiory mieszczan gdańskich w XVIII wieku, „Zapiski Historyczne” R. 35, 1970, z. 1, s. 51–63; E. Toroj, Inwentarze księgozbiorów mieszczan lubelskich z lat 1591–1678, Lublin 1997; R. Żurkowa, Księgozbiory mieszczan krakowskich w XVII wieku, „Rocznik Biblioteki PAN w Krakowie” R. 12, 1966, s. 21–51; eadem, Testamenty i inwentarze ruchomości jako źród ło do badań nad dziejami czytelnictwa w Krakowie w pierwszej połowie XVII wieku, „Rocznik Biblioteki PAN w Krakowie” R. 27, 1982, s. 17–33; eadem, Księgarstwo krakowskie w pierwszej połowie XVII wieku, Kraków 1992. 44 Maria Bogucka oraz główny prekursor teorii budowy rakiet wielostopniowych Kazimierz Siemienowicz. Sondażowa statystyka przeprowadzona na podstawie analizy biogramów zawartych w szóstym tomie Historii nauki polskiej sugeruje, że 80% wymienionych tam osób związanych z nauką w XVI–XVII w. to mieszczanie158. W dodatku wydaje się, że wśród szlachty przeważały zainteresowania historyczne, często łączone z pamiętnikarstwem, nauki zaś ścisłe bardziej przyciągały mieszczan, choć były od tej reguły wyjątki. Na przykład w XVII w. torunianin Krzysztof Hartknoch poświęcił swe prace polskiej historii i ustrojowi, podobne zainteresowania cechowały gdańszczanina Joachima Pastoriusa, a także Szymona Neugebauera „rodem z Prus”, który był rektorem szkoły kalwińskiej w Kocku i klientem Firlejów. W dodatku wszyscy trzej byli mieszczanami pochodzenia niemieckiego, zafascynowanymi polską historią i całkowicie wtopionymi w polską kulturę o szlacheckim zabarwieniu. W XVIII w. nastąpił większy udział szlachty w uprawianiu nauk i wyniósł około 30–35%159. Niemniej trzeba powiedzieć, że i w tym stuleciu rola miast była dla rozwoju nauki niezwykle ważna. Oświecenie polskie rozwijało się w dużym stopniu dzięki faktowi, że zwłaszcza miasta Prus Królewskich w drugiej połowie XVII i w XVIII w. nie zerwały kontaktów z zagranicą. Gdańsk, Toruń i Elbląg stały się ważnymi, powiązanymi z Europą centrami myśli naukowej, opartej na lokalnym mieszczańskim mecenacie. To tu powstały pierwsze towarzystwa naukowe (Gdańsk 1720, Elbląg 1721, Toruń 1752, w Warszawie zaś dopiero w 1767) i zaczęło funkcjonować czasopiśmiennictwo naukowe160. Liczni „Prusacy”, zwłaszcza torunianie, zasłużyli się dla rozwoju ogólnopolskiego Oświecenia (Efraim Schroeger, Jan Michał Hube, Krystian Bogumił Steiner, Samuel Bogusław Linde). Mieszczańskie fundacje naukowe i oświatowe występowały w tym czasie również poza Prusami Królewskimi, na terenie innych miast, zwłaszcza będących siedzibami wyższych uczelni (Kraków, Zamość, Wilno), lub w ogóle tam, gdzie istniał zamożny, kulturalnie rozwinięty patrycjat (Warszawa, Poznań, Lwów). W zakresie organizacji warsztatu naukowego – poprzez gromadzenie księgozbiorów (prywatnych, o których była już mowa, i publicznych, tworzonych przez rady miejskie w Gdańsku i Toruniu), a także zakładanie, zwłaszcza w XVII i XVIII w. (tak jak w całej Europie) „gabinetów osobliwości”, zbiorów przyrodniczych, laboratoriów chemicznych, obserwatoriów astronomicznych i ogródków botanicznych – mieszczaństwo położyło znaczące zasługi, konkurując w tym zakresie z mecenatem królewskim i magnackim. Warto podkreślić, że głównie w kręgach mieszczańskich powstawały – w odróżnieniu od bibliotek szlacheckich, tworzonych na zasadzie silva 158 Historia nauki polskiej, t. 6, red. B. Suchodolski, Wrocław 1974. Ibidem. 160 Historia Torunia, t. 2, cz. 3, s. 299 nn.; Historia Elbląga, t. 2, cz. 2, s. 171 nn.; Historia Gdańska, t. 3, red. E. Cieślak, Gdańsk 1993, s. 668 nn.; Warszawa w latach 1526–1795, red. A. Zahorski, Warszawa 1984, s. 400 nn. 159 Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 45 rerum – pierwsze wyspecjalizowane księgozbiory profesjonalne: prawnicze, teologiczne, medyczne i historyczne161. Generalnie książka docierała do rąk mieszczanina szybciej i łatwiej niż do dworków szlacheckich, gdyż to w miastach koncentrowała się produkcja i handel książką, a kontakt z nią wpływał na poziom intelektualny i budził zainteresowania naukowe. Niektóre rady miejskie i znaczniejsze rodziny patrycjuszowskie były specjalnymi opiekunami literatury i nauk, subwencjonując badaczy, wypłacając pensje i zapomogi pisarzom (krakowscy Bonerowie, toruńscy Strobandowie, gdańscy Ferberowie, lwowscy Boimowie, warszawscy Baryczkowie). Mecenat mieszczański (zwłaszcza na terenie zasobnych Prus Królewskich) funkcjonował obok królewskiego i zapewne jego rozmiary były w zakresie nauki większe niż mecenatu magnackiego, nastawionego na popieranie innych, bardziej spektakularnych form twórczości (budownictwo, sztuki plastyczne), przynoszących więcej sławy mecenasowi. Natomiast wkład mieszczaństwa w rozwój literatury polskiej daje się zauważyć głównie w XVI i na początku XVII w. Literatura mieszczańska w tym okresie nawiązywała do europejskich, plebejskich prądów. W 1521 r. wyszedł Marchołt w tłumaczeniu Jana z Koszyczek, rok później ukazała się polska przeróbka bajek pod tytułem Żywot Ezopa Fryga, dokonana przez Biernata z Lublina, a około 1530 r. – polski Sowizrzał. Publikacje te nawiązywały do wątków znanych od antyku, zawierających radosną pochwałę życia oprócz szyderstwa ze stereotypów społecznych i nierówności, a jednocześnie promowały polszczyznę. Pod koniec XVI w. doszła do tego wyjątkowa na gruncie polskim apoteoza pracy nierolniczej: Officina ferraria, autorstwa hutnika Walentego Roździeńskiego. Sebastian Fabian Klonowic, pisząc Flisa, nie zdobył się już na taką postawę i w gruncie rzeczy pochwalił szlachcica-rolnika162. Odtąd pisarze mieszczańscy coraz wyraźniej ulegali urokom wsi i życia typowego dla szlachty. W XVII w. Szymon Szymonowic i Szymon Zimorowic przedstawili sielankowy obraz wiejskiego trudu, bakałarz z małopolskiego Pilzna Jan Jurkowski opiewał w Chorągwi Wandalinowej zajęcia żołnierskie i pogardliwie wyrażał się o pracy chłopa oraz mieszczanina. Sekretarz miasta Torunia Jan Sachs wystąpił z apologią zalet polskiego ustroju demokracji szlacheckiej. Tylko w Gdańsku powstał w tym czasie utwór wyraźnie krytyczny wobec szlachty i świata przez nią opiewanego, Tragedia o bogaczu i Łazarzu pióra muzyka i poety w służbie gdańskiej Marcina Gremboszowskiego163. Tragedia jest 161 Por.: J. Lachs, Krakowskie księgozbiory lekarskie w XVII wieku, Lwów 1930; P. Szafran, Warsztat historyczny Reinholda Curicke, dziejopisarza Gdańska w XVII w. w świetle jego księgozbioru, „Libri Gedanenses” 1968, t. 69, z. 2/3; S. Sokół, M. Pelczarowa, Księgozbiór gdańskich lekarzy Krzysztofa i Henryka Heyllów, Gdańsk 1963; J. Serczyk, Warsztat historyczny Krzysztofa Hartknocha, Toruń 1972. 162 Por.: M. Bogucka, Obraz miasta we „Flisie” Sebastiana Fabiana Klonowica, „Miscellanea Historico-Archivistica” 2000, t. 11, s. 205–210. 163 Por.: T. Witczak, Teatr i dramat staropolski w Gdańsku, Gdańsk 1959. 46 Maria Bogucka bliska rozwijającej się w tych latach mieszczańskiej literatury plebejskiej, sowizdrzalskiej, pełnej dowcipu, ale i krytycznej obserwacji sarmackiej rzeczywistości. Zaliczyć do niej trzeba twórczość Władysławiusza, Jana z Kijan, przede wszystkim zaś dziesiątków anonimowych fraszkopisów164. Był to jednak margines literatury staropolskiej, świadczący o nieuleganiu pewnych reprezentantów mieszczaństwa, pochodzących z kręgów głównie plebejskich, tendencjom sarmatyzacji. W środowisku zamożnego mieszczaństwa rozkwitł inny nurt literacki, zgodny z potrzebami i gustami europejskiego baroku – literatura okazjonalna, panegiryczna. Chodzi tu o utwory uświetniające uroczystości prywatne i publiczne, organizowane w kręgach mieszczaństwa większych miast, bez względu na ich etniczną przynależność (Gdańsk, Toruń, Elbląg, Kraków, Warszawa, Poznań, Lwów, Lublin); często odbijały one zachodzące w środowiskach miejskich procesy akulturacji. Twórcy i wydawcy literatury panegiryczno-okazjonalnej obsługiwali zresztą nie tylko mieszczan, lecz także szlachtę, magnatów i dwór królewski165. Istotny był udział mieszczaństwa w rozwoju widowisk stanowiących zalążek życia teatralnego. Organizowały je zarówno władze miejskie, jak i różne miejskie instytucje (bractwa, cechy, szkoły), i to z różnych okazji: wydarzeń państwowych (wjazdy panujących i ich małżonek, koronacje i pogrzeby królewskie, narodziny dzieci królewskich, przyjęcia posłów, rocznice ważnych wydarzeń historycznych), imprez związanych z życiem wspólnoty miejskiej (turnieje, zawody strzeleckie i atletyczne, obchody świąt kościelnych, uroczystości cechowe i brackie), a także rodzinnych166. W imprezach tego typu brali udział członkowie różnych grup etnicznych i wyznaniowych, jeśli nie jako aktywni aktorzy, to przynajmniej jako widzowie; odgrywały więc one ważną rolę integracyjną i akulturacyjną. Oczywiście zdarzały się też imprezy skupiające reprezentantów tylko jednej nacji i jednego wyznania, a więc nie łączące, lecz podkreślające różnice i podziały. Były to np. procesje z okazji Bożego Ciała, które nie tylko manifestowały wierność katolicyzmowi i liczebność tej konfesji w mieście, lecz także często stawały się zaczynem zamieszek i wystąpień przeciw wyznawcom innych religii (protestantom, Żydom itd.). Nie sposób też nie wspomnieć o roli mieszczaństwa w rozwoju muzyki, i to nie tylko w Prusach Królewskich, gdzie w związku ze zwycięstwem protestantyzmu zajmowała ona wiele miejsca w organizacji nabożeństw, lecz także jako sposób spędzania wolnego czasu w domach prywatnych. Muzycy i członkowie kapel dworskich, magnackich i królewskich to głównie mieszczanie, bardzo często 164 L. Badecki, Literatura mieszczańska, passim. Por. na ten temat zwłaszcza: E. Kotarski, Gdańska poezja okolicznościowa XVII wieku, Gdańsk 1993; idem, Gdańska poezja okolicznościowa XVIII wieku, Gdańsk 1997. 166 M. Bogucka, Żyć w dawnym Gdańsku, Warszawa 1997; K. Matwijowski, Uroczystości, obchody i widowiska w barokowym Wrocławiu, Wrocław 1969; M. Rożek, Uroczystości w barokowym Krakowie, Kraków 1976; E. Kizik, Wesele, kilka chrztów i pogrzebów. Uroczystości rodzinne w mieście hanzeatyckim od XVI do XVIII wieku, Gdańsk 2001. 165 Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej 47 Włosi. Szlachta muzykowanie uważała, tak jak zajęcia artystyczne, za niegodne „szlachetnie urodzonych”. Staropolska kultura muzyczna stanowiła więc głównie wynik działalności ludzi o mieszczańskich, wielonarodowych korzeniach. Od kilku przynajmniej dziesięcioleci dyskutowany jest fenomen sarmatyzacji staropolskiego mieszczaństwa, zarówno w dziedzinie kultury, jak i obyczajowości167. Zjawisko to występowało nie tylko w miastach Korony, lecz także w związanych z mieszczańską kulturą niemiecką ośrodkach miejskich Prus Królewskich. I tak np. kultura Torunia w XVI–XVIII w. stanowi ciekawy przykład koegzystencji, a nawet symbiozy elementów sarmatyzmu z luterańsko-kalwińską kulturą mieszczan o niemieckich korzeniach, zresztą powiązanych licznymi nićmi z okoliczną polską szlachtą168. Podobne zjawiska występowały na terenie Gdańska, którego niemieckie elity, a także niemiecko-niderlandzkie średnie warstwy mieszkańców, pomimo luterańskiego wyznania (kalwinizm nie utrzymał się tam długo w szerszym wymiarze), ulegały urokom katolickich obrzędów i szlachecko-magnackiej obyczajowości oraz stylowi życia169. Najsłabiej sarmatyzacja występowała w Elblągu, być może ze względu na wyjątkowo liczną imigrację do tego miasta Holendrów, Anglików i Szkotów (często anglikańskiego wyznania). Integrowali się oni szybko z miejscową ludnością, jednocześnie wzmacniając protestancki, mieszczański charakter społeczności miejskiej170. Natomiast na terenie większości miast Rzeczypospolitej koegzystował katolicki „konsumpcyjny” styl życia z protestancką surowością, z etosem pracowitości i oszczędności171. W rezultacie procesów akulturacji przebiegających w miastach następowała – nawet na terenach takich jak Prusy Królewskie i Ruś Czerwona – ich większa lub mniejsza polonizacja, oznaczająca w XVI–XVIII w. nieuniknioną sarmatyzację. Głównym pragnieniem mieszczanina w szlacheckiej Rzeczypospolitej była nie walka z dyskryminacją prawną mieszkańców miast, nie walka z barierami stanowymi, lecz ich indywidualne obchodzenie i wtapianie się w stan szlachecki. Awans społeczny rozumiany był jako nobilitacja. W tej sytuacji nie mogło być mowy o rozwoju mieszczańskiej ideologii i budowaniu modelu kultury alternatywnego wobec modelu szlacheckiego. 167 Por.: M. Bogucka, L`attrait de la culture nobiliaire? Sarmatisation de la bourgeoisie polonaise au XVIIe, „Acta Poloniae Historica” 1976, t. 33, s. 30 nn.; A. Klemp, Sarmatyzacja gdańskich rodzin mieszczańskich (schyłek XVI–XVII w.), w: Cywilizacja prowincji Rzeczypospolitej szlacheckiej, red. A. Jankowski, A. Klonder, Bydgoszcz 2004, s. 245–263. 168 Historia Torunia, t. 2, cz. 2, s. 169 nn.; t. 2, cz. 3, s. 301 nn. 169 M. Bogucka, Specyfika gdańskiego luteranizmu, XVI–XVIII w., w: Rzeczpospolita wielu wyznań, s. 399–408; eadem, Żyć w dawnym Gdańsku, passim. 170 Historia Elbląga, t. 2, cz. 1, s. 142. 171 Wyrażało się to m.in. w wydawanych ordynacjach antyzbytkowych, które w XVI–XVIII w., zwłaszcza w miastach Prus Królewskich, były także orężem polityki społecznej władz miejskich. W skali całej Rzeczypospolitej taką samą rolę odgrywały ustawy sejmowe, zakazujące wszystkim mieszczanom pewnych oznak luksusu w odzieży, zarezerwowanych dla szlachty, tak samo jak i noszenie szabli. Por.: M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast, s. 561 n. 48 Maria Bogucka Podsumowanie Specyficzne cechy polskiej urbanizacji zaważyły silnie na formach i rozmiarze wkładu miast w rozwój kultury staropolskiej. Drugim czynnikiem o kapitalnej roli dla tego zagadnienie była wieloetniczność i wielokonfesyjność miast, wpływająca silnie na kształt i treści kultury powstającej na ich terenie. Zmonopolizowanie władzy w Rzeczypospolitej Obojga Narodów przez szlachtę spowodowało nie tylko upośledzenie polityczno-prawne mieszczan, lecz także doprowadziło do zdominowania kultury staropolskiej przez szlacheckie ideały i szlachecki system wartości. Procesy akulturacji przebiegające w miastach, z różnym zresztą natężeniem i w różnej skali, w zależności od ośrodka, polegały w dużym stopniu na polonizacji i sarmatyzacji mieszczan. Podporządkowani niemal bez reszty w sferze ideologii szlachcie, bardziej oryginalni i twórczy byli mieszczanie w innych zakresach kultury, m.in. w architekturze i sztukach plastycznych oraz w licznych obszarach nauki. Budownictwo, malarstwo, rzeźba, muzyka renesansu, baroku i klasycyzmu powstawały i rozkwitały bujnie przede wszystkim dzięki działalności przybyszów z zagranicy, z Włoch, Niderlandów i Niemiec. Pejzaż miast Rzeczypospolitej odzwierciedlał synkretyzm zwyczajów i gustów ich różnorodnych mieszkańców: Polaków, Niemców, Rusinów, Ormian, Żydów, Tatarów, Włochów, Szkotów, Holendrów, Francuzów, Czechów, ludzi Zachodu i Wschodu, których style życia, charaktery, wierzenia nie tylko się ścierały, lecz także wzajemnie przenikały. Szkoły średnie i wyższe funkcjonowały dzięki mieszczańskim pedagogom, często również imigrantom. Druki i książki, ich produkcja i rozprowadzanie to także domena mieszczan – w życiu szlachty w XVII w. zwyciężyła kultura rękopisu. Polska reformacja, choć zmonopolizowana przez magnatów i szlachtę, w warstwie teologicznej rozwijała się w dużym stopniu dzięki mieszczanom, m.in. imigrantom z Niemiec, Czech i Moraw. Oświecenie na polskim gruncie rozkwitło za pośrednictwem kontaktów i działań prężnego kulturalnie mieszczaństwa niemieckiego miast Prus Królewskich. Na terenie przedrozbiorowej Rzeczypospolitej dochodziło do nieustannych starć, ale i wzajemnego przenikania się różnych grup etniczno-konfesyjnych. Segregacja występowała obok akulturacji. W obszarze prawnym następowała z jednej strony walka o dominację, z drugiej zaś – wysiłki w celu likwidacji dyskryminacji; w obszarze konfesyjno-kulturalnym starania o utrzymanie własnej odrębności grupowej przebiegały obok nieuchronnych w życiu codziennym procesów zbliżenia i wymiany zwyczajów, wzorów zachowań. Wielokonfesyjność i wieloetniczność miast powodowały powstanie na ich terenie kultury wielobarwnej, wzbogacanej nieustannie przez różnorodne elementy i wpływy, jednocześnie jednak utrudniały, a nawet uniemożliwiały powstanie koherentnej, wspólnej ideologii mieszczańskiej, 49 Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej umiejącej rywalizować z ideologią szlachecką. W rezultacie kultura staropolska została zdominowana przez szlachtę, choć była zbudowana w dużym stopniu dzięki twórczym talentom mieszczan o różnych korzeniach etnicznych. Maria Bogucka Town and Townpeople in the Polish Society During Early Modern Times S umma r y The study consists of six chapters. Chapter one describes the image of a town, perceived by the Polish nobles as the place of crime and dishonesty, and the generally negative attitude of the nobility to the townspeople and their work. The life in a town was condemned both because of (as it was believed) its low moral standards, as well as because of the aesthetic reasons (dirt, fetor, noise, crowds jammed together). Especially disliked by the Polish nobles were big, powerful cities (Gdańsk, in the XVIIIth century Warsaw). Chapter two discusses the characteristic traits of the Polish urbanisation: the preponderance of medium-size and small towns, lack of big metropolitan cities emerging in the Western Europe, policentric character of the Polish urbanisation against the monocentric urbanisation of Western countries. Chapter three presents the typology of Polish towns (according to their size, legal status, functions) and its role in the process of the creation of the Polish culture. Chapter four analises the religious and ethnic composition of Polish towns, their regional differentiation, the directions and dimensions of migrations to different urban centres in different regions of the Polish-Lithuanian Commonwealth, the problems of cohabitation, acculturation processes, different ways of life pursued by “old” and “new” urban residents. Chapter five deals with the question how the extremely complicated structures of urban societies resulted in the possibility of the townspeople to take part in the creation of the general old Polish culture and analises the share of towns and townspeople in the development of architecture, arts, science and literature in the succesive centuries of its existence. Chapter six concludes the statements of the study. Czasy Nowożytne tom 22 rok 2009 Jacek Feduszka Zamość Szkoci i Anglicy w Zamościu w XVI–XVII wieku Jedną z intensywniej działających grup narodowych w Zamościu, od początku istnienia miasta w XVI i XVII w., byli mieszkańcy Wysp Brytyjskich. Grupę tę stanowili przede wszystkim Szkoci – katolicy. W 1590 r. w Zamościu mieszkało pięć rodzin szkockich kupców i handlarzy, osiadłych na stałe w mieście1. Początek imigracji Szkotów do Polski przypada na pierwsze dziesięciolecia XVI w. W początkowym okresie Szkoci i znacznie mniej liczni Anglicy pojawili się w Prusach Królewskich, a następnie w innych częściach Rzeczypospolitej. Imigrację tę starano się wyjaśnić przede wszystkim względami religijnymi, zmuszającymi prezbiterian szkockich do opuszczenia ojczyzny. Nie bez znaczenia było także i to, że nieurodzajne i górzyste tereny Szkocji stanowiły źródło powtarzających się fal emigracyjnych z tych terenów do innych krajów Europy, dających więcej możliwości utrzymania się. Rzeczypospolita w XVI i XVII w. dawała takie możliwości. Stały napływ Szkotów (a także i innych nacji: Włochów i Żydów) do miast polskich jeszcze w pierwszej połowie XVII w. świadczy, w opinii badaczy, o tym, „że mimo wszystko istniały tu możliwości dorobienia się majątku i biły źródła życia gospodarczego”2. 1 2 A. Kędziora, Encyklopedia miasta Zamościa, Chełm 2000 s. 377. Archiwum Główne Akt Dawnych (dalej: AGAD), Archiwum Skarbu Koronnego (dalej: ASK), sygn. I.134. (Rejestr dziesięciny od Anglików i Szkotów w Koronie, 1651 r.): Exactio decimae partis substantiorum a mercatoribus caeterisque nationis Scothicae et Anglicanae hominibus in Regno Poloniae degentibus iuxta ordinationem constitutionis comitialis die mensie Decembris 1650 pro subsidio serenissimi Magnae Britaniae regis laudatae. Expedita Radomii sub tempu tribunalis die 13 mensis Martii Anno 1651, k. 83–86, 87, 88; rejestr ten został wydany drukiem: The 1651 Polish Subsidy to the Exiled Charles II, wyd. A. B. Pernal, R. P. Gasse, „Slavonic Papers” New Series, 1999, t. 32, s. 1–50. Zob. też: Z. Guldon, J. Muszyńska, Żydzi i Szkoci w Chęcinach, w: Chęciny. Studia z dziejów miasta XVI–XX wieku, red. S. Wiech, Kielce 1997, s. 9–26; Z. Guldon, J. Wijaczka, Kupiec zamojski i toruński Samuel Edwerds. Przyczynek do kontaktów handlowych Krakowa z Pru- 52 Jacek Feduszka Szacuje się, że na przełomie XVI i XVII stulecia liczba Szkotów na ziemiach polskich wynosiła od 20 000 do 30 000 osób. Najliczniejsza ich grupa osiedliła się w Prusach Królewskich oraz w większych miastach Korony, rzadziej na Litwie. Zamożniejsi spośród nich nabyli obywatelstwo miejskie, np. w Gdańsku od 1531 r., w Królewcu od 1561 r., w Poznaniu od 1585 r., w Krakowie od 1596 r., w Zamościu natomiast prawdopodobnie około 1590–1591 r. Pierwszym znanym z nazwiska przedstawicielem kupców angielsko-szkockich w Zamościu był Thomas Gent. W 1597 r. angielski Żyd Izaak Wettkaff nabył dom w Zamościu, a Szkot William Dawithon handlował suknem3. Charakterystyczną cechą działalności gospodarczej Szkotów (w mniejszym stopniu Anglików) był ich masowy udział w handlu domokrążnym, zwłaszcza kramarszczyzną i tzw. norymberszczyzną. Działając zasadniczo poza korporacjami rzemieślniczo-kupieckimi, Szkoci zajmowali się handlem obnośnym, zazwyczaj pieszo lub na jucznym koniu, przenosząc towary wprawdzie niskiej jakości, ale tanie. Sprzedawali zazwyczaj niewyprawione skórki zwierzęce, liche sukno, wełnę, tanią galanterię metalową, odzież. Z czasem tę tandetną kramarszczyznę i norymberszczyznę zaczęto w Polsce nazywać towarem „szkockim”, a kramarzy ogólnie „Szkotami”. Działalność handlowa Szkotów związana była częściowo z dostawami z Anglii i Szkocji, duże ilości galanterii metalowej i taniego sukna przechodziły przez porty bałtyckie (Gdańsk, Królewiec), a drobni handlarze szkoccy byli uzależnieni i kontrolowani przez wielkich kupców działających w korporacjach. Do tej ostatnio wymienionej grupy należeli zapewne również kupcy zamojscy, tworzący z czasem odrębną kolonię handlową angielsko-szkocką w Zamościu. Przejawem powiązań handlowych było w XVI stuleciu powstanie we wszystkich większych ośrodkach miejskich Korony bractw szkockich, a w 1603 r. utworzono urząd „gene- 3 sami Królewskimi w połowie XVII wieku, „Almanach Historyczny” 2001, t. 3, s. 93–108; Z. Guldon, W. Guldon, Saga szkockiego rodu Russellów w Szydłowcu w pierwszej połowie XVII wieku, w: Szyd łowiec. Z dziejów miasta, red. J. Wijaczka, Szydłowiec 1999, s. 35–50; A. Manikowski, Szkoci, w: Encyklopedia Historii Gospodarczej Polski do 1945 roku, Warszawa 1981, t. 2, s. 358–359; J. Ihnatowicz, A. Mączak, Społeczeństwo polskie od X do XX wieku, Warszawa 1996, s. 330–331. T. A. Fischer, The Scots in Eastern and Western Prussia, Edinburgh 1903, s. 19; B. Horodyski, Najstarsza lustracja Zamościa [1591 r.], w: „Teka Zamojska” 1938, nr 1, z. 4, s. 197–212 [na podstawie: Biblioteka Narodowa w Warszawie (dalej: BN), Biblioteka Ordynacji Zamojskiej (dalej: BOZ), rkps 1508); BN, BOZ, rkps 1815, k. 86: Mikołaj Stworzyński, Opisanie statystycznohistoryczne dóbr Ordynacji Zamojskiej, 1834]; Archiwum Państwowe w Lublinie (dalej: APL Lublin), Acta Consulatoria Zamoscensia (dalej: Cons.) nr 1 (Anno 1591–1594), nr 2 (Anno 1594– 1600), nr 7 (Anno 1657), k. 39v–44; K. Sochaniewicz, Przywilej Zygmunta III z roku 1588 dla miasta Zamościa, „Teka Zamojska” 1919, nr 3, s. 47–48, oraz ibidem, nr 5: idem, Zaprzysiężenie zeznania burmistrza co do stanu liczebnego domów i mieszkańców Zamościa w roku 1654 i 1655, s. 79–80; K. Kowalczyk, Rzemiosło Zamościa 1580–1821, Warszawa 1971, s. 12–15, 20–30, 34–43; W. Kowalski, The Placement of Urbanised Scots in the Polish Town during the Sixteenth and Seventeenth Centuries, w: Scotish Communities Abroad in the Early Modern Period, red. A. Grosjean, S. Murdoch, Leiden–Boston 2005, s. 53–103. Szkoci i Anglicy w Zamościu w XVI–XVII wieku 53 rała szkockiego”, pobierającego podatki i organizującego sądownictwo nad wszystkimi Szkotami w Polsce. Właśnie w 1603 r. Szkot kpt. Abraham Young otrzymał od króla Zygmunta III Wazy tytuł zwierzchnika wszystkich Szkotów w Koronie, ze wszystkimi przynależnymi do tej funkcji prerogatywami. W 1616 r. w Prusach Książęcych utworzono podobne zwierzchnictwo, w którym dominującą rolę odgrywali posiadający prawa miejskie zamożni kupcy szkoccy. W ciągu XVII w. największymi skupiskami ludności szkockiej i angielskiej były następujące miasta: Gdańsk, Poznań, Warszawa, Kraków, Lublin (w latach 1583–1650 przebywało tam 39 Szkotów osiadłych na stałe i 29 czasowo), Zamość (w połowie XVII w. mieszkało tu 25 Szkotów osiadłych oraz od 25 do 30 czasowo, w tym także studenci szkoccy pobierający nauki w Akademii Zamojskiej, większość których pochodziła z Pomorza i Prus Królewskich) i Lwów4. Duże kolonie szkocko-angielskie znajdowały się również w Tucholi, Czołpie, Wałczu, Łobżenicy, Bydgoszczy, Brzezinach, Sieradzu, Warce, Zakroczymiu, Raciążu i Sierpcu, a także w Krośnie i Tarnowie5. Dla XVI i XVII w. istotne staje się także rozróżnienie między migracją kupiecką ze Szkocji i Anglii, która odbywała się pod szyldem angielskim, a migracją różnego rodzaju biedoty, w tym kramarzy, wędrownych kupców i żołnierzy szukających zatrudnienia. Występują oni wspólnie pod mianem „Szkotów”, ale w gruncie rzeczy nazwa ta nie pokrywa się często z miejscem pochodzenia. W tej zatem grupie znajdowali się także Irlandczycy, Walijczycy oraz Szwajcarzy i Niemcy. W przeciwieństwie do Żydów, najbogatsi Szkoci już w XVI i XVII stuleciu zaczęli się asymilować w Polsce. Przykładem może być Robert Portius, syn krawca z Edynburga, w połowie XVII w. najbogatszy kupiec w Krośnie, mecenas i fundator kościoła6. 4 5 6 J. Sadownik, Szkoci w Lublinie XVII wieku, Leszno 1937, s. 24–26. Z. Guldon, L. Stępkowski, Ludność szkocka i angielska w Polsce w połowie XVII wieku, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” (dalej: KHKM) R. 30, 1982, nr 2, s. 206. Szkoci w Tarnowie pojawili się w końcu XVI w. Sprowadził ich tutaj zapewne książę Janusz Ostrogski, ówczesny dziedzic miasta. Od samego początku stanowili oni najbardziej ruchliwy i zapobiegliwy element miejscowego mieszczaństwa. W pierwszej połowie XVII w. na 18 kupców tarnowskich połowę stanowili Szkoci, kupcy zaś byli w mieście najbogatsi, stanowiąc tzw. patrycjat. To oni, jedni z pierwszych, zakładali spółki handlowe, a nawet banki. W 1622 r. dwaj tarnowscy Szkoci: Wilhelm Kieth i Jerzy Petray, założyli spółkę bankową z kapitałem zakładowym wynoszącym 3200 talarów „twardych”, 4000 złp. i 16 000 talarów, być może w kwitach zastawnych. Był to pierwszy znany ze źródeł bank w Tarnowie. Udzielał on pożyczek nie tylko kupcom tarnowskim, lecz także wrocławskim i krakowskim. Procenty (czyli „interessa”) nie były zbyt wygórowane, bo wynosiły 7% w skali roku (weksel nazywał się „Membran”). Spółka bankowa rozpadła się jednak już w 1626 r. z powodu nierzetelności jednego ze wspólników, Wilhelma Kietha, który przywłaszczył pieniądze spółki i uciekł do Torunia. Drugi z udziałowców Jerzy Petray, przed sądem radzieckim w Tarnowie radził wspólnikowi, „aby się wywiązał ze zobowiązań i rozliczył z umów, a potem [...] do Indiey niechaj jedzie”. Kieth nie rozliczył się i zbiegł z więzienia, gdzie go osadzono. Z. Guldon, L. Stępkowski, Szkoci i Anglicy Anglicy Koronie w połowie XVII wieku, „Kieleckie Studia Historyczne” 1977, s. 31–61; G. Labuda (Rec.), K. H. Ruffmann, Engländer und Schotten 54 Jacek Feduszka W Zamościu spośród bogatych rodzin szkockich: Keyt, Gordon, Berny, Wuier, Meldrom, Gedy i Feakt, część posługiwała się w interesach także językiem polskim. W lustracji Zamościa z 1591 r. wśród najliczniejszych właścicieli kamienic: Ormian, Greków, Niemców, Węgrów i Żydów, wymieniony jest jeden Szkot, Hanus („Szoth Hanus”), będący właścicielem kamienicy przy ul. Bełzkiej (obecnie ul. Staszica 5). W połowie XVII w. najbogatszym kupcem zamojskiej kolonii angielsko-szkockiej był Jakub Berny (Berne), prowadzący również interesy w Chęcinach, gdzie w 1631 r. przyjął prawo miejskie i ofiarował tamtejszym władzom srebrną pieczęć dla rady miejskiej, wykonaną na jego zlecenie we Wrocławiu. W latach czterdziestych XVII w. w Rynku Wielkim w Zamościu posiadał m.in. kamienicę wzniesioną około 1590 r. przez Greka Manuellego Masapetę. Z polecenia Jakuba Berny została ona przebudowana w 1643 r. przez architekta Jana Wolffa (zm. 1653); obecnie kamienica ta znajduje się przy ul. Staszica 21. Syn Jakuba Berny, Jan (John), od 1653 do 1654 r. pobierał nauki w Akademii Zamojskiej. W Chęcinach gmina szkocka, mniejsza od zamojskiej, liczyła 15 bogatych kupców i rzemieślników7. Do bogatych kupców i mieszczan zamojskich pochodzenia szkockiego w XVII w. można zaliczyć m.in. Andrzeja Devisona (około 1630–1665), Jerzego Gordona, Jana Wuiera, Piotra Gutriego (Guttri), Jakuba Watsona, Jana Watsona, Wiliama Erdesa, Jana Filmestera, Piotra Forbesa i Jakuba Simsona (Symsona). Wśród mieszczan szkockich Zamościa nie brakowało także mecenasów i fundatorów. W 1714 r. zamojski kupiec Robert Brown ufundował stypendium dla kalwinów, Szkota i Polaka, na Uniwersytecie w Edynburgu8. Jeżeli chodzi o drobnych ubogich handlarzy szkockich, ich działalność spotykała się ze sprzeciwem władz miejskich, widzących w nich konkurencję i zagrożenie dla przywilejów cechowych i handlowych. Podobnie jak wobec detalistów Żydów, również wobec handlarzy szkockich wprowadzano przepisy zabraniające im handlu. Edykty przeciw handlarzom szkockim najwcześniej wprowadzały władze miast w Prusach Królewskich w 1531 i 1580 r., a w Koronie w 1551 i 1594 r. Jednak oprócz tych przepisów funkcjonowały też przywileje, np. czyniące z kupców szkockich dostawców królewskich i całego dworu monarszego. Procesy asymilacji ze społecznością polską przebiegały wśród Szkotów i Anglików szybciej niż np. u Żydów i Ormian. Szkoci na co dzień posługiwali się w interesach językiem swych kontrahentów, klientów i sąsiadów – polskim lub niemieckim. W drugiej połowie 7 8 in des Seetädtem Ost- und Westpreussens, „Zeitschrift für Ostforschung”, Jg. VII, 1958, 2–37, „Rocznik Gdański” 1958/1959, t. 17–18, s. 361. Biblioteka Jagiellońska w Krakowie (dalej: BJ), Rejestr poborowy Chęcin, rkps 5232, k. 11v, 185v–186v, 369v (cyt. za: Z. Guldon, L. Stępkowski, Ludność szkocka i angielska, s. 208, przypisy 45–47); L. Stępkowski, Przemiany ludnościowe w Chęcinach w XVII–XVIII wieku, w: VII Wieków Chęcin, Kielce 1976, s. 106. B. Rudomicz, Efemeros czyli diariusz prywatny pisany w Zamościu w latach 1656–1672, przekł. i oprac. W. Froch, Lublin 2002, cz. 1–2, passim. Szkoci i Anglicy w Zamościu w XVI–XVII wieku 55 XVII w. asymilacja doprowadziła do wygaśnięcia tej grupy narodowej, zanikła też imigracja Szkotów na ziemie polskie. W Zamościu kupcy szkoccy działali jeszcze na przełomie XVII i XVIII w.9 Od drugiej połowy XVI wieku oprócz kupców i handlarzy szkockich imigrujących ze swojej ojczyzny na kontynent byli również zawodowi żołnierze. Szczególnie za panowania Jakuba VI (1567–1625), króla Szkocji, wielu Szkotów udawało się do Europy w takim charakterze. Szacuje się, że w latach 1570–1630 około 30 000 żołnierzy szkockich służyło w Szwecji, 11 000 we Francji i 6000 w Danii. Szkoci służyli również w oddziałach holenderskich, niemieckich, moskiewskich i polskich10. W Polsce już od panowania Zygmunta Augusta zatrudniano żołnierzy szkockich. W 1577 r. Gdańsk, nie chcąc uznać nowo obranego króla Stefana Batorego, sprowadził do swojej załogi obronnej z Holandii 600–700 żołnierzy szkockich pod dowództwem płk. Williama Stewarta. Po zakończonym konflikcie z Gdańskiem część żołnierzy szkockich pozostała w służbie polskiej. Na wyprawę połocką przeciw Moskwie w 1579 r. Jan Zamoyski (1542–1605), kanclerz i późniejszy hetman wielki koronny, zaciągnął m.in. duży oddział prywatny, w którym oprócz 200 hajduków węgierskich znalazł się oddział piechoty szkockiej liczący 200 żołnierzy, sprowadzony za pośrednictwem rady miejskiej Gdańska (niewykluczone, że dowodził nim płk William Stewart). Pod Połockiem kanclerz sam stawał do boju na czele swoich Szkotów. Oddział piechoty szkockiej Zamoyskiego składał się z doświadczonych i zaprawionych w wojnach żołnierzy. Zarówno oni, jak i piechota węgierska Jana Zamoyskiego odznaczyli się podczas szturmu Połocka 29 sierpnia 1579 r.. W kampanii moskiewskiej Stefana Batorego wzięło udział łącznie ponad 250 żołnierzy szkockich (w szeregach oddziałów szkockich znajdowali się także najemnicy angielscy i irlandzcy). W późniejszym czasie król Stefan Batory powierzał Szkotom prowadzenie intendentury i zaopatrzenia. Również obronę wybrzeża morskiego powierzył monarcha dowódcom korsarskim, z pochodzenia Szkotom. Jan Zamoyski w kampanii inflanckiej (1600–1601) zwerbował dwie roty piechoty szkockiej (łącznie 600 żołnierzy), dowodzone przez Aleksandra Ruthvena i Abrahama Yunga. Zostały one użyte m.in. przy szturmie na umocniony Wolmar 18 grudnia 1601 r., gdzie poległ Ruthven11. Na początku XVII w. i przez całe stulecie werbowanie piechoty w Szkocji stało się bardzo popularne, szczególnie wśród magnatów (celowali w tym zwłaszcza Radziwiłłowie na Litwie). Jednak generalnie udział tego typu oddziałów w ogólnej 9 10 11 A. Manikowski, Szkoci, s. 359; I. Ihnatowicz, A. Mączak, Społeczeństwo polskie od X do XX wieku, s. 331. S. Zabieglik, Historia Szkocji, Gdańsk 2000, s. 150. W. Borowy, Anglicy, Szkoci i Irlandczycy wojsku polskim Zygmunta III, w: Studia z dziejów kultury polskiej, Warszawa 1949, s. 293–313; S. Herbst, Wojna Inflancka 1600–1602, Warszawa 1938; S. Grzybowski, Jan Zamoyski, Warszawa 1994, s. 113. 56 Jacek Feduszka liczbie wojsk był minimalny w porównaniu z siłami zbrojnymi Szwecji albo Państwa Moskiewskiego. Większych zaciągów na rzecz Polski w Anglii i Szkocji dokonywano zasadniczo do 1621 r. (ostatni większy przeprowadzono w 1633 r.), później dokonywano ich sporadycznie i dotyczyło to zasadniczo tylko oficerów. W wojsku polskim po 1621 r. znajdowały się tylko drobniejsze oddziały, prawie wyłącznie z zaciągu prywatnego, złożone głównie ze Szkotów i Irlandczyków. Oddziały te jednak wyróżniały się walecznością, a wśród ich dowódców niemało było jednostek przedsiębiorczych i wybitnych. Niektórzy w późniejszym czasie nawet osiedlali się w Polsce i przyjmowali polskie szlachectwo12. W społeczności imigrantów ze Szkocji i Anglii w XVI i XVII stuleciu pewną część stanowili także intelektualiści i studenci. Początkowo było ich niewielu. Pierwszym w Polsce, znanym z imienia, był w drugiej połowie XV w. Thomas Roberti ze Szkocji, bakalarz koloński, zapisany w latach 1468–1469 do Akademii Krakowskiej. W końcu XV stulecia i na początku XVI w. na tej samej uczelni spotykamy już kilku wybitnych Anglików na katedrach uniwersyteckich. Byli to m.in.: Leonard Cox, wędrowny humanista, uczeń Franciszka Melanchtona w Tybindze, a w Krakowie w latach 1518–1529 profesor nadzwyczajny. W końcu XVI stulecia magistrem matematyki i retoryki był Gwalter Russel „Anglus” – Anglik13. W XVI w. dużą popularność wśród profesorów i studentów w nowo powstałej Akademii Zamojskiej zdobył William Bruce (Petrus Brusius, ur. około 1560), szkocki duchowny, żołnierz, dyplomata i humanista, w latach 1596–1597 profesor prawa rzymskiego w Akademii Zamojskiej. Bruce urodził się w Stanstill w hrabstwie Cattenes (obecnie: Caitlines), nieopodal zatoki Sinclair, w północno-zachodniej Szkocji. Studia prawnicze ukończył we Francji i po otrzymaniu stopnia doktora obojga praw na uniwersytecie w Cahors w 1586 r. wykładał prawo w Tuluzie i Cahors. Około 1590 r. wyjechał do Rzymu, dwa lata później, w 1592 r. znalazł się w Würzburgu, gdzie otrzymał katedrę prawa na tamtejszym uniwersytecie. W 1594 r. porzucił katedrę na uniwersytecie i zaciągnął się jako żołnierz na Słowacji, walcząc z Turkami na pograniczu węgierskim. Porzucił jednak także tę służbę i udał się do Polski. Tu został serdecznie przyjęty przez starostę żywieckiego Mikołaja Komorowskiego. W 1596 r. otrzymał zaproszenie od Jana Zamoyskiego (1542–1605) na katedrę prawa w Akademii Zamojskiej14. 12 13 14 W. Borowy, Anglicy, Szkoci i Irlandczycy, s. 293–295. S. Kot, Polska Złotego Wieku a Europa. Studia i szkice, oprac. H. Barycz, Warszawa 1987, s. 639–642. S. Kot, Bruce William, w: Polski Słownik Biograficzny (dalej: PSB), t. 3, Kraków 1937, s. 3–4; idem, Polska Złotego Wieku, s. 642–644; H. Barycz, W blaskach epoki Odrodzenia, Warszawa 1968, s. 329–351; S. Łempicki, Działalność Jana Zamoyskiego na polu szkolnictwa, w: idem, Mecenat wielkiego kanclerza. Studia o Janie Zamoyskim, oprac. S. Grzybowski, Warszawa 1980, s. 192 i n.; J. K. Kochanowski, Dzieje Akademii Zamojskiej (1594–1784), Kraków 1899–1900, s. 49; J. A. Wadowski, Wiadomości o profesorach Akademii Zamojskiej, Warszawa 1899–1900, s. 36, 99; A. A. Witusik, Zamojskie Ateny, w: Spojrzenia na przeszłość Lubelszczyzny, red. K. My- Szkoci i Anglicy w Zamościu w XVI–XVII wieku 57 William Bruce był cenionym profesorem Akademii. Szymon Szymonowicz, organizator tej uczelni z ramienia Jana Zamoyskiego, w jednym z listów skierowanych do kanclerza wystawił Bruce’owi wspaniałą opinię. Była w niej mowa o pozytywnej roli Szkota na uczelni i dla uczelni oraz o pomocy i bardzo cennych radach, jakie Szymonowicz od niego otrzymał. Jako profesor prawa rzymskiego Bruce wykładał w Zamościu Institutiones Justyniana, potem dział Kodeksu Justyniana, obejmujący wybór prawniczych pism rzymskich, objaśnienia i interpretacje do tegoż dzieła oraz zasad prawnych Kodeksu. Wykładał także prawo feudalne: saskie i magdeburskie, a także prowadził ze studentami ćwiczenia w interpretowaniu zasad prawnych. William Bruce cieszył się uznaniem kanclerza Jana Zamoyskiego, czego wyrazem była m.in. wysoka pensja profesorska, wynosząca 400 talarów. Oprócz tego był lubiany i ceniony przez profesurę zamojską oraz przez studentów. Mimo niedużego obciążenia zajęciami pozaakademickimi, Bruce jednak nie czuł się w Zamościu najlepiej, nieustannie chorował, co było też zasadniczą przyczyną wyjazdu z miasta. Stąd udał się do Czech, gdzie został kanclerzem i dowódcą wojskowym biskupa ołomunieckiego w Kromieryżu. Tam jednak również nie pozostał długo15. Powrócił do Polski około 1599 r. i udał się do Prus, skąd rychło przeniósł się do Żywca, ponownie do Mikołaja Komorowskiego. W tym czasie odwiedzał także Zamość, pozostając w dobrych stosunkach z Janem Zamoyskim, mimo opuszczenia katedry prawa w Akademii Zamojskiej. Jego miejsce w Akademii pozostało nieobsadzone do 1609 r., kiedy to wykłady z prawa rzymskiego wznowił Tomasz Drezner (1560–1616), pozyskany do uczelni przez Szymona Szymonowicza. Kanclerz i hetman wielki koronny Jan Zamoyski w 1600 r. wyprawił Williama Bruce’a do Anglii, gdzie nawiązał on cenne kontakty. Do Polski powrócił w 1601 r. i u boku Jana Zamoyskiego wziął udział w wyprawie inflanckiej, w której dowodził oddziałem jazdy. W 1602 r. udał się ponownie do Anglii i Szkocji z listami od kanclerza. W ojczyźnie udzielił mu wsparcia i opieki baron Edward Bruce of Kinolss, jeden z mediatorów unii angielsko-szkockiej z 1603 r. Dzięki jego protekcji William Bruce wstąpił na służbę króla Szkocji Jakuba VI Stuarta (późniejszego króla Anglii Jakuba I). Po intronizacji król Jakub I wysłał Bruce’a do Polski z misją dyplomatyczną i notyfikacją objęcia tronu angielskiego. Z Warszawy powrócił on w roli opiekuna i doradcy polskiego posła do Londynu Stanisława Cikowskiego. Do 1606 r. Bruce przebywał w otoczeniu króla Jakuba I, następnie po raz kolejny 15 śliński, A. A. Witusik, Lublin 1974, s. 71; M. Dyjakowska, Prawo rzymskie w Akademii Zamojskiej w XVIII wieku, Lublin 2000, s. 46. E. A. Mierzwa, William Bruce, profesor Akademii Zamojskiej i agent handlowy The Eastland Company, w: W kręgu akademickiego Zamościa, red. H. Gmiterek, Lublin 1996, s. 207–223. Przyjacielem Szymona Szymonowica był także poeta, Anglik, Thomas Segeth, który odwiedził Szymonowica w Zamościu około 1612 r.; W. W. Weintraub, Anglik – przyjaciel Szymonowica, w: Szymon Szymonowicz i jego czasy. Rozprawy i studia, Zamość 1929, s. 78; K. Heck, Szymon Szymonowicz (Simon Simonides). Jego żywot i dzieła, Kraków 1901–1903, cz. 2–3, s. 124. 58 Jacek Feduszka został wysłany do Polski jako poseł królewski i – na wniosek Kompanii Wschodniej – jako agent handlowy korporacji w Elblągu, którego zadaniem była ochrona interesów kupców angielskich i szkockich w Rzeczypospolitej. Misję tę sprawował do r. 1609. W tym czasie przesyłał do króla Anglii i do sekretarza stanu lorda Roberta Cecila obfitą korespondencję. Zawierała ona informacje odnoszące się m.in. do wewnętrznych spraw polskich, jak też działań dyplomatycznych dworu królewskiego w Rzeczypospolitej oraz stosunków Polski z Turcją, Moskwą i Szwecją16. William Bruce czuł się w Polsce przede wszystkim posłem królewskim, w mniejszym zaś stopniu agentem handlowym Kompanii Wschodniej, ale właśnie ta dziedzina jego działalności w Polsce była przyczyną opuszczenia przez niego Rzeczypospolitej, nie potrafił bowiem sprostać nałożonym na niego obowiązkom kupieckim i wymaganiom, jakie narzucała mu rola agenta handlowego. Najwybitniejszym dziełem Bruce’a, będącym w całości opisem jego wieloletnich kontaktów z Polską, jest – pozostająca jak dotąd w rękopisie – relacja, a właściwie dzieje Polski spisane dla angielskiego monarchy: „A Relation of the State of Polonia and the United Provinces of that Crowne. Anno 1598”, przechowywana obecnie w British Muzeum, a spisana między 1598 a 1603 r.17 Ważną część społeczności miejskiej Zamościa w XVI i XVII w. stanowili studenci Akademii Zamojskiej. Przez cały XVII w. znaczącą grupę wśród młodzieży akademickiej stanowili także przybysze ze Szkocji i Anglii. Część z tej grupy była też potomkami szkockich rodzin mieszczańskich osiadłych w Rzeczypospolitej. Od 1610 do 1709 r. w Akademii pobierało nauki łącznie 44 studentów pochodzenia szkockiego i angielskiego (zob. aneks). Liczbę tę można było ustalić na podstawie Albumu studentów Akademii Zamojskiej 1595–178118. Był on prowadzony od początku istnienia uczelni. Statut akademicki z 1595 r. nakładał obowiązek wpisywania każdego zgłaszającego się ucznia na urzędującego w danym czasie rektora uczelni. W 1627 r. ordynat Tomasz Zamoyski zezwolił na wpisywanie do albumu również towarzyszących młodej szlachcie i mieszczanom na studiach w Zamościu nauczycieli, korepetytorów i innych pedagogów. Zachowany oryginał albumu studentów przechowywany jest obecnie w zbiorach Biblioteki Narodowej w Warszawie, w części dawnej Biblioteki Ordynacji Zamojskiej, i składa się z trzech woluminów, obejmujących wpisy z lat 1595–1659 (vol. I), 1660–1781 (vol. II) i 1759–1780 (vol. III). Do 1737–1738 r. wpisy obejmowały 16 17 18 Zob.: S. Kot, Anglo-Polonica. Angielskie źródła rękopiśmienne do dziejów stosunków kulturalnych Polski z Anglią, w: Nauka polska. Jej potrzeby organizacja i rozwój, t. 20, Warszawa 1935, s. 79–83; Z. Taźbierski, Ceremoniał dworsko-dyplomatyczny w praktyce negocjacji Polski z Ang lią w XVI–XVIII wieku, Olsztyn 1986, s. 41, 276, przypisy 86–88. S. Kot, Anglo-Polonica, s. 83–94; E. A. Mierzwa, Angielska relacja o Polsce z roku 1598, „Annales UMCS” 1962, t. 17, nr 6, sec. F, s. 87–118; idem, Na marginesie wydania angielskiego relacji o Polsce z 1598 roku, „Przegląd Historyczny” 1967, t. 58, z. 4, s. 664–667. Album studentów Akademii Zamojskiej 1595–1781, oprac. H. Gmiterek, Warszawa 1994, passim. Szkoci i Anglicy w Zamościu w XVI–XVII wieku 59 całą Akademię, bez podziału na klasy i kursy. W XVIII w. album prowadzony był w sposób niedbały i niekiedy nie wpisywano w ogóle nowych przybyszów, a czasami wpisywano wszystkich uczących się w danym roku. Pierwszy wpis zawierający informacje o studentach z Wysp Brytyjskich znajdujemy pod datą 1610–1611; w tym też roku odnotowano pierwszego przedstawiciela społeczności szkockiej, przybyłego do Akademii z Prus Królewskich. Ostatnie wpisy studentów szkockich przybyłych do tej uczelni pochodzą z lat 1703–1704 i 1708–1709. Najliczniej przedstawiciele społeczności szkockiej przybywali do Akademii w latach 1637–1660 i 1673–1694. W obydwu tych okresach najliczniejszą grupę stanowili synowie mieszczan zamojskich szkockiego pochodzenia. Niestety, wobec braku zapisów co do klas i rodzaju kursów, jakie odbywali studenci w XVI i XVII w., trudno jest określić, jakiego typu wykształcenie otrzymywali studenci szkoccy i angielscy w Akademii Zamojskiej i jaki procent z nich ukończył rozpoczętą w Zamościu edukację. Jak się wydaje, studenci przybywali tam przede wszystkim dla odbycia studiów prawniczych, które – przynajmniej do drugiej połowy XVII stulecia – stały w Akademii Zamojskiej na bardzo wysokim poziomie i realizowane były przez znakomite grono profesorskie. Aneks Studenci szkoccy i angielscy w Akademii Zamojskiej (1610–1709) 1. Karol Gordon, Anglik (1610–1611) 2. Pawel Mulner, [Szkot] z Prus, prawnik (1610–1611) 3. Marcin Ryszard Leves, Anglik z Płazowa (1621–1622) 4. Stanislaw Piotr Alexander, Szkot z Zamościa (1621–1622) 5. Gedoferd Zachariasz Krcel, [Szkot] z Elbląga w Prusach (1625–1626) 6. Zygmunt Scragf, [Szkot] z Prus, prawnik (1627–1628) 7. Jan Andrzej Devisson, Szkot z Heidelbergu, zamieszkały w Zamościu (1634–1635) 8. Jan Jakub Wuier, Szkot (1637–1638) 9. Robert Tomasz Skin, Szkot (1637–1638) 10. Jakub Tomasz Berny, Szkot z Gdańska (1640–1641) 11. Tomasz Berny, [Szkot z Danii] (1644–1645) 12. Henryk Donald Smet, Szkot (1644–1645) 13. Andrzej Devison (Devizon), Szkot z Zamościa (1645–1646) 14. Daniel Berny, [Szkot] z Prus (1647–1648) 15. Mikołaj Andrzej Devison, Szkot z Zamościa (1648–1649) 16. Jakub Enes, Szkot z Zamościa (1648–1649) 17. Grzegorz Devison, Szkot z Zamościa (1653–1654) 18. Jakub Grzegorz Devison, Szkot z Zamościa, brat Grzegorza (1653–1654) 19. Jan Jakub Berny,Szkot z Zamościa (1653–1654) 20. Jakub Berny, Szkot z Zamościa, brat Jana (1653–1654) 21. Jakub Scot, Szkot (1653–1654) 60 Jacek Feduszka 22. Wiliam (Wilhelm) Filmeyster, Szkot (1654–1655) 23. Grzegorz Dawid Sking, Szkot (1654–1655) 24. Daniel Andrzej Devison, Szkot z Zamościa (1654–1655) 25. Tomasz Dawid Skin, [Szkot] z Lublina (1656–1657) 26. Tomasz Dawid Skit, Szkot (1658–1659) 27. Jakub Grzegorz Gordon, Anglik lub Szkot (1658–1659) 28. Piotr Gutri, Szkot z Zamościa, syn obywatela i kupca zamojskiego (1659–1660) 29. Jakub Wiliam (Wilhelm) Erdes, Szkot z Zamościa, syn kupca i obywatela zamojskiego (1659–1660) 30. Alexander Dawid Skin, Szkot z Zamościa (1662–1663) 31. Jakub Wuier, Szkot (1664–1665) 32. Jan Jakub Wuier, Szkot (1666–1667) 33. Jan Jakub Wuier, Szkot (1667–1668) 34. Alexander Jakub Wuier, Szkot (1673–1674) 35. Andrzej Wiliam (Wilhelm) Burnet, Szkot (1682–1683) 36. Tomasz Robert Watson, Szkot, reformata (1692–1693) 37. Daniel Robert Walkier, Szkot z Prus (1692–1693) 38. Jakub Alexander Karkettell, Szkot z Danii (1692–1693) 39. Wiliam (Wilhelm) Jan Wuier, Szkot z Zamościa (1693–1694) 40. Daniel Andrzej Davidson, Szkot, mieszczanin zamojski (1699–1700) 41. Jan Jakub Simson (Symson), Szkot z Zamościa (1701–1702) 42. Alexander Jakub Simson (Symson), Szkot z Zamościa, brat Jana Jakuba (1701–1702) 43. Wiliam (Wilhelm) Robert Forbes, [Anglik] z Krakowa (1703–1704) 44. Wiliam (Wilhelm) David Livingston, [Anglik] z Przemyśla (1708–1709) Jacek Feduszka Scotsmen and Englishmen in Zamość in XVI–XVIII age S umma r y One from more intensely acting in beginnings the occupants of British Isles were the existence of city of Zamość of national groups. Scotsmen were first of all this – Catholics. In 1590 it steps out already in Zamość five Scottish tradesfolk’s surnames settled in city. Formed in 1594 the professor of Akademia Zamojska was the Scotsman the Wiliam Bruce, at only Akademia Zamojska studied 30 students of Scottish origin (example from Pomerania in 1 half XVII in.). In 1650 it in Zamość lived 25 Scotsmen example from families Keyt, Gordon, Meldrom, Gedy, Feakt. The richest with them was James Berny. In 1651 zamojska colony Scottish-English she was to size third, what and wealth at Republic, after Gdańsk colony and Krosno. Scottish tradesfolk acted in Zamość on breakthrough XVII yet and XVIII age example Zamość tradesfolk Scotsman Robert Brown in 1714 founded scholarship for Scotsman’s Calvinists and Pole at University in Edinburgh. However first was well-known with surname Englishman the occupant of Zamość Thomas Gent. In 1597 Szkoci i Anglicy w Zamościu w XVI–XVII wieku 61 Jew English Izaak Wettkaff purchased in Zamość house and Wilhelm (Wiliam) Dawithon dealt with fabric. Learned English and ministers Anglican example in Zamość by tradesfolk spended also Thomas Segeth and Robert Bargrave. In 1 fishing XVII age Englishmen took at Akademia Zamojska science also. Czasy Nowożytne tom 22 rok 2009 Andrzej Kamieński Poznań Sprawa sukcesji Hohenzollernów brandenburskich na Górnym Śląsku w epoce wczesnonowożytnej (do 1740 roku) Starania Hohenzollernów o uzyskanie Górnego Śląska mają bardzo starą metrykę, sięgają bowiem początków ery nowożytnej, kiedy to podzielony na liczne księstwa i pomniejsze władztwa terytorialne Śląsk znajdował się wraz z innymi ziemiami Korony Czeskiej pod władzą Jagiellonów. Margrabia na Ansbach Jerzy Hohenzollern, wykorzystując względy bliskiego pokrewieństwa z królami Władysławem II i Ludwikiem II Jagiellończykiem, uzyskał prawo do spadku po książętach opolsko-raciborskich (przywileje i umowy z 1507, 1512, 1522 i 1523)1 i został uznany formalnie księciem śląskim (7 kwietnia 1523)2. Jako lennik Korony Czeskiej zaczął nabywać majątki i lenna na Górnym Śląsku, wchodząc w posiadanie zamku i miasta Bogumin (Bohumin, Oderberg) w 1523 r., księstwa karniowskiego wraz z miastami: Karniowem (Krnov, Jägerndorf), Głubczycami (Hlubčice, Leobschütz), Baborowem (Bavorow, Bauerwitz) i Beneszowem (Horni Benešov, Bennisch) w 1524 r. oraz tzw. państwa bytomskiego z miastem Bytomiem (Bytom, Beuthen) i zamkiem Świerklańcem (Sverchlenec, Neudeck) w 1526 r.3 Margrabia ansbachski przyczynił się 1 2 3 Lehns- und Besitzurkunden Schlesiens und seiner einzelnen Fürstenthümer im Mittelalter, wyd. C. Grünhagen, H. Markgraf, t. 2, Leipzig 1883, s. 341–343, 345–350, 358–360, 365–367; Registrum St. Wenceslai. Urkunden vorzüglich zur Geschichte Oberschlesiens nach einem Copialbuch Herzog Johanns von Oppeln und Ratibor in Auszügen mitgetheilt, wyd. W. Wattenbach, C. Grünhagen, w: Codex diplomaticus Silesiae, t. 6, Breslau 1865, s. 161–162, 170. Lehns- und Besitzurkunden Schlesiens, t. 2, s. 367; Registrum St. Wenceslai, s. 171. Lehns- und Besitzurkunden Schlesiens, t. 2, s. 409–410, 454–456, 547–549, 553–554; Registrum St. Wenceslai, s. 171; R. Fukala, Die Rolle der Jägerndorfer Fürsten von Hohenzollern in der frühneuzeitlichen Geschichte Schlesiens, Prague Papers on History of International Relations. Institute of World History – History of International Relations Departament, Faculty of Arts, Charles University, Prague 2001, s. 16; L. Petry, Die Hohenzollern in Jägerndorf 1523 bis 1621, „Schlesische Geschichtsblätter” R. 3, 1939, s. 46–47. 64 Andrzej Kamieński także do zawarcia 19 października 1537 r. układu o dziedziczeniu między elektorem brandenburskim Joachimem II Hohenzollernem a najważniejszym ówcześnie władcą terytorialnym na Dolnym Śląsku księciem legnickim Fryderykiem II. Przedmiotem układu było z jednej strony księstwo legnickie i brzeskie, z drugiej zaś – znajdujące się we władaniu Brandenburgii czesko-śląskie lenna, a mianowicie Krosno Odrzańskie z Sulechowem i część Łużyc z Chociebużem (Cottbus) i Picnem (Peitz)4. Postępy Hohenzollernów na Śląsku zostały jednak powstrzymane przez Habsburgów, którzy po tragicznej śmierci ostatniego z Jagiellonów Ludwika II w bitwie pod Mohaczem (1526) objęli władzę w Czechach i na Węgrzech. Król Ferdynand I Habsburg nie chciał pogodzić się z utratą Górnego Śląska na rzecz margrabiego Jerzego, zwłaszcza że Hohenzollern był gorliwym luteraninem, orędownikiem zwalczanej przez katolickich Habsburgów reformacji oraz starszym bratem księcia pruskiego Albrechta, który po sekularyzacji Prus Zakonnych w 1525 r. znalazł się we wrogich stosunkach z cesarzem, katolickimi władcami niemieckimi, Stolicą Apostolską i zakonem krzyżackim5. Po unieważnieniu przez Habsburgów w 1528 r. wszystkich zapisów poczynionych przez księcia opolskiego Jana II Dobrego na korzyść Hohenzollerna z Ansbachu oraz po obsadzeniu przez wojsko Ferdynanda I miasta i zamku w Opolu zmuszono Jerzego do znaczących ustępstw. Na mocy układu zawartego w Pradze 17 czerwca 1531 r. Ferdynand I zgodził się oddać margrabiemu ansbachskiemu księstwo opolskie i raciborskie po śmierci księcia Jana II, ale w formie zastawu wycenionego na 183 333 zł węgierskich. Jerzy miał zatem posiadać oba księstwa jedynie do czasu spłacenia tej sumy przez Ferdynanda I. Z kolei Bogumin został przekazany Jerzemu na trzy pokolenia, a tzw. państwo bytomskie wraz z dynamicznie rozwijającym się ośrodkiem górniczym w Tarnowskich Górach (Tarnovské Hory, Tarnowitz) tylko na dwa pokolenia w linii męskiej. Żadnych ograniczeń w prawach własności nie wprowadzono margrabiemu z Ansbachu tylko w księstwie karniowskim6. Po śmierci ostatniego Piasta opolskiego 4 5 6 Z. Boras, Dążenia Hohenzollernów do opanowania Śląska w drodze umów o przeżycie, w: idem, Związki Śląska i Pomorza Zachodniego z Polską w XVI wieku, Poznań 1981, s. 182–186; C. Grünhagen, Die Erbverbrüderung zwischen Hohenzollern und Piasten vom Jahre 1537, „Zeitschrift für Preussische Geschichte und Landeskunde” R. 5, 1868, s. 337–348; G. Jaeckel, Die Liegnitzer Erbverbrüderung von 1537 in der brandenburgisch-preußischen Politik bis zum Frieden zu Hubertusburg 1763, Lorcham am Wűrtt. 1988, s. 21–24; J. Schultze, Die Mark Brandenburg, t. 4: Von der Reformation bis zum Westfälischen Frieden (1535–1648), Berlin 1964, s. 38–42. I. Gundermann, Markgraf Georg von Brandenburg-Ansbach und die Einführung der Reformation in Oberschlesien, w: Reformation und Gegenreformation in Oberschlesien. Die Auswirkungen auf Politik, Kunst und Kultur im ostmitteleuropäischen Kontext, wyd. T. Wünsch, Berlin 1994, s. 31–45; G. Sommerfeld, Die Beziehungen Georgs des Frommen, Markgrafen von Ansbach, zu seinem Bruder, Herzog Albrecht I. von Preussen, 1529–1540, „Zeitschrift für Kirchengeschichte” 1911, t. 32, s. 99–110. Registrum St. Wenceslai, s. 173–174; Z. Boras, Sukcesja opolska w pierwszej połowie XVI wieku, w: idem, Związki Śląska i Pomorza Zachodniego z Polską, s. 173–175; R. Fukala, Hohenzollernové v evropské politice 16. století. Mezi Ansbachem, Krnovem a Královcem (1523–1603), Praha Sprawa sukcesji Hohenzollernów brandenburskich na Górnym Śląsku 65 (27 marca 1532) i przejęciu przez Jerzego z Ansbachu zastawu opolsko-raciborskiego Ferdynand I dążył do szybkiego wykupienia Górnego Śląska z rąk Hohenzollerna. Zawarł w tej sprawie umowę z księciem bawarskim Ernestem i 18 kwietnia 1536 r. dał margrabiemu wypowiedzenie całego zastawu. Ostatecznie jednak Jerzy, dzięki kłopotom finansowym Habsburgów, zdołał utrzymać się na Opolszczyźnie i przekazał ją w nienaruszonym stanie swemu następcy, synowi Jerzemu Fryderykowi7. Gorzej rzecz się miała z umowami wywalczonymi wspólnie przez margrabiego Ansbachu i jego krewnych z brandenburskiej linii Hohenzollernów. Król Ferdynand I bowiem 18 maja 1546 r. unieważnił umowę hohenzollernowsko-piastowską o dziedziczeniu i zmusił książąt brzesko-legnickich do uległości. Elektor brandenburski Joachim II nie mógł w tej sytuacji uczynić niczego, odmawiając jedynie Habsburgom wydania dokumentów sporządzonych w związku z układem z 1537 r.8 Po tych rozstrzygnięciach Ferdynand I wznowił akcję przeciw Hohenzollernom ansbachskim na Górnym Śląsku. Dysponował przy tym znakomitą pozycją przetargową. Margrabia Jerzy, który zmarł 27 grudnia 1543 r. w rodzinnym Ansbachu, wyznaczył w testamencie na wykonawców swej ostatniej woli i opiekunów liczącego zaledwie cztery lata Jerzego Fryderyka najznaczniejszych książąt protestanckich Rzeszy: elektora saskiego Jana Fryderyka Wspaniałomyślnego, elektora brandenburskiego Joachima II i landgrafa Hesji Filipa. Zapis ten, pomijający najbliższych krewnych Jerzego Fryderyka, księcia pruskiego Albrechta oraz margrabiego na Kulmbach i Bayreuth Albrechta Alcybiadesa, doprowadził do skłócenia działających dotychczas zgodnie Hohenzollernów. Spór o opiekę i regencję w Ansbachu i na Górnym Śląsku, w który wciągnięto także Habsburgów, zakończył się ostatecznie dopiero 12 sierpnia 1551 r. podpisaniem przez zainteresowane strony układu w Naumburgu9. 7 8 9 2005, s. 73–75; C. Grünhagen, Schlesien unter Herrschaft König Ferdinands 1527–1546, „����� ������ Zeitschrift des Vereins für Geschichte und Alterthum Schlesiens” (dalej: ZGS) 1885, t. 19, s. 91–94; L. Petry, Die Hohenzollern in Jägerndorf, s. 47. F. B. Bucholtz, Geschichte der Regierung Ferdinand des Ersten, t. 4, Wien 1835, s. 491; �������� R. Fukala, Hohenzollernové, s. 78–79; C. Grünhagen, Geschichte Schlesiens, t. 2, Gotha 1886, s. 60; idem, Schlesien unter Herrschaft, s. 95. P. Baumgart, Śląsk i Pomorze w polityce państwa brandenbursko-pruskiego, w: Śląsk i Pomorze w stosunkach polsko-niemieckich od XVI do XVIII w., red. A. Czubiński, Z. Kulak, Poznań 1987, s. 23; C. Grünhagen, Die Erbverbrüderung, s. 349–354, 359–361; idem, Geschichte Schlesiens, t. 2, s. 61, 66–69; idem, Schlesien unter Herrschaft, s. 96–107; G. Jaeckel, Die Liegnitzer Erbverbrüderung, s. 27–30. R. Fukala, Hohenzollernové, s. 86–90, 180, przypis 4; A. Jegel, Die schlesischen Besitzungen der fränkischen Hohenzollern, „Zeitschrift für Geschichte und Kulturgeschichte Österreichisch Schlesiens” 1915, t. 10, s. 114–122; P. Kytzia, Beuthen im Pfandbesitz der Hohenzollern, „Oberschlesien. Zeitschrift zur Pflege der Kenntnis und Vertretung der Interessen Oberschlesiens” R. 1, 1902, s. 98–105; J. Wijaczka, Asverus von Brandt 1509–1559. Życie i działalność dyplomatyczna w służbie księcia Albrechta pruskiego, Kielce 1996, s. 90–92, 97, 102–103, 126–128. 66 Andrzej Kamieński Wobec takiego stanu rzeczy Ferdynand I na mocy porozumienia zawartego 19 lipca 1551 r. w Alba Iulia (Gyulafehérvár) przekazał księstwo opolskie i raciborskie rodzinie Zapolyów w zamian za opuszczenie przez nią terenu Węgier. Na szczęście dla małoletniego Jerzego Fryderyka, któremu należało się odszkodowanie za utracone ziemie, książęta protestanccy Rzeszy podnieśli wkrótce sztandar buntu przeciw cesarzowi, sprzymierzając się 5 października 1551 r. z królem Francji Henrykiem II. Pod naciskiem obozu protestanckiego doszło do kompromisu oraz podpisania w 1552 r. w Dreźnie i Grazu dwóch układów habsbursko-hohenzollernowskich. Jerzy Fryderyk w zamian za Opolszczyznę i księstwo raciborskie uzys kał część spłaty w wysokości 91 666 zł węgierskich i przejął w zastaw księstwo żagańskie oraz dolnołużyckie władztwa Żary (Sorau) i Trzebiel (Triebel). Trzymał te ziemie aż do 1558 r., kiedy to uzyskał od Habsburgów ekwiwalent pieniężny10. Kwestia sukcesji na Górnym Śląsku powróciła dopiero kilkadziesiąt lat później. Jerzy Fryderyk, władca całej Frankonii na Ansbach, Kulmbach i Bayreuth, księstwa karniowskiego, Bogumina i „państwa bytomskiego”, sprawujący również od 1577 r. w imieniu umysłowo chorego stryjecznego brata Albrechta Fryderyka rządy regencyjne w księstwie pruskim, nie mógł doczekać się potomstwa. Wobec perspektywy rychłego wymarcia frankońskiej linii Hohenzollernów Jerzy Fryderyk, dbając bacznie o interesy swego rodu, skupił wysiłki na przygotowaniu sukcesji brandenburskiej, elektorskiej linii Hohenzollernów zarówno w Prusach Książęcych, jak i na Górnym Śląsku. Zacieśnił w tym celu kontakty z następcą tronu brandenburskiego, administratorem archidiecezji magdeburskiej Joachimem Fryderykiem i jego synem Janem Jerzym, piastującym od 1592 r. stanowisko administratora biskupstwa w Strasburgu. Zorganizował zjazd z przedstawicielami domu brandenburskiego w Ansbachu, gdzie 11 lipca 1595 r. w obecności notariusza i licznych świadków wręczył Joachimowi Fryderykowi zapis, w którym uczynił Brandenburczyka i jego potomków swymi sukcesorami w księstwie karniowskim11. Poważnym zagrożeniem dla dalekosiężnych planów Jerzego Fryderyka stały się konflikty wewnętrzne wśród Hohenzollernów brandenburskich, spowodowane polityką sędziwego kurfirsta Jana Jerzego. Elektor ten bowiem dwa lata przed śmiercią postanowił zapewnić znaczne zaopatrzenie nie tylko kurprinzowi, wówczas już pięćdziesięcioletniemu Joachimowi Fryderykowi, lecz także swym młodszym synom z trzeciego małżeństwa. Nie bacząc na występującą w Złotej bulli i Dispositio Achillea (dyspozycji Albrechta Achillesa) z 1473 r. zasadę nie10 11 F. B. Bucholtz, Geschichte der Regierung Ferdinand des Ersten, t. 4, s. 493; R. Fukala, Hohenzollernové, s. 92–97; C. Grünhagen, Schlesien unter Herrschaft, s. 122–125; A. Huber, Die Verhandlungen Ferdinands I. mit Isabella von Siebenbürgen, 1551–1555, „Mitteilungen des Instituts für österreichische Geschichtsforschung” 1892, t. 78, s. 3–39; A. Jegel, Die schlesischen Besitzungen, s. 131; L. Petry, Die Hohenzollern in Jägerdorf, s. 48–49. H. Schulz, Markgraf Johann Georg von Brandenburg und der Streit um Jägerndorf, Beuthen und Oderberg in den Jahren 1607–1624, ZGS, 1898, t. 32, s. 179–181. Sprawa sukcesji Hohenzollernów brandenburskich na Górnym Śląsku 67 podzielności Marchii Elektoralnej, w testamencie spisanym 20 stycznia 1596 r. podjął decyzję o nowym podziale kraju, wyłączając z Brandenburgii Nową Marchię. Miał ją otrzymać piętnastoletni wówczas margrabia Chrystian. Reszta Marchii Elektoralnej wraz z godnością elektora przypaść miała najstarszemu synowi Jana Jerzego, Joachimowi Fryderykowi. Jemu też Jan Jerzy przekazał ekspektatywę na Prusy Książęce i Księstwo Pomorskie. Pozostali synowie elektora: Joachim Ernest, Fryderyk, Jerzy Albrecht i Zygmunt, uzyskali skromniejsze nadania ziemskie lub renty pieniężne. W testamencie z 1596 r. zadecydowano także o losach dziedzictwa ansbachskiego. Przewidziano bowiem, że po bezpotomnej śmierci margrabiego Jerzego Fryderyka posiadłości frankońskie Hohenzollernów zostaną rozdzielone pomiędzy przedstawicieli domu brandenburskiego12. Zapisy zawarte w testamencie elektora Jana Jerzego, który to dokument notabene został zatwierdzony szybko przez cesarza Rudolfa II, doprowadziły do zburzenia solidarnej dotychczas polityki dynastycznej Hohenzollernów. Przeciw przygotowywanemu podziałowi kraju występował przede wszystkim najstarszy syn elektorski Joachim Fryderyk. Margrabia ansbachski Jerzy Fryderyk nie zamierzał przyglądać się temu bezczynnie, tym bardziej, że po śmierci elektora Jana Jerzego 8 stycznia 1598 r. i objęciu tronu brandenburskiego przez Joachima Fryderyka został seniorem całego rodu Hohenzollernów. Jeszcze w 1598 r. w miejscowości Gera w Turyngii Jerzy Fryderyk zawarł wstępne porozumienie z Joachimem Fryderykiem w sprawie zasad dziedziczenia w obrębie domu Hohenzollernów (Hausvertrag), które po kilku modyfikacjach zostało zatwierdzone przez obu władców 29 kwietnia 1599 r. w Magdeburgu. W układzie tym nawiązano do starej zasady wyrażonej już w Dispositio Achillea, ale permanentnie łamanej przez schodzących ze świata elektorów. Uznano bowiem całą Marchię Brandenburską, nie wyłączając Nowej Marchii, za terytorium niepodzielne i dziedziczone każdorazowo przez najstarszego syna elektora, a więc w ówczesnym przypadku Joachima Fryderyka, a po nim Jana Zygmunta. Z Marchią Elektoralną postanowiono też połączyć ekspektatywę na Księstwo Pruskie oraz inne spodziewane sukcesje terytorialne, a zwłaszcza Księstwo Pomorskie. W nadziei na uzyskanie akceptacji ze strony pozostałych synów nieżyjącego już elektora Jana Jerzego w układzie magdeburskim zapowiedziano podział posiadłości frankońskiej linii Hohenzollernów. Po przewidywanej bezpotomnej śmierci margrabiego ansbachskiego Jerzego Fryderyka jego margrabstwa we Frankonii mieli objąć w posiadanie dwaj młodsi przyrodni bracia elektora brandenburskiego Joachima Fryderyka, Chry12 W. Neugebauer, Die Hohenzollern, t. 1: Anfänge, Landesstaat und monarchische Autokratie bis 1740, Stuttgart–Berlin–Köln 1996, s. 99–100; idem, Staatliche Einheit und politischer Regionalismus. Das Problem der Integration in der brandenburg-preussischen Geschichte bis zum Jahre 1740, w: Staatliche Vereinigung. Fördernde und hemmende Elemente in der deutschen Geschichte, wyd. W. Brauneder, Berlin 1998, s. 67; J. Schultze, Die Mark Brandenburg, t. 4, s. 151–152; L. Tümpel, Die Entstehung des brandenburgisch-preussischen Einheitsstaates im Zeitalter des Absolutismus (1609–1806), Aalen 1965 (Nowe wydanie na podstawie edycji: Breslau 1915), s. 7. 