Ad Rem 4/2008 - Ośrodek Badań nad Antykiem

Transkrypt

Ad Rem 4/2008 - Ośrodek Badań nad Antykiem
Nr 4/2008
Kwartalnik Akademicki
ISBN 978-83-916770-8-9
ORIENTALIZM W MALARSTWIE, RYSUNKU I GRAFICE
W POLSCE
METALURGIA FENICKA W POŁUDNIOWEJ CZĘŚCI
PÓŁWYSPU IBERYJSKIEGO
ROLA ZDALNIE STEROWANEGO MODELU SAMOLOTU
W OCHRONIE DZIEDZICTWA ARCHEOLOGICZNEGO
W POSZUKIWANIU ZAPOMNIANYCH MIAST
CYRENAJKI
RECEPCJA DORYKI GRECKIEJ W ARCHITEKTURZE
POLSKIEJ
„UCZCI TEN GAIK ŚWIĘTY NASZ PRAWNUK DALEKI”
REZYDENCJA BĄKÓW HERBU ZADORA W BĄKOWEJ
GÓRZE
MARAE - POLINEZYJSKIE PLACE ZGROMADZEŃ
SPIS TREŚCI
Redakcja
przyzwyczaiła
nas już
tego,
każdy
RedakcjaAD
ADREM
REM
przyzwyczaiła
nasdojuż
do że
tego,
że kolejny
każdy
numer
kwartalnika
przypominaprzypomina
„ogród sztuki”.
Znajdujemy
w
nim bokolejny
numer
kwartalnika
„ogród
sztuki”.
Znajdujewiem artykuły na różne tematy nie tylko dotyczące archeologii, historii
my w czy
nimrecepcji
bowiemantyku,
artykuły
różne
tematy nie
arsztuki
ale na
także
opracowania
na tylko
temat dotyczące
innych, nieraz
egzotycznych
dla nas,
kultur
łamach
REM
goszczą zacheologii, historii
sztuki
czyi zjawisk.
recepcjiNa
antyku,
aleAD
także
opracowania
równo
naukowcy
ugruntowanej
pozycji,dla
jaknas,
i młodzi,
na temat
innych,onieraz
egzotycznych
kulturpoczątkujący
i zjawisk. badacze. Co wśród czasopism jest zjawiskiem rzadkim, a cennym. Pozwala
W obecnym
numerze
dominuje
w zasadzie
bowiem
nie tylko na
zróżnicowanie
tematów
i punktówtematyka
widzenia, recepcji
ale także
na
konfrontację
dostarcza
wszystkiminteresujące
nowych doświadczeń.
Z
różnych
kultur.warsztatu,
Jest to zjawisko
niezwykle
i mimo licpunktu
widzenia
naukowego
jest to efekttajemnicze.
odświeżający,
a mamzadajemy
nadzieję,
znych badań
nadal
w wielu aspektach
Zawsze
że Czytelnikom daje duże zadowolenie. Zmieniające się tematy i różne
sobie pytanie,
co spowodowało,
że jakieś
zjawiskoi pochodzące
z
podejścia
zmuszają
do refleksji, pobudzają
wyobraźnię
pogłębiają zainnej kultury jest szeroko akceptowane i syntetyzowane w naszym
interesowania.
Nie inaczej
przedstawia
się obecny
numer.
Dominuje
w zamieszczone
nim w zasadzie
kręgu
kulturowym.
Ten proces
dobrze
obrazują
trzy
tematyka recepcji różnych kultur. Jest to zjawisko niezwykle interesujące i
w obecnym
artykuły
poświęcone:
recepcji Orientu,
archimimo
licznychnumerze
badań nadal
w wielu
aspektach tajemnicze.
Zawsze zadajetektury
oraz
tradycji słowiańskich.
W tym
nurcie mieści
my
sobiegreckiej
pytanie, co
spowodowało,
że jakieś zjawisko
pochodzące
z innej
kultury
jestartykuł
szerokodotyczący
akceptowane
i syntetyzowane
naszym
kręgu
kulsię także
rezydencji
Bąków, w
której
kształt
architurowym.
Częściowo
oczywiście
wynikało
to z wzorach.
wydarzeń historycznych,
tektoniczny
najwyraźniej
oparto
na
obcych
działań wojennych, relacji podróżników, uleganiu magii egzotyki, ale jedW oddawanym
do rąk
Czytelników
numerze
nie bowiem
mogło
nocześnie
wskazuje na wielką
żywotność
naszej kultury.
Nie tylko
przyjęła
onaarcheologii.
obce czy dawne
także w
je różnych
przetworzyła
zabraknąć
Tymwzorce
razemkulturowe,
ukazanejale
jednak
asipektach.
wzbogaciła
tworząc
nową
jakość.
Ten proces opracowanie
dobrze obrazują
trzy zaZ jednej
strony
bardzo
interesujące
dotyczące
mieszczone w obecnym numerze artykuły poświęcone: recepcji Orientu,
metalurgii fenickiej,
z drugiej
czy ściślej
architektury
greckiej oraz
tradycjibadania
słowiańskich.
W tymopracowanie
nurcie mieści insię
także
artykuł
dotyczącywrezydencji
którejpisanych
kształt architektoniczny
formacji
zawartych
różnychBąków,
źródłach
dotyczących
najwyraźniej
oparto na obcych wzorach.
stanowisk archeologicznych
w Cyrenajce. Wreszcie zastosowanie
W oddawanym do rąk Czytelników numerze nie mogło jednak również
nowych
metod
badawczych
archeologii,
corazaspektach.
bardziej
zabraknąć archeologii. Tym razemwukazanej
jednakczyli
w różnych
popularnych
Z
jednej stronymetod
bardzonieinwazyjnych.
interesujące opracowanie dotyczące metalurgii fenickiej,
z drugiej badania
czy ściślej opracowanie
informacji zawartych
w
Interesującym
przerywnikiem
jest artykuł poświęcony
Polinezji,
różnych źródłach pisanych dotyczących stanowisk archeologicznych w
kulturze tyle
ciekawej
co tajemniczej,
o której
wiedzawczęsto
Cyrenajce.
Wreszcie
zastosowanie
nowych
metod nasza
badawczych
archeogranicza
dobardziej
paru stereotypów.
Zamieszczony
tekst ukazuje
ologii,
czyli się
coraz
popularnych metod
nieinwazyjnych.
Interesującym
i miłym
przerywnikiem
jest artykuł
Polinezji,
nam
inne wzorce
kulturowe.
Uczy nas
jednakpoświęcony
także, iż ekspresja
kulturze
tyle
ciekawej
co
tajemniczej,
o
której
nasza
wiedza
często
ogranispołeczna może mieć różny wyraz. Lecz wszystkie te zjawiska,
cza się do paru stereotypów. Zamieszczony tekst ukazuje nam inne wzorce
relacje społeczne,
wytwory
sztuki
i kultura
duchowa
kulturowe.
Uczy nas jednak
także,
iż ekspresja
społeczna
może stanowią
mieć różny
wyraz.
Lecz wszystkie
te zjawiska,
relacje nie
społeczne,
wytwory
sztuki i
nasze
wspólne
dziedzictwo,
w którym
możemy
różnicować
kultura
duchowa
stanowią wspólne
naszeWszystkie
wspólne dziedzictwo,
którym
wartości
poszczególnych
osiągnięć.
są dla nas wbowiem
nie możemy różnicować wartości poszczególnych osiągnięć. Wszystkie są
osnową
na
której
każda
z
kultur
tworzy
własny
charakterystyczny
dla nas bowiem osnową na której każda z kultur tworzy własny charakterystyczny
wzór. Niepowtarzalny,
bogaty,komponujący
piękny, komponujący
spójny
wzór. Niepowtarzalny,
bogaty, piękny,
spójny obraz.
obraz.
prof. Piotr Dyczek
prof. Piotr Dyczek
Gesta et Homines :
Orientalizm w malarstwie, rysunku i
grafice w Polsce Bożena Pysiewicz
Archeologia :
Metalurgia fenicka w południowej
części Półwyspu Iberyjskiego
Rola zdalnie sterowanego modelu
samolotu w ochronie dziedzictwa
archeologicznego Anna Lipiec
Cennik reklam i ogłoszeń:
1/3 str. (58 mm x 258 mm) - 650 zł
II lub III str. okładki (kolor) - 2000 zł
1
10
Historia :
W poszukiwaniu zapomnianych
miast Cyrenajki
11
dr Monika Rekowska-Ruszkowska
Artes :
Recepcja doryki greckiej w
architekturze polskiej Patrycja Kubiak
14
„Uczci ten gaik święty nasz prawnuk
daleki” Piotr Sypczuk
16
Rezydencja Bąków herbu Zadora w
Bąkowej Górze Piotr Lasek
18
Mirabilia Mundi :
Marae - polinezyjskie place
zgromadzeń Maciej Marciniak
Rada Naukowa:
Prof. Zbigniew Bania
Prof. Piotr Dyczek
Prof. Iwona Modrzewska-Pianetti
Prof. Ewa Wipszycka-Bravo
5
Sylwia Ewa Fortuna
Patronat honorowy:
Kwartalnik
Akademicki AD REM nr 4/2008
Wydawca:
Ośrodek Badań nad Antykiem
Europy Południowo-Wschodniej UW
ul. Krakowskie Przedmieście 32
00-927 Warszawa
e-mail: [email protected]
2
Zespół redakcyjny:
Redaktor Naczelny – Piotr Sypczuk
Redaktorzy Działów:
Gesta et Homines – Joanna Lasek
Archeologia – Piotr Sypczuk
Historia – Błażej Popławski
Artes – Piotr Lasek
Mirabilia Mundi – Monika Rubach
Skład: Łukasz Celiński
Druk: Autograf-Druk,
ul. Rembielińska 6a
03-343 Warszawa
1/2 str. (180 mm x 128 mm) - 900 zł
IV str. okładki (kolor) - 2500 zł
Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo
do redagowania nadesłanych artykułów.
Kopiowanie i rozpowszechnianie publikowanych artykułów wymaga zgody redaktora naczelnego i autora tekstu.
Wydanie publikacji dofinansowała
Fundacja Uniwersytetu
Warszawskiego
Rada Konsultacyjna ds. Studenckiego
Ruchu Naukowego UW
cała str. (180 mm x 260 mm) - 1500 zł
AD REM 4/2008
21
GESTA ET HOMINes
„Orientalizm w malarstwie, rysunku i grafice w Polsce
w XIX wieku i w I. połowie XX wieku”
Bożena Pysiewicz
Na wystawie w Muzeum Narodowym w Warszawie (17 października 2008 - 4 stycznia 2009) mogliśmy oglądać różne oblicza polskiego orientalizmu
w zestawieniu z prezentacją twórczości artystów europejskich, a także przedmiotów wschodniego rzemiosła artystycznego, które w Polsce cieszyły się
ogromną popularnością. Prezentowane prace pokazały specyfikę polskiego orientalizmu, wynikającą
z położenia geograficznego i kontaktów nie tylko
militarnych, ale i handlowych. W języku polskim
mamy mnóstwo wyrazów przejętych ze wschodnich
języków (m.in. kobierzec, towar, dywan, kawa, chałwa, turban, torba, papucie), męski strój szlachecki
wzorowany był na stroju tureckim i tatarskim, a w
sztuce wiele jest przedstawień kresów wschodnich.
