1 okładka - Misje Franciszkańskie

Transkrypt

1 okładka - Misje Franciszkańskie
ISSN 1689-9458
numer podwójny
4(19) 2009 - 1(20) 2010
spojrzenia
zamyślenia nad Biblią
Ja jestem drogą, prawdą i życiem
2
plątanina
„Niech się nie trwoży serce wasze.
Wierzycie w Boga? I we mnie wierzcie!
W domu Ojca mego jest mieszkań wiele.
Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział.
Idę przecież przygotować wam miejsce.
A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce,
przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie,
abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem.
Znacie drogę, dokąd Ja idę”.
Odezwał się do Niego Tomasz:
„Panie, nie wiemy, dokąd idziesz.
Jak więc możemy znać drogę?”
Odpowiedział mu Jezus:
„Ja jestem drogą i prawdą , i życiem.
Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej
jak tylko przeze Mnie” (J 14, 1-6).
Chrześcijaństwa nie można sprowadzić
do poziomu systemu etycznego czy kodeksu
postępowania. Chrześcijaństwo to doświadczenie spotkania z Trójjedynym Bogiem, który
wchodzi w historię ludzkości i człowieka.
W chrześcijaństwie chodzi o życie i to o
życie wieczne. Jako chrześcijanin idę przez życie z Jezusem, a moim celem jest dom Ojca, w
którym „jest mieszkań wiele”.
Jezus jest moją prawdą i Nauczycielem
Prawdy. To On pokazuje mi, jak mam żyć. On
jest jedyną drogą do Ojca. Dzięki relacji z Nim
poznaję Ojca. W nim odkrywam prawdziwe
Życie.
Idąc z Jezusem przez życie, nie chcę być
obłudnikiem. Dlatego odkrywam w Jego
Ewangelii również kodeks postępowania.
Żyjemy w plątaninie. Plątanina myśli,
celów, sensów, słów. Trudno w myślach, twierdzeniach, narzucających się lub narzucanych
sensach i celach odnaleźć Myśl, Cel, Sens,
Słowo. I człowiek nie widząc jednego Sensu,
Celu, Słowa odnajduje w plątaninie jakiś element, z którego zrobi sobie namiastkę sensu.
„Skoro w życiu nie widzę sensu i celu ponadczasowego, znajdę sobie sens doraźny. Skoro
nic nie ma sensu, jedzmy pijmy, używajmy, bo
jutro pomrzemy. Skoro nic nie ma sensu, kupię
sobie nowy samochód, mieszkanie, laptopa i
jeszcze coś tam. Aby tylko czymś wypełnić
pustkę”. W ten sposób tracimy coś z naszego
człowieczeństwa, przynajmniej o jeden krok
cofamy się w ewolucji.
Jedynym sposobem wyzwolenia się z
plątaniny i namiastek jest chrześcijańska
Ewangelia, Dobra Nowina. Ona odkrywa przed
człowiekiem sens i sposób istnienia godny
człowieka. Ewangelia nie jest pobożną historią,
spisaną dla wspomnień. Jest księgą Życia, prawdziwego Życia, które stoi przed nami i zaprasza do wyruszenia w drogę. I do poznania
prawdy. O sobie i ludziach, świecie i Bogu.
Opuścić namiastkowe sensy nie jest łatwo. Są wygodne i nie zmuszają do myślenia.
Wygodniej tkwić w małym „imperium”, które
sobie zbudowaliśmy, w plątaninie.
Co to znaczy, że jestem człowiekiem?
Izajasz
Ituriel
PAPIESKIE INTENCJE MISYJNE
październik
2009
By cały Lud Boży, któremu Chrystus powierzył mandat głoszenia Ewangelii każdemu stworzeniu,
gorliwie przyjął misjonarską odpowiedzialność
i uważał ja za najwyższą służbę, jaką może wyświadczyć ludzkości
listopad
By wyznawcy różnych religii, przez świadectwo własnego życia i braterski dialog
wyraźnie pokazali, że imię Boga przynosi pokój
grudzień
By na Boże Narodzenie narody świata rozpoznały we Wcielonym Słowie
światło oświecające każdego człowieka
i by otworzyły swe drzwi Chrystusowi, Zbawicielowi świata
Od Redakcji
Nasz Zakon Franciszkanów w ostatnich miesiącach ubiegłego roku obchodził
wielki Jubileusz 800-lecia swojego istnienia.
Tej tematyce poświęcony był ostatni specjalny numer „Lafii”, który ukazał się pod koniec września 2009 roku. Przybliżyliśmy w
nim duchowość misyjną, która wynika z
Reguły franciszkańskiej, historię misji
franciszkańskich oraz sposoby i obszary
ewangelizacji prowadzonej przez franciszkanów we współczesnym świecie.
Z niewielkim opóźnieniem oddajemy do rąk Czytelników nowy, podwójny numer naszego kwartalnika. Mamy nadzieję, że
spotka się on z życzliwym zainteresowaniem.
Spis treści
zamyślenia nad Biblią
spojrzenia
2
od Redakcji
3
orędzie papieża Benedykta XVI
na Światowy Dzień Misyjny 2009
4
inkulturacja - krótkie wprowadzenie
6
M.Uniżycki OFM
zapiski afrykańskie (10)
wierzenia i obyczaje plemienia Zande 8
P. Iwaszko OFM
ku duchowości misyjnej (7)
pragnienia duchowe
12
J. Kulpa OFM
z archiwum misji w Togo (2)
trudne początki
16
B. Kotrys OFM
misje w Piśmie Świętym (2)
natura posłannictwa i misji
22
E. Urbański OFM
religie świata w dialogu (3)
Islam
24
P. Kubasiak OFM
2010
misje w obiektywie
26
franciszkańskie aktualności misyjne
28
informacje misyjne w skrócie
29
styczeń
Aby każdy wierzący w Chrystusa uświadomił sobie,
że jedność wszystkich chrześcijan
stanowi konieczny warunek skuteczniejszego głoszenia Ewangelii.
luty
Aby Kościół, świadomy swojej tożsamości misyjnej,
starał się wiernie naśladować Chrystusa i głosić Jego Ewangelię wszystkim narodom.
marzec
Aby Kościoły w Afryce były znakiem i narzędziem pojednania oraz sprawiedliwości
we wszystkich regionach kontynentu.
3
nauczanie Kościoła
„W jego świetle
będą chodziły narody”
(Ap 21, 24)
Orędzie papieża Benedykta XVI na Światowy Dzień Misyjny 2009
4
W tę niedzielę poświęconą misjom,
zwracam się przede wszystkim do was, bracia
w posłudze biskupiej i kapłańskiej, a także do
was, bracia i siostry całego Ludu Bożego, by
każdego z was zachęcić do odnowienia w sobie
świadomości misyjnego przesłania Chrystusa,
by za przykładem św. Pawła, Apostoła Narodów, „nauczać wszystkie narody” (Mt 28,19).
„W jego świetle będą chodziły narody”
(Ap 21, 24). Celem misji Kościoła jest bowiem
oświecenie światłem Ewangelii wszystkich narodów w ich historycznej drodze ku Bogu, aby
w Nim osiągnęły swe całkowite urzeczywistnienie i wypełnienie. Powinniśmy odczuwać
pragnienie i pasję oświecenia wszystkich narodów światłem Chrystusa, jaśniejącym na obliczu Kościoła, aby wszyscy zgromadzili się w
jednej rodzinie ludzkiej, której miłującym ojcem jest Bóg.
W tej właśnie perspektywie uczniowie
Chrystusa, rozproszeni po całym świecie, działają, trudzą się, jęczą pod ciężarem cierpień i
oddają życie. Z mocą potwierdzam ponownie
to, co wiele razy mówili moi czcigodni poprzednicy: Kościół nie działa, by zwiększyć swoją
potęgę czy umocnić swoje panowanie, lecz aby
wszystkim zanieść Chrystusa, zbawienie świata. Dążymy jedynie do tego, by służyć całej ludzkości, zwłaszcza najbardziej cierpiącej i
zmarginalizowanej, wierzymy bowiem, że
„głoszenie Ewangelii ludziom naszych czasów
(...) należy uważać bez wątpienia za służbę
świadczoną nie tylko społeczności chrześcijan,
ale także całej ludzkości” (Evangelii nuntiandi,
1), której „nieobce są wspaniałe osiągnięcia, ale
która, jak się wydaje, zatraciła sens spraw ostatecznych i samego istnienia” (Redemptoris
missio, 2).
1. Wszystkie narody wezwane do zbawienia
W rzeczywistości cała ludzkość jest w
sposób radykalny wezwana, by powrócić do
swego źródła, którym jest Bóg, gdyż tylko w
Nim znajdzie swe wypełnienie przez odnowienie wszystkiego w Chrystusie. Rozproszenie, różnorodność, konflikt i wrogość zostaną
przezwyciężone i pojednane przez
krew Krzy-ża i doprowadzone na nowo do
jedności.
Ten nowy początek już nastąpił wraz ze
zmartwychwstaniem i wyniesieniem Chrystusa, który wszystkie rzeczy pociąga ku sobie,
odnawia je i umożliwia im udział w wiecznej
radości Boga. Przyszłość nowego stworzenia
jaśnieje już w naszym świecie i nawet pośród
sprzeczności i cierpień, rozpala nadzieję na nowe życie. Misją Kościoła jest „zarażenie” nadzieją wszystkich ludów. Dlatego Chrystus
powołuje, usprawiedliwia, uświęca i posyła
swych uczniów, by głosili Królestwo Boże, aby
wszystkie narody stały się Ludem Bożym. Tylko w takiej misji można zrozumieć i uwierzytelnić prawdziwą historyczną drogę ludzkości.
Powszechna misja powinna stać się podstawową stałą cechą życia Kościoła. Głoszenie Ewangelii winno być dla nas, tak jak to było dla Apostoła Pawła, niepodważalnym i pierwszoplanowym obowiązkiem.
2. Kościół pielgrzymujący
Kościół powszechny, który nie zna granic, czuje się odpowiedzialny za głoszenie
Ewangelii wszystkim narodom (por. Evangelii
nuntiandi, 53). Będąc zalążkiem nadziei winien kontynuować posługę Chrystusa dla
świata. Jego misja i jego posługa są na miarę nie
potrzeb materialnych czy nawet duchowych,
które wyczerpują się w ramach życia doczesnego, lecz nadprzyrodzonego zbawienia, które
realizuje się w Królestwie Bożym (por. Evangelii nuntiandi, 27). Królestwo to, choć ostatecznie eschatologiczne a nie z tego świata (por. J
18, 36), jest także na tym świecie i w jego historii
siłą na rzecz sprawiedliwości, pokoju, prawdziwej wolności i poszanowania godności każdego człowieka. Kościół pragnie przekształcać
świat przez głoszenie Ewangelii miłości, której
światło „zawsze na nowo rozprasza mroki ciemnego świata i daje nam odwagę do życia i
działania, żeby w ten sposób sprawić, aby Boże
światło dotarło do świata” (Deus caritas est,
39). Do udziału w tej misji i służbie wzywam,
instytucje Kościoła.