68 Andrzej Kamieński stian i Joachim Ernest. Inaczej rzecz się miała z górnośląskimi enklawami Jerzego Fryderyka, w tym z księstwem karniowskim, które Joachim Fryderyk miał przekazać swemu drugiemu pod względem starszeństwa synowi, administratorowi biskupstwa strasburskiego Janowi Jerzemu. W razie jego bezpotomnej śmierci księstwo miało wrócić w posiadanie elektorów brandenburskich. Odnotować należy, że objęci układem w Gerze i Magdeburgu dwaj bracia elektora Joachima Fryderyka nie akceptowali porozumienia i bezskutecznie nalegali na ścisłe wykonanie woli ojcowskiej. Ustąpili dopiero po śmierci ostatniego księcia karniowskiego z linii frankońskiej Hohenzollernów, margrabiego ansbachskiego Jerzego Fryderyka, która nastąpiła 26 kwietnia 1603 r. Wtedy bowiem urealniło się ich następstwo w margrabstwach frankońskich. Na zjeździe rodzinnym w Ansbach 11 lipca 1603 r. doszło do porozumienia elektora brandenburskiego Joachima Fryderyka ze zwaśnionymi braćmi. Chrystianowi w drodze losowania przypadło Bayreuth, natomiast Joachim Ernest objął we władanie Ansbach. Wcześniejsze postanowienia dotyczące niepodzielności Marchii Elektorskiej, ekspektatywy elektorów brandenburskich na Księstwo Pruskie i losu enklaw górnośląskich zostały w Ansbach potwierdzone w całej rozciągłości raz jeszcze i podtrzymane bez jakichkolwiek modyfikacji13. Ciągnące się przez kilka lat spory wokół uregulowania sprawy dziedziczenia były na rękę Habsburgom, którzy nie życzyli sobie wprowadzenia Brandenburczyków do posiadłości ansbachskich na Górnym Śląsku. W maju 1601 r. dwór berliński zaproponował cesarzowi, w zamian za zatwierdzenie sukcesji brandenburskiej w księstwie karniowskim, rezygnację Jana Jerzego Hohenzollerna z funkcji administratora biskupstwa w Strasburgu na korzyść arcyksięcia austriackiego Leopolda. Rudolf II nie zdecydował się jednak na przyjęcie oferty złożonej przez poselstwo brandenburskie w Pradze i nie bacząc na zaognienie stosunków z Berlinem, 5 lipca 1602 r. wydał mandat, w którym pozbawił Jana Jerzego Hohenzollerna urzędu administratora biskupstwa strasburskiego14. W ten sposób elektorowi brandenburskiemu nie udało się przed śmiercią ostatniego księcia karniowskiego z frankońskiej linii Hohenzollernów nakłonić Habsburgów do zatwierdzenia testamentu Jerzego Fryderyka z 11 lipca 1595 r. 13 14 Die politischen Testamente der Hohenzollern, wyd. R. Dietrich, Köln–Wien 1986, s. 24–28; Kurbrandenburgs Staatsverträge von 1601 bis 1700, wyd. Th. von Moerner, Berlin 1867, s. 29–31. Zob. też: S. Hartmann, Der Thronwechsel als Krise und Entwicklungschance am Beispiel des Kurfürstentums Brandenburg, w: Aus der Arbeit des Geheimen Staatsarchivs Preussischer Kulturbesitz, wyd. J. Kloosterhuis, Berlin 1996, s. 6–7; G. Jaeckel, Die Liegnitzer Erbverbrüderung, s. 33–34; W. Neugebauer, Die Hohenzollern, t. 1, s. 100–101; L. von Ranke, Zwölf Bücher preussischer Geschichte, t. 1, Leipzig 1875, s. 177–180; J. Schultze, Die Mark Brandenburg, t. 4, s. 155; L. Tümpel, Die Entstehung, s. 10–14. R. Fukala, Jan Jiří Krnovský. Stavovské povstání a zápas s Habsburky, České Budějovice 2005, s. 78–81; H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 182. Sprawa sukcesji Hohenzollernów brandenburskich na Górnym Śląsku 69 Rudolf II, realizując politykę swoich poprzedników, nie zamierzał się przyczyniać do wzrostu znaczenia Hohenzollernów. Ponadto mógł się obawiać wzmocnienia przez Hohenzollernów partii ewangelickiej wśród czesko-śląskich stanów oraz tego, że władcy brandenburscy będą dążyć do osłabienia związków łączących księstwo karniowskie ze śląskim państwem stanowym i Koroną Czeską, tak jak to uczynili wcześniej z księstwem krośnieńskim15. Wobec takiego stanu rzeczy kurfirst brandenburski Joachim Fryderyk postanowił zastosować politykę faktów dokonanych i wiosną 1603 r., nie licząc się ze stanowiskiem Habsburgów, przejął po zmarłym krewniaku całą schedę górnośląską: księstwo karniowskie, tzw. państwo bytomskie i Bogumin. Znalazło to odbicie w tytulaturze Hohenzollernów brandenburskich, którzy nazywali się odtąd książętami śląskimi na Krośnie i Karniowie („Herzog in Schlesien zu Krossen und Jägerndorf”). Zaskoczony rozwojem wydarzeń Rudolf II nie zdobył się na zdecydowaną interwencję. Ograniczył się do zignorowania prośby Joachima Fryderyka wystosowanej 10 kwietnia 1604 r. w sprawie potwierdzenia przez dwór cesarski sukcesji domu brandenburskiego w księstwie karniowskim16. W myśl porozumień dynastycznych z Gery i Magdeburga dziedzicem margrabiego Jerzego Fryderyka dla terytoriów górnośląskich przewidziany był drugi syn elektora brandenburskiego Jan Jerzy. Do powstania brandenburskiej sekundogenitury na Górnym Śląsku nie mogło dojść dopóty, dopóki bezpośrednie rządy w księstwie karniowskim i powiązanych z nim władztwach zastawnych sprawował sam kurfirst. Dnia 30 lipca 1606 r. Joachim Fryderyk zdecydował się jednak na przekazanie księstwa karniowskiego swemu synowi Janowi Jerzemu. Inaczej rzecz się miała z dobrami zastawnymi, a mianowicie Boguminem i Bytomiem wraz z bogatymi kopalniami w Tarnowskich Górach. Miał nimi zarządzać Jan Jerzy, ale jedynie w imieniu swego ojca, elektora brandenburskiego. W ślad za tą decyzją 14 grudnia 1606 r. dwór berliński powiadomił cesarza w specjalnej notyfikacji o wprowadzeniu Jana Jerzego do księstwa górnośląskiego17. Kilka tygodni później, w styczniu 1607 r. Jan Jerzy przybył z orszakiem zbrojnych do Karniowa. W odpowiedzi na to Rudolf II jako królewsko-cesarski zwierzchnik lenny nakazał staroście generalnemu Śląska, biskupowi wrocławskiemu Johannowi von Sitsch, aby nie udzielał Hohenzollernowi miejsca i głosu w śląskich sejmach stanowych. Ponadto w piśmie z listopada 1607 r. unieważnił wszelkie roszczenia domu brandenburskiego do Karniowa, Bytomia i Bogumina18. 15 16 17 18 P. Baumgart, Śląsk i Pomorze, s. 24; H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 187; G. Wąs, Dzieje Śląska od 1526 do 1806 roku, w: Historia Śląska, red. M. Czapliński, Wrocław 2007, s. 131. H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 182–184. R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 387; idem, Die Rolle der Jägerndorfer Fürsten, s. 20–21; H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 183–184. R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 84–88; idem, Die Rolle der Jägerndorfer Fürsten, s. 21; L. Petry, Die Hohenzollern in Jägerndorf, s. 50; H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 184, 186, 191. 70 Andrzej Kamieński Książę karniowski nie poddał się jednak wyrokom cesarskim i zaczął zacieśniać współpracę z rosnącą w siłę opozycją religijno-polityczną stanów czesko-śląskich. Latem 1607 r. zagrzewał do walki ewangelików z Opawy występujących przeciw popieranemu przez dwór cesarski biskupowi ołomunieckiemu Franzowi von Dietrichstein. Po śmierci Sitscha (25 kwietnia 1608) przyczynił się do nominacji na urząd starosty generalnego Śląska luteranina, księcia ziębicko-oleśnickiego Karola II. Następnie, będąc już dowódcą śląskich wojsk stanowych i jednym z liderów śląskich protestantów, zaczął się domagać wolności religijnych dla swych współwyznawców oraz wykluczenia biskupów wrocławskich od sprawowania funkcji starostów generalnych. Doprowadził do zawarcia 26 czerwca 1609 r. przez stany śląskie i czeskie związku obronnego, którego celem była ochrona praw ewangelickiej religii. Czesko-śląskie przymierze, ratyfikowane przez sejm śląski 13 lipca 1609 r., przewidywało m.in. wzajemną pomoc wojskową w wypadku zagrożenia wolności religijnej protestantów i dopuszczało możliwość wypowiedzenia Rudolfowi II posłuszeństwa w razie naruszenia przez niego swobód wyznaniowych. W tych warunkach Rudolf II nie mógł przejść od słów do czynów przeciw Hohenzollernowi i 20 sierpnia 1609 r. w ślad za „listem majestatycznym” dla Czech wydał podobny list dla Śląska, w którym zapewnił wyznaniu augsburskiemu pełne równouprawnienie z katolicyzmem19. Problemy cesarza związane z działalnością opozycji stanowej i nasilającymi się kłótniami o władzę w rodzinie Habsburgów, zwłaszcza z arcyksięciem Maciejem, umożliwiły Janowi Jerzemu umocnienie pozycji Hohenzollernów na Górnym Śląsku. Po śmierci elektora brandenburskiego Joachima Fryderyka (28 lipca 1608) Jan Jerzy przejął w bezpośrednie władanie Bytom i Bogumin, a następnie na przełomie września i października 1608 r. odebrał hołd od miejscowych stanów20. Równocześ nie umocnił przyjacielskie stosunki ze starszym bratem, nowym elektorem brandenburskim Janem Zygmuntem, który powierzył mu urząd najwyższego dowódcy wszystkich sił zbrojnych Hohenzollernów i przyznał wysokie roczne wynagrodzenie pieniężne. Przeżywający coraz większe kłopoty Rudolf II pozostał nieustępliwy wobec Jana Jerzego i 28 kwietnia 1610 r. raz jeszcze powtórzył wyrok pozbawiający Hohenzollerna praw do Karniowa, Bytomia i Bogumina. Zażądał także od stanów śląskich, aby respektowały decyzje dworu cesarskiego podjęte wobec Jana Jerzego. 19 20 J. Bahlcke, Regionalismus und Staatsintegration im Widerstreit. Die Länder der Böhmischen Krone im ersten Jahrhundert der Habsburgerherrschaft (1526–1619), München 1994, s. 342–352; R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 89–96, 386; idem, Die Rolle Jägerndorfer Fürsten, s. 22; J. Goll, O slezském majestátě Rudolfa II, „Časopis Musea Království Českého” R. 48, 1874, s. 3–22; C. Grünhagen, Schlesien unter Rudolf II. und der Maiestätbrief (1574–1609), ZGS, 1886, t. 20, s. 54–96; idem, Geschichte Schlesiens, t. 2, s. 133–135; H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 184–185, 192–200; idem, Markgraf Georg von Brandenburg-Jägerndorf, Generalfeldoberst, „Hallesche Abhandlungen zur neuren Geschichte” Halle 1899, t. 37. H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 197–198. Sprawa sukcesji Hohenzollernów brandenburskich na Górnym Śląsku 71 Ten jednak posiadał na Śląsku wielu wpływowych przyjaciół i mógł się czuć nadal bezpieczny, tym bardziej, że 11 kwietnia 1611 r. Rudolf II został zmuszony do abdykacji na korzyść arcyksięcia Macieja. Jan Jerzy przyczynił się niewątpliwie do pozbawienia Rudolfa II korony czeskiej i potwierdzenia przez jego następcę „listu majestatycznego” oraz przywilejów stanów śląskich21. Zmiana właściciela korony św. Wacława nie przyniosła jednak upragnionego przez Hohenzollerna uznania jego praw do księstwa karniowskiego przez dwór habsburski. Cesarz Maciej postanowił wytoczyć proces przeciw Janowi Jerzemu o Karniów i 21 stycznia 1615 r. odmówił mu tytułu księcia. Na mocy „wyższego prawa” 17 maja 1618 r. skazał również Hohenzollerna na zwrot dóbr zastawnych: Bytomia i Bogumina. Nowym właścicielem tych ziem cesarz uczynił bankiera Lazara Henckel von Donnersmarck. Habsburgowie byli dłużnikami Donnersmarcka od wielu lat i podobnej darowizny dokonali już wcześniej. Mianowicie w 1606 r. Rudolf II w zamian za ogromne pożyczki, sięgające kwoty 150 000 guldenów, uznał Lazara za pana zastawnego Bytomia i Bogumina wraz z ich okręgami22. O wyegzekwowaniu woli cesarskiej przed wybuchem wojny trzydziestoletniej jednak nie mogło być mowy. Przejście bowiem Jana Jerzego na kalwinizm w 1613 r. i, co za tym idzie, wyrzeczenie się ochrony prawnej gwarantowanej przez pokój augsburski oraz „list majestatyczny” jedynie luteranom nie obróciło się przeciw Hohenzollernowi. Jan Jerzy trzymał w szachu cesarza, zacieśniając bliskie relacje z kalwińskimi książętami legnicko-brzeskimi z dynastii Piastów, przywódcami czeskiej opozycji stanowej, liderami Unii protestanckiej, z najbliższym otoczeniem naczelnika Unii elektora Palatynatu Reńskiego Fryderyka V, zwłaszcza z faktycznym kierownikiem polityki Palatynatu księciem Anhaltu Chrystianem II. Jednocześnie występował jako pośrednik między Berlinem a dworem drezdeńskim w sporze o schedę po książętach Jülich-Kleve i od wiosny 1613 r. piastował urząd namiestnika Marchii Brandenburskiej oraz przewodniczącego Tajnej Rady. Przy pomocy elektora brandenburskiego Jana Zygmunta doprowadził 30/31 marca 1614 r. do zawarcia układu dynastycznego o przeżycie między domem brandenburskim, 21 22 R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 96–97, 102, 120–126; J. B. Novák, Rudolf II. a jeho pád, Praha 1935, s. 412–425; K. Piwarski, Początki kontrreformacji na Śląsku, w: Historia Śląska, t. 1, red. K. Maleczyński, cz. 3: od końca XVI w. do r. 1763, Wrocław–Warszawa–Kraków 1963, s. 318– 319; H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 200–203; idem, Neue Briefe Karls von Zierotin an Hartwich von Stitten aus den Jahren 1610–1612, „Zeitschrift des deutschen Vereins für die Geschichte Mährens und Schlesiens” (dalej: ZVGMS) R. 3, 1899, s. 121–170. Acta Publica. Verhandlungen und Correspondenzen der schlesischen Fürsten und Stände, wyd. H. Palm, t. 1: 1618, Breslau 1865, s. 14–15; J. Drabina, Historia Bytomia, Bytom 1994, s. 80; W. Dziewulski, Bytom pod zwierzchnością niemieckich feudałów (1532–1740), w: Bytom. Zarys rozwoju miasta, red. W. Długoborski, Warszawa–Kraków 1979, s. 80–81; R. Fukala, Die Rolle der Jägerndorfer Fürsten, s. 23–24; H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 207–209. 72 Andrzej Kamieński saskim i heskim, który objął znajdujące się pod zwierzchnictwem habsburskim górnośląskie księstwo karniowskie23. Po wybuchu powstania w Czechach przeciw Habsburgom w maju 1618 r. Jan Jerzy osiągnął apogeum sławy i znaczenia. W lipcu 1618 r. został mianowany przez stany naczelnym wodzem wojsk śląskich (Generalfeldobrist) i w tym charakterze wyprawił się w końcu października 1618 r. do Czech na pomoc powstańcom antyhabsburskim. W sierpniu 1619 r. przyczynił się do detronizacji następcy cesarza Macieja, Ferdynanda II Habsburga, i wyboru na króla Czech Fryderyka V, elektora Palatynatu. W lutym 1620 r. witał nowego króla jako reprezentant świeżo powstałego rządu krajowego we Wrocławiu, a następnie bronił Łużyc przed wojskami sprzymierzeńca Habsburgów elektora saskiego Jana Jerzego I24. Klęska armii palatyńskiego „króla zimowego” Fryderyka w bitwie pod Pragą na Białej Górze 8 listopada 1620 r. oznaczała katastrofę nie tylko dla protestantyzmu w Czechach, lecz także dla samego Hohenzollerna. Dnia 22 stycznia 1621 r. zwycięski cesarz Ferdynand II Habsburg obłożył banicją głównego podżegacza na terenie Śląska księcia karniowskiego Jana Jerzego i pozbawił go wszelkich praw. Hohenzollern nie został objęty tzw. akordem drezdeńskim z 28 lutego 1621 r., który przewidywał amnestię dla dotychczasowych wrogów cesarza. Z tego powodu postanowił nadal bronić praw „króla zimowego” do królewskiej korony i ratować księstwo karniowskie dla dynastii Hohenzollernów. W lutym 1621 r. wyruszył z sześciotysięczną armią z Górnych Łużyc, aby połączyć się z księciem siedmiogrodzkim Bethlenem Gaborem i razem z nim zaatakować cesarza. W kwietniu 1621 r. zatrzymał się na pewien czas w biskupim księstwie nyskim, a następnie w lipcu 1621 r. udał się w kierunku Odry na wschód, obsadzając wojskiem Głubczyce, Karniów, Bogumin i Cieszyn. Stamtąd ruszył do księstwa opawskiego, gdzie jego siły wzrosły do 12 000 ludzi25. Plan połączenia sił Hohenzollerna z Bethlenem Gaborem i wspólnego uderzenia na Wiedeń nie doszedł jednak do skutku. Do zaprzestania walki zmusiło Jana Jerzego zawarcie układu pokojowego między władcą Siedmiogrodu a cesarzem Fer23 24 25 Kurbrandenburgs Staatsverträge, s. 62–64; R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 112–113, 127–138, 141; H. Schulz, Bericht Hartwigs von Stitten an Johann Georg von Jägerndorf über seine Unterredung, die er in des Markgrafen Auftrage zu Drzewohostitz mit Karl von Zierotin hatte (Jägerndorf 16. März 1615), ZVGMS, R. 3, 1899, s. 266–274; idem, Markgraf Johann Georg, s. 208. R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 144–183; M. K. Malczewska, Nieznana relacja z pobytu Fryderyka I na Śląsku, „Sobótka” R. 20, 1965, s. 224–228; J. Maroń, Militarne aspekty wojny trzydziestoletniej na Śląsku, Wrocław 2000, s. 53, 63, 110–112; H. Palm, Das Verhalten der schlesischen Fürsten und Stände im ersten Jahre der böhmischen Unruhen, ZGS, 1863, t. 5, s. 251–307; K. Piwarski, Śląsk w dobie powstania czeskiego, w: Historia Śląska, t. 1, cz. 3, s. 322–324, 334–336. R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 185–197; G. Jaeckel, Die Liegnitzer Erbverbrüderung, s. 35; J. Krebs, Die letzten Monate der kursächsischen Occupation Schlesiens (Januar bis Mai 1622), ZGS, 1880, t. 15, s. 101–103; J. Leszczyński, Rządy Bethlena Gabora na Górnym Śląsku (1620– 1624), „Sobótka” R. 14, 1959, s. 315–317; J. Maroń, Militarne aspekty, s. 112–113; H. Palm, Der Dresdner Accord, ZGS, 1876, t. 13, s. 151–192; K. Piwarski, Śląsk w dobie powstania czeskiego, s. 336–337. Sprawa sukcesji Hohenzollernów brandenburskich na Górnym Śląsku 73 dynandem II w Mikułowie (Mikulov, Nikolsburg) 31 grudnia 1621 r. (ratyfikowany 7 stycznia 1622). Hohenzollern został w tym traktacie całkowicie pominięty i nie uzyskał żadnej korzyści. Habsburg nie chciał ułaskawiać Jana Jerzego i podtrzymał decyzję o konfiskacie księstwa karniowskiego wskutek nałożonej banicji. Pozbawiony władztwa Hohenzollern uciekł na Węgry. Zmarł 12 marca 1624 r. w Lewoczy na Spiszu, pozostając do ostatnich chwil życia bliskim współpracownikiem Bethlena Gabora26. Postępowaniu Ferdynanda II sprzeciwiała się rodzina Jana Jerzego. Elektor brandenburski Jerzy Wilhelm i arcybiskup Magdeburga Chrystian Wilhelm we wrześniu 1621 r. złożyli oficjalny protest wobec wydziedziczenia rodziny Hohenzollernów z posiadłości na Górnym Śląsku. Cesarz rozpatrzył go negatywnie i przekazał księstwo karniowskie członkowi partii dworskiej księciu opawskiemu Karolowi von Liechtenstein. Wobec dalszych zabiegów dworu berlińskiego i apeli słanych przez elektora brandenburskiego do stanów karniowskich Ferdynand II zażądał 15 lipca 1622 r. od tamtejszych mieszkańców, aby zerwali raz na zawsze związki z Hohenzollernami i złożyli bezzwłocznie hołd Liechtensteinowi27. Podobnie potoczyły się losy Bytomia i Bogumina, które po upadku Jana Jerzego zostały objęte w 1623 r. przez rodzinę Henckel von Donnersmarck, początkowo w formie zastawu, a od 26 maja 1629 r. jako dobra dziedziczne28. Odtąd zaczęło się utrwalać w Berlinie przekonanie o bezprawności działań cesarza Ferdynanda II. Mimo twardej postawy Habsburgów elektor brandenburski Jerzy Wilhelm i jedyny syn Jana Jerzego margrabia Ernest ponawiali bez skutku w 1628 i 1636 r. starania o cofnięcie przez cesarza konfiskaty księstwa karniowskiego29. Z roszczeń do górnośląskiego księstwa nie zrezygnował także następca Jerzego Wilhelma na tronie brandenburskim Fryderyk Wilhelm, który po bezpotomnej śmierci margrabiego Ernesta w 1642 r. został tytularnym dziedzicem Karniowa. Już podczas westfalskich rokowań pokojowych kończących wojnę trzydziestoletnią, w związku ze sporami szwedzko-brandenburskimi wokół posiadania księstwa pomorskiego, dwór berliński wysunął plan zrekompensowania swoich strat na Śląsku. Popierany przez Francję i dwór sztokholmski elektor brandenburski Fryderyk Wilhelm zażądał jako odszkodowania początkowo księstw dziedzicznych Głogowa i Żagania, a następnie dodatkowo Świdnicy i Jawora. Właśnie te propozycje skłoniły cesarza do oddania Brandenburgii jako rekompensaty zsekularyzowanych majątków kościelnych Rzeszy. Po uzyskaniu w 1648 r. znacznych zdobyczy terytorialnych (księstwo 26 27 28 29 R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 199–219, 240–242; idem, Die Rolle der Jägerndorfer Fürsten, s. 24; G. Jaeckel, Die Liegnitzer Erbverbrüderung, s. 35; J. Leszczyński, Rządy Bethlena Gabora, s. 318–320; L. Petry, Die Hohenzollern in Jägerndorf, s. 51; K. Piwarski, Śląsk w dobie powstania czeskiego, s. 337–338. R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 296, przypis 408; H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 210–212. J. Drabina, Historia Bytomia, s. 80; W. Dziewulski, Bytom, s. 81. H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 213–214. 74 Andrzej Kamieński biskupie Halberstadt, Minden, ekspektatywa na arcybiskupstwo magdeburskie oraz Pomorze Tylne z Kamieniem i Stargardem) Fryderyk Wilhelm ponowił roszczenia odnośnie do Śląska dopiero około 1670 r. Wtedy bowiem opracował plan jego zdobycia dla monarchii brandenbursko-pruskiej. Elektor, przekonany o rychłym wygaśnięciu męskiej linii Habsburgów na cesarzu Leopoldzie I, wymienił wszystkie podstawy prawne, które rzekomo czyniły jego dynastię spadkobiercami Śląska. Przewidując jednak opór ze strony innych książąt niemieckich, zwłaszcza elektora Bawarii, gotów był zadowolić się częścią Dolnego Śląska – bliższym mu terytorialnie księstwem głogowskim i widokami na piastowskie księstwo legnicko-brzeskie. Plan ten stał się bezprzedmiotowy w 1678 r., po przyjściu na świat arcyksięcia Józefa i zabezpieczeniu sukcesji habsburskiej30. Wygaśnięcie starej dynastii piastowskiej jesienią 1675 r. na księciu legnicko-brzeskim Jerzym Wilhelmie ożywiło jednak ponownie politykę dworu berlińskiego wobec Śląska. Już w 1679 r. w układach z Francją elektor brandenburski poruszył swe aspiracje do Karniowa, Brzegu, Legnicy i Wołowa. Ponowne wysunięcie przez Hohenzollerna pretensji do spadku po ostatnim Piaście w 1683 r. doprowadziło do pogorszenia i tak już napiętych stosunków z cesarzem, czego wyrazem stała się absencja wojsk brandenburskich w odsieczy wiedeńskiej. Dopiero w 1686 r., krótko przed śmiercią Fryderyka Wilhelma, doszło do ponownego zbliżenia cesarza i elektora. Doprowadziło to do zawarcia przymierza na 20 lat i porozumienia w sprawie spadku po Piastach śląskich. Na mocy układu podpisanego 22 marca 1686 r. w Berlinie cesarz Leopold I, który potrzebował oddziałów brandenburskich na wojnę z Turcją prowadzoną na Węgrzech, przekazał elektorowi jako rekompensatę za utracone księstwa śląskie należący do księstwa głogowskiego, położony jako enklawa cesarska na terytorium brandenburskim, okręg Świebodzina. Znaczenie tego układu pomniejszał tajny weksel następcy tronu brandenburskiego Fryderyka, nakazujący po przejęciu przez niego rządów oddanie tego terytorium cesarzowi. Ten polityczny wybieg, który w grudniu 1694 r. doprowadził do zwrotu Świebodzina, okazał się błędem polityki habsburskiej. Elektor Fryderyk III, późniejszy król pruski Fryderyk I, uznał się zwolnionym z zobowiązań z 1686 r. i odmówił ponownego wyrzeczenia się pretensji do Śląska, zostawiając w ten sposób otwartą drogę dla swych następców. Jednocześnie Hohenzollernowie uzyskali pośrednie uznanie swych roszczeń przez dynastię habsburską31. 30 31 „Entwurf des Grossen Kurfürsten zur Erwerbung von Schlesien“, w: Die politischen Testamente der Hohenzollern, s. 205–210. Zob. także: P. Baumgart, Śląsk i Pomorze, s. 25–27; F. Dickmann, Der Westfälische Frieden, Münster 1959, s. 316–318; P. Haake, Entwurf des Grossen Kurfürsten zur Eroberung von Schlesien, „Historische Zeitschrift” 1922, t. 125, s. 458–475; G. Jaeckel, Die Liegnitzer Erbverbrüderung, s. 38–40, 42–43; G. F. Preuss, Das Erbe der schlesischen Piasten und der Grosse Kurfürst, ZGS, 1915, t. 49, s. 1–12, 26–29. Kurbrandenburgs Staatsverträge, s. 413–414, 481–486, 597–598, 705, 750–762, 798; P. Baumgart, Śląsk i Pomorze, s. 27; G. Jaeckel, Die Liegnitzer Erbverbrüderung, s. 40–41, 43–51; R. Ko- Sprawa sukcesji Hohenzollernów brandenburskich na Górnym Śląsku 75 W fazie polityki pruskiej przychylnej Habsburgom i cesarzowi nie pojawiły się już żadne nowe elementy. Ówczesny układ sił nie skłaniał do jawnego odnawiania roszczeń terytorialnych, wynikających z dwustuletnich relacji Hohenzollernów i śląskich dynastii książęcych. Znamienne, że król Fryderyk Wilhelm I nie wykorzystał żadnej okazji, aby wystąpić o uznanie swych pretensji do Śląska: ani w 1713 r., w czasie rokowań o udzielenie dworowi wiedeńskiemu pomocy wojskowej przeciwko Francji, ani w 1726 i 1728 r., gdy przygotowywano sojusz austriacko-pruski, ani w czasie polskiej wojny sukcesyjnej (o tron po Auguście II), kiedy Austriacy bezskutecznie starali się o pomoc pruską. Wzmianek o Śląsku nie natrafiamy także w testamencie politycznym króla Fryderyka Wilhelma I z 17 lutego 1722 r. i w młodzieńczych projektach podbojów kreślonych przez jego syna Fryderyka. Fakty te nie mogą jednak świadczyć o definitywnym wyrzeczeniu się przez Hohenzollernów Śląska. Na Śląsk, jako cel zabiegów pruskich, wskazywali bowiem często ministrowie pruscy, m.in. Heinrich Rüdiger von Ilgen, który w memoriałach z 1715 i 1725 r. doradzał Hohenzollernowi, aby wstrzymał się ze zbrojnym dochodzeniem swych praw i poczekał na dogodną sposobność do wysunięcia roszczeń do spadku po Piastach śląskich32. Sposobność taka nadeszła w związku z kryzysem w dynastii habsburskiej. Cesarz Karol VI nie miał męskiego potomka, wobec czego od lat dwudziestych XVIII w. skoncentrował się na kwestii zapewnienia sukcesji w dziedzicznych posiadłościach habsburskich swej córce Marii Teresie (z pominięciem córek starszego brata, zmarłego w 1711 r. cesarza Józefa I, z których jedna wyszła za elektora bawarskiego Karola Alberta, a druga za elektora saskiego Fryderyka Augusta, panującego od 1733 r. w Polsce jako August III). Tak zwana sankcja pragmatyczna ogłoszona 19 kwietnia 1713 r., która ustalała zasadę następstwa tronu po śmierci Karola VI w dziedzicznych krajach habsburskich, została przyjęta po wieloletnich staraniach przez większość władców europejskich, nie wyłączając króla Prus oraz elektora Saksonii, który sam mógł rościć sobie pretensje do spadku po Karolu VI33. 32 33 ser, Geschichte Friedrichs des Grossen, t. 1, Stuttgart–Berlin 1912, s. 281–284; idem, Die preussischen Ansprüche auf Schlesien, w: Preussische Staatsschriften aus der Regierungszeit König Friedrichs II., wyd. J. G. Droysen, M. Duncker, t. 1, Berlin 1877, s. 44–47; K. Piwarski, Rywalizacja o spadek po ostatnich Piastach, w: Historia Śląska, t. 1, cz. 3, s. 422–424; G. F. Preuss, Das Erbe der schlesischen Piasten, s. 34–40; A. F. Pribram, Oesterreich und Brandenburg 1685–1686, Innsbruck 1884, s. 57, 103–110. J. Gierowski, K. Piwarski, Zabiegi Wettynów i Hohenzollernów o Śląsk, w: Historia Śląska, t. 1, cz. 3, s. 452–453; R. Koser, Geschichte Friedrichs des Grossen, t. 1, s. 284–286; G. B. Volz, Friedrich Wilhelm I. und die preussischen Erbansprüche auf Schlesien, „Forschungen zur Brandenburgischen und Preussischen Geschichte” (dalej: FBPG), 1918, t. 30, s. 55–67. Preussens Staatsverträge aus der Regierungszeit König Friedrich Wilhelms I., wyd. V. Loewe, (Nowe wydanie na podstawie edycji z 1913 r.), Osnabrück 1966, s. 357–373; K. O. von Aretin, Das Alte Reich 1648–1808, t. 2, Stuttgart 1997, s. 295, 309–310; Z. Góralski, Maria Teresa, Wrocław–Warszawa 1995, s. 23–27; G. Turba, Die pragmatische Sanktion mit besonderer Rücksicht auf die Länder der Stephanskrone, Wien 1906, s. 10–128; M. Wawrykowa, Dzieje Niemiec 1648–1789, Warszawa 1976, s. 106. 76 Andrzej Kamieński Traktaty, umowy i zobowiązania ogólnoeuropejskie, do których nadmierną wagę przywiązywał wielki legalista cesarz Karol VI, potrafiła przekreślać z całym cynizmem ówczesna dyplomacja, skoro tylko nadarzała się okazja do zysków politycznych, a zwłaszcza terytorialnych. O niepodzielności krajów habsburskich miało zatem zadecydować nie przestrzeganie obowiązującego porządku prawnego, lecz siła oręża. Tymczasem potęga militarna Austrii i domu Habsburgów przeżywała ciężki kryzys, co wykazał przebieg wojny o polską sukcesję (1733–1735) oraz przegrana przez dwór wiedeński wojna z Turcją (1737–1739). Fryderyk II, który objął tron pruski po zmarłym 31 maja 1740 r. ojcu Fryderyku Wilhelmie I, zamierzał wykorzystać zarysowującą się koniunkturę. Dysponował odziedziczonymi po przodkach instrumentami potęgi i czynu. Ojciec bowiem pozostawił mu olbrzymi zapas gotówki w wysokości 8,7 mln talarów, armię liczącą ponad 80 000 żołnierzy i pracującą na jej rzecz najsprawniejszą machinę biurokratyczną ówczesnej Europy, prowadzoną przez ludzi przyzwyczajonych do posłuszeństwa34. Fryderyk II miał przygotowany plan działania na wypadek śmierci cesarza Karola VI, która nastąpiła 20 października 1740 r. Przedstawił go już 28–29 października 1740 r. podczas rozmów prowadzonych w Rheinsbergu z ministrem Heinrichem von Podewils i feldmarszałkiem Kurtem Christophem von Schwerin. Zdobycie dla Prus Śląska, regionu o dużym potencjale ekonomicznym i surowcowym oraz walorze strategicznym w rywalizacji Hohenzollernów z Wettinami panującymi w Saksonii i Polsce, miało się odbyć poprzez wymuszenie cesji na Marii Teresie, spadkobierczyni Karola VI, której władzy poddały się bez oporu wszystkie kraje habsburskie. Fryderyk II powrócił do założeń projektu opracowanego około 70 lat wcześniej przez swego pradziada elektora Fryderyka Wilhelma i przy pomocy kanclerza uniwersytetu w Halle Johanna Petera von Ludewig przedstawił dokumenty potwierdzające pretensje brandenbursko-pruskie do księstwa karniowskiego, Legnicy, Brzegu i Wołowa35. W dniu 6 listopada 1740 r. skreślił następujące słowa: Śląsk jest tą częścią spadku cesarskiego, do którego mamy największe prawa i który położony jest najbardziej dogodnie dla dynastii brandenburskiej. Sprawiedliwym będzie zachowanie praw tej dynastii i wykorzystanie śmierci cesarza jako okazji do 34 35 K. Heidkamp, Friedrich Wilhelm I. Ein Deutsches Vorbild, Potsdam 1935, s. 92–93; J. Kunisch, Friedrich der Grosse. Der König und seine Zeit, München 2005, s. 148–149, 152; S. Salmonowicz, Fryderyk II, Wrocław–Warszawa 1981, s. 40–41; T. Schieder, Friedrich der Grosse. Ein Königtum der Widersprüche, Frankfurt am Main 1983, s. 142. Rechtsgegründetes Eigenthum des königlichen Churhauses Preussen und Brandenburg auf die Hertzogthümer und Fürstenthümer Jägerndorff, Liegnitz, Brieg, Wohlau und zugehörige Herrschaften in Schlesien, w: Preussische Staatsschriften aus der Regierungszeit König Friedrichs II., t. 1, s. 96–119; G. Jaeckel, Die Liegnitzer Erbverbrüderung, s. 64, 67–68; R. Koser, Geschichte Friedrichs des Grossen, t. 1, s. 235–247; J. Kunisch, Friedrich der Grosse, s. 164, 169–171; S. Salmonowicz, Fryderyk II, s. 50; G. B. Volz, Das Rheinsberger Protokoll vom 29. Oktober 1740, FBPG, 1916, t. 29, s. 67–93. Sprawa sukcesji Hohenzollernów brandenburskich na Górnym Śląsku 77 przejęcia tych praw w posiadanie. Siła naszych oddziałów, prędkość, z jaką możemy ich użyć, w sumie: wyraźna przewaga, jaką mamy nad naszymi sąsiadami, daje nam w tym niespodziewanie szczęśliwym położeniu znakomitą sposobność wyprzedzenia wszystkich innych mocarstw europejskich. Jeśli przejmiemy te tereny w posiadanie, to będziemy mogli prowadzić rokowania, które zakończą się sukcesem36. Kilka tygodni później, 16 grudnia 1740 r., Fryderyk II, powołując się na zamierzchłe roszczenia dynastyczne Hohenzollernów, wkroczył na czele silnej armii na Śląsk i w ciągu paru tygodni opanował niemal cały kraj. Należy stwierdzić, że zabór Śląska przez Prusy, usankcjonowany układami pokojowymi z 1742, 1745 i 1763 r., był usprawiedliwiany przed opinią europejską niewygasłymi prawami Hohenzollernów do części tej ziemi. Roszczenia domu brandenburskiego do księstwa karniowskiego zajmowały – jak wykazaliśmy – ważne miejsce w historii dynastii. Kwestia ta stała się, podobnie jak nieuznanie przez Hohenzollernów brandenburskich dokonanego przez Habsburgów unieważnienia układu z 1537 r. z Piastami legnickimi, jednym z argumentów w polityce Berlina prowadzącej do konfliktu zbrojnego o panowanie na Śląsku. Trzeba jednak pamiętać, że Fryderyk II liczył się przede wszystkim z interesem państwa i racją stanu, a nie z układami o przeżycie i regulacjami dziedzicznymi. Świadczy o tym chociażby przebieg rokowań pokojowych z Austriakami w 1742 r., zakończony kompromisowym podziałem księstwa karniowskiego na dwie części: głubczycką, przyłączoną do Prus, i karniowską, która przypaść miała na zawsze Marii Teresie i jej potomkom37. Andrzej Kamieński The question of brandenburg hohenzollern’s succesSion in upper silesia in the early modern period (till 1740) S umma r y The House of Hohenzollern had been trying to come into possession of Silesia since the modern era. One of them Georg (Jerzy) Hohenzollern, the Margrave of Ansbach, took advantage of the fact that two kings Bohemian and Hungary – Vladislav II (Władysław II) 36 37 Idées sur les projets politiques à former au sujet de la mort de l’Empereur, w: Politische Correspondenz Friedrich’s des Grossen, t. 1, wyd. der Königl. Akademie der Wissenschaften zu Berlin, Berlin 1879, s. 90. J. Gierowski, Wojny śląskie 1740–1763, w: Historia Śląska, t. 1, cz. 3, s. 493; G. Jaeckel, Die Liegnitzer Erbverbrüderung, s. 75–76; E. Seidl, Das Troppauer Land zwischen den fünf Südgrenzen Schlesiens. Grundzüge der politischen und territorialen Geschichte bis zur Mitte des 19. Jahrhunderts, „Schriften der Stiftung Haus Oberschlesien, Landeskundliche Reihe” 1992, t. 1, 60–61; F. Troska, Geschichte der Stadt Leobschütz, Leobschütz 1892, s. 181. 78 Andrzej Kamieński and Louis II (Ludwik II – both Jagiellon dynasty) – were weak rulers. He inherited all the territory Oppeln – Ratibor (now Opole and Racibórz) duchy (by the privileges and agreements granted/reached in 1507, 1512, 1522, 1523). Moreover, he came into possession of Karniów (now Krnov) duchy and the territory of Beuthen (now Bytom), Tarnowitz (now Tarnowskie Góry) and Oderberg (now Bohumin) in Upper Silesia. He also contributed to reach an inheritance agreement between Joachim II, the Elector of Brandenburg and Fryderyk II, duke of Liegnitz (now Legnica), the most important Silesian ruler. However, all the attempts to control Silesia by the Hohenzollern were stopped by Habsburg’s emperors who became the rulers of Bohemian and Hungarian kingdoms, when the last representative of the Jagiellon dynasty died. In 1546 Ferdinand I, the new king cancelled the agreement between the Brandenburg branch of Hohenzollern and the duke of Legnica. He also reduced the territory which was under Franconian branch of Hohenzollern rule in the Upper Silesia. All the territory which Jerzy Fryderyk inherited from his father Jerzy Hohenzollern, after his death came into the possession of the Brandenburg branch of the House of Hohenzollern. The emperors of the House of Habsburg didn’t want to accept the fact that Margraves Ansbach had the right to pass on their inheritance rights and their land to their own heirs. Moreover, the new duke of Karniów, Jan Jerzy Hohenzollern was refused the right to vote in the local Silesian’s parliament and was banished to exile in 1621. This fact made the relationship between the Habsburg and the Hohenzollern very complicated. After the deterioration in their relationship the Brandenburg branch of Hohenzollern started to demand financial compensation from the subsequent emperors. Finally, in 1686 the electors of Brandenburg were given the territory of Schwiebus (now Świebodzin) in Brandenburg-Prussia. In 1694 the Habsburgs extorted Fryderyk III to get Świebodzin back, but in a long term it was a serious mistake. Elector Fryderyk III (who became later the king of Prussia, known as Fryderyk I) decided to ignore the earlier agreements. This political step enabled Fryderyk II, the king of Prussia, to reactivate the Hohenzollern’s rights to Silesia and justified the military invasion to take over Silesia by Prussia. Czasy Nowożytne tom 22 rok 2009 Maike Sach Warszawa Gulden, Mark und „grivenki“ Zu (Kommunikations-)Problemen bei Subsidienzahlungen Vasilijs III. an den Deutschen Orden in PreuSSen (1517−1521) Geld als Medium der Kommunikation Geld besitzt verschiedene Funktionen: Es ist Wertaufbewahrungsmittel, es dient als Wertmaßstab und als Recheneinheit, es fungiert als Zahlungsmittel und spielt somit eine zentrale Rolle im Tausch von Gütern und Dienstleistungen bzw. erleichtert diese Vorgänge oder ermöglicht sie gar erst. Bereits im Mittelalter wurde Geld Gegenstand theoretischer Erwägungen, in denen seinem Wesen nachgespürt sowie Fragen der Geldordnung nachgegangen wurde. In der Neuzeit wurde der Lehre vom Geldwert und den Geldwirkungen eine größere Beachtung geschenkt, ebenso wie Geld- und Währungsordnungslehren1. Niklas Luhmann hat in seiner Systemtheorie, in der soziale Systeme als Systeme von Reproduktion von Kommunikation beschrieben werden, versucht, „Geld zunächst und vor allem als ein Medium der Kommunikation“ zu behandeln2. Für Luhmann ist dabei wesentlich, Kommunikation nicht als einen Vorgang der bloßen 1 2 W. Ehrlicher, Peter Spufford, Geldtheorie, in: Von Aktie bis Zoll. Ein historisches Lexikon des Geldes, hrsg. von M. North, München 1995, S. 126−130; zu modernen Geldtheorien s. den Überblicksartikel von M. Neumann, Geldtheorie, w: Gabler Wirtschaftslexikon, hrsg. von U. Arentzen, U. Lörcher, Th. Hadeler, 14. überarb. u. erw. Aufl. Wiesbaden 1997, S. 1461−1475. N. Luhmann, Geld als Kommunikationsmedium: Über symbolische und diabolische Generalisierungen, w: idem: Die Wirtschaft der Gesellschaft, Frankfurt/M. 1994, S. 230−271, hier S. 230. Zur Rezeption der Systemtheorie in den Geschichtswissenschaften F. Buskotte, Resonanzen für Geschichte. Niklas Luhmanns Systemtheorie aus geschichtswissenschaftlicher Perspektive, Berlin 2006. Zu weiteren theoretischen Aspekten von Kommunikation als Bezeichnung für einen technischen Prozess sowie als Phänomen, das bestimmte soziale Praktiken, Repräsentationen und symbolische Codes impliziert: W. Frijhoff, Communication et la vie quotidienne à la fin du: moyen âge et à l’époque moderne: Réflexion de théorie et de méthode, in: Kommunikation und Alltag in Spätmittelalter und früher Neuzeit, hrsg. von H. Hundsbichler, Wien 1992, S. 9−37. 80 Maike Sach Übertragung, sondern als einen Prozess der symbolischen Vermittlung zu verstehen, für den die „emergente Einheit von Information, Mitteilung und Verstehen” kennzeichnend sei. Es werde dabei gerade vorausgesetzt: […] daß der Mitteilende nicht verliert, sondern behält, was er mitteilt, denn nur so kann Übereinstimmung entstehen und nur so kann es zu einem Reichtum an übereinstimmend erfaßten Möglichkeiten kommen, aus dem dann das Anschlußverhalten auswählt, was akzeptiert und was nicht akzeptiert wird. Entscheidend ist gerade die Erzeugung von Redundanz: daß mehrere gleichen Sinn erleben, so daß dann wieder verschiedenes Verhalten anschließen kann. Auch hier also der typische Mechanismus der Systembildung: Erzeugung von Überschuß und Selektion3. Dieser Kommunikationsbegriff, die „Normalkommunikation“, scheint zunächst nicht damit vereinbar, Geld angesichts seiner Funktion als Zahlungsmittel auch als ein Medium der Kommunikation zu verstehen: Der Verlust des Gezahlten auf der Seite des Zahlenden und seine Gutschrift auf der Seite des Empfängers ist konstitutiv für diesen Vorgang, den allein Luhmann als eine „Übertragung“ gelten lassen möchte. Jedoch charakterisiert Luhmann diesen Prozess und die Bedingungen, unter denen er stattfindet, als eine Form der Kommunikation unter ganz speziellen Voraussetzungen: Die Künstlichkeit dieser Bedingungen der Übertragbarkeit gehört zu den Funktionsbedingungen des Geldes, wobei selbstverständlich übliche Kommunikation immer mitläuft, damit sich die Beteiligten darüber verständigen können, daß es sich bei der beabsichtigten Operation um eine Zahlung handelt. Es muß, mit anderen Worten, durch Kommunikation die Exklusivität der Zuordnung gewährleistet werden, obwohl die Kommunikation gerade der Vergemeinschaftung dient4. Der Systembildungsmechanismus von Überschussproduktion und Selektion werde dadurch aber nicht außer Kraft gesetzt, vielmehr präsentiere er sich nach Luhmann in einer Form, die von zusätzlichen Voraussetzungen ausgehe: „Was die Zahlung überträgt, ist ein in festen quantitativen Grenzen unbestimmtes Potential“5. In den meisten Fällen erfolgten Zahlungen im Tausch für eine Sache oder Leistung, die entweder in der Vergangenheit liegt oder in der Zukunft geleistet werden solle. Geld als ein symbolisch generalisiertes Kommunikationsmittel erweitere dabei nach Luhmann die Tauschmöglichkeiten. Tausch wird in diesem Zusammenhang definiert als „eine Kommunikation, die Asymmetrie der Leistungen resymmetriert. Getauscht wird, jedenfalls auf der basalen Ebene des Güterverkehrs, eine Sachleistung gegen Kommunikation über Kommunikation“6. 3 4 5 6 Luhmann, Geld als Kommunikationsmedium, S. 246 f.; ferner idem, Soziale Systeme. Grundriß einer allgemeinen Theorie, Frankfurt/M. 1987, s. 191 ff. Idem, Geld als Kommunikationsmedium, S. 247. Ibidem. Ibidem, S. 256. Gulden, Mark und „grivenki” 81 Dieser „Kommunikation über Kommunikation“ soll im Folgenden am Beispiel zweier recht ungleicher Akteure nachgegangen werden, dem Deutschen Orden in Preußen unter seinem letzten Hochmeister Albrecht von Brandenburg-Ansbach und dem Großfürstentum Moskau, welches zur fraglichen Zeit von Vasilij III. Ivanovič regiert wurde. Zu Beginn ihrer Interaktion kannten sich die handelnden Personen auf beiden Seiten kaum oder allenfalls sehr oberflächlich. Infolgedessen fehlte es ihnen in manchen Bereichen an „Alltagswissen“ sowie „vortheoretischem Rezeptwissen“ (Peter L. Berger, Thomas Luckmann) zur Meisterung sehr verschiedener, auch alltäglich scheinender Situationen, zu denen es im Kontakt miteinander kommen konnte. Da ein solches Wissen auch Grundlage für die Herausbildung institutionalisierten (Rollen-)Verhaltens ist, gab es bei der Abwicklung dieser neuen Kontakte auch keine Routinen7, die über das hinausgingen, was sich im Rahmen bestehender diplomatischer Beziehungen zwischen Akteuren im ost- und ostmitteleuropäischen Raum entwickelt hatte und zunächst als übliches Muster gelten konnte8, ungeachtet der trotzdem stets möglichen kulturell bedingten Missverständnisse9. Der Entwicklung der Diplomatie kombiniert mit dem offenbar verspürten Mangel an bestimmten Informationen ist eine relativ reichhaltige Produktion von Gesandschaftsunterlagen, Briefen und Notizen zu verdanken. Bei den Beziehungen zwischen dem Deutschen Orden in Preußen und dem Moskauer Staat im ersten Viertel des 16. Jahrhunderts war dies nicht anders. Einiges ist an entsprechendem Material erhalten geblieben, wenn auch bedingt durch die jeweiligen Überlieferungsumstände in unterschiedlicher Dichte. Im Folgenden sollen nun auf der Basis dieses Materials die verschiedenen Probleme genauer in den Blick genommen werden, die bei einer grundsätzlich vereinbarten Zahlung und ihrer praktischen Realisierung zunächst als solche zu erkennen und dann zu lösen waren. 7 8 9 Z������������������������������������������������������������������������������������������� u „vortheoretischem Rezeptwissen“, „Alltagswissen“, typisierenden Interaktionen und Verhaltensmustern und den damit verbundenen Rollen s. P. L. Berger, Th. Luckmann, Die gesellschaftliche Konstruktion der Wirklichkeit, 21. Aufl. Frankfurt/M. 2007, S. 34 ff., 44 ff., 70 f. B. Picard, Das Gesandtschaftswesen Ostmitteleuropas in der frühen Neuzeit. Beiträge zur Geschichte der Diplomatie in der ersten Hälfte des 16. Jahrhunderts nach den Aufzeichnungen des Freiherrn Sigmund von Herberstein, Graz 1967. Die Entwicklung der russischen Diplomatie in diesem Zeitraum behandeln u. a. R. M. Croskey, Muscovite Diplomatic Practice in the Reign of Ivan III., New York, London 1987; L. A. Juzefovič, „Kak v posol’skich obyčajach vedetsja ... “ (Russkij posol’skij obyčaj konca XV − načala XVIII v.), Moskva 1988; idem, Put’ posla. Russkij posol’skij obyčaj. Obichod, ėtiket, ceremonial. Konec XV − pervaja polovina XVII v., Sankt Peterburg 2007. Zu diesem Komplex nicht nur methodologisch einschlägig: G. Scheidegger, Das Eigene im Bild vom Anderen. Quellenkritische Überlegungen zur russisch-abendländischen Begegnung im 16. und 17. Jahrhundert, „Jahrbücher für Geschichte Osteuropas“ 1987, T. 35, S. 339−355; eadem, Perverses Abendland − barbarisches Russland. Begegnungen des 16. und 17. Jahrhunderts im Schatten kultureller Missverständnisse, Zürich 1993. 82 Maike Sach Die Vorgeschichte Nach dem verheerenden Dreizehnjährigen Krieg gegen die westpreußischen Stände und den König von Polen war der ehemals so mächtige Deutsche Orden zu einer zweitrangigen Macht im Ostseeraum herabgesunken. Gemäß den Bestimmungen des Zweiten Thorner Friedens aus dem Jahre 1466 musste der Orden vor allem im Westen seines preußischen Herrschaftsbereiches wirtschaftlich besonders wertvolle Gebiete abtreten, darüber hinaus aber auch politische Konzessionen gegenüber dem König von Polen machen. Dies mochte mit dem Selbstverständnis des Ordens und seiner Leitung schwer zu vereinbaren sein, an eine Revision des Zweiten Thorner Friedens war in den ersten Jahren nach seinem Abschluss jedoch nicht zu denken10. Erst unter den letzten beiden Hochmeistern aus reichsfürstlichen Häusern wurde sie zum wichtigsten politischen Ziel: Der juristisch gebildete Herzog Friedrich von Sachsen setzte dabei vor allem auf diplomatische Mittel und versuchte durch Verhandlungen einer Lösung näher zu kommen11. Nach seinem Tode (1510) beschritt auch sein Nachfolger Albrecht von Brandenburg-Ansbach zunächst diesen Weg. Ebenso wie sein Vorgänger versprach sich der neue Hochmeister Hilfe vom Reich und von Kaiser Maximilian I., der mit den in Polen, Litauen, Böhmen und Ungarn herrschenden Jagiellonen um die Nachfolge in Ungarn rivalisierte. Die Ziele des Ordens gegenüber Polen sowie der Habsburger in Ungarn waren zwar nicht deckungsgleich, widersprachen sich aber zu diesem Zeitpunkt nicht und sollten durch ein gemeinsames großes Bündnisprojekt erreicht werden, welches der Kaiser ab 1513 durch rege, weitreichende Diplomatie betrieb12. Im Jahre 1515 einigte sich 10 11 12 L. Dralle, Der Staat des Deutschen Ordens in Preußen nach dem II. Thorner Frieden. Untersuchungen zur ökonomischen und ständepolitischen Geschichte Altpreußens zwischen 1466 und 1497, Wiesbaden 1975; allgemein H. Boockmann, Der Deutsche Orden. Zwölf Kapitel aus seiner Geschichte, 4. Aufl. München 1994 und M. Biskup, G. Labuda, Dzieje zakonu krzyżackiego w Prusach. Gospodarka − Społeczeństwo − Państwo – Ideologia, Gdańsk 1986; deutsch unter dem Titel: Die Geschichte des Deutschen Ordens in Preußen. Wirtschaft − Gesellschaft − Staat – Ideologie, Osnabrück 2000; knapp zur Lage des Ordens K. Militzer, Die Geschichte des Deutschen Ordens, Stuttgart 2005, S. 152 ff. I. Matison, Die Politik des Hochmeisters Herzog Friedrich von Sachsen (1498−1510), (Phil. Diss. masch.) München 1957; M. Biskup, Polska a Zakon Krzyżacki w Prusach w początkach XVI wieku. U źródeł sekularyzacji Prus Krzyżackich, Olsztyn 1983, S. 62 ff.; K. Forstreuter, Vom Ordensstaat zum Fürstentum. Geistige und politische Wandlungen im Deutschordensstaate Preußen unter den Hochmeistern Friedrich und Albrecht (1498−1525), Kitzingen 1951, S. 16 ff. M. Biskup, Die Rivalität zwischen Jagiellonen und Habsburgern um die böhmische und die ungarische Krone im 15. und Anfang des 16. Jahrhunderts, „Österreichische Osthefte“ 1990, T. 32, S. 269−285; ferner H. Wiesflecker, Kaiser Maximilian I. Das Reich, Österreich und Europa an der Wende zur Neuzeit, Bd. 1−5. München 1971−86, hier Bd. 4, Kapitel III; M. Mur, Die Ostpolitik Kaiser Maximilians I. in den Jahren 1506−1519, (Phil. Diss. masch.) Graz 1977. Gulden, Mark und „grivenki” 83 Maximilian allerdings in den Verträgen von Preßburg und Wien bilateral mit den Jagiellonen in der Frage der habsburgischen Nachfolge in Ungarn und sicherte im Gegenzug zu, sich fortan nicht mehr in die Auseinandersetzungen des Königs von Polen, der in Personalunion ebenfalls Großfürst von Litauen war, mit dem Hochmeister einmischen zu wollen13. Diese Wendung bedeutete auch eine Zäsur in der Politik des Hochmeisters Albrecht, der bald unter dem Einfluss eines neuen Ratgebers, des meißnischen Adligen Dietrich von Schönberg, ungeachtet der desolaten wirtschaftlichen Lage des Ordenslandes eine militärische Lösung ins Auge fasste. Der Deutsche Orden konnte allenfalls in einem Koalitionskrieg gegen PolenLitauen bestehen. Diese Erkenntnis war nicht neu, Schönberg konnte in dieser Frage auf Planungen zurückgreifen, die bereits in den Jahren 1513 und 1514 im Zusammenhang mit dem kaiserlichen Bündnisprojekt angestellt worden waren. Schon in diesen Planungen war u. a. an ein Bündnis mit Vasilij III., dem Großfürsten von Moskau gedacht worden, dem Herrscher einer aus westlicher Perspektive relativ neuen, aber aufstrebenden Macht im Osten Europa. War das 15. Jahrhundert eine Zeit des großen Machtverfalls für den Orden gewesen, so hatte das Großfürstentum Moskau nach dem Ende des Großen dynastischen Krieges in der ersten Jahrhunderthälfte tief greifende Veränderungen unter umgekehrten Vorzeichen erlebt: Es hatte die nordostrussischen Fürstentümer annektiert, die noch nicht zum direkten Moskauer Herrschaftsbereich gehört hatten, unter ihnen die einstmals so stolzen städtischen Zentren Novgorod und Pskov14. Auch war es Moskau gelungen, sich der Oberherrschaft der Tataren zu entledigen, deren Macht im östlichen Europa geschwunden war, wenngleich sie auch weiterhin für ihre Feldzüge gefürchtet blieben15. Die Moskauer Großfürsten beanspruchten die ostslavisch besie13 14 15 K. Baczkowski, Zjazd wiedeński, Warszawa 1975; Biskup, Rivalität zwischen Jagiellonen und Habsburgern; zu den Verhandlungen von Preßburg und Wien u. a. Biskup, Polska a Zakon, S. 423 ff.; Wiesflecker, Kaiser Maximilian I., Bd. 4, S. 108 ff. Grundlegend sowie mit reichen bibliographischen Angaben P. Nitsche, Die Mongolenzeit und der Aufstieg Moskaus (1240−1538), w: Handbuch der Geschichte Russlands, Bd. 1.1: Bis 1613. Von der Kiewer Reichsbildung bis zum Moskauer Zartum, hrsg. von M. Hellmann, Stuttgart 1981, S. 534−715; R. O. Crummey, The Formation of Muscovy 1304−1613, London, New York 1987; einen jeweils knappen Überblick vermitteln J. Martin, From Kiev to Muscovy. The Beginnings to 1450, in: Russia. A History, hrsg. von Gregory L. Freeze, Oxford, New York 1997, S. 1−26 sowie N. Shields Kollmann, Muscovite Russia 1450−1598, ibidem, S. 27−54; C. Goehrke, GroßNovgorod und Pskov/Pleskau, in: Handbuch der Geschichte Rußlands, S. 431−483; G. Pickhan, Gospodin Pskov. Entstehung und Entwicklung eines städtischen Herrschaftszentrums in Altrußland, Berlin 1992; A. A. Zimin, Rossija na poroge novogo vremeni. Očerki političeskoj istorii Rossii pervoj treti XVI v., Moskva 1972. B. Spuler, Die Goldene Horde. Die Mongolen in Russland, 1223−1502, 2. erw. Aufl. Wiesbaden 1965; V. V. Kargalov, Vnešnepolitičeskie faktory razvitija feodal’noj Rusi. Feodal’naja Ruś i kočevniki, Moskva 1967; idem, Oborona južnoj granicy russkogo gosudarstva v pervoj polovine XVI veka, „Istorija SSSR“ 1973, T. 17, Nr. 6, S. 140−148; Ch. J. Halperin, Russia and the Golden Horde. The Mongol Impact on Medieval Russian History, Bloomington 1986; M. Weiers, Die Goldene Horde oder das Khanat Qyptschaq, in: Die Mongolen. Beiträge zu ihrer Geschichte und 84 Maike Sach delten, ehemals zur Kiever Ruś gehörenden Gebiete des Großfürstentums Litauen als ihre votčina, ihr „Vatererbe“. Dieser Forderung hatten sie in zahlreichen Feldzügen gegen Litauen militärischen Nachdruck verliehen und die Herrscher von Polen-Litauen in die Defensive gedrängt, die sich gleichzeitig mit Bedrohungen konfrontiert sahen, die von den Tataren und Osmanen ausgingen16. Unter diesen Umständen erschien das Großfürstentum Moskau in erster Linie gegenüber Litauen, aber infolge der Union auch gegenüber Polen als Bündnispartner zunehmend interessant: In den Jahren 1513 und 1514 versuchte Maximilian I., Moskau in das oben erwähnte, große Bündnisprojekt einzubinden, welches dem Orden Entlastung gegenüber Polen verschaffen, dem Kaiser selbst aber bei der Durchsetzung seiner Interessen gegen Jagiellonische Ansprüche in Ungarn nützen sollte. Offiziell waren die Verhandlungen mit Moskau von Habsburger Diplomaten geführt worden, die dabei ebenfalls den Kontakt zum Orden in Preußen und Livland in dieser Frage gepflegt hatten17. Offizielle diplomatische Beziehungen zwischen dem „schismatischen“ orthodoxen Großfürsten und den Hochmeistern des Deutschen Ordens, der seine Existenz in Preußen traditionell mit dem Kampf gegen „heidnische“ Pruzzen und Litauer und nach ihrer Christianisierung u. a. gegen „Schismatiker“ legitimierte18, hatte es bis auf punktuelle Kontakte auf informeller Basis vor der Zeit des Hochmeisters Albrecht noch nicht gegeben19. Die Aufnahme solcher Beziehungen konnten für den 16 17 18 19 Kultur, hrsg. von idem, Darmstadt 1986, S. 345−378; L. de Hartog, Russia and the Mongol Yoke. The History of the Russian Principalities and the Golden Horde, 1221−1502, London, New York 1996; J. Kusber, Ende und Auswirkungen der Mongolenherrschaft in Rußland, in: Die Mongolen in Asien und Europa, hrsg. von St. Conermann, J. Kusber, Frankfurt/M. 1997, S. 207−229. R. Pletnia, Wybrane aspekty genezy i przebiegu wojny litewsko-moskiewskiej z lat 1500−1503, „Studia Historyczne” 1999, T. 42, Nr. 1, S. 3−21; M. M. Krom, Pravoslavnye knjaźja v velikom knjažestve litovskom v načale XVI veka. K voprosu o social’noj baze vosstanija Glinskich, „Otečestvennaja istorija” 1992, Nr. 4, S. 148−152; idem, Mež Ruśju i Litvoj. Zapadnorusskie zemli v sisteme russkolitovskich otnošenij konca XV − pervoj treti XVI v., Moskva 1995; A. L. Choroškevič, Russkoe gosudarstvo v sisteme meždunarodnych otnošenij konca XV − načala XVI v., Moskva 1980, S. 101 ff.; Zimin, Rossija, S. 79 ff. Zu den Beziehungen zwischen den Krimtataren und Polen-Litauen L. Podhorodecki, Chanat krymski i jego stosunki z Polską w XV−XVII w., Warszawa 1987. E. Wimmer, Livland – ein Problem der habsburgisch-russischen Beziehungen zur Zeit Maximilians I.?, in: Deutschland – Livland – Rußland. Ihre Beziehungen vom 15. bis zum 17. Jahrhundert. Beiträge aus dem Historischen Seminar der Universität Hamburg, hrsg. von N. Angermann, Lüneburg 1988, S. 53−110; zur Geschichte des kaiserlichen Bündnisprojektes M. Sach, Hochmeister und Großfürst. Die Beziehungen zwischen dem Deutschen Orden und dem Moskauer Staat um die Wende zur Neuzeit, Stuttgart 2002, S. 190 ff. Militzer, Geschichte, S. 116 ff.; E. Weise, Der Heidenkampf des Deutschen Ordens. Dritter Teil, „Zeitschrift für Ostforschung“ 1964, T. 13, S. 401−420, hier S. 414; E. Christiansen, The Northern Crusades. The Baltic and the Catholic Frontier 1100−1525, London, Basingstoke 1980, S. 234 ff.; A. Ehlers, The Crusade of the Teutonic Knights against Lithuania Reconsidered, in: Crusade and Conversion on the Baltic Frontier 1150−1500, Aldershot 2001, S. 21−44. Hier wären insbesondere an die Verbindungen Michail L’vovič Glinskijs zu denken, der lange Jahre im Westen verbracht hatte und nach seiner Rückkehr nach Polen-Litauen hohe Positionen bekleidete. 1508 floh er nach einem misslungenen Aufstand in Litauen an den Hof Vasilijs III. Hier Gulden, Mark und „grivenki” 85 Hochmeister in konfessioneller Hinsicht sowie in seiner Eigenschaft als Oberhaupt des gesamten Ordens und damit auch des livländischen Ordenszweiges problematisch werden: Aus der Perspektive des alten Livlands, bestehend aus dem Orden, dem Erzbistum Riga sowie den Bistümern Dorpat, Oesel-Wiek und Kurland, stellte sich seit dem letzten Viertel des 15. Jahrhunderts weniger Litauen oder gar Polen als Bedrohung dar, als vielmehr der expandierende Moskauer Staat, welcher nach der Annexion Groß-Novgorods 1478 zum direkten Nachbarn Livlands geworden war20. Dieses Ereignis in Verbindung mit nachfolgenden militärischen Zusammenstößen zwischen russischen und livländischen Truppen markierte das Ende der alten Kräfteverhältnisse und führte zu einer Orientierung Livlands auf Litauen als möglichen Bündnispartner gegen Moskau. Spiritus rector dieser Politik war der livländische Ordensmeister Wolter von Plettenberg, der anders als der aus reichsfürstlicher Familie stammende Albrecht von Brandenburg-Ansbach noch stark alten Ordenstraditionen verhaftet war21. Ohne Rücksicht auf livländische oder konfessionelle Vorbehalte betrieb der Hochmeister zusammen mit seinem engsten Ratgeber Dietrich von Schönberg ein Bündnis mit dem Moskauer Großfürsten gegen den König von Polen und gleichzeitigen Großfürsten von Litauen. Schönberg reiste im Frühjahr 1517 in eigener Person nach Moskau, um entsprechende Gespräche zu führen. Die Verhandlungen, deren Zweck gegenüber dem livländischen Meister zunächst verschleiert werden sollte22, hatten Erfolg: Schönberg vereinbarte mit den Verhandlungsführern des Großfürsten ein Kriegsbündnis, welches ein gemeinsames Vorgehen gegen PolenLitauen, die Teilung von territorialen Gewinnen sowie die Zahlung von Subsidien für den gemeinsamen Feldzug der Bündnispartner gegen Polen-Litauen vorsah, auf 20 21 22 versuchte er, dem Moskauer Großfürsten Verbündete gegen Polen-Litauen zu gewinnen. Jüngst St. C. Rowell: Nolite confidere in princibus: Mikhail Glinsky, Sigismund the Old and the Council of Lords, in: Faworyci i opozycjoniści. Król a elity polityczne w Rzeczypospolitej XV−XVIII wieku, hrsg. von M. Markiewicz, R. Skowron, Kraków 2006, S. 77−100; zu den Kontakten zwischen dem Orden und Glinskij Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 118 ff. B. Dirks, Krieg und Frieden mit Livland (12.−15. Jahrhundert), in: Deutsche und Russen aus russischer Sicht. 11.−17. Jahrhundert, hrsg. von D. Herrmann, München 1989, S. 116−145; N. Angermann, Livländisch-russische Beziehungen im Mittelalter, in: Wolter von Plettenberg und das mittelalterliche Livland, hrsg. von N. Angermann, I. Misāns, Lüneburg 2001, S. 129−143; Wimmer, Habsburgisch-russische Beziehungen, S. 60 ff. Angermann, Livländisch-russische Beziehungen, S. 140 ff.; Wimmer, Habsburgisch-russische Beziehungen, S. 74 ff.; eadem, Die Rußlandpolitik Wolters von Plettenberg, in: Wolter von Plettenberg. Der größte Ordensmeister Livlands, hrsg. von N. Angermann, Lüneburg 1985, S. 71−99; T. Zeids, Wolter von Plettenberg und seine Stellung in der Geschichte Lettlands, in: Wolter von Plettenberg und das mittelalterliche Livland, S. 9−31, hier S. 18 ff. Schönberg hatte den livländischen Meister auf der Hinreise zu Beratungen aufzusuchen, wie aus der Instruktion vom 22. Januar 1517 hervorgeht (Geheimes Staatsarchiv, Preußischer Kulturbesitz, Berlin−Dahlem [weiter: GStA PK] XX HA OBA 21216, Regest und teilweiser Abdruck bei E. Joachim, Die Politik des letzten Hochmeisters in Preußen Albrecht von Brandenburg, Bd. 1−3, Leipzig 1892−1895, hier: Bd. 1, Nr. 122); Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 263 f. 86 Maike Sach die der Hochmeister angesichts der finanziell angespannten Lage des Ordenslandes zur Vorbereitung und Durchführung eines Krieges dringend angewiesen war23. In den folgenden Jahren sollte das Problem der Subsidien nachgerade ein Leitmotiv in der Korrespondenz des Hochmeisters und des Moskauer Großfürsten sowie in den Verhandlungen ihrer Diplomaten werden. Kenntnisse der Bündnispartner voneinander Verglichen mit der Situation im ausgehenden 15. Jahrhundert hatte sich der Kenntnisstand des Deutschen Ordens in Preußen über Moskau in den ersten beiden Jahrzehnten des 16. Jahrhunderts spürbar verbessert. Gleiches mag hier auch für allgemeines Wissen gelten, das man am Hofe des Großfürsten in Moskau über den Orden in Preußen vermuten darf. Dies bezog sich, soweit sich ein Profil der jeweils vorhandenen Informationen rekonstruieren lässt, im wesentlichen auf Nachrichten, die etwas zu inneren oder äußeren Problemen sowie zu vermeintlichen oder tatsächlichen Bündnispartnern und anderen Themen und Parametern aussagen konnten, die zur genaueren Einschätzung politischer Macht oder etwaiger Schwäche von Herrschaften im engeren oder weiteren Umfeld als maßgeblich betrachtet wurden. Die Möglichkeiten, Nachrichten zu beschaffen, waren im Prinzip die gleichen: Austausch von Nachrichten über Korrespondenz, Aussendung von Kundschaftern und gezielter Einsatz von Spionen sowie die Beauftragung von Gesandtschaften, sich neben der jeweiligen Mission auch um die Beschaffung von Informationen zu bemühen. Dem Deutschen Orden dürfte es allerdings angesichts seiner Verbindungen und seiner personalen Netzwerke leichter als den Verantwortlichen im Moskauer Staat gefallen sein, verlässliche Nachrichten aus dem übrigen Europa zu erhalten24. Für Nachrichten aus Moskau war Livland ein 23 24 Die wichtigsten Quellen, die Auskunft über die Bündnisverhandlungen liefern, sind gedruckt: Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 123, 127, 128, 130, 131; s. auch die Aufzeichnungen aus dem Posol’skij prikaz: Pamjatniki diplomatičeskich snošenij moskovskago gosudarstva s německim ordenom v Prussii 1516−1520 g., hrsg. von G. F. Karpov. S.