Ad Rem 4/2008 - Ośrodek Badań nad Antykiem
Transkrypt
Ad Rem 4/2008 - Ośrodek Badań nad Antykiem
Nr 4/2008 Kwartalnik Akademicki ISBN 978-83-916770-8-9 ORIENTALIZM W MALARSTWIE, RYSUNKU I GRAFICE W POLSCE METALURGIA FENICKA W POŁUDNIOWEJ CZĘŚCI PÓŁWYSPU IBERYJSKIEGO ROLA ZDALNIE STEROWANEGO MODELU SAMOLOTU W OCHRONIE DZIEDZICTWA ARCHEOLOGICZNEGO W POSZUKIWANIU ZAPOMNIANYCH MIAST CYRENAJKI RECEPCJA DORYKI GRECKIEJ W ARCHITEKTURZE POLSKIEJ „UCZCI TEN GAIK ŚWIĘTY NASZ PRAWNUK DALEKI” REZYDENCJA BĄKÓW HERBU ZADORA W BĄKOWEJ GÓRZE MARAE - POLINEZYJSKIE PLACE ZGROMADZEŃ SPIS TREŚCI Redakcja przyzwyczaiła nas już tego, każdy RedakcjaAD ADREM REM przyzwyczaiła nasdojuż do że tego, że kolejny każdy numer kwartalnika przypominaprzypomina „ogród sztuki”. Znajdujemy w nim bokolejny numer kwartalnika „ogród sztuki”. Znajdujewiem artykuły na różne tematy nie tylko dotyczące archeologii, historii my w czy nimrecepcji bowiemantyku, artykuły różne tematy nie arsztuki ale na także opracowania na tylko temat dotyczące innych, nieraz egzotycznych dla nas, kultur łamach REM goszczą zacheologii, historii sztuki czyi zjawisk. recepcjiNa antyku, aleAD także opracowania równo naukowcy ugruntowanej pozycji,dla jaknas, i młodzi, na temat innych,onieraz egzotycznych kulturpoczątkujący i zjawisk. badacze. Co wśród czasopism jest zjawiskiem rzadkim, a cennym. Pozwala W obecnym numerze dominuje w zasadzie bowiem nie tylko na zróżnicowanie tematów i punktówtematyka widzenia, recepcji ale także na konfrontację dostarcza wszystkiminteresujące nowych doświadczeń. Z różnych kultur.warsztatu, Jest to zjawisko niezwykle i mimo licpunktu widzenia naukowego jest to efekttajemnicze. odświeżający, a mamzadajemy nadzieję, znych badań nadal w wielu aspektach Zawsze że Czytelnikom daje duże zadowolenie. Zmieniające się tematy i różne sobie pytanie, co spowodowało, że jakieś zjawiskoi pochodzące z podejścia zmuszają do refleksji, pobudzają wyobraźnię pogłębiają zainnej kultury jest szeroko akceptowane i syntetyzowane w naszym interesowania. Nie inaczej przedstawia się obecny numer. Dominuje w zamieszczone nim w zasadzie kręgu kulturowym. Ten proces dobrze obrazują trzy tematyka recepcji różnych kultur. Jest to zjawisko niezwykle interesujące i w obecnym artykuły poświęcone: recepcji Orientu, archimimo licznychnumerze badań nadal w wielu aspektach tajemnicze. Zawsze zadajetektury oraz tradycji słowiańskich. W tym nurcie mieści my sobiegreckiej pytanie, co spowodowało, że jakieś zjawisko pochodzące z innej kultury jestartykuł szerokodotyczący akceptowane i syntetyzowane naszym kręgu kulsię także rezydencji Bąków, w której kształt architurowym. Częściowo oczywiście wynikało to z wzorach. wydarzeń historycznych, tektoniczny najwyraźniej oparto na obcych działań wojennych, relacji podróżników, uleganiu magii egzotyki, ale jedW oddawanym do rąk Czytelników numerze nie bowiem mogło nocześnie wskazuje na wielką żywotność naszej kultury. Nie tylko przyjęła onaarcheologii. obce czy dawne także w je różnych przetworzyła zabraknąć Tymwzorce razemkulturowe, ukazanejale jednak asipektach. wzbogaciła tworząc nową jakość. Ten proces opracowanie dobrze obrazują trzy zaZ jednej strony bardzo interesujące dotyczące mieszczone w obecnym numerze artykuły poświęcone: recepcji Orientu, metalurgii fenickiej, z drugiej czy ściślej architektury greckiej oraz tradycjibadania słowiańskich. W tymopracowanie nurcie mieści insię także artykuł dotyczącywrezydencji którejpisanych kształt architektoniczny formacji zawartych różnychBąków, źródłach dotyczących najwyraźniej oparto na obcych wzorach. stanowisk archeologicznych w Cyrenajce. Wreszcie zastosowanie W oddawanym do rąk Czytelników numerze nie mogło jednak również nowych metod badawczych archeologii, corazaspektach. bardziej zabraknąć archeologii. Tym razemwukazanej jednakczyli w różnych popularnych Z jednej stronymetod bardzonieinwazyjnych. interesujące opracowanie dotyczące metalurgii fenickiej, z drugiej badania czy ściślej opracowanie informacji zawartych w Interesującym przerywnikiem jest artykuł poświęcony Polinezji, różnych źródłach pisanych dotyczących stanowisk archeologicznych w kulturze tyle ciekawej co tajemniczej, o której wiedzawczęsto Cyrenajce. Wreszcie zastosowanie nowych metod nasza badawczych archeogranicza dobardziej paru stereotypów. Zamieszczony tekst ukazuje ologii, czyli się coraz popularnych metod nieinwazyjnych. Interesującym i miłym przerywnikiem jest artykuł Polinezji, nam inne wzorce kulturowe. Uczy nas jednakpoświęcony także, iż ekspresja kulturze tyle ciekawej co tajemniczej, o której nasza wiedza często ogranispołeczna może mieć różny wyraz. Lecz wszystkie te zjawiska, cza się do paru stereotypów. Zamieszczony tekst ukazuje nam inne wzorce relacje społeczne, wytwory sztuki i kultura duchowa kulturowe. Uczy nas jednak także, iż ekspresja społeczna może stanowią mieć różny wyraz. Lecz wszystkie te zjawiska, relacje nie społeczne, wytwory sztuki i nasze wspólne dziedzictwo, w którym możemy różnicować kultura duchowa stanowią wspólne naszeWszystkie wspólne dziedzictwo, którym wartości poszczególnych osiągnięć. są dla nas wbowiem nie możemy różnicować wartości poszczególnych osiągnięć. Wszystkie są osnową na której każda z kultur tworzy własny charakterystyczny dla nas bowiem osnową na której każda z kultur tworzy własny charakterystyczny wzór. Niepowtarzalny, bogaty,komponujący piękny, komponujący spójny wzór. Niepowtarzalny, bogaty, piękny, spójny obraz. obraz. prof. Piotr Dyczek prof. Piotr Dyczek Gesta et Homines : Orientalizm w malarstwie, rysunku i grafice w Polsce Bożena Pysiewicz Archeologia : Metalurgia fenicka w południowej części Półwyspu Iberyjskiego Rola zdalnie sterowanego modelu samolotu w ochronie dziedzictwa archeologicznego Anna Lipiec Cennik reklam i ogłoszeń: 1/3 str. (58 mm x 258 mm) - 650 zł II lub III str. okładki (kolor) - 2000 zł 1 10 Historia : W poszukiwaniu zapomnianych miast Cyrenajki 11 dr Monika Rekowska-Ruszkowska Artes : Recepcja doryki greckiej w architekturze polskiej Patrycja Kubiak 14 „Uczci ten gaik święty nasz prawnuk daleki” Piotr Sypczuk 16 Rezydencja Bąków herbu Zadora w Bąkowej Górze Piotr Lasek 18 Mirabilia Mundi : Marae - polinezyjskie place zgromadzeń Maciej Marciniak Rada Naukowa: Prof. Zbigniew Bania Prof. Piotr Dyczek Prof. Iwona Modrzewska-Pianetti Prof. Ewa Wipszycka-Bravo 5 Sylwia Ewa Fortuna Patronat honorowy: Kwartalnik Akademicki AD REM nr 4/2008 Wydawca: Ośrodek Badań nad Antykiem Europy Południowo-Wschodniej UW ul. Krakowskie Przedmieście 32 00-927 Warszawa e-mail: [email protected] 2 Zespół redakcyjny: Redaktor Naczelny – Piotr Sypczuk Redaktorzy Działów: Gesta et Homines – Joanna Lasek Archeologia – Piotr Sypczuk Historia – Błażej Popławski Artes – Piotr Lasek Mirabilia Mundi – Monika Rubach Skład: Łukasz Celiński Druk: Autograf-Druk, ul. Rembielińska 6a 03-343 Warszawa 1/2 str. (180 mm x 128 mm) - 900 zł IV str. okładki (kolor) - 2500 zł Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do redagowania nadesłanych artykułów. Kopiowanie i rozpowszechnianie publikowanych artykułów wymaga zgody redaktora naczelnego i autora tekstu. Wydanie publikacji dofinansowała Fundacja Uniwersytetu Warszawskiego Rada Konsultacyjna ds. Studenckiego Ruchu Naukowego UW cała str. (180 mm x 260 mm) - 1500 zł AD REM 4/2008 21 GESTA ET HOMINes „Orientalizm w malarstwie, rysunku i grafice w Polsce w XIX wieku i w I. połowie XX wieku” Bożena Pysiewicz Na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie (17 października 2008 - 4 stycznia 2009) mogliśmy oglądać różne oblicza polskiego orientalizmu w zestawieniu z prezentacją twórczości artystów europejskich, a także przedmiotów wschodniego rzemiosła artystycznego, które w Polsce cieszyły się ogromną popularnością. Prezentowane prace pokazały specyfikę polskiego orientalizmu, wynikającą z położenia geograficznego i kontaktów nie tylko militarnych, ale i handlowych. W języku polskim mamy mnóstwo wyrazów przejętych ze wschodnich języków (m.in. kobierzec, towar, dywan, kawa, chałwa, turban, torba, papucie), męski strój szlachecki wzorowany był na stroju tureckim i tatarskim, a w sztuce wiele jest przedstawień kresów wschodnich. Wystawa prezentowała dzieła w układzie tematycznym, znalazły się na niej obrazy batalistyczne, rodzajowe, pejzaże, portrety oraz dzieła o temacie religijnym. Egipskie fantazje i egipskie zabytki Na wielu pracach można było odnaleźć zabytki egipskie, pokazywane w różnorodny sposób, od całkowicie fantazyjnych krajobrazów z piramidami w tle, po prace ukazujące zabytki egipskie w wierny, niemal dokumentacyjny sposób. Na zainteresowanie Wschodem, a szczególnie Egiptem, wpłynął podbój tego kraju przez Napoleona w 1798 r., co sprzyjało poznaniu i opracowaniu zabytków egipskich. Polskim artystą, który podjął ten temat był January Suchodolski, autor namalowanego w 1840 r. obrazu „Bonaparte w Egipcie”. Malarz nie znając z autopsji tego kraju, stworzył pracę mającą być przede wszystkim ilustracją słów Napoleona: „Żołnierze, czterdzieści wieków na nas patrzy”. Aby pokazać scenerię Suchodolski namalował na pierwszym planie kamień z hieroglifami, palmy, a w oddali