Tom 22 - Czasy nowożytne

Transkrypt

Tom 22 - Czasy nowożytne
Od Redakcji
Pierwszy tom czasopisma „Czasy Nowożytne” ukazał się drukiem w 1996 r., a wydawany był wówczas wspólnie przez Fundację „Pomerania” z Torunia i Fundację Uniwersytecką Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w Stalowej Woli. Inicjatorem powołania do
życia nowego periodyku historycznego było grono młodych toruńskich historyków, z Wojciechem Polakiem, dzisiaj już profesorem, na czele. Na początku XXI w. przez kilka lat
czasopismo wydawane był przez Katolicki Uniwersytet Lubelski. Natomiast kilka ostatnich tomów, w tym ostatni, 21 za 2008 rok, zostały wydane przez Europejskie Centrum
Współpracy Młodzieży i Instytut Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w Toruniu.
Wydawcy się zmieniali, nie zmieniał się za to redaktor naczelny, którym od początku
powstania czasopisma do 2008 r. był prof. dr hab. Stanisław Salmonowicz. To głównie
jego determinacji należy zawdzięczać, że tytuł ten przetrwał różne trudne chwile. Należą
mu się za to wyrazy serdecznych podziękowań. W 2008 r. jednak prof. Salmonowicz zrezygnował z piastowanej przez kilkanaście lat funkcji. Pociągnęło to za sobą zmiany w Kolegium Redakcyjnym. Zmienił się również Wydawca „Czasów Nowożytnych”, którym,
od bieżącego tomu, został Zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Historycznego. Mamy
nadzieję, że ta ostatnia zmiana ustabilizuje wydawanie czasopisma w dzisiejszych, mało
sprzyjających naukom humanistycznych, czasach.
Wraz ze zmianą Wydawcy w pewnym stopniu zmienia się też profil czasopisma, a dotyczy to przede wszystkim zakresu chronologicznego zamieszczanych w nim publikacji.
Zgodnie z przyjętą w polskiej nauce historycznej periodyzacją termin „czasy nowożytne”
obejmuje chronologicznie okres od końca XV do 1918 r. Dlatego też w „Czasach Nowożytnych” nie będziemy już publikować tekstów, materiałów źródłowych i źródeł wykraczających poza koniec I wojny światowej. Nie zmienia się natomiast zakres tematyczny
– nadal publikowane będą artykuły dotyczące zarówno historii Polski, jak i historii powszechnej. Oprócz tekstów o charakterze czysto historycznym publikowane będą również
artykuły i materiały z historii nauki, kultury i sztuki. Zamieszczać będziemy także artykuły
oraz źródła w językach kongresowych, jednak nie więcej niż dwa w tomie.
Od następnego tomu w czasopiśmie oprócz działów: artykuły, materiały źródłowe, polemiki i artykuły recenzyjne, uruchomiony zostanie dział recenzji i omówień.
Zapraszamy serdecznie do współpracy historyków ze wszystkich ośrodków i instytucji
naukowych zarówno krajowych, jak i zagranicznych.
Krzysztof Mikulski Jacek Wijaczka
Prezes PTH
Przewodniczący Kolegium Redakcyjnego
Czasy Nowożytne
tom 22
rok 2009
Maria Bogucka
Warszawa
Miasto i mieszczanin
w społeczeństwie Polski nowożytnej
(XVI–XVIII wiek)
Mentalne ramy problemu: miejsce i obraz miasta w kulturze
staropolskiej
U progu ery nowożytnej Polska – w przeciwieństwie do Europy Zachodniej – była
wciąż krajem rolniczym, gdzie około 80% ludności mieszkało na wsi i zajmowało
się uprawą roli. Antymiejskie postawy, zafiksowane w ustawach ograniczających
prawa polityczne i społeczno-gospodarcze mieszczan, występowały często w kulturze polskiego renesansu i baroku. Kultura szlachecka, rozwinięta w formie tzw.
sarmatyzmu, pogardzała miastem i życiem miejskim. Już Aleksander Brückner
i Stanisław Herbst stwierdzili, że w narodzie szlacheckim, sarmackim, mieszczanin
mieścił się z trudem1. Warto zauważyć, że w polskiej literaturze laudatio urbis –
tak rozpowszechniony w literaturze europejskiej od antyku poprzez średniowiecze
i okres nowożytny gatunek literacki2 – niemal nie występuje. Nieliczne i raczej
krytyczne opisy polskich miast w XVI–XVIII w. wychodziły głównie spod piór
cudzoziemskich podróżników, a jedyny właściwie wyjątek, Opisanie Warszawy
Adama Jarzębskiego z połowy XVII w., stanowi panegiryk nie tyle na cześć mieszczan, ile mieszkających w mieście magnatów3.
1
2
3
A. Brückner, Staropolska kultura wsi, w: Księga Pamiątkowa na 75-lecie Gazety Rolnej, t. 1,
Warszawa 1938, s. 56 i 70; S. Herbst, Polska kultura mieszczańska XVI–XVII w., w: Studia renesansowe, Wrocław 1956, t. 1, s. 9.
Por.: C. J. Classen, Die Stadt im Spiegel der Decriptiones und Laudes urbium in der antiken und
mittelalterlichen Literatur bis zum Ende des zwölften Jahrhundert, Hildesheim 1980; K. Arnold,
Städtelob und Stadtbeschreibung im späterem Mittelalter und in der Frühen Neuzeit, wyd. ������
P. Johanek, Köln 2000, s. 247–268.
M. Bogucka, Das Bild der Weichselstädte in altpolnischer Literatur (w druku).
10
Maria Bogucka
Staropolska niechęć do miast wyrastała z dwojakiego rodzaju powodów: estetycznych i etycznych. Warunki życia w mieście wczesnonowożytnym: tłok, ścisk,
brak szerszej przestrzeni, ciasnota, brud i smród, wszystko to zrażało szlachcica
przyzwyczajonego do życia blisko natury, wśród rozległych pól, w powietrzu czystym, przepojonym zapachem łąk i lasów. Szlachta raczej niechętnie decydowała
się na dłuższe przebywanie w mieście. Przykładem może być król – Sarmata Jan III
Sobieski, który nad zamek warszawski przedkładał swą rezydencję w Wilanowie lub
wręcz na Rusi, w Jaworowie. Reprezentanci magnaterii i zamożnej szlachty budowali w miastach rezydencje nie tyle z upodobania, ile z konieczności: trzeba tu było
przyjeżdżać i spędzać czasem całe tygodnie dla załatwienia interesów, pokazania
się na dworze królewskim, udziału w sejmach i sejmikach, w posiedzeniach sądowych, na jarmarki wreszcie. Te pobyty nie zmieniały jednak generalnie złej opinii
o mieście, czasem nawet ją potwierdzały (drożyzna, oszustwa, kradzieże itd.).
Oprócz powodów niechęci do miast estetycznej natury istniały powody etyczne.
Myśl o wyższości życia wiejskiego nad miejskim zrodziła się już w starożytności.
Poeci rzymscy: Horacy, Wergiliusz, nie tylko sławili uroki wsi, lecz także uważali
wiejską egzystencję za bardziej cnotliwą. Poglądy te przejęli pisarze i poeci staropolscy od Reja i Kochanowskiego do Sarbiewskiego i Morsztyna4. Nurt ten był
kontynuowany w literaturze polskiej także w XIX i XX w. Większość polskich
poetów i pisarzy była przekonana, że cywilizacja miejska jest niezgodna z naturą
i boskim porządkiem, że Bóg stworzył wieś, miasto zaś, powstałe jako dzieło rąk
ludzkich (Kaina?), musi być tworem niedoskonałym. W XVI–XVII w. nawet pisarze pochodzenia mieszczańskiego przyjmowali ten punkt widzenia i sławili uroki
wiejskiego życia5. Opinia o niedoskonałości egzystencji w mieście opierała się na
przekonaniu, że każde miasto jest źródłem wszelkiego rodzaju nadużyć i generuje demoralizację oraz przestępczość. Zdaniem pisarzy szlacheckich, wyrażających opinię ogółu szlachty, miasto to „gniazdo niecnoty i kłamstwa”6, a uprawianie
zajęć miejskich to proceder hańbiący i z istoty rzeczy nieuczciwy. „Kupiec, mitrę­gą żywiąc, zapominać musi o prawdzie i wierze” – pisał w XVI w. Stanisław
Orzechowski, dowodząc jednocześnie, że „sposób wszystkich rzemiosł taki jest,
iż one sprośne a smrodliwe są”7 – łączył więc potępienie etyczne z estetycznym.
Podobnie Mikołaj Rej dowodził, że nauka zawodu kupieckiego polega na zdoby4
5
6
7
Por.: A. Wyrobisz, Mieszczanie w opinii staropolskich literatów, „Przegląd Historyczny” R. 2,
1991, z. 1, s. 51–77; J. Okoń, Miasto w poezji Jana Kochanowskiego, w: Corona scientiarum.
Studia z historii literatury i kultury nowożytnej ofiarowane Prof. Januszowi Pelcowi, red. J. A.
Chróścic­ki, Warszawa 2004, s. 219–231.
M. Bogucka, Miejsce mieszczanina w społeczeństwie szlacheckim: atrakcyjność wzorców życia
szlacheckiego w Polsce XVII w., w: Społeczeństwo staropolskie, t. 1, red. A. Wyczański, Warszawa 1976, s. 185–200; eadem, Obraz miasta we Flisie Sebastiana Klonowica, „Miscellanea
Historico-Archivistica” Warszawa 2000, t. 11, s. 205–210.
Cyt. za: s. Herbst, Miasta i mieszczaństwo renesansu polskiego, Warszawa 1953, s. 28.
Cyt. za: J. Ptaśnik, Miasta i mieszczaństwo w dawnej Polsce, Kraków 1934, s. 130, 368–369.
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
11
waniu umiejętności oszukiwania klienta8. W XVII w., w miarę narastania kryzysu
gospodarczego, zaburzeń monetarnych, spadku stopy życiowej szlachty, ataki na
mieszczan przybrały na sile. Anonimowy traktat z 1611 r. charakteryzował kupców
jako zdzierców i fałszerzy, a występujące trudności gospodarcze tłumaczył ich „fortelami”9. Wojciech Gostkowski pomstował w 1622 r. na bogacenie się „chytrych
ludzi i kupców” kosztem uczciwej szlachty10. Stanisław Zaremba oskarżał w 1623 r.
kupców nie tylko o demoralizowanie społeczeństwa przez wwóz towarów luksusowych, lecz także o „fortele i zyski nieznośne”, o podbijanie cen, spekulację monetą,
uprawianie lichwy; „jako ciekawi ogarzy i wyżłowie na kalety nasze dybią kupcy”
– twierdził11. Wśród szlachty umacniało się przekonanie, że każdy mieszczanin
to wróg i wydrwigrosz, uprawiający spekulację, pasożyt gubiący kraj. „Koronę
niszczą, ubożą i z dostatków gołocą, a cudze kraje i sami siebie bogacą” – pisał
Zaremba12. W rezultacie mieszczanie zostali wykluczeni (przynajmniej w teorii) ze
wspólnoty „narodu politycznego” skonstruowanej przez ideologów sarmatyzmu,
choć w praktyce nie zawsze te poglądy podzielano.
Podobnie negatywnie musiał oceniać miasto chłop, choć o jego mentalności
wiemy niewiele, zarówno ze względu na trudności źródłowe, jak i brak badań.
Prosty wieśniak lękał się, że sprytniejszy mieszkaniec miasta oszuka go na wadze,
jakości towaru, przy wymianie pieniądza. Wyprawa na targ albo na jarmark łączyła
się zapewne ze stresem związanym z wkraczaniem na obcy teren, gdzie rządziły nie
zawsze zrozumiałe dla wieśniaka zwyczaje i zachowania. Odbicie tego niepokoju
znajdujemy choćby we Flisie Sebastiana Klonowica, przy opisie gdańskiego portu,
jego urządzeń i kłębiącego się tam tłumu13. W ludowych balladach diabeł występował
zawsze w miejskim stroju, często cudzoziemskim. Wielonarodowość polskich miast,
z którą łączyła się różnorodność religii, stroju, obyczaju i języka musiała u chłopów,
ale także u części szlachty, pogłębiać uczucie obcości i niepewności po przekroczeniu
miejskich rogatek. Trudności w porozumieniu się powodowały wzrost poczucia
zagrożenia, nieufność i oskarżenia stanowiły fragment mechanizmów obronnych,
uruchamianych automatycznie w zetknięciu z obcym światem.
Analiza wypowiedzi dotyczących konkretnych miast i ich mieszkańców, jakie
są rozproszone w źródłach (literatura piękna, sylwy, pamiętniki, listy, akta procesowe), pozwala wysunąć kilka hipotez. Otóż wydaje się, że najbardziej nielubiane
i źle widziane były miasta duże i wpływowe, odgrywające ważną rolę w życiu
8
9
10
11
12
13
Ibidem.
Por.: Rozprawy o pieniądzu w Polsce pierwszej połowy XVII w., wyd. Z. Sadowski, Warszawa
1959, s. 85 nn.
J. Górski, E. Lipiński, Merkantylistyczna myśl ekonomiczna w Polsce XVI i XVII w., w: Wybór
pism, Warszawa 1958, s. 129 nn.
Ibidem, s. 257 nn.
Ibidem, s. 263.
M. Bogucka, Obraz miasta, s. 209.
12
Maria Bogucka
kraju. W XVI i XVII w. najwięcej wypowiedzi negatywnych dotyczyło Gdańska,
jego monopolistycznych praktyk handlowych i ambicji politycznych tamtejszych
władz. Szlachta swą zależność od gdańskiego portu znosiła niechętnie. Na sejmach
i sejmikach nazywano Gdańsk „Chłańskiem”, pasożytem pijącym szlachecką krew,
oskarżano kupców gdańskich o bezprawne uzurpowanie sobie wyłączności i przymusu w pośrednictwie eksportowym, o gwałcenie praw i konstytucji krajowych.
Zwłaszcza w latach częstych sporów Gdańska z królami i Koroną (m.in. w sprawach podatków i ceł) ataki na Gdańsk były bardzo ostre. Już Rej pisał z goryczą
w Zwierzyńcu o gdańszczanach, „że z nami jako w szachy grają, z inszymi, by
o bydło, o nas targ działają”14. Domagano się, aby Gdańsk przedstawił na forum
sejmowym dokumenty, które rzekomo dają mu monopolistyczne uprawnienia
handlowe15 i wielokrotnie pociągano buntownicze miasto przed sąd sejmowy16.
W 1637 r. Jerzy Ossoliński wołał publicznie: „Poddani naszy gdańszczanie jawnie
śmieją i bezpiecznie mówić, że prawo abo panowanie nasze nie dalej w morze się
rozciąga, tylko jako koniem białem zasiąść możemy. Co wszystko stąd pochodzi,
żeśmy panowania morskiego zaniedbali”17. Jest rzeczą niewątpliwą, że walka tocząca się między władzą centralną a Gdańskiem, szczególnie intensywna w XVI
i XVII w., skutkowała formowaniem się „czarnego” obrazu miasta w ogóle jako
siły wrogiej szlachcie.
W XVIII w. niechęć szlachty skierowała się przeciw Warszawie, która w drugiej połowie tegoż stulecia wyrosła na wielką metropolię, centralny ośrodek życia
ekonomicznego, politycznego i kulturalnego kraju18. Jako główny ośrodek ruchu
reformy w polskim Oświeceniu stała się Warszawa w tych latach w oczach szlachty
prowincjonalnej i konserwatywnych magnatów wcieleniem wszelkiego zła, uosobieniem sił rzekomo dążących do wprowadzenia w Rzeczypospolitej szlacheckiej
absolutum dominium i likwidacji wolności „szlachetnie urodzonych”. Apogeum
antywarszawskiej propagandy przypadło na lata konfederacji barskiej (1768–1772).
Dla wielu jej zwolenników głównym nieprzyjacielem miała być nie tyle Moskwa
i państwa rozbiorcze, ile właśnie Warszawa19. Oskarżano stolicę o działania na
rzecz sił dążących do unicestwienia Rzeczypospolitej. Porównywano Warszawę
do biblijnych miast Niniwy i Babilonu – miała, jak one, stanowić ośrodek grzechu
14
15
16
17
18
19
Cyt. za: M. Bogucka, Gdańsk – polski czy międzynarodowy ośrodek gospodarczy, w: Polska
w epoce Odrodzenia, red. A. Wyczański, Warszawa 1970, s. 118.
Por.: Scriptores rerum polonicarum, t. 1, Kraków 1872, s. 21. Obszernie na ten temat zob.:
M. Pelczar, Czy Gdańsk posiadał prawo składu?, w: Prace z dziejów Polski feudalnej ofiarowane
Romanowi Grodeckiemu w 70. rocznicę urodzin, Warszawa 1960, s. 229–249.
Por.: Historia Gdańska, red. E. Cieślak, t. 2, Gdańsk 1982, s. 289 nn., 579 nn., 627 nn.
Cyt. za: K. Lepszy, Dzieje floty polskiej, Gdańsk–Bydgoszcz–Szczecin 1947, s. 279–280.
M. Bogucka, Między stolicą, miastem rezydencjonalnym i metropolią. Rozwój Warszawy w XVI–
XVIII w., „Rocznik Warszawski” 1992, t. 23, s. 173–186.
J. Michalski, „Warszawa” czyli o antyspołecznych nastrojach w czasach Stanisława Augusta,
w: Warszawa w XVIII w., z. 1, Warszawa 1972, passim.
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
13
i zła, prowokujący gniew Boży i słuszną karę20. Tak więc świetna kariera Warszawy
miała niewątpliwie udział w kształtowaniu się „czarnego” obrazu miasta.
Oprócz wielkości i znaczenia w życiu kraju ważnym elementem w konstrukcji
obrazu konkretnego, pojedynczego miasta była, jak się wydaje, odległość dzieląca
środowisko opiniotwórcze od danego ośrodka. Niewielkie miasto, leżące w sąsiedztwie, do którego szlachcic lub wieśniak udawali się często, a więc znali je
dość dobrze i czuli się w nim raczej bezpiecznie, nie budziło na ogół wrogości ani
nieufności. Między takim małym, bliskim miastem a wiejską okolicą istniało mnóstwo więzi handlowych, kredytowych, rodzinnych nawet (małżeństwa mieszane)21.
Przy codziennym, harmonijnym współżyciu na różnych polach powstawał na ogół
bardziej przyjazny obraz miasta niż w wypadku ośrodka dużego i odległego.
Mimo tych niuansów trzeba stwierdzić, że generalnie obraz miasta w mentalności
społeczeństwa staropolskiego nosił cechy negatywne. Być może w tym obrazie
u szlachty dominowało poczucie wyższości i pogarda, u chłopów nieufność i zawiść;
życie nawet ubogiego mieszkańca w biednym miasteczku było swobodniejsze i dawało więcej możliwości niż egzystencja poddanego. Niemniej, generalnie rzecz ujmując, kultura staropolska była niechętna miastu i krytyczna wobec urbanizacji.
Specyfika polskiej urbanizacji a rola miast w kulturze
Wieki XVI–XVIII to epoka szybkiego rozwoju urbanizacji, choć rozłożonej nierównomiernie w skali Europy. W Niderlandach w latach 1514–1622 ludność miast
wzrosła o 185%, a wsi tylko o 110%22. W Niemczech, gdzie rozwój nowożytnej
urbanizacji był raczej skromny, do 1800 r. odsetek mieszkańców miast liczących
powyżej 10 000 wzrósł zaledwie do 5,4% (jednak niemal się podwajając), całość
zaś udziału mieszczan w populacji kraju szacować trzeba na około 25%23. Liczba
ludności miejskiej w Anglii wzrosła w XVI–XVIII w. do ponad 20% (głównie dzięki
rozwojowi Londynu)24, we Francji do 8,8% (szacunek nie obejmuje jednak miesz-
20
21
22
23
24
Ibidem.
Obraz takich ścisłych więzi i codziennego współżycia wyłania się m.in. z opublikowanych testamentów i inwentarzy mieszkańców Wojnicza, małego, liczącego około 1000 mieszkańców
miasteczka w Małopolsce, ośrodka pół rolniczego, pół handlowo-rzemieślniczego, typowego
dla krajobrazu urbanistycznego Rzeczypospolitej. Por.: Testamenty mieszczan wojnickich 1599–
1809, wyd. P. Dymmel, Wojnicz 1997, oraz Inwentarze mieszczan wojnickich 1589–1822, wyd.
B. Trelińska, Wojnicz 1995.
H. A. Dideriks, J. A. Faber, S. Hart, Urbanisation, Industrialisation and Pollution in the Netherlands
1500–1800, referat powielany na VI Kongresie Historii Gospodarczej, Kopenhaga 1974, s. 4.
H. Schilling, Die Stadt in der Frühen Neuzeit, München 1993, s. 9.
P. A. Slack, The Central Gouvernement and Towns in England 1500–1700, w: Le pouvoir central
et les villes en Europe du XVe siécle aux débuts de la révolution industrielle. Actes du colloque
14
Maria Bogucka
kańców miast poniżej 10 000), głównie dzięki rozwojowi Paryża25. W Norwegii
liczba mieszkańców miast wzrosła do 5% w 1665 r. i 10–12% w 1801 r., głównie
dzięki akcji zakładania nowych ośrodków26. W Danii w połowie XVIII w. już około
20% ludności mieszkało w miastach27.
Cechą charakterystyczną urbanizacji Europy w omawianym okresie był szybki
wzrost liczby zwłaszcza miast dużych i bardzo dużych, metropolii. Grupa miast
powyżej 40 000 mieszkańców, licząca w początkach XVI w. 26 ośrodków, w końcu
tego stulecia osiągnęła ich już 40, a więc niemal się podwoiła28. Około 1750 r. kilkanaście miast przekroczyło liczbę 100 000 mieszkańców. Były to m.in. Londyn
(676 000), Paryż (560 000), Neapol (324 000), Amsterdam (219 000), Wiedeń
(169 000), Rzym (157 000) i Berlin (113 000)29. Te miasta – olbrzymy stanowiły
wielkie centra życia naukowego i artystycznego, skąd wpływy kulturalne, styl życia
i wzorce zachowań rozchodziły się na całe regiony i kraje30.
Urbanizacja ziem polsko-litewskich przebiegała w ogólnym zarysie zgodnie
z tendencjami europejskimi, miała jednak także cechy charakterystyczne. Badacze przyjmują, że na przełomie XV i XVI w. istniało w Polsce (bez Litwy)
600–700 miast, ale tylko osiem z nich zbliżało się lub przekraczało próg 10 000
mieszkańców (wedle hierarchii wielkości: Gdańsk, Kraków, Lwów, Toruń, Elbląg,
Poznań, Lublin, Warszawa). Osiemdziesiąt ośrodków liczyło 2000–3000 mieszkańców, a pozostałe to osady liczące 500–1500 mieszkańców. W XVI i pierwszej
połowie XVII w. nastąpiła bardzo szybka intensyfikacja urbanizacji ziem polskich,
powstało wówczas 25% miast Korony i już w połowie XVII w. było ich łącznie
około 900. Były to jednak głównie miasta małe lub nawet bardzo małe. Tylko
siedem z nich liczyło powyżej 10 000 mieszkańców, 505 – od 600 do 2000, 246
ośrodków miało poniżej 600 mieszkańców. Łącznie mieszczanie stanowili około
25% ludności Korony31. W Wielkim Księstwie Litewskim w połowie XVII w. było
około 400 miast, w tym zaledwie dwa lub trzy powyżej 10 000 (Wilno, Troki, być
25
26
27
28
29
30
31
de la Commission Internationale pour histoire des villes, tenuen Denmark 1976, red. Th. Riss,
P. Strømstad, Copenhague 1978, s. 61 nn.
H. Schilling, Die Stadt, s. 6.
F. E. Eliassen, The Urbanisation of the Periphery. Landowners and Small Towns in Early Modern
Norway and Northern Europe, „Acta Poloniae Historica” 1994, t. 70, s. 51.
Th. Riis, Le pouvoir central et les villes du Denmark, XVe–XVIIIe, w: Le pouvoir central, s. 51
nn.
R. Mols, Population in Europe, 1500–1700, w: The Fontana Economic History of Europe. The
Sixteenth and Seventeenth Centuries, red. C. M. Cipolla, London 1976, s. 42–43.
P. M. Hohenberg, L. H. Lees, The Making of Urban Europe 1000–1950, Cambridge, Mass. 1985,
s. 226.
Por. m.in.: La ville et la transmission des valeurs culturelles aubas Moyen Age aut aux temps
modernes. Actes du 17e Colloque International, Spa, 16–19. V. 1994, Bruselles 1996.
M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast i mieszczaństwa w Polsce przedrozbiorowej, Wrocław 1986, s. 371 nn.
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
15
może także Kowno), reszta to miasta małe lub bardzo małe32. W połowie XVII w.
zniszczenia wojenne i ostry kryzys egzystencji miast spowodowały znaczny spadek
poziomu urbanizacji państwa polsko-litewskiego (w Niemczech podobną rolę odegrała wojna trzydziestoletnia)33. W XVIII w. nastąpiła nowa fala zakładania miast
i pewien wzrost liczby mieszkańców w starych ośrodkach. W rezultacie sieć miejska
częściowo została odbudowana, choć składała się z ośrodków mniejszych niż na
przełomie XVI i XVII w. Liczbę miast Korony dla schyłku XVIII w. szacuje się
ponownie na około 900, ale udział mieszczan w strukturach zaludnienia kraju na
tylko około 20%34. W Wielkim Księstwie Litewskim natomiast w 1790 r. było
zaledwie 271 miast i miasteczek, choć jednocześnie trzeba odnotować znaczny
wzrost liczby mieszkańców kilku ośrodków (Wilno około 1788 – ponad 23 000
mieszkańców)35.
Na pierwszy rzut oka proces urbanizacji mierzony liczbą miast, a nawet procentowym udziałem mieszczan w zaludnieniu kraju, był w Rzeczypospolitej i niektórych innych krajach Europy (Czechy, Węgry, częściowo Niemcy) porównywalny,
choć na pewno nie tożsamy36. Inaczej przedstawia się sprawa, gdy weźmiemy pod
uwagę wielkość miast i ich potencjał gospodarczo-polityczny. Nie wykształciły
się w Rzeczypospolitej miejskie kolosy, podobne do zachodnioeuropejskich. Na
ziemiach polsko-litewskich tylko Gdańsk (pierwsza połowa XVII w. – 100 000
mieszkańców) i Warszawa (w końcu XVIII w. 100 000 mieszkańców) mogą być
porównywane z metropoliami kwitnącymi w tamtej strefie Europy. Jeśli jednak rola
Warszawy w kulturze Oświecenia może być do pewnego stopnia porównywana
do znaczenia (toutes proportions gardées!) Londynu albo Paryża, to Gdańsk tak
wysokiej pozycji, ze względu na przynależność do kręgu kultury niemieckiej, nie
mógł zyskać. Będzie o tym jeszcze mowa.
Nie można też do ziem polskich zastosować sformułowanej w latach trzydziestych XX w. przez Waltera Christallera teorii rozwoju miast jako tzw. Central Place
32
33
34
35
36
S. Alexandrowicz, Geneza i rozwój miasteczek Białorusi i Litwy do połowy XVII w., „Acta Baltico-Slavica” 1970, t. 7, s. 47–108; idem, Powstanie sieci miejskiej Podlasia na tle procesów urbanizacyjnych w Wielkim Ks. Litewskim, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” R. 28, 1980,
z. 3, s. 412–427; J. Bardach, Ustrój miast na prawie magdeburskim w W. Ks. Lit. do połowy
XVII w., w: idem, O dawnej i niedawnej Litwie, Poznań 1988, s. 72–119; A. Wyrobisz, Townships
in the Grand Duchy of Lithuania during the Agrarian and Urban Reform Called „pomera na
voloki”, 2 Half of the 16th – First Half of 17th Centuries, w: Gründung und Bedeutung kleinerer
Städte im nordlichen Europa der Frühen Neuzeit, red. A. Mączak, Ch. Smout, Wiesbaden 1991,
s. 193–204; R. Szczygieł, Lokacje miast w Polsce XVI wieku, Lublin 1989.
H. Schilling, Die Stadt, s. 10 nn.
M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast, s. 378.
J. Ochmański, Historia Litwy, Warszawa 1982, s. 170; idem, Zaludnienie Litwy w r. 1790, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Adama Mickiewicz w Poznaniu, Historia” 1967, t. 7, s. 269–279.
M. Bogucka, Miasta a władza centralna w Polsce i w Europie wczesnonowożytnej (XVI–XVIII w.),
Warszawa 2001, s. 10.
16
Maria Bogucka
System, objaśniającej m.in. ich rolę w rozwoju kultury37, ponieważ zakładała ona
istnienie wzajemnych zależności między miastami; zależności, jakich w Polsce
nie było. Bliżej można by związać polską urbanizację raczej z modelem Paula
M. Hohenberga i Lynn H. Lees, opartym na teorii „sieciowej” funkcjonowania miast
(Network System)38, na podstawie którego również można wiele wyjaśnić z zakresu
rozwoju kultury. Dla zrozumienia specyfiki polskiej urbanizacji jest jednak bardzo
ważne, związane z teorią Christallera, wyróżnienie istnienia w epoce nowożytnej
dwu podstawowych modeli urbanizacji: mono- i policentrycznego. Pierwszy, charakterystyczny dla krajów o absolutnej formie rządów, przeważał w zachodniej
Europie, drugi był typowy dla państwa polsko-litewskiego. Polityka szlachty, niechętnej i podejrzliwej wobec miast, była wyraźnie skierowana na popieranie modelu
policentrycznego, w którym żadne miasto nie miało prawa zdobyć przewagi nad
innymi, żadne nie mogło rozwinąć się – także jako centrum kultury – zbyt spektakularnie. Funkcja stołeczna była więc dzielona między różne ośrodki. W latach, gdy
Warszawa stała się miastem rezydencjonalnym królów, przejmując wiele funkcji
stołecznych, Kraków zachował jednak rangę stolicy sakralnej, pozostając miejscem
koronacji i pogrzebów władców39.
Jeszcze silniej urbanizację polską od zachodnioeuropejskiej odróżniał fakt,
że była ona dziełem nie władzy centralnej, lecz głównie inicjatywy prywatnej.
Lokacje królewskie były u nas w XVI–XVIII w. raczej rzadkie40, zwłaszcza gdy
się porówna ożywioną w tym zakresie inicjatywę magnatów i bogatej szlachty41.
W rezultacie w Koronie udział miast prywatnych wzrósł w XVII i XVIII w. do
około 2/3, na Litwie do 3/442. Miasta prywatne istniały także w innych krajach
Europy, m.in. na Sycylii, w Szkocji, w pojedynczych przypadkach także w Niemczech, we Francji i w Anglii43, ale nigdzie nie stanowiły one, jak u nas, dominanty
w pejzażu urbanistycznym. Ten aspekt specyficzny polskiej urbanizacji odegrał
dużą rolę w kształtowaniu się struktur etniczno-wyznaniowych miast i ich potencjału kulturotwórczego.
37
38
39
40
41
42
43
W. Christaller, Die Zentralle Orte in Süddeutschland. Eine ökonomisch-geographische Untersuchung über die Gesetzmäßigkeit der Verbreitung und Entwicklung der Siedlungen mit städtischen
Funktionen, Jena 1933.
Por. przypis 29.
M. Bogucka, Kraków–Warszawa–Gdańsk: trójkąt stołeczności jako wyraz policentryzmu polskiej
urbanizacji, w: Kraków – Małopolska w Europie środka. Studia ku czci prof. Jana M. Małeckiego,
red. K. Broński, J. Purchla, J. Szpak, Kraków 1996, s. 73 nn.
M. Bogucka, Miasta a władza centralna, s. 23.
Ibidem.
Ibidem.
Ibidem, s. 17 nn.
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
17
Typy miast a kultura
Wszyscy badacze są zgodni, że miasto już od początku istnienia stwarzało specyficzne, szczególnie sprzyjające rozwojowi kultury warunki ze względu na silną
koncentrację na jego terenie twórczego potencjału ludzkiego i ekonomicznego44.
Oczywiście musiało się to wiązać z wielkością miasta i jego typem. Wielkie miasto
z samego założenia oznaczało większe nagromadzenie potencjału ludzkiego i ekonomicznego, a także większe nasycenie instytucjami kulturalnymi i dziełami sztuki,
miało więc szersze możliwości kulturotwórcze. W Polsce i na Litwie takich dużych
miast – jak wspominaliśmy – nie było wiele. Z kolei małe miasto wprawdzie miało
niewielki potencjał kulturotwórczy, ale za to często było bliższe, łatwiej dostępne,
wielokroć odwiedzane. Oczywiście dużą rolę odgrywała tu gęstość sieci miejskiej.
Na ziemiach wchodzących w skład państwa polsko-litewskiego była ona bardzo
nierównomierna. Na przełomie XVI i XVII w. jedno miasto przypadało: w Wielkopolsce – na 207 km2, w Małopolsce na 245 km2, na Rusi Czerwonej na 255 km2,
na Mazowszu na 313 km2, na Podlasiu na 447 km2, na Ukrainie na 446 km2, na
Podolu na 524 km2, na Litwie – na 367 km2 w połowie XVII w.45 Oznacza to, że
w większości wypadków dotarcie do miasta nie było ani łatwe, ani szybkie; podróż
mogła trwać nawet kilka dni. Należy przypuszczać, że większość mieszkańców kraju
rzadko odwiedzała miasta, wielu nawet ludzi mogło nigdy w nim nie być. To ograniczało możliwości oddziaływania miast na stan kultury ogólnokrajowej, w dodatku
preferowało grupy zamożniejsze, bardziej mobilne, a więc szlachtę, kler, samych
mieszczan, także mężczyzn w odróżnieniu od mniej podróżujących kobiet.
Możliwości oddziaływania kulturalnego zależały również od typu miasta. Stworzona przez badaczy typologia opiera się najczęściej na pełnionych przez nie funkcjach. Miasta dzielą się więc na ośrodki administracji państwowej i kościelnej,
ośrodki rezydencjonalne, handlowe, produkcyjne (rzemieślnicze lub górnicze),
miasta „uniwersyteckie”, miasta-twierdze, miasta „azylanckie” (utworzone przez
44
45
Z ogromnej literatury przedmiotu wymienić należy: The University and the City, red. T. Bender,
New York–Oxford 1989; R. Fox, Urban Anthropology: Cities and Their Cultural Settings, New
York 1977; La ville et l`innovation en Europe 14e–19e siecles, red. B. Lepetit, J. Hoock, Paris
1987; L. Mumford, The Culture of Cities, New York 1970; H. Schilling, Die Stadt, s. 87 nn.; La
ville et la transmission des valeurs culturelles, w tym zwłaszcza: D. R. Ringrose, The Paradoxes
of a Royal City: Madrid and the Transmission of Values of Spanish Culture, s. 19–33; R. Baetens,
La role d`Anvers danns la transmission de valeurs culturelles au temps de son apogée, 1500–
1650, s. 37–72; H. Diederiks, Amsterdam and ist Role in the Distribution of Culture in the Early
Modern Period, s. 73–83; M. Reed, Cities and the Transmission of Cultural Values in the Late
Middle Ages and Early Modern Period. The Case of London, 1500–1800, s. 85–98.
M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast, s. 334–338; A. Wyrobisz, Townships, s. 195–196.
18
Maria Bogucka
uchodźców), miasta rolnicze („agrarne”)46. Większość miast polskich z punktu widzenia sprawowanej funkcji stanowiły ośrodki mieszane, typy „czyste” występowały rzadko. We wszystkich typach powiązanie z kulturotwórczą rolą miasta było
wyraźne.
Osobny sposób różnicowania miast oparty jest na kryterium prawnym: wyróżnia
się miasta królewskie i prywatne, tj. należące do duchownych, magnatów świeckich i bogatej szlachty. Położenie prawne powinno mieć rozległe skutki w sferze
kulturotwórczych możliwości miast, ponieważ wiązało się z rozmiarami autonomii
miejskiej i wolnościami ich mieszkańców. Nie ulega też wątpliwości, że teoretycznie
miasta królewskie dysponowały szerszym zakresem swobód, niektóre z nich posiadały nawet prawa szlacheckie (Kraków, po 1569 r. także Wilno, od połowy XVII w.
Lwów, od 1760 r. Kamieniec Podolski, a także w pewnym zakresie Poznań, Lublin,
Warszawa oraz miasta Prus Królewskich: Gdańsk, Toruń, Elbląg). Nie wydaje się
jednak, aby można było uważać ich status za zbliżony do statusu wolnych (cesarskich) miast Rzeszy, uważanych przez badaczy za kolebkę niemieckiej kultury
politycznej47. W Rzeczpospolitej polsko-litewskiej sytuacja poszczególnych miast
królewskich kształtowała się bardzo różnie i zależała raczej od innych czynników niż
tylko położenie prawne (m.in. liczba i bogactwo mieszkańców, ich przedsiębiorczość
i ambicje). Przebieg reformacji ukazał dobitnie, że naciski króla i jego urzędników
(starostów) ograniczały inicjatywy mieszczan i zawężały możliwości podejmowania
przez nich samodzielnych decyzji. Jedynie trzy największe miasta pruskie potrafiły
zdobyć i utrzymać przez cały czas istnienia I Rzeczypospolitej znaczącą niezależność, co wyraziło się m.in. w zdobyciu w połowie XVI w. gwarancji swobody
religijnej. W miastach prywatnych, a te przeważały w Rzeczypospolitej, właściciel
miał pełną władzę kształtowania stosunków w mieście, a od jego woli zależały
możliwości mieszczańskiej aktywności – również w sferze kultury. Ponieważ zaś
ten typ miast dominował w państwie, można powiedzieć, nieco tylko upraszczając,
że o miejscu i roli miasta w staropolskiej kulturze decydowali nie mieszczanie, lecz
magnaci duchowni i świeccy oraz bogata szlachta – panowie miast.
Oprócz sytuacji prawnej kulturotwórcze możliwości miasta kształtowały też
spełniane funkcje. Charakterystycznym zjawiskiem epoki były miasta „agrarne”.
Podobnie jak w średniowieczu, w większości z nich mieszkańcy (zwłaszcza osiadli
na przedmieściach) oprócz zajęć miejskich uprawiali także rolnictwo i hodowlę.
Duże miejsce tych prac w gospodarce miejskiej stanowiło jeden z charakterystycznych rysów różniących miasta Rzeczypospolitej od zachodnioeuropejskich.
Zwłaszcza od połowy XVII w. upadek rzemiosła i handlu oraz zniszczenia wojenne
spowodowały szybką agraryzację nawet tych ośrodków, w których dotąd rolnictwo
46
47
Por.: A. Wyrobisz, Typy funkcjonalne miast polskich w XVI–XVIII w., „Przegląd Historyczny”
1981, t. 22, z. 1, s. 25–49.
H. Schilling, Die Stadt, s. 87 nn.
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
19
stanowiło margines zajęć mieszczańskich. Witold Kula szacował swego czasu, że
na przełomie XVI i XVII w. w Polsce rolnictwem zajmowało się 2/3 mieszczan48.
Dla drugiej połowy XVII i XVIII w. szacunek ten należałoby podwyższyć do 3/4
(?) albo 4/5 (?). Te agrarne miasta, często rezultat akcji zakładania centrów dla
handlu produktami rolnymi wytwarzanymi w latyfundiach49, były właściwie wielkimi wsiami i funkcji kulturotwórczych, typowych dla miast w pełnym tego słowa
znaczeniu, pełnić nie mogły.
Inne typy funkcjonalne miast bardziej sprzyjały aktywności kulturotwórczej.
Ośrodki administracji kościelnej i państwowej cechowała koncentracja urzędników
i kleru, a więc ludzi wykształconych, a także nagromadzenie służących im instytucjonalnych urządzeń (kancelarie, biblioteki i archiwa). Zwłaszcza miasta będące
siedzibami biskupstw i kapituł, klasztorów, sądów (grody), trybunałów (Piotrków,
Lublin) zajmowały specjalne miejsce na mapie kulturalnej kraju. Ogromną rolę
odgrywały, jak w całej Europie, miasta rezydencjonalne, zarówno królewskie (Warszawa, Kraków, Wilno, Grodno), jak i magnackie (Zamość, Żółkiew, Białystok, Biała
Podlaska itd.). Ich rozwój stanowił cechę charakterystyczną epoki nowożytnej nie
tylko w Rzeczypospolitej, lecz także w całej Europie50. Specjalną odmianę tego typu
stanowiły miasta-twierdze51. Polskie i litewskie miasta rezydencjonalne różniły się
tym od zachodnioeuropejskich, że były one dziełem przede wszystkim nie władzy
centralnej, lecz magnatów; na ich terenie dominowała dworska kultura magnaterii,
a nie dworu monarchy. W obu jednak wypadkach mieszkańcy miast rezydencjonalnych, skupieni wokół wspaniałej siedziby władcy (magnata), spełniali wobec niej
funkcję służebną, zarówno w zakresie gospodarczym (zaspokajanie potrzeb luksusowej konsumpcji poprzez organizację handlu i wytwórczości), jak i kulturalnym
(literatura panegiryczna, twórczość naukowa ukierunkowana dworsko, zwłaszcza
geograficzna i historyczna, obsługa w zakresie prawnym, działalność artystyczna
na zamówienie rezydencji). W tego typu ośrodkach natomiast nie było większej
szansy na samodzielne kształtowanie twórczości zgodnie z ideami i potrzebami
mieszczaństwa.
Większe możliwości rozwoju samodzielnego wkładu mieszczan w kulturę miały
miasta, które były ośrodkami szkolnictwa i nauki. W Niemczech istniały miasta
„uniwersyteckie” – centra urbanistyczne, w których całe życie skupiało się wokół
uczelni wyższej, w celu zaspokajania potrzeb profesorów i studentów52. W Polsce
48
49
50
51
52
W. Kula, Stan i potrzeby badań nad demografią historyczną dawnej Polski, „Roczniki Dziejów
Społecznych i Gospodarczych” 1951, t. 13, s. 72.
M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast, s. 449 nn.
Por.: E. Ennen, M. van Rey, Probleme der frühneuzeitlichen Stadt, vorzüglich der Haupt- und
Residenzstädte, „Westfalische Forschungen” R. 25, 1973, s. 168–212.
M. Bogucka, Miasta a władza centralna, s. 19; B. Dybaś, Fortece Rzeczypospolitej. Studium
z dziejów budowy fortyfikacji stałych w państwie polsko-litewskim w XVII w., Toruń 1998.
Por.: H. Schilling, Die Stadt, s. 71–72.
20
Maria Bogucka
uczelnie funkcjonowały w miastach, które jednak nie były zdominowane wyłącznie
przez istnienie uniwersytetu; były one jednocześnie albo miastami stołecznymi, rezydencjami panującego (Kraków, Wilno), albo rezydencjami magnackimi (Poznań
i Akademia Lubrańskiego, Zamość). Osobna grupa to wielkie ośrodki handlowo-produkcyjne, mieszczańskie metropolie Prus Królewskich – Gdańsk, Toruń, Elbląg,
gdzie rozwinęły się tzw. gimnazja akademickie, centra nie tylko dydaktyki, lecz
także badań naukowych na poziomie europejskim. Kultura tych ośrodków, wnosząc
istotny wkład do kultury staropolskiej, była jednak w dużym stopniu związana
genetycznie z mieszczańską kulturą niemiecką53.
Trzeba też wspomnieć o efemerydach przełomu XVI i XVII w., takich jak Raków
i Leszno, związanych z rozwojem reformacji i napływem do Polski uchodźców religijnych. Oba ośrodki szkolne powstały dzięki inicjatywie i opiece magnackiej, ale
funkcjonowały w dużym stopniu dzięki wkładowi mieszczan; w rezultacie trudno
ocenić, na ile zapisać je na konto szlachty, a na ile mieszczaństwa. Podobnie trudna
jest ocena miast azylanckich, tworzonych w Wielkopolsce przez magnatów i bogatą
szlachtę dla uchodźców religijnych ze Śląska i z Czech (Rawicz, Bojanowo, Szlichtyngowa). Stanowiły one centra produkcji tekstyliów i mogą być porównywane do
niemieckich Exulantenstädte, rozwijających się w XVI–XVIII w. w Rzeszy dzięki
napływowi menonitów i hugenotów54. Te miasta powodowały ożywienie sytuacji
gospodarczej i podniesienie poziomu życia, jak też rozwój mieszczańskiego etosu
pracy. Ich wpływ dawał się jednak bardziej odczuć w zakresie kultury życia codziennego i materialnej niż „kultury wysokiej”.
Miasta, których główną funkcję stanowił udział w handlu (m.in. Lublin, Poznań, Kalisz, Sandomierz, Kazimierz Dolny, liczne miasta mazowieckie) i produkcji
rzemieślniczej, w tym także wydobycia kruszców (Wieliczka, Bochnia, Olkusz,
Chęciny), odgrywały niemałą rolę w rozwoju kultury zarówno dzięki mecenatowi
sprawowanemu przez ich bogate elity, jak i udziałowi w twórczości artystycznej
i naukowo-literackiej. Należy podkreślić ważny aspekt, jaki miał handel w rozwoju kultury. Wymiana handlowa już od średniowiecza łączyła się z wymianą
ludzi, idei i prądów kulturalnych, doprowadzała do spotkań przybyszów z różnych
krajów, stwarzała okazję do obserwowania oraz przyswajania nieznanych zwyczajów
i wzorców. To głównie dzięki koncentracji handlu miasta odgrywały tak ważną
rolę w kulturze. Zwłaszcza jarmarki organizowane w licznych ośrodkach (4–6 razy
w roku) na podstawie specjalnych przywilejów stwarzały szczególnie sprzyjające
warunki do wymiany kulturalnej i generowały bodźce do rozwoju kultury. Tak było
53
54
M. Bogucka, Kultura Pomorza Wschodniego w dobie Renesansu i Baroku, w: Historia Pomorza,
red. G. Labuda, t. 2, Poznań 1976, s. 526–642; eadem, Miejsce kultury wschodniopruskiej w obrazie złotego wieku kultury polskiej, w: ibidem, s. 648–650.
H. Schilling, Niderländische Exulanten im 16. Jh. Ihre Stellung im Sozialgefüge und im religiösen
Leben deutscher und englischer Städte, Gütersloh 1972; E. Stubenvoll, Die deutschen Hugenottenstädte, Frankfurt 1990.
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
21
w całej Europie, a miasta, w których odbywały się wielkie targi i jarmarki (niemiecki
Frankfurt nad Menem, francuski Lyon itd.), cechował wyjątkowy klimat kulturalny55.
Podobnie było w Rzeczypospolitej w czasie wielkich targów i jarmarków, takich
jak jarmark dominikański w Gdańsku oraz jarmarki w Toruniu, Gnieźnie, Lublinie.
Rozwijał się tam nie tylko obrót towarowo-kredytowy, lecz także handel książkami,
mapami, obrazami, różnymi obiektami rozrywki (szachy, karty do gry, kości, instrumenty muzyczne) i kultu (różańce, krzyżyki, obrazy święte). Wczesne gazety
i druki ulotne, tanie drzeworyty i drukowane obrazki również były rozprowadzane
w czasie jarmarków. Tam też wędrowni i lokalni malarze prezentowali swą twórczość. Dzięki jarmarkom dochodziło do upowszechniania się nowych kierunków
i stylów, nie tylko artystycznych, lecz także w modzie, zarówno w zakresie odzienia,
jak i fryzur, kosmetyków, ozdób, a nawet zachowań. Wyjątkowo aktywni w czasie
jarmarków byli astrologowie oferujący prognostyki i kalendarze oraz balwierze
i lekarze medycyny. Podczas jarmarków bardzo często przeprowadzano operacje
medyczne, nierzadko na oczach tłumu widzów. Oprócz tego masowo odbywały
się proste interwencje chirurgiczne i balwierskie (puszczanie krwi, rwanie zębów,
nacinanie ropni itd.). Nierzadko w rezultacie tych czynności pojawiały się użyteczne nowinki, wchodziły w użycie nowe leki i sposoby leczenia. Na jarmarkach
pokazywano egzotyczne zwierzęta, rośliny i minerały, demonstrowano ciekawostki
przyrodnicze, odbiegające od normy egzemplarze flory i fauny, w tym także ludzi
zdeformowanych (karły, garbusy itp.). Oprócz rozrywki to wszystko dostarczało
również wiedzy i w pewnym stopniu przyczyniało się do rozwoju nauki.
Czas jarmarku to w dużym stopniu także czas zabawy. Liczne przedstawienia
dawali wędrowni aktorzy i muzycy (rozwijał się więc prototeatr), występowali
bajarze (przekazywanie starych legend i pieśni), akrobaci, sztukmistrze, treserzy
zwierząt (niedźwiedzie) i ptaków (kruki). W sposób intensywny spotykała się kultura
wysoka, uczona (książki, druki) z ludową, popularną56.
W XVIII w., gdy jarmarki zostały już istotnie zmonopolizowane przez szlachtę,
stały się okazją do intensywnego życia towarzyskiego, z balami, ucztami, spektak­
lami teatralnymi, kuligami itd. Załatwiano tu także sprawy matrymonialne. W ten
sposób kultura jarmarku z kultury miejskiej przeszła w sferę kultury szlacheckiej,
wzbogacając jej funkcjonowanie57.
Łączy się z tym ważny problem przestrzeni miejskiej jako terenu spotkań międzystanowych. Miasto stwarzało warunki do spotkań reprezentantów różnych grup
społecznych (szlachta, mieszczanie, chłopi), co prowadziło do ważnych rezultatów
55
56
57
M. Bogucka, Fairs and culture, w: Die Stadt als Kommunikationsraum, red. H. Bräuer, E. Schlenkirch, Leipzig 2001, s. 49–55.
M. Bogucka, Jarmarki w Polsce w XVI–XVIII w., w: Studia nad dziejami miast i mieszczaństwa
w średniowieczu, t. 1, Toruń 1996, s. 9–25; B. Grochulska, Jarmarki w handlu polskim w drugiej
połowie XVIII w., „Przegląd Historyczny” 1973, t. 64, z. 4, s. 793–820.
Ibidem.
22
Maria Bogucka
w zakresie kultury. Zwłaszcza istotne znaczenie miała infiltracja szlachty do miast.
Istniała już w XIV i XV w. i polegała głównie na przechodzeniu reprezentantów
szlachty do stanu mieszczańskiego przez podejmowanie zajęć mieszczańskich
i przyjmowanie obywatelstwa miejskiego, często w związku z małżeństwami mieszanymi58. W XVI–XVIII w. ten typ infiltracji się utrzymał, choć jego nasilenie
osłabło. Wzrosły natomiast dwa typy przenikania szlachty do miast: 1. poprzez
zakup posiadłości w mieście i osiedlanie się tam na stałe przy zachowaniu statusu
szlachcica, 2. poprzez pobyty czasowe w mieście, bez zakupu nieruchomości, jedynie
w związku z uczestnictwem w zjazdach szlacheckich, w sesjach sądowych, w jarmarkach itd. Najbardziej ożywiony ruch w tym zakresie panował w tych miastach,
gdzie odbywały się sejmy walne (głównie Warszawa, ale także Radom, Toruń,
Grodno) i sejmiki wojewódzkie, a także w miastach trybunalskich (Piotrków, Lub­
­lin). Zjazd szlachty nierzadko oznaczał dla miasta podwojenie liczby ludności na
pewien czas i związany z tym ciężar kwaterunku, zburzenie ładu miejskiego (burdy
i samowola szlachty), ale także możliwość zarobku. Stwarzał też okazję do przyjrzenia się stylowi życia i bycia, ubiorom, nawykom „szlachetnie urodzonych”, które
mieszczaninowi imponowały i były przez niego chętnie naśladowane.
Jeszcze większe znaczenie w zakresie możliwości wchodzenia w stałą akcję
interkulturalną miał coraz powszechniejszy (od XVI w.) w miastach zakup działek
przez magnatów i szlachtę oraz budowanie pałaców i dworów szlacheckich, a także
tworzenie całych wyłączonych spod prawa miejskiego terenów, tzw. jurydyk. Rosły
też błyskawicznie posiadłości Kościoła w miastach59. Warto przypomnieć, że w Krakowie w połowie XVII w. własność kościelna stanowiła 55% terenów w obrębie
murów miasta, mieszczanie posiadali tylko niespełna 28%, a szlachta prawie 17%
obszaru miejskiego60. W Warszawie na przedmieściach do połowy XVII w. 3/4
gruntów przeszło już w ręce magnatów i szlachty61, a mieszczańskie Stara i Nowa
Warszawa stały się jedynie małym dodatkiem do kilkakrotnie większej aglomeracji
miejskiej62. Szybki wzrost posiadłości duchownych i szlacheckich następował zresztą
we wszystkich większych miastach Rzeczypospolitej (Poznań, Lublin, Lwów itd.).
Obroniły się przed tym zalewem jedynie silne miasta Prus Królewskich63.
Było to zjawisko niekorzystne dla mieszczan, ale jednocześnie warunkowało
ścisłe – mimo barier społecznych – codzienne współżycie reprezentantów obu grup.
58
59
60
61
62
63
Por.: S. Gierszewski, Obywatele miast Polski przedrozbiorowej, Warszawa 1973, s. 81 nn. Tamże
bogata literatura przedmiotu, m.in. W. Dworzaczek, J. Deresiewicz, S. Waszak i inni.
M. Bogucka, Z zagadnień socjotopografii większych miast Polski w XVI–XVIII w., w: Miasta
doby feudalnej w Europie środkowowschodniej. Przemiany społeczne a układy przestrzenne, red.
A. Gieysztor, T. Rosłanowski, Warszawa–Poznań–Toruń 1976, s. 147–167.
M. Niwiński, Stanowy podział własności nieruchomej w Krakowie w XVI i XVII w., w: Studia ku
czci St. Kutrzeby, t. 2, Kraków 1938, s. 549–585.
M. Bogucka, Z zagadnień socjotopografii, s. 155–156.
Ibidem.
Ibidem, s. 156.
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
23
Dochodziło do stałego obcowania w różnych formach. Główne miejsce spot­­kań to
oczywiście kościoły oraz place i ulice, gdzie łyk ocierał się o szlachcica (choć ustępował mu drogi), a także gospody i zajazdy, z których korzystali (choć na nierównych warunkach) zarówno szlachetnie, jak i nieszlachetnie urodzeni. Intensywność
spotkań zależała oczywiście od kalendarza. A więc zjazdy sejmów i sądów, wszelkie
święta kościelne, dni jarmarczne (najczęściej związane ze świętami kościelnymi),
a nawet targowe, także różne uroczystości (w skali miasta i państwa), wszelkiego
rodzaju zjazdy (panujących, magnatów) i przejazdy (posłów, dyplomatów, nuncjuszy), wielkie pogrzeby i weseliska, na które zjeżdżano się z całej okolicy, a nawet
kraju (w wypadku królów i magnatów), stanowiły czas specjalnie intensywnych
kontaktów, które obejmowały różne sfery życia – od podziwiania wspaniale przystrojonych elit, do poznawania sposobu ich życia, poprzez m.in. dostarczanie szerokiej gamy usług, takich jak sprowadzanie i sprzedaż luksusowych towarów, szycie
i reparacje odzieży oraz sprzętów, praca w charakterze sług: rękodajnych, kucharzy,
koniuszych, masztalerzy itd., aż do świadczeń stręczycielskich i prostytucji.
Miasto jako teren koegzystencji różnych grup religijnych
i etnicznych
Miasta Rzeczypospolitej odziedziczyły po średniowieczu skomplikowane struktury etniczne, częściowo także wyznaniowe. W większych miastach górne warstwy,
tzw. patrycjat i bogate kupiectwo, były często obcego pochodzenia (Niemcy, Włosi),
warstwy dolne stanowili Polacy, ewentualnie Rusini (na Rusi Czerwonej), i te różnice przetrwały mimo procesów polonizacyjnych zachodzących od końca XV w.64
W XVI w. sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała. Wskutek wysokiej śmiertelności w ówczesnych miastach mogły się one rozwijać jedynie dzięki napływowi ludzi
z zewnątrz. Wtórne poddaństwo ograniczyło jednak w Rzeczypospolitej napływ
chłopów; pozostawała imigracja z innych miast (zwykle z małych do większych,
gdzie były lepsze warunki zarobkowania), ewentualnie napływ szlachty, również
dość ograniczony ze względów społecznych65. W tej sytuacji niezwykle ważne źródło
napływu stanowiła imigracja kupców i rzemieślników z zagranicy, intensyfikowana
przez wojny religijne i prześladowania polityczne, jakie w XVI w. objęły liczne
kraje Europy Zachodniej (Niemcy, Francja, Niderlandy, Anglia, Szkocja, Szwecja).
Tysiące uchodźców zaczęło napływać do bardziej tolerancyjnej Polski. W pierwszej
połowie XVII w. wojna trzydziestoletnia wywołała nową falę emigracji, tym razem
głównie ze Śląska, z Czech i Niemiec. Cały czas przybywali do miast polskich
64
65
M. Bogucka, Nationale Strukturen der polnischen Städten im 17. Jh, „Die alte Stadt” R. 14, 1987,
t. 7, s. 240–253.
Ibidem, s. 242.
24
Maria Bogucka
i litewskich także Żydzi, wypędzeni z Półwyspu Pirenejskiego i coraz częściej
prześladowani w Europie Zachodniej. Imigranci przybywali całymi grupami, często
z rodzinami i służbą. Wobec braku statystyk nikt nie obliczył dokładnie rozmiarów
tego napływu, ale musiał obejmować dziesiątki tysięcy ludzi66, wędrujących zarówno
lądem, jak i drogą morską, przez porty bałtyckie67.
Procent przybyszów z zagranicy wśród nowych obywateli różni się w zależności
od okresu i miasta. Przeciętnie w XVII w. wynosił on dla Poznania 7,2% przyjęć do
prawa miejskiego, w Lublinie 14%, w Starej Warszawie 7% w latach 1601–1625
i 18% w latach 1621–165568. Szczególnie liczne grupy imigrantów przybywały do
dużych miast portowych: w XVII w. w Gdańsku imigranci z zagranicy stanowili
często 60–65% przyjmujących w danym roku prawo miejskie69. Podobnie było
w Elblągu. Należy też pamiętać, że księgi obywatelskie odnotowywały tylko część
najzamożniejszą przybyszów; większość imigrantów osiedlała się w mieście bez
zdobywania prawa miejskiego, procedury zbyt kosztownej i nie dla wszystkich
dostępnej. Społeczność każdego miasta, zwłaszcza większego (do mniejszych strumień imigracji był słabszy), była więc co roku poddawana stresowi konfrontacji
zasiedziałych, „starych” mieszkańców z przybyszami, „obcymi”. Wzbogacało to
niewątpliwie życie ośrodka w bardzo różnych sferach, od gospodarczej do kulturalnej (zetknięcie odmiennych kultur, sposobów działania i obyczajów), ale też
powodowało napięcia i tarcia70. Sposobem na rozładowanie tych napięć była m.in.
polityka matrymonialna. Istniały grupy przybyszów, które miały tendencje do zachowywania i kultywowania swej odrębności (holenderscy menonici71, w pewnym
stopniu Włosi72, no i oczywiście Żydzi). Byli też jednak przybysze, którzy starali się
jak najszybciej wtopić w otoczenie, a wchodzenie do zasiedziałych grup ułatwiało
najefektywniej zawieranie małżeństw (integrowali się w ten sposób przybysze
z Niemiec, ale także Holendrzy, Szkoci, Anglicy w miastach Prus Królewskich).
Migracje z zagranicy kierowały się głównie na obrzeża ziem państwa polsko-litewskiego, do Wielkopolski, na Śląsk, Pomorze, Ruś, a więc tam, gdzie już
w średniowieczu istniała w miastach rozbudowana mozaika etniczna. Najmniej
przybyszów osiadało w centrum (Mazowsze, jednak z wyjątkiem Warszawy). Ge66
67
68
69
70
71
72
Ibidem; zob. także S. Jersch-Wenzel, Die Stadt als Refugium für Glaubensflüchtlinge im 18. Jh.
„Die alte Stadt” R. 14, 1987, t. 7, s. 175–286, oraz S. Gierszewski, Obywatele, s. 48 nn. i 117 nn.
M. Bogucka, Les migrations baltiques et Gdańsk au seuil de l`ère moderne, XVIe–XVIIIe, w: Mari­­
time Aspects of Migration, red. K. Friedland, Köln–Wien 1989, s. 107–124.
S. Gierszewski, Obywatele, s. 117 nn.
H. Penners-Ellwart, Die Danziger Bürgerschaft nach Herkunft und Beruf 1537–1709, Marburg
am Lahn 1954, s. 18 nn.
Por.: N. Elias, J. L. Scotson, Etablierte und Aussenseiter, Frankfurt am Main 1990, passim.
E. Kizik, Mennonici w Gdańsku, Elblągu i na Żuławach Wiślanych w drugiej połowie XVII
i w XVIII wieku, Gdańsk 1994.
Na ten temat ciekawe uwagi por.: W. Tygielski, Italia – Rzeczpospolita. Włoskie oddziaływanie
cywilizacyjne w XVI–XVII w., „Przegląd Historyczny” 2004, t. 95, z. 2, s. 211–232.
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
25
neralnie rzecz biorąc, sytuacja narodowościowa w miastach układała się rozmaicie
w zależności od regionu. Najbardziej jednolite etnicznie były miasta mazowieckie,
zasilane głównie przez imigrację z okolic. Dopiero w drugiej połowie XVII w.,
po wyludnieniu w okresie potopu szwedzkiego, pojawili się w niektórych z miast
mazowieckich imigranci z zewnątrz, m.in. grupy osadników żydowskich (np. w Wyszogrodzie)73. Jak już wspominaliśmy, wyjątek na Mazowszu stanowiła Warszawa,
której stołeczność przyciągała już w XVI i XVII w. reprezentantów innych narodowości: Niemców, Włochów, Szkotów, Francuzów, Greków i Ormian. W okresie
Oświecenia ten napływ wyraźnie się nasilił, choć Polacy (szlachta, mieszkańcy
innych miast) nadal stanowili 78% ogółu nowych obywateli74.
Sytuacja w Małopolsce była bardziej skomplikowana. Średniowiecze pozostawiło
tu, zwłaszcza w większych miastach, duże grupy Niemców i Włochów, którzy częściowo zachowali swe odrębności kulturowe. W Krakowie np. dopiero od połowy
XVI w. można mówić o polonizacji dawnych włosko-niemieckich elit. Obecność
uniwersytetu i dworu królewskiego powodowała, że w XVI w. wciąż napływało
do miasta dużo cudzoziemców; oprócz Włochów byli to Węgrzy, Walonowie, Flamandowie, Niemcy, a także Szkoci75. Ta imigracja trwała także w XVII w. Liczni
Szkoci osiadali również w innych miastach Małopolskich (Krosno, Tarnów, Zamość,
Brody). W XVIII w. nadal dużą rolę w Krakowie odgrywali Włosi i Szkoci, ale
także przybysze ze Śląska, z Niemiec, Moraw i Francji76. Także miasta górnicze,
Wieliczka, Bochnia, Olkusz, Chęciny, mimo że w XVI w. uległy znacznej polonizacji (m.in. wskutek napływu szlachty), wciąż ściągały fachowców górniczych
z zagranicy (Włosi, Niemcy, Czesi, Węgrzy, Słowacy, Szkoci, Francuzi)77.
Struktury etniczne zależały w dużym stopniu od wielkości miasta. W większości
małych i średnich miast zachodniej Małopolski ludność była mało zróżnicowana
etnicznie (przewaga przybyszów z najbliższej okolicy; przykładem może być Stary
Sącz78). W wielu miastach prywatnych jednak często mieszkali rzemieślnicy obcego
pochodzenia – pojedynczy fachowcy sprowadzeni przez właściciela, choćby dla
zaspokojenia potrzeb jego domu (przykład Staszowa79). Zdarzała się oprócz tego imigracja grupami. I tak Firlejowie ściągali rzemieślników z Holandii do Lewartowa80.
73
74
75
76
77
78
79
80
B. Nowicka, Wyszogród. Zarys dziejów, Wyszogród 1971, s. 42.
S. Gierszewski, Obywatele, s. 72.
J. Bieniarzówna, J. M. Małecki, Historia Krakowa w XVI–XVIII w., Kraków 1984, s. 71 nn. i 204
nn.
Ibidem. Por. także: Dzieje Lubelszczyzny, red. T. Mencel, Warszawa 1974, s. 267 nn.
F. Kiryk, Księga przyjęć do prawa miejskiego w Bochni 1531–1656, Wrocław 1979, s. 15 nn.;
A. Keckowa, Żupy krakowskie w XVI–XVIII w., Wrocław 1969, s. 228 nn.; D. Molenda, Dzieje
Olkusza do 1795 r., w: Dzieje Olkusza i regionu olkuskiego, red. F. Kiryk, t. 1, Warszawa 1978,
s. 266.
Historia Starego Sącza, red. H. Barycz, Kraków 1979, s. 46–165, zwłaszcza s. 81.
A. Makowska, Prywatne miasto Staszów i dobra staszowskie, Warszawa 1981, s. 61.
Dzieje Lubelszczyzny, s. 270.
26
Maria Bogucka
Starosta łukowski E. Domaszowski sprowadził w 1630 r. do Łukowa rzemieślników
ze Śląska i z Niemiec, a na początku XVIII w. wojewoda lubelski Jan Tarło zaprosił
do lubelskiego Opola grupę osadników niemieckich81. We wszystkich wypadkach
ściągani do miast przybysze otrzymywali zwolnienie od płacenia podatków i różne
ulgi od pana miasta, który realizował politykę osiedleńczą. Tego typu praktyka
sprzyjała dyferencjacji etnicznej miast, także tych niewielkich.
Przesuwając się w kierunku wschodnim, napotykamy w Małopolsce coraz bardziej
skomplikowane struktury etniczne. W takich miastach jak Lublin, Zamość, Lwów –
a na Podolu Kamieniec Podolski i w licznych mniejszych ośrodkach – w skład zaludnienia wchodzili już od średniowiecza Polacy, Rusini i Ormianie. W XVI i XVII w.
mozaika ludnościowa zagęściła się, i to nie tylko ze względu na masowy napływ
Żydów. Kiedy Jan Zamoyski pod koniec XVI w. zakładał Zamość, zezwolił na osied­
lenie się w mieście m.in. Ormian, Sefardyjczyków i Greków. W XVII i XVIII w.
mieszkali w tym mieście także liczni Anglicy, Szkoci, Niemcy, Włosi, Holendrzy,
Flamandowie, Hiszpanie, a nawet Turcy i Persowie82. Włochów, Węgrów, Szkotów
i Anglików można było spotkać również w Lublinie83. We Lwowie, w Przemyślu,
Kamieńcu Podolskim oprócz Polaków, Niemców, Rusinów i Ormian mieszkali też
Tatarzy, Karaimowie, Grecy, Włosi, nie wspominając o Żydach84.
Zaludnienie Podlasia to mozaika polsko-litewsko-białoruska, z domieszkami
Niemców, Szkotów i Tatarów85. Miasta Wielkiego Księstwa Litewskiego zaludnione
były głównie przez lokalne społeczności – Litwinów i Białorusinów, ale pojawiali
się w nich przybysze z Korony, głównie z Podlasia i Mazowsza, a także Rusini,
Niemcy, Szkoci (Kiejdany, Birże, Taurogi), a nawet Francuzi86.
W Wielkopolsce w średniowieczu wielką rolę w zaludnieniu miast odegrali
Niemcy, długo zachowujący swą odrębność językową i obyczajową. W XVI w.
doszło do polonizacji miast wielkopolskich, w czym udział miał napływ szlachty
i mieszane, szlachecko-mieszczańskie małżeństwa87. W rezultacie w drugiej połowie XVI w. w Poznaniu było tylko 10% Niemców wśród mieszkańców, a prawie
całkowicie spolszczone zostały Gniezno, Kalisz, Słupca, Koło i Kościan. Tylko
w strefie nadgranicznej odsetek Niemców był wciąż wysoki (Wschowa, Międzyrzecz, Wałcz). W XVII w. imigracja wywołana przez wojnę trzydziestoletnią spo81
82
83
84
85
86
87
Ibidem.
R. Szczygieł, Zamość w czasach staropolskich, w: 400 lat Zamościa, red. J. Kowalczyk, Wrocław
1983, s. 105 nn.
Dzieje Lubelszczyzny, s. 267 nn.
M. Bogucka, Nationale Strukturen, s. 247; S. Alexandrowicz, Powstanie sieci miejskiej Podlasia,
s. 419 nn.
S. Alexandrowicz, Geneza i rozwój miasteczek, s. 60 nn.; A. Wyrobisz, Townships, s. 193–204.
Ibidem.
Na ten temat istnieje ogromna literatura; klasyczna jest rozprawa W. Dworzaczka, Przenikanie
szlachty do stanu mieszczańskiego w Wielkopolsce w XVI i XVII w., „Przegląd Historyczny” 1956,
z. 4, s. 656–684.
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
27
wodowała napływ uciekinierów z Moraw, z Czech, ze Śląska, z Pomorza, z Niemiec, rozbudowując element napływowy w miastach wielkopolskich. Rozwinęły się
wówczas centra wielkopolskiej produkcji tekstyliów (Leszno, Bojanowo, Rawicz
itd.) o specyficznym profilu narodowościowym. W miastach wielkopolskich w XVII
i XVIII w. znajdujemy także przybyszów z innych krajów: Szkotów, Włochów
i Greków (Poznań)88.
W miastach Prus Królewskich od średniowiecza przewagę mieli Niemcy, tylko
w małym stopniu i w nielicznych ośrodkach spolonizowani. Procesy polonizacyjne najsilniej rozwijały się w Toruniu (zwłaszcza od XVII w.), choć patrycjat
i znaczna część pospólstwa była tu niemiecka. Oprócz Niemców i Polaków mieszkali w Toruniu także przybysze ze Szkocji, z Anglii, Danii, Niderlandów, Austrii,
Czech i Węgier89. Niezwykle rozbudowana była mozaika etniczna dwóch wielkich
portów nadbałtyckich: Gdańska i Elbląga, gdzie oprócz Niemców (elity, średnie
mieszczaństwo) i Polaków (głównie biedota) mieszkali przybysze z Niderlandów,
Anglicy, Szkoci i Francuzi90. W mniejszych miastach Prus Królewskich większość
stanowili Niemcy, ale mieszkali tam również Polacy, przybysze z Niderlandów
i dość liczni od XVII w. Szkoci91.
Tak więc struktury miejskie Rzeczypospolitej były bardzo skomplikowane.
Oprócz występujących we wszystkich miastach europejskich podziałów związanych
z kryteriami społeczno-gospodarczymi (stopień zamożności, dostęp do władzy),
duże znaczenie miał podział na mieszkańców dawnych, zasiedziałych („swoi”)
i przybyszów („nowi”, „obcy”)92, nabierający znaczenia wobec rozwoju imigracji.
Problem wtapiania się przybyszów w społeczność lokalną bywał trudny, wymagał
pojawiania się i rozwoju procesów akulturacji, które zaczynały się najczęściej dopiero w drugim, a nawet w trzecim pokoleniu. W dodatku akulturację utrudniało
splecenie dyferencjacji narodowościowej z wyznaniową.
Wyznanie u progu ery nowożytnej było elementem identyfikującym bardzo silnie,
często ważniejszym niż język i obyczaj. Tak więc rola wyznania w społeczności
miejskiej rosła, zwłaszcza że w XVI w. sytuacja w tym zakresie istotnie się skomp­
likowała. Oprócz katolików i prawosławnych pojawili się, w związku z reformacją,
protestanci różnych odłamów (luteranie, kalwiniści, prezbiterianie, bracia czescy,
bracia polscy, socynianie, menonici), wzrosła też liczba wyznawców judaizmu i is88
89
90
91
92
Dzieje Wielkopolski do 1793 roku, red. J. Topolski, Poznań 1969, s. 496.
Historia Torunia, t. 2, cz. 2, red. M. Biskup, Toruń 1994, s. 22 nn.; t. 2, cz. 3, Toruń 1996, s. 8
nn.
J. Baszanowski, Statystyka wyznań a zagadnienia etniczne Gdańska w XVII–XVIII w., „Zapiski
Historyczne” 1989, t. 54, z. 1, s. 57–82; idem, Przemiany demograficzne w Gdańsku w latach
1601–1846, Gdańsk 1995, s. 295 nn.; Historia Elbląga, red. A. Groth, t. 2, cz. 1, Gdańsk 1996,
s. 26 nn. i 125 nn.; t. 2, cz. 2, Gdańsk 1997, s. 71 nn.; t. 3, cz. 1, Gdańsk 2000, s. 24 nn. i 100 nn.
M. Bogucka, Nationale Strukturen, s. 248.
N. Elias, J. L. Scotson, Etablierte und Aussenseiter, passim.
28
Maria Bogucka
lamu (Tatarzy, Persowie, Karaimi), monofizytów (Ormianie). Pojawili się grekokatolicy (1596 – unia brzeska). Rozbudowana mozaika etniczna łączyła się więc
ze skomplikowaniem struktur wyznaniowych, co prowadziło do (występującego
już w średniowieczu, ale w słabszej formie) splecenia identyfikacji narodowości
i wyznania, do swoistej „nacjonalizacji” wyznań. Najsilniej to zjawisko występowało u Żydów i Ormian, ale objęło także katolicyzm, prawosławie i protestantyzm,
mimo ponadnarodowego charakteru tych konfesji. Liczne przykłady postrzegania
narodowości przez pryzmat wyznania występują w źródłach. We Lwowie Polacy,
Niemcy i Włosi figurują jako „natio catholica”, a Polacy określani są często jako
„łacinnicy” – „latini”, Grecy jako „Graeci”, wiara katolicka jako wiara „lacka”,
„ritus Lachicus”, a prawosławni jako „fides Ruthenica”93. W Polsce centralnej Niemiec to „Luter”. W mieście nowożytnym wyznanie, jak się wydaje, było głównym
elementem identyfikacji jednostki i grupy, a przynależność etniczna znajdowała
się na drugim miejscu94.
W związku z tym na terenie miast często dochodziło do ostrych konfliktów
wyznaniowych. W pierwszej połowie XVI w. przez miasta Rzeczypospolitej, od
Wielkopolski i Prus Królewskich, aż po kresy południowo-wschodnie przetoczyła
się fala rewolt społecznych związanych z szerzeniem się reformacji95. Od schyłku
XVI poprzez stulecia XVII i XVIII dochodziło do tarć między katolikami a ewangelikami (Kraków, Poznań, Toruń)96, ale też między luteranami a kalwinistami (Gdańsk,
Toruń, Elbląg)97, do szykanowania menonitów i innych anabaptystów, no i oczywiś­
­cie Żydów. Kohabitacja etniczno-wyznaniowa na gruncie miejskim oznaczała nie
tylko pokojowe współistnienie, lecz także często tarcia i współzawodnictwo.
Społeczny porządek w gminie miejskiej oparty był najczęściej na segregacji
wyznaniowej i większej lub mniejszej marginalizacji całych grup. Segregacja znajdowała wyraz w normach prawnych, instytucjonalnych i kulturalnych. Wydobycie
93
94
95
96
97
Najnowsza pozycja dotycząca tej problematyki to praca zbiorowa On the Frontier of Latin Europe. Integration and Segregation in Red Ruthenia, 1350–1600, red. Th. Wünsch, A. Janeczek,
Warsaw 2004. Por. zwłaszcza: A. Janeczek, Ethnicity, Religious Disparity and the Formation of
the Multicultural Society of Red Ruthenia in the Late Middle Ages, s. 15–46.
Ibidem.
R. Szczygieł, Konflikty społeczne w Lublinie w pierwszej połowie XVI w., Warszawa 1977, zwłaszcza s. 98 (problem w skali całej Rzeczypospolitej). Por. także: M. Bogucka, H. Samsonowicz,
Dzieje miast, s. 486 nn.
J. Bieniarzówna, J. M. Małecki, Dzieje Krakowa, s. 140 nn.; Dzieje Wielkopolski, s. 562 nn.
i 731 nn.; Historia Torunia, t. 2, cz. 2, s. 257 nn.; cz. 3, s. 395 nn.; S. Salmonowicz, Protestanci
i katolicy w jednym mieście: casus Torunia od XVI do XVIII w. Przyczynek do dziejów tolerancji
religijnej w Polsce, w: Rzeczpospolita wielu wyznań, red. A. Kaźmierczak i in., Kraków 2004,
s. 65–78.
Por.: M. G. Müller, Zweite Reformation und städtische Autonomie im Königlichen Preussen.
Danzig, Elbing und Thorn in der Epoche der Konfessionalisierung 1557–1669, Berlin 1997;
M. Bogucka, Specyfika gdańskiego luteranizmu XVI–XVIII w., w: Rzeczpospolita wielu wyznań,
s. 399–408; Historia Elbląga, t. 2, cz. 1, s. 194 nn.
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
29
się z pozycji dyskryminowanego następowało albo przez jednostkową akulturację
(zmiana wyznania), albo przez działania grupowe zmierzające do zmiany i poszerzenia praw. Bardzo charakterystyczne przykłady tego typu działań znamy z terenu
miast Rusi Czerwonej i Podola. We Lwowie np. mieszkańcy byli podzieleni na
trzy nacje: katolicką (wszyscy „łacinnicy”, a więc oprócz Polaków także Niemcy
i Włosi – stanowi to jeszcze jeden dowód prymatu wyznania nad przynależnością
etniczną), ormiańską i ruską (prawosławni). Członkowie nacji ormiańskiej i ruskiej
długo nie mieli pełnych praw, dopiero na początku XVII w. udało im się uzyskać
pewien wpływ na zarząd miastem. W 1622 r. ordynacja miejska ustalająca porządek
głosowań tzw. 40 mężów (reprezentacja średniego mieszczaństwa) ustaliła, że jeden
głos należeć będzie do ławników, drugi do starszych Ormian, trzeci do kupców,
czwarty do starszych cechów, a piąty, ostatni, do reprezentantów Rusinów98. Organizacja Ormian lwowskich, w której skład wchodzili bogaci kupcy, zaczęła nawet
w XVII w. konkurować z radą miejską, a jej starsi przyjęli tytuł rajców. Pod koniec
tegoż stulecia Ormianie lwowscy byli zresztą w dużym już stopniu spolonizowani
i wielu z nich zaczęło przechodzić w szeregi szlachty. Rusini lwowscy byli znacznie
ubożsi i mieli mniejsze wpływy. Choć przywilej Zygmunta Augusta z 1572 r. zrównał
ich w prawach z katolikami, w praktyce jednak nadal byli dyskryminowani, m.in. nie
dopuszczano ich do sprawowania urzędów miejskich99. Warto podkreślić, że Rusini
i Ormianie podlegali osobnemu sądownictwu we Lwowie. Ormian sądzili ich starsi,
Rusinów, podobnie jak Żydów, sądy starościńskie100. Terenem podobnych tarć i prób
emancypacji innych niż katolicka nacja był także Przemyśl, Kamieniec Podolski
i inne miasta kresów południowo-wschodnich. Problem był żywy również w innych
regionach. W XVII w., w okresie narastającej kontrreformacji, w wielu miastach
starano się nie dopuszczać do uczestnictwa we władzach miejskich niekatolików
(np. Kraków). Tymczasem np. w Toruniu katolicy, mimo że stanowili prawie połowę
mieszkańców miasta, nie mogli zasiadać w radzie i ławie aż do 1724 r., a i po tym
roku tylko nieliczni bywali dopuszczani do urzędu101.
Dyskryminacja wyznaniowo-etniczna była realizowana przede wszystkim poprzez utrudnienia w otrzymywaniu prawa miejskiego. I tak np. Żydzi w całej Rzeczypospolitej otrzymywali obywatelstwo miejskie tylko w wyjątkowych wypadkach.
Pewne trudności z nabywaniem praw miejskich mieli w Prusach Królewskich Szkoci,
98
M. Bogucka, Nationale Strukturen, s. 246–247, tam też dalsza literatura.
Ibidem.
100
Por.: J. Bardach, Ormianie na ziemiach dawnej Polski. Przegląd badań, „Kwartalnik Historyczny” 1983, z. 1, s. 109–118; R. Leśniak, Armenier in Lemberg: Grenzen sozialer Integration in den
Städten Rotreußens in Spätmittelalter und frühen Neuzeit. Eine Skizze, w: On the Frontier of Latin
Europe, s. 229–240; oraz ibidem: M. Kapral, Legal Regulation and National (Ethnic) Differantiation in Lviv, 1350–1660, s. 211–228.
101
J. Bieniarzówna, J. M. Małecki, Dzieje Krakowa, s. 201; S. Salmonowicz, W staropolskim Toruniu XVI–XVIII w. Studia i szkice, Toruń 2005, s. 12 i 74 nn.
99
30
Maria Bogucka
choć np. w Gdańsku i Elblągu wielu z nich zostawało obywatelami. Od 1652 r.
zaczęto utrudniać nadawanie obywatelstwa Szkotom także w Poznaniu. Konstytucje sejmowe z lat 1629 i 1634 głosiły, że wędrowni kupcy: Ormianie, Persowie,
Grecy i Szkoci, nie mogą być dopuszczani do prawa miejskiego w żadnym mieście
Rzeczypospolitej, ale tych przepisów nie przestrzegano.
Od przełomu XVI i XVII w. coraz częściej wyznanie rzymskokatolickie stawało
się warunkiem otrzymania prawa miejskiego102. Tak było m.in. w Warszawie, Lub­
linie, Krakowie, Poznaniu (tu przepis uchylono w 1634) i Bieczu. W Przemyślu
o prawo miejskie mogli się ubiegać rzymscy katolicy i grekokatolicy, natomiast
wykluczeni byli protestanci. Uprzywilejowanie protestantów było rzadsze, ale się
zdarzało. W Toruniu i Chojnicach prawo miejskie było zarezerwowane tylko dla
nich103. W Gdańsku o obywatelstwo nie mogli się ubiegać antytrynitarze, socynianie,
kwakrzy i menonici. W drugiej połowie XVII w. w związku z wyludnieniem miast
ograniczenia te bywały w niektórych ośrodkach uchylane. Zwłaszcza właściciele
miast prywatnych, starając się ściągnąć osadników, nadawali im wolność religijną.
Przykładem może być biskupie miasto Chełmno, gdzie w 1678 r. biskup Jan Małachowski zagwarantował swobodę kultu protestantom, w wyniku czego w mieście osiedlali się liczni Szkoci104. Wielkopolska, do której w drugiej połowie XVII
i w XVIII w. właściciele miast sprowadzali licznych osadników z zagranicy, również
dawała dowody gwarantowania swobody wyznania. W przywilejach dla Jutrosina,
Rakoniewic, Ostrowa ich właściciele starali się zapewnić możliwość swobodnego
wyznawania wiary zarówno luteranom, jak i katolikom105.
Identyfikacja wyznania z narodowością i dyskryminowanie „innych”, również
na płaszczyźnie gospodarczej, prowadziły do istnienia w miastach odrębnych cechów rzemieślniczych. I tak np. na terenie miast wielkopolskich w XVII w. funkcjonowały cechy wyłącznie katolicko-polskie, wyłącznie protestancko-niemieckie,
także żydowskie, a również mieszane: polsko-niemieckie i polsko-żydowskie106.
Wyznawanie religii katolickiej było warunkiem wstępu do 20 cechów działających
w Poznaniu, Kaliszu, Rogoźnie, Kościanie, Krotoszynie, Grodzisku, Koźminie i Kobylinie. Wyłącznie ewangelicy mogli być członkami cechów działających w Międzychodzie i Rawiczu, a Żydzi mogli należeć do cechów krawieckich Grodziska,
Koźmina i Rogoźna107. Dość liberalną politykę wyznaniowo-konfesyjną prowadziły
102
S. Gierszewski, Obywatele, s. 66 nn.
Ibidem.
104
Z. Nowak, Dzieje Chełmna do końca XVIII w., w: Dzieje Chełmna i jego regionu, red. M. Biskup,
Toruń 1968, s. 165; M. G. Zieliński, Chełmno: civitas totius Prussiae metropolis XVI–XVIII w.,
Bydgoszcz 2007.
105
D. Mazek, Ku ozdobie i profitowi. Prawodawstwo miast prywatnych w Wielkopolsce, 1660–1764,
Warszawa 2003, s. 83 nn.
106
E. Borkowska-Bagieńska, Cechowe prawo gospodarcze w miastach Wielkopolski w XVII w., Poznań 1977, s. 41 nn.
107
Ibidem.
103
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
31
cechy Gdańska i Elbląga. W Gdańsku istniał odrębny cech szewców „polskich”,
ale raczej chodziło tu o profil produkcji – „buty polskie” – niż o skład członków,
a w XVIII w. władze miasta wydały zezwolenie na przyjęcie do cechu Turka, zresztą
ochrzczonego108. Bardziej restrykcyjnie zachowywały się cechy w Toruniu, nie
zawsze otwierające się na katolików109. W Małopolsce cechy uprzywilejowywały
katolików. W Lublinie od 1616 r. do cechu mógł należeć tylko katolik, wcześniej
panowała tam tolerancja. Jeszcze w 1604 r. w cechu mieczowników lubelskich postanowiono zwolnić mistrzów ewangelików od uczestnictwa w obrzędach katolickich
i powtórzono to w 1613 r. W 1616 r. w wielu cechach lubelskich podkreślono, że
warunkiem przynależności jest wyznawanie katolicyzmu (bednarze, kołodzieje,
stelmachowie, powroźnicy), powtórzono to w 1650 r. Konieczność bycia katolikiem
wprowadziły również oficjalnie cechy mieczników (1618), kotlarzy i cieśli (1619),
konwisarzy (1620), piwowarów (1649), chirurgów (1661). Jedynie cech złotników
nie opowiedział się za dyskryminacją i jego członkami byli liczni różnowiercy110.
Sytuacja grekokatolików na Lubelszczyźnie była zróżnicowana. W niektórych miastach byli do cechów dopuszczani (np. Tomaszów)111. W Małopolsce zachodniej
wygasanie reformacji i rozwój kontrreformacji w miastach prowadził do zmian
w polityce cechowej. Jednak np. w Krakowie liczni ewangelicy byli członkami cechów. W 1586 r. wybuchł tam spór o udział protestanckich mistrzów w katolickich
pogrzebach członków cechu, zakończony sformułowaniem przymusu udziału112.
Jednak w latach 1631 i 1637 zwolniono krakowskich rzemieślników innowierców
od udziału w obrzędach katolickich. Zapewne wiązało się to z faktem, że w cechach
krakowskich (np. stolarze, biało- i czerwonoskórnicy, pasamonicy, złotnicy) wciąż
bardzo dużo było Niemców i innych przybyszów z zagranicy. W cechu murarzy
ton nadawali Włosi113.
Wyznaniowo-etniczne sprofilowanie cechów utrudniało procesy akulturacji, bardziej liberalna polityka jej sprzyjała. Cechy nie prowadziły wszak jedynie działalności związanej z produkcją, ale organizowały dla swych członków życie kulturalne
i towarzyskie, a także – jak już wspomniano – religijne (wspólny udział w obrzędach
takich jak pogrzeby i śluby, uczestnictwo w procesjach i nabożeństwach). Istnienie
osobnych cechów etniczno-wyznaniowych umacniało identyfikację poszczególnych
grup i utrudniało zbliżenie z innymi grupami, mimo że były pokrewne zawodowo,
a więc cechował je podobny sposób życia i łączył status majątkowy.
108
Dowód wyższości kryterium wyznania nad etnicznym por.: M. Bogucka, Czy Turek może być
członkiem cechu? Przyczynek do dziejów tolerancji w Gdańsku w XVIII w., „Przegląd Humanistyczny” R. 43, 1999, nr 2/3, s. 31–33.
109
S. Salmonowicz, W staropolskim Toruniu, s. 12.
110
Dzieje Lubelszczyzny, s. 267 n.
111
Ibidem.
112
J. Bieniarzówna, J. M. Małecki, Historia Krakowa, s. 140, 200 n.
113
Ibidem.
32
Maria Bogucka
Tendencje do segregacji i odgraniczania się poszczególnych wyznań na terenie
miast wyrażały się także w istnieniu osobnych bractw religijnych, których liczba
i rola rosły zwłaszcza w XVII i XVIII w. Istotne znaczenie dla umocnienia identyfikacji narodowościowej Rusinów miały np. bractwa prawosławne funkcjonujące
w miastach Rusi Czerwonej114. Również istnienie szkół wyznaniowych umacniało
odrębności religijne, choć zależało to od tego, czy były one całkowicie zamknięte
dla wyznawców innych religii (szkolnictwo żydowskie), czy też nie. Do szkół protestanckich w miastach wielkopolskich i pruskich uczęszczała także młodzież katolicka,
w gimnazjach jezuickich zdarzali się ewangelicy115. Zamożni gdańscy mieszczanie
luteranie posyłali swe córki na naukę do katolickich konwentów, co z podziwem
odnotował w pierwszej połowie XVII w. francuski dyplomata Charles Ogier116.
Segregacje dotyczyły również świątyń. Osobne miejsca kultu mieli katolicy,
prawosławni, grekokatolicy, ormiańscy monofizyci, ewangelicy, żydzi i muzułmanie.
Różniły się one typem architektury, aranżacją wnętrz, sposobem odprawiania nabożeństw, co utrwalało poczucie odrębności danej grupy wyznaniowo-etnicznej.
W wyniku sporów religijnych dużym problemem w XVI w. był podział świątyń już
istniejących w mieście pomiędzy zwolenników reformacji a tradycyjnych katolików.
W miastach Prus Królewskich, które w połowie XVI w. uzyskały gwarancję swobód
religijnych i opowiedziały się po stronie luteranizmu, starano się zapewnić mimo
wszystko posiadanie pewnych świątyń przez katolików, a także oddać niektóre
z nich kalwinistom (Gdańsk, Toruń, Elbląg). Zdarzało się też wykorzystywanie tego
samego kościoła przez różne konfesje (podział przestrzeni lub czasu nabożeństw).
W miastach wielkopolskich i małopolskich, przede wszystkim z inicjatywy magnatów i szlachty, zaczęto budować zbory (Kraków, Poznań, Lublin itd.), które na
przełomie XVI i XVII w. często stawały się obiektem napaści. W XVII i XVIII w.,
w miarę ograniczania praw różnowierców, zakazano (1670) budowy nowych zborów,
a nawet reparacji starych, ale były to postanowienia władz państwowych, a nie
miejskich, nie można więc ich uznać za przejaw wzrostu postaw nietolerancyjnych
wśród samego mieszczaństwa117. Połączenie struktur konfesyjnych z etnicznymi
odbijało się często w nazwie świątyń, np. w Elblągu i Toruniu niektóre kościoły
nosiły nazwę „polskich”. W Gdańsku kościół gminy kalwińskiej ze względu na
114
Por. na ten temat: Th. Wünsch, Die religiöse Dimension sozialer Integration: Glaubensverhältnisse in den galizisch-wolhynischen Bistümern des 15.–17. Jahrhunderts, w: On the Frontier of Latin
Europe, s. 61 nn.
115
M. Bogucka, Prusy Królewskie jako teren styku wielu kultur i wpływ tego zjawiska na rozwój reformacji. Przykład Gdańska, w: Jan Łaski, 1499–1560, red. W. Kriegseisen, P. Salwa, Warszawa
2001, s. 39–50.
116
Ibidem, s. 43.