Wystawa prezentowała dzieła w układzie tematycznym, znalazły się na niej obrazy batalistyczne, rodzajowe, pejzaże, portrety oraz dzieła o temacie religijnym.
Egipskie fantazje i egipskie zabytki
Na wielu pracach można było odnaleźć zabytki
egipskie, pokazywane w różnorodny sposób, od całkowicie fantazyjnych krajobrazów z piramidami w
tle, po prace ukazujące zabytki egipskie w wierny,
niemal dokumentacyjny sposób. Na zainteresowanie
Wschodem, a szczególnie Egiptem, wpłynął podbój
tego kraju przez Napoleona w 1798 r., co sprzyjało
poznaniu i opracowaniu zabytków egipskich.
Polskim artystą, który podjął ten temat był January Suchodolski, autor namalowanego w 1840 r.
obrazu „Bonaparte w Egipcie”. Malarz nie znając
z autopsji tego kraju, stworzył pracę mającą być
przede wszystkim ilustracją słów Napoleona: „Żołnierze, czterdzieści wieków na nas patrzy”. Aby
pokazać scenerię Suchodolski namalował na pierwszym planie kamień z hieroglifami, palmy, a w oddali piramidy. Ta apoteoza Napoleona rozgrywa się
w miejscu dokładnie określonym przez najbardziej
Carl Werner, Widok świątyni Izydy na wyspie File na Nilu
AD REM 4/2008
2
GESTA ET HOMINes
Franciszek Żmurko, Z rozkazu padyszacha
charakterystyczne dla Egiptu elementy, nikt więc nie
może mieć wątpliwości, że chodzi o kraj faraonów.
Jednak jest to tylko dekoracja dodana do przedstawienia wydarzenia historycznego, malarz nie zadbał
o to aby scena była nieco prawdziwsza, wystarczyło
aby była rozpoznawalna.
Kolejnym artystą, który mimo że nie był w Egipcie, to stanowił on ważny temat jego obrazów, był
niemiecki malarz Carl Spitzweg. W dziele „Bociany
w Egipcie” artysta ukazał starożytne ruiny, które nasuwają skojarzenie z budowlami egipskimi. W pejzażu tym, sugestia pokazanego miejsca jest znacznie
subtelniejsza niż u Suchodolskiego, służy też innym
celom. Obraz jest nastrojowym przedstawieniem
przyrody i architektury, a motyw egipskich ruin
budzi asocjacje z przemijalnością wielkich kultur,
człowieka oraz niezmienności praw przyrody.
Natomiast obrazy z widokami Egiptu autorstwa
Jana Ciąglińskiego, mają zupełnie inny charakter.
Artysta w małych szkicach pejzażowych, które powstawały w czasie jego podróży do Egiptu w 1903
r., skupiał się na obserwacji niezwykłego kolorytu
tego kraju. Jego prace takie jak „Sfinks w nocy”,
3
„Świątynia w Luksorze” czy „Widoki Kairu” są
przede wszystkim zapisem światła i koloru, a motyw
architektoniczny stał się jedynie pretekstem do tych
wrażeniowych obserwacji.
Kolejny artysta, w którego pracach możemy odnaleźć egipskie zabytki to niemiecki malarz Carl
Werner. Jego akwarela „Widok świątyni Izydy na
wyspie File na Nilu” powstała w pracowni po powrocie z Egiptu. W przeciwieństwie do Ciąglińskiego, którego przede wszystkim interesowało światło i
kolor, Werner skupiał się na dokumentacji zabytków,
z pokazaniem wszystkich detali i dekoracji architektonicznych. Wielu malarzy orientalistów ze względu
na trudne warunki tworzenia (upał, wysychanie farby) wykonywało swe dzieła po powrocie, na podstawie szkiców lub fotografii - tak też postąpił Werner.
Haremowe rozkosze i zbrodnie
Wśród obrazów rodzajowych największym zainteresowaniem publiczności cieszyły się obrazy o tematyce haremowej. Temat ten stał się dla wielu malarzy przykrywką do wyrażenia treści erotycznych.
Artyści wykorzystywali ten pretekst, aby pokazać
AD REM 4/2008
GESTA ET HOMINes
akt kobiecy. Słowo harem oznacza wydzieloną część
domu zamieszkałą przez kobiety i dzieci (chłopców
tylko do 7 roku życia). Znajdowała się ona w każdym domu muzułmańskim. Życie haremowe obrosło legendą tworzoną przez Europejczyków, którzy
nie mogli ani wejść, ani nawet zajrzeć do haremu, a
w rzeczywistości nie było aż tak atrakcyjne. Obrazy
dają wyraz europejskim fantazjom erotycznym a nie
realiom. Fantazje są często znacznie ciekawsze niż
rzeczywistość, a obrazy je ukazujące zawierają silny
magnetyzm, przyciągający publiczność.
Do takich prac na pewno należy duży obraz
Franciszka Żmurki „Z rozkazu padyszacha”. Artysta namalował piękne, nagie ciało dziewczyny, która
została uduszona jedwabnym sznurem. Jej zwłoki
leżą wśród wielu egzotycznych przedmiotów. Miłość, zdrada, śmierć, erotyzm, okrucieństwo to elementy pobudzające wyobraźnię publiczności, która
na długo zatrzymywała się przy tym obrazie.
Kolejnym niezwykłym obrazem, zarówno ze
względu na temat jak i autora, była praca Jana Matejki - „Utopiona w Bosforze” z 1872 r. Mały format,
jasne, pastelowe kolory, szybkie pociągnięcia pędzla, Matejko namalował tylko kilka takich obrazów
odbiegających od charakterystycznych dla niego
wielkich, historycznych płócien. Temat obrazu to
historia polskiego żołnierza zakochanego w pięknej
Zulejce z jednego tureckich haremów, która swoją
miłość i chęć ucieczki przypłaciła śmiercią w wodach Bosforu. Był to podobno drugi obok uduszenia
sposób karania za zdradę. Jednak według sekretarza
Matejki - Mariana Gorzkowskiego - obraz ten ma
„drugie dno” i zawiera aluzję do stosunków rodzinnych malarza. Siedzący na łodzi, zamyślony Hassan
ma rysy Matejki, wyrzucana z łodzi kobieta to Teodora - żona Matejki, zaś człowiek, który ją topi to
Gorzkowski, który nie znosił (z wzajemnością) Teodory. Taka interpretacja treści obrazu zawsze spotykała się z zainteresowaniem publiczności i nasuwała
wiele pytań odnośnie prywatnego życia Teodory i
Jana.
Na wystawie było też kilka prac pokazujących
obnażone młode dziewczyny, do których mogły
pozować jedynie mieszkanki domów publicznych,
AD REM 4/2008
a nie haremów, które to nawet twarze musiały zasłaniać przed męskim okiem. Do takich prac należał
obraz Tadeusza Popiela „Odaliska”, prezentujący
fragment ogrodu w haremie gdzie młoda dziewczyna z odsłoniętymi piersiami, odpoczywa na ławie z
poduszkami, a także praca Adama Styki „Słodkie
chwile”.
Orientalizm był kierunkiem bardzo popularnym,
a jego polska odmiana była częścią szerszego, europejskiego nurtu. Wystawa starała się pokazać zarówno związki ze sztuką europejską, jak specyfikę
polskiego orientalizmu, wynikającą z tradycji i bliskiego sąsiedztwa. W prezentowanych pracach można było odnaleźć zarówno piękne krajobrazy, piękne
kobiety, jak i piękne arabskie konie. Obok portretów
Arabów podziwialiśmy egzotyczną broń i kobierce.
Bogactwo barw, egzotyka i pociągający przepych
Wschodu to na pewno elementy, które przyczyniły
się do sukcesu tej wystawy. Ekspozycji towarzyszył
staranie wydany katalog z esejami i notami o wszystkich prezentowanych obiektach oraz bibliografią.
4
archeologia
Metalurgia fenicka w południowej części Półwyspu Iberyjskiego
Sylwia Ewa Fortuna
Informacji na temat zmian, przez które przeszło
górnictwo i lokalna metalurgia południowej i lewantyńskiej części Półwyspu Iberyjskiego w okresie
kontaktów z Fenicjanami oraz podczas późniejszych
kontaktów z przybyszami z Kartaginy, może dostarczyć analiza pozostałości po procesach metalurgicznych sprzed i późniejszych niż VIII w. p.n.e. W celu
dokonania oceny wpływu kolonizacji fenickiej na
metalurgię Półwyspu Iberyjskiego, należy oprzeć się
przede wszystkim na kryteriach technologicznych,
ponieważ aspekty ilościowe potwierdzające intensyfikację produkcji po zwiększeniu ilości i skali prac
wydobywczych na tych terenach, są jedynie subiektywnymi opiniami. Brakuje ponadto wiarygodnych
parametrów, którymi można by te dane zmierzyć.
Największe zmiany, jeżeli chodzi o produkcję
metalurgiczną w 1 połowie I tyś. p.n.e. można zaobserwować w przypadku srebra i procesów jego otrzymywania z ołowiu. Mimo że srebro było znane w
epoce brązu, to dopiero w tym okresie, nastąpiło jego
intensywne wydobycie. Ponadto zaczęto używać
tego metalu do innych celów niż tylko jako element
zdobniczy.
Wydaje się, że pierwsze działania eksploatacyjne
związane ze srebrem miały miejsce na południowymwschodzie półwyspu, dokładnie na terenie dzisiejszej
Almerii, gdzie znajduje się ośrodek Herrerías. Fenicka osada Cabecico de Parra, położona około kilometra od kopalni w Cabezo de las Herrerías, prawdopodobnie była związana z działalnością metalurgiczną.
Wskazują na to odpady żużlowe, znalezione na terenach zajmowanych przez Fenicjan w VII w. p.n.e.
Zdjęcie lotnicze miejsca eksploatacji złóż w Tejada la Vieja . Escacena del Campo (Huelva)
5
AD REM 4/2008
archeologia
W 1 połowie I tyś. p.n.e. nastąpiło rozpowszechnienie techniki wytapiania zw. kupelacją, do której
niezbędny jest ołów, umożliwiający zlokalizowanie i
oddzielenie srebra, otrzymywanego z takich minerałów jak jarosita (siarczek żelaza i potasu), czy galenit
(błyszcz ołowiowy). Wcześniej srebro pochodziło z
minerałów takich jak chlorki. Używano prawdopodobnie także srebra właściwego, którego obróbka nie
jest skomplikowana.
W celu zlokalizowania miejsc, z których pochodziły używane metale, znawcy tematu zastosowali
różnorodne techniki analityczne, m.in. z zastosowaniem izotopów ołowiu. Badaniami objęto kopalnie
srebra, położone w okolicach Sierry de Tejada (Sewilla), oraz strefy wydobywcze Río Tinto i Aznalcóllar. Na terenach ponad 20 osad Huelvy i Sewilli,
datowanych na VIII i VII w. p.n.e. odkryto obecność
odpadów żużlowych wolnej krzemionki, świadczących o wydobywaniu srebra w tej okolicy. Żużel z
krzemionki można poznać po tym, że zawiera duże
ilości kwarcu. Wykazuje on jednak duże podobieństwo do innych odpadów żużlowych, takich jak te
powstałe w wyniku częściowej reakcji z krzemionką,
czy też te, które powstały bez udziału krzemionki.