piramidy. Ta apoteoza Napoleona rozgrywa się w miejscu dokładnie określonym przez najbardziej Carl Werner, Widok świątyni Izydy na wyspie File na Nilu AD REM 4/2008 2 GESTA ET HOMINes Franciszek Żmurko, Z rozkazu padyszacha charakterystyczne dla Egiptu elementy, nikt więc nie może mieć wątpliwości, że chodzi o kraj faraonów. Jednak jest to tylko dekoracja dodana do przedstawienia wydarzenia historycznego, malarz nie zadbał o to aby scena była nieco prawdziwsza, wystarczyło aby była rozpoznawalna. Kolejnym artystą, który mimo że nie był w Egipcie, to stanowił on ważny temat jego obrazów, był niemiecki malarz Carl Spitzweg. W dziele „Bociany w Egipcie” artysta ukazał starożytne ruiny, które nasuwają skojarzenie z budowlami egipskimi. W pejzażu tym, sugestia pokazanego miejsca jest znacznie subtelniejsza niż u Suchodolskiego, służy też innym celom. Obraz jest nastrojowym przedstawieniem przyrody i architektury, a motyw egipskich ruin budzi asocjacje z przemijalnością wielkich kultur, człowieka oraz niezmienności praw przyrody. Natomiast obrazy z widokami Egiptu autorstwa Jana Ciąglińskiego, mają zupełnie inny charakter. Artysta w małych szkicach pejzażowych, które powstawały w czasie jego podróży do Egiptu w 1903 r., skupiał się na obserwacji niezwykłego kolorytu tego kraju. Jego prace takie jak „Sfinks w nocy”, 3 „Świątynia w Luksorze” czy „Widoki Kairu” są przede wszystkim zapisem światła i koloru, a motyw architektoniczny stał się jedynie pretekstem do tych wrażeniowych obserwacji. Kolejny artysta, w którego pracach możemy odnaleźć egipskie zabytki to niemiecki malarz Carl Werner. Jego akwarela „Widok świątyni Izydy na wyspie File na Nilu” powstała w pracowni po powrocie z Egiptu. W przeciwieństwie do Ciąglińskiego, którego przede wszystkim interesowało światło i kolor, Werner skupiał się na dokumentacji zabytków, z pokazaniem wszystkich detali i dekoracji architektonicznych. Wielu malarzy orientalistów ze względu na trudne warunki tworzenia (upał, wysychanie farby) wykonywało swe dzieła po powrocie, na podstawie szkiców lub fotografii - tak też postąpił Werner. Haremowe rozkosze i zbrodnie Wśród obrazów rodzajowych największym zainteresowaniem publiczności cieszyły się obrazy o tematyce haremowej. Temat ten stał się dla wielu malarzy przykrywką do wyrażenia treści erotycznych. Artyści wykorzystywali ten pretekst, aby pokazać AD REM 4/2008 GESTA ET HOMINes akt kobiecy. Słowo harem oznacza wydzieloną część domu zamieszkałą przez kobiety i dzieci (chłopców tylko do 7 roku życia). Znajdowała się ona w każdym domu muzułmańskim. Życie haremowe obrosło legendą tworzoną przez Europejczyków, którzy nie mogli ani wejść, ani nawet zajrzeć do haremu, a w rzeczywistości nie było aż tak atrakcyjne. Obrazy dają wyraz europejskim fantazjom erotycznym a nie realiom. Fantazje są często znacznie ciekawsze niż rzeczywistość, a obrazy je ukazujące zawierają silny magnetyzm, przyciągający publiczność. Do takich prac na pewno należy duży obraz Franciszka Żmurki „Z rozkazu padyszacha”. Artysta namalował piękne, nagie ciało dziewczyny, która została uduszona jedwabnym sznurem. Jej zwłoki leżą wśród wielu egzotycznych przedmiotów. Miłość, zdrada, śmierć, erotyzm, okrucieństwo to elementy pobudzające wyobraźnię publiczności, która na długo zatrzymywała się przy tym obrazie. Kolejnym niezwykłym obrazem, zarówno ze względu na temat jak i autora, była praca Jana Matejki - „Utopiona w Bosforze” z 1872 r. Mały format, jasne, pastelowe kolory, szybkie pociągnięcia pędzla, Matejko namalował tylko kilka takich obrazów odbiegających od charakterystycznych dla niego wielkich, historycznych płócien. Temat obrazu to historia polskiego żołnierza zakochanego w pięknej Zulejce z jednego tureckich haremów, która swoją miłość i chęć ucieczki przypłaciła śmiercią w wodach Bosforu. Był to podobno drugi obok uduszenia sposób karania za zdradę. Jednak według sekretarza Matejki - Mariana Gorzkowskiego - obraz ten ma „drugie dno” i zawiera aluzję do stosunków rodzinnych malarza. Siedzący na łodzi, zamyślony Hassan ma rysy Matejki, wyrzucana z łodzi kobieta to Teodora - żona Matejki, zaś człowiek, który ją topi to Gorzkowski, który nie znosił (z wzajemnością) Teodory. Taka interpretacja treści obrazu zawsze spotykała się z zainteresowaniem publiczności i nasuwała wiele pytań odnośnie prywatnego życia Teodory i Jana. Na wystawie było też kilka prac pokazujących obnażone młode dziewczyny, do których mogły pozować jedynie mieszkanki domów publicznych, AD REM 4/2008 a nie haremów, które to nawet twarze musiały zasłaniać przed męskim okiem. Do takich prac należał obraz Tadeusza Popiela „Odaliska”, prezentujący fragment ogrodu w haremie gdzie młoda dziewczyna z odsłoniętymi piersiami, odpoczywa na ławie z poduszkami, a także praca Adama Styki „Słodkie chwile”. Orientalizm był kierunkiem bardzo popularnym, a jego polska odmiana była częścią szerszego, europejskiego nurtu. Wystawa starała się pokazać zarówno związki ze sztuką europejską, jak specyfikę polskiego orientalizmu, wynikającą z tradycji i bliskiego sąsiedztwa. W prezentowanych pracach można było odnaleźć zarówno piękne krajobrazy, piękne kobiety, jak i piękne arabskie konie. Obok portretów Arabów podziwialiśmy egzotyczną broń i kobierce. Bogactwo barw, egzotyka i pociągający przepych Wschodu to na pewno elementy, które przyczyniły się do sukcesu tej wystawy. Ekspozycji towarzyszył staranie wydany katalog z esejami i notami o wszystkich prezentowanych obiektach oraz bibliografią. 4 archeologia Metalurgia fenicka w południowej części Półwyspu Iberyjskiego Sylwia Ewa Fortuna Informacji na temat zmian, przez które przeszło górnictwo i lokalna metalurgia południowej i lewantyńskiej części Półwyspu Iberyjskiego w okresie kontaktów z Fenicjanami oraz podczas późniejszych kontaktów z przybyszami z Kartaginy, może dostarczyć analiza pozostałości po procesach metalurgicznych sprzed i późniejszych niż VIII w. p.n.e. W celu dokonania oceny wpływu kolonizacji fenickiej na metalurgię Półwyspu Iberyjskiego, należy oprzeć się przede wszystkim na kryteriach technologicznych, ponieważ aspekty ilościowe potwierdzające intensyfikację produkcji po zwiększeniu ilości i skali prac wydobywczych na tych terenach, są jedynie subiektywnymi opiniami. Brakuje ponadto wiarygodnych parametrów, którymi można by te dane zmierzyć. Największe zmiany, jeżeli chodzi o produkcję metalurgiczną w 1 połowie I tyś. p.n.e. można zaobserwować w przypadku srebra i procesów jego otrzymywania z ołowiu. Mimo że srebro było znane w epoce brązu, to dopiero w tym okresie, nastąpiło jego intensywne wydobycie. Ponadto zaczęto używać tego metalu do innych celów niż tylko jako element zdobniczy. Wydaje się, że pierwsze działania eksploatacyjne związane ze srebrem miały miejsce na południowymwschodzie półwyspu, dokładnie na terenie dzisiejszej Almerii, gdzie znajduje się ośrodek Herrerías. Fenicka osada Cabecico de Parra, położona około kilometra od kopalni w Cabezo de las Herrerías, prawdopodobnie była związana z działalnością metalurgiczną. Wskazują na to odpady żużlowe, znalezione na terenach zajmowanych przez Fenicjan w VII w. p.n.e. Zdjęcie lotnicze miejsca eksploatacji złóż w Tejada la Vieja . Escacena del Campo (Huelva) 5 AD REM 4/2008 archeologia W 1 połowie I tyś. p.n.e. nastąpiło rozpowszechnienie techniki wytapiania zw. kupelacją, do której niezbędny jest ołów, umożliwiający zlokalizowanie i oddzielenie srebra, otrzymywanego z takich minerałów jak jarosita (siarczek żelaza i potasu), czy galenit (błyszcz ołowiowy). Wcześniej srebro pochodziło z minerałów takich jak chlorki. Używano prawdopodobnie także srebra właściwego, którego obróbka nie jest skomplikowana. W celu zlokalizowania miejsc, z których pochodziły używane metale, znawcy tematu zastosowali różnorodne techniki analityczne, m.in. z zastosowaniem izotopów ołowiu. Badaniami objęto kopalnie srebra, położone w okolicach Sierry de Tejada (Sewilla), oraz strefy wydobywcze Río Tinto i Aznalcóllar. Na terenach ponad 20 osad Huelvy i Sewilli, datowanych na VIII i VII w. p.n.e. odkryto obecność odpadów żużlowych wolnej krzemionki, świadczących o wydobywaniu srebra w tej okolicy. Żużel z krzemionki można poznać po tym, że zawiera duże ilości kwarcu. Wykazuje on jednak duże podobieństwo do innych odpadów żużlowych, takich jak te powstałe w wyniku częściowej reakcji z krzemionką, czy też te, które powstały bez udziału krzemionki. Ponadto żużel ten charakteryzuje się wysoką zawar- tością żelaza i ołowiu, czasami baru oraz obecnością srebra. Drugim elementem związanym z metalurgią srebra jest ołów w formie metalicznej lub w formie tlenku – litargit (glejta ołowiana). Spełnia on funkcję „kolektora” srebra, a zatem jest niezbędny podczas procesu produkcyjnego białego kruszcu. Kupelacja polega na zamianie zredukowanego wcześniej ołowiu zawierającego srebro, w tlenek ołowiu (PbO) lub litargit poprzez wietrzenie w stanie ciekłym. Glejta ołowiana zostaje uwolniona ze srebra i ulega eliminacji poprzez wchłonięcie przez ścianki naczynia, poprzez ulotnienie się lub usunięcie mechaniczne z powierzchni. W tym samym czasie reszta metaliczna wzbogaca się w srebro, aż cały