-Peterburg 1887, Nachdruck: Nendeln 1971, im folgenden zit. als SIRIO 53, S. 5 ff., ferner K. Forsteuter, Preußen und Rußland von den Anfängen des Deutschen Ordens bis zu Peter dem Großen, Göttingen 1955, S. 83 ff.; Biskup, Polska a Zakon, S. 498 ff.; Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 260 ff. Hierzu Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 132 ff. Belege für Kundschafterdienste im Untersuchungszeitraum finden sich immer wieder in den Quellen. Sehr häufig wurde jedoch nur vermerkt, dass entsprechende Nachrichten eingetroffen seien, ohne ihren Inhalt weiter auszuführen. Es haben sich aber hier und da Instruktionen für die Durchführung nachrichtendienstlicher Aufträge erhalten: 1507 sollte ein Ordensmitglied Plettenberg um die Auskundschaftung des russisch-litauischen Verhältnisses bitten und das Anliegen einer schwedischen Gesandtschaft in Erfahrung bringen, die angeblich wegen eines Bündnisses gegen Dänemark nach Polen-Litauen geschickt worden sei (GStA PK XX HA OF 24, Bl. 75r−80r, hier Bl. 76v). 1509 war man auf der Suche nach einer vertrauenswürdigen Person, die für den Orden in Warschau spionieren sollte (OF 28, S. 88). Allgemeine Gulden, Mark und „grivenki” 87 wichtiger Ort, wo Informationen gesammelt und an den in Preußen residierenden Hochmeister weitergeleitet wurden. Der livländische Ordensmeister sandte zahlreiche Meldungen, Lageeinschätzungen und Berichte, auch über eigene außenpolitische Absichten nach Königsberg, wo infolgedessen grundlegendes über die Moskauer Außenpolitik bekannt war. Die genaueren und aktuelleren Nachrichten dürften in der Regel in Livland verfügbar gewesen sein25. Gleiches gilt sicher auch für jede Art von „Spezialkenntnissen“, die das Ergebnis eines engeren Kontaktes der Livländer zu russischen Nachbarn waren, den es in Preußen in dieser Form nicht gegeben hatte. Gab es in Livland eine kleine russische Kolonie und orthodoxe Kirchengemeinden in den Städten Riga, Reval und Dorpat, so lassen sich in Preußen während des ersten Jahrzehnts des 15. Jahrhunderts allenfalls einige wenige Russen nachweisen, die in den Diensten des Ordens gestanden und vermutlich eher einfachere Tätigkeiten verrichtet hatten26. Aber auch dies hatte sich zu Beginn des 16. Jahrhunderts geändert und Livland in seiner Position als Quelle für Spezialwissen über Russland und Moskau noch weiter gestärkt. Als im direkten Kontakt mit Russen unabdingbares Spezialwissen müssen auch Kenntnisse der russischen Sprache, inklusive entsprechender Schreib- und Lesefähigkeiten gezählt werden. Dass es sich hier um einen sehr sensiblen Bereich handelte, zeigt die Sprachpolitik der livländischen Hansestädte, die ausländischen Kaufleuten den Spracherwerb zu verbieten und auf diese Weise die eigene Stellung im Russlandhandel zu schützen versuchten27. Zugang zu bzw. Zugriff auf Menschen mit russischen Sprachkenntnissen in Wort und Schrift hatten nicht nur die livländischen Hansestädte, sondern auch der livländische Ordensmeister. Der Moskauer Großfürst ließ Schreiben in der Regel 25 26 27 nachrichtendienstliche Aufträge waren dabei zuweilen identisch formuliert bzw. standardisiert. Sie erscheinen fast als „Formulare“, deren Punkte es abzuarbeiten galt (z. B. OF 27, S. 49, 102, 169). Zu entsprechenden „Formularen“, mit denen russische Gesandte auf ihre Missionen geschickt wurden, Croskey, Muscovite Diplomatic Practice, S. 175 ff.; K. Rasmussen, On the Information Level of the Muscovite Posol’skij Prikaz in the Sixteenth Century, „Forschungen zur Osteuropäischen Geschichte“ 1978, T. 24, S. 87−99; Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 162 ff. Der rege Gesandtschaftsverkehr zwischen Maximilian I. und Vasilij III. erzeugte bei Plettenberg expliziten Verdacht auf Spionage, so geäußert in einem Brief an den Hochmeister im Dezember 1516 (GStA PK XX. HA OBA 21140). Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 153. Belege für die Existenz von Russen in Preußen, die vermutlich aus dem Herrschaftsbereich des Großfürsten von Litauen stammten und einfache Dienste für den Orden verrichteten, in: Das Marienburger Tresslerbuch der Jahre 1399−1409, hrsg. von E. Joachim, Königsberg 1896, Nachdruck: Bremerhaven 1973, S. 18, 21, 25, 35; ferner K. Forstreuter, Russische Schreiber beim Deutschen Orden in Preußen, „Zeitschrift für Slavische Philologie“ 1931, T. 8, S. 85−92, hier S. 86 f. A. Reitemeier, Sprache, Dolmetscher und Sprachpolitik im Rußlandhandel der Hanse während des Mittelalters, in: Novgorod. Markt und Kontor der Hanse, hrsg. von N. Angermann, K. Friedland. Köln 2002, S. 157−176. Zum eher peripheren, meist durch Novgoroder und Pskover Vermittlung realisierten Handel hansischer Kaufleute mit Moskau N. Angermann, Deutsche Handelsverbindungen mit Moskau im 15. und 16. Jahrhundert, „Hansische Geschichtsblätter“ 2007, T. 125, 121−142. 88 Maike Sach nur in russischer Sprache ausfertigen. Infolgedessen mussten sie regelmäßig übersetzt werden, was für den Hochmeister am leichtesten in Livland zu leisten war28. Dies geschah im Rahmen regulärer Amtshilfe, zu der auch die Weiterleitung von Schreiben nach Moskau mit eigens abgefertigten Boten gehören konnte29. Für den Ordensmeister in Livland bot dies jedoch gleichzeitig die Möglichkeit, Kontakte zwischen dem Großfürsten von Moskau und dem Hochmeister aufmerksam zu beobachten, wenn nicht sogar unaufdringlich zu kontrollieren. So wundert es nicht, dass sich Dietrich von Schönberg, der mehrere Sprachen, aber nicht Russisch beherrschte, schon zu einem frühen Zeitpunkt, als seine erste Gesandtschaftsreise nach Moskau noch nicht einmal konkret in Planung war, Gedanken über die sprachliche Realisierung von Verhandlungen mit russischen Unterhändlern anstellte, da er sich vermutlich nicht unbedingt von livländischen Dolmetschern abhängig machen wollte30. Bei seiner ersten Reise nach Moskau im Frühjahr 1517 schien ihm nichts Weiteres übrig geblieben zu sein, als auf die Dienste der Dolmetscher des Großfürsten zu vertrauen. In den Verhandlungen mit den verschiedenen Gesandten des Deutschen Ordens, die zwischen 1517 und 1522 nach Moskau reisten, lassen sich vor allem zwei russische Dolmetscher für Deutsch nachweisen, Vlas Ignat’ev und Istoma Maly31. Im Zuge des sich rasch intensivierenden Gesandtschaftsverkehrs zwischen Königsberg und Moskau kam Vasilij III. dem Hochmeister aber in der Sprachenfrage entgegen, ab Herbst 1517 ließ er seinen russischen Schreiben eine lateinische Übersetzung beilegen32. Nach Bündnisschluss griff der Hochmeister 28 29 30 31 32 S. hier das Schreiben Vasilijs III. an Hochmeister Albrecht vom 22. Mai 1515 (russisches Original nebst niederdeutscher Übersetzung GStA PK XX. HA OBA 20483, Druck der Übersetzung: Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 85). K. Forstreuter, Die deutsche Sprache im auswärtigen Schriftverkehr des Ordenslandes und Herzogtums Preußen, in: Altpreußische Beiträge, Königsberg 1933, Nachdruck: Hamburg 1994, S. 61−79, hier S. 75 f. S. hier einen Bericht über eine solche Aktion im Frühjahr 1515 (GStA PK XX. HA OBA 20453). Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 97, hier S. 253. SIRIO 53, passim; zu Vlas Ignat’ev ferner T. B. Bulanina: „Vlas Ignatov (Ignat’ev)“, in: Slovaŕ knižnikov i knižnosti drevnej Rusi. Vyp. 2 (Vtoraja polovina XIV−XVI v.), Bd. 1, hrsg. von D. S. Lichačev, Leningrad 1988, S. 140 f. S. hier auch K. Rasmussen, The Muscovite Foreign Policy Administration during the Reign of Vasilij III., 1515−1525, „Forschungen zur osteuropäischen Geschichte“ 1986, T. 38, S. 152−167. Dieses Zugeständnis stellte den eigentlichen Erfolg der Mission Rabensteins dar, den der Hochmeister kurz nach Abschluss des Bündnisvertrages nach Moskau gesandt hatte, um Geld für die anzuwerbenden Söldner, aber eben auch die Umstellung der Korrespondenz auf Latein oder Deutsch zu erbitten (GStA PK XX. HA OBA 21414, Bl. 6v; SIRIO 53, S. 37). Zu Übersetzungsproblemen Forstreuter, Deutsche Sprache, S. 75 f.; idem, Russische Schreiber, S. 90 f.; zu Sprachen und Usancen im Schriftverkehr des Deutschen Ordens Forstreuter, Deutsche Sprache, sowie idem, Latein und Deutsch im Deutschen Orden. Zur Frage einer Amtssprache, in: Studien zur Geschichte des Preussenlandes. Festschrift für Erich Keyser zu seinem 70. Geburtstag dargebracht von Freunden und Schülern, Marburg 1963, S. 373−391. Der Grund dafür, dass die Moskauer Seite hartnäckig an der Praxis festhielt, stets russische Schreiben ins Ausland zu senden, war weniger der, dass man die Schwierigkeiten nicht wahrgenommen hätte, die dies westlichen Kanzleien bereitete (z. B. Forstreu- Gulden, Mark und „grivenki” 89 auch wieder auf livländische Dolmetscher und Übersetzer zurück, vereinbarte mit Vasilij III. aber auch die Ausbildung eines eigenen Dolmetschers in Novgorod oder Pskov33. Das Thema „Geld“ im Rahmen der ersten Verhandlungen 1517: Die Höhe der Subsidien In den ersten Gesprächen zwischen Schönberg und den Unterhändlern des Moskauer Großfürsten ging es zunächst sehr allgemein um die Bedingungen, zu denen ein Kriegsbündnis zwischen dem Hochmeister und dem Großfürsten geschlossen werden sollte. Gleichfalls wurden erste Planungen für die Feldzüge des Hochmeisters gegen Polen und des Großfürsten gegen Litauen vorgenommen und Etappenziele definiert. Die Rückeroberung der Gebiete, die 1466 im Zweiten Thorner Frieden vom Orden an Polen abgetreten worden waren, stellten dabei nur eines von mehreren dar: Auf die zu erwartende Gegenwehr Polen-Litauens sollte mit einem Feldzug gegen Krakau reagiert, eroberte Gebiete zwischen den Bündnispartnern nach geographischen Erwägungen sowie noch später anzustellenden Überlegungen aufgeteilt werden. Neben dem militärischen Beitrag von Seiten Moskaus wurde ferner über Rüstungsfragen, die Bereitstellung von Artillerie und Munition sowie über die Finanzierung des Krieges gesprochen34. Eine wichtige Rolle spielte hier die Anwerbung von Söldnern, ohne die Krieg, insbesondere ein offensiver Feldzug nicht denkbar war35. Schon in den ersten Gesprächen wurde deutlich, dass der Orden gerade in diesem Punkt auf Zahlungen von Moskauer Seite rechnete, die zu leisten der Großfürst im Prinzip auch bereit war. Allerdings wurde eine konkrete Summe in den ersten Verhandlungen im Frühjahr 1517 offenbar nicht explizit genannt. Über 33 34 35 ter, Deutsche Sprache, S. 75 f.). Vielmehr scheint es um sehr prinzipielle Fragen der symbolischen Kommunikation gegangen zu sein. Im Westen hatten solche Fragen in mündlichen und schriftlichen Kommunikationssituationen im diplomatischen Verkehr zur Stärkung des Lateinischen geführt, das niemandes Muttersprache war, zum kulturellen Erbe aller gehörte und ein enormes Prestige besaß (Th. Haye, Die lateinische Sprache als Medium mündlicher Diplomatie, in: Gesandtschafts- und Botenwesen im spätmittelalterlichen Europa, hrsg. von R. C. Schwinges, K. Wriedt, Sigmaringen 2003, S. 15−32, hier S. 18 ff., 25 ff.; zu Übersetzungen aus dem Posol’skij prikaz s. Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 269 f.; zu den sprachlichen Verhältnissen im Moskauer Staat Ch. J. Halperin, The Russian and Slavonic Languages in Sixteenth-Century Muscovy, „The Slavonic and East European Review“ 2007, T. 85, Nr. 1, S. 1−24. Forstreuter, Russische Schreiber, S. 90; SIRIO 53, S. 96, 100, 107, 121. Über den Gang der Verhandlungen s. Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 127, 128 sowie SIRIO 53, S. 9−19; ferner Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 174 ff. Zum Zustand des Militärwesens im Ordensland Preußen zu Beginn des 16. ���������������������� Jahrhunderts s. M. Biskup, „Wojna pruska“ czyli wojna Polski z zakonem krzyżackim z lat 1519−1521: u źródeł sekularyzacji Prus Krzyżackich. Część II, Olsztyn 1991, S. 55 ff. 90 Maike Sach die veranschlagte Zahl der Söldner in den Kriegsplanungen lässt sich die Höhe der Subsidien jedoch näher bestimmen. Als Rechnungsgrundlage war von Schönberg die Anwerbung von 10 000 Fußsoldaten und 2000 Reitern angesetzt worden, die nach „deutschem Brauch“ aus Mitteln des Großfürsten besoldet werden und unter dem Oberbefehl des Hochmeisters stehen sollten36. Der „deutsche Brauch“ wurde von Schönberg während seines ersten Aufenthaltes in Moskau nirgends weiter erläutert, er scheint für ihn zu selbstverständlich gewesen zu sein, um ihn eigens auszuführen. Wenn er dies mündlich getan haben sollte, so hat diese, für die Berechnung der Zahlungen eigentlich zentrale Information keinen Niederschlag in den Notizen gefunden, die anlässlich der Verhandlungen im März 1517 angefertigt und neben den ausgetauschten Dokumenten und Entwürfen in das relevante Gesandtschaftsbuch37 übertragen wurden. Über die Gründe lässt sich nur spekulieren, vielleicht wurde die Bedeutung dieser Daten erst später erkannt: So hatte Schönberg zu diesem Zeitpunkt die Transportkosten für Geschütze und Munition, die monatlich auf drei rheinische Gulden pro Zugpferd sowie vier rheinische Gulden für jede Person der Mannschaft veranschlagt wurden, explizit erwähnt; ebenfalls eigens ausgeführt wurden die Modalitäten der Musterung der Söldner38. Gerade diese kurze Passage des Schönbergschen Papiers wurde offenbar nicht für die posol’skaja kniga übersetzt, die dort angeschnittenen Fragen der Transportkosten, Musterung und Truppenschau scheinen aus Moskauer Perspektive nicht wichtig gewesen zu sein. Der „deutsche Brauch“ als Besoldungsgrundlage für die anzuwerbenden Truppen sollte schließlich erst einige Monate nach dem Abschluss des Bündnisses eindeutig definiert werden: In einem Brief des Hochmeisters an den Großfürsten, den der Hofmarschall und Ordensgesandte Melchior von Rabenstein im August 1517 überbrachte, wurden vier rheinische Gulden monatlich für einfache Kriegsknechte und zehn rheinische Gulden für Reiter inklusive ihrer Pferde als Sold angesetzt39. Ihre Bestätigung finden diese Daten in anderen Dokumenten aus dem Ordensarchiv: 36 37 38 39 Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 128; SIRIO 53, S. 15 ff. In einer früheren Verhandlungsrunde hatte Schönberg die Zahl von 30 000 bis 40 000 Reitern für einen sofortigen Eintritt des Hochmeisters und des Ordens in die gerade virulente Auseinandersetzung des Großfürsten mit Litauen genannt, die aber wohl aus verhandlungstaktischen Gründen bewusst hoch angesetzt war (Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 127, S. 294; SIRIO 53, S. 9). Die diplomatischen Beziehungen des Großfürstentums Moskau wurden sorgfältig dokumentiert. Zu Gesandtschaftsbüchern, den posol’skie knigi, den Materialien, die aufgenommen wurden, und dem Verfahren, welches bei ihrer Zusammenstellung Anwendung fand, s. vor allem N. M. Rogožin, Posol’skie knigi Rossii konca XV − načala XVII vv., Moskva 1994; Rasmussen, The Muscovite Foreign Policy Administration, S. 154. Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 128, S. 297 f . GStA PK XX. HA OBA 21414, Bl. 1v; SIRIO 53, S. 35 ff.; unter falschem Datum in: Sobranie gosudarstvennych gramot i dogovorov chranjaščiesja v gosudarstvennoj kollegii inostrannych děl, T. 5. Moskva 1894 [weiter: SGGD 5], Nr. 74. Gulden, Mark und „grivenki” 91 Nach einer Berechnung, die Schönberg in einem seiner frühen Kriegspläne anstellte, wurde für die Besoldung von 3000 einfachen Kriegsknechten auf acht Monate die Summe von 94 000 rheinischen Gulden veranschlagt. Dies entspricht pro Mann einem monatlichen Sold von 3,9 rheinischen Gulden40. Bemerkenswert ist in diesem Zusammenhang, dass die Berechnungen von vornherein nicht auf dem preußischen Münzsystem basierten41, sondern auf der Grundlage des überregional geltenden und allgemein als Wertmaßstab anerkannten rheinischen Gulden angestellt wurden, der sich auch zum Orientierungspunkt für die Bemessung der jeweiligen Kurse jeglicher Silbermünzen entwickelt hatte42. Für 2000 Reiter und 10 000 Fußknechte, die auf Kosten des Großfürsten angeworben werden sollten, waren also nach „deutschem Brauch“ insgesamt 60 000 rheinische Gulden monatlich anzusetzen. Das Problem des Zahlungstermins Die Zusicherung von Subsidien war ein wichtiges Zugeständnis des Großfürsten an den Hochmeister. Angesichts der schlechten materiellen Lage des Deutschen Ordens in Preußen war neben der Höhe der Hilfsgelder die Frage des Zahlungstermins ebenfalls nicht unwesentlich für den Erfolg oder Misserfolg des von beiden Seiten gewünschten Krieges gegen Polen-Litauen. Schönberg selbst hatte den Fälligkeitstermin für die versprochenen Gelder im März 1517 folgendermaßen umschrieben: „Quum itaque magister bello suo finem imponere decreverit“43, zu Deutsch: „wenn also der Hochmeister beschließen wird, seinen Krieg zu beenden“. Diese Formulierung wurde von den Übersetzern im Posol’skij prikaz mit „i kakъ magisterъ valki svoj konecъ učiniti umyslitъ“44 durchaus zutreffend übertragen. In der Vergangenheit bot sie allerdings auch Anlass zu unterschiedlichen Interpretationen: Erich Joachim, der Herausgeber der relevanten Aktenstücke aus dem Ordensarchiv, schlug in seiner ausführlichen Einleitung der Aktenpublikation die Übersetzung „wenn er seine Kriegsrüstungen beendet haben werde“ vor45. Dass eine solche Übertragung eine Überinterpretation der fraglichen Stelle sei, merkte bereits Hans Uebersberger 40 41 42 43 44 45 Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 121, S. 287. Hierzu u. a. E. Waschinski, Die Münz- und Währungspolitik des Deutschen Ordens in Preußen, ihre historischen Probleme und seltenen Gepräge, Göttingen 1952; M. Dygo, Die Münzpolitik des Deutschen Ordens in Preußen in der ersten Hälfte des 15. Jahrhunderts, Warschau 1987; O. Volckart, Die Münzpolitik im Ordensland und Herzogtum Preußen von 1370 bis 1550, Wiesbaden 1996. W. Trapp, Kleines Handbuch der Münzkunde und des Geldwesens in Deutschland, Köln 2005, S. 72 f.; M. North, Floren (Gulden), in: Von Aktie bis Zoll, S. 114 f.; B. Kluge, Geld im Mittelalter – Numismatische Einführung, in: Geld im Mittelalter. Wahrnehmung – Bewertung – Symbolik, hrsg. von K. Grubmüller, M. Stock, Darmstadt 2005, S. 18−33, hier S. 25 f. Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 128, S. 297. SIRIO 53, S. 16. Joachim, Politik, Bd. 1, Einleitung, S. 141. 92 Maike Sach zu Recht an46. Uebersberger entging jedoch, dass die ursprüngliche Formulierung durchaus Interpretationsspielraum zuließ: Der Entschluss des Hochmeisters, den Krieg zu beenden, sowie die Benachrichtigung des Großfürsten über dieses Faktum zwecks Auslösung der Zahlungen, musste nicht zwangsläufig bedeuten, dass er das Ziel der ersten Kriegsphase auch erreicht hatte. Nur vor diesem Hintergrund wird verständlich, warum die russische Seite als Vorbedingung für die Auszahlung der versprochenen Mittel auf der Eroberung der 1466 an die polnische Krone gefallenen Gebiete beharrte47. Für den Großfürsten und seine Unterhändler wird dies eine Sicherungsstrategie gewesen sein, um – wie Aleksandr A. Zimin sicher zutreffend vermutet hat – etwaigem Missbrauch der Subsidien durch den Hochmeister und den Deutschen Orden gleich im Vorfeld zu begegnen48. Verständnis für eine solche Haltung des Großfürsten, der „[…] sich die Kreditwürdigkeit dieses Partners erst genauer ansehen wollte“, zeigte auch Kurt Forstreuter49. Weitere Vereinbarungen über den Zahlungszeitpunkt wurden während der ersten Gesandtschaft Schönbergs nach Moskau nicht getroffen. Das Thema sollte jedoch bald wieder auf der Tagesordnung stehen. Aspekte der praktischen Abwicklung der Zahlungen und Auszahlungen von Geldern Neben der Höhe und dem Zahlungstermin bestand gleichfalls Klärungsbedarf in der Frage der konkreten Durchführung der vereinbarten Subsidienzahlung. Dies um so mehr, als man den notwendigen Transfer der Summe eigens organisieren musste und man nicht von der Möglichkeit bargeldloser Operationen ausgehen kann, die einige Fürsten und große Handelshäuser im übrigen Europa bereits im späten Mittelalter über weitreichende Kontakte und teilweise auch weitgestreute Besitztümer und Einkünfte durch entsprechende Anweisungen (Assignationen) realisieren konnten50. Auf Seiten des Ordens lassen sich für frühere Perioden immerhin Geldüberweisungen nachweisen, die an die Kurie gingen und bei deren Abwicklung wirtschaftliche Verbindungen von großen Handels- und Bankhäusern genutzt werden konnten51. Vergleichbare infrastrukturelle Voraussetzungen waren 46 47 48 49 50 51 H. Uebersberger, Österreich und Russland seit dem Ende des 15. Jahrhunderts, Wien 1906, Nachdruck: Nendeln 1969, S. 147. SIRIO 53, S. 18. Zimin, Rossija, S. 179. Forstreuter, Preußen und Rußland, S. 83. R. Sprandel, Das mittelalterliche Zahlungssystem. Nach hansisch-nordischen Quellen des 13.−15. Jahrhunderts, Stuttgart 1975, hier S. 43 ff. Seit dem 15. Jahrhundert hatten sich die Voraussetzungen im Orden allerdings deutlich geändert: Seine wirtschaftliche Situation hatte sich verschlechtert, außerdem war kaufmännisches Wissen in den Reihen der Ordensmitglieder verloren gegangen. Dies mag u. a. an der Aufnahmepraxis des Gulden, Mark und „grivenki” 93 im Falle einer geplanten Zahlung aus Moskau an den Orden jedoch einfach nicht vorhanden. Zu den Blütezeiten des russischen Hansehandels bis zur Schließung des Novgoroder Hansekontors (1494) war in der Regel bar oder mit Naturalien gezahlt worden52. Geldverleih im innerrussischen Kontext wurde durch Akteure in Stadt und Land zwar schon früh betrieben, doch die ersten Gründungen von Banken fanden erst im 18. Jahrhundert statt53. Vor diesem Hintergrund war nur an eine Barzahlung zu denken, für die Schönberg folgendes Procedere vorschlug: Dominus Imperator54 [Vasilij III.] ordinabit certam summam marcarum argenti in Prussiam pro cussione monete et ille nunctius qui jam in Prussiam vergit concordabit cum domino magistro de valore deque imaginibus armis et subscripcione nominis eciam de cautela quod dicte pecunie semper sint in potestate domini Imperatoris55. Von russischer Seite gab es offenbar keine Einwände gegen diese Vorschläge. Eine Zahlung von Geldern in ungeprägtem Silber war dabei keineswegs ungewöhnlich: Im Rahmen des Handels russischer Kaufleute mit dem Westen war Silber schon seit langem sowohl Ware als auch Zahlungsmittel, wobei es keine Rolle spielte, ob es geprägt oder ungeprägt war56. Um eine Auszahlung der Subsidien an noch anzu- 52 53 54 55 56 Ordens gelegen haben, der Angehörige aus dem deutschen Adel bevorzugte. Diese brachten ihre Vorstellungen von einem adligen Lebensstil mit, die für sie auch nach der Aufnahme in den Orden weiterhin Orientierungspunkt blieben und den Erwerb kaufmännischer Fertigkeiten sicher nicht gefördert haben. Dazu: K. Militzer, Geldüberweisungen des Deutschen Ordens an die Kurie, in: Der hansische Sonderweg? Beiträge zur Sozial- und Wirtschaftsgeschichte der Hanse, hrsg. von S. Jenks, M. North, Köln 1993, S. 31−49; zu den Verhältnissen in Italien G. Felloni, Kredit und Banken in Italien, 15.−17. Jahrhundert, in: Kredit im spätmittelalterlichen und frühneuzeitlichen Europa, hrsg. von M. North, Köln 1991, S. 9−23. Sprandel, Das mittelalterliche Zahlungssystem, S. 112 ff. S. J. Borovoj, Kredit i banki Rossii (seredina XVII. v − 1861 g.), Moskva 1958, S. 44 f.; K. Heller, Russische Wirtschafts- und Sozialgeschichte. Bd. 1: Die Kiever und die Moskauer Periode (9.−17. Jahrhundert), Darmstadt 1987. Zum hier nicht weiter interessierenden Gebrauch des Imperatoren − bzw. Kaisertitels s. Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 141 ff., 209 f. u. 267. Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 128, S. 298; die zeitgenössische, im Wesentlichen zutreffende russische Übersetzung in: SIRIO 53, S. 17. L. K. Goetz, Deutsch-Russische Handelsgeschichte des Mittelalters, Lübeck 1922, S. 329 ff. Geprägtes oder ungeprägtes Edelmetall wurde während des Mittelalters auch im übrigen Ostseeraum und darüber hinaus weitgehend gleich bewertet (R. Sprandel, Zahlungsströme im hansischnordischen Raum, in: Coinage and Monetary Circulation in the Baltic Area c. 1350−c. 1500, hrsg. von J. S. Jensen. København 1982, S. 30−47, hier S. 32, ferner Kluge, Geld im Mittelalter, S. 21). In welchen Formen Edelmetalle nach Livland und Rußland eingeführt wurden, offenbaren Listen, in denen die Ladungen havarierter Schiffe aufgeführt wurden (s. hier die Arbeiten von Michael North, der auf dieser Quellenbasis Aussagen zu Handelsbilanzen zu treffen versuchte: idem, Geldumlauf und Wirtschaftskonjunktur im südlichen Ostseeraum an der Wende zur Neuzeit (1440−1570). Untersuchungen zur Wirtschaftsgeschichte am Beispiel des Großen Lübecker Münzschatzes, der norddeutschen Münzfunde und der schriftlichen Überlieferung, Sigmaringen 1990, S. 144 ff.; idem, Bilanzen und Edelmetall im hansischen Rußlandhandel, in: Zwischen 94 Maike Sach werbende Söldner zu erleichtern, musste das Silber ausgeprägt werden. Dies sollte durch den Deutschen Orden geschehen, der traditionell eigene Münzen ausgab. Bemerkenswert in diesem Kontext ist, dass hier offenbar an eine Münzgemeinschaft des Hochmeisters und des Großfürsten gedacht war, wie die in Aussicht gestellten Festlegungen zu Wertigkeit, Münzbild und Umschrift nahelegen. Münzgemeinschaften waren vor allem im Reich ein vertrautes Phänomen: Seit dem Spätmittelalter – auch als Folge einer fehlenden zentralen Ordnungsmacht – hatten verschiedene Fürsten, Grafen und Städte auf freiwilliger Basis vereinbart, in ihren jeweiligen Münzstätten gemäß verabredeter Normen Geld mit einheitlichen Münzbildern zu prägen. Das Ergebnis waren wechselseitig akzeptierte Münzsorten und damit die Schaffung regionaler Währungszonen. Dabei kam es auch vor, dass nur einer der Münzherren die gemeinsame Münze in seinen Münzstätten schlagen ließ. Gemeinschaftsprägungen waren im Reich ein gängiges geldpolitisches Instrument. Besondere überregionale Bedeutung erlangte der bereits erwähnte rheinische Gulden, der sich als Gemeinschaftsprägung der Kurfürsten aus dem 14. Jahrhundert zur Leitmünze im Reich entwickelt hatte57. Vergleichbare Dimensionen hatte Albrecht von Brandenburg sicher nicht im Sinn, als er im Frühjahr 1517 dem Großfürsten durch Dietrich von Schönberg eine Münzgemeinschaft für die Prägung und Auszahlung der grundsätzlich zugesagten Subsidien vorschlagen ließ. Als bloßes, offenbar keiner weiteren Begründung oder Erläuterung bedürfendes Faktum erwähnte er die fragliche Münzgemeinschaft knapp in einem Brief aus dem Juli 1518 an den Kurfürsten Joachim I. von Brandenburg: „er [Vasilij III.] hat sich auch mit uns ainer monz verainigt, damit die bezalung in Preussen und in der Muschkaw vergleicht [...]“58. Die Worte des Hochmeisters verwiesen auf den konkreten Zweck und implizit auf den historischen Ursprung von Münzvereinigungen, zur geplanten Dauer dieser gemeinsam verantworteten Prägetätigkeit verraten sie jedoch ebenso wenig wie die überlieferten Verhandlungsprotokolle und Gesandtschaftsunterlagen. Vermutlich wird allenfalls an eine temporäre gemeinsame Prägung gedacht worden sein, die mit dem Ende des geplanten Krieges ihre raison d’être verloren haben würde. Das Problem der äußeren Gestaltung der gemeinschaftlichen Münze trieb die Verbündeten offenbar nicht in gleicher Weise um. Ein gemeinsames Münzbild war bei Münzgemeinschaften nicht ungewöhnlich59. Ungeachtet der Möglichkeiten, über 57 58 59 Christianisierung und Europäisierung. Beiträge zur Geschichte Osteuropas in Mittelalter und früher Neuzeit. Festschrift für Peter Nitsche zum 65. Geburtstag, hrsg. von E. Hübner, E. Klug, J. Kusber, Stuttgart 1998, S. 415−422). A. Luschin von Ebengreuth, Allgemeine Münzkunde und Geschichte des Mittelalters und der neueren Zeit, München, 2. Aufl. Berlin 1926, S. 288 ff.; K. Schneider, Münzvereine, in: Von Aktie bis Zoll, S. 270 f.; M. North, Floren (Gulden), S. 114 f. Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 26, S. 190. Luschin von Ebengreuth, Münzkunde, S. 290. Gulden, Mark und „grivenki” 95 passende Umschriften oder Bildmotive für die eigenen Ziele und Ansprüche auf Münzen Propaganda zu machen, von denen einige russische Fürsten in der Vergangenheit ebenfalls Gebrauch gemacht hatten60, räumte der Hochmeister dem Großfürsten im Rahmen einer Münzgemeinschaft aber keine besonderen Zugeständnisse ein: Die gewählten Umschriften oder Embleme mussten gerade bei Gemeinschaftsprägungen nicht zwangsläufig politische Bedeutung besitzen61. Der russischen Seite mag diese Frage angesichts der Währungsverhältnisse im Moskauer Staat nicht besonders wichtig erschienen sein. Über diese liegt mit den Rerum Moscoviticarum commentarii (1549) des Habsburgischen Diplomaten Sigismund von Herberstein ein zeitgenössisches westliches Zeugnis vor, in das vielfältige Nachrichten Eingang fanden, die der Autor während seines langen Moskauaufenthaltes im Jahre 1517 zusammengetragen und einige Jahre nach seiner zweiten Gesandtschaftsreise im Jahre 1526 für die Niederschrift seines Berichtes verwandt hatte62. Herberstein hatte aufmerksam registriert, dass auf dem Gebiet des Moskauer Staates mehrere Münzsysteme nebeneinander Geltung besaßen63, er präsentierte die Relationen der einzelnen Münzsorten zueinander und beschrieb auch die Gestalt einiger Münzen und ihr Verhältnis zum ungarischen Gulden64, Das ursprüngliche Moskauer Münzsystem hatte sich im Zuge der Vereinigung der nordostrussischen Fürstentümer zwar zusammen mit den Moskauer Oberherrschaftsansprüchen durchgesetzt. Münzen aus den alten Groß- und Teilfürstentümern, teils von variierendem Gewicht, befanden sich aber weiterhin im Umlauf. In der Praxis standen insbesondere das Novgoroder 60 61 62 63 64 Th. S. Noonan, Forging a National Identity: Monetary Politics during the Reign of Vasilii I (1389−1425), in: Culture and Identity in Muscovy, 1359−1584, hrsg. von A. M. Kleimola, G. D. Lenhoff, Moskau 1997, S. 494−529, hier S. 516 ff. Luschin von Ebengreuth, Münzkunde, S. 57 f.; methodologische Erwägungen zur Nutzung von Münzbildern zu Propagandazwecken bei P. Schmidt, Mittelalterliche Münzen und Herrscherporträt. Probleme der Bildnisforschung, in: Geld im Mittelalter. Wahrnehmung – Bewertung – Symbolik, S. 52−90, hier S. 58 f. A. L. Choroškevič, Die Quellen Herbersteins und die Moscovia als Quelle zur politischen, Sozial- und Wirtschaftsgeschichte der Ruś im ersten Viertel des 16. Jahrhunderts, in: Siegmund von Herberstein, S. 179−243; s. ferner die Beiträge in: 450. Jahre Sigismund von Herbersteins „Rerum Moscoviticarum commentarii“. 1549−1999. Jubiläumsvorträge, hrsg. von F. Kämpfer, R. Frötschner, Wiesbaden 2002. Herberstein unterschied Moskauer, Novgoroder, Tverer und Pskover Münzen (S. von Herberstein: Rerum Moscoviticarum Commentarii [...]. Basileae 1571, Nachdruck: Frankfurt/M. 1964, S. 56). Dieser lief auch im Moskauer Staat um (I. G. Spasskij, Russkaja monetnaja sistema. Istorikonumizmatičeskij očerk, Leningrad 1970, S. 108 f.). Ebenda findet sich auch eine Beschreibung und Abbildung einer um 1480 von Ivan III. nach dem Muster des Ungarischen Guldens geprägten Goldmünze. Der Wunsch nach möglichst getreuer Nachbildung führte offenbar zur Übernahme des ungarischen Wappens ins Münzbild bei gleichzeitiger Nennung der Namen des Großfürsten und seines Sohnes Ivan Ivanovič Molodoj in der Umschrift. Zum Auftauchen westlicher (Gold-) Münzen in russischen Fürstentümern ferner V. M. Potin, Zolotye zapadnye monety na territorii russkogo gosudarstva XIV−XVII vekov, in: Russkaja numizmatika XI−XX vekov. Materialy i issledovanija, hrsg. von V. M. Potin, Leningrad 1979, S. 5−28. 96 Maike Sach und Pskover sowie das Moskauer Münzsystem nebeneinander, was zwangsläufig zu einer doppelten Münzrechnung führte, da die Moskauer Gepräge nur etwa die Hälfte der jeweiligen Münzen aus den beiden anderen Städten wogen. Zu einer Münzreform, die die Systeme vereinheitlichte und den durch diese Zustände begünstigten Manipulationen ein Ende setzte, sollte es erst nach dem Tode Vasilijs III. unter der Regentschaft Elena Glinskajas für den minderjährigen Ivan IV. Groznyj kommen65. Vor diesem Hintergrund erstaunt es nicht besonders, dass sich keine weiteren Vereinbarungen oder auch nur Stellungnahmen von Seiten der großfürstlichen Unterhändler zum Problem von Münzbild und Umschrift erhalten haben, welches von Ordensseite aufgeworfen worden war. Das Thema wurde erneut, offenbar zum letzten Mal und wiederum, ohne weitere Resonanz hervorzurufen, in dem bereits mehrfach erwähnten Brief des Hochmeisters an Vasilij III. aufgegriffen, den Melchior von Rabenstein im August 1517 überbrachte66. Von den preußischen Münzen, die nach dem Bündnisschluss im Jahre 1517 und während des Krieges mit Polen 1519−1521 auch aus russischem Silber geschlagen wurden, haben sich einige wenige erhalten und sind infolge ihrer Seltenheit bereits in älterer Literatur ausführlich beschrieben worden. Die äußere Gestalt dieser Gepräge wie auch die gewählten Umschriften lassen keine Einflussnahme von Moskauer Seite erkennen67. Eine Prägung von Hilfsgeldern aus russischem Silber im Ordensland warf nicht nur die Frage nach ihrer äußeren Gestaltung auf, sondern vor allem auch danach, wem die Kontrolle über die Gelder obliegen sollte. Gemäß dem Vorschlag Schönbergs sollte diese der Großfürst durch einen Gesandten ausüben können. Zusammen mit diesem Gesandten sollte auch der „Wert“ (valor) der zu prägenden Münzen festgelegt werden68. Ob es sich bei diesem valor um den valor extrinsecus, dem äußeren (nominalen) Münzwert, handeln sollte oder um den valor intrinsecus, den Feingehalt der Münze, geht aus der relevanten, bereits oben vollständig zitierten Quellenpassage nicht hervor. Gespräche über den Münzfuß, der der Prägetätigkeit zugrunde gelegt werden sollte, fanden im Rahmen der ersten Gesandtschaftsreise Schönbergs nach Moskau offenbar nicht statt. 65 66 67 68 J. Kulischer, Russische Wirtschaftsgeschichte, Bd. 1. Jena 1925, S. 369 ff.; G. B. Fedorov, Unifikacija russkoj monetnoj sistemy i ukaz 1535 g., „Izvestija Akademija nauk SSSR. Serija istorii i filosofii” 1950, T. 7, Nr. 6, S. 547−558; Spasskij, Russkaja monetnaja sistema, S. 111 ff.; E. I. Kamenceva, N. V. Ustjugov, Russkaja metrologija, Moskva 1975, S. 170 f.; zur Regentschaft der Großfürstin H. Rüss, Elena Vasil’evna Glinskaja, „Jahrbücher für Geschichte Osteuropas N. F.“ 1971, T. 19, S. 481−498, hier S. 494; Heller, Russische Wirtschafts- und Sozialgeschichte, S. 217. GStA PK XX. HA OBA 21414, Bl. 1v−2r, hier 1v; SIRIO 53, S. 36; unter falschem Datum in SGGD 5, Nr. 74. F. A. Voßberg, Geschichte der Preußischen Münzen und Siegel von frühester Zeit bis zum Ende der Herrschaft des Deutschen Ordens, Berlin 1843, S. 196 ff., insbesondere S. 199 ff., ferner Waschinski, Münz- und Währungspolitik, S. 165 ff. sowie Bildanhang, Tafel 2−5. Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 128, S. 298; SIRIO 53, S. 17. Gulden, Mark und „grivenki” 97 Erste Präzisierungen und Versuche zur Modifikation von Klauseln und Absprachen Die Gespräche über die Subsidien waren im März 1517 noch sehr allgemein geblieben, der Schluss des Bündnisses hatte Vorrang vor allem anderen gehabt. Doch schon bald wuchs das Bedürfnis auf der Seite des Ordens, die Vereinbarungen gemäß den eigenen – finanziellen − Bedürfnissen zu modifizieren. Ein wichtiges Zeugnis dafür ist der Brief des Hochmeisters an den Großfürsten, den Rabenstein anlässlich seiner Gesandtschaft an den großfürstlichen Hof im August 1517 überbrachte und in dem der „deutsche Brauch“ als Besoldungsgrundlage zum ersten Mal in der Korrespondenz der Bündnispartner definiert worden war69. In diesem Schreiben versprach der Hochmeister dem Großfürsten, an den von Maximilian I. für den Oktober geplanten Verhandlungen zur Vermittlung eines Friedens zwischen ihm und Zygmunt Stary von Polen-Litauen nicht teilnehmen zu wollen. Es sei ferner nicht nötig, zunächst sämtliche ursprünglich dem Orden gehörende Gebiete zurückzuerobern, wie in den Verhandlungen im März von Moskauer Seite ausdrücklich gefordert und auch vom Hochmeister im Rahmen der Beeidigung des Bündnisvertrages Anfang Juni in Memel auch bestätigt70. Vielmehr sei es völlig ausreichend, nur die wichtigsten Gebiete zu erobern, der Rest würde dem Orden dann schon von allein wieder zufallen. Der Hochmeister wolle sich aber nicht gezwungen sehen, aus Geldmangel die bereits angeworbenen Söldner bald wieder entlassen zu müssen. Daher schlug er vor, für ihre Bezahlung sowie für die Finanzierung von Artillerie möglichst schnell 50 000 Mark reines Silber nach Pskov zu senden. Von dort aus sollte es bei Kriegsbeginn nach Königsberg transportiert und unter den oben bereits zitierten Bedingungen verprägt werden. Die Wertrelation des rheinischen Guldens zu der neuen preußischen Groschenprägung sollte gemäß den Vorschlägen des Hochmeisters 1:20 betragen. Die Kontrolle über das Geld, über dessen Verwendung die Ordensseite genau Rechenschaft abzulegen habe, sollte bei den Gesandten des Großfürsten verbleiben71. Dass die in Aussicht genommene gemeinsame Prägung damit zumindest theoretisch einen deutlich höheren Kurswert besitzen sollte als die bisherigen zeitgenössischen Groschenprägungen im Ordensland Preußen − Emil Waschinski hatte für das Jahr 1510 ein Verhältnis zwischen rheinischem Gulden und preußischen Groschen von 1:30, für das Kriegsjahr 1520 gar ein Verhältnis von 1:35 ermittelt72 − wurde dem 69 70 71 72 GStA PK XX. HA OBA 21414, Bl. 1r−2r, hier Bl. 1v; SIRIO 53, S. 35 ff , hier S. 36. GStA PK XX. HA OBA 21375, 21376. GStA PK XX. HA OBA 21414, Bl. 1r−2r; SIRIO 53, S. 35 ff. Waschinski, Münz- und Währungspolitik, S. 243 (s. auch die Daten aus der Königsberger Chronik des Johannes Freiberg in: Scriptores rerum Prussicarum. Die Geschichtsquellen der preußischen 98 Maike Sach russischen Bündnispartner in dem besagten Brief nicht mitgeteilt. Die Festlegung der Wertrelation auf 1:20 darf nicht vorschnell als Wunsch der Ordensleitung interpretiert werden, eine möglichst solide Münze zu prägen. Ein hoher Kurs bzw. ein Zwangskurs, bei dem Nennwert der zu prägenden Münze im Verhältnis zu anderen Münzsorten über ihrem Metallwert lag, konnte wenigstens eine Zeitlang zu hohen Münzgewinnen führen73, auf die von Seiten der Ordensleitung − so mag man angesichts der wirtschaftlichen und finanziellen Lage des Ordens unterstellen − spekuliert worden sein könnte. Zusätzlichen Spielraum für zumindest zeitweiligen Gewinn bis zur nächsten Münzverschlechterung bot auch der Münzfuß. Vermöge dieses Parameters legte der Münzherr fest, wie viele Münzen aus einer Gewichtseinheit Metall geprägt werden sollten sowie dessen Legierung. Der Münzherr, der das Feingewicht seiner Münzen bei Beibehaltung des Nennwerts reduzierte, konnte ebenfalls die Einnahmen aus der in seiner Hoheit liegenden Prägetätigkeit erhöhen74. Zum Münzfuß, zu dem sich der Hochmeister hinsichtlich des gemeinsam festzulegenden valor der gemeinsamen Münzprägung hatte äußern können und angesichts der Zusagen Schönbergs gegenüber den russischen Verhandlungspartnern wohl auch hätte äußern müssen, fanden sich in dem zitierten Brief keine Angaben. Auch hier könnte man unterstellen, dass entsprechende Festlegungen dem Hochmeister offenbar weitere Einkünfte bescheren und der Finanzierung seiner (Rüstung)Ausgaben dienen sollten. Solche Erwägungen und Entscheidungen stellten verbreitete finanzpolitische Tricks zeitgenössischer Kriegsfinanzierung dar75. Der Hochmeister war allerdings geneigt, diese Kniffe über das übliche, wirtschaftlich gerade noch vertretbare Maß anzuwenden, was schließlich zur Zerrüttung der Währung im Ordenland Preußen führte. Die Forschungen von Oliver Volckart zur Münzpolitik des Deutschen Ordens zeigen dies klar76. Aufgrund der Analyse der Klauseln von Dienstverträgen von Münzmeistern in diesem Zeitraum spricht Volckart sogar von einer „Aufforderung zur amtlichen Falschmünzerei, deren Erträge der Landesherrschaft unmittelbar zugute kommen sollten“77. Not macht erfinderisch und so war dem Hochmeister sehr daran gelegen gewesen, dem Großfürsten eine den finanziellen Bedürfnissen und Interessen des Ordens dienlichere Auslegung der Vereinbarungen vortragen zu lassen. Auf die Interpretation der Abmachungen bezüglich des Zahlungstermins, auf Vorschläge 73 74 75 76 77 Vorzeit, Bd. 6, red. W. Hubatsch, U. Arnold, Frankfurt/M. 1968, S. 356−538, hier S. 489 ff.). Luschin von Ebengreuth, Münzkunde, S. 223 f. J. H. Munro, Schlagschatz, in: Von Aktie bis Zoll, S. 357. M. North, Kriegsfinanzierung, S. 198 f.; zu Problemen der Kriegsfinanzierung und dem Zusammenhang zwischen Finanzpolitik und Kriegswesen s. G. Parker, Die militärische Revolution. Die Kriegskunst und der Aufstieg des Westens 1500−1800, Frankfurt/M., New York 1990, S. 86 ff.; M. Stolleis, Pecunia nervus rerum. Zur Staatsfinanzierung in der frühen Neuzeit, Frankfurt/M. 1983, S. 68 ff. Volckart, Münzpolitik, S. 239 ff. Ibidem, S. 240. Der in diesem Kontext aufschlussreiche Dienstvertrag mit dem Münzmeister Hans Schmittermeier ist von Volckart als Quelle Nr. 9 im Anhang der zitierten Arbeit ediert worden. Gulden, Mark und „grivenki” 99 für das weitere Verfahren sowie konkrete Geldwünsche, erhielt der Ordensgesandte Rabenstein im September 1517 zum Ende seiner Moskauer Gesandtschaftsreise jedoch eine kühle Antwort, in der die russische Seite auf den ursprünglichen Klauseln und ihre zurückhaltende Interpretation beharrte: Sit Alberto generali magistro principi Pruscie bene notum, quod nos in nostris dominiis omnibus habemus nostrum thezaurum, etiam in nostro patrimonio in Pleschovia thezaurum nostrum habemus. et sicut nos in / commissione magistro cum suo familiari Theodorico dedimus, quod nos graciam et adjutorium atque defensionem sibi volumus facere a nostro inimico quantum nobis deus adjuvabit. et postquam ipse recuperabit suas civitates terre Pruscie quas tenet inique rex Polonie et si ibit ad Cracoviam, tunc nos sibi subsidium cum nostro thezauro faceremus, sed etiam et nunc thezaurum nostrum in Pleschovia paratum habemus78. Mark und „grivenki“ Neben der ersten Nennung einer konkreten Summe in Höhe von 50 000 Mark Silber, die als Hilfsgeld vom Großfürsten zur Verfügung gestellt werden sollte, sowie der geplanten Wertrelation zum rheinischen Gulden fanden sich keine weiteren Angaben in dem bereits erwähnten Schreiben des Hochmeisters vom Sommer 1517. Da es wie alle Dokumente übersetzt werden musste, ergab sich die Notwendigkeit, Maßeinheiten zu übertragen. In diesem Brief fand sich die Maßangabe marca („quinquaginta milia marcas argenti“79), für die in der russischen Übersetzung der Begriff grivenka, im Plural grivenki80, verwandt wurde. Während der Verhandlungen Schönbergs im Rahmen seiner ersten Gesandtschaftsreise nach Moskau im März 1517 war „certam summam marcarum argenti“81 mit der Fügung „izvěsnoe sobranie srebra“82 übertragen worden, was man als „eine bestimmte Summe Silber“ übersetzen könnte. Für die Maßangabe marca war kein Äquivalent gesetzt worden, ob aus Flüchtigkeit oder aus Bedacht, lässt sich nicht mehr entscheiden. Einige Monate später, im Sommer 1517, wurde nun auf den ersten Blick sehr selbstverständlich die Angabe marcae mit grivenki übertragen und damit implizit gleichsetzt, wie es in verschiedenen Handelsverträgen zwischen westlichen und russischen Partnern in der Vergangenheit auch durchaus Brauch gewesen war83. Doch konnte man von 78 79 80 81 82 83 GStA PK XX HA OBA 21524, Zitat: Bl. 3/Abschnitt 3, gekürzt bei Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 134, Zitat: S. 305 f.; russische Fassung: SIRIO 53, S. 38. GStA PK XXHA OBA 21414, Bl. 1v SIRIO 53, S. 36. Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 128, S. 298, s. auch das Zitat weiter oben. SIRIO 53, S. 17. H. Witthöft, Der Smolensker Vertrag und die Überlieferung von Waage und Gewicht aus dem Novgoroder und dem Düna-Handelsraum. Nach deutsch-russischen Quellen des 13. bis 15. Jahr- 100 Maike Sach diesen Verhältnissen so einfach ausgehen und eine marca mit einer grivenka auf diese Weise ohne weitere Festlegungen und Erläuterungen gleichsetzen? Eine Mark konnte im Mittelalter und früher Neuzeit im Prinzip vieles sein, neben tatsächlich ausgeprägten Münzen bezeichnete sie eine Rechen- sowie eine Gewichtseinheit und im letztgenannten Sinne die Hälfte eines Pfundes84. Lokale Ausprägungen dieser Einheit konnten trotz des gleichen Namens unterschiedliche Größen bezeichnen, die aber wiederum über natürliche, ganze Zahlen zueinander in Beziehung gebracht werden konnten85. Überregionale Bedeutung als allgemein anerkanntes Münzgrundgewicht erlangte beispielsweise die Kölner Mark, die als Markgewicht im metrischen System 233,81 g wog und sich nach den Forschungen von Harald Witthöft von der Hälfte eines karolingischen Kaufmannspfundes herleiten ließ86. Im Ordensland Preußen fand als Gewicht für das Abwiegen von Silber eine Mark von 190,08 g Verwendung87. Die Mark wurde aber auch als Recheneinheit gebraucht: Während der Regierungszeit des Hochmeisters Albrecht war 1 Mark preußisch (d. h. eine „geringe Mark“, wie sie sich im Laufe des 15. Jahrhunderts durchgesetzt hatte) = 20 Groschen = 60 Schilling = 360 Pfennig. Dieses System war allerdings in den Kriegsjahren 1520 und 1521 Wandlungen unterworfen, indem noch zusätzliche Münzsorten geprägt wurden: 1 Gulden = 1 Taler = 2 Halbtaler = 4 Vierteltaler = 32 Groschen = 96 Schillinge = 576 Pfennige88. Ebenso wie die Mark war die grivenka, ein Diminuativum von grivna hier: grivna serebra (grivna Silber)89, gleichermaßen Gewichtseinheit wie Rechenmünze, 84 85 86 87 88 89 hundert, in: Novgorod. Markt und Kontor der Hanse, hrsg. von N. Angermann, K. Friedland, Köln 2002, S. 177−209, hier S. 184. H. Witthöft, Mark I, in: Von Aktie bis Zoll, S. 234 f. sowie K. Schneider, Mark II, ibidem, S. 235 f. H. Witthöft, Maß und Gewicht in Mittelalter und Früher Neuzeit – das Problem der Kommunikation, in: Kommunikation und Alltag in Spätmittelalter und Früher Neuzeit, S. 97−126, s. auch das Schaubild auf S. 121, wo auf Grundlage von Unzen-, Lot- und Pfennigrelationen die verschiedenen europäischen Mark- und Pfundgewichte zueinander in Beziehung gesetzt werden. H. Witthöft, Die Kölner Mark zur Hansezeit, in: Geldumlauf, Währungssysteme und Zahlungsverkehr in Nordwesteuropa 1300−1800. Beiträge zur Geldgeschichte der späten Hansezeit, hrsg. von M. North, Köln 1989, S. 51−74. E. Waschinski, Die altpreußischen Gewichte der Ordenszeit, „Westpreußen-Jahrbuch“ 1965, T. 15, S. 25−32, hier S. 26 ff. V. M. Potin setzt fälschlicherweise 187 g an (idem, Maloizvestnyj innostrannyj istočnik, S. 208, Anm. 3.). Bislang wurde in der Forschung weitgehend davon ausgegangen, dass das preußische Pfund über die Vermittlung des Kulmer Pfundes an das Kölner Pfund angelehnt war (z. B. Waschinski, Münz- und Währungspolitik, S. 45 ff.; Witthöft, Die Kölner Mark zur Hansezeit, S. 68; Volckart, Münzpolitik, S. 55, Anm., 57). Es haben sich offenbar auch späte Nachrichten über die Prägung eines Doppelguldens erhalten (Waschinski, Münz- und Währungspolitik, S. 167 ff., ferner die Tabellen auf S. 232 f.). Ursprünglich stand grivna für eine bestimmte Sorte Halsschmuck bis der Begriff schließlich zur Bezeichnung von Währungs- und Gewichtseinheiten verwandt wurde (Real- und Sachwörterbuch zum Altrussischen, hrsg. von K. Günther-Hielscher, V. Glötzner, H. W. Schaller, Neuried 1985, S. 80 f.) Die grivna serebra war Grundlage der Münzprägung, daneben existierte auch die grivna kun als Rechnungseinheit, die regional unterschiedlich sein konnte und als deren Grundlage Pelze Gulden, Mark und „grivenki” 101 die aber nicht geprägt wurde, sondern allenfalls als Silberbarren im Wortsinne greifbar wurde. Unterschieden wurde die bol’šaja grivenka von ungefähr 409 g sowie die malaja grivenka. Letztere tauchte auch unter der Benennung rublevaja, später skalovaja grivenka auf, die als russische Maßeinheit bzw. als Barren ca. 200 bis 204 g wog90. Als Münzbezeichnungen und grundlegende Einheiten gab es ferner die den’ga, den altyn, die grivna und als Recheneinheit den Rubel, wobei es jeweils von dem regional angewandten System abhing, wie viele den’gi mit den nächst höheren Einheiten zusammengefasst werden konnten: Der altyn war sechs den’ga wert, während im 14. und 15. Jahrhundert die grivna in Novgorod 14 den’ga zählte, in Moskau jedoch zwanzig. Für das ausgehende 15. und beginnende 16. Jahrhundert galt, dass die Novgoroder Währung doppelt so schwer war wie die Moskauer91. Für Mark und grivenki gilt also gleichermaßen, dass sie Rechenmünze als auch Gewichtseinheit, insbesondere für die Gewichtung von Edelmetallen waren. Die jeweilige Funktion kann nicht immer zweifelsfrei aus den Quellen erschlossen werden. Aus dem oben zitierten Brief Albrechts von Brandenburg an Vasilij III. vom Sommer 1517, in dem der Hochmeister um die Zusendung von 50 000 marcae bzw. grivenki bat, geht nicht explizit hervor, ob Mark bzw. grivenka als Währungseinheit oder als Gewicht verstanden werden sollten. Da das Silber jedoch nach den Absprachen vom März 1517 erst im Ordensland zu Münzen geprägt werden sollte, darf man wohl unter den genannten Einheiten Maße für das Abwiegen von Edelmetallen sehen. Gestützt wird diese Annahme durch eine spätere, eindeutige Verwendung von marca als Gewichtseinheit beim Auswiegen russischer Subsidien92. Aber auch, wenn man von der Verwendung des Begriffs als Gewichtseinheit ausgeht, gibt es Unwägbarkeiten bedingt durch die Gewichtsunterschiede, wie eine Modellrechung zeigt: Legt man der Umrechnung der erbetenen 50 000 nicht näher spezifizierten marcae bzw. grivenki das überregional gültige Kölner Pfund mit 467,62 g, d. h. ein Markgewicht von 233,81 g zugrunde, so ergibt sich eine Silbermenge von 11 690,5 kg. Dieser Wert mag hier 90 91 92 anzusprechen sind (Heller, Russische Wirtschafts- und Sozialgeschichte, S. 212 ff.; P. Hoffmann, Handbuch der Geschichte Russlands, Bd. 6: Einführung in Literatur, Quellen und Hilfsmittel, Stuttgart 2004, hier S. 216 f.) Kamenceva, Ustjugov, Russkaja metrologija, S. 169 ff.; Spasskij, Russkaja monetnaja sistema, S. 105 ff.; zum Begriff: Slovaŕ russkogo jazyka XI−XVII vv., T. 4. Moskva 1977, S. 134 f.; I. I. Sreznevskij, Materialy dlja slovarja drevnerusskogo jazyka po piśmennym pamjatnikam, Bd. 1, S.-Peterburg 1890, Nachdruck: Moskva 1958, S. 591. Ausführlich N. Bauer, Die Silber- und Goldbarren des russischen Mittelalters. Eine archäologische Studie, „Numismatische Zeitschrift N. F.“ 1929, T. 22, S. 77−120, ibidem, 24 (1931), S. 61−100; ferner Hoffmann, Handbuch, S. 216 ff.; Schröter, Wörterbuch der Münzkunde, S. 237. Hoffmann, Handbuch, S. 218; mit verschiedenen Umrechnungsbeispielen: Kamenceva, Ustjugov, Russkaja metrologija, S. 169 f.; s. auch V. O. Ključevskij, Russkij rubel’ XVI−XVIII vv. v ego otnošenii k nynešnemu. Opyt opredelenija menovoj stoimosti starinnogo rublja po chlebnym cenam (materialy dlja istorii cen), in: idem, Sočinenija v devjati tomach, t. 8: Stat’i, Moskva 1990, S. 59−119, hier S. 81 f. GStA PK XX HA OBA 24369, Bl. 4 r. 102 Maike Sach allerdings nur von theoretischem Interesse sein. Setzt man die grivenka zu 204 g als Berechnungsgrundlage an, so vermindert sich die Menge auf 10 200 kg. Bei einem Markgewicht von 190,08 g, dem in Preußen eigentlich gebräuchlichen und hier wohl anzusprechenden Maß, ergeben 50 000 grivenki 9504 kg Silber. Die Unterschiede zwischen den verschiedenen zumindest theoretisch denkbaren Modellen blieben zu diesem Zeitpunkt offenbar noch unbemerkt, weil sie sich erst bei der Bemessung großer Mengen sichtbar auswirkten. Dazu war es zu diesem Zeitpunkt allerdings noch nicht gekommen. Vielleicht scheint den Bündnispartnern zu Beginn noch nicht recht klar gewesen zu sein, dass Maß- und Währungseinheiten eventuell ein (Verständigungs-)Problem darstellen könnten. Die russische Seite mag bei den Gesandten aus dem Ordensland Preußen darüber hinaus einen Kenntnisstand vorausgesetzt haben, wie er bei den direkten Nachbarn zu Recht vermutet werden durfte. Livländische Handelsleute hatten über ihre Tätigkeit Erfahrungen mit russischen Handelspartnern gesammelt und dementsprechend auch Kenntnisse über russische Maße und Münzsysteme93. Angesichts der Bemühungen des Hochmeisters und seines engsten Ratgebers Schönberg, den Inhalt der Verhandlungen mit dem Moskauer Großfürsten vor dem Meister des livländischen Ordenszweiges zunächst geheim zu halten bzw. zu verschleiern94, ist es jedoch wenig wahrscheinlich, dass man sich in dieser Frage in Livland, dessen Münz- und Rechnungssystem sich überdies vom preußischen unterschied95, erkundigt hätte. Anfragen hinsichtlich russischer Maße und Münzsysteme von Seiten des preußischen Ordenszweiges hätten beim livländischen Meister, der den Moskauer Großfürsten als seinen gefährlichsten Gegner einstufte und − im Gegensatz zum Hochmeister − den Herrscher von Polen-Litauen als einen potentiellen Verbündeten betrachtete, sicher nur Verdacht erregt. Datensammlung Interesse bezüglich der Themen Maß, Gewicht, Münze und Kaufkraft war aber auf Seiten des preußischen Ordenszweiges klar vorhanden: Während seines zweiten Aufenthaltes in Moskau im Frühjahr 1518 verständigte sich Schönberg zusammen mit dem D‘jaken Elizar Sergeev Sukov96 und dem Übersetzer Vlas Ignat’ev über Gewichte, 93 94 95 96 A. L. Choroškevič, Torgovlja Velikogo Novgoroda s pribaltikoj i zapadnoj Evropoj v XIV−XV vekach, Moskva 1963, S. 274, Anm. 46. S. die Instruktionen, die Schönberg für seinen Besuch beim livländischen Meister auf der Reise nach Moskau erhielt (Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 122, 123) sowie die Instruktion für Rabenstein: GStA PK XX HA OBA 21414, Bl. 5 r−5v. Waschinski, Münz- und Währungspolitik, S. 194. A. A. Zimin, D’jačeskij apparat v Rossii vtoroj poloviny XV − pervoj treti XVI v., „Istoričeskie Zapiski“ 1971, T. 87, S. 219−286, Nr. 165; S. B. Veselovskij, D’jaki i pod’jačie XV − XVII vv., Gulden, Mark und „grivenki” 103 das Moskauer Münzsystem und einige Preise für Lebens- und Futtermittel, Pelze, Heizmaterial und andere Güter97. Diese Notizen stellen eine flüchtige Momentaufnahme der entsprechenden Verhältnisse in Moskau dar und können bereits bekanntes, aber gerade auch für diese frühe Zeit z. T. recht lückenhaftes Datenmaterial98 ergänzen, allerdings unter Vorbehalt, wie noch zu zeigen sein wird. Anbei einige, im Kontext des vorliegenden Artikels relevante Daten zu Gewichts- und Münzsystem, Währungsverhältnissen und Feingehalt aus den Aufzeichnungen Schönbergs: […] 2 grivennen thun 1 Lb griven ist 1 margk 1 grivia thut 10 dennigk 3 dennigk 1 altin 2 moskoffsken 1 dennigk 1 fl. Ungrisch 17 altin 1 rubel 33 altin [...] Es wollen die Moskawitter sagen 2 ½ fl. Ungrisch, nota ergo das die Ungrischen gulden meher gelten dann 51 d. […] Lasur die best 1 griven ader margk, 1 fl. Ungrisch och 20 altin. Lasur die argst griven 10 altins. […] Ein margk silber vor 2 ½ rubel. I grivia facit 260 gros dennigk, 1 deng vor ein prewssischen gr. facit 13 margk Prewsch99. Schönberg und seine Gesprächspartner aus dem Posol’skij prikaz trugen dabei etwas andere Daten bezüglich des Währungssystems, aber auch hinsichtlich hier nicht weiter zu berücksichtigender Preise für bestimmte Waren zusammen als der oben bereits erwähnte Herberstein. Dieser präsentierte in seinen Rerum Moscoviticarum commentarii nicht nur andere Verhältnisse unter den einzelnen russischen Münzensorten und unterrichtete seine Leser explizit darüber, dass im Moskauer Staat mehrere Münzsysteme nebeneinander Geltung besaßen100. Er beschrieb zusätzlich auch die äußere Gestalt einiger Münzen und − ebenso wie Schönberg − ihr Verhältnis zum auch im Moskauer Staat umlaufenden ungarischen Gulden101: red. V. I. Buganov, B. V. Levšin, Moskva 1975, S. 473. GStA PK XX. HA OBA 21844. Der flüchtig hingeworfene und nicht immer eindeutig zu lesende Entwurf ist unkommentiert abgedruckt bei Forstreuter, Preußen und Rußland, S. 235 ff., auf der Grundlage von Forstreuters Veröffentlichung ein weiteres Mal mit leichten Kürzungen, einer russischen Übersetzung und einem kurzen Kommentar nachgedruckt bei V. M. Potin, Maloizvestnyj istočnik. 98 A. G. Mańkov, Dviženie i geografija chlebnych cen v russkom gosudarstve XVI v., “Istoričeskie zapiski” 1949, T. 28, S. 132−163; J. Blum, Prices in Russia in the Sixteenth Century, “The Journal of Economic History” 1956, T. 16, S. 182−199. 99 GStA PK XX. HA OBA 21844, Bl. 1r−2r. 100 Herberstein, Rerum Moscoviticarum Commentarii, S. 56. 101 Spasskij, Russkaja monetnaja sistema, S. 108 f. 97 104 Maike Sach Moscovuiticus nummus non rotunda, sed oblonga & ouali quodammodo forma, Denga dictus, diuersas habet imagines antiqua, in qua una rosae: posterior, hominis equo insidentis imaginem. in altera autem parte utraque scripturam habet. Illorum porro centum, unum Hungaricalem aureum: Altinum sex dengae, Grifnam uiginti, Poltinam centum, Rublum ducentae faciunt. Noui nunc utrinque characteribus signati cuduntur, & quadringenti ualent Rublum102. Folglich sind bei Herberstein sechs den’gi gleich einem altyn, 20 den’gi geben eine grivna, 100 den’gi sind eine poltina wert, die die Hälfte eines Rubels bezeichnet, für den wiederum 200 den’gi zu veranschlagen sind. Schönberg setzte jeweils nur die Hälfte der Summe an den’gi für die jeweils genannte Münzsorte an, so dass man argumentieren könnte, dass er bei seinen Aufzeichnungen implizit das Novgoroder Münzsystem im Hinterkopf hatte und bei der Zuordnung der einzelnen regional unterschiedlichen Werte und Münzsorten durcheinander geriet. Bei der Bewertung des auf dem Dezimalsystem beruhenden Rubel unterliefen Schönberg Ungenauigkeiten: Konsequenterweise hätte er den Rubel in seiner Aufstellung, in der von einem Verhältnis Rubel zu den’ga von 1:100 ausgegangen worden zu sein scheint, mit 33 altyn (à jeweils drei den’gi) und einer den’ga veranschlagen müssen. Zum Vergleich: nach den Herbersteinschen Daten, nach denen der Rubel für 200 den’gi steht, ist er 33 altyn (à jeweils sechs den’gi) zuzüglich zwei den’gi wert. Die grivna, grivia bzw. grivenka erscheint auch in Schönbergs Zusammenstellung in der bereits oben dargestellten doppelten Bedeutung als Gewichts- und Währungseinheit. Er setzte seine griven ebenfalls einer Gewichtsmark gleich, wie es schon früher gehandhabt worden war. Im April 1518, als Schönberg die oben präsentierten Daten zu Papier brachte, scheint immer noch nicht bemerkt worden zu sein, dass sich preußische Mark und Moskauer grivenka im Gewicht voneinander unterschieden, was, wie die obige Modellrechnung am Beispiel der im August 1517 erbetenen 50 000 Mark/grivenki zeigt, gerade bei großen Mengen Edelmetall erheblich ins Gewicht fallen musste. Die Daten, die zu Währungsverhältnissen gesammelt worden waren, boten zumindest auf den ersten Blick eine solide (Um-) Rechnungsgrundlage. Doch dies sollte bald schon wieder ganz anders aussehen. Im Sommer 1518 beauftragte Vasilij III. Elizar Sergeev Sukov, die verschiedenen Angaben Schönbergs, insbesondere zur Entlohnung von Söldnern, zu Fragen der Münzprägung, der Wechselkursverhältnisse und des Feingehalts im Ordensland zu überprüfen: Die Sätze, die den Söldnern für ihre unterschiedlichen Dienste ausgehändigt wurden, konnte Sukov bestätigen und in einigen Punkten noch präzisieren103. Gemäß seinen Nachforschungen in Währungsfragen bestand zwischen dem rheinischen Gulden und dem preußischen Groschen ein Verhältnis von 1:21, der grivenka zum preußischen Groschen von 1:164, allerdings bei einem etwas gerin102 103 Herberstein, Rerum Moscoviticarum Commentarii, S. 56. SIRIO 53, S. 76. Gulden, Mark und „grivenki” 105 geren Feingehalt der aus dem Moskauer Silber geschlagenen Münze104. Auffällig ist, dass das Verhältnis zwischen rheinischen Gulden und Groschen, welches gemäß der oben zitierten Angaben des Hochmeisters gegenüber dem Großfürsten 1:20 betragen sollte, jetzt etwas zuungunsten des Groschens angesetzt wurde. Es erscheint dabei angelehnt an die Wertrelation zwischen rheinischem Gulden und dem meißnischsächsischen Groschen, einer wichtigen, überregionale Bedeutung besitzenden Groschenmünze, welche ebenfalls 1:21 betrug105. Wichtiger für die Kommunikation zwischen Orden und Moskauer Staat über Währungsfragen war aber, dass Sukov hinsichtlich der Bewertung des preußischen Groschens zu einem anderen Ergebnis kam, als im Rahmen der erwähnten Zusammenstellung von Daten mit Schönberg. Sukov ermittelte ein Verhältnis von grivenka (hier verstanden als Gewichtseinheit) zu ausgeprägten preußischen Groschen von 1:164, nachdem Schönberg zuvor mit Sukov und Ignat’ev das Verhältnis von preußischem Groschen und den’ga gleichsowie das Verhältnis von grivenka zu den’ga auf 1:260 angesetzt hatte106. Offene Irritationen über dieses Ergebnis sind den erhaltenen Akten nicht zu entnehmen. Aus dem Bericht Sukovs an den Großfürsten geht aber hervor, dass der Hochmeister an der Klärung dieser Fragen interessiert war und dem russischen Gesandten ein Markgewicht aus Blei aushändigte107. Anders gesagt: Die bisherigen Versuche, sich verbal oder schriftlich über die genauen Verhältnisse bei Maßeinheiten und Gewichten zu verständigen und diese metrologisch eindeutig zu definieren, hatten zu Missverständnissen geführt. Nun versuchte es der Hochmeister mit dem traditionsreichen Mittel einer Beschreibung vermöge einer realen Verkörperung des fraglichen Maßes108. Das erwähnte Gewicht blieb nicht das einzige Normgewicht, das der russischen Seite übergeben wurde. Seinem Schreiben vom 20. Mai 1519 mit der Bitte um die Zahlung der versprochenen Subsidien legte der Hochmeister erneut ein Bleigewicht bei109, auch das Problem des Feingehalts wurde in diesem Brief zum wiederholten Mal aufgegriffen. 