Ponadto żużel ten charakteryzuje się wysoką zawar-
tością żelaza i ołowiu, czasami baru oraz obecnością
srebra.
Drugim elementem związanym z metalurgią
srebra jest ołów w formie metalicznej lub w formie
tlenku – litargit (glejta ołowiana). Spełnia on funkcję
„kolektora” srebra, a zatem jest niezbędny podczas
procesu produkcyjnego białego kruszcu. Kupelacja
polega na zamianie zredukowanego wcześniej ołowiu zawierającego srebro, w tlenek ołowiu (PbO) lub
litargit poprzez wietrzenie w stanie ciekłym. Glejta
ołowiana zostaje uwolniona ze srebra i ulega eliminacji poprzez wchłonięcie przez ścianki naczynia,
poprzez ulotnienie się lub usunięcie mechaniczne z
powierzchni. W tym samym czasie reszta metaliczna
wzbogaca się w srebro, aż cały ołów zostanie wyeliminowany. Otrzymywany w ten sposób biały kruszec,
zawiera zazwyczaj dość duże domieszki ołowiu.
Z danych archeologicznych wynika, że największa ilość litargitu występuje w okolicach Doña Blanca,
który jest datowany na początek VIII w. p.n.e. Wyniki
izotopów ołowiu wiążą to występowanie z wydobyciem, jakie miało miejsce w kopalniach w Aznalcóllar i Río Tinto. Badacze doszli do wniosku, że ołów
którego używano w południowo-zachodniej części
półwyspu do otrzymywania srebra, prawdopodobnie
Zdjęcia podwodne wraku fenickiego statku (Mazarrón I)
AD REM 4/2008
6
archeologia
Kopalnie i pracownie metali na Półwyspie Iberyjskim (Modrzewska-Pianetti 2002)
nie pochodził z tych okolic. Lokalne zasoby ołowiu
były wykorzystywane rzadko. Wynikało to z faktu,
że wydobywane na tym terenie minerały cechowały
się niską zawartością tego metalu. Niektórzy badacze
twierdzą, że ołów, którego używano w tej części półwyspu, pochodził ze śródziemnomorskich wybrzeży
Iberii, bądź też centralnej części basenu Morza Śródziemnego. Jeżeli ta hipoteza jest prawdziwa, to łatwo
wytłumaczyć obecność magazynów litargitu, w takich miejscach jak zamek Doña Blanca tym, że ołów
mógł być ponownie wykorzystany.
Transport ołowiu na południowy-zachód pozostaje kwestią niewyjaśnioną. Jednak niektóre dane
archeologiczne potwierdzają hipotezę, że takie zjawisko istniało. Należą do nich pojedyncze elementy, takie jak część fenickiej kotwicy z ołowiu, którą
znaleziono w okolicach Kartaginy. Ponadto odkryto
dwa wraki statków, na których odnotowano obecność
sztab ołowiu i cyny, które stanowiły część fenickiego
ładunku. W pobliżu wyspy Grosa, na Morzu Mniejszym, zlokalizowano Bajo de La Campana. Jest to
7
obszar, na którym występują pozostałości obiektów
o charakterze archeologicznym. Mowa o dwóch wrakach, które pochodziły prawdopodobnie z dwóch
różnych epok. Potwierdzają to odkryte materiały,
które są datowane od VII do II w. p.n.e. Uznaje się, że
sztaby były częścią ładunku należącego do starszego
ze statków (z 2 połowy VII w. p.n.e. lub początku
VI w. p.n.e.). Innym wrakiem, który przewoził m.in.
sztaby ołowiu, jest ten znaleziony na Playa de la Isla
(w Mazarrón), datowany na VII w. p.n.e.
Odkrycia, których dokonano w takich miejscach
jak: San Bartolomé de Almonte, Peñalosa, Tejada la
Vieja (wszystkie te miejsca, powiązane były z terenem wydobywczym Aznalcóllar), wskazują na głębokie zmiany i ewolucję socjoekonomiczną, jaką
wywołało pojawienie się techniki metalurgii srebra
wśród lokalnych społeczności za sprawą Fenicjan.
Żadne z ww. miejsc nie było położone bezpośrednio na terenie kopalni, choć rzeczywiście znajdują się
one w dość bliskiej od nich odległości. Na obszarze
Peñalosa, która została zasiedlona pod koniec IX i
AD REM 4/2008
archeologia
na początku VIII w. p.n.e., znaleziono pozostałości
w postaci dysz, odpadów żużlowych z krzemionki i
ołowiu metalicznego, natomiast nie pojawił się litargit. Uważa się, że wydobycie i uzyskiwanie srebra
na tym terenie, było dziełem lokalnej ludności, która wchodziła w relacje z kolonizatorami. Pod koniec
VII w. p.n.e. kopalnie przejęli Fenicjanie. Otoczona murem Tejada la Vieja uważana jest za centrum,
skupiające przemysł metalurgiczny związany ze srebrem. Ponadto utrzymywała ona pewnego rodzaju
dualne stosunki z osadami otwartymi, takimi jak San
Bartolomé, która była zamieszkana od końca IX do
końca VII w. p.n.e. Usytuowanie ww. miejscowości
pokazuje, że ośrodki wydobywcze były lokowane w
strefach łatwo dostępnych, do czego przyczyniała się
bliskość rzek i strumieni jako drogi penetracji w stronę tych ośrodków.
Wielu badaczy twierdzi, że podczas gdy wokół
Río Tinto i Aznalcóllar znajdowały się okręgi wydobywcze, metalurgia rozwijała się w takich miejscach
jak: Peñalosa, czy San Bartolomé. Kadyks i Huelva
miały zasadniczo pełnić rolę portów. Działalność odkrywkowa występowała zarówno w osadach bardzo
oddalonych od kopalń, jak i w tych, które położone
były w ich bezpośrednim sąsiedztwie.
Według niektórych uczonych w pierwszej fazie
wydobywania srebra, kupelacja była praktykowana
tylko w ściśle określonych, ważnych punktach, takich
jak Doña Blanca. Wynikało to z tego, że Fenicjanie
mieli na tę sztukę monopol. Dowodzi tego fakt, że w
innych miejscach, w których odnaleziono ślady procesów metalurgicznych, nie zidentyfikowano litargitu - tak w przypadku Peñalosa, jak Tejada la Vieja.
Znane są również znaleziska położone znacznie
bliżej kopalń, w których odnotowano ślady wykorzystywania srebra. Do takich miejsc należą: Cerro
Salomon, znajdujące się w strefie wydobywczej Río
Tinto; osady w pobliżu kopalń z Aznalcóllar, jak na
przykład Castrejones czy Las Mesas oraz Monte Romeo w Almonaster la Real. Szczegółowe badania
wykazały, że otrzymywano tam srebro za pomocą
techniki kupelacji, przy użyciu minerałów polimetalicznych z domieszką srebra, które pochodziło z tego
obszaru. Ponadto w Monte Romeo odkryto dowody
jednoznacznie wskazujące na to, że odbywał się tu
pełen proces kupelacji. Świadczą o tym pozostałości
AD REM 4/2008
pieców, dysz, tygli pobierczych oraz odpady żużlowe wolnej krzemionki. Wydaje się, że jest to miejscowość, w której zajmowano się tylko tym procesem metalurgicznym. Osada datowana jest na VII w.
p.n.e., co stanowi dowód na to, że centralizacja tej
działalności w miejscach takich jak Doña Blanca, nie
trwała długo.
Natomiast znaczenie Huelvy można tłumaczyć
faktem, że stanowi ona naturalny punkt wyjścia na
Atlantyk, dokąd docierać miały minerały z zagłębia
Río Tinto i z Serranii poprzez doliny rzek Tinto i
Odiel. Z tego powodu ośrodek ten był geograficznie
ważnym punktem już przed przybyciem Fenicjan, na
co wskazuje liczny zbiór materiałów z brązu, znaleziony u ujścia rzeki Odiel. A zatem zainteresowanie
Fenicjan tym obszarem musiało być spowodowane
chęcią przejęcia srebra z tego regionu. W trakcie
prac wykopaliskowych przeprowadzonych na ulicy
Puerto 6 w okolicach Huelvy, odkryto duże ilości
odpadów żużlowych oraz piec służący do stapiania
metali.
Badania potwierdzają, że od VIII-VII w. p.n.e. w
przedmiotach srebrnych znalezionych na południu
Półwyspu Iberyjskiego zaczynają się coraz częściej
pojawiać domieszki ołowiu i złota. To właśnie te
ostatnie - domieszki złota - świadczą o tym, że zaczyna się już używać innego rodzaju srebra. Aż do schyłku brązu, złoto nie występowało na tych terenach w
ogóle. Obecność złota można tłumaczyć otrzymywaniem srebra z minerału jarosita, który oprócz złota i
srebra zawiera także ołów, miedź i arsen, a którego
produktem ubocznym jest żużel z uwolnionej krzemionki, charakterystyczny dla tego okresu.
Zmiana sposobu wytapiania brązu (z domieszką
ołowiu przekraczającą 2%) na Półwyspie Iberyjskim
nastąpiła dokładnie w momencie, kiedy na początku
VIII w. p.n.e. zaczęto otrzymywać srebro w wyniku
kupelacji. A zatem procesu, w którym ołów odgrywał
kluczową rolę. Nie można jednoznacznie stwierdzić,
czy ołów używany do wytapiania brązu to ten sam,
który był produktem końcowym procesu kupelacji.
Nie podlega jednak dyskusji to, że otrzymywano
ołów metaliczny jako niezależny metal, przeznaczony do ułatwiania procesu oddzielania srebra, jak również do produkowania małych przedmiotów w celu
wytapiania brązu.
8
archeologia
Rola zdalnie sterowanego modelu samolotu
w ochronie dziedzictwa archeologicznego
Anna Lipiec
Spoglądanie na krajobraz kulturowy z lotu ptaka i rejestrowanie jego elementów sięga czasów kształtowania
się archeologii jako nauki. Polska archeologia lotnicza,
której dzieje rozpoczęły się w okresie międzywojennym, posiada własny, niemały bagaż doświadczeń. Jednym z nich jest fotografia lotnicza wykonywana m.in. z
balonu, latawca, czy paralotni. Choć możliwości wykorzystania tego typu sprzętu różnią się od szerokiego pola
działania samolotu załogowego, w wielu przypadkach
odpowiadają wymaganiom stawianym przez badaczy.
W ślady za sławą badań biskupińskich, działalnością
Studia MD a dokładniej Michała Dąbskiego i Mirona
Bogackiego fotografujących stanowiska archeologiczne
z balonu i latawca, Bogdana Żurawskiego i Mariusza
Ziółkowskiego stosujących latawiec dla potrzeb dokumentacji swoich badań, a także Krystiana Treli wykonującego zdjęcia lotnicze z paralotni, poszedł Michał Gąbiński - konstruktor i pilot zdalnie sterowanych modeli
samolotów.