ołów zostanie wyeliminowany. Otrzymywany w ten sposób biały kruszec, zawiera zazwyczaj dość duże domieszki ołowiu. Z danych archeologicznych wynika, że największa ilość litargitu występuje w okolicach Doña Blanca, który jest datowany na początek VIII w. p.n.e. Wyniki izotopów ołowiu wiążą to występowanie z wydobyciem, jakie miało miejsce w kopalniach w Aznalcóllar i Río Tinto. Badacze doszli do wniosku, że ołów którego używano w południowo-zachodniej części półwyspu do otrzymywania srebra, prawdopodobnie Zdjęcia podwodne wraku fenickiego statku (Mazarrón I) AD REM 4/2008 6 archeologia Kopalnie i pracownie metali na Półwyspie Iberyjskim (Modrzewska-Pianetti 2002) nie pochodził z tych okolic. Lokalne zasoby ołowiu były wykorzystywane rzadko. Wynikało to z faktu, że wydobywane na tym terenie minerały cechowały się niską zawartością tego metalu. Niektórzy badacze twierdzą, że ołów, którego używano w tej części półwyspu, pochodził ze śródziemnomorskich wybrzeży Iberii, bądź też centralnej części basenu Morza Śródziemnego. Jeżeli ta hipoteza jest prawdziwa, to łatwo wytłumaczyć obecność magazynów litargitu, w takich miejscach jak zamek Doña Blanca tym, że ołów mógł być ponownie wykorzystany. Transport ołowiu na południowy-zachód pozostaje kwestią niewyjaśnioną. Jednak niektóre dane archeologiczne potwierdzają hipotezę, że takie zjawisko istniało. Należą do nich pojedyncze elementy, takie jak część fenickiej kotwicy z ołowiu, którą znaleziono w okolicach Kartaginy. Ponadto odkryto dwa wraki statków, na których odnotowano obecność sztab ołowiu i cyny, które stanowiły część fenickiego ładunku. W pobliżu wyspy Grosa, na Morzu Mniejszym, zlokalizowano Bajo de La Campana. Jest to 7 obszar, na którym występują pozostałości obiektów o charakterze archeologicznym. Mowa o dwóch wrakach, które pochodziły prawdopodobnie z dwóch różnych epok. Potwierdzają to odkryte materiały, które są datowane od VII do II w. p.n.e. Uznaje się, że sztaby były częścią ładunku należącego do starszego ze statków (z 2 połowy VII w. p.n.e. lub początku VI w. p.n.e.). Innym wrakiem, który przewoził m.in. sztaby ołowiu, jest ten znaleziony na Playa de la Isla (w Mazarrón), datowany na VII w. p.n.e. Odkrycia, których dokonano w takich miejscach jak: San Bartolomé de Almonte, Peñalosa, Tejada la Vieja (wszystkie te miejsca, powiązane były z terenem wydobywczym Aznalcóllar), wskazują na głębokie zmiany i ewolucję socjoekonomiczną, jaką wywołało pojawienie się techniki metalurgii srebra wśród lokalnych społeczności za sprawą Fenicjan. Żadne z ww. miejsc nie było położone bezpośrednio na terenie kopalni, choć rzeczywiście znajdują się one w dość bliskiej od nich odległości. Na obszarze Peñalosa, która została zasiedlona pod koniec IX i AD REM 4/2008 archeologia na początku VIII w. p.n.e., znaleziono pozostałości w postaci dysz, odpadów żużlowych z krzemionki i ołowiu metalicznego, natomiast nie pojawił się litargit. Uważa się, że wydobycie i uzyskiwanie srebra na tym terenie, było dziełem lokalnej ludności, która wchodziła w relacje z kolonizatorami. Pod koniec VII w. p.n.e. kopalnie przejęli Fenicjanie. Otoczona murem Tejada la Vieja uważana jest za centrum, skupiające przemysł metalurgiczny związany ze srebrem. Ponadto utrzymywała ona pewnego rodzaju dualne stosunki z osadami otwartymi, takimi jak San Bartolomé, która była zamieszkana od końca IX do końca VII w. p.n.e. Usytuowanie ww. miejscowości pokazuje, że ośrodki wydobywcze były lokowane w strefach łatwo dostępnych, do czego przyczyniała się bliskość rzek i strumieni jako drogi penetracji w stronę tych ośrodków. Wielu badaczy twierdzi, że podczas gdy wokół Río Tinto i Aznalcóllar znajdowały się okręgi wydobywcze, metalurgia rozwijała się w takich miejscach jak: Peñalosa, czy San Bartolomé. Kadyks i Huelva miały zasadniczo pełnić rolę portów. Działalność odkrywkowa występowała zarówno w osadach bardzo oddalonych od kopalń, jak i w tych, które położone były w ich bezpośrednim sąsiedztwie. Według niektórych uczonych w pierwszej fazie wydobywania srebra, kupelacja była praktykowana tylko w ściśle określonych, ważnych punktach, takich jak Doña Blanca. Wynikało to z tego, że Fenicjanie mieli na tę sztukę monopol. Dowodzi tego fakt, że w innych miejscach, w których odnaleziono ślady procesów metalurgicznych, nie zidentyfikowano litargitu - tak w przypadku Peñalosa, jak Tejada la Vieja. Znane są również znaleziska położone znacznie bliżej kopalń, w których odnotowano ślady wykorzystywania srebra. Do takich miejsc należą: Cerro Salomon, znajdujące się w strefie wydobywczej Río Tinto; osady w pobliżu kopalń z Aznalcóllar, jak na przykład Castrejones czy Las Mesas oraz Monte Romeo w Almonaster la Real. Szczegółowe badania wykazały, że otrzymywano tam srebro za pomocą techniki kupelacji, przy użyciu minerałów polimetalicznych z domieszką srebra, które pochodziło z tego obszaru. Ponadto w Monte Romeo odkryto dowody jednoznacznie wskazujące na to, że odbywał się tu pełen proces kupelacji. Świadczą o tym pozostałości AD REM 4/2008 pieców, dysz, tygli pobierczych oraz odpady żużlowe wolnej krzemionki. Wydaje się, że jest to miejscowość, w której zajmowano się tylko tym procesem metalurgicznym. Osada datowana jest na VII w. p.n.e., co stanowi dowód na to, że centralizacja tej działalności w miejscach takich jak Doña Blanca, nie trwała długo. Natomiast znaczenie Huelvy można tłumaczyć faktem, że stanowi ona naturalny punkt wyjścia na Atlantyk, dokąd docierać miały minerały z zagłębia Río Tinto i z Serranii poprzez doliny rzek Tinto i Odiel. Z tego powodu ośrodek ten był geograficznie ważnym punktem już przed przybyciem Fenicjan, na co wskazuje liczny zbiór materiałów z brązu, znaleziony u ujścia rzeki Odiel. A zatem zainteresowanie Fenicjan tym obszarem musiało być spowodowane chęcią przejęcia srebra z tego regionu. W trakcie prac wykopaliskowych przeprowadzonych na ulicy Puerto 6 w okolicach Huelvy, odkryto duże ilości odpadów żużlowych oraz piec służący do stapiania metali. Badania potwierdzają, że od VIII-VII w. p.n.e. w przedmiotach srebrnych znalezionych na południu Półwyspu Iberyjskiego zaczynają się coraz częściej pojawiać domieszki ołowiu i złota. To właśnie te ostatnie - domieszki złota - świadczą o tym, że zaczyna się już używać innego rodzaju srebra. Aż do schyłku brązu, złoto nie występowało na tych terenach w ogóle. Obecność złota można tłumaczyć otrzymywaniem srebra z minerału jarosita, który oprócz złota i srebra zawiera także ołów, miedź i arsen, a którego produktem ubocznym jest żużel z uwolnionej krzemionki, charakterystyczny dla tego okresu. Zmiana sposobu wytapiania brązu (z domieszką ołowiu przekraczającą 2%) na Półwyspie Iberyjskim nastąpiła dokładnie w momencie, kiedy na początku VIII w. p.n.e. zaczęto otrzymywać srebro w wyniku kupelacji. A zatem procesu, w którym ołów odgrywał kluczową rolę. Nie można jednoznacznie stwierdzić, czy ołów używany do wytapiania brązu to ten sam, który był produktem końcowym procesu kupelacji. Nie podlega jednak dyskusji to, że otrzymywano ołów metaliczny jako niezależny metal, przeznaczony do ułatwiania procesu oddzielania srebra, jak również do produkowania małych przedmiotów w celu wytapiania brązu. 8 archeologia Rola zdalnie sterowanego modelu samolotu w ochronie dziedzictwa archeologicznego Anna Lipiec Spoglądanie na krajobraz kulturowy z lotu ptaka i rejestrowanie jego elementów sięga czasów kształtowania się archeologii jako nauki. Polska archeologia lotnicza, której dzieje rozpoczęły się w okresie międzywojennym, posiada własny, niemały bagaż doświadczeń. Jednym z nich jest fotografia lotnicza wykonywana m.in. z balonu, latawca, czy paralotni. Choć możliwości wykorzystania tego typu sprzętu różnią się od szerokiego pola działania samolotu załogowego, w wielu przypadkach odpowiadają wymaganiom stawianym przez badaczy. W ślady za sławą badań biskupińskich, działalnością Studia MD a dokładniej Michała Dąbskiego i Mirona Bogackiego fotografujących stanowiska archeologiczne z balonu i latawca, Bogdana Żurawskiego i Mariusza Ziółkowskiego stosujących latawiec dla potrzeb dokumentacji swoich badań, a także Krystiana Treli wykonującego zdjęcia lotnicze z paralotni, poszedł Michał Gąbiński - konstruktor i pilot zdalnie sterowanych modeli samolotów. Zdalnie sterowane modele samolotów przysłużyły się badaczom amerykańskim już w latach 90. XX w. Do rozwoju oraz popularyzacji tego typu fotografii lotniczej przyczynił się James W. Walker, fotograf i pilot-operator współpracujący z Brigham Young University w Provo w stanie Utah. Modele samolotów własnej konstrukcji wykorzystywał do dokumentacji stanowisk archeologicznych, poszukiwania stanowisk, ale także aktywnie promował tę technikę oraz propagował ją dla potrzeb innych nauk. Zdjęcia lotnicze pozyskane z pokładu modelu samolotu wykorzystywane były głównie w badaniach nad szlakami prehistorycznymi i nowożytnymi szlakami komunikacyjnymi oraz do tworzenia map stanowisk archeologicznych w środowisku roślinności tropikalnej. W Europie na czoło wysunął się niemiecki amator archeologii, inżynier lotnictwa, Michael Schönherr. Wykonywał on nie tylko dokumentację lotniczą stanowisk podczas badań wykopaliskowych, ale także konsekwentną prospekcję lotniczą, która zaowocowała zlokalizowaniem „na nowo” miejsca pochówku celtyckiej księżniczki w Waldalgesheim. Jego sukcesy stanowiły doskonały precedens do podjęcia prób na terenie Polski. 