117
M. Bogucka, Daniel Chodowiecki, seine Familie und Danzig, w: Daniel Chodowiecki 1726–1801,
red. E. Heinrichs, K. Zernack, Tübingen 1997, s. 32.
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
33
dominację hugenockich imigrantów wśród uczęszczających tu w XVIII w. wiernych
nosił nazwę kościoła „francuskiego”.
Uczęszczanie do odrębnych świątyń powodowało bardzo silne rozbicie miejskiej
wspólnoty, która nie mogła być w tej sytuacji oparta na podstawowej dla człowieka
ówczesnego wartości: wyznaniu. Było też zapewne jednym z powodów niemożności wytworzenia przez mieszczaństwo w Rzeczypospolitej poczucia solidarności
stanowej oraz własnej, stanowej ideologii, jak to się stało na zachodzie Europy.
Jeszcze bardziej rygorystyczna niż za życia segregacja religijna obowiązywała
po śmierci, w zakresie pochówku zmarłych. Tylko szlachta i magnateria na kresach
urządzała pogrzeby, w których uczestniczyli duchowni kilku wyznań – od katolików
i grekokatolików do prawosławnych118. W miastach, jak już wspomnieliśmy, wyrazem tolerancji religijnej było zwalnianie w cechach mistrzów różnowierców od
obowiązku udziału w pogrzebach katolickich, zdarzało się też zresztą zmuszanie
do takiego uczestnictwa, stanowiące element dyskryminacji inaczej wierzących.
Wszędzie istniały osobne cmentarze katolickie, prawosławne, ewangelickie, muzułmańskie, żydowskie, menonickie i nie było mowy o grzebaniu nieboszczyka
w innym miejscu niż wybranym mu przez jego konfesję. Wyobrażenia eschatologiczne kształtowane były w sposób przemożny przez realia życia doczesnego.
Segregacja etniczno-religijna znajdowała wyraz w organizacji przestrzeni miejskiej, w istnieniu ulic i dzielnic przeznaczonych dla różnych narodowości, także
dla mieszkańców o niepełnych prawach, pozbawionych obywatelstwa. Tę grupę
stanowiła albo biedota, albo przybysze, najczęściej w pierwszym pokoleniu, którzy
jeszcze nie zdążyli się zintegrować ze społecznością miasta, często również członkowie grup od dawna w mieście osiadłych, ale nie posiadających takich samych
praw jak grupy etniczno-wyznaniowe dominujące (katolicy, „łacinnicy” w miastach
Rusi Czerwonej, luteranie w miastach Prus Królewskich). Najjaskrawszy przykład
ukształtowania przestrzeni miejskiej opartej na zasadzie etniczno-wyznaniowej
stanowiły ulice i dzielnice żydowskie, w niektórych ośrodkach tak rozbudowane,
że można mówić o miasteczkach żydowskich (oppida judeorum)119. W miastach
kresowych istniały osobne dzielnice zamieszkałe przez Rusinów i prawosławnych.
We Lwowie, mimo szybkich procesów polonizacyjnych i akulturacji, dzielnice
rusińska i ormiańska zachowały specyfikę także w XVII i XVIII w. W sposób
niemal podręcznikowy socjotopografia Przemyśla w XVI w. odbijała struktury
etniczno-religijne tego miasta. Domy elit miejskich, kleru i szlachty tam rezydującej koncentrowały się w centrum (Rynek i trzy główne ulice: Lwowska, Grodzka
i Wodna), oraz w północnej i zachodniej części miasta. W części południowo-wschodniej, zwanej Władycze, mieszkali prawosławni Rusini (stanowiła ona
118
Interesujące świadectwo takiego pogrzebu w XVIII w. znajdujemy w: M. Matuszewicz, Diariusz
życia mego, oprac. E. Królikowski, t. 1, Warszawa 1986, s. 476–504.
119
M. i K. Piechotkowie, Oppidum Judeorum. Żydzi w przestrzeni miejskiej dawnej Rzeczypospolitej, Warszawa 2004.
34
Maria Bogucka
własność patriarchy prawosławnego). Kwartał żydowski obejmował północno-wschodnią część miasta, położoną nad rzeką. Polacy byli najliczniej reprezentowani w obrębie murów miejskich, osadnictwo rusko-prawosławne dominowało
na przedmieściach120. W miastach Prus Królewskich funkcjonowały odrębne
dzielnice polskie, uboższe i gorzej sytuowane („polskie” ulice w Elblągu, Osiek
w Gdańsku)121. Istnienie takich odrębnych dzielnic niewątpliwie utrudniało procesy
akulturacji. Zwarte sąsiedztwo wzmacniało poczucie więzi grupowej, ułatwiało
zachowanie odrębności obyczajowej i religijnej. Od reszty społeczności miejskiej
odgradzały się szczególnie stanowczo bardzo rygorystycznie nastrojone grupy,
przede wszystkim menonici i Żydzi. Starozakonni niechętnie widzieli sytuację,
gdy członkowie gminy osiedlali się poza granicami żydowskiego osiedla. W niektórych ośrodkach istniał zwyczaj zamykania terenów dzielnicy w szabat i święta
przy pomocy łańcuchów (zabezpieczenie przed pogromem, ale także ułatwienie
kontroli nad członkami gminy)122.
Ogromny był wpływ na wieloetniczności i wielokonfesyjności na architekturę
miast. W większości Małopolski ich zabudowa kształtowała się pod wpływem
wzorów włoskich i południowoniemieckich (Kraków, Kazimierz, Sandomierz, Zamość itd.), gdyż budowniczymi i architektami tych miast byli głównie artyści i muratorzy włoscy. Na architekturę miast wielkopolskich miała wpływ sztuka niemiecka
i flamandzka. Flamandowie i Holendrzy ukształtowali pejzaż architektoniczny miast
Prus Królewskich, zwłaszcza tych większych, Gdańska, Elbląga i Torunia. Nie bez
powodu Gdańsk nazywano drugim Amsterdamem.
Ważny element krajobrazu miejskiego stanowiły świątynie. Były to głównie
odziedziczone jeszcze po średniowieczu kościoły katolickie, gotyckie, których
wnętrza były przebudowywane w stylu renesansowo-barokowym, później klasycystycznym. Część z nich, np. w Prusach Królewskich, została adaptowana na
protestanckie zbory. Liczne zbory ewangelickie wzniesiono (czasem adaptując
w tym celu kamienice mieszczańskie) w miastach wielkopolskich, małopolskich,
a także w Wielkim Księstwie Litewskim. Na południowych i wschodnich terenach
Rzeczypospolitej i na Litwie specyficzny akcent w widokach miast stanowiły
cerkwie prawosławne i grekokatolickie, z ich charakterystycznymi kopułami.
W wielu miastach koegzystowały z nimi żydowskie synagogi, drewniane lub
murowane, oraz muzułmańskie meczety zwieńczone minaretami. Architektura
sakralna była więc w miastach Rzeczypospolitej bardzo zróżnicowana i odbijała
podziały konfesyjne. Oczywiście nie mogły nie zaistnieć, przy wszystkich różni120
A. Janeczek, Ulice etniczne w miastach Rusi Czerwonej w XIV–XVI w., „Kwartalnik Historii
Kultury Materialnej” R. 47, 1999, z. 1–2, s. 131–147; oraz ibidem: J. Motylewicz, Ulice etniczne
w miastach ziemi przemyskiej i sanockiej w XVII i XVIIII w., s. 149–155; Tysiąc lat Przemyśla,
red. F. Kiryk, Przemyśl 2003.
121
Por.: Historia Elbląga, t. 2, cz. 1, s. 26; M. Bogucka, Z zagadnień socjotopografii, s. 147–176.
122
M. i K. Piechotkowie, Oppida Judeorum, s. 28.
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
35
cach budowy i rozplanowania, pewne wpływy i zapożyczenia. I tak np. budownictwo świątyń protestanckich zdradzało często wpływy katolickie123. Bóżnice
żydowskie, mimo że władze kościelne wymagały, aby ich formy nie przypominały
kościoła, nosiły ślady wpływów renesansowych rozwiązań stosowanych w polskiej architekturze124.
Rozbicie konfesyjno-etniczne nie oznaczało jednak, że na terenie miast nie dokonywały się procesy akulturacji i nie dochodziło do zbliżenia obyczajów, a czasem
nawet poglądów teologicznych i liturgii. Wprawdzie liczne dyskusje i spory wewnętrzne w polskiej reformacji nie doprowadziły – oprócz chwilowych porozumień
– do trwałej ugody (fiasko toruńskiego colloquium chartitativum – 1645), to jednak
w praktyce bliskie współżycie wielu konfesji w obrębie jednej społeczności miejskiej
przynosiło owoce w formie pewnej symbiozy. Na terenie Gdańska można to zaobserwować w zakresie relacji zarówno między luteranami a katolikami, jak i luteranami
a kalwinistami. Nawet tak zamknięte społeczności jak menonici wpływały na inne
grupy mieszczan, a te z kolei ulegały ich oddziaływaniu125. Podobne zjawiska można
odkryć w Elblągu, gdzie zdaniem badaczy pewne elementy liturgii katolickiej weszły do funkcjonowania tamtejszego luterańskiego kościoła126. Również w Toruniu
koegzystencja katolików i protestantów owocowała powstawaniem zjawisk, które
można uważać za przejawy symbiozy127. Procesy podobne rozwijały się także na
drugim końcu Rzeczypospolitej, w zakresie relacji między katolikami a prawosławnymi w miastach Rusi Czerwonej (zbliżenie w zakresie obyczajów, kultu świętych,
zapożyczenia w ramach przejawów kultu maryjnego)128. Oprócz tego natykamy się
też na zjawiska indywidualnej konwersji. Zwłaszcza w XVII i XVIII w. nasiliło
się związane z ograniczaniem praw dysydentów odchodzenie od protestantyzmu
i przechodzenie na katolicyzm (Niemcy, Szkoci) w miastach Małopolski i Wielkopolski. W miastach Prus Królewskich Anglicy i Szkoci porzucali prezbiterianizm na
rzecz luteranizmu w miarę stapiania się z lokalnym mieszczaństwem129. Zdarzały się
też odstępstwa od monofizytyzmu przez Ormian, połączone z ich szybką polonizacją
123
Por. na ten temat: K. Cieślak, Między Rzymem, Wittenbergą a Genewą. Sztuka Gdańska jako
miasta podzielonego wyznaniowo, Wrocław 2000; J. Harasimowicz, Sztuka jako wyznanie wiary
chrześcijańskich wspólnot Rzeczypospolitej, w: Chrześcijaństwo w dialogu kultur na ziemiach
Rzeczypospolitej, red. S. Wilk, Lublin 2003, s. 471–503. Ostatnio także: A. Langner, Die Gnadenkirche „Zum Kreuz Christi” in Hirschberg. Zum Problematik Kirchenbau Schlessiens im 18.
Jahrhundert, Stuttgart 2003.
124
M. i K. Piechotkowie, Oppida Judeorum, s. 29 n.
125
M. Bogucka, Specyfika gdańskiego luteranizmu, passim, oraz eadem, Prusy Królewskie jako teren
styku, passim.
126
Historia Elbląga, t. 2, cz. 1, s. 189 n.
127
Historia Torunia, t. 2, cz. 2, s. 270.
128
Por.: Th. Wünsch, Die religiöse Dimension, passim.
129
Historia Elbląga, t. 2, cz. 1, s. 28 n. i 125 n.
36
Maria Bogucka
i przechodzeniem w szeregi szlachty (Lwów, Lublin, Zamość). Zjawiska te były
wynikiem procesów akulturacji przebiegających w miastach.
Tempo tych procesów było bardzo rozmaite w różnych ośrodkach. Wydaje
się, że akulturacja przebiegała szybciej i łatwiej w dużych ośrodkach portowych
(Gdańsk, Elbląg), do pewnego stopnia także w większych centrach handlowych
(Kraków, Poznań), gdzie stale było pełno obcych i miejscowi byli przyzwyczajeni
do codziennych kontaktów z nimi; długoletnia praktyka wyrabiała bardziej otwarte
postawy. Podobnie sprzyjające warunki do akulturacji istniały w miastach górniczych, gdzie obcy fachowcy byli niezbędni dla prosperowania miasta (Bochnia,
Wieliczka, Olkusz). Specyficzna sytuacja istniała w Zamościu, mieście utworzonym
„na surowym korzeniu” przez magnata, który z góry zadekretował model kohabitacji dla różnych nacji. Podobnie, choć na mniejszą oczywiście skalę, kształtowały
się warunki w prywatnych miastach zakładanych w XVII i XVIII w. przez bogatą
szlachtę i magnatów w Wielkopolsce. W innych miastach Rzeczypospolitej wywodząca się jeszcze ze średniowiecza tradycja współżycia np. Polaków oraz Niemców
i Włochów (Małopolska) lub Polaków, Rusinów i Ormian (Ruś Czerwona) stwarzała
nawyki sprzyjające pokojowej kohabitacji różnych religii i konfesji.
Czy można jednak mówić o tolerancji w miastach Rzeczypospolitej tego okresu?
W mieście wczesnonowożytnym tolerancja była z góry ograniczona przez samą
ideę miejskiej społeczności. Miejskie wilkierze zakładały z góry uprzywilejowanie
„swoich” w odróżnieniu od „obcych”, a zwłaszcza uprzywilejowanie grup pełnoprawnych obywateli przy mniejszej lub większej dyskryminacji tych osób, które
statusu obywatela nie posiadały. W dodatku, jak już wspominaliśmy, nie każdy mógł
zostać obywatelem. Oprócz kryteriów majątkowych (konieczność wniesienia opłat),
w niektórych wypadkach obowiązywały kryteria etniczno-wyznaniowe, a także
kryteria „sławy” i „niesławy”, tak ważne w funkcjonowaniu ówczesnego społeczeństwa (wykluczenie włóczęgów i żebraków, osób z nieprawego łoża, podrzutków
lub urodzonych w miejscach niegodnych, takich jak ulice, zamtuz, więzienia)130.
Każde miasto oferowało „swoim” lepsze warunki egzystencji, tylko oni mogli być
członkami cechów i prowadzić produkcję rzemieślniczą lub handel. Wolność handlu
ogłaszana była tylko na krótki czas trwania targów i jarmarków, tylko wówczas
przestawał obowiązywać monopol posiadany przez „swoich”. Pojęcie tolerancji
na dobrą sprawę należy więc wykluczyć z zasobów mentalności mieszczańskiej
w czasach wczesnonowożytnych, choć oczywiście chłodna kalkulacja prowadziła
do poszukiwania sposobów na możliwie pokojową kohabitację w sytuacji, gdy
miasto było zlepkiem różnych grup etnicznych i wyznaniowych oraz gdy taki stan
rzeczy opłacał się jego władzom, a także pewnym grupom mieszkańców.
130
Por. na ten temat: R. van Dülmen, Gesellschaft der frühen Neuzeit. Kulturelles Handeln und sozialer Prozess, Wien–Köln–Weimar 1993, zwłaszcza s. 236 nn.
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
37
Udział miast i mieszczaństwa w kształtowaniu się kultury
ogólnonarodowej
Dyskusja na temat roli mieszczaństwa w tworzeniu kultury nowożytnej toczy
się nie tylko w polskiej historiografii. Wielu niemieckich badaczy zajmowało się
próbą odpowiedzi na pytanie, na ile literatura mieszczańska i twórczość kulturalna
mieszczan w XVI–XVIII w. była wyrazicielem interesów, poglądów i opinii stanu
mieszczańskiego, a na ile stanowiła część kultury szlacheckiej i dworskiej epoki131.
Przeważa pogląd sceptyczny, sformułowany najbardziej klarownie przez Notkera
Hammersteina w studium Res publica litteraria oder asinus in aula?132. Hammerstein przyznał istnienie w literaturze mieszczańskiej akcentów antydworskich, ale
nie odnalazł w niej jasno określonej mieszczańskiej świadomości, ani tym bardziej
zdystansowania się wobec ideologii lansowanej przez nowożytne państwo i dwory
panujących.
W kulturze staropolskiej zdominowanej przez szlachtę jeszcze wyraźniej wystąpiło zjawisko niesamodzielności mieszczaństwa w zakresie kulturotwórczym.
„Nawet mieszczanie, gdy do pióra sięgali, maskę szlachecką wdziewali” – pisał
swego czasu Aleksander Brückner133. Trzeba jednak stwierdzić, że w zagadnieniu
tym występują istotne różnice w zależności od gałęzi kultury (literatura, nauka,
architektura, sztuki plastyczne), a także od okresu. Można w zasadzie, upraszczając
oczywiście, wyróżnić dwa okresy rozwoju kultury staropolskiej oraz miejsce w niej
miast i mieszczaństwa: epoka renesansu, to jest XVI – pierwsza połowa XVII w.,
oraz okres baroku i klasycyzmu od połowy XVII do schyłku XVIII w., a właściwie
do początku XIX w.
Badacze są zgodni, że polski renesans był w dużym stopniu dziełem mieszczaństwa, zwłaszcza w zakresie architektury i sztuk plastycznych134. Spychani stopniowo
131
D. Breuer, Gibt es eine bürgerliche Literatur im Deutschland des 17. Jh.? Über die Grenzen eines
sozialgeschichtlichen Interpretationsschemes, „Germanisch Romanisch Monatsschrift” 1980, NF
30, s. 226 n.; K. Garber, Gibt es eine bürgerliche Literatur im Deutschland des 17. Jh.? Stellungname zu D. Brauers Gleichnamigen Aufsatz, „Germanisch Romanisch Monatsschrift” 1981, NF
31, s. 462–470; W. Kühlmann, Gelehrtenrepublik und Fürstenstaat. Entwicklung und Kritik des
deutschen Späthumanismus in der Literatur des Barockzeitalters, Tübingen 1982; Literatur in
der Stadt. Bedingungen und Beispiele städtischer Literatur des 15. bis 17. Jhs, red. H. Brunner,
Göppingen 1982; G. E. Grimm, Literatur und Gelehrtertum, Tübingen 1983; S. Wollgast, Zur
Stellung des Gelehrten in Deutschland im 17. Jh., Ost-Berlin 1984; Stadt und Literatur. Acten des
Osnabrücker Symposiums von 1990, red. K. Garber, Tübingen 1992.
132
N. Hammerstein, Res publica litteraria oder asinus in aula? Anmerkungen zur „bürgerlichen
Kultur” und zur „Adelswelt”, w: Respublica Guelpherbytana. Festschrift für Paul Raabe, red.
A. Buck, M. Bircher, Amsterdam 1987, s. 35–68.
133
W przedmowie do: K. Badecki, Literatura mieszczańska w Polsce XVII w., Lwów 1925, s. IX.
134
Por.: A. Miłobędzki, Zarys dziejów architektury w Polsce, Warszawa 1968, s. 96.
38
Maria Bogucka
w dawnej Rzeczypospolitej na margines życia społeczno-politycznego, a nawet
gospodarczego (ograniczenia w handlu zagranicznym, wypieranie z eksportu zboża
i importu towarów do kraju), mieszczanie tym bardziej starali się to rekompensować
rozbudową pozycji mecenasa (mecenat w tej epoce umacniał prestiż społeczny).
Znaczne kapitały mieszczańskie, w pewnym zresztą stopniu ze względu na brak
innych możliwości inwestycyjnych (utrudnienia w zakupie dóbr ziemskich, ograniczenia produkcji rzemieślniczej), wpłynęły na przedsięwzięcia kulturalne, głównie
na architekturę i sztuki plastyczne135. Wiek XVI i początek XVII stulecia to okres
wielkiej przebudowy miast w całym kraju136. Powstawały liczne wspaniałe ratusze
renesansowe (Tarnów, Sandomierz, Chełmno, Poznań, Gdańsk itd.137), sukiennice
i inne hale targowe (Kraków, Gdańsk), magazyny i spichrze (Sandomierz, Kazimierz Dolny, Włocławek, Toruń, Gdańsk itd.), różne budowle komunalne, takie
jak szpitale (przytułki), sierocińce, domy cechów i gildii138. Dziesiątki kamienic
mieszczańskich przebudowano z gotyckich na renesansowe, ozdobiono attykami,
malowidłami i złoceniami, dziesiątki wzniesiono od nowa, wzbogacając zasoby
architektoniczne miast. Centra rozkwitu architektury mieszczańskiej to większość
dużych miast Korony i Prus Królewskich (Kraków, Sandomierz, Kazimierz Dolny,
Poznań, Gdańsk, Toruń, Elbląg)139. Można powiedzieć, że świetny rozkwit architektury renesansowej w Rzeczypospolitej dokonał się w dużym stopniu dzięki
mecenatowi mieszczańskiemu i był swoistą repliką na zbytek budownictwa szlachecko-magnackiego140. Do mieszczańskich mecenasów trzeba zaliczyć ciała kolektywne, a więc rady miejskie (zwłaszcza miast bogatych, takich jak Gdańsk,
Toruń, Elbląg, Kraków, Poznań), cechy rzemieślnicze i gildie kupieckie, a także
indywidualnych mecenasów – członków zamożnych i ambitnych elit miejskich
135
M. Bogucka, Mieszczanin a inwestycje kulturalne (przykład Gdańska w XVI–XVII w.), „Zapiski
Historyczne” 1978, t. 43, z. 3, s. 62 n.; eadem, Economic Prosperity and Cultural Patronage. The
Case of Gdańsk in the 16th–18th Centuries, w: Economic History and the Arts, red. M. North,
Köln–Weimar–Wien 1996, s. 49 nn.; W. Krassowski, Przesłanki gospodarcze programów architektonicznych w Polsce około roku 1600, w: Sztuka około roku 1600, Warszawa 1974, s. 13 nn.
136
S. Herbst, Polska kultura mieszczańska przełomu XVI i XVII w., w: Studia renesansowe, t. 1, Wrocław 1956, passim; M. Bogucka, Das bürgerliche Mäzenatentum in Polen in der Zeit des 16. und
17. Jh., „Jahrbuch für Geschichte” R. 23, 1981, s. 151–166.
137
Z bogatej literatury por.: Ratusz w miastach północnej Europy, red. S. Latour, Gdańsk 1997;
T. Domagała, Ratusz Głównego Miasta w Gdańsku, Warszawa 1980; J. Habela, Ratusz Staromiejski w Gdańsku, Gdańsk 1986; T. Jakimowicz, Ratusz poznański, Poznań 1967.
138
Por. m.in.: T. Zarębska, Budowle i urządzenia komunalne Gdańska w jego złotym wieku, w: Mieszczaństwo gdańskie, red. S. Salmonowicz, Gdańsk 1997, s. 343–376.
139
M. Bogucka, Les villes et le développement de la culture sur l`exemple de la pologne aux
16e–18ess., w: La Pologne au XVe Congres International des Sciences Historiques á Bucarest,
red. S. Bylina, Wrocław 1980, s. 153–170; Sztuka miast i mieszczaństwa XV–XVIII w. w Europie
środkowo-wschodniej, red. J. Harasimowicz, Wrocław 1990.
140
M. Zlat, Nobilitacja przez sztukę – jedna z funkcji mieszczańskiego mecenatu w XV–XVI w.,
w: Sztuka miast i mieszczaństwa, s. 77–101.
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
39
(Ferberowie w Gdańsku, Bonerowie w Krakowie, Baryczkowie w Warszawie, Boimowie we Lwowie itd.).
Początek XVII w. to lata ostatnich większych realizacji architektonicznych
mieszczaństwa, zarówno prywatnych, jak i municypalnych. W Gdańsku Antoni van
Opbergen wzniósł Arsenał, Abraham van dem Blocke przebudował dawną Bramę
Długouliczną w Bramę Złotą, przekształcił fasadę Dworu Artusa i zaprojektował
słynną fontannę Neptuna. Burmistrz Jan Speiman z takim przepychem ozdobił fasadę
swej kamienicy przy Długim Targu 41, że odtąd była zwana Złotą. Liczne kamienice
Warszawy (np. Baryczków, Falkiewiczów), Krakowa, Lwowa, Lublina, Poznania
i innych miast w pierwszej połowie XVII w. otrzymały oryginalne, bogato zdobione
elewacje. W Kazimierzu nad Wisłą powstały słynne kamienice: Przybyłowska i Celejowska, Lwów wzbogacił się o wspaniałą kaplicę Boimów. Powstały też w tym
czasie ostatnie wybitniejsze epitafia i nagrobki mieszczańskie (m.in. w Krakowie
nagrobki Montelupich i Cellarich, epitafia Szobera i Szembeków, w Gdańsku epitafium Henningów, w Kazimierzu Dolnym nagrobek Jana Przybyły, w Lublinie
epitafium Wojciecha Oczki, w Krakowie nagrobki doktorów Jana Batysty Gemmy
i Sebastiana Petrycego). Były to jednak ostatnie przejawy aktywności mieszczan.
Jak stwierdził Władysław Tomkiewicz, „w wieku XVIII przeważająca ilość dzieł
kultury powstanie pod auspicjami mecenatu królewskiego i możnowładczego”141.
Polski barok i klasycyzm to głównie pałace magnackie i kościoły142. Pewne ożywienie budownictwa mieszczańskiego nastąpiło dopiero w drugiej połowie XVIII w.
(Warszawa, a także Poznań), ale jego skala nie dorównywała renesansowej. Powody
tego zjawiska to kryzys monetarny, zubożenie wskutek wojen i pogarszające się
terms of trade, a także rosnąca presja szlachty na miasta i ich mieszkańców. Polegała ona m.in. na ograniczaniu możliwości budowlanych mieszczan i coraz szerszej
inwazji szlachecko-magnackiej na miasta (wykup działek miejskich oraz budowa na
nich pałaców i dworów szlacheckich, rozwój jurydyk143). Te ostatnio wspomniane
występowały już wcześniej, w XV i XVI w., ale dopiero w XVII stuleciu nabrały
tak ogromnych rozmiarów144.
Mniej gwałtowną ewolucję niż w architekturze przeżywał mecenat mieszczański
w zakresie twórczości plastycznej i rzemiosł artystycznych. W XVI w. wielkie
nakłady czynili mieszczanie na wystrój wnętrz miejskich gmachów publicznych
i domów prywatnych. Ratusze Gdańska, Torunia, Krakowa, Poznania, gdańskie, toruńskie i elbląskie Dwory Artusa, zdobione rzeźbami i obrazami świetnych artystów,
141
W. Tomkiewicz, Polska kultura artystyczna u progu XVII w., w: Sztuka około roku 1600, s. 14.
W. Tatarkiewicz, O sztuce polskiej XVII–XVIII wieku, Warszawa 1966; M. Karpowicz, Sztuka
oświeconego sarmatyzmu, Warszawa 1970.
143
Por.: M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast, s. 489 nn.
144
Ibidem.
142
40
Maria Bogucka
niewiele ustępowały pałacom magnackim145. W domach cechowych gromadzono
srebra, obrazy i rzeźby146. Podobnie okazale wyglądały wnętrza kamienic patrycjuszowskich w Gdańsku i w Krakowie, a także rezydencje podmiejskie bogatych
mieszczan. Mieszczańskie zbiory rzeźb, obrazów, opon, broni, sreber, biżuterii,
numizmatów, ciekawostek przyrodniczych powstawały nie tylko w XVI, lecz także
w XVII i XVIII w.147 W mecenacie tego typu brały udział niemal wszystkie grupy
mieszkańców miast, także uboższe, podczas gdy mecenat architektoniczny stanowił domenę wyłącznie zamożnych kręgów. Badania nad inwentarzami ruchomości
średnio i niezbyt zamożnych mieszkańców Gdańska, Warszawy, Poznania i Krakowa
przynoszą informacje o posiadanych przez nich artystycznych przedmiotach, o obrazach, różnych bibelotach ze szkła, kości, fajansu, metalu, ozdobnych wyrobach
konwisarskich148, służących zaspokajaniu potrzeb artystycznych.
Niemniej postępujące od połowy XVII w. zubożenie mieszkańców miast odbijało się niekorzystnie na sprawowanym przez nich mecenacie. Widać to zwłaszcza
wyraźnie w przypadku sponsorowania malarstwa, zarówno religijnego (wyposażenie
kościołów i kaplic przez rady miejskie, cechy, a także indywidualnych mieszczan), jak
i świeckiego, w tym portretowego. W XVI w. było ono nastawione przede wszystkim
na zamówienia mieszczan, w XVII stuleciu malarstwo portretowe to przede wszystkim
portret reprezentacyjny magnacki, rzadko patrycjuszowski oraz trumienny, szlachecko-magnacki, ukształtowany przez gusta sarmatyzmu. Jedynie w Prusach Królewskich
145
M.in.: E. Iwanoyko, Apoteoza Gdańska. Program ideowy malowideł stropu Wielkiej Sali Rady
w gdańskim Ratuszu Głównego Miasta, Gdańsk 1976; S. Dąbrowski, Malowidła Antoniego Möllera w Ratuszu Toruńskim, „Zapiski Towarzystwa Naukowego w Toruniu” 1926–27, t. 7.
146
Por.: A. Piotrkowska, Srebrne naczynia bractw w Prusach Królewskich, w: Mieszczaństwo gdańskie, s. 419–426.
147
M. Rożek, Mecenat artystyczny mieszczaństwa krakowskiego w XVII w., Kraków 1977; A. R. Cho­
dyński, Elitarność osobowości na przykładzie gdańskich kolekcjonerów XVI–XVIII w., w: Mieszczaństwo gdańskie, s. 413–418; M. Bogucka, Die Kusntsammlungen in Danzig in der ersten
Hälfte des 17. Jhs als soziologische und psychologische Erscheinung, w: „Kopet uns werk by
tyden“. Walter Starck zum 75. Geburtstag, red. N. Jörn, D. Kattinger, H. Wernicke, Schwerin
1999, s. 245–250; eadem, Testament burmistrza gdańskiego Hansa Speimana z 1625 r., w: Kultura średniowieczna i staropolska, red. D. Gawinowa i in., Warszawa 1991, s. 587–593; H. Sikorska, Hans Speiman. Szkice z dziejów mecenatu gdańskiej sztuki XVI–XVII w., „Rocznik Gdański”
R. 26, 1968, s. 249 nn.
148
M. Bogucka, Z problematyki form życia marginesu mieszczańskiego w Gdańsku połowy XVII w.,
„Zapiski Historyczne” 1973, z. 4; eadem, Z zagadnień kultury materialnej Torunia w pierwszej
połowie XVII w., „Zapiski Historyczne” 1981, z. 1, s. 123–133; A. Klonder, Wszystka spuścizna
w Bogu spoczywającego. Majątek ruchomy zwykłych mieszkańców Elbląga i Gdańska w XVII w.,
Warszawa 2000; J. Kruppé, Movable Property of Poznań Townspeople in the 18th C., w: Omnia
res mobilia. Polish
���������������������������������������������������������������������������������
Studies in Posthumus Inventories of Movable Property in the 16th–19th Centuries, red. J. Kruppé, A. Pośpiech, Warszawa 1999, s. 15–58; M. Gajewska, Domestic Equipment
in 18th Century Middle-Class Households in Poznań and Warsaw, ibidem, s. 59–106; H. Szwan­
kowska, Wnętrza domów warszawskich w XVIII w., „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej”
R. 8, 1960, s. 313–335.
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
41
w kręgu bogatych miast tej dzielnicy nadal kwitł portret mieszczański (Bartłomiej
Strobel, Daniel Schultz, Adolf Boy, Andrzej Stech) i malarstwo prezentujące, jak to
na początku XVI w. czynił w Krakowie słynny Kodeks Behema, życie codzienne
miasta i jego mieszkańców (zwłaszcza gdańskie malarstwo z kręgu Antona Möllera). W końcu XVIII w. tematykę miejską podejmował Włoch Bernardo Canaletto,
działający w Warszawie. Jego twórczość ukazywała jednak miasto rezydencjonalne,
ośrodek królewsko-magnacki, w którym mieszczanin nie był już gospodarzem ani
główną postacią miejskiej przestrzeni odtwarzanej na płótnie.
Warto też podkreślić, że zarówno wymienieni tu malarze pomorscy, jak i Canaletto oraz inni malarze działający w XVII–XVIII w. w Warszawie i Krakowie
już tylko w niewielkim stopniu pracowali dla mieszczańskiego odbiorcy, wykonując przede wszystkim zamówienia dworu królewskiego i magnatów oraz bogatej
szlachty149. Również warsztaty snycerskie, rzeźbiarskie, złotnicze i konwisarskie
w ośrodkach rzemiosła artystycznego (Kraków, Gdańsk, Toruń) otrzymywały mniej
zamówień od mieszczan i wiązały się coraz bardziej z królewskim oraz magnacko-szlacheckim odbiorcą. Kontakty z zagranicznymi twórcami i skup dzieł sztuki zagranicą, uprawiane jeszcze na przełomie XVI i XVII w. przez bogate mieszczaństwo,
w drugiej połowie XVII i w XVIII w. stały się niemal wyłącznie domeną agentów
dworu królewskiego i magnatów150.
Rola mieszczaństwa wzrosła, gdy spojrzymy na rozwój architektury, malarstwa
i rzeźby nie od strony mecenatu, lecz społecznej przynależności twórców. Trzeba
mianowicie stwierdzić, że budowniczowie, malarze i rzeźbiarze to wyłącznie mieszczanie, głównie pochodzenia obcego, rzadziej Polacy. Mozaika etniczna twórców
odbija, w pewnym stopniu, mozaikę etniczną zaludnienia miast Rzeczypospolitej.
Można stwierdzić, że gdyby nie talenty przybyszów z Włoch, Niderlandów i Niemiec, nie powstałyby największe dzieła architektury i sztuk plastycznych na ziemiach Rzeczypospolitej. Szlachcic uważał za niegodne swego stanu paranie się
pracą ręczną, nie brał też do ręki ani pędzla, ani dłuta. Przypomnijmy, jak krzywo
spoglądała szlachta na artystyczne hobby wychowanego w Szwecji Zygmunta III,
który w wolnych chwilach zajmował się złotnictwem i malował. Urbanistyczna działalność magnatów i bogatej szlachty ograniczała się do planowania i finansowania
pojedynczych gmachów i całych miast, wykonawcy zaś, tzn. architekci, budowniczowie, inżynierowie to mieszczanie, najczęściej Włosi, Holendrzy, Flamandczycy,
żeby przywołać tylko klasyczny przykład współpracy Jana Zamoyskiego i Bernarda
Morando, twórców Zamościa.
Nie sposób przecenić roli mieszczan w rozwoju oświaty i nauki. I tu jednak
XVI w. można uznać za apogeum zjawiska. W ciągu tego stulecia wzrosła o 2,5
149
Por.: W. Tomkiewicz, Z dziejów polskiego mecenatu artystycznego w XVII w., Wrocław 1952,
passim.
150
Ibidem.
42
Maria Bogucka
raza liczba szkół elementarnych, parafialnych, które jednocześnie traciły charakter
instytucji kościelnych i przechodziły pod opiekę rad miejskich. To one zapewniały
finanse na ich utrzymanie, a także wpływały na programy i dobór nauczycieli,
zgodnie z wymogami nowej, humanistycznej pedagogiki. Duże znaczenie w tych
procesach miał rozwój reformacji, która choć zdominowana w Rzeczypospolitej
przez szlachtę, w XVI w. wycisnęła piętno na środowiskach mieszczańskich151.
Rozkwit szkół różnowierczych był w dużym stopniu dziełem mieszczan, w tym
imigrantów z zagranicy (Krzysztof Gnapheus, Jan Amos Komensky i inni). W miastach rozwijały się również liczne szkoły prywatne, sprofilowane zawodowo,
praktycznie, kształcące nie tylko chłopców, lecz także dziewczynki (Gdańsk,
Toruń, Elbląg, Kraków, Poznań, Lwów). Nowoczesną myśl pedagogiczną rozwijali
w Polsce, oprócz Andrzeja Frycza-Modrzewskiego, wybitni mieszczanie: Szymon
Marycjusz z Pilzna, Sebastian Petrycy z Pilzna, Erazm Gliczner i Henryk Stroband.
Rozwój szkolnictwa renesansowego, i to nie tylko podstawowego i średniego, lecz
także wyższego, był więc w dużym stopniu dziełem mieszczan. Świetne akademickie gimnazja Gdańska, Torunia, Elbląga powstały w XVI w. w kręgu mieszczańskiego mecenatu i rywalizowały z powodzeniem z uczelniami egzystującymi
dzięki mecenatowi królewskiemu (Akademia Krakowska, nieco później Wileńska,
w XVIII w. Collegium Nobilium) i magnacko-szlacheckiemu, takimi jak Akademia
Lubrańskiego w Poznaniu, Akademia Zamoyska, gimnazja różnowiercze w Pińczowie, Rakowie, Lesznie, Sierakowie, wreszcie Liceum Krzemienieckie (założone
w 1805). Podkreślić należy, że wykładowcami we wszystkich uczelniach byli
głównie mieszczanie. Niemniej w drugiej połowie XVII i w XVIII w. obserwujemy
zjawisko zmniejszania się roli mieszczan w szkolnictwie, w związku z rozwojem
kolegiów jezuickich i szkół pijarskich. Był to jeszcze jeden element wielkiej zmiany
dokonującej się w kulturze ziem Rzeczypospolitej w tych latach.
W XVI w. mieszczaństwo niewątpliwie stanowiło najlepiej wykształconą grupę
ludności w Rzeczypospolitej. Według badań Wacława Urbana i Andrzeja Wyczańskiego umiejętność pisania posiadało w miastach Małopolski 70% patrycjatu i 40%
pospólstwa, podczas gdy w województwie krakowskim tylko 31% szlachty152. W zakresie wykształcenia średniego i wyższego przewaga zapewne była także po stronie
mieszczan, gdyż ich ambitniejsi synowie właśnie w wykształceniu widzieli drogę
awansu społecznego153. Jeszcze pod koniec XVI i na początku XVII w. na uniwer-
151
M. Bogucka, Miasta w Polsce a reformacja. Analogie i różnice w stosunku do innych krajów,
„Odrodzenie i Reformacja w Polsce” 1979, t. 24, s. 5–20.
152
W. Urban, Umiejętność pisania w Małopolsce w drugiej połowie XVI w., „Przegląd Historyczny” 1977, z. 2, s. 251–257; A. Wyczański, Oświata a pozycja społeczna w Polsce XVI stulecia,
w: Społeczeństwo staropolskie, t. 1, Warszawa 1976, s. 27–55.
153
A. Wyrobisz, Drogi awansu społecznego polskich mieszczan w XVI i w początkach XVII w.,
w: Łukasz Górnicki i jego czasy, Białystok 1979, s. 7–26.
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
43
sytecie krakowskim około 40% studentów stanowili mieszczanie154, a w gimnazjach
akademickich Gdańska, Elbląga i Torunia ich odsetek wynosił około 90%155.
Ogromną rolę w kulturze odgrywała książka. Produkcja i handel wydawnictwami
znajdowały się w rękach mieszczan, a ich ośrodkami były wielkie miasta, takie jak
Kraków, Poznań, Gdańsk, Toruń, a także Warszawa, Lublin i Lwów. Problem jest
dobrze znany głównie dzięki pracom Alodii Kaweckiej-Gryczowej i Jana Pirożyńskiego156. Księgozbiory mieszczan były chyba liczniejsze i złożone z ciekawszych,
bardziej zróżnicowanych tematycznie pozycji niż szlacheckie157. Zawierały też,
wskutek mozaiki etniczo-konfesyjnej w miastach, mnóstwo pozycji wydanych zagranicą, różnojęzycznych, nie tylko polskich i łacińskich.
Problem mecenatu oraz społecznego zaplecza twórczości literackiej i badań naukowych jest stosunkowo słabo rozpoznany. Niewątpliwie trzeba jednak stwierdzić,
że w XVI–XVIII w. uprawianiem nauki zajmowały się zwłaszcza osoby mieszczańskiego pochodzenia. Można tu wymienić takie nazwiska jak Maciej z Miechowa,
Adam z Bochynia, Paweł z Krosna, Grzegorz z Szamotuł, Józef Struś, Wojciech
Oczko, Bernard Wapowski, Jost Ludwik Decjusz, Jan Heweliusz, Jan Brożek, Bartłomiej Keckermann i wielu innych, nie zapominając o największym z nich, Mikołaju
Koperniku. Grupę ludzi zajmujących się nauką cechowało posiadanie złożonych
etnicznie korzeni – rezultat struktur narodowościowych w miastach Rzeczypospolitej. Charakterystyczne, że wielu z nich w uznaniu zasług uzyskiwało nobilitację,
porzucało więc stan mieszczański. Reprezentanci szlachty byli wśród polskich intelektualistów znacznie rzadziej spotykani, choć np. „szlachetnie urodzeni” byli:
wybitny matematyk Adam Kochański, historyk i astronom Stanisław Lubieniecki
154
B. Kürbis, Mieszczanie na Uniwersytecie Jagiellońskim i ich udział w kształtowaniu świadomości
narodowej, w: Studia nad literaturą staropolską, Wrocław 1957, s. 40–41, 78.
155
M. Pawlak, Dzieje gimnazjum elbląskiego w latach 1535–1772, Olsztyn 1972; S. Salmonowicz,
Toruńskie Gimnazjum Akademickie w latach 1681–1814, Toruń 1973; Księga wpisów uczniów
Gimnazjum Gdańskiego 1580–1814, oprac. Z. Nowak, P. Szafran, Warszawa–Poznań 1974.
156
Drukarze dawnej Polski, t. 3 i 4 (Wielkopolska i Pomorze), oprac. A. Kawecka-Gryczowa, K. Korotajowa, J. Sójka, Wrocław 1962, 1977, oraz t. 1, cz. 1–2 (Małopolska), oprac. J. Pirożyński,
Kraków 2000.
157
Por.: M. Bogucka, Książka jako element kultury masowej w Gdańsku w XVII wieku, w: Polska
w świecie, Warszawa 1972, s. 267–276; O. Fejtova, Privatbibliotheken der Danziger Bürger im
17. Jahrhundert, „Studia Germanica Gedanensis” Gdańsk 2002, nr 10, s. 5–28; K. Podlaszewska,
Osiemnastowieczne księgozbiory mieszczan toruńskich jako przejaw ich kultury umysłowej, Toruń 1978; eadem, Księgozbiory mieszczan gdańskich w XVIII wieku, „Zapiski Historyczne” R. 35,
1970, z. 1, s. 51–63; E. Toroj, Inwentarze księgozbiorów mieszczan lubelskich z lat 1591–1678,
Lublin 1997; R. Żurkowa, Księgozbiory mieszczan krakowskich w XVII wieku, „Rocznik Biblioteki PAN w Krakowie” R. 12, 1966, s. 21–51; eadem, Testamenty i inwentarze ruchomości jako źród­
ło do badań nad dziejami czytelnictwa w Krakowie w pierwszej połowie XVII wieku, „Rocznik
Biblioteki PAN w Krakowie” R. 27, 1982, s. 17–33; eadem, Księgarstwo krakowskie w pierwszej
połowie XVII wieku, Kraków 1992.
44
Maria Bogucka
oraz główny prekursor teorii budowy rakiet wielostopniowych Kazimierz Siemienowicz.
Sondażowa statystyka przeprowadzona na podstawie analizy biogramów zawartych w szóstym tomie Historii nauki polskiej sugeruje, że 80% wymienionych tam
osób związanych z nauką w XVI–XVII w. to mieszczanie158. W dodatku wydaje
się, że wśród szlachty przeważały zainteresowania historyczne, często łączone z pamiętnikarstwem, nauki zaś ścisłe bardziej przyciągały mieszczan, choć były od tej
reguły wyjątki. Na przykład w XVII w. torunianin Krzysztof Hartknoch poświęcił
swe prace polskiej historii i ustrojowi, podobne zainteresowania cechowały gdańszczanina Joachima Pastoriusa, a także Szymona Neugebauera „rodem z Prus”, który
był rektorem szkoły kalwińskiej w Kocku i klientem Firlejów. W dodatku wszyscy
trzej byli mieszczanami pochodzenia niemieckiego, zafascynowanymi polską historią i całkowicie wtopionymi w polską kulturę o szlacheckim zabarwieniu.
W XVIII w. nastąpił większy udział szlachty w uprawianiu nauk i wyniósł około
30–35%159. Niemniej trzeba powiedzieć, że i w tym stuleciu rola miast była dla
rozwoju nauki niezwykle ważna. Oświecenie polskie rozwijało się w dużym stopniu
dzięki faktowi, że zwłaszcza miasta Prus Królewskich w drugiej połowie XVII
i w XVIII w. nie zerwały kontaktów z zagranicą. Gdańsk, Toruń i Elbląg stały się
ważnymi, powiązanymi z Europą centrami myśli naukowej, opartej na lokalnym
mieszczańskim mecenacie. To tu powstały pierwsze towarzystwa naukowe (Gdańsk
1720, Elbląg 1721, Toruń 1752, w Warszawie zaś dopiero w 1767) i zaczęło funkcjonować czasopiśmiennictwo naukowe160. Liczni „Prusacy”, zwłaszcza torunianie,
zasłużyli się dla rozwoju ogólnopolskiego Oświecenia (Efraim Schroeger, Jan Michał
Hube, Krystian Bogumił Steiner, Samuel Bogusław Linde).
Mieszczańskie fundacje naukowe i oświatowe występowały w tym czasie również
poza Prusami Królewskimi, na terenie innych miast, zwłaszcza będących siedzibami wyższych uczelni (Kraków, Zamość, Wilno), lub w ogóle tam, gdzie istniał
zamożny, kulturalnie rozwinięty patrycjat (Warszawa, Poznań, Lwów). W zakresie
organizacji warsztatu naukowego – poprzez gromadzenie księgozbiorów (prywatnych, o których była już mowa, i publicznych, tworzonych przez rady miejskie
w Gdańsku i Toruniu), a także zakładanie, zwłaszcza w XVII i XVIII w. (tak jak
w całej Europie) „gabinetów osobliwości”, zbiorów przyrodniczych, laboratoriów
chemicznych, obserwatoriów astronomicznych i ogródków botanicznych – mieszczaństwo położyło znaczące zasługi, konkurując w tym zakresie z mecenatem królewskim i magnackim. Warto podkreślić, że głównie w kręgach mieszczańskich
powstawały – w odróżnieniu od bibliotek szlacheckich, tworzonych na zasadzie silva
158
Historia nauki polskiej, t. 6, red. B. Suchodolski, Wrocław 1974.
Ibidem.
160
Historia Torunia, t. 2, cz. 3, s. 299 nn.; Historia Elbląga, t. 2, cz. 2, s. 171 nn.; Historia Gdańska,
t. 3, red. E. Cieślak, Gdańsk 1993, s. 668 nn.; Warszawa w latach 1526–1795, red. A. Zahorski,
Warszawa 1984, s. 400 nn.
159
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
45
rerum – pierwsze wyspecjalizowane księgozbiory profesjonalne: prawnicze, teologiczne, medyczne i historyczne161. Generalnie książka docierała do rąk mieszczanina
szybciej i łatwiej niż do dworków szlacheckich, gdyż to w miastach koncentrowała
się produkcja i handel książką, a kontakt z nią wpływał na poziom intelektualny
i budził zainteresowania naukowe.
Niektóre rady miejskie i znaczniejsze rodziny patrycjuszowskie były specjalnymi
opiekunami literatury i nauk, subwencjonując badaczy, wypłacając pensje i zapomogi pisarzom (krakowscy Bonerowie, toruńscy Strobandowie, gdańscy Ferberowie,
lwowscy Boimowie, warszawscy Baryczkowie). Mecenat mieszczański (zwłaszcza
na terenie zasobnych Prus Królewskich) funkcjonował obok królewskiego i zapewne
jego rozmiary były w zakresie nauki większe niż mecenatu magnackiego, nastawionego na popieranie innych, bardziej spektakularnych form twórczości (budownictwo,
sztuki plastyczne), przynoszących więcej sławy mecenasowi.
Natomiast wkład mieszczaństwa w rozwój literatury polskiej daje się zauważyć
głównie w XVI i na początku XVII w. Literatura mieszczańska w tym okresie
nawiązywała do europejskich, plebejskich prądów. W 1521 r. wyszedł Marchołt
w tłumaczeniu Jana z Koszyczek, rok później ukazała się polska przeróbka bajek
pod tytułem Żywot Ezopa Fryga, dokonana przez Biernata z Lublina, a około
1530 r. – polski Sowizrzał. Publikacje te nawiązywały do wątków znanych od
antyku, zawierających radosną pochwałę życia oprócz szyderstwa ze stereotypów
społecznych i nierówności, a jednocześnie promowały polszczyznę. Pod koniec
XVI w. doszła do tego wyjątkowa na gruncie polskim apoteoza pracy nierolniczej:
Officina ferraria, autorstwa hutnika Walentego Roździeńskiego. Sebastian Fabian
Klonowic, pisząc Flisa, nie zdobył się już na taką postawę i w gruncie rzeczy
pochwalił szlachcica-rolnika162. Odtąd pisarze mieszczańscy coraz wyraźniej ulegali urokom wsi i życia typowego dla szlachty. W XVII w. Szymon Szymonowic
i Szymon Zimorowic przedstawili sielankowy obraz wiejskiego trudu, bakałarz
z małopolskiego Pilzna Jan Jurkowski opiewał w Chorągwi Wandalinowej zajęcia
żołnierskie i pogardliwie wyrażał się o pracy chłopa oraz mieszczanina. Sekretarz
miasta Torunia Jan Sachs wystąpił z apologią zalet polskiego ustroju demokracji
szlacheckiej. Tylko w Gdańsku powstał w tym czasie utwór wyraźnie krytyczny
wobec szlachty i świata przez nią opiewanego, Tragedia o bogaczu i Łazarzu pióra
muzyka i poety w służbie gdańskiej Marcina Gremboszowskiego163. Tragedia jest
161
Por.: J. Lachs, Krakowskie księgozbiory lekarskie w XVII wieku, Lwów 1930; P. Szafran, Warsztat
historyczny Reinholda Curicke, dziejopisarza Gdańska w XVII w. w świetle jego księgozbioru,
„Libri Gedanenses” 1968, t. 69, z. 2/3; S. Sokół, M. Pelczarowa, Księgozbiór gdańskich lekarzy
Krzysztofa i Henryka Heyllów, Gdańsk 1963; J. Serczyk, Warsztat historyczny Krzysztofa Hartknocha, Toruń 1972.
162
Por.: M. Bogucka, Obraz miasta we „Flisie” Sebastiana Fabiana Klonowica, „Miscellanea Historico-Archivistica” 2000, t. 11, s. 205–210.
163
Por.: T. Witczak, Teatr i dramat staropolski w Gdańsku, Gdańsk 1959.
46
Maria Bogucka
bliska rozwijającej się w tych latach mieszczańskiej literatury plebejskiej, sowizdrzalskiej, pełnej dowcipu, ale i krytycznej obserwacji sarmackiej rzeczywistości.
Zaliczyć do niej trzeba twórczość Władysławiusza, Jana z Kijan, przede wszystkim
zaś dziesiątków anonimowych fraszkopisów164. Był to jednak margines literatury
staropolskiej, świadczący o nieuleganiu pewnych reprezentantów mieszczaństwa,
pochodzących z kręgów głównie plebejskich, tendencjom sarmatyzacji.
W środowisku zamożnego mieszczaństwa rozkwitł inny nurt literacki, zgodny
z potrzebami i gustami europejskiego baroku – literatura okazjonalna, panegiryczna.
Chodzi tu o utwory uświetniające uroczystości prywatne i publiczne, organizowane
w kręgach mieszczaństwa większych miast, bez względu na ich etniczną przynależność (Gdańsk, Toruń, Elbląg, Kraków, Warszawa, Poznań, Lwów, Lublin);
często odbijały one zachodzące w środowiskach miejskich procesy akulturacji.
Twórcy i wydawcy literatury panegiryczno-okazjonalnej obsługiwali zresztą nie
tylko mieszczan, lecz także szlachtę, magnatów i dwór królewski165. Istotny był
udział mieszczaństwa w rozwoju widowisk stanowiących zalążek życia teatralnego.
Organizowały je zarówno władze miejskie, jak i różne miejskie instytucje (bractwa,
cechy, szkoły), i to z różnych okazji: wydarzeń państwowych (wjazdy panujących
i ich małżonek, koronacje i pogrzeby królewskie, narodziny dzieci królewskich,
przyjęcia posłów, rocznice ważnych wydarzeń historycznych), imprez związanych
z życiem wspólnoty miejskiej (turnieje, zawody strzeleckie i atletyczne, obchody
świąt kościelnych, uroczystości cechowe i brackie), a także rodzinnych166. W imprezach tego typu brali udział członkowie różnych grup etnicznych i wyznaniowych,
jeśli nie jako aktywni aktorzy, to przynajmniej jako widzowie; odgrywały więc
one ważną rolę integracyjną i akulturacyjną. Oczywiście zdarzały się też imprezy
skupiające reprezentantów tylko jednej nacji i jednego wyznania, a więc nie łączące,
lecz podkreślające różnice i podziały. Były to np. procesje z okazji Bożego Ciała,
które nie tylko manifestowały wierność katolicyzmowi i liczebność tej konfesji
w mieście, lecz także często stawały się zaczynem zamieszek i wystąpień przeciw
wyznawcom innych religii (protestantom, Żydom itd.).
Nie sposób też nie wspomnieć o roli mieszczaństwa w rozwoju muzyki, i to
nie tylko w Prusach Królewskich, gdzie w związku ze zwycięstwem protestantyzmu zajmowała ona wiele miejsca w organizacji nabożeństw, lecz także jako
sposób spędzania wolnego czasu w domach prywatnych. Muzycy i członkowie
kapel dworskich, magnackich i królewskich to głównie mieszczanie, bardzo często
164
L. Badecki, Literatura mieszczańska, passim.
Por. na ten temat zwłaszcza: E. Kotarski, Gdańska poezja okolicznościowa XVII wieku, Gdańsk
1993; idem, Gdańska poezja okolicznościowa XVIII wieku, Gdańsk 1997.
166
M. Bogucka, Żyć w dawnym Gdańsku, Warszawa 1997; K. Matwijowski, Uroczystości, obchody
i widowiska w barokowym Wrocławiu, Wrocław 1969; M. Rożek, Uroczystości w barokowym
Krakowie, Kraków 1976; E. Kizik, Wesele, kilka chrztów i pogrzebów. Uroczystości rodzinne
w mieście hanzeatyckim od XVI do XVIII wieku, Gdańsk 2001.
165
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
47
Włosi. Szlachta muzykowanie uważała, tak jak zajęcia artystyczne, za niegodne
„szlachetnie urodzonych”. Staropolska kultura muzyczna stanowiła więc głównie
wynik działalności ludzi o mieszczańskich, wielonarodowych korzeniach.
Od kilku przynajmniej dziesięcioleci dyskutowany jest fenomen sarmatyzacji
staropolskiego mieszczaństwa, zarówno w dziedzinie kultury, jak i obyczajowości167.
Zjawisko to występowało nie tylko w miastach Korony, lecz także w związanych
z mieszczańską kulturą niemiecką ośrodkach miejskich Prus Królewskich. I tak
np. kultura Torunia w XVI–XVIII w. stanowi ciekawy przykład koegzystencji,
a nawet symbiozy elementów sarmatyzmu z luterańsko-kalwińską kulturą mieszczan o niemieckich korzeniach, zresztą powiązanych licznymi nićmi z okoliczną
polską szlachtą168. Podobne zjawiska występowały na terenie Gdańska, którego
niemieckie elity, a także niemiecko-niderlandzkie średnie warstwy mieszkańców,
pomimo luterańskiego wyznania (kalwinizm nie utrzymał się tam długo w szerszym
wymiarze), ulegały urokom katolickich obrzędów i szlachecko-magnackiej obyczajowości oraz stylowi życia169. Najsłabiej sarmatyzacja występowała w Elblągu,
być może ze względu na wyjątkowo liczną imigrację do tego miasta Holendrów,
Anglików i Szkotów (często anglikańskiego wyznania). Integrowali się oni szybko
z miejscową ludnością, jednocześnie wzmacniając protestancki, mieszczański charakter społeczności miejskiej170. Natomiast na terenie większości miast Rzeczypospolitej koegzystował katolicki „konsumpcyjny” styl życia z protestancką surowością, z etosem pracowitości i oszczędności171. W rezultacie procesów akulturacji
przebiegających w miastach następowała – nawet na terenach takich jak Prusy
Królewskie i Ruś Czerwona – ich większa lub mniejsza polonizacja, oznaczająca
w XVI–XVIII w. nieuniknioną sarmatyzację. Głównym pragnieniem mieszczanina
w szlacheckiej Rzeczypospolitej była nie walka z dyskryminacją prawną mieszkańców miast, nie walka z barierami stanowymi, lecz ich indywidualne obchodzenie
i wtapianie się w stan szlachecki. Awans społeczny rozumiany był jako nobilitacja.
W tej sytuacji nie mogło być mowy o rozwoju mieszczańskiej ideologii i budowaniu
modelu kultury alternatywnego wobec modelu szlacheckiego.
167
Por.: M. Bogucka, L`attrait de la culture nobiliaire? Sarmatisation de la bourgeoisie polonaise au
XVIIe, „Acta Poloniae Historica” 1976, t. 33, s. 30 nn.; A. Klemp, Sarmatyzacja gdańskich rodzin
mieszczańskich (schyłek XVI–XVII w.), w: Cywilizacja prowincji Rzeczypospolitej szlacheckiej,
red. A. Jankowski, A. Klonder, Bydgoszcz 2004, s. 245–263.
168
Historia Torunia, t. 2, cz. 2, s. 169 nn.; t. 2, cz. 3, s. 301 nn.
169
M. Bogucka, Specyfika gdańskiego luteranizmu, XVI–XVIII w., w: Rzeczpospolita wielu wyznań,
s. 399–408; eadem, Żyć w dawnym Gdańsku, passim.
170
Historia Elbląga, t. 2, cz. 1, s. 142.
171
Wyrażało się to m.in. w wydawanych ordynacjach antyzbytkowych, które w XVI–XVIII w.,
zwłaszcza w miastach Prus Królewskich, były także orężem polityki społecznej władz miejskich.
W skali całej Rzeczypospolitej taką samą rolę odgrywały ustawy sejmowe, zakazujące wszystkim
mieszczanom pewnych oznak luksusu w odzieży, zarezerwowanych dla szlachty, tak samo jak
i noszenie szabli. Por.: M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast, s. 561 n.
48
Maria Bogucka
Podsumowanie
Specyficzne cechy polskiej urbanizacji zaważyły silnie na formach i rozmiarze
wkładu miast w rozwój kultury staropolskiej. Drugim czynnikiem o kapitalnej roli
dla tego zagadnienie była wieloetniczność i wielokonfesyjność miast, wpływająca
silnie na kształt i treści kultury powstającej na ich terenie. Zmonopolizowanie
władzy w Rzeczypospolitej Obojga Narodów przez szlachtę spowodowało nie
tylko upośledzenie polityczno-prawne mieszczan, lecz także doprowadziło do
zdominowania kultury staropolskiej przez szlacheckie ideały i szlachecki system
wartości. Procesy akulturacji przebiegające w miastach, z różnym zresztą natężeniem i w różnej skali, w zależności od ośrodka, polegały w dużym stopniu na
polonizacji i sarmatyzacji mieszczan. Podporządkowani niemal bez reszty w sferze
ideologii szlachcie, bardziej oryginalni i twórczy byli mieszczanie w innych zakresach kultury, m.in. w architekturze i sztukach plastycznych oraz w licznych
obszarach nauki. Budownictwo, malarstwo, rzeźba, muzyka renesansu, baroku
i klasycyzmu powstawały i rozkwitały bujnie przede wszystkim dzięki działalności
przybyszów z zagranicy, z Włoch, Niderlandów i Niemiec. Pejzaż miast Rzeczypospolitej odzwierciedlał synkretyzm zwyczajów i gustów ich różnorodnych
mieszkańców: Polaków, Niemców, Rusinów, Ormian, Żydów, Tatarów, Włochów,
Szkotów, Holendrów, Francuzów, Czechów, ludzi Zachodu i Wschodu, których style
życia, charaktery, wierzenia nie tylko się ścierały, lecz także wzajemnie przenikały.
Szkoły średnie i wyższe funkcjonowały dzięki mieszczańskim pedagogom, często
również imigrantom. Druki i książki, ich produkcja i rozprowadzanie to także
domena mieszczan – w życiu szlachty w XVII w. zwyciężyła kultura rękopisu.
Polska reformacja, choć zmonopolizowana przez magnatów i szlachtę, w warstwie
teologicznej rozwijała się w dużym stopniu dzięki mieszczanom, m.in. imigrantom
z Niemiec, Czech i Moraw. Oświecenie na polskim gruncie rozkwitło za pośrednictwem kontaktów i działań prężnego kulturalnie mieszczaństwa niemieckiego
miast Prus Królewskich.
Na terenie przedrozbiorowej Rzeczypospolitej dochodziło do nieustannych
starć, ale i wzajemnego przenikania się różnych grup etniczno-konfesyjnych. Segregacja występowała obok akulturacji. W obszarze prawnym następowała z jednej
strony walka o dominację, z drugiej zaś – wysiłki w celu likwidacji dyskryminacji;
w obszarze konfesyjno-kulturalnym starania o utrzymanie własnej odrębności grupowej przebiegały obok nieuchronnych w życiu codziennym procesów zbliżenia
i wymiany zwyczajów, wzorów zachowań. Wielokonfesyjność i wieloetniczność
miast powodowały powstanie na ich terenie kultury wielobarwnej, wzbogacanej
nieustannie przez różnorodne elementy i wpływy, jednocześnie jednak utrudniały,
a nawet uniemożliwiały powstanie koherentnej, wspólnej ideologii mieszczańskiej,
49
Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej
umiejącej rywalizować z ideologią szlachecką. W rezultacie kultura staropolska
została zdominowana przez szlachtę, choć była zbudowana w dużym stopniu dzięki
twórczym talentom mieszczan o różnych korzeniach etnicznych.
Maria Bogucka
Town and Townpeople in the Polish Society
During Early Modern Times
S umma r y
The study consists of six chapters. Chapter one describes the image of a town, perceived
by the Polish nobles as the place of crime and dishonesty, and the generally negative attitude
of the nobility to the townspeople and their work. The life in a town was condemned both
because of (as it was believed) its low moral standards, as well as because of the aesthetic
reasons (dirt, fetor, noise, crowds jammed together). Especially disliked by the Polish nobles
were big, powerful cities (Gdańsk, in the XVIIIth century Warsaw). Chapter two discusses
the characteristic traits of the Polish urbanisation: the preponderance of medium-size and
small towns, lack of big metropolitan cities emerging in the Western Europe, policentric
character of the Polish urbanisation against the monocentric urbanisation of Western countries. Chapter three presents the typology of Polish towns (according to their size, legal
status, functions) and its role in the process of the creation of the Polish culture. Chapter four
analises the religious and ethnic composition of Polish towns, their regional differentiation,
the directions and dimensions of migrations to different urban centres in different regions
of the Polish-Lithuanian Commonwealth, the problems of cohabitation, acculturation processes, different ways of life pursued by “old” and “new” urban residents. Chapter five deals
with the question how the extremely complicated structures of urban societies resulted in the
possibility of the townspeople to take part in the creation of the general old Polish culture
and analises the share of towns and townspeople in the development of architecture, arts,
science and literature in the succesive centuries of its existence. Chapter six concludes the
statements of the study.
Czasy Nowożytne
tom 22
rok 2009
Jacek Feduszka
Zamość
Szkoci i Anglicy w Zamościu
w XVI–XVII wieku
Jedną z intensywniej działających grup narodowych w Zamościu, od początku
istnienia miasta w XVI i XVII w., byli mieszkańcy Wysp Brytyjskich. Grupę tę
stanowili przede wszystkim Szkoci – katolicy. W 1590 r. w Zamościu mieszkało
pięć rodzin szkockich kupców i handlarzy, osiadłych na stałe w mieście1.
Początek imigracji Szkotów do Polski przypada na pierwsze dziesięciolecia
XVI w. W początkowym okresie Szkoci i znacznie mniej liczni Anglicy pojawili się
w Prusach Królewskich, a następnie w innych częściach Rzeczypospolitej. Imigrację
tę starano się wyjaśnić przede wszystkim względami religijnymi, zmuszającymi
prezbiterian szkockich do opuszczenia ojczyzny. Nie bez znaczenia było także i to,
że nieurodzajne i górzyste tereny Szkocji stanowiły źródło powtarzających się fal
emigracyjnych z tych terenów do innych krajów Europy, dających więcej możliwości utrzymania się. Rzeczypospolita w XVI i XVII w. dawała takie możliwości.
Stały napływ Szkotów (a także i innych nacji: Włochów i Żydów) do miast polskich jeszcze w pierwszej połowie XVII w. świadczy, w opinii badaczy, o tym, „że
mimo wszystko istniały tu możliwości dorobienia się majątku i biły źródła życia
gospodarczego”2.
1
2
A. Kędziora, Encyklopedia miasta Zamościa, Chełm 2000 s. 377.
Archiwum Główne Akt Dawnych (dalej: AGAD), Archiwum Skarbu Koronnego (dalej: ASK),
sygn. I.134. (Rejestr dziesięciny od Anglików i Szkotów w Koronie, 1651 r.): Exactio decimae partis substantiorum a mercatoribus caeterisque nationis Scothicae et Anglicanae hominibus in Regno
Poloniae degentibus iuxta ordinationem constitutionis comitialis die mensie Decembris 1650 pro
subsidio serenissimi Magnae Britaniae regis laudatae. Expedita Radomii sub tempu tribunalis die
13 mensis Martii Anno 1651, k. 83–86, 87, 88; rejestr ten został wydany drukiem: The 1651 Polish
Subsidy to the Exiled Charles II, wyd. A. B. Pernal, R. P. Gasse, „Slavonic Papers” New Series,
1999, t. 32, s. 1–50. Zob. też: Z. Guldon, J. Muszyńska, Żydzi i Szkoci w Chęcinach, w: Chęciny.
Studia z dziejów miasta XVI–XX wieku, red. S. Wiech, Kielce 1997, s. 9–26; Z. Guldon, J. Wijaczka,
Kupiec zamojski i toruński Samuel Edwerds. Przyczynek do kontaktów handlowych Krakowa z Pru-
52
Jacek Feduszka
Szacuje się, że na przełomie XVI i XVII stulecia liczba Szkotów na ziemiach
polskich wynosiła od 20 000 do 30 000 osób. Najliczniejsza ich grupa osiedliła się
w Prusach Królewskich oraz w większych miastach Korony, rzadziej na Litwie.
Zamożniejsi spośród nich nabyli obywatelstwo miejskie, np. w Gdańsku od 1531 r.,
w Królewcu od 1561 r., w Poznaniu od 1585 r., w Krakowie od 1596 r., w Zamościu
natomiast prawdopodobnie około 1590–1591 r. Pierwszym znanym z nazwiska
przedstawicielem kupców angielsko-szkockich w Zamościu był Thomas Gent.
W 1597 r. angielski Żyd Izaak Wettkaff nabył dom w Zamościu, a Szkot William
Dawithon handlował suknem3.
Charakterystyczną cechą działalności gospodarczej Szkotów (w mniejszym
stopniu Anglików) był ich masowy udział w handlu domokrążnym, zwłaszcza kramarszczyzną i tzw. norymberszczyzną. Działając zasadniczo poza korporacjami
rzemieślniczo-kupieckimi, Szkoci zajmowali się handlem obnośnym, zazwyczaj
pieszo lub na jucznym koniu, przenosząc towary wprawdzie niskiej jakości, ale
tanie. Sprzedawali zazwyczaj niewyprawione skórki zwierzęce, liche sukno, wełnę,
tanią galanterię metalową, odzież. Z czasem tę tandetną kramarszczyznę i norymberszczyznę zaczęto w Polsce nazywać towarem „szkockim”, a kramarzy ogólnie
„Szkotami”. Działalność handlowa Szkotów związana była częściowo z dostawami
z Anglii i Szkocji, duże ilości galanterii metalowej i taniego sukna przechodziły
przez porty bałtyckie (Gdańsk, Królewiec), a drobni handlarze szkoccy byli uzależnieni i kontrolowani przez wielkich kupców działających w korporacjach. Do tej
ostatnio wymienionej grupy należeli zapewne również kupcy zamojscy, tworzący
z czasem odrębną kolonię handlową angielsko-szkocką w Zamościu. Przejawem
powiązań handlowych było w XVI stuleciu powstanie we wszystkich większych
ośrodkach miejskich Korony bractw szkockich, a w 1603 r. utworzono urząd „gene-
3
sami Królewskimi w połowie XVII wieku, „Almanach Historyczny” 2001, t. 3, s. 93–108; Z. Guldon,
W. Guldon, Saga szkockiego rodu Russellów w Szydłowcu w pierwszej połowie XVII wieku, w: Szyd­
łowiec. Z dziejów miasta, red. J. Wijaczka, Szydłowiec 1999, s. 35–50; A. Manikowski, Szkoci,
w: Encyklopedia Historii Gospodarczej Polski do 1945 roku, Warszawa 1981, t. 2, s. 358–359; J. Ihnatowicz, A. Mączak, Społeczeństwo polskie od X do XX wieku, Warszawa 1996, s. 330–331.
T. A. Fischer, The Scots in Eastern and Western Prussia, Edinburgh 1903, s. 19; B. Horodyski,
Najstarsza lustracja Zamościa [1591 r.], w: „Teka Zamojska” 1938, nr 1, z. 4, s. 197–212 [na
podstawie: Biblioteka Narodowa w Warszawie (dalej: BN), Biblioteka Ordynacji Zamojskiej (dalej: BOZ), rkps 1508); BN, BOZ, rkps 1815, k. 86: Mikołaj Stworzyński, Opisanie statystycznohistoryczne dóbr Ordynacji Zamojskiej, 1834]; Archiwum Państwowe w Lublinie (dalej: APL
Lublin), Acta Consulatoria Zamoscensia (dalej: Cons.) nr 1 (Anno 1591–1594), nr 2 (Anno 1594–
1600), nr 7 (Anno 1657), k. 39v–44; K. Sochaniewicz, Przywilej Zygmunta III z roku 1588 dla
miasta Zamościa, „Teka Zamojska” 1919, nr 3, s. 47–48, oraz ibidem, nr 5: idem, Zaprzysiężenie
zeznania burmistrza co do stanu liczebnego domów i mieszkańców Zamościa w roku 1654 i 1655,
s. 79–80; K. Kowalczyk, Rzemiosło Zamościa 1580–1821, Warszawa 1971, s. 12–15, 20–30,
34–43; W. Kowalski, The Placement of Urbanised Scots in the Polish Town during the Sixteenth
and Seventeenth Centuries, w: Scotish Communities Abroad in the Early Modern Period, red.
A. Grosjean, S. Murdoch, Leiden–Boston 2005, s. 53–103.
Szkoci i Anglicy w Zamościu w XVI–XVII wieku
53
rała szkockiego”, pobierającego podatki i organizującego sądownictwo nad wszystkimi Szkotami w Polsce. Właśnie w 1603 r. Szkot kpt. Abraham Young otrzymał
od króla Zygmunta III Wazy tytuł zwierzchnika wszystkich Szkotów w Koronie,
ze wszystkimi przynależnymi do tej funkcji prerogatywami. W 1616 r. w Prusach
Książęcych utworzono podobne zwierzchnictwo, w którym dominującą rolę odgrywali posiadający prawa miejskie zamożni kupcy szkoccy. W ciągu XVII w.
największymi skupiskami ludności szkockiej i angielskiej były następujące miasta:
Gdańsk, Poznań, Warszawa, Kraków, Lublin (w latach 1583–1650 przebywało tam
39 Szkotów osiadłych na stałe i 29 czasowo), Zamość (w połowie XVII w. mieszkało
tu 25 Szkotów osiadłych oraz od 25 do 30 czasowo, w tym także studenci szkoccy
pobierający nauki w Akademii Zamojskiej, większość których pochodziła z Pomorza
i Prus Królewskich) i Lwów4.
Duże kolonie szkocko-angielskie znajdowały się również w Tucholi, Czołpie,
Wałczu, Łobżenicy, Bydgoszczy, Brzezinach, Sieradzu, Warce, Zakroczymiu, Raciążu i Sierpcu, a także w Krośnie i Tarnowie5.
Dla XVI i XVII w. istotne staje się także rozróżnienie między migracją kupiecką
ze Szkocji i Anglii, która odbywała się pod szyldem angielskim, a migracją różnego
rodzaju biedoty, w tym kramarzy, wędrownych kupców i żołnierzy szukających
zatrudnienia. Występują oni wspólnie pod mianem „Szkotów”, ale w gruncie rzeczy
nazwa ta nie pokrywa się często z miejscem pochodzenia. W tej zatem grupie znajdowali się także Irlandczycy, Walijczycy oraz Szwajcarzy i Niemcy. W przeciwieństwie
do Żydów, najbogatsi Szkoci już w XVI i XVII stuleciu zaczęli się asymilować
w Polsce. Przykładem może być Robert Portius, syn krawca z Edynburga, w połowie
XVII w. najbogatszy kupiec w Krośnie, mecenas i fundator kościoła6.
4
5
6
J. Sadownik, Szkoci w Lublinie XVII wieku, Leszno 1937, s. 24–26.
Z. Guldon, L. Stępkowski, Ludność szkocka i angielska w Polsce w połowie XVII wieku, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” (dalej: KHKM) R. 30, 1982, nr 2, s. 206. Szkoci w Tarnowie
pojawili się w końcu XVI w. Sprowadził ich tutaj zapewne książę Janusz Ostrogski, ówczesny
dziedzic miasta. Od samego początku stanowili oni najbardziej ruchliwy i zapobiegliwy element
miejscowego mieszczaństwa. W pierwszej połowie XVII w. na 18 kupców tarnowskich połowę
stanowili Szkoci, kupcy zaś byli w mieście najbogatsi, stanowiąc tzw. patrycjat. To oni, jedni
z pierwszych, zakładali spółki handlowe, a nawet banki. W 1622 r. dwaj tarnowscy Szkoci: Wilhelm Kieth i Jerzy Petray, założyli spółkę bankową z kapitałem zakładowym wynoszącym 3200
talarów „twardych”, 4000 złp. i 16 000 talarów, być może w kwitach zastawnych. Był to pierwszy
znany ze źródeł bank w Tarnowie. Udzielał on pożyczek nie tylko kupcom tarnowskim, lecz także
wrocławskim i krakowskim. Procenty (czyli „interessa”) nie były zbyt wygórowane, bo wynosiły 7% w skali roku (weksel nazywał się „Membran”). Spółka bankowa rozpadła się jednak już
w 1626 r. z powodu nierzetelności jednego ze wspólników, Wilhelma Kietha, który przywłaszczył
pieniądze spółki i uciekł do Torunia. Drugi z udziałowców Jerzy Petray, przed sądem radzieckim
w Tarnowie radził wspólnikowi, „aby się wywiązał ze zobowiązań i rozliczył z umów, a potem
[...] do Indiey niechaj jedzie”. Kieth nie rozliczył się i zbiegł z więzienia, gdzie go osadzono.
Z. Guldon, L. Stępkowski, Szkoci i Anglicy Anglicy Koronie w połowie XVII wieku, „Kieleckie
Studia Historyczne” 1977, s. 31–61; G. Labuda (Rec.), K. H. Ruffmann, Engländer und Schotten
54
Jacek Feduszka
W Zamościu spośród bogatych rodzin szkockich: Keyt, Gordon, Berny, Wuier,
Meldrom, Gedy i Feakt, część posługiwała się w interesach także językiem polskim. W lustracji Zamościa z 1591 r. wśród najliczniejszych właścicieli kamienic:
Ormian, Greków, Niemców, Węgrów i Żydów, wymieniony jest jeden Szkot, Hanus
(„Szoth Hanus”), będący właścicielem kamienicy przy ul. Bełzkiej (obecnie ul.
Staszica 5). W połowie XVII w. najbogatszym kupcem zamojskiej kolonii angielsko-szkockiej był Jakub Berny (Berne), prowadzący również interesy w Chęcinach,
gdzie w 1631 r. przyjął prawo miejskie i ofiarował tamtejszym władzom srebrną
pieczęć dla rady miejskiej, wykonaną na jego zlecenie we Wrocławiu. W latach
czterdziestych XVII w. w Rynku Wielkim w Zamościu posiadał m.in. kamienicę
wzniesioną około 1590 r. przez Greka Manuellego Masapetę. Z polecenia Jakuba
Berny została ona przebudowana w 1643 r. przez architekta Jana Wolffa (zm. 1653);
obecnie kamienica ta znajduje się przy ul. Staszica 21. Syn Jakuba Berny, Jan (John),
od 1653 do 1654 r. pobierał nauki w Akademii Zamojskiej. W Chęcinach gmina
szkocka, mniejsza od zamojskiej, liczyła 15 bogatych kupców i rzemieślników7.
Do bogatych kupców i mieszczan zamojskich pochodzenia szkockiego w XVII w.
można zaliczyć m.in. Andrzeja Devisona (około 1630–1665), Jerzego Gordona, Jana
Wuiera, Piotra Gutriego (Guttri), Jakuba Watsona, Jana Watsona, Wiliama Erdesa,
Jana Filmestera, Piotra Forbesa i Jakuba Simsona (Symsona). Wśród mieszczan
szkockich Zamościa nie brakowało także mecenasów i fundatorów. W 1714 r. zamojski kupiec Robert Brown ufundował stypendium dla kalwinów, Szkota i Polaka,
na Uniwersytecie w Edynburgu8.
Jeżeli chodzi o drobnych ubogich handlarzy szkockich, ich działalność spotykała się ze sprzeciwem władz miejskich, widzących w nich konkurencję i zagrożenie dla przywilejów cechowych i handlowych. Podobnie jak wobec detalistów
Żydów, również wobec handlarzy szkockich wprowadzano przepisy zabraniające im
handlu. Edykty przeciw handlarzom szkockim najwcześniej wprowadzały władze
miast w Prusach Królewskich w 1531 i 1580 r., a w Koronie w 1551 i 1594 r.
Jednak oprócz tych przepisów funkcjonowały też przywileje, np. czyniące z kupców
szkockich dostawców królewskich i całego dworu monarszego. Procesy asymilacji
ze społecznością polską przebiegały wśród Szkotów i Anglików szybciej niż np.
u Żydów i Ormian. Szkoci na co dzień posługiwali się w interesach językiem swych
kontrahentów, klientów i sąsiadów – polskim lub niemieckim. W drugiej połowie
7
8
in des Seetädtem Ost- und Westpreussens, „Zeitschrift für Ostforschung”, Jg. VII, 1958, 2–37,
„Rocznik Gdański” 1958/1959, t. 17–18, s. 361.
Biblioteka Jagiellońska w Krakowie (dalej: BJ), Rejestr poborowy Chęcin, rkps 5232, k. 11v,
185v–186v, 369v (cyt. za: Z. Guldon, L. Stępkowski, Ludność szkocka i angielska, s. 208, przypisy 45–47); L. Stępkowski, Przemiany ludnościowe w Chęcinach w XVII–XVIII wieku, w: VII
Wieków Chęcin, Kielce 1976, s. 106.
B. Rudomicz, Efemeros czyli diariusz prywatny pisany w Zamościu w latach 1656–1672, przekł.
i oprac. W. Froch, Lublin 2002, cz. 1–2, passim.
Szkoci i Anglicy w Zamościu w XVI–XVII wieku
55
XVII w. asymilacja doprowadziła do wygaśnięcia tej grupy narodowej, zanikła też
imigracja Szkotów na ziemie polskie. W Zamościu kupcy szkoccy działali jeszcze
na przełomie XVII i XVIII w.9
Od drugiej połowy XVI wieku oprócz kupców i handlarzy szkockich imigrujących ze swojej ojczyzny na kontynent byli również zawodowi żołnierze. Szczególnie za panowania Jakuba VI (1567–1625), króla Szkocji, wielu Szkotów udawało
się do Europy w takim charakterze. Szacuje się, że w latach 1570–1630 około
30 000 żołnierzy szkockich służyło w Szwecji, 11 000 we Francji i 6000 w Danii.
Szkoci służyli również w oddziałach holenderskich, niemieckich, moskiewskich
i polskich10.
W Polsce już od panowania Zygmunta Augusta zatrudniano żołnierzy szkockich. W 1577 r. Gdańsk, nie chcąc uznać nowo obranego króla Stefana Batorego,
sprowadził do swojej załogi obronnej z Holandii 600–700 żołnierzy szkockich
pod dowództwem płk. Williama Stewarta. Po zakończonym konflikcie z Gdańskiem część żołnierzy szkockich pozostała w służbie polskiej. Na wyprawę połocką przeciw Moskwie w 1579 r. Jan Zamoyski (1542–1605), kanclerz i późniejszy
hetman wielki koronny, zaciągnął m.in. duży oddział prywatny, w którym oprócz
200 hajduków węgierskich znalazł się oddział piechoty szkockiej liczący 200 żołnierzy, sprowadzony za pośrednictwem rady miejskiej Gdańska (niewykluczone, że
dowodził nim płk William Stewart). Pod Połockiem kanclerz sam stawał do boju na
czele swoich Szkotów. Oddział piechoty szkockiej Zamoyskiego składał się z doświadczonych i zaprawionych w wojnach żołnierzy. Zarówno oni, jak i piechota
węgierska Jana Zamoyskiego odznaczyli się podczas szturmu Połocka 29 sierpnia
1579 r.. W kampanii moskiewskiej Stefana Batorego wzięło udział łącznie ponad
250 żołnierzy szkockich (w szeregach oddziałów szkockich znajdowali się także
najemnicy angielscy i irlandzcy). W późniejszym czasie król Stefan Batory powierzał Szkotom prowadzenie intendentury i zaopatrzenia. Również obronę wybrzeża
morskiego powierzył monarcha dowódcom korsarskim, z pochodzenia Szkotom. Jan
Zamoyski w kampanii inflanckiej (1600–1601) zwerbował dwie roty piechoty szkockiej (łącznie 600 żołnierzy), dowodzone przez Aleksandra Ruthvena i Abrahama
Yunga. Zostały one użyte m.in. przy szturmie na umocniony Wolmar 18 grudnia
1601 r., gdzie poległ Ruthven11.
Na początku XVII w. i przez całe stulecie werbowanie piechoty w Szkocji stało
się bardzo popularne, szczególnie wśród magnatów (celowali w tym zwłaszcza
Radziwiłłowie na Litwie). Jednak generalnie udział tego typu oddziałów w ogólnej
9
10
11
A. Manikowski, Szkoci, s. 359; I. Ihnatowicz, A. Mączak, Społeczeństwo polskie od X do XX
wieku, s. 331.
S. Zabieglik, Historia Szkocji, Gdańsk 2000, s. 150.
W. Borowy, Anglicy, Szkoci i Irlandczycy wojsku polskim Zygmunta III, w: Studia z dziejów kultury polskiej, Warszawa 1949, s. 293–313; S. Herbst, Wojna Inflancka 1600–1602, Warszawa 1938;
S. Grzybowski, Jan Zamoyski, Warszawa 1994, s. 113.
56
Jacek Feduszka
liczbie wojsk był minimalny w porównaniu z siłami zbrojnymi Szwecji albo Państwa
Moskiewskiego. Większych zaciągów na rzecz Polski w Anglii i Szkocji dokonywano zasadniczo do 1621 r. (ostatni większy przeprowadzono w 1633 r.), później
dokonywano ich sporadycznie i dotyczyło to zasadniczo tylko oficerów. W wojsku
polskim po 1621 r. znajdowały się tylko drobniejsze oddziały, prawie wyłącznie
z zaciągu prywatnego, złożone głównie ze Szkotów i Irlandczyków. Oddziały te
jednak wyróżniały się walecznością, a wśród ich dowódców niemało było jednostek
przedsiębiorczych i wybitnych. Niektórzy w późniejszym czasie nawet osiedlali się
w Polsce i przyjmowali polskie szlachectwo12.
W społeczności imigrantów ze Szkocji i Anglii w XVI i XVII stuleciu pewną
część stanowili także intelektualiści i studenci. Początkowo było ich niewielu. Pierwszym w Polsce, znanym z imienia, był w drugiej połowie XV w. Thomas Roberti ze
Szkocji, bakalarz koloński, zapisany w latach 1468–1469 do Akademii Krakowskiej.
W końcu XV stulecia i na początku XVI w. na tej samej uczelni spotykamy już kilku
wybitnych Anglików na katedrach uniwersyteckich. Byli to m.in.: Leonard Cox,
wędrowny humanista, uczeń Franciszka Melanchtona w Tybindze, a w Krakowie
w latach 1518–1529 profesor nadzwyczajny. W końcu XVI stulecia magistrem
matematyki i retoryki był Gwalter Russel „Anglus” – Anglik13.
W XVI w. dużą popularność wśród profesorów i studentów w nowo powstałej
Akademii Zamojskiej zdobył William Bruce (Petrus Brusius, ur. około 1560), szkocki
duchowny, żołnierz, dyplomata i humanista, w latach 1596–1597 profesor prawa
rzymskiego w Akademii Zamojskiej. Bruce urodził się w Stanstill w hrabstwie Cattenes (obecnie: Caitlines), nieopodal zatoki Sinclair, w północno-zachodniej Szkocji.
Studia prawnicze ukończył we Francji i po otrzymaniu stopnia doktora obojga praw
na uniwersytecie w Cahors w 1586 r. wykładał prawo w Tuluzie i Cahors. Około
1590 r. wyjechał do Rzymu, dwa lata później, w 1592 r. znalazł się w Würzburgu,
gdzie otrzymał katedrę prawa na tamtejszym uniwersytecie. W 1594 r. porzucił katedrę na uniwersytecie i zaciągnął się jako żołnierz na Słowacji, walcząc z Turkami
na pograniczu węgierskim. Porzucił jednak także tę służbę i udał się do Polski. Tu
został serdecznie przyjęty przez starostę żywieckiego Mikołaja Komorowskiego.
W 1596 r. otrzymał zaproszenie od Jana Zamoyskiego (1542–1605) na katedrę
prawa w Akademii Zamojskiej14.
12
13
14
W. Borowy, Anglicy, Szkoci i Irlandczycy, s. 293–295.
S. Kot, Polska Złotego Wieku a Europa. Studia i szkice, oprac. H. Barycz, Warszawa 1987,
s. 639–642.
S. Kot, Bruce William, w: Polski Słownik Biograficzny (dalej: PSB), t. 3, Kraków 1937, s. 3–4;
idem, Polska Złotego Wieku, s. 642–644; H. Barycz, W blaskach epoki Odrodzenia, Warszawa
1968, s. 329–351; S. Łempicki, Działalność Jana Zamoyskiego na polu szkolnictwa, w: idem,
Mecenat wielkiego kanclerza. Studia o Janie Zamoyskim, oprac. S. Grzybowski, Warszawa 1980,
s. 192 i n.; J. K. Kochanowski, Dzieje Akademii Zamojskiej (1594–1784), Kraków 1899–1900,
s. 49; J. A. Wadowski, Wiadomości o profesorach Akademii Zamojskiej, Warszawa 1899–1900,
s. 36, 99; A. A. Witusik, Zamojskie Ateny, w: Spojrzenia na przeszłość Lubelszczyzny, red. K. My-
Szkoci i Anglicy w Zamościu w XVI–XVII wieku
57
William Bruce był cenionym profesorem Akademii. Szymon Szymonowicz, organizator tej uczelni z ramienia Jana Zamoyskiego, w jednym z listów skierowanych
do kanclerza wystawił Bruce’owi wspaniałą opinię. Była w niej mowa o pozytywnej
roli Szkota na uczelni i dla uczelni oraz o pomocy i bardzo cennych radach, jakie
Szymonowicz od niego otrzymał. Jako profesor prawa rzymskiego Bruce wykładał
w Zamościu Institutiones Justyniana, potem dział Kodeksu Justyniana, obejmujący
wybór prawniczych pism rzymskich, objaśnienia i interpretacje do tegoż dzieła oraz
zasad prawnych Kodeksu. Wykładał także prawo feudalne: saskie i magdeburskie,
a także prowadził ze studentami ćwiczenia w interpretowaniu zasad prawnych.
William Bruce cieszył się uznaniem kanclerza Jana Zamoyskiego, czego wyrazem
była m.in. wysoka pensja profesorska, wynosząca 400 talarów. Oprócz tego był
lubiany i ceniony przez profesurę zamojską oraz przez studentów.
Mimo niedużego obciążenia zajęciami pozaakademickimi, Bruce jednak nie czuł
się w Zamościu najlepiej, nieustannie chorował, co było też zasadniczą przyczyną
wyjazdu z miasta. Stąd udał się do Czech, gdzie został kanclerzem i dowódcą wojskowym biskupa ołomunieckiego w Kromieryżu. Tam jednak również nie pozostał
długo15. Powrócił do Polski około 1599 r. i udał się do Prus, skąd rychło przeniósł
się do Żywca, ponownie do Mikołaja Komorowskiego. W tym czasie odwiedzał
także Zamość, pozostając w dobrych stosunkach z Janem Zamoyskim, mimo opuszczenia katedry prawa w Akademii Zamojskiej. Jego miejsce w Akademii pozostało
nieobsadzone do 1609 r., kiedy to wykłady z prawa rzymskiego wznowił Tomasz
Drezner (1560–1616), pozyskany do uczelni przez Szymona Szymonowicza.
Kanclerz i hetman wielki koronny Jan Zamoyski w 1600 r. wyprawił Williama
Bruce’a do Anglii, gdzie nawiązał on cenne kontakty. Do Polski powrócił w 1601 r.
i u boku Jana Zamoyskiego wziął udział w wyprawie inflanckiej, w której dowodził oddziałem jazdy. W 1602 r. udał się ponownie do Anglii i Szkocji z listami od
kanclerza. W ojczyźnie udzielił mu wsparcia i opieki baron Edward Bruce of Kinolss, jeden z mediatorów unii angielsko-szkockiej z 1603 r. Dzięki jego protekcji
William Bruce wstąpił na służbę króla Szkocji Jakuba VI Stuarta (późniejszego
króla Anglii Jakuba I). Po intronizacji król Jakub I wysłał Bruce’a do Polski z misją
dyplomatyczną i notyfikacją objęcia tronu angielskiego. Z Warszawy powrócił on
w roli opiekuna i doradcy polskiego posła do Londynu Stanisława Cikowskiego.
Do 1606 r. Bruce przebywał w otoczeniu króla Jakuba I, następnie po raz kolejny
15
śliński, A. A. Witusik, Lublin 1974, s. 71; M. Dyjakowska, Prawo rzymskie w Akademii Zamojskiej w XVIII wieku, Lublin 2000, s. 46.
E. A. Mierzwa, William Bruce, profesor Akademii Zamojskiej i agent handlowy The Eastland
Company, w: W kręgu akademickiego Zamościa, red. H. Gmiterek, Lublin 1996, s. 207–223.
Przyjacielem Szymona Szymonowica był także poeta, Anglik, Thomas Segeth, który odwiedził
Szymonowica w Zamościu około 1612 r.; W. W. Weintraub, Anglik – przyjaciel Szymonowica,
w: Szymon Szymonowicz i jego czasy. Rozprawy i studia, Zamość 1929, s. 78; K. Heck, Szymon
Szymonowicz (Simon Simonides). Jego żywot i dzieła, Kraków 1901–1903, cz. 2–3, s. 124.