Zdalnie sterowane modele samolotów przysłużyły
się badaczom amerykańskim już w latach 90. XX w. Do
rozwoju oraz popularyzacji tego typu fotografii lotniczej
przyczynił się James W. Walker, fotograf i pilot-operator
współpracujący z Brigham Young University w Provo
w stanie Utah. Modele samolotów własnej konstrukcji
wykorzystywał do dokumentacji stanowisk archeologicznych, poszukiwania stanowisk, ale także aktywnie
promował tę technikę oraz propagował ją dla potrzeb innych nauk. Zdjęcia lotnicze pozyskane z pokładu modelu samolotu wykorzystywane były głównie w badaniach
nad szlakami prehistorycznymi i nowożytnymi szlakami
komunikacyjnymi oraz do tworzenia map stanowisk archeologicznych w środowisku roślinności tropikalnej.
W Europie na czoło wysunął się niemiecki amator
archeologii, inżynier lotnictwa, Michael Schönherr. Wykonywał on nie tylko dokumentację lotniczą stanowisk
podczas badań wykopaliskowych, ale także konsekwentną prospekcję lotniczą, która zaowocowała zlokalizowaniem „na nowo” miejsca pochówku celtyckiej księżniczki w Waldalgesheim. Jego sukcesy stanowiły doskonały
precedens do podjęcia prób na terenie Polski.
9
W latach 2006-2007 został przeprowadzony przeze
mnie eksperymentalny projekt badawczy, w ramach
którego pozyskano fotografie lotnicze wybranych stanowisk archeologicznych Mazowsza i Podlasia, za pomocą zdalnie sterowanego modelu samolotu. Celem projektu było wykazanie użyteczności tego typu platformy
latającej w dokumentacji i konserwatorstwie archeologicznym. Model samolotu B-16 został zaprojektowany
i wykonany przez Michała Gąsińskiego specjalnie dla
potrzeb noszenia sprzętu fotograficznego oraz wykonywania zdjęć pionowych i ukośnych.
Grodziska wczesnośredniowieczne i średniowieczne, a także starożytne kurhany są najbardziej widocznymi w krajobrazie śladami działalności człowieka w
przeszłości. Dzięki swej namacalności i walorom estetycznym oddziaływają sugestywnie na odbiorcę-widza, wtapiając się w przestrzeń współczesną i przypominając o tym co minione. Problemy konserwatorskie
poszczególnych stanowisk są bardzo zróżnicowane i
właściwie każde z nich wymaga indywidualnego programu konserwatorskiego. Wiele grodzisk ulega zniszczeniu na skutek podmywania przez rzeki, porastania
bujną roślinnością, działalności rolniczej, turystycznej
lub zwykłego wandalizmu. Do elementów ochrony
stanowisk zagrożonych degradacją należy dokumentacja fotograficzna ich stanu zachowania i cykliczne
monitorowanie postępujących zniszczeń, w celu stworzenia nie tylko bazy dokumentacyjnej, lecz również
pozyskania informacji, jakie środki zapobiegawcze
należałoby przedsięwziąć, aby zachować jak najdłużej
dziedzictwo archeologiczne.
Wobec istniejącej potrzeby wypracowania sposobu
funkcjonalnego i systematycznego dokumentowania
procesu zniszczeń, który jednocześnie umożliwiałby
sprawną i szybką dokumentację, przy niewielkim nakładzie finansowym, dokonano prób zastosowania platformy latającej, jako instrumentu pozyskującego fotografie
lotnicze pożądanego stanowiska. W latach 2006 i 2007
wykonano fotografie lotnicze dwóch kurhanów oraz
wybranych grodzisk Mazowsza i Podlasia, z pokładu
modelu samolotu zdalnie sterowanego B-16. Prezento-
AD REM 4/2008
archeologia
wane tu fotografie grodzisk mazowieckich znajdujących
się w Proboszczewicach, pow. płocki (il. 1) i w Błoniu,
pow. warszawski zachodni (il. 2-3) ukazują mnogość
informacji jakie można uzyskać podczas pojedynczych
lotów modelu.
W Proboszczewicach doskonale widoczne są (dzięki różnicy w wegetacji roślin) ślady zniwelowanego już
olbrzymiego wału otaczającego gród, w postaci pasma
ciemniejszej zieleni w miejscu dawnej fosy. Zauważyć
można także, jak roślinność rozprzestrzenia się na całym
niemal obszarze ziemnego nasypu, wypełniając majdan.
Na skraju fotografii (po lewej stronie), w miejscu gdzie
pozostały jeszcze resztki obronnego nasypu, widać wyraźnie postęp degradacji, poprzez wybieranie piasku
przez miejscową ludność.
Lotnicza dokumentacja grodziska w Błoniu, wykonana w dwóch różnych sezonach także pozwoliła przyjrzeć
się kompletnie zniwelowanym wałom. Na fotografiach
uchwycono nie tylko wyróżniki glebowe czy roślinne,
ale także kontekst krajobrazowy grodu. Nie bez przyczyny osłaniały go podwójne fortyfikacje tylko od strony
południowej. Po północnej stronie grodziska rozciągało
się bowiem bagno lub teren bardzo podmokły, zalewany
przez wody rzeki Utraty, co widać na fotografiach.
Wykorzystanie modelu samolotu zdalnie sterowanego, jako instrumentu służącego dokumentacji stanu zachowania stanowisk o własnej formie krajobrazowej pozwala na pozyskanie informacji z trzech różnych źródeł
- fotografii lotniczej, obserwacji i fotografii naziemnej.
Tego typu technika byłaby sprawnym uzupełnieniem
rutynowej pracy konserwatorskiej. Upowszechnienie
jej pozwoliłoby na zaangażowanie w ochronę zabytków także osób prywatnych. W Polsce istnieje wiele
stowarzyszeń modelarskich a także miłośników, którzy
z powodzeniem byliby w stanie współpracować ze służbami konserwatorskimi i archeologami, a także propagować świadomość powszechnej odpowiedzialności
za dziedzictwo archeologiczne. Dzięki wykorzystaniu
potencjału bezzałogowych platform latających, między
innymi modeli samolotów, zdjęcia lotnicze mają szansę
stać się bardziej dostępne. Poszukiwanie nowych dróg
rozwiązań i niekonwencjonalnych metod pozyskiwania
informacji powinny stanowić dla badaczy drogowskaz
działań, w przypadku gdy dotychczasowe utarte szlaki
byłyby nieosiągalne.
AD REM 4/2008
il. 1. Zewnętrzny rozorany wał grodziska w Proboszczewicach. Strzałki wskazują ślady wału i fosy
(fot. M. Gąsiński)
il. 2. Grodzisko w Błoniu. Strzałki wskazują miejsce,
gdzie uwidocznił się zniwelowany wał w wyróżnikach
glebowych (fot. M. Gąsiński)
il. 3. Grodzisko w Błoniu. Strzałki wskazują drugi zniwelowany wał widoczny w wyróżnikach wegetacyjnych i glebowych (fot. M. Gąsiński)
10
historia
W poszukiwaniu zapomnianych miast Cyrenajki
dr Monika Rekowska-Ruszkowska
„Wśród pustyni, znajduje się kraj obfity w źródła,
które użyźniają doliny i wzmagają nieustannie siłę
najpiękniejszego roślinienia. [To] Pentapola, dolina
skropiona przez 360 strumieni, i niegdyś kwitnącemi
okryta miastami. (…) Ona to użyczyła poetom dawnym tych pięknych obrazów i zajmujących powieści”1.
Cyrenajka, kraina we wschodniej Libii, rozsławiona
m.in. dzięki lekturze Herodota jako kraina żyzna i
przyjazna do życia, obfitująca w drogocenną dla starożytnych roślinę sylfium, w okresie poantycznym,
od VII w., gdy cała Libia znalazła się najpierw pod
panowaniem arabskim, a później we władaniu Porty
Otomańskiej, właściwie zginęła w pomroce dziejów.
Podczas gdy starożytne krainy w Azji Mniejszej, w
Egipcie i w innych rejonach Śródziemnomorza były po
kolei odkrywane, to jeszcze w 1827 r. polskie czasopismo „Kolumb” donosiło, że „nie ma okolicy świata,
coby tak zupełnie uległa zapomnieniu, jak ta co zajmuje wybrzeże między Trypolis i Egiptem”. To opóźnienie w poznawaniu Cyrenajki było wynikiem izolacji
i niedostępności krainy, do której niezwykle trudno
było się dostać, mimo odległości zaledwie 1000 km
od Aten czy Aleksandrii. Od strony Morza Śródziemnego dostęp utrudniali libijscy i algierscy korsarze,
porywający statki i ich pasażerów w niewolę (o czym
wspomina już Jan Potocki w „Podróży do Cesarstwa
Marokańskiego” w 1791 r.). Od strony lądu zagrożenie
stanowiły wrogie nomadzkie plemiona, które nigdy się
nie podporządkowały władzy Porty Otomańskiej. Obszary pustyni libijskiej stanowiły dla podróżników europejskich przeszkodę trudną do przebycia - podróże
trwały wiele tygodni i bywały niebezpieczne, o czym
świadczyć może historia tragicznie przerwanej pierwszej pruskiej ekspedycji naukowej do Egiptu i Libii
(1820) pod przewodnictwem Heinricha von Minutoli, który zamierzał dostać się do Cyrenajki od strony
Egiptu. Niestety, u stóp góry Catabathmus (mniej więcej w połowie drogi z Egiptu) uczestników wyprawy
zaatakowano, mocno poturbowano, a śmierć jednego
z nich ostatecznie zadecydowała o natychmiastowym
powrocie (zob. „Podróż Henryka Barona Minuttoli do
Świątyni Jowisza Ammońskiego w puszczy Libijskiej
i do wyższego Egiptu w latach 1820 i 1821”, Dziennik
podróży lądowych i morskich 1, 1827, nr 3, s. 230249; 2, s. 17-35, 141-163).
E.A. Porcher, R.M. Smith, Mapa Cyrenajki wraz z
planami 5 miast, przez nich uaktualnionymi wg planów
sporządzonych przez braci Beechey
Dopiero w XVIII w. podróżowanie Europejczyków do Libii stało się łatwiejsze, a do Europy zaczęły
napływać wiadomości o zapomnianych miastach Pentapolis, Związku Pięciu Miast, które stanowiły: Eusperides/Berenike (współ. Benghazi), Kyrene (współ.
Shahat), Apollonia, Teuchira/Arsinoe (współ. Tokra)
oraz Ptolemais (współ. Tolmeita), która zastąpiła w
tym związku Barkę (współ. El Merg). Wszyscy ci,
którzy przybywali do Cyrenajki zaczynali swój pobyt
od Benghazi, centrum regionu. Mimo, iż osada została założona na ruinach antycznego miasta, w czasach
nowożytnych pozbawiona była malowniczych ruin,
natomiast wielu amatorów antyku podkreślało łatwość
pozyskiwania tam zabytków: „Nad brzegiem morza,
znajdują po każdej ulewie monety i inne kosztowne
przedmioty, które mieszkańcy miasta Benghazi po
każdej burzy starannie w ziemi wyszukują i Europejczykom w miejscu przedają”.
Najważniejszym antycznym miastem, od którego
pochodzi nazwa całego regionu była Kyrene zwana, ze
Polskie cytaty pochodzą z artykułu „Wiadomości o Cyrenajce i mieście Cyrene zebrane z opisów podróży: kapitana Beechey, P. della Cella i
J.R. Pacho osobno w różnych czasach odbytych”, Kolumb. Pamiętnik opisom podróży lądowych i morskich poświęcony, 1829, nr 26, s. 57-68.