9 W latach 2006-2007 został przeprowadzony przeze mnie eksperymentalny projekt badawczy, w ramach którego pozyskano fotografie lotnicze wybranych stanowisk archeologicznych Mazowsza i Podlasia, za pomocą zdalnie sterowanego modelu samolotu. Celem projektu było wykazanie użyteczności tego typu platformy latającej w dokumentacji i konserwatorstwie archeologicznym. Model samolotu B-16 został zaprojektowany i wykonany przez Michała Gąsińskiego specjalnie dla potrzeb noszenia sprzętu fotograficznego oraz wykonywania zdjęć pionowych i ukośnych. Grodziska wczesnośredniowieczne i średniowieczne, a także starożytne kurhany są najbardziej widocznymi w krajobrazie śladami działalności człowieka w przeszłości. Dzięki swej namacalności i walorom estetycznym oddziaływają sugestywnie na odbiorcę-widza, wtapiając się w przestrzeń współczesną i przypominając o tym co minione. Problemy konserwatorskie poszczególnych stanowisk są bardzo zróżnicowane i właściwie każde z nich wymaga indywidualnego programu konserwatorskiego. Wiele grodzisk ulega zniszczeniu na skutek podmywania przez rzeki, porastania bujną roślinnością, działalności rolniczej, turystycznej lub zwykłego wandalizmu. Do elementów ochrony stanowisk zagrożonych degradacją należy dokumentacja fotograficzna ich stanu zachowania i cykliczne monitorowanie postępujących zniszczeń, w celu stworzenia nie tylko bazy dokumentacyjnej, lecz również pozyskania informacji, jakie środki zapobiegawcze należałoby przedsięwziąć, aby zachować jak najdłużej dziedzictwo archeologiczne. Wobec istniejącej potrzeby wypracowania sposobu funkcjonalnego i systematycznego dokumentowania procesu zniszczeń, który jednocześnie umożliwiałby sprawną i szybką dokumentację, przy niewielkim nakładzie finansowym, dokonano prób zastosowania platformy latającej, jako instrumentu pozyskującego fotografie lotnicze pożądanego stanowiska. W latach 2006 i 2007 wykonano fotografie lotnicze dwóch kurhanów oraz wybranych grodzisk Mazowsza i Podlasia, z pokładu modelu samolotu zdalnie sterowanego B-16. Prezento- AD REM 4/2008 archeologia wane tu fotografie grodzisk mazowieckich znajdujących się w Proboszczewicach, pow. płocki (il. 1) i w Błoniu, pow. warszawski zachodni (il. 2-3) ukazują mnogość informacji jakie można uzyskać podczas pojedynczych lotów modelu. W Proboszczewicach doskonale widoczne są (dzięki różnicy w wegetacji roślin) ślady zniwelowanego już olbrzymiego wału otaczającego gród, w postaci pasma ciemniejszej zieleni w miejscu dawnej fosy. Zauważyć można także, jak roślinność rozprzestrzenia się na całym niemal obszarze ziemnego nasypu, wypełniając majdan. Na skraju fotografii (po lewej stronie), w miejscu gdzie pozostały jeszcze resztki obronnego nasypu, widać wyraźnie postęp degradacji, poprzez wybieranie piasku przez miejscową ludność. Lotnicza dokumentacja grodziska w Błoniu, wykonana w dwóch różnych sezonach także pozwoliła przyjrzeć się kompletnie zniwelowanym wałom. Na fotografiach uchwycono nie tylko wyróżniki glebowe czy roślinne, ale także kontekst krajobrazowy grodu. Nie bez przyczyny osłaniały go podwójne fortyfikacje tylko od strony południowej. Po północnej stronie grodziska rozciągało się bowiem bagno lub teren bardzo podmokły, zalewany przez wody rzeki Utraty, co widać na fotografiach. Wykorzystanie modelu samolotu zdalnie sterowanego, jako instrumentu służącego dokumentacji stanu zachowania stanowisk o własnej formie krajobrazowej pozwala na pozyskanie informacji z trzech różnych źródeł - fotografii lotniczej, obserwacji i fotografii naziemnej. Tego typu technika byłaby sprawnym uzupełnieniem rutynowej pracy konserwatorskiej. Upowszechnienie jej pozwoliłoby na zaangażowanie w ochronę zabytków także osób prywatnych. W Polsce istnieje wiele stowarzyszeń modelarskich a także miłośników, którzy z powodzeniem byliby w stanie współpracować ze służbami konserwatorskimi i archeologami, a także propagować świadomość powszechnej odpowiedzialności za dziedzictwo archeologiczne. Dzięki wykorzystaniu potencjału bezzałogowych platform latających, między innymi modeli samolotów, zdjęcia lotnicze mają szansę stać się bardziej dostępne. Poszukiwanie nowych dróg rozwiązań i niekonwencjonalnych metod pozyskiwania informacji powinny stanowić dla badaczy drogowskaz działań, w przypadku gdy dotychczasowe utarte szlaki byłyby nieosiągalne. AD REM 4/2008 il. 1. Zewnętrzny rozorany wał grodziska w Proboszczewicach. Strzałki wskazują ślady wału i fosy (fot. M. Gąsiński) il. 2. Grodzisko w Błoniu. Strzałki wskazują miejsce, gdzie uwidocznił się zniwelowany wał w wyróżnikach glebowych (fot. M. Gąsiński) il. 3. Grodzisko w Błoniu. Strzałki wskazują drugi zniwelowany wał widoczny w wyróżnikach wegetacyjnych i glebowych (fot. M. Gąsiński) 10 historia W poszukiwaniu zapomnianych miast Cyrenajki dr Monika Rekowska-Ruszkowska „Wśród pustyni, znajduje się kraj obfity w źródła, które użyźniają doliny i wzmagają nieustannie siłę najpiękniejszego roślinienia. [To] Pentapola, dolina skropiona przez 360 strumieni, i niegdyś kwitnącemi okryta miastami. (…) Ona to użyczyła poetom dawnym tych pięknych obrazów i zajmujących powieści”1. Cyrenajka, kraina we wschodniej Libii, rozsławiona m.in. dzięki lekturze Herodota jako kraina żyzna i przyjazna do życia, obfitująca w drogocenną dla starożytnych roślinę sylfium, w okresie poantycznym, od VII w., gdy cała Libia znalazła się najpierw pod panowaniem arabskim, a później we władaniu Porty Otomańskiej, właściwie zginęła w pomroce dziejów. Podczas gdy starożytne krainy w Azji Mniejszej, w Egipcie i w innych rejonach Śródziemnomorza były po kolei odkrywane, to jeszcze w 1827 r. polskie czasopismo „Kolumb” donosiło, że „nie ma okolicy świata, coby tak zupełnie uległa zapomnieniu, jak ta co zajmuje wybrzeże między Trypolis i Egiptem”. To opóźnienie w poznawaniu Cyrenajki było wynikiem izolacji i niedostępności krainy, do której niezwykle trudno było się dostać, mimo odległości zaledwie 1000 km od Aten czy Aleksandrii. Od strony Morza Śródziemnego dostęp utrudniali libijscy i algierscy korsarze, porywający statki i ich pasażerów w niewolę (o czym wspomina już Jan Potocki w „Podróży do Cesarstwa Marokańskiego” w 1791 r.). Od strony lądu zagrożenie stanowiły wrogie nomadzkie plemiona, które nigdy się nie podporządkowały władzy Porty Otomańskiej. Obszary pustyni libijskiej stanowiły dla podróżników europejskich przeszkodę trudną do przebycia - podróże trwały wiele tygodni i bywały niebezpieczne, o czym świadczyć może historia tragicznie przerwanej pierwszej pruskiej ekspedycji naukowej do Egiptu i Libii (1820) pod przewodnictwem Heinricha von Minutoli, który zamierzał dostać się do Cyrenajki od strony Egiptu. Niestety, u stóp góry Catabathmus (mniej więcej w połowie drogi z Egiptu) uczestników wyprawy zaatakowano, mocno poturbowano, a śmierć jednego z nich ostatecznie zadecydowała o natychmiastowym powrocie (zob. „Podróż Henryka Barona Minuttoli do Świątyni Jowisza Ammońskiego w puszczy Libijskiej i do wyższego Egiptu w latach 1820 i 1821”, Dziennik podróży lądowych i morskich 1, 1827, nr 3, s. 230249; 2, s. 17-35, 141-163). E.A. Porcher, R.M. Smith, Mapa Cyrenajki wraz z planami 5 miast, przez nich uaktualnionymi wg planów sporządzonych przez braci Beechey Dopiero w XVIII w. podróżowanie Europejczyków do Libii stało się łatwiejsze, a do Europy zaczęły napływać wiadomości o zapomnianych miastach Pentapolis, Związku Pięciu Miast, które stanowiły: Eusperides/Berenike (współ. Benghazi), Kyrene (współ. Shahat), Apollonia, Teuchira/Arsinoe (współ. Tokra) oraz Ptolemais (współ. Tolmeita), która zastąpiła w tym związku Barkę (współ. El Merg). Wszyscy ci, którzy przybywali do Cyrenajki zaczynali swój pobyt od Benghazi, centrum regionu. Mimo, iż osada została założona na ruinach antycznego miasta, w czasach nowożytnych pozbawiona była malowniczych ruin, natomiast wielu amatorów antyku podkreślało łatwość pozyskiwania tam zabytków: „Nad brzegiem morza, znajdują po każdej ulewie monety i inne kosztowne przedmioty, które mieszkańcy miasta Benghazi po każdej burzy starannie w ziemi wyszukują i Europejczykom w miejscu przedają”. Najważniejszym antycznym miastem, od którego pochodzi nazwa całego regionu była Kyrene zwana, ze Polskie cytaty pochodzą z artykułu „Wiadomości o Cyrenajce i mieście Cyrene zebrane z opisów podróży: kapitana Beechey, P. della Cella i J.R. Pacho osobno w różnych czasach odbytych”, Kolumb. Pamiętnik opisom podróży lądowych i morskich poświęcony, 1829, nr 26, s. 57-68. 