3. Misja ad gentes
Misją Kościoła jest zatem wzywanie
wszystkich narodów do zbawienia dokonanego przez Boga przez swego Wcielonego Syna.
Toteż konieczne jest ponowne zobowiązanie
się do głoszenia Ewangelii, która jest zaczynem wolności i postępu, braterstwa, jedności i
pokoju (por. Ad gentes, 8). Chcę „ponownie z
naciskiem stwierdzić, że nakaz głoszenia Ewangelii wszystkim ludziom jest pierwszorzędnym i naturalnym posłannictwem Kościoła”
(Evangelii nuntinadi, 14), zadaniem i posłannictwem, które rozległe i głębokie przemiany
obecnego społeczeństwa czynią jeszcze bardziej palącymi. Poddaje się w wątpliwość zbawienie wieczne osób, cel i samo wypełnienie
dziejów ludzkich i wszechświata. Ożywiani i
inspirowani przez Apostoła Narodów musimy być świadomi, że Bóg ma liczny lud we
wszystkich miastach, przemierzanych także
przez apostołów dnia dzisiejszego (por. Dz 18,
10). „Bo dla was jest obietnica i dla dzieci waszych, i dla wszystkich, którzy są daleko, a których powoła Pan Bóg nasz” (Dz 2, 39).
Cały Kościół musi się angażować w
misję ad gentes, dopóki zbawcze panowanie
Chrystusa nie zostanie w pełni urzeczywistnione: "Teraz wszakże nie widzimy jeszcze,
aby wszystko było Mu poddane" (Hbr 2, 8).
4. Powołani do ewangelizowania także
przez męczeństwo
W tym Dniu poświęconym misjom
wspominam w modlitwie tych, którzy poświęcili swe życie wyłącznie pracy ewangelizacyjnej. Szczególnie wspominam te Kościoły
lokalne oraz tych misjonarzy i misjonarki, którzy znajdują się w sytuacji dawania świadectwa i szerzenia Królestwa Bożego w warunkach
prześladowań, z formami ucisku od dyskryminacji społecznej po uwięzienie, tortury i
śmierć. Niemało jest tych, którzy obecnie narażeni są na śmierć z powodu Jego "Imienia". Ciągle jeszcze przerażająco aktualne jest to, co napisał mój czcigodny Poprzednik Papież Jan Paweł II: „Ich jubileuszowe wspomnienie pozwoliło nam odkryć zaskakującą rzeczywistość,
ukazując, że nasza epoka jest szczególnie bogata w świadków, którzy w taki czy inny sposób potrafili żyć Ewangelią mimo wrogości
otoczenia i prześladowań, składając często
najwyższe świadectwo krwi" (Novo millennio
ineunte, 41).
Udział w misji Chrystusa wyróżnia bowiem także życie głosicieli Ewangelii, którym
przeznaczony jest ten sam los, co ich Mistrzowi: "Pamiętajcie na słowo, które do was po-
wiedziałem: «Sługa nie jest większy od
swego pana». Jeżeli Mnie prześladowali, to i
was będą prześladować" (J 15, 20). Kościół staje
na tej sa-mej drodze i dzieli ten sam los, co
Chrystus, gdyż nie działa na fundamencie
logiki ludzkiej lub licząc na racje siły, lecz idzie
drogą Krzyża i staje się w ten sposób, w
synowskim posłu-szeństwie Ojcu, świadkiem i
towarzyszem drogi tej ludzkości.
Kościołom starożytnym, jak i tym powstałym później, przypominam, że Pan postawił je jako sól ziemi i światłość świata, powołane do szerzenia Chrystusa, Światłości Ludów, aż na krańce ziemi. Misja ad gentes winna
stanowić priorytet ich planów duszpasterskich.
Papieskim Dziełom Misyjnym przekazuję podziękowanie i zachętę do niezbędnej
pracy, aby zapewniały animację, formację misyjną i pomoc gospodarczą młodym Kościołom. Za pośrednictwem tych instytucji papieskich dokonuje się w sposób widzialny
wspólnota między Kościołami, z wymianą darów, we wzajemnej trosce i we wspólnym planowaniu misyjnym.
5. Zakończenie
Rozmach misyjny jest zawsze znakiem
żywotności naszych Kościołów (por. Redemptoris missio, 2) Należy jednak jeszcze raz mocno potwierdzić, że ewangelizacja jest dziełem
Ducha i że zanim jeszcze stanie się działaniem,
jest świadectwem i promieniowaniem światła
Chrystusa (por. Redemptoris missio, 26) przez
Kościół lokalny, który wysyła swych misjonarzy i misjonarki, aby przekraczali własne granice. Proszę więc wszystkich katolików o modlitwę do Ducha Świętego, aby umacniał w Kościele zamiłowanie do misji szerzenia Królestwa Bożego oraz wspierania misjonarzy, misjonarek i wspólnot chrześcijańskich zaangażowanych na pierwszej linii w tej misji, niekiedy
w środowiskach wrogich i w prześladowaniach.
Jednocześnie zapraszam wszystkich do
dawania widzialnego znaku wspólnoty między Kościołami przez pomoc ekonomiczną,
zwłaszcza w okresie kryzysu, jaki przeżywa
ludzkość, aby młode Kościoły lokalne były w
stanie oświecać ludy Ewangelią miłości.
Niech prowadzi nas w naszym działaniu misyjnym Maryja Panna, Gwiazda Nowej
Ewangelizacji, która dała światu Chrystusa,
danego jako światło narodów, aby zaniósł zbawienie "aż po krańce ziemi" (Dz 13, 37).
Udzielam wszystkim swego błogosławieństwa.
Watykan, 29 czerwca 2009 r.
5
Inkulturacja
krótkie wprowadzenie
o. Mariusz Uniżycki OFM
6
Inkulturację pojmować można z jednej
strony jako metodę, z drugiej zaś jako zasadę
teologiczną. Głównym zadaniem niniejszego
artykułu jest ogólne wprowadzenie w zagadnienie inkulturacji z uwzględnieniem jej teologicznych korzeni.
W popularnym „Leksykonie teologii
fundamentalnej” czytamy, że w podstawowym sensie termin „inkulturacja” oznacza
„zakorzenienie się chrześcijańskiego orędzia
w konkretnej kulturze w ten sposób, iż respektuje ono zdrowe elementy tej kultury, wszczepia w nią wartości chrześcijańskie, co z czasem
prowadzi do pełnego uformowania się życia
chrześcijańskiego; oznacza też wewnętrzną
transformację autentycznych wartości kulturowych przez ich zintegrowanie z chrześcijaństwem oraz jego wszczepienie w różne kultury
ludzkie”. Definicja ta, zauważmy, eksponuje
funkcjonalny aspekt inkulturacji, która rozumiana jest tu jako metoda ewangelizacji. Metoda inkulturacyjna zakładałaby więc przede
wszystkim taki sposób uprawiania przez Kościół misji wśród pogan (czyli innych kultur),
który nie niszczyłby kultury danego narodu,
lecz przeciwnie wszczepiałby w te kultury
Ewangelię. Chodziłoby tu również zaniechanie „eksportu” kultury zachodniej (czy jakiejkolwiek innej) wraz z głoszoną Ewangelią. Samo pojęcie inkulturacji jest terminem stosunkowo młodym, zostało ukute w XX wieku. Nie
oznacza to jednak, że sama idea inkulturacji
fot. Piotr Rzucidło OFM
fot. Piotr Rzucidło OFM
narodziła się dopiero w tym czasie. Śledząc
historię Kościoła zwłaszcza w aspekcie misji,
znajdujemy próby inkulturowania chrześcijaństwa w kultury niechrześcijańskie. Pierwszą taką próbą było bez wątpienia wystąpienie św. Pawła na greckim Areopagu, gdzie Paweł dostrzega możliwość wszczepienia Ewangelii w grecki sposób myślenia. Wraz z rozwojem Kościoła i w pewnym sensie „upaństwowieniem” chrześcijaństwa po edykcie konstantyńskim, jak się wydaje, kwestia inkulturacyjnego głoszenia Ewangelii została nieco
zarzucona, gdyż jako religia „państwowa”
chrześcijaństwo miało ułatwioną drogę do rozszerzania się wśród narodów pogańskich. I jak
uczy nas historia, narody przyjmujące chrześcijaństwo w obszarze wpływów Kościoła
zachodniego, przyjmowały „łacińską” kulturę
i sposób myślenia, natomiast te, które ewangelizowane były przez wschodnie płuco Kościoła, stawały się „greckie” w myśleniu i liturgii,
nawet jeśli była ona celebrowana w rodzimych
językach. Konieczność metody inkulturacyjnej
została na nowo „odkryta” wraz z nowożytnym rozwojem misji w Kościele zachodnim.
Oczywiście, sama inkulturacja jest wynikiem
długiego procesu rozwoju samej idei. Jak zauważa ks. prof. J. Różański, „faktyczne spotkanie różnorodnych kultur z Dobrą Nowiną
interpretowane było z perspektywy historycznej – i niekiedy współczesnej – w wielu termi-
fot. Piotr Rzucidło OFM
nach. Największą popularność zdobyły określenia (…) adaptacja i akomodacja. Adaptacja to
określenie wywodzące się z języka łacińskiego
i oznaczające dostosowanie, przystosowanie
się do czegoś nowego. Termin ten używany
jest w biologii, naukach społecznych i pedagogice. W tych dyscyplinach akomodacja uważana jest za jeden z etapów procesu adaptacji i jej
element konstytutywny, w teologii jednak proces akomodacji polega na dostosowaniu formy
przepowiadania Ewangelii oraz naukowej systematyzacji treści Objawienia do mentalności
odbiorcy w zależności od rozwoju i zmienności prądów umysłowych w różnych czasach i
kulturach. Akomodacja dokonywała się już w
czasach apostolskich. Jako akomodacja misyjna termin ten pojawił się w związku z nowożytnymi odkryciami geograficznymi i zderzeniem chrześcijaństwa powiązanego z kulturą
Zachodu z nowymi religiami i kulturami
Wschodu. W tym znaczeniu akomodacja
oznaczała przystosowanie sposobów przepowiadania Słowa Bożego, form liturgii i struktur
kościelnych do kultury spotkanych narodów i
ludów”.