58
Jacek Feduszka
został wysłany do Polski jako poseł królewski i – na wniosek Kompanii Wschodniej – jako agent handlowy korporacji w Elblągu, którego zadaniem była ochrona
interesów kupców angielskich i szkockich w Rzeczypospolitej. Misję tę sprawował
do r. 1609. W tym czasie przesyłał do króla Anglii i do sekretarza stanu lorda Roberta
Cecila obfitą korespondencję. Zawierała ona informacje odnoszące się m.in. do wewnętrznych spraw polskich, jak też działań dyplomatycznych dworu królewskiego
w Rzeczypospolitej oraz stosunków Polski z Turcją, Moskwą i Szwecją16.
William Bruce czuł się w Polsce przede wszystkim posłem królewskim, w mniejszym zaś stopniu agentem handlowym Kompanii Wschodniej, ale właśnie ta dziedzina jego działalności w Polsce była przyczyną opuszczenia przez niego Rzeczypospolitej, nie potrafił bowiem sprostać nałożonym na niego obowiązkom kupieckim
i wymaganiom, jakie narzucała mu rola agenta handlowego. Najwybitniejszym
dziełem Bruce’a, będącym w całości opisem jego wieloletnich kontaktów z Polską,
jest – pozostająca jak dotąd w rękopisie – relacja, a właściwie dzieje Polski spisane
dla angielskiego monarchy: „A Relation of the State of Polonia and the United Provinces of that Crowne. Anno 1598”, przechowywana obecnie w British Muzeum,
a spisana między 1598 a 1603 r.17
Ważną część społeczności miejskiej Zamościa w XVI i XVII w. stanowili studenci
Akademii Zamojskiej. Przez cały XVII w. znaczącą grupę wśród młodzieży akademickiej stanowili także przybysze ze Szkocji i Anglii. Część z tej grupy była też potomkami
szkockich rodzin mieszczańskich osiadłych w Rzeczypospolitej. Od 1610 do 1709 r.
w Akademii pobierało nauki łącznie 44 studentów pochodzenia szkockiego i angielskiego (zob. aneks). Liczbę tę można było ustalić na podstawie Albumu studentów
Akademii Zamojskiej 1595–178118. Był on prowadzony od początku istnienia uczelni.
Statut akademicki z 1595 r. nakładał obowiązek wpisywania każdego zgłaszającego
się ucznia na urzędującego w danym czasie rektora uczelni. W 1627 r. ordynat Tomasz Zamoyski zezwolił na wpisywanie do albumu również towarzyszących młodej
szlachcie i mieszczanom na studiach w Zamościu nauczycieli, korepetytorów i innych
pedagogów. Zachowany oryginał albumu studentów przechowywany jest obecnie
w zbiorach Biblioteki Narodowej w Warszawie, w części dawnej Biblioteki Ordynacji
Zamojskiej, i składa się z trzech woluminów, obejmujących wpisy z lat 1595–1659
(vol. I), 1660–1781 (vol. II) i 1759–1780 (vol. III). Do 1737–1738 r. wpisy obejmowały
16
17
18
Zob.: S. Kot, Anglo-Polonica. Angielskie źródła rękopiśmienne do dziejów stosunków kulturalnych Polski z Anglią, w: Nauka polska. Jej potrzeby organizacja i rozwój, t. 20, Warszawa 1935,
s. 79–83; Z. Taźbierski, Ceremoniał dworsko-dyplomatyczny w praktyce negocjacji Polski z Ang­
lią w XVI–XVIII wieku, Olsztyn 1986, s. 41, 276, przypisy 86–88.
S. Kot, Anglo-Polonica, s. 83–94; E. A. Mierzwa, Angielska relacja o Polsce z roku 1598, „Annales UMCS” 1962, t. 17, nr 6, sec. F, s. 87–118; idem, Na marginesie wydania angielskiego relacji
o Polsce z 1598 roku, „Przegląd Historyczny” 1967, t. 58, z. 4, s. 664–667.
Album studentów Akademii Zamojskiej 1595–1781, oprac. H. Gmiterek, Warszawa 1994, passim.
Szkoci i Anglicy w Zamościu w XVI–XVII wieku
59
całą Akademię, bez podziału na klasy i kursy. W XVIII w. album prowadzony był
w sposób niedbały i niekiedy nie wpisywano w ogóle nowych przybyszów, a czasami
wpisywano wszystkich uczących się w danym roku.
Pierwszy wpis zawierający informacje o studentach z Wysp Brytyjskich znajdujemy pod datą 1610–1611; w tym też roku odnotowano pierwszego przedstawiciela społeczności szkockiej, przybyłego do Akademii z Prus Królewskich. Ostatnie
wpisy studentów szkockich przybyłych do tej uczelni pochodzą z lat 1703–1704
i 1708–1709. Najliczniej przedstawiciele społeczności szkockiej przybywali do
Akademii w latach 1637–1660 i 1673–1694. W obydwu tych okresach najliczniejszą
grupę stanowili synowie mieszczan zamojskich szkockiego pochodzenia. Niestety,
wobec braku zapisów co do klas i rodzaju kursów, jakie odbywali studenci w XVI
i XVII w., trudno jest określić, jakiego typu wykształcenie otrzymywali studenci
szkoccy i angielscy w Akademii Zamojskiej i jaki procent z nich ukończył rozpoczętą
w Zamościu edukację. Jak się wydaje, studenci przybywali tam przede wszystkim
dla odbycia studiów prawniczych, które – przynajmniej do drugiej połowy XVII
stulecia – stały w Akademii Zamojskiej na bardzo wysokim poziomie i realizowane
były przez znakomite grono profesorskie.
Aneks
Studenci szkoccy i angielscy w Akademii Zamojskiej (1610–1709)
1. Karol Gordon, Anglik (1610–1611)
2. Pawel Mulner, [Szkot] z Prus, prawnik (1610–1611)
3. Marcin Ryszard Leves, Anglik z Płazowa (1621–1622)
4. Stanislaw Piotr Alexander, Szkot z Zamościa (1621–1622)
5. Gedoferd Zachariasz Krcel, [Szkot] z Elbląga w Prusach (1625–1626)
6. Zygmunt Scragf, [Szkot] z Prus, prawnik (1627–1628)
7. Jan Andrzej Devisson, Szkot z Heidelbergu, zamieszkały w Zamościu (1634–1635)
8. Jan Jakub Wuier, Szkot (1637–1638)
9. Robert Tomasz Skin, Szkot (1637–1638)
10. Jakub Tomasz Berny, Szkot z Gdańska (1640–1641)
11. Tomasz Berny, [Szkot z Danii] (1644–1645)
12. Henryk Donald Smet, Szkot (1644–1645)
13. Andrzej Devison (Devizon), Szkot z Zamościa (1645–1646)
14. Daniel Berny, [Szkot] z Prus (1647–1648)
15. Mikołaj Andrzej Devison, Szkot z Zamościa (1648–1649)
16. Jakub Enes, Szkot z Zamościa (1648–1649)
17. Grzegorz Devison, Szkot z Zamościa (1653–1654)
18. Jakub Grzegorz Devison, Szkot z Zamościa, brat Grzegorza (1653–1654)
19. Jan Jakub Berny,Szkot z Zamościa (1653–1654)
20. Jakub Berny, Szkot z Zamościa, brat Jana (1653–1654)
21. Jakub Scot, Szkot (1653–1654)
60
Jacek Feduszka
22. Wiliam (Wilhelm) Filmeyster, Szkot (1654–1655)
23. Grzegorz Dawid Sking, Szkot (1654–1655)
24. Daniel Andrzej Devison, Szkot z Zamościa (1654–1655)
25. Tomasz Dawid Skin, [Szkot] z Lublina (1656–1657)
26. Tomasz Dawid Skit, Szkot (1658–1659)
27. Jakub Grzegorz Gordon, Anglik lub Szkot (1658–1659)
28. Piotr Gutri, Szkot z Zamościa, syn obywatela i kupca zamojskiego (1659–1660)
29. Jakub Wiliam (Wilhelm) Erdes, Szkot z Zamościa, syn kupca i obywatela zamojskiego
(1659–1660)
30. Alexander Dawid Skin, Szkot z Zamościa (1662–1663)
31. Jakub Wuier, Szkot (1664–1665)
32. Jan Jakub Wuier, Szkot (1666–1667)
33. Jan Jakub Wuier, Szkot (1667–1668)
34. Alexander Jakub Wuier, Szkot (1673–1674)
35. Andrzej Wiliam (Wilhelm) Burnet, Szkot (1682–1683)
36. Tomasz Robert Watson, Szkot, reformata (1692–1693)
37. Daniel Robert Walkier, Szkot z Prus (1692–1693)
38. Jakub Alexander Karkettell, Szkot z Danii (1692–1693)
39. Wiliam (Wilhelm) Jan Wuier, Szkot z Zamościa (1693–1694)
40. Daniel Andrzej Davidson, Szkot, mieszczanin zamojski (1699–1700)
41. Jan Jakub Simson (Symson), Szkot z Zamościa (1701–1702)
42. Alexander Jakub Simson (Symson), Szkot z Zamościa, brat Jana Jakuba (1701–1702)
43. Wiliam (Wilhelm) Robert Forbes, [Anglik] z Krakowa (1703–1704)
44. Wiliam (Wilhelm) David Livingston, [Anglik] z Przemyśla (1708–1709)
Jacek Feduszka
Scotsmen and Englishmen in Zamość in XVI–XVIII age
S umma r y
One from more intensely acting in beginnings the occupants of British Isles were the
existence of city of Zamość of national groups. Scotsmen were first of all this – Catholics.
In 1590 it steps out already in Zamość five Scottish tradesfolk’s surnames settled in city.
Formed in 1594 the professor of Akademia Zamojska was the Scotsman the Wiliam Bruce,
at only Akademia Zamojska studied 30 students of Scottish origin (example from Pomerania in 1 half XVII in.). In 1650 it in Zamość lived 25 Scotsmen example from families
Keyt, Gordon, Meldrom, Gedy, Feakt. The richest with them was James Berny. In 1651
zamojska colony Scottish-English she was to size third, what and wealth at Republic, after
Gdańsk colony and Krosno. Scottish tradesfolk acted in Zamość on breakthrough XVII
yet and XVIII age example Zamość tradesfolk Scotsman Robert Brown in 1714 founded
scholarship for Scotsman’s Calvinists and Pole at University in Edinburgh. However first
was well-known with surname Englishman the occupant of Zamość Thomas Gent. In 1597
Szkoci i Anglicy w Zamościu w XVI–XVII wieku
61
Jew English Izaak Wettkaff purchased in Zamość house and Wilhelm (Wiliam) Dawithon
dealt with fabric. Learned English and ministers Anglican example in Zamość by tradesfolk
spended also Thomas Segeth and Robert Bargrave. In 1 fishing XVII age Englishmen took
at Akademia Zamojska science also.
Czasy Nowożytne
tom 22
rok 2009
Andrzej Kamieński
Poznań
Sprawa sukcesji Hohenzollernów brandenburskich
na Górnym Śląsku w epoce wczesnonowożytnej
(do 1740 roku)
Starania Hohenzollernów o uzyskanie Górnego Śląska mają bardzo starą metrykę,
sięgają bowiem początków ery nowożytnej, kiedy to podzielony na liczne księstwa
i pomniejsze władztwa terytorialne Śląsk znajdował się wraz z innymi ziemiami
Korony Czeskiej pod władzą Jagiellonów. Margrabia na Ansbach Jerzy Hohenzollern, wykorzystując względy bliskiego pokrewieństwa z królami Władysławem II
i Ludwikiem II Jagiellończykiem, uzyskał prawo do spadku po książętach opolsko-raciborskich (przywileje i umowy z 1507, 1512, 1522 i 1523)1 i został uznany
formalnie księciem śląskim (7 kwietnia 1523)2. Jako lennik Korony Czeskiej zaczął
nabywać majątki i lenna na Górnym Śląsku, wchodząc w posiadanie zamku i miasta
Bogumin (Bohumin, Oderberg) w 1523 r., księstwa karniowskiego wraz z miastami:
Karniowem (Krnov, Jägerndorf), Głubczycami (Hlubčice, Leobschütz), Baborowem
(Bavorow, Bauerwitz) i Beneszowem (Horni Benešov, Bennisch) w 1524 r. oraz tzw.
państwa bytomskiego z miastem Bytomiem (Bytom, Beuthen) i zamkiem Świerklańcem (Sverchlenec, Neudeck) w 1526 r.3 Margrabia ansbachski przyczynił się
1
2
3
Lehns- und Besitzurkunden Schlesiens und seiner einzelnen Fürstenthümer im Mittelalter, wyd.
C. Grünhagen, H. Markgraf, t. 2, Leipzig 1883, s. 341–343, 345–350, 358–360, 365–367; Registrum St. Wenceslai. Urkunden vorzüglich zur Geschichte Oberschlesiens nach einem Copialbuch
Herzog Johanns von Oppeln und Ratibor in Auszügen mitgetheilt, wyd. W. Wattenbach, C. Grünhagen, w: Codex diplomaticus Silesiae, t. 6, Breslau 1865, s. 161–162, 170.
Lehns- und Besitzurkunden Schlesiens, t. 2, s. 367; Registrum St. Wenceslai, s. 171.
Lehns- und Besitzurkunden Schlesiens, t. 2, s. 409–410, 454–456, 547–549, 553–554; Registrum
St. Wenceslai, s. 171; R. Fukala, Die Rolle der Jägerndorfer Fürsten von Hohenzollern in der
frühneuzeitlichen Geschichte Schlesiens, Prague Papers on History of International Relations.
Institute of World History – History of International Relations Departament, Faculty of Arts,
Charles University, Prague 2001, s. 16; L. Petry, Die Hohenzollern in Jägerndorf 1523 bis 1621,
„Schlesische Geschichtsblätter” R. 3, 1939, s. 46–47.
64
Andrzej Kamieński
także do zawarcia 19 października 1537 r. układu o dziedziczeniu między elektorem
brandenburskim Joachimem II Hohenzollernem a najważniejszym ówcześnie władcą
terytorialnym na Dolnym Śląsku księciem legnickim Fryderykiem II. Przedmiotem
układu było z jednej strony księstwo legnickie i brzeskie, z drugiej zaś – znajdujące
się we władaniu Brandenburgii czesko-śląskie lenna, a mianowicie Krosno Odrzańskie z Sulechowem i część Łużyc z Chociebużem (Cottbus) i Picnem (Peitz)4.
Postępy Hohenzollernów na Śląsku zostały jednak powstrzymane przez Habsburgów, którzy po tragicznej śmierci ostatniego z Jagiellonów Ludwika II w bitwie
pod Mohaczem (1526) objęli władzę w Czechach i na Węgrzech. Król Ferdynand
I Habsburg nie chciał pogodzić się z utratą Górnego Śląska na rzecz margrabiego
Jerzego, zwłaszcza że Hohenzollern był gorliwym luteraninem, orędownikiem
zwalczanej przez katolickich Habsburgów reformacji oraz starszym bratem księcia
pruskiego Albrechta, który po sekularyzacji Prus Zakonnych w 1525 r. znalazł się
we wrogich stosunkach z cesarzem, katolickimi władcami niemieckimi, Stolicą
Apostolską i zakonem krzyżackim5. Po unieważnieniu przez Habsburgów w 1528 r.
wszystkich zapisów poczynionych przez księcia opolskiego Jana II Dobrego na
korzyść Hohenzollerna z Ansbachu oraz po obsadzeniu przez wojsko Ferdynanda I miasta i zamku w Opolu zmuszono Jerzego do znaczących ustępstw. Na
mocy układu zawartego w Pradze 17 czerwca 1531 r. Ferdynand I zgodził się oddać
margrabiemu ansbachskiemu księstwo opolskie i raciborskie po śmierci księcia
Jana II, ale w formie zastawu wycenionego na 183 333 zł węgierskich. Jerzy miał
zatem posiadać oba księstwa jedynie do czasu spłacenia tej sumy przez Ferdynanda
I. Z kolei Bogumin został przekazany Jerzemu na trzy pokolenia, a tzw. państwo
bytomskie wraz z dynamicznie rozwijającym się ośrodkiem górniczym w Tarnowskich Górach (Tarnovské Hory, Tarnowitz) tylko na dwa pokolenia w linii męskiej.
Żadnych ograniczeń w prawach własności nie wprowadzono margrabiemu z Ansbachu tylko w księstwie karniowskim6. Po śmierci ostatniego Piasta opolskiego
4
5
6
Z. Boras, Dążenia Hohenzollernów do opanowania Śląska w drodze umów o przeżycie, w: idem,
Związki Śląska i Pomorza Zachodniego z Polską w XVI wieku, Poznań 1981, s. 182–186; C. Grünhagen, Die Erbverbrüderung zwischen Hohenzollern und Piasten vom Jahre 1537, „Zeitschrift
für Preussische Geschichte und Landeskunde” R. 5, 1868, s. 337–348; G. Jaeckel, Die Liegnitzer
Erbverbrüderung von 1537 in der brandenburgisch-preußischen Politik bis zum Frieden zu Hubertusburg 1763, Lorcham am Wűrtt. 1988, s. 21–24; J. Schultze, Die Mark Brandenburg, t. 4:
Von der Reformation bis zum Westfälischen Frieden (1535–1648), Berlin 1964, s. 38–42.
I. Gundermann, Markgraf Georg von Brandenburg-Ansbach und die Einführung der Reformation
in Oberschlesien, w: Reformation und Gegenreformation in Oberschlesien. Die Auswirkungen
auf Politik, Kunst und Kultur im ostmitteleuropäischen Kontext, wyd. T. Wünsch, Berlin 1994,
s. 31–45; G. Sommerfeld, Die Beziehungen Georgs des Frommen, Markgrafen von Ansbach, zu
seinem Bruder, Herzog Albrecht I. von Preussen, 1529–1540, „Zeitschrift für Kirchengeschichte”
1911, t. 32, s. 99–110.
Registrum St. Wenceslai, s. 173–174; Z. Boras, Sukcesja opolska w pierwszej połowie XVI wieku,
w: idem, Związki Śląska i Pomorza Zachodniego z Polską, s. 173–175; R. Fukala, Hohenzollernové v evropské politice 16. století. Mezi Ansbachem, Krnovem a Královcem (1523–1603), Praha
Sprawa sukcesji Hohenzollernów brandenburskich na Górnym Śląsku
65
(27 marca 1532) i przejęciu przez Jerzego z Ansbachu zastawu opolsko-raciborskiego
Ferdynand I dążył do szybkiego wykupienia Górnego Śląska z rąk Hohenzollerna.
Zawarł w tej sprawie umowę z księciem bawarskim Ernestem i 18 kwietnia 1536 r.
dał margrabiemu wypowiedzenie całego zastawu. Ostatecznie jednak Jerzy, dzięki
kłopotom finansowym Habsburgów, zdołał utrzymać się na Opolszczyźnie i przekazał ją w nienaruszonym stanie swemu następcy, synowi Jerzemu Fryderykowi7.
Gorzej rzecz się miała z umowami wywalczonymi wspólnie przez margrabiego
Ansbachu i jego krewnych z brandenburskiej linii Hohenzollernów. Król Ferdynand I bowiem 18 maja 1546 r. unieważnił umowę hohenzollernowsko-piastowską
o dziedziczeniu i zmusił książąt brzesko-legnickich do uległości. Elektor brandenburski Joachim II nie mógł w tej sytuacji uczynić niczego, odmawiając jedynie Habsburgom wydania dokumentów sporządzonych w związku z układem z 1537 r.8
Po tych rozstrzygnięciach Ferdynand I wznowił akcję przeciw Hohenzollernom
ansbachskim na Górnym Śląsku. Dysponował przy tym znakomitą pozycją przetargową. Margrabia Jerzy, który zmarł 27 grudnia 1543 r. w rodzinnym Ansbachu,
wyznaczył w testamencie na wykonawców swej ostatniej woli i opiekunów liczącego
zaledwie cztery lata Jerzego Fryderyka najznaczniejszych książąt protestanckich
Rzeszy: elektora saskiego Jana Fryderyka Wspaniałomyślnego, elektora brandenburskiego Joachima II i landgrafa Hesji Filipa. Zapis ten, pomijający najbliższych
krewnych Jerzego Fryderyka, księcia pruskiego Albrechta oraz margrabiego na
Kulmbach i Bayreuth Albrechta Alcybiadesa, doprowadził do skłócenia działających dotychczas zgodnie Hohenzollernów. Spór o opiekę i regencję w Ansbachu
i na Górnym Śląsku, w który wciągnięto także Habsburgów, zakończył się ostatecznie dopiero 12 sierpnia 1551 r. podpisaniem przez zainteresowane strony układu
w Naum­burgu9.
7
8
9
2005, s. 73–75; C. Grünhagen, Schlesien unter Herrschaft König Ferdinands 1527–1546, „�����
������
Zeitschrift des Vereins für Geschichte und Alterthum Schlesiens” (dalej: ZGS) 1885, t. 19, s. 91–94;
L. Petry, Die Hohenzollern in Jägerndorf, s. 47.
F. B. Bucholtz, Geschichte der Regierung Ferdinand des Ersten, t. 4, Wien 1835, s. 491; ��������
R. Fukala, Hohenzollernové, s. 78–79; C. Grünhagen, Geschichte Schlesiens, t. 2, Gotha 1886, s. 60;
idem, Schlesien unter Herrschaft, s. 95.
P. Baumgart, Śląsk i Pomorze w polityce państwa brandenbursko-pruskiego, w: Śląsk i Pomorze
w stosunkach polsko-niemieckich od XVI do XVIII w., red. A. Czubiński, Z. Kulak, Poznań 1987,
s. 23; C. Grünhagen, Die Erbverbrüderung, s. 349–354, 359–361; idem, Geschichte Schlesiens,
t. 2, s. 61, 66–69; idem, Schlesien unter Herrschaft, s. 96–107; G. Jaeckel, Die Liegnitzer Erbverbrüderung, s. 27–30.
R. Fukala, Hohenzollernové, s. 86–90, 180, przypis 4; A. Jegel, Die schlesischen Besitzungen
der fränkischen Hohenzollern, „Zeitschrift für Geschichte und Kulturgeschichte Österreichisch
Schlesiens” 1915, t. 10, s. 114–122; P. Kytzia, Beuthen im Pfandbesitz der Hohenzollern, „Oberschlesien. Zeitschrift zur Pflege der Kenntnis und Vertretung der Interessen Oberschlesiens” R. 1,
1902, s. 98–105; J. Wijaczka, Asverus von Brandt 1509–1559. Życie i działalność dyplomatyczna
w służbie księcia Albrechta pruskiego, Kielce 1996, s. 90–92, 97, 102–103, 126–128.
66
Andrzej Kamieński
Wobec takiego stanu rzeczy Ferdynand I na mocy porozumienia zawartego
19 lipca 1551 r. w Alba Iulia (Gyulafehérvár) przekazał księstwo opolskie i raciborskie rodzinie Zapolyów w zamian za opuszczenie przez nią terenu Węgier. Na
szczęście dla małoletniego Jerzego Fryderyka, któremu należało się odszkodowanie
za utracone ziemie, książęta protestanccy Rzeszy podnieśli wkrótce sztandar buntu
przeciw cesarzowi, sprzymierzając się 5 października 1551 r. z królem Francji
Henrykiem II. Pod naciskiem obozu protestanckiego doszło do kompromisu oraz
podpisania w 1552 r. w Dreźnie i Grazu dwóch układów habsbursko-hohenzollernowskich. Jerzy Fryderyk w zamian za Opolszczyznę i księstwo raciborskie uzys­
­kał część spłaty w wysokości 91 666 zł węgierskich i przejął w zastaw księstwo
żagańskie oraz dolnołużyckie władztwa Żary (Sorau) i Trzebiel (Triebel). Trzymał
te ziemie aż do 1558 r., kiedy to uzyskał od Habsburgów ekwiwalent pieniężny10.
Kwestia sukcesji na Górnym Śląsku powróciła dopiero kilkadziesiąt lat później. Jerzy Fryderyk, władca całej Frankonii na Ansbach, Kulmbach i Bayreuth,
księstwa karniowskiego, Bogumina i „państwa bytomskiego”, sprawujący również
od 1577 r. w imieniu umysłowo chorego stryjecznego brata Albrechta Fryderyka
rządy regencyjne w księstwie pruskim, nie mógł doczekać się potomstwa. Wobec
perspektywy rychłego wymarcia frankońskiej linii Hohenzollernów Jerzy Fryderyk,
dbając bacznie o interesy swego rodu, skupił wysiłki na przygotowaniu sukcesji
brandenburskiej, elektorskiej linii Hohenzollernów zarówno w Prusach Książęcych,
jak i na Górnym Śląsku. Zacieśnił w tym celu kontakty z następcą tronu brandenburskiego, administratorem archidiecezji magdeburskiej Joachimem Fryderykiem i jego
synem Janem Jerzym, piastującym od 1592 r. stanowisko administratora biskupstwa
w Strasburgu. Zorganizował zjazd z przedstawicielami domu brandenburskiego
w Ansbachu, gdzie 11 lipca 1595 r. w obecności notariusza i licznych świadków
wręczył Joachimowi Fryderykowi zapis, w którym uczynił Brandenburczyka i jego
potomków swymi sukcesorami w księstwie karniowskim11.
Poważnym zagrożeniem dla dalekosiężnych planów Jerzego Fryderyka stały
się konflikty wewnętrzne wśród Hohenzollernów brandenburskich, spowodowane polityką sędziwego kurfirsta Jana Jerzego. Elektor ten bowiem dwa lata
przed śmiercią postanowił zapewnić znaczne zaopatrzenie nie tylko kurprinzowi,
wówczas już pięćdziesięcioletniemu Joachimowi Fryderykowi, lecz także swym
młodszym synom z trzeciego małżeństwa. Nie bacząc na występującą w Złotej
bulli i Dispositio Achillea (dyspozycji Albrechta Achillesa) z 1473 r. zasadę nie10
11
F. B. Bucholtz, Geschichte der Regierung Ferdinand des Ersten, t. 4, s. 493; R. Fukala, Hohenzollernové, s. 92–97; C. Grünhagen, Schlesien unter Herrschaft, s. 122–125; A. Huber, Die Verhandlungen Ferdinands I. mit Isabella von Siebenbürgen, 1551–1555, „Mitteilungen des Instituts für
österreichische Geschichtsforschung” 1892, t. 78, s. 3–39; A. Jegel, Die schlesischen Besitzungen,
s. 131; L. Petry, Die Hohenzollern in Jägerdorf, s. 48–49.
H. Schulz, Markgraf Johann Georg von Brandenburg und der Streit um Jägerndorf, Beuthen und
Oderberg in den Jahren 1607–1624, ZGS, 1898, t. 32, s. 179–181.
Sprawa sukcesji Hohenzollernów brandenburskich na Górnym Śląsku
67
podzielności Marchii Elektoralnej, w testamencie spisanym 20 stycznia 1596 r.
podjął decyzję o nowym podziale kraju, wyłączając z Brandenburgii Nową Marchię. Miał ją otrzymać piętnastoletni wówczas margrabia Chrystian. Reszta Marchii
Elektoralnej wraz z godnością elektora przypaść miała najstarszemu synowi Jana
Jerzego, Joachimowi Fryderykowi. Jemu też Jan Jerzy przekazał ekspektatywę na
Prusy Książęce i Księstwo Pomorskie. Pozostali synowie elektora: Joachim Ernest,
Fryderyk, Jerzy Albrecht i Zygmunt, uzyskali skromniejsze nadania ziemskie lub
renty pieniężne. W testamencie z 1596 r. zadecydowano także o losach dziedzictwa
ansbachskiego. Przewidziano bowiem, że po bezpotomnej śmierci margrabiego
Jerzego Fryderyka posiadłości frankońskie Hohenzollernów zostaną rozdzielone
pomiędzy przedstawicieli domu brandenburskiego12.
Zapisy zawarte w testamencie elektora Jana Jerzego, który to dokument notabene
został zatwierdzony szybko przez cesarza Rudolfa II, doprowadziły do zburzenia
solidarnej dotychczas polityki dynastycznej Hohenzollernów. Przeciw przygotowywanemu podziałowi kraju występował przede wszystkim najstarszy syn elektorski
Joachim Fryderyk. Margrabia ansbachski Jerzy Fryderyk nie zamierzał przyglądać
się temu bezczynnie, tym bardziej, że po śmierci elektora Jana Jerzego 8 stycznia
1598 r. i objęciu tronu brandenburskiego przez Joachima Fryderyka został seniorem
całego rodu Hohenzollernów. Jeszcze w 1598 r. w miejscowości Gera w Turyngii
Jerzy Fryderyk zawarł wstępne porozumienie z Joachimem Fryderykiem w sprawie
zasad dziedziczenia w obrębie domu Hohenzollernów (Hausvertrag), które po kilku
modyfikacjach zostało zatwierdzone przez obu władców 29 kwietnia 1599 r. w Magdeburgu. W układzie tym nawiązano do starej zasady wyrażonej już w Dispositio
Achillea, ale permanentnie łamanej przez schodzących ze świata elektorów. Uznano
bowiem całą Marchię Brandenburską, nie wyłączając Nowej Marchii, za terytorium
niepodzielne i dziedziczone każdorazowo przez najstarszego syna elektora, a więc
w ówczesnym przypadku Joachima Fryderyka, a po nim Jana Zygmunta. Z Marchią
Elektoralną postanowiono też połączyć ekspektatywę na Księstwo Pruskie oraz inne
spodziewane sukcesje terytorialne, a zwłaszcza Księstwo Pomorskie. W nadziei na
uzyskanie akceptacji ze strony pozostałych synów nieżyjącego już elektora Jana
Jerzego w układzie magdeburskim zapowiedziano podział posiadłości frankońskiej
linii Hohenzollernów. Po przewidywanej bezpotomnej śmierci margrabiego ansbachskiego Jerzego Fryderyka jego margrabstwa we Frankonii mieli objąć w posiadanie
dwaj młodsi przyrodni bracia elektora brandenburskiego Joachima Fryderyka, Chry12
W. Neugebauer, Die Hohenzollern, t. 1: Anfänge, Landesstaat und monarchische Autokratie bis
1740, Stuttgart–Berlin–Köln 1996, s. 99–100; idem, Staatliche Einheit und politischer Regionalismus. Das Problem der Integration in der brandenburg-preussischen Geschichte bis zum Jahre
1740, w: Staatliche Vereinigung. Fördernde und hemmende Elemente in der deutschen Geschichte, wyd. W. Brauneder, Berlin 1998, s. 67; J. Schultze, Die Mark Brandenburg, t. 4, s. 151–152;
L. Tümpel, Die Entstehung des brandenburgisch-preussischen Einheitsstaates im Zeitalter des Absolutismus (1609–1806), Aalen 1965 (Nowe wydanie na podstawie edycji: Breslau 1915), s. 7.
68
Andrzej Kamieński
stian i Joachim Ernest. Inaczej rzecz się miała z górnośląskimi enklawami Jerzego
Fryderyka, w tym z księstwem karniowskim, które Joachim Fryderyk miał przekazać
swemu drugiemu pod względem starszeństwa synowi, administratorowi biskupstwa
strasburskiego Janowi Jerzemu. W razie jego bezpotomnej śmierci księstwo miało
wrócić w posiadanie elektorów brandenburskich.
Odnotować należy, że objęci układem w Gerze i Magdeburgu dwaj bracia elektora Joachima Fryderyka nie akceptowali porozumienia i bezskutecznie nalegali na
ścisłe wykonanie woli ojcowskiej. Ustąpili dopiero po śmierci ostatniego księcia
karniowskiego z linii frankońskiej Hohenzollernów, margrabiego ansbachskiego
Jerzego Fryderyka, która nastąpiła 26 kwietnia 1603 r. Wtedy bowiem urealniło
się ich następstwo w margrabstwach frankońskich. Na zjeździe rodzinnym w Ansbach 11 lipca 1603 r. doszło do porozumienia elektora brandenburskiego Joachima
Fryderyka ze zwaśnionymi braćmi. Chrystianowi w drodze losowania przypadło
Bayreuth, natomiast Joachim Ernest objął we władanie Ansbach. Wcześniejsze
postanowienia dotyczące niepodzielności Marchii Elektorskiej, ekspektatywy elektorów brandenburskich na Księstwo Pruskie i losu enklaw górnośląskich zostały
w Ansbach potwierdzone w całej rozciągłości raz jeszcze i podtrzymane bez jakichkolwiek modyfikacji13.
Ciągnące się przez kilka lat spory wokół uregulowania sprawy dziedziczenia były
na rękę Habsburgom, którzy nie życzyli sobie wprowadzenia Brandenburczyków
do posiadłości ansbachskich na Górnym Śląsku. W maju 1601 r. dwór berliński
zaproponował cesarzowi, w zamian za zatwierdzenie sukcesji brandenburskiej
w księstwie karniowskim, rezygnację Jana Jerzego Hohenzollerna z funkcji administratora biskupstwa w Strasburgu na korzyść arcyksięcia austriackiego Leopolda.
Rudolf II nie zdecydował się jednak na przyjęcie oferty złożonej przez poselstwo
brandenburskie w Pradze i nie bacząc na zaognienie stosunków z Berlinem, 5 lipca
1602 r. wydał mandat, w którym pozbawił Jana Jerzego Hohenzollerna urzędu
administratora biskupstwa strasburskiego14. W ten sposób elektorowi brandenburskiemu nie udało się przed śmiercią ostatniego księcia karniowskiego z frankońskiej
linii Hohenzollernów nakłonić Habsburgów do zatwierdzenia testamentu Jerzego
Fryderyka z 11 lipca 1595 r.
13
14
Die politischen Testamente der Hohenzollern, wyd. R. Dietrich, Köln–Wien 1986, s. 24–28; Kurbrandenburgs Staatsverträge von 1601 bis 1700, wyd. Th. von Moerner, Berlin 1867, s. 29–31.
Zob. też: S. Hartmann, Der Thronwechsel als Krise und Entwicklungschance am Beispiel des
Kurfürstentums Brandenburg, w: Aus der Arbeit des Geheimen Staatsarchivs Preussischer Kulturbesitz, wyd. J. Kloosterhuis, Berlin 1996, s. 6–7; G. Jaeckel, Die Liegnitzer Erbverbrüderung,
s. 33–34; W. Neugebauer, Die Hohenzollern, t. 1, s. 100–101; L. von Ranke, Zwölf Bücher preussischer Geschichte, t. 1, Leipzig 1875, s. 177–180; J. Schultze, Die Mark Brandenburg, t. 4,
s. 155; L. Tümpel, Die Entstehung, s. 10–14.
R. Fukala, Jan Jiří Krnovský. Stavovské povstání a zápas s Habsburky, České Budějovice 2005,
s. 78–81; H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 182.
Sprawa sukcesji Hohenzollernów brandenburskich na Górnym Śląsku
69
Rudolf II, realizując politykę swoich poprzedników, nie zamierzał się przyczyniać do wzrostu znaczenia Hohenzollernów. Ponadto mógł się obawiać wzmocnienia przez Hohenzollernów partii ewangelickiej wśród czesko-śląskich stanów
oraz tego, że władcy brandenburscy będą dążyć do osłabienia związków łączących
księstwo karniowskie ze śląskim państwem stanowym i Koroną Czeską, tak jak
to uczynili wcześniej z księstwem krośnieńskim15. Wobec takiego stanu rzeczy
kurfirst brandenburski Joachim Fryderyk postanowił zastosować politykę faktów
dokonanych i wiosną 1603 r., nie licząc się ze stanowiskiem Habsburgów, przejął
po zmarłym krewniaku całą schedę górnośląską: księstwo karniowskie, tzw. państwo bytomskie i Bogumin. Znalazło to odbicie w tytulaturze Hohenzollernów
brandenburskich, którzy nazywali się odtąd książętami śląskimi na Krośnie i Karniowie („Herzog in Schlesien zu Krossen und Jägerndorf”). Zaskoczony rozwojem
wydarzeń Rudolf II nie zdobył się na zdecydowaną interwencję. Ograniczył się
do zignorowania prośby Joachima Fryderyka wystosowanej 10 kwietnia 1604 r.
w sprawie potwierdzenia przez dwór cesarski sukcesji domu brandenburskiego
w księstwie karniowskim16.
W myśl porozumień dynastycznych z Gery i Magdeburga dziedzicem margrabiego Jerzego Fryderyka dla terytoriów górnośląskich przewidziany był drugi syn
elektora brandenburskiego Jan Jerzy. Do powstania brandenburskiej sekundogenitury
na Górnym Śląsku nie mogło dojść dopóty, dopóki bezpośrednie rządy w księstwie
karniowskim i powiązanych z nim władztwach zastawnych sprawował sam kurfirst.
Dnia 30 lipca 1606 r. Joachim Fryderyk zdecydował się jednak na przekazanie
księstwa karniowskiego swemu synowi Janowi Jerzemu. Inaczej rzecz się miała
z dobrami zastawnymi, a mianowicie Boguminem i Bytomiem wraz z bogatymi
kopalniami w Tarnowskich Górach. Miał nimi zarządzać Jan Jerzy, ale jedynie
w imieniu swego ojca, elektora brandenburskiego. W ślad za tą decyzją 14 grudnia
1606 r. dwór berliński powiadomił cesarza w specjalnej notyfikacji o wprowadzeniu
Jana Jerzego do księstwa górnośląskiego17.
Kilka tygodni później, w styczniu 1607 r. Jan Jerzy przybył z orszakiem
zbrojnych do Karniowa. W odpowiedzi na to Rudolf II jako królewsko-cesarski
zwierzchnik lenny nakazał staroście generalnemu Śląska, biskupowi wrocławskiemu Johannowi von Sitsch, aby nie udzielał Hohenzollernowi miejsca i głosu
w śląskich sejmach stanowych. Ponadto w piśmie z listopada 1607 r. unieważnił
wszelkie roszczenia domu brandenburskiego do Karniowa, Bytomia i Bogumina18.
15
16
17
18
P. Baumgart, Śląsk i Pomorze, s. 24; H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 187; G. Wąs, Dzieje
Śląska od 1526 do 1806 roku, w: Historia Śląska, red. M. Czapliński, Wrocław 2007, s. 131.
H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 182–184.
R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 387; idem, Die Rolle der Jägerndorfer Fürsten, s. 20–21;
H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 183–184.
R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 84–88; idem, Die Rolle der Jägerndorfer Fürsten, s. 21; L. Petry,
Die Hohenzollern in Jägerndorf, s. 50; H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 184, 186, 191.
70
Andrzej Kamieński
Książę karniowski nie poddał się jednak wyrokom cesarskim i zaczął zacieśniać
współpracę z rosnącą w siłę opozycją religijno-polityczną stanów czesko-śląskich.
Latem 1607 r. zagrzewał do walki ewangelików z Opawy występujących przeciw
popieranemu przez dwór cesarski biskupowi ołomunieckiemu Franzowi von Dietrichstein. Po śmierci Sitscha (25 kwietnia 1608) przyczynił się do nominacji na
urząd starosty generalnego Śląska luteranina, księcia ziębicko-oleśnickiego Karola
II. Następnie, będąc już dowódcą śląskich wojsk stanowych i jednym z liderów
śląskich protestantów, zaczął się domagać wolności religijnych dla swych współwyznawców oraz wykluczenia biskupów wrocławskich od sprawowania funkcji
starostów generalnych. Doprowadził do zawarcia 26 czerwca 1609 r. przez stany
śląskie i czeskie związku obronnego, którego celem była ochrona praw ewangelickiej religii. Czesko-śląskie przymierze, ratyfikowane przez sejm śląski 13 lipca
1609 r., przewidywało m.in. wzajemną pomoc wojskową w wypadku zagrożenia
wolności religijnej protestantów i dopuszczało możliwość wypowiedzenia Rudolfowi II posłuszeństwa w razie naruszenia przez niego swobód wyznaniowych.
W tych warunkach Rudolf II nie mógł przejść od słów do czynów przeciw Hohenzollernowi i 20 sierpnia 1609 r. w ślad za „listem majestatycznym” dla Czech
wydał podobny list dla Śląska, w którym zapewnił wyznaniu augsburskiemu pełne
równouprawnienie z katolicyzmem19.
Problemy cesarza związane z działalnością opozycji stanowej i nasilającymi się
kłótniami o władzę w rodzinie Habsburgów, zwłaszcza z arcyksięciem Maciejem,
umożliwiły Janowi Jerzemu umocnienie pozycji Hohenzollernów na Górnym Śląsku.
Po śmierci elektora brandenburskiego Joachima Fryderyka (28 lipca 1608) Jan
Jerzy przejął w bezpośrednie władanie Bytom i Bogumin, a następnie na przełomie
września i października 1608 r. odebrał hołd od miejscowych stanów20. Równocześ­
­nie umocnił przyjacielskie stosunki ze starszym bratem, nowym elektorem brandenburskim Janem Zygmuntem, który powierzył mu urząd najwyższego dowódcy
wszystkich sił zbrojnych Hohenzollernów i przyznał wysokie roczne wynagrodzenie
pieniężne. Przeżywający coraz większe kłopoty Rudolf II pozostał nieustępliwy
wobec Jana Jerzego i 28 kwietnia 1610 r. raz jeszcze powtórzył wyrok pozbawiający
Hohenzollerna praw do Karniowa, Bytomia i Bogumina. Zażądał także od stanów
śląskich, aby respektowały decyzje dworu cesarskiego podjęte wobec Jana Jerzego.
19
20
J. Bahlcke, Regionalismus und Staatsintegration im Widerstreit. Die Länder der Böhmischen Krone im ersten Jahrhundert der Habsburgerherrschaft (1526–1619), München 1994, s. 342–352;
R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 89–96, 386; idem, Die Rolle Jägerndorfer Fürsten, s. 22; J. Goll,
O slezském majestátě Rudolfa II, „Časopis Musea Království Českého” R. 48, 1874, s. 3–22;
C. Grünhagen, Schlesien unter Rudolf II. und der Maiestätbrief (1574–1609), ZGS, 1886, t. 20,
s. 54–96; idem, Geschichte Schlesiens, t. 2, s. 133–135; H. Schulz, Markgraf Johann Georg,
s. 184–185, 192–200; idem, Markgraf Georg von Brandenburg-Jägerndorf, Generalfeldoberst,
„Hallesche Abhandlungen zur neuren Geschichte” Halle 1899, t. 37.
H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 197–198.
Sprawa sukcesji Hohenzollernów brandenburskich na Górnym Śląsku
71
Ten jednak posiadał na Śląsku wielu wpływowych przyjaciół i mógł się czuć nadal
bezpieczny, tym bardziej, że 11 kwietnia 1611 r. Rudolf II został zmuszony do abdykacji na korzyść arcyksięcia Macieja. Jan Jerzy przyczynił się niewątpliwie do
pozbawienia Rudolfa II korony czeskiej i potwierdzenia przez jego następcę „listu
majestatycznego” oraz przywilejów stanów śląskich21.
Zmiana właściciela korony św. Wacława nie przyniosła jednak upragnionego
przez Hohenzollerna uznania jego praw do księstwa karniowskiego przez dwór
habsburski. Cesarz Maciej postanowił wytoczyć proces przeciw Janowi Jerzemu
o Karniów i 21 stycznia 1615 r. odmówił mu tytułu księcia. Na mocy „wyższego
prawa” 17 maja 1618 r. skazał również Hohenzollerna na zwrot dóbr zastawnych:
Bytomia i Bogumina. Nowym właścicielem tych ziem cesarz uczynił bankiera Lazara Henckel von Donnersmarck. Habsburgowie byli dłużnikami Donnersmarcka
od wielu lat i podobnej darowizny dokonali już wcześniej. Mianowicie w 1606 r.
Rudolf II w zamian za ogromne pożyczki, sięgające kwoty 150 000 guldenów, uznał
Lazara za pana zastawnego Bytomia i Bogumina wraz z ich okręgami22.
O wyegzekwowaniu woli cesarskiej przed wybuchem wojny trzydziestoletniej jednak nie mogło być mowy. Przejście bowiem Jana Jerzego na kalwinizm
w 1613 r. i, co za tym idzie, wyrzeczenie się ochrony prawnej gwarantowanej
przez pokój augsburski oraz „list majestatyczny” jedynie luteranom nie obróciło
się przeciw Hohenzollernowi. Jan Jerzy trzymał w szachu cesarza, zacieśniając
bliskie relacje z kalwińskimi książętami legnicko-brzeskimi z dynastii Piastów,
przywódcami czeskiej opozycji stanowej, liderami Unii protestanckiej, z najbliższym
otoczeniem naczelnika Unii elektora Palatynatu Reńskiego Fryderyka V, zwłaszcza
z faktycznym kierownikiem polityki Palatynatu księciem Anhaltu Chrystianem II.
Jednocześnie występował jako pośrednik między Berlinem a dworem drezdeńskim
w sporze o schedę po książętach Jülich-Kleve i od wiosny 1613 r. piastował urząd
namiestnika Marchii Brandenburskiej oraz przewodniczącego Tajnej Rady. Przy
pomocy elektora brandenburskiego Jana Zygmunta doprowadził 30/31 marca 1614 r.
do zawarcia układu dynastycznego o przeżycie między domem brandenburskim,
21
22
R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 96–97, 102, 120–126; J. B. Novák, Rudolf II. a jeho pád, Praha
1935, s. 412–425; K. Piwarski, Początki kontrreformacji na Śląsku, w: Historia Śląska, t. 1, red.
K. Maleczyński, cz. 3: od końca XVI w. do r. 1763, Wrocław–Warszawa–Kraków 1963, s. 318–
319; H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 200–203; idem, Neue Briefe Karls von Zierotin an
Hartwich von Stitten aus den Jahren 1610–1612, „Zeitschrift des deutschen Vereins für die Geschichte Mährens und Schlesiens” (dalej: ZVGMS) R. 3, 1899, s. 121–170.
Acta Publica. Verhandlungen und Correspondenzen der schlesischen Fürsten und Stände, wyd.
H. Palm, t. 1: 1618, Breslau 1865, s. 14–15; J. Drabina, Historia Bytomia, Bytom 1994, s. 80;
W. Dziewulski, Bytom pod zwierzchnością niemieckich feudałów (1532–1740), w: Bytom. Zarys
rozwoju miasta, red. W. Długoborski, Warszawa–Kraków 1979, s. 80–81; R. Fukala, Die Rolle
der Jägerndorfer Fürsten, s. 23–24; H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 207–209.
72
Andrzej Kamieński
saskim i heskim, który objął znajdujące się pod zwierzchnictwem habsburskim
górnośląskie księstwo karniowskie23.
Po wybuchu powstania w Czechach przeciw Habsburgom w maju 1618 r. Jan
Jerzy osiągnął apogeum sławy i znaczenia. W lipcu 1618 r. został mianowany przez
stany naczelnym wodzem wojsk śląskich (Generalfeldobrist) i w tym charakterze
wyprawił się w końcu października 1618 r. do Czech na pomoc powstańcom antyhabsburskim. W sierpniu 1619 r. przyczynił się do detronizacji następcy cesarza
Macieja, Ferdynanda II Habsburga, i wyboru na króla Czech Fryderyka V, elektora
Palatynatu. W lutym 1620 r. witał nowego króla jako reprezentant świeżo powstałego rządu krajowego we Wrocławiu, a następnie bronił Łużyc przed wojskami
sprzymierzeńca Habsburgów elektora saskiego Jana Jerzego I24.
Klęska armii palatyńskiego „króla zimowego” Fryderyka w bitwie pod Pragą na
Białej Górze 8 listopada 1620 r. oznaczała katastrofę nie tylko dla protestantyzmu
w Czechach, lecz także dla samego Hohenzollerna. Dnia 22 stycznia 1621 r. zwycięski
cesarz Ferdynand II Habsburg obłożył banicją głównego podżegacza na terenie Śląska
księcia karniowskiego Jana Jerzego i pozbawił go wszelkich praw. Hohenzollern
nie został objęty tzw. akordem drezdeńskim z 28 lutego 1621 r., który przewidywał
amnestię dla dotychczasowych wrogów cesarza. Z tego powodu postanowił nadal
bronić praw „króla zimowego” do królewskiej korony i ratować księstwo karniowskie
dla dynastii Hohenzollernów. W lutym 1621 r. wyruszył z sześciotysięczną armią
z Górnych Łużyc, aby połączyć się z księciem siedmiogrodzkim Bethlenem Gaborem
i razem z nim zaatakować cesarza. W kwietniu 1621 r. zatrzymał się na pewien czas
w biskupim księstwie nyskim, a następnie w lipcu 1621 r. udał się w kierunku Odry
na wschód, obsadzając wojskiem Głubczyce, Karniów, Bogumin i Cieszyn. Stamtąd
ruszył do księstwa opawskiego, gdzie jego siły wzrosły do 12 000 ludzi25.
Plan połączenia sił Hohenzollerna z Bethlenem Gaborem i wspólnego uderzenia
na Wiedeń nie doszedł jednak do skutku. Do zaprzestania walki zmusiło Jana Jerzego zawarcie układu pokojowego między władcą Siedmiogrodu a cesarzem Fer23
24
25
Kurbrandenburgs Staatsverträge, s. 62–64; R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 112–113, 127–138,
141; H. Schulz, Bericht Hartwigs von Stitten an Johann Georg von Jägerndorf über seine Unterredung, die er in des Markgrafen Auftrage zu Drzewohostitz mit Karl von Zierotin hatte (Jägerndorf 16. März 1615), ZVGMS, R. 3, 1899, s. 266–274; idem, Markgraf Johann Georg, s. 208.
R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 144–183; M. K. Malczewska, Nieznana relacja z pobytu Fryderyka I na Śląsku, „Sobótka” R. 20, 1965, s. 224–228; J. Maroń, Militarne aspekty wojny trzydziestoletniej na Śląsku, Wrocław 2000, s. 53, 63, 110–112; H. Palm, Das Verhalten der schlesischen
Fürsten und Stände im ersten Jahre der böhmischen Unruhen, ZGS, 1863, t. 5, s. 251–307; K. Piwarski, Śląsk w dobie powstania czeskiego, w: Historia Śląska, t. 1, cz. 3, s. 322–324, 334–336.
R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 185–197; G. Jaeckel, Die Liegnitzer Erbverbrüderung, s. 35;
J. Krebs, Die letzten Monate der kursächsischen Occupation Schlesiens (Januar bis Mai 1622),
ZGS, 1880, t. 15, s. 101–103; J. Leszczyński, Rządy Bethlena Gabora na Górnym Śląsku (1620–
1624), „Sobótka” R. 14, 1959, s. 315–317; J. Maroń, Militarne aspekty, s. 112–113; H. Palm, Der
Dresdner Accord, ZGS, 1876, t. 13, s. 151–192; K. Piwarski, Śląsk w dobie powstania czeskiego,
s. 336–337.
Sprawa sukcesji Hohenzollernów brandenburskich na Górnym Śląsku
73
dynandem II w Mikułowie (Mikulov, Nikolsburg) 31 grudnia 1621 r. (ratyfikowany
7 stycznia 1622). Hohenzollern został w tym traktacie całkowicie pominięty i nie
uzyskał żadnej korzyści. Habsburg nie chciał ułaskawiać Jana Jerzego i podtrzymał
decyzję o konfiskacie księstwa karniowskiego wskutek nałożonej banicji. Pozbawiony władztwa Hohenzollern uciekł na Węgry. Zmarł 12 marca 1624 r. w Lewoczy
na Spiszu, pozostając do ostatnich chwil życia bliskim współpracownikiem Bethlena
Gabora26.
Postępowaniu Ferdynanda II sprzeciwiała się rodzina Jana Jerzego. Elektor brandenburski Jerzy Wilhelm i arcybiskup Magdeburga Chrystian Wilhelm we wrześniu
1621 r. złożyli oficjalny protest wobec wydziedziczenia rodziny Hohenzollernów
z posiadłości na Górnym Śląsku. Cesarz rozpatrzył go negatywnie i przekazał księstwo karniowskie członkowi partii dworskiej księciu opawskiemu Karolowi von
Liechtenstein. Wobec dalszych zabiegów dworu berlińskiego i apeli słanych przez
elektora brandenburskiego do stanów karniowskich Ferdynand II zażądał 15 lipca
1622 r. od tamtejszych mieszkańców, aby zerwali raz na zawsze związki z Hohenzollernami i złożyli bezzwłocznie hołd Liechtensteinowi27. Podobnie potoczyły się
losy Bytomia i Bogumina, które po upadku Jana Jerzego zostały objęte w 1623 r.
przez rodzinę Henckel von Donnersmarck, początkowo w formie zastawu, a od 26
maja 1629 r. jako dobra dziedziczne28.
Odtąd zaczęło się utrwalać w Berlinie przekonanie o bezprawności działań cesarza
Ferdynanda II. Mimo twardej postawy Habsburgów elektor brandenburski Jerzy
Wilhelm i jedyny syn Jana Jerzego margrabia Ernest ponawiali bez skutku w 1628
i 1636 r. starania o cofnięcie przez cesarza konfiskaty księstwa karniowskiego29.
Z roszczeń do górnośląskiego księstwa nie zrezygnował także następca Jerzego Wilhelma na tronie brandenburskim Fryderyk Wilhelm, który po bezpotomnej śmierci
margrabiego Ernesta w 1642 r. został tytularnym dziedzicem Karniowa. Już podczas
westfalskich rokowań pokojowych kończących wojnę trzydziestoletnią, w związku
ze sporami szwedzko-brandenburskimi wokół posiadania księstwa pomorskiego,
dwór berliński wysunął plan zrekompensowania swoich strat na Śląsku. Popierany
przez Francję i dwór sztokholmski elektor brandenburski Fryderyk Wilhelm zażądał
jako odszkodowania początkowo księstw dziedzicznych Głogowa i Żagania, a następnie dodatkowo Świdnicy i Jawora. Właśnie te propozycje skłoniły cesarza do
oddania Brandenburgii jako rekompensaty zsekularyzowanych majątków kościelnych Rzeszy. Po uzyskaniu w 1648 r. znacznych zdobyczy terytorialnych (księstwo
26
27
28
29
R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 199–219, 240–242; idem, Die Rolle der Jägerndorfer Fürsten,
s. 24; G. Jaeckel, Die Liegnitzer Erbverbrüderung, s. 35; J. Leszczyński, Rządy Bethlena Gabora,
s. 318–320; L. Petry, Die Hohenzollern in Jägerndorf, s. 51; K. Piwarski, Śląsk w dobie powstania
czeskiego, s. 337–338.
R. Fukala, Jan Jiří Krnovský, s. 296, przypis 408; H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 210–212.
J. Drabina, Historia Bytomia, s. 80; W. Dziewulski, Bytom, s. 81.
H. Schulz, Markgraf Johann Georg, s. 213–214.
74
Andrzej Kamieński
biskupie Halberstadt, Minden, ekspektatywa na arcybiskupstwo magdeburskie oraz
Pomorze Tylne z Kamieniem i Stargardem) Fryderyk Wilhelm ponowił roszczenia
odnośnie do Śląska dopiero około 1670 r. Wtedy bowiem opracował plan jego
zdobycia dla monarchii brandenbursko-pruskiej. Elektor, przekonany o rychłym
wygaśnięciu męskiej linii Habsburgów na cesarzu Leopoldzie I, wymienił wszystkie
podstawy prawne, które rzekomo czyniły jego dynastię spadkobiercami Śląska.
Przewidując jednak opór ze strony innych książąt niemieckich, zwłaszcza elektora
Bawarii, gotów był zadowolić się częścią Dolnego Śląska – bliższym mu terytorialnie
księstwem głogowskim i widokami na piastowskie księstwo legnicko-brzeskie. Plan
ten stał się bezprzedmiotowy w 1678 r., po przyjściu na świat arcyksięcia Józefa
i zabezpieczeniu sukcesji habsburskiej30.
Wygaśnięcie starej dynastii piastowskiej jesienią 1675 r. na księciu legnicko-brzeskim Jerzym Wilhelmie ożywiło jednak ponownie politykę dworu berlińskiego
wobec Śląska. Już w 1679 r. w układach z Francją elektor brandenburski poruszył
swe aspiracje do Karniowa, Brzegu, Legnicy i Wołowa. Ponowne wysunięcie przez
Hohenzollerna pretensji do spadku po ostatnim Piaście w 1683 r. doprowadziło
do pogorszenia i tak już napiętych stosunków z cesarzem, czego wyrazem stała
się absencja wojsk brandenburskich w odsieczy wiedeńskiej. Dopiero w 1686 r.,
krótko przed śmiercią Fryderyka Wilhelma, doszło do ponownego zbliżenia cesarza i elektora. Doprowadziło to do zawarcia przymierza na 20 lat i porozumienia
w sprawie spadku po Piastach śląskich. Na mocy układu podpisanego 22 marca
1686 r. w Berlinie cesarz Leopold I, który potrzebował oddziałów brandenburskich
na wojnę z Turcją prowadzoną na Węgrzech, przekazał elektorowi jako rekompensatę za utracone księstwa śląskie należący do księstwa głogowskiego, położony jako
enklawa cesarska na terytorium brandenburskim, okręg Świebodzina. Znaczenie
tego układu pomniejszał tajny weksel następcy tronu brandenburskiego Fryderyka,
nakazujący po przejęciu przez niego rządów oddanie tego terytorium cesarzowi.
Ten polityczny wybieg, który w grudniu 1694 r. doprowadził do zwrotu Świebodzina, okazał się błędem polityki habsburskiej. Elektor Fryderyk III, późniejszy
król pruski Fryderyk I, uznał się zwolnionym z zobowiązań z 1686 r. i odmówił
ponownego wyrzeczenia się pretensji do Śląska, zostawiając w ten sposób otwartą
drogę dla swych następców. Jednocześnie Hohenzollernowie uzyskali pośrednie
uznanie swych roszczeń przez dynastię habsburską31.
30
31
„Entwurf des Grossen Kurfürsten zur Erwerbung von Schlesien“, w: Die politischen Testamente
der Hohenzollern, s. 205–210. Zob. także: P. Baumgart, Śląsk i Pomorze, s. 25–27; F. Dickmann,
Der Westfälische Frieden, Münster 1959, s. 316–318; P. Haake, Entwurf des Grossen Kurfürsten
zur Eroberung von Schlesien, „Historische Zeitschrift” 1922, t. 125, s. 458–475; G. Jaeckel, Die
Liegnitzer Erbverbrüderung, s. 38–40, 42–43; G. F. Preuss, Das Erbe der schlesischen Piasten
und der Grosse Kurfürst, ZGS, 1915, t. 49, s. 1–12, 26–29.
Kurbrandenburgs Staatsverträge, s. 413–414, 481–486, 597–598, 705, 750–762, 798; P. Baumgart, Śląsk i Pomorze, s. 27; G. Jaeckel, Die Liegnitzer Erbverbrüderung, s. 40–41, 43–51; R. Ko-
Sprawa sukcesji Hohenzollernów brandenburskich na Górnym Śląsku
75
W fazie polityki pruskiej przychylnej Habsburgom i cesarzowi nie pojawiły się już
żadne nowe elementy. Ówczesny układ sił nie skłaniał do jawnego odnawiania roszczeń terytorialnych, wynikających z dwustuletnich relacji Hohenzollernów i śląskich
dynastii książęcych. Znamienne, że król Fryderyk Wilhelm I nie wykorzystał żadnej
okazji, aby wystąpić o uznanie swych pretensji do Śląska: ani w 1713 r., w czasie
rokowań o udzielenie dworowi wiedeńskiemu pomocy wojskowej przeciwko Francji,
ani w 1726 i 1728 r., gdy przygotowywano sojusz austriacko-pruski, ani w czasie
polskiej wojny sukcesyjnej (o tron po Auguście II), kiedy Austriacy bezskutecznie
starali się o pomoc pruską. Wzmianek o Śląsku nie natrafiamy także w testamencie
politycznym króla Fryderyka Wilhelma I z 17 lutego 1722 r. i w młodzieńczych projektach podbojów kreślonych przez jego syna Fryderyka. Fakty te nie mogą jednak
świadczyć o definitywnym wyrzeczeniu się przez Hohenzollernów Śląska. Na Śląsk,
jako cel zabiegów pruskich, wskazywali bowiem często ministrowie pruscy, m.in.
Heinrich Rüdiger von Ilgen, który w memoriałach z 1715 i 1725 r. doradzał Hohenzollernowi, aby wstrzymał się ze zbrojnym dochodzeniem swych praw i poczekał na
dogodną sposobność do wysunięcia roszczeń do spadku po Piastach śląskich32.
Sposobność taka nadeszła w związku z kryzysem w dynastii habsburskiej. Cesarz
Karol VI nie miał męskiego potomka, wobec czego od lat dwudziestych XVIII w.
skoncentrował się na kwestii zapewnienia sukcesji w dziedzicznych posiadłościach
habsburskich swej córce Marii Teresie (z pominięciem córek starszego brata, zmarłego w 1711 r. cesarza Józefa I, z których jedna wyszła za elektora bawarskiego
Karola Alberta, a druga za elektora saskiego Fryderyka Augusta, panującego od
1733 r. w Polsce jako August III). Tak zwana sankcja pragmatyczna ogłoszona
19 kwietnia 1713 r., która ustalała zasadę następstwa tronu po śmierci Karola VI
w dziedzicznych krajach habsburskich, została przyjęta po wieloletnich staraniach
przez większość władców europejskich, nie wyłączając króla Prus oraz elektora
Saksonii, który sam mógł rościć sobie pretensje do spadku po Karolu VI33.
32
33
ser, Geschichte Friedrichs des Grossen, t. 1, Stuttgart–Berlin 1912, s. 281–284; idem, Die preussischen Ansprüche auf Schlesien, w: Preussische Staatsschriften aus der Regierungszeit König
Friedrichs II., wyd. J. G. Droysen, M. Duncker, t. 1, Berlin 1877, s. 44–47; K. Piwarski, Rywalizacja o spadek po ostatnich Piastach, w: Historia Śląska, t. 1, cz. 3, s. 422–424; G. F. Preuss, Das
Erbe der schlesischen Piasten, s. 34–40; A. F. Pribram, Oesterreich und Brandenburg 1685–1686,
Innsbruck 1884, s. 57, 103–110.
J. Gierowski, K. Piwarski, Zabiegi Wettynów i Hohenzollernów o Śląsk, w: Historia Śląska, t. 1,
cz. 3, s. 452–453; R. Koser, Geschichte Friedrichs des Grossen, t. 1, s. 284–286; G. B. Volz,
Friedrich Wilhelm I. und die preussischen Erbansprüche auf Schlesien, „Forschungen zur Brandenburgischen und Preussischen Geschichte” (dalej: FBPG), 1918, t. 30, s. 55–67.
Preussens Staatsverträge aus der Regierungszeit König Friedrich Wilhelms I., wyd. V. Loewe,
(Nowe wydanie na podstawie edycji z 1913 r.), Osnabrück 1966, s. 357–373; K. O. von Aretin,
Das Alte Reich 1648–1808, t. 2, Stuttgart 1997, s. 295, 309–310; Z. Góralski, Maria Teresa,
Wrocław–Warszawa 1995, s. 23–27; G. Turba, Die pragmatische Sanktion mit besonderer Rücksicht auf die Länder der Stephanskrone, Wien 1906, s. 10–128; M. Wawrykowa, Dzieje Niemiec
1648–1789, Warszawa 1976, s. 106.
76
Andrzej Kamieński
Traktaty, umowy i zobowiązania ogólnoeuropejskie, do których nadmierną wagę
przywiązywał wielki legalista cesarz Karol VI, potrafiła przekreślać z całym cynizmem ówczesna dyplomacja, skoro tylko nadarzała się okazja do zysków politycznych, a zwłaszcza terytorialnych. O niepodzielności krajów habsburskich miało
zatem zadecydować nie przestrzeganie obowiązującego porządku prawnego, lecz siła
oręża. Tymczasem potęga militarna Austrii i domu Habsburgów przeżywała ciężki
kryzys, co wykazał przebieg wojny o polską sukcesję (1733–1735) oraz przegrana
przez dwór wiedeński wojna z Turcją (1737–1739).
Fryderyk II, który objął tron pruski po zmarłym 31 maja 1740 r. ojcu Fryderyku
Wilhelmie I, zamierzał wykorzystać zarysowującą się koniunkturę. Dysponował
odziedziczonymi po przodkach instrumentami potęgi i czynu. Ojciec bowiem pozostawił mu olbrzymi zapas gotówki w wysokości 8,7 mln talarów, armię liczącą
ponad 80 000 żołnierzy i pracującą na jej rzecz najsprawniejszą machinę biurokratyczną ówczesnej Europy, prowadzoną przez ludzi przyzwyczajonych do posłuszeństwa34.
Fryderyk II miał przygotowany plan działania na wypadek śmierci cesarza Karola
VI, która nastąpiła 20 października 1740 r. Przedstawił go już 28–29 października
1740 r. podczas rozmów prowadzonych w Rheinsbergu z ministrem Heinrichem von
Podewils i feldmarszałkiem Kurtem Christophem von Schwerin. Zdobycie dla Prus
Śląska, regionu o dużym potencjale ekonomicznym i surowcowym oraz walorze
strategicznym w rywalizacji Hohenzollernów z Wettinami panującymi w Saksonii
i Polsce, miało się odbyć poprzez wymuszenie cesji na Marii Teresie, spadkobierczyni Karola VI, której władzy poddały się bez oporu wszystkie kraje habsburskie.
Fryderyk II powrócił do założeń projektu opracowanego około 70 lat wcześniej
przez swego pradziada elektora Fryderyka Wilhelma i przy pomocy kanclerza uniwersytetu w Halle Johanna Petera von Ludewig przedstawił dokumenty potwierdzające pretensje brandenbursko-pruskie do księstwa karniowskiego, Legnicy, Brzegu
i Wołowa35. W dniu 6 listopada 1740 r. skreślił następujące słowa:
Śląsk jest tą częścią spadku cesarskiego, do którego mamy największe prawa i który
położony jest najbardziej dogodnie dla dynastii brandenburskiej. Sprawiedliwym
będzie zachowanie praw tej dynastii i wykorzystanie śmierci cesarza jako okazji do
34
35
K. Heidkamp, Friedrich Wilhelm I. Ein Deutsches Vorbild, Potsdam 1935, s. 92–93; J. Kunisch,
Friedrich der Grosse. Der König und seine Zeit, München 2005, s. 148–149, 152; S. Salmonowicz, Fryderyk II, Wrocław–Warszawa 1981, s. 40–41; T. Schieder, Friedrich der Grosse. Ein
Königtum der Widersprüche, Frankfurt am Main 1983, s. 142.
Rechtsgegründetes Eigenthum des königlichen Churhauses Preussen und Brandenburg auf die
Hertzogthümer und Fürstenthümer Jägerndorff, Liegnitz, Brieg, Wohlau und zugehörige Herrschaften in Schlesien, w: Preussische Staatsschriften aus der Regierungszeit König Friedrichs II.,
t. 1, s. 96–119; G. Jaeckel, Die Liegnitzer Erbverbrüderung, s. 64, 67–68; R. Koser, Geschichte
Friedrichs des Grossen, t. 1, s. 235–247; J. Kunisch, Friedrich der Grosse, s. 164, 169–171;
S. Salmonowicz, Fryderyk II, s. 50; G. B. Volz, Das Rheinsberger Protokoll vom 29. Oktober
1740, FBPG, 1916, t. 29, s. 67–93.
Sprawa sukcesji Hohenzollernów brandenburskich na Górnym Śląsku
77
przejęcia tych praw w posiadanie. Siła naszych oddziałów, prędkość, z jaką możemy
ich użyć, w sumie: wyraźna przewaga, jaką mamy nad naszymi sąsiadami, daje nam
w tym niespodziewanie szczęśliwym położeniu znakomitą sposobność wyprzedzenia
wszystkich innych mocarstw europejskich. Jeśli przejmiemy te tereny w posiadanie,
to będziemy mogli prowadzić rokowania, które zakończą się sukcesem36.
Kilka tygodni później, 16 grudnia 1740 r., Fryderyk II, powołując się na zamierzchłe roszczenia dynastyczne Hohenzollernów, wkroczył na czele silnej armii
na Śląsk i w ciągu paru tygodni opanował niemal cały kraj.
Należy stwierdzić, że zabór Śląska przez Prusy, usankcjonowany układami pokojowymi z 1742, 1745 i 1763 r., był usprawiedliwiany przed opinią europejską
niewygasłymi prawami Hohenzollernów do części tej ziemi. Roszczenia domu brandenburskiego do księstwa karniowskiego zajmowały – jak wykazaliśmy – ważne
miejsce w historii dynastii. Kwestia ta stała się, podobnie jak nieuznanie przez
Hohenzollernów brandenburskich dokonanego przez Habsburgów unieważnienia
układu z 1537 r. z Piastami legnickimi, jednym z argumentów w polityce Berlina prowadzącej do konfliktu zbrojnego o panowanie na Śląsku. Trzeba jednak
pamiętać, że Fryderyk II liczył się przede wszystkim z interesem państwa i racją
stanu, a nie z układami o przeżycie i regulacjami dziedzicznymi. Świadczy o tym
chociażby przebieg rokowań pokojowych z Austriakami w 1742 r., zakończony
kompromisowym podziałem księstwa karniowskiego na dwie części: głubczycką,
przyłączoną do Prus, i karniowską, która przypaść miała na zawsze Marii Teresie
i jej potomkom37.
Andrzej Kamieński
The question of brandenburg hohenzollern’s succesSion
in upper silesia in the early modern period (till 1740)
S umma r y
The House of Hohenzollern had been trying to come into possession of Silesia since
the modern era. One of them Georg (Jerzy) Hohenzollern, the Margrave of Ansbach, took
advantage of the fact that two kings Bohemian and Hungary – Vladislav II (Władysław II)
36
37
Idées sur les projets politiques à former au sujet de la mort de l’Empereur, w: Politische Correspondenz Friedrich’s des Grossen, t. 1, wyd. der Königl. Akademie der Wissenschaften zu Berlin,
Berlin 1879, s. 90.
J. Gierowski, Wojny śląskie 1740–1763, w: Historia Śląska, t. 1, cz. 3, s. 493; G. Jaeckel, Die Liegnitzer Erbverbrüderung, s. 75–76; E. Seidl, Das Troppauer Land zwischen den fünf Südgrenzen
Schlesiens. Grundzüge der politischen und territorialen Geschichte bis zur Mitte des 19. Jahrhunderts, „Schriften der Stiftung Haus Oberschlesien, Landeskundliche Reihe” 1992, t. 1, 60–61;
F. Troska, Geschichte der Stadt Leobschütz, Leobschütz 1892, s. 181.
78
Andrzej Kamieński
and Louis II (Ludwik II – both Jagiellon dynasty) – were weak rulers. He inherited all the
territory Oppeln – Ratibor (now Opole and Racibórz) duchy (by the privileges and agreements granted/reached in 1507, 1512, 1522, 1523). Moreover, he came into possession of
Karniów (now Krnov) duchy and the territory of Beuthen (now Bytom), Tarnowitz (now
Tarnowskie Góry) and Oderberg (now Bohumin) in Upper Silesia. He also contributed to
reach an inheritance agreement between Joachim II, the Elector of Brandenburg and Fryderyk II, duke of Liegnitz (now Legnica), the most important Silesian ruler. However, all the
attempts to control Silesia by the Hohenzollern were stopped by Habsburg’s emperors who
became the rulers of Bohemian and Hungarian kingdoms, when the last representative of the
Jagiellon dynasty died. In 1546 Ferdinand I, the new king cancelled the agreement between
the Brandenburg branch of Hohenzollern and the duke of Legnica. He also reduced the territory which was under Franconian branch of Hohenzollern rule in the Upper Silesia. All the
territory which Jerzy Fryderyk inherited from his father Jerzy Hohenzollern, after his death
came into the possession of the Brandenburg branch of the House of Hohenzollern. The
emperors of the House of Habsburg didn’t want to accept the fact that Margraves Ansbach
had the right to pass on their inheritance rights and their land to their own heirs. Moreover,
the new duke of Karniów, Jan Jerzy Hohenzollern was refused the right to vote in the local
Silesian’s parliament and was banished to exile in 1621. This fact made the relationship
between the Habsburg and the Hohenzollern very complicated. After the deterioration in
their relationship the Brandenburg branch of Hohenzollern started to demand financial compensation from the subsequent emperors. Finally, in 1686 the electors of Brandenburg were
given the territory of Schwiebus (now Świebodzin) in Brandenburg-Prussia. In 1694 the
Habsburgs extorted Fryderyk III to get Świebodzin back, but in a long term it was a serious
mistake. Elector Fryderyk III (who became later the king of Prussia, known as Fryderyk I)
decided to ignore the earlier agreements. This political step enabled Fryderyk II, the king of
Prussia, to reactivate the Hohenzollern’s rights to Silesia and justified the military invasion
to take over Silesia by Prussia.
Czasy Nowożytne
tom 22
rok 2009
Maike Sach
Warszawa
Gulden, Mark und „grivenki“
Zu (Kommunikations-)Problemen bei Subsidienzahlungen
Vasilijs III. an den Deutschen Orden in PreuSSen (1517−1521)
Geld als Medium der Kommunikation
Geld besitzt verschiedene Funktionen: Es ist Wertaufbewahrungsmittel, es dient
als Wertmaßstab und als Recheneinheit, es fungiert als Zahlungsmittel und spielt
somit eine zentrale Rolle im Tausch von Gütern und Dienstleistungen bzw. erleichtert diese Vorgänge oder ermöglicht sie gar erst. Bereits im Mittelalter wurde Geld
Gegenstand theoretischer Erwägungen, in denen seinem Wesen nachgespürt sowie
Fragen der Geldordnung nachgegangen wurde. In der Neuzeit wurde der Lehre vom
Geldwert und den Geldwirkungen eine größere Beachtung geschenkt, ebenso wie
Geld- und Währungsordnungslehren1.
Niklas Luhmann hat in seiner Systemtheorie, in der soziale Systeme als Systeme von Reproduktion von Kommunikation beschrieben werden, versucht, „Geld
zunächst und vor allem als ein Medium der Kommunikation“ zu behandeln2. Für
Luhmann ist dabei wesentlich, Kommunikation nicht als einen Vorgang der bloßen
1
2
W. Ehrlicher, Peter Spufford, Geldtheorie, in: Von Aktie bis Zoll. Ein historisches Lexikon des
Geldes, hrsg. von M. North, München 1995, S. 126−130; zu modernen Geldtheorien s. den Überblicksartikel von M. Neumann, Geldtheorie, w: Gabler Wirtschaftslexikon, hrsg. von U. Arentzen,
U. Lörcher, Th. Hadeler, 14. überarb. u. erw. Aufl. Wiesbaden 1997, S. 1461−1475.
N. Luhmann, Geld als Kommunikationsmedium: Über symbolische und diabolische Generalisierungen, w: idem: Die Wirtschaft der Gesellschaft, Frankfurt/M. 1994, S. 230−271, hier S. 230.
Zur Rezeption der Systemtheorie in den Geschichtswissenschaften F. Buskotte, Resonanzen für
Geschichte. Niklas Luhmanns Systemtheorie aus geschichtswissenschaftlicher Perspektive, Berlin 2006. Zu weiteren theoretischen Aspekten von Kommunikation als Bezeichnung für einen
technischen Prozess sowie als Phänomen, das bestimmte soziale Praktiken, Repräsentationen und
symbolische Codes impliziert: W. Frijhoff, Communication et la vie quotidienne à la fin du: moyen âge et à l’époque moderne: Réflexion de théorie et de méthode, in: Kommunikation und Alltag
in Spätmittelalter und früher Neuzeit, hrsg. von H. Hundsbichler, Wien 1992, S. 9−37.
80
Maike Sach
Übertragung, sondern als einen Prozess der symbolischen Vermittlung zu verstehen,
für den die „emergente Einheit von Information, Mitteilung und Verstehen” kennzeichnend sei. Es werde dabei gerade vorausgesetzt:
[…] daß der Mitteilende nicht verliert, sondern behält, was er mitteilt, denn nur so
kann Übereinstimmung entstehen und nur so kann es zu einem Reichtum an übereinstimmend erfaßten Möglichkeiten kommen, aus dem dann das Anschlußverhalten
auswählt, was akzeptiert und was nicht akzeptiert wird. Entscheidend ist gerade die
Erzeugung von Redundanz: daß mehrere gleichen Sinn erleben, so daß dann wieder
verschiedenes Verhalten anschließen kann. Auch hier also der typische Mechanismus
der Systembildung: Erzeugung von Überschuß und Selektion3.
Dieser Kommunikationsbegriff, die „Normalkommunikation“, scheint zunächst
nicht damit vereinbar, Geld angesichts seiner Funktion als Zahlungsmittel auch als
ein Medium der Kommunikation zu verstehen: Der Verlust des Gezahlten auf der
Seite des Zahlenden und seine Gutschrift auf der Seite des Empfängers ist konstitutiv für diesen Vorgang, den allein Luhmann als eine „Übertragung“ gelten lassen
möchte. Jedoch charakterisiert Luhmann diesen Prozess und die Bedingungen, unter
denen er stattfindet, als eine Form der Kommunikation unter ganz speziellen Voraussetzungen:
Die Künstlichkeit dieser Bedingungen der Übertragbarkeit gehört zu den Funktionsbedingungen des Geldes, wobei selbstverständlich übliche Kommunikation immer
mitläuft, damit sich die Beteiligten darüber verständigen können, daß es sich bei der
beabsichtigten Operation um eine Zahlung handelt. Es muß, mit anderen Worten,
durch Kommunikation die Exklusivität der Zuordnung gewährleistet werden, obwohl
die Kommunikation gerade der Vergemeinschaftung dient4.
Der Systembildungsmechanismus von Überschussproduktion und Selektion
werde dadurch aber nicht außer Kraft gesetzt, vielmehr präsentiere er sich nach
Luhmann in einer Form, die von zusätzlichen Voraussetzungen ausgehe: „Was die
Zahlung überträgt, ist ein in festen quantitativen Grenzen unbestimmtes Potential“5.
In den meisten Fällen erfolgten Zahlungen im Tausch für eine Sache oder Leistung,
die entweder in der Vergangenheit liegt oder in der Zukunft geleistet werden solle.
Geld als ein symbolisch generalisiertes Kommunikationsmittel erweitere dabei nach
Luhmann die Tauschmöglichkeiten. Tausch wird in diesem Zusammenhang definiert
als „eine Kommunikation, die Asymmetrie der Leistungen resymmetriert. Getauscht
wird, jedenfalls auf der basalen Ebene des Güterverkehrs, eine Sachleistung gegen
Kommunikation über Kommunikation“6.
3
4
5
6
Luhmann, Geld als Kommunikationsmedium, S. 246 f.; ferner idem, Soziale Systeme. Grundriß
einer allgemeinen Theorie, Frankfurt/M. 1987, s. 191 ff.
Idem, Geld als Kommunikationsmedium, S. 247.
Ibidem.
Ibidem, S. 256.
Gulden, Mark und „grivenki”
81
Dieser „Kommunikation über Kommunikation“ soll im Folgenden am Beispiel
zweier recht ungleicher Akteure nachgegangen werden, dem Deutschen Orden in
Preußen unter seinem letzten Hochmeister Albrecht von Brandenburg-Ansbach und
dem Großfürstentum Moskau, welches zur fraglichen Zeit von Vasilij III. Ivanovič
regiert wurde. Zu Beginn ihrer Interaktion kannten sich die handelnden Personen auf
beiden Seiten kaum oder allenfalls sehr oberflächlich. Infolgedessen fehlte es ihnen
in manchen Bereichen an „Alltagswissen“ sowie „vortheoretischem Rezeptwissen“
(Peter L. Berger, Thomas Luckmann) zur Meisterung sehr verschiedener, auch
alltäglich scheinender Situationen, zu denen es im Kontakt miteinander kommen
konnte. Da ein solches Wissen auch Grundlage für die Herausbildung institutionalisierten (Rollen-)Verhaltens ist, gab es bei der Abwicklung dieser neuen Kontakte
auch keine Routinen7, die über das hinausgingen, was sich im Rahmen bestehender
diplomatischer Beziehungen zwischen Akteuren im ost- und ostmitteleuropäischen
Raum entwickelt hatte und zunächst als übliches Muster gelten konnte8, ungeachtet
der trotzdem stets möglichen kulturell bedingten Missverständnisse9. Der Entwicklung der Diplomatie kombiniert mit dem offenbar verspürten Mangel an bestimmten
Informationen ist eine relativ reichhaltige Produktion von Gesandschaftsunterlagen,
Briefen und Notizen zu verdanken. Bei den Beziehungen zwischen dem Deutschen
Orden in Preußen und dem Moskauer Staat im ersten Viertel des 16. Jahrhunderts
war dies nicht anders. Einiges ist an entsprechendem Material erhalten geblieben,
wenn auch bedingt durch die jeweiligen Überlieferungsumstände in unterschiedlicher Dichte. Im Folgenden sollen nun auf der Basis dieses Materials die verschiedenen Probleme genauer in den Blick genommen werden, die bei einer grundsätzlich
vereinbarten Zahlung und ihrer praktischen Realisierung zunächst als solche zu
erkennen und dann zu lösen waren.
7
8
9
Z�������������������������������������������������������������������������������������������
u „vortheoretischem Rezeptwissen“, „Alltagswissen“, typisierenden Interaktionen und Verhaltensmustern und den damit verbundenen Rollen s. P. L. Berger, Th. Luckmann, Die gesellschaftliche Konstruktion der Wirklichkeit, 21. Aufl. Frankfurt/M. 2007, S. 34 ff., 44 ff., 70 f.
B. Picard, Das Gesandt­schaftswesen Ostmittel­europas in der frühen Neuzeit. Beiträge zur Geschichte der Diplomatie in der ersten Hälfte des 16. Jahrhunderts nach den Auf­zeichnungen des Freiherrn
Sigmund von Herberstein, Graz 1967. Die Entwicklung der russischen Diplomatie in diesem Zeitraum behandeln u. a. R. M. Croskey, Muscovite Diplomatic Practice in the Reign of Ivan III., New
York, London 1987; L. A. Juzefovič, „Kak v posol’skich obyčajach vedetsja ... “ (Russkij posol’skij
obyčaj konca XV − načala XVIII v.), Moskva 1988; idem, Put’ posla. Russkij posol’skij obyčaj. Obichod, ėtiket, ceremonial. Konec XV − pervaja polovina XVII v., Sankt Peterburg 2007.
Zu diesem Komplex nicht nur methodologisch einschlägig: G. Scheidegger, Das Eigene im Bild
vom Anderen. Quellenkritische Überlegungen zur russisch-abendländischen Begegnung im 16.
und 17. Jahrhundert, „Jahrbücher für Geschichte Osteuropas“ 1987, T. 35, S. 339−355; eadem,
Perverses Abendland − barbarisches Russland. Begegnungen des 16. und 17. Jahrhunderts im
Schatten kultureller Missverständnisse, Zürich 1993.
82
Maike Sach
Die Vorgeschichte
Nach dem verheerenden Dreizehnjährigen Krieg gegen die westpreußischen
Stände und den König von Polen war der ehemals so mächtige Deutsche Orden
zu einer zweitrangigen Macht im Ostseeraum herabgesunken. Gemäß den Bestimmungen des Zweiten Thorner Friedens aus dem Jahre 1466 musste der Orden vor
allem im Westen seines preußischen Herrschaftsbereiches wirtschaftlich besonders
wertvolle Gebiete abtreten, darüber hinaus aber auch politische Konzessionen gegenüber dem König von Polen machen. Dies mochte mit dem Selbstverständnis
des Ordens und seiner Leitung schwer zu vereinbaren sein, an eine Revision des
Zweiten Thorner Friedens war in den ersten Jahren nach seinem Abschluss jedoch
nicht zu denken10. Erst unter den letzten beiden Hochmeistern aus reichsfürstlichen
Häusern wurde sie zum wichtigsten politischen Ziel: Der juristisch gebildete Herzog
Friedrich von Sachsen setzte dabei vor allem auf diplomatische Mittel und versuchte
durch Verhandlungen einer Lösung näher zu kommen11. Nach seinem Tode (1510)
beschritt auch sein Nachfolger Albrecht von Brandenburg-Ansbach zunächst diesen
Weg. Ebenso wie sein Vorgänger versprach sich der neue Hochmeister Hilfe vom
Reich und von Kaiser Maximilian I., der mit den in Polen, Litauen, Böhmen und
Ungarn herrschenden Jagiellonen um die Nachfolge in Ungarn rivalisierte. Die Ziele
des Ordens gegenüber Polen sowie der Habsburger in Ungarn waren zwar nicht
deckungsgleich, widersprachen sich aber zu diesem Zeitpunkt nicht und sollten
durch ein gemeinsames großes Bündnisprojekt erreicht werden, welches der Kaiser
ab 1513 durch rege, weitreichende Diplomatie betrieb12. Im Jahre 1515 einigte sich
10
11
12
L. Dralle, Der Staat des Deutschen Ordens in Preußen nach dem II. Thorner Frieden. Untersuchungen zur ökonomischen und ständepolitischen Geschichte Altpreußens zwischen 1466 und
1497, Wiesbaden 1975; allgemein H. Boockmann, Der Deutsche Orden. Zwölf Kapitel aus seiner Geschichte, 4. Aufl. München 1994 und M. Bis­kup, G. Labuda, Dzieje zakonu krzyżackiego
w Prusach. Gospodarka − Społeczeństwo − Państwo – Ideologia, Gdańsk 1986; deutsch unter
dem Titel: Die Geschichte des Deutschen Ordens in Preußen. Wirtschaft − Gesellschaft − Staat
– Ideologie, Osnabrück 2000; knapp zur Lage des Ordens K. Militzer, Die Geschichte des Deutschen Ordens, Stuttgart 2005, S. 152 ff.
I. Matison, Die Politik des Hoch­meisters Herzog Friedrich von Sachsen (1498−1510), (Phil.
Diss. masch.) München 1957; M. Biskup, Polska a Zakon Krzyżacki w Prusach w początkach
XVI wieku. U źródeł sekularyzacji Prus Krzyżackich, Olsztyn 1983, S. 62 ff.; K. Forstreuter, Vom
Ordensstaat zum Fürstentum. Geistige und politische Wandlungen im Deutschordensstaate Preußen unter den Hochmeistern Friedrich und Albrecht (1498−1525), Kitzingen 1951, S. 16 ff.
M. Biskup, Die Rivalität zwischen Jagiellonen und Habsburgern um die böhmische und die ungarische Krone im 15. und Anfang des 16. Jahrhunderts, „Österreichische Osthefte“ 1990, T. 32,
S. 269−285; ferner H. Wiesflecker, Kaiser Maximilian I. Das Reich, Österreich und Europa an
der Wende zur Neuzeit, Bd. 1−5. München 1971−86, hier Bd. 4, Kapitel III; M. Mur, Die Ostpolitik Kaiser Maximilians I. in den Jahren 1506−1519, (Phil. Diss. masch.) Graz 1977.
Gulden, Mark und „grivenki”
83
Maximilian allerdings in den Verträgen von Preßburg und Wien bilateral mit den
Jagiellonen in der Frage der habsburgischen Nachfolge in Ungarn und sicherte im
Gegenzug zu, sich fortan nicht mehr in die Auseinandersetzungen des Königs von
Polen, der in Personalunion ebenfalls Großfürst von Litauen war, mit dem Hochmeister einmischen zu wollen13. Diese Wendung bedeutete auch eine Zäsur in der
Politik des Hochmeisters Albrecht, der bald unter dem Einfluss eines neuen Ratgebers, des meißnischen Adligen Dietrich von Schönberg, ungeachtet der desolaten
wirtschaftlichen Lage des Ordenslandes eine militärische Lösung ins Auge fasste.
Der Deutsche Orden konnte allenfalls in einem Koalitionskrieg gegen PolenLitauen bestehen. Diese Erkenntnis war nicht neu, Schönberg konnte in dieser Frage
auf Planungen zurückgreifen, die bereits in den Jahren 1513 und 1514 im Zusammenhang mit dem kaiserlichen Bündnisprojekt angestellt worden waren. Schon in
diesen Planungen war u. a. an ein Bündnis mit Vasilij III., dem Großfürsten von
Moskau gedacht worden, dem Herrscher einer aus westlicher Perspektive relativ
neuen, aber aufstrebenden Macht im Osten Europa.
War das 15. Jahrhundert eine Zeit des großen Machtverfalls für den Orden gewesen, so hatte das Großfürstentum Moskau nach dem Ende des Großen dynastischen
Krieges in der ersten Jahrhunderthälfte tief greifende Veränderungen unter umgekehrten Vorzeichen erlebt: Es hatte die nordostrussischen Fürstentümer annektiert,
die noch nicht zum direkten Moskauer Herrschaftsbereich gehört hatten, unter ihnen
die einstmals so stolzen städtischen Zentren Novgorod und Pskov14. Auch war es
Moskau gelungen, sich der Oberherrschaft der Tataren zu entledigen, deren Macht im
östlichen Europa geschwunden war, wenngleich sie auch weiterhin für ihre Feldzüge
gefürchtet blieben15. Die Moskauer Großfürsten beanspruchten die ostslavisch besie13
14
15
K. Baczkowski, Zjazd wiedeński, Warszawa 1975; Biskup, Rivalität zwischen Jagiellonen und
Habsburgern; zu den Verhandlungen von Preßburg und Wien u. a. Biskup, Polska a Zakon, S. 423
ff.; Wiesflecker, Kaiser Maximilian I., Bd. 4, S. 108 ff.
Grundlegend sowie mit reichen bibliographischen Angaben P. Nitsche, Die Mongolenzeit und der
Aufstieg Moskaus (1240−1538), w: Handbuch der Geschichte Russlands, Bd. 1.1: Bis 1613. Von
der Kiewer Reichsbildung bis zum Moskauer Zartum, hrsg. von M. Hellmann, Stuttgart 1981,
S. 534−715; R. O. Crummey, The Formation of Muscovy 1304−1613, London, New York 1987;
einen jeweils knappen Überblick vermitteln J. Martin, From Kiev to Muscovy. The Beginnings
to 1450, in: Russia. A History, hrsg. von Gregory L. Freeze, Oxford, New York 1997, S. 1−26
sowie N. Shields Kollmann, Muscovite Russia 1450−1598, ibidem, S. 27−54; C. Goehrke, GroßNovgorod und Pskov/Pleskau, in: Handbuch der Geschichte Rußlands, S. 431−483; G. Pickhan,
Gospodin Pskov. Entstehung und Entwicklung eines städtischen Herrschaftszentrums in Altrußland, Berlin 1992; A. A. Zimin, Rossija na poroge novogo vremeni. Očerki političeskoj istorii
Rossii pervoj treti XVI v., Moskva 1972.