104 SIRIO 53, S. 64, 76 f.; GStA PK XX. HA OBA 21899, Bl. 8a, 8 b, 8 e. Dieses Verhältnis galt ab 1490 bis zum Übergang zur Großsilberwährung in Sachsen (G. Krug, Die meißnisch-sächsischen Groschen 1338−1500, Berlin 1974, S. 101 ff.). 106 GStA PK XX. HA OBA 21844, Bl. 2 r. 107 SIRIO 53, S. 76. 108 Hierzu grundsätzlich H. Witthöft, Maß und Gewicht in Mittelalter und Früher Neuzeit – das Problem der Kommunikation, in: Kommunikation und Alltag in Spätmittelalter und Früher Neuzeit, S. 98−126, hier S. 105 ff.; idem, Zeichen, Verpackung, Maß/Gewicht und Kommunikation im hansischen Handel, in: Der hansische Sonderweg?, S. 203−224, hier S. 222 ff. 109 Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 65, S. 237; SIRIO 53, S. 134. 105 106 Maike Sach Stornierung einer bewilligten Zahlung Der Hochmeister und seine Ratgeber hatten nach dem habsburgisch-jagiellonischen Ausgleich aus eigenem Antrieb den Kontakt zum Moskauer Großfürsten gesucht und ein Kriegsbündnis gegen Polen-Litauen geschlossen. Trotz der Verträge von Pressburg und Wien versuchte Maximilian I. sich für den Orden einzusetzen, nun allerdings verstärkt unter dem Vorzeichen einer Friedensvermittlung. So wurden bald diplomatische Verhandlungen angestrengt und Gesandtschaften abgefertigt, um einen Ausgleich zwischen dem Hochmeister und Zygmunt Stary unter Einschluss Vasilijs III. zu erzielen. Auch die Kurie war an den Vorgängen im Nordosten interessiert: Ihr schwebte ebenfalls ein Friedensschluss zwischen allen Parteien vor, der Großfürst sollte überdies für eine Kirchenunion und einen großen gemeinsamen Kreuzzug gegen die Osmanen gewonnen werden110. Doch die verschiedenen, hier nicht näher zu schildernden Initiativen zerschlugen sich, auch weil die Kontrahenten auf ihren jeweiligen Positionen fest beharrten. So nahm die Kriegsgefahr weiter zu, wobei es um die militärischen Vorbereitungen des Ordens gerade auch aus finanziellen Gründen nicht zum besten bestellt war. Auf seiner zweiten Reise nach Moskau (1518)111 gelang es Schönberg aber zunächst, weitere Zugeständnisse des Großfürsten in der Frage des Zahlungstermins zu erlangen, der bislang immer an die Erreichung bestimmter Kriegsziele geknüpft worden war. Nun zeigte sich Vasilij III. bereit, dem Hochmeister gleich zu Beginn des Krieges 1000 Söldner auf ein Jahr zu finanzieren. Doch er blieb vorsichtig: Um die Subsidien nicht vorschnell aus der Hand zu geben, war gemäß ursprünglicher Absprachen zunächst nur eine Bereitstellung des Silbers in Pskov vorgesehen, wo der D’jak Ivan Nekras Vladimirov Charlamov112 auf die Nachricht des Kriegsausbruchs zwischen dem Orden und Polen warten sollte. Erst dann sollte er sofort mit dem Silber ins Ordensland reisen und dort die Verprägung beaufsichtigen. Das Signal zum Aufbruch sollte allerdings nicht von Ordensseite gegeben werden. Zu diesem Zweck war der bereits erwähnte Elizar Segeev Sukov ins Ordensand entsandt worden113. Dieser hatte u. a. auch den 110 Hierzu E. Hösch, Die Stellung Moskoviens in den Kreuzzugsplänen des Abendlandes. Bemerkungen zur griechischen Emigration im Moskau des ausgehenden 15. und 16. Jahrhunderts, „Jahrbücher für Geschichte Osteuropas NF“ 1967, T. 15, S. 321−340; ferner Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 325 ff. 111 Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 313 ff. 112 Zu seiner Person: Zimin, D’jačeskij apparat, Nr. 194; St. B. Vsevolovskij, D’jaki i pod’jačie XV−XVII vv., Moskva 1975, S. 553 (dort unter dem falschen Vornamen Andrej). 113 SIRIO 53, S. 53; Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 11, S. 174; vgl. auch Zimin, Rossija, S. 187. Gulden, Mark und „grivenki” 107 Auftrag erhalten, aus zwei grivenki Silber Probemünzen schlagen zu lassen, die er zur Begutachtung wieder mit nach Moskau zurückbringen sollte114. Ende Mai 1518 traf Sukov in Labiau ein, um Gespräche mit dem Hochmeister zu führen und sich ein Bild der politischen Lage, insbesondere in der Frage der kaiserlichen Friedensbemühungen, dem genauen Stand der Kriegsvorbereitungen auf Seiten des Ordens, seinen Verbündeten im Reich sowie der Pläne für den Beginn des Krieges zu machen115. Der Hochmeister versprach, sich an alle Abmachungen halten zu wollen und stattete einen geschönten Bericht der Lage ab, die der russische Gesandte offensichtlich nüchterner einschätzte: Er war zu dem Schluss gekommen, dass mit einer baldigen Aufnahme von Kriegshandlungen durch den Hochmeister nicht zu rechnen sei116. Der Großfürst rief daraufhin im August 1518 Charlamov, der bereits im Juni mit den Subsidien nach Pskov abgereist war117, zurück, ordnete aber an, das Silber dort − und damit nahe an der Grenze zu Livland − zu belassen118. Die Beurteilung der Lage durch Sukov erwies sich als zutreffend, denn der Rest des Jahres 1518 verstrich mit diplomatischen Aktivitäten und Bemühungen um einen allgemeinen Waffenstillstand. Am 12. Januar 1519 verstarb Maximilan I., der sich zuletzt sehr für eine Vermittlung eingesetzt hatte. Offiziell wurde der Hochmeister von diesem Ereignis am 28. Januar von Erzbischof Albrecht von Mainz unterrichtet, der ihn gleichzeitig ermahnte, bis zur Wahl eines Nachfolgers Frieden zu halten119. Der Tod des alten Kaisers sollte sich als eine Zäsur erweisen und angesichts erstarrter Fronten den Ausbruch des sich abzeichnenden Krieges um die Jahreswende 1519/20 beschleunigen120. Gerüchte über die Pläne des Hochmeisters kursierten und seine Kontakte zum Moskauer Großfürsten waren schon lange nicht mehr geheim, sondern wurden offen thematisiert. So hieß es auf einer Tagung der westpreußischen Stände im Januar 1519 auf der Marienburg: Och hot sich der herre hoemeister horen lassen und Ko. Ma. offentlichen zcu entpoten, wen er schoen von Ko. Ma. dis gantcze lant haben muchte, zo kunde und welde er sich hinder dem Moscouitter, und eher die feindtschaft mit Ko. Ma. und demselbigen Moscouitter zcu ende gelofen ist, mit Ko. Ma. in keynen wegk setczen. Och reden diejhennen, die davon wissen wellen, das der Moscouitter dem herren 114 SIRIO 53, S. 64. GStA PK XX HA OBA 21899; SIRIO 53, S. 71 ff., der eigene Bericht des Gesandten ibidem, S. 75 f.; sehr knapp Forstreuter, Preußen und Russland, S. 87; Biskup, Polska a Zakon, S. 524 f.; Zimin, Rossija, S. 188. 116 SIRIO 53, S. 71 ff., 76; Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 319. 117 SIRIO 53, S. 66. 118 Ibidem, S. 71. 119 Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 38. 120 Zur Rolle des Streits zwischen dem Hochmeister und Polen in den Beziehungen zum Reich vor und während der Wahl Karls V. s. J. Wijaczka, Stosunki dyplomatyczne Polski z Rzeszą Niemiecką w czasach cesarza Karola V (1519−1556), Kielce 1998, S. 35 ff. 115 108 Maike Sach hoemeister 50 000 Marg lediges silbers zcugesaget und durch die banck uff Rige bestalt, zo der krigk in disen landen anginge, eyn folck dovon zcu halden121. Was das Geld betraf, sah die Realität jedoch anders aus, als auf der Tagfahrt dargestellt. Das dringend benötigte Silber befand sich nicht in Riga, sondern außerhalb der Reichweite des Hochmeisters in Pskov. Angesichts der politischen Entwicklungen rund um die bevorstehende Kaiserwahl, den päpstlichen Friedensvermittlungsversuchen und des akuten Finanzbedarfs für die laufenden Rüstungen und militärischen Befestigungsarbeiten im Ordensland sandte der Hochmeister im Frühjahr 1519 Schönberg zum dritten Mal an den Hof des Großfürsten122, der sich schon längst in militärischen Auseinandersetzungen mit Litauen befand. Neben einer Reihe von politischen Fragen und Problemen, die durch die verschiedenen Vermittlungsversuche von Seiten der Habsburger und der Kurie anzusprechen waren, hier aber nicht weiter geschildert werden sollen123, brachte Schönberg, der am 9. März 1519 wieder in Moskau eingetroffen war124, das Thema Hilfsgelder auf die Tagesordnung. Seine Verhandlungen führte er auf der Basis dessen, was bislang hinsichtlich des Umfangs der von Moskauer Seite zu leistenden Unterstützung in militärischer und insbesondere finanzieller Hinsicht vereinbart worden war, kurz: der Sold für 1000 Söldner bei Kriegsausbruch für die Dauer eines Jahres sowie die Finanzierung der 2000 Reiter und 10 000 Fußsoldaten, die für die zweite Etappe des gemeinsamen Feldzuges gegen Polen-Litauen von Vasilij III. bereits zugesagt worden waren. Schönberg wies seine russischen Verhandlungspartner auf die besonderen Schwierigkeiten hin, die man zu gewärtigen haben würde, brächte man das Silber erst nach dem Ausbruch des Krieges mit einer Begleitmannschaft ins Ordensland. Um vor diesem Hintergrund nicht schon nach wenigen Monaten erneut einen Edelmetalltransport organisieren zu müssen, schlug Schönberg vor, sofort 100 000 Mark reines Silber nach Preußen zu senden, welches er zusammen mit einem Bevollmächtigten des Großfürsten sicherer und aller Voraussicht nach relativ ungehindert transportieren könne125. Dieser Vorschlag wurde von der russischen Seite ohne Kommentar zur Kenntnis genommen. Im abschließenden Bescheid ließ der Großfürst den Großmeister an die beeideten Vertragsklauseln erinnern, aber auch zusichern, den eigenen Versprechungen Taten folgen lassen zu wollen. Subsidien wurden einmal mehr allgemein in Aussicht gestellt, konkretere Absprachen über Summen, Termine oder zum Transport des Silbers wurden wieder einmal nicht getroffen126. 121 Akta stanów Prus Królewskich, Bd. 7 (1516−1520) [weiter: ASPK 7], hrsg. von M. Biskup, I. Janosz-Biskupowa, Warszawa 1986, Nr. 105, S. 260. 122 Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 369 ff. 123 Dazu Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 370 ff. 124 SIRIO 53, S. 83. 125 Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 47, S. 214 f.; SIRIO 53, S. 92. 126 Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 55, S. 222; SIRIO 53, S. 99. Gulden, Mark und „grivenki” 109 Das russische Silber blieb im Verlauf des späten Frühjahrs 1519 nachgerade Leitmotiv in Verhandlungen mit einem Moskauer Gesandten im Ordensland127 und der Korrespondenz. Neben Informationen über politische Entwicklungen teilte der Hochmeister Vasilij III. in einem Brief vom 20. Mai 1519 einen Zeitplan mit, gemäß dem er mit seinen militärischen Aktionen beginnen wollte: Am 28. Juli des genannten Jahres wollte er zusammen mit seiner Streitmacht aufbrechen, um am 6. August mit der Belagerung Danzigs zu beginnen, für die er einen Monat veranschlagte. Anschließend wollte er seinen Feldzug gegen Polen selbst richten128. Angesichts der ausführlich geschilderten Vorhaben benötigte der Hochmeister − auch, um die anvisierten Termine überhaupt einhalten zu können − Geld, um welches er seinen russischen Bündnispartner zum wiederholten Male bat. Die Details, wie diese Zahlung am besten abzuwickeln sei, entsprachen dem bereits mehrfach beschrieben Muster129. Zu diesem Zeitpunkt befand sich der Hochmeister in einem Dilemma: Er hatte Söldner im Reich angeworben, die er jedoch weder bezahlen noch auf sicherem Wege ins Ordensland bringen konnte. Ohne ihre Unterstützung war die Eröffnung des Krieges allein mit Kräften aus dem allgemeinen Aufgebot ein zu großes Wagnis, so dass er in dieser Situation den mittlerweile mit dem Krim-Khan verbündeten Großfürsten nicht gegen Zygmunt Stary unterstützen konnte130. Es blieb dem Hochmeister nichts anderes übrig, als dem Großfürsten erneut wegen der Auszahlung der Hilfsgelder zu schreiben131. Dieser Brief traf am 2. August 1519 in Moskau ein132, am 16. August ließ der Großfürst Albrecht demonstrativ über die Erfolge des russisch-tatarischen Feldzuges gegen Litauen berichten, jedoch auch seiner Bündnistreue versichern133. Außerdem fertigte er den D’jaken Vasilij Aleksandrov Belyj134 als Gesandten ins Ordensland ab, der den Transport des seit Sommer 1518 in Pskov liegenden Silbers ins Ordensland ankündigen sollte. Wie im Jahr zuvor wurde Charlamov beauftragt, nach Pskov zu reisen, um dort auf den Befehl des Großfürsten für den Weitertransport des Silbers nach Preußen zu warten. Der Großfürst versprach, Charlamov umgehend ins Ordensland zu schicken, sobald die Nachricht vom Angriff des Hochmeisters in Moskau eingetroffen sein würde135. 127 Das Promemoria Schönbergs in: Handlingar till Nordens historia 1515−1523, Bd. 1−3, hrsg. von L. Sjödin, Stockholm 1967−1979, hier: Handlingar 2, Nr. 876, als ausführliches Regest bei Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 61. 128 Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 65, S. 236; SIRIO 53, S. 134. 129 Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 65, S. 236 f.; SIRIO 53, S. 134. 130 Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 392 f. 131 Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 78; SIRIO 53, S. 135 ff. 132 SIRIO 53, S. 135. 133 GStA PK XX HA OBA 22606; SIRIO 53, S. 140 ff. 134 Zimin, D’jačeskij apparat, Nr. 3, knapp: Veselovskij, D’jaki i pod’jačie, S. 14. 135 SIRIO 53, S. 142 ff., 156 f.; GStA PK XX HA OBA 22607, stark gekürzt bei Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 85. 110 Maike Sach Die erste Auszahlung von Hilfsgeldern Belyj traf am 12. September im Ordensland ein und traf sich einige Tage später mit dem Hochmeister zu Gesprächen, in denen es, wie zu erwarten gewesen war, um die Geldzahlungen und damit auch um die miserable finanzielle Situation des Hochmeisters ging. Dieser konnte zwar von Fortschritten bei der Anwerbung von Söldnern berichten, die ihm aber ohne Bezahlung wieder davonlaufen würden136. Noch vor der Ankunft Belyjs im Ordensland hatte Albrecht den Pfleger von Insterburg und Johannisburg, Friedrich von Heydeck, an die russisch-livländische Grenze gesandt, um auf den russischen Silbertransport zu warten137. Auch hatte er weitere Briefe mit Bitten um Geld an den Großfürsten geschickt138. Diese Schreiben trafen am 8. September in Moskau ein und wurden zunächst mit einem Bericht über die militärischen Erfolge des Großfürsten beantwortet139, der sicher auch als indirekter Vorwurf zu verstehen war. Aber noch bevor der Bericht Belyjs über den Stand der Kriegsvorbereitungen im Ordensland eingetroffen war140, hatte Vasilij III. Charlamov angewiesen, umgehend das bereitliegende Silber nach Preußen zu transportieren141. Angesichts der Zahlungsschwierigkeiten, in die der Hochmeister mittlerweile geraten war142, da die zugesagte finanzielle Unterstützung von Verbündeten und Verwandten aus dem Reich sowie dem deutschen Ordenszweig geringer als angenommen ausfiel143, wurde das Silber sehnlichst erwartet. Da der Hochmeister noch 136 SIRIO 53, S. 169 f.; ferner die Notizen Albrechts über die Verhandlungen: GStA PK XX HA OBA 22655. 137 SIRIO 53, S. 150; ferner GStA PK XX HA OBA 22612 sowie SIRIO 53, S. 155 f. 138 Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 84; SIRIO 53, S. 158; ferner GStA PK XX HA OBA 22601, russisch: SIRIO 53, S. 159, s. auch GStA PK XX HA OF 42, S. 146. 139 GStA PK XX HA OBA 22682; SIRIO 53, S. 160 f. 140 Der Bericht traf erst am 6. Oktober in Moskau ein (SIRIO 53, S. 168), er kann somit nicht den Befehl des Großfürsten ausgelöst haben, wie Kurt Forstreuter angenommen hat (idem, Preußen und Russland, S. 96). 141 Die Instruktion für Charlamov: SIRIO 53, S. 161 ff. 142 S. einen Brief des Hochmeisters an Schönberg vom Herbst 1519 (GStA PK XX HA OBA 22684, Bl. 3r−6r). 143 Es ist schwierig, auf der Grundlage des erhaltenen Materials Summen zu nennen, die von einzelnen Verbündeten des Hochmeisters gezahlt worden sind. Für den deutschen Zweig des Ordens hat Rudolf ten Haaf versucht, auf der Basis der bei Erich Joachim präsentierten Quellen die Leistungen der deutschen Ordensprovinzen für den Hochmeister zu ermitteln, wobei er sich letztlich auf keine endgültige Zahl festlegen, den Beitrag der deutschen Balleien aber als bedeutend verstanden wissen möchte (R. ten Haaf, Deutschordensstaat und Deutschordensballeien. Untersuchungen über Leistung und Sonderung der Deutschordensprovinzen in Deutschland vom 13. bis zum 16. Jahrhundert, Göttingen 1951, S. 52). Ein Teil der Leistungen und der finanziellen Unterstützung geht aus einem Gutachten aus dem Jahre 1525 hervor, ausführliches Regest bei Joachim, Politik, Bd. 3, Nr. 236. Gulden, Mark und „grivenki” 111 nicht erfahren hatte, dass der Transport vom Großfürsten bereits freigegeben war, schrieb er am 6. Oktober 1519 erneut und bat um die Zusendung von 100 000 Mark bzw. grivenki Silber144. Noch im September hatte Albrecht Vorbereitungen für den Empfang des Geldtransportes getroffen: So war Anfang September die Anweisung herausgegangen, die russische Gesandtschaft in Memel zu erwarten, mit allem nötigen zu versorgen und anschließend nach Labiau zu geleiten145. Der livländische Ordensmeister wurde um Geleit gebeten, welches von Plettenberg auch zugesichert wurde146. Am 21. Oktober 1519 war es endlich soweit, der russische Gesandte Charlamov war in Riga eingetroffen und meldete dies dem Hochmeister147. Eine Woche später erreichte er schließlich Preußen, wie vorgesehen in Memel148. In Preußen hatte die Ordensleitung aufgrund der Zusage des Großfürsten, zu Beginn des Krieges 1000 Söldner, inklusive ihrer Hauptleute, auf ein Jahr zu bezahlen, mit einer Summe von ungefähr 55 000 rheinischen Gulden gerechnet. Als man das russische Silber jedoch verprägt hatte, ergab sich nur ein Betrag von 14 000 rheinischen Gulden149. Wegen der fehlenden Differenz schrieb der Hochmeister Vasilij III. am 24. November 1519, zusätzlich bat er auch um die 100 000 Mark/grivenki, um die Schönberg im Rahmen seiner letzten Gesandtschaft nachgesucht hatte und die zur Finanzierung der zweiten Etappe des Krieges, des gemeinsamen Feldzuges gegen Polen-Litauen, dienen sollten150. Entgegen seiner bisherigen Argumentation war der Großfürst in der Frage des Zahlungstermins von seiner ursprünglichen Haltung abgewichen und hatte noch vor dem Beginn des Krieges zwischen dem Orden und Polen Silber nach Preußen geschickt. Der Kriegsausbruch ließ allerdings nicht mehr lange auf sich warten. Die noch nicht abgeschlossenen Vorbereitungen des Hochmeisters waren in Polen längst bemerkt worden, worauf die Stände in verschiedenen Reichsteilen sich zum Krieg mit dem Hochmeister bereit zeigten und dem König für diesen Zweck Unterstützung bewilligten151. Angesichts von Unzufriedenheit in den preußischen Städten infolge der schon seit längerem herrschenden Handelshemmnisse und getrieben vom Wunsch, dem polnischen König zuvorzukommen, eröffnete der Hochmeister mit der Einnahme der im Bistum Ermland gelegenen Stadt Braunsberg am 1. Januar 1520 den Krieg. Der Verlauf des für Preußen ruinösen Krieges kann 144 GStA PK XX HA OBA 22658; SIRIO 53, S. 168 f. GStA PK XX HA OF 42, S. 210 f. 146 GStA PK XX HA OBA 22648, 22690. 147 Ibidem, 22728. 148 Ibidem, 22794, Bericht Charlamovs über Reise und Ankunft: SIRIO 53, 177 ff., S. 181 f. 149 S. hier die Angaben in der undatierten Instruktion Rabensteins für seine Gesandtschaft im Dezember 1519: GStA PK XX HA OBA 22857, Bl. 6v; ferner SIRIO 53, S. 185. 150 Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 96. Dieser Brief des Hochmeisters findet sich nicht im Dokumentenbestand des relevanten Moskauer Gesandtschaftsbuches. Er ist möglicherweise gar nicht nach Moskau gelangt. 151 ASPK 7, Nr. 148, S. 388 f.; Handlingar 2, Nr. 1146, 1151, Biskup, Polska a Zakon, S. 593. 145 112 Maike Sach hier nicht ausführlich geschildert werden, es sei hier vielmehr auf die ausführliche, bereits zitierte Darstellung aus der Feder Marian Biskups verwiesen, die das Thema erschöpfend behandelt152. Aus der Rückschau lässt sich konstatieren, dass das Kriegsbündnis schließlich nur schlecht funktionierte, die militärischen Aktionen der Bündnispartner – sowohl der russischen Seite als auch von Seiten der Reichsfürsten − unkoordiniert blieben und Hilfsgelder (zu) spät und angesichts der finanziellen Situation des Ordens zu spärlich flossen, um die im Bündnisvertrag von 1517 formulierten Kriegsziele tatsächlich erreichen zu können. Schon im April 1521 wurde ein Waffenstillstand zwischen dem Orden und Polen geschlossen, zwischen Litauen und Moskau kam es im September 1522 zu einer solchen Vereinbarung auf der Basis des Status quo153. Zahl der Silbertransporte Mit Ausbruch des Krieges traten die Beziehungen des Deutschen Ordens in Preußen zum Moskauer Staat in ihre letzte Phase ein. Der rege Gesandtschaftsund Briefverkehr wurde von Kriegsnachrichten und dem Dauerthema Subsidien dominiert. Der Großfürst stellte schließlich in einem Schreiben vom Mai 1520 eine erneute Zahlung in Aussicht154, die nach dem bereits bekannten Procedere abgewickelt werden sollte155, Diese zweite Edelmetallsendung traf aber erst im Herbst 1520 ein156. Die Menge belief sich auf 1214 Mark und 12 Lot, die gemäß einer Aufstellung anlässlich der letzten Silberlieferung und der dort niedergelegten aktuellen Festsetzung des Verhältnisses von preußischer Mark zu rheinischem Gulden von 1:7 nach der Verprägung eine Summe von 8503 Gulden ergab157. Als letzter Silbertransport ist eine Gesandtschaft anzusprechen, die von Ordensseite von Albrecht von Schlieben geleitet wurde. Ihm gelang es noch im März 1521, kurz vor Kriegsende, eine Zahlung von Vasilij III. zu erwirken158, die selbst nach der offiziellen Nachricht vom Waffenstillstand zwischen dem Hochmeister und dem König von Polen nicht storniert wurde159. Ende Juni 1521 traf die Gesandtschaft mit 1627 Mark Silber in Preußen ein, die nach der Verprägung umgerechnet 11 389 152 Biskup, Wojna Pruska. Pamjatniki diplomatičeskich snošenij moskovskago gosudarstva s pol’sko-litovskim gosudarstvom, t. I: 1487−1533 gg., hrsg. von G. F. Karpov, S.-Peterburg 1892, S. 607 ff.; die Urkunde des Großfürsten ebd. S. 637 ff. 154 GStA PK XX HA OBA 23709; SIRIO 53, S. 209 ff. 155 Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 141; SIRIO 53, S. 242 f.; ferner GStA PK XX HA OBA 23812, Bl. 1 v; 23843, Bl. 2r−2v. 156 GStA PK XX HA OBA 24212. 157 Ibidem, 24955. 158 Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 186. 159 Ibidem, Nr. 197. 153 Gulden, Mark und „grivenki” 113 rheinische Gulden ergaben160. Für den ursprünglichen Zweck kam diese Lieferung jedoch zu spät. Die angesichts seiner vorherigen Zurückhaltung erstaunliche Bereitschaft des Großfürsten, trotz des Waffenstillstandes noch ein weiteres Mal zu zahlen, verleitete Albrecht von Brandenburg dazu, noch einmal eine Gesandtschaft zu planen, um den Großfürsten dazu zu bewegen, die Differenz zu dem Betrag von 55 000 Gulden nachzuliefern, den der Hochmeister zu Kriegsbeginn erwartet hatte. Mit diesem Auftrag wurde Georg von Klingenbeck im März 1522 entsandt, der im Mai unverrichteter Dinge wieder aus Moskau abreiste161. Auf der Grundlage der überlieferten Zeugnisse lassen sich also drei Edelmetallsendungen eindeutig nachweisen. Folgende Erwähnungen von russischen Subsidien hat Marian Biskup jedoch zum Anlass genommen, eine weitere Edelmetallieferung des Moskauer Großfürsten gleich nach Kriegsausbruch anzunehmen, die seiner Ansicht nach der Forschung bislang entgangen sei162. Eine größere Summe hatte der Hochmeister offenbar bald nach der Einnahme Braunsbergs erwartet. Als Termin, an dem die Gelder eintreffen sollten, bezeichnete Albrecht in einem Brief an den Bischof von Pomesanien den 19. Januar 1520, das Ausstellungsdatum des Schreibens163. Der Hochmeister schrieb Schönberg zu diesem Thema am 11. März 1520: [...] belangend / dy muschkawitter setz ich kein zweifel in sy ader in wie wol mir auffs dis mol auff mein zugesagte hilff der tausen mann nicht mer den xviiijm marck von inen behendig haben sy doch solches so pald ich den Praunsbergk eingenumen vberantwort da von ich mich itzunder enthalt vnd wo das nicht wer kunt ich swerlich wider schwimen ader waten164. Zu dieser frohen Botschaft bemerkte Schönberg im April in einem Schreiben an den Hochmeister, „e F g schreiben mir vonne newnczehenn taussent marck silber die e F g der moskowitter vberschickt treff czu gelt fast bis Jn anderhalp mal hundert taussent gulden hoff je nit das sulch gelt alles midt e F g auffgangen sej“165. Diese Zeugnisse, vor allem die zitierten Formulierungen des Hochmeisters, geben aber Rätsel auf, denn sie finden kein passendes Echo in russischen Quellen: Das hier relevante Gesandtschaftsbuch berichtet recht genau über den fraglichen Zeitraum, erwähnt aber keine Zahlung von Hilfsgeldern die dem obigen Ereignis zuzuordnen wäre. Angesichts der Höhe und des komplizierten Verfahrens, welches bei der Übergabe der Subsidien praktiziert wurde, stimmt dies ebenso misstrauisch wie die mögliche Chronologie: Der Hochmeister berichtete am 19. Januar 1520, dass 160 GStA PK XX HA OBA 24955. Joachim, Politik, Bd. 3, Nr. 58. 162 Biskup, Wojna Pruska, S. 239, Anm. 49. 163 GStA PK XX. HA OBA 23067, Bl. 2r. 164 Handlingar 3, Nr. 1273, S. 135 f.; als Regest bei Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 116. 165 Handlingar 3, Nr. 1370, S. 242. 161 114 Maike Sach das Geld „heut dato gen der mymmel [Memel] ankomen wirdt“166. Die Meldung von der Einnahme Braunsbergs, die der Hochmeister am 2. Januar 1520 ausfertigen ließ, traf in Moskau nach den Aufzeichnungen im Gesandtschaftsbuch allerdings erst am 20. Januar 1520 ein167. Theoretisch hätte ein Brief zwar auch früher ankommen können − Dietrich von Schönberg hatte einmal gegenüber seinem Bruder Nikolaus erwähnt, dass der Weg vom Ordensland nach Moskau in zehn Tagen zu bewältigen sei168 − ein entsprechender Hinweis hat sich in den russischen Quellen jedoch nicht erhalten. Stattdessen wusste Rabenstein, der mit Bitten um Geld nach Moskau gesandt worden, dort am 31. Dezember 1519 eingetroffen war169 und immer noch auf seine Abfertigung zur Rückkehr ins Ordensland wartete, zu berichten: […] ich kann euch aber freuntlich meinung m g h zum pesten nicht verschweigen und pergen, daß ich von einem erfaren hab auff guten vertrauen, derß von sein [i. e. des Großfürsten] reten hat gehort, mer dann von einem, daß ich umb nichtst anderß willen werdt auff gehalden und mit dem gelt werdt verzogen dan aus der ursach er [der Großfürst] boll [d. h. wolle] for den krygk zbyssen m g h d homeister und konig von pollen drey monatt langk an sehen by [wie] sych der homeister gegen dem konig halt, dan er besorch sich, er so byder sei freunt nit, ein kro beyß der ander dy auchen nit auß170. Das Schreiben, welches der Hochmeister an den Großfürsten am 28. Januar sandte, enthält zwar wieder eine Bitte um Geld, aber keine Erwähnung einer eingetroffenen Geldsendung oder einen Dank für die vermeintliche Zahlung171. Die oben zitierte Entgegnung Schönbergs auf die Nachricht des Hochmeisters spiegelt das zeitgenössische Verständnis dieser Stelle wider, sie ist sprachlich aber nicht ganz eindeutig. Die hier relevante Form „vberschickt“ lässt zwei Interpretationen zu: Sie kann einerseits als Partizip Präteritum und damit als Bestandteil einer analytisch gebildeten Perfektform bzw. Perfektperiphrase angesehen werden, bei der das häufige Phänomen der Auxiliar-Ellipse zu beobachten ist. Die Form „vber schickt“ kann aber auch eine einfache Präsensform darstellen, die prinzipiell auch Zukünftiges bezeichnen kann172. Eine temporale Bestimmung, die eine eindeutige Interpretation ermöglichen würde, fehlt. Stattdessen findet sich einschränkend „treff 166 GStA PK XX. HA OBA 23067, Bl. 2r. SIRIO 53, S. 191 f. 168 Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 82, S. 254. 169 SIRIO 53, S. 183. 170 GStA PK XX. HA OBA 23283, Bl. 5r, Regest: Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 115a. Diesen Bericht wertet auch Marian Biskup in einer Rezension zu meiner Doktorarbeit als ein Argument gegen die von ihm angenommene Zahlung („Kwartalnik Historyczny“ 2004, T. 111, S. 136−143, hier S. 142). 171 GStA PK XX HA 23097; SIRIO 53, S. 193 f.; auch die Verhandlungen mit Plettenberg im Februar, u. a. über die Geleitung eines russischen Silbertransports, sprechen eher dafür, dass ein solcher immer noch erwartet wurde, nicht aber dafür, dass er bereits eingetroffen sei (Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 110, 111). 172 R. P. Ebert, O. Reichmann, H.-J. Solms, K.-P. Wegera, Frühneuhochdeutsche Grammatik, Tübingen 1993, S. 383, 386 ff., 391, 440 ff. 167 Gulden, Mark und „grivenki” 115 czu“, was ich als „träfe [dies] zu“ lesen möchte, mit einer anschließenden Umrechnung der 19 000 Mark in „fast bis Jn anderhalp mal hundert taussent gulden“173. Die Passage endet mit dem Wunsch, dass „sulch gelt“ noch nicht vollständig ausgegeben worden sei. Eine klare Bestätigung einer Zahlung im Januar 1519 ist aber weder die näherungsweise Umrechnung des vermeintlichen Betrages noch die Hoffnung, von diesem Geld möge noch etwas übrig sein. Ein schwerwiegendes Argument für die Annahme Biskups, dass gleich nach der Einnahme Braunsbergs Silber aus den Kassen des Großfürsten ins Ordensland floss, ist die zitierte Stelle aus dem Brief des Hochmeisters vom 11. März 1520, aus der seine aktuelle Finanzierung aus russischen Quellen deutlich hervorzugehen scheint. Es scheint kaum glaubhaft, dass der Hochmeister in dieser so wichtigen Frage einen engen Ratgeber hinters Licht geführt haben sollte. Es wäre jedoch zumindest theoretisch denkbar, wenn auch leider nicht beweisbar, dass der Hochmeister nicht mit realer Münze, sondern eher mit der Hoffnung auf das zu erwartende Silber „zahlte“ und Gläubiger damit zunächst vertröstete. Noch am 23. Februar hatte der Hochmeister weit weniger optimistisch als am 11. März geklungen, als er in einem Brief Schönberg Vorwürfe wegen Misserfolge und unerfüllter Zusagen machte. Weiter hieß es: Sitzen derhalben yzund zwischen zweien stulen und stet wol darauf, welichs got verhuten woll, das wir aus diesem langen verzug umb er und gut trauen und glayben kommen werden und sonderlich bey dem Muschkawiter, dieweyl wir demselbigen so vilfeltige termin angesetzt, das soliche sach gar und ganz zurück geen mocht174. Die große Silberlieferung im Januar − wobei ich im Moment auch keine plausible Begründung vorweisen kann, wie die Zahl 19 000 zustande gekommen sein mag − entsprach vielleicht eher lebhaftem Wunschdenken angesichts des offen ausgebrochenen Krieges und des großen Drucks, der auf dem Hochmeister in dieser Situation in verschiedener Hinsicht lastete. Gegen die Annahme, dass der Großfürst diese Summe im Januar gezahlt haben könnte, sprechen nicht nur die erwähnten fehlenden Hinweise in der gerade auch in finanziellen Belangen penibel geführten russischen Dokumentation, sondern auch ein Schreiben des Hochmeisters an den Großfürsten anlässlich der letzten Geldlieferung: In diesem Brief wurden nur drei Zahlungen aufgelistet; wenn der Hochmeister die 19 000 Mark Silber erhalten hätte, so hätte er sie in diesem offiziellen Schreiben an den Großfürsten wohl erwähnen müssen175. 173 Gemäß dem oben zitierten Mark-Gulden-Kurs von 1:7 wären dies ca. 133 000 rheinische Gulden gewesen, bei einer Umrechnung auf der Basis der von Sukov ermittelten Verhältnisse von grivenki zu preußischen Groschen (1:164) sowie rheinischen Gulden zu preußischen Groschen (1:21) ergäben 19 000 preußische Mark 148.380,95 rheinische Gulden. 174 Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 112, S. 291. 175 Ibidem, Nr. 198, S. 399. 116 Maike Sach Fazit Eingangs wurden Zahlungen in Anlehnung an Luhmanns Systemtheorie als eine spezielle Form der Kommunikation beschrieben. Diese vollzieht sich unter ganz bestimmten Bedingungen, ihr Gelingen setzt jedoch „übliche Kommunikation“ voraus. Diese „Normalkommunikation“ muss umso intensiver betrieben werden, je weniger die jeweiligen Partner voneinander wissen, je weniger für die Durchführung der beabsichtigten Operation als bekannt oder als bereits erprobtes „Rezeptwissen“ vorausgesetzt werden kann. Die Realisierung der 1517 vereinbarten Subsidienleistungen Vasilijs III. an den Deutschen Orden in Preußen lässt sich anhand der „Normalkommunikation“ nachvollziehen, die sich in Briefen, Gesandtschaftsunterlagen, Verhandlungsprotokollen und sonstigen Notizen niedergeschlagen hat: Die Höhe des Betrages wurde infolge des beiderseits wahrgenommenen Mangels eines gemeinsamen relevanten Wissenshorizontes zunächst über die Zweckbestimmung, sprich: über die Zahl der zu finanzierenden Söldner definiert. Es gab verschiedene Fragen bezüglich der Abwicklung der Zahlung zu klären. Sie betrafen die jeweiligen Bedingungen, die erfüllt sein sollten, um die Zahlungen auszulösen sowie die Rahmenbedingungen, unter denen sie stattfinden sollten. Sie erstreckten sich auf den Transport des Silbers als „Übertragung im engeren Sinne“ sowie auf die verschiedenen Arbeitsschritte und Entscheidungen, die einer Auszahlung der Hilfsgelder an die anzuwerbenden Söldner notwendigerweise vorauszugehen hatten und die gleichfalls gemeinsam getroffen werden sollten. Um dies zu tun, um Vergleichbarkeit herzustellen und um diese zusammen mit einem gewissen Maß an Kontrolle zu gewährleisten, mussten die verschiedenen Referenzgrößen an Maßen und Gewichten abgeglichen, maßgebliche Unterschiede erkannt und in die Verrechnung einbezogen werden. Klärungsbedarf bestand auch bei Umrechnungsverhältnissen von Währungen. All dies erforderte, dass sich die Bündnispartner über diese Fragen ins Benehmen setzen und ein zusätzliches an nicht immer auf Anhieb gelingender Kommunikation leisten mussten: Es galt, Informationsdefizite auszugleichen, die die aufwendigen Transaktionen, als die man die Subsidienzahlungen Vasilijs III. an den Deutschen Orden in ihrer praktischen Durchführung ansprechen muss, sonst noch mehr be- oder vielleicht auch ganz verhindert hätten. 117 Gulden, Mark und „grivenki” Maike Sach guldeny, grzywny i „givenki“. Problemy komunikacji przy wypłacaniu subsydiów przez Wasyla III zakonowi niemieckiemu w Prusach (1517–1521) Streszczenie Niniejszy artykuł zawiera wynik badań nad subsydiami pieniężnymi, do których wypłacenia Wielki Książę Moskiewski Wasyl III zobowiązał się w ramach wymierzonego przeciw Polsce i Litwie sojuszu zawartego z wielkim mistrzem zakonu krzyżackiego Albrechtem Hohenzollernem w 1517 r. Autorka w kontekście ówczesnych realiów historycznych starała się spojrzeć na pieniądz jako swoiste medium komunikacji społecznej (Medium der Kommunikation – wedle teorii Niklasa Luhmanna), na sposoby zaś ustalania płatności – jako na „komunikację ponad komunikacją” (Kommunikation über Kommunikation). Rzecz jasna, w celu dokonania odpowiednich wypłat konieczna jest również poprzedzająca je intensywna „zwykła komunikacja”, tym bardziej, jeśli stojący po przeciwnych stronach partnerzy się nie znają lub posiadają tylko niewielką wiedzę o sobie nawzajem, a także w sytuacji, gdy nie doszło jeszcze między nimi do wypracowania strategii i wzorców kooperacji we wzajemnych relacjach. Taka właśnie sytuacja zaistniała pomiędzy państwem zakonnym w Prusach krzyżackich a państwem moskiewskim. Przedstawiciele elit rządzących w obu tych państwach przed 1517 r. dysponowali tylko ograniczoną wiedzą o drugiej stronie. Jest to zauważalne już przy ustaleniach dotyczących wysokości subsydium, które miano przeznaczyć na konkretny cel: sfinansowanie oddziałów wojskowych o odpowiedniej liczebności. W konsekwencji konieczne były ustalenia dotyczące systemu miar i wag, systemu płatniczego, zmieniającego się kursu sortów monet oraz kwestii bicia monety i stopy menniczej, a także związanych z tym wszystkim sposobów płatności oraz transportu srebra. Dlatego w ramach komunikacji dyplomatycznej konieczne było wyjaśnienie podstawowych różnic w dotychczas obowiązujących po obu stronach systemach miar i wag w celu efektywnego obliczania wielkości pomocy oraz planowania kolejnych posunięć. Porozumienie w tych sprawach często wymagało czasu i wielu zabiegów. W końcu jednak można było uruchomić wypłaty z Moskwy do Królewca. W sumie osiągnęły one jednak niższą wartość niż mógł tego oczekiwać wielki mistrz zakonu krzyżackiego, przygotowujący się do działań wojennych z Polską, które zakończył rozejm zawarty w 1521 r. Czasy Nowożytne tom 22 rok 2009 Jacek Wijaczka Toruń Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą i najbliższej okolicy miasta w XVII i w pierwszej połowie XVIII wieku* Wprowadzenie W Nowem nad Wisłą (Neuenburg), tak jak w wielu innych miastach Prus Królewskich, w czasach wczesnonowożytnych prowadzone były postępowania sądowe w sprawach o czary. Obrzucanie się przez mieszczki nowskie epitetem „czarownica” bez wątpienia było w drugiej połowie XVII w. dosyć powszechne. Dnia 8 sierpnia 1682 r. przed tamtejszym sądem pojawiła się mieszczka Marianna Baranowska, która przyprowadziła ze sobą świadków, którzy zeznali, że Anna Linska obraziła słownie powódkę. Zeznawał m.in. innymi malarz Petrus Ottowic, który „w sieni będąc, malował krzyże panom Stadnemu i Stolarzowi”, i słyszał, jak pani Linska, zobaczywszy Baranowską, rzuciła na cały głos: „Oto idzie kurwa, czarownica, bazarnica”1. Oskarżenie to nie doprowadziło jednak do sądzenia Baranowskiej o czary. Tym razem za rzucone pomówienie zapłaciła Linska. Obelgi kosztowały ją 24 grzywny pruskie kary2. Procesy prowadzone były przez sąd ławniczy zarówno w samym mieście, jak i na sesjach wyjazdowych, kiedy właściciele wsi położonych w starostwie nowskim wzywali przedstawicieli prawa do sądzenia własnych poddanych. Sąd ten składał się z sędziego (iudex, Schulz) jako przewodniczącego, jego zastępcy (subiudex albo vicescultetus) i sześciu ławników, którzy ze swego grona wybierali przewodniczącego. * 1 2 Angielska wersja tego artykułu ukazała się w „Acta Poloniae Historica” 2008, t. 98, s.103–104. Archiwum Państwowe w Bydgoszczy (dalej: AP Bydgoszcz), Akta miasta Nowe (dalej: AmN), sygn. 79, s. 197. Ibidem, s. 201. 120 Jacek Wijaczka W skład sądu wchodził także notariusz albo pisarz3. Był to sąd pierwszej instancji, od którego wyroku można było apelować do starosty albo do landtagu4. Jakie były przyczyny polowań na czarownice? Fale procesów o czary wywoływane były przez pięć elementów: 1) ogólną sytuację kryzysową, kiedy to zdecydowana większość społeczeństwa odczuwała silne zagrożenie życia, zdrowia oraz stanu posiadania, 2) rozprzestrzenianie się demonologii nie tylko wśród umiejącej czytać i pisać duchownej oraz świeckiej elity, lecz także wśród prostego ludu, i związanego z tym rozprzestrzenienia się teorii czarostwa, 3) nacisk z dołu, czyli gotowość społeczeństwa do polowania na czarownice i czarowników, 4) popieranie lub co najmniej tolerowanie prześladowań czarownic przez władze terytorialne i rady miejskie, 5) wpływ jurystów na postępowanie procesowe, przede wszystkim na rozpoczęcie prześladowań5. Franz Irsigler wskazał jeszcze szósty element: możliwość zinstrumentalizowania procesów o czary dla celów, które miały mało wspólnego z obroną przed czarami szkodliwymi i diabelską sektą, a służyły przede wszystkim jako środek do rozwiązania konfliktów i problemów, których nie można było rozstrzygnąć na drodze legalnej. Irsigler wymienił następujące problemy: rozwód przez proces o czary, wcześniejszy podział oczekiwanego spadku i majątku, zdobycie gospodarstwa sąsiada i zemsta osobista6. Podobne były przyczyny procesów o czary przeprowadzonych przed sądem Nowego. Oskarżenia W postępowaniach przeprowadzonych przez sąd Nowego osoby oskarżone o czary były obwiniane o dokonanie za ich pomocą szkód na zdrowiu zarówno osób, jak i bydła. Brak jest oskarżeń związanych z czarami mlecznymi (odbieranie krowom mleka), odszukiwaniem straconych przedmiotów, miłosnymi, magicznymi rekwizytami (sznury wisielców i części ich ciał), wywoływaniem deszczu i gradu (czary pogodowe), używaniem luster i kryształów w magii oraz profanacją hostii przez czarownice. Tylko raz spotykamy w procesie magiczny rekwizyt: garnek. Anna Jagódka zeznała w 1624 r. m.in., że dostała od swego diabła Rokitki garnek, w którym były włosy, kości i inne rzeczy. Garnek ten trzeba było zakopać pod 3 4 5 6 H. Maercker, Eine polnische Starostei und preussischer Landrathkreis. Geschichte des Schwetzer Kreises 1466–1873, t. 1, Danzig 1886, s. 102. Ibidem, s. 103. W. Rummel, R. Voltmer, Hexen und Hexenverfolgung in der Frühen Neuzeit, Darmstadt 2008, s. 86. F. Irsigler, Hexenverfolgungen vom 15. bis 17. Jahrhundert. Eine Einführung, w: Methoden und Konzepte der historischen Hexenforschung, wyd. G. Franz, F. Irsigler, red. H. Eiden, R. Voltmer, Trier 1998, s. 19–20. Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą 121 progiem obory, jeśli chciało się zaszkodzić trzymanemu tam bydłu. Ona garnka nie zakopała, tylko go wyrzuciła, za co diabeł ją pobił7. Z kolei 18 lipca 1671 r. Paweł Werdzik ze wsi Dąbrówka oskarżył niewiastę imieniem Ewa, mieszkankę tejże wsi, o to, że jest „czarownicą nieomylną”8. Werdzik zarzucił jej w czasie konfrontacji, że należący do niej pstry kot jego wołowi ogon w „poły ugryzł i [wół] po kawałku upadał”, a także to, że z jej winy wilki zżarły jego cielę przed samym domem, a krowę w polu. Groziła mu również, że się „wniwecz obróci”, a należącego do niego wołu w krzyżu złamała, tego samego, któremu jej kot ogon odgryzł. Z jej przyczyny zdechło siedem sztuk z należących do niego świń9. Jak wynika z protokołów przesłuchań, w Nowem i najbliższej okolicy miasta z jednej strony panowało dosyć powszechne przekonanie i wiara w to, że za pomocą czarów można zemścić się lub wyrównać krzywdy, których doznało się od kogoś. Z drugiej zaś strony, jeśli kogoś spotkało jakieś nieszczęście, przyczyny szukał wśród osób, z którymi był z jakiegoś powodu skłócony albo poróżniony, uważając, że taka osoba mogła za pomocą magicznych lub czarodziejskich praktyk szukać zemsty. Dlatego też przesłuchiwane kobiety opowiadały sądowi, że złe uczynki popełniły właśnie w ramach szukania odwetu za doznane krzywdy. Elza Kucharczykowa zeznała w lipcu 1689 r., że wołu, należącemu do oskarżającego ją Kolberka, służącemu jej diabłu kark „strącić” kazała, bo Kolberk pobił kilkakrotnie jej syna10. Dodała również, że Pietruszkowa doprowadziła do śmierci mieszczanina nowskiego, niejakiego Wietrzykowskiego11, gdyż ją z domu wypychał i na nią krzyczał, któremu „lubo nogi przywijała, a przez to gorzy mu czynieła”. Wietrzykowski, pobiwszy Pietruszkową, wystraszył się swojego czynu i – zatrwożony „sam sobą” – dał jej za to kwintal żyta, aby go „szwank” od niej nie spotkał. Widocznie Pietruszkowa cieszyła się już w mieście złą sławą. Próba naprawienia błędu nic mu nie dała, „jako z uczynku jej, co mu w nogi uczynieła, umierać musiał”12. Czart będący na usługach Kucharczykowej szkody ludziom czynił, ale nie zawsze, tylko wtedy, gdy ona się na kogoś rozgniewała. Wtedy kazała mu wyrządzać zło. Tych szkód nazbierało się trochę. W Bielawkach kazała udusić krowę należącą do karczmarza, gdyż nie chciał jej pożyczyć florena. Tomkowej klaczy kazała nogę „wykręcić”, bo ją łajał i był zły na jej męża. Ponieważ Jejmość nie chciała jej dać chleba, gdy o niego prosiła, to kazała czartowi, aby w oborze dworskiej udusił krowę, 7 8 9 10 11 12 H. Maercker, Eine polnische Starostei, s. 111. AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 1, ���������������������������������������������������������������� Protocollbuch des peinliches Gerichts der Stadt Neuenburg bezeichnet Todtenbuch (1552–1685), s. 336. Ibidem, 336–337. Ibidem, sygn. 131, s. 8. Być może chodzi tu o burmistrza miasta Andrzeja Wietrzykowskiego; K. Kościński, Kościoły i kaplice w Nowem, w powiecie świeckim, w Prusach Zachodnich, Gdańsk 1896, s. 36. AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 131, Protokoły procesów prowadzonych przeciwko czarownicom przed sądem ławniczym m. Nowe, 1689–1747, s. 12. 122 Jacek Wijaczka która się ocieliła, oraz cielę. Dała również „oparszeć” bydłu we dworze, za to, że właściciel wsi nie chciał jej dać półkorca żyta13. Wołu należącemu do właścicielki wsi, Czapskiej, kazała „krzyż utrącić” zaraz po zielonych świątkach, ponieważ Czapska „jej sprawiedliwości nie uczyniła, gdy się skarżyła na inną [kobietę]”. Za jej przyczyną zginęło kilkanaście owiec, tylko dlatego, że owczarczyk pokłócił się z jej mężem. Kazała także udusić krowę należącą do jej brata Szymona, a szwagrowi, gburowi w Lalkowach, konia, za to, że do żony swojej, a jej siostry, często mówił: czarownico14. W trakcie drugich tortur do poprzednich zeznań dodała, że kazała udusić krowę owczarzowi, za to, że nie dał jej maślanki. Diabeł należący do Karczmarzowej bywał z nią w Parlinie, gdzie pomógł jej zabić bydło i dziecko tamtejszego sołtysa. Uczyniła to z tego powodu, że sołtys nie chciał jej przesiać grochu i zapłacić za wziętą od niej słoninę. Dlatego dosypała „proszek” zarówno dziecku, jak i bydłu15. Próba wody (pławienie) Oskarżoną o czary osobę aresztowano, a następnie przeprowadzano próbę, czy była winna zarzucanego jej czarostwa. Najpopularniejsza, również w Prusach Królewskich w XVIII w., była próba wody, czyli pławienie, mimo że 11 kwietnia 1699 r. biskup włocławski Stanisław Dąbski (1692–1700) wydał edykt, w którym m.in. tę próbę uznał za niedopuszczalną16. Sędziowie sądu w Nowem tym stanowiskiem biskupa się nie przejmowali. Dopiero w trakcie procesu przeprowadzonego w 1747 r. w Morzeszczynie nie zastosowali pławienia, a nawet odmówili proszącym o to kobietom. W pławienie jako dowód w oskarżeniu o czary wierzono w czasach wczesnonowożytnych w całej Europie. Jeśli oskarżona osoba od razu „szła” pod wodę, była uznawana za niewinną, a jeśli utrzymywała się na powierzchni, uznawano ją za winną. W społeczeństwie wiejskim krajów niemieckich w XVII w. wiara w niezawodność próby wody była powszechna. Oskarżone o uprawianie czarów kobiety same prosiły, aby poddano je tej próbie, chcąc w ten sposób oczyścić się z zarzutów17. Sądzony w 1690 r. w Łobżenicy (Wielkopolska) Maciej Piskuła prosił „o wodę”, 13 14 15 16 17 Ibidem, s. 48. Ibidem, sygn. 130, Protokoły radzieckie i ławnicze XVII i XVIII wieku, s. 52. Ibidem, s. 106. J. Kaufmann, Die Stellung der Kirche zu den Hexenprozessen im 17. Jahrhundert, „Mitteilungen des Westpreussischen Geschichtsvereins” R. 2, 1903, s. 60. R. Walz, Hexenglaube und magische Kommunikation im Dorf der frühen Neuzeit. Die Verfolgung in der Grafschaft Lippe, Paderborn 1993, s. 356; G. Gersmann, Skizze einer Geschichte der Wasserprobe, w: Wasser, red. B. Busch, L. Förster, Bonn 2000, s. 157–167. Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą 123 gdyż jak twierdził przed obliczem sądu, „ludzie powiadają, że woda oczyści niewinnego”18. Podobnie było w trakcie procesów przez sądem Nowego. W lipcu 1689 r. mieszczanin nowski Jan Kolberk19 oskarżył o uprawianie czarów Elzę Kucharczykową alias Zarębinę. Oskarżoną kobietę uwięziono i na jej usilne kilkakrotne prośby poddano próbie pławienia, która miała, według niej, udowodnić jej niewinność. O to, aby Kucharczykowa była pławiona, prosił również jej mąż, którego również wezwano przed oblicze sądu ławniczego20. Próba wody, przeprowadzona przez kata, odbyła się w asyście licznych widzów, w tym dwóch desygnowanych przez sąd ławników, Krzysztofa Lalkowskiego i Zachariasza Szramki. Oni to poinformowali później sąd, że „gdy ją [Elzę Kucharczykową] sprawca pierwszy raz na wodę związaną puścieł, do dna poszła, lecz wkrótce wynurzywszy się, pływała”21. Ponownie „puszczona” na wodę również utrzymywała się na jej powierzchni. Wsadzono ją do beczki i zaniesiono do wieży, gdzie była więziona. We wsi Smętówko w maju 1699 r. oskarżoną o czary była Regina Jakubowa Krajniczka, która „dobrowolnie prosieła się na wodę, żeby była próbowana”. Przychylono się do jej prośby i trzykrotnie pławiono, ale za każdym razem „woda jej przyjąć nie chciała”. W związku z tym oddano ją w ręce kata22. Oskarżona zeznała m.in., że czart przy pławieniu nie mógł do niej przystąpić „przed świętościami, które jej JMość dała”23. W sprawie oskarżonej Marianny Krystofki (1701) rada miejska Nowego postanowiła, że aby się oczyściła z zarzutu czarostwa, musi być pławiona. Prosiła o to sołtysa i desygnowała dwóch ławników, którzy rozkazali sprawcy (katu), „aby ją raz, drugi i trzeci spławił”. Czyniono to w obecności licznego zgromadzenia, a ona, „będąc związana, głowę wynurzywszy, pływała”. Rada wywnioskowała z tego, że jest winna i okazała się czarownicą, więc oddała ją w ręce sądu24. Dnia 7 lipca 1701 r. na wniosek Wawrzyńca Jordańskiego i jego żony rada miasta Nowego postanowiła uwięzić Ewę Łybosową, ponieważ małżonkowie oskarżyli ją o czarostwo. Mąż oskarżonej kobiety sam prosił radę, „aby [żona] była spławiona”25. Próba wody odbyła się następnego dnia. Łybosową puszczano na wodę trzy razy 18 19 20 21 22 23 24 25 J. Wijaczka, Mężczyźni jako ofiary procesów o czary przed sądem łobżenickim w drugiej połowie XVII wieku, „Czasy Nowożytne” 2004, t. 17, s. 21. W latach 1695–1711 Anna Kolberkowa była właścicielką piekarni. Być może była wdową po Janie Kolberku; A. Pryłowski, Gospodarka Nowego n. Wisłą w latach 1662–1772. Problem produkcji i wymiany, Bydgoszcz 1978, s. 40, tab. 14. AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 131, s. 5. Ibidem, s. 6. Ibidem, s. 43–44. Ibidem, s. 46. Ibidem, sygn. 130, s. 265–266. Ibidem, s. 269. 124 Jacek Wijaczka i za każdym razem utrzymywała się na powierzchni. Rada postanowiła więc oddać ją sołtysowi, „aby podług świętej sprawiedliwości uznali i osądzili z nią sobie”26. Marianna Grześkówna z Lalków prosiła o to, aby poddano ją próbie wody, co też się stało: „sprawca podług zwyczaju na wodę puścił, która natychmiast raz, drugi i trzeci wierzchem na wodzie pływała w przytomności Ichmościów i tak wielu inszych ludzi. I tak związaną przez próbę wody, po tym w beczkę wsadzoną będąc przez sprawcę, do więzienia do Smętowa Jej Mości Pani Czapski zawieziona”27. Wiara w to, że woda „oczyszcza” od zarzutów, była tak silna, że niektóre oskarżone nawet chciały płacić za to, aby je takiej próbie poddać. Tak uczyniła w 1747 r. Barbara Drąszkowa, która poprosiła o pławienie i dodała: „da mąż mój WPaństwu 100 zł, a niech idę na wodę”28. Sąd propozycji nie przyjął. Niektóre diabły obiecywały kobietom, że gdy zostaną aresztowane i poddane próbie wody, sprawią, iż będą tonęły. Tak było m.in. w sprawie Katarzyny Oleyniczanki, która zeznała, że gdy już była aresztowana, jej czart Hans „obiecał ją do dna topić, aby nie pływała”, ale słowa nie dotrzymał, „bo ją tegoż dnia, jak [ją] wzięto, odstąpił. Także i Janek, czart drugi, tegoż dnia ją odstąpił”29. Marianna Kowalka twierdziła, że gdy ją pławiono, to diabeł siedział na olszy, a gdy szła do wody, to ją pocieszał, że będzie tonęła30. Elzie Kucharczykowej natomiast, gdy szła na pławienie, diabeł obiecać dać sztabę żelaza, ale zawiódł ją, gdyż uciekł31. W procesach wspomniana jest dwukrotnie beczka czarownic. Elzę Kucharczykową w 1689 r. wsadzono do beczki (po drugim pławieniu) i zaniesiono do wieży, gdzie była więziona32. Marianna Grześkówna z Lalków po pławieniu została zwiazana i „w beczkę wsadzoną będąc przez sprawcę, do więzienia do Smętowa Jej Mości Pani Czapski zawieziona”33. Dlaczego tak czyniono? Karol Koranyi pisał przed laty, że wkładanie oskarżonych do beczki przede wszystkim miało na celu odizolowanie ich od wpływu diabła, gdyż znak święty, jakim taka beczka była naznaczona, powstrzymywał złego ducha od przystąpienia do swej ofiary34. Kolejnym powodem było „dążenie do uniemożliwienia uwięzionym zetknięcia się z ziemią. Obawiano się mianowicie, aby przez zetknięcie się uwięzionej osoby z ziemią nie udzieliła się jej moc czarowna, jaka płynie z ziemi, a która dodałaby jej siły potrzebnej do wytrzymania mąk i dzięki której mogłaby zdobyć wolność i ujść karzącej sprawiedliwości”35. 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 Ibidem, s. 272. Ibidem, s. 51. Ibidem, sygn. 131, s. 133. Ibidem, s. 20–21. Ibidem, sygn. 130, s. 82. Ibidem, sygn. 131, s. 8. Ibidem, s. 6. Ibidem, sygn. 130, s. 51. K. Koranyi, Ze studiów nad wierzeniami w historji prawa karnego. I. Beczka czarownic, Lwów 1928, s. 34. Ibidem, s. 35. Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą 125 W procesach przed sądem Nowego, w odróżnieniu od innych sądów, próbę wody przeprowadzano trzykrotnie. Prawdopodobnie miało to na celu uniknięcie ewentualnej pomyłki, a zapewne i uspokojenie sędziowskich sumień. Pakt z diabłem (złym duchem) i cielesne z nim kontakty Na rozprzestrzenienie się wiary w czarostwo niewątpliwy wpływ miało wynalezienie druku. Otóż w 1487 r. niemiecki inkwizytor Heinrich Kramer (Institoris, zm. 1506) opublikował Malleus maleficarum (Młot na czarownice). Kramer podał w tym dziele następujące cechy czarownictwa: 1) odrzucenie wiary katolickiej, czyli herezja, 2) pakt i stosunki cielesne z diabłem, 3) udział w sabatach, 4) umiejętność szkodzenia ludziom i zwierzętom, czyli czary szkodliwe, 5) umiejętność latania w powietrzu. Praca ta bez wątpienia spopularyzowała wśród elit duchownej i świeckiej pojęcie czarostwa i stereotyp czarownicy – kobiety. Oprócz wynalezienia druku, drugim bardzo ważnym elementem (a jak się wydaje, jeszcze ważniejszym), który rozprzestrzenił nową wiarę w czarostwo, szczególnie wśród prostego ludu, były kazania36. Według szeroko rozpowszechnionych poglądów, potwierdzanych również przez literaturę demonologiczną, czarownicą/ /czarownikiem zostawało się, zawierając pakt z diabłem, a następowało to w różny sposób. O to wszystko wypytywali oskarżone o czary osoby sędziowie we wszystkich regionach Europy, także sądzący w Nowem. Katarzynie Oleyniczance czarta Hansa „zadała” w maślance owczarka z Mirotek, a „gdy do domu z tą maślanką przyszła”, ujrzała tegoż czarta stojącego przy kominie. Odezwał się do niej tymi słowy: „Jużeś mnie sobie kupiła w tej maślance”, a następnie ją objął i odbył z nią stosunek na młynicy37. Elza Kucharczykowa z Nowego diabła Kaspra dostała od Barwy Czarnej mieszkającej na Garbarach. Ta „zadała” go jej w cienkuszu, który niosła na pole, a ona się od niej napiła38. Jakub Gałgan w trakcie tortur przyznał się do posiadania diablicy imieniem Marianna. „Dostał” ją, gdy szedł z Nowego do wsi Frąca, a było to zaraz po spaleniu jako czarownicy jego rodzonej siostry. Diablica zaraz po pojawieniu się obłapiła go, „po tym z nią pospolitował”. Była zawsze przy nim, ślubowała być mu żoną39. Anna Krucha zeznała, że czarta „dostała” na łące należącej do pana Czechnickiego, „w ten czas, kiedy w zastawie mieli łąkę od niego”. Czart przyjechał do niej na koniu, gdy szła przewracać siano. Zapytał ją: „Cóżeś ty jest?”, a ona mu odparła, że jest niewiastą40. Zaprowadził ją do chrustu na łące pana Czechnickiego 36 37 38 39 40 G. Schormann, Hexenprozesse in Deutschland, Göttingen 1981, s. 32–33. AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 131, s. 20–21. Ibidem, s. 8. Ibidem, s. 25. Ibidem, s. 31. 126 Jacek Wijaczka i namówił, żeby się położyła, a następnie z nią obcował. Nieszczęście to przytrafiło się Annie, gdy żył jeszcze jej drugi mąż. Zły duch dał jej „znak”, który schowany jest teraz (czyli w chwili składania przez nią zeznań) na górze domu, za koziołkiem. Wyznała również, że kiedyś zraniła się w kolano aż do krwi i wówczas to „zapisał się jej czart do wieku i pomazał ją krwią tą na piersiach”. Czart namawiał ją także, aby wyrzekła się Boga, na co mu odparła: „Bliższy mi Bóg jest niż ty, jednak mu się oddała”41. Stosunki cielesne utrzymywała z nim trzy razy w tygodniu przez te wszystkie lata, odkąd go „dostała”. Krajniczka na czarta natknęła się w Bielawkach (niedaleko Pelplina), gdzie wyszedł do niej z krzaku bzu. Gdy się przed nią pojawił, był w „postaci chłopskiej”, ubrany w czarną suknię. Przyznał się, że jest czartem i kazał się jej wyrzec Pana Boga oraz Najświętszej Panny, co też uczyniła42. Dorota Piotrowa zwana Kaszubką dobrowolnie zeznała, że czarta „zadała” jej Owocowa, gburka ze Smętówka, z którą się „była pospierała, lat temu 12 albo więcej”43. Owocowa przysłała jej miskę mąki, z której ona zaczęła gotować zacierkę. Wówczas to wyszedł ów czart z zapiecka, ubrany po polsku, w czerwonej sukni. Tego samego dnia, kiedy pojawił się u niej w domu po raz pierwszy, obcował z nią dwa razy w ogrodzie przy chałupie, a później „kiedy bądź przez ten czas z nią obcował”. Na jego polecenie wyrzekła się Pana Boga. Magdalena Ruskowa czarta „dostała” od Anny Kruchej. Mimo że z nią obcował, mówił do niej: „babo kulawa”. Chodził w szarych polskich sukniach44. Przyznała się do odstąpienia Pana Boga oraz że „czartu się zapisała, rozdarłszy sobie miedzianką lewą nogę na goleni, i czart umaczał palec w tej krwi, posmarował się na piersiach, mówiąc: Jużeś moja, i trącił ją”. Owego czarta wcale się nie bała45. Marianna Rogalska, zanim w 1704 r. trafiła w ręce kata, zeznała, że idąc z łęgu na Rosgartach, spotkała młodego człowieka ubranego w czerwony strój na modłę polską, „powiadający się być studentem wędrującym za szkołą”. Pocałował ją i poprosił, aby dała mu krwi z serdecznego palca prawej ręki, na co mu zaraz pozwoliła i zakłuwszy się szpilką w palec, krwi upuściła, którą „ten czart w osobie człowieka będący, napisał sobie cyrograf i rzekł jej, jużeś moja”46. Czart ów miał na imię Marcin. Popełniła z nim dwa razy grzech cielesny w domu na górze, a potem w ogrodzie. Gertrudzie Śmiechowej diabeł kazał się „zapisać”, co tak uczyniła: „puścił jej krew pazurem z serdecznego palca prawej ręki i napisawszy nią cyrograf, rzekł: jużeś moja”47. 41 42 43 44 45 46 47 Ibidem, s. 33. Ibidem, s. 44. Ibidem, s. 66. Ibidem, s. 58. Ibidem. Ibidem, s. 70. Ibidem, s. 73. Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą 127 Marta Stępkowa miała diabła Michała, który do niej „przyszedł” takim sposobem: [...] powadziła się bardzo była z mężem, dwa lata z zapust przeszły minęły, i gdy się bardzo przeklinała siedząc wieczór w domu przy piecu, świecę zgasiwszy, a mąż gdzieś do miasta był odszedł, przyszedł do niej czart, pogłaskawszy ją po gębie, pocałował. Ona się pytała, ktoś jest?, rzekł jej: Michał. W tym dziecię, które małe w kolebce zapłakało, ona się porwała do niego i, utuliwszy, położyła się w łóżko swoje. Tam czart znowu do niej przyszedł i wolą swoją nieczystą z nią popełnił, gdzie się też ona, od czarta namówiona, wyprzysięgła się Pana Boga i Najświętszej Matki jego48. Marianna Kowalka ze wsi Płochocin przyznała, że diabeł po raz pierwszy zjawił się przed nią pod Warlubiem w polu. Przyszedł ubrany po polsku, w czerwonej sukni jako dworzanin i objął ją, mówiąc: „Jużeś o Marysiu moja”. Stało się tak, bo się zapomniała przeżegnać49. Diabła zaś „zesłała” jej stara Trajnoszka, mówiąc wcześniej do niej: „jeśli taką robotę chcesz robić jako i ja, tylko się przymów”, co też uczyniła50. Anna Frangosowa „dostała” diabła Jakuba, ubranego na czarno po niemiecku, od teściowej51. Regina Dorszewiczowa ze wsi Gruczno przyznała się w 1714 r., że podpisała cyrograf własną krwią z serdecznego palca. Została również przez diabła ochrzczona i otrzymała imię Barbara52. U Anny Wincentki diabeł pojawił się pewnego dnia (1718) i poprosił, aby mógł u niej służyć za parobka. Obcowała z nim na łóżku. Dała mu śliny z krwią z gęby na rękę, pokłuwszy zęby53. Barbarze Jakubce, ratajce ze wsi Zawady, gdy wyrzekła się Pana Boga, Najświętszej Panny i Najświętszego Sakramentu, czart powiedział: „jużeś moja”. „Zapisała” mu się również krwią, zakłuwszy się w serdeczny palec szpilką, którą to krwią pomazała się po twarzy. Czart „pospolitował” z nią w nocy na ławce, ale jej mąż o tym nic nie wiedział54. Elżbieta Pasturka przyznała, że „już trzeci rok, jakem diabła przyjęła w Berwałdzie, w imaginacyi pokazał mi się, jakem chciała przyjaciela, w szarej sukni po polsku, imię mu Kuba, byłam na ten czas wdową, obcowałam z nim zaraz we dnie”. Zanim powtórnie wyszła za mąż, to wzięła ślub z diabłem „w południe, a z mężem na wieczór, tegoż dnia zara spałam z diabłem”55. Indagowana dalej przez sędziów, dlaczego diabła „przyjęła”, odpowiedziała, że tylko „dla cielesności, że przyjaciela nie mogła dostać”56. 48 49 50 51 52 53 54 55 56 Ibidem, s. 77. Ibidem, sygn. 130, s. 81. Ibidem, s. 83. Ibidem, s. 82. Ibidem, sygn. 131, s. 105. Ibidem, s. 110. Ibidem, s. 122–123. Ibidem, s. 136. Ibidem, s. 138. 128 Jacek Wijaczka Powszechnie wierzono, że zawarcie paktu z diabłem opłaca się pod względem finansowym, złe duchy bowiem przynoszą swoim czarownicom pieniądze i dbają o ich powodzenie materialne. Z zeznań kobiet torturowanych w Nowem i najbliższej okolicy wyłania się najczęściej inny obraz, gdyż większość diabłów nie tylko bardzo rzadko dawała pieniądze, lecz także była uboga i objadała czarownice. Anna Jagódka od swego diabła otrzymała tylko jeden grosz, a jego samego musiała karmić kaszą, grochem, kiszoną kapustą i czym tylko miała; poiła go również piwem57. Czart Hans, należący do Katarzyny Oleyniczanki, zamiast jej pomagać w pracy, przesiadywał ciągle na młynicy i nie przynosił jej nic, bo był ubogi58. Anna Krucha dostała wprawdzie od swego czarta szóstaka, ale ten „w nico się jej obrócieł”59. Reginę Dorszewiczową ze wsi Gruczno (1714), gdy podpisała cyrograf, diabeł zapytał: „Co wolisz, abym ja ciebie, abo ty mnie będziesz żywić”. Później przynosił jej kołacze i gomółki60. Ewa Świątkowska z Nowego zeznała, że dostała od swego czarta talara, którego wymieniła u młodego Kreffta i zapłaciła nim podatek61. Natomiast zły duch należący do Krajniczki obiecywał jej na początku, że będzie jej z nim dobrze, ale tak nie było, gdyż był ubogi, a do tego „łakomy był i pożerał jej wszystko”62. Dorota Piotrowa zwana Kaszubką zeznała, że „ten przeklętnik” obiecywał, że będzie się jej przy nim dobrze powodziło, ale „leda jako się miała, bo jej do rąk nic nie szło, lepiej się przed tym miała, jeśli go dostała”63. Łysa góra (sabat) Udział w zgromadzeniach wyznawców diabła, czyli udział w sabatach64, był stawiany w piśmiennictwie demonologicznym XV w. jako jeden z najpoważniejszych zarzutów wobec osób oskarżanych o herezję i czary65. Pierwszy oficjalny inkwizytor na Niemcy, Konrad z Marburga (mianowany w 1231), stwierdził, że heretycy spotykali się na diabelskich zgromadzeniach, na których adorowano Lucyfera. Nowicjusze 57 58 59 60 61 62 63 64 65 H. Maercker, Eine polnische Starostei, s. 111. AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 131, s. 21. Ibidem, s. 31. Ibidem, s. 105. Ibidem, sygn. 130, s. 86. Ibidem, sygn. 131, s. 44. Ibidem, s. 66. Na temat sabatu zob. m.in.: C. Ginzburg, Hexensabbat. ���������������������������������������� Entzifferung einer nächtlichen Geschichte, Berlin 1990. Na temat wyobrażeń sabatu w społeczeństwie wiejskim zob. m.in.: E. Biesel, Die Pfeifer seint alle uff den baumen gesessen. Der Hexensabbat in der Vorstellungswelt einer ländlichen Bevölkerung, w: Methoden und Konzepte der historischen Hexenforschung, s. 289–302. E. Potkowski, Haeresis et secta maleficorum. Powstanie stereotypu, w: Cultus et cognitio. Studia z dziejów średniowiecznej kultury, Warszawa 1976, s. 474. Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą 129 całowali w tyłek ropuchę i czarnego kota, oddawano się orgiom seksualnym, a na Wielkanoc przyjmowano ciało Chrystusa, aby następnie wypluć je między nieczystości. W XIV w. owe diabelskie zgromadzenia nazywano już sabatem. Około połowy XV stulecia nieznany z imienia inkwizytor sabaudzki napisał traktat Errores Gazariorum seu illorum, qui scobam vel bacalum equitare probantu, w którym przedstawił rozwiniętą koncepcję sabatu jako kultowego zgromadzenia czarownic i czarowników, któremu przewodniczył osobiście sam diabeł. W trakcie owych zgromadzeń organizowano uczty i orgie seksualne oraz oddawano diabłu hołd. Nowi członkowie podczas pierwszego pobytu na sabacie składali diabłu przysięgę wierności i hołd. Przysięga wierności składała się, według autora traktatu, z siedmiu punktów: 1) wierność diabłu, 2) pozyskiwanie dla sekty nowych członków, 3) zachowanie tajemnic sekty, 4) dostarczanie na sabaty ciał zabitych przez siebie dzieci, 5) przyrzeczenie uczestnictwa w zgromadzeniach, 6) przeszkadzanie ludziom w pożyciu małżeńskim za pomocą czarów, 7) obowiązek pomszczenia prześladowań sekty i jej członków. Wynika z tego jasno, że składana przysięga dotyczyła przede wszystkim herezji, odstępstwa od religii rzymskokatolickiej66. W określonych porach roku, przede wszystkim w Noc Walpurgii (z 30 kwietnia na 1 maja), w noc św. Jana (z 23 na 24 czerwca)67, w Boże Narodzenie, w Nowy Rok i na Trzech Króli, a także w inne dni roku (przede wszystkim w czwartki) czarownice spotykały się w różnych miejscach, aby tam m.in. tańczyć i brać udział w orgiach. Spotykania te miały się odbywać przede wszystkim na szczytach różnych gór. W Niemczech mówiono głównie o górze Blocksberg, przy czym w rzeczywistości chodziło o Brocken (1142 m n.p.m.), najwyższy szczyt w górach Harzu. W Szwajcarii była to góra Pilatusberg, a na Węgrzech m.in. góry koło Sopron i Tokaju68. W Polsce taką górą była położona w Górach Świętokrzyskich Łysa Góra (Łysiec)69. Oprócz bardziej znanych łysych gór istniały liczne góry lokalne, położone w najbliższej okolicy, gdzie zlatywały się kobiety oskarżane o czary. Miejscem owych spotkań czarownic były także – i to o wiele częściej niż góry lub pagórki – łąki, skrzyżowania dróg, pustkowia i dachy domów70. Często kobiety w trakcie zeznań 66 67 68 69 70 Ibidem, s. 471. Dzień ten zajmował w dorocznym cyklu obrzędów miejsce szczególne. Letnie zrównanie dnia z nocą lud uznawał od wieków za fakt niecodzienny i przypisywał mu wyjątkowe właściwości magiczne. Święto to wiązano z następowaniem zmian astronomicznych, meteorologicznych, a co za tym idzie, i gospodarczych; B. Wojciechowska, Od Godów do świętej Łucji. Obrzędy doroczne w Polsce późnego średniowiecza, Kielce 2000, s. 91, 99. G. Klaniczay, Der Hexensabbat im Spiegel von Zeugenaussagen in Hexen-Prozessen, „Kea. Zeitschrift für Kulturwissenschaften” 1993, s. 39. J. Adamowski, Łysa Góra, w: Słownik stereotypów i symboli ludowych, t. 1, Kosmos, cz. 2, Ziemia, woda, podziemie, red. J. Bartmiński, S. Niebrzegowska, Lublin 1999, s. 121–122. K. Koranyi, Łysa Góra (Studium z dziejów wierzeń ludowych w Polsce w XVII i XVIII wieku), „Lud” 1928, t. 7, s. 60. 130 Jacek Wijaczka przyznawały, że spotykały się nie w jednym, lecz w kilku miejscach. Podobnie było w zeznaniach składanych przez kobiety sądzone jako czarownice przed sądem Nowego nad Wisłą. Łysa góra, na której bywała Elza Kucharczykowa, znajdowała się „podle Kobylego gruntu nad Wisłą na piasku białym”71. Tam tańcowała z Kasprem, a do tańca na radle przygrywał im, oraz innym czarownicom, jeden chłop, ubrany po polsku w czarne szaty. Nie mogła jednak poznać, kim on był, ponieważ twarz miał zasłoniętą taftą72. Na owej łysej górze była na św. Jana. Były tam również inne czarownice, które, podobnie jak grajek, twarze miały pozasłaniane taftą. W ciągu 12 lat każdego roku dwukrotnie była na łysej górze. Maryna Gałganowa bywała na łysej górze znajdującej się pod zamkiem nowskim73. Bywał tam również jej mąż, który zeznał, że inna łysa góra znajdowała się pod Świeciem74. Anna Krucha bywała na łysej górze znajdującej się na dworznicy za zamkiem, trzy razy w roku, raz po poście, drugi raz na Boże Ciało, a trzeci na św. Jana75. Regina Krajniczka bywała na łysej górze znajdującej się koło klasztoru pelplińskiego. Widziała tam również inne kobiety, ale nie wie, kim one były, „bo się barwami zakrywały”, poza tym ona jest uboga, w związku z tym „kole kuchnie tłukła i pomywała”. Spotkania na łysej górze odbywały się na św. Jana i na św. Krzyża (14 września). Pijano tam z kufelków pięknych. Bywała także na drugiej łysej górze, mieszczącej się pod Lalkowami. Do tańca grał im na świderku chłop z Bochlina, którego już za to spalono76. Dorota Kaszubka bywała każdego roku w dzień św. Jana na łysej górze znajdującej się między Smętówkiem a Lalkowami. Grywał im tam do tańca chłop z Kamionki, którego nie znała, ale grał on „podle”77. Marianna Rogalska na tej łysej górze była cztery razy, na św. Jana i na Boże Ciało. Zeznała też, że sabaty odbywały się na szańcu na dworznicach, a także tam, gdzie winduga, czyli w miejscu nad Wisłą, gdzie gromadzono drewno do spławu. Dodała, że na łysej górze był śliczny pałac, malowany w koła. Bywało tam tak wiele czarownic, że „ich okiem nie mogła przejrzeć”. Większości z nich nie poznała, bo miały pozakrywane twarze: Gdy się już na łysej górze ucieszyły, wstąpił kozioł na stół i otrząsnąwszy się, rzekł: już też czas przestać, a w tym siadł czart jeden w postaci białogłowskiej przy stole, 71 72 73 74 75 76 77 AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 131, s. 8. Ibidem. Ibidem, s. 23. Ibidem, s. 26. Ibidem, s. 31. Ibidem, s. 45. Ibidem, s. 67. Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą 131 któremu się każda składała według możności, ona mu tylko trojak dała; ten czart był czerwono przybrany, a po oddaniu kontrybucji każda się w drogę brała78. Do tańca grał im chłop Jan, mieszkający w Kończycach u Wróbla. Grał na drewnianych gwoździach wbitych w ścianę. Tłukąc i bijąc w te gwoździe, „tak skoczną sprawował melodyją, jakby na cymbale grał”. Chłop ów chodził ubrany w białą „kamzelę”79. Marianna Kowalka, zapytana przez sąd, czy bywała na łysej górze, odparła, że raz była na takiej górze znajdującej się pod Świeciem na zameczku starym. Pito ze złotych kubków. Bywały tam w wigilię Bożego Ciała, Wniebowstąpienia i św. Jana80. Ewa Świątkowska z Nowego na łysej górze bywała „na dworznicach, na Windole, na Bakałarzowej górze”81, a podczas sabatu była kucharką. Oprócz niej spotykały się tam Ignacówna Kwaśna i Hesia Wolescanka. Było tam wiele innych kobiet, ale tych nie znała, ponieważ się „płaszczykami pozakrywały i zasłony miały na głowie”. Na łysej górze do tańca przygrywał im siwy chłop na radle i tańcowali jak na weselu. Jadły tam jaja, świnie mięso i marchew82. Na łysej górze była tylko dwa razy, raz na św. Marcina, a drugi na św. Jana. Bogatszym niż ona czarownicom dawano na łysej górze kołacze i mięso83. Jadwiga Michałkowa w św. Jana roku ubiegłego (1711) była na łysej górze znajdującej się za szpitalem, „tam gdzie się drogi dzielą do Borowego Młyna i do Milewka, i tam tańcowała, piła i jadła”. Zabrała stamtąd picie i jedzenie oraz srebrne kubki, ale w domu okazało się, że „to końskie bobki i węgle beły, a napój był krowi mokrz, a srebro skorupy od gęsich jaj”84. Powiedziała następnie sędziom, że diabli w różnych odzieniach bywają na łysej górze, „osiarpani i w pięknych sukniach”, bo kiedy diabłu czarownica da jakąś robotę, np. kopać czy wycinać, a podrze diabeł przy tym suknię, to musi mu czarownica inną kupić. Zeznała, że jeśli ktoś, jedząc jajka, nie przebije łupiny albo jej nie skruszy, to z tego mają na łysej górze puchary i srebrne kubki. Na łysej górze czarownice bywają w każdy pierwszy czwartek nowego miesiąca przed „miesiączną niedzielą”85. Regina Dorszewiczowa zeznała w 1714 r., że łysa góra była w Paniach (?), gdzie kamienie leżą, te kamienie mieli za stół, przy którym czarownice piły piwo i wino oraz jadały szkapie nogi. Bywały tam wraz z nią matka i siostra Szymka oraz Karczmarka (Kaczmarka). Zlatywało się tam wiele innych czarownic, jednak ich 78 79 80 81 82 83 84 85 Ibidem, s. 71. Ibidem, s. 72. Ibidem, sygn. 130, s. 83. Ibidem, s. 85. Ibidem, s. 86. Ibidem, s. 87. Ibidem, s. 91. Ibidem, s. 97. 132 Jacek Wijaczka nie znała. Bywała tam we czwartki, w Boże Ciało, a także wtedy, „gdy największe święta”86. Anna Wincentka bywała na łysej górze wraz z innymi kobietami. Do tańca grywał im na radle nieboszczyk Stach. Pewnego razu porwała z łysej góry kubek; „rozumiała, że złocisty beł, a jak to przyniosła do domu, to łupina od jaja beła, a miasto złota to żółtkiem od tego jaja bieł potarty”87. Pasturka w 1747 r. przyznała, że łysa góra znajdowała się w izbie u Barbary Drąszkowej, która była ich królową, więc u niej wszystkie czarownice się spotykały, jako że leżała w łóżku chora88. Na początku średniowiecza Kościół rzymskokatolicki oficjalnie utrzymywał, że zjawisko latania czarownic w powietrzu jest iluzją tworzoną przez diabła. Na piśmie uwidocznione to zostało w tzw. Canon episcopi, który po raz pierwszy pojawił się około 906 r. w napisanej w Trewirze pracy Libri duo de synodalibus causis et ecclesiasticis disciplinis. Stwierdzano w nim, że powietrzne nocne loty kobiet w orszaku pogańskiej bogini Diany to iluzja i nie należy w to wierzyć89. Ów zbiór prawa przygotowany był tylko dla diecezji trewirskiej, natomiast ponadregionalnego znaczenia nabrał dzięki temu, że został umieszczony przez Burcharda z Wormacji (965–1025) w jego Decretum, a po pewnym czasie trafił do zbioru prawa kościelnego napisanego przez Gratiana, Corpus Juris Canonici, który obowiązywał do 1918 r.90 W X–XIII w. Kościół zakazał wiary w to, że loty czarownic rzeczywiście się zdarzają. W XIV w. stanowisko to jednak się zmieniło i po 1480 r. należało już w nie wierzyć. Za herezję uważano brak wiary w to, że czarownice faktycznie latają. Wiarę w nocne loty czarownic wśród społeczeństwa umacniała również sztuka. Najwcześniejsze przedstawienia ikonograficzne ukazują czarownice jako kobiety latające na dzikich zwierzętach. Malowidła ścienne w kilku kościołach duńskich, pochodzące z lat 1540–1542, przedstawiają z kolei kobiety lecące na grzbietach demonów. Aby się unieść w przestworza, czarownice najczęściej używały czarodziejskiej maści, którą wcierały w skórę i dzięki temu mogły latać. Najczęściej ową maść przygotowywały nie same, lecz otrzymywały od diabła, który robił ją np. z tłuszczu ugotowanych nowo narodzonych dzieci. Tłuszcz ten stanowił główny składnik owych maści91. Według innej receptury do przygotowania czarodziejskiej mikstury 86 87 88 89 90 91 Ibidem, s. 105. Ibidem, s. 110. Ibidem, s. 137. W. Tschacher, Der Flug durch die Luft zwischen Illusionstheorie und Realitätbeweis. Studien zum sog. Canon Episcopi und zum Hexenflug, „Zeitschrift der Savingy-Stiftung für Rechtsgeschichte” t. 116, Kanonistische Abteilung 1999, t. 85, s. 225–276. W. Schild, Die Maleficia der Hexenleut`, Rothenburg o. d. T. 1997, s. 66. D. i G. Bandini, Kleines Lexikon des Hexenwesens, München 1999, s. 164. Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą 133 potrzebna była ropucha, którą karmiono ukradzioną hostią, a następnie palono. Powstały popiół mieszano z krwią nieochrzczonego jeszcze dziecka, z różnymi ziołami i zmielonymi kośćmi wisielca92. Elza Kucharczykowa na łysą górę docierała drogą powietrzną, niesiona przez swojego diabła93. Z kolei Gałgan na łysą górę znajdującą się pod Świeciem pojechał w kolasie zaprzężonej w cztery konie94. Anna Krucha na łysą górę miała się dostawać, gdy nasmarowała się maścią i wylatywała przez komin. Twierdziła jednak przed sądem, że tak naprawdę „to ich diabeł niesie i tak długo czeka, aż się wszystkie zlecą”95. Regina Krajniczka na łysą górę jeździła na szkapie96. Marianna Rogalska, aby tam się dostać, wylatywała kominem, nasmarowawszy się szarą maścią „nabytą” od Magdaleny Ruskowej97. Natomiast Mariannę Kowalkę, która – jak zeznała – na łysej górze była tylko „prostą czarownicą”, diabeł tam nosił, ale inne czarownice jeździły na sabat w karecie98. Gdy na łysą górę miała się udać Ewa Świątkowska z Nowego, to smarowała się maścią, którą przechowywała w garnuszku99. Regina Dorszewiczowa z kolei smarowała się maścią dostarczaną jej przez diabła, którą chowała w kominie w sieni100. Na łysej górze, jak wynika z zeznań złożonych przez kobiety w trakcie przesłuchań przed sądem nowskim, wśród czarownic panowała hierarchia. Marta Stępkowa zeznała, że najważniejszą czarownicą na łysej górze znajdującej się „nad Kobylim gruntem” była Byksmacherowa, czego przejawem było to, że „pięciu diabłów po pańsku ubranych koło niej stojało”101. Królową czarownic miała być również Karczmarka (Kaczmarka), która – ubrana w czerwony adamaszek – siedziała na złocistym krześle. Na łysą górę jeździła, jak to królowa, w karcie zaprzężonej w sześć czarnych koni102. Królową była również Barbara Drąszkowa. Ponieważ leżała w łóżku chora, to łysa góra znajdowała się u niej w izbie i tam wszystkie czarownice się spotykały103. Bywająca tam Pasturka zeznała, że u Drąszkowej, kiedy były u niej „na uciesze”, w nocy było tak samo widno jak w dzień. Sama Drąszkowa, jako królowa, miała aż siedmiu diabłów i jeździła w karecie zaprzężonej w sześć koni. 92 W. Jilg, „Hexe” und „Hexerei” als kultur- und religionsgeschichtlisches Phänomen, w: Teufelsglaube und Hexenprozesse, wyd. G. Schweiger, München 1987, s. 47–48. 93 AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 131, s. 8. 94 Ibidem, s. 26. 95 Ibidem, s. 32. 96 Ibidem, s. 45. 97 Ibidem, s. 71. 98 Ibidem, s. 83. 99 Ibidem, s. 87. 100 Ibidem, s. 105. 101 Ibidem, s. 77. 102 Ibidem, s. 105. 103 Ibidem, s. 137. 134 Jacek Wijaczka Marianna Rogalska natomiast na łysej górze była kucharką. Gotowała w wielkich spiżowych garnkach i podawała potrawy na stół104. Kucharką miała być również Ewa Świątkowska105. Według Barbary Jakubki inne czarownice nie chciały jej „między się na łysą górę przyjąć, bo była uboga”106. Wygląd i imiona diabła (złego ducha) Diabeł w kulturze ludowej Europy wczesnonowożytnej jawił się jako coś namacalnego, rzeczywistego, przyczyna wszystkich konkretnych nieszczęść nękających najniższe warstwy społeczne, takich jak niedostatek, burze, gradobicia, choroby ludzi, zwierząt itd. W odróżnieniu od „uczonych” przedstawień diabła, jego ludowa wersja jawiła się niezbyt skomplikowanie: był czarny, miał rogi i ogon, stopy rozszczepione albo kozie, ogniste ślepia, włosy na ciele i towarzyszył mu odór siarki107. Jak pisał Jan Stanisław Bystroń: Diabeł, jeśli w ogóle chodzi w ludzkim ubiorze, to już najczęściej w obcym. Rzecz to zupełnie zrozumiała: grupa własna jest dobra, tradycyjny ubiór narodowy jest piękny, właściwy, dobry, trudno więc sobie wyobrazić złego ducha w takim stroju; natomiast już za granicą zaczynają się wpływy diabelskie, obcy pozostają w nim w związku, pochodzą odeń, są jego sługami itd., nic więc dziwnego, że diabeł ukazuje się w obcym ubiorze. Spotykamy się z tym zjawiskiem dość powszechnie: w Holandii diabeł chadzał w hiszpańskim stroju, a więc w stroju najeźdźcy, dawni Prusacy wyobrażali sobie diabła w polskim ubiorze, w Polsce zaś diabeł w kusym niemieckim ubraniu jest bardzo powszechnie spotykany. „Zakochał się jak diabeł w niemieckim stroju” – mówi przysłowie108. Zadziwiająca jest mnogość wyglądu diabła (złego ducha) i noszonych przez niego imion. Oprócz klasycznych, takich jak Lucyfer i Belzebub, pojawiały się bardzo często zwykłe imiona, które były powszechnie używane wśród mieszkańców danego regionu. Interesujące ze społecznego punktu widzenia jest również to, że niekiedy imię diabelskie pojawiało się z dodatkiem „Juncker”, bo stawiało to czarta na jednej płaszczyźnie ze szlachtą, zwłaszcza wtedy, gdy opis noszonego przez niego ubrania przypominał odzienie szlacheckie. Manfred Wilde wątpił jednak, że musiało to oznaczać odzwierciedlenie ówczesnych napięć społecznych109. 104 Ibidem, s. 72. Ibidem, s. 85. 106 Ibidem, s. 123. 107 A. M. di Nola, Diabeł, wyd. 2, Kraków 2000, s. 318. 108 J. S. Bystroń, Megalomania narodowa, Warszawa 1995, s. 178–179. 109 M. Wilde, Die Zauberei- und Hexenprozesse in Kursachsen, Köln–Weimar–Wien 2003, s. 269. 105 Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą 135 Diabeł pojawiał się pod różnymi postaciami i w różnych strojach. W Rzeczypospolitej raz był ubrany jak polski szlachcic, innym razem pojawiał się w stroju niemieckim. Polakom jawił się on prawie zawsze jako Niemiec: [...] najczęściej w postaci niemczyka, z harcapem, w stosownym kapeluszu, z orlikowatym nosem, koziemi lub kurzemi nogami i niemal zawsze w czerwonych portkach i czarnym kusym fraku. Trzeba dobrze uważać, gdy się w postaci człowieka ukaże, i stąd go łatwo poznać, że nie ma dziurek w nosie110. Wiara w obecność diabła wśród współczesnych była powszechna. Jedne diabły były bogate, inne biedne, jak choćby diabeł, którego posiadała Hanka ze wsi Lalkowy111. Elza Kucharczykowa z Nowego zeznała, że diabeł Kasper przeszkadzał jej zawsze, gdy robiła masło, i to tak skutecznie, że go nigdy nie zrobiła. Ów diabeł był bardzo ubogi, tak że nic jej nie dawał; mało tego, to ona musiała go karmić, bo nie miał co jeść112. Diabeł Małgorzaty Tiburkowej pojawiał się u niej w polskich szatach, a gdy leżała w małżeńskim łożu, po jednej stronie leżał jej mąż, a po drugiej diabelski kochanek113. Diabeł, który pojawiał się u drugiej oskarżonej w tym samym procesie, nosił niemieckie szaty w kolorze brązowym114. Diabeł imieniem Marks, należący do Ewy z Dąbrówki, nosił w 1671 r. polskie szaty115. Diabła ze złotymi rogami miała mieć Komisarka alias Czechnicka116. Marcinek to z kolei imię diabła, który pozostawał na usługach Trudy Kalickiej. Nie tylko chodził w szatach niemieckich, lecz także mówił po niemiecku117. Niemieckim diabłem był naturalnie zły duch należący do Wellderings, która sama była Niemką. Chodził ubrany na modłę niemiecką i „pod piórem czarnym”, a na imię miał Jochim118. Diabeł należący do Polki, Ali Kieskiej, chodził w polskich szatach119. Kobiety sądzone w procesach o czary przed sądem Nowego wymieniły w zeznaniach z imienia lub nazwiska 48 diabłów. Nosili oni następujące imiona: Janek (Jan, Jaś – 8 razy), Marcin (Marcinek, 5), Józwa (4), Kuba (4), Rokitka (2), Joachim (2), Michał (2), Paweł (2), Marks, Kasper, Hans, Jerzy, Mikołaj, Bartosz, Garbal, Boruta, Grześ, Piotr, Franciszek, Filipek, Frącek i Wojtek. Dwóch diabłów zostało wymienionych nie z imienia, lecz z nazwiska: Bzowski i Rokicki. W jednym przypadku pojawił się w zeznaniach diabeł o wyraźnie niemieckim imieniu Hans. Miała go Oleyniczanka, której usługiwał również drugi diabeł, o imieniu Janek. 110 Cyt. za: Z. Benedyktowicz, Portrety „obcego“. Od stereotypu do symbolu, Kraków 2000, s. 140. AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 1, s. 338. 112 Ibidem, sygn. 131, s. 13. 113 H. Maercker, Eine polnische Starostei, s. 111. 114 Ibidem. 115 AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 1, s. 338. 116 Ibidem. 117 Ibidem, s. 343. 118 Ibidem, s. 344, 346. 119 Ibidem, s. 343. 111 136 Jacek Wijaczka O szesnastu z nich wiemy, że chodzili ubrani po polsku, a o dziecięciu, że nosili się z niemiecka. Trzech diabłów należących do Kaczmarki chodziło ubranych po francusku. Opisy strojów diabelskich są zazwyczaj bardzo krótkie: „niemieckie brązowe szaty”, „po polsku w czarnych szatach chodzi”, „chodzi w ubraniu na modłę niemiecką”. Jedynie czasami opis stroju jest trochę barwniejszy: „strojny pan po polsku w błękitnej sukni, a w czerwonej czapce”, „ubrany po szlachecku w czerwonym stroju”. O diablicy Mariannie wiemy, że była ubrana w czarną suknię, w zielony kabat i błękitną sznurówkę. Wyrok Kara śmierci Czarowników i czarownice karano śmiercią na mocy obowiązującego w Prusach Królewskich prawa chełmińskiego. Prawo starochełmińskie przejęło postanowienie w tej kwestii ze Zwierciadła saskiego i wiązało czary z herezją, a artykuł mówiący o tym brzmiał następująco: To jest o czarownikach i o czarownicach, czy to są kobiety, czy mężczyźni, którzy zajmują się czarami, i którzy potrafią i uprawiają to, że słowami przywołują do siebie diabła. Tych wszystkich należy spalić albo zabić taką śmiercią, jaką sędzia wybierze, która jest surowsza i wymyślniejsza niż tamte. W taki sposób powinien im sędzia odebrać życie, ponieważ wyrzekli się oni naszego Pana Boga i oddali się diabłu. A tym, którzy o tym wiedzą i przemilczają, oraz tym, którzy do tego namawiają, albo w tym pomagają, jeżeli im się to udowodni, jak prawo wymaga, tym należy ściąć głowę120. Podczas kolejnych kodyfikacji prawa chełmińskiego w pewien sposób zmienił się stosunek do uprawiania czarów. Zaczęto przywiązywać większą wagę do materialnych szkód wyrządzanych w ich wyniku121. W Prusach Królewskich w XVI–XVIII w. procesy o czary toczyły się przede wszystkim przed sądami miejskimi. Król August II reskryptem wydanym w Malborku 5 maja 1703 r., na prośbę biskupa włocławskiego Krzysztofa Antoniego Szembeka, nakazywał magistratom świeckim sądzić sprawy tego rodzaju dopiero po uprzednim ich rozpatrzeniu przez władze kościelne122. Za nieprzestrzeganie tego zarządzenia sędziom miejskim groziła kara grzywny w wysokości 1000 dukatów, a członkom sądów wiejskich kara śmierci123. Zarządzenia tego jednak nie przestrzegano. 120 Prawo starochełmińskie 1584 (1394), red. W. Maisel, Z. Zdrójkowski, przeł. A. Bzdęga, A. Gaca, Toruń 1985, s. 164. 121 D. Janicka, Prawo karne w trzech rewizjach prawa chełmińskiego, Toruń 1992, s. 77. 122 H. Karbownik, Sprawa prowadzenia procesów o czary w przedrozbiorowej Polsce w świetle ówczesnego prawa kanonicznego i polskiego, „Kościół i Prawo” 1998, t. 13, s. 165–174. 123 J. Tazbir, Szlachta i teologowie. Studia z dziejów polskiej kontrreformacji, Warszawa 1987, s. 161. Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą 137 Dnia 11 kwietnia 1699 r., jak już wspomnieliśmy, biskup włocławski Stanisław Dąbski wydał edykt zabraniający stosowania tortur w tych procesach o czary, w których oskarżenia opierały się jedynie na denuncjacjach i plotkach. Także tzw. próbę wody uznał biskup za niedopuszczalną. Ponadto nakazywał, aby przed przystąpieniem do tortur każdy sędzia skontaktował się w tej sprawie z oficjałem biskupim, który ze swej strony sporządzi relację dla biskupa. Sędziowie świeccy powinni zasięgać rady teologów, a poza tym powinni się zajmować takimi przestępstwami jak morderstwa, rabunki, kradzieże, a nie sprawami tak trudnymi do udowodnienia jak oskarżenia o czary. Biskup groził, że sędziowie nieprzestrzegający tego rozporządzenia zostaną wykluczeni z Kościoła katolickiego. Zalecił, aby przybito tekst jego rozporządzenia na drzwiach kościołów, aby społeczeństwo diecezji zostało poinformowane o wydaniu edyktu124. Pożądanego skutku Dąbskiemu jednak nie udało się odnieść, o czym świadczą liczne procesy o czary przed sądami świeckimi w latach następnych. Kolejne rozporządzenie dotyczące postępowania podczas procesów o czary opublikował po polsku we Włocławku 26 września 1727 r. tamtejszy biskup Krzysztof Antoni Szembek (1720–1739). Rozesłał je do wszystkich parafii, gdzie często odczytywano je z ambon, aby wszystkich zapoznać z jego treścią125. Jako druk rozporządzenie to zostało opublikowane dopiero 20 lat później. Czytamy w nim m.in.: Straszna rzecz słyszeć! jako każdego roku białegłowy bez fundamentu o gusła i czary na różnych miejscach obwiniają. Straszniejsza!, że niedoskonali sędziowie nie tylko w prawie nie biegli, lecz często czytać nie umiejący, na kontempt zwierzchności kościelnej i statutów Rzeczypospolitej, na wzgardę dekretów, reskryptów królewskich, bez dokładu urzędu naszego duchownego (którego własność jest w takowe wglądać sprawy i one rozsądzać), z szczególnej tylko suspicyi, albo osławienia, z babskich zobopólnych kłótni i swarów, czy też jakiejkolwiek powieści i wywoływania zmyślonych (jako doznajemy, pożal się Boże) opętanych126. Biskup Szembek, bojąc się, aby za takie bezprawne postępowanie wobec oskarżonych o czary Bóg nie pokarał całego Królestwa Polskiego, postanowił zakazać wszystkim, a przede wszystkim sędziom, oskarżycielom i denuncjatorom, „pod klątwą i innemi winami: aby się w takowe sądy, dekreta, bez dokładu zwierzchności naszej duchownej nie wdawali”127. Ostrzegał także duchownych swojej diecezji, że gdyby któryś z nich w dochodzeniu prawdy: [...] jakie lenistwo pokazał per dissimulationem, albo takim ludziom poświadczał, pokazując, że wierzy takowym baśniom, nie doniósłszy tego zwierzchności duchownej, albo się przechwalał, że z wejrzenia umie czarownice poznawać, niech 124 J. Kaufmann, Die Stellung der Kirche, s. 59–69. Andere Catholische Verordnungen und Anmerkungen vom Hexen-Prozesse, w: Preußische Sammlung allerei bisher ungedruckten Urkunden, Nachrichten und Abhandlungen, t. 1, Danzig 1747, s. 584. 126 Monumenta historica dioeceseos Wladislaviensis, z. 5, Wladislaviae 1885, s. 16. 127 Ibidem, s. 17. 125 138 Jacek Wijaczka wie, że nie tylko na sumieniu nie będzie wolny, ale też od sądu naszego popadnie słuszną naganą128. Prawdziwym zaś opętanym, jeśli się w ogóle tacy znajdą, według biskupa Szembeka pomogą zwyczajne w Kościele rzymskokatolickim egzorcyzmy, które w razie potrzeby każdy kapłan może odprawić129. Uniewinnienie Dnia 30 lipca 1671 r. sędziowie wydali werdykt w sprawie Marianny Wellerdings: ponieważ była brzemienna i do niczego się nie przyznała, sąd nakazał złożyć jej następującą przysięgę: Ja, Marianna, przysięgam Panu Bogu w Trójcy św. jedynemu, żem nigdy z diabłem sprawy nie miała, anim z nim pospolitowała, nie chcę mieć ani też pospolitować, ale tak z Bogiem pierwszy ślub, to jest chrzest święty, chcę wiernie aż do końca wieku mego dotrzymać, nikomu szkody, tak przez się jako przez kogo inszego czynić, tak mi Panie Boże dopomóż i wszyscy święci130. Po złożeniu przysięgi wypuszczono ją do domu. Przybyły do Smętówka sąd nowski sądził od 1 sierpnia 1701 r. oskarżoną o uprawianie czarów mieszkankę tejże wsi Annę Jurkową Malinową, a oskarżycielami byli właściciel oraz trzech chłopów z tejże wsi: Jan Rochald (liczący 29 lat), Jurek Łoltyn (lat 30) oraz Maciej Kanis (około 24 lat). Oddana na tortury, nie przyznała się do wyrządzenia oskarżycielom jakichkolwiek szkód. Na drugie tortury oddano ją następnego dnia. Nie przyznała się do niczego, podobnie jak 3 sierpnia, kiedy torturowano ją po raz trzeci131. Wyrok zapadł 5 sierpnia 1701 r. Sąd uznał, że ponieważ oskarżona kobieta wytrzymała trzykrotne tortury i nie przyznała się do tego, że była czarownicą i wyrządziła jakiekolwiek szkody oskarżającym ją osobom, to sędziom nie pozostało nic innego jak publicznie stwierdzić, że Anna Jurkowa Malinowa „przy uporze swoim jakoż zostawała, tak i zostaje, za czym tedy Uczciwy Sąd Nowski podług prawa i świętej sprawiedliwości nie uznając ją śmierci być winną”, postanowił ją uwolnić132. Martę Stępkową sąd (1706) chciał wprawdzie ukarać za „takowe występne akcyje”, ale nie mógł tego uczynić, gdyż oskarżona oświadczyła, że jest w ciąży. Sąd postanowił jednak, aby przysięgła na miecz katowski, że się nigdy nie będzie mściła na żadnych osobach „tak zamkowej, jako i miejskiej zwierzchności” oraz postanowił wygnać ją z miasta. Zabroniono jej również pojawiać się „bliżej od miasta nad mil sześć wszerz i wzdłuż”, a gdyby w czymkolwiek złamała tę przysięgę, to „bez 128 Ibidem, s. 19. Ibidem. 130 Ibidem, s. 349. 131 Ibidem, s. 49. 132 Ibidem, s. 50. 129 Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą 139 wszelkiej zwłoki i respektu ogniem ma być na życiu ukaraną, które że wypełniła przysięgę odgajona wiecznymi czasy od miasta”133. Ucieczki z więzienia Niektóre kobiety ze strachu przed torturami decydowały się na ucieczkę z miejsca uwięzienia, choć szanse powodzenia były niewielkie, a nawet jeśli ucieczka się powiodła, to taka kobieta była skazana na poniewierkę i ubóstwo. Dlatego wiele kobiet wracało po pewnym czasie do domu. Na ucieczkę zdecydowała się w 1646 r. oskarżona o uprawianie czarów Anna Koniarka. Postawiono ją przed sądem i torturowano. Jednej nocy jednak „z łańcucha i z więzienia wyłamawszy się, uciekła, przez co się już winną podała”134. Uciekinierka po roku wróciła jednak do miasta i ponownie została oddana przez radę miejską w ręce sądu. Teraz oskarżono ją nie tylko o owe wcześniejsze „złe uczynki”, lecz także o ucieczkę. Ponownie torturowana, przyznała się do zarzucanych jej czynów, co potwierdzili też świadkowie. Została skazana na karę śmierci i już „miała być na gardle karana”, gdy sędziowie zmienili zdanie i „nadzieję sobie o poprawki żywota jej czyniąc”, darowali jej życie, ale nakazali opuszczenie miasta i starostwa nowskiego pod karą gardła. Koniarka musiała też złożyć przysięgę, że ani w mieście, ani w starostwie się nie pojawi oraz że nie będzie się mściła. Przysięgi jednak nie dotrzymała i kilka lat później wróciła do miasta. Mało tego, odważyła się „ludziom różnej kondycyi, tak w mieście, jako i koło miasta a pogranicznym, na zdrowiu i dobytkach jego szkodzić”135, co zostało potwierdzone przed sądem przez kilku świadków. Sądowi nie pozostało nic innego jak „przychylając się do prawa pospolitego, które ludzi takowych uczynków dwu albo trzech wiary godnych przysięgać przekonanych, ogniem karać nakazuje”136. Wyrok zapadł 1 lipca 1653 r. i tego samego jeszcze dnia Anna Koniarka spłonęła na stosie137. Marianna Kowalka z Płochocina po złożeniu zeznań 2 września 1709 r. została odprowadzona do więzienia, skąd uciekła. Ucieczka nie powiodła się jednak, została schwytana i już 11 września ponownie postawiona przed obliczem sądu nowskiego w Płochocinie138. 133 Ibidem, s. 78. AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 1, s. 334. 135 Ibidem. 136 Ibidem, s. 335. 137 Ibidem. 138 Ibidem, sygn. 130, s. 81–82. 134 140 Jacek Wijaczka Mężczyźni jako ofiary procesów o czary Przez długie lata w centrum badań nad procesami o czary w czasach wczesnonowożytnych w Europie pozostawały kobiety, gdyż to głównie one były oskarżane o paranie się czarami i konszachty z diabłem. I to one przede wszystkim trafiały na stosy. Oczywiście mężczyźni w każdym procesie o czary odgrywali ogromną rolę, przede wszystkim jako sędziowie, ławnicy, kaci, adwokaci, demonolodzy, spowiednicy, oskarżyciele, świadkowie, a także obrońcy lub przeciwnicy polowań na czarownice139. Z biegiem lat jednak również i oni stali się ofiarami pomówień o czary140. Mężczyznom o wiele łatwiej było się obronić przeciw zarzutowi o uprawianie czarów i mieli większe szanse, aby przeżyć wytoczony im w tej sprawie proces. O wiele większą liczbę kobiet oskarżanych i skazanych na śmierć za czary w Rzeczypospolitej już w XVII w. tłumaczono m.in. tym, że w ówczesnym społeczeństwie były one bardziej bezbronne141. Poza tym, jeśli przyjrzeć się magii ludowej, to widać wyraźnie, że była ona podzielona. Kobiety dominowały w obszarze magii związanej z narodzinami, śmiercią, miłością i rozmnażaniem, a także spisków z duchami i demonami oraz praktyk, których celem było przepowiadanie przyszłości. Natomiast magia męska zorientowana była o wiele częściej na praktyki dnia codziennego, m.in. ochronę pól i plonów142. To powodowało, że męskie umiejętności czarowania były uważane za bardziej przejrzyste i mniej tajemnicze niż umiejętności kobiet. Dlatego zapewne mężczyźni rzadziej byli oskarżani. Poza tym mężczyźni w demonologii i praktyce polowań na czarownice nie byli w takim samym stopniu obwiniani jak kobiety o dewiacje seksualne. Mieli przechodzić do obozu diabła nie pod wpływem uprawiania z nim seksu, lecz z powodu utraty wiary143. W przeciwieństwie do kobiet, nie zostali zredukowani do ciała i seksualności. Mężczyzn oskarżonych o bycie czarownikiem spotykamy również w procesach prowadzonych przez sąd Nowego, ale nie w takiej liczbie jak kobiety. W 1690 r. są139 E. Labouvie, Männer im Hexenprozeß. Zur Sozialantropologhie eines „männlichen” Verständnisses von Magie und Hexerei, w: Hexenverfolgung in der dörflichen Gesellschaft, wyd. W. Schieder, Göttingen 1990, s. 56–78. 140 Ostatnio na temat mężczyzn jako ofiar polowania na czarownice pisali m.in.: R. Schulte, Hexenmeister: Männliche Opfer in der Hexenverfolgung. Realitäten und Rezeption, w: Realität und Mythos: Hexenverfolgung und Rezeptionsgeschichte, wyd. K. Moeller, B. Schmidt, Hamburg 2003, s. 203–224; J. Wijaczka, Mężczyźni jako ofiary procesów o czary przed sądem łobżenickim w drugiej połowie XVII wieku, „Czasy Nowożytne” 2004, t. 17, s. 17–30. 141 J. Tazbir, Procesy o czary, „Odrodzenie i Reformacja w Polsce” 1978, t. 23, s. 169. 142 E. Labouvie, Perspektivenwechsel. Magische Domänen von Frauen und Männern in Volksmagie und Hexerei aus der Sicht der Geschlechtergeschichte, w: Geschlecht, Magie und Hexenverfolgung, wyd. I. Ahrendt-Schulte, D. R. Bauer, S. Lorenz, J. M. Schmidt, Bielefeld 2002, s. 46. 143 R. Schulte, Hexenmeister. Die Verfolgung von Männern im Rahmen der Hexenverfolgung von 1530–1730 im Alten Reich, wyd. 2, Frankfurt am Main 2001, s. 265. Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą 141 dzona za czary Katarzyna Oleyniczanka „powołała” małżeństwo Gałganów, Marynę i Jakuba. Przed oblicze sądu Jakub Gałgan trafił 25 października 1690 r. Dobrowolne przesłuchanie nie przyniosło skutku pożądanego przez sędziów, oskarżonego oddano więc na tortury. W ich trakcie Gałgan przyznał się do posiadania diablicy imieniem Marianna. „Dostał” ją, gdy szedł z Nowego do wsi Frąca. Było to wkrótce po spaleniu jako czarownicy jego rodzonej siostry. Diablica zaraz po pojawieniu się obłapiła go, „po tym z nią pospolitował”. Była ubrana w czarną suknię, w zielony kabat i błękitną sznurówkę. Była zawsze przy nim, ślubowała być mu żoną, a „pospolitował” z nią trzy razy. Bywał na łysej górze znajdującej się za zamkiem nowskim, a wraz z nim były tam również czarownice, a mianowicie stara Czajkowa i Wawrzyńcowa z Rybaków, której mąż „przy przewozie robi”. On grywał czarownicom do tańca na świderku, a Grzywacz z Komorska na „goździku”. Grzywacz bywał również na łysej górze pod Świeciem, na którą kiedyś przyjechał w kolasie zaprzężonej w cztery konie i wziął do niej Gałgana. Grzywacz także posiadał własną diablicę. Gałgan przyznał, że wraz z czarownicami zadusił jedną krowę należącą do mielcarza dworskiego, którą potem zjedli na łysej górze. Pił też miód ze srebrnych kubków. Na koniec przesłuchania oświadczył, że na łysej górze pod Świeciem mieszkała jeszcze gburka z Komorska, która miała męża i mieszkała za kościołem144. Sędziowie, chcąc sprawdzić wiarygodność jego zeznań, kazali katu go „pociągnąć”. Drugie tortury Gałgana rozpoczęły się następnego dnia (26 października) rano o godzinie 900. W ich trakcie dodał do tego, co oświadczył poprzedniego dnia, że na łysej górze do tańca grał czarownicom na radle jakiś chłop, ale go „nie znał, bo miał oczy zasłonione”. Potwierdził, że jego diablica „wszędy przy nim była, której się nie mógł odegnać”. Tylko wtedy diablica do niego dostępu nie miała, kiedy miał na sobie „wianek z monstranciej”. Kiedy szedł do spowiedzi w takim wianku, to diablica nie miała do niego dostępu, ale nigdy księdzu się nie wyspowiadał, że utrzymuje kontakty z ową diablicą. Powołał ponownie wymienione już wcześniej kobiety145. Tego samego dnia po południu, o godzinie 400, torturowano go po raz trzeci. Potwierdził swe wcześniejsze zeznania i powołał jeszcze jako czarownice Jankową i Marynę Czartkową146. Nie znamy żadnego z wyroków w procesie, w trakcie którego sądzony był Jakub Gałgan, można jednak przyjąć, że ponieważ wszystkie oskarżone osoby przyznały się do bywania na łysej górze, szkodzenia innym ludziom, to wyrok mógł być tylko jeden: kara śmierci przez spalenie na stosie. Kolejny mężczyzna oskarżony o czary pojawił się przed obliczem sądu nowskiego w 1714 r. Tym razem „powołany” jako czarownik był niejaki Szymon (Szymek) z Gruczna, którego zeznaniami obciążyła Regina Dorszowiczowa. Został on areszto144 AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 131, s. 26. Ibidem, s. 26–27. 146 Ibidem, s. 28. 145 142 Jacek Wijaczka wany i postawiony przed sądem. Prosił, aby nie puszczano go na wodę i przyznał się, że jest czarownikiem147. Niestety, nie wiemy, jak potoczyły się jego dalsze losy. Elżbieta Pasturka w 1747 r. zeznała, że czarownikiem był parobek, który służył u Barbary Drąszkowej i który bywał też na łysej górze, gdzie chciał pewnego razu grać na cymbale, ale Drąszkowa mu nie pozwoliła, mówiąc, że jak zagra, to ich Pasturka wyda, „bo ona nam nierówna”148. Z zachowanych akt sprawy nie wynika, aby został on postawiony przed sądem i sądzony za czary. Elżbieta Pasturka, wzięta przez kata na męki, wyznała, że tylko raz była na łysej górze pod Dzierzążnem, a Łukasz, brat Drąszkowej, który służy w Pelplinie, grał tam na cymbałach. Wzięta na drugie tortury dodała, że ów Łukasz chciał grać również w domu Drąszkowej, ale ta mu nie pozwoliła149. Nic nie wiadomo, aby był sądzony za czary. Mężczyzn, którzy grywali na łysej górze czarownicom do tańca, pojawiło się w zeznaniach kobiet sądzonych przez sąd nowski jeszcze kilku. Żaden, jak się wydaje, nie trafił jednak przed sąd oskarżony jako czarownik. Katarzyna Owczarka zeznała w 1747 r., że na łysej górze pod Bukowcem za Skórczem widziała syna Herowego z Bukowca, który grywał do tańca i który miał „damy dwie” z Gogolewa150. Barbara Drąszkowa, w tym samym procesie, wymieniając osoby parające się czarostwem, wymieniała także kilku mężczyzn: gbura Łabędzia z Nowej Cerkwi, który grywał na łysej górze na kobieli (?), gburów Adriana i Swarca oraz niejakiego Naceła. Wach natomiast grał w jej domu na radle. Również Michał Abrant był czarownikiem, bo Kowalka nauczyła jego matkę, tak jak i matkę Drąszkowej, czarostwa. Dodała, że Abrant pobił ją za to, „żem dali nie uciekła”. Uciekła zaś z tego powodu, że chciała udać się do Częstochowy, aby „oddalić od siebie diabelstwo”151. Nic nie wiemy, aby któryś z pomówionych był sądzony. W sumie z kilkunastu mężczyzn, których nazwiska pojawiały się w zeznaniach złożonych przez kobiety (najczęściej wymienieni jako muzycy grający do tańca na łysej górze), jedynie o dwóch wiemy, że byli sądzeni jako czarownicy, a mianowicie Jakub Gałgan w 1690 r. i Szymon z Gruczna w 1714 r. Nie znamy wyroków w ich sprawach, ale obaj przyznali się do bycia czarownikami, można więc przypuszczać, że obaj trafili na stos. Pozostałym, jak się wydaje, włos z głowy nie spadł. 147 Ibidem, sygn. 130, s. 107. Ibidem, s. 137. 149 Ibidem. 150 Ibidem. 151 Ibidem, s. 134. 148 Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą 143 Podsumowanie W znanych nam 27 procesach przeprowadzonych przez sąd ławniczy Nowego nad Wisłą sądzono ogółem 38 osób, w tym 36 kobiet i tylko dwóch mężczyzn. W sprawach kobiet sąd wydał 17 wyroków śmierci przez spalenie na stosie, dwie kobiety skazano na wygnanie, a dwie zostały zwolnione. W piętnastu przypadkach nie znamy wyroku sądowego, ale z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że większość owych kobiet trafiła na stos. Nie wiemy, jakie wyroki zapadły odnośnie do dwóch sądzonych za czary mężczyzn. Ze znanych nam 27 procesów osiem z nich odbyło się w XVII w., pozostałych zaś 19 przeprowadzono w pierwszej połowie XVIII w. Z owych 19 procesów aż 18 odbyło się w latach 1701–1719, a więc w okresie, kiedy na obszarze Prus Królewskich toczyła się wojna północna (1700–1721). W 1703 r. Szwedzi obsadzili całe Prusy Królewskie, a sam król szwedzki Karol XII długo kwaterował we wsi Topolno koło Świecia. Kontrybucje wojenne aż do opuszczenia terytorium przez oddziały nieprzyjaciela były codziennością, ale za to nie słychać było o rabunkach i mordowaniu. Kontrybucje zrujnowały jednak finansowo Prusy Królewskie152, w tym również Nowe i jego najbliższą okolicę. W okresie wielkiej wojny północnej na terenie Prus Królewskich szalała również zaraza, która w Nowem zaczęła się 6 września 1708 r. Na początku pochłonęła 60 ofiar, natomiast w 1710 r. zmarło już nie mniej niż 500 osób153. Jak stwierdził na podstawie własnych badań Andrzej Pryłowski, w Nowem nad Wisłą w latach 1570–1772 nie było długotrwałego regresu gospodarczego, a mówić można jedynie o załamaniu gospodarczym właśnie w okresie wielkiej wojny północnej154. Słabo rozwinięta była w Nowem oświata, a co za tym idzie, niski był stan świadomości społecznej mieszkańców. Wiadomo, że szkoła istniała tym w mieście co najmniej od 1552 r.155 Nauczyciel, który zarazem był organistą, kantorem i dzwonnikiem, otrzymywał wynagrodzenie z kasy miejskiej. W 1687 r. szkoła ta nie działała, w związku z czym zobowiązano proboszcza do zatrudnienia śpiewaka, który by również uczył dzieci156. W 1702 r. nauczycielem był organista wynagradzany z kasy kościelnej. W 1710 r. budynek szkolny nie nadawał się do użytku, a dzieci nie uczono, gdyż prawie wszystkie padły ofiarą szalejącej w mieście zarazy. Szkoła nie funkcjonowała prawdopodobnie aż do 1746 r., kiedy to wizytator lustrujący parafię nakazał rozebrać stary budynek szkolny i wybudować nowy. Dzieci uczył 152 H. Maercker, Eine polnische Starostei, s. 16–17. Ibidem, s. 19. 154 A. Pryłowski, Gospodarka Nowego n. Wisłą, s. 173. 155 Ibidem, s. 133. 156 J. Milewski, A. Mykaj, Nowe nad Wisłą 1266–1966, Gdańsk 1966, s. 35. 153 144 Jacek Wijaczka wówczas Jerzy Zimser, pełniący również obowiązki zakrystianina157. W 1766 r. do szkoły uczęszczało tylko 12 uczniów z miasta i przedmieścia158. To, że wzrost liczby procesów o czary w Nowem i jego najbliższej okolicy nastąpił w czasach kryzysu politycznego i gospodarczego, nie jest przypadkowe. Wzrost poczucia zagrożenia, niepewność jutra oraz straty doznawane na zdrowiu i w gospodarstwie – wszystko to wywołało w społeczeństwie reakcję obronną, która przejawiła się m.in. wzrostem wiary w działalność diabła i związanych z nim czarownic, które obarczono odpowiedzialnością za klęski dnia codziennego. Jacek Wijaczka Witch- and sorcerer-hunts in the town of Nowe and its environs in the 17th and the first half of the 18th century S umma r y During 27 known trials conducted by the court of benchers of the town of Nowe on the Vistula, 38 persons were on trial, including 36 women and only two men. In the cases of the women the court imposed 17 death penalties by burning at the stake and two expulsions, while two other women were acquitted. In 15 cases we know nothing about judiciary verdicts, but we can assume with a strong probability, that most of these women were burnt. We do not know what sentences were passed on the two men, who were charged with sorcery. The first known trial for sorcery at the court of the town of Nowe was held in 1624, the last one in 1747. Of the number of 27 trials 8 were conducted in the 17th century and 19 in the first half of the 18th century – in that number 18 trials in the years 1701–1719, i.e. during the Great Northern War (1700–1721) which affected the Royal Prussia. In 1703 Swedish army occupied all territories of the country and Karol XII, King of Sweden, quartered for a long time in Topolno, a village near Świecie. Wartime confiscations were everyday events, however, there was no evidence of robbery and murders. Confiscations ruined the Royal Prussia, including Nowe with its environs. The Great Northern War was also a time of plague, which started in Nowe on the 6th September 1708. In the first years it took 60 victims, whereas in 1710 there were more than 500 dead. According to Andrzej Pryłowski’s research, there was no long-lasting recession in the town of Nowe from 1570 to 1772. However, the years of the Great Northern War were in fact a period of economic decline. 157 158 Ibidem. H. Maercker, Eine polnische Starostei, s. 133. Czasy Nowożytne tom 22 Ks. rok 2009 Bogusław Dygdała Toruń Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej w XVII i XVIII wieku Biblioteki parafialne były dla duchowieństwa ważną pomocą w pracy duszpasterskiej, a jednocześnie świadczyły o kulturze umysłowej kleru parafialnego1. Tematyka tych księgozbiorów była wielokrotnie podejmowana przez badaczy w odniesieniu do różnych jednostek administracji kościelnej z terenu dawnej Rzeczypospolitej2. Brakuje jednak podobnych prac w odniesieniu do biskupstwa chełmińskiego, a tylko w niewielkim stopniu lukę tę zapełnia opracowanie Waldemara Rozynkowskiego 1 2 W niniejszej analizie w skład bibliotek parafialnych nie włączamy ksiąg liturgicznych. Znajdowały się one praktycznie przy każdym kościele, jednak służyły do sprawowania kultu, a nie jako pomoce duszpasterskie i nie były związane z horyzontami intelektualnymi duchowieństwa. H. E. Wyczawski, Biblioteki parafialne w diecezji krakowskiej u schyłku XVI wieku, „Polonia Sacra” R. 6, 1953–1954, s. 114–142; R. 7, 1955, s. 27–68, 159–173; idem, Kościelne zbiory biblioteczne (wiek XVI–XVIII), w: Dzieje teologii katolickiej w Polsce, t. 2, cz. 1, red. M. Rechowicz, Lublin 1975, s. 517–551; K. Gursztyn, Biblioteki parafialne w dekanacie kazimierskim w XVII–XVIII w., „Sprawozdania Towarzystwa Naukowego KUL” 1965, t. 14, s. 211–213; J. Kracik, Biblioteki parafialne a prywatne księgozbiory duchowieństwa. Dekanat Nowa Góra w XVII–XVIII w., „Archiwa, Biblioteki i Muzea Kościelne” (dalej: ABMK) 1976, t. 32, s. 249–271; K. M. Kowalski, Księgozbiory parafialne archidiakonatu pomorskiego w XVI–XVIII w. Studium z dziejów kultury intelektualnej Prus Królewskich, Gdańsk 1993 (publikacja ta spotkała się z krytyczną recenzją Z. Nowaka; zob.: „d’Oriana” 1996, t. 3, s. 50–53); D. Główka, Księgozbiory duchowieństwa płockiego w XVIII w., „Kwartalnik Historyczny” R. 102, 1995, z. 2, s. 15–26; M. Rajman, Rubryka „Księgi” w tzw. Tabelach Załuskiego z roku 1748. Z problematyki badań nad bibliotekami parafialnymi diecezji krakowskiej w XVIII wieku, w: Bibliologia, literatura, kultura. Księga pamiątkowa ofiarowana Profesor Wacławie Szelińskiej, red. M. Konopka, M. Zięba, Kraków 1999, s. 99–110; A. Biernacka, M. Dubiński, Zarys historii bibliotek parafialnych w Polsce, ABMK, 2000, t. 73, s. 9–21; K. Haptaś, Biblioteki parafialne dekanatu mieleckiego u schyłku XVI wieku, „Rocznik Mielecki” 2003, t. 6, s. 13–29; S. Litak, Parafie w Rzeczypospolitej w XVI–XVIII wieku, Lublin 2004, s. 203–204; T. Moskal, Biblioteki parafialne w archidiakonacie sandomierskim w XVIII w., Sandomierz 2005. 146 Ks. Bogusław Dygdała odnoszące się do archiprezbiteriatu chełmżyńskiego w połowie XVII w.3 oraz publikacje analizujące niektóre biblioteki klasztorne z tego obszaru, które jednak miały zupełnie inny charakter niż księgozbiory parafialne4. Podstawą źródłową do badania zawartości księgozbiorów parafialnych stanowią akta wizytacyjne diecezji chełmińskiej z XVII i XVIII w., w których zachowały się inwentarze ksiąg przechowywanych w poszczególnych probostwach. Najstarsze kompletne akta wizytacyjne z terenu diecezji chełmińskiej pochodzą z 1647 r.5, jednak nie zawierają one żadnych informacji o księgozbiorach parafialnych. Pierwszym źródłem do niniejszych analiz są więc dopiero bardzo dokładne akta wizytacji przeprowadzonej z polecenia biskupa Andrzeja Olszowskiego przez kanonika Jana Ludwika Strzesza w latach 1667–1672, które dają całościowy obraz bibliotek parafialnych6. Kolejne inwentarze bibliotek parafialnych są zawarte w aktach wizytacji przeprowadzonych przez dziekanów z polecenia biskupa Teodora Potockiego w latach 1700–17067 oraz w aktach wizytacji zleconej przez biskupa Wojciecha Stanisława Leskiego w latach 1749–17568. W obu przypadkach jednak zachowane akta są niekompletne, pozwalają jednak na uzyskanie przynajmniej przybliżonego obrazu interesującego nas zagadnienia. W diecezji chełmińskiej zapewne już w XV w. najzamożniejsze parafie dysponowały sporymi księgozbiorami9. Wiemy np., że w pierwszej połowie XV w. biblioteka parafialna na pewno znajdowała się przy farze chełmińskiej10. Pełniejsze informacje o księgozbiorach parafialnych z terenu diecezji chełmińskiej posiadamy jednak dopiero dla czasów nowożytnych. Pierwszy spis książek w poszczególnych parafiach jest zawarty w aktach wizytacji dziekańskiej archiprezbiteriatu chełmżyńskiego z 1641 r.11 Pomijając księgi liturgiczne, tylko w trzech parafiach znajdowały się księgozbiory liczące po kilkanaście pozycji (Biskupice, Gostkowo, Papowo Biskupie), a w kolejnych dwóch świątyniach wizytator zastał postylle (Grzywna, Zajączkowo)12. 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 W. Rozynkowski, Księgozbiór parafii dekanatu chełmżyńskiego w świetle najstarszej wizytacji z 1641 roku, „Folia Toruniensia” 2002, t. 2/3, s. 177–181. E. Piszcz, Biblioteka klasztoru oo. Reformatów w Łąkach na Pomorzu, ABMK, 1962, t. 2, z. 1–2, s. 207–226; A. Mańkowski, Biblioteka pokapucyńska w Rywałdzie, „Zapiski Towarzystwa Naukowego w Toruniu”, 1930, t. 8, s. 225–262, 269–280. Visitationes Ecclesiarum Diocesis Culmensis et Pomesaneniae Andrea Leszczyński episcopo A. 1647 facta, wyd. A. Pobłocki, „Fontes TNT” 1900, t. 4. Visitationes Episcopatu Culmensis Andrea Olszowski … A. 1667–1672 factae, wyd. B. Czapla, „Fontes TNT” 1902–1906, t. 6–10. Archiwum Diecezji Pelplińskiej (dalej: ADP), sygn. C 32, C 33, Wizytacje diecezji chełmińskiej z lat 1700–1706. Ibidem, sygn. C 54, Wizytacja generalna biskupa Wojciecha Leskiego 1749–1756. I. Imańska, Obieg książki w Prusach Królewskich w XVIII w, Toruń 1993, s. 127. J. Nierzwicki, 700 lat parafii chełmińskiej, Grudziądz 1933, s. 55–56. ADP, sygn. C 14, Wizytacja dziekańska dekanatu chełmińskiego, 1641 r. W. Rozynkowski, Księgozbiór parafii dekanatu chełmżyńskiego, s. 177–181. Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej 147 Wizytacja Jana Ludwika Strzesza z lat 1667–1672 odnotowała istnienie księgozbiorów parafialnych przy części świątyń. Pominąwszy księgi o charakterze liturgicznym13, takie jak mszały, graduały, antyfoniarze i agendy liturgiczne, które znajdowały się w większości parafii, typowe biblioteki znajdowały się w 20 wizytowanych kościołach14. Ponieważ ten sam wizytator zastał jedynie 60 faktycznie funkcjonujących probostw, należy uznać, że księgozbiory parafialne znajdowały się w co trzecim z nich. Otwartą kwestią jest zagadnienie, w jakim stopniu wynikało to z faktu, że plebani nie tworzyli niewielkich choćby księgozbiorów, a w jakim było skutkiem zniszczeń spowodowanych wojnami i rabunkami. Nie ma jednak wątpliwości, że zniszczenia po wojnach ze Szwecją z lat 1626–1629 oraz 1655–1660 musiały negatywnie odbić się także na stanie księgozbiorów parafialnych, zwłaszcza że Szwedzi prowadzili systematyczną akcję wywozu książek z podbitych terenów15. Widać to chyba najwyraźniej w przypadku Chełmna, gdzie biblioteka parafialna, licząca w 1650 r. około 500 woluminów, została przez nich wywieziona16. Mimo to trzeba pamiętać, że przy części kościołów mogło po prostu nigdy nie być księgozbiorów parafialnych. Przypatrując się bliżej rozmieszczeniu bibliotek, można zauważyć, że 8 z nich znajdowało się w miastach, a 12 przy parafiach wiejskich. O ile jednak 8 księgozbiorów znajdujących się w 7 miastach sprawiało, że równo w połowie miast istniały biblioteki parafialne, to w przypadku osad wiejskich posiadało ją jedynie 26% funkcjonujących parafii. Większość, bo aż 17 bibliotek (85%) znajdowało się w parafiach, które posiadały proboszcza, a tylko 3 księgozbiory (15%) istniały przy kościołach filialnych lub wakujących (Linowo, Płowęż oraz przy kościele filialnym św. Wawrzyńca w Toruniu). Opisując biblioteki, wizytator z reguły nie poprzestawał na samym odnotowaniu faktu posiadania książek, ale od razu je spisywał, tworząc inwentarz. Niestety, opisy te często były niezbyt dokładne. W przypadku dużej części ksiąg wizytatorzy ograniczyli się do podania albo niepełnego tytułu, albo streszczali go swoimi słowami, 13 14 15 16 Mimo że często akta wizytacyjne lub inwentarze kościelne wyliczają księgi liturgiczne łącznie z innymi księgami, zazwyczaj o bibliotece parafialnej mówi się jedynie w odniesieniu do zbioru pozaliturgicznego (por.: J. Kracik, Biblioteki parafialne a prywatne księgozbiory duchowieństwa. Dekanat Nowa Góra w XVII–XVIII w., ABMK, 1976, t. 32, s. 251). Były to: Chełmża (Visitationes Episcopatu Culmensis Andrea Olszowski… 1667–1672, s. 26–27), Papowo Biskupie (s. 45), Wielka Łąka (s. 93), Toruń – św. Jan (s. 215–216 – biblioteka parafialna przechowywana w kościele, różna od biblioteki kolegium jezuickiego), Toruń – św. Wawrzyniec (s. 223–224), Świerczynki (s. 244–247), Lubawa (s. 348–351), Grabowo (s. 379), Rumian (s. 419), Grodziczno (s. 427), Turowo (s. 433–434), Nowe Miasto (s. 447), Brodnica (s. 517–518), Wrocki (s. 539), Lembarg (s. 549–550), Golub (s. 569), Radoszki (s. 613), Wąbrzeźno (s. 645– 657), Linowo (s. 731), Płowęż (s. 735). C. Plichowski, Straty bibliotek i archiwów polskich podczas szwedzkiego „potopu” 1655–1660, w: Polska w okresie drugiej wojny północnej 1665–1660, t. 2, Warszawa 1957, s. 463–465. Visitationes Episcopatu Culmensis Andrea Olszowski… 1667–1672, s. 136; M. G. Zieliński, Chełmno civitas totus Prussiae metropolis XVI–XVIII w., Bydgoszcz 2007, s. 315. 148 Ks. Bogusław Dygdała a pomijali autorów poszczególnych dzieł. Zdarzało się też jednak, że podawano jedynie autora, nie zapisując już tytułów. W przypadku ksiąg uszkodzonych bardzo często ograniczano się do opisu Liber sine titulo lub tym podobnego. Taki sposób spisywania ksiąg był jednak dość typowy dla dokumentów proweniencji kościelnej okresu staropolskiego17. Najmniej dokładne są opisy w przypadku Papowa Biskupiego, gdzie podano jedynie bardzo ogólną wzmiankę o kilku księgach do kaznodziejstwa i teologii moralnej, oraz Golubia, gdzie wymieniono jedynie w sposób zbiorczy, że oprócz trzech egzemplarzy Biblii, dwóch postylli i jednej konkordancji biblijnej jest około 30 ksiąg in sacris et in iure. Zachowane spisy książek pozwalają dość precyzyjnie ustalić wielkość poszczególnych księgozbiorów, jednak analiza ich zawartości jest możliwa jedynie w pewnym przybliżeniu, gdyż w większości przypadków można ustalić jedynie tematykę poszczególnych ksiąg. Wielkość księgozbiorów parafialnych była bardzo mocno zróżnicowana. Największa biblioteka parafialna znajdowała się w Lubawie. Zawierała ona aż 136 tytułów. Należy jednak pamiętać, że duże biblioteki parafialne, zawierające ponad 100 tomów, były spotykane stosunkowo rzadko; przykładowo, w znacznie obszerniejszej i zamożniejszej diecezji krakowskiej w XVIII w. jedynie 36 księgozbiorów parafialnych liczyło ponad 100 ksiąg18. Do większych bibliotek należy zaliczyć także kolekcje ze Świerczynek, gdzie były 92 pozycje, Chełmży (63), z toruńskiego kościoła św. Wawrzyńca (56) oraz Wąbrzeźna (55). Biblioteki średniej wielkości, zawierające między 20 a 40 książek, znajdowały się w kolejnych pięciu parafiach (Nowe Miasto 3819, Golub około 36, Turowo 31, Brodnica 28, Rumian 27). Małe księgozbiory, liczące poniżej 20 woluminów, posiadało 10 bibliotek. Były to: Grodziczno (18), Lembarg (17), Grabowo (14), Linowo (12), Płowęż (9), Toruń – św. Jan (8)20, Radoszki (8) Wielka Łąka i Wrocki (po 3 – o ile można tu jeszcze mówić o „księgozbiorze”) oraz Papowo Biskupie, gdzie było „kilka” książek. Księgozbiory liczące ponad 50 tytułów stanowiły więc 25% wszystkich bibliotek, kolejne 25% to księgozbiory średnie, liczące od 20 do 40 książek, a 50% bibliotek zawierało poniżej 20 pozycji. Zliczając podane tu liczby, otrzymujemy około 670 książek, które znajdowały się w bibliotekach parafialnych całej diecezji. Jeśli zestawić to z około 500 pozycjami, które wykazano przed potopem w samym tylko Chełmnie, wyraźnie widać, jak wielkie były straty w księgozbiorach. W przeliczeniu na 60 funkcjonujących parafii daje nam to średnio niewiele ponad 11 książek na parafię. Niewątpliwie tak 17 18 19 20 A. Szudrowicz, Biblioteka klasztoru karmelitów w Kcyni, ABMK, 2002, t. 78, s. 244; T. Moskal, Biblioteki parafialne, s. 78–83, K. M. Kowalski, Księgozbiory parafialne, s. 14–15. T. Moskal, Biblioteki parafialne, s. 87. Oprócz ksiąg spisanych w wizytacji były jeszcze osobne libri ad cantum, które były spisane w osobnej księdze prowadzonej przez archiprezbitera sub titulo partes y koscielne (Visitationes Episcopatu Culmensis Andrea Olszowski… 1667–1672, s. 447). Wizytator wyraźnie zaznaczył, że są to codices vetustissimi, manu scripti (ibidem, s. 215); być może spisał jedynie najcenniejsze i najstarsze rękopisy, a nie całą bibliotekę. Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej 149 niską liczbę woluminów w dużym stopniu spowodowały grabieże i zniszczenia wojenne. Także w samych aktach wizytacyjnych znajdujemy informację o tym, że wcześniej parafie posiadały znacznie więcej ksiąg, ale wiele z nich zostało zniszczonych i utraconych. Opisy takie są zawarte przy wizytacjach Świerczynek i Nowego Miasta21, choć podobne przypadki były zapewne częstsze. W ciągu kilkunastu kolejnych lat wraz z odbudową parafii następował zapewne także rozwój bibliotek parafialnych. Ponieważ jednak akta wizytacyjne z początku XVIII w. są niekompletne i część parafii nie została w ogóle opisana, a w odniesieniu do części dysponujemy jedynie dekretami reformacyjnymi wydanymi po wizytacji, które z natury rzeczy nie informowały o księgozbiorach, trudno nam dziś dokładnie odtworzyć stan księgozbiorów parafialnych w tym okresie. Akta wizytacyjne informują o bibliotekach przy 23 parafiach22, a więc zaledwie w trzech więcej niż około 1670 r. Jednak zestawiając listę kościołów posiadających księgozbiory na początku XVIII w. z podobną listą z czasów wizytacji Strzesza, zauważamy, że brakuje na niej 12 parafii, które wcześniej posiadały swoje biblioteki (były to: Chełmża, Toruń – św. Wawrzyniec, Lubawa, Grabowo, Grodziczno, Brodnica, Lembarg, Radoszki, Wąbrzeźno, Płowęż, Wrocki, Wielka Łąka). Można śmiało domniemywać, że w tych miejscowościach dalej istniały księgozbiory parafialne. Trudno przypuszczać, aby w okresie pokoju i odbudowy zostały one zniszczone, należy więc wnioskować, że nie zostały one odnotowane w aktach wizytacyjnych. Dochodzimy więc do wniosku, że w pierwszej dekadzie XVIII w. istniało co najmniej 35 bibliotek parafialnych, a i ta liczba nie jest jeszcze kompletna23. Porównując te biblioteki, dla których dysponujemy informacjami z obu wizytacji, czyli z lat 1667–1672 oraz 1700–1706, zauważamy, że zazwyczaj wielkość księgozbiorów zmieniała się. Przy toruńskim kościele św. Jana liczba książek wzrosła z 8 do 75, w Rumianie z 27 do 32, w Golubiu z 36 do 38, w Linowie z 12 do 38. O ile jednak zwiększenie się księgozbiorów jest całkiem naturalne, gdyż kolejne pozycje mogły zostać dokupione lub przekazane w spadkach, to w kilku parafiach liczba książek wyraźnie się zmniejszyła, spadając w Świerczynkach z 92 do 33, w Nowym Mieście z 38 do 27, a w Turowie z 31 do 12. Być może część książek była zabierana przez plebanów, gdy przechodzili na kolejne probostwa, albo została 21 22 23 Ibidem, s. 244, 447. Były to: Papowo Biskupie (ADP, sygn. C 33, s. 7); Kiełbasin (s. 31, 127); Grzywna (s. 67, 157– 158); Przeczno (s. 107–108); Lisewo (s. 244–245); Szynych (s. 251); Toruń św. Jan (s. 266); Papowo Toruńskie (s. 304); Rożental (s. 440); Rumian (s. 457); Turowo (s. 469); Nowe Miasto (s. 482); Szwarcenowo (s. 518); Brzozie Niemieckie (s. 531); Golub (s. 596); Mroczno (s. 657); Nowa Wieś (s. 790); Orzechowo (s. 793–794); Linowo (s. 807); Ryńsk (ibidem, sygn. C 32, k. 2); Sarnowo (ibidem, k. 19v); Świerczynki (ibidem, k. 22v–23); Wielki Łęck (ibidem, k. 31v). Przykładowo, z inwentarza rzeczy pozostawionych przez zmarłego w 1696 r. proboszcza i dziekana grudziądzkiego zawartego w aktach konsystorza chełmińskiego (ADP, sygn. C 27, k. 285v) dowiadujemy się, że w Grudziądzu istniał w tym czasie księgozbiór parafialny liczący 22 pozycje, różny od księgozbioru prywatnego plebana, którego zbiory liczyły kolejne 33 woluminy. 150 Ks. Bogusław Dygdała przekazana tam, gdzie mogła być bardziej przydatna, np. do seminarium chełmińskiego lub któregoś z kolegiów jezuickich. Spośród 23 inwentarzy bibliotecznych zachowanych w aktach tej wizytacji aż 20 dotyczyło parafii wiejskich. Wynikało to jednak nie z braku książek w parafiach miejskich, lecz ze wspomnianych już braków w samych aktach wizytacyjnych. Zauważamy jednak, że wyraźnie dominowały stosunkowo małe księgozbiory. W 15 parafiach, czyli w 65% opisanych bibliotek liczyły one mniej niż 20 woluminów, z czego aż w 8 wypadkach było to mniej niż 10 książek. Były to więc ubogie, podręczne zbiory, których zdecydowana większość zawierała najczęściej prawie wyłącznie pomoce homiletyczne. Sytuacja ta nie była jednak niczym nadzwyczajnym, gdyż podobne wyliczenia dla diecezji krakowskiej, dokonane na podstawie tzw. Tabel Załuskiego, wskazywały, że w większości bibliotek parafialnych na obszarze tego biskupstwa znajdowało się od 2 do 7 ksiąg24. W kolejnych 7 parafiach (30%) wizytator zastał średniej wielkości biblioteki, liczące od 20 do 40 książek, a tylko w jednej (parafia św. Jana w Toruniu) spory księgozbiór, składający się z 75 pozycji25. W porównaniu z wizytacją z lat 1667–1672 widać wyraźny wzrost liczby małych bibliotek; należy jednak pamiętać, że prawdopodobnie nie jest to lista kompletna oraz że brakuje większości inwentarzy bibliotek parafialnych znajdujących się w miastach, które zapewne zgromadziły większą liczbę książek. Jeszcze mniej informacji o księgozbiorach zawierają akta wizytacyjne biskupa Wojciecha Stanisława Leskiego z połowy XVIII w., które informują tylko o 17 bibliotekach parafialnych26, a więc mniejszej ich liczbie niż podczas wizytacji z lat 1667–1672 i 1700–1706. Należy jednak pamiętać, że w aktach wizytacyjnych z połowy XVIII w. brakuje opisu części parafii, a w odniesieniu do sporej grupy kościołów zachowały się tylko dekrety reformacyjne, które z natury rzeczy nie zawierają przekazów o księgozbiorach. Posiadane przez nas wzmianki o bibliotekach parafialnych są więc dalece niekompletne. W stosunku do poprzednich wizytacji, z akt biskupa Leskiego dowiadujemy się o wcześniej nieznanych księgozbiorach parafialnych w Lidzbarku, Czarnowie, Łążynie, Mszanie, Okoninie, Czarżu, Wielkich Radowiskach, Skarlinie i Tylicach. Wynika z tego wyraźnie, że cały czas powstawały biblioteki przy kolejnych parafiach, a brak informacji o wielu księgozbiorach odnotowanych we wcześniejszych wizytacjach wynika raczej z braków w dostępnym nam materiale źródłowym niż z faktu ich zniszczenia. 