Pojęcie inkulturacji jest używane od lat
trzydziestych dwudziestego wieku. Pojawiło
się ono jako synonim enkulturacji. Z czasem
zadomowiło się w misjologii. W dokumentach
papieskich termin ten pojawił się po raz
pierwszy w adhortacji Jana Pawła II „Catechesi
tradendae” z 1979 roku.
Fundamentem właściwego, teologicznego spojrzenia na inkulturację i to zarówno w
jej aspekcie teoretycznym jak i praktycznym
jest powiązanie jej z tajemnicą Objawienia się
Boga, której ukoronowaniem było Wcielenie
Syna Bożego.
Patrząc ze współczesnej perspektywy
teologicznej, pojęcie i koncepcja inkulturacji
jest głęboko zakorzenione w historii zbawienia, którego konstytutywnym elementem i
podstawą jest proces objawienia się Boga czło-
wiekowi, ludzkości. Bóg dokonał inkulturacji
Słowa Bożego w ludzką historię, w ludzką rzeczywistość. Jeśli objawienie Boże rozumiemy
jako wkroczenie Boga w dzieje ludzkości w historii Izraela i osiągające swą pełnię w Jezusie
Chrystusie, to owo wkroczenie jest niczym innym jak wejściem Boga w najszerzej rozumianą kulturę człowieka, którą stworzył on jako
wypełnienie zadania czynienia sobie ziemi
poddaną. Bóg mówi do człowieka jego językiem. Mowa Boga jest dostosowana do możliwości recepcyjnych człowieka. To nie człowiek
uczy się Bożego języka, ale Bóg mówi językiem
człowieka i na poziomie jego możliwości poznawczych. Takie rozumienie Bożego Objawienia jest obecne od zawsze. Zauważmy na marginesie, że chrześcijańska apologetyka, nawet
w dobie najzacieklejszych ataków kontestatorów zapisu Objawienia zawartego w Biblii, a
dotyczących głównie danych na temat stworzenia świata czy człowieka, takim właśnie
argumentem, o dostosowaniu przez Boga
sposobu objawienia do możliwości poznawczych człowieka, broniła wiarygodności tradycji biblijnej. Teza o inkulturacji przez Boga
słowa jest bezdyskusyjna. Jest ona zwłaszcza
widoczna w koncepcji transcedentalno-antropologicznej Objawienia Bożego, która zakłada,
że ze względu na człowieka, który jest adresatem Objawienia, otrzymało ono ściśle określoną postać, bowiem realizowało się poprzez
ludzką naturę i ludzki język. Pogłębione rozumienie inkulturacji musi więc wychodzić od
twierdzenia, że Objawienie Boże nie jest jedynie sumą gotowych nauk, jakie Bóg w przeszłości objawił człowiekowi, aby strzegł ich
przez wieki jako kosztowny materiał archiwalny, lecz jest raczej dialogicznym wydarzeniem
pomiędzy Bogiem a człowiekiem.
autor korzystał z książki
ks. J. Różańskiego
Wokół koncepcji inkulturacji
Warszawa 2008.
fot. Piotr Rzucidło OFM
7
zapiski
afrykańskie (10)
wierzenia i obyczaje plemienia Zande
w Republice Środkowoafrykańskiej
o. Pacyfik Iwaszko OFM
8
1. Misja katolicka Zemio
Dzieląc się moimi wrażeniami pracy misyjnej w Republice Środkowoafrykańskiej, chciałbym
opowiedzieć o jednym z najbiedniejszych krajów
świata, w którym żyją inni ludzie, mający swoją
godność i odrębną kulturę. Świat ten przyciąga naszą uwagę tylko ze względu na swoje problemy.
Afryka jest wciąż mało znana. Zrozumienie jej z
pewnością pomoże nam zrozumieć nasz świat. Pozwoli nam odkryć na nowo to, co zatraciliśmy. Przede wszystkim wzajemną solidarność, której często
miałem okazję doświadczyć będąc w drodze i składając wizyty w wioskach.
Codziennie można było uczyć się od nich
pogodnego spojrzenia na życie, które wcale nie jest
łatwe. W życiu nie zawsze odnosimy sukcesy. Bywają również porażki i cierpienie. O cierpieniach na
kontynencie afrykańskim na skutek chorób i wojen
mówił Ojciec Święty Jan Paweł II w dokumencie
ogłoszonym w 1995 r. na zakończenie zgromadzenia biskupów afrykańskich w Kamerunie. Dokument ukazuje bogactwo duchowe Kościoła w Afryce, jego żywotność i dynamizm, choć katolicy stanowią tu zaledwie czternaście procent ludności.
Podkreśla, że Afryka może też z pewnością odegrać
ważną rolę w dialogu z muzułmanami.
W ostatnich dziesięcioleciach liczne kraje
afrykańskie obchodziły setną rocznicę ewangelizacji. Dopiero pod koniec dziewiętnastego wieku,
wraz z rozwojem motoryzacji, Ewangelia dotarła do
miejsc najbardziej niedostępnych. Szczególnie
wiek XX stał się dla Kościoła czasem intensywnej
działalności misyjnej. Sobór Watykański II uznał
głoszenie Ewangelii za rzecz tak ważną, że wydał w
tej sprawie specjalny dokument „Dekret o działalności misyjnej Kościoła”, aby jeszcze bardziej pobudzić nas do aktywności misyjnej. Również Papież Jan Paweł II, idąc śladem soborowych idei, wydał Encyklikę „Redemptoris missio”, w której podkreślił potrzebę głoszenia orędzia zbawienia. Odpowiedzią na ten apel jest obecność misjonarzy w
krajach gdzie młody Kościół stawia swoje pierwsze
kroki. Na przykład moja misja Zemio, leżąca w
samym środku Afryki, zakładana była dopiero w
latach trzydziestych przez Holendrów. To oni pierwsi zaczęli ewangelizować nieufnie nastawione
plemię Zande. Do dziś jeszcze żyje pierwszy ochrzczony, już jako osiemdziesięcioletni starzec, który
dobrze pamięta początki chrześcijaństwa w Zemio.
Opowiedziałby nam całą historię w szczegółach o
fot. Rufin Razowski OFM
misjonarzach, którzy tam pracowali, o
palmach na misjach, które on zasadzał oraz o
problemach miej-scowych chrześcijan.
Pochwaliłby się tym, z czego jest tak bardzo dumny:
to jego kuzyn, który kilka lat temu został
wyświęcony na kapłana.
Nasze misje leżą w samym sercu Afryki.
Dojazd tam wcale nie jest łatwy. Trzeba pamiętać,
że ten kraj jest prawie dwa razy większy od Polski a
liczy zaledwie trzy i pół miliona mieszkańców.
Wszędzie daleko... Wyjeżdżając ze stolicy, trzeba
przejechać tysiąc sto kilometrów, aby dojechać do
Zemio. To miejsce znajduje się przy wschodniej
granicy Republiki Środkowoafrykańskiej, pomiędzy Zairem a Sudanem. Ze względu na stan drogi,
potrzeba aż trzy dni na taką podróż. Kiedy szczęście
nie dopisze, to i więcej. Bywają czasami różne
niespodzianki na drodze.
Egzotyka kraju przyciągnęłaby wielu turystów. Są tam jeszcze miejsca niezamieszkane przez
człowieka, gdzie dotrzeć można tylko rzeką. Ale
kłusownicy wytępili doszczętnie wszystkie słonie,
które stanowiły główne bogactwo naturalne Republiki Środkowoafrykańskiej. Turyści wolą raczej jechać do innych państw w Afryce, gdzie będą czuli
się bezpiecznie, gdzie będą mogli zobaczyć to, co
jeszcze ocalało w parkach narodowych. Afryka jest
bowiem bardzo zróżnicowana ekonomicznie i kulturalnie. Są państwa, które nieźle sobie radzą, innym zaś brakuje perspektyw na rozwój. Nie mają
zapewnionego bezpieczeństwa i stabilizacji. Często
pomoc zagranicznych państw trafia prosto do kieszeni rządzących. W takim państwie przyszło nam
żyć i pracować dzieląc los z tamtymi ludźmi.
Zemio to takie małe powiatowe miasteczko, w którym znajduje się nasza misja. Mamy
rzucanych na obszarze naszego
województwa. Naj-dalej oddalona wioska znajduje
się sto dwadzieścia siedem kilometrów od centrum.
Sam dojazd czasa-mi bywa uciążliwy. Są wioski
gdzie można doje-chać tylko w porze suchej. Trzeba
usuwać zwalone drzewa i robić objazdy, aby jakoś
dotrzeć na miej-sce. Taka wizyta jest dla
mieszkańców wielkim świętem. Przez parę dni
mają okazję być na mszy i się wyspowiadać. Wtedy
wszyscy zostają w wiosce. Nikt nie idzie na pole.
Nasi chrześcijanie mają wtedy okazję nas zobaczyć,
trochę porozmawiać oraz nabyć trochę soli i
lekarstw, które zazwyczaj zabieramy ze sobą na
takie wyjazdy.
Dużo czasu spędzamy na rozmowach z
ludźmi. Mówią nam często o swoich troskach i kłopotach. Jednym z poważnych problemów jest tam
szkolnictwo. Nauczyciele od kilku lat nie są opłacani przez państwo. Dlatego też szkoły nie funkcjonują tak jak trzeba. Stąd naszym pragnieniem jest znaleźć środki na utworzenie szkół katolickich. Taka
szkoła zaczęła już funkcjonować w sąsiedniej misji
w Rafai. Widzi się tu doskonały sposób na formowanie młodego pokolenia przyjmującego świadomie zasady wiary. Dwie godziny tygodniowo katechezy przygotowującej do chrztu, to jednak stanowczo za mało. Zwłaszcza dla tych, którzy nie potrafią
czytać i pisać. Należy dać im solidną formację. Inaczej staną się pożywką dla sekt, bo nie wszyscy są
na tyle mocni, aby pozostać przy tym, co wybrali na
chrzcie.
2. Krótka historia Zande
Przez całe wieki drogi prowadzące do środka kontynentu były bardzo trudne do przebycia,
możliwe tylko rzeką. Ekspedycje z Egiptu pokonywały Nil jak najdalej o ile to było możliwe na południe w poszukiwaniu kości słoniowej. Do roku
1820 dał się bowiem odczuć wpływ Egiptu na wysokości południowej granicy dzisiejszego Sudanu.