B. Spuler, Die Goldene Horde. Die Mongolen in Russland, 1223−1502, 2. erw. Aufl. Wiesbaden 1965; V. V. Kargalov, Vnešnepolitičeskie faktory razvitija feodal’noj Rusi. Feodal’naja Ruś
i kočevniki, Moskva 1967; idem, Oborona južnoj granicy russkogo gosudarstva v pervoj polovine
XVI veka, „Istorija SSSR“ 1973, T. 17, Nr. 6, S. 140−148; Ch. J. Halperin, Russia and the Golden
Horde. The Mongol Impact on Medieval Russian History, Bloomington 1986; M. Weiers, Die
Goldene Horde oder das Khanat Qyptschaq, in: Die Mongolen. Beiträge zu ihrer Geschichte und
84
Maike Sach
delten, ehemals zur Kiever Ruś gehörenden Gebiete des Großfürstentums Litauen als
ihre votčina, ihr „Vatererbe“. Dieser Forderung hatten sie in zahlreichen Feldzügen
gegen Litauen militärischen Nachdruck verliehen und die Herrscher von Polen-Litauen in die Defensive gedrängt, die sich gleichzeitig mit Bedrohungen konfrontiert
sahen, die von den Tataren und Osmanen ausgingen16. Unter diesen Umständen erschien das Großfürstentum Moskau in erster Linie gegenüber Litauen, aber infolge der
Union auch gegenüber Polen als Bündnispartner zunehmend interessant: In den Jahren
1513 und 1514 versuchte Maximilian I., Moskau in das oben erwähnte, große Bündnisprojekt einzubinden, welches dem Orden Entlastung gegenüber Polen verschaffen,
dem Kaiser selbst aber bei der Durchsetzung seiner Interessen gegen Jagiellonische
Ansprüche in Ungarn nützen sollte. Offiziell waren die Verhandlungen mit Moskau
von Habsburger Diplomaten geführt worden, die dabei ebenfalls den Kontakt zum
Orden in Preußen und Livland in dieser Frage gepflegt hatten17.
Offizielle diplomatische Beziehungen zwischen dem „schismatischen“ orthodoxen Großfürsten und den Hochmeistern des Deutschen Ordens, der seine Existenz
in Preußen traditionell mit dem Kampf gegen „heidnische“ Pruzzen und Litauer
und nach ihrer Christianisierung u. a. gegen „Schismatiker“ legitimierte18, hatte es
bis auf punktuelle Kontakte auf informeller Basis vor der Zeit des Hochmeisters
Albrecht noch nicht gegeben19. Die Aufnahme solcher Beziehungen konnten für den
16
17
18
19
Kultur, hrsg. von idem, Darmstadt 1986, S. 345−378; L. de Hartog, Russia and the Mongol Yoke.
The History of the Russian Principalities and the Golden Horde, 1221−1502, London, New York
1996; J. Kusber, Ende und Auswirkungen der Mongolenherrschaft in Rußland, in: Die Mongolen
in Asien und Europa, hrsg. von St. Conermann, J. Kusber, Frankfurt/M. 1997, S. 207−229.
R. Pletnia, Wybrane aspekty genezy i przebiegu wojny litewsko-moskiewskiej z lat 1500−1503, „Studia Historyczne” 1999, T. 42, Nr. 1, S. 3−21; M. M. Krom, Pravoslavnye knjaźja v velikom knjažestve
litovskom v načale XVI veka. K voprosu o social’noj baze vosstanija Glinskich, „Otečestvennaja
istorija” 1992, Nr. 4, S. 148−152; idem, Mež Ruśju i Litvoj. Zapadnorusskie zemli v sisteme russkolitovskich otnošenij konca XV − pervoj treti XVI v., Moskva 1995; A. L. Choroškevič, Russkoe
gosudarstvo v sisteme meždunarodnych otnošenij konca XV − načala XVI v., Moskva 1980, S. 101
ff.; Zimin, Rossija, S. 79 ff. Zu den Beziehungen zwischen den Krimtataren und Polen-Litauen
L. Podhorodecki, Chanat krymski i jego stosunki z Polską w XV−XVII w., Warszawa 1987.
E. Wimmer, Livland – ein Problem der habsburgisch-russischen Beziehungen zur Zeit Maximilians I.?, in: Deutschland – Livland – Rußland. Ihre Beziehungen vom 15. bis zum 17. Jahrhundert.
Beiträge aus dem Historischen Seminar der Universität Hamburg, hrsg. von N. Angermann, Lüneburg 1988, S. 53−110; zur Geschichte des kaiserlichen Bündnisprojektes M. Sach, Hochmeister
und Großfürst. Die Beziehungen zwischen dem Deutschen Orden und dem Moskauer Staat um die
Wende zur Neuzeit, Stuttgart 2002, S. 190 ff.
Militzer, Geschichte, S. 116 ff.; E. Weise, Der Heidenkampf des Deutschen Ordens. Dritter Teil,
„Zeitschrift für Ostforschung“ 1964, T. 13, S. 401−420, hier S. 414; E. Christiansen, The Northern
Crusades. The Baltic and the Catholic Frontier 1100−1525, London, Basingstoke 1980, S. 234
ff.; A. Ehlers, The Crusade of the Teutonic Knights against Lithuania Reconsidered, in: Crusade
and Conversion on the Baltic Frontier 1150−1500, Aldershot 2001, S. 21−44.
Hier wären insbesondere an die Verbindungen Michail L’vovič Glinskijs zu denken, der lange
Jahre im Westen verbracht hatte und nach seiner Rückkehr nach Polen-Litauen hohe Positionen
bekleidete. 1508 floh er nach einem misslungenen Aufstand in Litauen an den Hof Vasilijs III. Hier
Gulden, Mark und „grivenki”
85
Hochmeister in konfessioneller Hinsicht sowie in seiner Eigenschaft als Oberhaupt
des gesamten Ordens und damit auch des livländischen Ordenszweiges problematisch werden: Aus der Perspektive des alten Livlands, bestehend aus dem Orden,
dem Erzbistum Riga sowie den Bistümern Dorpat, Oesel-Wiek und Kurland, stellte
sich seit dem letzten Viertel des 15. Jahrhunderts weniger Litauen oder gar Polen
als Bedrohung dar, als vielmehr der expandierende Moskauer Staat, welcher nach
der Annexion Groß-Novgorods 1478 zum direkten Nachbarn Livlands geworden
war20. Dieses Ereignis in Verbindung mit nachfolgenden militärischen Zusammenstößen zwischen russischen und livländischen Truppen markierte das Ende der
alten Kräfteverhältnisse und führte zu einer Orientierung Livlands auf Litauen als
möglichen Bündnispartner gegen Moskau. Spiritus rector dieser Politik war der
livländische Ordensmeister Wolter von Plettenberg, der anders als der aus reichsfürstlicher Familie stammende Albrecht von Brandenburg-Ansbach noch stark alten
Ordenstraditionen verhaftet war21.
Ohne Rücksicht auf livländische oder konfessionelle Vorbehalte betrieb der
Hochmeister zusammen mit seinem engsten Ratgeber Dietrich von Schönberg ein
Bündnis mit dem Moskauer Großfürsten gegen den König von Polen und gleichzeitigen Großfürsten von Litauen. Schönberg reiste im Frühjahr 1517 in eigener
Person nach Moskau, um entsprechende Gespräche zu führen. Die Verhandlungen,
deren Zweck gegenüber dem livländischen Meister zunächst verschleiert werden
sollte22, hatten Erfolg: Schönberg vereinbarte mit den Verhandlungsführern des
Großfürsten ein Kriegsbündnis, welches ein gemeinsames Vorgehen gegen PolenLitauen, die Teilung von territorialen Gewinnen sowie die Zahlung von Subsidien
für den gemeinsamen Feldzug der Bündnispartner gegen Polen-Litauen vorsah, auf
20
21
22
versuchte er, dem Moskauer Großfürsten Verbündete gegen Polen-Litauen zu gewinnen. Jüngst
St. C. Rowell: Nolite confidere in princibus: Mikhail Glinsky, Sigismund the Old and the Council
of Lords, in: Faworyci i opozycjoniści. Król a elity polityczne w Rzeczypospolitej XV−XVIII wieku, hrsg. von M. Markiewicz, R. Skowron, Kraków 2006, S. 77−100; zu den Kontakten zwischen
dem Orden und Glinskij Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 118 ff.
B. Dirks, Krieg und Frieden mit Livland (12.−15. Jahrhundert), in: Deutsche und Russen aus
russischer Sicht. 11.−17. Jahrhundert, hrsg. von D. Herrmann, München 1989, S. 116−145;
N. Angermann, Livländisch-russische Beziehungen im Mittelalter, in: Wolter von Plettenberg und
das mittelalterliche Livland, hrsg. von N. Angermann, I. Misāns, Lüneburg 2001, S. 129−143;
Wimmer, Habsburgisch-russische Beziehungen, S. 60 ff.
Angermann, Livländisch-russische Beziehungen, S. 140 ff.; Wimmer, Habsburgisch-russische
Beziehungen, S. 74 ff.; eadem, Die Rußlandpolitik Wolters von Plettenberg, in: Wolter von Plettenberg. Der größte Ordensmeister Livlands, hrsg. von N. Angermann, Lüneburg 1985, S. 71−99;
T. Zeids, Wolter von Plettenberg und seine Stellung in der Geschichte Lettlands, in: Wolter von
Plettenberg und das mittelalterliche Livland, S. 9−31, hier S. 18 ff.
Schönberg hatte den livländischen Meister auf der Hinreise zu Beratungen aufzusuchen, wie aus
der Instruktion vom 22. Januar 1517 hervorgeht (Geheimes Staatsarchiv, Preußischer Kulturbesitz, Berlin−Dahlem [weiter: GStA PK] XX HA OBA 21216, Regest und teilweiser Abdruck bei
E. Joachim, Die Politik des letzten Hochmeisters in Preußen Albrecht von Brandenburg, Bd. 1−3,
Leipzig 1892−1895, hier: Bd. 1, Nr. 122); Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 263 f.
86
Maike Sach
die der Hochmeister angesichts der finanziell angespannten Lage des Ordenslandes
zur Vorbereitung und Durchführung eines Krieges dringend angewiesen war23. In
den folgenden Jahren sollte das Problem der Subsidien nachgerade ein Leitmotiv
in der Korrespondenz des Hochmeisters und des Moskauer Großfürsten sowie in
den Verhandlungen ihrer Diplomaten werden.
Kenntnisse der Bündnispartner voneinander
Verglichen mit der Situation im ausgehenden 15. Jahrhundert hatte sich der
Kenntnisstand des Deutschen Ordens in Preußen über Moskau in den ersten beiden
Jahrzehnten des 16. Jahrhunderts spürbar verbessert. Gleiches mag hier auch für
allgemeines Wissen gelten, das man am Hofe des Großfürsten in Moskau über
den Orden in Preußen vermuten darf. Dies bezog sich, soweit sich ein Profil
der jeweils vorhandenen Informationen rekonstruieren lässt, im wesentlichen auf
Nachrichten, die etwas zu inneren oder äußeren Problemen sowie zu vermeintlichen oder tatsächlichen Bündnispartnern und anderen Themen und Parametern
aussagen konnten, die zur genaueren Einschätzung politischer Macht oder etwaiger
Schwäche von Herrschaften im engeren oder weiteren Umfeld als maßgeblich betrachtet wurden. Die Möglichkeiten, Nachrichten zu beschaffen, waren im Prinzip
die gleichen: Austausch von Nachrichten über Korrespondenz, Aussendung von
Kundschaftern und gezielter Einsatz von Spionen sowie die Beauftragung von
Gesandtschaften, sich neben der jeweiligen Mission auch um die Beschaffung
von Informationen zu bemühen. Dem Deutschen Orden dürfte es allerdings angesichts seiner Verbindungen und seiner personalen Netzwerke leichter als den
Verantwortlichen im Moskauer Staat gefallen sein, verlässliche Nachrichten aus
dem übrigen Europa zu erhalten24. Für Nachrichten aus Moskau war Livland ein
23
24
Die wichtigsten Quellen, die Auskunft über die Bündnisverhandlungen liefern, sind gedruckt: Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 123, 127, 128, 130, 131; s. auch die Aufzeichnungen aus dem Posol’skij
prikaz: Pamjatniki diplomatičeskich snošenij moskovskago gosudarstva s německim ordenom
v Prussii 1516−1520 g., hrsg. von G. F. Karpov. S.-Peterburg 1887, Nachdruck: Nendeln 1971,
im folgenden zit. als SIRIO 53, S. 5 ff., ferner K. Forsteuter, Preußen und Rußland von den Anfängen des Deutschen Ordens bis zu Peter dem Großen, Göttingen 1955, S. 83 ff.; Biskup, Polska
a Zakon, S. 498 ff.; Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 260 ff.
Hierzu Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 132 ff. Belege für Kundschafterdienste im Untersuchungszeitraum finden sich immer wieder in den Quellen. Sehr häufig wurde jedoch nur vermerkt,
dass entsprechende Nachrichten eingetroffen seien, ohne ihren Inhalt weiter auszuführen. Es haben
sich aber hier und da Instruktionen für die Durchführung nachrichtendienstlicher Aufträge erhalten:
1507 sollte ein Ordensmitglied Plettenberg um die Auskundschaftung des russisch-litauischen Verhältnisses bitten und das Anliegen einer schwedischen Gesandtschaft in Erfahrung bringen, die angeblich wegen eines Bündnisses gegen Dänemark nach Polen-Litauen geschickt worden sei (GStA
PK XX HA OF 24, Bl. 75r−80r, hier Bl. 76v). 1509 war man auf der Suche nach einer vertrauenswürdigen Person, die für den Orden in Warschau spionieren sollte (OF 28, S. 88). Allgemeine
Gulden, Mark und „grivenki”
87
wichtiger Ort, wo Informationen gesammelt und an den in Preußen residierenden
Hochmeister weitergeleitet wurden. Der livländische Ordensmeister sandte zahlreiche Meldungen, Lageeinschätzungen und Berichte, auch über eigene außenpolitische Absichten nach Königsberg, wo infolgedessen grundlegendes über die
Moskauer Außenpolitik bekannt war. Die genaueren und aktuelleren Nachrichten
dürften in der Regel in Livland verfügbar gewesen sein25. Gleiches gilt sicher auch
für jede Art von „Spezialkenntnissen“, die das Ergebnis eines engeren Kontaktes
der Livländer zu russischen Nachbarn waren, den es in Preußen in dieser Form
nicht gegeben hatte. Gab es in Livland eine kleine russische Kolonie und orthodoxe Kirchengemeinden in den Städten Riga, Reval und Dorpat, so lassen sich
in Preußen während des ersten Jahrzehnts des 15. Jahrhunderts allenfalls einige
wenige Russen nachweisen, die in den Diensten des Ordens gestanden und vermutlich eher einfachere Tätigkeiten verrichtet hatten26. Aber auch dies hatte sich
zu Beginn des 16. Jahrhunderts geändert und Livland in seiner Position als Quelle
für Spezialwissen über Russland und Moskau noch weiter gestärkt. Als im direkten
Kontakt mit Russen unabdingbares Spezialwissen müssen auch Kenntnisse der
russischen Sprache, inklusive entsprechender Schreib- und Lesefähigkeiten gezählt werden. Dass es sich hier um einen sehr sensiblen Bereich handelte, zeigt
die Sprachpolitik der livländischen Hansestädte, die ausländischen Kaufleuten
den Spracherwerb zu verbieten und auf diese Weise die eigene Stellung im Russlandhandel zu schützen versuchten27.
Zugang zu bzw. Zugriff auf Menschen mit russischen Sprachkenntnissen in
Wort und Schrift hatten nicht nur die livländischen Hansestädte, sondern auch der
livländische Ordensmeister. Der Moskauer Großfürst ließ Schreiben in der Regel
25
26
27
nachrichtendienstliche Aufträge waren dabei zuweilen identisch formuliert bzw. standardisiert. Sie
erscheinen fast als „Formulare“, deren Punkte es abzuarbeiten galt (z. B. OF 27, S. 49, 102, 169). Zu
entsprechenden „Formularen“, mit denen russische Gesandte auf ihre Missionen geschickt wurden,
Croskey, Muscovite Diplomatic Practice, S. 175 ff.; K. Rasmussen, On the Information Level of the
Muscovite Posol’skij Prikaz in the Sixteenth Century, „Forschungen zur Osteuropäischen Geschichte“
1978, T. 24, S. 87−99; Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 162 ff. Der rege Gesandtschaftsverkehr
zwischen Maximilian I. und Vasilij III. erzeugte bei Plettenberg expliziten Verdacht auf Spionage, so
geäußert in einem Brief an den Hochmeister im Dezember 1516 (GStA PK XX. HA OBA 21140).
Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 153.
Belege für die Existenz von Russen in Preußen, die vermutlich aus dem Herrschaftsbereich des
Großfürsten von Litauen stammten und einfache Dienste für den Orden verrichteten, in: Das Marienburger Tresslerbuch der Jahre 1399−1409, hrsg. von E. Joachim, Königsberg 1896, Nachdruck:
Bremerhaven 1973, S. 18, 21, 25, 35; ferner K. Forstreuter, Russische Schreiber beim Deutschen
Orden in Preußen, „Zeitschrift für Slavische Philologie“ 1931, T. 8, S. 85−92, hier S. 86 f.
A. Reitemeier, Sprache, Dolmetscher und Sprachpolitik im Rußlandhandel der Hanse während
des Mittelalters, in: Novgorod. Markt und Kontor der Hanse, hrsg. von N. Angermann, K. Friedland. Köln 2002, S. 157−176. Zum eher peripheren, meist durch Novgoroder und Pskover Vermittlung realisierten Handel hansischer Kaufleute mit Moskau N. Angermann, Deutsche Handelsverbindungen mit Moskau im 15. und 16. Jahrhundert, „Hansische Geschichtsblätter“ 2007,
T. 125, 121−142.
88
Maike Sach
nur in russischer Sprache ausfertigen. Infolgedessen mussten sie regelmäßig übersetzt werden, was für den Hochmeister am leichtesten in Livland zu leisten war28.
Dies geschah im Rahmen regulärer Amtshilfe, zu der auch die Weiterleitung von
Schreiben nach Moskau mit eigens abgefertigten Boten gehören konnte29. Für den
Ordensmeister in Livland bot dies jedoch gleichzeitig die Möglichkeit, Kontakte
zwischen dem Großfürsten von Moskau und dem Hochmeister aufmerksam zu
beobachten, wenn nicht sogar unaufdringlich zu kontrollieren. So wundert es nicht,
dass sich Dietrich von Schönberg, der mehrere Sprachen, aber nicht Russisch beherrschte, schon zu einem frühen Zeitpunkt, als seine erste Gesandtschaftsreise
nach Moskau noch nicht einmal konkret in Planung war, Gedanken über die sprachliche Realisierung von Verhandlungen mit russischen Unterhändlern anstellte, da er
sich vermutlich nicht unbedingt von livländischen Dolmetschern abhängig machen
wollte30. Bei seiner ersten Reise nach Moskau im Frühjahr 1517 schien ihm nichts
Weiteres übrig geblieben zu sein, als auf die Dienste der Dolmetscher des Großfürsten zu vertrauen. In den Verhandlungen mit den verschiedenen Gesandten des
Deutschen Ordens, die zwischen 1517 und 1522 nach Moskau reisten, lassen sich
vor allem zwei russische Dolmetscher für Deutsch nachweisen, Vlas Ignat’ev und
Istoma Maly31. Im Zuge des sich rasch intensivierenden Gesandtschaftsverkehrs
zwischen Königsberg und Moskau kam Vasilij III. dem Hochmeister aber in der
Sprachenfrage entgegen, ab Herbst 1517 ließ er seinen russischen Schreiben eine
lateinische Übersetzung beilegen32. Nach Bündnisschluss griff der Hochmeister
28
29
30
31
32
S. hier das Schreiben Vasilijs III. an Hochmeister Albrecht vom 22. Mai 1515 (russisches Original nebst niederdeutscher Übersetzung GStA PK XX. HA OBA 20483, Druck der Übersetzung:
Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 85). K. Forstreuter, Die deutsche Sprache im auswärtigen Schriftverkehr des Ordenslandes und Herzogtums Preußen, in: Altpreußische Beiträge, Königsberg 1933,
Nachdruck: Hamburg 1994, S. 61−79, hier S. 75 f.
S. hier einen Bericht über eine solche Aktion im Frühjahr 1515 (GStA PK XX. HA OBA 20453).
Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 97, hier S. 253.
SIRIO 53, passim; zu Vlas Ignat’ev ferner T. B. Bulanina: „Vlas Ignatov (Ignat’ev)“, in:
Slovaŕ knižnikov i knižnosti drevnej Rusi. Vyp. 2 (Vtoraja polovina XIV−XVI v.), Bd. 1, hrsg.
von D. S. Lichačev, Leningrad 1988, S. 140 f. S. hier auch K. Rasmussen, The Muscovite Foreign
Policy Administration during the Reign of Vasilij III., 1515−1525, „Forschungen zur osteuropäischen Geschichte“ 1986, T. 38, S. 152−167.
Dieses Zugeständnis stellte den eigentlichen Erfolg der Mission Rabensteins dar, den der Hochmeister kurz nach Abschluss des Bündnisvertrages nach Moskau gesandt hatte, um Geld für die anzuwerbenden Söldner, aber eben auch die Umstellung der Korrespondenz auf Latein oder Deutsch
zu erbitten (GStA PK XX. HA OBA 21414, Bl. 6v; SIRIO 53, S. 37). Zu Übersetzungsproblemen
Forstreuter, Deutsche Sprache, S. 75 f.; idem, Russische Schreiber, S. 90 f.; zu Sprachen und Usancen im Schriftverkehr des Deutschen Ordens Forstreuter, Deutsche Sprache, sowie idem, Latein
und Deutsch im Deutschen Orden. Zur Frage einer Amtssprache, in: Studien zur Geschichte des
Preussenlandes. Festschrift für Erich Keyser zu seinem 70. Geburtstag dargebracht von Freunden
und Schülern, Marburg 1963, S. 373−391. Der Grund dafür, dass die Moskauer Seite hartnäckig an
der Praxis festhielt, stets russische Schreiben ins Ausland zu senden, war weniger der, dass man die
Schwierigkeiten nicht wahrgenommen hätte, die dies westlichen Kanzleien bereitete (z. B. Forstreu-
Gulden, Mark und „grivenki”
89
auch wieder auf livländische Dolmetscher und Übersetzer zurück, vereinbarte mit
Vasilij III. aber auch die Ausbildung eines eigenen Dolmetschers in Novgorod oder
Pskov33.
Das Thema „Geld“ im Rahmen der ersten Verhandlungen 1517:
Die Höhe der Subsidien
In den ersten Gesprächen zwischen Schönberg und den Unterhändlern des Moskauer Großfürsten ging es zunächst sehr allgemein um die Bedingungen, zu denen
ein Kriegsbündnis zwischen dem Hochmeister und dem Großfürsten geschlossen
werden sollte. Gleichfalls wurden erste Planungen für die Feldzüge des Hochmeisters gegen Polen und des Großfürsten gegen Litauen vorgenommen und Etappenziele definiert. Die Rückeroberung der Gebiete, die 1466 im Zweiten Thorner
Frieden vom Orden an Polen abgetreten worden waren, stellten dabei nur eines von
mehreren dar: Auf die zu erwartende Gegenwehr Polen-Litauens sollte mit einem
Feldzug gegen Krakau reagiert, eroberte Gebiete zwischen den Bündnispartnern
nach geographischen Erwägungen sowie noch später anzustellenden Überlegungen
aufgeteilt werden. Neben dem militärischen Beitrag von Seiten Moskaus wurde
ferner über Rüstungsfragen, die Bereitstellung von Artillerie und Munition sowie
über die Finanzierung des Krieges gesprochen34. Eine wichtige Rolle spielte hier
die Anwerbung von Söldnern, ohne die Krieg, insbesondere ein offensiver Feldzug
nicht denkbar war35. Schon in den ersten Gesprächen wurde deutlich, dass der Orden
gerade in diesem Punkt auf Zahlungen von Moskauer Seite rechnete, die zu leisten
der Großfürst im Prinzip auch bereit war. Allerdings wurde eine konkrete Summe
in den ersten Verhandlungen im Frühjahr 1517 offenbar nicht explizit genannt. Über
33
34
35
ter, Deutsche Sprache, S. 75 f.). Vielmehr scheint es um sehr prinzipielle Fragen der symbolischen
Kommunikation gegangen zu sein. Im Westen hatten solche Fragen in mündlichen und schriftlichen
Kommunikationssituationen im diplomatischen Verkehr zur Stärkung des Lateinischen geführt, das
niemandes Muttersprache war, zum kulturellen Erbe aller gehörte und ein enormes Prestige besaß
(Th. Haye, Die lateinische Sprache als Medium mündlicher Diplomatie, in: Gesandtschafts- und
Botenwesen im spätmittelalterlichen Europa, hrsg. von R. C. Schwinges, K. Wriedt, Sigmaringen
2003, S. 15−32, hier S. 18 ff., 25 ff.; zu Übersetzungen aus dem Posol’skij prikaz s. Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 269 f.; zu den sprachlichen Verhältnissen im Moskauer Staat Ch. J. Halperin,
The Russian and Slavonic Languages in Sixteenth-Century Muscovy, „The Slavonic and East European Review“ 2007, T. 85, Nr. 1, S. 1−24.
Forstreuter, Russische Schreiber, S. 90; SIRIO 53, S. 96, 100, 107, 121.
Über den Gang der Verhandlungen s. Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 127, 128 sowie SIRIO 53,
S. 9−19; ferner Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 174 ff.
Zum Zustand des Militärwesens im Ordensland Preußen zu Beginn des 16. ����������������������
Jahrhunderts s. M. Biskup, „Wojna pruska“ czyli wojna Polski z zakonem krzyżackim z lat 1519−1521: u źródeł sekularyzacji Prus Krzyżackich. Część II, Olsztyn 1991, S. 55 ff.
90
Maike Sach
die veranschlagte Zahl der Söldner in den Kriegsplanungen lässt sich die Höhe der
Subsidien jedoch näher bestimmen.
Als Rechnungsgrundlage war von Schönberg die Anwerbung von 10 000 Fußsoldaten und 2000 Reitern angesetzt worden, die nach „deutschem Brauch“ aus
Mitteln des Großfürsten besoldet werden und unter dem Oberbefehl des Hochmeisters stehen sollten36. Der „deutsche Brauch“ wurde von Schönberg während
seines ersten Aufenthaltes in Moskau nirgends weiter erläutert, er scheint für ihn zu
selbstverständlich gewesen zu sein, um ihn eigens auszuführen. Wenn er dies mündlich getan haben sollte, so hat diese, für die Berechnung der Zahlungen eigentlich
zentrale Information keinen Niederschlag in den Notizen gefunden, die anlässlich
der Verhandlungen im März 1517 angefertigt und neben den ausgetauschten Dokumenten und Entwürfen in das relevante Gesandtschaftsbuch37 übertragen wurden.
Über die Gründe lässt sich nur spekulieren, vielleicht wurde die Bedeutung dieser
Daten erst später erkannt: So hatte Schönberg zu diesem Zeitpunkt die Transportkosten für Geschütze und Munition, die monatlich auf drei rheinische Gulden pro
Zugpferd sowie vier rheinische Gulden für jede Person der Mannschaft veranschlagt
wurden, explizit erwähnt; ebenfalls eigens ausgeführt wurden die Modalitäten der
Musterung der Söldner38. Gerade diese kurze Passage des Schönbergschen Papiers
wurde offenbar nicht für die posol’skaja kniga übersetzt, die dort angeschnittenen
Fragen der Transportkosten, Musterung und Truppenschau scheinen aus Moskauer
Perspektive nicht wichtig gewesen zu sein.
Der „deutsche Brauch“ als Besoldungsgrundlage für die anzuwerbenden Truppen
sollte schließlich erst einige Monate nach dem Abschluss des Bündnisses eindeutig
definiert werden: In einem Brief des Hochmeisters an den Großfürsten, den der
Hofmarschall und Ordensgesandte Melchior von Rabenstein im August 1517 überbrachte, wurden vier rheinische Gulden monatlich für einfache Kriegsknechte und
zehn rheinische Gulden für Reiter inklusive ihrer Pferde als Sold angesetzt39. Ihre
Bestätigung finden diese Daten in anderen Dokumenten aus dem Ordensarchiv:
36
37
38
39
Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 128; SIRIO 53, S. 15 ff. In einer früheren Verhandlungsrunde hatte
Schönberg die Zahl von 30 000 bis 40 000 Reitern für einen sofortigen Eintritt des Hochmeisters
und des Ordens in die gerade virulente Auseinandersetzung des Großfürsten mit Litauen genannt,
die aber wohl aus verhandlungstaktischen Gründen bewusst hoch angesetzt war (Joachim, Politik,
Bd. 1, Nr. 127, S. 294; SIRIO 53, S. 9).
Die diplomatischen Beziehungen des Großfürstentums Moskau wurden sorgfältig dokumentiert. Zu Gesandtschaftsbüchern, den posol’skie knigi, den Materialien, die aufgenommen wurden, und dem Verfahren, welches bei ihrer Zusammenstellung Anwendung fand, s. vor allem
N. M. Rogožin, Posol’skie knigi Rossii konca XV − načala XVII vv., Moskva 1994; Rasmussen,
The Muscovite Foreign Policy Administration, S. 154.
Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 128, S. 297 f .
GStA PK XX. HA OBA 21414, Bl. 1v; SIRIO 53, S. 35 ff.; unter falschem Datum in: Sobranie
gosudarstvennych gramot i dogovorov chranjaščiesja v gosudarstvennoj kollegii inostrannych
děl, T. 5. Moskva 1894 [weiter: SGGD 5], Nr. 74.
Gulden, Mark und „grivenki”
91
Nach einer Berechnung, die Schönberg in einem seiner frühen Kriegspläne anstellte,
wurde für die Besoldung von 3000 einfachen Kriegsknechten auf acht Monate die
Summe von 94 000 rheinischen Gulden veranschlagt. Dies entspricht pro Mann
einem monatlichen Sold von 3,9 rheinischen Gulden40. Bemerkenswert ist in diesem
Zusammenhang, dass die Berechnungen von vornherein nicht auf dem preußischen
Münzsystem basierten41, sondern auf der Grundlage des überregional geltenden und
allgemein als Wertmaßstab anerkannten rheinischen Gulden angestellt wurden, der
sich auch zum Orientierungspunkt für die Bemessung der jeweiligen Kurse jeglicher
Silbermünzen entwickelt hatte42. Für 2000 Reiter und 10 000 Fußknechte, die auf
Kosten des Großfürsten angeworben werden sollten, waren also nach „deutschem
Brauch“ insgesamt 60 000 rheinische Gulden monatlich anzusetzen.
Das Problem des Zahlungstermins
Die Zusicherung von Subsidien war ein wichtiges Zugeständnis des Großfürsten
an den Hochmeister. Angesichts der schlechten materiellen Lage des Deutschen Ordens in Preußen war neben der Höhe der Hilfsgelder die Frage des Zahlungstermins
ebenfalls nicht unwesentlich für den Erfolg oder Misserfolg des von beiden Seiten
gewünschten Krieges gegen Polen-Litauen. Schönberg selbst hatte den Fälligkeitstermin für die versprochenen Gelder im März 1517 folgendermaßen umschrieben:
„Quum itaque magister bello suo finem imponere decreverit“43, zu Deutsch: „wenn
also der Hochmeister beschließen wird, seinen Krieg zu beenden“. Diese Formulierung wurde von den Übersetzern im Posol’skij prikaz mit „i kakъ magisterъ valki
svoj konecъ učiniti umyslitъ“44 durchaus zutreffend übertragen. In der Vergangenheit bot sie allerdings auch Anlass zu unterschiedlichen Interpretationen: Erich
Joachim, der Herausgeber der relevanten Aktenstücke aus dem Ordensarchiv, schlug
in seiner ausführlichen Einleitung der Aktenpublikation die Übersetzung „wenn er
seine Kriegsrüstungen beendet haben werde“ vor45. Dass eine solche Übertragung
eine Überinterpretation der fraglichen Stelle sei, merkte bereits Hans Uebersberger
40
41
42
43
44
45
Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 121, S. 287.
Hierzu u. a. E. Waschinski, Die Münz- und Währungspolitik des Deutschen Ordens in Preußen, ihre
historischen Probleme und seltenen Gepräge, Göttingen 1952; M. Dygo, Die Münzpolitik des Deutschen Ordens in Preußen in der ersten Hälfte des 15. Jahrhunderts, Warschau 1987; O. Volckart,
Die Münzpolitik im Ordensland und Herzogtum Preußen von 1370 bis 1550, Wiesbaden 1996.
W. Trapp, Kleines Handbuch der Münzkunde und des Geldwesens in Deutschland, Köln 2005,
S. 72 f.; M. North, Floren (Gulden), in: Von Aktie bis Zoll, S. 114 f.; B. Kluge, Geld im Mittelalter – Numismatische Einführung, in: Geld im Mittelalter. Wahrnehmung – Bewertung – Symbolik,
hrsg. von K. Grubmüller, M. Stock, Darmstadt 2005, S. 18−33, hier S. 25 f.
Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 128, S. 297.
SIRIO 53, S. 16.
Joachim, Politik, Bd. 1, Einleitung, S. 141.
92
Maike Sach
zu Recht an46. Uebersberger entging jedoch, dass die ursprüngliche Formulierung
durchaus Interpretationsspielraum zuließ: Der Entschluss des Hochmeisters, den
Krieg zu beenden, sowie die Benachrichtigung des Großfürsten über dieses Faktum
zwecks Auslösung der Zahlungen, musste nicht zwangsläufig bedeuten, dass er das
Ziel der ersten Kriegsphase auch erreicht hatte. Nur vor diesem Hintergrund wird
verständlich, warum die russische Seite als Vorbedingung für die Auszahlung der
versprochenen Mittel auf der Eroberung der 1466 an die polnische Krone gefallenen
Gebiete beharrte47. Für den Großfürsten und seine Unterhändler wird dies eine
Sicherungsstrategie gewesen sein, um – wie Aleksandr A. Zimin sicher zutreffend
vermutet hat – etwaigem Missbrauch der Subsidien durch den Hochmeister und
den Deutschen Orden gleich im Vorfeld zu begegnen48. Verständnis für eine solche
Haltung des Großfürsten, der „[…] sich die Kreditwürdigkeit dieses Partners erst
genauer ansehen wollte“, zeigte auch Kurt Forstreuter49.
Weitere Vereinbarungen über den Zahlungszeitpunkt wurden während der ersten
Gesandtschaft Schönbergs nach Moskau nicht getroffen. Das Thema sollte jedoch
bald wieder auf der Tagesordnung stehen.
Aspekte der praktischen Abwicklung der Zahlungen
und Auszahlungen von Geldern
Neben der Höhe und dem Zahlungstermin bestand gleichfalls Klärungsbedarf
in der Frage der konkreten Durchführung der vereinbarten Subsidienzahlung. Dies
um so mehr, als man den notwendigen Transfer der Summe eigens organisieren
musste und man nicht von der Möglichkeit bargeldloser Operationen ausgehen
kann, die einige Fürsten und große Handelshäuser im übrigen Europa bereits im
späten Mittelalter über weitreichende Kontakte und teilweise auch weitgestreute
Besitztümer und Einkünfte durch entsprechende Anweisungen (Assignationen)
realisieren konnten50. Auf Seiten des Ordens lassen sich für frühere Perioden immerhin Geldüberweisungen nachweisen, die an die Kurie gingen und bei deren
Abwicklung wirtschaftliche Verbindungen von großen Handels- und Bankhäusern
genutzt werden konnten51. Vergleichbare infrastrukturelle Voraussetzungen waren
46
47
48
49
50
51
H. Uebersberger, Österreich und Russland seit dem Ende des 15. Jahrhunderts, Wien 1906, Nachdruck: Nendeln 1969, S. 147.
SIRIO 53, S. 18.
Zimin, Rossija, S. 179.
Forstreuter, Preußen und Rußland, S. 83.
R. Sprandel, Das mittelalterliche Zahlungssystem. Nach hansisch-nordischen Quellen des 13.−15.
Jahrhunderts, Stuttgart 1975, hier S. 43 ff.
Seit dem 15. Jahrhundert hatten sich die Voraussetzungen im Orden allerdings deutlich geändert:
Seine wirtschaftliche Situation hatte sich verschlechtert, außerdem war kaufmännisches Wissen in
den Reihen der Ordensmitglieder verloren gegangen. Dies mag u. a. an der Aufnahmepraxis des
Gulden, Mark und „grivenki”
93
im Falle einer geplanten Zahlung aus Moskau an den Orden jedoch einfach nicht
vorhanden. Zu den Blütezeiten des russischen Hansehandels bis zur Schließung des
Novgoroder Hansekontors (1494) war in der Regel bar oder mit Naturalien gezahlt
worden52. Geldverleih im innerrussischen Kontext wurde durch Akteure in Stadt und
Land zwar schon früh betrieben, doch die ersten Gründungen von Banken fanden
erst im 18. Jahrhundert statt53.
Vor diesem Hintergrund war nur an eine Barzahlung zu denken, für die Schönberg folgendes Procedere vorschlug:
Dominus Imperator54 [Vasilij III.] ordinabit certam summam marcarum argenti in
Prussiam pro cussione monete et ille nunctius qui jam in Prussiam vergit concordabit
cum domino magistro de valore deque imaginibus armis et sub­scripcione nominis
eciam de cautela quod dicte pecunie semper sint in pote­state domini Imperatoris55.
Von russischer Seite gab es offenbar keine Einwände gegen diese Vorschläge.
Eine Zahlung von Geldern in ungeprägtem Silber war dabei keineswegs ungewöhnlich: Im Rahmen des Handels russischer Kaufleute mit dem Westen war Silber schon
seit langem sowohl Ware als auch Zahlungsmittel, wobei es keine Rolle spielte, ob
es geprägt oder ungeprägt war56. Um eine Auszahlung der Subsidien an noch anzu-
52
53
54
55
56
Ordens gelegen haben, der Angehörige aus dem deutschen Adel bevorzugte. Diese brachten ihre
Vorstellungen von einem adligen Lebensstil mit, die für sie auch nach der Aufnahme in den Orden
weiterhin Orientierungspunkt blieben und den Erwerb kaufmännischer Fertigkeiten sicher nicht
gefördert haben. Dazu: K. Militzer, Geldüberweisungen des Deutschen Ordens an die Kurie, in:
Der hansische Sonderweg? Beiträge zur Sozial- und Wirtschaftsgeschichte der Hanse, hrsg. von
S. Jenks, M. North, Köln 1993, S. 31−49; zu den Verhältnissen in Italien G. Felloni, Kredit und
Banken in Italien, 15.−17. Jahrhundert, in: Kredit im spätmittelalterlichen und frühneuzeitlichen
Europa, hrsg. von M. North, Köln 1991, S. 9−23.
Sprandel, Das mittelalterliche Zahlungssystem, S. 112 ff.
S. J. Borovoj, Kredit i banki Rossii (seredina XVII. v − 1861 g.), Moskva 1958, S. 44 f.; K. Heller, Russische Wirtschafts- und Sozialgeschichte. Bd. 1: Die Kiever und die Moskauer Periode
(9.−17. Jahrhundert), Darmstadt 1987.
Zum hier nicht weiter interessierenden Gebrauch des Imperatoren − bzw. Kaisertitels s. Sach,
Hochmeister und Großfürst, S. 141 ff., 209 f. u. 267.
Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 128, S. 298; die zeitgenössische, im Wesentlichen zutreffende russische Übersetzung in: SIRIO 53, S. 17.
L. K. Goetz, Deutsch-Russische Handelsgeschichte des Mittelalters, Lübeck 1922, S. 329 ff. Geprägtes oder ungeprägtes Edelmetall wurde während des Mittelalters auch im übrigen Ostseeraum und darüber hinaus weitgehend gleich bewertet (R. Sprandel, Zahlungsströme im hansischnordischen Raum, in: Coinage and Monetary Circulation in the Baltic Area c. 1350−c. 1500,
hrsg. von J. S. Jensen. København 1982, S. 30−47, hier S. 32, ferner Kluge, Geld im Mittelalter,
S. 21). In welchen Formen Edelmetalle nach Livland und Rußland eingeführt wurden, offenbaren
Listen, in denen die Ladungen havarierter Schiffe aufgeführt wurden (s. hier die Arbeiten von
Michael North, der auf dieser Quellenbasis Aussagen zu Handelsbilanzen zu treffen versuchte:
idem, Geldumlauf und Wirtschaftskonjunktur im südlichen Ostseeraum an der Wende zur Neuzeit (1440−1570). Untersuchungen zur Wirtschaftsgeschichte am Beispiel des Großen Lübecker
Münzschatzes, der norddeutschen Münzfunde und der schriftlichen Überlieferung, Sigmaringen
1990, S. 144 ff.; idem, Bilanzen und Edelmetall im hansischen Rußlandhandel, in: Zwischen
94
Maike Sach
werbende Söldner zu erleichtern, musste das Silber ausgeprägt werden. Dies sollte
durch den Deutschen Orden geschehen, der traditionell eigene Münzen ausgab.
Bemerkenswert in diesem Kontext ist, dass hier offenbar an eine Münzgemeinschaft
des Hochmeisters und des Großfürsten gedacht war, wie die in Aussicht gestellten
Festlegungen zu Wertigkeit, Münzbild und Umschrift nahelegen.
Münzgemeinschaften waren vor allem im Reich ein vertrautes Phänomen: Seit
dem Spätmittelalter – auch als Folge einer fehlenden zentralen Ordnungsmacht –
hatten verschiedene Fürsten, Grafen und Städte auf freiwilliger Basis vereinbart, in
ihren jeweiligen Münzstätten gemäß verabredeter Normen Geld mit einheitlichen
Münzbildern zu prägen. Das Ergebnis waren wechselseitig akzeptierte Münzsorten
und damit die Schaffung regionaler Währungszonen. Dabei kam es auch vor, dass
nur einer der Münzherren die gemeinsame Münze in seinen Münzstätten schlagen
ließ. Gemeinschaftsprägungen waren im Reich ein gängiges geldpolitisches Instrument. Besondere überregionale Bedeutung erlangte der bereits erwähnte rheinische
Gulden, der sich als Gemeinschaftsprägung der Kurfürsten aus dem 14. Jahrhundert
zur Leitmünze im Reich entwickelt hatte57.
Vergleichbare Dimensionen hatte Albrecht von Brandenburg sicher nicht im
Sinn, als er im Frühjahr 1517 dem Großfürsten durch Dietrich von Schönberg eine
Münzgemeinschaft für die Prägung und Auszahlung der grundsätzlich zugesagten
Subsidien vorschlagen ließ. Als bloßes, offenbar keiner weiteren Begründung oder
Erläuterung bedürfendes Faktum erwähnte er die fragliche Münzgemeinschaft knapp
in einem Brief aus dem Juli 1518 an den Kurfürsten Joachim I. von Brandenburg:
„er [Vasilij III.] hat sich auch mit uns ainer monz verainigt, damit die bezalung
in Preussen und in der Muschkaw vergleicht [...]“58. Die Worte des Hochmeisters
verwiesen auf den konkreten Zweck und implizit auf den historischen Ursprung
von Münzvereinigungen, zur geplanten Dauer dieser gemeinsam verantworteten
Prägetätigkeit verraten sie jedoch ebenso wenig wie die überlieferten Verhandlungsprotokolle und Gesandtschaftsunterlagen. Vermutlich wird allenfalls an eine
temporäre gemeinsame Prägung gedacht worden sein, die mit dem Ende des geplanten Krieges ihre raison d’être verloren haben würde.
Das Problem der äußeren Gestaltung der gemeinschaftlichen Münze trieb die
Verbündeten offenbar nicht in gleicher Weise um. Ein gemeinsames Münzbild war
bei Münzgemeinschaften nicht ungewöhnlich59. Ungeachtet der Möglichkeiten, über
57
58
59
Christianisierung und Europäisierung. Beiträge zur Geschichte Osteuropas in Mittelalter und
früher Neuzeit. Festschrift für Peter Nitsche zum 65. Geburtstag, hrsg. von E. Hübner, E. Klug,
J. Kusber, Stuttgart 1998, S. 415−422).
A. Luschin von Ebengreuth, Allgemeine Münzkunde und Geschichte des Mittelalters und der
neueren Zeit, München, 2. Aufl. Berlin 1926, S. 288 ff.; K. Schneider, Münzvereine, in: Von Aktie
bis Zoll, S. 270 f.; M. North, Floren (Gulden), S. 114 f.
Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 26, S. 190.
Luschin von Ebengreuth, Münzkunde, S. 290.
Gulden, Mark und „grivenki”
95
passende Umschriften oder Bildmotive für die eigenen Ziele und Ansprüche auf
Münzen Propaganda zu machen, von denen einige russische Fürsten in der Vergangenheit ebenfalls Gebrauch gemacht hatten60, räumte der Hochmeister dem Großfürsten im Rahmen einer Münzgemeinschaft aber keine besonderen Zugeständnisse
ein: Die gewählten Umschriften oder Embleme mussten gerade bei Gemeinschaftsprägungen nicht zwangsläufig politische Bedeutung besitzen61. Der russischen Seite
mag diese Frage angesichts der Währungsverhältnisse im Moskauer Staat nicht
besonders wichtig erschienen sein. Über diese liegt mit den Rerum Moscoviticarum
commentarii (1549) des Habsburgischen Diplomaten Sigismund von Herberstein
ein zeitgenössisches westliches Zeugnis vor, in das vielfältige Nachrichten Eingang
fanden, die der Autor während seines langen Moskauaufenthaltes im Jahre 1517
zusammengetragen und einige Jahre nach seiner zweiten Gesandtschaftsreise im
Jahre 1526 für die Niederschrift seines Berichtes verwandt hatte62. Herberstein
hatte aufmerksam registriert, dass auf dem Gebiet des Moskauer Staates mehrere
Münzsysteme nebeneinander Geltung besaßen63, er präsentierte die Relationen der
einzelnen Münzsorten zueinander und beschrieb auch die Gestalt einiger Münzen
und ihr Verhältnis zum ungarischen Gulden64, Das ursprüngliche Moskauer Münzsystem hatte sich im Zuge der Vereinigung der nordostrussischen Fürstentümer zwar
zusammen mit den Moskauer Oberherrschaftsansprüchen durchgesetzt. Münzen aus
den alten Groß- und Teilfürstentümern, teils von variierendem Gewicht, befanden
sich aber weiterhin im Umlauf. In der Praxis standen insbesondere das Novgoroder
60
61
62
63
64
Th. S. Noonan, Forging a National Identity: Monetary Politics during the Reign of Vasilii
I (1389−1425), in: Culture and Identity in Muscovy, 1359−1584, hrsg. von A. M. Kleimola,
G. D. Lenhoff, Moskau 1997, S. 494−529, hier S. 516 ff.
Luschin von Ebengreuth, Münzkunde, S. 57 f.; methodologische Erwägungen zur Nutzung von
Münzbildern zu Propagandazwecken bei P. Schmidt, Mittelalterliche Münzen und Herrscherporträt. Probleme der Bildnisforschung, in: Geld im Mittelalter. Wahrnehmung – Bewertung – Symbolik, S. 52−90, hier S. 58 f.
A. L. Choroškevič, Die Quellen Herbersteins und die Moscovia als Quelle zur politischen, Sozial- und Wirtschaftsgeschichte der Ruś im ersten Viertel des 16. Jahrhunderts, in: Siegmund
von Herberstein, S. 179−243; s. ferner die Beiträge in: 450. Jahre Sigismund von Herbersteins
„Rerum Moscoviticarum commentarii“. 1549−1999. Jubiläumsvorträge, hrsg. von F. Kämpfer,
R. Frötschner, Wiesbaden 2002.
Herberstein unterschied Moskauer, Novgoroder, Tverer und Pskover Münzen (S. von Herberstein:
Rerum Moscoviticarum Commentarii [...]. Basileae 1571, Nachdruck: Frankfurt/M. 1964, S. 56).
Dieser lief auch im Moskauer Staat um (I. G. Spasskij, Russkaja monetnaja sistema. Istorikonumizmatičeskij očerk, Leningrad 1970, S. 108 f.). Ebenda findet sich auch eine Beschreibung
und Abbildung einer um 1480 von Ivan III. nach dem Muster des Ungarischen Guldens geprägten
Goldmünze. Der Wunsch nach möglichst getreuer Nachbildung führte offenbar zur Übernahme
des ungarischen Wappens ins Münzbild bei gleichzeitiger Nennung der Namen des Großfürsten
und seines Sohnes Ivan Ivanovič Molodoj in der Umschrift. Zum Auftauchen westlicher (Gold-)
Münzen in russischen Fürstentümern ferner V. M. Potin, Zolotye zapadnye monety na territorii
russkogo gosudarstva XIV−XVII vekov, in: Russkaja numizmatika XI−XX vekov. Materialy i issledovanija, hrsg. von V. M. Potin, Leningrad 1979, S. 5−28.
96
Maike Sach
und Pskover sowie das Moskauer Münzsystem nebeneinander, was zwangsläufig
zu einer doppelten Münzrechnung führte, da die Moskauer Gepräge nur etwa die
Hälfte der jeweiligen Münzen aus den beiden anderen Städten wogen. Zu einer
Münzreform, die die Systeme vereinheitlichte und den durch diese Zustände begünstigten Manipulationen ein Ende setzte, sollte es erst nach dem Tode Vasilijs III.
unter der Regentschaft Elena Glinskajas für den minderjährigen Ivan IV. Groznyj
kommen65. Vor diesem Hintergrund erstaunt es nicht besonders, dass sich keine weiteren Vereinbarungen oder auch nur Stellungnahmen von Seiten der großfürstlichen
Unterhändler zum Problem von Münzbild und Umschrift erhalten haben, welches
von Ordensseite aufgeworfen worden war. Das Thema wurde erneut, offenbar zum
letzten Mal und wiederum, ohne weitere Resonanz hervorzurufen, in dem bereits
mehrfach erwähnten Brief des Hochmeisters an Vasilij III. aufgegriffen, den Melchior von Rabenstein im August 1517 überbrachte66. Von den preußischen Münzen,
die nach dem Bündnisschluss im Jahre 1517 und während des Krieges mit Polen
1519−1521 auch aus russischem Silber geschlagen wurden, haben sich einige wenige erhalten und sind infolge ihrer Seltenheit bereits in älterer Literatur ausführlich
beschrieben worden. Die äußere Gestalt dieser Gepräge wie auch die gewählten
Umschriften lassen keine Einflussnahme von Moskauer Seite erkennen67.
Eine Prägung von Hilfsgeldern aus russischem Silber im Ordensland warf nicht
nur die Frage nach ihrer äußeren Gestaltung auf, sondern vor allem auch danach,
wem die Kontrolle über die Gelder obliegen sollte. Gemäß dem Vorschlag Schönbergs sollte diese der Großfürst durch einen Gesandten ausüben können. Zusammen
mit diesem Gesandten sollte auch der „Wert“ (valor) der zu prägenden Münzen
festgelegt werden68. Ob es sich bei diesem valor um den valor extrinsecus, dem
äußeren (nominalen) Münzwert, handeln sollte oder um den valor intrinsecus, den
Feingehalt der Münze, geht aus der relevanten, bereits oben vollständig zitierten
Quellenpassage nicht hervor. Gespräche über den Münzfuß, der der Prägetätigkeit
zugrunde gelegt werden sollte, fanden im Rahmen der ersten Gesandtschaftsreise
Schönbergs nach Moskau offenbar nicht statt.
65
66
67
68
J. Kulischer, Russische Wirtschaftsgeschichte, Bd. 1. Jena 1925, S. 369 ff.; G. B. Fedorov, Unifikacija russkoj monetnoj sistemy i ukaz 1535 g., „Izvestija Akademija nauk SSSR. Serija istorii i filosofii” 1950, T. 7, Nr. 6, S. 547−558; Spasskij, Russkaja monetnaja sistema, S. 111 ff.;
E. I. Kamenceva, N. V. Ustjugov, Russkaja metrologija, Moskva 1975, S. 170 f.; zur Regentschaft
der Großfürstin H. Rüss, Elena Vasil’evna Glinskaja, „Jahrbücher für Geschichte Osteuropas
N. F.“ 1971, T. 19, S. 481−498, hier S. 494; Heller, Russische Wirtschafts- und Sozialgeschichte,
S. 217.
GStA PK XX. HA OBA 21414, Bl. 1v−2r, hier 1v; SIRIO 53, S. 36; unter falschem Datum in
SGGD 5, Nr. 74.
F. A. Voßberg, Geschichte der Preußischen Münzen und Siegel von frühester Zeit bis zum Ende
der Herrschaft des Deutschen Ordens, Berlin 1843, S. 196 ff., insbesondere S. 199 ff., ferner
Waschinski, Münz- und Währungspolitik, S. 165 ff. sowie Bildanhang, Tafel 2−5.
Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 128, S. 298; SIRIO 53, S. 17.
Gulden, Mark und „grivenki”
97
Erste Präzisierungen und Versuche zur Modifikation von Klauseln
und Absprachen
Die Gespräche über die Subsidien waren im März 1517 noch sehr allgemein
geblieben, der Schluss des Bündnisses hatte Vorrang vor allem anderen gehabt.
Doch schon bald wuchs das Bedürfnis auf der Seite des Ordens, die Vereinbarungen
gemäß den eigenen – finanziellen − Bedürfnissen zu modifizieren. Ein wichtiges
Zeugnis dafür ist der Brief des Hochmeisters an den Großfürsten, den Rabenstein
anlässlich seiner Gesandtschaft an den großfürstlichen Hof im August 1517 überbrachte und in dem der „deutsche Brauch“ als Besoldungsgrundlage zum ersten
Mal in der Korrespondenz der Bündnispartner definiert worden war69. In diesem
Schreiben versprach der Hochmeister dem Großfürsten, an den von Maximilian I.
für den Oktober geplanten Verhandlungen zur Vermittlung eines Friedens zwischen
ihm und Zygmunt Stary von Polen-Litauen nicht teilnehmen zu wollen. Es sei
ferner nicht nötig, zunächst sämtliche ursprünglich dem Orden gehörende Gebiete
zurückzuerobern, wie in den Verhandlungen im März von Moskauer Seite ausdrücklich gefordert und auch vom Hochmeister im Rahmen der Beeidigung des
Bündnisvertrages Anfang Juni in Memel auch bestätigt70. Vielmehr sei es völlig
ausreichend, nur die wichtigsten Gebiete zu erobern, der Rest würde dem Orden
dann schon von allein wieder zufallen. Der Hochmeister wolle sich aber nicht
gezwungen sehen, aus Geldmangel die bereits angeworbenen Söldner bald wieder
entlassen zu müssen. Daher schlug er vor, für ihre Bezahlung sowie für die Finanzierung von Artillerie möglichst schnell 50 000 Mark reines Silber nach Pskov zu
senden. Von dort aus sollte es bei Kriegsbeginn nach Königsberg transportiert und
unter den oben bereits zitierten Bedingungen verprägt werden. Die Wertrelation des
rheinischen Guldens zu der neuen preußischen Groschenprägung sollte gemäß den
Vorschlägen des Hochmeisters 1:20 betragen. Die Kontrolle über das Geld, über
dessen Verwendung die Ordensseite genau Rechenschaft abzulegen habe, sollte bei
den Gesandten des Großfürsten verbleiben71.
Dass die in Aussicht genommene gemeinsame Prägung damit zumindest theoretisch einen deutlich höheren Kurswert besitzen sollte als die bisherigen zeitgenössischen Groschenprägungen im Ordensland Preußen − Emil Waschinski hatte für das
Jahr 1510 ein Verhältnis zwischen rheinischem Gulden und preußischen Groschen
von 1:30, für das Kriegsjahr 1520 gar ein Verhältnis von 1:35 ermittelt72 − wurde dem
69
70
71
72
GStA PK XX. HA OBA 21414, Bl. 1r−2r, hier Bl. 1v; SIRIO 53, S. 35 ff , hier S. 36.
GStA PK XX. HA OBA 21375, 21376.
GStA PK XX. HA OBA 21414, Bl. 1r−2r; SIRIO 53, S. 35 ff.
Waschinski, Münz- und Währungspolitik, S. 243 (s. auch die Daten aus der Königsberger Chronik
des Johannes Freiberg in: Scriptores rerum Prussicarum. Die Geschichtsquellen der preußischen
98
Maike Sach
russischen Bündnispartner in dem besagten Brief nicht mitgeteilt. Die Festlegung der
Wertrelation auf 1:20 darf nicht vorschnell als Wunsch der Ordensleitung interpretiert
werden, eine möglichst solide Münze zu prägen. Ein hoher Kurs bzw. ein Zwangskurs,
bei dem Nennwert der zu prägenden Münze im Verhältnis zu anderen Münzsorten
über ihrem Metallwert lag, konnte wenigstens eine Zeitlang zu hohen Münzgewinnen
führen73, auf die von Seiten der Ordensleitung − so mag man angesichts der wirtschaftlichen und finanziellen Lage des Ordens unterstellen − spekuliert worden sein
könnte. Zusätzlichen Spielraum für zumindest zeitweiligen Gewinn bis zur nächsten
Münzverschlechterung bot auch der Münzfuß. Vermöge dieses Parameters legte der
Münzherr fest, wie viele Münzen aus einer Gewichtseinheit Metall geprägt werden
sollten sowie dessen Legierung. Der Münzherr, der das Feingewicht seiner Münzen
bei Beibehaltung des Nennwerts reduzierte, konnte ebenfalls die Einnahmen aus der
in seiner Hoheit liegenden Prägetätigkeit erhöhen74. Zum Münzfuß, zu dem sich der
Hochmeister hinsichtlich des gemeinsam festzulegenden valor der gemeinsamen
Münzprägung hatte äußern können und angesichts der Zusagen Schönbergs gegenüber
den russischen Verhandlungspartnern wohl auch hätte äußern müssen, fanden sich in
dem zitierten Brief keine Angaben. Auch hier könnte man unterstellen, dass entsprechende Festlegungen dem Hochmeister offenbar weitere Einkünfte bescheren und der
Finanzierung seiner (Rüstung)Ausgaben dienen sollten. Solche Erwägungen und
Entscheidungen stellten verbreitete finanzpolitische Tricks zeitgenössischer Kriegsfinanzierung dar75. Der Hochmeister war allerdings geneigt, diese Kniffe über das
übliche, wirtschaftlich gerade noch vertretbare Maß anzuwenden, was schließlich
zur Zerrüttung der Währung im Ordenland Preußen führte. Die Forschungen von
Oliver Volckart zur Münzpolitik des Deutschen Ordens zeigen dies klar76. Aufgrund
der Analyse der Klauseln von Dienstverträgen von Münzmeistern in diesem Zeitraum
spricht Volckart sogar von einer „Aufforderung zur amtlichen Falschmünzerei, deren
Erträge der Landesherrschaft unmittelbar zugute kommen sollten“77.
Not macht erfinderisch und so war dem Hochmeister sehr daran gelegen gewesen, dem Großfürsten eine den finanziellen Bedürfnissen und Interessen des
Ordens dienlichere Auslegung der Vereinbarungen vortragen zu lassen. Auf die
Interpretation der Abmachungen bezüglich des Zahlungstermins, auf Vorschläge
73
74
75
76
77
Vorzeit, Bd. 6, red. W. Hubatsch, U. Arnold, Frankfurt/M. 1968, S. 356−538, hier S. 489 ff.).
Luschin von Ebengreuth, Münzkunde, S. 223 f.
J. H. Munro, Schlagschatz, in: Von Aktie bis Zoll, S. 357.
M. North, Kriegsfinanzierung, S. 198 f.; zu Problemen der Kriegsfinanzierung und dem Zusammenhang zwischen Finanzpolitik und Kriegswesen s. G. Parker, Die militärische Revolution.
Die Kriegskunst und der Aufstieg des Westens 1500−1800, Frankfurt/M., New York 1990, S. 86
ff.; M. Stolleis, Pecunia nervus rerum. Zur Staatsfinanzierung in der frühen Neuzeit, Frankfurt/M.
1983, S. 68 ff.
Volckart, Münzpolitik, S. 239 ff.
Ibidem, S. 240. Der in diesem Kontext aufschlussreiche Dienstvertrag mit dem Münzmeister Hans
Schmittermeier ist von Volckart als Quelle Nr. 9 im Anhang der zitierten Arbeit ediert worden.
Gulden, Mark und „grivenki”
99
für das weitere Verfahren sowie konkrete Geldwünsche, erhielt der Ordensgesandte
Rabenstein im September 1517 zum Ende seiner Moskauer Gesandtschaftsreise jedoch eine kühle Antwort, in der die russische Seite auf den ursprünglichen Klauseln
und ihre zurückhaltende Interpretation beharrte:
Sit Alberto generali magistro principi Pruscie bene notum, quod nos in nostris dominiis omnibus habemus nostrum thezaurum, etiam in nostro patrimonio in Pleschovia
thezaurum nostrum habemus. et sicut nos in / commissione magistro cum suo familiari Theodorico dedimus, quod nos graciam et adjutorium atque defensionem
sibi volumus facere a nostro inimico quantum nobis deus adjuvabit. et postquam
ipse recuperabit suas civitates terre Pruscie quas tenet inique rex Polonie et si ibit
ad Cracoviam, tunc nos sibi subsidium cum nostro thezauro faceremus, sed etiam et
nunc thezaurum nostrum in Pleschovia paratum habemus78.
Mark und „grivenki“
Neben der ersten Nennung einer konkreten Summe in Höhe von 50 000 Mark
Silber, die als Hilfsgeld vom Großfürsten zur Verfügung gestellt werden sollte, sowie
der geplanten Wertrelation zum rheinischen Gulden fanden sich keine weiteren Angaben in dem bereits erwähnten Schreiben des Hochmeisters vom Sommer 1517.
Da es wie alle Dokumente übersetzt werden musste, ergab sich die Notwendigkeit, Maßeinheiten zu übertragen. In diesem Brief fand sich die Maßangabe marca
(„quinquaginta milia marcas argenti“79), für die in der russischen Übersetzung der
Begriff grivenka, im Plural grivenki80, verwandt wurde. Während der Verhandlungen
Schönbergs im Rahmen seiner ersten Gesandtschaftsreise nach Moskau im März
1517 war „certam summam marcarum argenti“81 mit der Fügung „izvěsnoe sobranie
srebra“82 übertragen worden, was man als „eine bestimmte Summe Silber“ übersetzen könnte. Für die Maßangabe marca war kein Äquivalent gesetzt worden, ob
aus Flüchtigkeit oder aus Bedacht, lässt sich nicht mehr entscheiden. Einige Monate
später, im Sommer 1517, wurde nun auf den ersten Blick sehr selbstverständlich
die Angabe marcae mit grivenki übertragen und damit implizit gleichsetzt, wie es
in verschiedenen Handelsverträgen zwischen westlichen und russischen Partnern
in der Vergangenheit auch durchaus Brauch gewesen war83. Doch konnte man von
78
79
80
81
82
83
GStA PK XX HA OBA 21524, Zitat: Bl. 3/Abschnitt 3, gekürzt bei Joachim, Politik, Bd. 1,
Nr. 134, Zitat: S. 305 f.; russische Fassung: SIRIO 53, S. 38.
GStA PK XXHA OBA 21414, Bl. 1v
SIRIO 53, S. 36.
Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 128, S. 298, s. auch das Zitat weiter oben.
SIRIO 53, S. 17.
H. Witthöft, Der Smolensker Vertrag und die Überlieferung von Waage und Gewicht aus dem
Novgoroder und dem Düna-Handelsraum. Nach deutsch-russischen Quellen des 13. bis 15. Jahr-
100
Maike Sach
diesen Verhältnissen so einfach ausgehen und eine marca mit einer grivenka auf
diese Weise ohne weitere Festlegungen und Erläuterungen gleichsetzen?
Eine Mark konnte im Mittelalter und früher Neuzeit im Prinzip vieles sein,
neben tatsächlich ausgeprägten Münzen bezeichnete sie eine Rechen- sowie eine
Gewichtseinheit und im letztgenannten Sinne die Hälfte eines Pfundes84. Lokale
Ausprägungen dieser Einheit konnten trotz des gleichen Namens unterschiedliche
Größen bezeichnen, die aber wiederum über natürliche, ganze Zahlen zueinander
in Beziehung gebracht werden konnten85. Überregionale Bedeutung als allgemein
anerkanntes Münzgrundgewicht erlangte beispielsweise die Kölner Mark, die als
Markgewicht im metrischen System 233,81 g wog und sich nach den Forschungen
von Harald Witthöft von der Hälfte eines karolingischen Kaufmannspfundes herleiten ließ86. Im Ordensland Preußen fand als Gewicht für das Abwiegen von Silber
eine Mark von 190,08 g Verwendung87. Die Mark wurde aber auch als Recheneinheit
gebraucht: Während der Regierungszeit des Hochmeisters Albrecht war 1 Mark
preußisch (d. h. eine „geringe Mark“, wie sie sich im Laufe des 15. Jahrhunderts
durchgesetzt hatte) = 20 Groschen = 60 Schilling = 360 Pfennig. Dieses System
war allerdings in den Kriegsjahren 1520 und 1521 Wandlungen unterworfen, indem
noch zusätzliche Münzsorten geprägt wurden: 1 Gulden = 1 Taler = 2 Halbtaler =
4 Vierteltaler = 32 Groschen = 96 Schillinge = 576 Pfennige88.
Ebenso wie die Mark war die grivenka, ein Diminuativum von grivna hier:
grivna serebra (grivna Silber)89, gleichermaßen Gewichtseinheit wie Rechenmünze,
84
85
86
87
88
89
hundert, in: Novgorod. Markt und Kontor der Hanse, hrsg. von N. Angermann, K. Friedland,
Köln 2002, S. 177−209, hier S. 184.
H. Witthöft, Mark I, in: Von Aktie bis Zoll, S. 234 f. sowie K. Schneider, Mark II, ibidem, S. 235 f.
H. Witthöft, Maß und Gewicht in Mittelalter und Früher Neuzeit – das Problem der Kommunikation, in: Kommunikation und Alltag in Spätmittelalter und Früher Neuzeit, S. 97−126, s. auch das
Schaubild auf S. 121, wo auf Grundlage von Unzen-, Lot- und Pfennigrelationen die verschiedenen europäischen Mark- und Pfundgewichte zueinander in Beziehung gesetzt werden.
H. Witthöft, Die Kölner Mark zur Hansezeit, in: Geldumlauf, Währungssysteme und Zahlungsverkehr in Nordwesteuropa 1300−1800. Beiträge zur Geldgeschichte der späten Hansezeit, hrsg.
von M. North, Köln 1989, S. 51−74.
E. Waschinski, Die altpreußischen Gewichte der Ordenszeit, „Westpreußen-Jahrbuch“ 1965,
T. 15, S. 25−32, hier S. 26 ff. V. M. Potin setzt fälschlicherweise 187 g an (idem, Maloizvestnyj
innostrannyj istočnik, S. 208, Anm. 3.). Bislang wurde in der Forschung weitgehend davon ausgegangen, dass das preußische Pfund über die Vermittlung des Kulmer Pfundes an das Kölner Pfund
angelehnt war (z. B. Waschinski, Münz- und Währungspolitik, S. 45 ff.; Witthöft, Die Kölner
Mark zur Hansezeit, S. 68; Volckart, Münzpolitik, S. 55, Anm., 57).
Es haben sich offenbar auch späte Nachrichten über die Prägung eines Doppelguldens erhalten
(Waschinski, Münz- und Währungspolitik, S. 167 ff., ferner die Tabellen auf S. 232 f.).
Ursprünglich stand grivna für eine bestimmte Sorte Halsschmuck bis der Begriff schließlich zur
Bezeichnung von Währungs- und Gewichtseinheiten verwandt wurde (Real- und Sachwörterbuch
zum Altrussischen, hrsg. von K. Günther-Hielscher, V. Glötzner, H. W. Schaller, Neuried 1985,
S. 80 f.) Die grivna serebra war Grundlage der Münzprägung, daneben existierte auch die grivna
kun als Rechnungseinheit, die regional unterschiedlich sein konnte und als deren Grundlage Pelze
Gulden, Mark und „grivenki”
101
die aber nicht geprägt wurde, sondern allenfalls als Silberbarren im Wortsinne
greifbar wurde. Unterschieden wurde die bol’šaja grivenka von ungefähr 409 g
sowie die malaja grivenka. Letztere tauchte auch unter der Benennung rublevaja,
später skalovaja grivenka auf, die als russische Maßeinheit bzw. als Barren ca. 200
bis 204 g wog90. Als Münzbezeichnungen und grundlegende Einheiten gab es ferner
die den’ga, den altyn, die grivna und als Recheneinheit den Rubel, wobei es jeweils
von dem regional angewandten System abhing, wie viele den’gi mit den nächst
höheren Einheiten zusammengefasst werden konnten: Der altyn war sechs den’ga
wert, während im 14. und 15. Jahrhundert die grivna in Novgorod 14 den’ga zählte,
in Moskau jedoch zwanzig. Für das ausgehende 15. und beginnende 16. Jahrhundert
galt, dass die Novgoroder Währung doppelt so schwer war wie die Moskauer91.
Für Mark und grivenki gilt also gleichermaßen, dass sie Rechenmünze als auch
Gewichtseinheit, insbesondere für die Gewichtung von Edelmetallen waren. Die jeweilige Funktion kann nicht immer zweifelsfrei aus den Quellen erschlossen werden.
Aus dem oben zitierten Brief Albrechts von Brandenburg an Vasilij III. vom Sommer
1517, in dem der Hochmeister um die Zusendung von 50 000 marcae bzw. grivenki
bat, geht nicht explizit hervor, ob Mark bzw. grivenka als Währungseinheit oder als
Gewicht verstanden werden sollten. Da das Silber jedoch nach den Absprachen vom
März 1517 erst im Ordensland zu Münzen geprägt werden sollte, darf man wohl
unter den genannten Einheiten Maße für das Abwiegen von Edelmetallen sehen. Gestützt wird diese Annahme durch eine spätere, eindeutige Verwendung von marca als
Gewichtseinheit beim Auswiegen russischer Subsidien92. Aber auch, wenn man von
der Verwendung des Begriffs als Gewichtseinheit ausgeht, gibt es Unwägbarkeiten
bedingt durch die Gewichtsunterschiede, wie eine Modellrechung zeigt: Legt man der
Umrechnung der erbetenen 50 000 nicht näher spezifizierten marcae bzw. grivenki das
überregional gültige Kölner Pfund mit 467,62 g, d. h. ein Markgewicht von 233,81 g
zugrunde, so ergibt sich eine Silbermenge von 11 690,5 kg. Dieser Wert mag hier
90
91
92
anzusprechen sind (Heller, Russische Wirtschafts- und Sozialgeschichte, S. 212 ff.; P. Hoffmann,
Handbuch der Geschichte Russlands, Bd. 6: Einführung in Literatur, Quellen und Hilfsmittel,
Stuttgart 2004, hier S. 216 f.)
Kamenceva, Ustjugov, Russkaja metrologija, S. 169 ff.; Spasskij, Russkaja monetnaja sistema,
S. 105 ff.; zum Begriff: Slovaŕ russkogo jazyka XI−XVII vv., T. 4. Moskva 1977, S. 134 f.; I. I.
Sreznevskij, Materialy dlja slovarja drevnerusskogo jazyka po piśmennym pamjatnikam, Bd. 1,
S.-Peterburg 1890, Nachdruck: Moskva 1958, S. 591. Ausführlich N. Bauer, Die Silber- und
Goldbarren des russischen Mittelalters. Eine archäologische Studie, „Numismatische Zeitschrift
N. F.“ 1929, T. 22, S. 77−120, ibidem, 24 (1931), S. 61−100; ferner Hoffmann, Handbuch, S. 216
ff.; Schröter, Wörterbuch der Münzkunde, S. 237.
Hoffmann, Handbuch, S. 218; mit verschiedenen Umrechnungsbeispielen: Kamenceva, Ustjugov, Russkaja metrologija, S. 169 f.; s. auch V. O. Ključevskij, Russkij rubel’ XVI−XVIII vv.
v ego otnošenii k nynešnemu. Opyt opredelenija menovoj stoimosti starinnogo rublja po chlebnym
cenam (materialy dlja istorii cen), in: idem, Sočinenija v devjati tomach, t. 8: Stat’i, Moskva 1990,
S. 59−119, hier S. 81 f.
GStA PK XX HA OBA 24369, Bl. 4 r.
102
Maike Sach
allerdings nur von theoretischem Interesse sein. Setzt man die grivenka zu 204 g als
Berechnungsgrundlage an, so vermindert sich die Menge auf 10 200 kg. Bei einem
Markgewicht von 190,08 g, dem in Preußen eigentlich gebräuchlichen und hier wohl
anzusprechenden Maß, ergeben 50 000 grivenki 9504 kg Silber.
Die Unterschiede zwischen den verschiedenen zumindest theoretisch denkbaren
Modellen blieben zu diesem Zeitpunkt offenbar noch unbemerkt, weil sie sich erst
bei der Bemessung großer Mengen sichtbar auswirkten. Dazu war es zu diesem
Zeitpunkt allerdings noch nicht gekommen. Vielleicht scheint den Bündnispartnern
zu Beginn noch nicht recht klar gewesen zu sein, dass Maß- und Währungseinheiten eventuell ein (Verständigungs-)Problem darstellen könnten. Die russische
Seite mag bei den Gesandten aus dem Ordensland Preußen darüber hinaus einen
Kenntnisstand vorausgesetzt haben, wie er bei den direkten Nachbarn zu Recht
vermutet werden durfte. Livländische Handelsleute hatten über ihre Tätigkeit Erfahrungen mit russischen Handelspartnern gesammelt und dementsprechend auch
Kenntnisse über russische Maße und Münzsysteme93. Angesichts der Bemühungen
des Hochmeisters und seines engsten Ratgebers Schönberg, den Inhalt der Verhandlungen mit dem Moskauer Großfürsten vor dem Meister des livländischen
Ordenszweiges zunächst geheim zu halten bzw. zu verschleiern94, ist es jedoch
wenig wahrscheinlich, dass man sich in dieser Frage in Livland, dessen Münz- und
Rechnungssystem sich überdies vom preußischen unterschied95, erkundigt hätte. Anfragen hinsichtlich russischer Maße und Münzsysteme von Seiten des preußischen
Ordenszweiges hätten beim livländischen Meister, der den Moskauer Großfürsten
als seinen gefährlichsten Gegner einstufte und − im Gegensatz zum Hochmeister
− den Herrscher von Polen-Litauen als einen potentiellen Verbündeten betrachtete,
sicher nur Verdacht erregt.
Datensammlung
Interesse bezüglich der Themen Maß, Gewicht, Münze und Kaufkraft war aber
auf Seiten des preußischen Ordenszweiges klar vorhanden: Während seines zweiten
Aufenthaltes in Moskau im Frühjahr 1518 verständigte sich Schönberg zusammen mit
dem D‘jaken Elizar Sergeev Sukov96 und dem Übersetzer Vlas Ignat’ev über Gewichte,
93
94
95
96
A. L. Choroškevič, Torgovlja Velikogo Novgoroda s pribaltikoj i zapadnoj Evropoj v XIV−XV
vekach, Moskva 1963, S. 274, Anm. 46.
S. die Instruktionen, die Schönberg für seinen Besuch beim livländischen Meister auf der Reise
nach Moskau erhielt (Joachim, Politik, Bd. 1, Nr. 122, 123) sowie die Instruktion für Rabenstein:
GStA PK XX HA OBA 21414, Bl. 5 r−5v.
Waschinski, Münz- und Währungspolitik, S. 194.
A. A. Zimin, D’jačeskij apparat v Rossii vtoroj poloviny XV − pervoj treti XVI v., „Istoričeskie
Zapiski“ 1971, T. 87, S. 219−286, Nr. 165; S. B. Veselovskij, D’jaki i pod’jačie XV − XVII vv.,
Gulden, Mark und „grivenki”
103
das Moskauer Münzsystem und einige Preise für Lebens- und Futtermittel, Pelze, Heizmaterial und andere Güter97. Diese Notizen stellen eine flüchtige Momentaufnahme der
entsprechenden Verhältnisse in Moskau dar und können bereits bekanntes, aber gerade
auch für diese frühe Zeit z. T. recht lückenhaftes Datenmaterial98 ergänzen, allerdings
unter Vorbehalt, wie noch zu zeigen sein wird. Anbei einige, im Kontext des vorliegenden Artikels relevante Daten zu Gewichts- und Münzsystem, Währungsverhältnissen
und Feingehalt aus den Aufzeichnungen Schönbergs:
[…] 2 grivennen thun 1 Lb griven ist 1 margk
1 grivia thut 10 dennigk
3 dennigk 1 altin
2 moskoffsken 1 dennigk
1 fl. Ungrisch 17 altin
1 rubel 33 altin
[...]
Es wollen die Moskawitter sagen 2 ½ fl. Ungrisch, nota ergo das die Ungrischen
gulden meher gelten dann 51 d.
[…]
Lasur die best 1 griven ader margk, 1 fl. Ungrisch och 20 altin.
Lasur die argst griven 10 altins.
[…]
Ein margk silber vor 2 ½ rubel. I grivia facit 260 gros dennigk, 1 deng vor ein
prewssischen gr. facit 13 margk Prewsch99.
Schönberg und seine Gesprächspartner aus dem Posol’skij prikaz trugen dabei
etwas andere Daten bezüglich des Währungssystems, aber auch hinsichtlich hier
nicht weiter zu berücksichtigender Preise für bestimmte Waren zusammen als der
oben bereits erwähnte Herberstein. Dieser präsentierte in seinen Rerum Moscoviticarum commentarii nicht nur andere Verhältnisse unter den einzelnen russischen
Münzensorten und unterrichtete seine Leser explizit darüber, dass im Moskauer
Staat mehrere Münzsysteme nebeneinander Geltung besaßen100. Er beschrieb zusätzlich auch die äußere Gestalt einiger Münzen und − ebenso wie Schönberg − ihr
Verhältnis zum auch im Moskauer Staat umlaufenden ungarischen Gulden101:
red. V. I. Buganov, B. V. Levšin, Moskva 1975, S. 473.
GStA PK XX. HA OBA 21844. Der flüchtig hingeworfene und nicht immer eindeutig zu lesende Entwurf ist unkommentiert abgedruckt bei Forstreuter, Preußen und Rußland, S. 235 ff., auf der Grundlage von Forstreuters Veröffentlichung ein weiteres Mal mit leichten Kürzungen, einer russischen
Übersetzung und einem kurzen Kommentar nachgedruckt bei V. M. Potin, Maloizvestnyj istočnik.
98
A. G. Mańkov, Dviženie i geografija chlebnych cen v russkom gosudarstve XVI v., “Istoričeskie
zapiski” 1949, T. 28, S. 132−163; J. Blum, Prices in Russia in the Sixteenth Century, “The Journal
of Economic History” 1956, T. 16, S. 182−199.
99
GStA PK XX. HA OBA 21844, Bl. 1r−2r.
100
Herberstein, Rerum Moscoviticarum Commentarii, S. 56.
101
Spasskij, Russkaja monetnaja sistema, S. 108 f.
97
104
Maike Sach
Moscovuiticus nummus non rotunda, sed oblonga & ouali quodammodo forma,
Denga dictus, diuersas habet imagines antiqua, in qua una rosae: posterior, hominis
equo insidentis imaginem. in altera autem parte utraque scripturam habet. Illorum
porro centum, unum Hungaricalem aureum: Altinum sex dengae, Grifnam uiginti,
Poltinam centum, Rublum ducentae faciunt. Noui nunc utrinque characteribus signati
cuduntur, & quadringenti ualent Rublum102.
Folglich sind bei Herberstein sechs den’gi gleich einem altyn, 20 den’gi geben
eine grivna, 100 den’gi sind eine poltina wert, die die Hälfte eines Rubels bezeichnet, für den wiederum 200 den’gi zu veranschlagen sind. Schönberg setzte
jeweils nur die Hälfte der Summe an den’gi für die jeweils genannte Münzsorte an,
so dass man argumentieren könnte, dass er bei seinen Aufzeichnungen implizit das
Novgoroder Münzsystem im Hinterkopf hatte und bei der Zuordnung der einzelnen
regional unterschiedlichen Werte und Münzsorten durcheinander geriet. Bei der
Bewertung des auf dem Dezimalsystem beruhenden Rubel unterliefen Schönberg
Ungenauigkeiten: Konsequenterweise hätte er den Rubel in seiner Aufstellung, in
der von einem Verhältnis Rubel zu den’ga von 1:100 ausgegangen worden zu sein
scheint, mit 33 altyn (à jeweils drei den’gi) und einer den’ga veranschlagen müssen.
Zum Vergleich: nach den Herbersteinschen Daten, nach denen der Rubel für 200
den’gi steht, ist er 33 altyn (à jeweils sechs den’gi) zuzüglich zwei den’gi wert.
Die grivna, grivia bzw. grivenka erscheint auch in Schönbergs Zusammenstellung in der bereits oben dargestellten doppelten Bedeutung als Gewichts- und
Währungseinheit. Er setzte seine griven ebenfalls einer Gewichtsmark gleich, wie
es schon früher gehandhabt worden war. Im April 1518, als Schönberg die oben
präsentierten Daten zu Papier brachte, scheint immer noch nicht bemerkt worden zu
sein, dass sich preußische Mark und Moskauer grivenka im Gewicht voneinander
unterschieden, was, wie die obige Modellrechnung am Beispiel der im August
1517 erbetenen 50 000 Mark/grivenki zeigt, gerade bei großen Mengen Edelmetall
erheblich ins Gewicht fallen musste. Die Daten, die zu Währungsverhältnissen
gesammelt worden waren, boten zumindest auf den ersten Blick eine solide (Um-)
Rechnungsgrundlage. Doch dies sollte bald schon wieder ganz anders aussehen.
Im Sommer 1518 beauftragte Vasilij III. Elizar Sergeev Sukov, die verschiedenen
Angaben Schönbergs, insbesondere zur Entlohnung von Söldnern, zu Fragen der
Münzprägung, der Wechselkursverhältnisse und des Feingehalts im Ordensland
zu überprüfen: Die Sätze, die den Söldnern für ihre unterschiedlichen Dienste ausgehändigt wurden, konnte Sukov bestätigen und in einigen Punkten noch präzisieren103. Gemäß seinen Nachforschungen in Währungsfragen bestand zwischen
dem rheinischen Gulden und dem preußischen Groschen ein Verhältnis von 1:21, der
grivenka zum preußischen Groschen von 1:164, allerdings bei einem etwas gerin102
103
Herberstein, Rerum Moscoviticarum Commentarii, S. 56.
SIRIO 53, S. 76.
Gulden, Mark und „grivenki”
105
geren Feingehalt der aus dem Moskauer Silber geschlagenen Münze104. Auffällig ist,
dass das Verhältnis zwischen rheinischen Gulden und Groschen, welches gemäß der
oben zitierten Angaben des Hochmeisters gegenüber dem Großfürsten 1:20 betragen
sollte, jetzt etwas zuungunsten des Groschens angesetzt wurde. Es erscheint dabei
angelehnt an die Wertrelation zwischen rheinischem Gulden und dem meißnischsächsischen Groschen, einer wichtigen, überregionale Bedeutung besitzenden Groschenmünze, welche ebenfalls 1:21 betrug105. Wichtiger für die Kommunikation
zwischen Orden und Moskauer Staat über Währungsfragen war aber, dass Sukov
hinsichtlich der Bewertung des preußischen Groschens zu einem anderen Ergebnis
kam, als im Rahmen der erwähnten Zusammenstellung von Daten mit Schönberg.
Sukov ermittelte ein Verhältnis von grivenka (hier verstanden als Gewichtseinheit)
zu ausgeprägten preußischen Groschen von 1:164, nachdem Schönberg zuvor mit
Sukov und Ignat’ev das Verhältnis von preußischem Groschen und den’ga gleichsowie das Verhältnis von grivenka zu den’ga auf 1:260 angesetzt hatte106.
Offene Irritationen über dieses Ergebnis sind den erhaltenen Akten nicht zu
entnehmen. Aus dem Bericht Sukovs an den Großfürsten geht aber hervor, dass
der Hochmeister an der Klärung dieser Fragen interessiert war und dem russischen
Gesandten ein Markgewicht aus Blei aushändigte107. Anders gesagt: Die bisherigen
Versuche, sich verbal oder schriftlich über die genauen Verhältnisse bei Maßeinheiten und Gewichten zu verständigen und diese metrologisch eindeutig zu definieren, hatten zu Missverständnissen geführt. Nun versuchte es der Hochmeister
mit dem traditionsreichen Mittel einer Beschreibung vermöge einer realen Verkörperung des fraglichen Maßes108. Das erwähnte Gewicht blieb nicht das einzige
Normgewicht, das der russischen Seite übergeben wurde. Seinem Schreiben vom
20. Mai 1519 mit der Bitte um die Zahlung der versprochenen Subsidien legte der
Hochmeister erneut ein Bleigewicht bei109, auch das Problem des Feingehalts wurde
in diesem Brief zum wiederholten Mal aufgegriffen.
104
SIRIO 53, S. 64, 76 f.; GStA PK XX. HA OBA 21899, Bl. 8a, 8 b, 8 e.
Dieses Verhältnis galt ab 1490 bis zum Übergang zur Großsilberwährung in Sachsen (G. Krug,
Die meißnisch-sächsischen Groschen 1338−1500, Berlin 1974, S. 101 ff.).
106
GStA PK XX. HA OBA 21844, Bl. 2 r.
107
SIRIO 53, S. 76.
108
Hierzu grundsätzlich H. Witthöft, Maß und Gewicht in Mittelalter und Früher Neuzeit – das Problem der Kommunikation, in: Kommunikation und Alltag in Spätmittelalter und Früher Neuzeit,
S. 98−126, hier S. 105 ff.; idem, Zeichen, Verpackung, Maß/Gewicht und Kommunikation im
hansischen Handel, in: Der hansische Sonderweg?, S. 203−224, hier S. 222 ff.
109
Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 65, S. 237; SIRIO 53, S. 134.
105
106
Maike Sach
Stornierung einer bewilligten Zahlung
Der Hochmeister und seine Ratgeber hatten nach dem habsburgisch-jagiellonischen Ausgleich aus eigenem Antrieb den Kontakt zum Moskauer Großfürsten
gesucht und ein Kriegsbündnis gegen Polen-Litauen geschlossen. Trotz der Verträge
von Pressburg und Wien versuchte Maximilian I. sich für den Orden einzusetzen,
nun allerdings verstärkt unter dem Vorzeichen einer Friedensvermittlung. So wurden
bald diplomatische Verhandlungen angestrengt und Gesandtschaften abgefertigt, um
einen Ausgleich zwischen dem Hochmeister und Zygmunt Stary unter Einschluss
Vasilijs III. zu erzielen. Auch die Kurie war an den Vorgängen im Nordosten interessiert: Ihr schwebte ebenfalls ein Friedensschluss zwischen allen Parteien vor,
der Großfürst sollte überdies für eine Kirchenunion und einen großen gemeinsamen
Kreuzzug gegen die Osmanen gewonnen werden110. Doch die verschiedenen, hier
nicht näher zu schildernden Initiativen zerschlugen sich, auch weil die Kontrahenten
auf ihren jeweiligen Positionen fest beharrten. So nahm die Kriegsgefahr weiter
zu, wobei es um die militärischen Vorbereitungen des Ordens gerade auch aus
finanziellen Gründen nicht zum besten bestellt war. Auf seiner zweiten Reise nach
Moskau (1518)111 gelang es Schönberg aber zunächst, weitere Zugeständnisse des
Großfürsten in der Frage des Zahlungstermins zu erlangen, der bislang immer an
die Erreichung bestimmter Kriegsziele geknüpft worden war. Nun zeigte sich Vasilij
III. bereit, dem Hochmeister gleich zu Beginn des Krieges 1000 Söldner auf ein Jahr
zu finanzieren. Doch er blieb vorsichtig: Um die Subsidien nicht vorschnell aus der
Hand zu geben, war gemäß ursprünglicher Absprachen zunächst nur eine Bereitstellung des Silbers in Pskov vorgesehen, wo der D’jak Ivan Nekras Vladimirov
Charlamov112 auf die Nachricht des Kriegsausbruchs zwischen dem Orden und
Polen warten sollte. Erst dann sollte er sofort mit dem Silber ins Ordensland reisen
und dort die Verprägung beaufsichtigen. Das Signal zum Aufbruch sollte allerdings
nicht von Ordensseite gegeben werden. Zu diesem Zweck war der bereits erwähnte
Elizar Segeev Sukov ins Ordensand entsandt worden113. Dieser hatte u. a. auch den
110
Hierzu E. Hösch, Die Stellung Moskoviens in den Kreuzzugsplänen des Abendlandes. Bemerkungen zur griechischen Emigration im Moskau des ausgehenden 15. und 16. Jahrhunderts, „Jahrbücher für Geschichte Osteuropas NF“ 1967, T. 15, S. 321−340; ferner Sach, Hochmeister und
Großfürst, S. 325 ff.
111
Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 313 ff.
112
Zu seiner Person: Zimin, D’jačeskij apparat, Nr. 194; St. B. Vsevolovskij, D’jaki i pod’jačie
XV−XVII vv., Moskva 1975, S. 553 (dort unter dem falschen Vornamen Andrej).
113
SIRIO 53, S. 53; Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 11, S. 174; vgl. auch Zimin, Rossija, S. 187.
Gulden, Mark und „grivenki”
107
Auftrag erhalten, aus zwei grivenki Silber Probemünzen schlagen zu lassen, die er
zur Begutachtung wieder mit nach Moskau zurückbringen sollte114.
Ende Mai 1518 traf Sukov in Labiau ein, um Gespräche mit dem Hochmeister
zu führen und sich ein Bild der politischen Lage, insbesondere in der Frage der
kaiserlichen Friedensbemühungen, dem genauen Stand der Kriegsvorbereitungen
auf Seiten des Ordens, seinen Verbündeten im Reich sowie der Pläne für den Beginn
des Krieges zu machen115. Der Hochmeister versprach, sich an alle Abmachungen
halten zu wollen und stattete einen geschönten Bericht der Lage ab, die der russische
Gesandte offensichtlich nüchterner einschätzte: Er war zu dem Schluss gekommen,
dass mit einer baldigen Aufnahme von Kriegshandlungen durch den Hochmeister
nicht zu rechnen sei116. Der Großfürst rief daraufhin im August 1518 Charlamov, der
bereits im Juni mit den Subsidien nach Pskov abgereist war117, zurück, ordnete aber
an, das Silber dort − und damit nahe an der Grenze zu Livland − zu belassen118.
Die Beurteilung der Lage durch Sukov erwies sich als zutreffend, denn der
Rest des Jahres 1518 verstrich mit diplomatischen Aktivitäten und Bemühungen
um einen allgemeinen Waffenstillstand. Am 12. Januar 1519 verstarb Maximilan
I., der sich zuletzt sehr für eine Vermittlung eingesetzt hatte. Offiziell wurde der
Hochmeister von diesem Ereignis am 28. Januar von Erzbischof Albrecht von Mainz
unterrichtet, der ihn gleichzeitig ermahnte, bis zur Wahl eines Nachfolgers Frieden
zu halten119. Der Tod des alten Kaisers sollte sich als eine Zäsur erweisen und angesichts erstarrter Fronten den Ausbruch des sich abzeichnenden Krieges um die
Jahreswende 1519/20 beschleunigen120. Gerüchte über die Pläne des Hochmeisters
kursierten und seine Kontakte zum Moskauer Großfürsten waren schon lange nicht
mehr geheim, sondern wurden offen thematisiert. So hieß es auf einer Tagung der
westpreußischen Stände im Januar 1519 auf der Marienburg:
Och hot sich der herre hoemeister horen lassen und Ko. Ma. offentlichen zcu entpoten, wen er schoen von Ko. Ma. dis gantcze lant haben muchte, zo kunde und
welde er sich hinder dem Moscouitter, und eher die feindtschaft mit Ko. Ma. und
demselbigen Moscouitter zcu ende gelofen ist, mit Ko. Ma. in keynen wegk setczen.
Och reden diejhennen, die davon wissen wellen, das der Moscouitter dem herren
114
SIRIO 53, S. 64.