24 25 26 M. Rajman, Rubryka „Księgi” w tzw. Tabelach Załuskiego, s. 105. Dla porównania warto zauważyć, że biblioteka kapituły chełmińskiej liczyła w tym czasie aż 475 pozycji; por.: ADP, sygn. B I 01, k. 19–22v, Cathalogus Librorum variorum Ecclesiae seu Nobilis Cap[itu]li Culmen[sis] conscriptus Die 6ta Junii A[nn]o D[omi]ni 1709. Były to parafie: Lidzbark (ADP, sygn. C 54, s. 16), Czarnowo (s. 68), Łążyn (s. 83–84), Mszano (s. 136), Okonin (s. 146), Czarże (s. 200–202), Szynych (s. 229), Wielkie Radowiska (s. 284), Papowo Toruńskie (s. 322), Nowa Wieś (s. 391), Kiełbasin (s. 405), Świerczynki (s. 447), Grzywna (s. 541), Przeczno (s. 558), Skarlin (s. 633), Tylice (s. 641), Orzechowo (s. 673). Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej 151 Zestawiając informacje o wielkości bibliotek dla tych parafii, dla których dysponujemy informacjami z początku i połowy XVIII w., zauważamy w większości wypadków lekki wzrost liczby książek: w Grzywnie z 16 do 22, w Nowej Wsi z 6 do 8, w Papowie Toruńskim z 7 do 15, w Przecznie z 16 do 17, w Szynychu z 3 do 7. Spotykamy jednak także sytuacje odwrotne, gdyż w Kiełbasinie liczba książek spadła z 22 do 18, w Orzechowie z 14 do 13, a w Świerczynkach z 33 do zaledwie 14. O ile nieznaczny wzrost liczby tomów jest zrozumiały, podobnie jak i nieznaczny spadek, gdyż część starszych książek mogła ulec zniszczeniu, to zastanawiające jest znaczne zmniejszenie księgozbioru w Świerczynkach. Być może część stosunkowo obszernej biblioteki, która tam się znajdowała, trafiła do księgozbioru benedyktynek toruńskich, które posiadały prawa kolatorskie w stosunku do tego kościoła i zazwyczaj prezentowały na plebanów swoich kapelanów. Wśród księgozbiorów opisanych w wizytacji Wojciecha Stanisława Leskiego wyraźnie przeważają małe biblioteki w parafiach wiejskich, gdyż 12 księgozbiorów (70%) liczyło mniej niż 20 woluminów. Jedynie w 4 parafiach znajdowało się niewiele ponad 20 książek, a tylko w jednej biblioteka liczyła 55 książek. Należy jednak pamiętać, że posiadamy z tego czasu informację o tylko jednej bibliotece w mieście, a zazwyczaj tam znajdowały się większe kolekcje druków. Analizowane akta wizytacyjne pozwalają ustalić nie tylko liczbę książek wchodzących w skład księgozbiorów parafialnych, lecz także informują niejednokrotnie o miejscu ich przechowywania. Biblioteki parafialne zazwyczaj znajdowały lokum w świątyniach. Z wizytacji Jana Ludwika Strzesza dowiadujemy się, że działo się tak w kościele św. św. Janów w Toruniu, gdzie książki były zgromadzone w szafie stojącej w kościele w okolicy głównego ołtarza, oraz w Chełmży, gdzie szafa biblioteczna stała koło drzwi wejściowych do kościoła. Inaczej jednak kwestia przechowywania książek została rozwiązana w Lubawie, gdzie istniała największa z bibliotek. Tam księgozbiór znalazł miejsce w jednej z izb w domu plebana, gdzie można go było tak ustawić, aby był przystosowany do łatwego użytkowania. Na podstawie akt wizytacji biskupa Teodora Potockiego z początku XVIII w. wiemy, że księgozbiór parafii nowomiejskiej był ulokowany w szafie na chórze kościelnym, a wizytacja biskupa Leskiego z połowy XVIII w. przekazuje, iż książki parafialne w Papowie Toruńskim były przechowywane w szafie znajdującej się w murze prezbiterium. Wydaje się więc, że zazwyczaj książki należące do parafii gromadzono w świątyni, co zresztą było typową sytuacją również na innych obszarach Rzeczypospolitej27. Z informacji przekazanych w aktach wizytacyjnych możemy także wywnios kować, że jednym z głównych źródeł książek dla bibliotek parafialnych były zapisy testamentalne duchownych. Nie mamy wątpliwości, że oprócz księgozbiorów parafialnych, których stan jest uchwytny w aktach wizytacyjnych, istniały też prywatne 27 K. M. Kowalski, Księgozbiory parafialne, s. 24–28. 152 Ks. Bogusław Dygdała biblioteki poszczególnych księży, które – zwłaszcza w przypadku duchownych posiadających wykształcenie uniwersyteckie – mogły się składać z bardzo wielu wartościowych dzieł28. W wielu wypadkach po śmierci ich posiadacza przechodziły one, na mocy zapisu w testamencie, na własność parafii. Przykładowo, z akt wizytacyjnych Jana Ludwika Strzesza dowiadujemy się, że w Chełmży zasadniczym trzonem księgozbioru były 52 pozycje zapisane w testamencie przez Mikołaja Francisciadesa, archiprezbitera chełmińskiego w 1640 r. Zostały one w latach późniejszych uzupełnione zaledwie przez 11 książek, określanych w wizytacji jako nowe nabytki. W bibliotece w Świerczynkach istniał specjalnie wyróżniony zbiór zwany libri scholastici, liczący 18 pozycji, po niedawno zmarłym plebanie Marcinie Grabowskim. W Grodzicznie wszystkie 18 książek będących w posiadaniu parafii to spadek po poprzednim proboszczu Piotrze Kludze. W Brodnicy prawie cały księgozbiór (24 woluminy) pozostał po plebanie Jerzym Kortnickim. Doszły do nich jedynie cztery nowe pozycje, z których dwie były darowizną biskupa Andrzeja Olszowskiego, a po jednej darowali kanonik Jan Wołowski, będący prepozytem szpitala brodnickiego, oraz archiprezbiter lubawski. Jedynie w Radoszkach cała bib lioteka (czyli 8 książek) powstała nie jako spadek, lecz była darowana ówczesnemu proboszczowi przez biskupa Olszowskiego. Także w Lidzbarku przez dłuższy czas istniała biblioteka będąca spadkiem po jednym z proboszczów, jednak w czasie wojny uległa ona rozproszeniu29. Biskup Wojciech Stanisław Leski odnotował w aktach swojej wizytacji podobne sytuacje w Szynychu, gdzie liczący 7 pozycji księgozbiór został zapisany kościołowi w testamencie po śmierci miejscowego plebana Jana Kalinowskiego w 1733 r., oraz w Skarlinie, gdzie cała licząca 23 woluminy biblioteka, składała się z książek po zmarłym proboszczu księdzu Świętochowskim. Zapewne więc dzieła otrzymane w spadkach tworzyły zasadniczy trzon znaczącej części księgozbiorów parafialnych, choć niewątpliwie były także wzbogacane i uzupełniane poprzez kupno kolejnych książek30. Oprócz jednego wspomnianego przypadku nie ma śladu darowizn książkowych. Co prawda nie można wykluczyć, że do nich dochodziło, ale miało to raczej marginalne znaczenie, inaczej niż w przypadku bibliotek klasztornych, dla których często mogły być głównym źródłem książek31. W praktyce więc wielkość biblioteki parafialnej oraz tematyka tworzących ją książek mówią nam sporo o horyzontach intelektualnych i mentalności, jednak nie plebanów z czasów wizytacji, lecz raczej ich poprzedników32. Jednocześnie jednak trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że oprócz książek 28 29 30 31 32 J. Kracik, Biblioteki parafialne, s. 255–257, 270; D. Główka, Księgozbiory duchowieństwa, s. 15–26. Visitationes Episcopatu Culmensis Andrea Olszowski… 1667–1672, s. 599. T. Moskal, Biblioteki parafialne, s. 69–72. E. Piszcz, Biblioteka klasztoru, s. 208–209; A. Mańkowski, Biblioteka pokapucyńska, s. 225–226. Szerzej o znaczeniu analizy księgozbiorów dla badań nad mentalnością zob.: B. Rok, Staropolskie książki jako źródło do badań nad mentalnością, „Acta Universitatis Wratislaviensis. Historia” 2004, t. 170, s. 283–289. Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej 153 opisanych w aktach wizytacyjnych niektórzy przynajmniej duchowni posiadali także własne, prywatne biblioteki, będące częścią ich majątku osobistego33. W odniesieniu do większości woluminów wyliczonych w wizytacjach można także – przynajmniej orientacyjnie – określić ich tematykę, czasem także autora i dokładny tytuł, co pozwala nam przeanalizować, jakie książki cieszyły się popularnością wśród duchowieństwa diecezji chełmińskiej od połowy XVII do połowy XVIII w. Analizując spisy bibliotek z poszczególnych wizytacji, udało się ustalić tematykę zdecydowanej większości książek (619 z około 670 pozycji dla wizytacji kanonika Strzesza, 351 z 422 dla wizytacji biskupa Potockiego oraz 236 z 286 dla wizytacji biskupa Leskiego). W części wypadków jakiekolwiek ustalenia są jednak niemożliwe, gdyż czasem wizytator zapisał jedynie, że jest „książka stara”, „książka uszkodzona” lub „książka bez tytułu”. W kilku wypadkach podał jedynie liczbę woluminów, bez żadnego bliższego opisu. Stosunkowo nieliczne były dzieła o tematyce świeckiej. Literatura antyczna była reprezentowana podczas wizytacji Jana Ludwika Strzesza przez 24 pozycje (3,8% całości księgozbiorów w tym czasie), na początku XVIII w. przez 12 książek (3,4%), a podczas wizytacji Wojciecha Stanisława Leskiego już tylko przez dwa woluminy. Czytani byli tacy autorzy jak Cyceron (4 dzieła w 1670 r. i 5 w 1700 r.), Horacy (3 w 1670 r.), Pliniusz Młodszy (3 w 1670 r.), Juliusz Cezar (2 w 1670 r.) i Józef Flawiusz (2 w 1700 r.). Wizytatorzy odnotowali również istnienie pojedynczych dzieł takich autorów jak Eurypides, Petrarka, Józef Flawiusz, Owidiusz, Plutarch, Seneka, Tytus Liwiusz, Arystoteles, Klaudiusz Aelianus, Marek Junianus Justynus i Jan Stobaeus. Dzieła klasyczne były obecne zaledwie w kilku bibliotekach. Podczas wizytacji kanonika Strzesza były to księgozbiory z Lubawy (10 woluminów) i Świerczynek (9), a biskup Potocki zastał je w Linowie (4), Toruniu (3) i Świerczynkach (3). Niewątpliwie wynikało to z szerszych zainteresowań i otrzymania klasycznego wykształcenia przez tamtejszych plebanów, którzy potem zostawili swe księgozbiory w parafiach. Wyraźnie większy był udział dzieł należących do literatury świeckiej z późniejszych okresów, gdyż około 1670 r. było to 66 dzieł (10,7% całości księgozbiorów w tym czasie), na początku XVIII w. 29 (8,2%), a w połowie tegoż wieku już tylko 17 (7,6%). Widać ewidentnie, że udział literatury świeckiej w księgozbiorach parafialnych cały czas ulegał wyraźnemu ograniczeniu. Analizując tematykę poruszaną w tych książkach, można wyraźnie wyróżnić kilka zagadnień budzących szczególne zainteresowanie duchownych. W XVII w. spora 33 D. Główka, Majątek osobisty duchowieństwa katolickiego w Koronie w XVII i XVIII wieku, Warszawa 2004, s. 189. Także sondażowa kwerenda przeprowadzona w aktach konsystorza chełmińskiego pokazuje, że wielokrotnie w testamentach duchowieństwa diecezji chełmińskiej znajdowały się dyspozycje dotyczące książek z ich prywatnych księgozbiorów; ADP, sygn. C 27, k. 26v, 285v–286; ibidem, sygn. C 29, k. 15; ibidem, sygn. C 30, s. 737–738; ibidem, sygn. C 52, k. 225v. 154 Ks. Bogusław Dygdała część zgromadzonej literatury świeckiej (13 woluminów) była związana z retoryką; zapewne te pozycje służyły do doskonalenia warsztatu kaznodziejskiego. Jednak już w XVIII w. wydawnictwa retoryczne stanowiły tylko margines księgozbiorów, gdyż w każdej z obu omawianych wizytacji znajdujemy informacje jedynie o dwóch takich pozycjach. Podobną prawidłowość zauważamy w odniesieniu do literatury lingwistycznej. W wizytacji Jana Ludwika Strzesza odnotowano 14 ksiąg dotyczących języków klasycznych, wśród których aż 6 to różne dzieła słynnego leksykografa Ambrożego Calepinusa (†1510), a kolejne wizytacje biskupów Potockiego i Leskiego ujawniły po trzy pozycje związane z lingwistyką. Wśród księgozbiorów parafialnych cały czas były wyraźnie obecne dzieła filozoficzne. Około 1670 r. było 10 takich pozycji, około 1700 r. już 12 tomów, jednak około 1750 r. liczba ta spadła do czterech wydawnictw. Czytano takich filozofów jak Boecjusz (†524), którego dzieło De consolatione philosophiae znajdowało się w Toruniu i Łążynie, perskiego filozofa Avicennę (†1037) oraz prace z logiki Alberta Wielkiego (†1280). Duchowni z Torunia i Chełmży znali także dzieło Apophtegmata Erazma z Rotterdamu (†1536), z Lubawy – Franciszka Bacona (†1626) oraz popularyzatorskie Uczone rozmowy polskiego jezuity Wojciecha Tylkowskiego (†1695). W księgozbiorach duchownych można jednak było znaleźć nie tylko dostojne dzieła o charakterze naukowym. Przykładowo, w Lubawie znajdował się romans historyczno-polityczny Argenis wydany w 1621 r. przez szkockiego pisarza i satyryka Johna Barclay’ego (†1621). Należy jednak zauważyć, że literatura niezwiązana wprost z kwestiami religijnymi i teologicznymi była stosunkowo nieliczna. Około 1670 r. obejmowała ona w sumie 90 pozycji (14,5% całości księgozbiorów w tym czasie), około 1700 r. liczba ta spadła do 41 książek (11,6%), a około 1750 r. – do zaledwie 19 wydawnictw (8,0%). Jak z tego wynika, relatywny udział ksiąg reprezentujących różne świeckie dziedziny wiedzy systematycznie spadał. Odrębną kwestią jest pytanie, czy uzyskane liczby świadczą o coraz węższych zainteresowaniach duchowieństwa w XVIII w., czy wynikają z faktu, że wizytacje biskupów Potockiego i Leskiego opisują głównie parafie wiejskie. Jeśli jednak dla 1670 r. uwzględnimy tylko biblioteki znajdujące się w parafiach wiejskich, to literatura świecka stanowiła 15,1% (36 na 238 woluminów). Uzyskane liczby świadczą więc raczej o zmianie zainteresowań kleru. Kolejną dziedziną interesującą duchownych, a związaną już bezpośrednio z kwestiami kościelnymi, było prawo, przede wszystkim kanoniczne, choć spotykamy się także z wydawnictwami dotyczącymi prawa rzymskiego i cywilnego. Podczas wizytacji kanonika Strzesza w bibliotekach parafialnych znajdowało się 36 (5,8% całości księgozbiorów w tym czasie) pozycji prawniczych, w czasach biskupa Potockiego 26 (7,4%), a za biskupa Leskiego 9 (3,8%). Spośród zbiorów należących do Corpus Iuris Canonici spotykamy Dekret Gracjana (Nowe Miasto, Toruń), Dekretały Grzegorza IX (Lubawa, Toruń św. Jan – aż 5 egzemplarzy) i Liber sextus Bonifacego VIII (w Toruniu). Dużą popularnością cieszyły się uchwały różnych synodów, gdyż aż w 8 bibliotekach (Grabowo, Lubawa, Świerczynki, Turowo, Wąbrzeźno, Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej 155 Rożental, Papowo Biskupie, Czarże) znajdowały się teksty zarówno synodów prowincjalnych gnieźnieńskich, jak i różnych polskich diecezji, a w trzech kolejnych (Lubawa, Wąbrzeźno, Świerczynki) wizytatorzy zastali uchwały synodalne diecezji kolońskiej. Na tym tle dość marnie chyba wyglądała znajomość partykularnego prawodawstwa diecezjalnego, gdyż w odniesieniu do zaledwie 5 księgozbiorów (Toruń św. Wawrzyniec – synody biskupa Piotra Kostki, Orzechowo – synod biskupa Andrzeja Stanisława Załuskiego, Radomno, Czarże i Przeczno – bliżej nieokreślone) znajdujemy informacje o posiadaniu uchwał synodalnych diecezji chełmińskiej. Warto zauważyć, że pomimo nakazu biskupa Załuskiego, aby każdy proboszcz posiadał tekst statutów synodu lubawskiego z 1745 r., które zresztą zostały wydane drukiem34, jego następca zastał je faktycznie tylko w jednej (!) bibliotece parafialnej. Nawet uwzględniwszy fakt, że zachowane akta wizytacyjne są bardzo niekompletne i posiadamy spisy jedynie kilkunastu księgozbiorów, to i tak nasuwa się wniosek, iż obowiązujące prawo diecezjalne często pozostawało nieznane i nierealizowane, chyba że proboszczowie trzymali te uchwały w prywatnych księgozbiorach podręcznych. Oprócz ksiąg zawierających teksty prawne w księgozbiorach parafialnych znajdujemy także komentarze i opracowania autorstwa znanych kanonistów, takich jak Wilhelm Durand (†1296) – rzymski kanonista i liturgista, Bartłomiej de S. Concordio (†1347) – włoski dominikanin i Jakub Janidło z Bodzentyna (†1619) – rektor i profesor Akademii Krakowskiej. Wśród książek dotyczących prawa cywilnego, które znajdowały się w księgozbiorach parafialnych, na pierwszym miejscu należy wymienić Instytucje Justyniana, które znajdowały się w Świerczynkach i Grzywnie, a także komentarze i opracowania włoskiego humanisty i pisarza politycznego Franciszka Patriciusa ze Sieny (†1494), niemieckiego prawnika i humanisty Ulricha Zasiusa (†1536), prawnika i kanclerza kolońskiego Andrzeja Gailla (†1587) oraz biskupa krakowskiego i wybitnego prawnika Andrzeja Lipskiego (†1631). Zasadniczą część księgozbiorów parafialnych stanowiły jednak pozycje dotyczące wprost szeroko rozumianej problematyki teologicznej i religijnej. Najliczniejszą grupę wśród nich stanowiły pomoce homiletyczne. W kategorii tej dominowały przede wszystkim zbiory gotowych kazań na różne okresy roku liturgicznego, a także cykle de sanctis, quadragesimale, pro festis, in dominicas. Podczas wizytacji z lat 1667–1672 ksiąg z kazaniami było aż 221 (35,7% całości księgozbiorów; uwzględniając tylko księgozbiory w parafiach wiejskich, otrzymujemy 40,3%), w aktach z lat 1700–1706 ich liczba wynosiła 139 (39,6%), a podczas wizytacji z lat 1749–1756 liczba zbiorów homiletycznych osiągnęła 120 pozycji (50,8%). Tak duża liczba dzieł homiletycznych świadczy o tym, że głównym zadaniem bibliotek parafialnych było dostarczenie duchowieństwu praktycznych pomocy duszpasterskich. Pastoralne i kaznodziejskie ukierunkowanie księgozbiorów zbieranych przez duchownych jest 34 Constitutiones synodales editæ ac promulgatae ab... Andrea Stanislao Kostka comite in Załuskie Załuski... Brunsbergae MDCCXLVI, s. 199. 156 Ks. Bogusław Dygdała jeszcze bardziej widoczne, gdy weźmie się pod uwagę, że w kazaniach można było wykorzystać także wiadomości z różnego rodzaju komentarzy biblijnych oraz pism dotyczących kontrowersji dogmatycznych. Należy jednak pamiętać, że wiele kazań, zwłaszcza średniowiecznych, miało charakter alegoryczny i symboliczny, przez co stawały się one małymi traktatami teologicznymi, zwłaszcza w sytuacji, gdy wyszły spod piór profesorów uniwersyteckich, mających obowiązek nie tylko prowadzić wykłady, lecz także głosić kazania. Były więc one chętnie wykorzystywane zarówno przez kler parafialny, jak i przez zakonników z klasztorów kontemplacyjnych ze względu na ich wysoką wartość teologiczną35. Odwrotnie niż w przypadku literatury świeckiej, której udział w księgozbiorach parafialnych systematycznie malał podczas kolejnych wizytacji, odsetek pomocy kaznodziejskich cały czas wyraźnie wzrastał. Widać wyraźnie, że biblioteki parafialne w coraz większym stopniu stanowiły podręczne zaplecze duszpasterskie, a horyzonty intelektualne większości duchowieństwa stawały się coraz węższe. Zachowane w aktach wizytacyjnych spisy książek pozwalają także na ustalenie, którzy kaznodzieje cieszyli się największą popularnością. U schyłku XVII w. był to niewątpliwie Ludwik z Granady (Ludovicius Granatensis, †1588), hiszpański dominikanin, mistyk i jeden z najwybitniejszych kaznodziejów swojej epoki. W bibliotekach znajdowało się 12 ksiąg z kazaniami jego autorstwa. Spod jego pióra wyszedł też traktat moralny, którego egzemplarz znajdował się w jednej z bibliotek parafialnych. Również w następnych dziesięcioleciach jego kazania cieszyły się sporą popularnością, gdyż kolejne wizytacje informują, odpowiednio, o 6 i 7 woluminach jego autorstwa, co sprawia, że każdorazowo był on najbardziej poczytnym autorem. Kolejnym autorem, którego kazania cieszyły się dużą popularnością w drugiej połowie XVII w., był Jan Ossorius (†1634), hiszpański jezuita znany z dzieł kaznodziejskich oraz dotyczących teologii moralnej. W księgozbiorach parafialnych znajdowało się 10 zbiorów kazań jego autorstwa. Podobnie jak w przypadku Ludwika z Grenady udało się zidentyfikować, także w jednej z bibliotek, traktat kazuistyczny Ossoriusa. Z czasem jednak poczytność jego dzieł wyraźnie spadła, gdyż w kolejnych wizytacjach jest mowa o pięciu, a potem – około 1750 r. – już tylko o dwóch zbiorach kazań jego autorstwa. Dzieła innych kaznodziejów zachodnioeuropejskich cieszyły się już mniejszą popularnością. Około 1670 r. znaleziono w księgozbiorach jeszcze sześć ksiąg cieszącego się niesłabnącą popularnością średniowiecznego dominikanina francuskiego Jakuba de Voragine (†1298), jak również tyle samo dzieł autorstwa nowożytnego francuskiego kaznodziei nadwornego Piotra Besse (†1634). Jednak w późniejszych okresach liczba ksiąg ich autorstwa wyraźnie spadła, tak że w połowie XVIII w. znaleziono już tylko jeden tom kazań Jakuba de Voragine i dwa tomy Piotra Besse. 35 Por.: K. Nierzwicki, Biblioteka kartuzji kaszubskiej oraz jej konwentów filialnych w Berezie Kartuskiej i Gidlach, Pelplin 2001, s. 143. Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej 157 Włoski kapucyn Bernard de Busto był autorem kazań maryjnych, których cztery egzemplarze znajdowały się w bibliotekach parafialnych w czasie wizytacji Jana Ludwika Strzesza, a trzy woluminy w czasach biskupa Teodora Potockiego, jednak w połowie XVIII w. odnaleziono już tylko jeden tom jego kazań. W drugiej połowie XVII w. znajdowały się w księgozbiorach po trzy tomy kazań napisanych przez hiszpańskiego kaznodzieję Filipa Dieza (†1601), niemieckiego teologa Jana Ecka (†1543) oraz biskupa Wiednia Fryderyka Nausea (†1552). Jednak w XVIII w. znajdujemy już tylko pojedyncze egzemplarze ich kazań. Wyraźnie wzrastało za to powodzenie kazań znanego polemisty niemieckiego jezuity Macieja Fabera (†1653), z którego dzieł często korzystano w kolegiach zakonnych. O ile około 1670 r. w księgozbiorach znajdowały się trzy dzieła jego autorstwa, to już około 1750 r. liczba ta wzrosła do pięciu. Spora grupa autorów zagranicznych była reprezentowana przez pojedyncze dzieła. Należy jednocześnie podkreślić, że wszystkie wyliczone tu dzieła autorów zachodnioeuropejskich były wersjami łacińskimi, więc nie mogły być przez ówczesne duchowieństwo wykorzystywane bezpośrednio, na zasadzie przeczytania wiernym gotowego kazania, lecz służyły jedynie jako lektura dla plebanów, na podstawie której mogli wygłosić własne homilie. Polskie zbiory kazań w XVII w. cieszyły się dużo mniejszym powodzeniem. Z akt wizytacji kanonika Strzesza dowiadujemy się, że postylli jezuity Jakuba Wujka (†1597) były zaledwie cztery egzemplarze, podobnie jak kazania dominikanina Abrahama Stanisława Bzowskiego (†1637), znanego historyka kościoła i pisarza ascetycznego. W trzech egzemplarzach były obecne homilie dominikanina Fabiana Birkowskiego (†1636), w dwóch bibliotekach znajdowały się kazania jezuity Piotra Skargi (†1612), a pojedyncza księga reprezentowała homilie Marcina Białobrzeskiego (†1586). Te 14 ksiąg stanowiło całość polskiej literatury kaznodziejskiej, którą udało się zidentyfikować w aktach wizytacyjnych. Z uderzającej dysproporcji między dziełami zagranicznymi a polskimi można wnioskować, że ci duchowni, którzy kompletowali księgozbiory, przedstawiali sobą wysoki poziom intelektualny i na bieżąco zapoznawali się z nowymi prądami w teologii zachodnioeuropejskiej. Z upływem czasu zauważamy jednak pewien wzrost popularności kazań polskich autorów. Liczba dzieł Birkowskiego wzrosła w połowie XVIII w. do pięciu woluminów, znajdujemy trzy zbiory Piotra Skargi i dwa autorstwa Jakuba Wujka. Pojawiły się także kazania innych polskich duchownych: kanonika krakowskiego Szymona Starowolskiego (†1656 – 3 księgi) i franciszkanina Franciszka Rychłowskiego (†1673 – 3 księgi), oraz pojedyncze tomy takich autorów jak: biskupów kamienieckiego Marcina Białobrzeskiego (†1586) i lwowskiego Mikołaja Krosnowskiego (†1653), jezuitów Tomasza Młodzianowskiego (†1686), Jana Kwiatkiewicza (†1703) i Stanisława Bielickiego (†1718), franciszkanów Antoniego Stefanowicza (†1679), Waleriana Gutowskiego (†1697) i Bazylego Rychlewicza (†1710), dominikanina Abrahama Bzowskiego (†1673) i augustianina Jacka Liberiusza (†1673). 158 Ks. Bogusław Dygdała W odniesieniu do kolejnych sześciu tomów z kazaniami akta wizytacji nie podają co prawda autorów, nie mam jednak wątpliwości, że były to zbiory polskojęzyczne. Wnioskujemy, że co najmniej 29 ksiąg z kazaniami (na 120, jakie znajdowały się w bibliotekach parafialnych) wyszło spod piór polskich autorów. Dla porównania przypomnijmy, że w 1670 r. było to zaledwie 14 z 221 woluminów. Oczywiście należy liczyć się z tym, że jest to lista niekompletna, gdyż pod łacińskimi nazwami mogły się kryć druki polskie. Jednak mimo to wyraźnie widoczny jest wzrost liczby kazań polskojęzycznych. Można przypuszczać, że dla plebanów, zwłaszcza wiejskich, były one wygodniejsze w użyciu, gdyż kazania i tak wygłaszali w języku polskim. Być może należałoby liczyć się także z faktem, że dla pewnej części osiemnastowiecznych duchownych, zwłaszcza z mniejszych parafii, teksty łacińskie były po prostu niezrozumiałe. Kolejny typ ksiąg teologicznych to teksty Biblii oraz różnorodne komentarze biblijne. Około 1670 r. do tej grupy można było zaliczyć zaledwie 75 dzieł (12,2%; dla parafii wiejskich 25 woluminów – 10,5%). Wśród nich 46 dzieł to różnego rodzaju komentarze i objaśnienia biblijne, a 29 to po prostu wydania Pisma Świętego, w tym dwa po niemiecku i trzy po polsku. Najczęściej spotykamy komentarze biblijne pióra niderlandzkiego kartuza Dionisiusa Cartusianusa (†1471) oraz kardynała Roberta Bellarmina (†1621), jezuity i bardzo znanego teologa w czasach kontrreformacji (po trzy dzieła). W sumie w bibliotekach diecezji chełmińskiej w drugiej połowie XVII w. znajdujemy 7 dzieł kardynała Bellarmina, co czyni z niego jednego z bardziej poczytnych autorów. Podczas wizytacji z lat 1700–1706 w księgozbiorach parafialnych odnotowano 38 (10,8%) tego typu wydawnictw, w tym 24 teksty Pisma Świętego (dwa w języku polskim) oraz 14 różnych komentarzy biblijnych, a około 1750 r. było to już tylko 17 (7,2%) ksiąg, z czego 13 stanowiły teksty Biblii (w tym dwa po polsku i jeden ruski) oraz tylko cztery komentarze biblijne. Zauważalny spadek liczby dostępnych egzemplarzy Pisma Świętego, jak też różnego typu pomocy egzegetycznych znowu ukazuje nam dokonującą się przemianę w mentalności ówczesnego duchowieństwa. O ile u schyłku XVI i w pierwszej połowie XVII w. mogło być wielu duchownych, którzy sami starali się zgłębiać treść Biblii, aby poszukiwać odpowiedzi na pytania i wątpliwości teologiczne zrodzone ze zderzenia z nauką reformatorów, o tyle w XVIII w. kontakt większości duchowieństwa z Biblią ograniczał się już raczej tylko do jej fragmentów zawartych w księgach liturgicznych i głoszenia kazań na podstawie gotowych wzorców, dostarczanych przez tak licznie reprezentowaną w księgozbiorach tego okresu literaturę kaznodziejską. Kolejną, ostatnią już część bibliotek parafialnych stanowiły dzieła należące do różnych dziedzin teologicznych. Około 1670 r. taki charakter miały 184 różne dzieła (29,7%), na początku XVIII w. było to 106 pozycji (30,1%), a w połowie XVIII w. 67 woluminów (28,3%). Jak z tego wynika, odsetek ksiąg tego rodzaju w omawianym okresie zasadniczo pozostawał na dość stałym poziomie. Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej 159 Stosunkowo rzadko sięgano do tekstów napisanych przez tzw. ojców Kościoła, czyli pisarzy chrześcijańskich z okresu starożytności i początku średniowiecza, cieszących się szczególnym autorytetem. W 1670 r. były one reprezentowane jedynie przez 13 dzieł (2,1%) takich autorów jak św. Augustyn, św. Hieronim (po trzy woluminy), św. Ambroży, św. Jan Chryzostom (po dwa), św. Bazyli Wielki i św. Cyryl Aleksandryjski. Teksty doktorów Kościoła znajdowały się prawie wyłącznie w bibliotekach mieszczących się w miastach: w Chełmży, Nowym Mieście i Toruniu, co dowodzi, że interesowali się nimi jedynie nieliczni, najlepiej wykształceni duchowni. Na początku XVIII w. w księgozbiorach parafialnych znajdowało się 9 dzieł ojców Kościoła (2,5%), a około 1750 r. już tylko 4 (1,6%). W dalszym ciągu największym uznaniem cieszył się św. Augustyn, gdyż w czasie wizytacji biskupa Potockiego co trzecie z dzieł ojców Kościoła było jego autorstwa. Oprócz autorów już wyliczonych wcześniej pojawiły się także teksty św. Grzegorza Wielkiego (†1604), św. Piotra Chryzologa (†450), św. Cypriana z Kartaginy (†258), Pawła Orozjusza († przed 423) i św. Grzegorza z Nazjanzu (†390). W części bibliotek znajdujemy również dzieła wielkich teologów średniowiecznych, takich jak Bernard z Clairvoux, Piotr Lombard, Albert Wielki, Tomasz z Akwinu, Bonawentura, Jan Duns Szkot. Pozycje te stanowiły jednak margines księgozbiorów. Zdecydowaną przewagę mieli autorzy ze schyłku średniowiecza, a zwłaszcza teolodzy nowożytni związani z nurtem kontrreformacji. W pewnym przybliżeniu można także pokusić się o próbę klasyfikacji książek na różne działy teologii, należy jednak pamiętać, że jest to podział jedynie przybliżony, gdyż poszczególne dyscypliny teologiczne w tamtym czasie nie były jeszcze jasno wyróżnione i nieraz trudno o jednoznaczną klasyfikację poszczególnych ksiąg. Podczas wizytacji Jana Ludwika Strzesza znaczącą część wśród dzieł teologicznych stanowiły 52 prace (8,4%; w księgozbiorach parafii wiejskich 14 woluminów – 5,8%) dotyczące teologii moralnej, zajmującej się ówcześnie głównie kazusami spowiedniczymi. Zastanawiający jest fakt, że w miarę upływu czasu odsetek tego typu dzieł wyraźnie spadł, tak że na początku XVIII w. były one reprezentowane przez 9 (2,5%) ksiąg, a około 1750 r. już tylko przez 6 (2,5%). Tematyczne blisko związane były z nimi różnego typu poradniki pastoralne, których około 1670 r. było w księgozbiorach parafialnych 16 (2,6%). W tych dwóch dziedzinach najpopularniejszym autorem w czasach wizytacji kanonika Strzesza był hiszpański jezuita kardynał Franciszek z Toledo (†1596; 4 dzieła). Z upływem czasu liczba poradników pastoralnych relatywnie wzrosła, gdyż około 1750 r. były one reprezentowane przez 12 pozycji (5,0%). Innym działem teologii były tzw. kontrowersje, będące wykładem dogmatyki katolickiej w sposób polemiczny w stosunku do teologii protestanckiej i prawosławnej. Do tego gatunku piśmiennictwa można zaliczyć około 1670 r. 24 pozycje (3,9%; dla księgozbiorów parafii wiejskich – 3,7%), jednak później ich liczba spadła, tak że około 1700 r. było to 7 woluminów (1,9%), a pół wieku później już tylko 160 Ks. Bogusław Dygdała 2 (0,8%). W miarę upływu czasu duchowni byli więc coraz mniej zainteresowani kontrowersjami, co jednak nie budzi żadnego zdziwienia, gdyż wobec wyraźnego triumfu działań kontrreformacyjnych i zarazem petryfikacji stosunków wyznaniowych w diecezji nie było po prostu takiej potrzeby. Różnego typu dzieł ascetycznych, a więc zawierających rozmyślania lub ćwiczenia duchowe, znajdowało się w księgozbiorach parafialnych 20 (3,2%; dla księgozbiorów z parafii wiejskich 4,2%) w czasie wizytacji kanonika Strzesza, ale już tylko 4 (1,6%) w czasie wizytacji biskupa Leskiego. Około 1670 r. zauważalną grupę stanowiły księgi poświęcone dziejom Kościoła i żywotom świętych, gdyż było to 21 pozycji (3,3%; dla księgozbiorów z parafii wiejskich 5,0%), jednak w 1750 r. literatura hagiograficzna była reprezentowana zaledwie przez 4 druki (1,6%). Cechą charakterystyczną jest bardzo mało egzemplarzy katechizmów, których w okresie triumfu kontrreformacji na ziemiach polskich można by się spodziewać bardzo wiele. W 1670 r. w księgozbiorach parafialnych figurowało zaledwie 11 katechizmów, w tym trzy autorstwa Stanisława Hozjusza (†1579), oraz sześć ksiąg zawierających dekrety soboru trydenckiego (co razem stanowi zaledwie 2,7% ogółu znanych nam ksiąg; dla księgozbiorów z parafii wiejskich – 2,9%). W połowie XVIII w. liczba ta spadła do zaledwie czterech katechizmów oraz jednego (!) egzemplarza dekretów soboru trydenckiego. Analizując zawartość księgozbiorów parafialnych, dostrzegamy wyraźną różnicę między trzecią ćwiercią XVII a połową XVIII w., co zresztą już kilkukrotnie podkreślaliśmy podczas szczegółowych analiz. Świadczy to o stopniowej zmianie mentalności duchowieństwa w tym okresie. Być może fakt ten był związany z powstaniem seminarium duchownego dla diecezji chełmińskiej, które funkcjonowało faktycznie od 1677 r. Jego otwarcie rozwiązało problemy kadrowe, z którymi borykała się wcześniej diecezja, ale jednocześnie zmienił się profil kształcenia duchowieństwa. Wcześniej przynajmniej część kandydatów do stanu kapłańskiego zdobywała wykształcenie w kolegiach jezuickich, dobrze funkcjonujących u schyłku XVI i w pierwszej połowie XVII w., a część z nich otarła się również o Akademię Krakowską. Dzięki temu posiadali szersze horyzonty intelektualne niż duchowni wykształceni podczas dość krótkiego pobytu w seminarium, które było nastawione przede wszystkim na przekazywanie praktycznych wiadomości i umiejętności przydatnych w pracy parafialnej. Weryfikacja tej hipotezy wymagałaby jednak szerszego studium nad wykształceniem ówczesnego duchowieństwa diecezji chełmińskiej. 161 Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej Ks. Bogusław Dygdała Die Pfarrbibliotheken in der Bistum Kulm im 17. und 18. Jahrhundert Zusamm e nfassun g Der Artikel analysiert die Anzahl der Pfarrbibliotheken und den Gehalt der Büchersammlung. Die Quelle sind die Visitationsakten aus dieser Zeit. Die Mehrheit der Bücher ist in Erbes von Pfarrern hinterlassen worden. Im Jahr 1670, nach den Kriegen gegen Schweden, gab es nur 20 Pfarrbibliotheken. Der Büchersammlungen waren meistens klein (10–20 Bücher), nur ein paar Pfarrgemeinden hatten circa 100 Bücher. Am Ende 17. und im 18. Jahrhunderts ist die Zahl der Pfarrbibliotheken systematisch gestiegen. Der Bestand ist zu mehr als 90% in lateinischer Sprache verfasste, die geblieben Drucke waren polnisch und deutschsprachig. Diese Büchersammlungen sollten als die Hilfe zu den Predigten zur Geistlichkeit dienen. Aus diesem Grund umfasste die Homiletik 40–50% Titel und bildete einen Schwerpunkt der Sammlung. Bei den Bibelausgaben, Konkordanzen und Bibelkommentare fand sich 10–12% der Titel. Andere Bücher betrafen Dogmatik, Aszetik, Kirchengeschichte, Recht und Philosophie. Czasy Nowożytne tom 22 rok 2009 Radosław Kubicki Kielce Opatów i dobra opatowskie pod panowaniem austriackim (1794–1809) Stan badań nad Opatowem i dobrami opatowskimi można określić jako średnio zaawansowany. Dla okresu, kiedy dobra opatowskie znajdowały się pod panowaniem austriackim, został wydany jeden anglojęzyczny artykuł1. Natomiast do podstawowej literatury dotyczącej Opatowa należą m.in. materiały z sesji siedemsetlecia miasta oraz opracowania Gershona Hunderta i Waldemara Gałązki2. Źródła do tematu zakreślonego w tytule artykułu znajdują się m.in. w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie, Archiwum Państwowym w Radomiu i Archiwum Kapituły Kolegiackiej w Opatowie. Centrum administracyjnym i gospodarczym dóbr opatowskich było miasto Opatów. Położone jest ono około 20 km od Sandomierza i do XIX w. było jednym z największych miast w województwie sandomierskim3. W rozpatrywanym okresie oprócz Opatowa w skład dóbr wchodziło również 16 wsi i ich części: Zochcin, Zochcinek, Łężyce, Bełcz (dziś w obrębie Łężyc), Biskupice, Jałowęsy, Niemienice, 1 2 3 R. Kubicki, The City of Opatów and Opatów Landed Estates under Austrian Rule (1794–1809), w: Die galizische Grenze 1772–1867: Kommunikation oder Isolation?, red. Ch. Augustynowicz, A. Kappeler, Wien 2007, s. 101–113. Opatów. Materiały z Sesji 700-lecia miasta, red. F. Kiryk, Sandomierz 1985; G. D. Hundert, The Jews in a Polish Private Town. The Case of Opatów in the Eighteenth Century, Baltimore����� –���� London 1992; W. Gałązka, Kapituła kolegiacka w Opatowie w latach 1562–1983, Sandomierz 1997. G. D. Hundert, The Jews in a Polish Private Town, s. 2 i n.; Kielce wojewódzkie. Opis ����������� historyczno-statystyczny miasta z 1829 roku, oprac. L. Stępkowski, Kielce 1999, s. 43; Z. Guldon, Gospodarka i społeczeństwo, w: Dzieje regionu świętokrzyskiego od X do końca XVIII wieku, red. J. Wijaczka, Warszawa 2004, s. 226 i in. Zob. też: M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast i mieszczaństwa w Polsce przedrozbiorowej, Wrocław 1986, s. 353–356, 374, 403 i in. 164 Radosław Kubicki Porudzie, Truskolasy, Worowice, Tudorów, Bukowiany, 3/4 Jurkowic, 2/3 Czernikowa, 1/2 Szczegła (dziś w obrębie Truskolasów) i małego skrawka Kraszkowa (około 1/12), oraz 7 folwarków: zochciński, jałowęski, niemienicki, porudzki, truskolaski, czernikowski i tudorowski (zob. mapy: 1–2)4. 1.Dobra opatowskie i okolice w latach 1801–1804 według Carte von West-Gallizien Antona Mayera von Heldensfelda Oryginał: Die Abteilung Kriegsarchiv des Österreichischen Staatsarchivs in Wien (fotokopia w Regionalnym Ośrodku Badań i Dokumentacji Zabytków w Kielcach) 4 Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie (dalej: AGAD), Archiwum Gospodarcze Wilanowskie (dalej: AGW), Administracja Dóbr Opatowskich (dalej: ADO), sygn. II/9; ibidem, sygn. II/11a, s. 68; ibidem, sygn. II/86, s. 13, 184; Archiwum Państwowe w Radomiu, Zarząd Dóbr Państwowych (dalej: AP Radom, ZDP), sygn. 82, s. 22, 72, 74, 118; Urzędowe nazwy miejscowości i obiektów fizjograficznych, t. 27: Powiat opatowski i powiat miejski Ostrowiec Świętokrzyski województwo świętokrzyskie, Warszawa 1966, s. 10 i in. Por.: Instrukcje gospodarcze dla dóbr magnackich i szlacheckich z XVII–XIX wieku, t. 1, wyd. B. Baranowski, J. Bartyś, A. Keckowa, J. Leskiewicz, Wrocław 1958, s. LXVII–LXVIII; M. Różycka, Struktura wysiewów i wysokość plonów w drugiej połowie XVIII w. w kluczu opatowskim, „Studia z Dziejów Gospodarstwa Wiejskiego” 1961, t. 4, z. 1, s. 164. Opatów i dobra opatowskie pod panowaniem austriackim 165 2. Rozmieszczenie dóbr opatowskich w XVIII/XIX wieku Oprac. R. Kubicki Po raz pierwszy wojska austriackie odnotowano w Opatowie pomiędzy majem 1773 a majem 1774 r., czyli po pierwszym rozbiorze Polski5. Wówczas Austriacy zaopatrywali się u Żydów opatowskich w potrzebne im towary i korzystali z tutejszych posłańców miejskich6. Ściślejsze związki Opatowa z Austrią zapoczątkowała insurekcja kościuszkowska z 1794 r. W jej wyniku wojska austriackie wkroczyły na terytorium państwa polskiego. Od lipca 1794 r. w folwarkach i wsiach należących do dóbr opatowskich zaczęto odnotowywać wojska austriackie7. W następnym miesiącu wkroczyły one 5 6 7 W pobliskim Sandomierzu odnotowywano Austriaków od kwietnia 1773 do stycznia 1774 r., po czym mieli się wycofać na zagarnięte tereny I rozbioru Polski; Kronika benedyktynek sandomierskich czyli dzieje klasztoru sandomierskiego od roku 1615. 30 października. Spisane w roku 1763 za przełożeństwa P. Maryanny Siemianowski ksieni 13., t. 1, oprac. A. Szylar, Sandomierz 2005, s. 159–183. Zob. też m.in.: AGAD, AGW, Anteriora, sygn. 117, s. 79. AGAD, AGW, ADO, sygn. ������������������������������������������������������������������� I/74, s. 26–32. Na temat ówczesnej armii austriackiej zob.: P. Haythornthwaite, The Austrian Army 1740–80: 3 Specialist Troops, London 1995; idem, The Austrian Army 1740–80: 1 Cavalry, Oxford 2001; idem, The Austrian Army 1740–80: 2 Infantry, Oxford 2003; D. Hollins, Austrian Frontier Troops 1740–1798, Oxford 2005. AGAD, AGW, ADO, sygn. II/98, s. 187. Na temat ówczesnej armii austriackiej zob.: D. Hollins, Austrian Auxiliary Troops 1792–1816, London 1996; idem, Austrian Grenadiers and Infantry 1788–1816, Oxford 1998; P. Haythornthwaite, Austrian Army of the Napoleonic Wars (2): Cavalry, Oxford 1999; idem, Austrian Specialist Troops of the Napoleonic Wars, Oxford 2002. 166 Radosław Kubicki do Opatowa8. Zaistniała więc dosyć interesująca sytuacja w tym mieście – w tym samym czasie przez około dwa miesiące przebywały tutaj zarówno oddziały cesarskie, jak i pruskie, gdyż te ostatnie wycofały się stąd dopiero 10 października9. Było to możliwe, gdyż Prusacy kwaterowali na północno-zachodnich przedmieściach opatowskich, a Austriacy na terenie miasta właściwego. Poza tym oddzielała ich od siebie Łukawa przepływająca przez miasto. Mimo że nie odnotowano tutaj wówczas żadnego bezpośredniego starcia żołnierzy pruskich z austriackimi, to sytuacja musiała być napięta. Wiadomo bowiem, że pomiędzy wojskami obu stron dochodziło wtedy do potyczek; jedna z nich nastąpiła pod Sandomierzem10. Wydaje się także, że przynajmniej w tym okresie liczebność żołnierzy austriackich była tutaj mała i raczej tylko symboliczna. Takie przypuszczenie potwierdza fakt, że natychmiast po wyjściu Prusaków z Opatowa w mieście tym bez problemów i obaw pojawił się generał major kościuszkowski Wojciech Toczyski, który planował nawet ulokować tutaj stałą siedzibę komisji porządkowej sandomierskiej. Po wyjściu wojsk pruskich z Opatowa i niepowodzeniu wskrzeszenia powstania w Sandomierszczyźnie pozostali w mieście Austriacy chcieli skonfiskować w całości zakupione przymusowo przez skarb pański i mieszkańców opatowskich od wyjeżdżających Prusaków owies, siano i słomę, twierdząc, że zostały one tutaj zgromadzone dla wojsk polskich. Wówczas administracja dóbr opatowskich, za pośrednictwem Żydów opatowskich, którzy mieli bardzo dobre kontakty zarówno z Austriakami, jak i z Prusakami, rozpoczęła przekupywanie po kolei oficerów austriackich mających wydać decyzję w tej kwestii11. W końcu udało się uzyskać 8 9 10 11 S. Herbst, Z dziejów wojskowych powstania kościuszkowskiego 1794 roku, Warszawa 1983, s. 32, 47, 125–126, 134, 217; Z. Góralski, Wojska austriackie w regionie sandomiersko-staszowskim podczas insurekcji 1794 roku, w: W stronę Połańca. Z dziejów insurekcji 1794 roku. Materiały sesji naukowej 6–7 maja 1993 r. Staszów - Połaniec, red. A. Zarębski, L. Stępkowski, Staszów 1994, s. 52. K. Bauer, Wojsko koronne powstania kościuszkowskiego, Warszawa 1981, s. 68. Należy zwrócić uwagę, że 10 października 1794 r. oddziały pruskie wycofały się jedynie z Opatowa i nadal ich obecność była okresowo odnotowywana w okolicznych wsiach. S. Schnür-Pepłowski, Z przeszłości Galicyi (1772–1862), Lwów 1895, s. 128. Przejawem dobrych kontaktów Żydów opatowskich z Austriakami były m.in. oskarżenia wysuwane przez tutejszych mieszczan katolickich, że dzięki protekcji obcych wojsk starozakonni bogacili się na handlu i nie dokładali do podatków miejskich na rzecz Austrii; J. Muszyńska, Żydzi i mieszczanie w sandomierskich miastach królewskich w XVIII wieku, „Kwartalnik Historii Żydów” 2003, nr 3(207), s. 410. Na temat ówczesnych postaw Żydów por.: E. Ringelblum, Żydzi w powstaniu kościuszkowskim, Warszawa 1938; J. A. Gierowski, Udział Żydów w powstaniu kościuszkowskim, w: Powstanie kościuszkowskie i jego naczelnik. Historia i tradycja. Materiały konferencji naukowej Kraków–Wrocław, 28–30 marca 1994 r., red. T. Kulak, M. Frančić, Kraków 1996, s. 41–46; P. Fijałkowski, Berek Joselewicz i jego udział w insurekcji kościuszkowskiej, w: Powstanie 1794 roku. Dzieje i tradycja. Studia i szkice w dwustulecie, red. H. Szwankowska, Warszawa 1996, s. 102–106. Opatów i dobra opatowskie pod panowaniem austriackim 167 uwolnienie od wysuwanych oskarżeń. Niemniej jednak skarb dóbr opatowskich na całej tej transakcji stracił przynajmniej 2500 zł12. Żołnierze austriaccy w czasie pobytu w dobrach opatowskich – podobnie jak wcześniej rosyjscy, pruscy i polscy – grabili je, jak tylko mogli. Na przykład w 1794 r. tuż po przybyciu do Opatowa Austriacy, wdarłszy się przez strzechę do stodoły pewnego Żyda opatowskiego, skradli mu pięć fur siana13. Mimo tego zdarzenia należy jednak podkreślić, że oddziały austriackie były najbardziej spokojnymi i najmniej czyniącymi szkód spośród wszystkich innych wojsk, jakie odnotowano w dobrach opatowskich w latach dziewięćdziesiątych XVIII w. (zob. tabelę 1). Oprócz wojsk austriackich, pruskich i kościuszkowskich w dobrach opatowskich w drugiej połowie 1794 r. odnotowano również żołnierzy rosyjskich oraz saskich14. Zimą 1795 r. w Opatowie stacjonował oddział austriacki dowodzony przez generała Heisterowa15. Najpóźniej dobra opatowskie przestały nawiedzać oddziały pruskie, które dopiero na początku 1796 r. wycofały się ostatecznie z tego rejonu, co umożliwiło pełne opanowanie tych ziem przez Austriaków16. Z kolei w latach 1798–1800 przez dobra opatowskie przechodziły wojska rosyjskie, których pobyt tu był związany z walkami z rewolucyjną Francją17. Jako ciekawostkę można także podać, że około 1800 r. na terenie Opatowszczyzny grasowała banda Cyganów złożona z 40 rozbójników18. Tabela 1. Wycena strat i wydatków wojskowych poniesionych przez skarb pański dóbr opatowskich w latach 1792–1794 Straty i wydatki spowodowane przez wojska Razem rosyjskie pruskie polskie austriackie zł gr % zł gr % zł gr % zł gr % zł gr % 63 032 23,5 90,022 6 123 9,5 8,745 838 19 1,198 24 18 0,035 70 019 10 100 Źródło: AGAD, AGW, ADO, sygn. II/78. 12 13 14 15 16 17 18 AGAD, AGW, ADO, sygn. II/74, s. 8–10, 13–15. Ibidem, s. 6 i in. Ibidem, sygn. II/1, s. 10; ibidem, sygn. II/2, s. 31; ibidem, sygn. II/49; ibidem, sygn. II/74, s. 3, 6; ibidem, sygn. II/87, s. 77, 89; ibidem, sygn. II/91, s. 104, 121, 138; ibidem, sygn. II/98, s. 176, 181, 186–188 i in. J. M. Małecki, Pod rządami austriackimi i w Księstwie Warszawskim (1794–1815), w: Dzieje Sandomierza 1795–1918, t. 3, red. J. M. Małecki, Warszawa 1993, s. 6. AGAD, AGW, ADO, sygn. II/91, s. 138, 155; T. Mencel, Galicja Zachodnia 1795–1809. Studium z dziejów ziem polskich zaboru austriackiego po III rozbiorze, Lublin 1976, s. 27, 31–32 i in. AGAD, AGW, ADO, sygn. II/51, s. 3; AGAD, AGW, Akta Procesowe Potockich (dalej: APP), sygn. 256, s. 586–588. Na temat ówczesnych walk rosyjsko-francuskich zob. m.in.: Z. Wójcik, Dzieje Rosji 1533–1801, Warszawa 1981, s. 327–330; L. Bazylow, Historia Rosji, t. 1, Warszawa 1985, s. 356–357; M. Żywczyński, Historia powszechna 1789–1870, Warszawa 1997, s. 119–120. AGAD, AGW, ADO, sygn. II/11a. 168 Radosław Kubicki Zaraz po wkroczeniu do dóbr opatowskich władze austriackie rozpoczęły pobieranie z nich podatków. Początkowo Opatowskie podlegało prawdopodobnie austriackiej egzakcji podatkowej w Sandomierzu, a następnie do lutego 1796 r. egzakcji z siedzibą w Kielcach19. Z lat 1794–1795 wzmiankowany jest sandomierski egzaktor Migurski, który pobierał z dóbr opatowskich podymne, ofiarę dziesiątego grosza i czopowe. Podatki pobierano w polskiej monecie obrachunkowej. Na przykład dwie raty czopowego z przełomu 1795 i 1796 r. opłacono w kwocie 5310 zł i 15 gr, rata styczniowa ofiary dziesiątego grosza z 1796 r. wyniosła 2631 zł i 20 gr, a rata marcowa podymnego z tego samego roku – 1661 zł. Poza tym pobierano symplę od Żydów opatowskich20. Należy również zaznaczyć, że w latach 1794–1795 równocześnie z Austriakami podatki z dóbr opatowskich wybierali Prusacy, a płacono je prawdopodobnie tym, którzy zjawili się pierwsi. Do trzeciego rozbioru Polski dobra opatowskie położone były w województwie i powiecie ziemskim sandomierskim21. W 1795 r., po zawarciu przez Austrię, Rosję i Prusy konwencji rozbiorowej ziem polskich, weszły one w skład monarchii austriackiej. Prawdopodobnie w lutym 1796 r. dokonano podziału okupowanych ziem polskich na dystrykty (okręgi; die Bezirke). Siedziba jednego z nich została ulokowana w Opatowie i obejmowała też Sandomierz. Była to jednak tylko tymczasowa administracja wojenna, a okupowane przez Austrię ziemie polskie znajdowały się pod władzą austriackich oddziałów wojskowych i podlegały komendzie, na której czele stał dowódca wojskowy Galicji generał Józef Harnoncourt. Dopiero w lipcu 1796 r. ustalono nowy cywilny podział administracyjny Galicji Zachodniej, jak nazwano w Austrii nowo zabrane ziemie polskie. W wyniku tego podziału utworzono m.in. cyrkuł (der Kreis) sandomierski z siedzibą w Sandomierzu, obejmujący cały dawny powiat sandomierski, a więc również dobra opatowskie22. W 1798 r. siedzibę cyrkułu sandomierskiego przeniesiono do Opatowa, gdyż miasto to znajdowało się w centrum cyrkułu i przechodził przez nie trakt pocztowy z Krakowa do Lublina i Radomia, omijający Sandomierz. Wszystko to miało istotne znaczenie dla komunikacji wewnętrznej i zewnętrznej cyrkułu sandomierskiego23. 19 20 21 22 23 T. Mencel, Galicja, s. 27–31. AGAD, AGW, ADO, sygn. II/2. T. Koba-Ryszewska, Przeszłość administracyjna ziem województwa kieleckiego, w: Z dziejów ziemi kieleckiej (1918–1944), Warszawa 1970, s. 11–12; Z. Góralski, Powiat ziemski w XVIII wieku, w: Uwarunkowania historyczno-kulturowe współczesnej organizacji przestrzennej państwa, red. H. Adamczewska-Wejhert, Kielce 1993, s. 35–36; S. Arnold, Podziały administracyjne województwa sandomierskiego do końca XVIII wieku, Kielce 2001, s. 8, 10–11; J. Z. Pająk, Dzieje podziałów administracyjnych a granice regionu świętokrzyskiego, w: Region świętokrzyski. Mit czy rzeczywistość. Materiały konferencji naukowej. Kielce, 23 maja 2001, red. J. Wijaczka, Kielce 2001, s. 52, 56; J. Swajdo, Między Wisłą a Pilicą. Dzieje podziałów administracyjnych w regionie kielecko-radomskim do 1975, Kielce 2005, s. 11. T. Mencel, Galicja, s. 27, 32–33, 49. L. Zimowski, Geneza i rozwój komunikacji pocztowej na ziemiach polskich, Warszawa 1972, rys. 6–4, 8–12, 8–26; T. Mencel, Galicja, s. 331; J. M. Małecki, Pod rządami, s. 7. Opatów i dobra opatowskie pod panowaniem austriackim 169 Następnie w wyniku reformy administracyjnej Galicji z 1803–1804 r. połączono Galicję Zachodnią ze Wschodnią w jedno gubernium z siedzibą we Lwowie oraz cyrkuł sandomierski (opatowski) z radomskim w jeden z siedzibą w Radomiu. W nowym cyrkule radomskim Opatów został wyznaczony na siedzibę jednego z okręgów24. Dobra opatowskie w momencie znalezienia się pod okupacją austriacką były własnością spadkobierców po Antonim Lubomirskim, który zmarł w 1782 r., i jego żonie Zofii z Krasińskich, która zarządzała dobrami dożywotnio, tj. do 1790 r.25 Antoni i Zofia Lubomirscy nie zostawili potomstwa (jedyny ich syn zmarł w dzieciństwie w 1760 r.), a więc dobra opatowskie po nich powinien przejąć jedyny brat Antoniego – Stanisław Lubomirski, ale ten zmarł w 1783 r.26 W związku z tym spadkobiercami dóbr stały się dzieci Stanisława, który z żoną Izabelą z Czartoryskich miał cztery córki. W ich imieniu zarząd dóbr opatowskich od 1790 r. sprawował Ignacy Potocki (1750–1809), mąż Izabeli Elżbiety – najstarszej, nieżyjącej już wówczas córki (zmarła w 1783) Stanisława i Izabeli Lubomirskich. Zapewne pełnił on tę funkcję nie tyle dlatego, że był wdowcem po żonie, która – gdyby żyła – byłaby główną sukcesorką do spadku po Antonim Lubomirskim, ile w imieniu i z powodu Krystyny (1778–1800), jego jedynego wówczas żyjącego dziecka ze zmarłą Izabelą Elżbietą (dwoje ich innych dzieci zmarło w dzieciństwie)27. Ignacy Potocki, z powodu zaangażowania w sprawy publiczne państwa polskiego, prawdopodobnie nigdy nie był w dobrach opatowskich, a zarządzał nimi przy pomocy lokalnej administracji majątku oraz komisarza generalnego28. W grudniu 24 25 26 27 28 T. Mencel, Galicja, s. 306–311. Instrukcje gospodarcze dla dóbr, s. LXVIII, LXXVI, 617–619; J. Michalski, Lubomirski Antoni, w: Polski Słownik Biograficzny (dalej: PSB), t. 18, Wrocław 1973, s. 6, 8. W. Konopczyński, Lubomirska 1. v. Tarłowa z Krasińskich Zofia, w: PSB, t. 17, Wrocław 1972, s. 637. K. M. Morawski, Ignacy Potocki, cz. 1: 1750–1788, Kraków 1911, s. 9–10 i in.; J. Rudnicka, Biblioteka Ignacego Potockiego, Wrocław 1953, s. 8–9, 48; G. Pauszer-Klonowska, Piękny Potocki, Warszawa 1984, s. 25–37, 69–70, 83, 192/193, 325; Z. Zielińska, Potocki Roman Ignacy Franciszek, w: PSB, t. 28, Wrocław 1984–1985, s. 15; Z. Janeczek, Ignacy Potocki marszałek wielki litewski (1750–1809), Katowice 1992, s. 36, 38, 43, 299–300, 303. AGAD, AGW APP, sygn. 255, s. 46; ibidem, ADO, sygn. II/16, s. 6–7; ibidem, sygn. II/117, s. 4 i in. Na temat życia publicznego Ignacego Potockiego zob. m.in.: B. Twardowski, Spis osób, które uczestniczyły w działaniach wojennych Kościuszki 1794 r. Poprzedzony poglądem historycznym na przyczyny upadku Polski oraz krótką historyą wypadków w r. 1794 zaszłych. Z dodaniem życiorysów osób wybitne zajmujących stanowisko, Poznań 1894, s. 231–233; Tajna korespondencja z Warszawy 1792–1794 do Ignacego Potockiego. Jan Dembowski i inni, oprac. M. Rymszyna, A. Zahorski, Warszawa 1961; Korespondencja Ignacego Potockiego w sprawach edukacyjnych (1774–1809), oprac. B. Michalik, Wrocław 1978; B. Michalik, Działalność oświatowa Ignacego Potockiego, Wrocław 1979; Senatorowie i posłowie Sejmu Wielkiego, oprac. J. Kowecki, Warszawa 1991, s. 9, 12, 44; D. Nawrot, Z dziejów dyplomacji polskiej w Wiedniu w latach 1788–1792. Z dziejów stosunków polsko-austriackich w dobie Sejmu Czteroletniego, Katowice 1999, s. 45–48, 54, 64 i in.; Z. Janeczek, Polityczna rola marszałka litewskiego Ignacego Potockiego w okresie Sejmu Wielkiego 1788–1792, Katowice 2005. 170 Radosław Kubicki 1794 r. Ignacy Potocki został aresztowany przez władze rosyjskie, a od stycznia 1795 do grudnia 1796 r. przebywał w carskim areszcie w Petersburgu. Po opuszczeniu aresztu przybył najpierw do Prus, a następnie w 1797 r. do Kurowa w Lubelskiem. Jednak już w sierpniu 1798 r. został oskarżony o udział w spisku i aresztowany z kolei przez władze austriackie w słowackim Bardiowie, a następnie przetrzymywany w Krakowie aż do stycznia 1800 r. Po uwolnieniu przebywał w Kurowie, który wybrał sobie na miejsce przymusowego zamieszkania, gdzie nadal był pilnie śledzony przez władze austriackie i do 1802 r. miał ograniczone możliwości przemieszczania się. Wszystko to niewątpliwie uniemożliwiało mu zarządzanie powierzonymi mu dobrami29. W czerwcu 1796 r., czyli około pół roku przed wypuszczeniem z aresztu w Petersburgu Ignacego Potockiego, administrację nad Opatowem przekazano Sewerynowi Rzewuskiemu (1743–1811), mężowi Konstancji Małgorzaty (1761–1840), trzeciej córki Stanisława i Izabeli Lubomirskich30. Samo przejęcie zarządu było dobrze zaplanowaną i przeprowadzoną operacją przez Rzewuskiego. Aby osiągnąć cel, przekonał on do swojej kandydatury na to stanowisko jednego z sukcesorów – Jana Potockiego (1761–1815), który był mężem nieżyjącej już wówczas Julii Teresy (1766–1794), najmłodszej córki Stanisława i Izabeli Lubomirskich31. Julia Potocka zmarła wprawdzie w 1794 r., ale zostawiła po swoim związku z Janem dwóch synów: Alfreda (1786–1862) i Artura (1787–1832), dzięki czemu linia ta utrzymywała nadal prawa do udziału w spadku po Antonim Lubomirskim32. W ten sposób 29 30 31 32 AGAD, AGW, Archiwum Główne Potockich (dalej: AGP), sygn. 425; K. Koźmian, Pamiętniki, t. 1, Wrocław 1972, s. 279, 293; ibidem, t. 2, Wrocław 1972, s. 32–34, 173; G. Pauszer-Klonowska, Piękny, s. 307–324; Z. Zielińska, Potocki Roman Ignacy Franciszek, s. 13; Z. Janeczek, Ignacy, s. 213–222, 224, 231–235. Krajowy Ośrodek Badań i Dokumentacji Zabytków w Warszawie, Teki Glinki (dalej: KOBiDZ Warszawa, TG), sygn. 497, s. 5–6, 11; AGAD, AGW, ADO, sygn. II/2, s. 32; ibidem, sygn. II/16, s. 9–10; ibidem, Anteriora, sygn. 157; ibidem, APP, sygn. 255, s. 56–78, 91; ibidem, sygn. 256, s. 375, 438, 601–604 i in. W rzeczywistości plenipotent Rzewuskiego Franciszek Schultz był w dobrach opatowskich już od kwietnia 1796 r.; ibidem, ADO, sygn. II/98, s. 234 i in. Na temat Konstancji i Seweryna Rzewuskich zob. m.in.: S. Rzewuski, O sukcessyi tronu w Polszcze rzecz krótka, Drezno 1789; W. Smoleński, Konfederacya targowicka, Kraków 1903, s. 5–20, 24–25; K. Maksimowicz, Seweryn Rzewuski i okolicznościowa poezja polityczna doby Sejmu Czteroletniego, „Pamiętnik Literacki” R. 82, 1991, nr 4, s. 124–141; idem, Wokół koligacji rodzinnych Ignacego Krasickiego z Sewerynem Rzewuskim, „Roczniki Humanistyczne” 2002, t. 50, z. 1, s. 59–71; I. Węgrzyn, Polskie piekło – literackie biografie zdrajców targowickich: Stanisława Szczęsnego Potockiego, Franciszka Ksawerego Branickiego i Seweryna Rzewuskiego, Kraków 2005, s. 209–300. AGAD, AGW, APP, sygn. 255, s. 56–57. W drugiej połowie 1796 r. Jan Potocki, podobnie jak Seweryn Rzewuski, przebywał w Wiedniu, ale poparł on Rzewuskiego jeszcze przed przyjazdem, będąc w Niemczech w 1795 r. Na temat Jana Potockiego w 1795–1796 r. zob.: A. Kroh, Jan Potocki. Daleka podróż, Warszawa 2007, s. 120–124. O mężu, synach i śmierci Julii Potockiej zob.: Z. Kuchowicz, Wizerunki niepospolitych niewiast staropolskich XVI–XVIII wieku, Łódź 1974, s. 344–354 i in.; J. Zdrada, Potocki Alfred, w: PSB, Opatów i dobra opatowskie pod panowaniem austriackim 171 Rzewuski mógł liczyć na dwa głosy poparcia – na swój, a raczej swojej żony, oraz Jana Potockiego. Jednak przeciw sobie miał zapewne dwóch braci, Ignacego i Stanisława Kostkę Potockich, głównych pretendentów do spadku po Lubomirskich. Aby zniwelować ich zdecydowanie lepszą pozycję, Rzewuski wybrał dobry dla siebie moment, a niewygodny dla braci Potockich. Należy tu bowiem wyjaśnić, dlaczego dobra powierzono mężowi trzeciej pod względem wieku córki, a nie drugiej. Otóż druga córka Stanisława i Izabeli Lubomirskich, Aleksandra (1760–1836), była żoną Stanisława Kostki Potockiego (1755–1821), który w lipcu 1794 r. został aresztowany wraz z synem Aleksandrem (1776–1845) przez władze austriackie w Karlsbadzie i do stycznia 1795 r. obaj byli więzieni w czeskiej twierdzy Josephstadt (Józefów). Później przez krótki czas Stanisław Potocki był przetrzymywany jeszcze w Pradze, po czym wyjechał wraz z synem do Włoch, skąd wrócili do Galicji dopiero na przełomie 1796 i 1797 lub w 1797 r.33 Przedstawioną tu sytuację własnościową w Opatowie dobrze odzwierciedlają kwestie związane z prawem patronatu. Jeszcze w kwietniu 1796 r. Leon Łapicki został instytuowany na kantora tutejszej kapituły kolegiackiej z prezenty Stanisława i Aleksandry Potockich, co należało do uprawnień właściciela dóbr opatowskich i przeprowadzone było zapewne w zastępstwie Ignacego Potockiego34. Jednak w drugiej połowie 1796 r. instytuowano na opatowskie prebendy i kanonie duchownych prezentowanych na te stanowiska przede wszystkim przez Seweryna Rzewuskiego. Najlepiej świadczy o tym następujące wydarzenie. Na dziekana opatowskiego Ignacy, Stanisław z żoną i Jan Potoccy prezentowali Michała Krajewskiego, autora kilku powieści i prac historycznych, kanonika kieleckiego i lwowskiego, a później też członka warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, a więc człowieka wykształconego i jak najbardziej nadającego się na to stanowisko35. Jednak Seweryn 33 34 35 t. 27, Wrocław 1983, s. 760–762; A. Palarczykowa, Potocki Artur, w: ibidem, s. 795–797; M. E. Żółtowska, Potocki Jan, w: PSB, t. 28, s. 37, 40; E. Rudzki, Damy polskie XVIII wieku, Warszawa 1997, s. 282, 286 i in.; A. Cholewianka-Kruszyńska, Pani Alfredowa – Maria z Sanguszków Potocka z Łańcuta, Warszawa 1998, s. 51–53. AGAD, AGW, AGP, sygn. 178; ibidem, Anteriora, sygn. 302, s. 4, 7; B. Smoleńska, Potocki Aleksander, w: PSB, t. 27, s. 756; B. Grochulska, Potocki Stanisław Kostka, w: PSB, t. 28, s. 163. A. Bastrzykowski, Kolegiata św. Marcina w Opatowie i jej kapituła, cz. 2: Katalog prałatów i kanoników kolegiaty opatowskiej od 1212 aż do dni naszych, Ostrowiec 1948, s. 49; W. Gałązka, Kapituła, s. 95–96. Ksiądz Michał Krajewski (1746–1817 r.) napisał m.in.: Pochwała Stanisława Hieronima Konarskiego (Warszawa 1783), Gry nauk dla dzieci, służące do ułatwienia ich edukacji, przez które łatwo nauczyć się mogą: poznania liter, syllabizowania, czytania w polskim i francuskim języku, formowania charakteru, pisania, języków ze zwyczaju, historyi, geografii i początków artmetyki (Kraków 1777), Leszek Biały książę polski, syn Kazimierza Sprawiedliwego, w 12 księgach, t. 1–2 (Kraków 1806), Życie Stefana Czarnieckiego (Radom 1830), Dzieje panowania Jana Kazimierza od roku 1656 do jego abdykacji w roku 1668, t. 1–2 (Warszawa 1846), Pani podczaszyna (Warszawa 1991), Wojciech Zdarzyński (Kraków 2002), Podolanka (Kraków 2002); Ignacy Potocki wspierał patriotycznie nastawionego księdza Krajewskiego już przynajmniej od 1793 r.; 172 Radosław Kubicki Rzewuski oraz Jan Potocki, którego Seweryn ponownie przekonał do jego poparcia, prezentowali w sierpniu 1796 r. na to stanowisko francuskiego księdza Antoniego Karola de Chassignoles (zm. 1806), który uciekł z Francji po wybuchu tam rewolucji36. Ostatecznie dziekanem mianowano kandydata Rzewuskiego37. Uznano więc, że do zarządzania kluczem opatowskim, pod nieobecność wtedy jeszcze Stanisława i Ignacego Potockich, lepiej nadawał się Seweryn Rzewuski. Na jego korzyść zapewne przemawiał także fakt, że od maja 1795 r. aż do śmierci w 1811 r. przebywał głównie w Wiedniu, gdzie wraz z żoną mieszkał u swojej teściowej przy Mölker Bastei nr 123738. Mieszkał więc przede wszystkim w kraju, w granicach którego znajdował się teraz klucz opatowski i – co ważniejsze – nie był ani aresztowany, ani w jakiś inny sposób szykanowany przez władze austriackie. Dlatego też prawdopodobnie ogólnym rozwojem przytoczonych tu wypadków oraz dzięki poparciu Jana Potockiego należy tłumaczyć przejęcie w 1796 r. zarządu nad dobrami opatowskimi, a w praktyce, jak się wkrótce okazało, tylko nad miastem Opatowem, przez Seweryna Rzewuskiego39. Formalnie od czerwca 1799 r., a nie – jak dotąd sądzono – dopiero od 1805 r. administratorem miasta Opatowa został Stanisław Kostka Potocki40. W momencie, 36 37 38 39 40 Tajna korespondencja z Warszawy, s. 244, 246. Na jego temat zob. też: Krajewski Michał Dymitr, w: Encyklopedja kościelna: podług teologicznej encyklopedji Wetzera i Weltego, z licznymi jej dopełnieniami, wyd. M. Nowodworski, t. 11, Warszawa 1878, s. 334; Krajewski Michał Dymitr, w: Encyklopedja powszechna (S. Orgelbranda), t. 8, Warszawa 1900, s. 569; B. Gubrynowicz, Romans w Polsce za czasów Stanisława Augusta, Lwów 1904, s. 109–123. Na temat ówczesnej imigracji Francuzów do Polski zob.: M. G. Zieliński, Cudzoziemcy w życiu codziennym Rzeczypospolitej doby stanisławowskiej, Bydgoszcz 2004, s. 71 i in. Na temat Kościoła we Francji w czasie rewolucji francuskiej zob. m.in.: M. Żywczyński, Kościół i rewolucja francuska, Kraków 1995; J. S. Pelczar, Rewolucja francuska wobec religii katolickiej i jej duchowieństwa, Rzeszów 2005. A. Bastrzykowski, Kolegiata, cz. 2, s. 12, 43; J. Wiśniewski, Dekanat konecki, Radom 1913, s. 134– 136; pomylono Antoniego Karola de Chassignolesa z Kasprem Cezarem Karolem de Montalem (1722–1822 r.), który przybył do Polski w 1791 r. z poselstwem króla francuskiego Ludwika XVI, będąc wówczas kanonikiem z Toul; w 1799 r. de Montal, już jako proboszcz w Pleszowie (obecnie dzielnica Krakowa) został instalowany na opatowską kanonię szóstej prebendy z prezenty swojego rodaka de Chassinolesa, do którego jako dziekana opatowskiego należało właśnie prawo wyznaczenia kandydata na to stanowisko; zob.: J. Wiśniewski, Dekanat opatowski, Radom 1907, s. 295; A. Bastrzykowski, Kolegiata św. Marcina w Opatowie i jej kapituła, cz. 1, „Kronika Diecezji Sandomierskiej” 1949, t. 42, s. 171–172; ibidem, cz. 2, s. 54–55; W. Gałązka, Kapituła, s. 37–38, 97, 373, 381. I. Rychlikowa, Losy fortun magnackich w Galicji 1772–1815, „Kwartalnik Historyczny” R. 95, 1989, nr 3, s. 155–157; R. Taborski, Polacy w Wiedniu, Wrocław 1992, s. 33–34, 38, 40; Z. Zielińska, Rzewuski Seweryn, w: PSB, t. 34, z. 1, Wrocław 1992, s. 148–149; K. Maksimowicz, Seweryna Rzewuskiego droga do Targowicy, Gdańsk 2002, s. 220–233. Na temat okresu, gdy dobra opatowskie znajdowały się pod administracją Seweryna Rzewuskiego, zob. m.in.: AGAD, AGW, ADO, sygn. II/1, s. 11; ibidem, sygn. II/28, s. 171, 180 i in.; ibidem, sygn. II/38, s. 3–37; ibidem, sygn. II/117, s. 42 i n. Ibidem, APP, sygn. 256, s. 5, 208–212, 604 i n.; Instrukcje gospodarcze dla dóbr, s. LXVIII, LXXVI, 617–619, i KOBiDZ, TG, sygn. 497, s. 6 i in., błędnie podają, że dobra opatowskie były Opatów i dobra opatowskie pod panowaniem austriackim 173 gdy Rzewuskim uprzykrzyła się administracja dobrami, obligowali pismem Stanisława Potockiego, aby przejął zarząd, gdyż – jak twierdzili – „wypadało się [...] ze Stanisławem Kostką podzielić tym ciężarem”41. Bardzo ważnym czynnikiem umożliwiającym przejęcie administracji dóbr opatowskich przez Stanisława było udzielenie mu i jego żonie Aleksandrze poparcia ze strony Ignacego Potockiego. Po spotkaniu Potockich w Kurowie w drugiej połowie 1797 r. Stanisław przejął prowadzenie spraw majątkowych Ignacego, aby ratować dobra i chronić przed wierzycielami, którym Ignacy winien był wysokie sumy42. W dniu 4 marca 1800 r. zmarła jedyna córka Ignacego Potockiego, Krystyna. Wówczas Ignacy, być może zdając sobie sprawę z tego, że wraz ze śmiercią jedynaczki jego szanse na przejęcie jakichkolwiek dóbr po Antonim Lubomirskim bardzo zmalały, 11 marca 1800 r. w Pożogu w Lubelskiem ustąpił bratu Stanisławowi i jego żonie Aleksandrze, będącej wówczas najstarszą i najważniejszą – po śmierci Krystyny – żyjącą sukcesorką do spadku po wspomnianym Lubomirskim, wszelkie prawa do dziedziczenia po zmarłej córce43. Jednak zarówno Seweryn Rzewuski, jak i początkowo Stanisław Kostka Potocki administrowali w praktyce tylko miastem Opatowem. Stało się tak, ponieważ w 1791 r. sukcesorowie Zofii z Krasińskich Lubomirskiej, wywodzący się z rodu Krasińskich, zawarli układ z właściwymi sukcesorami Antoniego Lubomirskiego. Na mocy tego układu ci pierwsi (Franciszka z Krasickich, żona Karola, syna króla Augusta III, kasztelaństwo radomscy Barbara i Michał Świdzińscy, starostwo grzybowscy Zofia i Franciszek Wodziccy oraz Anna, Joachim i Stanisław Tarnowscy) zrzekli się praw do majątku po Antonim Lubomirskim. W zamian mieli otrzymać od sukcesorów Lubomirskich, czyli rodzin Ignacego, Stanisława i Jana Potockich oraz Seweryna Rzewuskiego, łącznie 1 678 648 zł44. Z uwagi na fakt, że kwoty te nie zostały wypłacone sukcesorom Zofii z Krasińskich, zaczęli oni zajmować części dóbr po Antonim Lubomirskim. W czerwcu 1796 r. Franciszek Wodzicki przejął folwarki i wsie wchodzące w skład klucza opatowskiego, a następnie prawa do nich scedował w 1798 r. na hrabiego Adama Przerębskiego, męża swojej córki Łucji45. Oddzielenie miasta od wsi i folwarków opatowskich okazało się niekorzystnym rozwiązaniem pod względem ekonomicznym. W związku z tym najpierw Seweryn Rzewuski, a później Stanisław Potocki podjęli kroki mające na celu odzyskanie całego klucza opatowskiego. Starania te zakończyły się ugodą pomiędzy Stanisławem 41 42 43 44 45 zarządzane przez Stanisława Kostkę Potockiego dopiero od 1805 r., natomiast B. Grochulska, Potocki Stanisław Kostka, s. 163, błędnie stwierdziła, że dobra te zostały przez niego sprzedane w 1799 r.; zob. też: AGAD, AGW, ADO, sygn. II/16, s. 11. AGAD, AGW, APP, sygn. 255, s. 55, 91. Ibidem, Anteriora, sygn. 302, s. 4; B. Grochulska, Potocki Stanisław Kostka, s. 163. AGAD, AGW, APP, sygn. 256, s. 273–274, 462; ibidem, Anteriora, sygn. 232–242; Z. Janeczek, Ignacy Potocki, s. 235. AGAD, AGW, APP, sygn. 255, s. 49–50; ibidem, sygn. 256, s. 4, 316, 358–360 i n.; ibidem, ADO, sygn. II/16, s. 7. Ibidem, APP, sygn. 256, s. 255, 312–316, 365–366 i n.; ibidem, ADO, sygn. II/16, s. 11. 