W Chartumie, rezydencji władcy Sudanu, handlarze kości słoniowej zrobili swoją bazę składową surowca. W miarę jak kość słoniowa wyczerpywała
się w okolicach Chartumu, handlarze arabscy wchodzili dalej w głąb kontynentu. Ze względu na znaczne odległości, do każdej wyprawy potrzebne było
jej zabezpieczenie. Taka karawana posiadała oddział uzbrojonych ludzi i tragarzy do noszenia kości
słoniowej.
fot. Rufin Razowski OFM
fot. Rufin Razowski OFM
dnie dzisiejszego Sudanu, handlarze
natrafili na wo-jowniczo nastawione plemię. Było
to królestwo Zande. Jakie znaczenie miało Zande w
tamtej epo-ce? Pierwszą pisaną wzmiankę o tym
plemieniu zro-bił angielski podróżnik Brown. Pisał
on o wojowni-czym plemieniu pogańskim
noszącym broń. W re-gionie wschodnim Republiki
Środkowoafrykań-skiej, oddzielonej rzeką Chinko,
rządził niegdyś Gura, wódz Zande. Około 1780
roku jego dwaj sy-nowie Mabenge i Tombo
podzielili królestwo swo-jego ojca między sobą,
które obejmowało południo-we tereny dzisiejszego
Sudanu, północny Zair i wschodnią Republikę
Środkowoafrykańską. Byli to najstarsi znani
wodzowie Zande, plemienia zalicza-nego w
tamtym czasie do groźnych ludożerców.
Około roku 1840 zapiski mówią o królestwie plemienia Niam Niam. Pierwsi podróżnicy dodawali w swoich opisach dużo fantazji. Często
umieszczali to, co mówili inni, plemiona sąsiednie.
To właśnie oni skarżyli się na Zande, sąsiadów z południa, którzy często napadali na ich wioski, niszcząc pola i uprowadzając młodzież do niewoli. Dopiero w 1863 roku włoski podróżnik Piagia, organizując ekspedycję botaniczną, dotarł do plemienia
Zande. Dostał się do części plemienia należącej do
wodza Tombo, zostając tam dwadzieścia sześć miesięcy.
Razem z podróżnikami docierały tam karawany handlarzy arabskich. W tym jednak przypadku spotkali się z zorganizowanym królestwem
Zande, które nie pozwalało na bezprawne zachowywanie się Arabów na ich terenach. Branie kobiet i
młodzieży w niewolę oraz kradzież żywności miało
miejsce tylko w innych plemionach, mniej zorganizowanych. Zande napadali nawet na karawany
arabskie, mordując tych, którzy ośmielili się wejść
w ich tereny.
Pierwsze zapiski o Zemio zrobili poszukiwacze kości słoniowej. Włoch Gessi przybył do
kraju Zande w roku 1879. Rok później pisze sprawozdanie z pobytu. Pojawiają się tam wzmianki o
Zemio, które w tych czasach jest całkowicie arabskie. Gessi przybywa tam z dobrze uzbrojonym oddziałem. Sam zostawia w Zemio sto karabinów,
gdzie znajduje się już dobrze wyszkolona ochrona
handlarzy arabskich. Wzmacnia w ten sposób od
dawna wyszkolonych ludzi w utrzymywaniu broni
palnej. W zamian za to Gessi wymaga szukania koś-
9
10
relacji handlowych z Arabami, wódz Zemio
mówi biegle po arabsku. Stąd Gessi ma ułatwioną
drogę do osiągnięcia porozumienia.
Van Kerkhoven, w randze inspektora rządu
egipskiego wybiera się na ekspedycję wzdłuż Nilu,
ażeby otrzymać akta poddania poszczególnych
książąt leżących na terenie prowincji. Przybywa na
tereny księstw plemienia Zande w roku 1891. Na
bazie lektury podróżników, przebywających na tych
terenach, dowiaduje się o wodzu Zemio, który był
tam dobrze znany. Co więcej, dowiedział się, że Zemio dysponuje silną armią. Stąd zależało mu na
otrzymaniu wsparcia z jego strony. To był punkt
pierwszy wyprawy Kerckhoven'a. Jego oficer Milz
został wysłany do Zemio. Wódz Zemio wyszedł go
powitać. Na jego widok Milz był bardzo zaskoczony. Nie spodziewał się takiego przyjęcia. Zemio
przyjął go w domu zbudowanym z cegły, w pokoju
bogato umeblowanym. Na dodatek Zemio ofiarował mu na powitanie kieliszek araku na srebrnej
tacy.
Zemio zgodził się natychmiast na założenie
bazy rządu egipskiego na jego terenach. Ponadto
udzielił wsparcia ekspedycji, przecierając drogi na
jego terytorium. Okazał się być dobrym organizatorem, trzymając dobrze w ręce swoich wojowników.
Miał podzieloną armię na pięćdziesięcioosobowe
oddziały dowodzone przez jednego oficera. Każdy
oddział miał swój sztandar i odróżniał się dźwiękiem dzwonków. Wielu dowódców pochodziło z rodziny wodza, zaś większość żołnierzy nie należało
do Zande, lecz byli to tubylcy z niedawno podbitych
terenów. Część kobiet i młodych niewolników towarzyszyło wojownikom. Kiedy zaś przekraczano
granicę nieprzyjaciela, wyprawa formowała się w
trzy kolumny. Kobiety i tragarze w centrum,
strzeżone z przodu i z tyłu przez wojowników
uzbrojonych we włócznie albo strzelby.
Zgoda Wielkiej Brytanii i Francji, zatwierdzona 9 maja 1906 roku, podzieliła terytorium Zande na trzy części, bez liczenia się z granicami plemiennymi. W ciągu upływu lat, władza wodzów
Zande praktycznie znikła. Zande wprowadzili do
okresu kolonialnego ich własną historię. Przemyt
niewolników zniknął całkowicie. Zniszczono do
końca eksploatację kości słoniowej. W czasach
obecnych słoni praktycznie nie można zobaczyć na
dziko.
3. Wierzenia Zande
Miejscowi chrześcijanie zostali nawróceni
z pierwotnych wierzeń plemienia Zande, których
duchowy świat jest bardzo bogaty. Ich życie wewnętrzne przenika głęboka religijność. W swoich
wierzeniach uznają jedynego Boga jako stwórcę.
Zarówno dla nich, jak i w ogóle dla Afrykańczyków
jest rzeczą oczywistą, że Bóg jako Istota Najwyższa
kieruje światem na trzech różnych poziomach: w
królestwie duchów, w świecie przodków i na ziemi.
On sam stoi ponad wszystkim i jest wszędzie
obecny. Wie, co robi i stanowi dla ludzi odrębną
tajemnicę.
Pierwszą płaszczyznę stanowi namacalna i
widoczna ludzkim okiem rzeczywistość. Zaliczyć
fot. Rufin Razowski OFM
można do niej to co nas otacza. Są to ludzie,
zwie-rzęta i rośliny, jak również przedmioty
martwe: zie-mia, woda i powietrze.
Świat przodków, którzy zmarli przed nami,
stanowi drugi poziom realnie istniejącego świata.
Tak naprawdę, to wcale nie odeszli od nas. Istnieją
nadal w sensie metafizycznym i nawet potrafią brać
udział w naszym życiu. Mają na nas jakiś wpływ.
Stąd też każdy stara się o utrzymanie dobrych stosunków z przodkami. Jest to warunek pomyślnego
życia.
Z kolei trzeci poziom to przebogaty świat
duchów. Istnieją niezależnie od siebie, ale mogą zamieszkiwać każdy byt, każdą rzecz, wszystko, co
widzialne i niewidzialne. Jedne są złośliwe, inne
łagodne. Dla ludzi nie są ani dobre, ani złe. Lecz
bezpośredni z nimi kontakt może być czasami niebezpieczny. Dlatego też Afrykańczyk z bojaźnią
wymienia ich imiona, albo w ogóle nie chce o nich
mówić. Zawieszony w takiej przestrzeni ma specyficzne pojęcie odbierania świata.
Spróbujmy zanurzyć się w ich sposób odbierania czasu. W przekonaniu białego człowieka,
czas istnieje niejako na zewnątrz i ma właściwości
linearne. Taką kulturę przejęliśmy po Grekach.
Europejczyk często czuje się sługą czasu i jest od
niego zależny. Żeby normalnie funkcjonować musi
przestrzegać terminów, dat i godzin - jego nienaruszalnych praw. Inaczej pojmują czas miejscowi.
Dla nich czas jest dużo bardziej elastyczny. Istnienie czasu wyraża się poprzez wydarzenia. Pojawia
się w wyniku działania, a znika, kiedy go się zaniecha. Dla Afrykańczyków czas jest jakością bierną i
przy tym zależną od człowieka. Stąd też mają fantastyczną zdolność czekania. Nie da się tego nie zauważyć przejeżdżając samochodem przez wioski.
Całymi rodzinami siedzą przed payotami. Nie reagują na bezlitośnie prażące słońce. Często milczą,
siedząc na zrobionych przez siebie krzesłach o
czymś rozmyślają, jakby oczekiwali innej rzeczywistości.
Warto wspomnieć, że znajduje się w pobliżu świątynia boga Zande, która konstrukcją
przypomina naszą kaplicę. Jest on dla tego plemienia najwyższą istotą, która przenika wszystkie poziomy istniejącego świata. Miejsce to stanowi coś w
rodzaju sanktuarium dla jego wyznawców. Naczelne miejsce zajmuje tam urząd proroka. W tej chwili
jest nim starsza kobieta, która dawne wierzenia ple-
mienia Zande wymieszała z
chrześcijaństwem. Wprowadzono także chrzest i
Ewangelię do liturgii. Zaś Chrystusa zesłał im ich
bóg, którego od wie-ków czcili przodkowie
plemienia Zande. Prorokini natomiast utożsamia się
z instytucją proroków Sta-rego Testamentu.
Tak narodziła się sekta zwana Nzapa ti Zande, która usiłuje pogodzić i zjednoczyć wszystkie
wyznania i religie. Bardzo dobrze to pasuje do mentalności Afrykańczyków. Przypisują, bowiem bardzo wielkie znaczenie więzom rodzinnym. Wyraźnym dowodem braterstwa i przynależności do jednej rodziny są afrykańskie pogrzeby, na które
wszyscy przychodzą w komplecie. Rodzina znaczy
dla nich o wiele więcej niż różnice, które mogą powstać na skutek odrębnych wyznań. Można było to
zauważyć uczestnicząc w obrzędach pogrzebowych u Zande. Jeśli ktoś z nich umrze, nabożeństwo
odbywa się w kościele, do którego należał nieboszczyk. W zależności od tego, czy to był katolik, czy
protestant, czy wyznawca religii tradycyjnych. Na
pogrzeb schodzi się cała rodzina modląc się za
zmarłego. Dokładnie tak bywa również i w naszym
kościele. Wtedy schodzi się cała rodzina. Przychodzą protestanci, katolicy, wyznawcy Nzapa Zande,
Świadkowie Jehowy i Muzułmanie. Wtedy odprawia się nabożeństwo. Może trochę inaczej niż to się
praktykuje w Polsce. Ze śpiewem na ustach i w tańcu przynoszą ciało do kościoła. Inaczej również wygląda trumna. Bywa to zwykłe afrykańskie łóżko
zrobione z łodyg bambusowych, wyścielone kolorowym płótnem. Po zakończonym nabożeństwie w
kościele, wszyscy odprowadzają zmarłego na
cmentarz. Rytmiczne śpiewy i uderzenia w tam tamy zazwyczaj towarzyszą takiej procesji.