GStA PK XX HA OBA 21899; SIRIO 53, S. 71 ff., der eigene Bericht des Gesandten ibidem,
S. 75 f.; sehr knapp Forstreuter, Preußen und Russland, S. 87; Biskup, Polska a Zakon, S. 524 f.;
Zimin, Rossija, S. 188.
116
SIRIO 53, S. 71 ff., 76; Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 319.
117
SIRIO 53, S. 66.
118
Ibidem, S. 71.
119
Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 38.
120
Zur Rolle des Streits zwischen dem Hochmeister und Polen in den Beziehungen zum Reich vor
und während der Wahl Karls V. s. J. Wijaczka, Stosunki dyplomatyczne Polski z Rzeszą Niemiecką
w czasach cesarza Karola V (1519−1556), Kielce 1998, S. 35 ff.
115
108
Maike Sach
hoemeister 50 000 Marg lediges silbers zcugesaget und durch die banck uff Rige
bestalt, zo der krigk in disen landen anginge, eyn folck dovon zcu halden121.
Was das Geld betraf, sah die Realität jedoch anders aus, als auf der Tagfahrt
dargestellt. Das dringend benötigte Silber befand sich nicht in Riga, sondern außerhalb der Reichweite des Hochmeisters in Pskov. Angesichts der politischen
Entwicklungen rund um die bevorstehende Kaiserwahl, den päpstlichen Friedensvermittlungsversuchen und des akuten Finanzbedarfs für die laufenden Rüstungen
und militärischen Befestigungsarbeiten im Ordensland sandte der Hochmeister im
Frühjahr 1519 Schönberg zum dritten Mal an den Hof des Großfürsten122, der sich
schon längst in militärischen Auseinandersetzungen mit Litauen befand.
Neben einer Reihe von politischen Fragen und Problemen, die durch die verschiedenen Vermittlungsversuche von Seiten der Habsburger und der Kurie anzusprechen
waren, hier aber nicht weiter geschildert werden sollen123, brachte Schönberg, der
am 9. März 1519 wieder in Moskau eingetroffen war124, das Thema Hilfsgelder auf
die Tagesordnung. Seine Verhandlungen führte er auf der Basis dessen, was bislang
hinsichtlich des Umfangs der von Moskauer Seite zu leistenden Unterstützung in
militärischer und insbesondere finanzieller Hinsicht vereinbart worden war, kurz:
der Sold für 1000 Söldner bei Kriegsausbruch für die Dauer eines Jahres sowie die
Finanzierung der 2000 Reiter und 10 000 Fußsoldaten, die für die zweite Etappe des
gemeinsamen Feldzuges gegen Polen-Litauen von Vasilij III. bereits zugesagt worden
waren. Schönberg wies seine russischen Verhandlungspartner auf die besonderen
Schwierigkeiten hin, die man zu gewärtigen haben würde, brächte man das Silber
erst nach dem Ausbruch des Krieges mit einer Begleitmannschaft ins Ordensland.
Um vor diesem Hintergrund nicht schon nach wenigen Monaten erneut einen Edelmetalltransport organisieren zu müssen, schlug Schönberg vor, sofort 100 000 Mark
reines Silber nach Preußen zu senden, welches er zusammen mit einem Bevollmächtigten des Großfürsten sicherer und aller Voraussicht nach relativ ungehindert
transportieren könne125. Dieser Vorschlag wurde von der russischen Seite ohne Kommentar zur Kenntnis genommen. Im abschließenden Bescheid ließ der Großfürst den
Großmeister an die beeideten Vertragsklauseln erinnern, aber auch zusichern, den
eigenen Versprechungen Taten folgen lassen zu wollen. Subsidien wurden einmal
mehr allgemein in Aussicht gestellt, konkretere Absprachen über Summen, Termine
oder zum Transport des Silbers wurden wieder einmal nicht getroffen126.
121
Akta stanów Prus Królewskich, Bd. 7 (1516−1520) [weiter: ASPK 7], hrsg. von M. Biskup, I. Janosz-Biskupowa, Warszawa 1986, Nr. 105, S. 260.
122
Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 369 ff.
123
Dazu Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 370 ff.
124
SIRIO 53, S. 83.
125
Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 47, S. 214 f.; SIRIO 53, S. 92.
126
Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 55, S. 222; SIRIO 53, S. 99.
Gulden, Mark und „grivenki”
109
Das russische Silber blieb im Verlauf des späten Frühjahrs 1519 nachgerade
Leitmotiv in Verhandlungen mit einem Moskauer Gesandten im Ordensland127 und
der Korrespondenz. Neben Informationen über politische Entwicklungen teilte
der Hochmeister Vasilij III. in einem Brief vom 20. Mai 1519 einen Zeitplan mit,
gemäß dem er mit seinen militärischen Aktionen beginnen wollte: Am 28. Juli des
genannten Jahres wollte er zusammen mit seiner Streitmacht aufbrechen, um am
6. August mit der Belagerung Danzigs zu beginnen, für die er einen Monat veranschlagte. Anschließend wollte er seinen Feldzug gegen Polen selbst richten128.
Angesichts der ausführlich geschilderten Vorhaben benötigte der Hochmeister −
auch, um die anvisierten Termine überhaupt einhalten zu können − Geld, um welches er seinen russischen Bündnispartner zum wiederholten Male bat. Die Details,
wie diese Zahlung am besten abzuwickeln sei, entsprachen dem bereits mehrfach
beschrieben Muster129.
Zu diesem Zeitpunkt befand sich der Hochmeister in einem Dilemma: Er hatte
Söldner im Reich angeworben, die er jedoch weder bezahlen noch auf sicherem
Wege ins Ordensland bringen konnte. Ohne ihre Unterstützung war die Eröffnung
des Krieges allein mit Kräften aus dem allgemeinen Aufgebot ein zu großes Wagnis,
so dass er in dieser Situation den mittlerweile mit dem Krim-Khan verbündeten
Großfürsten nicht gegen Zygmunt Stary unterstützen konnte130. Es blieb dem Hochmeister nichts anderes übrig, als dem Großfürsten erneut wegen der Auszahlung
der Hilfsgelder zu schreiben131. Dieser Brief traf am 2. August 1519 in Moskau
ein132, am 16. August ließ der Großfürst Albrecht demonstrativ über die Erfolge
des russisch-tatarischen Feldzuges gegen Litauen berichten, jedoch auch seiner
Bündnistreue versichern133. Außerdem fertigte er den D’jaken Vasilij Aleksandrov
Belyj134 als Gesandten ins Ordensland ab, der den Transport des seit Sommer 1518 in
Pskov liegenden Silbers ins Ordensland ankündigen sollte. Wie im Jahr zuvor wurde
Charlamov beauftragt, nach Pskov zu reisen, um dort auf den Befehl des Großfürsten für den Weitertransport des Silbers nach Preußen zu warten. Der Großfürst
versprach, Charlamov umgehend ins Ordensland zu schicken, sobald die Nachricht
vom Angriff des Hochmeisters in Moskau eingetroffen sein würde135.
127
Das Promemoria Schönbergs in: Handlingar till Nordens historia 1515−1523, Bd. 1−3, hrsg.
von L. Sjödin, Stockholm 1967−1979, hier: Handlingar 2, Nr. 876, als ausführliches Regest bei
Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 61.
128
Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 65, S. 236; SIRIO 53, S. 134.
129
Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 65, S. 236 f.; SIRIO 53, S. 134.
130
Sach, Hochmeister und Großfürst, S. 392 f.
131
Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 78; SIRIO 53, S. 135 ff.
132
SIRIO 53, S. 135.
133
GStA PK XX HA OBA 22606; SIRIO 53, S. 140 ff.
134
Zimin, D’jačeskij apparat, Nr. 3, knapp: Veselovskij, D’jaki i pod’jačie, S. 14.
135
SIRIO 53, S. 142 ff., 156 f.; GStA PK XX HA OBA 22607, stark gekürzt bei Joachim, Politik, Bd.
2, Nr. 85.
110
Maike Sach
Die erste Auszahlung von Hilfsgeldern
Belyj traf am 12. September im Ordensland ein und traf sich einige Tage später
mit dem Hochmeister zu Gesprächen, in denen es, wie zu erwarten gewesen war, um
die Geldzahlungen und damit auch um die miserable finanzielle Situation des Hochmeisters ging. Dieser konnte zwar von Fortschritten bei der Anwerbung von Söldnern
berichten, die ihm aber ohne Bezahlung wieder davonlaufen würden136. Noch vor der
Ankunft Belyjs im Ordensland hatte Albrecht den Pfleger von Insterburg und Johannisburg, Friedrich von Heydeck, an die russisch-livländische Grenze gesandt, um auf
den russischen Silbertransport zu warten137. Auch hatte er weitere Briefe mit Bitten
um Geld an den Großfürsten geschickt138. Diese Schreiben trafen am 8. September in
Moskau ein und wurden zunächst mit einem Bericht über die militärischen Erfolge
des Großfürsten beantwortet139, der sicher auch als indirekter Vorwurf zu verstehen
war. Aber noch bevor der Bericht Belyjs über den Stand der Kriegsvorbereitungen im
Ordensland eingetroffen war140, hatte Vasilij III. Charlamov angewiesen, umgehend
das bereitliegende Silber nach Preußen zu transportieren141.
Angesichts der Zahlungsschwierigkeiten, in die der Hochmeister mittlerweile
geraten war142, da die zugesagte finanzielle Unterstützung von Verbündeten und
Verwandten aus dem Reich sowie dem deutschen Ordenszweig geringer als angenommen ausfiel143, wurde das Silber sehnlichst erwartet. Da der Hochmeister noch
136
SIRIO 53, S. 169 f.; ferner die Notizen Albrechts über die Verhandlungen: GStA PK XX HA OBA
22655.
137
SIRIO 53, S. 150; ferner GStA PK XX HA OBA 22612 sowie SIRIO 53, S. 155 f.
138
Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 84; SIRIO 53, S. 158; ferner GStA PK XX HA OBA 22601, russisch:
SIRIO 53, S. 159, s. auch GStA PK XX HA OF 42, S. 146.
139
GStA PK XX HA OBA 22682; SIRIO 53, S. 160 f.
140
Der Bericht traf erst am 6. Oktober in Moskau ein (SIRIO 53, S. 168), er kann somit nicht den
Befehl des Großfürsten ausgelöst haben, wie Kurt Forstreuter angenommen hat (idem, Preußen
und Russland, S. 96).
141
Die Instruktion für Charlamov: SIRIO 53, S. 161 ff.
142
S. einen Brief des Hochmeisters an Schönberg vom Herbst 1519 (GStA PK XX HA OBA 22684,
Bl. 3r−6r).
143
Es ist schwierig, auf der Grundlage des erhaltenen Materials Summen zu nennen, die von einzelnen Verbündeten des Hochmeisters gezahlt worden sind. Für den deutschen Zweig des Ordens hat
Rudolf ten Haaf versucht, auf der Basis der bei Erich Joachim präsentierten Quellen die Leistungen der deutschen Ordensprovinzen für den Hochmeister zu ermitteln, wobei er sich letztlich auf
keine endgültige Zahl festlegen, den Beitrag der deutschen Balleien aber als bedeutend verstanden
wissen möchte (R. ten Haaf, Deutschordensstaat und Deutschordensballeien. Untersuchungen
über Leistung und Sonderung der Deutschordensprovinzen in Deutschland vom 13. bis zum 16.
Jahrhundert, Göttingen 1951, S. 52). Ein Teil der Leistungen und der finanziellen Unterstützung
geht aus einem Gutachten aus dem Jahre 1525 hervor, ausführliches Regest bei Joachim, Politik,
Bd. 3, Nr. 236.
Gulden, Mark und „grivenki”
111
nicht erfahren hatte, dass der Transport vom Großfürsten bereits freigegeben war,
schrieb er am 6. Oktober 1519 erneut und bat um die Zusendung von 100 000 Mark
bzw. grivenki Silber144. Noch im September hatte Albrecht Vorbereitungen für den
Empfang des Geldtransportes getroffen: So war Anfang September die Anweisung
herausgegangen, die russische Gesandtschaft in Memel zu erwarten, mit allem nötigen zu versorgen und anschließend nach Labiau zu geleiten145. Der livländische
Ordensmeister wurde um Geleit gebeten, welches von Plettenberg auch zugesichert
wurde146. Am 21. Oktober 1519 war es endlich soweit, der russische Gesandte Charlamov war in Riga eingetroffen und meldete dies dem Hochmeister147. Eine Woche
später erreichte er schließlich Preußen, wie vorgesehen in Memel148.
In Preußen hatte die Ordensleitung aufgrund der Zusage des Großfürsten, zu Beginn des Krieges 1000 Söldner, inklusive ihrer Hauptleute, auf ein Jahr zu bezahlen,
mit einer Summe von ungefähr 55 000 rheinischen Gulden gerechnet. Als man das
russische Silber jedoch verprägt hatte, ergab sich nur ein Betrag von 14 000 rheinischen Gulden149. Wegen der fehlenden Differenz schrieb der Hochmeister Vasilij
III. am 24. November 1519, zusätzlich bat er auch um die 100 000 Mark/grivenki,
um die Schönberg im Rahmen seiner letzten Gesandtschaft nachgesucht hatte und
die zur Finanzierung der zweiten Etappe des Krieges, des gemeinsamen Feldzuges
gegen Polen-Litauen, dienen sollten150.
Entgegen seiner bisherigen Argumentation war der Großfürst in der Frage des
Zahlungstermins von seiner ursprünglichen Haltung abgewichen und hatte noch
vor dem Beginn des Krieges zwischen dem Orden und Polen Silber nach Preußen
geschickt. Der Kriegsausbruch ließ allerdings nicht mehr lange auf sich warten.
Die noch nicht abgeschlossenen Vorbereitungen des Hochmeisters waren in Polen
längst bemerkt worden, worauf die Stände in verschiedenen Reichsteilen sich
zum Krieg mit dem Hochmeister bereit zeigten und dem König für diesen Zweck
Unterstützung bewilligten151. Angesichts von Unzufriedenheit in den preußischen
Städten infolge der schon seit längerem herrschenden Handelshemmnisse und getrieben vom Wunsch, dem polnischen König zuvorzukommen, eröffnete der Hochmeister mit der Einnahme der im Bistum Ermland gelegenen Stadt Braunsberg
am 1. Januar 1520 den Krieg. Der Verlauf des für Preußen ruinösen Krieges kann
144
GStA PK XX HA OBA 22658; SIRIO 53, S. 168 f.
GStA PK XX HA OF 42, S. 210 f.
146
GStA PK XX HA OBA 22648, 22690.
147
Ibidem, 22728.
148
Ibidem, 22794, Bericht Charlamovs über Reise und Ankunft: SIRIO 53, 177 ff., S. 181 f.
149
S. hier die Angaben in der undatierten Instruktion Rabensteins für seine Gesandtschaft im Dezember 1519: GStA PK XX HA OBA 22857, Bl. 6v; ferner SIRIO 53, S. 185.
150
Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 96. Dieser Brief des Hochmeisters findet sich nicht im Dokumentenbestand des relevanten Moskauer Gesandtschaftsbuches. Er ist möglicherweise gar nicht nach
Moskau gelangt.
151
ASPK 7, Nr. 148, S. 388 f.; Handlingar 2, Nr. 1146, 1151, Biskup, Polska a Zakon, S. 593.
145
112
Maike Sach
hier nicht ausführlich geschildert werden, es sei hier vielmehr auf die ausführliche, bereits zitierte Darstellung aus der Feder Marian Biskups verwiesen, die
das Thema erschöpfend behandelt152. Aus der Rückschau lässt sich konstatieren,
dass das Kriegsbündnis schließlich nur schlecht funktionierte, die militärischen
Aktionen der Bündnispartner – sowohl der russischen Seite als auch von Seiten der
Reichsfürsten − unkoordiniert blieben und Hilfsgelder (zu) spät und angesichts der
finanziellen Situation des Ordens zu spärlich flossen, um die im Bündnisvertrag
von 1517 formulierten Kriegsziele tatsächlich erreichen zu können. Schon im April
1521 wurde ein Waffenstillstand zwischen dem Orden und Polen geschlossen,
zwischen Litauen und Moskau kam es im September 1522 zu einer solchen Vereinbarung auf der Basis des Status quo153.
Zahl der Silbertransporte
Mit Ausbruch des Krieges traten die Beziehungen des Deutschen Ordens in
Preußen zum Moskauer Staat in ihre letzte Phase ein. Der rege Gesandtschaftsund Briefverkehr wurde von Kriegsnachrichten und dem Dauerthema Subsidien
dominiert. Der Großfürst stellte schließlich in einem Schreiben vom Mai 1520
eine erneute Zahlung in Aussicht154, die nach dem bereits bekannten Procedere
abgewickelt werden sollte155, Diese zweite Edelmetallsendung traf aber erst im
Herbst 1520 ein156. Die Menge belief sich auf 1214 Mark und 12 Lot, die gemäß
einer Aufstellung anlässlich der letzten Silberlieferung und der dort niedergelegten
aktuellen Festsetzung des Verhältnisses von preußischer Mark zu rheinischem
Gulden von 1:7 nach der Verprägung eine Summe von 8503 Gulden ergab157. Als
letzter Silbertransport ist eine Gesandtschaft anzusprechen, die von Ordensseite von
Albrecht von Schlieben geleitet wurde. Ihm gelang es noch im März 1521, kurz
vor Kriegsende, eine Zahlung von Vasilij III. zu erwirken158, die selbst nach der
offiziellen Nachricht vom Waffenstillstand zwischen dem Hochmeister und dem
König von Polen nicht storniert wurde159. Ende Juni 1521 traf die Gesandtschaft
mit 1627 Mark Silber in Preußen ein, die nach der Verprägung umgerechnet 11 389
152
Biskup, Wojna Pruska.
Pamjatniki diplomatičeskich snošenij moskovskago gosudarstva s pol’sko-litovskim gosudarstvom, t. I: 1487−1533 gg., hrsg. von G. F. Karpov, S.-Peterburg 1892, S. 607 ff.; die Urkunde des
Großfürsten ebd. S. 637 ff.
154
GStA PK XX HA OBA 23709; SIRIO 53, S. 209 ff.
155
Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 141; SIRIO 53, S. 242 f.; ferner GStA PK XX HA OBA 23812, Bl. 1
v; 23843, Bl. 2r−2v.
156
GStA PK XX HA OBA 24212.
157
Ibidem, 24955.
158
Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 186.
159
Ibidem, Nr. 197.
153
Gulden, Mark und „grivenki”
113
rheinische Gulden ergaben160. Für den ursprünglichen Zweck kam diese Lieferung
jedoch zu spät. Die angesichts seiner vorherigen Zurückhaltung erstaunliche Bereitschaft des Großfürsten, trotz des Waffenstillstandes noch ein weiteres Mal zu
zahlen, verleitete Albrecht von Brandenburg dazu, noch einmal eine Gesandtschaft
zu planen, um den Großfürsten dazu zu bewegen, die Differenz zu dem Betrag von
55 000 Gulden nachzuliefern, den der Hochmeister zu Kriegsbeginn erwartet hatte.
Mit diesem Auftrag wurde Georg von Klingenbeck im März 1522 entsandt, der im
Mai unverrichteter Dinge wieder aus Moskau abreiste161.
Auf der Grundlage der überlieferten Zeugnisse lassen sich also drei Edelmetallsendungen eindeutig nachweisen. Folgende Erwä­hnungen von russischen Subsidien hat Marian Biskup jedoch zum Anlass genommen, eine weitere Edelmetallieferung des Moskauer Großfürsten gleich nach Kriegsausbruch anzuneh­men, die
seiner Ansicht nach der Forschung bislang entgangen sei162. Eine größere Summe
hatte der Hochmeister offenbar bald nach der Einnahme Brauns­bergs erwartet. Als
Termin, an dem die Gelder eintreffen sollten, bezeichnete Albrecht in einem Brief
an den Bischof von Pomesa­nien den 19. Januar 1520, das Aus­stellungs­datum des
Schreibens163. Der Hoch­meister schrieb Schönberg zu diesem Thema am 11. März
1520:
[...] belangend / dy muschkawitter setz ich kein zweifel in sy ader in wie wol mir
auffs dis mol auff mein zugesagte hilff der tausen mann nicht mer den xviiijm marck
von inen behendig haben sy doch solches so pald ich den Praunsbergk einge­numen
vberantwort da von ich mich itzunder enthalt vnd wo das nicht wer kunt ich swerlich
wider schwimen ader waten164.
Zu dieser frohen Botschaft bemerkte Schönberg im April in einem Schreiben an
den Hoch­meister, „e F g schreiben mir vonne newncze­henn taussent marck silber die
e F g der mosko­witter vberschickt treff czu gelt fast bis Jn anderhalp mal hundert
taussent gul­den hoff je nit das sulch gelt alles midt e F g auff­gangen sej“165.
Diese Zeugnisse, vor allem die zitierten Formulie­rungen des Hoch­meisters,
geben aber Rätsel auf, denn sie finden kein passendes Echo in russischen Quellen:
Das hier relevante Gesandt­schaftsbuch berichtet recht genau über den fraglichen
Zeitraum, erwähnt aber keine Zahlung von Hilfsgeldern die dem obigen Ereignis zuzuordnen wäre. Angesichts der Höhe und des komplizierten Verfahrens, welches bei
der Übergabe der Subsidien praktiziert wurde, stimmt dies ebenso misstrauisch wie
die mögliche Chronologie: Der Hochmeister berichtete am 19. Januar 1520, dass
160
GStA PK XX HA OBA 24955.
Joachim, Politik, Bd. 3, Nr. 58.
162
Biskup, Wojna Pruska, S. 239, Anm. 49.
163
GStA PK XX. HA OBA 23067, Bl. 2r.
164
Handlingar 3, Nr. 1273, S. 135 f.; als Regest bei Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 116.
165
Handling­ar 3, Nr. 1370, S. 242.
161
114
Maike Sach
das Geld „heut dato gen der mymmel [Memel] ankomen wirdt“166. Die Meldung
von der Einnahme Braunsbergs, die der Hochmeister am 2. Januar 1520 ausfertigen
ließ, traf in Moskau nach den Aufzeichnungen im Gesandt­schaftsbuch allerdings erst
am 20. Januar 1520 ein167. Theore­tisch hätte ein Brief zwar auch früher ankommen
können − Dietrich von Schönberg hatte einmal gegenüber seinem Bruder Nikolaus
erwähnt, dass der Weg vom Ordens­land nach Moskau in zehn Tagen zu bewältigen
sei168 − ein entsprechender Hinweis hat sich in den russischen Quellen jedoch nicht
erhalten. Stattdessen wusste Rabenstein, der mit Bitten um Geld nach Moskau gesandt worden, dort am 31. Dezember 1519 eingetroffen war169 und immer noch auf
seine Abfertigung zur Rückkehr ins Ordensland wartete, zu berichten:
[…] ich kann euch aber freuntlich meinung m g h zum pesten nicht verschweigen und
pergen, daß ich von einem erfaren hab auff guten vertrauen, derß von sein [i. e. des
Großfürsten] reten hat gehort, mer dann von einem, daß ich umb nichtst anderß willen
werdt auff gehalden und mit dem gelt werdt verzogen dan aus der ursach er [der Großfürst] boll [d. h. wolle] for den krygk zbyssen m g h d homeister und konig von pollen
drey monatt langk an sehen by [wie] sych der homeister gegen dem konig halt, dan er
besorch sich, er so byder sei freunt nit, ein kro beyß der ander dy auchen nit auß170.
Das Schreiben, welches der Hochmeister an den Großfürsten am 28. Januar
sandte, enthält zwar wieder eine Bitte um Geld, aber keine Erwähnung einer eingetroffenen Geldsendung oder einen Dank für die vermeintliche Zahlung171.
Die oben zitierte Ent­gegnung Schönbergs auf die Nachricht des Hoch­meisters
spiegelt das zeitgenössi­sche Ver­ständnis dieser Stelle wider, sie ist sprachlich aber
nicht ganz eindeutig. Die hier relevante Form „vberschickt“ lässt zwei Interpretationen zu: Sie kann einerseits als Partizip Präteritum und damit als Bestandteil einer
analytisch gebildeten Perfektform bzw. Perfektperiphrase angesehen werden, bei
der das häufige Phänomen der Auxiliar-Ellipse zu beobachten ist. Die Form „vber­
schickt“ kann aber auch eine einfache Präsens­form darstellen, die prinzipiell auch
Zukünfti­ges bezeichnen kann172. Eine temporale Bestimmung, die eine eindeutige
Interpretation ermöglichen würde, fehlt. Stattdessen findet sich einschränkend „treff
166
GStA PK XX. HA OBA 23067, Bl. 2r.
SIRIO 53, S. 191 f.
168
Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 82, S. 254.
169
SIRIO 53, S. 183.
170
GStA PK XX. HA OBA 23283, Bl. 5r, Regest: Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 115a. Diesen Bericht wertet auch Marian Biskup in einer Rezension zu meiner Doktorarbeit als ein Argument gegen die von
ihm angenommene Zahlung („Kwartalnik Historyczny“ 2004, T. 111, S. 136−143, hier S. 142).
171
GStA PK XX HA 23097; SIRIO 53, S. 193 f.; auch die Verhandlungen mit Plettenberg im Februar,
u. a. über die Geleitung eines russischen Silbertransports, sprechen eher dafür, dass ein solcher
immer noch erwartet wurde, nicht aber dafür, dass er bereits eingetroffen sei (Joachim, Politik,
Bd. 2, Nr. 110, 111).
172
R. P. Ebert, O. Reich­mann, H.-J. Solms, K.-P. Wegera, Frühneuhoch­deut­sche Grammatik, Tübingen 1993, S. 383, 386 ff., 391, 440 ff.
167
Gulden, Mark und „grivenki”
115
czu“, was ich als „träfe [dies] zu“ lesen möchte, mit einer anschließenden Umrechnung der 19 000 Mark in „fast bis Jn anderhalp mal hundert taussent gul­den“173. Die
Passage endet mit dem Wunsch, dass „sulch gelt“ noch nicht vollständig ausgegeben
worden sei. Eine klare Bestätigung einer Zahlung im Januar 1519 ist aber weder
die näherungsweise Umrechnung des vermeintlichen Betrages noch die Hoffnung,
von diesem Geld möge noch etwas übrig sein.
Ein schwerwie­gendes Argument für die Annahme Biskups, dass gleich nach der
Einnahme Braunsbergs Silber aus den Kassen des Großfürsten ins Ordens­land floss,
ist die zitierte Stelle aus dem Brief des Hochmeisters vom 11. März 1520, aus der
seine aktuelle Finanzierung aus russischen Quellen deutlich hervorzugehen scheint.
Es scheint kaum glaubhaft, dass der Hochmeister in dieser so wichtigen Frage
einen engen Ratgeber hinters Licht geführt haben sollte. Es wäre jedoch zumindest
theoretisch denkbar, wenn auch leider nicht beweisbar, dass der Hochmeister nicht
mit realer Münze, sondern eher mit der Hoffnung auf das zu erwartende Silber
„zahlte“ und Gläubiger damit zunächst vertröstete. Noch am 23. Februar hatte der
Hochmeister weit weniger optimistisch als am 11. März geklungen, als er in einem
Brief Schönberg Vorwürfe wegen Misserfolge und unerfüllter Zusagen machte.
Weiter hieß es:
Sitzen derhalben yzund zwischen zweien stulen und stet wol darauf, welichs got
verhuten woll, das wir aus diesem langen verzug umb er und gut trauen und glayben
kommen werden und sonderlich bey dem Muschkawiter, dieweyl wir demselbigen so
vilfeltige termin angesetzt, das soliche sach gar und ganz zurück geen mocht174.
Die große Silberlieferung im Januar − wobei ich im Moment auch keine plausible
Begründung vorweisen kann, wie die Zahl 19 000 zustande gekommen sein mag
− entsprach vielleicht eher lebhaftem Wunschdenken angesichts des offen ausgebrochenen Krieges und des großen Drucks, der auf dem Hochmeister in dieser Situation
in verschiedener Hinsicht lastete. Gegen die Annahme, dass der Großfürst diese
Summe im Januar gezahlt haben könnte, sprechen nicht nur die erwähnten fehlenden
Hinweise in der gerade auch in finanziellen Belangen penibel geführten russischen
Dokumentation, sondern auch ein Schreiben des Hochmeisters an den Großfürsten
anlässlich der letzten Geldliefe­rung: In diesem Brief wurden nur drei Zahlungen
aufgelistet; wenn der Hochmeister die 19 000 Mark Silber erhalten hätte, so hätte er
sie in diesem offiziellen Schreiben an den Großfürsten wohl erwähnen müssen175.
173
Gemäß dem oben zitierten Mark-Gulden-Kurs von 1:7 wären dies ca. 133 000 rheinische Gulden
gewesen, bei einer Umrechnung auf der Basis der von Sukov ermittelten Verhältnisse von grivenki zu preußischen Groschen (1:164) sowie rheinischen Gulden zu preußischen Groschen (1:21)
ergäben 19 000 preußische Mark 148.380,95 rheinische Gulden.
174
Joachim, Politik, Bd. 2, Nr. 112, S. 291.
175
Ibidem, Nr. 198, S. 399.
116
Maike Sach
Fazit
Eingangs wurden Zahlungen in Anlehnung an Luhmanns Systemtheorie als eine
spezielle Form der Kommunikation beschrieben. Diese vollzieht sich unter ganz
bestimmten Bedingungen, ihr Gelingen setzt jedoch „übliche Kommunikation“ voraus. Diese „Normalkommunikation“ muss umso intensiver betrieben werden, je
weniger die jeweiligen Partner voneinander wissen, je weniger für die Durchführung
der beabsichtigten Operation als bekannt oder als bereits erprobtes „Rezeptwissen“
vorausgesetzt werden kann.
Die Realisierung der 1517 vereinbarten Subsidienleistungen Vasilijs III. an den
Deutschen Orden in Preußen lässt sich anhand der „Normalkommunikation“ nachvollziehen, die sich in Briefen, Gesandtschaftsunterlagen, Verhandlungsprotokollen
und sonstigen Notizen niedergeschlagen hat: Die Höhe des Betrages wurde infolge
des beiderseits wahrgenommenen Mangels eines gemeinsamen relevanten Wissenshorizontes zunächst über die Zweckbestimmung, sprich: über die Zahl der zu finanzierenden Söldner definiert. Es gab verschiedene Fragen bezüglich der Abwicklung
der Zahlung zu klären. Sie betrafen die jeweiligen Bedingungen, die erfüllt sein
sollten, um die Zahlungen auszulösen sowie die Rahmenbedingungen, unter denen
sie stattfinden sollten. Sie erstreckten sich auf den Transport des Silbers als „Übertragung im engeren Sinne“ sowie auf die verschiedenen Arbeitsschritte und Entscheidungen, die einer Auszahlung der Hilfsgelder an die anzuwerbenden Söldner
notwendigerweise vorauszugehen hatten und die gleichfalls gemeinsam getroffen
werden sollten. Um dies zu tun, um Vergleichbarkeit herzustellen und um diese
zusammen mit einem gewissen Maß an Kontrolle zu gewährleisten, mussten die
verschiedenen Referenzgrößen an Maßen und Gewichten abgeglichen, maßgebliche
Unterschiede erkannt und in die Verrechnung einbezogen werden. Klärungsbedarf
bestand auch bei Umrechnungsverhältnissen von Währungen. All dies erforderte,
dass sich die Bündnispartner über diese Fragen ins Benehmen setzen und ein zusätzliches an nicht immer auf Anhieb gelingender Kommunikation leisten mussten:
Es galt, Informationsdefizite auszugleichen, die die aufwendigen Transaktionen,
als die man die Subsidienzahlungen Vasilijs III. an den Deutschen Orden in ihrer
praktischen Durchführung ansprechen muss, sonst noch mehr be- oder vielleicht
auch ganz verhindert hätten.
117
Gulden, Mark und „grivenki”
Maike Sach
guldeny, grzywny i „givenki“. Problemy komunikacji
przy wypłacaniu subsydiów przez Wasyla III
zakonowi niemieckiemu w Prusach (1517–1521)
Streszczenie
Niniejszy artykuł zawiera wynik badań nad subsydiami pieniężnymi, do których wypłacenia Wielki Książę Moskiewski Wasyl III zobowiązał się w ramach wymierzonego
przeciw Polsce i Litwie sojuszu zawartego z wielkim mistrzem zakonu krzyżackiego
Albrechtem Hohenzollernem w 1517 r. Autorka w kontekście ówczesnych realiów historycznych starała się spojrzeć na pieniądz jako swoiste medium komunikacji społecznej
(Medium der Kommunikation – wedle teorii Niklasa Luhmanna), na sposoby zaś ustalania
płatności – jako na „komunikację ponad komunikacją” (Kommunikation über Kommunikation). Rzecz jasna, w celu dokonania odpowiednich wypłat konieczna jest również
poprzedzająca je intensywna „zwykła komunikacja”, tym bardziej, jeśli stojący po przeciwnych stronach partnerzy się nie znają lub posiadają tylko niewielką wiedzę o sobie
nawzajem, a także w sytuacji, gdy nie doszło jeszcze między nimi do wypracowania strategii i wzorców kooperacji we wzajemnych relacjach. Taka właśnie sytuacja zaistniała
pomiędzy państwem zakonnym w Prusach krzyżackich a państwem moskiewskim. Przedstawiciele elit rządzących w obu tych państwach przed 1517 r. dysponowali tylko ograniczoną wiedzą o drugiej stronie. Jest to zauważalne już przy ustaleniach dotyczących wysokości subsydium, które miano przeznaczyć na konkretny cel: sfinansowanie oddziałów
wojskowych o odpowiedniej liczebności. W konsekwencji konieczne były ustalenia dotyczące systemu miar i wag, systemu płatniczego, zmieniającego się kursu sortów monet
oraz kwestii bicia monety i stopy menniczej, a także związanych z tym wszystkim sposobów płatności oraz transportu srebra. Dlatego w ramach komunikacji dyplomatycznej
konieczne było wyjaśnienie podstawowych różnic w dotychczas obowiązujących po obu
stronach systemach miar i wag w celu efektywnego obliczania wielkości pomocy oraz
planowania kolejnych posunięć. Porozumienie w tych sprawach często wymagało czasu
i wielu zabiegów. W końcu jednak można było uruchomić wypłaty z Moskwy do Królewca. W sumie osiągnęły one jednak niższą wartość niż mógł tego oczekiwać wielki
mistrz zakonu krzyżackiego, przygotowujący się do działań wojennych z Polską, które
zakończył rozejm zawarty w 1521 r.
Czasy Nowożytne
tom 22
rok 2009
Jacek Wijaczka
Toruń
Polowanie na czarownice i czarowników
w Nowem nad Wisłą i najbliższej okolicy miasta
w XVII i w pierwszej połowie XVIII wieku*
Wprowadzenie
W Nowem nad Wisłą (Neuenburg), tak jak w wielu innych miastach Prus Królewskich, w czasach wczesnonowożytnych prowadzone były postępowania sądowe
w sprawach o czary. Obrzucanie się przez mieszczki nowskie epitetem „czarownica”
bez wątpienia było w drugiej połowie XVII w. dosyć powszechne. Dnia 8 sierpnia
1682 r. przed tamtejszym sądem pojawiła się mieszczka Marianna Baranowska,
która przyprowadziła ze sobą świadków, którzy zeznali, że Anna Linska obraziła
słownie powódkę. Zeznawał m.in. innymi malarz Petrus Ottowic, który „w sieni
będąc, malował krzyże panom Stadnemu i Stolarzowi”, i słyszał, jak pani Linska,
zobaczywszy Baranowską, rzuciła na cały głos: „Oto idzie kurwa, czarownica,
bazarnica”1. Oskarżenie to nie doprowadziło jednak do sądzenia Baranowskiej
o czary. Tym razem za rzucone pomówienie zapłaciła Linska. Obelgi kosztowały
ją 24 grzywny pruskie kary2.
Procesy prowadzone były przez sąd ławniczy zarówno w samym mieście, jak
i na sesjach wyjazdowych, kiedy właściciele wsi położonych w starostwie nowskim
wzywali przedstawicieli prawa do sądzenia własnych poddanych. Sąd ten składał się
z sędziego (iudex, Schulz) jako przewodniczącego, jego zastępcy (subiudex albo vicescultetus) i sześciu ławników, którzy ze swego grona wybierali przewodniczącego.
*
1
2
Angielska wersja tego artykułu ukazała się w „Acta Poloniae Historica” 2008, t. 98, s.103–104.
Archiwum Państwowe w Bydgoszczy (dalej: AP Bydgoszcz), Akta miasta Nowe (dalej: AmN),
sygn. 79, s. 197.
Ibidem, s. 201.
120
Jacek Wijaczka
W skład sądu wchodził także notariusz albo pisarz3. Był to sąd pierwszej instancji,
od którego wyroku można było apelować do starosty albo do landtagu4.
Jakie były przyczyny polowań na czarownice? Fale procesów o czary wywoływane były przez pięć elementów: 1) ogólną sytuację kryzysową, kiedy to zdecydowana większość społeczeństwa odczuwała silne zagrożenie życia, zdrowia oraz
stanu posiadania, 2) rozprzestrzenianie się demonologii nie tylko wśród umiejącej
czytać i pisać duchownej oraz świeckiej elity, lecz także wśród prostego ludu,
i związanego z tym rozprzestrzenienia się teorii czarostwa, 3) nacisk z dołu, czyli
gotowość społeczeństwa do polowania na czarownice i czarowników, 4) popieranie
lub co najmniej tolerowanie prześladowań czarownic przez władze terytorialne i rady
miejskie, 5) wpływ jurystów na postępowanie procesowe, przede wszystkim na rozpoczęcie prześladowań5. Franz Irsigler wskazał jeszcze szósty element: możliwość
zinstrumentalizowania procesów o czary dla celów, które miały mało wspólnego
z obroną przed czarami szkodliwymi i diabelską sektą, a służyły przede wszystkim
jako środek do rozwiązania konfliktów i problemów, których nie można było rozstrzygnąć na drodze legalnej. Irsigler wymienił następujące problemy: rozwód przez
proces o czary, wcześniejszy podział oczekiwanego spadku i majątku, zdobycie
gospodarstwa sąsiada i zemsta osobista6. Podobne były przyczyny procesów o czary
przeprowadzonych przed sądem Nowego.
Oskarżenia
W postępowaniach przeprowadzonych przez sąd Nowego osoby oskarżone
o czary były obwiniane o dokonanie za ich pomocą szkód na zdrowiu zarówno
osób, jak i bydła. Brak jest oskarżeń związanych z czarami mlecznymi (odbieranie
krowom mleka), odszukiwaniem straconych przedmiotów, miłosnymi, magicznymi
rekwizytami (sznury wisielców i części ich ciał), wywoływaniem deszczu i gradu
(czary pogodowe), używaniem luster i kryształów w magii oraz profanacją hostii
przez czarownice. Tylko raz spotykamy w procesie magiczny rekwizyt: garnek.
Anna Jagódka zeznała w 1624 r. m.in., że dostała od swego diabła Rokitki garnek,
w którym były włosy, kości i inne rzeczy. Garnek ten trzeba było zakopać pod
3
4
5
6
H. Maercker, Eine polnische Starostei und preussischer Landrathkreis. Geschichte des Schwetzer
Kreises 1466–1873, t. 1, Danzig 1886, s. 102.
Ibidem, s. 103.
W. Rummel, R. Voltmer, Hexen und Hexenverfolgung in der Frühen Neuzeit, Darmstadt 2008,
s. 86.
F. Irsigler, Hexenverfolgungen vom 15. bis 17. Jahrhundert. Eine Einführung, w: Methoden und
Konzepte der historischen Hexenforschung, wyd. G. Franz, F. Irsigler, red. H. Eiden, R. Voltmer,
Trier 1998, s. 19–20.
Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą
121
progiem obory, jeśli chciało się zaszkodzić trzymanemu tam bydłu. Ona garnka nie
zakopała, tylko go wyrzuciła, za co diabeł ją pobił7.
Z kolei 18 lipca 1671 r. Paweł Werdzik ze wsi Dąbrówka oskarżył niewiastę
imieniem Ewa, mieszkankę tejże wsi, o to, że jest „czarownicą nieomylną”8. Werdzik
zarzucił jej w czasie konfrontacji, że należący do niej pstry kot jego wołowi ogon
w „poły ugryzł i [wół] po kawałku upadał”, a także to, że z jej winy wilki zżarły jego
cielę przed samym domem, a krowę w polu. Groziła mu również, że się „wniwecz
obróci”, a należącego do niego wołu w krzyżu złamała, tego samego, któremu jej kot
ogon odgryzł. Z jej przyczyny zdechło siedem sztuk z należących do niego świń9.
Jak wynika z protokołów przesłuchań, w Nowem i najbliższej okolicy miasta
z jednej strony panowało dosyć powszechne przekonanie i wiara w to, że za pomocą
czarów można zemścić się lub wyrównać krzywdy, których doznało się od kogoś.
Z drugiej zaś strony, jeśli kogoś spotkało jakieś nieszczęście, przyczyny szukał wśród
osób, z którymi był z jakiegoś powodu skłócony albo poróżniony, uważając, że taka
osoba mogła za pomocą magicznych lub czarodziejskich praktyk szukać zemsty.
Dlatego też przesłuchiwane kobiety opowiadały sądowi, że złe uczynki popełniły
właśnie w ramach szukania odwetu za doznane krzywdy. Elza Kucharczykowa zeznała w lipcu 1689 r., że wołu, należącemu do oskarżającego ją Kolberka, służącemu
jej diabłu kark „strącić” kazała, bo Kolberk pobił kilkakrotnie jej syna10. Dodała
również, że Pietruszkowa doprowadziła do śmierci mieszczanina nowskiego, niejakiego Wietrzykowskiego11, gdyż ją z domu wypychał i na nią krzyczał, któremu
„lubo nogi przywijała, a przez to gorzy mu czynieła”. Wietrzykowski, pobiwszy
Pietruszkową, wystraszył się swojego czynu i – zatrwożony „sam sobą” – dał jej
za to kwintal żyta, aby go „szwank” od niej nie spotkał. Widocznie Pietruszkowa
cieszyła się już w mieście złą sławą. Próba naprawienia błędu nic mu nie dała, „jako
z uczynku jej, co mu w nogi uczynieła, umierać musiał”12.
Czart będący na usługach Kucharczykowej szkody ludziom czynił, ale nie
zawsze, tylko wtedy, gdy ona się na kogoś rozgniewała. Wtedy kazała mu wyrządzać
zło. Tych szkód nazbierało się trochę. W Bielawkach kazała udusić krowę należącą
do karczmarza, gdyż nie chciał jej pożyczyć florena. Tomkowej klaczy kazała nogę
„wykręcić”, bo ją łajał i był zły na jej męża. Ponieważ Jejmość nie chciała jej dać
chleba, gdy o niego prosiła, to kazała czartowi, aby w oborze dworskiej udusił krowę,
7
8
9
10
11
12
H. Maercker, Eine polnische Starostei, s. 111.
AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 1,
����������������������������������������������������������������
Protocollbuch des peinliches Gerichts der Stadt Neuenburg bezeichnet Todtenbuch (1552–1685), s. 336.
Ibidem, 336–337.
Ibidem, sygn. 131, s. 8.
Być może chodzi tu o burmistrza miasta Andrzeja Wietrzykowskiego; K. Kościński, Kościoły
i kaplice w Nowem, w powiecie świeckim, w Prusach Zachodnich, Gdańsk 1896, s. 36.
AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 131, Protokoły procesów prowadzonych przeciwko czarownicom
przed sądem ławniczym m. Nowe, 1689–1747, s. 12.
122
Jacek Wijaczka
która się ocieliła, oraz cielę. Dała również „oparszeć” bydłu we dworze, za to, że
właściciel wsi nie chciał jej dać półkorca żyta13. Wołu należącemu do właścicielki
wsi, Czapskiej, kazała „krzyż utrącić” zaraz po zielonych świątkach, ponieważ
Czapska „jej sprawiedliwości nie uczyniła, gdy się skarżyła na inną [kobietę]”. Za
jej przyczyną zginęło kilkanaście owiec, tylko dlatego, że owczarczyk pokłócił się
z jej mężem. Kazała także udusić krowę należącą do jej brata Szymona, a szwagrowi, gburowi w Lalkowach, konia, za to, że do żony swojej, a jej siostry, często
mówił: czarownico14. W trakcie drugich tortur do poprzednich zeznań dodała, że
kazała udusić krowę owczarzowi, za to, że nie dał jej maślanki.
Diabeł należący do Karczmarzowej bywał z nią w Parlinie, gdzie pomógł jej
zabić bydło i dziecko tamtejszego sołtysa. Uczyniła to z tego powodu, że sołtys
nie chciał jej przesiać grochu i zapłacić za wziętą od niej słoninę. Dlatego dosypała
„proszek” zarówno dziecku, jak i bydłu15.
Próba wody (pławienie)
Oskarżoną o czary osobę aresztowano, a następnie przeprowadzano próbę,
czy była winna zarzucanego jej czarostwa. Najpopularniejsza, również w Prusach
Królewskich w XVIII w., była próba wody, czyli pławienie, mimo że 11 kwietnia
1699 r. biskup włocławski Stanisław Dąbski (1692–1700) wydał edykt, w którym
m.in. tę próbę uznał za niedopuszczalną16. Sędziowie sądu w Nowem tym stanowiskiem biskupa się nie przejmowali. Dopiero w trakcie procesu przeprowadzonego
w 1747 r. w Morzeszczynie nie zastosowali pławienia, a nawet odmówili proszącym
o to kobietom.
W pławienie jako dowód w oskarżeniu o czary wierzono w czasach wczesnonowożytnych w całej Europie. Jeśli oskarżona osoba od razu „szła” pod wodę, była
uznawana za niewinną, a jeśli utrzymywała się na powierzchni, uznawano ją za
winną. W społeczeństwie wiejskim krajów niemieckich w XVII w. wiara w niezawodność próby wody była powszechna. Oskarżone o uprawianie czarów kobiety
same prosiły, aby poddano je tej próbie, chcąc w ten sposób oczyścić się z zarzutów17.
Sądzony w 1690 r. w Łobżenicy (Wielkopolska) Maciej Piskuła prosił „o wodę”,
13
14
15
16
17
Ibidem, s. 48.
Ibidem, sygn. 130, Protokoły radzieckie i ławnicze XVII i XVIII wieku, s. 52.
Ibidem, s. 106.
J. Kaufmann, Die Stellung der Kirche zu den Hexenprozessen im 17. Jahrhundert, „Mitteilungen
des Westpreussischen Geschichtsvereins” R. 2, 1903, s. 60.
R. Walz, Hexenglaube und magische Kommunikation im Dorf der frühen Neuzeit. Die Verfolgung
in der Grafschaft Lippe, Paderborn 1993, s. 356; G. Gersmann, Skizze einer Geschichte der Wasserprobe, w: Wasser, red. B. Busch, L. Förster, Bonn 2000, s. 157–167.
Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą
123
gdyż jak twierdził przed obliczem sądu, „ludzie powiadają, że woda oczyści niewinnego”18. Podobnie było w trakcie procesów przez sądem Nowego.
W lipcu 1689 r. mieszczanin nowski Jan Kolberk19 oskarżył o uprawianie
czarów Elzę Kucharczykową alias Zarębinę. Oskarżoną kobietę uwięziono i na
jej usilne kilkakrotne prośby poddano próbie pławienia, która miała, według niej,
udowodnić jej niewinność. O to, aby Kucharczykowa była pławiona, prosił również jej mąż, którego również wezwano przed oblicze sądu ławniczego20. Próba
wody, przeprowadzona przez kata, odbyła się w asyście licznych widzów, w tym
dwóch desygnowanych przez sąd ławników, Krzysztofa Lalkowskiego i Zachariasza Szramki. Oni to poinformowali później sąd, że „gdy ją [Elzę Kucharczykową] sprawca pierwszy raz na wodę związaną puścieł, do dna poszła, lecz
wkrótce wynurzywszy się, pływała”21. Ponownie „puszczona” na wodę również
utrzymywała się na jej powierzchni. Wsadzono ją do beczki i zaniesiono do wieży,
gdzie była więziona.
We wsi Smętówko w maju 1699 r. oskarżoną o czary była Regina Jakubowa
Krajniczka, która „dobrowolnie prosieła się na wodę, żeby była próbowana”. Przychylono się do jej prośby i trzykrotnie pławiono, ale za każdym razem „woda jej
przyjąć nie chciała”. W związku z tym oddano ją w ręce kata22. Oskarżona zeznała
m.in., że czart przy pławieniu nie mógł do niej przystąpić „przed świętościami,
które jej JMość dała”23.
W sprawie oskarżonej Marianny Krystofki (1701) rada miejska Nowego postanowiła, że aby się oczyściła z zarzutu czarostwa, musi być pławiona. Prosiła o to
sołtysa i desygnowała dwóch ławników, którzy rozkazali sprawcy (katu), „aby ją
raz, drugi i trzeci spławił”. Czyniono to w obecności licznego zgromadzenia, a ona,
„będąc związana, głowę wynurzywszy, pływała”. Rada wywnioskowała z tego, że
jest winna i okazała się czarownicą, więc oddała ją w ręce sądu24.
Dnia 7 lipca 1701 r. na wniosek Wawrzyńca Jordańskiego i jego żony rada miasta
Nowego postanowiła uwięzić Ewę Łybosową, ponieważ małżonkowie oskarżyli ją
o czarostwo. Mąż oskarżonej kobiety sam prosił radę, „aby [żona] była spławiona”25.
Próba wody odbyła się następnego dnia. Łybosową puszczano na wodę trzy razy
18
19
20
21
22
23
24
25
J. Wijaczka, Mężczyźni jako ofiary procesów o czary przed sądem łobżenickim w drugiej połowie
XVII wieku, „Czasy Nowożytne” 2004, t. 17, s. 21.
W latach 1695–1711 Anna Kolberkowa była właścicielką piekarni. Być może była wdową po
Janie Kolberku; A. Pryłowski, Gospodarka Nowego n. Wisłą w latach 1662–1772. Problem produkcji i wymiany, Bydgoszcz 1978, s. 40, tab. 14.
AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 131, s. 5.
Ibidem, s. 6.
Ibidem, s. 43–44.
Ibidem, s. 46.
Ibidem, sygn. 130, s. 265–266.
Ibidem, s. 269.
124
Jacek Wijaczka
i za każdym razem utrzymywała się na powierzchni. Rada postanowiła więc oddać
ją sołtysowi, „aby podług świętej sprawiedliwości uznali i osądzili z nią sobie”26.
Marianna Grześkówna z Lalków prosiła o to, aby poddano ją próbie wody, co
też się stało: „sprawca podług zwyczaju na wodę puścił, która natychmiast raz,
drugi i trzeci wierzchem na wodzie pływała w przytomności Ichmościów i tak wielu
inszych ludzi. I tak związaną przez próbę wody, po tym w beczkę wsadzoną będąc
przez sprawcę, do więzienia do Smętowa Jej Mości Pani Czapski zawieziona”27.
Wiara w to, że woda „oczyszcza” od zarzutów, była tak silna, że niektóre oskarżone nawet chciały płacić za to, aby je takiej próbie poddać. Tak uczyniła w 1747 r.
Barbara Drąszkowa, która poprosiła o pławienie i dodała: „da mąż mój WPaństwu
100 zł, a niech idę na wodę”28. Sąd propozycji nie przyjął.
Niektóre diabły obiecywały kobietom, że gdy zostaną aresztowane i poddane
próbie wody, sprawią, iż będą tonęły. Tak było m.in. w sprawie Katarzyny Oleyniczanki, która zeznała, że gdy już była aresztowana, jej czart Hans „obiecał ją do dna
topić, aby nie pływała”, ale słowa nie dotrzymał, „bo ją tegoż dnia, jak [ją] wzięto,
odstąpił. Także i Janek, czart drugi, tegoż dnia ją odstąpił”29. Marianna Kowalka
twierdziła, że gdy ją pławiono, to diabeł siedział na olszy, a gdy szła do wody, to ją
pocieszał, że będzie tonęła30. Elzie Kucharczykowej natomiast, gdy szła na pławienie,
diabeł obiecać dać sztabę żelaza, ale zawiódł ją, gdyż uciekł31.
W procesach wspomniana jest dwukrotnie beczka czarownic. Elzę Kucharczykową
w 1689 r. wsadzono do beczki (po drugim pławieniu) i zaniesiono do wieży, gdzie
była więziona32. Marianna Grześkówna z Lalków po pławieniu została zwiazana
i „w beczkę wsadzoną będąc przez sprawcę, do więzienia do Smętowa Jej Mości Pani
Czapski zawieziona”33. Dlaczego tak czyniono? Karol Koranyi pisał przed laty, że
wkładanie oskarżonych do beczki przede wszystkim miało na celu odizolowanie ich od
wpływu diabła, gdyż znak święty, jakim taka beczka była naznaczona, powstrzymywał
złego ducha od przystąpienia do swej ofiary34. Kolejnym powodem było „dążenie do
uniemożliwienia uwięzionym zetknięcia się z ziemią. Obawiano się mianowicie, aby
przez zetknięcie się uwięzionej osoby z ziemią nie udzieliła się jej moc czarowna,
jaka płynie z ziemi, a która dodałaby jej siły potrzebnej do wytrzymania mąk i dzięki
której mogłaby zdobyć wolność i ujść karzącej sprawiedliwości”35.
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
Ibidem, s. 272.
Ibidem, s. 51.
Ibidem, sygn. 131, s. 133.
Ibidem, s. 20–21.
Ibidem, sygn. 130, s. 82.
Ibidem, sygn. 131, s. 8.
Ibidem, s. 6.
Ibidem, sygn. 130, s. 51.
K. Koranyi, Ze studiów nad wierzeniami w historji prawa karnego. I. Beczka czarownic, Lwów
1928, s. 34.
Ibidem, s. 35.
Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą
125
W procesach przed sądem Nowego, w odróżnieniu od innych sądów, próbę
wody przeprowadzano trzykrotnie. Prawdopodobnie miało to na celu uniknięcie
ewentualnej pomyłki, a zapewne i uspokojenie sędziowskich sumień.
Pakt z diabłem (złym duchem) i cielesne z nim kontakty
Na rozprzestrzenienie się wiary w czarostwo niewątpliwy wpływ miało wynalezienie druku. Otóż w 1487 r. niemiecki inkwizytor Heinrich Kramer (Institoris,
zm. 1506) opublikował Malleus maleficarum (Młot na czarownice). Kramer podał
w tym dziele następujące cechy czarownictwa: 1) odrzucenie wiary katolickiej,
czyli herezja, 2) pakt i stosunki cielesne z diabłem, 3) udział w sabatach, 4) umiejętność szkodzenia ludziom i zwierzętom, czyli czary szkodliwe, 5) umiejętność
latania w powietrzu. Praca ta bez wątpienia spopularyzowała wśród elit duchownej
i świeckiej pojęcie czarostwa i stereotyp czarownicy – kobiety.
Oprócz wynalezienia druku, drugim bardzo ważnym elementem (a jak się wydaje, jeszcze ważniejszym), który rozprzestrzenił nową wiarę w czarostwo, szczególnie wśród prostego ludu, były kazania36. Według szeroko rozpowszechnionych
poglądów, potwierdzanych również przez literaturę demonologiczną, czarownicą/
/czarownikiem zostawało się, zawierając pakt z diabłem, a następowało to w różny
sposób. O to wszystko wypytywali oskarżone o czary osoby sędziowie we wszystkich regionach Europy, także sądzący w Nowem.
Katarzynie Oleyniczance czarta Hansa „zadała” w maślance owczarka z Mirotek,
a „gdy do domu z tą maślanką przyszła”, ujrzała tegoż czarta stojącego przy kominie.
Odezwał się do niej tymi słowy: „Jużeś mnie sobie kupiła w tej maślance”, a następnie ją objął i odbył z nią stosunek na młynicy37. Elza Kucharczykowa z Nowego
diabła Kaspra dostała od Barwy Czarnej mieszkającej na Garbarach. Ta „zadała”
go jej w cienkuszu, który niosła na pole, a ona się od niej napiła38.
Jakub Gałgan w trakcie tortur przyznał się do posiadania diablicy imieniem Marianna. „Dostał” ją, gdy szedł z Nowego do wsi Frąca, a było to zaraz po spaleniu
jako czarownicy jego rodzonej siostry. Diablica zaraz po pojawieniu się obłapiła go,
„po tym z nią pospolitował”. Była zawsze przy nim, ślubowała być mu żoną39.
Anna Krucha zeznała, że czarta „dostała” na łące należącej do pana Czechnickiego, „w ten czas, kiedy w zastawie mieli łąkę od niego”. Czart przyjechał do
niej na koniu, gdy szła przewracać siano. Zapytał ją: „Cóżeś ty jest?”, a ona mu
odparła, że jest niewiastą40. Zaprowadził ją do chrustu na łące pana Czechnickiego
36
37
38
39
40
G. Schormann, Hexenprozesse in Deutschland, Göttingen 1981, s. 32–33.
AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 131, s. 20–21.
Ibidem, s. 8.
Ibidem, s. 25.
Ibidem, s. 31.
126
Jacek Wijaczka
i namówił, żeby się położyła, a następnie z nią obcował. Nieszczęście to przytrafiło
się Annie, gdy żył jeszcze jej drugi mąż. Zły duch dał jej „znak”, który schowany
jest teraz (czyli w chwili składania przez nią zeznań) na górze domu, za koziołkiem.
Wyznała również, że kiedyś zraniła się w kolano aż do krwi i wówczas to „zapisał
się jej czart do wieku i pomazał ją krwią tą na piersiach”. Czart namawiał ją także,
aby wyrzekła się Boga, na co mu odparła: „Bliższy mi Bóg jest niż ty, jednak mu
się oddała”41. Stosunki cielesne utrzymywała z nim trzy razy w tygodniu przez te
wszystkie lata, odkąd go „dostała”.
Krajniczka na czarta natknęła się w Bielawkach (niedaleko Pelplina), gdzie wyszedł do niej z krzaku bzu. Gdy się przed nią pojawił, był w „postaci chłopskiej”,
ubrany w czarną suknię. Przyznał się, że jest czartem i kazał się jej wyrzec Pana
Boga oraz Najświętszej Panny, co też uczyniła42.
Dorota Piotrowa zwana Kaszubką dobrowolnie zeznała, że czarta „zadała” jej
Owocowa, gburka ze Smętówka, z którą się „była pospierała, lat temu 12 albo więcej”43. Owocowa przysłała jej miskę mąki, z której ona zaczęła gotować zacierkę.
Wówczas to wyszedł ów czart z zapiecka, ubrany po polsku, w czerwonej sukni. Tego
samego dnia, kiedy pojawił się u niej w domu po raz pierwszy, obcował z nią dwa
razy w ogrodzie przy chałupie, a później „kiedy bądź przez ten czas z nią obcował”.
Na jego polecenie wyrzekła się Pana Boga.
Magdalena Ruskowa czarta „dostała” od Anny Kruchej. Mimo że z nią obcował,
mówił do niej: „babo kulawa”. Chodził w szarych polskich sukniach44. Przyznała się
do odstąpienia Pana Boga oraz że „czartu się zapisała, rozdarłszy sobie miedzianką
lewą nogę na goleni, i czart umaczał palec w tej krwi, posmarował się na piersiach,
mówiąc: Jużeś moja, i trącił ją”. Owego czarta wcale się nie bała45.
Marianna Rogalska, zanim w 1704 r. trafiła w ręce kata, zeznała, że idąc z łęgu na
Rosgartach, spotkała młodego człowieka ubranego w czerwony strój na modłę polską,
„powiadający się być studentem wędrującym za szkołą”. Pocałował ją i poprosił, aby
dała mu krwi z serdecznego palca prawej ręki, na co mu zaraz pozwoliła i zakłuwszy
się szpilką w palec, krwi upuściła, którą „ten czart w osobie człowieka będący, napisał
sobie cyrograf i rzekł jej, jużeś moja”46. Czart ów miał na imię Marcin. Popełniła z nim
dwa razy grzech cielesny w domu na górze, a potem w ogrodzie.
Gertrudzie Śmiechowej diabeł kazał się „zapisać”, co tak uczyniła: „puścił jej
krew pazurem z serdecznego palca prawej ręki i napisawszy nią cyrograf, rzekł:
jużeś moja”47.
41
42
43
44
45
46
47
Ibidem, s. 33.
Ibidem, s. 44.
Ibidem, s. 66.
Ibidem, s. 58.
Ibidem.
Ibidem, s. 70.
Ibidem, s. 73.
Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą
127
Marta Stępkowa miała diabła Michała, który do niej „przyszedł” takim sposobem:
[...] powadziła się bardzo była z mężem, dwa lata z zapust przeszły minęły, i gdy się
bardzo przeklinała siedząc wieczór w domu przy piecu, świecę zgasiwszy, a mąż gdzieś
do miasta był odszedł, przyszedł do niej czart, pogłaskawszy ją po gębie, pocałował.
Ona się pytała, ktoś jest?, rzekł jej: Michał. W tym dziecię, które małe w kolebce zapłakało, ona się porwała do niego i, utuliwszy, położyła się w łóżko swoje. Tam czart
znowu do niej przyszedł i wolą swoją nieczystą z nią popełnił, gdzie się też ona, od
czarta namówiona, wyprzysięgła się Pana Boga i Najświętszej Matki jego48.
Marianna Kowalka ze wsi Płochocin przyznała, że diabeł po raz pierwszy zjawił
się przed nią pod Warlubiem w polu. Przyszedł ubrany po polsku, w czerwonej
sukni jako dworzanin i objął ją, mówiąc: „Jużeś o Marysiu moja”. Stało się tak,
bo się zapomniała przeżegnać49. Diabła zaś „zesłała” jej stara Trajnoszka, mówiąc
wcześniej do niej: „jeśli taką robotę chcesz robić jako i ja, tylko się przymów”, co
też uczyniła50. Anna Frangosowa „dostała” diabła Jakuba, ubranego na czarno po
niemiecku, od teściowej51.
Regina Dorszewiczowa ze wsi Gruczno przyznała się w 1714 r., że podpisała
cyrograf własną krwią z serdecznego palca. Została również przez diabła ochrzczona
i otrzymała imię Barbara52. U Anny Wincentki diabeł pojawił się pewnego dnia
(1718) i poprosił, aby mógł u niej służyć za parobka. Obcowała z nim na łóżku.
Dała mu śliny z krwią z gęby na rękę, pokłuwszy zęby53.
Barbarze Jakubce, ratajce ze wsi Zawady, gdy wyrzekła się Pana Boga, Najświętszej Panny i Najświętszego Sakramentu, czart powiedział: „jużeś moja”. „Zapisała”
mu się również krwią, zakłuwszy się w serdeczny palec szpilką, którą to krwią
pomazała się po twarzy. Czart „pospolitował” z nią w nocy na ławce, ale jej mąż
o tym nic nie wiedział54.
Elżbieta Pasturka przyznała, że „już trzeci rok, jakem diabła przyjęła w Berwałdzie,
w imaginacyi pokazał mi się, jakem chciała przyjaciela, w szarej sukni po polsku, imię
mu Kuba, byłam na ten czas wdową, obcowałam z nim zaraz we dnie”. Zanim powtórnie
wyszła za mąż, to wzięła ślub z diabłem „w południe, a z mężem na wieczór, tegoż dnia
zara spałam z diabłem”55. Indagowana dalej przez sędziów, dlaczego diabła „przyjęła”,
odpowiedziała, że tylko „dla cielesności, że przyjaciela nie mogła dostać”56.
48
49
50
51
52
53
54
55
56
Ibidem, s. 77.
Ibidem, sygn. 130, s. 81.
Ibidem, s. 83.
Ibidem, s. 82.
Ibidem, sygn. 131, s. 105.
Ibidem, s. 110.
Ibidem, s. 122–123.
Ibidem, s. 136.
Ibidem, s. 138.
128
Jacek Wijaczka
Powszechnie wierzono, że zawarcie paktu z diabłem opłaca się pod względem
finansowym, złe duchy bowiem przynoszą swoim czarownicom pieniądze i dbają
o ich powodzenie materialne. Z zeznań kobiet torturowanych w Nowem i najbliższej okolicy wyłania się najczęściej inny obraz, gdyż większość diabłów nie tylko
bardzo rzadko dawała pieniądze, lecz także była uboga i objadała czarownice. Anna
Jagódka od swego diabła otrzymała tylko jeden grosz, a jego samego musiała karmić
kaszą, grochem, kiszoną kapustą i czym tylko miała; poiła go również piwem57.
Czart Hans, należący do Katarzyny Oleyniczanki, zamiast jej pomagać w pracy,
przesiadywał ciągle na młynicy i nie przynosił jej nic, bo był ubogi58. Anna Krucha
dostała wprawdzie od swego czarta szóstaka, ale ten „w nico się jej obrócieł”59.
Reginę Dorszewiczową ze wsi Gruczno (1714), gdy podpisała cyrograf, diabeł zapytał: „Co wolisz, abym ja ciebie, abo ty mnie będziesz żywić”. Później przynosił
jej kołacze i gomółki60.
Ewa Świątkowska z Nowego zeznała, że dostała od swego czarta talara, którego
wymieniła u młodego Kreffta i zapłaciła nim podatek61. Natomiast zły duch należący do Krajniczki obiecywał jej na początku, że będzie jej z nim dobrze, ale tak
nie było, gdyż był ubogi, a do tego „łakomy był i pożerał jej wszystko”62. Dorota
Piotrowa zwana Kaszubką zeznała, że „ten przeklętnik” obiecywał, że będzie się
jej przy nim dobrze powodziło, ale „leda jako się miała, bo jej do rąk nic nie szło,
lepiej się przed tym miała, jeśli go dostała”63.
Łysa góra (sabat)
Udział w zgromadzeniach wyznawców diabła, czyli udział w sabatach64, był stawiany w piśmiennictwie demonologicznym XV w. jako jeden z najpoważniejszych
zarzutów wobec osób oskarżanych o herezję i czary65. Pierwszy oficjalny inkwizytor
na Niemcy, Konrad z Marburga (mianowany w 1231), stwierdził, że heretycy spotykali się na diabelskich zgromadzeniach, na których adorowano Lucyfera. Nowicjusze
57
58
59
60
61
62
63
64
65
H. Maercker, Eine polnische Starostei, s. 111.
AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 131, s. 21.
Ibidem, s. 31.
Ibidem, s. 105.
Ibidem, sygn. 130, s. 86.
Ibidem, sygn. 131, s. 44.
Ibidem, s. 66.
Na temat sabatu zob. m.in.: C. Ginzburg, Hexensabbat. ����������������������������������������
Entzifferung einer nächtlichen Geschichte, Berlin 1990. Na temat wyobrażeń sabatu w społeczeństwie wiejskim zob. m.in.: E. Biesel, Die
Pfeifer seint alle uff den baumen gesessen. Der Hexensabbat in der Vorstellungswelt einer ländlichen Bevölkerung, w: Methoden und Konzepte der historischen Hexenforschung, s. 289–302.
E. Potkowski, Haeresis et secta maleficorum. Powstanie stereotypu, w: Cultus et cognitio. Studia
z dziejów średniowiecznej kultury, Warszawa 1976, s. 474.
Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą
129
całowali w tyłek ropuchę i czarnego kota, oddawano się orgiom seksualnym, a na
Wielkanoc przyjmowano ciało Chrystusa, aby następnie wypluć je między nieczystości. W XIV w. owe diabelskie zgromadzenia nazywano już sabatem.
Około połowy XV stulecia nieznany z imienia inkwizytor sabaudzki napisał
traktat Errores Gazariorum seu illorum, qui scobam vel bacalum equitare probantu,
w którym przedstawił rozwiniętą koncepcję sabatu jako kultowego zgromadzenia
czarownic i czarowników, któremu przewodniczył osobiście sam diabeł. W trakcie
owych zgromadzeń organizowano uczty i orgie seksualne oraz oddawano diabłu
hołd. Nowi członkowie podczas pierwszego pobytu na sabacie składali diabłu przysięgę wierności i hołd. Przysięga wierności składała się, według autora traktatu,
z siedmiu punktów: 1) wierność diabłu, 2) pozyskiwanie dla sekty nowych członków,
3) zachowanie tajemnic sekty, 4) dostarczanie na sabaty ciał zabitych przez siebie
dzieci, 5) przyrzeczenie uczestnictwa w zgromadzeniach, 6) przeszkadzanie ludziom
w pożyciu małżeńskim za pomocą czarów, 7) obowiązek pomszczenia prześladowań
sekty i jej członków. Wynika z tego jasno, że składana przysięga dotyczyła przede
wszystkim herezji, odstępstwa od religii rzymskokatolickiej66.
W określonych porach roku, przede wszystkim w Noc Walpurgii (z 30 kwietnia
na 1 maja), w noc św. Jana (z 23 na 24 czerwca)67, w Boże Narodzenie, w Nowy
Rok i na Trzech Króli, a także w inne dni roku (przede wszystkim w czwartki)
czarownice spotykały się w różnych miejscach, aby tam m.in. tańczyć i brać udział
w orgiach. Spotykania te miały się odbywać przede wszystkim na szczytach różnych
gór. W Niemczech mówiono głównie o górze Blocksberg, przy czym w rzeczywistości chodziło o Brocken (1142 m n.p.m.), najwyższy szczyt w górach Harzu.
W Szwajcarii była to góra Pilatusberg, a na Węgrzech m.in. góry koło Sopron
i Tokaju68. W Polsce taką górą była położona w Górach Świętokrzyskich Łysa
Góra (Łysiec)69.
Oprócz bardziej znanych łysych gór istniały liczne góry lokalne, położone w najbliższej okolicy, gdzie zlatywały się kobiety oskarżane o czary. Miejscem owych
spotkań czarownic były także – i to o wiele częściej niż góry lub pagórki – łąki,
skrzyżowania dróg, pustkowia i dachy domów70. Często kobiety w trakcie zeznań
66
67
68
69
70
Ibidem, s. 471.
Dzień ten zajmował w dorocznym cyklu obrzędów miejsce szczególne. Letnie zrównanie dnia
z nocą lud uznawał od wieków za fakt niecodzienny i przypisywał mu wyjątkowe właściwości
magiczne. Święto to wiązano z następowaniem zmian astronomicznych, meteorologicznych, a co
za tym idzie, i gospodarczych; B. Wojciechowska, Od Godów do świętej Łucji. Obrzędy doroczne
w Polsce późnego średniowiecza, Kielce 2000, s. 91, 99.
G. Klaniczay, Der Hexensabbat im Spiegel von Zeugenaussagen in Hexen-Prozessen, „Kea. Zeitschrift für Kulturwissenschaften” 1993, s. 39.
J. Adamowski, Łysa Góra, w: Słownik stereotypów i symboli ludowych, t. 1, Kosmos, cz. 2, Ziemia, woda, podziemie, red. J. Bartmiński, S. Niebrzegowska, Lublin 1999, s. 121–122.
K. Koranyi, Łysa Góra (Studium z dziejów wierzeń ludowych w Polsce w XVII i XVIII wieku),
„Lud” 1928, t. 7, s. 60.
130
Jacek Wijaczka
przyznawały, że spotykały się nie w jednym, lecz w kilku miejscach. Podobnie
było w zeznaniach składanych przez kobiety sądzone jako czarownice przed sądem
Nowego nad Wisłą.
Łysa góra, na której bywała Elza Kucharczykowa, znajdowała się „podle Kobylego gruntu nad Wisłą na piasku białym”71. Tam tańcowała z Kasprem, a do tańca
na radle przygrywał im, oraz innym czarownicom, jeden chłop, ubrany po polsku
w czarne szaty. Nie mogła jednak poznać, kim on był, ponieważ twarz miał zasłoniętą
taftą72. Na owej łysej górze była na św. Jana. Były tam również inne czarownice,
które, podobnie jak grajek, twarze miały pozasłaniane taftą. W ciągu 12 lat każdego
roku dwukrotnie była na łysej górze.
Maryna Gałganowa bywała na łysej górze znajdującej się pod zamkiem nowskim73.
Bywał tam również jej mąż, który zeznał, że inna łysa góra znajdowała się pod Świeciem74. Anna Krucha bywała na łysej górze znajdującej się na dworznicy za zamkiem,
trzy razy w roku, raz po poście, drugi raz na Boże Ciało, a trzeci na św. Jana75.
Regina Krajniczka bywała na łysej górze znajdującej się koło klasztoru pelplińskiego. Widziała tam również inne kobiety, ale nie wie, kim one były, „bo się barwami zakrywały”, poza tym ona jest uboga, w związku z tym „kole kuchnie tłukła
i pomywała”. Spotkania na łysej górze odbywały się na św. Jana i na św. Krzyża
(14 września). Pijano tam z kufelków pięknych. Bywała także na drugiej łysej górze,
mieszczącej się pod Lalkowami. Do tańca grał im na świderku chłop z Bochlina,
którego już za to spalono76.
Dorota Kaszubka bywała każdego roku w dzień św. Jana na łysej górze znajdującej się między Smętówkiem a Lalkowami. Grywał im tam do tańca chłop
z Kamionki, którego nie znała, ale grał on „podle”77.
Marianna Rogalska na tej łysej górze była cztery razy, na św. Jana i na Boże
Ciało. Zeznała też, że sabaty odbywały się na szańcu na dworznicach, a także tam,
gdzie winduga, czyli w miejscu nad Wisłą, gdzie gromadzono drewno do spławu.
Dodała, że na łysej górze był śliczny pałac, malowany w koła. Bywało tam tak wiele
czarownic, że „ich okiem nie mogła przejrzeć”. Większości z nich nie poznała, bo
miały pozakrywane twarze:
Gdy się już na łysej górze ucieszyły, wstąpił kozioł na stół i otrząsnąwszy się, rzekł:
już też czas przestać, a w tym siadł czart jeden w postaci białogłowskiej przy stole,
71
72
73
74
75
76
77
AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 131, s. 8.
Ibidem.
Ibidem, s. 23.
Ibidem, s. 26.
Ibidem, s. 31.
Ibidem, s. 45.
Ibidem, s. 67.
Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą
131
któremu się każda składała według możności, ona mu tylko trojak dała; ten czart był
czerwono przybrany, a po oddaniu kontrybucji każda się w drogę brała78.
Do tańca grał im chłop Jan, mieszkający w Kończycach u Wróbla. Grał na
drewnianych gwoździach wbitych w ścianę. Tłukąc i bijąc w te gwoździe, „tak
skoczną sprawował melodyją, jakby na cymbale grał”. Chłop ów chodził ubrany
w białą „kamzelę”79.
Marianna Kowalka, zapytana przez sąd, czy bywała na łysej górze, odparła,
że raz była na takiej górze znajdującej się pod Świeciem na zameczku starym.
Pito ze złotych kubków. Bywały tam w wigilię Bożego Ciała, Wniebowstąpienia
i św. Jana80.
Ewa Świątkowska z Nowego na łysej górze bywała „na dworznicach, na Windole,
na Bakałarzowej górze”81, a podczas sabatu była kucharką. Oprócz niej spotykały się
tam Ignacówna Kwaśna i Hesia Wolescanka. Było tam wiele innych kobiet, ale tych
nie znała, ponieważ się „płaszczykami pozakrywały i zasłony miały na głowie”. Na
łysej górze do tańca przygrywał im siwy chłop na radle i tańcowali jak na weselu.
Jadły tam jaja, świnie mięso i marchew82. Na łysej górze była tylko dwa razy, raz
na św. Marcina, a drugi na św. Jana. Bogatszym niż ona czarownicom dawano na
łysej górze kołacze i mięso83.
Jadwiga Michałkowa w św. Jana roku ubiegłego (1711) była na łysej górze
znajdującej się za szpitalem, „tam gdzie się drogi dzielą do Borowego Młyna i do
Milewka, i tam tańcowała, piła i jadła”. Zabrała stamtąd picie i jedzenie oraz srebrne
kubki, ale w domu okazało się, że „to końskie bobki i węgle beły, a napój był krowi
mokrz, a srebro skorupy od gęsich jaj”84. Powiedziała następnie sędziom, że diabli
w różnych odzieniach bywają na łysej górze, „osiarpani i w pięknych sukniach”,
bo kiedy diabłu czarownica da jakąś robotę, np. kopać czy wycinać, a podrze diabeł
przy tym suknię, to musi mu czarownica inną kupić. Zeznała, że jeśli ktoś, jedząc
jajka, nie przebije łupiny albo jej nie skruszy, to z tego mają na łysej górze puchary
i srebrne kubki. Na łysej górze czarownice bywają w każdy pierwszy czwartek
nowego miesiąca przed „miesiączną niedzielą”85.
Regina Dorszewiczowa zeznała w 1714 r., że łysa góra była w Paniach (?),
gdzie kamienie leżą, te kamienie mieli za stół, przy którym czarownice piły piwo
i wino oraz jadały szkapie nogi. Bywały tam wraz z nią matka i siostra Szymka oraz
Karczmarka (Kaczmarka). Zlatywało się tam wiele innych czarownic, jednak ich
78
79
80
81
82
83
84
85
Ibidem, s. 71.
Ibidem, s. 72.
Ibidem, sygn. 130, s. 83.
Ibidem, s. 85.
Ibidem, s. 86.
Ibidem, s. 87.
Ibidem, s. 91.
Ibidem, s. 97.
132
Jacek Wijaczka
nie znała. Bywała tam we czwartki, w Boże Ciało, a także wtedy, „gdy największe
święta”86.
Anna Wincentka bywała na łysej górze wraz z innymi kobietami. Do tańca
grywał im na radle nieboszczyk Stach. Pewnego razu porwała z łysej góry kubek;
„rozumiała, że złocisty beł, a jak to przyniosła do domu, to łupina od jaja beła,
a miasto złota to żółtkiem od tego jaja bieł potarty”87.
Pasturka w 1747 r. przyznała, że łysa góra znajdowała się w izbie u Barbary
Drąszkowej, która była ich królową, więc u niej wszystkie czarownice się spotykały,
jako że leżała w łóżku chora88.
Na początku średniowiecza Kościół rzymskokatolicki oficjalnie utrzymywał,
że zjawisko latania czarownic w powietrzu jest iluzją tworzoną przez diabła. Na
piśmie uwidocznione to zostało w tzw. Canon episcopi, który po raz pierwszy
pojawił się około 906 r. w napisanej w Trewirze pracy Libri duo de synodalibus
causis et ecclesiasticis disciplinis. Stwierdzano w nim, że powietrzne nocne loty
kobiet w orszaku pogańskiej bogini Diany to iluzja i nie należy w to wierzyć89.
Ów zbiór prawa przygotowany był tylko dla diecezji trewirskiej, natomiast ponadregionalnego znaczenia nabrał dzięki temu, że został umieszczony przez Burcharda z Wormacji (965–1025) w jego Decretum, a po pewnym czasie trafił do
zbioru prawa kościelnego napisanego przez Gratiana, Corpus Juris Canonici,
który obowiązywał do 1918 r.90
W X–XIII w. Kościół zakazał wiary w to, że loty czarownic rzeczywiście się
zdarzają. W XIV w. stanowisko to jednak się zmieniło i po 1480 r. należało już
w nie wierzyć. Za herezję uważano brak wiary w to, że czarownice faktycznie latają.
Wiarę w nocne loty czarownic wśród społeczeństwa umacniała również sztuka.
Najwcześniejsze przedstawienia ikonograficzne ukazują czarownice jako kobiety
latające na dzikich zwierzętach. Malowidła ścienne w kilku kościołach duńskich,
pochodzące z lat 1540–1542, przedstawiają z kolei kobiety lecące na grzbietach
demonów.
Aby się unieść w przestworza, czarownice najczęściej używały czarodziejskiej
maści, którą wcierały w skórę i dzięki temu mogły latać. Najczęściej ową maść
przygotowywały nie same, lecz otrzymywały od diabła, który robił ją np. z tłuszczu
ugotowanych nowo narodzonych dzieci. Tłuszcz ten stanowił główny składnik
owych maści91. Według innej receptury do przygotowania czarodziejskiej mikstury
86
87
88
89
90
91
Ibidem, s. 105.
Ibidem, s. 110.
Ibidem, s. 137.
W. Tschacher, Der Flug durch die Luft zwischen Illusionstheorie und Realitätbeweis. Studien zum
sog. Canon Episcopi und zum Hexenflug, „Zeitschrift der Savingy-Stiftung für Rechtsgeschichte”
t. 116, Kanonistische Abteilung 1999, t. 85, s. 225–276.
W. Schild, Die Maleficia der Hexenleut`, Rothenburg o. d. T. 1997, s. 66.
D. i G. Bandini, Kleines Lexikon des Hexenwesens, München 1999, s. 164.
Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą
133
potrzebna była ropucha, którą karmiono ukradzioną hostią, a następnie palono.
Powstały popiół mieszano z krwią nieochrzczonego jeszcze dziecka, z różnymi
ziołami i zmielonymi kośćmi wisielca92.
Elza Kucharczykowa na łysą górę docierała drogą powietrzną, niesiona przez swojego
diabła93. Z kolei Gałgan na łysą górę znajdującą się pod Świeciem pojechał w kolasie
zaprzężonej w cztery konie94. Anna Krucha na łysą górę miała się dostawać, gdy nasmarowała się maścią i wylatywała przez komin. Twierdziła jednak przed sądem, że
tak naprawdę „to ich diabeł niesie i tak długo czeka, aż się wszystkie zlecą”95. Regina
Krajniczka na łysą górę jeździła na szkapie96. Marianna Rogalska, aby tam się dostać,
wylatywała kominem, nasmarowawszy się szarą maścią „nabytą” od Magdaleny Ruskowej97. Natomiast Mariannę Kowalkę, która – jak zeznała – na łysej górze była tylko
„prostą czarownicą”, diabeł tam nosił, ale inne czarownice jeździły na sabat w karecie98.
Gdy na łysą górę miała się udać Ewa Świątkowska z Nowego, to smarowała się maścią,
którą przechowywała w garnuszku99. Regina Dorszewiczowa z kolei smarowała się
maścią dostarczaną jej przez diabła, którą chowała w kominie w sieni100.
Na łysej górze, jak wynika z zeznań złożonych przez kobiety w trakcie przesłuchań przed sądem nowskim, wśród czarownic panowała hierarchia. Marta Stępkowa
zeznała, że najważniejszą czarownicą na łysej górze znajdującej się „nad Kobylim
gruntem” była Byksmacherowa, czego przejawem było to, że „pięciu diabłów po
pańsku ubranych koło niej stojało”101. Królową czarownic miała być również Karczmarka (Kaczmarka), która – ubrana w czerwony adamaszek – siedziała na złocistym
krześle. Na łysą górę jeździła, jak to królowa, w karcie zaprzężonej w sześć czarnych
koni102. Królową była również Barbara Drąszkowa. Ponieważ leżała w łóżku chora, to
łysa góra znajdowała się u niej w izbie i tam wszystkie czarownice się spotykały103.
Bywająca tam Pasturka zeznała, że u Drąszkowej, kiedy były u niej „na uciesze”,
w nocy było tak samo widno jak w dzień. Sama Drąszkowa, jako królowa, miała aż
siedmiu diabłów i jeździła w karecie zaprzężonej w sześć koni.
92
W. Jilg, „Hexe” und „Hexerei” als kultur- und religionsgeschichtlisches Phänomen, w: Teufelsglaube und Hexenprozesse, wyd. G. Schweiger, München 1987, s. 47–48.
93
AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 131, s. 8.
94
Ibidem, s. 26.
95
Ibidem, s. 32.
96
Ibidem, s. 45.
97
Ibidem, s. 71.
98
Ibidem, s. 83.
99
Ibidem, s. 87.
100
Ibidem, s. 105.
101
Ibidem, s. 77.
102
Ibidem, s. 105.
103
Ibidem, s. 137.
134
Jacek Wijaczka
Marianna Rogalska natomiast na łysej górze była kucharką. Gotowała w wielkich
spiżowych garnkach i podawała potrawy na stół104. Kucharką miała być również Ewa
Świątkowska105. Według Barbary Jakubki inne czarownice nie chciały jej „między
się na łysą górę przyjąć, bo była uboga”106.
Wygląd i imiona diabła (złego ducha)
Diabeł w kulturze ludowej Europy wczesnonowożytnej jawił się jako coś namacalnego, rzeczywistego, przyczyna wszystkich konkretnych nieszczęść nękających
najniższe warstwy społeczne, takich jak niedostatek, burze, gradobicia, choroby
ludzi, zwierząt itd. W odróżnieniu od „uczonych” przedstawień diabła, jego ludowa wersja jawiła się niezbyt skomplikowanie: był czarny, miał rogi i ogon, stopy
rozszczepione albo kozie, ogniste ślepia, włosy na ciele i towarzyszył mu odór
siarki107.
Jak pisał Jan Stanisław Bystroń:
Diabeł, jeśli w ogóle chodzi w ludzkim ubiorze, to już najczęściej w obcym. Rzecz
to zupełnie zrozumiała: grupa własna jest dobra, tradycyjny ubiór narodowy jest
piękny, właściwy, dobry, trudno więc sobie wyobrazić złego ducha w takim stroju;
natomiast już za granicą zaczynają się wpływy diabelskie, obcy pozostają w nim
w związku, pochodzą odeń, są jego sługami itd., nic więc dziwnego, że diabeł
ukazuje się w obcym ubiorze. Spotykamy się z tym zjawiskiem dość powszechnie:
w Holandii diabeł chadzał w hiszpańskim stroju, a więc w stroju najeźdźcy, dawni
Prusacy wyobrażali sobie diabła w polskim ubiorze, w Polsce zaś diabeł w kusym
niemieckim ubraniu jest bardzo powszechnie spotykany. „Zakochał się jak diabeł
w niemieckim stroju” – mówi przysłowie108.
Zadziwiająca jest mnogość wyglądu diabła (złego ducha) i noszonych przez niego
imion. Oprócz klasycznych, takich jak Lucyfer i Belzebub, pojawiały się bardzo
często zwykłe imiona, które były powszechnie używane wśród mieszkańców danego
regionu. Interesujące ze społecznego punktu widzenia jest również to, że niekiedy
imię diabelskie pojawiało się z dodatkiem „Juncker”, bo stawiało to czarta na jednej
płaszczyźnie ze szlachtą, zwłaszcza wtedy, gdy opis noszonego przez niego ubrania
przypominał odzienie szlacheckie. Manfred Wilde wątpił jednak, że musiało to
oznaczać odzwierciedlenie ówczesnych napięć społecznych109.
104
Ibidem, s. 72.
Ibidem, s. 85.
106
Ibidem, s. 123.
107
A. M. di Nola, Diabeł, wyd. 2, Kraków 2000, s. 318.
108
J. S. Bystroń, Megalomania narodowa, Warszawa 1995, s. 178–179.
109
M. Wilde, Die Zauberei- und Hexenprozesse in Kursachsen, Köln–Weimar–Wien 2003, s. 269.
105
Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą
135
Diabeł pojawiał się pod różnymi postaciami i w różnych strojach. W Rzeczypospolitej raz był ubrany jak polski szlachcic, innym razem pojawiał się w stroju
niemieckim. Polakom jawił się on prawie zawsze jako Niemiec:
[...] najczęściej w postaci niemczyka, z harcapem, w stosownym kapeluszu, z orlikowatym nosem, koziemi lub kurzemi nogami i niemal zawsze w czerwonych portkach
i czarnym kusym fraku. Trzeba dobrze uważać, gdy się w postaci człowieka ukaże,
i stąd go łatwo poznać, że nie ma dziurek w nosie110.
Wiara w obecność diabła wśród współczesnych była powszechna. Jedne diabły były
bogate, inne biedne, jak choćby diabeł, którego posiadała Hanka ze wsi Lalkowy111.
Elza Kucharczykowa z Nowego zeznała, że diabeł Kasper przeszkadzał jej zawsze, gdy
robiła masło, i to tak skutecznie, że go nigdy nie zrobiła. Ów diabeł był bardzo ubogi,
tak że nic jej nie dawał; mało tego, to ona musiała go karmić, bo nie miał co jeść112.
Diabeł Małgorzaty Tiburkowej pojawiał się u niej w polskich szatach, a gdy leżała
w małżeńskim łożu, po jednej stronie leżał jej mąż, a po drugiej diabelski kochanek113.
Diabeł, który pojawiał się u drugiej oskarżonej w tym samym procesie, nosił niemieckie
szaty w kolorze brązowym114. Diabeł imieniem Marks, należący do Ewy z Dąbrówki,
nosił w 1671 r. polskie szaty115. Diabła ze złotymi rogami miała mieć Komisarka alias
Czechnicka116. Marcinek to z kolei imię diabła, który pozostawał na usługach Trudy
Kalickiej. Nie tylko chodził w szatach niemieckich, lecz także mówił po niemiecku117.
Niemieckim diabłem był naturalnie zły duch należący do Wellderings, która sama była
Niemką. Chodził ubrany na modłę niemiecką i „pod piórem czarnym”, a na imię miał
Jochim118. Diabeł należący do Polki, Ali Kieskiej, chodził w polskich szatach119.
Kobiety sądzone w procesach o czary przed sądem Nowego wymieniły w zeznaniach z imienia lub nazwiska 48 diabłów. Nosili oni następujące imiona: Janek
(Jan, Jaś – 8 razy), Marcin (Marcinek, 5), Józwa (4), Kuba (4), Rokitka (2), Joachim
(2), Michał (2), Paweł (2), Marks, Kasper, Hans, Jerzy, Mikołaj, Bartosz, Garbal,
Boruta, Grześ, Piotr, Franciszek, Filipek, Frącek i Wojtek. Dwóch diabłów zostało
wymienionych nie z imienia, lecz z nazwiska: Bzowski i Rokicki.
W jednym przypadku pojawił się w zeznaniach diabeł o wyraźnie niemieckim
imieniu Hans. Miała go Oleyniczanka, której usługiwał również drugi diabeł,
o imieniu Janek.
110
Cyt. za: Z. Benedyktowicz, Portrety „obcego“. Od stereotypu do symbolu, Kraków 2000, s. 140.
AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 1, s. 338.
112
Ibidem, sygn. 131, s. 13.
113
H. Maercker, Eine polnische Starostei, s. 111.
114
Ibidem.
115
AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 1, s. 338.
116
Ibidem.
117
Ibidem, s. 343.
118
Ibidem, s. 344, 346.
119
Ibidem, s. 343.
111
136
Jacek Wijaczka
O szesnastu z nich wiemy, że chodzili ubrani po polsku, a o dziecięciu, że nosili
się z niemiecka. Trzech diabłów należących do Kaczmarki chodziło ubranych po
francusku. Opisy strojów diabelskich są zazwyczaj bardzo krótkie: „niemieckie
brązowe szaty”, „po polsku w czarnych szatach chodzi”, „chodzi w ubraniu na
modłę niemiecką”. Jedynie czasami opis stroju jest trochę barwniejszy: „strojny
pan po polsku w błękitnej sukni, a w czerwonej czapce”, „ubrany po szlachecku
w czerwonym stroju”. O diablicy Mariannie wiemy, że była ubrana w czarną suknię,
w zielony kabat i błękitną sznurówkę.