174 Radosław Kubicki oraz Aleksandrem Potockimi a Przerębskim, na mocy której ten ostatnio wymieniony w czerwcu 1806 r. zwrócił folwarki z wsiami i zapłacił jeszcze 100 000 złp., zapewne głównie za długi, które zaciągnął pod zastaw folwarków i wsi opatowskich (ich wysokość szacowano na prawie 200 000 zł), oraz szkody, które w czasie jego administracji poniosły te dobra46. Nadal jednak Potoccy byli tylko zarządcami dóbr opatowskich, sprawującymi tę funkcję w imieniu spadkobierców po Zofii i Antonim Lubomirskich. Dopiero w wyniku transakcji rodzinnej zawartej 9 września 1817 r. w Raju pod Brzeżanami pomiędzy żyjącymi sukcesorami Lubomirskich, tj. Aleksandrą Potocką, Konstancją Rzewuską oraz Alfredem i Arturem Potockimi, dobra opatowskie przyznano Aleksandrze Potockiej, w praktyce zaś jej synowi Aleksandrowi47. W początkowym okresie sprawowania administracji w dobrach opatowskich przez Potockich to Stanisław podejmował decyzje dotyczące tego klucza. Czynił to nie tyle w swoim imieniu, ile w imieniu żony oraz przede wszystkim syna. Aleksandrowi bowiem przysługiwały prawa do spadku po Antonim Lubomirskim, zwłaszcza od czerwca 1794 r., kiedy ukończył 18 lat (ur. 3 czerwca 1776) oraz stał się pełnoletnim i najstarszym spośród męskich potomków urodzonych z córek Stanisława i Izabeli Lubomirskich, a więc najstarszym właściwym sukcesorem48. Sam Aleksander Potocki, szczególnie po 1805 r., kiedy po raz pierwszy się ożenił, zaczął odgrywać coraz większą rolę w podejmowaniu decyzji dotyczących dóbr opatowskich i od 1806 r. rozpoczął u ojca starania o dopuszczenie go do samodzielnego zarządzania dobrami. Początkowo jednak Stanisław nie zostawiał synowi wolnej ręki, kontrolował jego decyzje i polecał sprawdzać ich trafność plenipotentowi Dominikowi Cellaremu. W 1806 r. przekazał mu w zarząd tylko połowę dóbr opatowskich – obejmowała ona tylko folwarki i wsie odebrane w tym czasie Przerębskiemu49. Dopiero po dość długim okresie wprowadzania syna w tajniki gospodarowania kluczem opatowskim, w 1811 r. formalnie wyznaczył Aleksandra na plenipotenta dóbr opatowskich50. Dobra opatowskie zajmowały około 12 000 mórg, czyli ponad 7000 ha (ponad 70 km2)51. Największe terytorium dóbr zajmowały w badanym okresie wsie – około 50%, następnie folwarki – około 30% i miasto Opatów – ponad 20%. Można szacować, że teren rozpatrywanego majątku ziemskiego był zamieszkały przez około 4500 ludności. Najwięcej, bo około 3000 osób mieszkało w 362–365 domach w Opatowie, a około 1500 mieszkańców – w tutejszych wsiach oraz folwarkach. Spośród 46 47 48 49 50 51 Ibidem, APP, sygn. 256, s. 255–257 i n.; ibidem, ADO, sygn. II/9, s. 7–9. Ibidem, APP, sygn. 256, s. 461–466 i n.; ibidem, Anteriora, sygn. 141; KOBiDZ, TG, sygn. 497, s. 6. B. Smoleńska, Potocki Aleksander, s. 756, 758. AGAD, AGW, ADO, sygn. II/9, s. 7–9. KOBiDZ, TG, sygn. 497, s. 22. AGAD, AGW, ADO, sygn. II/7, s. 11–12, 28, 39 i in.; 1 morga = 0,5985 ha = 5985 m2. 175 Opatów i dobra opatowskie pod panowaniem austriackim wsi należących do dóbr opatowskich największą miejscowością były Jałowęsy, które w rozpatrywanym tu okresie liczyły 36 domów i około 255 osób. Z kolei najmniejszą wsią był Kraszków, gdzie mieszkał być może tylko jeden chłop, a co najwyżej kilku52. W 1799 r. całe dobra opatowskie wyceniono na 1 185 521 zł i 28 gr (zob. tabelę 2)53. Warto przy tym zaznaczyć, że znacznie większe były długi ciążące na dobrach. W 1812 r. bowiem wartość dóbr oszacowano na 1 129 874 zł i 17 gr, a długi je obciążające na 1 921 001 zł i 27 gr54. Największy odsetek etniczny i religijny Opatowa stanowili Żydzi i katolicy. W związku z tym miasto było podzielone na dwie dzielnice. W części katolickiej miasta mieszkali także wyznawcy prawosławia oraz Żydzi. Natomiast w części żydowskiej wyłącznie starozakonni. W 1806 r. na 362 domy opatowskie w 150 mieszkali tylko Żydzi, w 5 Żydzi z katolikami, 8 stało pustych, a reszta ludności, tj. Polacy, Niemcy, Czesi, Grecy, Rosjanie, Ormianie, Francuzi i inni, w pozostałych 19955. Z zagadnień demograficznych warto również zwrócić uwagę na to, że w badanym okresie odnotowano w Opatowie duży wzrost liczby Czechów, Niemców, Tabela 2. Wycena dóbr opatowskich z 1799 roku Miasto Opatów Folwark zochciński z wsiami Folwarki tudorowski i czernikowski z wsiami Folwark niemienicki z wsiami Folwark jałowęski z wsiami zł 531 081 146 216 145 416 119 014 88 696 Wartość gr 28 26 11 13 i ½ 28 % 44,8 12,3 12,3 10,0 7,5 Folwark truskolaski z wsiami 85 310 8 7,2 Folwark porudzki z wsiami W sumie folwarki z wsiami Razem całe dobra opatowskie 69 785 654 440 1 185 521 3½ 0 28 5,9 55,2 100 Majątek Źródło: AGAD, AGW, APP, sygn. 256, s. 136. 52 53 54 55 AP Radom, ZDP, sygn. 82, s. 22, 72, 74, 118. Zob. też: B. Kumor, Spis ludności diecezji krakowskiej prymasa Michała Jerzego Poniatowskiego z 1787 roku, „Archiwa, Biblioteki i Muzea Kościelne” 1979, t. 38, s. 162, 167–168; ibidem, t. 39, s. 240. Około 1798–1799 r. wartość dóbr opatowskich oszacowano na 1,3 mln zł, natomiast w 1806 r. na 1 180 000 zł; AGAD, AGW, ADO, sygn. II/42, s. 55, 98 i in. KOBiDZ, TG, sygn. 497, s. 6. AGAD, AGW, ADO, sygn. II/102, s. 1–16. 176 Radosław Kubicki Rosjan oraz Polaków, zapewne z Galicji Wschodniej. Było to niewątpliwie związane z instalowaniem się nowej administracji państwowej w mieście oraz stacjonowaniem tu garnizonu wojsk austriackich. Większość bowiem stanowisk w administracji i związanych z wojskiem było obsadzanych przez etniczności wchodzące od dawna w skład monarchii austriackiej. Ci nowi mieszkańcy często osiedlali się w Opatowie ze swoimi rodzinami lub zakładali je tu, wchodząc w związki małżeńskie oraz nieformalne z tutejszymi kobietami. W związku z tym na przełomie XVIII i XIX w. odnotowano w Opatowie wzrost chrztów z nieprawego łoża56. Najczęściej nowi osiedleńcy opatowscy byli prawdopodobnie ludźmi młodymi, gdyż ich rodziny oprócz męża i żony składały się zazwyczaj z jednego dziecka. Na przykład magazynierem i piekarzem cesarskim w Opatowie był wówczas Teodor Wayfer, który mieszkał tu z żoną i córką, a felczerem regimentu – Antoni Eggie, mieszkający tylko z żoną57. Poza tym do Opatowa przybywali również kupcy i rzemieślnicy, zapewne pracujący dla administracji i wojska austriackiego, którzy osiedlali się tutaj, widząc w związku z tym jakieś perspektywy rozwoju dla siebie. Na przykład w rozpatrywanym okresie pojawili się w mieście m.in.: kupiec Józef Dreyzaydler, mieszkający tu bez rodziny, tabakarz Joan Has von Martini – także bez rodziny, stelmach Daniel Schmidt z żoną i córką, murarz Johan Höennel z żoną i czwórką dzieci, piekarz Jan Kayzer – z żoną i córką58. Interesujący wydaje się ten ostatnio wymieniony przybysz, gdyż będąc piekarzem, nazywał się Kayzer, a w Polsce wypieka się kajzerki (niemieckie Kaisersemmel – bułki cesarskie). W mieście oprócz urzędów cyrkułowych, a następnie dystryktowych mieściły się magazyny i piekarnie cesarskie. Od 1794 do 1809 r. stacjonował tu także garnizon wojsk austriackich. W Opatowie również znajdował się ośrodek werbowniczy do armii austriackiej59. Oprócz sklepów, jatek i ratusza były też w Opatowie trzy pańskie domy zajezdne, czyli austerie, księgarnia, browar i palarnia – zniszczona przez burzę około 1806 r.60 Można też wymienić szlachtus, czyli ubojnię bydła, która została zburzona przez wiatr w 1801 r., a następnie tylko częściowo odbudowana przez Żydów opatowskich61. Poza tym na przedmieściach znajdowały się trzy młyny i cegielnia, która prawdopodobnie w 1809 r. podczas obozowania tu wojsk austriackich w czasie wojny Austrii z Księstwem Warszawskim została rozebrana i spalona62. 56 57 58 59 60 61 62 Archiwum Kapituły Kolegiackiej w Opatowie (dalej: AKK Opatów), sygn. II-161, s. 5–9. AGAD, AGW, ADO, sygn. II/102, s. 1, 10 i in. Ibidem, s. 3, 5–6 i in. Ibidem, sygn. II/2; ibidem, sygn. II/69b; ibidem, sygn. II/102, s. 1 i in. Ibidem, sygn. II/102, s. 14, 17, 21–24. Ibidem, s. 25. Ibidem, s. 25–26; ibidem, sygn. II/103, s. 19. Opatów i dobra opatowskie pod panowaniem austriackim 177 Do omawianego okresu przetrwały również duże fragmenty szesnastowiecznych murów miejskich z trzema bramami: warszawską, lubelską i sandomierską (istniejąca dawniej jeszcze brama krakowska po raz ostatni jest wzmiankowana w 1793 r.). W 1804 r. sam skarb pański zapłacił kamieniarzom za obalenie bramy sandomierskiej. Uczyniono tak, gdyż istniała groźba jej zawalenia się63. Z infrastruktury publicznej Opatowa można wymienić trzy szpitale: katolicki, żydowski i wojskowy, a także łaźnię żydowską64. Funkcjonowały także cztery szkoły. Jedna istniała przy kolegiacie65, dwie: elementarną dla okolicznych mieszkańców i studium dla przyszłych zakonników, prowadzili bernardyni66. Ostatnia była szkołą żydowską. Trzeba również wspomnieć, że rozporządzeniem cyrkularnym z 1 maja 1807 r. polecono uczyć w szkole przykolegiackiej języka niemieckiego67. W badanych latach w Opatowie odbywało się rocznie aż 12 jarmarków oraz dwa razy na tydzień targi68. Aktywni byli także kupcy opatowscy, którymi byli wówczas wyłącznie tutejsi Żydzi i Grecy oraz nowo osiedlający się, w tym przede wszystkim Niemcy69. W Opatowie istniały także dwie jurydyki, Kantoria i Dziekania, stanowiące uposażenie kantora i dziekana tutejszej kapituły kolegiackiej70. Były to w praktyce osobne miasta wydzielone z Opatowa. Dobrze rozwinięta była organizacja kościelna w Opatowie. Mieściły się tu bowiem klasztor bernardynów oraz dwa kościoły: parafialny, którym była kolegiata św. Marcina, oraz przybernardyński Wniebowzięcia NMP. Parafia opatowska obejmowała miasto Opatów i 15 wsi: Jałowęsy, Łężyce, Bukowiany, Biskupice, Niemienice, Bełcz, Zochcin, Zochcinek, Pobroszyn, Wąworków, Okalina, Czerników, Jurkowice, Marcinkowice i Porudzie71. Poza tym z infrastruktury Kościoła rzymskokatolickiego w dobrach opatowskich należy wymienić jeszcze dwie kaplice: w Opatowie 63 64 65 66 67 68 69 70 71 Ibidem, sygn. II/53, s. 130; ibidem, sygn. II/102, s. 17. Ibidem, sygn. II/2; A. Bastrzykowski, Kolegiata, cz. 2, s. 43, 75. A. Bastrzykowski, Kolegiata, cz. 2, s. 18, 43. R. Kubicki, Konwent bernardynów w Opatowie w XV–XVIII wieku. Wybrane zagadnienia społeczno-gospodarcze, w: W służbie Bogu i społeczeństwu. Zakony na ziemiach polskich w XVI–XIX wieku, red. D. Kupisz, Radom 2004, s. 28–29. A. Bastrzykowski, Kolegiata św. Marcina w Opatowie i jej kapituła, cz. 1, „Kronika Diecezji Sandomierskiej” 1949, t. 42, s. 45. Zob. też: AGAD, AGW, ADO, sygn. III/185. AGAD, AGW, ADO, sygn. II/102, s. 27; G. D. Hundert, The Jews in a Polish Private Town, s. 179; Z. Guldon, L. Stępkowski, Udział Opatowa w wymianie towarowej w II połowie XVIII wieku, w: Opatów. Materiały, s. 115–116. AGAD, AGW, ADO, sygn. II/102, s. 2–3, 11–12, 14; T. Mencel, Galicja, s. 276. AGAD, AGW, ADO, sygn. II/11a; W. Gałązka, Kapituła, 56–57. W rozpatrywanym okresie wzmiankowana była też trzecia jurydyka – Schlasteria, będąca uposażeniem scholastyka kapituły kolegiackiej w Opatowie. AKK Opatów, sygn. II-161; B. Kumor, Spis, 1979, t. 38, s. 167–168; „Regestr diecezjów” Franciszka Czaykowskiego czyli właściciele ziemscy w Koronie w 1783–1784, wyd. S. Górzyński, Warszawa 2006, s. 306–307. 178 Radosław Kubicki i w Czernikowie, oraz cmentarz, który w latach 1802–1804 został przeniesiony spod kolegiaty, czyli z centrum miasta, na jego przedmieścia72. Oprócz parafii rzymskokatolickiej w Opatowie znajdowała się parafia prawosławna, przede wszystkim dla Greków tu zamieszkałych, z cerkwią św. Jerzego i cmentarzem za miastem, oraz kahał z synagogą i dwoma cmentarzami położonymi na przedmieściach73. Poza tym warto zaznaczyć, że kahał opatowski stanowił ważny ośrodek chasydyzmu74. W okresie wojny polsko-austriackiej z 1809 r. Opatów kilkakrotnie był zajmowany przez każdą ze stron walczących. Ostatecznie 3–4 lipca polska kawaleria gen. Aleksandra Rożnieckiego zajęła miasto, kończąc panowanie austriackie na tych terenach75. Opatów i dobra opatowskie w okresie panowania austriackiego, jak mogłoby się wydawać, powinny przeżywać ponowny okres rozkwitu. Tutaj bowiem wówczas po wielowiekowej konkurencji z Sandomierzem zostały ulokowane siedziby lokalnych władz. Na rozwój Opatowa liczyli też zapewne nowo przybywający tu osadnicy. Nic jednak bardziej mylnego. Mimo że handel opatowski nadal się rozwijał, a folwarki i wsie ulokowane na życiodajnych glebach lessowych przynosiły wysokie plony, to jednak był to już początek końca świetności dóbr opatowskich. Powód był prosty. Rozpatrywany majątek ziemski nie był należycie dofinansowany, a przede wszystkim nie zdołano tu w ciągu XVIII–XIX w. rozwinąć przemysłu, który był wówczas motorem koniunktury. Dużo też zawinił niejasny stan własnościowy dóbr oraz ciążące na nich olbrzymie długi. Jednak w latach 1794–1809 nadal jeszcze wszystko wyglądało dobrze. Należy bowiem pamiętać, że Opatów był wówczas jednym z głównych ośrodków miejskich, pocztowych, administracyjnych, handlowych, religijnych i wojskowych w Galicji. 72 73 74 75 A. Bastrzykowski, Kolegiata, cz. 2, s. 51; A. Gromek-Gadkowska, Z historii cmentarza w Opatowie, „Ziemia Opatowska” 1991, nr 9, s. 11; W. Gałązka, Kapituła, s. 363. AGAD, AGW, ADO, sygn. I/69, s. 6; ibidem, sygn. II/102, s. 3, 14; J. Luboński, Monografja historyczna miasta Radomia, Radom 1907, s. 155–156; P. Sławiński, Parafie prawosławne w Opatowie w latach 1778–1915, Sandomierz 2006, s. 21–23. G. D. Hundert, The Jews in a Polish Private Town, s. 82–84; M. Galas, Chasydyzm, w: Żydzi w Polsce. Dzieje i kultura. Leksykon, red. J. Tomaszewski, A. Żbikowski, Warszawa 2001, s. 62–63. B. Pawłowski, Wojna polsko-austriacka 1809 r., Warszawa 1999, s. 417–418 i in. Zob. też m.in.: AGAD, AGW, ADO, sygn. II/69a, s. 1–7. 179 Opatów i dobra opatowskie pod panowaniem austriackim Radosław Kubicki Town of Opatów and its land property under the austrian rule (1794–1809) S umma r y In the secend half of XVIII and the beginning of the XIXth century the Opatow estates comprised the town Opatow, 7 granges and 16 villages. The town of Opatów had about 400 houses with around 3000 inhabitants. It might seem that Opatow and its estates should have experienced another period of prosperity under Austrian rule. After the centuries-long competition against Sandomierz, the town was lucky enough to become the seat of local authorities. The fast-growing community appeared to be an asset for those who came to settle there. Yet this notion seems to be a misconception. In spite of the fact that the trade in Opatow, based on a well-established tradition, continued to develop, and manors and villages located on fertile loess soil brought in abundant harvest, the beginning of the end of this great prosperity was soon to come. The reason was simple: the Opatow estates were not properly financed and, first of all, this was not the right place for industrial development, which at that time provided the key to economic success. The unclear legal status of the estates was also to blame. However, in 1794–1809 Opatow still remained one of the most important urban, postal, administrative, commercial, religious and military centres in Galicia. th Czasy Nowożytne tom 22 rok 2009 Grzegorz Kucharczyk Poznań „Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii, ale ją zniszczyć” Obraz Anglii i Anglików w niemieckiej prasie w Wielkopolsce podczas I wojny światowej Obłudna Anglia „Nienawiść do Anglii”, do „perfidnego Albionu” była jednym z głównych motywów niemieckiej propagandy wojennej w okresie I wojny światowej1. Taki obraz Anglii dominował nie tylko w niemieckiej prasie tego okresu (poddanej, rzecz jasna, rygorom wojennej cenzury), lecz także przekazywali go niemieccy intelektualiści tej miary co Max Scheler2. Niniejszy artykuł ma za zadanie przedstawić w ogólnych zarysach to zjawisko w niemieckiej prasie ukazującej się w Wielkopolsce w latach 1914–1918. Już na samym początku Wielkiej Wojny pojawił się w propagandowym obrazie Anglii motyw obłudy Brytyjczyków. Dwa dni po wejściu Wielkiej Brytanii do wojny po stronie Ententy na łamach „Posener Zeitung” w obszernym artykule England erklärt uns den Krieg ujawniono, że w dotychczasowych stosunkach angielsko-niemieckich „zapewnienia o pokoju i wyrazy sympatii nie były niczym innym jak 1 2 A. G. Marquis, Words as Weapons: Propaganda in Britian and Germany during the First World War, „Journal of Contemporary History” R. 13, 1978, s. 467–498; European Culture in the Great War. The Arts, Entertainment and Propaganda 1914–1918, red. A. Roshwald, R. Stites, Cambridge 1999; M. P. Stibbe, Vampire of the Continent. German Anglophobia during the First World War 1914–1918, niepublikowana praca doktorska, University of Sussex, 1997; D. Welch, Germany, Propaganda and Total War 1914–1918. The Sins of Omission, London 2000, s. 58–64. H. Fries, Der Erste Weltkrieg in der Sicht deutscher Dichter und Gelehrter, Konstanz 1991; Kultur und Krieg: die Rolle der Intelektuellen, Künstler und Schriftsteller im Ersten Weltkrieg, red. W. Mommsen, München 1996. Por. również: M. Scheler, Der Genius des Krieges und der deutsche Krieg, Leipzig 1915. 182 Grzegorz Kucharczyk kłamstwem i udawaniem, podczas gdy za maską było prawdziwe oblicze i argusowymi oczyma poszukiwało okazji i pretekstów, by dać upust od dawna żywionej urazie przeciw Niemcom”3. Do podobnej retoryki odwoływał się artykuł pod wymownym tytułem Wehe dir, England! (Biada tobie, Anglio!), który 24 września 1914 r. ukazał się na łamach hakatystycznego „Posener Tageblatt”. Według autora politykę Anglii charakteryzowało „wiarołomstwo”, a jej prawdziwym celem było dążenie do gospodarczej destrukcji Niemiec – „swego najlepszego klienta”4. Motyw „zrzucenia maski” przez Anglików pojawił się również w wierszu Karla Streckera zatytułowanym Die Kriegserklärung Englands (Wypowiedzenie wojny przez Anglię), zamieszczonym 11 sierpnia 1914 r. w „Posener Tageblatt”5: Es ist entschieden, ja! Und nun ist’s gut, Nun sind die Masken alle rings gefallen, Nun ist entlarvt die falsche Heuchlerbrut, Nun gilt’s, umstelltes Deutschland, Kampf mit allen. Motyw demaskacji pojawiał się również w odniesieniu do wyjaśniania przez niemiecką prasę polityki sir Edwarda Greya, szefa brytyjskiej dyplomacji (a jednocześnie prawdziwej bete noire dla niemieckiej propagandy grzmiącej na „perfidię Albionu”). Na początku października 1914 r. „Posener Tageblatt” w artykule Das wahre Gesicht Englands (Prawdziwe oblicze Anglii) oświadczała, że: [...] niemieccy mężowie stanu i uczeni, niemieckie gazety, dobrzy Niemcy za granicą od początku podjęli wytężone starania, by zedrzeć obłudną maskę z oblicza brytyjskiego narodu, a zwłaszcza z oblicza wyrachowanego, samolubnego, nie cofającego się przed niczym ministra Greya – tak by świat poznał prawdę o szlachetnej, tak bardzo szlachetnej Anglii6. Wybuch światowego konfliktu pozwolił dojrzeć rozmiary „angielskiej wrogości” nie tylko w kontekście jej natężenia, lecz także długotrwałości. W listopadzie 1914 r. „Posener Tageblatt”7, powołując się na admirała Alfreda Kirchhoffa, sporządził cały katalog „angielskich samowolnych działań” wobec Niemiec: od rzekomego storpedowania przez Anglię planów budowy floty przez Wielkiego Elektora w XVII w., poprzez „słabe poparcie” Prus w wojnie siedmioletniej (1756–1763), kolejny sprzeciw angielski wobec planu budowy floty niemieckiej zgłoszonego przez Parlament Frankfurcki w 1848 r., aż po „potajemne wspieranie” Danii w jej wojnie przeciw Związkowi Niemieckiemu w 1864 r. Konkluzja mogła być więc 3 4 5 6 7 „Posener Zeitung” 1914, nr 182, z 6 sierpnia. „Posener Tageblatt” 1914, nr 447, z 24 września. Ibidem, nr 371, z 11 sierpnia. Ibidem, nr 463, z 3 października. Ibidem, nr 513, z 1 listopada. „Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii, ale ją zniszczyć” 183 tylko jedna: „Chcemy nie tylko pokonać angielską potęgę – zwycięstwo jest półśrodkiem – chcemy ją zniszczyć”8. Jak z tego wynika, na potrzeby tworzonego wizerunku „zdradzieckiej od zawsze” Anglii przechodzono do porządku dziennego nad znanymi z przeszłości wydarzeniami świadczącymi o ścisłej współpracy angielsko-pruskiej (niemieckiej). Wsparcie dla Prus podczas wojny siedmioletniej (gdy Wielka Brytania była jedynym z mocarstw europejskich sojusznikiem, który nie wystąpił przeciw Fryderykowi II) było – jak widzieliśmy – bagatelizowane. Szczególnego „zabiegu na historii” dokonała prasa niemiecka w przypadku bitwy pod Waterloo, gdy wojska angielskie i pruskie zadały klęskę Napoleonowi. Według „Posener Zeitung” Arthur Wellington „z niewdzięcznością” odniósł się do „szlachetnej akcji ratunkowej Blüchera, która wyswobodziła angielskiego dowódcę z jego przerażającego położenia”. W ten sposób, jak przekonywała niemiecka gazeta, zachowanie Wellingtona potwierdziło, że „Anglia nie ma żadnego względu dla czynów innych [państw], nawet, gdy działają one na jej korzyść”. Jak konkludowała „Posener Zeitung”: „Czasy się zmieniają, ale Brytyjczycy nie”9. Konstatacja, że rzeczywistym celem przystąpienia Londynu do wojny jest chęć totalnego zniszczenia Niemiec (nie tylko pod względem gospodarczym), raz po raz pojawiała się na łamach niemieckojęzycznej prasy w Wielkopolsce. Na początku września 1914 r. „Posener Zeitung” przypominała, że jeden z rozdziałów opublikowanej jeszcze przed wybuchem wojny książki Herberta George’a Wellsa Ostatnia wojna na świecie nosił tytuł „Zniszczenie Berlina” (Wells przedstawiał wizję bombardowania z powietrza stolicy Niemiec). Według niemieckiej gazety nie była to li tylko literacka fantazja autora Wehikułu czasu. Rozdział ten ujawniał, że „ich [Anglików] celem jest zniszczenie Berlina, otwartego, nie bronionego przed żadnym nieprzyjacielem miasta”10. Również inny przedstawiciel angielskiego życia literackiego, Arthur Conan Doyle, został oskarżony o sprzyjanie dążeniu angielskiego rządu do całkowitego ubezwłas nowolnienia Niemiec. „Posener Zeitung” poświęciła uwagę artykułowi angielskiego pisarza, który ukazał się 9 września 1914 r. w „Daily Chronicle”. Autor opowieści o Sherlocku Holmesie przekonywał w nim, że Anglia walczy „przeciw obecnym, potwornym Niemcom z krwi i żelaza”, a nie „przeciw Niemcom przeszłości, Niemcom muzyki i filozofii”. Według niemieckiej gazety było to nic innego jak dążenie do pozbawienia Niemiec floty i zlikwidowania ich gospodarczego dobrobytu11. Stałym motywem w antyangielskiej propagandzie uprawianej na łamach niemieckiej prasy w Wielkopolsce było twierdzenie, że pogwałcenie neutralności Belgii przez Niemcy było dla Anglików tylko pretekstem, a zawistny Londyn już dawno 8 9 10 11 „Wir wollen Englands Macht nicht nur besiegen – Siegen ist etwas Halbes – sondern sie vernichten”; ibidem. „Posener Zeitung” 1915, nr 139, z 17 czerwca. Ibidem, 1914, nr 207, z 4 września. Ibidem, nr 217, z 16 września. 184 Grzegorz Kucharczyk planował akcję zbrojną przeciw dynamicznie rozwijającym się (gospodarka i flota), a tym samym pokojowo nastawionym Niemcom12. Nawet za dokonane przez armię niemiecką zniszczenia w Belgii (piętnowane przez aliancką propagandę) odpowiedzialna była Anglia. „Posener Tageblatt” utrzymywał więc, że za zniszczenia w Antwerpii spowodowane niemieckim bombardowaniem miasta odpowiedzialny jest „Albion, zakłamany podżegacz” („trügerischer Hetzer Albion”)13. Niemieckich czytelników przekonywano już pod koniec 1914 r., że Belgom i Francuzom powoli otwierają się oczy na prawdę o ich angielskich sojusznikach („prawdę” taką, jaką przekazywała prasa niemiecka)14. W marcu 1915 r. „Posener Tageblatt” informował np. o niechętnych reakcjach Belgów na posługiwanie się (przez amerykańskich dziennikarzy) językiem angielskim w miejscach publicznych15. Akcentowaniu „obłudy” Anglików towarzyszyło podkreślanie ich brutalności, bezwzględności, z jaką dążą do „światowego panowania”. Temu służyło nie tylko odnotowywanie przykładów z toczącej się wówczas wojny, lecz także sięganie do przeszłości, tej nieodległej. Z lubością prasa niemiecka przypominała (i wypominała) wojnę burską i brutalne traktowanie przez Anglików cywilnej ludności burskiej (zwłaszcza tworzenie obozów koncentracyjnych, w których była ona przetrzymywana)16. Anglicy jako „naród Judaszów” Również taki zarzut niejednokrotnie pojawiał się na łamach niemieckojęzycznej prasy ukazującej się w Wielkopolsce. Anglicy, sprzymierzając się ze Słowianami (Rosja) i „Celtami” (Francja), zdradzili „bratnią rasę germańską”. Odstępstwo to 12 13 14 15 16 Por.: „Posener Tageblatt” 1914, nr 367, z 8 sierpnia; ibidem, nr 469, z 7 października; ibidem, nr 479, z 13 października. Por. artykuł: Englands Schuld an dem Schicksal Antwerpens, ibidem, nr 475, z 10 października. Jednak w tym samym tekście hakatystyczny dziennik przyznawał bez ogródek: „Deutschland streitet um sein Leben, und in diesem blutigen Ringen ist das Leben eines einzigen deutschen Soldaten tausendmal mehr wert, als alle Kunstwerke und alle romanischen, gotischen und Renaissance – Bauwerke der Welt. Wir müssen Antwerpen haben und deshalb brüllen die Geschütze”. „Die Erkenntnis bricht bei den Franzosen und Belgiern durch, dass England in Wahrheit der Feind seiner Verbündeten ist”; ibidem, nr 596, z 21 grudnia. Ibidem, 1915, nr 107, z 5 marca. W artykule Der Feldmarschall Lord Roberts „Posener Zeitung” przypominała, że angielski dowódca był „der Begründer der berüchtigen Konzentrationslager, in denen Tausende von Frauen und Kinder der Buren elend zugrundegingen”; „Posener Zeitung” 1914, nr 271, z 18 listopada. Podobnemu celowi propagandowemu służył również artykuł Ein unbekanntes Denkmal englischer Schande, „Posener Tageblatt” 1915, nr 130, z 18 marca. W ��������������������������� artykule wspomniano o odsłoniętym w grudniu 1913 r. w południowoafrykańskim Bloemfontein pomniku ku czci „ponad 25 tysięcy burskich kobiet i dzieci”, które w latach 1900–1902 zginęły w angielskich obozach koncentracyjnych. „Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii, ale ją zniszczyć” 185 piętnował 12 sierpnia 1914 r. w wierszu Dreifrontenkampf (opublikowanym w „Posener Tageblatt”)17 Gotthold Schulz-Labischin: Der Britte – Pfui Teufel! Im Bunde gen Deutschland der dritte! Mit Russen und Welschen, Wir können’s fassen: Ein Kampf der Rassen! Dich treibt der Neid, Im Bruderstreit. Według niemieckiej prasy Anglia zdradziła w toczącej się wojnie białą rasę jako taką. W styczniu 1915 r. na łamach „Posener Tageblatt” (na pierwszej stronie) ukazał się obszerny artykuł zatytułowany Die Briten als Rassenschänder (Brytyjczycy jako hańbiciele rasy)18. Według hakatystów Anglia „hańbiła” białą rasę przez korzystanie podczas toczącej się wojny z kontyngentów dostarczanych przez kolonie (np. Indie) oraz poprzez sprzymierzenie się z Japonią (przy tej okazji przechodzono do porządku dziennego nad faktem, że sojusznikiem Tokio podczas I wojny światowej była nie tylko Wielka Brytania, lecz także cała Ententa). Szczególnie inkryminowano sojusz z Japończykami: „przez ten sojusz z Japonią mongolska rasa została postawiona na równi z rasą białą”19. Niemiecka gazeta oburzała się ponadto na „karygodne” przypadki, gdy brytyjskie dowództwo zlecało pilnowanie niemieckich jeńców swoim „kolorowym” żołnierzom. Według „Posener Tageblatt” takie postępowanie Brytyjczyków zasługiwało na potępienie „nie tylko dlatego, że jeńcy byli Niemcami, ale właśnie dlatego, że poprzez to na niebezpieczeństwo wystawiana jest przyszłość białej rasy”20. Nie omieszkano zauważyć, że taka „nielojalność” Anglików wobec białej rasy wcześniej czy później doprowadzi do podkopania dominującej pozycji Brytyjczyków w ich własnym imperium kolonialnym21. Wykazana przez Anglików „sklepikarska zawiść”, ujawniająca się w „hańbieniu” białej rasy, zaszkodziła ponadto perspektywom zjednoczenia się Europy wokół propagowanego osobiście przez Wilhelma II hasła nawołującego Europejczyków do wspólnej obrony przed „żółtym zagrożeniem”22. 17 18 19 20 21 22 „Posener Tageblatt” 1914, nr 374, z 12 sierpnia. Ibidem, 1915, nr 21, z 14 stycznia. Ibidem. Ibidem. „Um so weniger ist es zu verstehen, wenn ohne Not von britischer Seite die Geltung der weißen Rasse erschüttert und untergraben wird”, ibidem. „Unser Kaiser hat vergeblich gemahnt; sein Ruf nach dem Zusammenschluß Europas ist ungehört verhallt, ja Europa verblutet sich heute, weil englischer Krämerneid es so wollte [...] Diese Erkenntnis hat den Haß der Deutschen gegen England hervorgerufen. Er ist so tiefgründig und allgemein, wie es kaum der Haß unserer Vorfahren gegen den korsischen Bedrücker war”, ibidem. 186 Grzegorz Kucharczyk Kolejny dowód „hańbienia” białej rasy przez Anglików, „Posener Tageblatt” przedstawił w lutym 1915 r. Chodziło o sposób, w jaki została potraktowana przez wkraczające do Kamerunu angielskie wojska niemiecka misja baptystów, pracująca w tej niemieckiej kolonii. Dla niemieckiej gazety był to kolejny dowód na to, „z jaką niesłychaną bezwzględnością Anglicy próbują zniszczyć nie tylko wszystko to, co jest niemieckie, ale również depczą poważanie, jakie ma biała rasa u Afrykańczyków”. Dla hakatystycznego dziennika prawdziwym horrendum okazało się przydzielenie misjonarzom przez Anglików eskorty (która miała dopilnować, aby misjonarze opuścili Kamerun) złożonej z „czarnych żołnierzy”23. To wystarczyło, aby oskarżyć Anglików o „deptanie szacunku należnego białej rasie”24. Katalog angielskich „zdrad” poszerzał się w miarę trwania wojny. We wrześniu 1914 r., także w wierszowanej formie, odniósł się do tej kwestii Artur Rhode. Ułożył on wiersz An England, opublikowany na łamach „Posener Tageblatt”25. Według Rhodego Anglicy to nie tylko „Judas der Germanen” i „Judas der Weißen”: Vor Russland blödem Götzendienst uns grauet, Sein Christenglaube ist verzerrt zur Fratze! Frankreich den Tempel der Vernunft sich bauet Und habet gegen Gott die dreiste Tatze, Doch dir hat Gott sein heilig Wort vertrauet, Gleich uns wardst du begabt mit höchstem Schatze – Verrätst die durch den Galuben dir Verwandten? Gebrendmarkt sei, Judas der Protestanten! Za ciągłe zdrady (protestantów, białej rasy, a szczególnie Germanów) Anglię czeka – zdaniem Rhodego – nieuchronna i surowa kara: Doch du wirst mehr als Strafe nur gewinnen, Vernichtung! Weithin wird dein Sturz erschallen, Ein Frevelvolk kann büßend neu entgehen, Ein Judasvolk ist reif zum Untergehen! Motyw kary spadającej na wiarołomnych Anglików w jeszcze dosadniejszy sposób pojawił się w wierszu Herty Rolin Fluch England! (Przekleństwo Anglii!), opublikowanym w grudniu 1914 r. w „Posener Zeitung”26. Narzędziem „kary”, jak zapowiadała autorka wiersza, będzie „nie znająca ni iskierki miłosierdzia niemiecka nienawiść”: Fluch England, Fluch England, Fluch Eurer Sippe, dem ganzen Land! 23 24 25 26 Ibidem, nr 70, z 11 lutego. Hakatystyczny dziennik już w styczniu 1915 r. zwracał uwagę na „karygodne” traktowanie przez wojska angielskie niemieckich misjonarzy w Afryce Zachodniej. Por.: Wie England deutsche Missionare behandelt, ibidem, nr 11, z 8 stycznia. Ibidem, 1914, nr 447, z 24 września. „Posener Zeitung” 1914, nr 292, z 13 grudnia. „Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii, ale ją zniszczyć” 187 Wenn der Schrei, der über die Meere klingt, Wie ein Panther Euch an die Kehle springt, Daß die Furcht Euch lähmt, gespensterblaß, Dann wisset gewiß: So fühlt deutscher Haß! Ein Haß, gewaltig und riesengroß, So riß ihn die Qual der Sunde los, Der hammert die Herzen zu Eisen und Stein, Der lässt auch kein Fünkchen Erbarmen hinein. Fluch England...27. Przekleństwom rzucanym na Anglię towarzyszyły raz po raz urządzane w niemieckiej prasie „seanse nienawiści”, takie jak chociażby zamieszczony w „Posener Tageblatt” w październiku 1914 r. wiersz Haßgesang an England (Pieśń nienawiści do Anglii)28: Dich werden wir hassen mit langem Haß, Haß zu Wasser und Haß zu Land, Haß des Hauptes und Haß der Hand, Haß der Hämmer und Haß der Kronen, Drosselnder Haß von siebzig MillionenSie lieben vereint, sie hassen vereint, Sie haben, alle nur einen Feind: England!29. Nieuchronny upadek tchórzliwego Albionu Wieszczenie rychłego upadku Anglii należało do stałych motywów pojawiających się na łamach niemieckiej prasy w Wielkopolsce. To właśnie świadomość własnej słabości miała popchnąć Anglików do wypowiedzenia wojny Niemcom 4 sierpnia 1914. We wrześniu tegoż roku „Posener Zeitung” opublikowała list jednego z Niemców przebywających w Anglii, napisany jeszcze przed wybuchem 27 28 29 W podobnej poetyce utrzymany był wiersz autorki z Poznania Marthy Rösler-Block, zatytułowany Wehe Dir, England! (Biada Tobie, Anglio!): „Bald brüllt der deutsche Zorn übers Meer / Bald bricht herein der Rache Heer / Für jeden Deutschen der unten ruht / Ersteh’n zehn Rächer aus deutschem Blut./ England, es naht der Vergeltungstag / Dann helfe Dir, wer Dir helfen mag! / Bis dann die staunende Welt erfährt / Dich strafe Gott und das deutsche Schwert! – / Dann wehe Dir, England!”; „Posener Tageblatt” 1914, nr 587, z 16 grudnia. Ibidem, nr 477, z 11 października. Co ciekawe, nie przeszkadzało to niemieckiej prasie piętnować analogicznej „pieśni nienawiści” ukazującej się w angielskiej prasie. „Posener Tageblatt” 1914, nr 509, z 30 października, cytował jako przykład „angielskiego szowinizmu” wiersz zamieszczony w „Daily Graphic”: „Down with the Germans, down with them all! / O Army and Navy, be sure of their fall! / Spare not one of them, those deceitful spies / Cut their tongues, pull out their eyes! / Down, down with them all!”. 188 Grzegorz Kucharczyk wojny (dokładnie 28 czerwca 1914, w dzień zamachu w Sarajewie). Autor listu stwierdzał: [...] kraj [Anglia] tkwi w kolosalnym kryzysie, pod względem społecznym pogrąża się błyskawicznie. Zgodnie ze starą praktyką próbuje [Anglia] uniknąć tego poprzez olśniewający, zewnętrzny manewr maskujący, polegający na wymierzeniu w nas Niemców ataku na kontynencie – ataku, którego tylko ślepy nie dostrzeże30. Symptomy zmierzchu Anglii, widoczne jeszcze przed wybuchem wojny, po „sierpniowych salwach” stały się według niemieckiej prasy tym bardziej widoczne. Już pod koniec sierpnia 1914 r. „Posener Zeitung” obwieszczała, że „In England dämmert’s” („W Anglii zmierzcha się”), a Wielka Brytania „znajduje się w poważnym, bardzo poważnym położeniu”31, głównie z powodu „wyższości niemieckiego oręża”. Z kolei na początku września w tej samej gazecie ukazała się informacja, że „w angielskich portach panuje duży strach przed niemiecką flotą”32. Miesiąc później na tych samych łamach w artykule Bilder aus düsteren London (Obrazki z ponurego Londynu) stwierdzano, że w stolicy Anglii coraz bardziej utrwala się „strach i obawa” w związku z działaniami wojennymi i wprowadzonymi ograniczeniami w dostawach elektryczności33. Odnotowywano ponadto wszelkie groteskowe objawy panującej na Wyspach szpiegomanii (przemilczając, rzecz jasna, podobny fenomen w Niemczech)34. Jako ilustrację nastrojów (bliskich paniki przed nieuchronną niemiecką inwazją) panujących na Wyspach „Posener Zeitung” relacjonowała w kwietniu 1915 r. jeden z artykułów, które ukazały się niedawno (9 kwietnia 1915) w „Timesie”. Autor tekstu (George Birdwood) radził, aby w razie udanej niemieckiej inwazji na Anglię obywatelki tego państwa poszły w ślad żon indyjskich kszatrijów (indyjska kasta wojowników), które w analogicznych przypadkach rzucały się na wcześniej przygotowany stos. Jak komentowała niemiecka gazeta: Mamy nadzieję, że Niemcy wkraczający do Anglii potraktują w grzeczny sposób pana George’a Birdwooda, nawet gdy wyjdzie im naprzeciw z mieczem w ręku. Mamy również nadzieję, że zdążą oni na czas, by grzecznie powitawszy, poprosić damy [angielskie] do zejścia z jeszcze nie podpalonych stosów35. 30 31 32 33 34 35 „Posener Zeitung” 1914, nr 207, z 4 września. Ibidem, nr 203, z 30 sierpnia. Ibidem, nr 209, z 6 września. Ibidem, nr 243, z 16 października. Jako przykład panującej w Anglii „Spionenfieber” „Posener Zeitung” podawała przykry incydent, który przytrafił się Rudyardowi Kiplingowi. Przyglądał się on ćwiczeniom wojskowym w Anglii i zadawał pytania napotkanym żołnierzom. To wzbudziło podejrzliwość jego interlokutorów. Znany pisarz został wzięty za szpiega i na krótko aresztowany. Zob.: R. Kipling als Spion, ibidem, nr 280, z 29 listopada. Ibidem, 1915, nr 92, z 21 kwietnia. „Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii, ale ją zniszczyć” 189 Prasa niemiecka ironizowała z obaw Anglików przed inwazją „Hunów”. Sama jednak (raczej nieświadomie) dostarczała argumentów stronie przeciwnej, piętnującej „niemieckich barbarzyńców”. Oto na początku 1915 r. na łamach „Posener Zeitung” ukazał się artykuł Ist die Beschießung von London zulässig? (Czy ostrzeliwanie Londynu jest dopuszczalne?). Anonimowy „wojskowy współpracownik” gazety odpowiadał twierdząco na zamieszczone w tytule pytanie. Przyznawał co prawda, że Londyn nie jest twierdzą, ale jest „ważnym środkiem prowadzenia wojny [przez Anglików]”, dlatego też – jak deklarował autor artykułu – można zastosować wobec stolicy Anglii „wszystkie niszczące środki wojenne”, w tym bombardowanie z powietrza36. Gdy przypomnimy sobie, że ta sama „Posener Zeitung”, która piórem swojego wojskowego eksperta usprawiedliwiała bombardowanie Londynu, parę miesięcy wcześniej traktowała literacką wizję Wellsa bombardowania Berlina jako oficjalną niemal wykładnię angielskiej polityki wobec stolicy Niemiec, mamy przed oczyma miarę sprzeczności tkwiących w propagandowym obrazie ukazywanym przez niemiecką gazetę. Skrzętnie odnotowywano w niemieckojęzycznej prasie wszelkie głosy dochodzące z samej Anglii, które protestowały przeciw oficjalnej polityce Londynu. Przytaczano więc artykuł George’a Bernarda Shawa zamieszczony w „New Statesman”, w którym autor Pigmaliona protestował przeciw wojnie Anglii przeciw Niemcom, a także krytykę polityki Greya, wyrażoną przez Ramsaya McDonalda, przywódcę Labour Party37. Podkreślanie „przewag” niemieckiego oręża szło w parze z wytykaniem niewielkich walorów bojowych angielskich żołnierzy. Dnia 10 września 1914 r. „Posener Tageblatt” np. informował, że w wyniku niemieckich ataków angielskie oddziały stacjonujące w okolicach Amiens „nie stały się niczym innym jak zdemoralizowaną bandą”38. 36 37 38 „London ist an und für sich keine Festung, besitzt aber für die englische Kriegsführung zu Wasser und zu Lande eine außerordentlich große militärische Bedeutung, die unter Umständen für den Kriegsausgang von ausschlaggebenden Einfluß sein kann, hauptsächlich wegen der Anhäufung des Nationalreichtums und wichtiger volkswirtschaftlicher Werte auf beschränktem Raume, sowie wegen der Vereinigung aller Hilfsmittel der Kriegsführung an einem Orte [...] Alle diese Erwägungen zeigen, dass London durchaus als ein wichtiges Kriegsmittel betrachtet werden kann, gegen das auch alle vernichtende und zerstörenden Mittel des Krieges zur Anwendung gebracht werden dürfen, und damit ist in erster Linie auch eine Beschießung durch Luftfahrzeuge gemeint”; ibidem, nr 8, z 10 stycznia. Bernard Shaw über Englands Politik, „Posener Tageblatt” 1915, nr 10, z 7 stycznia. Niemiecka gazeta przytaczała następujący fragment artykułu Shawa: „Und wie benehmen uns den Deutschen gegenüber? Haben wir alle die braven Hessen vergessen, die für uns Engländer von Malborough bis Bourgogne so viele Lorbeeren ernteten? Und wie würde es um unsere protestantische Religion in England bestellt sein, wenn nicht der Deutsche Luther zur Welt gekommen wäre? Eine ewige Schande bleibt unser Vorgehen und wir sollen darüber erröten”. Wypowiedź przywódcy Partii Pracy w: „Posener Zeitung” 1914, nr 214, z 12 września (artykuł Greys Schuld in englischem Lichte). „Posener Tageblatt” 1914, nr 423, z 10 września. 190 Grzegorz Kucharczyk Często pojawiał się także zarzut tchórzostwa Anglików. Tym aspektem zajmowała się również wymierzona w Albion poezja. W opublikowanym (za „Tägliche Rundschau”) na łamach „Posener Tageblatt” wierszu Langbein Englishman (Długonogi Anglik)39 czytamy: Sehr nützlich ist der Läufersport, Jetzt sind wir überführt! Der Johnny wie der große Lord Sind alle drauf trainiert. Bei Saint Quentin, da sahen wir’s: Die Söldner wie die Offiziers Sie machten lange Beine Und zogen schleunigst Leine. Do tej samej poetyki nawiązywał wiersz doktora Josepha Burcharda z Poznania, który w utworze Sportsmen bei St. Quentin (Sportowcy w St. Quentin), opublikowanym również w „Posener Tageblatt”40, pisał: Da sagte Kluck: „Krieg’ ich vor’s Messer Die Briten wieder, werd’ ich besser Auf diese Sportsmen geben acht, Daß ich sie fange vor der Schlacht! Denn hinterher, da muß man laufen, Wenn man erjagen will die Haufen. Zarysowany na łamach niemieckiej prasy obraz angielskich żołnierzy kazał sądzić, że bardziej niż działaniami wojennymi byli zaabsorbowani rozrywkami (znowu pojawiał się motyw sportowej pasji Anglików). „Posener Tageblatt” w październiku 1914 r. zamieścił fragment listu jednego z niemieckich jeńców (podoficera) przetrzymywanych w alianckim obozie jenieckim w Maubeuge. Pisał on, że „Anglicy zajmują się wyłącznie boksem i jedzeniem, a w zniszczonych domostwach wszystko splądrowali [...]. Francuski żołnierz w swoim zachowaniu i moralnej postawie jest znacznie bardziej wartościowy od angielskiego”41. Do tej wizji armii angielskiej (dekownicy wyręczający się innymi, a sami oddający się sportowym rozrywkom na tyłach) nawiązała w czerwcu 1915 r. „Posener Zeitung” w artykule pod znamiennym tytułem England lässt seine Hilfsvölker bluten (Anglia pozwala się wykrwawiać swoim sojuszniczym narodom)42. Powołując się 39 40 41 42 Ibidem, nr 425, z 11 września. Ibidem, nr 433, z 16 września. P�������������������������������������������������������������������������������������������� rzytoczony fragment brzmiał w całości: „Bemerken möchte ich noch, daß die mit in unserer Kaserne untergebrachten Engländer sich nur mit Boxen und Essen beschäftigen und in den zerstörten Häusern alles geplündert haben, so dass sie von ihren französischen Bundesgenossen fast wie Gefangene behandelt werden. Der französische Soldat ist in Gesinnung und Benehmen bedeutend mehr wert als der englische”; ibidem, nr 461, z 2 października. „Posener Zeitung” 1915, nr 232, z 3 października. „Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii, ale ją zniszczyć” 191 na bliżej nieokreślone „rumuńskie źródło”, gazeta stwierdzała, że „angielscy oficerowie we Flandrii wolą raczej za frontem grać w tenisa i golfa aniżeli brać udział w niebezpiecznych zadaniach stojących przed francuskimi oddziałami”. W podobny sposób, jak donosiła „Posener Zeitung”, angielscy żołnierze zachowują się na półwyspie Gallipoli, gdzie w starciach z Turkami głównie wykrwawiają się oddziały pochodzące z brytyjskich dominiów (Kanadyjczycy i Australijczycy). Na stałe zaś, według niemieckiego dziennika, rolę „mięsa armatniego” w brytyjskiej armii przypisano Irlandczykom. Nieprzypadkowo bowiem to właśnie oddziały, w których w większości służyli właśnie oni, były wysyłane przez angielskie dowództwo na najbardziej niebezpieczne odcinki frontu43. Wzmocnieniu wizerunku zniewieściałego angielskiego żołnierza (w końcu uprawianie sportu na tyłach mogło świadczyć o tchórzostwie, a niekoniecznie o niechęci do fizycznego wysiłku) służyło podawanie do wiadomości przez niemiecką prasę częstych wizyt składanych angielskim oficerom przez ich żony. „Posener Tageblatt” informował w czerwcu 1915 r., że na front przybywały nie tylko żony, lecz także „siostrzenice starszych oficerów, które organizują herbatki, flirtują z przystojnymi porucznikami, robią na drutach szaliki w kolorze khaki i organizują w hotelach od czasu do czasu wieczorki taneczne lub grają w tenisa”44. Utrwaleniu obrazu angielskiego żołnierza jako delikatnego, nieodpornego na trudy wojenne służyła z pewnością korespondencja zamieszczona 18 października 1914 r. w „Posener Tageblatt”, informująca o tym, że angielscy jeńcy wojenni z obozu w Döberitz skarżą się na niedostatki w przyborach do golenia. Niemiecka gazeta ironicznie zauważała, że: [...] z pewnością żaden angielski żołnierz nie będzie chciał oszpecać szlachetnego brytyjskiego oblicza „barbarzyńską brodą”. Ale wojna mało niewiele robi sobie z gustów dobrych „Tommich”. Obecnie podziwiać ich można z długimi, zmierzwionymi brodami. I rzeczywiście wyglądają barbarzyńsko45. Ironicznie komentowano próby „zamaskowania” przez angielską prasę rozmiarów strat ponoszonych przez Brytyjczyków na froncie. Jak pisał „Posener Tageblatt”: [...] pierwszą listę ofiar wśród angielskich żołnierzy podano w Londynie następująco: „W wyniku wypadku samochodowego śmierć ponieśli oficerowie:...”. W przypadku drugiej listy angielskich strat „Deutsche Tageszeitung” proponuje następujące brzmienie: „W wyniku wypadku omnibusa unicestwiona została cała nasza armia”46. 43 44 45 46 Podobny zarzut wyręczania się przez Anglików innymi pojawił się w artykule Die Engländer spielen Tennis (Anglicy grają w tenisa), zamieszczonym w „Posener Tageblatt” 1915, nr 443, z 22 września. Ibidem, nr 291, z 25 czerwca. Ibidem, 1914, nr 489, z 18 października. Ibidem, nr 423, z 10 września. 192 Grzegorz Kucharczyk Kpiono ze sposobu relacjonowania działań wojennych przez angielską prasę. Dnia 5 września 1914 r. „Posener Tageblatt” zamieścił notkę Angielska „wytrwałość”. Informowano w niej o relacji z frontu zamieszczonej w „Daily Telegraph”, w której angielska gazeta pisała: „nasze oddziały bez przerwy walczyły trzy godziny, zmuszone jednak zostały do wycofania się w kierunku Douai”. Komentarz niemieckiej gazety: „Trzy godziny nieprzerwanej walki – w oczywisty sposób jest to rekord dla lubujących się w rekordach Brytyjczyków”47. Niemieckich czytelników przekonywano, że angielskiemu, „kramarskiemu” charakterowi narodowemu zgoła obce są „militarne cnoty” (tak charakterystyczne dla Niemców). Nie zmieni tego – przekonywała prasa niemiecka – wprowadzenie w Wielkiej Brytanii w 1915 r. obowiązkowej służby wojskowej. „Posener Zeitung” oceniała tę decyzję jako chęć kopiowania przez Anglików niemieckich wzorców obowiązkowej służby wojskowej. Skuteczność zaś tego kroku (w odniesieniu do angielskiego wysiłku militarnego) niemiecka gazeta porównywała do zachowania pewnego bogatego, a niewykształconego Rzymianina, który zobaczywszy, że filozof Epiktet pisze swoje dzieła w nocy przy lampie oliwnej, odkupił od niego za dużą sumę wspomnianą lampę, sądząc, że to ona jest źródłem mądrości filozofa48. Angielski „mamonizm” Do zarzutu obłudy i zdrady dochodziło oskarżenie o materializm. Niemiecka prasa całkiem świadomie odwoływała się do znanego powiedzenia Napoleona I o Anglikach jako „narodzie kramarzy”49. We wrześniu 1914 r. w „Posener Zeitung” ukazał się nawet osobny artykuł Napoleon I. über Albions Perfidie50 (Napoleon I o perfidii Albionu) – okazało się, że skądinąd niewygodna pod względem propagandowej 47 48 49 50 Ibidem, nr 415, z 5 września. Surowej krytyki nie szczędzono angielskiej prasie jako takiej. ���� „Posener Zeitung” 1914, nr 288, z 9 grudnia, stwierdzała: „Nichts beleuchtet greller den Abweg, auf den der Krieg die englische Journalistik geführt hat, als die Schamlosigkeit, mit der man die Grundlage jeder Sachkritik beiseite schiebt, offenkundigte und als solche erkannte Lügen als Tatsache hinstellt”. „Englands Beginnen, unsere allgemeine Wehrpflicht kopieren zu wollen, erinnert nur zu sehr an das Beispiel jenes reichen und ungebildeten Römers, der die Weisheit und Gelehrsamkeit des ihm gegenüber wohnenden Philosophen Epiktet rühmen hörte, und der, da er wahrnahm, dass Epiktet nachts bei seiner Öllampe schrieb, zu einem außerordentlich hohen Preis dem Philosophe diese Lampe abkaufte – in der Meinung, Epiktet beziehe seine Weisheit lediglich aus der Wunderlampe”; „Posener Zeitung” 1915, nr 306, z 31 grudnia. W artykule zamieszczonym w „Posener Tageblatt”, zatytułowanym Die Wahrheit über England (będącym przedrukiem z „Kölnische Zeitung”), pisano o Anglii jako o „czystej kulturze niecnego kramarskiego ducha” („Reinkultur schnöden Krämergeistes”); „Posener Tageblatt” 1914, nr 460, z 1 października. Por.: „Posener Zeitung” 1914, nr 220, z 19 września. „Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii, ale ją zniszczyć” 193 wymowy postać cesarza Francuzów, zwycięzcy spod Jeny, zyskiwała bardzo jako bezwzględny krytyk narodowego charakteru Anglików. „Posener Tageblatt” w obszernym artykule zamieszczonym na pierwszej stronie, zatytułowanym Es geht gegen Englands Weltherrschaft (Przeciw angielskiej dominacji na świecie), stwierdzała 16 września 1914 r., że „Anglia opasuje żelaznym pierścieniem cały świat. W imię wolności, przemocą i polityką bezwzględnego egoizmu zbudowała swoje światowe imperium”. Najważniejszym więc zadaniem „powierzonym przez Opatrzność” jest zniszczenie „angielskiego panowania światowego”. Pokonanie Francji, podbój Belgii będzie – jak przekonywał hakatystyczny dziennik – tylko środkiem wiodącym do prawdziwego celu, którym jest „zadanie śmiertelnego ciosu w serce angielskiego wroga”51. „Rzucenie na kolana największego i najbardziej znienawidzonego wroga” będzie – według gazety – prawdziwym wyzwoleniem, katharsis dla całej Europy, ponieważ zostanie pokonany kraj odznaczający się „szkodliwą i frywolną skłonnością”, polegającą na „podżeganiu na siebie narodów kontynentalnych, by samemu bez przeszkód panować nad światem”52. Jak głosił w listopadzie 1914 r. „Posener Tageblatt”, pokonanie Anglii będzie „czynem kulturowym”53. Taką tezę głosił artykuł Das Niederzwingen Englands – eine Kulturtat (Pokonanie Anglii – przysługa oddana kulturze), będący relacją z wykładu (pod tym samym tytułem) znanego nam admirała Alfreda Kirchhoffa, który został wygłoszony w Kilonii. Jak przekonywał prelegent, dopóki Anglia nie zostanie pokonana, „prawo, obyczaje i uczciwość, dotrzymywanie traktatów, moralne zobowiązania zaciągnięte w międzynarodowych traktatach nie będą mogły być osiągnięte”. Angielska polityka to „samowola, uzurpacje i łamanie prawa”, natomiast „brutalność to dominująca cecha angielskiego charakteru”. W marcu 1915 r. „Posener Zeitung” wprost pisała: „W tej wojnie Anglia walczy o prześladowanie, Niemcy o wolność”, przy czym nie chodziło o wolność tylko dla Niemiec, ale dla całego świata, pragnącego oswobodzenia się spod „żelaznego pierścienia” angielskiej dominacji54. Aby wzmocnić wymowę frazeologii głoszącej „wyzwoleńczą” wojnę przeciw Anglii, stosowano różnorodne zabiegi językowe, mające za zadanie zaakcentować 51 52 53 54 „Posener Tageblatt” 1914, nr 433, z 16 września. Podobną wymowę miał także artykuł Der Fünfmächte-Krieg, wcześniej opublikowany na łamach „Posener Tageblatt” (1914, nr 363, z 6 sierpnia), w którym inkryminowano Anglii dbałość o własne materialne interesy jako o motyw, który przesądził o wypowiedzeniu przez Londyn wojny Niemcom. Ibidem, nr 463, z 3 października. Por. również: 1915, ibidem, 1915, nr 1, z 1 stycznia. Wojnę przeciw Anglii nazywano w nim wprost „Befreiungskrieg” przeciw „uzurpatorskiemu panowaniu światowemu Anglii”. Dopiero na dalszych miejscach wśród niemieckich celów wojennych umieszczono walkę przeciw „wiecznej pladze chęci rewanżu, żywionej przez Francję” oraz przeciw „podstępności rosyjskiej polityki”. Ibidem, 1914, nr 513, z 1 listopada. „England kämpft für die Unterdrückung in diesem Krieg, Deutschland für die Freiheit”; „Posener Zeitung” 1915, nr 72, z 26 marca. 194 Grzegorz Kucharczyk skalę (olbrzymią) zagrożenia stwarzaną dla Niemiec i całego świata przez Anglię. Na początku 1915 r. „Posener Tageblatt” pisał więc: „Brytyjczycy stali się biczem nie tylko Europy, ale i całej ludzkości. Należy się więc gruntownie z nimi rozliczyć”55. W podobnym kierunku zmierzała również „poezja nienawiści” (wymierzona w Anglię) drukowana na łamach niemieckojęzycznej prasy w Wielkopolsce. W lutym 1915 r. „Posener Tageblatt” opublikował wiersz Der deutsche Gruß (Niemieckie pozdrowienie), nadesłany do redakcji przez doktora Friedricha Mehnsa, niemieckiego żołnierza walczącego na froncie wschodnim. W wierszu napotykamy m.in. takie zwrotki: Fort mit dem fremden Kram! Packt Euch nicht schon die Scham Bei dem Protest?! Liebt Ihr Eu’r Vaterland, Fluchet dem welfschen Tand, Aber dem ärgsten Feind, England, die Pest! Mächtig steht Deutschland da, Wie’s der Feind niemals sah In Ost und West. Deshalb sei unser Eid Für alle Ewigkeit. Solang es Deutsche gibt: England, die Pest!56. W 1915 r. angielski materializm (dosłownie: „mamonizm”) piętnował ewangelicki superintendent z Poznania, Paul Blau. W artykule König Mammon, zamieszczonym w „Posener Tageblatt”, stwierdzał: [...] nigdy w sposób tak namacalny, jak podczas obecnej wojny, nie ujawniła się plaga mamonizmu. Troska o sakiewkę kazała Anglii wszcząć wojnę, tej samej Anglii, o której Ruskin powiedział: „Obecnie Anglik nie wyznaje już: »Wierzę w Boga, Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi«, ale: »Wierzę w Ojca Dolara, który wszystko porusza«”. O ile wojna rozpoczęta w sierpniu 1914 r. była przejawem nieuleczalnego angielskiego materializmu, to dla Niemców – przekonywał superintendent – była okazją zesłaną przez Opatrzność, aby ustrzec się „przed niebezpieczeństwem mamonizmu”57. W tym więc kontekście w niemieckojęzycznej prasie zwracano uwagę na to, że „wy55 56 57 „Posener Tageblatt” 1915, nr 21, z 14 stycznia. Ibidem, nr 63, z 7 lutego. „Es ist eine gnädige Fügung Gottes, dass er unserem Volke auf seinem Wege zum Reichtum diesen Krieg geschickt hat, der auch den Blinden die Augen öffnen muß über die Gefahr des Mammonismus”; ibidem, nr 179, z 18 kwietnia. Do kwestii „mamonizmu“ Anglików superintendent Blau powrócił we wrześniu 1915 r., gdy w coniedzielnym artykule zamieszczanym w „Posener Tage- „Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii, ale ją zniszczyć” 195 zwoleńczy” charakter wojny przeciw Anglii miał nie tylko wymiar ściśle polityczny i wojskowy. Była to wojna o wartości, w tym więc sensie urastała niemal do rangi eschatologicznego starcia między Dobrem (czytaj: Niemcy) a Złem (czytaj: Anglia). Na początku drugiego roku wojny „Posener Tageblatt” dawała wyraz temu przeświadczeniu, zauważając, że w toczącym się konflikcie nie chodzi o odparcie angielskiej „agresji”, ale również o „przeniknięcie świata niemieckim duchem i niemieckim charakterem, niemieckim idealizmem, o to, by torować drogę dla niemieckiej prawdomówności oraz niemieckiej uczciwości”58. W niemieckiej prasie zestawiano nie tylko „idealizm” Niemców walczących o „wyższą kulturę” z „bezwzględnym egoizmem”, który popchnął Anglików do wojny. Tło porównawcze było niekiedy o wiele szersze, a na nim tym wyraźniej wyróżniały się niskie pobudki stojące za angielskim zaangażowaniem w wojnę. Jak pisał w październiku 1914 r. „Posener Tageblatt”: [...] synowie Niemiec i Austrii wykrwawiają się za ojczyznę, synowie Francji i Rosji przelewają krew, ponieważ okłamano ich, że ich ojczyzny są zagrożone – tak więc wykrwawiają się jednak za ojczyznę. Natomiast synowie Anglii, o ile w ogóle przelewają krew, a nie siedzą w domu na swojej bezpiecznej (jak długo jeszcze?) wyspie i grają tam w tenisa i golfa – wykrwawiają się dla angielskiej kramarskiej polityki, dla twardego, brzęczącego pieniądza i dla bezwzględnej ambicji pana Greya59. Niemiecka prasa w Wielkopolsce jako egzemplifikację różnicy między „idealiz em” Niemców a brutalnością Anglików podawała sposób traktowania jeńców m wojennych oraz osób internowanych przez obydwie strony. Skrupulatnie odnotowywano wszelkie przejawy „bezwzględnego” traktowania niemieckich jeńców wojennych przez Brytyjczyków, akcentowano „wybuchy szowinizmu angielskiego motłochu” wobec przebywających na Wyspach Niemców60. Na tym tle podawano przykłady „ludzkiego” podejścia władz niemieckich wobec Brytyjczyków, których wybuch wojny zastał na terenie Rzeszy (co skądinąd, zwłaszcza w „Posener Ta- 58 59 60 blatt” stwierdzał: „Was die Herrschaft des Geldes zu bedeuten hat, erleben wir genugsam an England und dem englischen Teil Amerikas, wo der Dollar Alles ist”; ibidem, nr 451, z 26 września. Zob.: 1915, ibidem, nr 1, z 1 stycznia. Ibidem, 1914, nr 463, z 3 października. Por. utrzymany w analogicznej frazeologii artykuł Der Krieg als Geschäft, ibidem, 1915, nr 22, z 14 stycznia. Anonimowy autor artykułu stwierdzał w nim: „Zur Genüge ist bekannt, wie in England jedermann den Krieg nur vom geschäftlichen Standpunkt aus anzieht”. Por. m.in. artykuły: In englischer Gefangenschaft. Wie skandalös die Deutschen auch in England behandelt werden, ibidem, 1914, nr 387, z 20 sierpnia; Die Behandlung der Deutschen in England, ibidem, nr 506, z 28 października; Das Elend der deutschen Kriegsgefangenen in England, „Posener Zeitung” 1914, nr 266, z 12 listopada; Die Deutschhetze in England, ibidem, 1915, nr 250, z 24 października; Englische Brutalitäten gegen Frauen und Kinder, ibidem, nr 50, z 28 lutego; London unter Pöbelherrschaft, ibidem, nr 113, z 16 maja; Der rasende englische Pöbel, ibidem, nr 114, z 18 maja; Die Deutschenhetze in England, ibidem, 1914, nr 250, z 24 października, oraz ibidem, 1915, nr 119, z 23 maja. 196 Grzegorz Kucharczyk geblatt”, wywoływało zniecierpliwienie wobec „nadmiernej wyrozumiałości” dla Anglików)61. Dla wzmocnienia propagandowego efektu publikowano na łamach niemieckiej prasy „deklaracje wdzięczności” przebywających w Niemczech Ang lików, które (co nie było przypadkiem) zawierały jednocześnie ostrą krytykę pod adresem „oburzającej” polityki Wielkiej Brytanii wobec Niemiec62. Narodowy charakter Anglików, ukształtowany przez „brzęczący pieniądz”, został po raz kolejny opisany w wierszowanej formie, tym razem w październiku 1914 r. na łamach „Posener Zeitung” przez Wilhelma Jensena63. Napisał on wiersz zatytułowany (Modlitwa Anglików), w którym w usta Anglików włożona została taka modlitwa: O Lord, gib jeglichen Hafen In unsere Fäuste nur! Gib uns von allen Schafen Auf Erden die erste Schur! ... Schweib’ alle Maklerspesen Auf unser Konto um, Laß Indier und Chinesen Vertieren im Opium! Von jedem Erdengenusse Gib uns den Hauptgewinn, Und dann, erhalte zum Schlusse, O Lord, die Königin! W tym samym miesiącu, tyle że na łamach „Posener Tageblatt”, Gustav Schüler piętnował „angielskich dusigroszy” (zestawionych z gotowymi do wyrzeczeń Niemcami) w wierszu Die letzten hundert Millionen (Ostatnie setki milionów)64: Die englischen Krämer gewinnen den Krieg Nicht mit Blut und blauen Bohnen, 61 62 63 64 Wspomniany w poprzednim przypisie artykuł (1914, nr 387, z 20 sierpnia) w „Posener Tageblatt” kończył się słowami: „Wie dagegen die Engländer behandelt werden. Die noch in Dresden wohnenden Engländer sprechen öffentlich ihren Dank aus für die große Höflichkeit und Rücksicht, mit der man sie auch gegenwärtig behandelt und für ihre Sicherheit gesorgt habe”. Podobny wydźwięk miał artykuł Englisches Lob deutscher Menschlichkeit, ibidem, nr 418, z 7 września. Niemiecka gazeta „mit ehrlichem und berechtigem Abscheu” stwierdzała, że Anglikom w Niemczech tak dobrze się powodzi, że „Liebschaften mit deutschen Mädchen anbandeln können”; ibidem, nr 506, z 28 października. Z kolei wstępny artykuł Festnahme aller wehrfähigen Engländer in Deutschland (Aresztowanie w Niemczech wszystkich Anglików zdolnych do noszenia broni), ibidem, nr 522, z 6 listopada, opatrzono jednowyrazowym komentarzem: „Endlich!” (Nareszcie!). Por. artykuły: Engländer-Protest gegen England, ibidem, 1914, nr 392, z 22 sierpnia; Englischer Protest gegen englische Brutalität, „Posener Zeitung” 1914, nr 260, z 5 listopada. „Posener Zeitung” 1914, nr 232, z 3 października. „Posener Tageblatt” 1914, nr 465, z 4 października. Wiersz po raz pierwszy opublikowano w „Tageszeitung”. „Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii, ale ją zniszczyć” 197 Sie angeln sich aber zuletzt den Sieg Mit den letzten hundert Millionen! ... Ihr Gifter, nein, so geht’s nicht an, Ihr hämischen GeldsackdrohnenDas deutsche Volk trägt doch heran Die letzten hundert Millionen! Wydawać by się mogło, że pewną trudnością dla autorów kreślących obraz Anglii jako kraju przesiąkniętego „kramarskim duchem” i „bezwzględnym egoizmem” stanowić mógł fakt, że i Anglicy mogą się poszczycić wybitnymi osiągnięciami w dziedzinie sztuki i literatury. To przecież Anglia dała światowej kulturze Szekspira. Ale nawet ten fakt (któremu zaprzeczyć nie można było) został zinterpretowany w ten sposób, by tym bardziej uwypuklić negatywne cechy charakteru Anglików, na tle wysokich walorów niemieckiego charakteru narodowego. Charakterystyczny pod tym względem tekst ukazał się na początku 1915 r. w „Posener Zeitung”. W artykule Shakespeare und Deutschland jego autor (Hero Max) dowodził, że zachowanie się Anglii począwszy od sierpnia 1914 r. jest jaskrawym zaprzeczeniem „szekspirowskiego idealizmu”: Komicznym – w szekspirowskim sensie – jawi nam się sytuacja, gdy zawistne kramarskie społeczeństwo podejmuje starania, by przez wbicie sztyletu powstrzymać marsz wielkiego Ducha Świata; by zapanować nad światem. W tej sytuacji „świat zbawić może jedynie prawdziwy niemiecki idealizm”, w zupełności odpowiadający „duchowi Szekspira”. Na koniec wymowna konkluzja: „On [Szekspir], jak zawsze, stoi po niemieckiej stronie, po stronie duchowo spokrewnionego narodu. On jest nasz i naszym pozostanie”65. Na zakończenie należy podkreślić sprzeczności tkwiące w propagandowym wizerunku Anglii. Z jednej strony ganiono charakter narodowy Anglików (brutalny, zorientowany materialistycznie), z drugiej zaś akcentowano głosy Anglików sprzeciwiających się polityce swojego rządu (co musiało prowadzić do wniosku, że jednak nie wszyscy Anglicy byli „perfidni”). Podkreślano deficyt cnót wojskowych u Anglików, ale jednocześnie przypominano bezwzględne prowadzenie przez nich działań wojennych (wojna burska). Sprzeczności te nie były, rzecz jasna, li 65 „Es ist begreiflich, dass uns seit Kriegsausbruch jetzt das wider das Wahrhaftigkeitsgefühl geht, was Schakespeare seinerzeit Rühmliches über den Volkscharakter seiner Nation gesagt hat, der sich so erbärmlich und kleinlich entpuppte [...] Das Britenreich hat durch seine wahnsinnige Politik, die jeden Idealismus entbehrt, sich selber dem ersten Todesstoß versetzt [...] Es berührt uns – im Shakespeareschen Sinne – komisch, wenn wir sehen, wie eine neidische Krämergesellschaft sich müht, den Gang des großen Weltgeistes zu hinterschleichen mit gezückten Dolche. In der Meinung sich des Weltreiches bemächtigen zu können [...] Er [Shakespeare] steht nach wie vor auf deutscher Seite – auf der Seite der geistesverwandten Nation. Er ist unser und wird es bleiben”; „Posener Zeitung” 1915, nr 2, z 3 stycznia (artykuł ukazał się najpierw w „Bühne und Welt”). 