1 11 AD REM 4/2008 historia względu na liczne pozostałości architektury greckiej, afrykańskimi Atenami. „Widok Cyrene wynagradza podróżnemu wszelkie trudy jakich w podróży doznał. (...) W mieście i w okolicach jego dają się widzieć dobrze zachowane posągi, szczątki ozdób pałacowych oraz ruiny rozległych domów. Najznakomitszem jednakże miejscem w Cyrenie jest Necropolis albo miasto zmarłych”. Przy okazji pobytu w Kyrene, zjeżdżano też starożytną jeszcze drogą do portu, pobliskiej Apollonii, gdzie pozostałe ruiny murów miejskich, portu i domów były dowodem dawnej świetności. F.W. Beechey, H.W. Beechey, Widok jednej z nekropoli w Kyrene Do Kyrene można było dostać się z Benghazi skrótową droga lądową (drogą przez Barkę) lub przynajmniej częściowo wybrzeżem, zwiedzając pozostałe ośrodki leżące nad brzegiem morza. Zatem prawie wszyscy podróżnicy, którzy przebywali w Cyrenajce decydowali się na podróż drogą, która „prowadzi na zwaliska Teuchiry i Ptolemaidy [Ptolemais]. Widzieć tam można pomniki znakomite starożytności i bardzo pięknie zachowane marmury”. Pierwszym znanym z imienia europejskim podróżnikiem w Cyrenajce był francuski konsul Claude Lemaire, w relacji którego pojawiły się zdawkowe informacje na temat Kyrene. Kolejni podróżnicy - James Bruce, Granger, Agostino Cervelii - pozostawili po sobie kilka rysunków i garść niezbyt rozbudowanych obserwacji. Trzeba było czekać aż do początku XIX w. by zwiększyła się liczba podróżników po Cyrenajce. Intensyfikacja podróży związana była m.in. z powstaniem wielkich towarzystw geograficznych, które promowały eksplorację północnej i centralnej Afryki. W okresie pierwszych 25 lat XIX w. po Cyrenajce podró- AD REM 4/2008 żowało kilka osób, których relacje na wiele lat wyznaczyły pewien kanon wiedzy na temat regionu. Do tego wyselekcjonowanego grona należy m.in. młodziutki lekarz Paolo Della Cella (z Genui), który asystował wojskowej ekspedycji wysłanej do Cyrenajki w r. 1817. Jego relacja „Viaggio da Tripoli di Barberia alle frontiere occidentali dell’Egitto“, choć zwięzła stała się źródłem bardzo zajmujących wiadomości o Cyrenajce. Podróżnik kopiował m.in. inskrypcje, rejestrował zabytki oglądane w kolekcjach (m.in. u wice-konsula angielskiego w Benghazi), opisywał ruiny. Zwiedzał również Ptolemais, o którego zabytkach wyrażał się z dużym uznaniem. Doceniał nie tylko rozległość i bogactwo miasta, lecz i pojedyncze zabytki, wśród których szczególnie wyróżnił mauzoleum, ogromną cysternę oraz rostrę z pozostałościami mozaiki i stojącymi kolumnami. Mimo starań, brakowało mu czasu i wykształcenia, by móc dogłębnie studiować zwiedzany region. Jego relacja była jednak bardzo ceniona, natychmiast po wydaniu w 1819 r. przetłumaczona na języki obce oraz wznowiona podczas pierwszych lat okupacji Włochów i traktowana jako kompendium wiedzy o regionie. Sam Della Cella uznany został za inicjatora prac dokumentacyjnych w Kyrene i innych miastach regionu. Stawiany obok niego jako prawdziwy pionier badań w Cyrenajce jest Francuz Jean-Raimond Pacho. W listopadzie 1824 r. rozpoczął wyprawę, pod auspicjami Société de Géographie w Paryżu, dobrze wyposażony zarówno w źródła historyczne jak i narzędzia do przeprowadzania badań archeologicznych. Zbadał wszystkie miasta Cyrenajki, pozostawiając m.in. najlepsze i najbardziej precyzyjne świadectwo ruin Kyrene, przed rozpoczęciem tam systematycznych wykopalisk. Po powrocie do Francji przygotował do druku publikację „Relation d’un voyage dans la Marmarique, la Cyrenaïque et les oasis d’Aujelah et de Maradèh accompagnée de cartes géographiques et topographiques et de planches représentant les monuments de ces contrées” (1827) w dwóch tomach, z czego jeden stanowił album 100 plansz, na których zostały zarejestrowane zabytki architektury, dziś już nierzadko zupełnie zniszczone. W ten sposób praca Pacho stała się doskonałym źródłem informacji o tym regionie na przeszło 150 lat. Jego podróż i relacja odbiła się szerokim echem w Europie, czego ślady odnaleźć można we współczesnym 12 historia czasopiśmiennictwie, zarówno francuskim jak i zagranicznym. Wśród wczesnych badaczy Cyrenajki na szczególną uwagę zasługuje także praca braci Beechey - kapitana Brytyjskiej Admiralicji Fryderyka Williama oraz architekta Henry’ego Williama, którzy w latach 1821-22, na zlecenie brytyjskiego rządu odbyli podróż z Trypolisu do Derny, szczegółowo ewidencjonując wszystkie zwiedzane po drodze nadbrzeżne miasta. W rezultacie ich podróży, w Londynie (1828) ukazała się publikacja „Proceedings of the Expedition to Explore the Northern Coast of Africa from Tripoli Eastward” okryta sławą najbardziej wyczerpującej pracy o Cyrenajce. Bracia bardzo dokładnie zwiedzili wszystkie miasta Pentapolis, następnie dokładnie je opisali. Zawitali również do Ptolemais, którego sporządzili dokładny plan z opisem, będący wynikiem kilkudniowej prospekcji, choć niejednokrotnie przy opisach wyrażali konieczność przeprowadzenia wykopalisk dla ustalenia funkcji poszczególnych budynków, ich planu i datowania. Niezliczone ich uwagi znakomicie uzupełniają rysunki zabytków w Kyrene, Teuchirze i Ptolemais, choć niestety tylko kilkanaście z nich zostało opublikowanych, pozostałe przechowywane są w archiwach (m.in. British Museum). Od połowy XIX w. została otwarta droga do dalszych poszukiwań archeologicznych w Cyrenajce, które jednak aż do XX w. miały raczej epizodycznych charakter, co więcej polegały raczej na rabowaniu cenniejszych obiektów, niż na ich rejestracji i systematycznych badaniach. Najczęstsze wzmianki o tego typu aktywności dotyczą Kyrene oraz Benghazi, miast gdzie swe siedziby mieli przedstawiciele dyplomatyczni europejskich mocarstw i to właśnie francuscy oraz angielscy dyplomaci słynęli ze szczególnego zainteresowania pozyskiwaniem zabytków. J. Vattier de Bourville, francuski wice-konsul podejmował prace wykopaliskowe dla pozyskania zabytków dla Luwru i Cabinet des Médailles, zaś George Dennis dla British Museum. Taki sposób pozyskiwania obiektów, który niejednokrotnie niósł za sobą zniszczenia zabytków, oceniali jako wandalizm kolejni podróżnicy - Anglik James Hamilton oraz dwaj niemieccy badacze Heinrich Barth (1846) oraz Gerhard Rohlfs (1870). Z ogromną dezaprobatą wyrażali się o dewastacji istniejących jeszcze budowli, m.in. Siedziby Duxa w Ptolemais, 13 skąd skuto trzy wielkie płyty z Edyktem Anastazjusza (obecnie w Luwrze). J.R. Pacho, Plac Cystern w Ptolemais Z konkretną misją przybyli do Cyrenajki w 1860 i 1861 r. wysłani przez rząd brytyjski - kapitan Robert Murdoch Smith i komandor Edwin Augustin Porcher. Głównym celem ich wyprawy były wykopaliska w Kyrene, skąd wysłali do British Museum m.in. ok. 148 rzeźb i fragmentów oraz 33 inskrypcje. Podróżowali też po okolicy, zwiedzali m.in. Apollonię, Tokrę i Ptolemais. Z wycieczki tej pozostał kilkustronicowy opis ruin i pięć plansz przedstawiającymi zabytki miasta. Pod koniec XIX i na samym początku XX w. w Cyrenajce pojawiali się kolejni podróżnicy europejscy, wśród których byli zarówno zwyczajni turyści (Allison V. Armour), poszukiwacze przygód (Manfredo Camperio), wysłannicy zagranicznych towarzystw geograficznych i ekonomicznych (Giuseppe Hainmann, Giacomo di Martino), jak i badacze (Oric Bates, Richard Norton, D.G. Hogarth, J.W. Gregory) czy dziennikarze (Henri Méhier de Mathuisieulx). Pojawiające się później w prasie codziennej lub w specjalistycznych czasopismach (np. Bolletino della Società Geographica Italiana, Monthly review, Tour de monde, The Geographical Journal, Bulletin of the Archaeological Institute of America) artykuły odbijały się szerokim echem w Europie wzmagając apetyt na poznawanie Cyrenajki. Jednak wraz z napięciami międzynarodowymi na początku XX w., Porta Otomańska powstrzymała dalsze próby eksploracji regionu, słusznie się obawiając, że są one jedynie przykrywką dla dążeń ekspansjonistycznych. Nowy etap badań, już prawdziwie archeologicznych, zaczął się po 1912 r. gdy zgodnie z ustaleniami Traktatu z Lozanny Libia została oddana we władanie Włoch, ale to już zupełnie inna historia … AD REM 4/2008 artes Recepcja doryki greckiej w architekturze polskiej w 2 połowie XVIII i na początku XIX w. Patrycja Kubiak Fryderyk August Moszyński pisał tak o świątyniach w Paestum: ”Świątynie te mogą pochwalić się tylko starożytnością (…) są to kształty nieprzyjemne, spłaszczone i pozbawione wszelkich proporcji; a jednak jestem rad zobaczyć narodziny pięknej architektury, jej szlachetnej prostoty”. Możliwe, że umieszczając pośród gęstych drzew parku natolińskiego małą świątynię o surowych doryckich kolumnach, próbowano stworzyć podobne wrażenie. Taki układ kompozycyjno-przestrzenny nasuwa skojarzenie z rozważaniami na temat sztuki ogrodowej, jakie snuł Louis-René Girardin. Projektant ogrodu w Ermenonville zalecał odpowiednie dopasowywanie kształtu budowli do charakteru miejsca i sposobu jej ekspozycji, w zależności czy miała być ona oglądana głównie z daleka, czy z bliska. Ponadto spośród porządków klasycznych, za najkorzystniejszy do zastosowania wśród zieleni, uwa- AD REM 4/2008 żał on porządek dorycki. Świątyńka dorycka w Natolinie (il. 1) jest ważnym elementem kompozycji przestrzennej parku krajobrazowego, tworzonego od 1806 r. przez Aleksandra Potockiego, który „kazał tutaj wznieść małą kopię świątyni Festum”. Świątynia ta powstała w latach 1834-38 według projektu Henryka Marconiego jako parkowy pawilon dekoracyjny, który nie pełnił funkcji użytkowej. Budowlę wzniesiono w formie greckiego peripterosu (heksastylos). Na stylobacie ustawiono żłobkowane kolumny o trzonach bez entasis, belkowanie