Wyrok
Kara śmierci
Czarowników i czarownice karano śmiercią na mocy obowiązującego w Prusach
Królewskich prawa chełmińskiego. Prawo starochełmińskie przejęło postanowienie
w tej kwestii ze Zwierciadła saskiego i wiązało czary z herezją, a artykuł mówiący
o tym brzmiał następująco:
To jest o czarownikach i o czarownicach, czy to są kobiety, czy mężczyźni, którzy
zajmują się czarami, i którzy potrafią i uprawiają to, że słowami przywołują do siebie
diabła. Tych wszystkich należy spalić albo zabić taką śmiercią, jaką sędzia wybierze,
która jest surowsza i wymyślniejsza niż tamte. W taki sposób powinien im sędzia odebrać życie, ponieważ wyrzekli się oni naszego Pana Boga i oddali się diabłu. A tym,
którzy o tym wiedzą i przemilczają, oraz tym, którzy do tego namawiają, albo w tym
pomagają, jeżeli im się to udowodni, jak prawo wymaga, tym należy ściąć głowę120.
Podczas kolejnych kodyfikacji prawa chełmińskiego w pewien sposób zmienił
się stosunek do uprawiania czarów. Zaczęto przywiązywać większą wagę do materialnych szkód wyrządzanych w ich wyniku121.
W Prusach Królewskich w XVI–XVIII w. procesy o czary toczyły się przede
wszystkim przed sądami miejskimi. Król August II reskryptem wydanym w Malborku
5 maja 1703 r., na prośbę biskupa włocławskiego Krzysztofa Antoniego Szembeka,
nakazywał magistratom świeckim sądzić sprawy tego rodzaju dopiero po uprzednim
ich rozpatrzeniu przez władze kościelne122. Za nieprzestrzeganie tego zarządzenia
sędziom miejskim groziła kara grzywny w wysokości 1000 dukatów, a członkom
sądów wiejskich kara śmierci123. Zarządzenia tego jednak nie przestrzegano.
120
Prawo starochełmińskie 1584 (1394), red. W. Maisel, Z. Zdrójkowski, przeł. A. Bzdęga, A. Gaca,
Toruń 1985, s. 164.
121
D. Janicka, Prawo karne w trzech rewizjach prawa chełmińskiego, Toruń 1992, s. 77.
122
H. Karbownik, Sprawa prowadzenia procesów o czary w przedrozbiorowej Polsce w świetle ówczesnego prawa kanonicznego i polskiego, „Kościół i Prawo” 1998, t. 13, s. 165–174.
123
J. Tazbir, Szlachta i teologowie. Studia z dziejów polskiej kontrreformacji, Warszawa 1987, s. 161.
Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą
137
Dnia 11 kwietnia 1699 r., jak już wspomnieliśmy, biskup włocławski Stanisław
Dąbski wydał edykt zabraniający stosowania tortur w tych procesach o czary, w których oskarżenia opierały się jedynie na denuncjacjach i plotkach. Także tzw. próbę
wody uznał biskup za niedopuszczalną. Ponadto nakazywał, aby przed przystąpieniem
do tortur każdy sędzia skontaktował się w tej sprawie z oficjałem biskupim, który ze
swej strony sporządzi relację dla biskupa. Sędziowie świeccy powinni zasięgać rady
teologów, a poza tym powinni się zajmować takimi przestępstwami jak morderstwa,
rabunki, kradzieże, a nie sprawami tak trudnymi do udowodnienia jak oskarżenia
o czary. Biskup groził, że sędziowie nieprzestrzegający tego rozporządzenia zostaną
wykluczeni z Kościoła katolickiego. Zalecił, aby przybito tekst jego rozporządzenia
na drzwiach kościołów, aby społeczeństwo diecezji zostało poinformowane o wydaniu edyktu124. Pożądanego skutku Dąbskiemu jednak nie udało się odnieść, o czym
świadczą liczne procesy o czary przed sądami świeckimi w latach następnych.
Kolejne rozporządzenie dotyczące postępowania podczas procesów o czary opublikował po polsku we Włocławku 26 września 1727 r. tamtejszy biskup Krzysztof Antoni
Szembek (1720–1739). Rozesłał je do wszystkich parafii, gdzie często odczytywano
je z ambon, aby wszystkich zapoznać z jego treścią125. Jako druk rozporządzenie to
zostało opublikowane dopiero 20 lat później. Czytamy w nim m.in.:
Straszna rzecz słyszeć! jako każdego roku białegłowy bez fundamentu o gusła i czary
na różnych miejscach obwiniają. Straszniejsza!, że niedoskonali sędziowie nie tylko
w prawie nie biegli, lecz często czytać nie umiejący, na kontempt zwierzchności kościelnej i statutów Rzeczypospolitej, na wzgardę dekretów, reskryptów królewskich,
bez dokładu urzędu naszego duchownego (którego własność jest w takowe wglądać
sprawy i one rozsądzać), z szczególnej tylko suspicyi, albo osławienia, z babskich
zobopólnych kłótni i swarów, czy też jakiejkolwiek powieści i wywoływania zmyślonych (jako doznajemy, pożal się Boże) opętanych126.
Biskup Szembek, bojąc się, aby za takie bezprawne postępowanie wobec oskarżonych o czary Bóg nie pokarał całego Królestwa Polskiego, postanowił zakazać
wszystkim, a przede wszystkim sędziom, oskarżycielom i denuncjatorom, „pod
klątwą i innemi winami: aby się w takowe sądy, dekreta, bez dokładu zwierzchności
naszej duchownej nie wdawali”127. Ostrzegał także duchownych swojej diecezji, że
gdyby któryś z nich w dochodzeniu prawdy:
[...] jakie lenistwo pokazał per dissimulationem, albo takim ludziom poświadczał,
pokazując, że wierzy takowym baśniom, nie doniósłszy tego zwierzchności duchownej, albo się przechwalał, że z wejrzenia umie czarownice poznawać, niech
124
J. Kaufmann, Die Stellung der Kirche, s. 59–69.
Andere Catholische Verordnungen und Anmerkungen vom Hexen-Prozesse, w: Preußische Sammlung
allerei bisher ungedruckten Urkunden, Nachrichten und Abhandlungen, t. 1, Danzig 1747, s. 584.
126
Monumenta historica dioeceseos Wladislaviensis, z. 5, Wladislaviae 1885, s. 16.
127
Ibidem, s. 17.
125
138
Jacek Wijaczka
wie, że nie tylko na sumieniu nie będzie wolny, ale też od sądu naszego popadnie
słuszną naganą128.
Prawdziwym zaś opętanym, jeśli się w ogóle tacy znajdą, według biskupa Szembeka pomogą zwyczajne w Kościele rzymskokatolickim egzorcyzmy, które w razie
potrzeby każdy kapłan może odprawić129.
Uniewinnienie
Dnia 30 lipca 1671 r. sędziowie wydali werdykt w sprawie Marianny Wellerdings:
ponieważ była brzemienna i do niczego się nie przyznała, sąd nakazał złożyć jej
następującą przysięgę:
Ja, Marianna, przysięgam Panu Bogu w Trójcy św. jedynemu, żem nigdy z diabłem
sprawy nie miała, anim z nim pospolitowała, nie chcę mieć ani też pospolitować, ale
tak z Bogiem pierwszy ślub, to jest chrzest święty, chcę wiernie aż do końca wieku
mego dotrzymać, nikomu szkody, tak przez się jako przez kogo inszego czynić, tak
mi Panie Boże dopomóż i wszyscy święci130.
Po złożeniu przysięgi wypuszczono ją do domu.
Przybyły do Smętówka sąd nowski sądził od 1 sierpnia 1701 r. oskarżoną o uprawianie czarów mieszkankę tejże wsi Annę Jurkową Malinową, a oskarżycielami
byli właściciel oraz trzech chłopów z tejże wsi: Jan Rochald (liczący 29 lat), Jurek
Łoltyn (lat 30) oraz Maciej Kanis (około 24 lat). Oddana na tortury, nie przyznała
się do wyrządzenia oskarżycielom jakichkolwiek szkód. Na drugie tortury oddano
ją następnego dnia. Nie przyznała się do niczego, podobnie jak 3 sierpnia, kiedy
torturowano ją po raz trzeci131. Wyrok zapadł 5 sierpnia 1701 r. Sąd uznał, że ponieważ oskarżona kobieta wytrzymała trzykrotne tortury i nie przyznała się do tego,
że była czarownicą i wyrządziła jakiekolwiek szkody oskarżającym ją osobom, to
sędziom nie pozostało nic innego jak publicznie stwierdzić, że Anna Jurkowa Malinowa „przy uporze swoim jakoż zostawała, tak i zostaje, za czym tedy Uczciwy
Sąd Nowski podług prawa i świętej sprawiedliwości nie uznając ją śmierci być
winną”, postanowił ją uwolnić132.
Martę Stępkową sąd (1706) chciał wprawdzie ukarać za „takowe występne akcyje”, ale nie mógł tego uczynić, gdyż oskarżona oświadczyła, że jest w ciąży. Sąd
postanowił jednak, aby przysięgła na miecz katowski, że się nigdy nie będzie mściła
na żadnych osobach „tak zamkowej, jako i miejskiej zwierzchności” oraz postanowił
wygnać ją z miasta. Zabroniono jej również pojawiać się „bliżej od miasta nad
mil sześć wszerz i wzdłuż”, a gdyby w czymkolwiek złamała tę przysięgę, to „bez
128
Ibidem, s. 19.
Ibidem.
130
Ibidem, s. 349.
131
Ibidem, s. 49.
132
Ibidem, s. 50.
129
Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą
139
wszelkiej zwłoki i respektu ogniem ma być na życiu ukaraną, które że wypełniła
przysięgę odgajona wiecznymi czasy od miasta”133.
Ucieczki z więzienia
Niektóre kobiety ze strachu przed torturami decydowały się na ucieczkę z miejsca
uwięzienia, choć szanse powodzenia były niewielkie, a nawet jeśli ucieczka się powiodła, to taka kobieta była skazana na poniewierkę i ubóstwo. Dlatego wiele kobiet
wracało po pewnym czasie do domu. Na ucieczkę zdecydowała się w 1646 r. oskarżona
o uprawianie czarów Anna Koniarka. Postawiono ją przed sądem i torturowano. Jednej
nocy jednak „z łańcucha i z więzienia wyłamawszy się, uciekła, przez co się już winną
podała”134. Uciekinierka po roku wróciła jednak do miasta i ponownie została oddana
przez radę miejską w ręce sądu. Teraz oskarżono ją nie tylko o owe wcześniejsze „złe
uczynki”, lecz także o ucieczkę. Ponownie torturowana, przyznała się do zarzucanych jej czynów, co potwierdzili też świadkowie. Została skazana na karę śmierci
i już „miała być na gardle karana”, gdy sędziowie zmienili zdanie i „nadzieję sobie
o poprawki żywota jej czyniąc”, darowali jej życie, ale nakazali opuszczenie miasta
i starostwa nowskiego pod karą gardła. Koniarka musiała też złożyć przysięgę, że
ani w mieście, ani w starostwie się nie pojawi oraz że nie będzie się mściła. Przysięgi
jednak nie dotrzymała i kilka lat później wróciła do miasta. Mało tego, odważyła
się „ludziom różnej kondycyi, tak w mieście, jako i koło miasta a pogranicznym, na
zdrowiu i dobytkach jego szkodzić”135, co zostało potwierdzone przed sądem przez
kilku świadków. Sądowi nie pozostało nic innego jak „przychylając się do prawa
pospolitego, które ludzi takowych uczynków dwu albo trzech wiary godnych przysięgać przekonanych, ogniem karać nakazuje”136. Wyrok zapadł 1 lipca 1653 r. i tego
samego jeszcze dnia Anna Koniarka spłonęła na stosie137.
Marianna Kowalka z Płochocina po złożeniu zeznań 2 września 1709 r. została
odprowadzona do więzienia, skąd uciekła. Ucieczka nie powiodła się jednak, została
schwytana i już 11 września ponownie postawiona przed obliczem sądu nowskiego
w Płochocinie138.
133
Ibidem, s. 78.
AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 1, s. 334.
135
Ibidem.
136
Ibidem, s. 335.
137
Ibidem.
138
Ibidem, sygn. 130, s. 81–82.
134
140
Jacek Wijaczka
Mężczyźni jako ofiary procesów o czary
Przez długie lata w centrum badań nad procesami o czary w czasach wczesnonowożytnych w Europie pozostawały kobiety, gdyż to głównie one były oskarżane
o paranie się czarami i konszachty z diabłem. I to one przede wszystkim trafiały na
stosy. Oczywiście mężczyźni w każdym procesie o czary odgrywali ogromną rolę,
przede wszystkim jako sędziowie, ławnicy, kaci, adwokaci, demonolodzy, spowiednicy, oskarżyciele, świadkowie, a także obrońcy lub przeciwnicy polowań na czarownice139. Z biegiem lat jednak również i oni stali się ofiarami pomówień o czary140.
Mężczyznom o wiele łatwiej było się obronić przeciw zarzutowi o uprawianie
czarów i mieli większe szanse, aby przeżyć wytoczony im w tej sprawie proces.
O wiele większą liczbę kobiet oskarżanych i skazanych na śmierć za czary w Rzeczypospolitej już w XVII w. tłumaczono m.in. tym, że w ówczesnym społeczeństwie
były one bardziej bezbronne141. Poza tym, jeśli przyjrzeć się magii ludowej, to widać
wyraźnie, że była ona podzielona. Kobiety dominowały w obszarze magii związanej
z narodzinami, śmiercią, miłością i rozmnażaniem, a także spisków z duchami i demonami oraz praktyk, których celem było przepowiadanie przyszłości. Natomiast
magia męska zorientowana była o wiele częściej na praktyki dnia codziennego,
m.in. ochronę pól i plonów142. To powodowało, że męskie umiejętności czarowania
były uważane za bardziej przejrzyste i mniej tajemnicze niż umiejętności kobiet.
Dlatego zapewne mężczyźni rzadziej byli oskarżani.
Poza tym mężczyźni w demonologii i praktyce polowań na czarownice nie byli
w takim samym stopniu obwiniani jak kobiety o dewiacje seksualne. Mieli przechodzić
do obozu diabła nie pod wpływem uprawiania z nim seksu, lecz z powodu utraty wiary143.
W przeciwieństwie do kobiet, nie zostali zredukowani do ciała i seksualności.
Mężczyzn oskarżonych o bycie czarownikiem spotykamy również w procesach
prowadzonych przez sąd Nowego, ale nie w takiej liczbie jak kobiety. W 1690 r. są139
E. Labouvie, Männer im Hexenprozeß. Zur Sozialantropologhie eines „männlichen” Verständnisses von Magie und Hexerei, w: Hexenverfolgung in der dörflichen Gesellschaft, wyd. W. Schieder,
Göttingen 1990, s. 56–78.
140
Ostatnio na temat mężczyzn jako ofiar polowania na czarownice pisali m.in.: R. Schulte, Hexenmeister: Männliche Opfer in der Hexenverfolgung. Realitäten und Rezeption, w: Realität und
Mythos: Hexenverfolgung und Rezeptionsgeschichte, wyd. K. Moeller, B. Schmidt, Hamburg
2003, s. 203–224; J. Wijaczka, Mężczyźni jako ofiary procesów o czary przed sądem łobżenickim
w drugiej połowie XVII wieku, „Czasy Nowożytne” 2004, t. 17, s. 17–30.
141
J. Tazbir, Procesy o czary, „Odrodzenie i Reformacja w Polsce” 1978, t. 23, s. 169.
142
E. Labouvie, Perspektivenwechsel. Magische Domänen von Frauen und Männern in Volksmagie
und Hexerei aus der Sicht der Geschlechtergeschichte, w: Geschlecht, Magie und Hexenverfolgung, wyd. I. Ahrendt-Schulte, D. R. Bauer, S. Lorenz, J. M. Schmidt, Bielefeld 2002, s. 46.
143
R. Schulte, Hexenmeister. Die Verfolgung von Männern im Rahmen der Hexenverfolgung von
1530–1730 im Alten Reich, wyd. 2, Frankfurt am Main 2001, s. 265.
Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą
141
dzona za czary Katarzyna Oleyniczanka „powołała” małżeństwo Gałganów, Marynę
i Jakuba. Przed oblicze sądu Jakub Gałgan trafił 25 października 1690 r. Dobrowolne
przesłuchanie nie przyniosło skutku pożądanego przez sędziów, oskarżonego oddano
więc na tortury. W ich trakcie Gałgan przyznał się do posiadania diablicy imieniem
Marianna. „Dostał” ją, gdy szedł z Nowego do wsi Frąca. Było to wkrótce po spaleniu
jako czarownicy jego rodzonej siostry. Diablica zaraz po pojawieniu się obłapiła go,
„po tym z nią pospolitował”. Była ubrana w czarną suknię, w zielony kabat i błękitną
sznurówkę. Była zawsze przy nim, ślubowała być mu żoną, a „pospolitował” z nią trzy
razy. Bywał na łysej górze znajdującej się za zamkiem nowskim, a wraz z nim były
tam również czarownice, a mianowicie stara Czajkowa i Wawrzyńcowa z Rybaków,
której mąż „przy przewozie robi”. On grywał czarownicom do tańca na świderku,
a Grzywacz z Komorska na „goździku”. Grzywacz bywał również na łysej górze pod
Świeciem, na którą kiedyś przyjechał w kolasie zaprzężonej w cztery konie i wziął
do niej Gałgana. Grzywacz także posiadał własną diablicę. Gałgan przyznał, że wraz
z czarownicami zadusił jedną krowę należącą do mielcarza dworskiego, którą potem
zjedli na łysej górze. Pił też miód ze srebrnych kubków. Na koniec przesłuchania
oświadczył, że na łysej górze pod Świeciem mieszkała jeszcze gburka z Komorska,
która miała męża i mieszkała za kościołem144. Sędziowie, chcąc sprawdzić wiarygodność jego zeznań, kazali katu go „pociągnąć”.
Drugie tortury Gałgana rozpoczęły się następnego dnia (26 października) rano
o godzinie 900. W ich trakcie dodał do tego, co oświadczył poprzedniego dnia, że
na łysej górze do tańca grał czarownicom na radle jakiś chłop, ale go „nie znał, bo
miał oczy zasłonione”. Potwierdził, że jego diablica „wszędy przy nim była, której
się nie mógł odegnać”. Tylko wtedy diablica do niego dostępu nie miała, kiedy
miał na sobie „wianek z monstranciej”. Kiedy szedł do spowiedzi w takim wianku,
to diablica nie miała do niego dostępu, ale nigdy księdzu się nie wyspowiadał, że
utrzymuje kontakty z ową diablicą. Powołał ponownie wymienione już wcześniej
kobiety145. Tego samego dnia po południu, o godzinie 400, torturowano go po raz
trzeci. Potwierdził swe wcześniejsze zeznania i powołał jeszcze jako czarownice
Jankową i Marynę Czartkową146.
Nie znamy żadnego z wyroków w procesie, w trakcie którego sądzony był Jakub
Gałgan, można jednak przyjąć, że ponieważ wszystkie oskarżone osoby przyznały
się do bywania na łysej górze, szkodzenia innym ludziom, to wyrok mógł być tylko
jeden: kara śmierci przez spalenie na stosie.
Kolejny mężczyzna oskarżony o czary pojawił się przed obliczem sądu nowskiego
w 1714 r. Tym razem „powołany” jako czarownik był niejaki Szymon (Szymek)
z Gruczna, którego zeznaniami obciążyła Regina Dorszowiczowa. Został on areszto144
AP Bydgoszcz, AmN, sygn. 131, s. 26.
Ibidem, s. 26–27.
146
Ibidem, s. 28.
145
142
Jacek Wijaczka
wany i postawiony przed sądem. Prosił, aby nie puszczano go na wodę i przyznał się,
że jest czarownikiem147. Niestety, nie wiemy, jak potoczyły się jego dalsze losy.
Elżbieta Pasturka w 1747 r. zeznała, że czarownikiem był parobek, który służył
u Barbary Drąszkowej i który bywał też na łysej górze, gdzie chciał pewnego razu
grać na cymbale, ale Drąszkowa mu nie pozwoliła, mówiąc, że jak zagra, to ich
Pasturka wyda, „bo ona nam nierówna”148. Z zachowanych akt sprawy nie wynika,
aby został on postawiony przed sądem i sądzony za czary. Elżbieta Pasturka, wzięta
przez kata na męki, wyznała, że tylko raz była na łysej górze pod Dzierzążnem,
a Łukasz, brat Drąszkowej, który służy w Pelplinie, grał tam na cymbałach. Wzięta
na drugie tortury dodała, że ów Łukasz chciał grać również w domu Drąszkowej,
ale ta mu nie pozwoliła149. Nic nie wiadomo, aby był sądzony za czary.
Mężczyzn, którzy grywali na łysej górze czarownicom do tańca, pojawiło się
w zeznaniach kobiet sądzonych przez sąd nowski jeszcze kilku. Żaden, jak się wydaje,
nie trafił jednak przed sąd oskarżony jako czarownik. Katarzyna Owczarka zeznała
w 1747 r., że na łysej górze pod Bukowcem za Skórczem widziała syna Herowego
z Bukowca, który grywał do tańca i który miał „damy dwie” z Gogolewa150.
Barbara Drąszkowa, w tym samym procesie, wymieniając osoby parające się
czarostwem, wymieniała także kilku mężczyzn: gbura Łabędzia z Nowej Cerkwi,
który grywał na łysej górze na kobieli (?), gburów Adriana i Swarca oraz niejakiego
Naceła. Wach natomiast grał w jej domu na radle. Również Michał Abrant był
czarownikiem, bo Kowalka nauczyła jego matkę, tak jak i matkę Drąszkowej, czarostwa. Dodała, że Abrant pobił ją za to, „żem dali nie uciekła”. Uciekła zaś z tego
powodu, że chciała udać się do Częstochowy, aby „oddalić od siebie diabelstwo”151.
Nic nie wiemy, aby któryś z pomówionych był sądzony.
W sumie z kilkunastu mężczyzn, których nazwiska pojawiały się w zeznaniach
złożonych przez kobiety (najczęściej wymienieni jako muzycy grający do tańca na
łysej górze), jedynie o dwóch wiemy, że byli sądzeni jako czarownicy, a mianowicie
Jakub Gałgan w 1690 r. i Szymon z Gruczna w 1714 r. Nie znamy wyroków w ich
sprawach, ale obaj przyznali się do bycia czarownikami, można więc przypuszczać,
że obaj trafili na stos. Pozostałym, jak się wydaje, włos z głowy nie spadł.
147
Ibidem, sygn. 130, s. 107.
Ibidem, s. 137.
149
Ibidem.
150
Ibidem.
151
Ibidem, s. 134.
148
Polowanie na czarownice i czarowników w Nowem nad Wisłą
143
Podsumowanie
W znanych nam 27 procesach przeprowadzonych przez sąd ławniczy Nowego
nad Wisłą sądzono ogółem 38 osób, w tym 36 kobiet i tylko dwóch mężczyzn.
W sprawach kobiet sąd wydał 17 wyroków śmierci przez spalenie na stosie, dwie
kobiety skazano na wygnanie, a dwie zostały zwolnione. W piętnastu przypadkach
nie znamy wyroku sądowego, ale z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć,
że większość owych kobiet trafiła na stos. Nie wiemy, jakie wyroki zapadły odnośnie
do dwóch sądzonych za czary mężczyzn.
Ze znanych nam 27 procesów osiem z nich odbyło się w XVII w., pozostałych
zaś 19 przeprowadzono w pierwszej połowie XVIII w. Z owych 19 procesów aż
18 odbyło się w latach 1701–1719, a więc w okresie, kiedy na obszarze Prus Królewskich toczyła się wojna północna (1700–1721). W 1703 r. Szwedzi obsadzili
całe Prusy Królewskie, a sam król szwedzki Karol XII długo kwaterował we wsi
Topolno koło Świecia. Kontrybucje wojenne aż do opuszczenia terytorium przez
oddziały nieprzyjaciela były codziennością, ale za to nie słychać było o rabunkach
i mordowaniu. Kontrybucje zrujnowały jednak finansowo Prusy Królewskie152,
w tym również Nowe i jego najbliższą okolicę.
W okresie wielkiej wojny północnej na terenie Prus Królewskich szalała również
zaraza, która w Nowem zaczęła się 6 września 1708 r. Na początku pochłonęła
60 ofiar, natomiast w 1710 r. zmarło już nie mniej niż 500 osób153. Jak stwierdził
na podstawie własnych badań Andrzej Pryłowski, w Nowem nad Wisłą w latach
1570–1772 nie było długotrwałego regresu gospodarczego, a mówić można jedynie
o załamaniu gospodarczym właśnie w okresie wielkiej wojny północnej154.
Słabo rozwinięta była w Nowem oświata, a co za tym idzie, niski był stan świadomości społecznej mieszkańców. Wiadomo, że szkoła istniała tym w mieście co
najmniej od 1552 r.155 Nauczyciel, który zarazem był organistą, kantorem i dzwonnikiem, otrzymywał wynagrodzenie z kasy miejskiej. W 1687 r. szkoła ta nie działała, w związku z czym zobowiązano proboszcza do zatrudnienia śpiewaka, który
by również uczył dzieci156. W 1702 r. nauczycielem był organista wynagradzany
z kasy kościelnej. W 1710 r. budynek szkolny nie nadawał się do użytku, a dzieci
nie uczono, gdyż prawie wszystkie padły ofiarą szalejącej w mieście zarazy. Szkoła
nie funkcjonowała prawdopodobnie aż do 1746 r., kiedy to wizytator lustrujący
parafię nakazał rozebrać stary budynek szkolny i wybudować nowy. Dzieci uczył
152
H. Maercker, Eine polnische Starostei, s. 16–17.
Ibidem, s. 19.
154
A. Pryłowski, Gospodarka Nowego n. Wisłą, s. 173.
155
Ibidem, s. 133.
156
J. Milewski, A. Mykaj, Nowe nad Wisłą 1266–1966, Gdańsk 1966, s. 35.
153
144
Jacek Wijaczka
wówczas Jerzy Zimser, pełniący również obowiązki zakrystianina157. W 1766 r. do
szkoły uczęszczało tylko 12 uczniów z miasta i przedmieścia158.
To, że wzrost liczby procesów o czary w Nowem i jego najbliższej okolicy
nastąpił w czasach kryzysu politycznego i gospodarczego, nie jest przypadkowe.
Wzrost poczucia zagrożenia, niepewność jutra oraz straty doznawane na zdrowiu
i w gospodarstwie – wszystko to wywołało w społeczeństwie reakcję obronną,
która przejawiła się m.in. wzrostem wiary w działalność diabła i związanych z nim
czarownic, które obarczono odpowiedzialnością za klęski dnia codziennego.
Jacek Wijaczka
Witch- and sorcerer-hunts in the town of Nowe and its
environs in the 17th and the first half of the 18th century
S umma r y
During 27 known trials conducted by the court of benchers of the town of Nowe on the
Vistula, 38 persons were on trial, including 36 women and only two men. In the cases of
the women the court imposed 17 death penalties by burning at the stake and two expulsions, while two other women were acquitted. In 15 cases we know nothing about judiciary
verdicts, but we can assume with a strong probability, that most of these women were
burnt. We do not know what sentences were passed on the two men, who were charged
with sorcery.
The first known trial for sorcery at the court of the town of Nowe was held in 1624, the
last one in 1747. Of the number of 27 trials 8 were conducted in the 17th century and 19 in
the first half of the 18th century – in that number 18 trials in the years 1701–1719, i.e. during
the Great Northern War (1700–1721) which affected the Royal Prussia. In 1703 Swedish
army occupied all territories of the country and Karol XII, King of Sweden, quartered for
a long time in Topolno, a village near Świecie. Wartime confiscations were everyday events,
however, there was no evidence of robbery and murders. Confiscations ruined the Royal
Prussia, including Nowe with its environs.
The Great Northern War was also a time of plague, which started in Nowe on the 6th
September 1708. In the first years it took 60 victims, whereas in 1710 there were more than
500 dead. According to Andrzej Pryłowski’s research, there was no long-lasting recession in
the town of Nowe from 1570 to 1772. However, the years of the Great Northern War were
in fact a period of economic decline.
157
158
Ibidem.
H. Maercker, Eine polnische Starostei, s. 133.
Czasy Nowożytne
tom 22
Ks.
rok 2009
Bogusław Dygdała
Toruń
Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej
w XVII i XVIII wieku
Biblioteki parafialne były dla duchowieństwa ważną pomocą w pracy duszpasterskiej, a jednocześnie świadczyły o kulturze umysłowej kleru parafialnego1. Tematyka
tych księgozbiorów była wielokrotnie podejmowana przez badaczy w odniesieniu
do różnych jednostek administracji kościelnej z terenu dawnej Rzeczypospolitej2.
Brakuje jednak podobnych prac w odniesieniu do biskupstwa chełmińskiego, a tylko
w niewielkim stopniu lukę tę zapełnia opracowanie Waldemara Rozynkowskiego
1
2
W niniejszej analizie w skład bibliotek parafialnych nie włączamy ksiąg liturgicznych. Znajdowały się one praktycznie przy każdym kościele, jednak służyły do sprawowania kultu, a nie jako
pomoce duszpasterskie i nie były związane z horyzontami intelektualnymi duchowieństwa.
H. E. Wyczawski, Biblioteki parafialne w diecezji krakowskiej u schyłku XVI wieku, „Polonia Sacra”
R. 6, 1953–1954, s. 114–142; R. 7, 1955, s. 27–68, 159–173; idem, Kościelne zbiory biblioteczne
(wiek XVI–XVIII), w: Dzieje teologii katolickiej w Polsce, t. 2, cz. 1, red. M. Rechowicz, Lublin
1975, s. 517–551; K. Gursztyn, Biblioteki parafialne w dekanacie kazimierskim w XVII–XVIII w.,
„Sprawozdania Towarzystwa Naukowego KUL” 1965, t. 14, s. 211–213; J. Kracik, Biblioteki parafialne a prywatne księgozbiory duchowieństwa. Dekanat Nowa Góra w XVII–XVIII w., „Archiwa,
Biblioteki i Muzea Kościelne” (dalej: ABMK) 1976, t. 32, s. 249–271; K. M. Kowalski, Księgozbiory parafialne archidiakonatu pomorskiego w XVI–XVIII w. Studium z dziejów kultury intelektualnej
Prus Królewskich, Gdańsk 1993 (publikacja ta spotkała się z krytyczną recenzją Z. Nowaka; zob.:
„d’Oriana” 1996, t. 3, s. 50–53); D. Główka, Księgozbiory duchowieństwa płockiego w XVIII w.,
„Kwartalnik Historyczny” R. 102, 1995, z. 2, s. 15–26; M. Rajman, Rubryka „Księgi” w tzw. Tabelach Załuskiego z roku 1748. Z problematyki badań nad bibliotekami parafialnymi diecezji krakowskiej w XVIII wieku, w: Bibliologia, literatura, kultura. Księga pamiątkowa ofiarowana Profesor
Wacławie Szelińskiej, red. M. Konopka, M. Zięba, Kraków 1999, s. 99–110; A. Biernacka, M. Dubiński, Zarys historii bibliotek parafialnych w Polsce, ABMK, 2000, t. 73, s. 9–21; K. Haptaś,
Biblioteki parafialne dekanatu mieleckiego u schyłku XVI wieku, „Rocznik Mielecki” 2003, t. 6,
s. 13–29; S. Litak, Parafie w Rzeczypospolitej w XVI–XVIII wieku, Lublin 2004, s. 203–204; T. Moskal, Biblioteki parafialne w archidiakonacie sandomierskim w XVIII w., Sandomierz 2005.
146
Ks. Bogusław Dygdała
odnoszące się do archiprezbiteriatu chełmżyńskiego w połowie XVII w.3 oraz publikacje analizujące niektóre biblioteki klasztorne z tego obszaru, które jednak miały
zupełnie inny charakter niż księgozbiory parafialne4.
Podstawą źródłową do badania zawartości księgozbiorów parafialnych stanowią
akta wizytacyjne diecezji chełmińskiej z XVII i XVIII w., w których zachowały się
inwentarze ksiąg przechowywanych w poszczególnych probostwach. Najstarsze
kompletne akta wizytacyjne z terenu diecezji chełmińskiej pochodzą z 1647 r.5,
jednak nie zawierają one żadnych informacji o księgozbiorach parafialnych. Pierwszym źródłem do niniejszych analiz są więc dopiero bardzo dokładne akta wizytacji
przeprowadzonej z polecenia biskupa Andrzeja Olszowskiego przez kanonika Jana
Ludwika Strzesza w latach 1667–1672, które dają całościowy obraz bibliotek parafialnych6. Kolejne inwentarze bibliotek parafialnych są zawarte w aktach wizytacji przeprowadzonych przez dziekanów z polecenia biskupa Teodora Potockiego
w latach 1700–17067 oraz w aktach wizytacji zleconej przez biskupa Wojciecha
Stanisława Leskiego w latach 1749–17568. W obu przypadkach jednak zachowane
akta są niekompletne, pozwalają jednak na uzyskanie przynajmniej przybliżonego
obrazu interesującego nas zagadnienia.
W diecezji chełmińskiej zapewne już w XV w. najzamożniejsze parafie dysponowały sporymi księgozbiorami9. Wiemy np., że w pierwszej połowie XV w.
biblioteka parafialna na pewno znajdowała się przy farze chełmińskiej10. Pełniejsze
informacje o księgozbiorach parafialnych z terenu diecezji chełmińskiej posiadamy
jednak dopiero dla czasów nowożytnych. Pierwszy spis książek w poszczególnych
parafiach jest zawarty w aktach wizytacji dziekańskiej archiprezbiteriatu chełmżyńskiego z 1641 r.11 Pomijając księgi liturgiczne, tylko w trzech parafiach znajdowały
się księgozbiory liczące po kilkanaście pozycji (Biskupice, Gostkowo, Papowo
Biskupie), a w kolejnych dwóch świątyniach wizytator zastał postylle (Grzywna,
Zajączkowo)12.
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
W. Rozynkowski, Księgozbiór parafii dekanatu chełmżyńskiego w świetle najstarszej wizytacji
z 1641 roku, „Folia Toruniensia” 2002, t. 2/3, s. 177–181.
E. Piszcz, Biblioteka klasztoru oo. Reformatów w Łąkach na Pomorzu, ABMK, 1962, t. 2, z. 1–2,
s. 207–226; A. Mańkowski, Biblioteka pokapucyńska w Rywałdzie, „Zapiski Towarzystwa Naukowego w Toruniu”, 1930, t. 8, s. 225–262, 269–280.
Visitationes Ecclesiarum Diocesis Culmensis et Pomesaneniae Andrea Leszczyński episcopo
A. 1647 facta, wyd. A. Pobłocki, „Fontes TNT” 1900, t. 4.
Visitationes Episcopatu Culmensis Andrea Olszowski … A. 1667–1672 factae, wyd. B. Czapla,
„Fontes TNT” 1902–1906, t. 6–10.
Archiwum Diecezji Pelplińskiej (dalej: ADP), sygn. C 32, C 33, Wizytacje diecezji chełmińskiej
z lat 1700–1706.
Ibidem, sygn. C 54, Wizytacja generalna biskupa Wojciecha Leskiego 1749–1756.
I. Imańska, Obieg książki w Prusach Królewskich w XVIII w, Toruń 1993, s. 127.
J. Nierzwicki, 700 lat parafii chełmińskiej, Grudziądz 1933, s. 55–56.
ADP, sygn. C 14, Wizytacja dziekańska dekanatu chełmińskiego, 1641 r.
W. Rozynkowski, Księgozbiór parafii dekanatu chełmżyńskiego, s. 177–181.
Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej
147
Wizytacja Jana Ludwika Strzesza z lat 1667–1672 odnotowała istnienie księgozbiorów parafialnych przy części świątyń. Pominąwszy księgi o charakterze liturgicznym13, takie jak mszały, graduały, antyfoniarze i agendy liturgiczne, które
znajdowały się w większości parafii, typowe biblioteki znajdowały się w 20 wizytowanych kościołach14. Ponieważ ten sam wizytator zastał jedynie 60 faktycznie
funkcjonujących probostw, należy uznać, że księgozbiory parafialne znajdowały się
w co trzecim z nich. Otwartą kwestią jest zagadnienie, w jakim stopniu wynikało
to z faktu, że plebani nie tworzyli niewielkich choćby księgozbiorów, a w jakim
było skutkiem zniszczeń spowodowanych wojnami i rabunkami. Nie ma jednak
wątpliwości, że zniszczenia po wojnach ze Szwecją z lat 1626–1629 oraz 1655–1660
musiały negatywnie odbić się także na stanie księgozbiorów parafialnych, zwłaszcza
że Szwedzi prowadzili systematyczną akcję wywozu książek z podbitych terenów15.
Widać to chyba najwyraźniej w przypadku Chełmna, gdzie biblioteka parafialna,
licząca w 1650 r. około 500 woluminów, została przez nich wywieziona16. Mimo
to trzeba pamiętać, że przy części kościołów mogło po prostu nigdy nie być księgozbiorów parafialnych.
Przypatrując się bliżej rozmieszczeniu bibliotek, można zauważyć, że 8 z nich
znajdowało się w miastach, a 12 przy parafiach wiejskich. O ile jednak 8 księgozbiorów znajdujących się w 7 miastach sprawiało, że równo w połowie miast
istniały biblioteki parafialne, to w przypadku osad wiejskich posiadało ją jedynie
26% funkcjonujących parafii. Większość, bo aż 17 bibliotek (85%) znajdowało się
w parafiach, które posiadały proboszcza, a tylko 3 księgozbiory (15%) istniały przy
kościołach filialnych lub wakujących (Linowo, Płowęż oraz przy kościele filialnym
św. Wawrzyńca w Toruniu).
Opisując biblioteki, wizytator z reguły nie poprzestawał na samym odnotowaniu
faktu posiadania książek, ale od razu je spisywał, tworząc inwentarz. Niestety, opisy
te często były niezbyt dokładne. W przypadku dużej części ksiąg wizytatorzy ograniczyli się do podania albo niepełnego tytułu, albo streszczali go swoimi słowami,
13
14
15
16
Mimo że często akta wizytacyjne lub inwentarze kościelne wyliczają księgi liturgiczne łącznie
z innymi księgami, zazwyczaj o bibliotece parafialnej mówi się jedynie w odniesieniu do zbioru
pozaliturgicznego (por.: J. Kracik, Biblioteki parafialne a prywatne księgozbiory duchowieństwa.
Dekanat Nowa Góra w XVII–XVIII w., ABMK, 1976, t. 32, s. 251).
Były to: Chełmża (Visitationes Episcopatu Culmensis Andrea Olszowski… 1667–1672, s. 26–27),
Papowo Biskupie (s. 45), Wielka Łąka (s. 93), Toruń – św. Jan (s. 215–216 – biblioteka parafialna
przechowywana w kościele, różna od biblioteki kolegium jezuickiego), Toruń – św. Wawrzyniec (s. 223–224), Świerczynki (s. 244–247), Lubawa (s. 348–351), Grabowo (s. 379), Rumian
(s. 419), Grodziczno (s. 427), Turowo (s. 433–434), Nowe Miasto (s. 447), Brodnica (s. 517–518),
Wrocki (s. 539), Lembarg (s. 549–550), Golub (s. 569), Radoszki (s. 613), Wąbrzeźno (s. 645–
657), Linowo (s. 731), Płowęż (s. 735).
C. Plichowski, Straty bibliotek i archiwów polskich podczas szwedzkiego „potopu” 1655–1660,
w: Polska w okresie drugiej wojny północnej 1665–1660, t. 2, Warszawa 1957, s. 463–465.
Visitationes Episcopatu Culmensis Andrea Olszowski… 1667–1672, s. 136; M. G. Zieliński,
Chełmno civitas totus Prussiae metropolis XVI–XVIII w., Bydgoszcz 2007, s. 315.
148
Ks. Bogusław Dygdała
a pomijali autorów poszczególnych dzieł. Zdarzało się też jednak, że podawano
jedynie autora, nie zapisując już tytułów. W przypadku ksiąg uszkodzonych bardzo
często ograniczano się do opisu Liber sine titulo lub tym podobnego. Taki sposób
spisywania ksiąg był jednak dość typowy dla dokumentów proweniencji kościelnej
okresu staropolskiego17. Najmniej dokładne są opisy w przypadku Papowa Biskupiego, gdzie podano jedynie bardzo ogólną wzmiankę o kilku księgach do kaznodziejstwa i teologii moralnej, oraz Golubia, gdzie wymieniono jedynie w sposób
zbiorczy, że oprócz trzech egzemplarzy Biblii, dwóch postylli i jednej konkordancji
biblijnej jest około 30 ksiąg in sacris et in iure. Zachowane spisy książek pozwalają
dość precyzyjnie ustalić wielkość poszczególnych księgozbiorów, jednak analiza
ich zawartości jest możliwa jedynie w pewnym przybliżeniu, gdyż w większości
przypadków można ustalić jedynie tematykę poszczególnych ksiąg.
Wielkość księgozbiorów parafialnych była bardzo mocno zróżnicowana. Największa biblioteka parafialna znajdowała się w Lubawie. Zawierała ona aż 136 tytułów. Należy jednak pamiętać, że duże biblioteki parafialne, zawierające ponad 100
tomów, były spotykane stosunkowo rzadko; przykładowo, w znacznie obszerniejszej
i zamożniejszej diecezji krakowskiej w XVIII w. jedynie 36 księgozbiorów parafialnych liczyło ponad 100 ksiąg18. Do większych bibliotek należy zaliczyć także kolekcje
ze Świerczynek, gdzie były 92 pozycje, Chełmży (63), z toruńskiego kościoła św.
Wawrzyńca (56) oraz Wąbrzeźna (55). Biblioteki średniej wielkości, zawierające
między 20 a 40 książek, znajdowały się w kolejnych pięciu parafiach (Nowe Miasto
3819, Golub około 36, Turowo 31, Brodnica 28, Rumian 27). Małe księgozbiory, liczące
poniżej 20 woluminów, posiadało 10 bibliotek. Były to: Grodziczno (18), Lembarg
(17), Grabowo (14), Linowo (12), Płowęż (9), Toruń – św. Jan (8)20, Radoszki (8)
Wielka Łąka i Wrocki (po 3 – o ile można tu jeszcze mówić o „księgozbiorze”) oraz
Papowo Biskupie, gdzie było „kilka” książek. Księgozbiory liczące ponad 50 tytułów
stanowiły więc 25% wszystkich bibliotek, kolejne 25% to księgozbiory średnie, liczące
od 20 do 40 książek, a 50% bibliotek zawierało poniżej 20 pozycji.
Zliczając podane tu liczby, otrzymujemy około 670 książek, które znajdowały
się w bibliotekach parafialnych całej diecezji. Jeśli zestawić to z około 500 pozycjami, które wykazano przed potopem w samym tylko Chełmnie, wyraźnie widać,
jak wielkie były straty w księgozbiorach. W przeliczeniu na 60 funkcjonujących
parafii daje nam to średnio niewiele ponad 11 książek na parafię. Niewątpliwie tak
17
18
19
20
A. Szudrowicz, Biblioteka klasztoru karmelitów w Kcyni, ABMK, 2002, t. 78, s. 244; T. Moskal,
Biblioteki parafialne, s. 78–83, K. M. Kowalski, Księgozbiory parafialne, s. 14–15.
T. Moskal, Biblioteki parafialne, s. 87.
Oprócz ksiąg spisanych w wizytacji były jeszcze osobne libri ad cantum, które były spisane
w osobnej księdze prowadzonej przez archiprezbitera sub titulo partes y koscielne (Visitationes
Episcopatu Culmensis Andrea Olszowski… 1667–1672, s. 447).
Wizytator wyraźnie zaznaczył, że są to codices vetustissimi, manu scripti (ibidem, s. 215); być
może spisał jedynie najcenniejsze i najstarsze rękopisy, a nie całą bibliotekę.
Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej
149
niską liczbę woluminów w dużym stopniu spowodowały grabieże i zniszczenia
wojenne. Także w samych aktach wizytacyjnych znajdujemy informację o tym, że
wcześniej parafie posiadały znacznie więcej ksiąg, ale wiele z nich zostało zniszczonych i utraconych. Opisy takie są zawarte przy wizytacjach Świerczynek i Nowego
Miasta21, choć podobne przypadki były zapewne częstsze.
W ciągu kilkunastu kolejnych lat wraz z odbudową parafii następował zapewne
także rozwój bibliotek parafialnych. Ponieważ jednak akta wizytacyjne z początku
XVIII w. są niekompletne i część parafii nie została w ogóle opisana, a w odniesieniu
do części dysponujemy jedynie dekretami reformacyjnymi wydanymi po wizytacji,
które z natury rzeczy nie informowały o księgozbiorach, trudno nam dziś dokładnie
odtworzyć stan księgozbiorów parafialnych w tym okresie. Akta wizytacyjne informują o bibliotekach przy 23 parafiach22, a więc zaledwie w trzech więcej niż około
1670 r. Jednak zestawiając listę kościołów posiadających księgozbiory na początku
XVIII w. z podobną listą z czasów wizytacji Strzesza, zauważamy, że brakuje na
niej 12 parafii, które wcześniej posiadały swoje biblioteki (były to: Chełmża, Toruń
– św. Wawrzyniec, Lubawa, Grabowo, Grodziczno, Brodnica, Lembarg, Radoszki,
Wąbrzeźno, Płowęż, Wrocki, Wielka Łąka). Można śmiało domniemywać, że w tych
miejscowościach dalej istniały księgozbiory parafialne. Trudno przypuszczać, aby
w okresie pokoju i odbudowy zostały one zniszczone, należy więc wnioskować, że
nie zostały one odnotowane w aktach wizytacyjnych. Dochodzimy więc do wniosku,
że w pierwszej dekadzie XVIII w. istniało co najmniej 35 bibliotek parafialnych,
a i ta liczba nie jest jeszcze kompletna23.
Porównując te biblioteki, dla których dysponujemy informacjami z obu wizytacji,
czyli z lat 1667–1672 oraz 1700–1706, zauważamy, że zazwyczaj wielkość księgozbiorów zmieniała się. Przy toruńskim kościele św. Jana liczba książek wzrosła
z 8 do 75, w Rumianie z 27 do 32, w Golubiu z 36 do 38, w Linowie z 12 do 38.
O ile jednak zwiększenie się księgozbiorów jest całkiem naturalne, gdyż kolejne
pozycje mogły zostać dokupione lub przekazane w spadkach, to w kilku parafiach
liczba książek wyraźnie się zmniejszyła, spadając w Świerczynkach z 92 do 33,
w Nowym Mieście z 38 do 27, a w Turowie z 31 do 12. Być może część książek
była zabierana przez plebanów, gdy przechodzili na kolejne probostwa, albo została
21
22
23
Ibidem, s. 244, 447.
Były to: Papowo Biskupie (ADP, sygn. C 33, s. 7); Kiełbasin (s. 31, 127); Grzywna (s. 67, 157–
158); Przeczno (s. 107–108); Lisewo (s. 244–245); Szynych (s. 251); Toruń św. Jan (s. 266);
Papowo Toruńskie (s. 304); Rożental (s. 440); Rumian (s. 457); Turowo (s. 469); Nowe Miasto
(s. 482); Szwarcenowo (s. 518); Brzozie Niemieckie (s. 531); Golub (s. 596); Mroczno (s. 657);
Nowa Wieś (s. 790); Orzechowo (s. 793–794); Linowo (s. 807); Ryńsk (ibidem, sygn. C 32, k. 2);
Sarnowo (ibidem, k. 19v); Świerczynki (ibidem, k. 22v–23); Wielki Łęck (ibidem, k. 31v).
Przykładowo, z inwentarza rzeczy pozostawionych przez zmarłego w 1696 r. proboszcza i dziekana grudziądzkiego zawartego w aktach konsystorza chełmińskiego (ADP, sygn. C 27, k. 285v)
dowiadujemy się, że w Grudziądzu istniał w tym czasie księgozbiór parafialny liczący 22 pozycje,
różny od księgozbioru prywatnego plebana, którego zbiory liczyły kolejne 33 woluminy.
150
Ks. Bogusław Dygdała
przekazana tam, gdzie mogła być bardziej przydatna, np. do seminarium chełmińskiego lub któregoś z kolegiów jezuickich.
Spośród 23 inwentarzy bibliotecznych zachowanych w aktach tej wizytacji aż 20
dotyczyło parafii wiejskich. Wynikało to jednak nie z braku książek w parafiach miejskich, lecz ze wspomnianych już braków w samych aktach wizytacyjnych. Zauważamy jednak, że wyraźnie dominowały stosunkowo małe księgozbiory. W 15 parafiach, czyli w 65% opisanych bibliotek liczyły one mniej niż 20 woluminów, z czego
aż w 8 wypadkach było to mniej niż 10 książek. Były to więc ubogie, podręczne
zbiory, których zdecydowana większość zawierała najczęściej prawie wyłącznie
pomoce homiletyczne. Sytuacja ta nie była jednak niczym nadzwyczajnym, gdyż
podobne wyliczenia dla diecezji krakowskiej, dokonane na podstawie tzw. Tabel
Załuskiego, wskazywały, że w większości bibliotek parafialnych na obszarze tego
biskupstwa znajdowało się od 2 do 7 ksiąg24.
W kolejnych 7 parafiach (30%) wizytator zastał średniej wielkości biblioteki,
liczące od 20 do 40 książek, a tylko w jednej (parafia św. Jana w Toruniu) spory księgozbiór, składający się z 75 pozycji25. W porównaniu z wizytacją z lat 1667–1672 widać
wyraźny wzrost liczby małych bibliotek; należy jednak pamiętać, że prawdopodobnie
nie jest to lista kompletna oraz że brakuje większości inwentarzy bibliotek parafialnych
znajdujących się w miastach, które zapewne zgromadziły większą liczbę książek.
Jeszcze mniej informacji o księgozbiorach zawierają akta wizytacyjne bisku­­pa Wojciecha Stanisława Leskiego z połowy XVIII w., które informują tylko
o 17 biblio­tekach parafialnych26, a więc mniejszej ich liczbie niż podczas wizytacji
z lat 1667–1672 i 1700–1706. Należy jednak pamiętać, że w aktach wizytacyjnych
z połowy XVIII w. brakuje opisu części parafii, a w odniesieniu do sporej grupy
kościołów zachowały się tylko dekrety reformacyjne, które z natury rzeczy nie zawierają przekazów o księgozbiorach. Posiadane przez nas wzmianki o bibliotekach
parafialnych są więc dalece niekompletne. W stosunku do poprzednich wizytacji,
z akt biskupa Leskiego dowiadujemy się o wcześniej nieznanych księgozbiorach
parafialnych w Lidzbarku, Czarnowie, Łążynie, Mszanie, Okoninie, Czarżu, Wielkich Radowiskach, Skarlinie i Tylicach. Wynika z tego wyraźnie, że cały czas
powstawały biblioteki przy kolejnych parafiach, a brak informacji o wielu księgozbiorach odnotowanych we wcześniejszych wizytacjach wynika raczej z braków
w dostępnym nam materiale źródłowym niż z faktu ich zniszczenia.
24
25
26
M. Rajman, Rubryka „Księgi” w tzw. Tabelach Załuskiego, s. 105.
Dla porównania warto zauważyć, że biblioteka kapituły chełmińskiej liczyła w tym czasie aż 475
pozycji; por.: ADP, sygn. B I 01, k. 19–22v, Cathalogus Librorum variorum Ecclesiae seu Nobilis
Cap[itu]li Culmen[sis] conscriptus Die 6ta Junii A[nn]o D[omi]ni 1709.
Były to parafie: Lidzbark (ADP, sygn. C 54, s. 16), Czarnowo (s. 68), Łążyn (s. 83–84), Mszano
(s. 136), Okonin (s. 146), Czarże (s. 200–202), Szynych (s. 229), Wielkie Radowiska (s. 284), Papowo Toruńskie (s. 322), Nowa Wieś (s. 391), Kiełbasin (s. 405), Świerczynki (s. 447), Grzywna
(s. 541), Przeczno (s. 558), Skarlin (s. 633), Tylice (s. 641), Orzechowo (s. 673).
Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej
151
Zestawiając informacje o wielkości bibliotek dla tych parafii, dla których dysponujemy informacjami z początku i połowy XVIII w., zauważamy w większości
wypadków lekki wzrost liczby książek: w Grzywnie z 16 do 22, w Nowej Wsi
z 6 do 8, w Papowie Toruńskim z 7 do 15, w Przecznie z 16 do 17, w Szynychu
z 3 do 7. Spotykamy jednak także sytuacje odwrotne, gdyż w Kiełbasinie liczba
książek spadła z 22 do 18, w Orzechowie z 14 do 13, a w Świerczynkach z 33 do
zaledwie 14. O ile nieznaczny wzrost liczby tomów jest zrozumiały, podobnie jak
i nieznaczny spadek, gdyż część starszych książek mogła ulec zniszczeniu, to zastanawiające jest znaczne zmniejszenie księgozbioru w Świerczynkach. Być może część
stosunkowo obszernej biblioteki, która tam się znajdowała, trafiła do księgozbioru
benedyktynek toruńskich, które posiadały prawa kolatorskie w stosunku do tego
kościoła i zazwyczaj prezentowały na plebanów swoich kapelanów.
Wśród księgozbiorów opisanych w wizytacji Wojciecha Stanisława Leskiego
wyraźnie przeważają małe biblioteki w parafiach wiejskich, gdyż 12 księgozbiorów
(70%) liczyło mniej niż 20 woluminów. Jedynie w 4 parafiach znajdowało się
niewiele ponad 20 książek, a tylko w jednej biblioteka liczyła 55 książek. Należy
jednak pamiętać, że posiadamy z tego czasu informację o tylko jednej bibliotece
w mieście, a zazwyczaj tam znajdowały się większe kolekcje druków.
Analizowane akta wizytacyjne pozwalają ustalić nie tylko liczbę książek wchodzących w skład księgozbiorów parafialnych, lecz także informują niejednokrotnie
o miejscu ich przechowywania. Biblioteki parafialne zazwyczaj znajdowały lokum
w świątyniach. Z wizytacji Jana Ludwika Strzesza dowiadujemy się, że działo się
tak w kościele św. św. Janów w Toruniu, gdzie książki były zgromadzone w szafie
stojącej w kościele w okolicy głównego ołtarza, oraz w Chełmży, gdzie szafa
biblioteczna stała koło drzwi wejściowych do kościoła. Inaczej jednak kwestia
przechowywania książek została rozwiązana w Lubawie, gdzie istniała największa
z bibliotek. Tam księgozbiór znalazł miejsce w jednej z izb w domu plebana, gdzie
można go było tak ustawić, aby był przystosowany do łatwego użytkowania. Na
podstawie akt wizytacji biskupa Teodora Potockiego z początku XVIII w. wiemy,
że księgozbiór parafii nowomiejskiej był ulokowany w szafie na chórze kościelnym,
a wizytacja biskupa Leskiego z połowy XVIII w. przekazuje, iż książki parafialne
w Papowie Toruńskim były przechowywane w szafie znajdującej się w murze
prezbiterium. Wydaje się więc, że zazwyczaj książki należące do parafii gromadzono w świątyni, co zresztą było typową sytuacją również na innych obszarach
Rzeczypospolitej27.
Z informacji przekazanych w aktach wizytacyjnych możemy także wywnios­
kować, że jednym z głównych źródeł książek dla bibliotek parafialnych były zapisy
testamentalne duchownych. Nie mamy wątpliwości, że oprócz księgozbiorów parafialnych, których stan jest uchwytny w aktach wizytacyjnych, istniały też prywatne
27
K. M. Kowalski, Księgozbiory parafialne, s. 24–28.
152
Ks. Bogusław Dygdała
biblioteki poszczególnych księży, które – zwłaszcza w przypadku duchownych
posiadających wykształcenie uniwersyteckie – mogły się składać z bardzo wielu
wartościowych dzieł28. W wielu wypadkach po śmierci ich posiadacza przechodziły
one, na mocy zapisu w testamencie, na własność parafii. Przykładowo, z akt wizytacyjnych Jana Ludwika Strzesza dowiadujemy się, że w Chełmży zasadniczym
trzonem księgozbioru były 52 pozycje zapisane w testamencie przez Mikołaja
Francisciadesa, archiprezbitera chełmińskiego w 1640 r. Zostały one w latach późniejszych uzupełnione zaledwie przez 11 książek, określanych w wizytacji jako
nowe nabytki. W bibliotece w Świerczynkach istniał specjalnie wyróżniony zbiór
zwany libri scholastici, liczący 18 pozycji, po niedawno zmarłym plebanie Marcinie
Grabowskim. W Grodzicznie wszystkie 18 książek będących w posiadaniu parafii
to spadek po poprzednim proboszczu Piotrze Kludze. W Brodnicy prawie cały
księgozbiór (24 woluminy) pozostał po plebanie Jerzym Kortnickim. Doszły do
nich jedynie cztery nowe pozycje, z których dwie były darowizną biskupa Andrzeja
Olszowskiego, a po jednej darowali kanonik Jan Wołowski, będący prepozytem
szpitala brodnickiego, oraz archiprezbiter lubawski. Jedynie w Radoszkach cała bib­
lioteka (czyli 8 książek) powstała nie jako spadek, lecz była darowana ówczesnemu
proboszczowi przez biskupa Olszowskiego. Także w Lidzbarku przez dłuższy czas
istniała biblioteka będąca spadkiem po jednym z proboszczów, jednak w czasie
wojny uległa ona rozproszeniu29. Biskup Wojciech Stanisław Leski odnotował
w aktach swojej wizytacji podobne sytuacje w Szynychu, gdzie liczący 7 pozycji
księgozbiór został zapisany kościołowi w testamencie po śmierci miejscowego
plebana Jana Kalinowskiego w 1733 r., oraz w Skarlinie, gdzie cała licząca 23
woluminy biblioteka, składała się z książek po zmarłym proboszczu księdzu Świętochowskim. Zapewne więc dzieła otrzymane w spadkach tworzyły zasadniczy
trzon znaczącej części księgozbiorów parafialnych, choć niewątpliwie były także
wzbogacane i uzupełniane poprzez kupno kolejnych książek30. Oprócz jednego
wspomnianego przypadku nie ma śladu darowizn książkowych. Co prawda nie
można wykluczyć, że do nich dochodziło, ale miało to raczej marginalne znaczenie,
inaczej niż w przypadku bibliotek klasztornych, dla których często mogły być
głównym źródłem książek31. W praktyce więc wielkość biblioteki parafialnej oraz
tematyka tworzących ją książek mówią nam sporo o horyzontach intelektualnych
i mentalności, jednak nie plebanów z czasów wizytacji, lecz raczej ich poprzedników32. Jednocześnie jednak trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że oprócz książek
28
29
30
31
32
J. Kracik, Biblioteki parafialne, s. 255–257, 270; D. Główka, Księgozbiory duchowieństwa, s. 15–26.
Visitationes Episcopatu Culmensis Andrea Olszowski… 1667–1672, s. 599.
T. Moskal, Biblioteki parafialne, s. 69–72.
E. Piszcz, Biblioteka klasztoru, s. 208–209; A. Mańkowski, Biblioteka pokapucyńska, s. 225–226.
Szerzej o znaczeniu analizy księgozbiorów dla badań nad mentalnością zob.: B. Rok, Staropolskie
książki jako źródło do badań nad mentalnością, „Acta Universitatis Wratislaviensis. Historia” 2004,
t. 170, s. 283–289.
Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej
153
opisanych w aktach wizytacyjnych niektórzy przynajmniej duchowni posiadali
także własne, prywatne biblioteki, będące częścią ich majątku osobistego33.
W odniesieniu do większości woluminów wyliczonych w wizytacjach można
także – przynajmniej orientacyjnie – określić ich tematykę, czasem także autora
i dokładny tytuł, co pozwala nam przeanalizować, jakie książki cieszyły się popularnością wśród duchowieństwa diecezji chełmińskiej od połowy XVII do połowy
XVIII w.
Analizując spisy bibliotek z poszczególnych wizytacji, udało się ustalić tematykę
zdecydowanej większości książek (619 z około 670 pozycji dla wizytacji kanonika
Strzesza, 351 z 422 dla wizytacji biskupa Potockiego oraz 236 z 286 dla wizytacji biskupa Leskiego). W części wypadków jakiekolwiek ustalenia są jednak niemożliwe,
gdyż czasem wizytator zapisał jedynie, że jest „książka stara”, „książka uszkodzona”
lub „książka bez tytułu”. W kilku wypadkach podał jedynie liczbę woluminów, bez
żadnego bliższego opisu.
Stosunkowo nieliczne były dzieła o tematyce świeckiej. Literatura antyczna była
reprezentowana podczas wizytacji Jana Ludwika Strzesza przez 24 pozycje (3,8%
całości księgozbiorów w tym czasie), na początku XVIII w. przez 12 książek (3,4%),
a podczas wizytacji Wojciecha Stanisława Leskiego już tylko przez dwa woluminy.
Czytani byli tacy autorzy jak Cyceron (4 dzieła w 1670 r. i 5 w 1700 r.), Horacy
(3 w 1670 r.), Pliniusz Młodszy (3 w 1670 r.), Juliusz Cezar (2 w 1670 r.) i Józef
Flawiusz (2 w 1700 r.). Wizytatorzy odnotowali również istnienie pojedynczych
dzieł takich autorów jak Eurypides, Petrarka, Józef Flawiusz, Owidiusz, Plutarch,
Seneka, Tytus Liwiusz, Arystoteles, Klaudiusz Aelianus, Marek Junianus Justynus
i Jan Stobaeus. Dzieła klasyczne były obecne zaledwie w kilku bibliotekach. Podczas wizytacji kanonika Strzesza były to księgozbiory z Lubawy (10 woluminów)
i Świerczynek (9), a biskup Potocki zastał je w Linowie (4), Toruniu (3) i Świerczynkach (3). Niewątpliwie wynikało to z szerszych zainteresowań i otrzymania
klasycznego wykształcenia przez tamtejszych plebanów, którzy potem zostawili
swe księgozbiory w parafiach.
Wyraźnie większy był udział dzieł należących do literatury świeckiej z późniejszych okresów, gdyż około 1670 r. było to 66 dzieł (10,7% całości księgozbiorów
w tym czasie), na początku XVIII w. 29 (8,2%), a w połowie tegoż wieku już tylko
17 (7,6%). Widać ewidentnie, że udział literatury świeckiej w księgozbiorach parafialnych cały czas ulegał wyraźnemu ograniczeniu.
Analizując tematykę poruszaną w tych książkach, można wyraźnie wyróżnić kilka
zagadnień budzących szczególne zainteresowanie duchownych. W XVII w. spora
33
D. Główka, Majątek osobisty duchowieństwa katolickiego w Koronie w XVII i XVIII wieku, Warszawa 2004, s. 189. Także sondażowa kwerenda przeprowadzona w aktach konsystorza chełmińskiego pokazuje, że wielokrotnie w testamentach duchowieństwa diecezji chełmińskiej znajdowały się
dyspozycje dotyczące książek z ich prywatnych księgozbiorów; ADP, sygn. C 27, k. 26v, 285v–286;
ibidem, sygn. C 29, k. 15; ibidem, sygn. C 30, s. 737–738; ibidem, sygn. C 52, k. 225v.
154
Ks. Bogusław Dygdała
część zgromadzonej literatury świeckiej (13 woluminów) była związana z retoryką;
zapewne te pozycje służyły do doskonalenia warsztatu kaznodziejskiego. Jednak
już w XVIII w. wydawnictwa retoryczne stanowiły tylko margines księgozbiorów,
gdyż w każdej z obu omawianych wizytacji znajdujemy informacje jedynie o dwóch
takich pozycjach. Podobną prawidłowość zauważamy w odniesieniu do literatury
lingwistycznej. W wizytacji Jana Ludwika Strzesza odnotowano 14 ksiąg dotyczących języków klasycznych, wśród których aż 6 to różne dzieła słynnego leksykografa Ambrożego Calepinusa (†1510), a kolejne wizytacje biskupów Potockiego
i Leskiego ujawniły po trzy pozycje związane z lingwistyką. Wśród księgozbiorów
parafialnych cały czas były wyraźnie obecne dzieła filozoficzne. Około 1670 r. było
10 takich pozycji, około 1700 r. już 12 tomów, jednak około 1750 r. liczba ta spadła
do czterech wydawnictw. Czytano takich filozofów jak Boecjusz (†524), którego
dzieło De consolatione philosophiae znajdowało się w Toruniu i Łążynie, perskiego
filozofa Avicennę (†1037) oraz prace z logiki Alberta Wielkiego (†1280). Duchowni
z Torunia i Chełmży znali także dzieło Apophtegmata Erazma z Rotterdamu (†1536),
z Lubawy – Franciszka Bacona (†1626) oraz popularyzatorskie Uczone rozmowy
polskiego jezuity Wojciecha Tylkowskiego (†1695). W księgozbiorach duchownych
można jednak było znaleźć nie tylko dostojne dzieła o charakterze naukowym. Przykładowo, w Lubawie znajdował się romans historyczno-polityczny Argenis wydany
w 1621 r. przez szkockiego pisarza i satyryka Johna Barclay’ego (†1621).
Należy jednak zauważyć, że literatura niezwiązana wprost z kwestiami religijnymi i teologicznymi była stosunkowo nieliczna. Około 1670 r. obejmowała ona
w sumie 90 pozycji (14,5% całości księgozbiorów w tym czasie), około 1700 r.
liczba ta spadła do 41 książek (11,6%), a około 1750 r. – do zaledwie 19 wydawnictw
(8,0%). Jak z tego wynika, relatywny udział ksiąg reprezentujących różne świeckie
dziedziny wiedzy systematycznie spadał. Odrębną kwestią jest pytanie, czy uzyskane
liczby świadczą o coraz węższych zainteresowaniach duchowieństwa w XVIII w.,
czy wynikają z faktu, że wizytacje biskupów Potockiego i Leskiego opisują głównie
parafie wiejskie. Jeśli jednak dla 1670 r. uwzględnimy tylko biblioteki znajdujące
się w parafiach wiejskich, to literatura świecka stanowiła 15,1% (36 na 238 woluminów). Uzyskane liczby świadczą więc raczej o zmianie zainteresowań kleru.
Kolejną dziedziną interesującą duchownych, a związaną już bezpośrednio z kwestiami kościelnymi, było prawo, przede wszystkim kanoniczne, choć spotykamy
się także z wydawnictwami dotyczącymi prawa rzymskiego i cywilnego. Podczas
wizytacji kanonika Strzesza w bibliotekach parafialnych znajdowało się 36 (5,8%
całości księgozbiorów w tym czasie) pozycji prawniczych, w czasach biskupa Potockiego 26 (7,4%), a za biskupa Leskiego 9 (3,8%). Spośród zbiorów należących do
Corpus Iuris Canonici spotykamy Dekret Gracjana (Nowe Miasto, Toruń), Dekretały
Grzegorza IX (Lubawa, Toruń św. Jan – aż 5 egzemplarzy) i Liber sextus Bonifacego VIII (w Toruniu). Dużą popularnością cieszyły się uchwały różnych synodów,
gdyż aż w 8 bibliotekach (Grabowo, Lubawa, Świerczynki, Turowo, Wąbrzeźno,
Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej
155
Rożental, Papowo Biskupie, Czarże) znajdowały się teksty zarówno synodów prowincjalnych gnieźnieńskich, jak i różnych polskich diecezji, a w trzech kolejnych
(Lubawa, Wąbrzeźno, Świerczynki) wizytatorzy zastali uchwały synodalne diecezji
kolońskiej. Na tym tle dość marnie chyba wyglądała znajomość partykularnego
prawodawstwa diecezjalnego, gdyż w odniesieniu do zaledwie 5 księgozbiorów
(Toruń św. Wawrzyniec – synody biskupa Piotra Kostki, Orzechowo – synod biskupa
Andrzeja Stanisława Załuskiego, Radomno, Czarże i Przeczno – bliżej nieokreślone)
znajdujemy informacje o posiadaniu uchwał synodalnych diecezji chełmińskiej.
Warto zauważyć, że pomimo nakazu biskupa Załuskiego, aby każdy proboszcz
posiadał tekst statutów synodu lubawskiego z 1745 r., które zresztą zostały wydane
drukiem34, jego następca zastał je faktycznie tylko w jednej (!) bibliotece parafialnej.
Nawet uwzględniwszy fakt, że zachowane akta wizytacyjne są bardzo niekompletne
i posiadamy spisy jedynie kilkunastu księgozbiorów, to i tak nasuwa się wniosek,
iż obowiązujące prawo diecezjalne często pozostawało nieznane i nierealizowane,
chyba że proboszczowie trzymali te uchwały w prywatnych księgozbiorach podręcznych. Oprócz ksiąg zawierających teksty prawne w księgozbiorach parafialnych
znajdujemy także komentarze i opracowania autorstwa znanych kanonistów, takich
jak Wilhelm Durand (†1296) – rzymski kanonista i liturgista, Bartłomiej de S. Concordio (†1347) – włoski dominikanin i Jakub Janidło z Bodzentyna (†1619) – rektor
i profesor Akademii Krakowskiej. Wśród książek dotyczących prawa cywilnego,
które znajdowały się w księgozbiorach parafialnych, na pierwszym miejscu należy
wymienić Instytucje Justyniana, które znajdowały się w Świerczynkach i Grzywnie,
a także komentarze i opracowania włoskiego humanisty i pisarza politycznego
Franciszka Patriciusa ze Sieny (†1494), niemieckiego prawnika i humanisty Ulricha
Zasiusa (†1536), prawnika i kanclerza kolońskiego Andrzeja Gailla (†1587) oraz
biskupa krakowskiego i wybitnego prawnika Andrzeja Lipskiego (†1631).
Zasadniczą część księgozbiorów parafialnych stanowiły jednak pozycje dotyczące
wprost szeroko rozumianej problematyki teologicznej i religijnej. Najliczniejszą
grupę wśród nich stanowiły pomoce homiletyczne. W kategorii tej dominowały
przede wszystkim zbiory gotowych kazań na różne okresy roku liturgicznego, a także
cykle de sanctis, quadragesimale, pro festis, in dominicas. Podczas wizytacji z lat
1667–1672 ksiąg z kazaniami było aż 221 (35,7% całości księgozbiorów; uwzględniając tylko księgozbiory w parafiach wiejskich, otrzymujemy 40,3%), w aktach z lat
1700–1706 ich liczba wynosiła 139 (39,6%), a podczas wizytacji z lat 1749–1756
liczba zbiorów homiletycznych osiągnęła 120 pozycji (50,8%). Tak duża liczba
dzieł homiletycznych świadczy o tym, że głównym zadaniem bibliotek parafialnych
było dostarczenie duchowieństwu praktycznych pomocy duszpasterskich. Pastoralne
i kaznodziejskie ukierunkowanie księgozbiorów zbieranych przez duchownych jest
34
Constitutiones synodales editæ ac promulgatae ab... Andrea Stanislao Kostka comite in Załuskie
Załuski... Brunsbergae MDCCXLVI, s. 199.
156
Ks. Bogusław Dygdała
jeszcze bardziej widoczne, gdy weźmie się pod uwagę, że w kazaniach można było
wykorzystać także wiadomości z różnego rodzaju komentarzy biblijnych oraz pism
dotyczących kontrowersji dogmatycznych. Należy jednak pamiętać, że wiele kazań,
zwłaszcza średniowiecznych, miało charakter alegoryczny i symboliczny, przez co
stawały się one małymi traktatami teologicznymi, zwłaszcza w sytuacji, gdy wyszły
spod piór profesorów uniwersyteckich, mających obowiązek nie tylko prowadzić
wykłady, lecz także głosić kazania. Były więc one chętnie wykorzystywane zarówno
przez kler parafialny, jak i przez zakonników z klasztorów kontemplacyjnych ze
względu na ich wysoką wartość teologiczną35.
Odwrotnie niż w przypadku literatury świeckiej, której udział w księgozbiorach
parafialnych systematycznie malał podczas kolejnych wizytacji, odsetek pomocy
kaznodziejskich cały czas wyraźnie wzrastał. Widać wyraźnie, że biblioteki parafialne w coraz większym stopniu stanowiły podręczne zaplecze duszpasterskie,
a horyzonty intelektualne większości duchowieństwa stawały się coraz węższe.
Zachowane w aktach wizytacyjnych spisy książek pozwalają także na ustalenie,
którzy kaznodzieje cieszyli się największą popularnością. U schyłku XVII w. był to
niewątpliwie Ludwik z Granady (Ludovicius Granatensis, †1588), hiszpański dominikanin, mistyk i jeden z najwybitniejszych kaznodziejów swojej epoki. W bibliotekach
znajdowało się 12 ksiąg z kazaniami jego autorstwa. Spod jego pióra wyszedł też
traktat moralny, którego egzemplarz znajdował się w jednej z bibliotek parafialnych.
Również w następnych dziesięcioleciach jego kazania cieszyły się sporą popularnością, gdyż kolejne wizytacje informują, odpowiednio, o 6 i 7 woluminach jego
autorstwa, co sprawia, że każdorazowo był on najbardziej poczytnym autorem.
Kolejnym autorem, którego kazania cieszyły się dużą popularnością w drugiej
połowie XVII w., był Jan Ossorius (†1634), hiszpański jezuita znany z dzieł kaznodziejskich oraz dotyczących teologii moralnej. W księgozbiorach parafialnych
znajdowało się 10 zbiorów kazań jego autorstwa. Podobnie jak w przypadku Ludwika z Grenady udało się zidentyfikować, także w jednej z bibliotek, traktat kazuistyczny Ossoriusa. Z czasem jednak poczytność jego dzieł wyraźnie spadła, gdyż
w kolejnych wizytacjach jest mowa o pięciu, a potem – około 1750 r. – już tylko
o dwóch zbiorach kazań jego autorstwa.
Dzieła innych kaznodziejów zachodnioeuropejskich cieszyły się już mniejszą
popularnością. Około 1670 r. znaleziono w księgozbiorach jeszcze sześć ksiąg cieszącego się niesłabnącą popularnością średniowiecznego dominikanina francuskiego
Jakuba de Voragine (†1298), jak również tyle samo dzieł autorstwa nowożytnego
francuskiego kaznodziei nadwornego Piotra Besse (†1634). Jednak w późniejszych
okresach liczba ksiąg ich autorstwa wyraźnie spadła, tak że w połowie XVIII w.
znaleziono już tylko jeden tom kazań Jakuba de Voragine i dwa tomy Piotra Besse.
35
Por.: K. Nierzwicki, Biblioteka kartuzji kaszubskiej oraz jej konwentów filialnych w Berezie Kartuskiej i Gidlach, Pelplin 2001, s. 143.
Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej
157
Włoski kapucyn Bernard de Busto był autorem kazań maryjnych, których cztery
egzemplarze znajdowały się w bibliotekach parafialnych w czasie wizytacji Jana
Ludwika Strzesza, a trzy woluminy w czasach biskupa Teodora Potockiego, jednak
w połowie XVIII w. odnaleziono już tylko jeden tom jego kazań. W drugiej połowie XVII w. znajdowały się w księgozbiorach po trzy tomy kazań napisanych
przez hiszpańskiego kaznodzieję Filipa Dieza (†1601), niemieckiego teologa Jana
Ecka (†1543) oraz biskupa Wiednia Fryderyka Nausea (†1552). Jednak w XVIII w.
znajdujemy już tylko pojedyncze egzemplarze ich kazań. Wyraźnie wzrastało za to
powodzenie kazań znanego polemisty niemieckiego jezuity Macieja Fabera (†1653),
z którego dzieł często korzystano w kolegiach zakonnych. O ile około 1670 r. w księgozbiorach znajdowały się trzy dzieła jego autorstwa, to już około 1750 r. liczba ta
wzrosła do pięciu. Spora grupa autorów zagranicznych była reprezentowana przez
pojedyncze dzieła.
Należy jednocześnie podkreślić, że wszystkie wyliczone tu dzieła autorów zachodnioeuropejskich były wersjami łacińskimi, więc nie mogły być przez ówczesne
duchowieństwo wykorzystywane bezpośrednio, na zasadzie przeczytania wiernym
gotowego kazania, lecz służyły jedynie jako lektura dla plebanów, na podstawie
której mogli wygłosić własne homilie.
Polskie zbiory kazań w XVII w. cieszyły się dużo mniejszym powodzeniem.
Z akt wizytacji kanonika Strzesza dowiadujemy się, że postylli jezuity Jakuba Wujka
(†1597) były zaledwie cztery egzemplarze, podobnie jak kazania dominikanina
Abrahama Stanisława Bzowskiego (†1637), znanego historyka kościoła i pisarza
ascetycznego. W trzech egzemplarzach były obecne homilie dominikanina Fabiana
Birkowskiego (†1636), w dwóch bibliotekach znajdowały się kazania jezuity Piotra
Skargi (†1612), a pojedyncza księga reprezentowała homilie Marcina Białobrzeskiego (†1586). Te 14 ksiąg stanowiło całość polskiej literatury kaznodziejskiej, którą
udało się zidentyfikować w aktach wizytacyjnych. Z uderzającej dysproporcji między
dziełami zagranicznymi a polskimi można wnioskować, że ci duchowni, którzy
kompletowali księgozbiory, przedstawiali sobą wysoki poziom intelektualny i na
bieżąco zapoznawali się z nowymi prądami w teologii zachodnioeuropejskiej.
Z upływem czasu zauważamy jednak pewien wzrost popularności kazań polskich autorów. Liczba dzieł Birkowskiego wzrosła w połowie XVIII w. do pięciu
woluminów, znajdujemy trzy zbiory Piotra Skargi i dwa autorstwa Jakuba Wujka.
Pojawiły się także kazania innych polskich duchownych: kanonika krakowskiego
Szymona Starowolskiego (†1656 – 3 księgi) i franciszkanina Franciszka Rychłowskiego (†1673 – 3 księgi), oraz pojedyncze tomy takich autorów jak: biskupów
kamienieckiego Marcina Białobrzeskiego (†1586) i lwowskiego Mikołaja Krosnowskiego (†1653), jezuitów Tomasza Młodzianowskiego (†1686), Jana Kwiatkiewicza
(†1703) i Stanisława Bielickiego (†1718), franciszkanów Antoniego Stefanowicza
(†1679), Waleriana Gutowskiego (†1697) i Bazylego Rychlewicza (†1710), dominikanina Abrahama Bzowskiego (†1673) i augustianina Jacka Liberiusza (†1673).
158
Ks. Bogusław Dygdała
W odniesieniu do kolejnych sześciu tomów z kazaniami akta wizytacji nie podają
co prawda autorów, nie mam jednak wątpliwości, że były to zbiory polskojęzyczne.
Wnioskujemy, że co najmniej 29 ksiąg z kazaniami (na 120, jakie znajdowały się
w bibliotekach parafialnych) wyszło spod piór polskich autorów. Dla porównania
przypomnijmy, że w 1670 r. było to zaledwie 14 z 221 woluminów. Oczywiście
należy liczyć się z tym, że jest to lista niekompletna, gdyż pod łacińskimi nazwami
mogły się kryć druki polskie. Jednak mimo to wyraźnie widoczny jest wzrost liczby
kazań polskojęzycznych. Można przypuszczać, że dla plebanów, zwłaszcza wiejskich, były one wygodniejsze w użyciu, gdyż kazania i tak wygłaszali w języku
polskim. Być może należałoby liczyć się także z faktem, że dla pewnej części
osiemnastowiecznych duchownych, zwłaszcza z mniejszych parafii, teksty łacińskie
były po prostu niezrozumiałe.
Kolejny typ ksiąg teologicznych to teksty Biblii oraz różnorodne komentarze
biblijne. Około 1670 r. do tej grupy można było zaliczyć zaledwie 75 dzieł (12,2%;
dla parafii wiejskich 25 woluminów – 10,5%). Wśród nich 46 dzieł to różnego
rodzaju komentarze i objaśnienia biblijne, a 29 to po prostu wydania Pisma Świętego, w tym dwa po niemiecku i trzy po polsku. Najczęściej spotykamy komentarze
biblijne pióra niderlandzkiego kartuza Dionisiusa Cartusianusa (†1471) oraz kardynała Roberta Bellarmina (†1621), jezuity i bardzo znanego teologa w czasach
kontrreformacji (po trzy dzieła). W sumie w bibliotekach diecezji chełmińskiej
w drugiej połowie XVII w. znajdujemy 7 dzieł kardynała Bellarmina, co czyni
z niego jednego z bardziej poczytnych autorów. Podczas wizytacji z lat 1700–1706
w księgozbiorach parafialnych odnotowano 38 (10,8%) tego typu wydawnictw,
w tym 24 teksty Pisma Świętego (dwa w języku polskim) oraz 14 różnych komentarzy biblijnych, a około 1750 r. było to już tylko 17 (7,2%) ksiąg, z czego
13 stanowiły teksty Biblii (w tym dwa po polsku i jeden ruski) oraz tylko cztery
komentarze biblijne. Zauważalny spadek liczby dostępnych egzemplarzy Pisma
Świętego, jak też różnego typu pomocy egzegetycznych znowu ukazuje nam dokonującą się przemianę w mentalności ówczesnego duchowieństwa. O ile u schyłku
XVI i w pierwszej połowie XVII w. mogło być wielu duchownych, którzy sami
starali się zgłębiać treść Biblii, aby poszukiwać odpowiedzi na pytania i wątpliwości teologiczne zrodzone ze zderzenia z nauką reformatorów, o tyle w XVIII w.
kontakt większości duchowieństwa z Biblią ograniczał się już raczej tylko do jej
fragmentów zawartych w księgach liturgicznych i głoszenia kazań na podstawie
gotowych wzorców, dostarczanych przez tak licznie reprezentowaną w księgozbiorach tego okresu literaturę kaznodziejską.
Kolejną, ostatnią już część bibliotek parafialnych stanowiły dzieła należące do
różnych dziedzin teologicznych. Około 1670 r. taki charakter miały 184 różne dzieła
(29,7%), na początku XVIII w. było to 106 pozycji (30,1%), a w połowie XVIII w.
67 woluminów (28,3%). Jak z tego wynika, odsetek ksiąg tego rodzaju w omawianym okresie zasadniczo pozostawał na dość stałym poziomie.
Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej
159
Stosunkowo rzadko sięgano do tekstów napisanych przez tzw. ojców Kościoła,
czyli pisarzy chrześcijańskich z okresu starożytności i początku średniowiecza,
cieszących się szczególnym autorytetem. W 1670 r. były one reprezentowane jedynie przez 13 dzieł (2,1%) takich autorów jak św. Augustyn, św. Hieronim (po trzy
woluminy), św. Ambroży, św. Jan Chryzostom (po dwa), św. Bazyli Wielki i św.
Cyryl Aleksandryjski. Teksty doktorów Kościoła znajdowały się prawie wyłącznie
w bibliotekach mieszczących się w miastach: w Chełmży, Nowym Mieście i Toruniu, co dowodzi, że interesowali się nimi jedynie nieliczni, najlepiej wykształceni
duchowni. Na początku XVIII w. w księgozbiorach parafialnych znajdowało się
9 dzieł ojców Kościoła (2,5%), a około 1750 r. już tylko 4 (1,6%). W dalszym
ciągu największym uznaniem cieszył się św. Augustyn, gdyż w czasie wizytacji
biskupa Potockiego co trzecie z dzieł ojców Kościoła było jego autorstwa. Oprócz
autorów już wyliczonych wcześniej pojawiły się także teksty św. Grzegorza Wielkiego (†1604), św. Piotra Chryzologa (†450), św. Cypriana z Kartaginy (†258),
Pawła Orozjusza († przed 423) i św. Grzegorza z Nazjanzu (†390).
W części bibliotek znajdujemy również dzieła wielkich teologów średniowiecznych, takich jak Bernard z Clairvoux, Piotr Lombard, Albert Wielki, Tomasz
z Akwinu, Bonawentura, Jan Duns Szkot. Pozycje te stanowiły jednak margines
księgozbiorów. Zdecydowaną przewagę mieli autorzy ze schyłku średniowiecza,
a zwłaszcza teolodzy nowożytni związani z nurtem kontrreformacji.
W pewnym przybliżeniu można także pokusić się o próbę klasyfikacji książek na
różne działy teologii, należy jednak pamiętać, że jest to podział jedynie przybliżony,
gdyż poszczególne dyscypliny teologiczne w tamtym czasie nie były jeszcze jasno
wyróżnione i nieraz trudno o jednoznaczną klasyfikację poszczególnych ksiąg.
Podczas wizytacji Jana Ludwika Strzesza znaczącą część wśród dzieł teologicznych stanowiły 52 prace (8,4%; w księgozbiorach parafii wiejskich 14 woluminów
– 5,8%) dotyczące teologii moralnej, zajmującej się ówcześnie głównie kazusami
spowiedniczymi. Zastanawiający jest fakt, że w miarę upływu czasu odsetek tego
typu dzieł wyraźnie spadł, tak że na początku XVIII w. były one reprezentowane
przez 9 (2,5%) ksiąg, a około 1750 r. już tylko przez 6 (2,5%). Tematyczne blisko
związane były z nimi różnego typu poradniki pastoralne, których około 1670 r. było
w księgozbiorach parafialnych 16 (2,6%). W tych dwóch dziedzinach najpopularniejszym autorem w czasach wizytacji kanonika Strzesza był hiszpański jezuita
kardynał Franciszek z Toledo (†1596; 4 dzieła). Z upływem czasu liczba poradników
pastoralnych relatywnie wzrosła, gdyż około 1750 r. były one reprezentowane przez
12 pozycji (5,0%).
Innym działem teologii były tzw. kontrowersje, będące wykładem dogmatyki katolickiej w sposób polemiczny w stosunku do teologii protestanckiej i prawosławnej.
Do tego gatunku piśmiennictwa można zaliczyć około 1670 r. 24 pozycje (3,9%;
dla księgozbiorów parafii wiejskich – 3,7%), jednak później ich liczba spadła,
tak że około 1700 r. było to 7 woluminów (1,9%), a pół wieku później już tylko
160
Ks. Bogusław Dygdała
2 (0,8%). W miarę upływu czasu duchowni byli więc coraz mniej zainteresowani
kontrowersjami, co jednak nie budzi żadnego zdziwienia, gdyż wobec wyraźnego
triumfu działań kontrreformacyjnych i zarazem petryfikacji stosunków wyznaniowych w diecezji nie było po prostu takiej potrzeby.
Różnego typu dzieł ascetycznych, a więc zawierających rozmyślania lub ćwiczenia duchowe, znajdowało się w księgozbiorach parafialnych 20 (3,2%; dla księgozbiorów z parafii wiejskich 4,2%) w czasie wizytacji kanonika Strzesza, ale już
tylko 4 (1,6%) w czasie wizytacji biskupa Leskiego.
Około 1670 r. zauważalną grupę stanowiły księgi poświęcone dziejom Kościoła
i żywotom świętych, gdyż było to 21 pozycji (3,3%; dla księgozbiorów z parafii
wiejskich 5,0%), jednak w 1750 r. literatura hagiograficzna była reprezentowana
zaledwie przez 4 druki (1,6%).
Cechą charakterystyczną jest bardzo mało egzemplarzy katechizmów, których
w okresie triumfu kontrreformacji na ziemiach polskich można by się spodziewać
bardzo wiele. W 1670 r. w księgozbiorach parafialnych figurowało zaledwie 11 katechizmów, w tym trzy autorstwa Stanisława Hozjusza (†1579), oraz sześć ksiąg
zawierających dekrety soboru trydenckiego (co razem stanowi zaledwie 2,7% ogółu
znanych nam ksiąg; dla księgozbiorów z parafii wiejskich – 2,9%). W połowie
XVIII w. liczba ta spadła do zaledwie czterech katechizmów oraz jednego (!) egzemplarza dekretów soboru trydenckiego.
Analizując zawartość księgozbiorów parafialnych, dostrzegamy wyraźną różnicę między trzecią ćwiercią XVII a połową XVIII w., co zresztą już kilkukrotnie
podkreślaliśmy podczas szczegółowych analiz. Świadczy to o stopniowej zmianie
mentalności duchowieństwa w tym okresie. Być może fakt ten był związany z powstaniem seminarium duchownego dla diecezji chełmińskiej, które funkcjonowało
faktycznie od 1677 r. Jego otwarcie rozwiązało problemy kadrowe, z którymi borykała się wcześniej diecezja, ale jednocześnie zmienił się profil kształcenia duchowieństwa. Wcześniej przynajmniej część kandydatów do stanu kapłańskiego
zdobywała wykształcenie w kolegiach jezuickich, dobrze funkcjonujących u schyłku
XVI i w pierwszej połowie XVII w., a część z nich otarła się również o Akademię
Krakowską. Dzięki temu posiadali szersze horyzonty intelektualne niż duchowni
wykształceni podczas dość krótkiego pobytu w seminarium, które było nastawione
przede wszystkim na przekazywanie praktycznych wiadomości i umiejętności przydatnych w pracy parafialnej. Weryfikacja tej hipotezy wymagałaby jednak szerszego
studium nad wykształceniem ówczesnego duchowieństwa diecezji chełmińskiej.
161
Biblioteki parafialne w diecezji chełmińskiej
Ks. Bogusław Dygdała
Die Pfarrbibliotheken in der Bistum Kulm
im 17. und 18. Jahrhundert
Zusamm e nfassun g
Der Artikel analysiert die Anzahl der Pfarrbibliotheken und den Gehalt der Büchersammlung. Die Quelle sind die Visitationsakten aus dieser Zeit. Die Mehrheit der Bücher ist in Erbes von Pfarrern hinterlassen worden. Im Jahr 1670, nach den Kriegen gegen
Schweden, gab es nur 20 Pfarrbibliotheken. Der Büchersammlungen waren meistens klein
(10–20 Bücher), nur ein paar Pfarrgemeinden hatten circa 100 Bücher. Am Ende 17. und
im 18. Jahrhunderts ist die Zahl der Pfarrbibliotheken systematisch gestiegen. Der Bestand
ist zu mehr als 90% in lateinischer Sprache verfasste, die geblieben Drucke waren polnisch
und deutschsprachig.
Diese Büchersammlungen sollten als die Hilfe zu den Predigten zur Geistlichkeit dienen.
Aus diesem Grund umfasste die Homiletik 40–50% Titel und bildete einen Schwerpunkt
der Sammlung. Bei den Bibelausgaben, Konkordanzen und Bibelkommentare fand sich
10–12% der Titel. Andere Bücher betrafen Dogmatik, Aszetik, Kirchengeschichte, Recht
und Philosophie.
Czasy Nowożytne
tom 22
rok 2009
Radosław Kubicki
Kielce
Opatów i dobra opatowskie
pod panowaniem austriackim
(1794–1809)
Stan badań nad Opatowem i dobrami opatowskimi można określić jako średnio
zaawansowany. Dla okresu, kiedy dobra opatowskie znajdowały się pod panowaniem
austriackim, został wydany jeden anglojęzyczny artykuł1. Natomiast do podstawowej literatury dotyczącej Opatowa należą m.in. materiały z sesji siedemsetlecia
miasta oraz opracowania Gershona Hunderta i Waldemara Gałązki2. Źródła do tematu zakreślonego w tytule artykułu znajdują się m.in. w Archiwum Głównym Akt
Dawnych w Warszawie, Archiwum Państwowym w Radomiu i Archiwum Kapituły
Kolegiackiej w Opatowie.