1
11
AD REM 4/2008
historia
względu na liczne pozostałości architektury greckiej,
afrykańskimi Atenami. „Widok Cyrene wynagradza
podróżnemu wszelkie trudy jakich w podróży doznał.
(...) W mieście i w okolicach jego dają się widzieć dobrze zachowane posągi, szczątki ozdób pałacowych
oraz ruiny rozległych domów. Najznakomitszem jednakże miejscem w Cyrenie jest Necropolis albo miasto
zmarłych”. Przy okazji pobytu w Kyrene, zjeżdżano
też starożytną jeszcze drogą do portu, pobliskiej Apollonii, gdzie pozostałe ruiny murów miejskich, portu i
domów były dowodem dawnej świetności.
F.W. Beechey, H.W. Beechey, Widok jednej z nekropoli
w Kyrene
Do Kyrene można było dostać się z Benghazi skrótową droga lądową (drogą przez Barkę) lub przynajmniej częściowo wybrzeżem, zwiedzając pozostałe
ośrodki leżące nad brzegiem morza. Zatem prawie
wszyscy podróżnicy, którzy przebywali w Cyrenajce
decydowali się na podróż drogą, która „prowadzi na
zwaliska Teuchiry i Ptolemaidy [Ptolemais]. Widzieć
tam można pomniki znakomite starożytności i bardzo
pięknie zachowane marmury”.
Pierwszym znanym z imienia europejskim podróżnikiem w Cyrenajce był francuski konsul Claude Lemaire, w relacji którego pojawiły się zdawkowe informacje na temat Kyrene. Kolejni podróżnicy - James
Bruce, Granger, Agostino Cervelii - pozostawili po
sobie kilka rysunków i garść niezbyt rozbudowanych
obserwacji.
Trzeba było czekać aż do początku XIX w. by
zwiększyła się liczba podróżników po Cyrenajce. Intensyfikacja podróży związana była m.in. z powstaniem wielkich towarzystw geograficznych, które promowały eksplorację północnej i centralnej Afryki. W
okresie pierwszych 25 lat XIX w. po Cyrenajce podró-
AD REM 4/2008
żowało kilka osób, których relacje na wiele lat wyznaczyły pewien kanon wiedzy na temat regionu. Do tego
wyselekcjonowanego grona należy m.in. młodziutki
lekarz Paolo Della Cella (z Genui), który asystował
wojskowej ekspedycji wysłanej do Cyrenajki w r.
1817. Jego relacja „Viaggio da Tripoli di Barberia alle
frontiere occidentali dell’Egitto“, choć zwięzła stała
się źródłem bardzo zajmujących wiadomości o Cyrenajce. Podróżnik kopiował m.in. inskrypcje, rejestrował zabytki oglądane w kolekcjach (m.in. u wice-konsula angielskiego w Benghazi), opisywał ruiny. Zwiedzał również Ptolemais, o którego zabytkach wyrażał
się z dużym uznaniem. Doceniał nie tylko rozległość
i bogactwo miasta, lecz i pojedyncze zabytki, wśród
których szczególnie wyróżnił mauzoleum, ogromną
cysternę oraz rostrę z pozostałościami mozaiki i stojącymi kolumnami. Mimo starań, brakowało mu czasu
i wykształcenia, by móc dogłębnie studiować zwiedzany region. Jego relacja była jednak bardzo ceniona, natychmiast po wydaniu w 1819 r. przetłumaczona
na języki obce oraz wznowiona podczas pierwszych
lat okupacji Włochów i traktowana jako kompendium
wiedzy o regionie. Sam Della Cella uznany został za
inicjatora prac dokumentacyjnych w Kyrene i innych
miastach regionu.
Stawiany obok niego jako prawdziwy pionier badań w Cyrenajce jest Francuz Jean-Raimond Pacho.
W listopadzie 1824 r. rozpoczął wyprawę, pod auspicjami Société de Géographie w Paryżu, dobrze wyposażony zarówno w źródła historyczne jak i narzędzia
do przeprowadzania badań archeologicznych. Zbadał
wszystkie miasta Cyrenajki, pozostawiając m.in. najlepsze i najbardziej precyzyjne świadectwo ruin Kyrene, przed rozpoczęciem tam systematycznych wykopalisk. Po powrocie do Francji przygotował do druku
publikację „Relation d’un voyage dans la Marmarique,
la Cyrenaïque et les oasis d’Aujelah et de Maradèh accompagnée de cartes géographiques et topographiques
et de planches représentant les monuments de ces contrées” (1827) w dwóch tomach, z czego jeden stanowił
album 100 plansz, na których zostały zarejestrowane
zabytki architektury, dziś już nierzadko zupełnie zniszczone. W ten sposób praca Pacho stała się doskonałym
źródłem informacji o tym regionie na przeszło 150 lat.
Jego podróż i relacja odbiła się szerokim echem w Europie, czego ślady odnaleźć można we współczesnym
12
historia
czasopiśmiennictwie, zarówno francuskim jak i zagranicznym.
Wśród wczesnych badaczy Cyrenajki na szczególną uwagę zasługuje także praca braci Beechey - kapitana Brytyjskiej Admiralicji Fryderyka Williama
oraz architekta Henry’ego Williama, którzy w latach
1821-22, na zlecenie brytyjskiego rządu odbyli podróż
z Trypolisu do Derny, szczegółowo ewidencjonując
wszystkie zwiedzane po drodze nadbrzeżne miasta. W
rezultacie ich podróży, w Londynie (1828) ukazała się
publikacja „Proceedings of the Expedition to Explore
the Northern Coast of Africa from Tripoli Eastward”
okryta sławą najbardziej wyczerpującej pracy o Cyrenajce. Bracia bardzo dokładnie zwiedzili wszystkie miasta Pentapolis, następnie dokładnie je opisali.
Zawitali również do Ptolemais, którego sporządzili
dokładny plan z opisem, będący wynikiem kilkudniowej prospekcji, choć niejednokrotnie przy opisach
wyrażali konieczność przeprowadzenia wykopalisk
dla ustalenia funkcji poszczególnych budynków, ich
planu i datowania. Niezliczone ich uwagi znakomicie
uzupełniają rysunki zabytków w Kyrene, Teuchirze i
Ptolemais, choć niestety tylko kilkanaście z nich zostało opublikowanych, pozostałe przechowywane są w
archiwach (m.in. British Museum).
Od połowy XIX w. została otwarta droga do dalszych poszukiwań archeologicznych w Cyrenajce,
które jednak aż do XX w. miały raczej epizodycznych
charakter, co więcej polegały raczej na rabowaniu
cenniejszych obiektów, niż na ich rejestracji i systematycznych badaniach. Najczęstsze wzmianki o tego
typu aktywności dotyczą Kyrene oraz Benghazi, miast
gdzie swe siedziby mieli przedstawiciele dyplomatyczni europejskich mocarstw i to właśnie francuscy
oraz angielscy dyplomaci słynęli ze szczególnego zainteresowania pozyskiwaniem zabytków. J. Vattier de
Bourville, francuski wice-konsul podejmował prace
wykopaliskowe dla pozyskania zabytków dla Luwru i
Cabinet des Médailles, zaś George Dennis dla British
Museum. Taki sposób pozyskiwania obiektów, który
niejednokrotnie niósł za sobą zniszczenia zabytków,
oceniali jako wandalizm kolejni podróżnicy - Anglik
James Hamilton oraz dwaj niemieccy badacze Heinrich
Barth (1846) oraz Gerhard Rohlfs (1870). Z ogromną dezaprobatą wyrażali się o dewastacji istniejących
jeszcze budowli, m.in. Siedziby Duxa w Ptolemais,
13
skąd skuto trzy wielkie płyty z Edyktem Anastazjusza
(obecnie w Luwrze).
J.R. Pacho, Plac Cystern w Ptolemais
Z konkretną misją przybyli do Cyrenajki w 1860 i
1861 r. wysłani przez rząd brytyjski - kapitan Robert
Murdoch Smith i komandor Edwin Augustin Porcher.
Głównym celem ich wyprawy były wykopaliska w
Kyrene, skąd wysłali do British Museum m.in. ok. 148
rzeźb i fragmentów oraz 33 inskrypcje. Podróżowali
też po okolicy, zwiedzali m.in. Apollonię, Tokrę i Ptolemais. Z wycieczki tej pozostał kilkustronicowy opis
ruin i pięć plansz przedstawiającymi zabytki miasta.
Pod koniec XIX i na samym początku XX w. w
Cyrenajce pojawiali się kolejni podróżnicy europejscy,
wśród których byli zarówno zwyczajni turyści (Allison
V. Armour), poszukiwacze przygód (Manfredo Camperio), wysłannicy zagranicznych towarzystw geograficznych i ekonomicznych (Giuseppe Hainmann, Giacomo di Martino), jak i badacze (Oric Bates, Richard
Norton, D.G. Hogarth, J.W. Gregory) czy dziennikarze (Henri Méhier de Mathuisieulx). Pojawiające się
później w prasie codziennej lub w specjalistycznych
czasopismach (np. Bolletino della Società Geographica
Italiana, Monthly review, Tour de monde, The Geographical Journal, Bulletin of the Archaeological Institute
of America) artykuły odbijały się szerokim echem w
Europie wzmagając apetyt na poznawanie Cyrenajki.
Jednak wraz z napięciami międzynarodowymi na początku XX w., Porta Otomańska powstrzymała dalsze
próby eksploracji regionu, słusznie się obawiając, że są
one jedynie przykrywką dla dążeń ekspansjonistycznych. Nowy etap badań, już prawdziwie archeologicznych, zaczął się po 1912 r. gdy zgodnie z ustaleniami
Traktatu z Lozanny Libia została oddana we władanie
Włoch, ale to już zupełnie inna historia …
AD REM 4/2008
artes
Recepcja doryki greckiej w architekturze polskiej
w 2 połowie XVIII i na początku XIX w.
Patrycja Kubiak
Fryderyk August Moszyński pisał tak o świątyniach w Paestum: ”Świątynie te mogą pochwalić się
tylko starożytnością (…) są to kształty nieprzyjemne,
spłaszczone i pozbawione wszelkich proporcji; a jednak jestem rad zobaczyć narodziny pięknej architektury, jej szlachetnej prostoty”. Możliwe, że umieszczając
pośród gęstych drzew parku natolińskiego małą świątynię o surowych doryckich kolumnach, próbowano
stworzyć podobne wrażenie. Taki układ kompozycyjno-przestrzenny nasuwa skojarzenie z rozważaniami na temat sztuki ogrodowej, jakie snuł Louis-René
Girardin. Projektant ogrodu w Ermenonville zalecał
odpowiednie dopasowywanie kształtu budowli do charakteru miejsca i sposobu jej ekspozycji, w zależności
czy miała być ona oglądana głównie z daleka, czy z
bliska. Ponadto spośród porządków klasycznych, za
najkorzystniejszy do zastosowania wśród zieleni, uwa-
AD REM 4/2008
żał on porządek dorycki.