4. Polscy franciszkanie wśród Zande
W połowie dziewiętnastego wieku papież
Grzegorz XVI ustanowił wikariat Afryki Środkowej, największy na kontynencie. Misja ta została
powierzona misjonarzom pochodzącym z cesarstwa austro-węgierskiego i instytutu Mazza z Verony, do którego należał Daniel Komboni, założyciel
Misjonarzy Kombonianów, których charyzmatem
jest ewangelizowanie Afryki. Wcześniej byli tam
franciszkanie, którzy od pięciu lat opiekowali się
powierzoną misją. Franciszkanie musieli walczyć z
handlem niewolników, prowadzonym przez muzułmańskich kupców, a także stawić czoła innym pro-
fot. Rufin Razowski OFM
blemom, stworzonym przez kolonizatorów.
Po-przez wieki byli wierni ideom swojego
założyciela, świętego Franciszka, który odkrył w
Ewangelii wy-miar misyjny swojego zakonu.
Widoczne są już owoce pracy misyjnej
franciszkanów, którzy przejęli misje po włoskich
Kombonianach. Tego roku odbyły się święcenia kapłańskie w Zemio, skąd pochodził nowo wyświęcony. Mamy już pierwsze powołania, ale jeszcze
niewystarczająco dość, aby sprostać miejscowym
potrzebom. Stąd konieczność obecności misjonarzy, którzy zajmują zazwyczaj miejsca najbardziej
oddalone, gdzie dojazd i warunki pracy są trudniejsze. Pomimo przybywających powołań, nasza Diecezja ciągle odczuwa braki. Istnieje nawet problem
opuszczenia niektórych misji z powodu braków personalnych i środków na ich utrzymanie. Nastały
czasy przełomowe. Pierwsi misjonarze już powymierali. Inni musieli opuścić misje ze względu na
zdrowie albo podeszły wiek.
Idea misji św. Franciszka była bardzo mocno zakotwiczona w Zakonie. Ważne słowa, które
Franciszek usłyszał w kościółku San Damiano: „Idź
odbuduj mój dom”, mocno zaległy w sercach wielu
braci. Przed laty bowiem Kościół Środkowoafrykański zwrócił się do różnych zgromadzeń i
zakonów z prośbą o podjęcie pracy w opuszczonych
misjach. Przełożeni naszego Zakonu odczytali to
jako wezwanie, aby odbudować Kościół w tych
miejscach. Odpowiedzią na apel naszego biskupa
jest obecność polskich misjonarzy w trudnych
warunkach afrykańskich. Na terenie Republiki
Środkowoafrykańskiej pracują franciszkanie z
polskich prowincji: M. B. Anielskiej z Krakowa i
Wniebowzięcia N. M. P. z Katowic-Panewnik. Obo,
Zemio i Rafai, to trzy misje, w których od 1989 roku
rozpoczęli pracę: o. Zbigniew Kusy, o. Barnaba
Dziekan, o. Kordian Merta i o. Jeremiasz Szewczyński. Kilka lat później dojechali: o. Bertrand
Sosnitza, br. Bronisław Zając, o. Pacyfik Iwaszko
oraz o. Zenobiusz Kozłowski. Misje te znajdują się
wśród plemienia Zande. Powyższe trzy misje obejmują południowo-zachodnie tereny dawnego królestwa plemienia Zande.
o. Pacyfik Iwaszko OFM
pracował w Republice Środkowoafrykańskiej
fot. Rufin Razowski OFM
11
ku duchowości misyjnej (7)
Pragnienia
duchowe
o. Jerzy Kulpa OFM
12
Każdy człowiek funkcjonuje w obrębie potrzeb i pragnień. Są to pewne właściwości, których
niezaspokojenie powoduje stres, napięcie i brak
równowagi fizycznej i psychicznej. Potrzeba bezpieczeństwa, uznania, przyjaźni i nowych doświad-
czeń, idzie w parze z potrzebą pożywienia, snu, odpoczynku, zachowania życia. Potrzeby są więc
czymś naturalnym i służą rozwojowi człowieka. Na
płaszczyźnie życia duchowego mówi się nie tyle o
potrzebach, ile o pragnieniach. I chociaż życie duchowe jest wpisane w sferę ludzkich potrzeb, to istotną rolę w jego kształcie odgrywają pragnienia duchowe.
Biblijna symbolika naturę pragnień duchowych widzi w obrazie wody. Naród Izraelski już na
wstępnym etapie swej wędrówki do Ziemi obiecanej odczuwa brak orzeźwiającej wody. Zachwyt
Bogiem, po spektakularnym wyjściu z Egiptu, nagle zderza się z niemożnością zaspokojenia podstawowych potrzeb, chleba i wody. Z tej konfrontacji rodzi się bunt, narzekanie i zniechęcenie: „I kłócił się lud z Mojżeszem mówiąc:
Daj nam wody do picia!” (Wj 17,2). Bóg nie
pozostał obojętny wobec tego doświadczenia i
ocalił spragnionych izraelitów poprzez niezwykły znak. Nakazał Mojżeszowi wykorzystać laskę, którą czynił cuda przed faraonem:
„Weź w rękę laskę, którą uderzyłeś Nil, i idź.
Oto Ja stanę przed tobą na skale, na Horebie.
Uderzysz w skałę, a wypłynie z niej woda, i
lud zaspokoi swe pragnienie” (Wj 17, 5-6).
Orygenes zauważa, że to zdarzenie na pustyni
nie jest przypadkowe, gdyż obrazuje, iż człowiek na początku swej drogi duchowej, jesz-
cze bardzo silnie koncentruje się na potrzebach
ziemskich. Jeżeli potrafi tutaj rozróżnić dobro i zło
oraz wydaje słuszne sądy, staje się godny chwały.
Ewangelia uzmysławia, jak bardzo naturalny jest to
etap. Szereg wypowiedzi Jezusa, a zwłaszcza epizod przy samarytańskiej studni dobrze to ilustruje. Proste sformułowanie Chrystusa - „Daj mi
pić” ( J 4, 7 ) rozpoczyna długi dialog z kobietą,
która powoli poznaje, że oprócz fizycznego pragnienia wody, istnieje też w człowieku pragnienie duchowe, możliwe do zaspokojenia tylko
przez Boga. W ten sposób rozpoczyna się w niej
wewnętrzny proces pragnienia czegoś głębszego. Role się zmieniają i nagle to ona zaczyna
prosić Jezusa o wodę: „Daj mi tej wody, abym
już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać” (J
4, 15), a chwilę potem, kiedy przekonuje się o
Jego mesjańskim charakterze, idzie oznajmić to
mieszkańcom swego miasta. Misyjna wymowa
tego gestu nakreśla drogę wiary. Samarytanka
uosabia człowieka nawróconego, który oczyszcza się z dotychczasowego myślenia i całym
sobą zwraca się ku nowym źródłom. Wspomniany
Ory-genes twierdzi, że szemranie izraelitów
przeciw Mojżeszowi to alegoria pewnej niechęci do
starego Prawa i jego potrzeb, a uderzanie drewnianą
laską w skałę to obraz cierpienia Chrystusa na
krzyżu, które przynosi ukojenie ludziom
prowadzonym przez Niego. Z kolei wypłynięcie
wody ze skały ma za-chęcić wszystkich, by
wyzwalając się z tego, co da-wne, zwrócili się do
Zbawiciela. On jest skałą, która daje wodę żywą,
bowiem „jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we
Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije! Strumienie
wody żywej popłyną z jego wnętrza” (J 7, 37-38).
nie pogłębić swoją więź z Bogiem i stawać
przed Nim jako ten, kto pragnie Jego wody.
Symbolika ta ma swoje miejsce w
pismach mistyków. Św. Teresa z Avila porównuje rozwój duchowy człowieka do nawadniania ogrodu. Początek tej pracy jest bardzo trudny i wyczerpujący, i przypomina ciągnięcie wody ze studni. Człowiek musi stawiać czoło zmysłom, trudzić się o chwile skupienia, mierzyć się
ze zniechęceniem i pustką, bo „nieraz mu się
zdarzy, że od zmęczenia już rąk podnieść nie
zdoła ani się zdobyć na myśl pobożną”. Wobec
tych wysiłków należy zachować ufność, że ta
praca podoba się Bogu, a pragnienie przebywania z Nim i porzucenie dla Niego swojej woli
jest tu czymś najważniejszym. „Istoto duchowa mówi mistyczka - nie masz się czego smucić, gdy
już stoisz na tak wysokim stopniu, jakim jest pragnienie obcowania z Bogiem samym (…), uczyniłaś
już, co było najtrudniejszego”.