Centrum administracyjnym i gospodarczym dóbr opatowskich było miasto
Opatów. Położone jest ono około 20 km od Sandomierza i do XIX w. było jednym
z największych miast w województwie sandomierskim3. W rozpatrywanym okresie
oprócz Opatowa w skład dóbr wchodziło również 16 wsi i ich części: Zochcin,
Zochcinek, Łężyce, Bełcz (dziś w obrębie Łężyc), Biskupice, Jałowęsy, Niemienice,
1
2
3
R. Kubicki, The City of Opatów and Opatów Landed Estates under Austrian Rule (1794–1809),
w: Die galizische Grenze 1772–1867: Kommunikation oder Isolation?, red. Ch. Augustynowicz,
A. Kappeler, Wien 2007, s. 101–113.
Opatów. Materiały z Sesji 700-lecia miasta, red. F. Kiryk, Sandomierz 1985; G. D. Hundert, The
Jews in a Polish Private Town. The Case of Opatów in the Eighteenth Century, Baltimore�����
–����
London 1992; W. Gałązka, Kapituła kolegiacka w Opatowie w latach 1562–1983, Sandomierz 1997.
G. D. Hundert, The Jews in a Polish Private Town, s. 2 i n.; Kielce wojewódzkie. Opis
�����������
historyczno-statystyczny miasta z 1829 roku, oprac. L. Stępkowski, Kielce 1999, s. 43; Z. Guldon,
Gospodarka i społeczeństwo, w: Dzieje regionu świętokrzyskiego od X do końca XVIII wieku, red.
J. Wijaczka, Warszawa 2004, s. 226 i in. Zob. też: M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast
i mieszczaństwa w Polsce przedrozbiorowej, Wrocław 1986, s. 353–356, 374, 403 i in.
164
Radosław Kubicki
Porudzie, Truskolasy, Worowice, Tudorów, Bukowiany, 3/4 Jurkowic, 2/3 Czernikowa, 1/2 Szczegła (dziś w obrębie Truskolasów) i małego skrawka Kraszkowa
(około 1/12), oraz 7 folwarków: zochciński, jałowęski, niemienicki, porudzki, truskolaski, czernikowski i tudorowski (zob. mapy: 1–2)4.
1.Dobra opatowskie i okolice w latach 1801–1804 według Carte von West-Gallizien
Antona Mayera von Heldensfelda
Oryginał: Die Abteilung Kriegsarchiv des Österreichischen Staatsarchivs in Wien
(fotokopia w Regionalnym Ośrodku Badań i Dokumentacji Zabytków w Kielcach)
4
Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie (dalej: AGAD), Archiwum Gospodarcze Wilanowskie (dalej: AGW), Administracja Dóbr Opatowskich (dalej: ADO), sygn. II/9; ibidem, sygn.
II/11a, s. 68; ibidem, sygn. II/86, s. 13, 184; Archiwum Państwowe w Radomiu, Zarząd Dóbr
Państwowych (dalej: AP Radom, ZDP), sygn. 82, s. 22, 72, 74, 118; Urzędowe nazwy miejscowości i obiektów fizjograficznych, t. 27: Powiat opatowski i powiat miejski Ostrowiec Świętokrzyski
województwo świętokrzyskie, Warszawa 1966, s. 10 i in. Por.: Instrukcje gospodarcze dla dóbr
magnackich i szlacheckich z XVII–XIX wieku, t. 1, wyd. B. Baranowski, J. Bartyś, A. Keckowa,
J. Leskiewicz, Wrocław 1958, s. LXVII–LXVIII; M. Różycka, Struktura wysiewów i wysokość
plonów w drugiej połowie XVIII w. w kluczu opatowskim, „Studia z Dziejów Gospodarstwa
Wiejskiego” 1961, t. 4, z. 1, s. 164.
Opatów i dobra opatowskie pod panowaniem austriackim
165
2. Rozmieszczenie dóbr opatowskich w XVIII/XIX wieku
Oprac. R. Kubicki
Po raz pierwszy wojska austriackie odnotowano w Opatowie pomiędzy majem
1773 a majem 1774 r., czyli po pierwszym rozbiorze Polski5. Wówczas Austriacy
zaopatrywali się u Żydów opatowskich w potrzebne im towary i korzystali z tutejszych posłańców miejskich6.
Ściślejsze związki Opatowa z Austrią zapoczątkowała insurekcja kościuszkowska
z 1794 r. W jej wyniku wojska austriackie wkroczyły na terytorium państwa polskiego. Od lipca 1794 r. w folwarkach i wsiach należących do dóbr opatowskich
zaczęto odnotowywać wojska austriackie7. W następnym miesiącu wkroczyły one
5
6
7
W pobliskim Sandomierzu odnotowywano Austriaków od kwietnia 1773 do stycznia 1774 r., po
czym mieli się wycofać na zagarnięte tereny I rozbioru Polski; Kronika benedyktynek sandomierskich czyli dzieje klasztoru sandomierskiego od roku 1615. 30 października. Spisane w roku 1763
za przełożeństwa P. Maryanny Siemianowski ksieni 13., t. 1, oprac. A. Szylar, Sandomierz 2005,
s. 159–183. Zob. też m.in.: AGAD, AGW, Anteriora, sygn. 117, s. 79.
AGAD, AGW, ADO, sygn. �������������������������������������������������������������������
I/74, s. 26–32. Na temat ówczesnej armii austriackiej zob.: P. Haythornthwaite, The Austrian Army 1740–80: 3 Specialist Troops, London 1995; idem, The Austrian
Army 1740–80: 1 Cavalry, Oxford 2001; idem, The Austrian Army 1740–80: 2 Infantry, Oxford
2003; D. Hollins, Austrian Frontier Troops 1740–1798, Oxford 2005.
AGAD, AGW, ADO, sygn. II/98, s. 187. Na temat ówczesnej armii austriackiej zob.: D. Hollins,
Austrian Auxiliary Troops 1792–1816, London 1996; idem, Austrian Grenadiers and Infantry
1788–1816, Oxford 1998; P. Haythornthwaite, Austrian Army of the Napoleonic Wars (2): Cavalry, Oxford 1999; idem, Austrian Specialist Troops of the Napoleonic Wars, Oxford 2002.
166
Radosław Kubicki
do Opatowa8. Zaistniała więc dosyć interesująca sytuacja w tym mieście – w tym
samym czasie przez około dwa miesiące przebywały tutaj zarówno oddziały cesarskie, jak i pruskie, gdyż te ostatnie wycofały się stąd dopiero 10 października9. Było
to możliwe, gdyż Prusacy kwaterowali na północno-zachodnich przedmieściach
opatowskich, a Austriacy na terenie miasta właściwego. Poza tym oddzielała ich od
siebie Łukawa przepływająca przez miasto. Mimo że nie odnotowano tutaj wówczas
żadnego bezpośredniego starcia żołnierzy pruskich z austriackimi, to sytuacja musiała być napięta. Wiadomo bowiem, że pomiędzy wojskami obu stron dochodziło
wtedy do potyczek; jedna z nich nastąpiła pod Sandomierzem10. Wydaje się także,
że przynajmniej w tym okresie liczebność żołnierzy austriackich była tutaj mała
i raczej tylko symboliczna. Takie przypuszczenie potwierdza fakt, że natychmiast
po wyjściu Prusaków z Opatowa w mieście tym bez problemów i obaw pojawił się
generał major kościuszkowski Wojciech Toczyski, który planował nawet ulokować
tutaj stałą siedzibę komisji porządkowej sandomierskiej.
Po wyjściu wojsk pruskich z Opatowa i niepowodzeniu wskrzeszenia powstania
w Sandomierszczyźnie pozostali w mieście Austriacy chcieli skonfiskować w całości zakupione przymusowo przez skarb pański i mieszkańców opatowskich od
wyjeżdżających Prusaków owies, siano i słomę, twierdząc, że zostały one tutaj
zgromadzone dla wojsk polskich. Wówczas administracja dóbr opatowskich, za
pośrednictwem Żydów opatowskich, którzy mieli bardzo dobre kontakty zarówno
z Austriakami, jak i z Prusakami, rozpoczęła przekupywanie po kolei oficerów
austriackich mających wydać decyzję w tej kwestii11. W końcu udało się uzyskać
8
9
10
11
S. Herbst, Z dziejów wojskowych powstania kościuszkowskiego 1794 roku, Warszawa 1983, s. 32,
47, 125–126, 134, 217; Z. Góralski, Wojska austriackie w regionie sandomiersko-staszowskim
podczas insurekcji 1794 roku, w: W stronę Połańca. Z dziejów insurekcji 1794 roku. Materiały
sesji naukowej 6–7 maja 1993 r. Staszów - Połaniec, red. A. Zarębski, L. Stępkowski, Staszów
1994, s. 52.
K. Bauer, Wojsko koronne powstania kościuszkowskiego, Warszawa 1981, s. 68. Należy zwrócić
uwagę, że 10 października 1794 r. oddziały pruskie wycofały się jedynie z Opatowa i nadal ich
obecność była okresowo odnotowywana w okolicznych wsiach.
S. Schnür-Pepłowski, Z przeszłości Galicyi (1772–1862), Lwów 1895, s. 128.
Przejawem dobrych kontaktów Żydów opatowskich z Austriakami były m.in. oskarżenia wysuwane przez tutejszych mieszczan katolickich, że dzięki protekcji obcych wojsk starozakonni
bogacili się na handlu i nie dokładali do podatków miejskich na rzecz Austrii; J. Muszyńska,
Żydzi i mieszczanie w sandomierskich miastach królewskich w XVIII wieku, „Kwartalnik Historii
Żydów” 2003, nr 3(207), s. 410. Na temat ówczesnych postaw Żydów por.: E. Ringelblum, Żydzi w powstaniu kościuszkowskim, Warszawa 1938; J. A. Gierowski, Udział Żydów w powstaniu
kościuszkowskim, w: Powstanie kościuszkowskie i jego naczelnik. Historia i tradycja. Materiały
konferencji naukowej Kraków–Wrocław, 28–30 marca 1994 r., red. T. Kulak, M. Frančić, Kraków
1996, s. 41–46; P. Fijałkowski, Berek Joselewicz i jego udział w insurekcji kościuszkowskiej,
w: Powstanie 1794 roku. Dzieje i tradycja. Studia i szkice w dwustulecie, red. H. Szwankowska,
Warszawa 1996, s. 102–106.
Opatów i dobra opatowskie pod panowaniem austriackim
167
uwolnienie od wysuwanych oskarżeń. Niemniej jednak skarb dóbr opatowskich na
całej tej transakcji stracił przynajmniej 2500 zł12.
Żołnierze austriaccy w czasie pobytu w dobrach opatowskich – podobnie jak
wcześniej rosyjscy, pruscy i polscy – grabili je, jak tylko mogli. Na przykład w 1794 r.
tuż po przybyciu do Opatowa Austriacy, wdarłszy się przez strzechę do stodoły pewnego Żyda opatowskiego, skradli mu pięć fur siana13. Mimo tego zdarzenia należy
jednak podkreślić, że oddziały austriackie były najbardziej spokojnymi i najmniej
czyniącymi szkód spośród wszystkich innych wojsk, jakie odnotowano w dobrach
opatowskich w latach dziewięćdziesiątych XVIII w. (zob. tabelę 1).
Oprócz wojsk austriackich, pruskich i kościuszkowskich w dobrach opatowskich
w drugiej połowie 1794 r. odnotowano również żołnierzy rosyjskich oraz saskich14.
Zimą 1795 r. w Opatowie stacjonował oddział austriacki dowodzony przez generała
Heisterowa15. Najpóźniej dobra opatowskie przestały nawiedzać oddziały pruskie,
które dopiero na początku 1796 r. wycofały się ostatecznie z tego rejonu, co umożliwiło pełne opanowanie tych ziem przez Austriaków16.
Z kolei w latach 1798–1800 przez dobra opatowskie przechodziły wojska rosyjskie, których pobyt tu był związany z walkami z rewolucyjną Francją17. Jako
ciekawostkę można także podać, że około 1800 r. na terenie Opatowszczyzny grasowała banda Cyganów złożona z 40 rozbójników18.
Tabela 1. Wycena strat i wydatków wojskowych poniesionych przez skarb pański dóbr
opatowskich w latach 1792–1794
Straty i wydatki spowodowane przez wojska
Razem
rosyjskie
pruskie
polskie
austriackie
zł
gr
%
zł gr
%
zł gr % zł gr %
zł
gr %
63 032 23,5 90,022 6 123 9,5 8,745 838 19 1,198 24 18 0,035 70 019 10 100
Źródło: AGAD, AGW, ADO, sygn. II/78.
12
13
14
15
16
17
18
AGAD, AGW, ADO, sygn. II/74, s. 8–10, 13–15.
Ibidem, s. 6 i in.
Ibidem, sygn. II/1, s. 10; ibidem, sygn. II/2, s. 31; ibidem, sygn. II/49; ibidem, sygn. II/74, s. 3,
6; ibidem, sygn. II/87, s. 77, 89; ibidem, sygn. II/91, s. 104, 121, 138; ibidem, sygn. II/98, s. 176,
181, 186–188 i in.
J. M. Małecki, Pod rządami austriackimi i w Księstwie Warszawskim (1794–1815), w: Dzieje
Sandomierza 1795–1918, t. 3, red. J. M. Małecki, Warszawa 1993, s. 6.
AGAD, AGW, ADO, sygn. II/91, s. 138, 155; T. Mencel, Galicja Zachodnia 1795–1809. Studium
z dziejów ziem polskich zaboru austriackiego po III rozbiorze, Lublin 1976, s. 27, 31–32 i in.
AGAD, AGW, ADO, sygn. II/51, s. 3; AGAD, AGW, Akta Procesowe Potockich (dalej: APP),
sygn. 256, s. 586–588. Na temat ówczesnych walk rosyjsko-francuskich zob. m.in.: Z. Wójcik,
Dzieje Rosji 1533–1801, Warszawa 1981, s. 327–330; L. Bazylow, Historia Rosji, t. 1, Warszawa 1985, s. 356–357; M. Żywczyński, Historia powszechna 1789–1870, Warszawa 1997,
s. 119–120.
AGAD, AGW, ADO, sygn. II/11a.
168
Radosław Kubicki
Zaraz po wkroczeniu do dóbr opatowskich władze austriackie rozpoczęły pobieranie z nich podatków. Początkowo Opatowskie podlegało prawdopodobnie austriackiej egzakcji podatkowej w Sandomierzu, a następnie do lutego 1796 r. egzakcji
z siedzibą w Kielcach19. Z lat 1794–1795 wzmiankowany jest sandomierski egzaktor
Migurski, który pobierał z dóbr opatowskich podymne, ofiarę dziesiątego grosza
i czopowe. Podatki pobierano w polskiej monecie obrachunkowej. Na przykład
dwie raty czopowego z przełomu 1795 i 1796 r. opłacono w kwocie 5310 zł i 15 gr,
rata styczniowa ofiary dziesiątego grosza z 1796 r. wyniosła 2631 zł i 20 gr, a rata
marcowa podymnego z tego samego roku – 1661 zł. Poza tym pobierano symplę
od Żydów opatowskich20. Należy również zaznaczyć, że w latach 1794–1795 równocześnie z Austriakami podatki z dóbr opatowskich wybierali Prusacy, a płacono
je prawdopodobnie tym, którzy zjawili się pierwsi.
Do trzeciego rozbioru Polski dobra opatowskie położone były w województwie
i powiecie ziemskim sandomierskim21. W 1795 r., po zawarciu przez Austrię, Rosję
i Prusy konwencji rozbiorowej ziem polskich, weszły one w skład monarchii austriackiej.
Prawdopodobnie w lutym 1796 r. dokonano podziału okupowanych ziem polskich na
dystrykty (okręgi; die Bezirke). Siedziba jednego z nich została ulokowana w Opatowie
i obejmowała też Sandomierz. Była to jednak tylko tymczasowa administracja wojenna,
a okupowane przez Austrię ziemie polskie znajdowały się pod władzą austriackich oddziałów wojskowych i podlegały komendzie, na której czele stał dowódca wojskowy
Galicji generał Józef Harnoncourt. Dopiero w lipcu 1796 r. ustalono nowy cywilny
podział administracyjny Galicji Zachodniej, jak nazwano w Austrii nowo zabrane ziemie
polskie. W wyniku tego podziału utworzono m.in. cyrkuł (der Kreis) sandomierski
z siedzibą w Sandomierzu, obejmujący cały dawny powiat sandomierski, a więc również dobra opatowskie22. W 1798 r. siedzibę cyrkułu sandomierskiego przeniesiono do
Opatowa, gdyż miasto to znajdowało się w centrum cyrkułu i przechodził przez nie trakt
pocztowy z Krakowa do Lublina i Radomia, omijający Sandomierz. Wszystko to miało
istotne znaczenie dla komunikacji wewnętrznej i zewnętrznej cyrkułu sandomierskiego23.
19
20
21
22
23
T. Mencel, Galicja, s. 27–31.
AGAD, AGW, ADO, sygn. II/2.
T. Koba-Ryszewska, Przeszłość administracyjna ziem województwa kieleckiego, w: Z dziejów
ziemi kieleckiej (1918–1944), Warszawa 1970, s. 11–12; Z. Góralski, Powiat ziemski w XVIII
wieku, w: Uwarunkowania historyczno-kulturowe współczesnej organizacji przestrzennej państwa, red. H. Adamczewska-Wejhert, Kielce 1993, s. 35–36; S. Arnold, Podziały administracyjne
województwa sandomierskiego do końca XVIII wieku, Kielce 2001, s. 8, 10–11; J. Z. Pająk, Dzieje
podziałów administracyjnych a granice regionu świętokrzyskiego, w: Region świętokrzyski. Mit
czy rzeczywistość. Materiały konferencji naukowej. Kielce, 23 maja 2001, red. J. Wijaczka, Kielce
2001, s. 52, 56; J. Swajdo, Między Wisłą a Pilicą. Dzieje podziałów administracyjnych w regionie
kielecko-radomskim do 1975, Kielce 2005, s. 11.
T. Mencel, Galicja, s. 27, 32–33, 49.
L. Zimowski, Geneza i rozwój komunikacji pocztowej na ziemiach polskich, Warszawa 1972, rys.
6–4, 8–12, 8–26; T. Mencel, Galicja, s. 331; J. M. Małecki, Pod rządami, s. 7.
Opatów i dobra opatowskie pod panowaniem austriackim
169
Następnie w wyniku reformy administracyjnej Galicji z 1803–1804 r. połączono Galicję
Zachodnią ze Wschodnią w jedno gubernium z siedzibą we Lwowie oraz cyrkuł sandomierski (opatowski) z radomskim w jeden z siedzibą w Radomiu. W nowym cyrkule
radomskim Opatów został wyznaczony na siedzibę jednego z okręgów24.
Dobra opatowskie w momencie znalezienia się pod okupacją austriacką były
własnością spadkobierców po Antonim Lubomirskim, który zmarł w 1782 r., i jego
żonie Zofii z Krasińskich, która zarządzała dobrami dożywotnio, tj. do 1790 r.25
Antoni i Zofia Lubomirscy nie zostawili potomstwa (jedyny ich syn zmarł w dzieciństwie w 1760 r.), a więc dobra opatowskie po nich powinien przejąć jedyny brat
Antoniego – Stanisław Lubomirski, ale ten zmarł w 1783 r.26 W związku z tym
spadkobiercami dóbr stały się dzieci Stanisława, który z żoną Izabelą z Czartoryskich
miał cztery córki. W ich imieniu zarząd dóbr opatowskich od 1790 r. sprawował
Ignacy Potocki (1750–1809), mąż Izabeli Elżbiety – najstarszej, nieżyjącej już wówczas córki (zmarła w 1783) Stanisława i Izabeli Lubomirskich. Zapewne pełnił on
tę funkcję nie tyle dlatego, że był wdowcem po żonie, która – gdyby żyła – byłaby
główną sukcesorką do spadku po Antonim Lubomirskim, ile w imieniu i z powodu
Krystyny (1778–1800), jego jedynego wówczas żyjącego dziecka ze zmarłą Izabelą
Elżbietą (dwoje ich innych dzieci zmarło w dzieciństwie)27.
Ignacy Potocki, z powodu zaangażowania w sprawy publiczne państwa polskiego, prawdopodobnie nigdy nie był w dobrach opatowskich, a zarządzał nimi przy
pomocy lokalnej administracji majątku oraz komisarza generalnego28. W grudniu
24
25
26
27
28
T. Mencel, Galicja, s. 306–311.
Instrukcje gospodarcze dla dóbr, s. LXVIII, LXXVI, 617–619; J. Michalski, Lubomirski Antoni,
w: Polski Słownik Biograficzny (dalej: PSB), t. 18, Wrocław 1973, s. 6, 8.
W. Konopczyński, Lubomirska 1. v. Tarłowa z Krasińskich Zofia, w: PSB, t. 17, Wrocław 1972,
s. 637.
K. M. Morawski, Ignacy Potocki, cz. 1: 1750–1788, Kraków 1911, s. 9–10 i in.; J. Rudnicka,
Biblio­­teka Ignacego Potockiego, Wrocław 1953, s. 8–9, 48; G. Pauszer-Klonowska, Piękny Potocki, Warszawa 1984, s. 25–37, 69–70, 83, 192/193, 325; Z. Zielińska, Potocki Roman Ignacy
Franciszek, w: PSB, t. 28, Wrocław 1984–1985, s. 15; Z. Janeczek, Ignacy Potocki marszałek
wielki litewski (1750–1809), Katowice 1992, s. 36, 38, 43, 299–300, 303.
AGAD, AGW APP, sygn. 255, s. 46; ibidem, ADO, sygn. II/16, s. 6–7; ibidem, sygn. II/117, s. 4
i in. Na temat życia publicznego Ignacego Potockiego zob. m.in.: B. Twardowski, Spis osób, które
uczestniczyły w działaniach wojennych Kościuszki 1794 r. Poprzedzony poglądem historycznym
na przyczyny upadku Polski oraz krótką historyą wypadków w r. 1794 zaszłych. Z dodaniem życiorysów osób wybitne zajmujących stanowisko, Poznań 1894, s. 231–233; Tajna korespondencja
z Warszawy 1792–1794 do Ignacego Potockiego. Jan Dembowski i inni, oprac. M. Rymszyna,
A. Zahorski, Warszawa 1961; Korespondencja Ignacego Potockiego w sprawach edukacyjnych
(1774–1809), oprac. B. Michalik, Wrocław 1978; B. Michalik, Działalność oświatowa Ignacego
Potockiego, Wrocław 1979; Senatorowie i posłowie Sejmu Wielkiego, oprac. J. Kowecki, Warszawa 1991, s. 9, 12, 44; D. Nawrot, Z dziejów dyplomacji polskiej w Wiedniu w latach 1788–1792.
Z dziejów stosunków polsko-austriackich w dobie Sejmu Czteroletniego, Katowice 1999, s. 45–48,
54, 64 i in.; Z. Janeczek, Polityczna rola marszałka litewskiego Ignacego Potockiego w okresie
Sejmu Wielkiego 1788–1792, Katowice 2005.
170
Radosław Kubicki
1794 r. Ignacy Potocki został aresztowany przez władze rosyjskie, a od stycznia 1795
do grudnia 1796 r. przebywał w carskim areszcie w Petersburgu. Po opuszczeniu
aresztu przybył najpierw do Prus, a następnie w 1797 r. do Kurowa w Lubelskiem.
Jednak już w sierpniu 1798 r. został oskarżony o udział w spisku i aresztowany
z kolei przez władze austriackie w słowackim Bardiowie, a następnie przetrzymywany w Krakowie aż do stycznia 1800 r. Po uwolnieniu przebywał w Kurowie,
który wybrał sobie na miejsce przymusowego zamieszkania, gdzie nadal był pilnie
śledzony przez władze austriackie i do 1802 r. miał ograniczone możliwości przemieszczania się. Wszystko to niewątpliwie uniemożliwiało mu zarządzanie powierzonymi mu dobrami29.
W czerwcu 1796 r., czyli około pół roku przed wypuszczeniem z aresztu w Petersburgu Ignacego Potockiego, administrację nad Opatowem przekazano Sewerynowi
Rzewuskiemu (1743–1811), mężowi Konstancji Małgorzaty (1761–1840), trzeciej
córki Stanisława i Izabeli Lubomirskich30. Samo przejęcie zarządu było dobrze
zaplanowaną i przeprowadzoną operacją przez Rzewuskiego. Aby osiągnąć cel,
przekonał on do swojej kandydatury na to stanowisko jednego z sukcesorów – Jana
Potockiego (1761–1815), który był mężem nieżyjącej już wówczas Julii Teresy
(1766–1794), najmłodszej córki Stanisława i Izabeli Lubomirskich31. Julia Potocka
zmarła wprawdzie w 1794 r., ale zostawiła po swoim związku z Janem dwóch
synów: Alfreda (1786–1862) i Artura (1787–1832), dzięki czemu linia ta utrzymywała nadal prawa do udziału w spadku po Antonim Lubomirskim32. W ten sposób
29
30
31
32
AGAD, AGW, Archiwum Główne Potockich (dalej: AGP), sygn. 425; K. Koźmian, Pamiętniki,
t. 1, Wrocław 1972, s. 279, 293; ibidem, t. 2, Wrocław 1972, s. 32–34, 173; G. Pauszer-Klonowska, Piękny, s. 307–324; Z. Zielińska, Potocki Roman Ignacy Franciszek, s. 13; Z. Janeczek,
Ignacy, s. 213–222, 224, 231–235.
Krajowy Ośrodek Badań i Dokumentacji Zabytków w Warszawie, Teki Glinki (dalej: KOBiDZ
Warszawa, TG), sygn. 497, s. 5–6, 11; AGAD, AGW, ADO, sygn. II/2, s. 32; ibidem, sygn. II/16,
s. 9–10; ibidem, Anteriora, sygn. 157; ibidem, APP, sygn. 255, s. 56–78, 91; ibidem, sygn. 256,
s. 375, 438, 601–604 i in. W rzeczywistości plenipotent Rzewuskiego Franciszek Schultz był
w dobrach opatowskich już od kwietnia 1796 r.; ibidem, ADO, sygn. II/98, s. 234 i in. Na temat
Konstancji i Seweryna Rzewuskich zob. m.in.: S. Rzewuski, O sukcessyi tronu w Polszcze rzecz
krótka, Drezno 1789; W. Smoleński, Konfederacya targowicka, Kraków 1903, s. 5–20, 24–25;
K. Maksimowicz, Seweryn Rzewuski i okolicznościowa poezja polityczna doby Sejmu Czteroletniego, „Pamiętnik Literacki” R. 82, 1991, nr 4, s. 124–141; idem, Wokół koligacji rodzinnych
Ignacego Krasickiego z Sewerynem Rzewuskim, „Roczniki Humanistyczne” 2002, t. 50, z. 1,
s. 59–71; I. Węgrzyn, Polskie piekło – literackie biografie zdrajców targowickich: Stanisława
Szczęsnego Potockiego, Franciszka Ksawerego Branickiego i Seweryna Rzewuskiego, Kraków
2005, s. 209–300.
AGAD, AGW, APP, sygn. 255, s. 56–57. W drugiej połowie 1796 r. Jan Potocki, podobnie jak
Seweryn Rzewuski, przebywał w Wiedniu, ale poparł on Rzewuskiego jeszcze przed przyjazdem,
będąc w Niemczech w 1795 r. Na temat Jana Potockiego w 1795–1796 r. zob.: A. Kroh, Jan Potocki. Daleka podróż, Warszawa 2007, s. 120–124.
O mężu, synach i śmierci Julii Potockiej zob.: Z. Kuchowicz, Wizerunki niepospolitych niewiast
staropolskich XVI–XVIII wieku, Łódź 1974, s. 344–354 i in.; J. Zdrada, Potocki Alfred, w: PSB,
Opatów i dobra opatowskie pod panowaniem austriackim
171
Rzewuski mógł liczyć na dwa głosy poparcia – na swój, a raczej swojej żony, oraz
Jana Potockiego. Jednak przeciw sobie miał zapewne dwóch braci, Ignacego i Stanisława Kostkę Potockich, głównych pretendentów do spadku po Lubomirskich. Aby
zniwelować ich zdecydowanie lepszą pozycję, Rzewuski wybrał dobry dla siebie
moment, a niewygodny dla braci Potockich. Należy tu bowiem wyjaśnić, dlaczego
dobra powierzono mężowi trzeciej pod względem wieku córki, a nie drugiej. Otóż
druga córka Stanisława i Izabeli Lubomirskich, Aleksandra (1760–1836), była żoną
Stanisława Kostki Potockiego (1755–1821), który w lipcu 1794 r. został aresztowany
wraz z synem Aleksandrem (1776–1845) przez władze austriackie w Karlsbadzie
i do stycznia 1795 r. obaj byli więzieni w czeskiej twierdzy Josephstadt (Józefów).
Później przez krótki czas Stanisław Potocki był przetrzymywany jeszcze w Pradze,
po czym wyjechał wraz z synem do Włoch, skąd wrócili do Galicji dopiero na
przełomie 1796 i 1797 lub w 1797 r.33
Przedstawioną tu sytuację własnościową w Opatowie dobrze odzwierciedlają
kwestie związane z prawem patronatu. Jeszcze w kwietniu 1796 r. Leon Łapicki
został instytuowany na kantora tutejszej kapituły kolegiackiej z prezenty Stanisława
i Aleksandry Potockich, co należało do uprawnień właściciela dóbr opatowskich
i przeprowadzone było zapewne w zastępstwie Ignacego Potockiego34. Jednak w drugiej połowie 1796 r. instytuowano na opatowskie prebendy i kanonie duchownych
prezentowanych na te stanowiska przede wszystkim przez Seweryna Rzewuskiego.
Najlepiej świadczy o tym następujące wydarzenie. Na dziekana opatowskiego
Ignacy, Stanisław z żoną i Jan Potoccy prezentowali Michała Krajewskiego, autora
kilku powieści i prac historycznych, kanonika kieleckiego i lwowskiego, a później
też członka warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, a więc człowieka wykształconego i jak najbardziej nadającego się na to stanowisko35. Jednak Seweryn
33
34
35
t. 27, Wrocław 1983, s. 760–762; A. Palarczykowa, Potocki Artur, w: ibidem, s. 795–797; M. E.
Żółtowska, Potocki Jan, w: PSB, t. 28, s. 37, 40; E. Rudzki, Damy polskie XVIII wieku, Warszawa
1997, s. 282, 286 i in.; A. Cholewianka-Kruszyńska, Pani Alfredowa – Maria z Sanguszków Potocka z Łańcuta, Warszawa 1998, s. 51–53.
AGAD, AGW, AGP, sygn. 178; ibidem, Anteriora, sygn. 302, s. 4, 7; B. Smoleńska, Potocki Aleksander, w: PSB, t. 27, s. 756; B. Grochulska, Potocki Stanisław Kostka, w: PSB, t. 28, s. 163.
A. Bastrzykowski, Kolegiata św. Marcina w Opatowie i jej kapituła, cz. 2: Katalog prałatów
i kanoników kolegiaty opatowskiej od 1212 aż do dni naszych, Ostrowiec 1948, s. 49; W. Gałązka,
Kapituła, s. 95–96.
Ksiądz Michał Krajewski (1746–1817 r.) napisał m.in.: Pochwała Stanisława Hieronima Konarskiego (Warszawa 1783), Gry nauk dla dzieci, służące do ułatwienia ich edukacji, przez które
łatwo nauczyć się mogą: poznania liter, syllabizowania, czytania w polskim i francuskim języku,
formowania charakteru, pisania, języków ze zwyczaju, historyi, geografii i początków artmetyki
(Kraków 1777), Leszek Biały książę polski, syn Kazimierza Sprawiedliwego, w 12 księgach, t. 1–2
(Kraków 1806), Życie Stefana Czarnieckiego (Radom 1830), Dzieje panowania Jana Kazimierza od roku 1656 do jego abdykacji w roku 1668, t. 1–2 (Warszawa 1846), Pani podczaszyna
(Warszawa 1991), Wojciech Zdarzyński (Kraków 2002), Podolanka (Kraków 2002); Ignacy Potocki wspierał patriotycznie nastawionego księdza Krajewskiego już przynajmniej od 1793 r.;
172
Radosław Kubicki
Rzewuski oraz Jan Potocki, którego Seweryn ponownie przekonał do jego poparcia,
prezentowali w sierpniu 1796 r. na to stanowisko francuskiego księdza Antoniego
Karola de Chassignoles (zm. 1806), który uciekł z Francji po wybuchu tam rewolucji36. Ostatecznie dziekanem mianowano kandydata Rzewuskiego37. Uznano więc,
że do zarządzania kluczem opatowskim, pod nieobecność wtedy jeszcze Stanisława
i Ignacego Potockich, lepiej nadawał się Seweryn Rzewuski. Na jego korzyść zapewne przemawiał także fakt, że od maja 1795 r. aż do śmierci w 1811 r. przebywał
głównie w Wiedniu, gdzie wraz z żoną mieszkał u swojej teściowej przy Mölker
Bastei nr 123738. Mieszkał więc przede wszystkim w kraju, w granicach którego
znajdował się teraz klucz opatowski i – co ważniejsze – nie był ani aresztowany,
ani w jakiś inny sposób szykanowany przez władze austriackie. Dlatego też prawdopodobnie ogólnym rozwojem przytoczonych tu wypadków oraz dzięki poparciu
Jana Potockiego należy tłumaczyć przejęcie w 1796 r. zarządu nad dobrami opatowskimi, a w praktyce, jak się wkrótce okazało, tylko nad miastem Opatowem,
przez Seweryna Rzewuskiego39.
Formalnie od czerwca 1799 r., a nie – jak dotąd sądzono – dopiero od 1805 r.
administratorem miasta Opatowa został Stanisław Kostka Potocki40. W momencie,
36
37
38
39
40
Tajna korespondencja z Warszawy, s. 244, 246. Na jego temat zob. też: Krajewski Michał Dymitr,
w: Encyklopedja kościelna: podług teologicznej encyklopedji Wetzera i Weltego, z licznymi jej
dopełnieniami, wyd. M. Nowodworski, t. 11, Warszawa 1878, s. 334; Krajewski Michał Dymitr,
w: Encyklopedja powszechna (S. Orgelbranda), t. 8, Warszawa 1900, s. 569; B. Gubrynowicz,
Romans w Polsce za czasów Stanisława Augusta, Lwów 1904, s. 109–123.
Na temat ówczesnej imigracji Francuzów do Polski zob.: M. G. Zieliński, Cudzoziemcy w życiu
codziennym Rzeczypospolitej doby stanisławowskiej, Bydgoszcz 2004, s. 71 i in. Na temat Kościoła we Francji w czasie rewolucji francuskiej zob. m.in.: M. Żywczyński, Kościół i rewolucja
francuska, Kraków 1995; J. S. Pelczar, Rewolucja francuska wobec religii katolickiej i jej duchowieństwa, Rzeszów 2005.
A. Bastrzykowski, Kolegiata, cz. 2, s. 12, 43; J. Wiśniewski, Dekanat konecki, Radom 1913, s. 134–
136; pomylono Antoniego Karola de Chassignolesa z Kasprem Cezarem Karolem de Montalem
(1722–1822 r.), który przybył do Polski w 1791 r. z poselstwem króla francuskiego Ludwika XVI,
będąc wówczas kanonikiem z Toul; w 1799 r. de Montal, już jako proboszcz w Pleszowie (obecnie
dzielnica Krakowa) został instalowany na opatowską kanonię szóstej prebendy z prezenty swojego
rodaka de Chassinolesa, do którego jako dziekana opatowskiego należało właśnie prawo wyznaczenia
kandydata na to stanowisko; zob.: J. Wiśniewski, Dekanat opatowski, Radom 1907, s. 295; A. Bastrzykowski, Kolegiata św. Marcina w Opatowie i jej kapituła, cz. 1, „Kronika Diecezji Sandomierskiej”
1949, t. 42, s. 171–172; ibidem, cz. 2, s. 54–55; W. Gałązka, Kapituła, s. 37–38, 97, 373, 381.
I. Rychlikowa, Losy fortun magnackich w Galicji 1772–1815, „Kwartalnik Historyczny” R. 95,
1989, nr 3, s. 155–157; R. Taborski, Polacy w Wiedniu, Wrocław 1992, s. 33–34, 38, 40; Z. Zielińska, Rzewuski Seweryn, w: PSB, t. 34, z. 1, Wrocław 1992, s. 148–149; K. Maksimowicz,
Seweryna Rzewuskiego droga do Targowicy, Gdańsk 2002, s. 220–233.
Na temat okresu, gdy dobra opatowskie znajdowały się pod administracją Seweryna Rzewuskiego, zob. m.in.: AGAD, AGW, ADO, sygn. II/1, s. 11; ibidem, sygn. II/28, s. 171, 180 i in.; ibidem,
sygn. II/38, s. 3–37; ibidem, sygn. II/117, s. 42 i n.
Ibidem, APP, sygn. 256, s. 5, 208–212, 604 i n.; Instrukcje gospodarcze dla dóbr, s. LXVIII,
LXXVI, 617–619, i KOBiDZ, TG, sygn. 497, s. 6 i in., błędnie podają, że dobra opatowskie były
Opatów i dobra opatowskie pod panowaniem austriackim
173
gdy Rzewuskim uprzykrzyła się administracja dobrami, obligowali pismem Stanisława Potockiego, aby przejął zarząd, gdyż – jak twierdzili – „wypadało się [...] ze
Stanisławem Kostką podzielić tym ciężarem”41. Bardzo ważnym czynnikiem umożliwiającym przejęcie administracji dóbr opatowskich przez Stanisława było udzielenie
mu i jego żonie Aleksandrze poparcia ze strony Ignacego Potockiego. Po spotkaniu
Potockich w Kurowie w drugiej połowie 1797 r. Stanisław przejął prowadzenie spraw
majątkowych Ignacego, aby ratować dobra i chronić przed wierzycielami, którym
Ignacy winien był wysokie sumy42. W dniu 4 marca 1800 r. zmarła jedyna córka
Ignacego Potockiego, Krystyna. Wówczas Ignacy, być może zdając sobie sprawę
z tego, że wraz ze śmiercią jedynaczki jego szanse na przejęcie jakichkolwiek dóbr
po Antonim Lubomirskim bardzo zmalały, 11 marca 1800 r. w Pożogu w Lubelskiem
ustąpił bratu Stanisławowi i jego żonie Aleksandrze, będącej wówczas najstarszą i najważniejszą – po śmierci Krystyny – żyjącą sukcesorką do spadku po wspomnianym
Lubomirskim, wszelkie prawa do dziedziczenia po zmarłej córce43.
Jednak zarówno Seweryn Rzewuski, jak i początkowo Stanisław Kostka Potocki administrowali w praktyce tylko miastem Opatowem. Stało się tak, ponieważ
w 1791 r. sukcesorowie Zofii z Krasińskich Lubomirskiej, wywodzący się z rodu
Krasińskich, zawarli układ z właściwymi sukcesorami Antoniego Lubomirskiego.
Na mocy tego układu ci pierwsi (Franciszka z Krasickich, żona Karola, syna króla
Augusta III, kasztelaństwo radomscy Barbara i Michał Świdzińscy, starostwo grzybowscy Zofia i Franciszek Wodziccy oraz Anna, Joachim i Stanisław Tarnowscy)
zrzekli się praw do majątku po Antonim Lubomirskim. W zamian mieli otrzymać
od sukcesorów Lubomirskich, czyli rodzin Ignacego, Stanisława i Jana Potockich
oraz Seweryna Rzewuskiego, łącznie 1 678 648 zł44. Z uwagi na fakt, że kwoty te
nie zostały wypłacone sukcesorom Zofii z Krasińskich, zaczęli oni zajmować części
dóbr po Antonim Lubomirskim. W czerwcu 1796 r. Franciszek Wodzicki przejął
folwarki i wsie wchodzące w skład klucza opatowskiego, a następnie prawa do nich
scedował w 1798 r. na hrabiego Adama Przerębskiego, męża swojej córki Łucji45.
Oddzielenie miasta od wsi i folwarków opatowskich okazało się niekorzystnym
rozwiązaniem pod względem ekonomicznym. W związku z tym najpierw Seweryn
Rzewuski, a później Stanisław Potocki podjęli kroki mające na celu odzyskanie całego klucza opatowskiego. Starania te zakończyły się ugodą pomiędzy Stanisławem
41
42
43
44
45
zarządzane przez Stanisława Kostkę Potockiego dopiero od 1805 r., natomiast B. Grochulska,
Potocki Stanisław Kostka, s. 163, błędnie stwierdziła, że dobra te zostały przez niego sprzedane
w 1799 r.; zob. też: AGAD, AGW, ADO, sygn. II/16, s. 11.
AGAD, AGW, APP, sygn. 255, s. 55, 91.
Ibidem, Anteriora, sygn. 302, s. 4; B. Grochulska, Potocki Stanisław Kostka, s. 163.
AGAD, AGW, APP, sygn. 256, s. 273–274, 462; ibidem, Anteriora, sygn. 232–242; Z. Janeczek,
Ignacy Potocki, s. 235.
AGAD, AGW, APP, sygn. 255, s. 49–50; ibidem, sygn. 256, s. 4, 316, 358–360 i n.; ibidem, ADO,
sygn. II/16, s. 7.
Ibidem, APP, sygn. 256, s. 255, 312–316, 365–366 i n.; ibidem, ADO, sygn. II/16, s. 11.
174
Radosław Kubicki
oraz Aleksandrem Potockimi a Przerębskim, na mocy której ten ostatnio wymieniony w czerwcu 1806 r. zwrócił folwarki z wsiami i zapłacił jeszcze 100 000 złp.,
zapewne głównie za długi, które zaciągnął pod zastaw folwarków i wsi opatowskich
(ich wysokość szacowano na prawie 200 000 zł), oraz szkody, które w czasie jego
administracji poniosły te dobra46. Nadal jednak Potoccy byli tylko zarządcami dóbr
opatowskich, sprawującymi tę funkcję w imieniu spadkobierców po Zofii i Antonim Lubomirskich. Dopiero w wyniku transakcji rodzinnej zawartej 9 września
1817 r. w Raju pod Brzeżanami pomiędzy żyjącymi sukcesorami Lubomirskich,
tj. Aleksandrą Potocką, Konstancją Rzewuską oraz Alfredem i Arturem Potockimi,
dobra opatowskie przyznano Aleksandrze Potockiej, w praktyce zaś jej synowi
Aleksandrowi47.
W początkowym okresie sprawowania administracji w dobrach opatowskich
przez Potockich to Stanisław podejmował decyzje dotyczące tego klucza. Czynił
to nie tyle w swoim imieniu, ile w imieniu żony oraz przede wszystkim syna.
Aleksandrowi bowiem przysługiwały prawa do spadku po Antonim Lubomirskim,
zwłaszcza od czerwca 1794 r., kiedy ukończył 18 lat (ur. 3 czerwca 1776) oraz
stał się pełnoletnim i najstarszym spośród męskich potomków urodzonych z córek
Stanisława i Izabeli Lubomirskich, a więc najstarszym właściwym sukcesorem48.
Sam Aleksander Potocki, szczególnie po 1805 r., kiedy po raz pierwszy się ożenił,
zaczął odgrywać coraz większą rolę w podejmowaniu decyzji dotyczących dóbr
opatowskich i od 1806 r. rozpoczął u ojca starania o dopuszczenie go do samodzielnego zarządzania dobrami. Początkowo jednak Stanisław nie zostawiał synowi
wolnej ręki, kontrolował jego decyzje i polecał sprawdzać ich trafność plenipotentowi Dominikowi Cellaremu. W 1806 r. przekazał mu w zarząd tylko połowę
dóbr opatowskich – obejmowała ona tylko folwarki i wsie odebrane w tym czasie
Przerębskiemu49. Dopiero po dość długim okresie wprowadzania syna w tajniki
gospodarowania kluczem opatowskim, w 1811 r. formalnie wyznaczył Aleksandra
na plenipotenta dóbr opatowskich50.
Dobra opatowskie zajmowały około 12 000 mórg, czyli ponad 7000 ha (ponad
70 km2)51. Największe terytorium dóbr zajmowały w badanym okresie wsie – około
50%, następnie folwarki – około 30% i miasto Opatów – ponad 20%. Można szacować, że teren rozpatrywanego majątku ziemskiego był zamieszkały przez około
4500 ludności. Najwięcej, bo około 3000 osób mieszkało w 362–365 domach w Opatowie, a około 1500 mieszkańców – w tutejszych wsiach oraz folwarkach. Spośród
46
47
48
49
50
51
Ibidem, APP, sygn. 256, s. 255–257 i n.; ibidem, ADO, sygn. II/9, s. 7–9.
Ibidem, APP, sygn. 256, s. 461–466 i n.; ibidem, Anteriora, sygn. 141; KOBiDZ, TG, sygn. 497,
s. 6.
B. Smoleńska, Potocki Aleksander, s. 756, 758.
AGAD, AGW, ADO, sygn. II/9, s. 7–9.
KOBiDZ, TG, sygn. 497, s. 22.
AGAD, AGW, ADO, sygn. II/7, s. 11–12, 28, 39 i in.; 1 morga = 0,5985 ha = 5985 m2.
175
Opatów i dobra opatowskie pod panowaniem austriackim
wsi należących do dóbr opatowskich największą miejscowością były Jałowęsy,
które w rozpatrywanym tu okresie liczyły 36 domów i około 255 osób. Z kolei
najmniejszą wsią był Kraszków, gdzie mieszkał być może tylko jeden chłop, a co
najwyżej kilku52.
W 1799 r. całe dobra opatowskie wyceniono na 1 185 521 zł i 28 gr (zob. tabelę 2)53. Warto przy tym zaznaczyć, że znacznie większe były długi ciążące na
dobrach. W 1812 r. bowiem wartość dóbr oszacowano na 1 129 874 zł i 17 gr, a długi
je obciążające na 1 921 001 zł i 27 gr54.
Największy odsetek etniczny i religijny Opatowa stanowili Żydzi i katolicy.
W związku z tym miasto było podzielone na dwie dzielnice. W części katolickiej
miasta mieszkali także wyznawcy prawosławia oraz Żydzi. Natomiast w części
żydowskiej wyłącznie starozakonni. W 1806 r. na 362 domy opatowskie w 150
mieszkali tylko Żydzi, w 5 Żydzi z katolikami, 8 stało pustych, a reszta ludności,
tj. Polacy, Niemcy, Czesi, Grecy, Rosjanie, Ormianie, Francuzi i inni, w pozostałych 19955.
Z zagadnień demograficznych warto również zwrócić uwagę na to, że w badanym okresie odnotowano w Opatowie duży wzrost liczby Czechów, Niemców,
Tabela 2. Wycena dóbr opatowskich z 1799 roku
Miasto Opatów
Folwark zochciński z wsiami
Folwarki tudorowski i czernikowski z wsiami
Folwark niemienicki z wsiami
Folwark jałowęski z wsiami
zł
531 081
146 216
145 416
119 014
88 696
Wartość
gr
28
26
11
13 i ½
28
%
44,8
12,3
12,3
10,0
7,5
Folwark truskolaski z wsiami
85 310
8
7,2
Folwark porudzki z wsiami
W sumie folwarki z wsiami
Razem całe dobra opatowskie
69 785
654 440
1 185 521
3½
0
28
5,9
55,2
100
Majątek
Źródło: AGAD, AGW, APP, sygn. 256, s. 136.
52
53
54
55
AP Radom, ZDP, sygn. 82, s. 22, 72, 74, 118. Zob. też: B. Kumor, Spis ludności diecezji krakowskiej prymasa Michała Jerzego Poniatowskiego z 1787 roku, „Archiwa, Biblioteki i Muzea
Kościelne” 1979, t. 38, s. 162, 167–168; ibidem, t. 39, s. 240.
Około 1798–1799 r. wartość dóbr opatowskich oszacowano na 1,3 mln zł, natomiast w 1806 r. na
1 180 000 zł; AGAD, AGW, ADO, sygn. II/42, s. 55, 98 i in.
KOBiDZ, TG, sygn. 497, s. 6.
AGAD, AGW, ADO, sygn. II/102, s. 1–16.
176
Radosław Kubicki
Rosjan oraz Polaków, zapewne z Galicji Wschodniej. Było to niewątpliwie związane
z instalowaniem się nowej administracji państwowej w mieście oraz stacjonowaniem tu garnizonu wojsk austriackich. Większość bowiem stanowisk w administracji i związanych z wojskiem było obsadzanych przez etniczności wchodzące
od dawna w skład monarchii austriackiej. Ci nowi mieszkańcy często osiedlali się
w Opatowie ze swoimi rodzinami lub zakładali je tu, wchodząc w związki małżeńskie oraz nieformalne z tutejszymi kobietami. W związku z tym na przełomie
XVIII i XIX w. odnotowano w Opatowie wzrost chrztów z nieprawego łoża56.
Najczęściej nowi osiedleńcy opatowscy byli prawdopodobnie ludźmi młodymi,
gdyż ich rodziny oprócz męża i żony składały się zazwyczaj z jednego dziecka. Na
przykład magazynierem i piekarzem cesarskim w Opatowie był wówczas Teodor
Wayfer, który mieszkał tu z żoną i córką, a felczerem regimentu – Antoni Eggie,
mieszkający tylko z żoną57.
Poza tym do Opatowa przybywali również kupcy i rzemieślnicy, zapewne pracujący dla administracji i wojska austriackiego, którzy osiedlali się tutaj, widząc
w związku z tym jakieś perspektywy rozwoju dla siebie. Na przykład w rozpatrywanym okresie pojawili się w mieście m.in.: kupiec Józef Dreyzaydler, mieszkający
tu bez rodziny, tabakarz Joan Has von Martini – także bez rodziny, stelmach Daniel
Schmidt z żoną i córką, murarz Johan Höennel z żoną i czwórką dzieci, piekarz Jan
Kayzer – z żoną i córką58. Interesujący wydaje się ten ostatnio wymieniony przybysz, gdyż będąc piekarzem, nazywał się Kayzer, a w Polsce wypieka się kajzerki
(niemieckie Kaisersemmel – bułki cesarskie).
W mieście oprócz urzędów cyrkułowych, a następnie dystryktowych mieściły się
magazyny i piekarnie cesarskie. Od 1794 do 1809 r. stacjonował tu także garnizon
wojsk austriackich. W Opatowie również znajdował się ośrodek werbowniczy do
armii austriackiej59.
Oprócz sklepów, jatek i ratusza były też w Opatowie trzy pańskie domy zajezdne,
czyli austerie, księgarnia, browar i palarnia – zniszczona przez burzę około 1806 r.60
Można też wymienić szlachtus, czyli ubojnię bydła, która została zburzona przez
wiatr w 1801 r., a następnie tylko częściowo odbudowana przez Żydów opatowskich61. Poza tym na przedmieściach znajdowały się trzy młyny i cegielnia, która
prawdopodobnie w 1809 r. podczas obozowania tu wojsk austriackich w czasie
wojny Austrii z Księstwem Warszawskim została rozebrana i spalona62.
56
57
58
59
60
61
62
Archiwum Kapituły Kolegiackiej w Opatowie (dalej: AKK Opatów), sygn. II-161, s. 5–9.
AGAD, AGW, ADO, sygn. II/102, s. 1, 10 i in.
Ibidem, s. 3, 5–6 i in.
Ibidem, sygn. II/2; ibidem, sygn. II/69b; ibidem, sygn. II/102, s. 1 i in.
Ibidem, sygn. II/102, s. 14, 17, 21–24.
Ibidem, s. 25.
Ibidem, s. 25–26; ibidem, sygn. II/103, s. 19.
Opatów i dobra opatowskie pod panowaniem austriackim
177
Do omawianego okresu przetrwały również duże fragmenty szesnastowiecznych murów miejskich z trzema bramami: warszawską, lubelską i sandomierską
(istniejąca dawniej jeszcze brama krakowska po raz ostatni jest wzmiankowana
w 1793 r.). W 1804 r. sam skarb pański zapłacił kamieniarzom za obalenie bramy
sandomierskiej. Uczyniono tak, gdyż istniała groźba jej zawalenia się63.
Z infrastruktury publicznej Opatowa można wymienić trzy szpitale: katolicki,
żydowski i wojskowy, a także łaźnię żydowską64. Funkcjonowały także cztery szkoły.
Jedna istniała przy kolegiacie65, dwie: elementarną dla okolicznych mieszkańców
i studium dla przyszłych zakonników, prowadzili bernardyni66. Ostatnia była szkołą
żydowską. Trzeba również wspomnieć, że rozporządzeniem cyrkularnym z 1 maja
1807 r. polecono uczyć w szkole przykolegiackiej języka niemieckiego67.
W badanych latach w Opatowie odbywało się rocznie aż 12 jarmarków oraz
dwa razy na tydzień targi68. Aktywni byli także kupcy opatowscy, którymi byli
wówczas wyłącznie tutejsi Żydzi i Grecy oraz nowo osiedlający się, w tym przede
wszystkim Niemcy69.
W Opatowie istniały także dwie jurydyki, Kantoria i Dziekania, stanowiące
uposażenie kantora i dziekana tutejszej kapituły kolegiackiej70. Były to w praktyce
osobne miasta wydzielone z Opatowa.
Dobrze rozwinięta była organizacja kościelna w Opatowie. Mieściły się tu bowiem klasztor bernardynów oraz dwa kościoły: parafialny, którym była kolegiata św.
Marcina, oraz przybernardyński Wniebowzięcia NMP. Parafia opatowska obejmowała miasto Opatów i 15 wsi: Jałowęsy, Łężyce, Bukowiany, Biskupice, Niemienice,
Bełcz, Zochcin, Zochcinek, Pobroszyn, Wąworków, Okalina, Czerników, Jurkowice,
Marcinkowice i Porudzie71. Poza tym z infrastruktury Kościoła rzymskokatolickiego w dobrach opatowskich należy wymienić jeszcze dwie kaplice: w Opatowie
63
64
65
66
67
68
69
70
71
Ibidem, sygn. II/53, s. 130; ibidem, sygn. II/102, s. 17.
Ibidem, sygn. II/2; A. Bastrzykowski, Kolegiata, cz. 2, s. 43, 75.
A. Bastrzykowski, Kolegiata, cz. 2, s. 18, 43.
R. Kubicki, Konwent bernardynów w Opatowie w XV–XVIII wieku. Wybrane zagadnienia społeczno-gospodarcze, w: W służbie Bogu i społeczeństwu. Zakony na ziemiach polskich w XVI–XIX
wieku, red. D. Kupisz, Radom 2004, s. 28–29.
A. Bastrzykowski, Kolegiata św. Marcina w Opatowie i jej kapituła, cz. 1, „Kronika Diecezji
Sandomierskiej” 1949, t. 42, s. 45. Zob. też: AGAD, AGW, ADO, sygn. III/185.
AGAD, AGW, ADO, sygn. II/102, s. 27; G. D. Hundert, The Jews in a Polish Private Town,
s. 179; Z. Guldon, L. Stępkowski, Udział Opatowa w wymianie towarowej w II połowie XVIII
wieku, w: Opatów. Materiały, s. 115–116.
AGAD, AGW, ADO, sygn. II/102, s. 2–3, 11–12, 14; T. Mencel, Galicja, s. 276.
AGAD, AGW, ADO, sygn. II/11a; W. Gałązka, Kapituła, 56–57. W rozpatrywanym okresie
wzmiankowana była też trzecia jurydyka – Schlasteria, będąca uposażeniem scholastyka kapituły
kolegiackiej w Opatowie.
AKK Opatów, sygn. II-161; B. Kumor, Spis, 1979, t. 38, s. 167–168; „Regestr diecezjów” Franciszka Czaykowskiego czyli właściciele ziemscy w Koronie w 1783–1784, wyd. S. Górzyński,
Warszawa 2006, s. 306–307.
178
Radosław Kubicki
i w Czernikowie, oraz cmentarz, który w latach 1802–1804 został przeniesiony spod
kolegiaty, czyli z centrum miasta, na jego przedmieścia72.
Oprócz parafii rzymskokatolickiej w Opatowie znajdowała się parafia prawosławna, przede wszystkim dla Greków tu zamieszkałych, z cerkwią św. Jerzego
i cmentarzem za miastem, oraz kahał z synagogą i dwoma cmentarzami położonymi
na przedmieściach73. Poza tym warto zaznaczyć, że kahał opatowski stanowił ważny
ośrodek chasydyzmu74.
W okresie wojny polsko-austriackiej z 1809 r. Opatów kilkakrotnie był zajmowany przez każdą ze stron walczących. Ostatecznie 3–4 lipca polska kawaleria
gen. Aleksandra Rożnieckiego zajęła miasto, kończąc panowanie austriackie na
tych terenach75.
Opatów i dobra opatowskie w okresie panowania austriackiego, jak mogłoby się
wydawać, powinny przeżywać ponowny okres rozkwitu. Tutaj bowiem wówczas po
wielowiekowej konkurencji z Sandomierzem zostały ulokowane siedziby lokalnych
władz. Na rozwój Opatowa liczyli też zapewne nowo przybywający tu osadnicy. Nic
jednak bardziej mylnego. Mimo że handel opatowski nadal się rozwijał, a folwarki i wsie
ulokowane na życiodajnych glebach lessowych przynosiły wysokie plony, to jednak był
to już początek końca świetności dóbr opatowskich. Powód był prosty. Rozpatrywany
majątek ziemski nie był należycie dofinansowany, a przede wszystkim nie zdołano tu
w ciągu XVIII–XIX w. rozwinąć przemysłu, który był wówczas motorem koniunktury.
Dużo też zawinił niejasny stan własnościowy dóbr oraz ciążące na nich olbrzymie długi.
Jednak w latach 1794–1809 nadal jeszcze wszystko wyglądało dobrze. Należy bowiem
pamiętać, że Opatów był wówczas jednym z głównych ośrodków miejskich, pocztowych,
administracyjnych, handlowych, religijnych i wojskowych w Galicji.
72
73
74
75
A. Bastrzykowski, Kolegiata, cz. 2, s. 51; A. Gromek-Gadkowska, Z historii cmentarza w Opatowie, „Ziemia Opatowska” 1991, nr 9, s. 11; W. Gałązka, Kapituła, s. 363.
AGAD, AGW, ADO, sygn. I/69, s. 6; ibidem, sygn. II/102, s. 3, 14; J. Luboński, Monografja historyczna miasta Radomia, Radom 1907, s. 155–156; P. Sławiński, Parafie prawosławne w Opatowie w latach 1778–1915, Sandomierz 2006, s. 21–23.
G. D. Hundert, The Jews in a Polish Private Town, s. 82–84; M. Galas, Chasydyzm, w: Żydzi w Polsce.
Dzieje i kultura. Leksykon, red. J. Tomaszewski, A. Żbikowski, Warszawa 2001, s. 62–63.
B. Pawłowski, Wojna polsko-austriacka 1809 r., Warszawa 1999, s. 417–418 i in. Zob. też m.in.:
AGAD, AGW, ADO, sygn. II/69a, s. 1–7.
179
Opatów i dobra opatowskie pod panowaniem austriackim
Radosław Kubicki
Town of Opatów and its land property
under the austrian rule (1794–1809)
S umma r y
In the secend half of XVIII and the beginning of the XIXth century the Opatow estates
comprised the town Opatow, 7 granges and 16 villages. The town of Opatów had about
400 houses with around 3000 inhabitants. It might seem that Opatow and its estates should
have experienced another period of prosperity under Austrian rule. After the centuries-long
competition against Sandomierz, the town was lucky enough to become the seat of local
authorities. The fast-growing community appeared to be an asset for those who came to
settle there. Yet this notion seems to be a misconception. In spite of the fact that the trade
in Opatow, based on a well-established tradition, continued to develop, and manors and
villages located on fertile loess soil brought in abundant harvest, the beginning of the end
of this great prosperity was soon to come. The reason was simple: the Opatow estates were
not properly financed and, first of all, this was not the right place for industrial development, which at that time provided the key to economic success. The unclear legal status of
the estates was also to blame. However, in 1794–1809 Opatow still remained one of the
most important urban, postal, administrative, commercial, religious and military centres in
Galicia.
th
Czasy Nowożytne
tom 22
rok 2009
Grzegorz Kucharczyk
Poznań
„Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii,
ale ją zniszczyć”
Obraz Anglii i Anglików w niemieckiej prasie
w Wielkopolsce podczas I wojny światowej
Obłudna Anglia
„Nienawiść do Anglii”, do „perfidnego Albionu” była jednym z głównych motywów niemieckiej propagandy wojennej w okresie I wojny światowej1. Taki obraz
Anglii dominował nie tylko w niemieckiej prasie tego okresu (poddanej, rzecz jasna,
rygorom wojennej cenzury), lecz także przekazywali go niemieccy intelektualiści
tej miary co Max Scheler2. Niniejszy artykuł ma za zadanie przedstawić w ogólnych
zarysach to zjawisko w niemieckiej prasie ukazującej się w Wielkopolsce w latach
1914–1918.
Już na samym początku Wielkiej Wojny pojawił się w propagandowym obrazie
Anglii motyw obłudy Brytyjczyków. Dwa dni po wejściu Wielkiej Brytanii do wojny
po stronie Ententy na łamach „Posener Zeitung” w obszernym artykule England
erklärt uns den Krieg ujawniono, że w dotychczasowych stosunkach angielsko-niemieckich „zapewnienia o pokoju i wyrazy sympatii nie były niczym innym jak
1
2
A. G. Marquis, Words as Weapons: Propaganda in Britian and Germany during the First World
War, „Journal of Contemporary History” R. 13, 1978, s. 467–498; European Culture in the Great
War. The Arts, Entertainment and Propaganda 1914–1918, red. A. Roshwald, R. Stites, Cambridge 1999; M. P. Stibbe, Vampire of the Continent. German Anglophobia during the First World War
1914–1918, niepublikowana praca doktorska, University of Sussex, 1997; D. Welch, Germany,
Propaganda and Total War 1914–1918. The Sins of Omission, London 2000, s. 58–64.
H. Fries, Der Erste Weltkrieg in der Sicht deutscher Dichter und Gelehrter, Konstanz 1991; Kultur und Krieg: die Rolle der Intelektuellen, Künstler und Schriftsteller im Ersten Weltkrieg, red.
W. Mommsen, München 1996. Por. również: M. Scheler, Der Genius des Krieges und der deutsche Krieg, Leipzig 1915.
182
Grzegorz Kucharczyk
kłamstwem i udawaniem, podczas gdy za maską było prawdziwe oblicze i argusowymi oczyma poszukiwało okazji i pretekstów, by dać upust od dawna żywionej
urazie przeciw Niemcom”3.
Do podobnej retoryki odwoływał się artykuł pod wymownym tytułem Wehe dir,
England! (Biada tobie, Anglio!), który 24 września 1914 r. ukazał się na łamach
hakatystycznego „Posener Tageblatt”. Według autora politykę Anglii charakteryzowało „wiarołomstwo”, a jej prawdziwym celem było dążenie do gospodarczej
destrukcji Niemiec – „swego najlepszego klienta”4.
Motyw „zrzucenia maski” przez Anglików pojawił się również w wierszu Karla
Streckera zatytułowanym Die Kriegserklärung Englands (Wypowiedzenie wojny
przez Anglię), zamieszczonym 11 sierpnia 1914 r. w „Posener Tageblatt”5:
Es ist entschieden, ja! Und nun ist’s gut,
Nun sind die Masken alle rings gefallen,
Nun ist entlarvt die falsche Heuchlerbrut,
Nun gilt’s, umstelltes Deutschland, Kampf mit allen.
Motyw demaskacji pojawiał się również w odniesieniu do wyjaśniania przez
niemiecką prasę polityki sir Edwarda Greya, szefa brytyjskiej dyplomacji (a jednocześnie prawdziwej bete noire dla niemieckiej propagandy grzmiącej na „perfidię
Albionu”). Na początku października 1914 r. „Posener Tageblatt” w artykule Das
wahre Gesicht Englands (Prawdziwe oblicze Anglii) oświadczała, że:
[...] niemieccy mężowie stanu i uczeni, niemieckie gazety, dobrzy Niemcy za granicą
od początku podjęli wytężone starania, by zedrzeć obłudną maskę z oblicza brytyjskiego narodu, a zwłaszcza z oblicza wyrachowanego, samolubnego, nie cofającego
się przed niczym ministra Greya – tak by świat poznał prawdę o szlachetnej, tak
bardzo szlachetnej Anglii6.
Wybuch światowego konfliktu pozwolił dojrzeć rozmiary „angielskiej wrogości” nie tylko w kontekście jej natężenia, lecz także długotrwałości. W listopadzie 1914 r. „Posener Tageblatt”7, powołując się na admirała Alfreda Kirchhoffa,
sporządził cały katalog „angielskich samowolnych działań” wobec Niemiec: od rzekomego storpedowania przez Anglię planów budowy floty przez Wielkiego Elektora
w XVII w., poprzez „słabe poparcie” Prus w wojnie siedmioletniej (1756–1763),
kolejny sprzeciw angielski wobec planu budowy floty niemieckiej zgłoszonego
przez Parlament Frankfurcki w 1848 r., aż po „potajemne wspieranie” Danii w jej
wojnie przeciw Związkowi Niemieckiemu w 1864 r. Konkluzja mogła być więc
3
4
5
6
7
„Posener Zeitung” 1914, nr 182, z 6 sierpnia.
„Posener Tageblatt” 1914, nr 447, z 24 września.
Ibidem, nr 371, z 11 sierpnia.
Ibidem, nr 463, z 3 października.
Ibidem, nr 513, z 1 listopada.
„Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii, ale ją zniszczyć”
183
tylko jedna: „Chcemy nie tylko pokonać angielską potęgę – zwycięstwo jest półśrodkiem – chcemy ją zniszczyć”8.
Jak z tego wynika, na potrzeby tworzonego wizerunku „zdradzieckiej od zaw­sze”
Anglii przechodzono do porządku dziennego nad znanymi z przeszłości wydarzeniami
świadczącymi o ścisłej współpracy angielsko-pruskiej (niemieckiej). Wsparcie dla
Prus podczas wojny siedmioletniej (gdy Wielka Brytania była jedynym z mocarstw
europejskich sojusznikiem, który nie wystąpił przeciw Fryderykowi II) było – jak
widzieliśmy – bagatelizowane. Szczególnego „zabiegu na historii” dokonała prasa
niemiecka w przypadku bitwy pod Waterloo, gdy wojska angielskie i pruskie zadały
klęskę Napoleonowi.
Według „Posener Zeitung” Arthur Wellington „z niewdzięcznością” odniósł się do
„szlachetnej akcji ratunkowej Blüchera, która wyswobodziła angielskiego dowódcę
z jego przerażającego położenia”. W ten sposób, jak przekonywała niemiecka gazeta, zachowanie Wellingtona potwierdziło, że „Anglia nie ma żadnego względu dla
czynów innych [państw], nawet, gdy działają one na jej korzyść”. Jak konkludowała
„Posener Zeitung”: „Czasy się zmieniają, ale Brytyjczycy nie”9.
Konstatacja, że rzeczywistym celem przystąpienia Londynu do wojny jest chęć
totalnego zniszczenia Niemiec (nie tylko pod względem gospodarczym), raz po raz pojawiała się na łamach niemieckojęzycznej prasy w Wielkopolsce. Na początku września
1914 r. „Posener Zeitung” przypominała, że jeden z rozdziałów opublikowanej jeszcze
przed wybuchem wojny książki Herberta George’a Wellsa Ostatnia wojna na świecie
nosił tytuł „Zniszczenie Berlina” (Wells przedstawiał wizję bombardowania z powietrza
stolicy Niemiec). Według niemieckiej gazety nie była to li tylko literacka fantazja autora Wehikułu czasu. Rozdział ten ujawniał, że „ich [Anglików] celem jest zniszczenie
Berlina, otwartego, nie bronionego przed żadnym nieprzyjacielem miasta”10.
Również inny przedstawiciel angielskiego życia literackiego, Arthur Conan Doyle,
został oskarżony o sprzyjanie dążeniu angielskiego rządu do całkowitego ubezwłas­
nowolnienia Niemiec. „Posener Zeitung” poświęciła uwagę artykułowi angielskiego
pisarza, który ukazał się 9 września 1914 r. w „Daily Chronicle”. Autor opowieści
o Sherlocku Holmesie przekonywał w nim, że Anglia walczy „przeciw obecnym, potwornym Niemcom z krwi i żelaza”, a nie „przeciw Niemcom przeszłości, Niemcom
muzyki i filozofii”. Według niemieckiej gazety było to nic innego jak dążenie do
pozbawienia Niemiec floty i zlikwidowania ich gospodarczego dobrobytu11.
Stałym motywem w antyangielskiej propagandzie uprawianej na łamach niemieckiej prasy w Wielkopolsce było twierdzenie, że pogwałcenie neutralności Belgii
przez Niemcy było dla Anglików tylko pretekstem, a zawistny Londyn już dawno
8
9
10
11
„Wir wollen Englands Macht nicht nur besiegen – Siegen ist etwas Halbes – sondern sie vernichten”; ibidem.
„Posener Zeitung” 1915, nr 139, z 17 czerwca.
Ibidem, 1914, nr 207, z 4 września.
Ibidem, nr 217, z 16 września.
184
Grzegorz Kucharczyk
planował akcję zbrojną przeciw dynamicznie rozwijającym się (gospodarka i flota),
a tym samym pokojowo nastawionym Niemcom12.
Nawet za dokonane przez armię niemiecką zniszczenia w Belgii (piętnowane
przez aliancką propagandę) odpowiedzialna była Anglia. „Posener Tageblatt” utrzymywał więc, że za zniszczenia w Antwerpii spowodowane niemieckim bombardowaniem miasta odpowiedzialny jest „Albion, zakłamany podżegacz” („trügerischer
Hetzer Albion”)13.
Niemieckich czytelników przekonywano już pod koniec 1914 r., że Belgom i Francuzom powoli otwierają się oczy na prawdę o ich angielskich sojusznikach („prawdę”
taką, jaką przekazywała prasa niemiecka)14. W marcu 1915 r. „Posener Tageblatt”
informował np. o niechętnych reakcjach Belgów na posługiwanie się (przez amerykańskich dziennikarzy) językiem angielskim w miejscach publicznych15.
Akcentowaniu „obłudy” Anglików towarzyszyło podkreślanie ich brutalności,
bezwzględności, z jaką dążą do „światowego panowania”. Temu służyło nie tylko
odnotowywanie przykładów z toczącej się wówczas wojny, lecz także sięganie do przeszłości, tej nieodległej. Z lubością prasa niemiecka przypominała (i wypominała) wojnę
burską i brutalne traktowanie przez Anglików cywilnej ludności burskiej (zwłaszcza
tworzenie obozów koncentracyjnych, w których była ona przetrzymywana)16.
Anglicy jako „naród Judaszów”
Również taki zarzut niejednokrotnie pojawiał się na łamach niemieckojęzycznej
prasy ukazującej się w Wielkopolsce. Anglicy, sprzymierzając się ze Słowianami
(Rosja) i „Celtami” (Francja), zdradzili „bratnią rasę germańską”. Odstępstwo to
12
13
14
15
16
Por.: „Posener Tageblatt” 1914, nr 367, z 8 sierpnia; ibidem, nr 469, z 7 października; ibidem,
nr 479, z 13 października.
Por. artykuł: Englands Schuld an dem Schicksal Antwerpens, ibidem, nr 475, z 10 października.
Jednak w tym samym tekście hakatystyczny dziennik przyznawał bez ogródek: „Deutschland
streitet um sein Leben, und in diesem blutigen Ringen ist das Leben eines einzigen deutschen
Soldaten tausendmal mehr wert, als alle Kunstwerke und alle romanischen, gotischen und Renaissance – Bauwerke der Welt. Wir müssen Antwerpen haben und deshalb brüllen die Geschütze”.
„Die Erkenntnis bricht bei den Franzosen und Belgiern durch, dass England in Wahrheit der Feind
seiner Verbündeten ist”; ibidem, nr 596, z 21 grudnia.
Ibidem, 1915, nr 107, z 5 marca.
W artykule Der Feldmarschall Lord Roberts „Posener Zeitung” przypominała, że angielski
dowódca był „der Begründer der berüchtigen Konzentrationslager, in denen Tausende von Frauen
und Kinder der Buren elend zugrundegingen”; „Posener Zeitung” 1914, nr 271, z 18 listopada.
Podobnemu celowi propagandowemu służył również artykuł Ein unbekanntes Denkmal englischer Schande, „Posener Tageblatt” 1915, nr 130, z 18 marca. W ���������������������������
artykule wspomniano o odsłoniętym w grudniu 1913 r. w południowoafrykańskim Bloemfontein pomniku ku czci „ponad
25 tysięcy burskich kobiet i dzieci”, które w latach 1900–1902 zginęły w angielskich obozach
koncentracyjnych.
„Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii, ale ją zniszczyć”
185
piętnował 12 sierpnia 1914 r. w wierszu Dreifrontenkampf (opublikowanym w „Posener Tageblatt”)17 Gotthold Schulz-Labischin:
Der Britte –
Pfui Teufel! Im Bunde gen Deutschland der dritte!
Mit Russen und Welschen,
Wir können’s fassen:
Ein Kampf der Rassen!
Dich treibt der Neid,
Im Bruderstreit.
Według niemieckiej prasy Anglia zdradziła w toczącej się wojnie białą rasę jako
taką. W styczniu 1915 r. na łamach „Posener Tageblatt” (na pierwszej stronie) ukazał
się obszerny artykuł zatytułowany Die Briten als Rassenschänder (Brytyjczycy jako
hańbiciele rasy)18. Według hakatystów Anglia „hańbiła” białą rasę przez korzystanie
podczas toczącej się wojny z kontyngentów dostarczanych przez kolonie (np. Indie)
oraz poprzez sprzymierzenie się z Japonią (przy tej okazji przechodzono do porządku
dziennego nad faktem, że sojusznikiem Tokio podczas I wojny światowej była nie
tylko Wielka Brytania, lecz także cała Ententa). Szczególnie inkryminowano sojusz
z Japończykami: „przez ten sojusz z Japonią mongolska rasa została postawiona
na równi z rasą białą”19.
Niemiecka gazeta oburzała się ponadto na „karygodne” przypadki, gdy brytyjskie
dowództwo zlecało pilnowanie niemieckich jeńców swoim „kolorowym” żołnierzom. Według „Posener Tageblatt” takie postępowanie Brytyjczyków zasługiwało
na potępienie „nie tylko dlatego, że jeńcy byli Niemcami, ale właśnie dlatego, że
poprzez to na niebezpieczeństwo wystawiana jest przyszłość białej rasy”20. Nie
omieszkano zauważyć, że taka „nielojalność” Anglików wobec białej rasy wcześniej czy później doprowadzi do podkopania dominującej pozycji Brytyjczyków
w ich własnym imperium kolonialnym21. Wykazana przez Anglików „sklepikarska
zawiść”, ujawniająca się w „hańbieniu” białej rasy, zaszkodziła ponadto perspektywom zjednoczenia się Europy wokół propagowanego osobiście przez Wilhelma II
hasła nawołującego Europejczyków do wspólnej obrony przed „żółtym zagrożeniem”22.
17
18
19
20
21
22
„Posener Tageblatt” 1914, nr 374, z 12 sierpnia.
Ibidem, 1915, nr 21, z 14 stycznia.
Ibidem.
Ibidem.
„Um so weniger ist es zu verstehen, wenn ohne Not von britischer Seite die Geltung der weißen
Rasse erschüttert und untergraben wird”, ibidem.
„Unser Kaiser hat vergeblich gemahnt; sein Ruf nach dem Zusammenschluß Europas ist ungehört verhallt, ja Europa verblutet sich heute, weil englischer Krämerneid es so wollte [...] Diese
Erkenntnis hat den Haß der Deutschen gegen England hervorgerufen. Er ist so tiefgründig und allgemein, wie es kaum der Haß unserer Vorfahren gegen den korsischen Bedrücker war”, ibidem.
186
Grzegorz Kucharczyk
Kolejny dowód „hańbienia” białej rasy przez Anglików, „Posener Tageblatt”
przedstawił w lutym 1915 r. Chodziło o sposób, w jaki została potraktowana przez
wkraczające do Kamerunu angielskie wojska niemiecka misja baptystów, pracująca w tej niemieckiej kolonii. Dla niemieckiej gazety był to kolejny dowód na to,
„z jaką niesłychaną bezwzględnością Anglicy próbują zniszczyć nie tylko wszystko
to, co jest niemieckie, ale również depczą poważanie, jakie ma biała rasa u Afrykańczyków”. Dla hakatystycznego dziennika prawdziwym horrendum okazało się
przydzielenie misjonarzom przez Anglików eskorty (która miała dopilnować, aby
misjonarze opuścili Kamerun) złożonej z „czarnych żołnierzy”23. To wystarczyło,
aby oskarżyć Anglików o „deptanie szacunku należnego białej rasie”24.
Katalog angielskich „zdrad” poszerzał się w miarę trwania wojny. We wrześniu
1914 r., także w wierszowanej formie, odniósł się do tej kwestii Artur Rhode. Ułożył
on wiersz An England, opublikowany na łamach „Posener Tageblatt”25. Według
Rhodego Anglicy to nie tylko „Judas der Germanen” i „Judas der Weißen”:
Vor Russland blödem Götzendienst uns grauet,
Sein Christenglaube ist verzerrt zur Fratze!
Frankreich den Tempel der Vernunft sich bauet
Und habet gegen Gott die dreiste Tatze,
Doch dir hat Gott sein heilig Wort vertrauet,
Gleich uns wardst du begabt mit höchstem Schatze –
Verrätst die durch den Galuben dir Verwandten?
Gebrendmarkt sei, Judas der Protestanten!
Za ciągłe zdrady (protestantów, białej rasy, a szczególnie Germanów) Anglię
czeka – zdaniem Rhodego – nieuchronna i surowa kara:
Doch du wirst mehr als Strafe nur gewinnen,
Vernichtung! Weithin wird dein Sturz erschallen,
Ein Frevelvolk kann büßend neu entgehen,
Ein Judasvolk ist reif zum Untergehen!
Motyw kary spadającej na wiarołomnych Anglików w jeszcze dosadniejszy sposób
pojawił się w wierszu Herty Rolin Fluch England! (Przekleństwo Anglii!), opublikowanym w grudniu 1914 r. w „Posener Zeitung”26. Narzędziem „kary”, jak zapowiadała
autorka wiersza, będzie „nie znająca ni iskierki miłosierdzia niemiecka nienawiść”:
Fluch England, Fluch England,
Fluch Eurer Sippe, dem ganzen Land!
23
24
25
26
Ibidem, nr 70, z 11 lutego.
Hakatystyczny dziennik już w styczniu 1915 r. zwracał uwagę na „karygodne” traktowanie przez
wojska angielskie niemieckich misjonarzy w Afryce Zachodniej. Por.: Wie England deutsche Missionare behandelt, ibidem, nr 11, z 8 stycznia.
Ibidem, 1914, nr 447, z 24 września.
„Posener Zeitung” 1914, nr 292, z 13 grudnia.
„Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii, ale ją zniszczyć”
187
Wenn der Schrei, der über die Meere klingt,
Wie ein Panther Euch an die Kehle springt,
Daß die Furcht Euch lähmt, gespensterblaß,
Dann wisset gewiß: So fühlt deutscher Haß!
Ein Haß, gewaltig und riesengroß,
So riß ihn die Qual der Sunde los,
Der hammert die Herzen zu Eisen und Stein,
Der lässt auch kein Fünkchen Erbarmen hinein.
Fluch England...27.
Przekleństwom rzucanym na Anglię towarzyszyły raz po raz urządzane w niemieckiej prasie „seanse nienawiści”, takie jak chociażby zamieszczony w „Posener
Tageblatt” w październiku 1914 r. wiersz Haßgesang an England (Pieśń nienawiści
do Anglii)28:
Dich werden wir hassen mit langem Haß,
Haß zu Wasser und Haß zu Land,
Haß des Hauptes und Haß der Hand,
Haß der Hämmer und Haß der Kronen,
Drosselnder Haß von siebzig MillionenSie lieben vereint, sie hassen vereint,
Sie haben, alle nur einen Feind:
England!29.
Nieuchronny upadek tchórzliwego Albionu
Wieszczenie rychłego upadku Anglii należało do stałych motywów pojawiających się na łamach niemieckiej prasy w Wielkopolsce. To właśnie świadomość
własnej słabości miała popchnąć Anglików do wypowiedzenia wojny Niemcom
4 sierpnia 1914. We wrześniu tegoż roku „Posener Zeitung” opublikowała list jednego z Niemców przebywających w Anglii, napisany jeszcze przed wybuchem
27
28
29
W podobnej poetyce utrzymany był wiersz autorki z Poznania Marthy Rösler-Block, zatytułowany Wehe Dir, England! (Biada Tobie, Anglio!): „Bald brüllt der deutsche Zorn übers Meer / Bald
bricht herein der Rache Heer / Für jeden Deutschen der unten ruht / Ersteh’n zehn Rächer aus
deutschem Blut./ England, es naht der Vergeltungstag / Dann helfe Dir, wer Dir helfen mag! / Bis
dann die staunende Welt erfährt / Dich strafe Gott und das deutsche Schwert! – / Dann wehe Dir,
England!”; „Posener Tageblatt” 1914, nr 587, z 16 grudnia.
Ibidem, nr 477, z 11 października.
Co ciekawe, nie przeszkadzało to niemieckiej prasie piętnować analogicznej „pieśni nienawiści” ukazującej się w angielskiej prasie. „Posener Tageblatt” 1914, nr 509, z 30 października,
cytował jako przykład „angielskiego szowinizmu” wiersz zamieszczony w „Daily Graphic”:
„Down with the Germans, down with them all! / O Army and Navy, be sure of their fall! / Spare
not one of them, those deceitful spies / Cut their tongues, pull out their eyes! / Down, down with
them all!”.
188
Grzegorz Kucharczyk
wojny (dokładnie 28 czerwca 1914, w dzień zamachu w Sarajewie). Autor listu
stwierdzał:
[...] kraj [Anglia] tkwi w kolosalnym kryzysie, pod względem społecznym pogrąża
się błyskawicznie. Zgodnie ze starą praktyką próbuje [Anglia] uniknąć tego poprzez
olśniewający, zewnętrzny manewr maskujący, polegający na wymierzeniu w nas
Niemców ataku na kontynencie – ataku, którego tylko ślepy nie dostrzeże30.
Symptomy zmierzchu Anglii, widoczne jeszcze przed wybuchem wojny, po
„sierpniowych salwach” stały się według niemieckiej prasy tym bardziej widoczne.
Już pod koniec sierpnia 1914 r. „Posener Zeitung” obwieszczała, że „In England dämmert’s” („W Anglii zmierzcha się”), a Wielka Brytania „znajduje się w poważnym,
bardzo poważnym położeniu”31, głównie z powodu „wyższości niemieckiego oręża”.
Z kolei na początku września w tej samej gazecie ukazała się informacja, że „w angielskich portach panuje duży strach przed niemiecką flotą”32. Miesiąc później
na tych samych łamach w artykule Bilder aus düsteren London (Obrazki z ponurego Londynu) stwierdzano, że w stolicy Anglii coraz bardziej utrwala się „strach
i obawa” w związku z działaniami wojennymi i wprowadzonymi ograniczeniami
w dostawach elektryczności33. Odnotowywano ponadto wszelkie groteskowe objawy
panującej na Wyspach szpiegomanii (przemilczając, rzecz jasna, podobny fenomen
w Niemczech)34.
Jako ilustrację nastrojów (bliskich paniki przed nieuchronną niemiecką inwazją)
panujących na Wyspach „Posener Zeitung” relacjonowała w kwietniu 1915 r. jeden
z artykułów, które ukazały się niedawno (9 kwietnia 1915) w „Timesie”. Autor
tekstu (George Birdwood) radził, aby w razie udanej niemieckiej inwazji na Anglię
obywatelki tego państwa poszły w ślad żon indyjskich kszatrijów (indyjska kasta
wojowników), które w analogicznych przypadkach rzucały się na wcześniej przygotowany stos. Jak komentowała niemiecka gazeta:
Mamy nadzieję, że Niemcy wkraczający do Anglii potraktują w grzeczny sposób
pana George’a Birdwooda, nawet gdy wyjdzie im naprzeciw z mieczem w ręku.
Mamy również nadzieję, że zdążą oni na czas, by grzecznie powitawszy, poprosić
damy [angielskie] do zejścia z jeszcze nie podpalonych stosów35.
30
31
32
33
34
35
„Posener Zeitung” 1914, nr 207, z 4 września.
Ibidem, nr 203, z 30 sierpnia.
Ibidem, nr 209, z 6 września.
Ibidem, nr 243, z 16 października.
Jako przykład panującej w Anglii „Spionenfieber” „Posener Zeitung” podawała przykry incydent,
który przytrafił się Rudyardowi Kiplingowi. Przyglądał się on ćwiczeniom wojskowym w Anglii
i zadawał pytania napotkanym żołnierzom. To wzbudziło podejrzliwość jego interlokutorów. Znany pisarz został wzięty za szpiega i na krótko aresztowany. Zob.: R. Kipling als Spion, ibidem,
nr 280, z 29 listopada.
Ibidem, 1915, nr 92, z 21 kwietnia.
„Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii, ale ją zniszczyć”
189
Prasa niemiecka ironizowała z obaw Anglików przed inwazją „Hunów”. Sama
jednak (raczej nieświadomie) dostarczała argumentów stronie przeciwnej, piętnującej „niemieckich barbarzyńców”. Oto na początku 1915 r. na łamach „Posener
Zeitung” ukazał się artykuł Ist die Beschießung von London zulässig? (Czy ostrzeliwanie Londynu jest dopuszczalne?). Anonimowy „wojskowy współpracownik”
gazety odpowiadał twierdząco na zamieszczone w tytule pytanie. Przyznawał co
prawda, że Londyn nie jest twierdzą, ale jest „ważnym środkiem prowadzenia wojny
[przez Anglików]”, dlatego też – jak deklarował autor artykułu – można zastosować
wobec stolicy Anglii „wszystkie niszczące środki wojenne”, w tym bombardowanie
z powietrza36. Gdy przypomnimy sobie, że ta sama „Posener Zeitung”, która piórem
swojego wojskowego eksperta usprawiedliwiała bombardowanie Londynu, parę
miesięcy wcześniej traktowała literacką wizję Wellsa bombardowania Berlina jako
oficjalną niemal wykładnię angielskiej polityki wobec stolicy Niemiec, mamy przed
oczyma miarę sprzeczności tkwiących w propagandowym obrazie ukazywanym
przez niemiecką gazetę.
Skrzętnie odnotowywano w niemieckojęzycznej prasie wszelkie głosy dochodzące z samej Anglii, które protestowały przeciw oficjalnej polityce Londynu. Przytaczano więc artykuł George’a Bernarda Shawa zamieszczony w „New Statesman”,
w którym autor Pigmaliona protestował przeciw wojnie Anglii przeciw Niemcom,
a także krytykę polityki Greya, wyrażoną przez Ramsaya McDonalda, przywódcę
Labour Party37.
Podkreślanie „przewag” niemieckiego oręża szło w parze z wytykaniem niewielkich walorów bojowych angielskich żołnierzy. Dnia 10 września 1914 r. „Posener
Tageblatt” np. informował, że w wyniku niemieckich ataków angielskie oddziały
stacjonujące w okolicach Amiens „nie stały się niczym innym jak zdemoralizowaną
bandą”38.
36
37
38
„London ist an und für sich keine Festung, besitzt aber für die englische Kriegsführung zu Wasser
und zu Lande eine außerordentlich große militärische Bedeutung, die unter Umständen für den
Kriegsausgang von ausschlaggebenden Einfluß sein kann, hauptsächlich wegen der Anhäufung
des Nationalreichtums und wichtiger volkswirtschaftlicher Werte auf beschränktem Raume, sowie wegen der Vereinigung aller Hilfsmittel der Kriegsführung an einem Orte [...] Alle diese Erwägungen zeigen, dass London durchaus als ein wichtiges Kriegsmittel betrachtet werden kann,
gegen das auch alle vernichtende und zerstörenden Mittel des Krieges zur Anwendung gebracht
werden dürfen, und damit ist in erster Linie auch eine Beschießung durch Luftfahrzeuge gemeint”; ibidem, nr 8, z 10 stycznia.
Bernard Shaw über Englands Politik, „Posener Tageblatt” 1915, nr 10, z 7 stycznia. Niemiecka
gazeta przytaczała następujący fragment artykułu Shawa: „Und wie benehmen uns den Deutschen
gegenüber? Haben wir alle die braven Hessen vergessen, die für uns Engländer von Malborough
bis Bourgogne so viele Lorbeeren ernteten? Und wie würde es um unsere protestantische Religion
in England bestellt sein, wenn nicht der Deutsche Luther zur Welt gekommen wäre? Eine ewige
Schande bleibt unser Vorgehen und wir sollen darüber erröten”. Wypowiedź przywódcy Partii Pracy
w: „Posener Zeitung” 1914, nr 214, z 12 września (artykuł Greys Schuld in englischem Lichte).
„Posener Tageblatt” 1914, nr 423, z 10 września.
190
Grzegorz Kucharczyk
Często pojawiał się także zarzut tchórzostwa Anglików. Tym aspektem zajmowała się również wymierzona w Albion poezja. W opublikowanym (za „Tägliche
Rundschau”) na łamach „Posener Tageblatt” wierszu Langbein Englishman (Długonogi Anglik)39 czytamy:
Sehr nützlich ist der Läufersport,
Jetzt sind wir überführt!
Der Johnny wie der große Lord
Sind alle drauf trainiert.
Bei Saint Quentin, da sahen wir’s:
Die Söldner wie die Offiziers
Sie machten lange Beine
Und zogen schleunigst Leine.
Do tej samej poetyki nawiązywał wiersz doktora Josepha Burcharda z Poznania,
który w utworze Sportsmen bei St. Quentin (Sportowcy w St. Quentin), opublikowanym również w „Posener Tageblatt”40, pisał:
Da sagte Kluck: „Krieg’ ich vor’s Messer
Die Briten wieder, werd’ ich besser
Auf diese Sportsmen geben acht,
Daß ich sie fange vor der Schlacht!
Denn hinterher, da muß man laufen,
Wenn man erjagen will die Haufen.
Zarysowany na łamach niemieckiej prasy obraz angielskich żołnierzy kazał sądzić, że bardziej niż działaniami wojennymi byli zaabsorbowani rozrywkami (znowu
pojawiał się motyw sportowej pasji Anglików). „Posener Tageblatt” w październiku
1914 r. zamieścił fragment listu jednego z niemieckich jeńców (podoficera) przetrzymywanych w alianckim obozie jenieckim w Maubeuge. Pisał on, że „Anglicy
zajmują się wyłącznie boksem i jedzeniem, a w zniszczonych domostwach wszystko
splądrowali [...]. Francuski żołnierz w swoim zachowaniu i moralnej postawie jest
znacznie bardziej wartościowy od angielskiego”41.
Do tej wizji armii angielskiej (dekownicy wyręczający się innymi, a sami oddający się sportowym rozrywkom na tyłach) nawiązała w czerwcu 1915 r. „Posener
Zeitung” w artykule pod znamiennym tytułem England lässt seine Hilfsvölker bluten
(Anglia pozwala się wykrwawiać swoim sojuszniczym narodom)42. Powołując się
39
40
41
42
Ibidem, nr 425, z 11 września.
Ibidem, nr 433, z 16 września.
P��������������������������������������������������������������������������������������������
rzytoczony fragment brzmiał w całości: „Bemerken möchte ich noch, daß die mit in unserer Kaserne untergebrachten Engländer sich nur mit Boxen und Essen beschäftigen und in den zerstörten
Häusern alles geplündert haben, so dass sie von ihren französischen Bundesgenossen fast wie
Gefangene behandelt werden. Der französische Soldat ist in Gesinnung und Benehmen bedeutend
mehr wert als der englische”; ibidem, nr 461, z 2 października.