składa się z gładkiego architrawu oraz fryzu tryglifowo-metopowego i gzymsu, powyżej którego znajduje się trójkątny naczółek. Realizacja natolińska jest być może punktem kulminacyjnym recepcji doryki greckiej w architekturze polskiej. Zjawisko to narodziło się w związku z od- il. 1. Pawilon w formie świątyni doryckiej w parku natolińskim (fot. P. Kubiak) 14 artes kryciami archeologicznymi, czemu wtórowały dążenia arystokracji do zakładania parków romantycznych, w których to pawilony w formie świątyń antycznych były popularnym motywem. Dla tych doryckich budowli inspiracją były najczęściej Partenon, świątynia Apollina w Koryncie czy ruiny w Delfach i Olimpii. Jednak te zabytki były w owym czasie trudno dostępne. Co prawda wiedza na temat tych obiektów była rozpowszechniana już w XVII w. poprzez wydawnictwa ilustrowane, wspomnienia z podróży do Grecji, ale przełomem było odkrycie doryckich świątyń w 1746 r. przez architekta Mario Gioffredi na terenie południowej Italii i na Sycylii. Poznanie porządku doryckiego w redakcji greckiej „dało w ręce klasycystów doby Oświecenia nowe narzędzie artystyczne: proporcje surowe, ciężkie i dostojne” - jak pisał Jan Białostocki. Masywne, żłobkowane kolumny doryckie bez baz zostały przyswojone przez niektóre środowiska europejskie. Kolumna dorycka szokowała architektów akademickich i stała się w latach 70. XVIII w. przedmiotem kontrowersji. Rozgorzał spór między zwolennikami porządków rzymskich, obowiązujących od swego odrodzenia w XV w., a młodą generacją twórców wykorzystujących greckie, „barbarzyńskie” formy do burzenia konwencji barokowego klasycyzmu. Prawdopodobnie pierwszą polską realizacją z zastosowaniem stylu doryckiego w redakcji greckiej była kolumnada zaprojektowana przez Szymona Bogumiła Zuga dla Izabeli z Flemingów Czartoryskiej. Sztuczna ruina w formie czterech kolumn doryckich została wzniesiona na terenie parku powązkowskiego na początku lat 70. XVIII w. Natomiast pierwszą budowlą monumentalną był kościół Ewangelicki w Warszawie, zaprojektowany przez tego samego architekta w latach 1777-1781. Obiekt ma - jak to podkreślają badacze - prawidłowo klasycznie uformowany portyk w porządku doryckim greckim (il. 2). Zug zaprojektował również około 1781 r. pałac dla Kazimierza Poniatowskiego na Górze. Gmach został specyficznie usytuowany na zboczu wąwozu, gdzie reprezentacyjne wejście prowadziło od strony zagłębienia przez galerię kolumnową w porządku doryckim. Przykładem użycia porządku doryckiego we wnętrzach pałacowych są reprezentacyjne sienie w rezydencjach warszawskich. W pałacu Tyszkiewiczów dwie pary kolumn doryckich oddzielają sień od schodów jednobiegowych, które są 15 il. 2. Dorycki portyk kościoła Ewangelickiego w Warszawie (fot. P. Kubiak) oświetlone wielkim, umieszczonym w górnej części oknem typu weneckiego. Trudno znaleźć jedną zasadę, która wyjaśniłaby użycie tego porządku w budynkach o różnym przeznaczeniu. Świątynie doryckie traktowano jako skarbnice nowych motywów i elementów, łatwych do przetwarzania i stosowania w budynkach o różnorodnej funkcji. W ogrodach krajobrazowych uzupełniały one program ideowy, towarzysząc pawilonom o gotyckim czy chińskim kostiumie, zaś w obrębie architektury monumentalnej nurtu klasycyzującego doryka konkurowała z dobrze znanymi, bardziej dekoracyjnymi porządkami. Najlepiej podsumowuje to Johann Wolfgang Goethe w swym dzienniku z wyprawy do Paestum: „My, sposobem patrzenia, a przez to i całą swą istotą, nastawieni jesteśmy na architekturę o smuklejszych proporcjach i za nią się opowiadamy; sprawia to, że natłok brył zwalistych, stożkowatych kolumn wydaje się nam przykry, a nawet straszny”. Mimo to możemy dziś oglądać znakomity fronton w porządku doryckim gmachu Dyrekcji Okręgowej Polskich Kolei Państwowych wzniesiony według projektu Mariana Lalewicza w latach 1927-1930. Ta realizacja pokazuje, że doryka grecka spotkała się także z recepcją w architekturze polskiej w XX w. AD REM 4/2008 artes „Uczci ten gaik święty nasz prawnuk daleki” O motywach słowiańskich w programie ideowym założenia parkowego Gucin-Gaj Piotr Sypczuk W latach 1817-21 Stanisław Kostka Potocki urządził na terenie dawnej posiadłości dworskiej w Służewie jedną z wilanowskich rezydencji filialnych. Nowopowstałe założenie nazwano Gucinem, na cześć ukochanego wnuka Augusta, pieszczotliwie zwanego Guciem. Po śmierci hrabiego w 1821 r., wdowa po nim Aleksandra w dolnej części posiadłości utworzyła Gaj, czyli park-pomnik upamiętniający wybitnych braci - Stanisława Kostkę i Ignacego. Zgodnie z zamierzeniem fundatorki, Gucin-Gaj miał być miejscem, do którego będą mogli przybywać rodacy, aby dać publiczny wyraz wdzięczności wobec wybitnych mężów stanu. Jedną z takich uroczystości wspomina w swym pamiętniku Eustachy Marylski, przytaczając okazjonalny wierszyk Szymona Kassjanowicza, którego ostatnie wersy brzmiały: „(...) Uczci ten gaik święty nasz prawnuk daleki. W nim pamięć Potockiego będzie trwać na wieki”. Warto zwrócić uwagę, że w cytowanym powyżej utworze pamiątkowy park został określony jako „święty gaik”. Koncepcja Gaju-pomnika, poprzez swą nazwę oraz formę, odwoływała się bowiem do pradawnej, pogańskiej tradycji zakładania świętych gajów. Zabieg skojarzenia założenia parkowego z zespołem drzew poświęconych bóstwom lub herosom, pozwolił dodatkowo zaakcentować szczególną rangę tego miejsca. W warunkach porozbiorowych w świadomości społecznej naród zaczęto utożsamiać ze świętością, podobnie pomnik o wymowie narodowej nabrał charakteru przestrzeni sakralnej. Taka postawa wynikała z pragnienia ocalenia i utrwalenia poczucia własnej tożsamości, te same pobudki spowodowały wzmożone zainteresowanie historią Polski, co wywarło niepośledni wpływ na kulturę i sztukę. Powyższa idea znalazła wyraz w tworzonych wówczas kolekcjach pamiątek i zabytków rodzimych, dostrzegano także potrzebę upowszechniania wiedzy na temat dziedzictwa kulturowego wśród narodu polskiego. Taka myśl przyświecała również Sta- AD REM 4/2008 nisławowi Kostce Potockiemu, warto przypomnieć, że w 1819 r. ówczesny minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego podjął decyzję o przygotowaniu do druku dzieła pt. „Monumenta Regum Poloniae Cracoviensia”. Celem publikacji było wprowadzenie do świadomości społecznej nieznanych dotychczas szerzej zabytków o wyjątkowej wymowie ideowej. W dniu 1 października 1821 r. (na dzień przed założeniem Gaju) ukazał się prospekt, który podawał szczegółowe dane na temat tego unikatowego wydawnictwa. Znamienne, że na karcie tytułowej publikacji o pamiątkach narodowych postanowiono umieścić kopce Wandy i Krakusa. Fakt wyeksponowania prehistorycznych zabytków wymownie świadczy o nowej postawie wobec zamierzchłych, wręcz legendarnych dziejów Polski. W związku z rosnącym zainteresowaniem początkami naszego państwa, w kręgu Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk podjęto badania naukowe nad pradziejami narodowymi. Postulowało potrzebę prowadzenia prac nad ludowymi podaniami i pieśniami, celem wyodrębnienia z nich reliktów prasłowiańskich, pojmowanych jako cenna zdobycz kultury narodowej. Realizowano także programy badań historycznych, a wśród licznych prac wspomnieć należy rozprawy Wawrzyńca Surowieckiego („Rozprawa o sposobach dopełnienia historyi i znajomości dawnych Słowian”) czy Krzysztofa Wiesiołowskiego („Rozprawa o starożytnościach Religiynych Słowian pierwszych Mieszkańców Polski”). W ówczesnym rozumieniu słowiańskie korzenie świadczyły o bogactwie tradycji i „starożytności” narodu polskiego. Pasję poznania czasów najdawniejszych podzielali również Ignacy i Stanisław Kostka Potoccy, którzy zresztą byli czynnymi działaczami Towarzystwa. W zbiorach bibliotecznych obu braci najliczniejszą grupę stanowiły dzieła z zakresu historii, wśród których wymienić można m.in. kroniki Galla, Kadłubka oraz Długosza. Na przełomie pierwszego i drugiego dziesięciolecia XIX w. w Bibliotece Wilanowskiej zatrudniono 16 artes Wincenty Kasprzycki, Widok Gucina Hipolita Kownackiego, którego zadaniem było uporządkowanie i opracowanie rękopisów ze zbiorów Potockich. Dostęp do cennych materiałów, rozbudził zainteresowania historyczne oraz ambicje naukowe bibliotekarza. W 1821 r. mianowano go członkiem przybranym Towarzystwa (TWPN), które prowadziło prace nad edycjami średniowiecznych rękopisów. W ciągu kolejnych lat Kownacki przetłumaczył, opatrzył komentarzami, a także opublikował kilka kronik, m.in. dokonał pierwszego tłumaczenia na język polski dzieła Galla. Prace tego badacza spotkały się z surową oceną ówczesnych uczonych, którzy zarzucali mu braki warsztatowe i bezkrytyczny stosunek do źródeł. Mimo to jego działalność dosadnie świadczy o chęci poznania odległej przeszłości, a także próbie wydobycia z niej śladów autentycznej tradycji przedchrześcijańskiej. Stanisławostwo Potoccy zapewne dobrze znali prace Kownackiego, którego można zaliczyć do grona ludzi z ich najbliższego otoczenia. Wśród bliskich współpracowników Potockich należy wymienić również Chrystiana Piotra Aignera, który od końca pierwszego dziesięciolecia XIX w. aktywnie udzielał się w Towarzystwie (TWPN). Najważniejsze znaczenie dla działalności naukowej