Pragnienie duchowe jest zatem wewnętrznym poruszeniem woli, a jego cel to osiągniecie nieznanego dotąd dobra. Stąd ma ono charakter nadprzyrodzony w motywacji i w źródle. Jest przede
wszystkim darem Boga. Wymagając ponawiania
opiera się na realiach, czyli rzeczywistych możliwościach człowieka. Chrześcijanin, którego serce
zostało zdobyte przez Chrystusa, tak, jak w przypadku Samarytanki, odkrywa misyjny charakter
wiary. Spieszy, by dzielić się otrzymanym dobrem z
drugim człowiekiem. Jeśli więc pragnienie duchowe jest głębokie i szczere, wówczas pogłębianie
komunii z Bogiem nie zachodzi w oderwaniu od
reszty życia. Całe zachowanie człowieka ulega
zmianie w miarę, jak pragnienie duchowe w nim się
ugruntowuje. Dlatego prawdziwe życie wiary nie
jest tylko pobożnym zajęciem, odbywanym w kaplicy czy kościele. Jego siła ujawnia się w prozaicznych szczegółach życia codziennego, w byciu misjonarzem swego otoczenia, rodziny, środowiska
pracy. Ten nierozerwalny związek pokazuje historia
z życia Ojców pustyni, zapisana w Pierwszej Księdze Starców: „Abba Longin radził się abba Lucju-
sza co do trzech myśli. I mówił: Pragnę odejść na
obczyznę. Starzec mu odpowiedział: Jeśli nie będziesz panował nad językiem, nigdzie nie będziesz
obcy, dokądkolwiek byś poszedł; dlatego zapanuj
nad językiem tutaj, a będziesz na obczyźnie. On
rzekł znowu: Pragnę pościć. Starzec odpowiedział:
Mówi Izajasz prorok: Jeśli kark zakrzywisz jak obręcz, i to także nie będzie postem miłym Bogu: ale
raczej opanuj złe myśli. I jeszcze trzecią rzecz mu
powiedział: Chcę unikać ludzi. A starzec mu odrzekł: Jeśli się najpierw nie nauczysz żyć dobrze
wśród ludzi, to i w samotności nie będziesz umiał
żyć dobrze”. Pragnienia duchowe mogą być więc
wielkoduszne, ale w prawdziwym życiu duchowym
nie chodzi o wielkoduszność, lecz o uległość Duchowi Świętemu. Jest bowiem różnica między pragnieniami wypływającymi z ludzkiego intelektu, a
tymi, które pochodzą z impulsu Bożego. A wedle
słów św. Augustyna, Bóg pragnie, aby człowiek
pragnął Boga. Dlatego przeanalizowanie wiary pod
kątem duchowych pragnień nie tylko ją oczyści od
zbędnych ludzkich potrzeb, ale też pozwoli jej na
nowo odnaleźć „wodę życia”, by we współczesnym
kontekście kulturowym i społecznym chrześcijanin
był rzetelnym ewangelizatorem.
o. Jerzy Kulpa OFM
wykładowca teologii duchowości
w WSD Franciszkanów w Krakowie
13
14
Św. Franciszek z Asyżu był pierwszym w historii zakonodawcą, który
w Regule umieścił rozdział o misjach. Poprzednie zakony opierały się
głównie na obrazie pierwotnych
wspólnot chrześcijańskich. Zakon
św. Franciszka stał się zaś odpowiedzią na wezwanie Jezusa Chrystusa:
Idźcie i nauczajcie wszystkie narody.
Słowo „misje” Franciszek rozumiał
jednak szerzej – nie tylko jako „nawracanie” saracenów i innych niewiernych, ale przede wszystkim jako
apostolstwo życia pomiędzy ludźmi,
których spotykał na co dzień.
Nasz Zakon nosi nazwę „Zakon
Braci Mniejszych”. Czemu „mniejsi”? – często słyszymy to pytanie.
Za czasów Franciszka społeczeństwo dzieliło się na dwie warstwy
maiores (więksi) – ludzie bogaci,
zajmujący ważne funkcje w społeczeństwie oraz minores (mniejsi) –
ludzie biedni, wyrzucani poza margines. To właśnie w człowieku trędowatym Franciszek rozpoznał Chrystusa i zdał sobie sprawę, że właśnie takim ludziom chce poświęcić swoje życie. Franciszkowi bracia mają jednak nie tylko służyć ludziom wyrzuconym poza
margines społeczeństwa, ale sami mają stawać się mniejszymi.
Franciszkanie pracują duszpastersko w prowadzonych przez siebie parafiach. Posługujemy również
chorym w domach, szpitalach i zakładach opieki. Pracujemy wśród narkomanów. Jesteśmy obecni w
krajach misyjnych na kontynencie afrykańskim i w Papui Nowej Gwinei. Chcemy siać miłość, tam
gdzie panuje nienawiść. Nieść nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz. I radość, tam gdzie panuje
smutek.
Jeśli chcesz nas poznać bliżej – zapraszamy Cię na rekolekcje powołaniowe, franciszkańskie
rekolekcje formacyjne oraz na jedyne w swoim rodzaju rekolekcje w Asyżu – mieście św. Franciszka!
Bliższe informacje znajdziesz na www.braciamniejsi.pl.
Franciszkański Ośrodek Rekolekcyjno-Powołaniowy
ul. Brata Alojzego Kosiby 31
32-020 Wieliczka
tel. (012) 278 21 72 wew. 233
e-mail: [email protected]
15
z archiwum misji w Togo (2)
Trudne
początki
o. Bonifacy Kotrys OFM
16
Dlaczego postanowiłem pisać…
Kiedy w 1993 roku wyjeżdżałem z Togo,
widziałem jaka jest sytuacja polityczna w kraju i jak
z roku na rok komplikuje się sytuacja gospodarcza.
Nie ma tu wielkich bogactw naturalnych i dla
większości ludzi źródłem mizernego dochodu są
produkty rolne i to, co wyhodowali. W rodzinach
panowała bieda, ale jeszcze można było żyć.
Powróciłem tam jeszcze w latach 1999 i w
2004 roku. Zauważyłem jeszcze większą biedę i
pewnego rodzaju poczucie beznadziejności. W
rozmowach z ludźmi słyszało się narzekanie na to,
że władze państwowe o nich zapomniały. Prosili o
wsparcie, bo nie mieli co jeść, a choroby zmuszały
ich do sprzedawania handlarzom za bezcen reszty
tego, co mieli. Ponadto nowa choroba coraz
częściej dawała o sobie znać. Tą tajemniczą
chorobą, często przekazywaną w przychodniach
zdrowia, był AIDS.
Przypominają mi się słowa jednego ze
staruszków, który pełnił rolę kapłana w czasie
ceremonii dziękczynnych przy końcu zbiorów:
”Zrób zdjęcia tych naszych rytów i zapamiętaj je, bo
za parę lat nasze wnuki nie tylko nie będą ich
celebrowały, ale nie będą nawet wiedziały, jak to
czynić”. Teraz widziałem, że jego słowa się spełniły.
To właśnie skłania mnie do przypomnienia tego co
widziałem i co miało tak wielką wartość dla tego
narodu.
Nasza europejska cywilizacja wciska się do
ich kultury i jest wielkim uproszczeniem w ich życiu,
ale jest też tym, co burzy jedność i zrywa łączność z
bogactwem przeszłości.
Niech te wspomnienia będą przyczynkiem
do ich historii i hołdem dla piękna i mądrości, które
giną.
PODJĘCIE DECYZJI I WYJAZD
W 1969 roku, niedługo po moich
święceniach kapłańskich, przybyli
do naszej Prowincji misjonarze,
szukający pomocy w pracy misyjnej w
Togo i Zairze. Powodem ich przyjazdu
był brak powołań tak we Francji, jak
i w Belgii. Przybyli do nas, bo
jesteśmy z tego samego Zakonu Braci
Mniejszych. Po ich powitaniu, gdy O.
Prowincjał dowiedział się o celu ich
przyjazdu, zaczął się usprawiedliwiać, że z naszej Prowincji już od
150 lat nikt nie wyjechał na Misje, i
że nie ma odpowiednich braci do tej
pracy. Z pewnością cały plan byłby
upadł, gdyby nie mój upór i poparcie
Ojców z Zarządu Prowincji: O.
Janusza, O. Augustyna, O. Konrada i
O. Grzegorza. Zaczęli oni nalegać na
Ojca Prowincjała Czesława i otwarcie poparli tę ideę. W dniu poprzedzającym wyjazd z Polski O. Benoit
Bruna, czekaliśmy na O. Czesława aż
do północy, by jeszcze raz go prosić,
bo ja wyraziłem chęć wyjazdu do Togo. Wtedy to O. Prowincjał, chcąc zadowolić i Francuza, i Belgów obiecał, że dwóch Braci pojedzie do tych
dwóch krajów. Tym,który miał jechać
do Togo, byłem ja, a do Zairu miał
udać się O. Wiesław Szymczyk.
Teraz trzeba było rozpocząć
starania o wizy do Francji i Belgii
oraz choć trochę poduczyć się języka
francuskiego, by sobie poradzić na
początku.
Problemem było jeszcze uzyskanie paszportu. W naszym kochanym
kraju w tamtych czasach nie było to
takie proste i pewne. Przy składaniu
prośby o ten dokument zapewniano
mnie jednak, że dla tak zaszczytnych
celów zwykle się nie odmawia. Dotrzymano słowa, bo po miesiącu
otrzymałem zawiadomienie, że przyznano mi paszport i w tej sprawie
mam się zgłosić na komendzie milicji obywatelskiej. Nigdy tam nie byłem, ale dla tak wielkiego celu
trzeba się poświęcić. Przywitano
mnie urzędowo: sprawdzono dowód
osobisty i meldunek, następnie zaprowadzono do pokoju, gdzie czekał
na mnie jakiś pan. Przywitał mnie i
zaczął mnie pouczać o wielkości i
godności misjonarza na obczyźnie.
Potem opowiadał o życiu w klasztorze
i wyciągnął kilka konfliktów i kar,
które otrzymałem. Skąd on to wiedział? Miałem wrażenie, że ktoś musiał ich informować.
Myślałem, z od ręki dadzą mi
paszport, ale tak się nie stało, bo
zaproszono mnie na jeszcze jedno
spotkanie, tym razem przed komendą.
Gdy przyszedłem, czekał na mnie ten
sam człowiek. Zaprosił mnie na Rynek koło Sukiennic i tam przy herbacie zaczął się żalić, jakie to mamy
czasy i jacy niedobrzy są ludzie. Na
dowód tego wyciągnął plik zdjęć,
niektóre dość pikantne, które skonfiskował jakiemuś młodemu człowiekowi. Znowu zaczął mnie upominać,
by szanować obywateli naszego kraju
i nasze władze, które pragną propagować szczęśliwe życie i rozwijać
nasz kraj. Odprowadził mnie przed
furtę klasztoru, podziękował i zaprosił na następne spotkanie, tym
razem w budynku komendy milicji.
Obiecał mi, że dostanę paszport i
jakoś to uczcimy. Tak jak ów człowiek obiecał, tak też się stało. Po
przybyciu na komendę milicji, kazano mi zaczekać na tego człowieka.
Przybył uśmiechnięty i zaraz przeszedł do rzeczy. Musiałem podpisać
odbiór paszportu i oddać mój dowód
osobisty i książeczkę wojskową. Teraz zaprosił mnie na kawę i ciastko
do kawiarni literackiej. Co do oddanych dokumentów pouczył mnie, że
będę mógł odebrać, gdy wrócę do Polski na stałe. Kazał mi być ostrożnym
w kontaktach z osobami, których nie
znam. Teraz pozostało mi załatwić
wizę francuską i ustalić datę odjazdu do Paryża. Będę jechał pociągiem,
bo to jest taniej, a i formalności na
granicy są łatwiejsze.