„Posener Zeitung” 1915, nr 232, z 3 października.
„Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii, ale ją zniszczyć”
191
na bliżej nieokreślone „rumuńskie źródło”, gazeta stwierdzała, że „angielscy oficerowie we Flandrii wolą raczej za frontem grać w tenisa i golfa aniżeli brać udział
w niebezpiecznych zadaniach stojących przed francuskimi oddziałami”. W podobny
sposób, jak donosiła „Posener Zeitung”, angielscy żołnierze zachowują się na półwyspie Gallipoli, gdzie w starciach z Turkami głównie wykrwawiają się oddziały
pochodzące z brytyjskich dominiów (Kanadyjczycy i Australijczycy). Na stałe zaś,
według niemieckiego dziennika, rolę „mięsa armatniego” w brytyjskiej armii przypisano Irlandczykom. Nieprzypadkowo bowiem to właśnie oddziały, w których
w większości służyli właśnie oni, były wysyłane przez angielskie dowództwo na
najbardziej niebezpieczne odcinki frontu43.
Wzmocnieniu wizerunku zniewieściałego angielskiego żołnierza (w końcu uprawianie sportu na tyłach mogło świadczyć o tchórzostwie, a niekoniecznie o niechęci
do fizycznego wysiłku) służyło podawanie do wiadomości przez niemiecką prasę
częstych wizyt składanych angielskim oficerom przez ich żony. „Posener Tageblatt”
informował w czerwcu 1915 r., że na front przybywały nie tylko żony, lecz także
„siostrzenice starszych oficerów, które organizują herbatki, flirtują z przystojnymi
porucznikami, robią na drutach szaliki w kolorze khaki i organizują w hotelach od
czasu do czasu wieczorki taneczne lub grają w tenisa”44.
Utrwaleniu obrazu angielskiego żołnierza jako delikatnego, nieodpornego na
trudy wojenne służyła z pewnością korespondencja zamieszczona 18 października
1914 r. w „Posener Tageblatt”, informująca o tym, że angielscy jeńcy wojenni
z obozu w Döberitz skarżą się na niedostatki w przyborach do golenia. Niemiecka
gazeta ironicznie zauważała, że:
[...] z pewnością żaden angielski żołnierz nie będzie chciał oszpecać szlachetnego
brytyjskiego oblicza „barbarzyńską brodą”. Ale wojna mało niewiele robi sobie z gustów dobrych „Tommich”. Obecnie podziwiać ich można z długimi, zmierzwionymi
brodami. I rzeczywiście wyglądają barbarzyńsko45.
Ironicznie komentowano próby „zamaskowania” przez angielską prasę rozmiarów
strat ponoszonych przez Brytyjczyków na froncie. Jak pisał „Posener Tageblatt”:
[...] pierwszą listę ofiar wśród angielskich żołnierzy podano w Londynie następująco: „W wyniku wypadku samochodowego śmierć ponieśli oficerowie:...”.
W przypadku drugiej listy angielskich strat „Deutsche Tageszeitung” proponuje
następujące brzmienie: „W wyniku wypadku omnibusa unicestwiona została cała
nasza armia”46.
43
44
45
46
Podobny zarzut wyręczania się przez Anglików innymi pojawił się w artykule Die Engländer
spielen Tennis (Anglicy grają w tenisa), zamieszczonym w „Posener Tageblatt” 1915, nr 443, z 22
września.
Ibidem, nr 291, z 25 czerwca.
Ibidem, 1914, nr 489, z 18 października.
Ibidem, nr 423, z 10 września.
192
Grzegorz Kucharczyk
Kpiono ze sposobu relacjonowania działań wojennych przez angielską prasę.
Dnia 5 września 1914 r. „Posener Tageblatt” zamieścił notkę Angielska „wytrwałość”. Informowano w niej o relacji z frontu zamieszczonej w „Daily Telegraph”,
w której angielska gazeta pisała: „nasze oddziały bez przerwy walczyły trzy godziny, zmuszone jednak zostały do wycofania się w kierunku Douai”. Komentarz
niemieckiej gazety: „Trzy godziny nieprzerwanej walki – w oczywisty sposób jest
to rekord dla lubujących się w rekordach Brytyjczyków”47.
Niemieckich czytelników przekonywano, że angielskiemu, „kramarskiemu”
charakterowi narodowemu zgoła obce są „militarne cnoty” (tak charakterystyczne
dla Niemców). Nie zmieni tego – przekonywała prasa niemiecka – wprowadzenie
w Wielkiej Brytanii w 1915 r. obowiązkowej służby wojskowej. „Posener Zeitung”
oceniała tę decyzję jako chęć kopiowania przez Anglików niemieckich wzorców
obowiązkowej służby wojskowej. Skuteczność zaś tego kroku (w odniesieniu do
angielskiego wysiłku militarnego) niemiecka gazeta porównywała do zachowania
pewnego bogatego, a niewykształconego Rzymianina, który zobaczywszy, że filozof
Epiktet pisze swoje dzieła w nocy przy lampie oliwnej, odkupił od niego za dużą
sumę wspomnianą lampę, sądząc, że to ona jest źródłem mądrości filozofa48.
Angielski „mamonizm”
Do zarzutu obłudy i zdrady dochodziło oskarżenie o materializm. Niemiecka prasa
całkiem świadomie odwoływała się do znanego powiedzenia Napoleona I o Anglikach jako „narodzie kramarzy”49. We wrześniu 1914 r. w „Posener Zeitung” ukazał
się nawet osobny artykuł Napoleon I. über Albions Perfidie50 (Napoleon I o perfidii
Albionu) – okazało się, że skądinąd niewygodna pod względem propagandowej
47
48
49
50
Ibidem, nr 415, z 5 września. Surowej krytyki nie szczędzono angielskiej prasie jako takiej. ����
„Posener Zeitung” 1914, nr 288, z 9 grudnia, stwierdzała: „Nichts beleuchtet greller den Abweg,
auf den der Krieg die englische Journalistik geführt hat, als die Schamlosigkeit, mit der man die
Grundlage jeder Sachkritik beiseite schiebt, offenkundigte und als solche erkannte Lügen als Tatsache hinstellt”.
„Englands Beginnen, unsere allgemeine Wehrpflicht kopieren zu wollen, erinnert nur zu sehr an
das Beispiel jenes reichen und ungebildeten Römers, der die Weisheit und Gelehrsamkeit des ihm
gegenüber wohnenden Philosophen Epiktet rühmen hörte, und der, da er wahrnahm, dass Epiktet
nachts bei seiner Öllampe schrieb, zu einem außerordentlich hohen Preis dem Philosophe diese
Lampe abkaufte – in der Meinung, Epiktet beziehe seine Weisheit lediglich aus der Wunderlampe”; „Posener Zeitung” 1915, nr 306, z 31 grudnia.
W artykule zamieszczonym w „Posener Tageblatt”, zatytułowanym Die Wahrheit über England
(będącym przedrukiem z „Kölnische Zeitung”), pisano o Anglii jako o „czystej kulturze niecnego
kramarskiego ducha” („Reinkultur schnöden Krämergeistes”); „Posener Tageblatt” 1914, nr 460,
z 1 października.
Por.: „Posener Zeitung” 1914, nr 220, z 19 września.
„Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii, ale ją zniszczyć”
193
wymowy postać cesarza Francuzów, zwycięzcy spod Jeny, zyskiwała bardzo jako
bezwzględny krytyk narodowego charakteru Anglików.
„Posener Tageblatt” w obszernym artykule zamieszczonym na pierwszej stronie,
zatytułowanym Es geht gegen Englands Weltherrschaft (Przeciw angielskiej dominacji na świecie), stwierdzała 16 września 1914 r., że „Anglia opasuje żelaznym
pierścieniem cały świat. W imię wolności, przemocą i polityką bezwzględnego
egoizmu zbudowała swoje światowe imperium”. Najważniejszym więc zadaniem
„powierzonym przez Opatrzność” jest zniszczenie „angielskiego panowania światowego”. Pokonanie Francji, podbój Belgii będzie – jak przekonywał hakatystyczny
dziennik – tylko środkiem wiodącym do prawdziwego celu, którym jest „zadanie
śmiertelnego ciosu w serce angielskiego wroga”51. „Rzucenie na kolana największego i najbardziej znienawidzonego wroga” będzie – według gazety – prawdziwym
wyzwoleniem, katharsis dla całej Europy, ponieważ zostanie pokonany kraj odznaczający się „szkodliwą i frywolną skłonnością”, polegającą na „podżeganiu na siebie
narodów kontynentalnych, by samemu bez przeszkód panować nad światem”52.
Jak głosił w listopadzie 1914 r. „Posener Tageblatt”, pokonanie Anglii będzie
„czynem kulturowym”53. Taką tezę głosił artykuł Das Niederzwingen Englands
– eine Kulturtat (Pokonanie Anglii – przysługa oddana kulturze), będący relacją
z wykładu (pod tym samym tytułem) znanego nam admirała Alfreda Kirchhoffa,
który został wygłoszony w Kilonii. Jak przekonywał prelegent, dopóki Anglia nie
zostanie pokonana, „prawo, obyczaje i uczciwość, dotrzymywanie traktatów, moralne zobowiązania zaciągnięte w międzynarodowych traktatach nie będą mogły
być osiągnięte”. Angielska polityka to „samowola, uzurpacje i łamanie prawa”, natomiast „brutalność to dominująca cecha angielskiego charakteru”. W marcu 1915 r.
„Posener Zeitung” wprost pisała: „W tej wojnie Anglia walczy o prześladowanie,
Niemcy o wolność”, przy czym nie chodziło o wolność tylko dla Niemiec, ale dla
całego świata, pragnącego oswobodzenia się spod „żelaznego pierścienia” angielskiej dominacji54.
Aby wzmocnić wymowę frazeologii głoszącej „wyzwoleńczą” wojnę przeciw
Anglii, stosowano różnorodne zabiegi językowe, mające za zadanie zaakcentować
51
52
53
54
„Posener Tageblatt” 1914, nr 433, z 16 września. Podobną wymowę miał także artykuł Der Fünfmächte-Krieg, wcześniej opublikowany na łamach „Posener Tageblatt” (1914, nr 363, z 6 sierpnia), w którym inkryminowano Anglii dbałość o własne materialne interesy jako o motyw, który
przesądził o wypowiedzeniu przez Londyn wojny Niemcom.
Ibidem, nr 463, z 3 października. Por. również: 1915, ibidem, 1915, nr 1, z 1 stycznia. Wojnę
przeciw Anglii nazywano w nim wprost „Befreiungskrieg” przeciw „uzurpatorskiemu panowaniu światowemu Anglii”. Dopiero na dalszych miejscach wśród niemieckich celów wojennych
umieszczono walkę przeciw „wiecznej pladze chęci rewanżu, żywionej przez Francję” oraz przeciw „podstępności rosyjskiej polityki”.
Ibidem, 1914, nr 513, z 1 listopada.
„England kämpft für die Unterdrückung in diesem Krieg, Deutschland für die Freiheit”; „Posener
Zeitung” 1915, nr 72, z 26 marca.
194
Grzegorz Kucharczyk
skalę (olbrzymią) zagrożenia stwarzaną dla Niemiec i całego świata przez Anglię. Na
początku 1915 r. „Posener Tageblatt” pisał więc: „Brytyjczycy stali się biczem nie
tylko Europy, ale i całej ludzkości. Należy się więc gruntownie z nimi rozliczyć”55.
W podobnym kierunku zmierzała również „poezja nienawiści” (wymierzona
w Anglię) drukowana na łamach niemieckojęzycznej prasy w Wielkopolsce. W lutym
1915 r. „Posener Tageblatt” opublikował wiersz Der deutsche Gruß (Niemieckie
pozdrowienie), nadesłany do redakcji przez doktora Friedricha Mehnsa, niemieckiego żołnierza walczącego na froncie wschodnim. W wierszu napotykamy m.in.
takie zwrotki:
Fort mit dem fremden Kram!
Packt Euch nicht schon die Scham
Bei dem Protest?!
Liebt Ihr Eu’r Vaterland,
Fluchet dem welfschen Tand,
Aber dem ärgsten Feind,
England, die Pest!
Mächtig steht Deutschland da,
Wie’s der Feind niemals sah
In Ost und West.
Deshalb sei unser Eid
Für alle Ewigkeit.
Solang es Deutsche gibt:
England, die Pest!56.
W 1915 r. angielski materializm (dosłownie: „mamonizm”) piętnował ewangelicki superintendent z Poznania, Paul Blau. W artykule König Mammon, zamieszczonym w „Posener Tageblatt”, stwierdzał:
[...] nigdy w sposób tak namacalny, jak podczas obecnej wojny, nie ujawniła się
plaga mamonizmu. Troska o sakiewkę kazała Anglii wszcząć wojnę, tej samej Anglii,
o której Ruskin powiedział: „Obecnie Anglik nie wyznaje już: »Wierzę w Boga, Ojca
Wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi«, ale: »Wierzę w Ojca Dolara, który
wszystko porusza«”.
O ile wojna rozpoczęta w sierpniu 1914 r. była przejawem nieuleczalnego angielskiego materializmu, to dla Niemców – przekonywał superintendent – była okazją
zesłaną przez Opatrzność, aby ustrzec się „przed niebezpieczeństwem mamonizmu”57.
W tym więc kontekście w niemieckojęzycznej prasie zwracano uwagę na to, że „wy55
56
57
„Posener Tageblatt” 1915, nr 21, z 14 stycznia.
Ibidem, nr 63, z 7 lutego.
„Es ist eine gnädige Fügung Gottes, dass er unserem Volke auf seinem Wege zum Reichtum diesen
Krieg geschickt hat, der auch den Blinden die Augen öffnen muß über die Gefahr des Mammonismus”; ibidem, nr 179, z 18 kwietnia. Do kwestii „mamonizmu“ Anglików superintendent Blau
powrócił we wrześniu 1915 r., gdy w coniedzielnym artykule zamieszczanym w „Posener Tage-
„Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii, ale ją zniszczyć”
195
zwoleńczy” charakter wojny przeciw Anglii miał nie tylko wymiar ściśle polityczny
i wojskowy. Była to wojna o wartości, w tym więc sensie urastała niemal do rangi
eschatologicznego starcia między Dobrem (czytaj: Niemcy) a Złem (czytaj: Anglia).
Na początku drugiego roku wojny „Posener Tageblatt” dawała wyraz temu
przeświadczeniu, zauważając, że w toczącym się konflikcie nie chodzi o odparcie
angielskiej „agresji”, ale również o „przeniknięcie świata niemieckim duchem
i niemieckim charakterem, niemieckim idealizmem, o to, by torować drogę dla
niemieckiej prawdomówności oraz niemieckiej uczciwości”58.
W niemieckiej prasie zestawiano nie tylko „idealizm” Niemców walczących
o „wyższą kulturę” z „bezwzględnym egoizmem”, który popchnął Anglików do
wojny. Tło porównawcze było niekiedy o wiele szersze, a na nim tym wyraźniej
wyróżniały się niskie pobudki stojące za angielskim zaangażowaniem w wojnę. Jak
pisał w październiku 1914 r. „Posener Tageblatt”:
[...] synowie Niemiec i Austrii wykrwawiają się za ojczyznę, synowie Francji i Rosji
przelewają krew, ponieważ okłamano ich, że ich ojczyzny są zagrożone – tak więc
wykrwawiają się jednak za ojczyznę. Natomiast synowie Anglii, o ile w ogóle przelewają krew, a nie siedzą w domu na swojej bezpiecznej (jak długo jeszcze?) wyspie
i grają tam w tenisa i golfa – wykrwawiają się dla angielskiej kramarskiej polityki,
dla twardego, brzęczącego pieniądza i dla bezwzględnej ambicji pana Greya59.
Niemiecka prasa w Wielkopolsce jako egzemplifikację różnicy między „idealiz­
­ em” Niemców a brutalnością Anglików podawała sposób traktowania jeńców
m
wojennych oraz osób internowanych przez obydwie strony. Skrupulatnie odnotowywano wszelkie przejawy „bezwzględnego” traktowania niemieckich jeńców
wojennych przez Brytyjczyków, akcentowano „wybuchy szowinizmu angielskiego
motłochu” wobec przebywających na Wyspach Niemców60. Na tym tle podawano
przykłady „ludzkiego” podejścia władz niemieckich wobec Brytyjczyków, których
wybuch wojny zastał na terenie Rzeszy (co skądinąd, zwłaszcza w „Posener Ta-
58
59
60
blatt” stwierdzał: „Was die Herrschaft des Geldes zu bedeuten hat, erleben wir genugsam an England und dem englischen Teil Amerikas, wo der Dollar Alles ist”; ibidem, nr 451, z 26 września.
Zob.: 1915, ibidem, nr 1, z 1 stycznia.
Ibidem, 1914, nr 463, z 3 października. Por. utrzymany w analogicznej frazeologii artykuł Der
Krieg als Geschäft, ibidem, 1915, nr 22, z 14 stycznia. Anonimowy autor artykułu stwierdzał
w nim: „Zur Genüge ist bekannt, wie in England jedermann den Krieg nur vom geschäftlichen
Standpunkt aus anzieht”.
Por. m.in. artykuły: In englischer Gefangenschaft. Wie skandalös die Deutschen auch in England
behandelt werden, ibidem, 1914, nr 387, z 20 sierpnia; Die Behandlung der Deutschen in England,
ibidem, nr 506, z 28 października; Das Elend der deutschen Kriegsgefangenen in England, „Posener Zeitung” 1914, nr 266, z 12 listopada; Die Deutschhetze in England, ibidem, 1915, nr 250,
z 24 października; Englische Brutalitäten gegen Frauen und Kinder, ibidem, nr 50, z 28 lutego;
London unter Pöbelherrschaft, ibidem, nr 113, z 16 maja; Der rasende englische Pöbel, ibidem,
nr 114, z 18 maja; Die Deutschenhetze in England, ibidem, 1914, nr 250, z 24 października, oraz
ibidem, 1915, nr 119, z 23 maja.
196
Grzegorz Kucharczyk
geblatt”, wywoływało zniecierpliwienie wobec „nadmiernej wyrozumiałości” dla
Anglików)61. Dla wzmocnienia propagandowego efektu publikowano na łamach
niemieckiej prasy „deklaracje wdzięczności” przebywających w Niemczech Ang­
lików, które (co nie było przypadkiem) zawierały jednocześnie ostrą krytykę pod
adresem „oburzającej” polityki Wielkiej Brytanii wobec Niemiec62.
Narodowy charakter Anglików, ukształtowany przez „brzęczący pieniądz”, został po raz kolejny opisany w wierszowanej formie, tym razem w październiku
1914 r. na łamach „Posener Zeitung” przez Wilhelma Jensena63. Napisał on wiersz
zatytułowany (Modlitwa Anglików), w którym w usta Anglików włożona została
taka modlitwa:
O Lord, gib jeglichen Hafen
In unsere Fäuste nur!
Gib uns von allen Schafen
Auf Erden die erste Schur!
...
Schweib’ alle Maklerspesen
Auf unser Konto um,
Laß Indier und Chinesen
Vertieren im Opium!
Von jedem Erdengenusse
Gib uns den Hauptgewinn,
Und dann, erhalte zum Schlusse,
O Lord, die Königin!
W tym samym miesiącu, tyle że na łamach „Posener Tageblatt”, Gustav Schüler
piętnował „angielskich dusigroszy” (zestawionych z gotowymi do wyrzeczeń Niemcami) w wierszu Die letzten hundert Millionen (Ostatnie setki milionów)64:
Die englischen Krämer gewinnen den Krieg
Nicht mit Blut und blauen Bohnen,
61
62
63
64
Wspomniany w poprzednim przypisie artykuł (1914, nr 387, z 20 sierpnia) w „Posener Tageblatt”
kończył się słowami: „Wie dagegen die Engländer behandelt werden. Die noch in Dresden wohnenden Engländer sprechen öffentlich ihren Dank aus für die große Höflichkeit und Rücksicht, mit
der man sie auch gegenwärtig behandelt und für ihre Sicherheit gesorgt habe”. Podobny wydźwięk
miał artykuł Englisches Lob deutscher Menschlichkeit, ibidem, nr 418, z 7 września. Niemiecka gazeta „mit ehrlichem und berechtigem Abscheu” stwierdzała, że Anglikom w Niemczech tak dobrze
się powodzi, że „Liebschaften mit deutschen Mädchen anbandeln können”; ibidem, nr 506, z 28
października. Z kolei wstępny artykuł Festnahme aller wehrfähigen Engländer in Deutschland
(Aresztowanie w Niemczech wszystkich Anglików zdolnych do noszenia broni), ibidem, nr 522,
z 6 listopada, opatrzono jednowyrazowym komentarzem: „Endlich!” (Nareszcie!).
Por. artykuły: Engländer-Protest gegen England, ibidem, 1914, nr 392, z 22 sierpnia; Englischer
Protest gegen englische Brutalität, „Posener Zeitung” 1914, nr 260, z 5 listopada.
„Posener Zeitung” 1914, nr 232, z 3 października.
„Posener Tageblatt” 1914, nr 465, z 4 października. Wiersz po raz pierwszy opublikowano w „Tageszeitung”.
„Chcemy nie tylko pokonać potęgę Anglii, ale ją zniszczyć”
197
Sie angeln sich aber zuletzt den Sieg
Mit den letzten hundert Millionen!
...
Ihr Gifter, nein, so geht’s nicht an,
Ihr hämischen GeldsackdrohnenDas deutsche Volk trägt doch heran
Die letzten hundert Millionen!
Wydawać by się mogło, że pewną trudnością dla autorów kreślących obraz Anglii
jako kraju przesiąkniętego „kramarskim duchem” i „bezwzględnym egoizmem”
stanowić mógł fakt, że i Anglicy mogą się poszczycić wybitnymi osiągnięciami
w dziedzinie sztuki i literatury. To przecież Anglia dała światowej kulturze Szekspira.
Ale nawet ten fakt (któremu zaprzeczyć nie można było) został zinterpretowany
w ten sposób, by tym bardziej uwypuklić negatywne cechy charakteru Anglików,
na tle wysokich walorów niemieckiego charakteru narodowego.
Charakterystyczny pod tym względem tekst ukazał się na początku 1915 r. w „Posener Zeitung”. W artykule Shakespeare und Deutschland jego autor (Hero Max)
dowodził, że zachowanie się Anglii począwszy od sierpnia 1914 r. jest jaskrawym
zaprzeczeniem „szekspirowskiego idealizmu”:
Komicznym – w szekspirowskim sensie – jawi nam się sytuacja, gdy zawistne kramarskie społeczeństwo podejmuje starania, by przez wbicie sztyletu powstrzymać
marsz wielkiego Ducha Świata; by zapanować nad światem.
W tej sytuacji „świat zbawić może jedynie prawdziwy niemiecki idealizm”,
w zupełności odpowiadający „duchowi Szekspira”. Na koniec wymowna konkluzja:
„On [Szekspir], jak zawsze, stoi po niemieckiej stronie, po stronie duchowo spokrewnionego narodu. On jest nasz i naszym pozostanie”65.
Na zakończenie należy podkreślić sprzeczności tkwiące w propagandowym
wizerunku Anglii. Z jednej strony ganiono charakter narodowy Anglików (brutalny, zorientowany materialistycznie), z drugiej zaś akcentowano głosy Anglików
sprzeciwiających się polityce swojego rządu (co musiało prowadzić do wniosku,
że jednak nie wszyscy Anglicy byli „perfidni”). Podkreślano deficyt cnót wojskowych u Anglików, ale jednocześnie przypominano bezwzględne prowadzenie przez
nich działań wojennych (wojna burska). Sprzeczności te nie były, rzecz jasna, li
65
„Es ist begreiflich, dass uns seit Kriegsausbruch jetzt das wider das Wahrhaftigkeitsgefühl geht,
was Schakespeare seinerzeit Rühmliches über den Volkscharakter seiner Nation gesagt hat, der
sich so erbärmlich und kleinlich entpuppte [...] Das Britenreich hat durch seine wahnsinnige Politik, die jeden Idealismus entbehrt, sich selber dem ersten Todesstoß versetzt [...] Es berührt uns
– im Shakespeareschen Sinne – komisch, wenn wir sehen, wie eine neidische Krämergesellschaft
sich müht, den Gang des großen Weltgeistes zu hinterschleichen mit gezückten Dolche. In der
Meinung sich des Weltreiches bemächtigen zu können [...] Er [Shakespeare] steht nach wie vor auf
deutscher Seite – auf der Seite der geistesverwandten Nation. Er ist unser und wird es bleiben”;
„Posener Zeitung” 1915, nr 2, z 3 stycznia (artykuł ukazał się najpierw w „Bühne und Welt”).
198
Grzegorz Kucharczyk
tylko przypadłościami niemieckiej prasy ukazującej się w Wielkopolsce w okresie
I wojny światowej. To raczej immanentna cecha każdego propagandowego obrazu
wroga, bazującego przecież na uproszczeniach, a tym samym na rozbracie z logiką. Bo przecież w każdej propagandzie chodzi przede wszystkim o wzbudzenie
emocji (pozytywnych lub negatywnych), a nie dokonywanie ćwiczeń z logicznego
rozumowania.
Grzegorz Kucharczyk
„wir wollen englands macht nicht nur besiegen,
sonder sie vernichten“. das bild von england
und Engländern in der deutschen presse gro��������
�������
polen
während des ersten weltkrieges
Zusamm e nfassun g
Der Artikel bahandelt das Thema des Englandsbildes in der deutschsprachigen Presse
in Wielkopolska während des Ersten Weltkrieges. Die deutsche Presse and der Warthe
spiegelte die Richtlinien der antienglischen Propaganda der gesamten deutschen Presse
wieder. Sie hob zum Beispiel „die englische Heuchelei“ oder „der englische Materialismus“
hervor. Der „perfide Albion“ erwies sich auch als „Judas des Germanentums“ oder „Judas
der weißen Rasse“, wegen der kolonialen Hilfstruppen, die an der englischen Seite gegen
Deutschland kämpften. In dieser Hinsicht bildeten die antienglischen Artikel in der deutschen Presse in Wielkopolska ein represäntatives Stück des deutschen Feindbildes während
des Ersten Weltkrieges.
Czasy Nowożytne
tom 22
rok 2009
Małgorzata Przeniosło
Kielce
Obsada katedr profesorskich
na uczelniach akademickich w II Rzeczypospolitej
(na przykładzie matematyków)
Sposób zatrudniania profesorów w szkołach posiadających prawa akademickie,
który został przyjęty w Polsce w dwudziestoleciu międzywojennym, opierał się na
istnieniu ograniczonej liczby katedr tworzonych przez władze państwowe. Przykład
matematyków, z których wielu osiągnęło w tym okresie światowy poziom naukowy,
ukazuje bardzo wyraźnie problemy związane z funkcjonowaniem takiego systemu.
Zbyt bowiem mała liczba katedr1 w stosunku do wybitnych osób mogących ubiegać
się o nie powodowała, że przyjęte zasady ich obsadzania – jak się wydaje, dobre
z założenia – często się nie sprawdzały.
Ustawa o szkołach akademickich z 1920 r. przejęła system zatrudniania kadr
istniejący wcześniej na uczelniach galicyjskich opierający się na ograniczonej
liczbie katedr profesorskich (nadzwyczajnych i zwyczajnych). Precyzyjnie okreś­
lono w niej tylko zasady mianowania profesorów w przypadku zwalniających się
lub nowo tworzonych katedr. Sam akt nominacyjny miał być podpisywany przez
1
Na Uniwersytecie Warszawskim (dalej: UW) przed reformą z 1933 r. istniały trzy katedry ogólnomatematyczne, potem cztery; na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie (dalej: UJK) – cztery, a następnie trzy; na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie (dalej: USB) – cztery, na Uniwersytecie Poznańskim (dalej: UP) – trzy. UW miał także dwie specjalistyczne Katedry Filozofii
Matematyki, a UJK od 1930 r. Katedrę Logiki, ale powierzano je tylko naukowcom zajmującym
się filozofią i logiką matematyczną. Katedry Matematyki funkcjonowały również w szkołach technicznych. Politechnika Lwowska (dalej: PL) przed 1933 r. miała trzy takie katedry, potem dwie;
Politechnika Warszawska (dalej: PW) – trzy; Akademia Górnicza (dalej: AG) – jedną. Na uczelniach
technicznych istniały także katedry specjalistyczne związane z matematyką; PL miała dwie Katedry
Geometrii Wykreślnej, a PW i AG po jednej, ale mogli je obejmować tylko naukowcy zajmujący
się tą konkretną dyscypliną. Matematykom czasem powierzano również istniejące na niektórych
uczelniach pojedyncze Katedry Mechaniki Teoretycznej, ale o nie ubiegali się także fizycy.
200
Małgorzata Przeniosło
naczelną władzę państwową (do grudnia 1922 r. był to Naczelnik Państwa, później
Prezydent). Wniosek o mianowanie musiał wyjść od Rady Wydziału uczelni, zostać
przyjęty przez Zebranie Ogólne Profesorów lub Senat, a następnie kandydat był
zatwierdzony przez Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego
(MWRiOP). Ustawa określała także kroki, które Rada była zobowiązana podjąć
przed wysunięciem propozycji obsady. Pierwszy z nich to powołanie ze swego grona
komisji do rozpatrzenia kandydatur, która miała przygotować „referat” na ten temat
w formie pisemnej. Przed wywiązaniem się z tego obowiązku komisja musiała się
zwrócić do wszystkich profesorów honorowych2, zwyczajnych i nadzwyczajnych
polskich uczelni akademickich wykładających ten sam przedmiot co obsadzana
katedra, z prośbą o nadesłanie uzasadnionej opinii, jakich kandydatów każdy z nich
uważa za najlepszych. Jedynym odstępstwem od tego obowiązku była sytuacja, gdy
Rada zamierzała przedstawić do mianowania osobę będącą profesorem zwyczajnym,
nadzwyczajnym lub honorowym w jednej z państwowych szkół akademickich.
Ustawa zobowiązywała zapytanych profesorów do wypowiedzenia się w tej kwestii.
Po upływie dwóch miesięcy komisja musiała przystąpić do rozważenia nadesłanych
opinii i przygotowania „referatu” dotyczącego zaproponowanych kandydatur. Na
jego podstawie Rada Wydziału miała dokonać wyboru jednego kandydata podlegającego wspomnianej już dalszej procedurze. W przypadku nominacji profesora
nadzwyczajnego na zwyczajnego w uregulowaniach podkreślono, że dorobek naukowy kandydata musiał się powiększyć w czasie profesury nadzwyczajnej. Ustawa
przewidywała, że wniosek Rady Wydziału może zawierać dwa nazwiska, jeśli jej
uchwała nie zapadła jednogłośnie, a mniejszość popierająca innego kandydata zażąda
uwzględnienia zdania odrębnego. Wymagała również dołączenia do wniosku prac
naukowych wytypowanej osoby, dokumentów osobistych, życiorysu i „referatu”
komisji oraz wszystkich nadesłanych opinii profesorów. Określała także uprawnienia ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego w kwestii zatwierdzania
kandydatur – miał on prawo nie uznać wyboru Rady za trafny, wówczas ta mogła
stawiać kolejne wnioski, „aż do osiągnięcia obustronnego porozumienia”. Bez woli
Rady natomiast mianowanie nie było możliwe3.
W kwestii czasu zajmowania katedry ustawa przewidywała, że profesor ustępuje
z niej po 35 latach od mianowania i otrzymuje wówczas emeryturę w wysokości
pełnego dotychczasowego uposażenia. Jeśli jednak nie przekroczył 65 roku życia,
minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego mógł na wniosek uczelni
powierzać mu kierowanie katedrą na kolejne pięcioletnie okresy, aż do osiągnięcia
2
3
Mogli nimi zostać wybitni uczeni, szczególnie z grona profesorów ustępujących z katedr z powodu
wieku emerytalnego. Podobnie jak w przypadku profesorów nadzwyczajnych i zwyczajnych tych
honorowych mianowała naczelna władza państwowa na wniosek Rady Wydziału uczelni przyjęty
przez Zebranie Ogólne Profesorów lub Senat, a następnie zatwierdzony przez MWRiOP.
Ustawa z dnia 13 VII 1920 r. o szkołach akademickich, „Dziennik Ustaw RP” 1920, nr 72, poz.
494, s. 1285.
Obsada katedr profesorskich na uczelniach akademickich
201
tegoż wieku. Wyjątek uczyniono dla uczonych, którzy byli profesorami zwyczajnymi
lub nadzwyczajnymi przed 1915 r. Mogli oni pozostawać na katedrach również po
35 latach pracy, bez konieczności zatwierdzania przez ministra, ale znów nie dłużej
niż do 65 roku życia. Ustawa określała też okoliczności, w których profesor może
być usunięty z katedry oraz tryb postępowania w takiej sytuacji. Mogło to nastąpić
jedynie w wyniku postępowania dyscyplinarnego lub honorowego, a odpowiedni
wniosek do MWRiOP musiał pochodzić od Zebrania Ogólnego Profesorów lub
Senatu i być poparty przez co najmniej 2/3 należących do niego osób4.
Uczelnie w swoich statutach zwykle uszczegółowiały zapisy ustawowe. Na
przykład UJK we Lwowie zapisał w tym dokumencie, że komisja do obsadzenia
katedry musi być powołana najpóźniej na drugim posiedzeniu Rady Wydziału od
stwierdzenia istnienia wolnej katedry. Miała ona zasięgać opinii nie tylko profesorów wykładających dany przedmiot, lecz także przedmioty pokrewne, rozważać
kwalifikacje wskazanych osób i proponować, do której z nich ma się zwrócić przewodniczący z pytaniem, czy byłaby skłonna przyjąć katedrę. Statut wymagał jednocześnie, aby w uzasadnieniu wyboru odniesiono się również do kwalifikacji innych
wymienionych w opiniach kandydatów. Komisja mogła też wystąpić z wnioskiem
o czasowe nieobsadzanie katedry, a każdy z jej członków miał prawo zgłosić zdanie
odrębne i swoją propozycję. Statut określał ponadto sposób głosowania kandydatur
na Radzie Wydziału – miało być ono jawne, choć na żądanie 1/4 obecnych utajniano
je. W przypadku, gdy głosowanie dotyczyło mianowania profesorem zwyczajnym
lub honorowym profesora będącego członkiem Rady, musiało ono być niejawne.
Uczelniane uregulowania określały także warunki przyjęcia danej kandydatury
w głosowaniu – poparcie przez więcej niż połowę członków Rady obecnych na
posiedzeniu. Statut UJ stanowił z kolei, że członkami komisji powoływanej w celu
obsadzenia jakiejś katedry mogą być nie tylko profesorowie – członkowie Rady
Wydziału, którzy wykładają dany przedmiot i przedmioty pokrewne, lecz – w szczególnych wypadkach – także specjaliści spoza Wydziału i nawet z innych uczelni.
Zastrzeżono również, że Senat, głosując nad wnioskiem Rady Wydziału o obsadzenie
katedry, nie ma prawa oceniać kwalifikacji kandydata, a jedynie prawidłowość
przeprowadzonego postępowania5.
Przed wejściem w życie Ustawy o szkołach akademickich uczelnie wyszukiwały kandydatów na katedry w sposób dość dowolny. W komfortowej sytuacji był
pod tym względem powstały w 1915 r. UW, zaczęto tam bowiem budować kadry
jeszcze w czasie wojny, kiedy to można było zaproponować pracę w charakterze tzw.
wykładających wybitnym naukowcom z galicyjskich uczelni, które funkcjonowały
wówczas w bardzo ograniczonej formie. Na początku 1919 r. na UW większości
4
5
Ibidem, s. 1286.
Statut Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, Lwów 1929, s. 9–10; Statut Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 1925, s. 16–18.
202
Małgorzata Przeniosło
dotychczasowych wykładających powierzono powstające katedry profesorskie.
W ten sposób otrzymali je późniejsi twórcy warszawskiej szkoły matematycznej:
Wacław Sierpiński (zwyczajną), Zygmunt Janiszewski i Stefan Mazurkiewicz (nadzwyczajne)6. Decyzje UW, przynajmniej w kwestii obsady katedr matematycznych,
niewątpliwie były bardzo trafne. Na innych uczelniach w pierwszych latach niepodległości nieraz jednak kierowano się pozbawionymi podstaw przekonaniami o kompetencjach kandydatów, a czasem też względami pozamerytorycznymi. Na przykład
w 1919 r. UJK we Lwowie w związku z odejściem Wacława Sierpińskiego na UW
i śmiercią Józefa Puzyny Wydział Filozoficzny miał aż dwie nieobsadzone katedry
matematyki. W półroczu letnim roku akademickiego 1918/19 wszystkie wykłady
były prowadzone tylko przez docentów prywatnych – Hugona Steinhausa i Stanisława Ruziewicza. Podobną obsadę zaplanowano także na semestr zimowy kolejnego
roku. Poszukując kandydatów na katedry, dyskutowano o utalentowanym Hugonie
Steinhausie, który był już wtedy autorem ponad 20 prac7. Na uczelni panowała jednak
atmosfera, która nie sprzyjała nominacjom profesorskim naukowców pochodzenia
żydowskiego. Aby przybliżyć tę atmosferę, wystarczy nadmienić, że w październiku
1918 r. władze uniwersytetu postanowiły pozbawić katedry bardzo zasłużonego
profesora Puzynę i wysłać go na emeryturę tylko dlatego, że sprzedał część swego
majątku ziemskiego „w ręce żydowskie”. Fakt ten został nagłośniony i był napiętnowany przez część prasy; zapewne przynajmniej częściowo pod wpływem tych
wydarzeń mający wówczas 63 lata profesor rozchorował się i zmarł w czerwcu
1919 r. Próby podobnych nominacji na innych wydziałach wywoływały wielkie
kontrowersje8, a kolejne rządy z udziałem Narodowej Demokracji blokowały takie
mianowania. Pod wpływem tych nastrojów pierwszą zwyczajną katedrę po profesorze Puzynie przekształcono na nadzwyczajną i w październiku 1919 r. powierzono
bliżej nieznanemu we Lwowie i mającemu niewielki dorobek naukowy (ale prawicowe poglądy) Eustachemu Żylińskiemu z Kijowa. Hugo Steinhaus zaprotestował
przeciw niewysunięciu jego kandydatury z powodów narodowościowych i rozważał
nawet odejście z uczelni9. Zapewne dzięki cechom charakteru: tolerancji i otwartości,
a zarazem obowiązkowości i wszechstronności zainteresowań, Steinhaus zdobył
6
7
8
9
Archiwum Akt Nowych w Warszawie (dalej: AAN), MWRiOP, sygn. 4318, k. 70, 95; sygn. 5618,
k. 48, 83; Dekret w przedmiocie mianowania pierwszego składu profesorów na Uniwersytecie
Warszawskim, „Dziennik Praw Państwa Polskiego” 1919, nr 5, poz. 94, s. 25–26.
Lwowskie Państwowe Archiwum Obwodowe (dalej: LPAO), UJK, f. 26, op. 5, spr. 1655, k. 34;
ibidem, op. 7, spr. 809, k. 6–6v; AAN, MWRiOP, sygn. 5435, k. 9, 11; Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie. Program wykładów w półroczu zimowym 1919/1920, Lwów 1919, s. 17–18.
K. Twardowski, Dzienniki, oprac. R. Jadczak, cz. 1, Toruń 1997, s. 62, 64, 106, 140.
LPAO, UJK, f. 26, op. 5, spr. 670, k. 25–26; ibidem, op. 7, spr. 809, k. 31–32; ibidem, op. 9,
spr. 156, k. 3–4; AAN, MWRiOP, sygn. 6981, k. 24–26, 38, 60–61; K. Twardowski, Dzienniki,
s. 140; Listy Wacława Sierpińskiego do Stanisława Ruziewicza, oprac. W. Więsław, „Wiadomości
Matematyczne” 2004, t. 40, s. 165–166; Listy Zygmunta Janiszewskiego, oprac. S. Kolankowski
(Preprint C-1, Instytut Matematyczny PAN), Warszawa 1980, s. 45.
Obsada katedr profesorskich na uczelniach akademickich
203
już jednak uznanie w środowisku akademickim, sprawdził się też jako solidny wykładowca. Z czasem przekonał do siebie chociażby bardzo wpływowego profesora,
filozofa Kazimierza Twardowskiego, z którym dzielił filozoficzne pasje. W dużym
stopniu za sprawą Twardowskiego w sierpniu 1920 r. otrzymał nadzwyczajną II Katedrę Matematyki. Stało się tak mimo niechęci Ministerstwa, zabiegów nieprzychylnego mu Żylińskiego, prób zablokowania nominacji i powierzenia katedry nie tak
doświadczonemu i mającemu mniejszy dorobek naukowy, ale sympatyzującemu
z obozem narodowym Stanisławowi Ruziewiczowi. Warto tu dodać, że Steinhaus,
późniejszy współtwórca lwowskiej szkoły matematycznej, był jedynym matematykiem pochodzenia żydowskiego, który w międzywojennej Polsce otrzymał katedrę
profesorską. Chcąc osłabić wydźwięk tej decyzji, Ministerstwo wyraziło zgodę na
utworzenie nowej katedry i obsadzenie na niej Stanisława Ruziewicza10. Przypadki
uwzględniania poglądów politycznych albo pochodzenia kandydatów przy nominacjach profesorskich zdarzały się przez cały okres międzywojenny. Oczywiście
wraz ze zmianą obozu władzy w 1926 r. inne były też preferencje.
Dużą dowolność przy wysuwaniu propozycji obsady wolnych katedr miał
zmienić wspomniany ustawowy obowiązek zbierania opinii profesorów państwowych szkół akademickich o najodpowiedniejszych kandydatach. Opinie zazwyczaj
miały charakter merytoryczny i odwoływały się do dorobku naukowego, powinny
więc stanowić istotny element przy decyzji o obsadzie katedry. Ponieważ jednak
ostatecznie wyboru osoby, która zostanie zaproponowana do nominacji, dokonywały
Rady Wydziałów na wniosek powołanych wcześniej komisji, często nie decydowała czyjaś przewaga wśród nadesłanych opinii, lecz wpływy pracujących na danej
uczelni profesorów, którzy lansowali swoich kandydatów. Tak było np. w 1921 r. na
UJ po utworzeniu III Katedry Matematyki. Na kandydata do jej objęcia profesor Stanisław Zaremba, który od ponad 20 lat zajmował I Katedrę, wybrał wychowanka UJ
Witolda Wilkosza i mocno forsował swój pomysł. Mimo że wśród nadesłanych opinii
nikt spoza Krakowa nie wskazał tej kandydatury, właśnie jego wysunięto do nominacji. Decyzja była niejednogłośna, votum separatum zgłosił profesor astronomii
(znany również z zainteresowań matematycznych) Tadeusz Banachiewicz, uzasadniając je przede wszystkim brakiem znaczącego dorobku naukowego kandydata
(opublikował sześć niewielkich tekstów). Powoływał się także na nadesłaną opinię
Wacława Sierpińskiego, który sugerował wstrzymanie się z obsadzeniem katedry
do czasu znalezienia odpowiedniej osoby. W rozmowach prywatnych z członkami
Rady Wydziału profesor Banachiewicz miał też używać dużo ostrzejszych słów,
10
LPAO, UJK, f. 26, op. 5, spr. 1655, k. 34; ibidem, spr. 2162, k.77; ibidem, spr. 2163, k. 8–9,
11v–12; ibidem, o. 7, spr. 809, k. 5–5v, 62–63; AAN, MWRiOP, sygn. 5435, k. 9, 11; K. Twardowski, Dzienniki, s. 149; S. Ulam, Przygody matematyka, Warszawa 1996, s. 72; K. Baranowski,
Kadra naukowa z zakresu dyscyplin społecznych w II Rzeczypospolitej, Łódź 1981, s. 186–187,
387; M. Przeniosło, Hugo Dionizy Steinhaus – matematyk i intelektualista (okres do 1945 r.),
„Przegląd Wschodni” 2006, t. 10, z. 1, s. 177–178.
204
Małgorzata Przeniosło
zarzucić kandydatowi chełpliwość i oświadczyć, że „dr Wilkosz jest osobistością
małej wartości etycznej” oraz że „dr. Wilkosza uważa za blagiera”11. Opinie te pochodziły najprawdopodobniej od Wacława Sierpińskiego, podobne bowiem, choć
nieco delikatniej wyrażone, znalazły się w liście z tego okresu pisanym do jego
dawnego lwowskiego ucznia profesora Stanisława Ruziewicza12. Sam Banachiewicz
nie znał Wilkosza zbyt dobrze. Z uwagi na to, że Sierpiński i Banachiewicz byli ze
sobą mocno zaprzyjaźnieni, Sierpiński mógł sobie pozwolić na dość ostre słowa
pod adresem Wilkosza. Ten dał mu się poznać na polu naukowym z nie najlepszej
strony – przechwalał się swoimi już uzyskanymi, ale jeszcze nie­publikowanymi
wynikami naukowymi i obiecywał przysłanie ich do redagowanego przez Sierpińskiego czasopisma „Fundamenta Mathematicae”13, a później nigdzie ich nie
wydrukował. Posiedzenie Rady, na którym miano głosować wniosek o nominację
Wilkosza, było tak burzliwe, że musiano je przerwać i przełożyć na kolejny tydzień.
Grupa zwolenników profesora Zaremby zapowiedziała nawet podanie się do dymisji,
co sparaliżowałoby prace Rady na dłuższy czas. W dużym stopniu pod wpływem
tej groźby Rada na wznowionym posiedzeniu uchwaliła wniosek o mianowanie
Wilkosza profesorem nadzwyczajnym. Po otrzymaniu sprawozdania z tych obrad,
MWRiOP przez kilka miesięcy nie podjęło żadnej decyzji. Wilkosz, chcąc rozwiązać
patową sytuację, poprosił o wstrzymanie rozpatrzenia jego nominacji do czasu
powiększenia dorobku naukowego i czasowe mianowanie go zastępcą profesora
przy spornej katedrze. Rok później, po kolejnym wniosku Rady Wydziału, sprawa
została pozytywnie załatwiona, mimo nieznacznego tylko uzupełnienia liczby prac:
dwa nowe teksty opublikowane i cztery zadeklarowane jako będące w druku; dwa
z nich nigdy się nie ukazały. Witold Wilkosz został mianowany profesorem nadzwyczajnym po prawie dwóch latach od rozpoczęcia procedury, w listopadzie 1922 r.14
11
12
13
14
AAN, MWRiOP, sygn. 6539, k. 14.
Listy Wacława Sierpińskiego do Stanisława Ruziewicza, s. 146.
Przyjęcie tekstu do „Fundamenta Mathematicae” było dużym wyróżnieniem dla autora. Periodyk,
którego pierwszy numer ukazał się w 1920 r., bardzo szybko zyskał międzynarodowe uznanie.
Stało się tak za sprawą nowatorskiego pomysłu jego twórcy – Zygmunta Janiszewskiego, ścisłej
specjalizacji (dotychczas wydawane na świecie czasopisma były poświęcone całej matematyce) i wyboru niedocenianej wówczas dyscypliny matematycznej, teorii mnogości. Równie duże
znaczenie miała siła twórcza polskich matematyków zajmujących się tą dziedziną i determinacja
w upowszechnianiu „Fundamentów” kolejnych redaktorów: Wacława Sierpińskiego i Stefana
Mazurkiewicza, którzy przejęli wydawanie periodyku jeszcze przed ukazaniem się pierwszego
tomu po nagłej śmierci Janiszewskiego. Szerzej na temat tego czasopisma zob.: M. Przeniosło,
„Fundamenta Mathematicae” – pierwsze polskie czasopismo matematyczne o wąskiej specjalizacji (1920–1939), „Nauka” 2006, nr 2, s. 167–184.
Archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego (dalej: AUJ), Wydział Filozoficzny II (dalej: WF II), sygn.
163, Korespondencja z dziekanem Wydziału Filozoficznego w sprawie obsadzenia katedry matematyki ze stycznia i lutego 1921 r.; ibidem, Pismo Wydziału Filozoficznego UJ do MWRiOP w sprawie
odsadzenia katedry matematyki z dnia 29 III 1921; ibidem, Spuścizna Tadeusza Banachiewicza (da-
Obsada katedr profesorskich na uczelniach akademickich
205
Jak można się domyślać, przy podejmowaniu ostatecznej decyzji zapewne dużą
rolę odegrały zabiegi wpływowego Stanisława Zaremby.
W początkowym okresie obowiązywania nowych uregulowań profesorowie
często niewywiązywali się z obowiązku nadsyłania opinii o kandydatach, a propozycje wysuwane przez same uczelnie były zatwierdzane. Profesorowie nie odpowiadali na kierowane do nich zapytanie, szczególnie gdy obsada nie budziła takich
emocji jak ta na UJ. W 1922 r. np. poszukiwano kandydata na nowo tworzoną
III Katedrę Matematyki na Wydziale Ogólnym Politechniki Lwowskiej. Wówczas
na prośbę o wyrażenie swojego zdania w tej kwestii odpowiedział jedynie profesor
Hugo Steinhaus. W takiej sytuacji komisja powołana przez Radę Wydziału sama
wskazała kandydata w osobie Włodzimierza Stożka15. Nie jest jednak wykluczone,
że nienadesłanie opinii przez część profesorów było celowe, Stożek bowiem mógł
liczyć na poparcie różnych ośrodków, także tych nieco poróżnionych w związku
ze sprawą Wilkosza – krakowskiego i warszawskiego, pracę doktorską bowiem
przygotował pod kierunkiem profesora Zaremby, a z profesorem Sierpińskim był od
lat zaprzyjaźniony. Oba środowiska, wiedząc, że komisja i tak ma zamiar wysunąć
kandydaturę Stożka, mogły nie chcieć prowokować drugiej strony swoją sugestią.
Przychylni Stożkowi byli również młodzi lwowscy profesorowie Steinhaus i Łomnicki, których znał i zapewne zjednał sobie niezwykle miłym sposobem bycia.
Przypuszczenia dotyczące powodów nienadesłania opinii są tym bardziej prawdopodobne, że Steinhaus, który wywiązał się ze swojej powinności, będąc człowiekiem
bardzo obowiązkowym, nie mógł zapewne tego nie uczynić. Wskazał Leona Lichtensteina, pracującego wówczas na Politechnice w podberlińskim Charottenburgu.
Ten był znaną postacią w świecie matematycznym, ale jego kandydaturę już na PL
rozważano przy okazji obsady katedry fizyki (również po sugestii Steinhausa) i nie
spotkała się ona z przychylnością. Podczas obrad Rady Wydziału, a potem Zebrania
Ogólnego Profesorów, jednomyślnie postanowiono powierzyć katedrę Stożkowi.
Naczelnik Państwa podpisał akt nominacyjny 9 listopada 1922 r.16
Oprócz już wspomnianych trudności z funkcjonowaniem systemu zbierania opinii
profesorów na początku lat dwudziestych, zdarzyła się wówczas nawet taka sytuacja,
że uczelnia wystąpiła o katedrę w ogóle bez pytania o ich zdanie. W 1922 r. Rada
Wydziału Filozoficznego UJK bez wcześniejszych kroków ustawowych uchwaliła
wniosek o mianowanie profesorem Stefana Banacha. Decyzja jednak raczej nie
była podyktowana chęcią ich pominięcia, lecz miała stanowić sposób na wybrnięcie
z trudnej sytuacji, jaka zaistniała w związku z niezatwierdzeniem przez MWRiOP
15
16
lej: STB), sygn. DC 8, List W. Sierpińskiego do T. Banachiewicza z 5 III 1934 r.; AAN, MWRiOP,
sygn. 5381, k. 68; ibidem, sygn. 6539, k. 12–15, 26–34, 38–41, 44–45, 51, 57–60, 70.
AAN, MWRiOP, sygn. 5909, k. 20.
Ibidem, k. 20–23, 30, 36; Program Politechniki Lwowskiej na rok naukowy 1922/23, Lwów 1922,
s. 13; M. Przeniosło, Włodzimierz Stożek (1883–1941) – matematyk, profesor Politechniki Lwowskiej, „Wrocławskie Studia Wschodnie” 2007, t. 11, s. 120–122, 124, 129.
206
Małgorzata Przeniosło
ze względów proceduralnych wcześniejszej uchwały Rady dotyczącej habilitacji
Banacha. Problem z habilitacją polegał na tym, że rozprawa Banacha była napisana
w języku francuskim, a nie polskim, jak tego wymagała Ustawa o szkołach akademickich. Przepis ten wynikał głównie z charakteru ówczesnej habilitacji, była
bowiem ona jedynie procedurą, w której wyniku nadawano prawo do wykładania
danego przedmiotu jako docent. Ponieważ wcześniej nie egzekwowano wymogu
druku habilitacji w języku polskim, uczelnia zapewne nie zwróciła na to uwagi,
a potem starała się sprawę niezatwierdzenia habilitacji rozstrzygnąć na różne sposoby. W celu skłonienia MWRiOP do zmiany decyzji posłużono się m.in. fortelem,
sugerując Ministerstwu, aby Banach wykładał po francusku, skoro jego praca napisana jest w takim języku; to też było niezgodne z Ustawą, ale zostało przedstawione
w bardzo sugestywny sposób. Uchwała o mianowaniu profesorem wpisywała się
w ten scenariusz – w piśmie bowiem skierowanym do MWRiOP, a zawierającym
prośbę o nominację Banacha, powrócono do sprawy jego habilitacji i wysłano ponownie wszystkie odesłane przez Ministerstwo dokumenty. Sama szansa na takie
mianowanie była niewielka, gdyż UJK nie miał wówczas wolnej katedry matematyki i MWRiOP musiałoby się dopiero zgodzić na jej powstanie. Co ciekawe, taka
zgoda nadeszła, a Banachowi powierzono nowo utworzoną IV Katedrę Matematyki.
Nie odniesiono się natomiast w żaden sposób do sprawy jego habilitacji, która do
objęcia katedry nie była zresztą wymagana17. Zgoda Ministerstwa na mianowanie
Banacha profesorem bez wszystkich kroków proceduralnych określonych w Ustawie
prawdopodobnie była jednak przypadkiem odosobnionym, wynikającym z jednej
strony z zagmatwania sytuacji, z drugiej zaś – z dość powszechnego już wówczas
w kręgach naukowych przekonania o nieprzeciętnych zdolnościach tego młodego
lwowskiego matematyka.
Po kilku latach funkcjonowania Ustawy liczba nadsyłanych opinii była dużo
większa niż początkowo, a uczelnie nierzadko wysyłały do profesorów ponaglenia.
Komisje zazwyczaj starały się też typować wskazanych w rekomendacjach kandydatów. Na przykład, kiedy w 1926 r. ponownie obsadzano wspomnianą już nadzwyczajną III Katedrę Matematyki na Wydziale Ogólnym PL po Włodzimierzu Stożku
(otrzymał zwyczajną I Katedrę na Wydziale Inżynierii Lądowej i Wodnej), komisja
wyłoniona przez Radę Wydziału od początku brała pod uwagę Kazimierza Kuratowskiego. We wszystkich bowiem opiniach, które napłynęły (od 13 profesorów),
wskazywano Kuratowskiego, zazwyczaj jako jedynego kandydata. W uzasadnieniach podkreślano, że jest on autorem kilkudziesięciu poważnych prac naukowych
cytowanych przez najwybitniejszych matematyków europejskich i amerykańskich.
Wskazywano także na jego doświadczenie dydaktyczne i umiejętność organizowania
pracy naukowej. Rada Wydziału jednogłośnie opowiedziała się za powołaniem Ku17
Szerzej zob.: M. Przeniosło, Droga naukowa Stefana Banacha, w: Znani i nieznani międzywojennego Lwowa. Studia i materiały, red. M. Przeniosło, L. Michalska-Bracha, Kielce 2007, s. 40–42.
Obsada katedr profesorskich na uczelniach akademickich
207
ratowskiego na wakującą katedrę, a Prezydent podpisał akt nominacyjny 17 maja
1927 r. W 1937 r., gdy obsadzano katedrę matematyki na Wydziale Chemicznym PW,
swoje opinie wyraziło 22 profesorów. Najczęściej pojawiało się w nich nazwisko
Władysława Nikliborca (12 razy), którego też wkrótce wybrano. Kilka miesięcy
później przy poszukiwaniu kandydata na III Katedrę Matematyki na UW, Karola
Borsuka, który ją potem otrzymał, wskazano 11 razy na 20 nadesłanych opinii18.
Trzeba tu dodać, że większość profesorów wskazywała po kilku kandydatów, zazwyczaj wymieniając ich jednak w preferowanej przez siebie kolejności.
Oprócz uwzględniania w dużo większym stopniu opinii nadesłanych przez profesorów, z czasem zaczęto też stosować bardziej rygorystyczne wymagania naukowe.
Osoby wysuwane na katedry często legitymowały się kilkudziesięcioma publikacjami i znaczącymi wynikami naukowymi. Wynikało to jednak w dużym stopniu
z systemu organizacji szkół wyższych i bardzo małej liczby katedr w porównaniu
z szybkim rozwojem warszawskiej i lwowskiej szkoły matematycznej. Na przykład
jeszcze w 1926 r. Stefanowi Straszewiczowi wystarczyło tylko siedem prac do
decyzji Rady Wydziału Inżynierii Lądowej PW o powierzeniu katedry matematyki
(Prezydent podpisał akt nominacyjny dopiero 28 stycznia 1928 r.), a w 1938 r. Karol
Borsuk, zostając profesorem na UW, miał ich 50. Z czasem standardem stało się
też posiadanie przez kandydata habilitacji, choć – jak wspomniano – Ustawa tego
nie wymagała. Na przykład Włodzimierz Stożek w 1922 r. jej nie miał. Wówczas
nie wydawało się to takie istotne ze względu na jego duże doświadczenie jako wykładowcy i ówczesne znaczenie samej habilitacji, dającej jedynie prawo do wykładania
danego przedmiotu. Habilitację przeprowadzano na podstawie jednej wydrukowanej pracy naukowej i uzyskanego wcześniej stopienia doktora, bez konieczności
posiadania innego dorobku naukowego (choć ten brano oczywiście pod uwagę).
W przypadku nominacji profesorskiej ustawa nie wymagała nawet legitymowania
się doktoratem i w pierwszych latach niepodległości zdarzały się mianowania osób
bez tego stopnia. Nie miał go np. absolwent Cesarskiego Uniwersytetu w Kijowie
Eustachy Żyliński19.
Uwzględnianie nadsyłanych opinii i wzrost wymagań merytorycznych w odniesieniu do kandydatów na katedry profesorskie nie oznaczał oczywiście, że stały
się one kryterium decydującym. Pozycja wielu profesorów była na uczelniach tak
znacząca, że wciąż potrafili oni przeforsowywać swoich kandydatów. Na przykład,
podobnie jak w 1921 r. w przypadku Witolda Wilkosza, w kolejnych latach Sta18
19
AAN, MWRiOP, sygn. 1817, k. 13–14, 32–53; ibidem, sygn. 3841, k. 208–211, 214–226, 232;
ibidem, sygn. 4593, k. 14, 21, 27–54; M. Przeniosło, Kazimierz Kuratowski – matematyk, profesor
Politechniki Lwowskiej i Uniwersytetu Warszawskiego (okres do 1945 r.), „Kwartalnik Historii
Nauki i Techniki” 2008, nr 3–4, s. 15–16.
AAN, MWRiOP, sygn. 1817, k. 26–31; ibidem, sygn. 6981, k. 12, 24; ibidem, sygn. 5912, k. 40–41,
133; Ustawa z dnia 13 lipca 1920 r. o szkołach akademickich, s. 1287–1288; Ustawa z dnia 15 marca 1933 r. o szkołach akademickich, s. 598–599; M. Przeniosło, Włodzimierz Stożek, s. 122, 124.
208
Małgorzata Przeniosło
nisław Zaremba z równie dużym uporem lansował na zwalniające się katedry na
UJ wytypowane przez siebie osoby, w 1929 r. Tadeusza Ważewskiego, a w 1935 r.
Franciszka Leję. Przeszkodą w jego poczynaniach nie był ani skromny dorobek
naukowy (tylko pięć niewielkich tekstów) i związane z tym merytoryczne zastrzeżenia ze strony środowiska matematycznego w odniesieniu do pierwszego z wymienionych, ani obecność konkurenta o dużo wyższej pozycji naukowej w drugiej
sytuacji. W przypadku Ważewskiego, podobnie jak kiedyś Wilkosza, wśród nadesłanych opinii profesorów nikt spoza Krakowa nie wskazał jego kandydatury,
mimo to właśnie jego wysunięto do nominacji. Ponownie też votum separatum
zgłosił Tadeusz Banachiewicz, a MWRiOP odmówiło skierowania wniosków do
Prezydenta, uzasadniając, że aż 10 innych osób cieszyło się większym uznaniem
w środowisku matematycznym (pierwszy na tej liście był wspomniany już wcześ­
niej Władysław Nikliborc, który otrzymał katedrę dopiero w 1937 r.). Banachiewicz w votum separatum nie kwestionował talentu matematycznego Ważewskiego,
ale wskazywał na brak doświadczenia naukowego. Profesor Zaremba ostro zarea­
gował na słowa Banachiewicza. W liście do MWRiOP atakował go jako osobę
nieobiektywną i pozostającą pod wpływem Wacława Sierpińskiego. Po roku Rada
Wydziału Filozoficznego ponownie wystąpiła do MWRiOP z wnioskiem o mianowanie Ważewskiego profesorem, dołączając – oprócz informacji o dwóch kolejnych
wydrukowanych pracach – korespondencję z poparciem dla niego, którą spontanicznie mieli przysyłać profesorowi Zarembie matematycy z Wilna i Poznania. Do
tej uchwały znów votum separatum zgłosił Tadeusz Banachiewicz, zwracając uwagę
na to, że posiada informacje, iż Stanisław Zaremba czynił naciski na profesorów,
którzy przysłali wspomniane listy. Z korespondencji Banachiewicza z Wacławem
Sierpińskim, który wywierał niewątpliwy wpływ na te jego poczynania, można
wyciągnąć wniosek, że nie wynikały one z osobistej niechęci do Zaremby (choć Sierpiński i Zaremba rzeczywiście się nie lubili), lecz z dążenia do powierzenia katedry
komuś znaczącemu, kto potrafiłby stworzyć w Krakowie szkołę matematyczną, co
tamtejszym profesorom nie udało się przez wiele lat. Część Rady Wydziału, która
wcześniej popierała kandydaturę Ważewskiego, była wyraźnie zdegustowana całą
sytuacją i zabiegami profesora Zaremby. W listach do dziekana pojawiły się głosy,
że sprawa ta godzi w dobre imię uniwersytetu. Uczelnia nie wycofała się jednak
z tej propozycji, nie wysunęła innego kandydata, a starania profesora Zaremby
sprawiły, że Tadeusz Ważewski we wrześniu 1933 r. otrzymał III Katedrę Matematyki po czterech latach od rozpoczęcia procedury (w tym czasie katedra była
nieobsadzona). Z czasem Ważewski okazał się utalentowanym matematykiem, ale
w tamtym okresie rzeczywiście, co sugerował Banachiewicz, był zbyt mało doświadczony, aby stworzyć szkołę naukową. W przypadku Franciszka Lei, który od 1924 r.
był już profesorem nadzwyczajnym matematyki na PW, problemem nie był brak
znaczącego dorobku naukowego. Sprawa dotyczyła obsady zwyczajnej I Katedry
Matematyki na UJ po samym Zarembie, który w 1935 r. odchodził na emeryturę.
Obsada katedr profesorskich na uczelniach akademickich
209
Ponieważ katedra ta był postrzegana jako wyjątkowo prestiżowa, więc większość
profesorów, którzy przysłali opinię, wskazała najbardziej znanego wówczas na
świecie polskiego matematyka Stefana Banacha, podkreślając przy tym, że ma
niezwykłe zdolności twórcze i potrafił stworzyć pierwszorzędną szkołę naukową.
Mimo że Banach zadeklarował chęć objęcia katedry, rywalizację wygrał Leja20.
Wspieranie swoich wychowanków i współpracowników przez wpływowych profesorów nie należało do rzadkości. Znany był też z tego chociażby Wacław Sierpiński.
Jednak on bardzo cenił działalność naukową, sam ogromnie dużo pracował i brał to
szczególnie pod uwagę, popierając np. wspomnianych Kazimierza Kuratowskiego,
Karola Borsuka oraz Antoniego Zygmunda (katedra na USB w 1930 r.). Lwowscy
profesorowie również wspierali swoich wychowanków, ale także tych szczególnie
utalentowanych i mających merytoryczne podstawy do objęcia katedry, chociażby
Władysława Nikliborca i Władysława Orlicza21.
Pod koniec lat trzydziestych ubiegłego stulecia mała liczba wolnych katedr
matematycznych i liczne grono utalentowanych kandydatów na nie sprawiły, że
nawet zbieranie opinii, które wydawało się dobrym elementem systemu, okazało się
zawodne. Część bowiem profesorów zaczęła stosować kryterium „starszeństwa”,
biorąc pod uwagę nie tylko walory merytoryczne – najbardziej znaczące dokonania
naukowe, lecz także wiek i okres bycia docentem przez kandydata. Na przykład
w 1937 r. podczas obsady katedry matematyki na UP było to bardzo widoczne
w nadesłanych opiniach. W jednej z nich pojawiło się nawet stwierdzenie, że w przypadku powierzenia katedry któremuś z matematyków młodszego pokolenia taka
„nominacja mogłaby dotknąć starszych docentów”22. Reakcja komisji powołanej do
tej obsady, Rady Wydziału oraz Senatu uczelni była jednak bardzo zdecydowana.
Wybrano najmłodszego z kandydatów, ale mającego największy i najbardziej znaczący dorobek naukowy (31 prac), Władysława Orlicza, wychowanka lwowskiej
szkoły matematycznej. Postąpiono tak, mimo że na 20 opinii profesorów wskazano
go tylko pięć razy, a kilka innych osób zyskało więcej głosów. Co ciekawe, MWRiOP
bez żadnego sprzeciwu i w bardzo szybkim terminie przychyliło się do decyzji
Uniwersytetu, a Prezydent powołał Orlicza na katedrę już w sierpniu 1937 r., zaledwie po kilku miesiącach od rozpoczęcia procedury23. Sytuacja ta prawdopodobnie
20
21
22
23
AUJ, WF II, sygn. 165, Korespondencja z dziekanem Wydziału Filozoficznego w sprawie obsadzenia katedry matematyki z marca 1935 r.; ibidem, Protokół z posiedzenia Komisji w sprawie
odsadzenia katedry matematyki z dnia 24 VI 1935 r.; ibidem, STB, sygn. DC 8, Listy W. Sierpińskiego do T. Banachiewicza z 27 X 1933 r. i 5 III 1935 r.; AAN, MWRiOP, sygn. 6437, k. 54,
59–79, 82–99, 114–132, 154–157, 164–168, 180–184; J. Siciak, Franciszek Leja (1885–1979),
„Wiadomości Matematyczne” 1982, t. 24, z. 1, s. 74–76.
AAN, MWRiOP, sygn. 1817, k. 71; ibidem, sygn. 3841, k. 232; ibidem, sygn. 6805, k. 109;
M. Przeniosło, Twórcy lwowskiej szkoły matematycznej, „Dzieje Najnowsze” 2007, z. 2, s. 66,
72.
AAN, MWRiOP, sygn. 4743, k. 37.
Ibidem, k. 36–65, 79.
210
Małgorzata Przeniosło
sprawiła, że gdy kilka miesięcy później obsadzano III Katedrę Matematyki na UW,
profesorowie już bez troski o starszych docentów wskazywali Karola Borsuka,
równie młodego i utalentowanego jak Orlicz, który ostatecznie katedrę otrzymał.
Przechodzenie z katedry nadzwyczajnej na zwyczajną nie wzbudzało takich
kontrowersji jak obsada katedr nowymi kandydatami. Awans naukowy profesorów
nadzwyczajnych był szczególnie szybki na początku lat dwudziestych. Na przykład
na UJK ze wspomnianych czterech katedr: pierwsza, zajmowana od 1919 r. przez
Eustachego Żylińskiego, została przekształcona w zwyczajną w 1922 r., druga
– kierowana od 1920 r. przez Hugona Steinhausa – w 1923 r., trzecia powstała
w 1921 r. i została przyznana Stanisławowi Ruziewiczowi w 1924 r., czwarta
została utworzona w 1922 r. i powierzona Stefanowi Banachowi w 1927 r. Na PL
w 1920 r. II Katedrę Matematyki zmieniono na nadzwyczajną i oddano Antoniemu
Łomnickiemu, jednak już rok później znów była zwyczajna. Na UW początkowo
nadzwyczajna była II Katedra kierowana od 1919 r. przez Stefana Mazurkiewicza,
ale już od 1920 r. podniesiono jej rangę. W 1921 r. Juliusz Rudnicki został profesorem nadzwyczajnym na Politechnice Warszawskiej, a w 1923 r. mianowano go
profesorem zwyczajnym USB w Wilnie. Po otrzymaniu katedry nadzwyczajnej
w latach 1919–1921 kolejny awans następował szybko, później widoczne było
spowolnienie, co ilustruje chociażby przypadek Banacha. Po nominacji na profesora
nadzwyczajnego w 1922 r. katedrę zwyczajną otrzymał dopiero w 1927 r. Przez
trzy lata MWRiOP odmawiało przekształcenia jego katedry na zwyczajną, choć
miał on znaczące osiągnięcia naukowe24. W kolejnych latach okres oczekiwania na
nominację na profesora zwyczajnego wydłużył się jeszcze bardziej, nawet w przypadku intensywnej pracy naukowej. Na przykład Stefan Kempisty został profesorem
nadzwyczajnym na USB w Wilnie w 1925 r., a zwyczajnym dopiero w 1935 r.;
Leon Chwistek otrzymał nową specjalistyczną Katedrę Logiki Matematycznej na
UJK w 1930 r., a zwyczajną stała się ona osiem lat później; w tym samym roku
powierzono katedrę nadzwyczajną na Uniwersytecie w Wilnie Antoniemu Zygmundowi, potem nie podniesiono jej kategorii, mimo wniosku uczelni25.
Istotne zmiany w kwestiach związanych z obsadą katedr pojawiły się w nowej
Ustawie o szkołach akademickich uchwalonej 15 marca 1933 r. Wprowadziła ona
bowiem zapis pozwalający ministrowi wyznań religijnych i oświecenia publicznego
na likwidację katedr profesorskich na takich uczelniach. W nowych uregulowaniach,
autorstwa kierującego wówczas MWRiOP Janusza Jędrzejewicza, niekorzystnych
dla środowiska naukowego zmian było dużo więcej, np. konieczność zatwierdzania
24
25
LPAO, UJK, f. 26, op. 5, spr. 58, k. 30, 41–42; ibidem, spr. 670, k. 25–26; ibidem, spr. 1655, k. 34,
132; ibidem, spr. 2162, k. 77, 111; AAN, MWRiOP, sygn. 4082, k. 119, 138; ibidem, sygn. 4318,
k. 62, 70, 96; ibidem, sygn. 5435, k. 24; ibidem, sygn. 6981, k. 38, 75–76.
AAN, MWRiOP, sygn. 2032, k. 52, 127; ibidem, sygn. 3298, k. 34, 54; ibidem, sygn. 6938,
k. 54.
Obsada katedr profesorskich na uczelniach akademickich
211
rektora przez ministra26. Odbierano je jako próbę podporządkowania uczelni władzy
wykonawczej. Poprzednia ustawa z 1920 r. była dość liberalna i dawała szkołom
wyższym daleko idącą samorządność. Wprowadzone zmiany wzbudziły wielkie kontrowersje. Uczeni zaczęli protestować już pod koniec 1932 r. po rozesłaniu senatom
projektu ustawy (7 listopada) i znowelizowaniu przez Prezydenta Rzeczypospolitej
rozporządzenia z 1928 r. dotyczącego stosunku służbowego profesorów. W drugim
z wymienionych aktów prawnych wprowadzono zapisy bezpośrednio związane
z planowaną Ustawą o szkołach akademickich i likwidacją katedr:
Profesora, który wskutek zmian organizacyjnych w szkole wyższej, jej wydziale,
oddziale lub studium, straci możność pracy w zakresie wskazanym w dekrecie nominacyjnym, przenosi minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego w stan
nieczynny. Przez cały czas pozostawania w stanie nieczynnym profesor pobiera
przysługujące mu pełne uposażenie służbowe. Czas spędzony w stanie nieczynnym
wlicza się tylko do wysługi emerytalnej. Profesor w stanie nieczynnym może być
każdego czasu mianowany profesorem innej szkoły akademickiej lub innego wydziału
tej samej szkoły w trybie wskazanym w art. 3. Jeśli nominacja nie nastąpi w przeciągu
roku od chwili przeniesienia w stan nieczynny, Prezydent Rzeczypospolitej zwalnia
profesora przy zastosowaniu przepisów ustawy emerytalnej27.
Mimo protestów poszczególnych szkół, towarzystw naukowych i uczonych28
ustawa została uchwalona w niemal niezmienionej postaci. Na mocy nowych uprawnień minister, a wówczas jednocześnie premier Jędrzejewicz zlikwidował 52 katedry w szkołach akademickich, 51 z nich rozporządzeniem z 25 września i jedną
z 5 grudnia 1933 r. Mimo że część ze zwiniętych katedr nie była obsadzona, to i tak
osłabienie niektórych środowisk naukowych było znaczące, a najbardziej dotknęło
ośrodek lwowski. Na UJK zlikwidowano 13 katedr, a na PL – siedem. Katedry
matematyki zamknięto tylko we Lwowie, jedną na UJK: zwyczajną Stanisława
Ruziewicza, i jedną na Politechnice – nadzwyczajną Kazimierza Kuratowskiego
na Wydziale Ogólnym. Straty dla matematyków były tym większe, że zlikwidowano cały ten wydział. Uniwersytet próbował walczyć o swoją katedrę matema26
27
28
Ustawa z dnia 15 III 1933 r. o szkołach akademickich, „Dziennik Ustaw RP” 1933, nr 29, poz.
247, s. 594–595.
Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 27 X 1932 r. w sprawie zmiany rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 24 II 1928 r. o stosunku służbowym profesorów państwowych szkół akademickich i pomocniczych sił naukowych tych szkół, „Dziennik Ustaw RP” 1932,
nr 94, poz. 819, s. 1974. Kolejna nowelizacja tego rozporządzenia dała prawo do zwalniania
profesorów ministrowi wyznań religijnych i oświecenia publicznego. Rozporządzenia Prezydenta
Rzeczypospolitej z dnia 28 XII 1934 r. o unormowaniu właściwości władz i trybu postępowania w niektórych działach administracji państwowej. Stosunek służbowy personelu państwowych
szkół akademickich, „Dziennik Ustaw RP” 1934, nr 110, poz. 976, s. 2274.
Zob.: W obronie wolności szkół akademickich, Kraków 1933; B. Jaczewski, Polityka naukowa
państwa polskiego w latach 1918–1939, Wrocław 1978, s. 170–171; Dzieje Uniwersytetu Warszawskiego, red. A. Garlicki, Warszawa 1982, s. 218–241; H. Steinhaus, Wspomnienia i zapiski,
Wrocław 2002, s. 136–137; A. Schinzel, Wacław Sierpiński, Warszawa 1976, s. 25–28.
212
Małgorzata Przeniosło
tyczną. Rada Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego UJK zasypywała MWRiOP
kolejnymi pismami, najpierw starając się bronić katedrę przed likwidacją, potem
uzyskać jej reaktywowanie, nie tylko poprzez podkreślanie światowych osiągnięć
lwowskiej matematyki i strat, jakie powoduje to zwinięcie, lecz także znaczenia
dla uczelni samego Stanisława Ruziewicza. Wskazywała na jego znaczący dorobek
naukowy i dydaktyczny oraz na ważne u nauczyciela akademickiego cechy charakteru: skromność, pracowitość, kulturę osobistą i sprawiedliwość w stosunku do
kolegów i studentów. Próby reaktywowania katedry nie powiodły się i ostatecznie
w maju 1935 r. mający wówczas 46 lat Ruziewicz został zwolniony ze stanowiska
profesora przy zastosowaniu ustawy emerytalnej29. Powodem likwidacji katedry
kierowanej przez Ruziewicza prawdopodobnie było sympatyzowanie z obozem
narodowym. Tak lwowscy uczeni odbierali ten fakt – mówiło się, że „ministerstwo chciało ukarać go jako narodowego demokratę”30. W wielu przypadkach kręgi
akademickie uznawały, że o likwidacji katedr decydują względy polityczne i chęć
zastraszenia środowiska31. Dopiero w lipcu 1937 r. uchwalono nowelizację Ustawy,
w której usunięto kontrowersyjny zapis o możliwości zwijania katedr przez ministra.
Prawo takie pozostało tylko w odniesieniu do tych nieobsadzonych32.
Oprócz likwidacji katedr, nowa Ustawa dawała ministrowi także prawo do ich
tworzenia i już we wspomnianym rozporządzeniu z 25 września 1933 r. na kilku
uczelniach takie się pojawiły33. Nowo powstałe katedry miały zapewne potwierdzać, wcześniej podnoszony przez ministerstwo argument, że celem ustawy jest
reorganizacja szkół wyższych. Niektóre z utworzonych były dość zaskakujące dla
środowiska akademickiego; np. na UW powstały trzy katedry orientalistyczne: egiptologii, sinologii i turkologii, oraz dwie etnograficzne; postrzegano je jako trudne do
obsadzenia i mało racjonalne ze względu na łatwy do przewidzenia brak przyszłych
uczniów. Na UW nie zwinięto w 1933 r. ani jednej katedry, a do 1938 r. powstało
ponad 20 nowych. Jedną z nowo utworzonych katedr na UW otrzymał Kazimierz
29
30
31
32
33
LPAO, UJK, f. 26, op. 5, spr. 1655, k. 182–186, 189, 198–200; AAN, MWRiOP, sygn. 5435,
k. 71, 79, 82, 96–97, 116, 139; Archiwum Instytutu Matematycznego PAN w Sopocie, Zbiór
Stanisława Ruziewicza, sygn. Ru-I-5a; Rozporządzenie ministra wyznań religijnych i oświecenia
publicznego z dnia 25 IX 1933 r. o zwinięciu niektórych katedr i zakładów naukowych w szkołach
akademickich, „Dziennik Ustaw RP” 1933, nr 71, poz. 527, s. 1232–1233; Rozporządzenie ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego z dnia 5 XII 1933 r. o zwinięciu i utworzeniu
niektórych katedr i zakładów naukowych w szkołach akademickich, ibidem, nr 103, poz. 796,
s. 2042; B. Jaczewski, Polityka naukowa, s. 174–175; idem, Organizacja i finansowanie nauki
polskiej w okresie międzywojennym, Wrocław 1971, s. 177–179.
H. Steinhaus, Wspomnienia, s. 141.
K. Baranowski, Kadra naukowa, s. 385–389.
Ustawa z dnia 2 VII 1937 r. o zmianie ustawy z dnia 15 III 1933 r. o szkołach akademickich,
„Dziennik Ustaw RP” 1937, nr 52, poz. 406, s. 962–963.
Rozporządzenie ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego z dnia 25 IX 1933,
s. 1233.
Obsada katedr profesorskich na uczelniach akademickich
213
Kuratowski w roku akademickim 1934/35 – zwyczajną IV Katedrę Matematyki34.
Trudno dociec przyczyn tak uprzywilejowanego traktowania UW, tym bardziej,
że profesorowie tej uczelni protestowali przeciw nowej ustawie równie mocno jak
inne ośrodki. Wacław Sierpiński np. jako prezes Towarzystwa Naukowego Warszawskiego z jednej strony wygłosił bardzo krytyczne przemówienie na posiedzeniu
Sejmowej Komisji Oświatowej (21 stycznia 1933), na którym był obecny minister
Jędrzejewicz, z drugiej zaś – samemu Sierpińskiemu zależało na sprowadzeniu do
Warszawy Kuratowskiego, który był jego uczniem. Jak można przeczytać w korespondencji Sierpińskiego, czynił starania w celu uzyskania dla niego tej katedry35.
Można się tylko domyślać, jak wpływowa musiała być osoba załatwiająca tę sprawę
w MWRiOP w imieniu UW. Zapewne nie był to sam Sierpiński, nie tylko z powodu
wspomnianego przemówienia, lecz także dlatego, że znany był ze swych sympatii
do Narodowej Demokracji. Starania uczelni o utworzenie nowych katedr na UW
mogły wynikać z chęci pomocy zwolnionym profesorom, np. Kuratowskiemu. Ze
strony ministerstwa nielikwidowanie katedr na UW i tworzenie nowych mogło
być próbą antagonizowania środowiska akademickiego. Być może wynikało także
z chęci zapewnienia sobie spokoju w Warszawie.
W związku z istnieniem w okresie międzywojennym w polskich szkołach akademickich bardzo ograniczonej liczby katedr sposób ich obsady budził wiele kontrowersji. Największym problemem był jednak sam system przewidujący tak małą
ich liczbę, zupełnie nieadekwatną w stosunku do dokonań naukowych w wielu
dyscyplinach. Sytuacja, gdy młode pokolenie uczonych, mimo znaczących osiąg­
nięć, miało małe szanse na objęcie katedr profesorskich, nie była korzystna dla
rozwoju polskiej nauki. Spośród kilkunastu szczególnie utalentowanych wychowanków warszawskiej i lwowskiej szkoły matematycznej w sumie tylko pięciu
otrzymało w okresie międzywojennym nominacje profesorskie. Powierzenie katedry
było nie tylko „nagrodą” za dotychczasową pracę naukową, lecz także dawało dużo
większe możliwości poświęcenia się jej w przyszłości, zarówno ze względu na
stałość zatrudnienia, jak i liczbę godzin dydaktycznych oraz wysokość dochodów.
Od profesorów wymagano pięciu godzin wykładu i dwóch ćwiczeń tygodniowo.
Ich pensja zasadnicza dochodziła do 1000 zł. Od pomocniczych sił naukowych
wymagano 30 godzin, a płacono im od 210 do 450 zł36. Sytuacja była tym bardziej
34
35
36
Rozporządzenie ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego z dnia 5 XII 1933, s. 2042;
J. Jaskier, P. Przyłęcki, Reorganizacja szkół akademickich w Polsce, w: W obronie szkoły demokratycznej, Warszawa 1934, s. 63; B. Jaczewski, Organizacja, s. 179; Dzieje Uniwersytetu
Warszawskiego, s. 244.
AUJ, STB, sygn. DC 8, List W. Sierpińskiego do T. Banachiewicza z 27 X 1933 r.; A. Schinzel,
Wacław Sierpiński, s. 25–28.
Szerzej zob.: M. Przeniosło, Dochody nauczycieli państwowych szkół akademickich w II Rzeczypospolitej (na przykładzie matematyków), „Roczniki Dziejów Społecznych i Gospodarczych”
2008, t. 68, s. 35–63.
214
Małgorzata Przeniosło
niekorzystna, że katedry obsadzano nieodwołalnie aż do emerytury, a część osób je
zajmujących, szczególnie zatrudnionych w początkowym okresie niepodległości,
niezbyt intensywnie pracowała naukowo. Wśród matematyków dotyczyło to np.
Witolda Pogorzelskiego na PW, Witolda Wilkosza na UJ, Włodzimierza Stożka
na PL, Juliusza Rudnickiego na USB w Wilnie37. Oczywiście ustawy nakładały
na profesorów obowiązek twórczej pracy naukowej, ale nie dawały możliwości
egzekwowania go. Katedry, objęte zazwyczaj przez stosunkowo młodych ludzi na
początku niepodległości, gdy powstawały nowe uczelnie i awans był łatwiejszy,
mogły być zajmowane przez cały okres międzywojenny, mimo widocznego braku
wyników naukowych. Teoretycznie zmieniła tę sytuację Ustawa o szkołach akademickich z 1933 r., minister bowiem mógł zamykać katedry i tworzyć nowe,
wyrażając zgodę na obsadzenie na nich jedynie prężnych naukowców. Okazało się
jednak, że przy likwidowaniu katedr słabe wyniki naukowe nie były czynnikiem
decydującym.
Małgorzata Przeniosło
The appointment to professorships
on the academic high schools in Poland between the Wars
(on the examples of mathematicians)
S umma r y
The manner of the appointment to professorships was based on existing of a limited
number of such chairs. All professorships were set up by Polish government. The analysing
of the appointment of mathematicians to the chairs let show the problems which such system
caused. Between the Wars many Polish mathematicians scored a international success but
most of them did not have a chance to be appointed to professorship. Moreover to few
of the chairs caused that the mathematical achievements were often not the main criterion of
selection. From among almost twenty talented followers of founders of Warsaw and Lvov
school of mathematics only five became the professors – Kazimierz Kuratowski (in 1927),
Antoni Zygmund (in 1930), Władysław Nikliborc (in 1937), Władysław Orlicz (in 1937),
and Karol Borsuk (in 1938).
37
AAN, MWRiOP, sygn. 5079, k. 43, 100; ibidem, sygn. 6539, k. 132; M. Przeniosło, Włodzimierz
Stożek, s. 129–130; Sprawozdanie z działalności Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego i Studium Rolnego Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie za lata akademickie 1929/30, 1930/31,
1931/32, 1932/33, Wilno 1938, s. 9–11, 19–22, 32–35, 46–50.
Czasy Nowożytne
tom 22
rok 2009
N O T Y O A U T OR A C H
MARIA BOGUCKA – profesor doktor habilitowany, jest członkiem czynnym Polskiej Akademii Umiejętności, honorowym członkiem Polskiego Towarzystwa Historycznego i Międzynarodowej Komisji Dziejów Miast, doktorem honoris causa Uniwersytetu
Gdańskiego, laureatką wielu nagród i wyróżnień (m.in. nagrody Fundacji Alfreda Jurzykowskiego w Nowym Jorku w 1996 r. i Premiera RP w 1999 r.). Przez ponad 50 lat była
związana z Instytutem Historii Polskiej Akademii Nauk, obecnie wykłada na Akademii
Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku. Brała udział w licznych międzynarodowych kongresach i konferencjach, wykładała gościnnie na uniwersytetach w Uppsali
i Sztokholmie, Kopenhadze, Brukseli, Genewie, Lejdzie, Antwerpii, Gandawie, Bielefeldt.
Autorka ponad 1200 publikacji naukowych wydanych w Polsce i zagranicą (w tym 40
książek). Specjalizuje się w historii społecznej i szeroko pojętej historii kultury (życie codzienne, obyczaje, mentalność, problemy gender studies). Zajmuje się także zagadnieniami
teoretyczno-metodologicznymi.
Ksiądz BOGUSŁAW DYGDAŁA (ur. 1972) – doktor; absolwent teologii (Akademia
Teologii Katolickiej w Warszawie) i historii (Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu).
W 2009 r. uzyskał tytuł doktora nauk humanistycznych na podstawie rozprawy „Diecezja
chełmińska XVII–XVIII wieku w świetle wizytacji biskupich. Sieć parafialna, zaplecze materialne, duchowieństwo i wierni”. Zainteresowania badawcze koncertują się wokół historii
Kościoła w XVII–XVIII w., ze szczególnym uwzględnieniem Prus Królewskich.
JACEK FEDUSZKA (ur. 1963) – doktor nauk humanistycznych, historyk, absolwent
Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (1988), starszy kustosz Muzeum Zamojskiego
w Zamościu. Specjalizuje się w historii twierdzy zamojskiej, miasta Zamościa i regionu
(XVI–XX w.), historii wojskowości i historii polskich powstań narodowych w XIX w.
ANDRZEJ KAMIEŃSKI (ur. 1962) – doktor habilitowany, profesor, pracownik nau­
kowy Uniwersytetu w Szczecinie i Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie.
Badacz dziejów politycznych i ustrojowych Brandenburgii – Prus, Pomorza, Wielkopolski
i Śląska, a także stosunków polsko-niemieckich XVI–XVIII w. Główne publikacje: Stany
Prus Książęcych wobec rządów brandenburskich w drugiej połowie XVII wieku, Olsztyn
1995; Historia Prus, t. 1: Dzieje Brandenburgii – Prus na progu czasów nowożytnych
(1500–1701), Poznań 2001 (wspólnie z B. Wachowiakiem); Polska a Brandenburgia –
Prusy w drugiej połowie XVII wieku. Dzieje polityczne, Poznań 2002.
216
Noty o autorach
RADOSŁAW KUBICKI (ur. 1978) – doktor nauk humanistycznych; w latach 1997–
2002 studia magisterskie z historii na Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach; 2003–2008
– studia doktoranckie z historii na Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym Jana
Kochanowskiego w Kielcach; 2004–2007 – prowadzenie ćwiczeń z historii powszechnej
XVI–XVIII w. w Instytucie Historii Akademii Świętokrzyskiej; w styczniu 2009 r. obrona
dysertacji doktorskiej napisanej pod kierunkiem prof. Jacka Wijaczki nt. Opatów i dobra
opatowskie w drugiej połowie XVIII wieku (w druku). Od 2009 r. członek Towarzystwa
Przyjaciół Ziemi Opatowskiej. Zainteresowania badawcze: historia gospodarcza, religijna
i Żydów w regionie świętokrzyskim w XVI–XIX w. Autor Dziejów bernardynów opatowskich (w druku) i 14 artykułów naukowych opublikowanych w czasopismach polskich
i zagranicznych.
GRZEGORZ KUCHARCZYK – docent doktor habilitowany; kierownik Pracowni Historii Niemiec i Stosunków Polsko-Niemieckich w Instytucie Historii Polskiej Akademii
Nauk w Poznaniu, wykładowca historii polskiej myśli politycznej na Uniwersytecie im.
Adama Mickiewicza w Poznaniu.
MAŁGORZATA PRZENIOSŁO – doktor, adiunkt (od 1999 r.) w Instytucie Matematyki
Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego Jana Kochanowskiego w Kielcach. Autorka
trzech książek i ponad 60 artykułów opublikowanych w czasopismach naukowych polskich
i zagranicznych. Główne zainteresowania badawcze: historia nauki, dzieje ziemiaństwa, dydaktyka matematyki. Przygotowywana książka habilitacyjna: „Matematycy polscy w dwudziestoleciu międzywojennym (studium historyczne)”.
MAIKE SACH (ur. 1970) – doktor. Studiowała historię Europy Środkowo-Wschodniej,
średniowiecza i nowożytności oraz slawistykę w Kilonii, w 2001 r. uzyskała tamże doktorat;
w 2002 r. pełnomocnik Wydziału Slawistyki Uniwersytetu w Kilonii ds. ewaluacji studiów
i nauczania w Związku Północnoniemieckich Uniwersytetów; od października 2002 do
września 2003 r. studia podoktoranckie. Od października 2003 r. pracownik naukowy Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie.
JACEK WIJACZKA (ur. 1960) – doktor habilitowany, profesor zwyczajny w Instytucie Historii i Archiwistyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Badacz dziejów
Prus Książęcych i Królewskich w XVI–XVIII w., stosunków polsko-niemieckich w czasach wczesnonowożytnych, procesów o czary, a także dziejów Żydów w Rzeczypospolitej w czasach nowożytnych. Opublikował m.in.: Stosunki dyplomatyczne Polski z Rzeszą
Niemiecką w czasach panowania cesarza Karola V (1519–1556), Kielce 1998, i Procesy
o czary w Prusach Książęcych (Brandenburskich) w XVI–XVIII wieku, Toruń 2007.

Podobne dokumenty