Świątyńka dorycka w Natolinie (il. 1) jest ważnym
elementem kompozycji przestrzennej parku krajobrazowego, tworzonego od 1806 r. przez Aleksandra Potockiego, który „kazał tutaj wznieść małą kopię świątyni Festum”. Świątynia ta powstała w latach 1834-38
według projektu Henryka Marconiego jako parkowy
pawilon dekoracyjny, który nie pełnił funkcji użytkowej. Budowlę wzniesiono w formie greckiego peripterosu (heksastylos). Na stylobacie ustawiono żłobkowane kolumny o trzonach bez entasis, belkowanie składa
się z gładkiego architrawu oraz fryzu tryglifowo-metopowego i gzymsu, powyżej którego znajduje się trójkątny naczółek.
Realizacja natolińska jest być może punktem kulminacyjnym recepcji doryki greckiej w architekturze
polskiej. Zjawisko to narodziło się w związku z od-
il. 1. Pawilon w formie świątyni doryckiej w parku natolińskim (fot. P. Kubiak)
14
artes
kryciami archeologicznymi, czemu wtórowały dążenia
arystokracji do zakładania parków romantycznych, w
których to pawilony w formie świątyń antycznych były
popularnym motywem. Dla tych doryckich budowli inspiracją były najczęściej Partenon, świątynia Apollina
w Koryncie czy ruiny w Delfach i Olimpii. Jednak te
zabytki były w owym czasie trudno dostępne. Co prawda wiedza na temat tych obiektów była rozpowszechniana już w XVII w. poprzez wydawnictwa ilustrowane, wspomnienia z podróży do Grecji, ale przełomem
było odkrycie doryckich świątyń w 1746 r. przez architekta Mario Gioffredi na terenie południowej Italii i
na Sycylii. Poznanie porządku doryckiego w redakcji
greckiej „dało w ręce klasycystów doby Oświecenia
nowe narzędzie artystyczne: proporcje surowe, ciężkie
i dostojne” - jak pisał Jan Białostocki. Masywne, żłobkowane kolumny doryckie bez baz zostały przyswojone przez niektóre środowiska europejskie. Kolumna
dorycka szokowała architektów akademickich i stała
się w latach 70. XVIII w. przedmiotem kontrowersji. Rozgorzał spór między zwolennikami porządków
rzymskich, obowiązujących od swego odrodzenia w
XV w., a młodą generacją twórców wykorzystujących
greckie, „barbarzyńskie” formy do burzenia konwencji
barokowego klasycyzmu.
Prawdopodobnie pierwszą polską realizacją z zastosowaniem stylu doryckiego w redakcji greckiej
była kolumnada zaprojektowana przez Szymona Bogumiła Zuga dla Izabeli z Flemingów Czartoryskiej.
Sztuczna ruina w formie czterech kolumn doryckich
została wzniesiona na terenie parku powązkowskiego
na początku lat 70. XVIII w. Natomiast pierwszą budowlą monumentalną był kościół Ewangelicki w Warszawie, zaprojektowany przez tego samego architekta
w latach 1777-1781. Obiekt ma - jak to podkreślają
badacze - prawidłowo klasycznie uformowany portyk w porządku doryckim greckim (il. 2). Zug zaprojektował również około 1781 r. pałac dla Kazimierza
Poniatowskiego na Górze. Gmach został specyficznie
usytuowany na zboczu wąwozu, gdzie reprezentacyjne
wejście prowadziło od strony zagłębienia przez galerię
kolumnową w porządku doryckim. Przykładem użycia porządku doryckiego we wnętrzach pałacowych są
reprezentacyjne sienie w rezydencjach warszawskich.
W pałacu Tyszkiewiczów dwie pary kolumn doryckich
oddzielają sień od schodów jednobiegowych, które są
15
il. 2. Dorycki portyk kościoła Ewangelickiego
w Warszawie (fot. P. Kubiak)
oświetlone wielkim, umieszczonym w górnej części
oknem typu weneckiego.
Trudno znaleźć jedną zasadę, która wyjaśniłaby
użycie tego porządku w budynkach o różnym przeznaczeniu. Świątynie doryckie traktowano jako skarbnice nowych motywów i elementów, łatwych do przetwarzania i stosowania w budynkach o różnorodnej
funkcji. W ogrodach krajobrazowych uzupełniały one
program ideowy, towarzysząc pawilonom o gotyckim
czy chińskim kostiumie, zaś w obrębie architektury
monumentalnej nurtu klasycyzującego doryka konkurowała z dobrze znanymi, bardziej dekoracyjnymi porządkami. Najlepiej podsumowuje to Johann Wolfgang
Goethe w swym dzienniku z wyprawy do Paestum:
„My, sposobem patrzenia, a przez to i całą swą istotą, nastawieni jesteśmy na architekturę o smuklejszych
proporcjach i za nią się opowiadamy; sprawia to, że
natłok brył zwalistych, stożkowatych kolumn wydaje
się nam przykry, a nawet straszny”. Mimo to możemy
dziś oglądać znakomity fronton w porządku doryckim
gmachu Dyrekcji Okręgowej Polskich Kolei Państwowych wzniesiony według projektu Mariana Lalewicza
w latach 1927-1930. Ta realizacja pokazuje, że doryka
grecka spotkała się także z recepcją w architekturze
polskiej w XX w.
AD REM 4/2008
artes
„Uczci ten gaik święty nasz prawnuk daleki”
O motywach słowiańskich w programie ideowym założenia
parkowego Gucin-Gaj
Piotr Sypczuk
W latach 1817-21 Stanisław Kostka Potocki
urządził na terenie dawnej posiadłości dworskiej
w Służewie jedną z wilanowskich rezydencji filialnych. Nowopowstałe założenie nazwano Gucinem,
na cześć ukochanego wnuka Augusta, pieszczotliwie
zwanego Guciem. Po śmierci hrabiego w 1821 r.,
wdowa po nim Aleksandra w dolnej części posiadłości utworzyła Gaj, czyli park-pomnik upamiętniający wybitnych braci - Stanisława Kostkę i Ignacego.
Zgodnie z zamierzeniem fundatorki, Gucin-Gaj miał
być miejscem, do którego będą mogli przybywać rodacy, aby dać publiczny wyraz wdzięczności wobec
wybitnych mężów stanu. Jedną z takich uroczystości
wspomina w swym pamiętniku Eustachy Marylski,
przytaczając okazjonalny wierszyk Szymona Kassjanowicza, którego ostatnie wersy brzmiały: „(...)
Uczci ten gaik święty nasz prawnuk daleki. W nim
pamięć Potockiego będzie trwać na wieki”.
Warto zwrócić uwagę, że w cytowanym powyżej utworze pamiątkowy park został określony jako
„święty gaik”. Koncepcja Gaju-pomnika, poprzez
swą nazwę oraz formę, odwoływała się bowiem do
pradawnej, pogańskiej tradycji zakładania świętych
gajów. Zabieg skojarzenia założenia parkowego z
zespołem drzew poświęconych bóstwom lub herosom, pozwolił dodatkowo zaakcentować szczególną
rangę tego miejsca. W warunkach porozbiorowych
w świadomości społecznej naród zaczęto utożsamiać
ze świętością, podobnie pomnik o wymowie narodowej nabrał charakteru przestrzeni sakralnej. Taka
postawa wynikała z pragnienia ocalenia i utrwalenia poczucia własnej tożsamości, te same pobudki
spowodowały wzmożone zainteresowanie historią
Polski, co wywarło niepośledni wpływ na kulturę i
sztukę.
Powyższa idea znalazła wyraz w tworzonych
wówczas kolekcjach pamiątek i zabytków rodzimych, dostrzegano także potrzebę upowszechniania
wiedzy na temat dziedzictwa kulturowego wśród narodu polskiego. Taka myśl przyświecała również Sta-
AD REM 4/2008
nisławowi Kostce Potockiemu, warto przypomnieć,
że w 1819 r. ówczesny minister Wyznań Religijnych i
Oświecenia Publicznego podjął decyzję o przygotowaniu do druku dzieła pt. „Monumenta Regum Poloniae
Cracoviensia”. Celem publikacji było wprowadzenie
do świadomości społecznej nieznanych dotychczas
szerzej zabytków o wyjątkowej wymowie ideowej. W
dniu 1 października 1821 r. (na dzień przed założeniem Gaju) ukazał się prospekt, który podawał szczegółowe dane na temat tego unikatowego wydawnictwa. Znamienne, że na karcie tytułowej publikacji
o pamiątkach narodowych postanowiono umieścić
kopce Wandy i Krakusa. Fakt wyeksponowania prehistorycznych zabytków wymownie świadczy o nowej
postawie wobec zamierzchłych, wręcz legendarnych
dziejów Polski.
W związku z rosnącym zainteresowaniem początkami naszego państwa, w kręgu Towarzystwa
Warszawskiego Przyjaciół Nauk podjęto badania naukowe nad pradziejami narodowymi. Postulowało
potrzebę prowadzenia prac nad ludowymi podaniami i pieśniami, celem wyodrębnienia z nich reliktów
prasłowiańskich, pojmowanych jako cenna zdobycz
kultury narodowej. Realizowano także programy badań historycznych, a wśród licznych prac wspomnieć
należy rozprawy Wawrzyńca Surowieckiego („Rozprawa o sposobach dopełnienia historyi i znajomości
dawnych Słowian”) czy Krzysztofa Wiesiołowskiego
(„Rozprawa o starożytnościach Religiynych Słowian
pierwszych Mieszkańców Polski”). W ówczesnym rozumieniu słowiańskie korzenie świadczyły o bogactwie tradycji i „starożytności” narodu polskiego. Pasję
poznania czasów najdawniejszych podzielali również
Ignacy i Stanisław Kostka Potoccy, którzy zresztą byli
czynnymi działaczami Towarzystwa. W zbiorach bibliotecznych obu braci najliczniejszą grupę stanowiły dzieła z zakresu historii, wśród których wymienić
można m.in. kroniki Galla, Kadłubka oraz Długosza.
Na przełomie pierwszego i drugiego dziesięciolecia XIX w. w Bibliotece Wilanowskiej zatrudniono
16
artes
Wincenty Kasprzycki, Widok Gucina
Hipolita Kownackiego, którego zadaniem było uporządkowanie i opracowanie rękopisów ze zbiorów
Potockich. Dostęp do cennych materiałów, rozbudził
zainteresowania historyczne oraz ambicje naukowe
bibliotekarza. W 1821 r. mianowano go członkiem
przybranym Towarzystwa (TWPN), które prowadziło prace nad edycjami średniowiecznych rękopisów.
W ciągu kolejnych lat Kownacki przetłumaczył, opatrzył komentarzami, a także opublikował kilka kronik, m.in. dokonał pierwszego tłumaczenia na język
polski dzieła Galla. Prace tego badacza spotkały się z
surową oceną ówczesnych uczonych, którzy zarzucali mu braki warsztatowe i bezkrytyczny stosunek do
źródeł. Mimo to jego działalność dosadnie świadczy
o chęci poznania odległej przeszłości, a także próbie
wydobycia z niej śladów autentycznej tradycji przedchrześcijańskiej. Stanisławostwo Potoccy zapewne
dobrze znali prace Kownackiego, którego można zaliczyć do grona ludzi z ich najbliższego otoczenia.
Wśród bliskich współpracowników Potockich
należy wymienić również Chrystiana Piotra Aignera, który od końca pierwszego dziesięciolecia XIX
w. aktywnie udzielał się w Towarzystwie (TWPN).