Do wyjazdu miałem sporo roboty, bo jeszcze Pierwsza Komunia z
dziećmi, które przygotowałem i uzgodnienie daty zakończenia roku
szkolnego. W zorganizowaniu ceremonii pierwszokomunijnych dużo mi
pomógł Gwardian, O. Leonard Tatara. Było sporo dzieci, bo aż dwadzieścia osiem. Po ceremoniach i małym
posiłku, dzieci rozeszły się do domów, a ja musiałem jeszcze odwiedzić
te rodziny, które mieszkały w pobli-
żu naszego klasztoru. Rok szkolny
skończymy wcześniej, bo ustaliliśmy
datę odjazdu z Polski na 8 czerwca.
Pozostały mi jeszcze ostatnie
zakupy i uroczyste pożegnanie z wręczeniami krzyży misyjnych we Włocławku. Wyjeżdżamy we dwóch, O. Wiesław Szymczyk do Zairu i ja do Togo.
Na kurs języka francuskiego o. Wiesław jedzie do Brukseli, a ja do Paryża.
Pożegnanie było bardzo uroczyste, a po nim odbył się obiad. O.
Mieczysław Kierzkowski był bardzo
zadowolony i wraz z O. Prowincjałem
Czesławem przez cały czas towarzyszyli O. Wiesławowi. Ja pozostawałem
w towarzystwie Mamy i O. Cyryla Plisa, który wtedy mieszkał we Włocławku, a przecież jest moim krajanem,
bo pochodzi z Wilkowa i tylko Wisła
nas dzieli. Nawet zadbał o to, abym
miał trochę pieniędzy na podróż
powrotną.
Mama bardzo to przeżywała, ale
jakiś idealizm i radość mną zawładnęły, że myślałem tylko o tym, że
wreszcie spełniają się moje marzenia. Pozałatwiałem wszystkie
formalności i pozostało mi oczekiwanie na dzień odjazdu. Po odwiedzinach w rodzinnych stronach i pożegnaniu z Rodzicami przyjechałem
do naszego klasztoru w Krakowie.
Dnia 8 czerwca 1971 roku o
godzinie jedenastej udałem się na
dworzec w Krakowie. Towarzyszyli
mi współbracia, Ojcowie i klerycy,
którzy tak jak ja marzyli o wyjeździe na misje. Na dworcu byli też
uczniowie ze Szkoły Muzycznej. Wreszcie po pożegnaniu pociąg ruszył...
Jechałem w nieznane przez
Wrocław, Eisenach, Frankfurt... Po
paru minutach ku mojemu wielkiemu
zaskoczeniu zobaczyłem w drzwiach
17
18
przedziału uczennicę Basię Chytroś
i jej mamę. Postanowiły jechać ze mną
do Wrocławia. Byłem wdzięczny im za
ich obecność, bo był moment, gdy poczułem się bardzo samotny. Gdy byliśmy już w Niemczech, wsiadł do mojego przedziału jakiś Chorwat, który
wracał z urlopu w kraju do Niemiec,
gdzie pracował. Wieczorem wyciągnął pieczoną kurę, wiejski chleb i
butelkę śliwowicy i zaprosił mnie
do posiłku. Dobrze, że był tak zaopatrzony w wiktuały, bo ja miałem tylko trzy kanapki i dwie oranżady.
Zaraz po przekroczeniu granicy Niemiec Demokratycznych wysiadł, a ja
znów pozostałem sam. Na granicy Niemiec Federalnych poproszono o paszport i po sprawdzeniu życzono mi
szczęśliwej podróży. Staliśmy jakiś
czas na granicy francuskiej, bo koleje w tym kraju strajkowały.
Wreszcie Paryż - cały z żelaza
Gare de Lyon. Tu wysiadłem i taksówką dojechałem na ulicę Marie-Rose.
Tu rozpoczął się nowy rozdział mojego życia. Przywitali mnie Bracia,
ale po francusku... Jakże źle czuje
się człowiek, gdy nie rozumie co do
niego mówią! Wszyscy byli bardzo
mili, ale cóż z tego, gdy język migowy byłby dla mnie bardziej zrozumiały, niż ten tak mile brzmiący język francuski. Miałem stary podręcznik tego języka, więc od razu zabrałem się do pracy. Zacząłem układać i spisywać zdania, które były mi
najbardziej niezbędne. Po tygodniu
aklimatyzacji O. Paul de Leon zaprowadził mnie do szkoły
języków obcych Interlangues, gdzie miałem
się uczyć na kursie
intensywnym - sześć
godzin
dziennie
i
sześć dni w tygodniu.
Istne nabijanie głowy... Nic dziwnego, że
po dwóch tygodniach
nauki, już nawiązywałem kontakty z miejscowymi braćmi. Po zakupy jeszcze chodziłem
z kartką, bo nie znałem nazw produktów,
ale jaka radość, gdy
jest się zrozumianym.
Po miesiącu przerzuco-
no trzech z naszej grupy na wyższy
kurs, bo inni nie nadążali za nami.
Tymi wybrańcami byli: meksykański
pilot Ramon, Ali z Indonezji i ja.
Drugi stopień ukończyliśmy po
trzech tygodniach i rozpoczęliśmy
trzeci, który kończył kurs. Widząc,
że mówię już dość poprawnie, zapisałem się na kurs ortografii i gramatyki na Aliance Francaise. Tu dopiero nauczyłem się pisać.
Ojciec odpowiedzialny za moje
postępy w języku po skończonym kursie zaproponował mi trzytygodniowy
wyjazd do Rzymu, bym mógł uczestniczyć w beatyfikacji O. Maksymiliana
Kolbego. Była to wielka radość, bo w
Rzymie spotkałem O. Zenona Stysia,
który wiele mi pomógł w poruszaniu
się w mieście i jego zwiedzaniu. Gdy
po trzech tygodniach wróciłem do
Paryża, poinformowali mnie o dacie
mojego odlotu do Togo. Miało to nastąpić 18 listopada o godzinie 02.30
z lotniska Orly. Na lotnisko odwieźli mnie O. Ludovic Chaix i Br. Jerome Blanc. Tu wypiliśmy pożegnalną
kawę i rozstaliśmy się.
Lecieliśmy dużym samolotem
DC-8. Po siedmiu godzinach lotu widać już było Afrykę. Międzylądowanie w Niamey i po godzinie lotu lą-
dowaliśmy w Lome, w Togo. Na dachu
małego budynku portu lotniczego dostrzegłem trzy szare habity franciszkańskie - czekali na mnie! Bracia, którzy na mnie czekali to: O.
Charles-Andre, Yema Assogba i Jean-Loup Duhaimau.
Tak byłem uradowany, że zacząłem mówić po polsku. Dopiero słowa Charles-Andre
przywróciły mnie do rzeczywistości - powiedział: Powiedz to po francusku, bo
nic nie rozumiemy.
Po przyjeździe na misję
Hanoukope wskazali mi mieszkanie w budynku starej
misji. Teraz tam na dole są
tylko biura parafialne, a
na górze znajdują się cztery
mieszkania
dla
gości.
Otrzymałem dość duże mieszkanie i to z prysznicem. Po
rozpakowaniu bagaży,
chciałem się umyć, ale okazało się,
że nie ma wody. Na szczęście było
wiadro wody i garnuszek, więc wykorzystałem to by się odświeżyć. Nie
dziwmy się temu, bo odlatując z Paryża mieliśmy temperaturę 4 stopnie,
a przylatując do Lome mieliśmy aż 32
stopnie i wilgotność bliską 100%. Po
kąpieli było o wiele lepiej. Zjedliśmy obiad i współbracia mocno mnie
zachęcali do zrobienia sjesty. PaulRobert wprost powiedział: W Afryce
trzeba dobrze spać i dobrze jeść, bo
inaczej Afryka cię zje. Poszedłem
więc spać. Wydawałoby się: po czym tu
odpoczywać? A jednak było po czym,
bo zbudzili mnie dopiero na kolację.
Przez dwa dni pobytu w stolicy, nie miałem zbyt wielu okazji
do zwiedzania. Zresztą co tu zwiedzać? Zaprosili mnie do wizyt u kilku przyjaciół, ale oni rozmawiali w
języku Eve, a dla mnie tłumaczyli o
czym mówią. Było to raczej męczące i
w duchu pragnąłem jak najszybciej
udać się na północ, w okolice, gdzie
miałem pracować.
Trzeciego dnia o świcie wsiedliśmy do Peugeota 404 i ruszyliśmy w
drogę. Jak mi wytłumaczył Jean-Loup, do Dapango mamy jeszcze ponad
siedemset kilometrów, a droga jest
bardzo zniszczona. Droga zniszczona, to mało powiedziane. Na drodze z
bitej czerwonej ziemi tworzą się w
poprzek rowki głębokie do 20 cm, a
czasem są one jeszcze głębsze. Jak mi
wytłumaczył mój kierowca, trzeba tu
jechać osiemdziesiąt kilometrów na
godzinę, to jest minimum, bo inaczej
samochód staje w poprzek i wypadek
gotowy. Nie wolno też hamować, bo
efekt jest podobny. Przed miasteczkiem Sokode pękło nam pióro resorów
tylnych. Dojechaliśmy do jakiegoś
mechanika przy drodze. Poczekaliśmy godzinę czasu i samochód był na
nowo sprawny. Tu kolega, którego
biskup przysłał do Lome, by mnie
przewieść do misji w Dapango, zaprosił mnie na mały obiad na targu. Jako danie był ryż z sosem pomidorowym
i kawałek koziego mięsa. On się zajadał, a ja nie mogłem tego przełknąć, bo było strasznie pikantne, a
mięso przypominało zelówkę od buta.
Mięso wyrzuciłem za siebie i jakiś
piesek zjadł je ze smakiem, a ryż starałem się zjeść. To wywołało takie
pieczenie w ustach, że nie czułem żadnego smaku. Nawet piwo było po tym
bez smaku, a pieczenie było jeszcze
większe. Dopiero dziewczyna z baru,
która nas obsługiwała, dała mi do
ssania połowę cytryny i to mi pomogło. Po tym obiedzie wyruszyliśmy w
dalszą drogę. Potem było miasteczko
Kande, gdzie zatrzymaliśmy się na
szklankę wody i zaraz ruszyliśmy w
drogę. Przejeżdżaliśmy jeszcze przez
małe i zaniedbane miasteczko Mango.
Tu pracował O. Jean-Loup, ale chciał
jak najwcześniej dojechać do Dapango i nie zatrzymaliśmy się w jego misji. Do Dapango przyjechaliśmy już
wieczorem. Tu czekali na nas współbracia misjonarze i nawet nie jedli,
chcąc zjeść razem z nami. W mieszkaniu, gdzie miałem zamieszkać była
szafa, stół, krzesło i żelazne łóżko.