198 Grzegorz Kucharczyk tylko przypadłościami niemieckiej prasy ukazującej się w Wielkopolsce w okresie I wojny światowej. To raczej immanentna cecha każdego propagandowego obrazu wroga, bazującego przecież na uproszczeniach, a tym samym na rozbracie z logiką. Bo przecież w każdej propagandzie chodzi przede wszystkim o wzbudzenie emocji (pozytywnych lub negatywnych), a nie dokonywanie ćwiczeń z logicznego rozumowania. Grzegorz Kucharczyk „wir wollen englands macht nicht nur besiegen, sonder sie vernichten“. das bild von england und Engländern in der deutschen presse gro�������� ß������� polen während des ersten weltkrieges Zusamm e nfassun g Der Artikel bahandelt das Thema des Englandsbildes in der deutschsprachigen Presse in Wielkopolska während des Ersten Weltkrieges. Die deutsche Presse and der Warthe spiegelte die Richtlinien der antienglischen Propaganda der gesamten deutschen Presse wieder. Sie hob zum Beispiel „die englische Heuchelei“ oder „der englische Materialismus“ hervor. Der „perfide Albion“ erwies sich auch als „Judas des Germanentums“ oder „Judas der weißen Rasse“, wegen der kolonialen Hilfstruppen, die an der englischen Seite gegen Deutschland kämpften. In dieser Hinsicht bildeten die antienglischen Artikel in der deutschen Presse in Wielkopolska ein represäntatives Stück des deutschen Feindbildes während des Ersten Weltkrieges. Czasy Nowożytne tom 22 rok 2009 Małgorzata Przeniosło Kielce Obsada katedr profesorskich na uczelniach akademickich w II Rzeczypospolitej (na przykładzie matematyków) Sposób zatrudniania profesorów w szkołach posiadających prawa akademickie, który został przyjęty w Polsce w dwudziestoleciu międzywojennym, opierał się na istnieniu ograniczonej liczby katedr tworzonych przez władze państwowe. Przykład matematyków, z których wielu osiągnęło w tym okresie światowy poziom naukowy, ukazuje bardzo wyraźnie problemy związane z funkcjonowaniem takiego systemu. Zbyt bowiem mała liczba katedr1 w stosunku do wybitnych osób mogących ubiegać się o nie powodowała, że przyjęte zasady ich obsadzania – jak się wydaje, dobre z założenia – często się nie sprawdzały. Ustawa o szkołach akademickich z 1920 r. przejęła system zatrudniania kadr istniejący wcześniej na uczelniach galicyjskich opierający się na ograniczonej liczbie katedr profesorskich (nadzwyczajnych i zwyczajnych). Precyzyjnie okreś lono w niej tylko zasady mianowania profesorów w przypadku zwalniających się lub nowo tworzonych katedr. Sam akt nominacyjny miał być podpisywany przez 1 Na Uniwersytecie Warszawskim (dalej: UW) przed reformą z 1933 r. istniały trzy katedry ogólnomatematyczne, potem cztery; na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie (dalej: UJK) – cztery, a następnie trzy; na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie (dalej: USB) – cztery, na Uniwersytecie Poznańskim (dalej: UP) – trzy. UW miał także dwie specjalistyczne Katedry Filozofii Matematyki, a UJK od 1930 r. Katedrę Logiki, ale powierzano je tylko naukowcom zajmującym się filozofią i logiką matematyczną. Katedry Matematyki funkcjonowały również w szkołach technicznych. Politechnika Lwowska (dalej: PL) przed 1933 r. miała trzy takie katedry, potem dwie; Politechnika Warszawska (dalej: PW) – trzy; Akademia Górnicza (dalej: AG) – jedną. Na uczelniach technicznych istniały także katedry specjalistyczne związane z matematyką; PL miała dwie Katedry Geometrii Wykreślnej, a PW i AG po jednej, ale mogli je obejmować tylko naukowcy zajmujący się tą konkretną dyscypliną. Matematykom czasem powierzano również istniejące na niektórych uczelniach pojedyncze Katedry Mechaniki Teoretycznej, ale o nie ubiegali się także fizycy. 200 Małgorzata Przeniosło naczelną władzę państwową (do grudnia 1922 r. był to Naczelnik Państwa, później Prezydent). Wniosek o mianowanie musiał wyjść od Rady Wydziału uczelni, zostać przyjęty przez Zebranie Ogólne Profesorów lub Senat, a następnie kandydat był zatwierdzony przez Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego (MWRiOP). Ustawa określała także kroki, które Rada była zobowiązana podjąć przed wysunięciem propozycji obsady. Pierwszy z nich to powołanie ze swego grona komisji do rozpatrzenia kandydatur, która miała przygotować „referat” na ten temat w formie pisemnej. Przed wywiązaniem się z tego obowiązku komisja musiała się zwrócić do wszystkich profesorów honorowych2, zwyczajnych i nadzwyczajnych polskich uczelni akademickich wykładających ten sam przedmiot co obsadzana katedra, z prośbą o nadesłanie uzasadnionej opinii, jakich kandydatów każdy z nich uważa za najlepszych. Jedynym odstępstwem od tego obowiązku była sytuacja, gdy Rada zamierzała przedstawić do mianowania osobę będącą profesorem zwyczajnym, nadzwyczajnym lub honorowym w jednej z państwowych szkół akademickich. Ustawa zobowiązywała zapytanych profesorów do wypowiedzenia się w tej kwestii. Po upływie dwóch miesięcy komisja musiała przystąpić do rozważenia nadesłanych opinii i przygotowania „referatu” dotyczącego zaproponowanych kandydatur. Na jego podstawie Rada Wydziału miała dokonać wyboru jednego kandydata podlegającego wspomnianej już dalszej procedurze. W przypadku nominacji profesora nadzwyczajnego na zwyczajnego w uregulowaniach podkreślono, że dorobek naukowy kandydata musiał się powiększyć w czasie profesury nadzwyczajnej. Ustawa przewidywała, że wniosek Rady Wydziału może zawierać dwa nazwiska, jeśli jej uchwała nie zapadła jednogłośnie, a mniejszość popierająca innego kandydata zażąda uwzględnienia zdania odrębnego. Wymagała również dołączenia do wniosku prac naukowych wytypowanej osoby, dokumentów osobistych, życiorysu i „referatu” komisji oraz wszystkich nadesłanych opinii profesorów. Określała także uprawnienia ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego w kwestii zatwierdzania kandydatur – miał on prawo nie uznać wyboru Rady za trafny, wówczas ta mogła stawiać kolejne wnioski, „aż do osiągnięcia obustronnego porozumienia”. Bez woli Rady natomiast mianowanie nie było możliwe3. W kwestii czasu zajmowania katedry ustawa przewidywała, że profesor ustępuje z niej po 35 latach od mianowania i otrzymuje wówczas emeryturę w wysokości pełnego dotychczasowego uposażenia. Jeśli jednak nie przekroczył 65 roku życia, minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego mógł na wniosek uczelni powierzać mu kierowanie katedrą na kolejne pięcioletnie okresy, aż do osiągnięcia 2 3 Mogli nimi zostać wybitni uczeni, szczególnie z grona profesorów ustępujących z katedr z powodu wieku emerytalnego. Podobnie jak w przypadku profesorów nadzwyczajnych i zwyczajnych tych honorowych mianowała naczelna władza państwowa na wniosek Rady Wydziału uczelni przyjęty przez Zebranie Ogólne Profesorów lub Senat, a następnie zatwierdzony przez MWRiOP. Ustawa z dnia 13 VII 1920 r. o szkołach akademickich, „Dziennik Ustaw RP” 1920, nr 72, poz. 494, s. 1285. Obsada katedr profesorskich na uczelniach akademickich 201 tegoż wieku. Wyjątek uczyniono dla uczonych, którzy byli profesorami zwyczajnymi lub nadzwyczajnymi przed 1915 r. Mogli oni pozostawać na katedrach również po 35 latach pracy, bez konieczności zatwierdzania przez ministra, ale znów nie dłużej niż do 65 roku życia. Ustawa określała też okoliczności, w których profesor może być usunięty z katedry oraz tryb postępowania w takiej sytuacji. Mogło to nastąpić jedynie w wyniku postępowania dyscyplinarnego lub honorowego, a odpowiedni wniosek do MWRiOP musiał pochodzić od Zebrania Ogólnego Profesorów lub Senatu i być poparty przez co najmniej 2/3 należących do niego osób4. Uczelnie w swoich statutach zwykle uszczegółowiały zapisy ustawowe. Na przykład UJK we Lwowie zapisał w tym dokumencie, że komisja do obsadzenia katedry musi być powołana najpóźniej na drugim posiedzeniu Rady Wydziału od stwierdzenia istnienia wolnej katedry. Miała ona zasięgać opinii nie tylko profesorów wykładających dany przedmiot, lecz także przedmioty pokrewne, rozważać kwalifikacje wskazanych osób i proponować, do której z nich ma się zwrócić przewodniczący z pytaniem, czy byłaby skłonna przyjąć katedrę. Statut wymagał jednocześnie, aby w uzasadnieniu wyboru odniesiono się również do kwalifikacji innych wymienionych w opiniach kandydatów. Komisja mogła też wystąpić z wnioskiem o czasowe nieobsadzanie katedry, a każdy z jej członków miał prawo zgłosić zdanie odrębne i swoją propozycję. Statut określał ponadto sposób głosowania kandydatur na Radzie Wydziału – miało być ono jawne, choć na żądanie 1/4 obecnych utajniano je. W przypadku, gdy głosowanie dotyczyło mianowania profesorem zwyczajnym lub honorowym profesora będącego członkiem Rady, musiało ono być niejawne. Uczelniane uregulowania określały także warunki przyjęcia danej kandydatury w głosowaniu – poparcie przez więcej niż połowę członków Rady obecnych na posiedzeniu. Statut UJ stanowił z kolei, że członkami komisji powoływanej w celu obsadzenia jakiejś katedry mogą być nie tylko profesorowie – członkowie Rady Wydziału, którzy wykładają dany przedmiot i przedmioty pokrewne, lecz – w szczególnych wypadkach – także specjaliści spoza Wydziału i nawet z innych uczelni. Zastrzeżono również, że Senat, głosując nad wnioskiem Rady Wydziału o obsadzenie katedry, nie ma prawa oceniać kwalifikacji kandydata, a jedynie prawidłowość przeprowadzonego postępowania5. Przed wejściem w życie Ustawy o szkołach akademickich uczelnie wyszukiwały kandydatów na katedry w sposób dość dowolny. W komfortowej sytuacji był pod tym względem powstały w 1915 r. UW, zaczęto tam bowiem budować kadry jeszcze w czasie wojny, kiedy to można było zaproponować pracę w charakterze tzw. wykładających wybitnym naukowcom z galicyjskich uczelni, które funkcjonowały wówczas w bardzo ograniczonej formie. Na początku 1919 r. na UW większości 4 5 Ibidem, s. 1286. Statut Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, Lwów 1929, s. 9–10; Statut Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 1925, s. 16–18. 202 Małgorzata Przeniosło dotychczasowych wykładających powierzono powstające katedry profesorskie. W ten sposób otrzymali je późniejsi twórcy warszawskiej szkoły matematycznej: Wacław Sierpiński (zwyczajną), Zygmunt Janiszewski i Stefan Mazurkiewicz (nadzwyczajne)6. Decyzje UW, przynajmniej w kwestii obsady katedr matematycznych, niewątpliwie były bardzo trafne. Na innych uczelniach w pierwszych latach niepodległości nieraz jednak kierowano się pozbawionymi podstaw przekonaniami o kompetencjach kandydatów, a czasem też względami pozamerytorycznymi. Na przykład w 1919 r. UJK we Lwowie w związku z odejściem Wacława Sierpińskiego na UW i śmiercią Józefa Puzyny Wydział Filozoficzny miał aż dwie nieobsadzone katedry matematyki. W półroczu letnim roku akademickiego 1918/19 wszystkie wykłady były prowadzone tylko przez docentów prywatnych – Hugona Steinhausa i Stanisława Ruziewicza. Podobną obsadę zaplanowano także na semestr zimowy kolejnego roku. Poszukując kandydatów na katedry, dyskutowano o utalentowanym Hugonie Steinhausie, który był już wtedy autorem ponad 20 prac7. Na uczelni panowała jednak atmosfera, która nie sprzyjała nominacjom profesorskim naukowców pochodzenia żydowskiego. Aby przybliżyć tę atmosferę, wystarczy nadmienić, że w październiku 1918 r. władze uniwersytetu postanowiły pozbawić katedry bardzo zasłużonego profesora Puzynę i wysłać go na emeryturę tylko dlatego, że sprzedał część swego majątku ziemskiego „w ręce żydowskie”. Fakt ten został nagłośniony i był napiętnowany przez część prasy; zapewne przynajmniej częściowo pod wpływem tych wydarzeń mający wówczas 63 lata profesor rozchorował się i zmarł w czerwcu 1919 r. Próby podobnych nominacji na innych wydziałach wywoływały wielkie kontrowersje8, a kolejne rządy z udziałem Narodowej Demokracji blokowały takie mianowania. Pod wpływem tych nastrojów pierwszą zwyczajną katedrę po profesorze Puzynie przekształcono na nadzwyczajną i w październiku 1919 r. powierzono bliżej nieznanemu we Lwowie i mającemu niewielki dorobek naukowy (ale prawicowe poglądy) Eustachemu Żylińskiemu z Kijowa. Hugo Steinhaus zaprotestował przeciw niewysunięciu jego kandydatury z powodów narodowościowych i rozważał nawet odejście z uczelni9. Zapewne dzięki cechom charakteru: tolerancji i otwartości, a zarazem obowiązkowości i wszechstronności zainteresowań, Steinhaus zdobył 6 7 8 9 Archiwum Akt Nowych w Warszawie (dalej: AAN), MWRiOP, sygn. 4318, k. 70, 95; sygn. 5618, k. 48, 83; Dekret w przedmiocie mianowania pierwszego składu profesorów na Uniwersytecie Warszawskim, „Dziennik Praw Państwa Polskiego” 1919, nr 5, poz. 94, s. 25–26. Lwowskie Państwowe Archiwum Obwodowe (dalej: LPAO), UJK, f. 26, op. 5, spr. 1655, k. 34; ibidem, op. 7, spr. 809, k. 6–6v; AAN, MWRiOP, sygn. 5435, k. 9, 11; Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie. Program wykładów w półroczu zimowym 1919/1920, Lwów 1919, s. 17–18. K. Twardowski, Dzienniki, oprac. R. Jadczak, cz. 1, Toruń 1997, s. 62, 64, 106, 140. LPAO, UJK, f. 26, op. 5, spr. 670, k. 25–26; ibidem, op. 7, spr. 809, k. 31–32; ibidem, op. 9, spr. 156, k. 3–4; AAN, MWRiOP, sygn. 6981, k. 24–26, 38, 60–61; K. Twardowski, Dzienniki, s. 140; Listy Wacława Sierpińskiego do Stanisława Ruziewicza, oprac. W. Więsław, „Wiadomości Matematyczne” 2004, t. 40, s. 165–166; Listy Zygmunta Janiszewskiego, oprac. S. Kolankowski (Preprint C-1, Instytut Matematyczny PAN), Warszawa 1980, s. 45. Obsada katedr profesorskich na uczelniach akademickich 203 już jednak uznanie w środowisku akademickim, sprawdził się też jako solidny wykładowca. Z czasem przekonał do siebie chociażby bardzo wpływowego profesora, filozofa Kazimierza Twardowskiego, z którym dzielił filozoficzne pasje. W dużym stopniu za sprawą Twardowskiego w sierpniu 1920 r. otrzymał nadzwyczajną II Katedrę Matematyki. Stało się tak mimo niechęci Ministerstwa, zabiegów nieprzychylnego mu Żylińskiego, prób zablokowania nominacji i powierzenia katedry nie tak doświadczonemu i mającemu mniejszy dorobek naukowy, ale sympatyzującemu z obozem narodowym Stanisławowi Ruziewiczowi. Warto tu dodać, że Steinhaus, późniejszy współtwórca lwowskiej szkoły matematycznej, był jedynym matematykiem pochodzenia żydowskiego, który w międzywojennej Polsce otrzymał katedrę profesorską. Chcąc osłabić wydźwięk tej decyzji, Ministerstwo wyraziło zgodę na utworzenie nowej katedry i obsadzenie na niej Stanisława Ruziewicza10. Przypadki uwzględniania poglądów politycznych albo pochodzenia kandydatów przy nominacjach profesorskich zdarzały się przez cały okres międzywojenny. Oczywiście wraz ze zmianą obozu władzy w 1926 r. inne były też preferencje. Dużą dowolność przy wysuwaniu propozycji obsady wolnych katedr miał zmienić wspomniany ustawowy obowiązek zbierania opinii profesorów państwowych szkół akademickich o najodpowiedniejszych kandydatach. Opinie zazwyczaj miały charakter merytoryczny i odwoływały się do dorobku naukowego, powinny więc stanowić istotny element przy decyzji o obsadzie katedry. Ponieważ jednak ostatecznie wyboru osoby, która zostanie zaproponowana do nominacji, dokonywały Rady Wydziałów na wniosek powołanych wcześniej komisji, często nie decydowała czyjaś przewaga wśród nadesłanych opinii, lecz wpływy pracujących na danej uczelni profesorów, którzy lansowali swoich kandydatów. Tak było np. w 1921 r. na UJ po utworzeniu III Katedry Matematyki. Na kandydata do jej objęcia profesor Stanisław Zaremba, który od ponad 20 lat zajmował I Katedrę, wybrał wychowanka UJ Witolda Wilkosza i mocno forsował swój pomysł. Mimo że wśród nadesłanych opinii nikt spoza Krakowa nie wskazał tej kandydatury, właśnie jego wysunięto do nominacji. Decyzja była niejednogłośna, votum separatum zgłosił profesor astronomii (znany również z zainteresowań matematycznych) Tadeusz Banachiewicz, uzasadniając je przede wszystkim brakiem znaczącego dorobku naukowego kandydata (opublikował sześć niewielkich tekstów). Powoływał się także na nadesłaną opinię Wacława Sierpińskiego, który sugerował wstrzymanie się z obsadzeniem katedry do czasu znalezienia odpowiedniej osoby. W rozmowach prywatnych z członkami Rady Wydziału profesor Banachiewicz miał też używać dużo ostrzejszych słów, 10 LPAO, UJK, f. 26, op. 5, spr. 1655, k. 34; ibidem, spr. 2162, k.77; ibidem, spr. 2163, k. 8–9, 11v–12; ibidem, o. 7, spr. 809, k. 5–5v, 62–63; AAN, MWRiOP, sygn. 5435, k. 9, 11; K. Twardowski, Dzienniki, s. 149; S. Ulam, Przygody matematyka, Warszawa 1996, s. 72; K. Baranowski, Kadra naukowa z zakresu dyscyplin społecznych w II Rzeczypospolitej, Łódź 1981, s. 186–187, 387; M. Przeniosło, Hugo Dionizy Steinhaus – matematyk i intelektualista (okres do 1945 r.), „Przegląd Wschodni” 2006, t. 10, z. 1, s. 177–178. 204 Małgorzata Przeniosło zarzucić kandydatowi chełpliwość i oświadczyć, że „dr Wilkosz jest osobistością małej wartości etycznej” oraz że „dr. Wilkosza uważa za blagiera”11. Opinie te pochodziły najprawdopodobniej od Wacława Sierpińskiego, podobne bowiem, choć nieco delikatniej wyrażone, znalazły się w liście z tego okresu pisanym do jego dawnego lwowskiego ucznia profesora Stanisława Ruziewicza12. Sam Banachiewicz nie znał Wilkosza zbyt dobrze. Z uwagi na to, że Sierpiński i Banachiewicz byli ze sobą mocno zaprzyjaźnieni, Sierpiński mógł sobie pozwolić na dość ostre słowa pod adresem Wilkosza. Ten dał mu się poznać na polu naukowym z nie najlepszej strony – przechwalał się swoimi już uzyskanymi, ale jeszcze niepublikowanymi wynikami naukowymi i obiecywał przysłanie ich do redagowanego przez Sierpińskiego czasopisma „Fundamenta Mathematicae”13, a później nigdzie ich nie wydrukował. Posiedzenie Rady, na którym miano głosować wniosek o nominację Wilkosza, było tak burzliwe, że musiano je przerwać i przełożyć na kolejny tydzień. Grupa zwolenników profesora Zaremby zapowiedziała nawet podanie się do dymisji, co sparaliżowałoby prace Rady na dłuższy czas. W dużym stopniu pod wpływem tej groźby Rada na wznowionym posiedzeniu uchwaliła wniosek o mianowanie Wilkosza profesorem nadzwyczajnym. Po otrzymaniu sprawozdania z tych obrad, MWRiOP przez kilka miesięcy nie podjęło żadnej decyzji. Wilkosz, chcąc rozwiązać patową sytuację, poprosił o wstrzymanie rozpatrzenia jego nominacji do czasu powiększenia dorobku naukowego i czasowe mianowanie go zastępcą profesora przy spornej katedrze. Rok później, po kolejnym wniosku Rady Wydziału, sprawa została pozytywnie załatwiona, mimo nieznacznego tylko uzupełnienia liczby prac: dwa nowe teksty opublikowane i cztery zadeklarowane jako będące w druku; dwa z nich nigdy się nie ukazały. Witold Wilkosz został mianowany profesorem nadzwyczajnym po prawie dwóch latach od rozpoczęcia procedury, w listopadzie 1922 r.14 11 12 13 14 AAN, MWRiOP, sygn. 6539, k. 14. Listy Wacława Sierpińskiego do Stanisława Ruziewicza, s. 146. Przyjęcie tekstu do „Fundamenta Mathematicae” było dużym wyróżnieniem dla autora. Periodyk, którego pierwszy numer ukazał się w 1920 r., bardzo szybko zyskał międzynarodowe uznanie. Stało się tak za sprawą nowatorskiego pomysłu jego twórcy – Zygmunta Janiszewskiego, ścisłej specjalizacji (dotychczas wydawane na świecie czasopisma były poświęcone całej matematyce) i wyboru niedocenianej wówczas dyscypliny matematycznej, teorii mnogości. Równie duże znaczenie miała siła twórcza polskich matematyków zajmujących się tą dziedziną i determinacja w upowszechnianiu „Fundamentów” kolejnych redaktorów: Wacława Sierpińskiego i Stefana Mazurkiewicza, którzy przejęli wydawanie periodyku jeszcze przed ukazaniem się pierwszego tomu po nagłej śmierci Janiszewskiego. Szerzej na temat tego czasopisma zob.: M. Przeniosło, „Fundamenta Mathematicae” – pierwsze polskie czasopismo matematyczne o wąskiej specjalizacji (1920–1939), „Nauka” 2006, nr 2, s. 167–184. Archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego (dalej: AUJ), Wydział Filozoficzny II (dalej: WF II), sygn. 163, Korespondencja z dziekanem Wydziału Filozoficznego w sprawie obsadzenia katedry matematyki ze stycznia i lutego 1921 r.; ibidem, Pismo Wydziału Filozoficznego UJ do MWRiOP w sprawie odsadzenia katedry matematyki z dnia 29 III 1921; ibidem, Spuścizna Tadeusza Banachiewicza (da- Obsada katedr profesorskich na uczelniach akademickich 205 Jak można się domyślać, przy podejmowaniu ostatecznej decyzji zapewne dużą rolę odegrały zabiegi wpływowego Stanisława Zaremby. W początkowym okresie obowiązywania nowych uregulowań profesorowie często niewywiązywali się z obowiązku nadsyłania opinii o kandydatach, a propozycje wysuwane przez same uczelnie były zatwierdzane. Profesorowie nie odpowiadali na kierowane do nich zapytanie, szczególnie gdy obsada nie budziła takich emocji jak ta na UJ. W 1922 r. np. poszukiwano kandydata na nowo tworzoną III Katedrę Matematyki na Wydziale Ogólnym Politechniki Lwowskiej. Wówczas na prośbę o wyrażenie swojego zdania w tej kwestii odpowiedział jedynie profesor Hugo Steinhaus. W takiej sytuacji komisja powołana przez Radę Wydziału sama wskazała kandydata w osobie Włodzimierza Stożka15. Nie jest jednak wykluczone, że nienadesłanie opinii przez część profesorów było celowe, Stożek bowiem mógł liczyć na poparcie różnych ośrodków, także tych nieco poróżnionych w związku ze sprawą Wilkosza – krakowskiego i warszawskiego, pracę doktorską bowiem przygotował pod kierunkiem profesora Zaremby, a z profesorem Sierpińskim był od lat zaprzyjaźniony. Oba środowiska, wiedząc, że komisja i tak ma zamiar wysunąć kandydaturę Stożka, mogły nie chcieć prowokować drugiej strony swoją sugestią. Przychylni Stożkowi byli również młodzi lwowscy profesorowie Steinhaus i Łomnicki, których znał i zapewne zjednał sobie niezwykle miłym sposobem bycia. Przypuszczenia dotyczące powodów nienadesłania opinii są tym bardziej prawdopodobne, że Steinhaus, który wywiązał się ze swojej powinności, będąc człowiekiem bardzo obowiązkowym, nie mógł zapewne tego nie uczynić. Wskazał Leona Lichtensteina, pracującego wówczas na Politechnice w podberlińskim Charottenburgu. Ten był znaną postacią w świecie matematycznym, ale jego kandydaturę już na PL rozważano przy okazji obsady katedry fizyki (również po sugestii Steinhausa) i nie spotkała się ona z przychylnością. Podczas obrad Rady Wydziału, a potem Zebrania Ogólnego Profesorów, jednomyślnie postanowiono powierzyć katedrę Stożkowi. Naczelnik Państwa podpisał akt nominacyjny 9 listopada 1922 r.16 Oprócz już wspomnianych trudności z funkcjonowaniem systemu zbierania opinii profesorów na początku lat dwudziestych, zdarzyła się wówczas nawet taka sytuacja, że uczelnia wystąpiła o katedrę w ogóle bez pytania o ich zdanie. W 1922 r. Rada Wydziału Filozoficznego UJK bez wcześniejszych kroków ustawowych uchwaliła wniosek o mianowanie profesorem Stefana Banacha. Decyzja jednak raczej nie była podyktowana chęcią ich pominięcia, lecz miała stanowić sposób na wybrnięcie z trudnej sytuacji, jaka zaistniała w związku z niezatwierdzeniem przez MWRiOP 15 16 lej: STB), sygn. DC 8, List W. Sierpińskiego do T. Banachiewicza z 5 III 1934 r.; AAN, MWRiOP, sygn. 5381, k. 68; ibidem, sygn. 6539, k. 12–15, 26–34, 38–41, 44–45, 51, 57–60, 70. AAN, MWRiOP, sygn. 5909, k. 20. Ibidem, k. 20–23, 30, 36; Program Politechniki Lwowskiej na rok naukowy 1922/23, Lwów 1922, s. 13; M. Przeniosło, Włodzimierz Stożek (1883–1941) – matematyk, profesor Politechniki Lwowskiej, „Wrocławskie Studia Wschodnie” 2007, t. 11, s. 120–122, 124, 129. 206 Małgorzata Przeniosło ze względów proceduralnych wcześniejszej uchwały Rady dotyczącej habilitacji Banacha. Problem z habilitacją polegał na tym, że rozprawa Banacha była napisana w języku francuskim, a nie polskim, jak tego wymagała Ustawa o szkołach akademickich. Przepis ten wynikał głównie z charakteru ówczesnej habilitacji, była bowiem ona jedynie procedurą, w której wyniku nadawano prawo do wykładania danego przedmiotu jako docent. Ponieważ wcześniej nie egzekwowano wymogu druku habilitacji w języku polskim, uczelnia zapewne nie zwróciła na to uwagi, a potem starała się sprawę niezatwierdzenia habilitacji rozstrzygnąć na różne sposoby. W celu skłonienia MWRiOP do zmiany decyzji posłużono się m.in. fortelem, sugerując Ministerstwu, aby Banach wykładał po francusku, skoro jego praca napisana jest w takim języku; to też było niezgodne z Ustawą, ale zostało przedstawione w bardzo sugestywny sposób. Uchwała o mianowaniu profesorem wpisywała się w ten scenariusz – w piśmie bowiem skierowanym do MWRiOP, a zawierającym prośbę o nominację Banacha, powrócono do sprawy jego habilitacji i wysłano ponownie wszystkie odesłane przez Ministerstwo dokumenty. Sama szansa na takie mianowanie była niewielka, gdyż UJK nie miał wówczas wolnej katedry matematyki i MWRiOP musiałoby się dopiero zgodzić na jej powstanie. Co ciekawe, taka zgoda nadeszła, a Banachowi powierzono nowo utworzoną IV Katedrę Matematyki. Nie odniesiono się natomiast w żaden sposób do sprawy jego habilitacji, która do objęcia katedry nie była zresztą wymagana17. Zgoda Ministerstwa na mianowanie Banacha profesorem bez wszystkich kroków proceduralnych określonych w Ustawie prawdopodobnie była jednak przypadkiem odosobnionym, wynikającym z jednej strony z zagmatwania sytuacji, z drugiej zaś – z dość powszechnego już wówczas w kręgach naukowych przekonania o nieprzeciętnych zdolnościach tego młodego lwowskiego matematyka. Po kilku latach funkcjonowania Ustawy liczba nadsyłanych opinii była dużo większa niż początkowo, a uczelnie nierzadko wysyłały do profesorów ponaglenia. Komisje zazwyczaj starały się też typować wskazanych w rekomendacjach kandydatów. Na przykład, kiedy w 1926 r. ponownie obsadzano wspomnianą już nadzwyczajną III Katedrę Matematyki na Wydziale Ogólnym PL po Włodzimierzu Stożku (otrzymał zwyczajną I Katedrę na Wydziale Inżynierii Lądowej i Wodnej), komisja wyłoniona przez Radę Wydziału od początku brała pod uwagę Kazimierza Kuratowskiego. We wszystkich bowiem opiniach, które napłynęły (od 13 profesorów), wskazywano Kuratowskiego, zazwyczaj jako jedynego kandydata. W uzasadnieniach podkreślano, że jest on autorem kilkudziesięciu poważnych prac naukowych cytowanych przez najwybitniejszych matematyków europejskich i amerykańskich. Wskazywano także na jego doświadczenie dydaktyczne i umiejętność organizowania pracy naukowej. Rada Wydziału jednogłośnie opowiedziała się za powołaniem Ku17 Szerzej zob.: M. Przeniosło, Droga naukowa Stefana Banacha, w: Znani i nieznani międzywojennego Lwowa. Studia i materiały, red. M. Przeniosło, L. Michalska-Bracha, Kielce 2007, s. 40–42. Obsada katedr profesorskich na uczelniach akademickich 207 ratowskiego na wakującą katedrę, a Prezydent podpisał akt nominacyjny 17 maja 1927 r. W 1937 r., gdy obsadzano katedrę matematyki na Wydziale Chemicznym PW, swoje opinie wyraziło 22 profesorów. Najczęściej pojawiało się w nich nazwisko Władysława Nikliborca (12 razy), którego też wkrótce wybrano. Kilka miesięcy później przy poszukiwaniu kandydata na III Katedrę Matematyki na UW, Karola Borsuka, który ją potem otrzymał, wskazano 11 razy na 20 nadesłanych opinii18. Trzeba tu dodać, że większość profesorów wskazywała po kilku kandydatów, zazwyczaj wymieniając ich jednak w preferowanej przez siebie kolejności. Oprócz uwzględniania w dużo większym stopniu opinii nadesłanych przez profesorów, z czasem zaczęto też stosować bardziej rygorystyczne wymagania naukowe. Osoby wysuwane na katedry często legitymowały się kilkudziesięcioma publikacjami i znaczącymi wynikami naukowymi. Wynikało to jednak w dużym stopniu z systemu organizacji szkół wyższych i bardzo małej liczby katedr w porównaniu z szybkim rozwojem warszawskiej i lwowskiej szkoły matematycznej. Na przykład jeszcze w 1926 r. Stefanowi Straszewiczowi wystarczyło tylko siedem prac do decyzji Rady Wydziału Inżynierii Lądowej PW o powierzeniu katedry matematyki (Prezydent podpisał akt nominacyjny dopiero 28 stycznia 1928 r.), a w 1938 r. Karol Borsuk, zostając profesorem na UW, miał ich 50. Z czasem standardem stało się też posiadanie przez kandydata habilitacji, choć – jak wspomniano – Ustawa tego nie wymagała. Na przykład Włodzimierz Stożek w 1922 r. jej nie miał. Wówczas nie wydawało się to takie istotne ze względu na jego duże doświadczenie jako wykładowcy i ówczesne znaczenie samej habilitacji, dającej jedynie prawo do wykładania danego przedmiotu. Habilitację przeprowadzano na podstawie jednej wydrukowanej pracy naukowej i uzyskanego wcześniej stopienia doktora, bez konieczności posiadania innego dorobku naukowego (choć ten brano oczywiście pod uwagę). W przypadku nominacji profesorskiej ustawa nie wymagała nawet legitymowania się doktoratem i w pierwszych latach niepodległości zdarzały się mianowania osób bez tego stopnia. Nie miał go np. absolwent Cesarskiego Uniwersytetu w Kijowie Eustachy Żyliński19. Uwzględnianie nadsyłanych opinii i wzrost wymagań merytorycznych w odniesieniu do kandydatów na katedry profesorskie nie oznaczał oczywiście, że stały się one kryterium decydującym. Pozycja wielu profesorów była na uczelniach tak znacząca, że wciąż potrafili oni przeforsowywać swoich kandydatów. Na przykład, podobnie jak w 1921 r. w przypadku Witolda Wilkosza, w kolejnych latach Sta18 19 AAN, MWRiOP, sygn. 1817, k. 13–14, 32–53; ibidem, sygn. 3841, k. 208–211, 214–226, 232; ibidem, sygn. 4593, k. 14, 21, 27–54; M. Przeniosło, Kazimierz Kuratowski – matematyk, profesor Politechniki Lwowskiej i Uniwersytetu Warszawskiego (okres do 1945 r.), „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki” 2008, nr 3–4, s. 15–16. AAN, MWRiOP, sygn. 1817, k. 26–31; ibidem, sygn. 6981, k. 12, 24; ibidem, sygn. 5912, k. 40–41, 133; Ustawa z dnia 13 lipca 1920 r. o szkołach akademickich, s. 1287–1288; Ustawa z dnia 15 marca 1933 r. o szkołach akademickich, s. 598–599; M. Przeniosło, Włodzimierz Stożek, s. 122, 124. 208 Małgorzata Przeniosło nisław Zaremba z równie dużym uporem lansował na zwalniające się katedry na UJ wytypowane przez siebie osoby, w 1929 r. Tadeusza Ważewskiego, a w 1935 r. Franciszka Leję. Przeszkodą w jego poczynaniach nie był ani skromny dorobek naukowy (tylko pięć niewielkich tekstów) i związane z tym merytoryczne zastrzeżenia ze strony środowiska matematycznego w odniesieniu do pierwszego z wymienionych, ani obecność konkurenta o dużo wyższej pozycji naukowej w drugiej sytuacji. W przypadku Ważewskiego, podobnie jak kiedyś Wilkosza, wśród nadesłanych opinii profesorów nikt spoza Krakowa nie wskazał jego kandydatury, mimo to właśnie jego wysunięto do nominacji. Ponownie też votum separatum zgłosił Tadeusz Banachiewicz, a MWRiOP odmówiło skierowania wniosków do Prezydenta, uzasadniając, że aż 10 innych osób cieszyło się większym uznaniem w środowisku matematycznym (pierwszy na tej liście był wspomniany już wcześ niej Władysław Nikliborc, który otrzymał katedrę dopiero w 1937 r.). Banachiewicz w votum separatum nie kwestionował talentu matematycznego Ważewskiego, ale wskazywał na brak doświadczenia naukowego. Profesor Zaremba ostro zarea gował na słowa Banachiewicza. W liście do MWRiOP atakował go jako osobę nieobiektywną i pozostającą pod wpływem Wacława Sierpińskiego. Po roku Rada Wydziału Filozoficznego ponownie wystąpiła do MWRiOP z wnioskiem o mianowanie Ważewskiego profesorem, dołączając – oprócz informacji o dwóch kolejnych wydrukowanych pracach – korespondencję z poparciem dla niego, którą spontanicznie mieli przysyłać profesorowi Zarembie matematycy z Wilna i Poznania. Do tej uchwały znów votum separatum zgłosił Tadeusz Banachiewicz, zwracając uwagę na to, że posiada informacje, iż Stanisław Zaremba czynił naciski na profesorów, którzy przysłali wspomniane listy. Z korespondencji Banachiewicza z Wacławem Sierpińskim, który wywierał niewątpliwy wpływ na te jego poczynania, można wyciągnąć wniosek, że nie wynikały one z osobistej niechęci do Zaremby (choć Sierpiński i Zaremba rzeczywiście się nie lubili), lecz z dążenia do powierzenia katedry komuś znaczącemu, kto potrafiłby stworzyć w Krakowie szkołę matematyczną, co tamtejszym profesorom nie udało się przez wiele lat. Część Rady Wydziału, która wcześniej popierała kandydaturę Ważewskiego, była wyraźnie zdegustowana całą sytuacją i zabiegami profesora Zaremby. W listach do dziekana pojawiły się głosy, że sprawa ta godzi w dobre imię uniwersytetu. Uczelnia nie wycofała się jednak z tej propozycji, nie wysunęła innego kandydata, a starania profesora Zaremby sprawiły, że Tadeusz Ważewski we wrześniu 1933 r. otrzymał III Katedrę Matematyki po czterech latach od rozpoczęcia procedury (w tym czasie katedra była nieobsadzona). Z czasem Ważewski okazał się utalentowanym matematykiem, ale w tamtym okresie rzeczywiście, co sugerował Banachiewicz, był zbyt mało doświadczony, aby stworzyć szkołę naukową. W przypadku Franciszka Lei, który od 1924 r. był już profesorem nadzwyczajnym matematyki na PW, problemem nie był brak znaczącego dorobku naukowego. Sprawa dotyczyła obsady zwyczajnej I Katedry Matematyki na UJ po samym Zarembie, który w 1935 r. odchodził na emeryturę. Obsada katedr profesorskich na uczelniach akademickich 209 Ponieważ katedra ta był postrzegana jako wyjątkowo prestiżowa, więc większość profesorów, którzy przysłali opinię, wskazała najbardziej znanego wówczas na świecie polskiego matematyka Stefana Banacha, podkreślając przy tym, że ma niezwykłe zdolności twórcze i potrafił stworzyć pierwszorzędną szkołę naukową. Mimo że Banach zadeklarował chęć objęcia katedry, rywalizację wygrał Leja20. Wspieranie swoich wychowanków i współpracowników przez wpływowych profesorów nie należało do rzadkości. Znany był też z tego chociażby Wacław Sierpiński. Jednak on bardzo cenił działalność naukową, sam ogromnie dużo pracował i brał to szczególnie pod uwagę, popierając np. wspomnianych Kazimierza Kuratowskiego, Karola Borsuka oraz Antoniego Zygmunda (katedra na USB w 1930 r.). Lwowscy profesorowie również wspierali swoich wychowanków, ale także tych szczególnie utalentowanych i mających merytoryczne podstawy do objęcia katedry, chociażby Władysława Nikliborca i Władysława Orlicza21. Pod koniec lat trzydziestych ubiegłego stulecia mała liczba wolnych katedr matematycznych i liczne grono utalentowanych kandydatów na nie sprawiły, że nawet zbieranie opinii, które wydawało się dobrym elementem systemu, okazało się zawodne. Część bowiem profesorów zaczęła stosować kryterium „starszeństwa”, biorąc pod uwagę nie tylko walory merytoryczne – najbardziej znaczące dokonania naukowe, lecz także wiek i okres bycia docentem przez kandydata. Na przykład w 1937 r. podczas obsady katedry matematyki na UP było to bardzo widoczne w nadesłanych opiniach. W jednej z nich pojawiło się nawet stwierdzenie, że w przypadku powierzenia katedry któremuś z matematyków młodszego pokolenia taka „nominacja mogłaby dotknąć starszych docentów”22. Reakcja komisji powołanej do tej obsady, Rady Wydziału oraz Senatu uczelni była jednak bardzo zdecydowana. Wybrano najmłodszego z kandydatów, ale mającego największy i najbardziej znaczący dorobek naukowy (31 prac), Władysława Orlicza, wychowanka lwowskiej szkoły matematycznej. Postąpiono tak, mimo że na 20 opinii profesorów wskazano go tylko pięć razy, a kilka innych osób zyskało więcej głosów. Co ciekawe, MWRiOP bez żadnego sprzeciwu i w bardzo szybkim terminie przychyliło się do decyzji Uniwersytetu, a Prezydent powołał Orlicza na katedrę już w sierpniu 1937 r., zaledwie po kilku miesiącach od rozpoczęcia procedury23. Sytuacja ta prawdopodobnie 20 21 22 23 AUJ, WF II, sygn. 165, Korespondencja z dziekanem Wydziału Filozoficznego w sprawie obsadzenia katedry matematyki z marca 1935 r.; ibidem, Protokół z posiedzenia Komisji w sprawie odsadzenia katedry matematyki z dnia 24 VI 1935 r.; ibidem, STB, sygn. DC 8, Listy W. Sierpińskiego do T. Banachiewicza z 27 X 1933 r. i 5 III 1935 r.; AAN, MWRiOP, sygn. 6437, k. 54, 59–79, 82–99, 114–132, 154–157, 164–168, 180–184; J. Siciak, Franciszek Leja (1885–1979), „Wiadomości Matematyczne” 1982, t. 24, z. 1, s. 74–76. AAN, MWRiOP, sygn. 1817, k. 71; ibidem, sygn. 3841, k. 232; ibidem, sygn. 6805, k. 109; M. Przeniosło, Twórcy lwowskiej szkoły matematycznej, „Dzieje Najnowsze” 2007, z. 2, s. 66, 72. AAN, MWRiOP, sygn. 4743, k. 37. Ibidem, k. 36–65, 79. 210 Małgorzata Przeniosło sprawiła, że gdy kilka miesięcy później obsadzano III Katedrę Matematyki na UW, profesorowie już bez troski o starszych docentów wskazywali Karola Borsuka, równie młodego i utalentowanego jak Orlicz, który ostatecznie katedrę otrzymał. Przechodzenie z katedry nadzwyczajnej na zwyczajną nie wzbudzało takich kontrowersji jak obsada katedr nowymi kandydatami. Awans naukowy profesorów nadzwyczajnych był szczególnie szybki na początku lat dwudziestych. Na przykład na UJK ze wspomnianych czterech katedr: pierwsza, zajmowana od 1919 r. przez Eustachego Żylińskiego, została przekształcona w zwyczajną w 1922 r., druga – kierowana od 1920 r. przez Hugona Steinhausa – w 1923 r., trzecia powstała w 1921 r. i została przyznana Stanisławowi Ruziewiczowi w 1924 r., czwarta została utworzona w 1922 r. i powierzona Stefanowi Banachowi w 1927 r. Na PL w 1920 r. II Katedrę Matematyki zmieniono na nadzwyczajną i oddano Antoniemu Łomnickiemu, jednak już rok później znów była zwyczajna. Na UW początkowo nadzwyczajna była II Katedra kierowana od 1919 r. przez Stefana Mazurkiewicza, ale już od 1920 r. podniesiono jej rangę. W 1921 r. Juliusz Rudnicki został profesorem nadzwyczajnym na Politechnice Warszawskiej, a w 1923 r. mianowano go profesorem zwyczajnym USB w Wilnie. Po otrzymaniu katedry nadzwyczajnej w latach 1919–1921 kolejny awans następował szybko, później widoczne było spowolnienie, co ilustruje chociażby przypadek Banacha. Po nominacji na profesora nadzwyczajnego w 1922 r. katedrę zwyczajną otrzymał dopiero w 1927 r. Przez trzy lata MWRiOP odmawiało przekształcenia jego katedry na zwyczajną, choć miał on znaczące osiągnięcia naukowe24. W kolejnych latach okres oczekiwania na nominację na profesora zwyczajnego wydłużył się jeszcze bardziej, nawet w przypadku intensywnej pracy naukowej. Na przykład Stefan Kempisty został profesorem nadzwyczajnym na USB w Wilnie w 1925 r., a zwyczajnym dopiero w 1935 r.; Leon Chwistek otrzymał nową specjalistyczną Katedrę Logiki Matematycznej na UJK w 1930 r., a zwyczajną stała się ona osiem lat później; w tym samym roku powierzono katedrę nadzwyczajną na Uniwersytecie w Wilnie Antoniemu Zygmundowi, potem nie podniesiono jej kategorii, mimo wniosku uczelni25. Istotne zmiany w kwestiach związanych z obsadą katedr pojawiły się w nowej Ustawie o szkołach akademickich uchwalonej 15 marca 1933 r. Wprowadziła ona bowiem zapis pozwalający ministrowi wyznań religijnych i oświecenia publicznego na likwidację katedr profesorskich na takich uczelniach. W nowych uregulowaniach, autorstwa kierującego wówczas MWRiOP Janusza Jędrzejewicza, niekorzystnych dla środowiska naukowego zmian było dużo więcej, np. konieczność zatwierdzania 24 25 LPAO, UJK, f. 26, op. 5, spr. 58, k. 30, 41–42; ibidem, spr. 670, k. 25–26; ibidem, spr. 1655, k. 34, 132; ibidem, spr. 2162, k. 77, 111; AAN, MWRiOP, sygn. 4082, k. 119, 138; ibidem, sygn. 4318, k. 62, 70, 96; ibidem, sygn. 5435, k. 24; ibidem, sygn. 6981, k. 38, 75–76. AAN, MWRiOP, sygn. 2032, k. 52, 127; ibidem, sygn. 3298, k. 34, 54; ibidem, sygn. 6938, k. 54. Obsada katedr profesorskich na uczelniach akademickich 211 rektora przez ministra26. Odbierano je jako próbę podporządkowania uczelni władzy wykonawczej. Poprzednia ustawa z 1920 r. była dość liberalna i dawała szkołom wyższym daleko idącą samorządność. Wprowadzone zmiany wzbudziły wielkie kontrowersje. Uczeni zaczęli protestować już pod koniec 1932 r. po rozesłaniu senatom projektu ustawy (7 listopada) i znowelizowaniu przez Prezydenta Rzeczypospolitej rozporządzenia z 1928 r. dotyczącego stosunku służbowego profesorów. W drugim z wymienionych aktów prawnych wprowadzono zapisy bezpośrednio związane z planowaną Ustawą o szkołach akademickich i likwidacją katedr: Profesora, który wskutek zmian organizacyjnych w szkole wyższej, jej wydziale, oddziale lub studium, straci możność pracy w zakresie wskazanym w dekrecie nominacyjnym, przenosi minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego w stan nieczynny. Przez cały czas pozostawania w stanie nieczynnym profesor pobiera przysługujące mu pełne uposażenie służbowe. Czas spędzony w stanie nieczynnym wlicza się tylko do wysługi emerytalnej. Profesor w stanie nieczynnym może być każdego czasu mianowany profesorem innej szkoły akademickiej lub innego wydziału tej samej szkoły w trybie wskazanym w art. 3. Jeśli nominacja nie nastąpi w przeciągu roku od chwili przeniesienia w stan nieczynny, Prezydent Rzeczypospolitej zwalnia profesora przy zastosowaniu przepisów ustawy emerytalnej27. Mimo protestów poszczególnych szkół, towarzystw naukowych i uczonych28 ustawa została uchwalona w niemal niezmienionej postaci. Na mocy nowych uprawnień minister, a wówczas jednocześnie premier Jędrzejewicz zlikwidował 52 katedry w szkołach akademickich, 51 z nich rozporządzeniem z 25 września i jedną z 5 grudnia 1933 r. Mimo że część ze zwiniętych katedr nie była obsadzona, to i tak osłabienie niektórych środowisk naukowych było znaczące, a najbardziej dotknęło ośrodek lwowski. Na UJK zlikwidowano 13 katedr, a na PL – siedem. Katedry matematyki zamknięto tylko we Lwowie, jedną na UJK: zwyczajną Stanisława Ruziewicza, i jedną na Politechnice – nadzwyczajną Kazimierza Kuratowskiego na Wydziale Ogólnym. Straty dla matematyków były tym większe, że zlikwidowano cały ten wydział. Uniwersytet próbował walczyć o swoją katedrę matema26 27 28 Ustawa z dnia 15 III 1933 r. o szkołach akademickich, „Dziennik Ustaw RP” 1933, nr 29, poz. 247, s. 594–595. Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 27 X 1932 r. w sprawie zmiany rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 24 II 1928 r. o stosunku służbowym profesorów państwowych szkół akademickich i pomocniczych sił naukowych tych szkół, „Dziennik Ustaw RP” 1932, nr 94, poz. 819, s. 1974. Kolejna nowelizacja tego rozporządzenia dała prawo do zwalniania profesorów ministrowi wyznań religijnych i oświecenia publicznego. Rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 28 XII 1934 r. o unormowaniu właściwości władz i trybu postępowania w niektórych działach administracji państwowej. Stosunek służbowy personelu państwowych szkół akademickich, „Dziennik Ustaw RP” 1934, nr 110, poz. 976, s. 2274. Zob.: W obronie wolności szkół akademickich, Kraków 1933; B. Jaczewski, Polityka naukowa państwa polskiego w latach 1918–1939, Wrocław 1978, s. 170–171; Dzieje Uniwersytetu Warszawskiego, red. A. Garlicki, Warszawa 1982, s. 218–241; H. Steinhaus, Wspomnienia i zapiski, Wrocław 2002, s. 136–137; A. Schinzel, Wacław Sierpiński, Warszawa 1976, s. 25–28. 212 Małgorzata Przeniosło tyczną. Rada Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego UJK zasypywała MWRiOP kolejnymi pismami, najpierw starając się bronić katedrę przed likwidacją, potem uzyskać jej reaktywowanie, nie tylko poprzez podkreślanie światowych osiągnięć lwowskiej matematyki i strat, jakie powoduje to zwinięcie, lecz także znaczenia dla uczelni samego Stanisława Ruziewicza. Wskazywała na jego znaczący dorobek naukowy i dydaktyczny oraz na ważne u nauczyciela akademickiego cechy charakteru: skromność, pracowitość, kulturę osobistą i sprawiedliwość w stosunku do kolegów i studentów. Próby reaktywowania katedry nie powiodły się i ostatecznie w maju 1935 r. mający wówczas 46 lat Ruziewicz został zwolniony ze stanowiska profesora przy zastosowaniu ustawy emerytalnej29. Powodem likwidacji katedry kierowanej przez Ruziewicza prawdopodobnie było sympatyzowanie z obozem narodowym. Tak lwowscy uczeni odbierali ten fakt – mówiło się, że „ministerstwo chciało ukarać go jako narodowego demokratę”30. W wielu przypadkach kręgi akademickie uznawały, że o likwidacji katedr decydują względy polityczne i chęć zastraszenia środowiska31. Dopiero w lipcu 1937 r. uchwalono nowelizację Ustawy, w której usunięto kontrowersyjny zapis o możliwości zwijania katedr przez ministra. Prawo takie pozostało tylko w odniesieniu do tych nieobsadzonych32. Oprócz likwidacji katedr, nowa Ustawa dawała ministrowi także prawo do ich tworzenia i już we wspomnianym rozporządzeniu z 25 września 1933 r. na kilku uczelniach takie się pojawiły33. Nowo powstałe katedry miały zapewne potwierdzać, wcześniej podnoszony przez ministerstwo argument, że celem ustawy jest reorganizacja szkół wyższych. Niektóre z utworzonych były dość zaskakujące dla środowiska akademickiego; np. na UW powstały trzy katedry orientalistyczne: egiptologii, sinologii i turkologii, oraz dwie etnograficzne; postrzegano je jako trudne do obsadzenia i mało racjonalne ze względu na łatwy do przewidzenia brak przyszłych uczniów. Na UW nie zwinięto w 1933 r. ani jednej katedry, a do 1938 r. powstało ponad 20 nowych. Jedną z nowo utworzonych katedr na UW otrzymał Kazimierz 29 30 31 32 33 LPAO, UJK, f. 26, op. 5, spr. 1655, k. 182–186, 189, 198–200; AAN, MWRiOP, sygn. 5435, k. 71, 79, 82, 96–97, 116, 139; Archiwum Instytutu Matematycznego PAN w Sopocie, Zbiór Stanisława Ruziewicza, sygn. Ru-I-5a; Rozporządzenie ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego z dnia 25 IX 1933 r. o zwinięciu niektórych katedr i zakładów naukowych w szkołach akademickich, „Dziennik Ustaw RP” 1933, nr 71, poz. 527, s. 1232–1233; Rozporządzenie ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego z dnia 5 XII 1933 r. o zwinięciu i utworzeniu niektórych katedr i zakładów naukowych w szkołach akademickich, ibidem, nr 103, poz. 796, s. 2042; B. Jaczewski, Polityka naukowa, s. 174–175; idem, Organizacja i finansowanie nauki polskiej w okresie międzywojennym, Wrocław 1971, s. 177–179. H. Steinhaus, Wspomnienia, s. 141. K. Baranowski, Kadra naukowa, s. 385–389. Ustawa z dnia 2 VII 1937 r. o zmianie ustawy z dnia 15 III 1933 r. o szkołach akademickich, „Dziennik Ustaw RP” 1937, nr 52, poz. 406, s. 962–963. Rozporządzenie ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego z dnia 25 IX 1933, s. 1233. Obsada katedr profesorskich na uczelniach akademickich 213 Kuratowski w roku akademickim 1934/35 – zwyczajną IV Katedrę Matematyki34. Trudno dociec przyczyn tak uprzywilejowanego traktowania UW, tym bardziej, że profesorowie tej uczelni protestowali przeciw nowej ustawie równie mocno jak inne ośrodki. Wacław Sierpiński np. jako prezes Towarzystwa Naukowego Warszawskiego z jednej strony wygłosił bardzo krytyczne przemówienie na posiedzeniu Sejmowej Komisji Oświatowej (21 stycznia 1933), na którym był obecny minister Jędrzejewicz, z drugiej zaś – samemu Sierpińskiemu zależało na sprowadzeniu do Warszawy Kuratowskiego, który był jego uczniem. Jak można przeczytać w korespondencji Sierpińskiego, czynił starania w celu uzyskania dla niego tej katedry35. Można się tylko domyślać, jak wpływowa musiała być osoba załatwiająca tę sprawę w MWRiOP w imieniu UW. Zapewne nie był to sam Sierpiński, nie tylko z powodu wspomnianego przemówienia, lecz także dlatego, że znany był ze swych sympatii do Narodowej Demokracji. Starania uczelni o utworzenie nowych katedr na UW mogły wynikać z chęci pomocy zwolnionym profesorom, np. Kuratowskiemu. Ze strony ministerstwa nielikwidowanie katedr na UW i tworzenie nowych mogło być próbą antagonizowania środowiska akademickiego. Być może wynikało także z chęci zapewnienia sobie spokoju w Warszawie. W związku z istnieniem w okresie międzywojennym w polskich szkołach akademickich bardzo ograniczonej liczby katedr sposób ich obsady budził wiele kontrowersji. Największym problemem był jednak sam system przewidujący tak małą ich liczbę, zupełnie nieadekwatną w stosunku do dokonań naukowych w wielu dyscyplinach. Sytuacja, gdy młode pokolenie uczonych, mimo znaczących osiąg nięć, miało małe szanse na objęcie katedr profesorskich, nie była korzystna dla rozwoju polskiej nauki. Spośród kilkunastu szczególnie utalentowanych wychowanków warszawskiej i lwowskiej szkoły matematycznej w sumie tylko pięciu otrzymało w okresie międzywojennym nominacje profesorskie. Powierzenie katedry było nie tylko „nagrodą” za dotychczasową pracę naukową, lecz także dawało dużo większe możliwości poświęcenia się jej w przyszłości, zarówno ze względu na stałość zatrudnienia, jak i liczbę godzin dydaktycznych oraz wysokość dochodów. Od profesorów wymagano pięciu godzin wykładu i dwóch ćwiczeń tygodniowo. Ich pensja zasadnicza dochodziła do 1000 zł. Od pomocniczych sił naukowych wymagano 30 godzin, a płacono im od 210 do 450 zł36. Sytuacja była tym bardziej 34 35 36 Rozporządzenie ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego z dnia 5 XII 1933, s. 2042; J. Jaskier, P. Przyłęcki, Reorganizacja szkół akademickich w Polsce, w: W obronie szkoły demokratycznej, Warszawa 1934, s. 63; B. Jaczewski, Organizacja, s. 179; Dzieje Uniwersytetu Warszawskiego, s. 244. AUJ, STB, sygn. DC 8, List W. Sierpińskiego do T. Banachiewicza z 27 X 1933 r.; A. Schinzel, Wacław Sierpiński, s. 25–28. Szerzej zob.: M. Przeniosło, Dochody nauczycieli państwowych szkół akademickich w II Rzeczypospolitej (na przykładzie matematyków), „Roczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych” 2008, t. 68, s. 35–63. 214 Małgorzata Przeniosło niekorzystna, że katedry obsadzano nieodwołalnie aż do emerytury, a część osób je zajmujących, szczególnie zatrudnionych w początkowym okresie niepodległości, niezbyt intensywnie pracowała naukowo. Wśród matematyków dotyczyło to np. Witolda Pogorzelskiego na PW, Witolda Wilkosza na UJ, Włodzimierza Stożka na PL, Juliusza Rudnickiego na USB w Wilnie37. Oczywiście ustawy nakładały na profesorów obowiązek twórczej pracy naukowej, ale nie dawały możliwości egzekwowania go. Katedry, objęte zazwyczaj przez stosunkowo młodych ludzi na początku niepodległości, gdy powstawały nowe uczelnie i awans był łatwiejszy, mogły być zajmowane przez cały okres międzywojenny, mimo widocznego braku wyników naukowych. Teoretycznie zmieniła tę sytuację Ustawa o szkołach akademickich z 1933 r., minister bowiem mógł zamykać katedry i tworzyć nowe, wyrażając zgodę na obsadzenie na nich jedynie prężnych naukowców. Okazało się jednak, że przy likwidowaniu katedr słabe wyniki naukowe nie były czynnikiem decydującym. Małgorzata Przeniosło The appointment to professorships on the academic high schools in Poland between the Wars (on the examples of mathematicians) S umma r y The manner of the appointment to professorships was based on existing of a limited number of such chairs. All professorships were set up by Polish government. The analysing of the appointment of mathematicians to the chairs let show the problems which such system caused. Between the Wars many Polish mathematicians scored a international success but most of them did not have a chance to be appointed to professorship. Moreover to few of the chairs caused that the mathematical achievements were often not the main criterion of selection. From among almost twenty talented followers of founders of Warsaw and Lvov school of mathematics only five became the professors – Kazimierz Kuratowski (in 1927), Antoni Zygmund (in 1930), Władysław Nikliborc (in 1937), Władysław Orlicz (in 1937), and Karol Borsuk (in 1938). 37 AAN, MWRiOP, sygn. 5079, k. 43, 100; ibidem, sygn. 6539, k. 132; M. Przeniosło, Włodzimierz Stożek, s. 129–130; Sprawozdanie z działalności Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego i Studium Rolnego Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie za lata akademickie 1929/30, 1930/31, 1931/32, 1932/33, Wilno 1938, s. 9–11, 19–22, 32–35, 46–50. Czasy Nowożytne tom 22 rok 2009 N O T Y O A U T OR A C H MARIA BOGUCKA – profesor doktor habilitowany, jest członkiem czynnym Polskiej Akademii Umiejętności, honorowym członkiem Polskiego Towarzystwa Historycznego i Międzynarodowej Komisji Dziejów Miast, doktorem honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego, laureatką wielu nagród i wyróżnień (m.in. nagrody Fundacji Alfreda Jurzykowskiego w Nowym Jorku w 1996 r. i Premiera RP w 1999 r.). Przez ponad 50 lat była związana z Instytutem Historii Polskiej Akademii Nauk, obecnie wykłada na Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku. Brała udział w licznych międzynarodowych kongresach i konferencjach, wykładała gościnnie na uniwersytetach w Uppsali i Sztokholmie, Kopenhadze, Brukseli, Genewie, Lejdzie, Antwerpii, Gandawie, Bielefeldt. Autorka ponad 1200 publikacji naukowych wydanych w Polsce i zagranicą (w tym 40 książek). Specjalizuje się w historii społecznej i szeroko pojętej historii kultury (życie codzienne, obyczaje, mentalność, problemy gender studies). Zajmuje się także zagadnieniami teoretyczno-metodologicznymi. Ksiądz BOGUSŁAW DYGDAŁA (ur. 1972) – doktor; absolwent teologii (Akademia Teologii Katolickiej w Warszawie) i historii (Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu). W 2009 r. uzyskał tytuł doktora nauk humanistycznych na podstawie rozprawy „Diecezja chełmińska XVII–XVIII wieku w świetle wizytacji biskupich. Sieć parafialna, zaplecze materialne, duchowieństwo i wierni”. Zainteresowania badawcze koncertują się wokół historii Kościoła w XVII–XVIII w., ze szczególnym uwzględnieniem Prus Królewskich. JACEK FEDUSZKA (ur. 1963) – doktor nauk humanistycznych, historyk, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (1988), starszy kustosz Muzeum Zamojskiego w Zamościu. Specjalizuje się w historii twierdzy zamojskiej, miasta Zamościa i regionu (XVI–XX w.), historii wojskowości i historii polskich powstań narodowych w XIX w. ANDRZEJ KAMIEŃSKI (ur. 1962) – doktor habilitowany, profesor, pracownik nau kowy Uniwersytetu w Szczecinie i Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Badacz dziejów politycznych i ustrojowych Brandenburgii – Prus, Pomorza, Wielkopolski i Śląska, a także stosunków polsko-niemieckich XVI–XVIII w. Główne publikacje: Stany Prus Książęcych wobec rządów brandenburskich w drugiej połowie XVII wieku, Olsztyn 1995; Historia Prus, t. 1: Dzieje Brandenburgii – Prus na progu czasów nowożytnych (1500–1701), Poznań 2001 (wspólnie z B. Wachowiakiem); Polska a Brandenburgia – Prusy w drugiej połowie XVII wieku. Dzieje polityczne, Poznań 2002. 216 Noty o autorach RADOSŁAW KUBICKI (ur. 1978) – doktor nauk humanistycznych; w latach 1997– 2002 studia magisterskie z historii na Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach; 2003–2008 – studia doktoranckie z historii na Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym Jana Kochanowskiego w Kielcach; 2004–2007 – prowadzenie ćwiczeń z historii powszechnej XVI–XVIII w. w Instytucie Historii Akademii Świętokrzyskiej; w styczniu 2009 r. obrona dysertacji doktorskiej napisanej pod kierunkiem prof. Jacka Wijaczki nt. Opatów i dobra opatowskie w drugiej połowie XVIII wieku (w druku). Od 2009 r. członek Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Opatowskiej. Zainteresowania badawcze: historia gospodarcza, religijna i Żydów w regionie świętokrzyskim w XVI–XIX w. Autor Dziejów bernardynów opatowskich (w druku) i 14 artykułów naukowych opublikowanych w czasopismach polskich i zagranicznych. GRZEGORZ KUCHARCZYK – docent doktor habilitowany; kierownik Pracowni Historii Niemiec i Stosunków Polsko-Niemieckich w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk w Poznaniu, wykładowca historii polskiej myśli politycznej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. MAŁGORZATA PRZENIOSŁO – doktor, adiunkt (od 1999 r.) w Instytucie Matematyki Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego Jana Kochanowskiego w Kielcach. Autorka trzech książek i ponad 60 artykułów opublikowanych w czasopismach naukowych polskich i zagranicznych. Główne zainteresowania badawcze: historia nauki, dzieje ziemiaństwa, dydaktyka matematyki. Przygotowywana książka habilitacyjna: „Matematycy polscy w dwudziestoleciu międzywojennym (studium historyczne)”. MAIKE SACH (ur. 1970) – doktor. Studiowała historię Europy Środkowo-Wschodniej, średniowiecza i nowożytności oraz slawistykę w Kilonii, w 2001 r. uzyskała tamże doktorat; w 2002 r. pełnomocnik Wydziału Slawistyki Uniwersytetu w Kilonii ds. ewaluacji studiów i nauczania w Związku Północnoniemieckich Uniwersytetów; od października 2002 do września 2003 r. studia podoktoranckie. Od października 2003 r. pracownik naukowy Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie. JACEK WIJACZKA (ur. 1960) – doktor habilitowany, profesor zwyczajny w Instytucie Historii i Archiwistyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Badacz dziejów Prus Książęcych i Królewskich w XVI–XVIII w., stosunków polsko-niemieckich w czasach wczesnonowożytnych, procesów o czary, a także dziejów Żydów w Rzeczypospolitej w czasach nowożytnych. Opublikował m.in.: Stosunki dyplomatyczne Polski z Rzeszą Niemiecką w czasach panowania cesarza Karola V (1519–1556), Kielce 1998, i Procesy o czary w Prusach Książęcych (Brandenburskich) w XVI–XVIII wieku, Toruń 2007.