Najważniejsze znaczenie dla działalności naukowej
tego architekta miała rozprawa „O świątyniach u Starożytnych i o Słowiańskich”, w której zawarł m.in.
wyniki pionierskich badań nad słowiańskim budownictwem. W toku wywodów autor wymienił liczne
świątynie pogańskie, które określa terminem „Gon-
17
ciany”, powołując się przy tym na obszerną literaturę przedmiotu. Praca stanowi świadectwo szerokich
zainteresowań Aignera, który w swych rozważaniach
uwzględnił wiele kultur starożytnych. Autor zawarł
w pracy także spostrzeżenia na temat różnych form
miejsc kultowych, stwierdzając że pierwotnie „(...)
ludy czciły swych bogów w poświęconych gaiach.
Lasy, owszem bory i gęstym drzewem zarosłe miejsca, gdzie święte cienie wrażały uszanowanie, i w
rozmyślaniach pogrążały duszę, miano za nayzdatnieysze do wzbudzania ku nabożeństwu”.
Rozprawa została wysoko oceniona w środowisku naukowym, ale warto też spojrzeć na nią w kontekście rodzącego się romantyzmu polskiego. Aigner
w swej pracy dowodził, że w dawnych obrzędach
kultowych istotną rolę odgrywała przyroda, a Słowianie otaczali wielką czcią drzewa, które sadzili
wokół gontyn lub tworzyli wyodrębnione zespoły
drzew, zwane świętymi gajami. Właśnie w takiej atmosferze kultu najdawniejszej przeszłości, zrodziła
się idea stworzenia Gaju-pomnika, który nawiązywał
do rodzimych tradycji przedchrześcijańskich. Ponadto w rozumieniu twórców pamiątkowego parku,
stanowił on rodzaj klamry, która spajała zamierzchłą
przeszłość z teraźniejszością. Stworzenie takiego
powiązania miało istotne znaczenie, bowiem przyczyniało się do poznania, a także dowartościowania
dorobku kulturowego, co pozwalało trwać i budować
przyszłość narodu.
AD REM 4/2008
artes
Rezydencja Bąków herbu Zadora w Bąkowej Górze
Piotr Lasek
Siedziba Bąków w Bąkowej Górze od dawna budziła zainteresowanie badaczy, jednakże przed przeprowadzeniem badań terenowych (M. Głosek w latach 1983-1987) stan wiedzy o tym intrygującym zabytku był znikomy, a nawet pojawiały się sprzeczne
ze sobą poglądy co do chronologii obiektu. Wykopaliska oraz analiza architektoniczna przyniosły odkrycie
reliktów wcześniejszej budowli drewnianej na kopcu
oraz potwierdzenie późnośredniowiecznej metryki
dworu. Badania zachowanej substancji zabytkowej
dały też podstawę do rekonstrukcji planu oraz układu
przestrzennego obiektu. Zabytek usytuowany jest na
cyplu wysoczyzny nadpilickiej, na wschodnim zboczu Bąkowej Góry, ok. 300 m na północny-wschód
od centrum wsi. Posadowiony został na rzucie czworoboku zbliżonego do trapezu (13,70 x 14,40 x 30,0 x
32,10 m), grubość murów w partii przyziemia wynosi
3,40-3,90 m. Na osi wschód-zachód znajdują się dwa
ryzality, zachodni z nich mieścił zapewne schody,
a wschodni prawdopodobnie wejście do budynku,
umiejscowione na wysokości pierwszej kondygnacji.
W środkowej części ściany północnej oraz w narożnikach: północno-wschodnim, północno-zachodnim
i południowo-wschodnim budynek wzmocniono
szkarpami. W najniższej kondygnacji zachował się
podział na trzy izby: północną o kubaturze 41,50 m²,
środkową 54,0 m², południową 54,0 m². Od północy,
zachodu i wschodu otaczały budowlę wały kamienno-ziemne (częściowo zachowane), najprawdopodobniej poprzedzone suchą fosą.
Niemal równolegle z rozwojem badań nad rezydencją Bąków herbu Zadora prowadzone były studia
(A. Szymczakowej i W. Bukowskiego) nad genealogią i losami tegoż rodu, które dostarczyły wielu
ważnych wiadomości, uzupełniających w istotny
sposób pracę archeologów. W świetle tychże badań
za fundatora opisanej wyżej budowli można by uznać
Zbigniewa Bąka starszego (kasztelana rozpierskiego
w latach 1411-1434) lub jego syna Zbigniewa Bąka
młodszego (kasztelana małogoskiego od 1462 r.,
później również kasztelana rozpierskiego w latach
1467-1472). Pomimo prowadzonych prac badaw-
AD REM 4/2008
czych nad siedzibą pańską w Bąkowej Górze, wciąż
nie rozwiązano wielu ważnych problemów. Wykopaliska nie dały bowiem żadnych danych na temat
otoczenia samej rezydencji, która w 1489 r. miała się
składać m.in. z „domu starego”, „domu większego” i
„fortalitium seu turris”. Nie rozpoznano również obwodu obronnego w postaci potężnych wałów. Pewne
wątpliwości może budzić także próba rekonstrukcji
Rezydencja Bąków herbu Zadora
w Bąkowej Górze
pierwotnej bryły dworu. M. Głosek przedstawił go
jako prosty, piętrowy budynek, pozbawiony niemal
cech obronnych i umieszczony w otoczeniu oderwanym od realiów Bąkowej Góry. Jednocześnie autor
sugeruje, iż dochodząca do 3,90 m grubość murów
świadczyć może o istnieniu więcej niż dwóch kondygnacji. Powołuje się przy tym na przykład budowli w
Bydlinie, Gorlicach i Janowiczkach (Janowicach), z
których dwie ostatnie również należały do rodu pieczętującego się herbem Zadora – Karwacjanów.
Próbę wyjaśnienia niektórych poruszonych wyżej
niejasności podjął L. Kajzer, który wskazuje osobę
Zbigniewa Bąka starszego jako fundatora zamku,
jednocześnie zaznaczając, iż najprawdopodobniej nie
ukończył on przed swą śmiercią rozpoczętej inwestycji, którą sfinalizował w 2 połowie XV w. Zbigniew
Bąk młodszy. Poszukując analogii dla rezydencji
Bąków-Zadorów, autor wskazuje na wieże mieszkal-
18
artes
no-obronne z terenów Polski (Melsztyn, Pińczów),
Czech (Vitkův Hrad, Točnik, Karlstejn), a przede
wszystkim zaś na krąg realizacji z terenów Pomorza (Drawno, Krąg, Maciejewo, Płoty), północnych
Niemiec (Wendhausen, Gatersleben) i Skandynawii
(Torpahus, Scheglerschloss i Hammershus w Danii,
Glimmingenhus w Szwecji). Ogromne znaczenie autor przypisuje tu dwóm poświadczonym historycznie
podróżom dyplomatycznym kasztelana rozpierskiego do duńskiego króla Eryka VII. To właśnie wówczas miałby zostać powzięty przez Zbigniewa Bąka
Rekonstrukcja bryły budowli z 2 połowy XV w.
Widok od północnego-zachodu
(wg P. Laska, rys. J. Lasek)
starszego zamysł stworzenia rezydencji, podobnej do
obserwowanych przezeń wieżowych siedzib duńskiej
elity feudalnej. L. Kajzer zwraca też uwagę, iż monumentalna koncepcja bryły wieży-pałacu mogła być
odbiciem ambicji i pychy, obracającego się w ścisłej
czołówce politycznej swego czasu Bąka. Wskazuje na
to ogromna kubatura budowli i rozmach inwestycji,
posiadającej niewiele analogii w rodzimej architekturze. Sama bryła rezydencji została według L. Kajzera
tak zaprojektowana, aby jej zachodnia, widoczna od
strony szlaku komunikacyjnego fasada, była o 2 m
szersza (a więc bardziej reprezentacyjna) od elewacji wschodniej. Autor rekonstruuje budowlę jako 3-4
(a może nawet 5) kondygnacyjny donżon, osiągający
wysokość nawet do dwudziestu kilku metrów, kryty dwuspadowym dachem. W zachodnim ryzalicie
19
sugeruje istnienie schodów, wschodni miałby pełnić
funkcję wieżyczki strzelniczej. Koszty inwestycji w
Bąkowej Górze L. Kajzer szacuje na ponad 4.000
grzywien. Tak znacznej inwestycji dziedzice Bąkowej Góry mogli podołać ze względu na długi, liczący
być może nawet do 20 lat, proces budowlany.
Przyjmując za L. Kajzerem wariant w którym
to Zbigniew Bąk młodszy kończy rozpoczęte przez
ojca dzieło, można pokusić się o jeszcze jedną próbę
rekonstrukcji bryły budowli. Taka wersja wydarzeń
wydaje mi się bardzo prawdopodobna, jako że realizacja ambicji politycznych Zbigniewa Baką starszego (jakże przecież kosztowna) nie szła w parze z
szybkim wzrostem jego fortuny rodowej (tak jak to
miało miejsce w przypadku politycznego protektora
Bąka, biskupa Zbigniewa Oleśnickiego). Być może
w chwili, kiedy Zbigniew Bąk był na łożu śmierci,
budowa jego rezydencji była w fazie gromadzenia
materiałów i prac ziemnych, co zresztą stanowiło jedną z najbardziej kosztownych części całego procesu
budowlanego. Co prawda trzeba tu nadmienić, iż sytuacja Bąkowej Góry była niejako wyjątkowa, gdyż
w bezpośredniej jej bliskości znajdowały się wychodnie odpowiedniego kamienia, co rozwiązywało
w pewnej mierze problem niedostępności i wysokich
cen materiałów, jak też kłopoty związane z kwestią
ich transportu na większe odległości. Wciąż aktualny
musiał jednak pozostawać problem warsztatu, który
przy długim procesie realizacji inwestycji zapewne
musiał się często zmieniać. Powodowało to zapewne
dłuższe lub krótsze przerwy technologiczne w budowie, co znalazło nawet swój wyraz w zachowanych
murach zabytku. Zespół muratorów działający w Bąkowej Górze, z jednej strony musiał posiadać odpowiednie doświadczenie związane ze wznoszeniem w
trudnym, wyniosłym terenie budowli o tak znacznej
kubaturze. Z drugiej jednak strony różnice w długości elewacji wschodniej i zachodniej (które L. Kajzer
widzi jako celowe działanie budowniczych w celu
zwiększenia efektu wizualnego) mogą być również
dowodem pewnych niedociągnięć kunsztu budowlanego owych muratorów.
Jeśli więc to Zbigniewowi Bąkowi młodszemu
przypadło w udziale dokończenie dzieła poprzednika, kiedy w takim razie mógł tego dokonać? Skąd
mógł czerpać ewentualne inspiracje? Wydaje mi się,
AD REM 4/2008
artes
iż mogły tu zadecydować doświadczenia wyniesione z jego podróży na Węgry. Obecność Zbigniewa
Bąka w Budzie jest bowiem poświadczona źródłowo.