tego architekta miała rozprawa „O świątyniach u Starożytnych i o Słowiańskich”, w której zawarł m.in. wyniki pionierskich badań nad słowiańskim budownictwem. W toku wywodów autor wymienił liczne świątynie pogańskie, które określa terminem „Gon- 17 ciany”, powołując się przy tym na obszerną literaturę przedmiotu. Praca stanowi świadectwo szerokich zainteresowań Aignera, który w swych rozważaniach uwzględnił wiele kultur starożytnych. Autor zawarł w pracy także spostrzeżenia na temat różnych form miejsc kultowych, stwierdzając że pierwotnie „(...) ludy czciły swych bogów w poświęconych gaiach. Lasy, owszem bory i gęstym drzewem zarosłe miejsca, gdzie święte cienie wrażały uszanowanie, i w rozmyślaniach pogrążały duszę, miano za nayzdatnieysze do wzbudzania ku nabożeństwu”. Rozprawa została wysoko oceniona w środowisku naukowym, ale warto też spojrzeć na nią w kontekście rodzącego się romantyzmu polskiego. Aigner w swej pracy dowodził, że w dawnych obrzędach kultowych istotną rolę odgrywała przyroda, a Słowianie otaczali wielką czcią drzewa, które sadzili wokół gontyn lub tworzyli wyodrębnione zespoły drzew, zwane świętymi gajami. Właśnie w takiej atmosferze kultu najdawniejszej przeszłości, zrodziła się idea stworzenia Gaju-pomnika, który nawiązywał do rodzimych tradycji przedchrześcijańskich. Ponadto w rozumieniu twórców pamiątkowego parku, stanowił on rodzaj klamry, która spajała zamierzchłą przeszłość z teraźniejszością. Stworzenie takiego powiązania miało istotne znaczenie, bowiem przyczyniało się do poznania, a także dowartościowania dorobku kulturowego, co pozwalało trwać i budować przyszłość narodu. AD REM 4/2008 artes Rezydencja Bąków herbu Zadora w Bąkowej Górze Piotr Lasek Siedziba Bąków w Bąkowej Górze od dawna budziła zainteresowanie badaczy, jednakże przed przeprowadzeniem badań terenowych (M. Głosek w latach 1983-1987) stan wiedzy o tym intrygującym zabytku był znikomy, a nawet pojawiały się sprzeczne ze sobą poglądy co do chronologii obiektu. Wykopaliska oraz analiza architektoniczna przyniosły odkrycie reliktów wcześniejszej budowli drewnianej na kopcu oraz potwierdzenie późnośredniowiecznej metryki dworu. Badania zachowanej substancji zabytkowej dały też podstawę do rekonstrukcji planu oraz układu przestrzennego obiektu. Zabytek usytuowany jest na cyplu wysoczyzny nadpilickiej, na wschodnim zboczu Bąkowej Góry, ok. 300 m na północny-wschód od centrum wsi. Posadowiony został na rzucie czworoboku zbliżonego do trapezu (13,70 x 14,40 x 30,0 x 32,10 m), grubość murów w partii przyziemia wynosi 3,40-3,90 m. Na osi wschód-zachód znajdują się dwa ryzality, zachodni z nich mieścił zapewne schody, a wschodni prawdopodobnie wejście do budynku, umiejscowione na wysokości pierwszej kondygnacji. W środkowej części ściany północnej oraz w narożnikach: północno-wschodnim, północno-zachodnim i południowo-wschodnim budynek wzmocniono szkarpami. W najniższej kondygnacji zachował się podział na trzy izby: północną o kubaturze 41,50 m², środkową 54,0 m², południową 54,0 m². Od północy, zachodu i wschodu otaczały budowlę wały kamienno-ziemne (częściowo zachowane), najprawdopodobniej poprzedzone suchą fosą. Niemal równolegle z rozwojem badań nad rezydencją Bąków herbu Zadora prowadzone były studia (A. Szymczakowej i W. Bukowskiego) nad genealogią i losami tegoż rodu, które dostarczyły wielu ważnych wiadomości, uzupełniających w istotny sposób pracę archeologów. W świetle tychże badań za fundatora opisanej wyżej budowli można by uznać Zbigniewa Bąka starszego (kasztelana rozpierskiego w latach 1411-1434) lub jego syna Zbigniewa Bąka młodszego (kasztelana małogoskiego od 1462 r., później również kasztelana rozpierskiego w latach 1467-1472). Pomimo prowadzonych prac badaw- AD REM 4/2008 czych nad siedzibą pańską w Bąkowej Górze, wciąż nie rozwiązano wielu ważnych problemów. Wykopaliska nie dały bowiem żadnych danych na temat otoczenia samej rezydencji, która w 1489 r. miała się składać m.in. z „domu starego”, „domu większego” i „fortalitium seu turris”. Nie rozpoznano również obwodu obronnego w postaci potężnych wałów. Pewne wątpliwości może budzić także próba rekonstrukcji Rezydencja Bąków herbu Zadora w Bąkowej Górze pierwotnej bryły dworu. M. Głosek przedstawił go jako prosty, piętrowy budynek, pozbawiony niemal cech obronnych i umieszczony w otoczeniu oderwanym od realiów Bąkowej Góry. Jednocześnie autor sugeruje, iż dochodząca do 3,90 m grubość murów świadczyć może o istnieniu więcej niż dwóch kondygnacji. Powołuje się przy tym na przykład budowli w Bydlinie, Gorlicach i Janowiczkach (Janowicach), z których dwie ostatnie również należały do rodu pieczętującego się herbem Zadora – Karwacjanów. Próbę wyjaśnienia niektórych poruszonych wyżej niejasności podjął L. Kajzer, który wskazuje osobę Zbigniewa Bąka starszego jako fundatora zamku, jednocześnie zaznaczając, iż najprawdopodobniej nie ukończył on przed swą śmiercią rozpoczętej inwestycji, którą sfinalizował w 2 połowie XV w. Zbigniew Bąk młodszy. Poszukując analogii dla rezydencji Bąków-Zadorów, autor wskazuje na wieże mieszkal- 18 artes no-obronne z terenów Polski (Melsztyn, Pińczów), Czech (Vitkův Hrad, Točnik, Karlstejn), a przede wszystkim zaś na krąg realizacji z terenów Pomorza (Drawno, Krąg, Maciejewo, Płoty), północnych Niemiec (Wendhausen, Gatersleben) i Skandynawii (Torpahus, Scheglerschloss i Hammershus w Danii, Glimmingenhus w Szwecji). Ogromne znaczenie autor przypisuje tu dwóm poświadczonym historycznie podróżom dyplomatycznym kasztelana rozpierskiego do duńskiego króla Eryka VII. To właśnie wówczas miałby zostać powzięty przez Zbigniewa Bąka Rekonstrukcja bryły budowli z 2 połowy XV w. Widok od północnego-zachodu (wg P. Laska, rys. J. Lasek) starszego zamysł stworzenia rezydencji, podobnej do obserwowanych przezeń wieżowych siedzib duńskiej elity feudalnej. L. Kajzer zwraca też uwagę, iż monumentalna koncepcja bryły wieży-pałacu mogła być odbiciem ambicji i pychy, obracającego się w ścisłej czołówce politycznej swego czasu Bąka. Wskazuje na to ogromna kubatura budowli i rozmach inwestycji, posiadającej niewiele analogii w rodzimej architekturze. Sama bryła rezydencji została według L. Kajzera tak zaprojektowana, aby jej zachodnia, widoczna od strony szlaku komunikacyjnego fasada, była o 2 m szersza (a więc bardziej reprezentacyjna) od elewacji wschodniej. Autor rekonstruuje budowlę jako 3-4 (a może nawet 5) kondygnacyjny donżon, osiągający wysokość nawet do dwudziestu kilku metrów, kryty dwuspadowym dachem. W zachodnim ryzalicie 19 sugeruje istnienie schodów, wschodni miałby pełnić funkcję wieżyczki strzelniczej. Koszty inwestycji w Bąkowej Górze L. Kajzer szacuje na ponad 4.000 grzywien. Tak znacznej inwestycji dziedzice Bąkowej Góry mogli podołać ze względu na długi, liczący być może nawet do 20 lat, proces budowlany. Przyjmując za L. Kajzerem wariant w którym to Zbigniew Bąk młodszy kończy rozpoczęte przez ojca dzieło, można pokusić się o jeszcze jedną próbę rekonstrukcji bryły budowli. Taka wersja wydarzeń wydaje mi się bardzo prawdopodobna, jako że realizacja ambicji politycznych Zbigniewa Baką starszego (jakże przecież kosztowna) nie szła w parze z szybkim wzrostem jego fortuny rodowej (tak jak to miało miejsce w przypadku politycznego protektora Bąka, biskupa Zbigniewa Oleśnickiego). Być może w chwili, kiedy Zbigniew Bąk był na łożu śmierci, budowa jego rezydencji była w fazie gromadzenia materiałów i prac ziemnych, co zresztą stanowiło jedną z najbardziej kosztownych części całego procesu budowlanego. Co prawda trzeba tu nadmienić, iż sytuacja Bąkowej Góry była niejako wyjątkowa, gdyż w bezpośredniej jej bliskości znajdowały się wychodnie odpowiedniego kamienia, co rozwiązywało w pewnej mierze problem niedostępności i wysokich cen materiałów, jak też kłopoty związane z kwestią ich transportu na większe odległości. Wciąż aktualny musiał jednak pozostawać problem warsztatu, który przy długim procesie realizacji inwestycji zapewne musiał się często zmieniać. Powodowało to zapewne dłuższe lub krótsze przerwy technologiczne w budowie, co znalazło nawet swój wyraz w zachowanych murach zabytku. Zespół muratorów działający w Bąkowej Górze, z jednej strony musiał posiadać odpowiednie doświadczenie związane ze wznoszeniem w trudnym, wyniosłym terenie budowli o tak znacznej kubaturze. Z drugiej jednak strony różnice w długości elewacji wschodniej i zachodniej (które L. Kajzer widzi jako celowe działanie budowniczych w celu zwiększenia efektu wizualnego) mogą być również dowodem pewnych niedociągnięć kunsztu budowlanego owych muratorów. Jeśli więc to Zbigniewowi Bąkowi młodszemu przypadło w udziale dokończenie dzieła poprzednika, kiedy w takim razie mógł tego dokonać? Skąd mógł czerpać ewentualne inspiracje? Wydaje mi się, AD REM 4/2008 artes iż mogły tu zadecydować doświadczenia wyniesione z jego podróży na Węgry. Obecność Zbigniewa Bąka w Budzie jest bowiem poświadczona źródłowo. Wziął on też udział w wyprawie wojennej Władysława III, z której jednakowoż powrócił przed feralnym starciem pod Warną w 1444 r. Pobyt na Węgrzech, jak też udział w działaniach wojennych przeciw Turkom, nie tylko okryły Zbigniewa Bąka sławą, ale zapewne dostarczyły też znacznych profitów majątkowych, skoro po powrocie do kraju bierze w zastaw część wsi Wola Chełmska i Przegorzały. Być może wówczas dopiero miał możność rozpocząć lub raczej dokończyć budowę rodowej siedziby. Może opromieniony blaskiem rycerskich przewag oraz wzbogacony na Węgrzech zgromadził odpowiednich fachowców i sprowadził ich do Królestwa dla finalizacji dzieła ojca. Mimo ogromnego zagrożenia ze strony Turcji i niepokojów wewnętrznych ruch budowlany na Węgrzech nie ustawał, także jeśli idzie o rozwój murowanych siedzib obronno-rezydencjonalnych węgierskiej szlachty. W XV w. pojawia się w architekturze tego rodzaju założeń (częściowo pod wpływem francuskim, lecz za pośrednictwem niemieckim, częściowo zaś poprzez wpływy architektury włoskiej) nowy typ siedziby pańskiej, będący połączeniem wieży mieszkalnej i piętrowego zazwyczaj pałacu. Wieża umieszczana bywa, co ciekawe, najczęściej na osi głównej fasady domu, posiadającego zazwyczaj trójdzielny układ pomieszczeń. Takie przykłady spotkamy choćby w Hédervárze, Simonyi, Devecser. Być może wzmianka z 1489 r. o „fortalitium seu turris” odnosi się właśnie do podobnego obiektu. Taką możliwość rekonstrukcji zasugerował autor monografii obiektu - M. Głosek, pisząc iż „(...) nie można wykluczyć, że ryzalit wschodni z głównym wejściem miał kształt wieży (...)”. W proponowanej przeze mnie próbie odtworzenia bryły budowli zdecydowałem się jednak nadać wieżowy charakter nie wschodniemu, a właśnie zachodniemu ryzalitowi. Ma to, moim zdaniem, uzasadnienie w usytuowaniu obiektu. Część zachodnia była bowiem, jak to zauważył L. Kajzer, najlepiej eksponowaną częścią budowli, widoczną z daleka dla przybyszów zbliżających się od strony doliny Pilicy do Bąkowej Góry. Stanowiła niejako architektoniczną „wizytówkę” całego kompleksu obronno-rezydencjonalnego. Być może z czasem mianem tego AD REM 4/2008 najbardziej reprezentacyjnego i okazałego elementu rezydencji Bąków zaczęto określać całość obronnego dworu w Bąkowej Górze – stąd wzmiankowane już „fortalitium seu turris”. Trudno określić bez żadnych wątpliwości, jak naprawdę wyglądała pierwotnie siedziba Bąków herbu Zadora i która z ukazanych powyżej możliwości rekonstrukcji jest prawdziwa. Nie posiadamy bowiem jak dotąd żadnych źródeł ikonograficznych, umożliwiających uprawdopodobnienie którejś z nich. Także przedstawione w niniejszym artykule dociekania i propozycje należy traktować tylko i wyłącznie jako ostrożne hipotezy. Zapewne dalsze badania przyczynią się do lepszego poznania obiektu w Bąkowej Górze, a także staną się przyczynkiem do szerszej dyskusji nad wymianą rozwiązań architektonicznych na terenie Europy Środkowo-Wschodniej, ich lokalnymi uwarunkowaniami oraz wpływem jaki miał na proces powstawania rezydencji obronnej jej fundator. Czytelnikom zainteresowanym badaniami nad rezydencją w Bąkowej Górze polecam następującą lekturę: M. Głosek, Dwór murowany w Bąkowej Górze, Łódź 1998; L. Kajzer, Czy Zbigniew Bąk mieszkał w prawdziwym zamku, Kwartalnik Historii Kultury Materialnej, LI, 2003, z. 3-4, s. 337-353; A. Szymczakowa, Dziedzice Bąkowej Góry w wieku XV, Rocznik Łódzki, XL, 1993, s. 119-148. Rekonstrukcja wschodniej elewacji budowli z 2 połowy XV w. (wg P. Laska, rys. J. Lasek) 20 mirabilia mundi Marae - polinezyjskie place zgromadzeń Maciej Marciniak Każda społeczność na świecie potrzebuje miejsca zgromadzeń. W starożytnej Grecji była nim agora, w Rzymie forum, zaś w miastach średniowiecznych rynek. Społeczność polinezyjska nazywała to miejsce marae (il. 1). Wznoszono je najczęściej na planie prostokąta konstruując niewielki okalający murek z otoczaków, bazaltu, tufu wulkanicznego lub płyt koralowca. Marae mogło mieć również formę platformy lub tarasu. Na atolach pochodzenia koralowego konstrukcje te były mniejsze, liczyły zaledwie kilka metrów długości i szerokości, a murek zastępowano krawężnikiem z płyt koralowca. Niekiedy trzeba było zrezygnować nawet z niego, wtedy zasięg placu wyznaczał koralowy żwir. il. 1. Marae z Wysp Towarzystwa Na jednym z krótszych boków wznoszono najważniejszy element całego założenia - ahu. Była to platforma, najczęściej piramidalna, składająca się z kilku stopni. To na niej ustawiano przedstawienia bóstw i składano ofiary, a w ich wnętrzu chowano najważniejszych członków społeczności. Na samym placu mogły znajdować się również inne 21 założenia, takie jak chata kapłana lub wodza, wieże ceremonialne, kamienne płyty przypominające dzisiejsze nagrobki, jednak pełniące funkcję oparć lub „miejsc odpoczynku” dla duchów, a także ołtarze ofiarne zwane ti’i. Mimo, że marae miały raczej niewielkie wymiary (ich dłuższy bok mierzył od kilku do kilkudziesięciu metrów), to zdarzały się wyjątki. Jednym z nich jest Marae Mahaiatea. Należy zaznaczyć, że jest to tylko jedna z wielu nazw nadawanych tej konstrukcji znajdującej się na Tahiti. Ahu znajdujące się w obrębie tego marae jest wyjątkowe ze względu na swój rozmiar. Obecnie obiekt znajduje się w stanie daleko posuniętej destrukcji ze względu na powszechny na świecie zwyczaj rozbierania dawnych konstrukcji przez miejscową ludność w celu pozyskania surowca. Ciężko jest dziś odtworzyć wygląd tego ahu ze względu na sprzeczności w opisach XVIII-wiecznych podróżników. Wiemy, że podstawa miała około 81 na 22 do 26 m, a wysokość miałaby sięgać od 13 do 15 m. Dane nie są zgodne nawet co do liczby stopni tej „piramidy”, będącej w rzeczywistości grobowcem kobiety-wodza, wzniesionym około 1767 r. Dlatego posłużę się jedną z zachowanych ilustracji tego marae, której autor przedstawił „piramidę” o dziesięciu stopniach (il. 2). We wnętrzu marae odbywały się wszystkie ceremonie ludów polinezyjskich, począwszy od obrzędów religijnych, poprzez pogrzeby, a skończywszy na przyjmowaniu gości. Najhuczniejsze uroczystości towarzyszyły ofiarowywaniu bóstwom pierwszych owoców, pogrzebowi wodza, a także ceremonii mianowania nowego. W ofierze składano głównie żywność, ptasie pióra i świnie. Zdarzało się jednak, że w czasie bardzo ważnego wydarzenia (jakim było np. poświęcenie nowego marae lub łodzi, mającej odbywać podróże oceaniczne) składano ofiarę z człowieka. Nie był to zwyczaj praktykowany na wszystkich wyspach i nie zdarzało się AD REM 4/2008 mirabilia mundi il. 2. Marae Mahaiatea to tak często, jak chcieliby tego amatorzy książek podróżniczo-przygodowych. Należy jednak pamiętać, że marae nie było tylko zwykłą konstrukcją użyteczności publicznej. W kamieniach, zwłaszcza węgielnym, magazynowana była moc mana. Termin ten w rozumieniu Polinezyjczyków oznaczał energię sprawczą, dzięki której człowiek jest w stanie dokonywać różnych rzeczy, zarówno tych zupełnie prostych (np. skonstruowanie narzędzia), jak i takich, których mogli dokonywać tylko wodzowie i kapłani (np. odprawianie ceremonii). Mana mogła być magazynowana w czaszce przodka, przedmiotach kultu, jak i w samym marae. Moc taka należała do właściciela danego przedmiotu czy konstrukcji. Tak więc place zgromadzeń nie należały do społeczności, ale do konkretnej osoby, rodziny lub „grupy zawodowej” (np. rybaków, budowniczych łodzi lub rzeźbiarzy). Przez wszechobecność mana w zasadzie wszystkie wykonywane czynności należały do strefy sacrum. Istniały różne typy marae, do najważniejszych należały tzw. marae międzywyspowe. Były one miejscami oceanicznych pielgrzymek. Ludność odwiedzała te budowle w celu pozyskania kamienia węgielnego pod nową konstrukcję, która miała AD REM 4/2008 powstać na ich wyspie. Najbardziej znanym marae jest Taputapu-atea (il. 3) na wyspie Ra’iatei w archipelagu Wysp Towarzystwa (Polinezja Francuska). Została ona wzniesiona ku czci nowego boga ‘Oro, który niedługo potem stał się głównym bóstwem w całym archipelagu, a także na niektórych wyspach poza nim. Stało się tak dzięki działalności stowarzyszenia arioi. Był to rodzaj organizacji religijnej i artystycznej, w której skład wchodzili kapłani i młodzież obojga płci, wywodząca się z wyższych warstw społecznych. Członkowie podzieleni byli na grupy o różnym stopniu wtajemniczenia. Stowarzyszenie miało wpływy polityczne i organizowało wyprawy na odległe wyspy, ujednolicając i umacniając tradycję polinezyjskiej kultury. Należy jednak pamiętać, że ludność kultury polinezyjskiej zaludniła wyspy od Hawajów na północy po Nową Zelandię na południu i od Archipelagów Samoa i Tonga na zachodzie aż po Wyspę Wielkanocną na wschodzie. Tym samym jest to jeden z największych pod względem rozpiętości geograficznej obszarów kulturowych na świecie. W związku z gigantycznymi odległościami, jakie dzielą niektóre z archipelagów, i co za tym idzie niekiedy długimi okresami ich izolacji, należy pamiętać, aby nie przesadzać z uogólnieniami. Powyższy opis placów zgromadzeń zwanych marae dotyczy zwłaszcza archipelagów Centralnej Polinezji. il. 3. Marae Taputapu-atea. Miejsce pielgrzymek ludności polinezyjskiej 22
Podobne dokumenty
Prof. Iwona Modrzewska-Pianetti Nowa książka prof. Iwony
Kwartalnik Akademicki AD REM nr 1-2/2009 Wydawca: Ośrodek Badań nad Antykiem Europy Południowo-Wschodniej UW ul. Krakowskie Przedmieście 32 00-927 Warszawa e-mail: [email protected]
Bardziej szczegółowo