Wziął on też udział w wyprawie wojennej Władysława III, z której jednakowoż powrócił przed feralnym
starciem pod Warną w 1444 r. Pobyt na Węgrzech,
jak też udział w działaniach wojennych przeciw Turkom, nie tylko okryły Zbigniewa Bąka sławą, ale zapewne dostarczyły też znacznych profitów majątkowych, skoro po powrocie do kraju bierze w zastaw
część wsi Wola Chełmska i Przegorzały. Być może
wówczas dopiero miał możność rozpocząć lub raczej
dokończyć budowę rodowej siedziby. Może opromieniony blaskiem rycerskich przewag oraz wzbogacony
na Węgrzech zgromadził odpowiednich fachowców
i sprowadził ich do Królestwa dla finalizacji dzieła
ojca. Mimo ogromnego zagrożenia ze strony Turcji i
niepokojów wewnętrznych ruch budowlany na Węgrzech nie ustawał, także jeśli idzie o rozwój murowanych siedzib obronno-rezydencjonalnych węgierskiej
szlachty. W XV w. pojawia się w architekturze tego
rodzaju założeń (częściowo pod wpływem francuskim, lecz za pośrednictwem niemieckim, częściowo
zaś poprzez wpływy architektury włoskiej) nowy typ
siedziby pańskiej, będący połączeniem wieży mieszkalnej i piętrowego zazwyczaj pałacu. Wieża umieszczana bywa, co ciekawe, najczęściej na osi głównej
fasady domu, posiadającego zazwyczaj trójdzielny
układ pomieszczeń. Takie przykłady spotkamy choćby w Hédervárze, Simonyi, Devecser. Być może
wzmianka z 1489 r. o „fortalitium seu turris” odnosi
się właśnie do podobnego obiektu. Taką możliwość
rekonstrukcji zasugerował autor monografii obiektu
- M. Głosek, pisząc iż „(...) nie można wykluczyć,
że ryzalit wschodni z głównym wejściem miał kształt
wieży (...)”. W proponowanej przeze mnie próbie odtworzenia bryły budowli zdecydowałem się jednak
nadać wieżowy charakter nie wschodniemu, a właśnie zachodniemu ryzalitowi. Ma to, moim zdaniem,
uzasadnienie w usytuowaniu obiektu. Część zachodnia była bowiem, jak to zauważył L. Kajzer, najlepiej
eksponowaną częścią budowli, widoczną z daleka
dla przybyszów zbliżających się od strony doliny Pilicy do Bąkowej Góry. Stanowiła niejako architektoniczną „wizytówkę” całego kompleksu obronno-rezydencjonalnego. Być może z czasem mianem tego
AD REM 4/2008
najbardziej reprezentacyjnego i okazałego elementu
rezydencji Bąków zaczęto określać całość obronnego
dworu w Bąkowej Górze – stąd wzmiankowane już
„fortalitium seu turris”.
Trudno określić bez żadnych wątpliwości, jak naprawdę wyglądała pierwotnie siedziba Bąków herbu
Zadora i która z ukazanych powyżej możliwości rekonstrukcji jest prawdziwa. Nie posiadamy bowiem
jak dotąd żadnych źródeł ikonograficznych, umożliwiających uprawdopodobnienie którejś z nich. Także przedstawione w niniejszym artykule dociekania
i propozycje należy traktować tylko i wyłącznie jako
ostrożne hipotezy. Zapewne dalsze badania przyczynią się do lepszego poznania obiektu w Bąkowej
Górze, a także staną się przyczynkiem do szerszej
dyskusji nad wymianą rozwiązań architektonicznych
na terenie Europy Środkowo-Wschodniej, ich lokalnymi uwarunkowaniami oraz wpływem jaki miał na
proces powstawania rezydencji obronnej jej fundator.
Czytelnikom zainteresowanym badaniami nad
rezydencją w Bąkowej Górze polecam następującą
lekturę: M. Głosek, Dwór murowany w Bąkowej
Górze, Łódź 1998; L. Kajzer, Czy Zbigniew Bąk
mieszkał w prawdziwym zamku, Kwartalnik Historii Kultury Materialnej, LI, 2003, z. 3-4, s. 337-353;
A. Szymczakowa, Dziedzice Bąkowej Góry w wieku XV, Rocznik Łódzki, XL, 1993, s. 119-148.
Rekonstrukcja wschodniej elewacji budowli
z 2 połowy XV w. (wg P. Laska, rys. J. Lasek)
20
mirabilia mundi
Marae - polinezyjskie place zgromadzeń
Maciej Marciniak
Każda społeczność na świecie potrzebuje
miejsca zgromadzeń. W starożytnej Grecji była
nim agora, w Rzymie forum, zaś w miastach średniowiecznych rynek. Społeczność polinezyjska
nazywała to miejsce marae (il. 1). Wznoszono je
najczęściej na planie prostokąta konstruując niewielki okalający murek z otoczaków, bazaltu, tufu
wulkanicznego lub płyt koralowca. Marae mogło
mieć również formę platformy lub tarasu. Na atolach pochodzenia koralowego konstrukcje te były
mniejsze, liczyły zaledwie kilka metrów długości
i szerokości, a murek zastępowano krawężnikiem
z płyt koralowca. Niekiedy trzeba było zrezygnować nawet z niego, wtedy zasięg placu wyznaczał
koralowy żwir.
il. 1. Marae z Wysp Towarzystwa
Na jednym z krótszych boków wznoszono najważniejszy element całego założenia - ahu. Była to
platforma, najczęściej piramidalna, składająca się
z kilku stopni. To na niej ustawiano przedstawienia bóstw i składano ofiary, a w ich wnętrzu chowano najważniejszych członków społeczności. Na
samym placu mogły znajdować się również inne
21
założenia, takie jak chata kapłana lub wodza, wieże
ceremonialne, kamienne płyty przypominające dzisiejsze nagrobki, jednak pełniące funkcję oparć lub
„miejsc odpoczynku” dla duchów, a także ołtarze
ofiarne zwane ti’i.
Mimo, że marae miały raczej niewielkie wymiary (ich dłuższy bok mierzył od kilku do kilkudziesięciu metrów), to zdarzały się wyjątki. Jednym z
nich jest Marae Mahaiatea. Należy zaznaczyć, że
jest to tylko jedna z wielu nazw nadawanych tej
konstrukcji znajdującej się na Tahiti. Ahu znajdujące się w obrębie tego marae jest wyjątkowe ze
względu na swój rozmiar. Obecnie obiekt znajduje
się w stanie daleko posuniętej destrukcji ze względu na powszechny na świecie zwyczaj rozbierania
dawnych konstrukcji przez miejscową ludność w
celu pozyskania surowca. Ciężko jest dziś odtworzyć wygląd tego ahu ze względu na sprzeczności
w opisach XVIII-wiecznych podróżników. Wiemy,
że podstawa miała około 81 na 22 do 26 m, a wysokość miałaby sięgać od 13 do 15 m. Dane nie są
zgodne nawet co do liczby stopni tej „piramidy”,
będącej w rzeczywistości grobowcem kobiety-wodza, wzniesionym około 1767 r. Dlatego posłużę
się jedną z zachowanych ilustracji tego marae, której autor przedstawił „piramidę” o dziesięciu stopniach (il. 2).
We wnętrzu marae odbywały się wszystkie ceremonie ludów polinezyjskich, począwszy od obrzędów religijnych, poprzez pogrzeby, a skończywszy
na przyjmowaniu gości. Najhuczniejsze uroczystości towarzyszyły ofiarowywaniu bóstwom pierwszych owoców, pogrzebowi wodza, a także ceremonii mianowania nowego. W ofierze składano
głównie żywność, ptasie pióra i świnie. Zdarzało
się jednak, że w czasie bardzo ważnego wydarzenia (jakim było np. poświęcenie nowego marae lub
łodzi, mającej odbywać podróże oceaniczne) składano ofiarę z człowieka. Nie był to zwyczaj praktykowany na wszystkich wyspach i nie zdarzało się
AD REM 4/2008
mirabilia mundi
il. 2. Marae Mahaiatea
to tak często, jak chcieliby tego amatorzy książek
podróżniczo-przygodowych.
Należy jednak pamiętać, że marae nie było tylko zwykłą konstrukcją użyteczności publicznej. W
kamieniach, zwłaszcza węgielnym, magazynowana była moc mana. Termin ten w rozumieniu Polinezyjczyków oznaczał energię sprawczą, dzięki
której człowiek jest w stanie dokonywać różnych
rzeczy, zarówno tych zupełnie prostych (np. skonstruowanie narzędzia), jak i takich, których mogli
dokonywać tylko wodzowie i kapłani (np. odprawianie ceremonii). Mana mogła być magazynowana w czaszce przodka, przedmiotach kultu, jak i w
samym marae. Moc taka należała do właściciela
danego przedmiotu czy konstrukcji. Tak więc place zgromadzeń nie należały do społeczności, ale do
konkretnej osoby, rodziny lub „grupy zawodowej”
(np. rybaków, budowniczych łodzi lub rzeźbiarzy).
Przez wszechobecność mana w zasadzie wszystkie
wykonywane czynności należały do strefy sacrum.
Istniały różne typy marae, do najważniejszych
należały tzw. marae międzywyspowe. Były one
miejscami oceanicznych pielgrzymek. Ludność
odwiedzała te budowle w celu pozyskania kamienia węgielnego pod nową konstrukcję, która miała
AD REM 4/2008
powstać na ich wyspie. Najbardziej znanym marae
jest Taputapu-atea (il. 3) na wyspie Ra’iatei w archipelagu Wysp Towarzystwa (Polinezja Francuska).
Została ona wzniesiona ku czci nowego boga ‘Oro,
który niedługo potem stał się głównym bóstwem w
całym archipelagu, a także na niektórych wyspach
poza nim. Stało się tak dzięki działalności stowarzyszenia arioi. Był to rodzaj organizacji religijnej
i artystycznej, w której skład wchodzili kapłani i
młodzież obojga płci, wywodząca się z wyższych
warstw społecznych. Członkowie podzieleni byli
na grupy o różnym stopniu wtajemniczenia. Stowarzyszenie miało wpływy polityczne i organizowało
wyprawy na odległe wyspy, ujednolicając i umacniając tradycję polinezyjskiej kultury.
Należy jednak pamiętać, że ludność kultury polinezyjskiej zaludniła wyspy od Hawajów na północy po Nową Zelandię na południu i od Archipelagów Samoa i Tonga na zachodzie aż po Wyspę
Wielkanocną na wschodzie. Tym samym jest to
jeden z największych pod względem rozpiętości
geograficznej obszarów kulturowych na świecie. W
związku z gigantycznymi odległościami, jakie dzielą niektóre z archipelagów, i co za tym idzie niekiedy długimi okresami ich izolacji, należy pamiętać,
aby nie przesadzać z uogólnieniami. Powyższy
opis placów zgromadzeń zwanych marae dotyczy
zwłaszcza archipelagów Centralnej Polinezji.
il. 3. Marae Taputapu-atea. Miejsce pielgrzymek ludności
polinezyjskiej
22

Podobne dokumenty

Prof. Iwona Modrzewska-Pianetti Nowa książka prof. Iwony

Prof. Iwona Modrzewska-Pianetti Nowa książka prof. Iwony Kwartalnik Akademicki AD REM nr 1-2/2009 Wydawca: Ośrodek Badań nad Antykiem Europy Południowo-Wschodniej UW ul. Krakowskie Przedmieście 32 00-927 Warszawa e-mail: [email protected]

Bardziej szczegółowo