Najważniejsze, że był prysznic i była
19
20
woda, choć jak mówili, często jej
brak. Po prysznicu czułem się znacznie lepiej. Jak widziałem, woda i
mydło spływające ze mnie były czerwone. To od kurzu na drodze przybraliśmy indiańskich kolorów.
Na kolacji byli starzy misjonarze: znajomy O. Benoit Brun, O.
Pierre-Marie Carros, O. Antoon Rosen, który dwa dni wcześniej wrócił
ze szpitala. Na koniec kolacji przybył też O. Bartłomiej Hanrion, biskup-franciszkanin. Po kolacji wypiliśmy herbatę ziołową i poszliśmy
spać. To co mnie wzruszyło, to mały
bukiet z dzikich polnych kwiatów w
puszce po konserwie. Może to nic, ale
to była pora sucha i kwiatki te nie
rosły w ogródku.
Gdy rozstawaliśmy się, Biskup
powiedział do mnie słowa, które pokazywały moją rolę w diecezji i za-
ufanie jakim mnie obdarzano. Te
słowa zaproszenia brzmiały: Bracie!
Witaj na statku, dalej płyniemy
razem.
W DAPANGO
Dapango - miasteczko zamieszkane przez 12 000 ludzi z różnych
szczepów, gdzie większość stanowią
Moba. Jak każde miasteczko w Afryce
są tu dwa duże sklepy, szpital, policja, więzienie i Misja, na czele której stoi miejscowy biskup- franciszkanin, Bartłomiej Hanrion. Nie widać tu znaków przepychu, czy bogactwa. Nawet katedra jest tylko większym kościołem w kształcie afrykańskiego bębna (tam-tamu), który może
pomieścić ponad tysiąc wiernych.
Wszystko to jest pełne prostoty. O tej
porze roku wszystko jest pokryte
warstwą kurzu. Powoduje to wiatr
wiejący od Sahary niosący ze sobą
drobne cząsteczki piasku pustyni,
które pokrywają wszystko - rzeczy i
ludzi. Widać to na biegających dzieciakach, które mają tylko buzie brązowe, a reszta ciała jest szara, taka
jak kurz. Są dni, że nawet w południe nie widać słońca. Ponadto w tej
porze roku wilgotność spada do 10%.
Jest to uciążliwe dla miejscowej ludności, a co dopiero dla nas białych. Bardzo często w tych miesiącach wybucha epidemia zapalenia
opon mózgowych. Krótko mówiąc jest
to pora, choć chłodna, ale bardzo
nieprzyjemna.
Dla mnie osobiście wielką trudnością jest kolejna adaptacja. Nawet znając język francuski, ciągle
się jest obcym, bo ludzie mówią swoim
językiem, jakże różnym od języków
europejskich. Z jednej strony chciałoby się uczyć tego języka, a z drugiej wracają wspomnienia, które do
tego zniechęcają. Przypominam sobie
jak to uczyliśmy się modlitw przy
ubieraniu szat liturgicznych w języku łacińskim. Także cała liturgia
Mszy świętej, wydawała się taka bliska i znana, a tu przed święceniami
otrzymujemy polecenie od Ojca Prowincjała, by nauczyć się tego wszystkiego w języku ojczystym. Rok później we Francji uczę się tego samego
po francusku, a teraz znowu w języku
moba... Nie jest to zbyt zachęcające!
Innym problemem jest to, że nie
mam prawa jazdy na samochód, a tu
trzeba się przemieszczać z wioski do
wioski. Znów nauka przede mną!
Przepisy i teoria nie są problemem,
bo uczyłem się tego jeszcze w Polsce,
ale trzeba nauczyć się prowadzić samochód i zdać egzamin. Z pomocą
przyszedł mi nasz Biskup, który zaproponował mi swojego kierowcę jako
instruktora. Zaraz zaczęliśmy, bo
przecież czas goni. Charles jest
strasznie wymagający i nie jest to
przyjemne, ale przecież trzeba! Ćwiczenia na boisku i na wiejskich drogach przez dwie godziny każdego
dnia przynosiły owoc i jak sam Charles mi powiedział, jestem gotowy do
egzaminu. Za kilka dni powiadomili
mnie, że egzamin odbędzie się za dwa
tygodnie. Udałem się na ten egzamin
z przeświadczeniem, że nic z tego nie
będzie. Egzaminował mnie kapitan
armii togolijskiej i jakże byłem
zdziwiony, gdy na końcu oświadczył
mi, że zdałem egzamin i to bardzo
dobrze. Bogu niech będą dzięki! Zaraz wróciłem do biskupa i ten kazał
mi wziąć starego Renault 4, aby móc
się przemieszczać do wiosek i dalej
się wprawiać w tej sztuce.
Byłem już raz w buszu z O. Pierre-Marie Carros. Odwiedziliśmy wioski Tidont, Bugu i Ubytenlug. Byłem
zachwycony tym, z jaką łatwością nawiązywał kontakt z ludźmi i z jaką
radością wszędzie na niego oczeki-
wali. Opisałem to w jednym z listów
do rodziców: Tu robimy co możemy,
ale przy takich upałach nie wiele
można zdziałać. Pewnego razu wracałem z kolegą (O. Pierre-Marie) z odległej wioski. Zatrzymaliśmy się pod
drzewem, w cieniu, by trochę odpocząć. Byliśmy zakurzeni i brudni.
Kolega patrzy na swoje nogi w sandałach: Popatrz jak piękne są stopy
tych co głoszą Ewangelię! Roześmialiśmy się, ale trochę później w samochodzie kolega powiedział mi, że
przyjeżdżając do Togo miał 88 kilogramów wagi, a teraz bez żadnej kuracji ma już 62 kilogramy. W tym roku pojedzie na urlop. Pytałem go, czy
wróci. Odpowiedział: Oczywiście,
jak mógłbym zawieść zaufanie ludzi! Tacy są misjonarze! (List z 14
marca 1972 roku).
Te wydarzenia i fakty z życia
codziennego kolegów i mojego nie
zniechęcały mnie, bo widziałem potrzeby i oczekiwania ludzi. Chrystus powiedział: Żniwo jest wielkie,
ale robotników mało. Czy w tej
sytuacji można się zniechęcić?
o. Bonifacy Kotrys OFM
wieloletni misjonarz w Togo
Cdn.
zapraszamy na stronę internetową
Sekretariatu Misyjnego:
www.misjefranciszkanskie.pl
Można znaleźć na niej bieżące wiadomości ze świata misyjnego, ciekawe
artykuły, informacje o zakresie działalności Sekretariatu i możliwościach
włączenia się w pomoc misjom. Można
również pobrać wszystkie formularze
związane z akcjami Sekretariatu.
21
misje w Piśmie Świętym (2)
Natura posłannictwa i misji
czyli Bóg wybiera i posyła
o. Edmund Urbański OFM
22
Rzeczywistość posłannictwa - misji
jest bardzo złożona. Aby zaistniało posłannictwo - misja, wpierw musi zaistnieć powołanie. Posłannictwo - misja jest częścią
składową dość długiego i złożonego procesu: wybór - powołanie - posłannictwo - misja. Z reguły w Biblii dzieje się tak, że ten,
kto wybiera, również powołuje i posyła z
misją. Ze względu na polecenie, pomiędzy
posyłającym a posłanym zawiązuje się
szczególna więź. Pokrótce przyjrzyjmy się
terminologii i elementom składowych tego
zagadnienia.
Terminologia
Terminologia używana w Biblii na określenie i opisanie misji i posłannictwa, jest
bardzo szeroka i zróżnicowana. Podstawowymi czasownikami są „wysłać kogoś”,
„posłać kogoś z czymś” lub „w jakiejś sprawie”, „odsyłać”, „odprawić”. Bardzo często
przy tych określeniach akcent nie tyle pada na osobę, która jest posyłana, ale na tę,
która posyła. To posyłający nadaje autorytet posłannictwu. Posłany schodzi jakby
na drugi plan (por. Iz 6, 8). Posłany działa
zawsze w imieniu posyłającego (por. Mk 9,
9, 38-40; Mt 28, 19).
Niektóre sformułowania
i określenia wprost dobitnie uwypuklają moment posyłania: osoba
posyłana w momencie
otrzymania tzw. „mandatu misyjnego” znajduje się blisko osoby posyłającej (Dz 12, 11; Łk
24, 49). Takim typowym
przykładem jest tekst z
Ga 4, 4-6: „Gdy jednak
nadeszła pełnia czasu,
zesłał (dosł. wysłał) Bóg
Syna swego” a później
„Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba,
Ojcze”. Bóg Ojciec jest
praprzyczyną wszelkiego posłannictwa. Za-
równo posłanie Syna jak i Zesłanie Ducha
Świętego dzieją się w bliskiej obecności Boga Ojca.
Bez wątpienia najważniejszym terminem w tej dziedzinie jest rzeczownik
„apostoł” czyli „posłaniec” i „wysłannik”,
któremu jest powierzona określona misja
(np. religijna, wojskowa, polityczna, negocjacyjna). W NT terminem „apostoł” może
być określony Jezus jako wysłannik Ojca
(Hbr 3, 1), wspólnota Dwunastu (Mt 10, 2;
Mk 3, 14; Łk 6, 13), działalność misyjna
Pawła (Rz 1, 1; 1 Kor 1, 1) lub destrukcyjna
działalność tzw. „fałszywych apostołów” (2
Kor 11, 5. 13).
Elementy składowe posłannictwa
Z analizy przypadków, które mówią o „posłaniu” lub „wysłaniu” kogoś z odpowiednią misją, wynika, że idea posłannictwa w
Biblii jest rzeczywistością ukierunkowującą powołanego zarówno na Boga jak i na
ludzi. Mówiąc o posłannictwie - misji trzeba pamiętać o osobach, które w tym procesie pojawiają się: posyłający (Bóg, Jezus
Chrystus), posłany (Duch Św., anioł, apostoł) i ten lub ci do których się posyła (Izrael,
naród, osoba). Niekiedy
posyłający może być
reprezentowany przez
drugą osobę, np. Anioł
Gabriel w scenie Zwiastowania (Łk 1, 26-38)
jest przedstawicielm i
rzecznikiem (posyłającego) Boga. W posłannictwie tym to Bóg jest
Osobą, od której wszystko bierze swój początek. Posługując się
swoim „wysłannikiem”
ingeruje w historię rodzaju ludzkiego, odwołuje się do swojego
przymierza (Łk 1, 72),
dając tym samym początek nowemu i wiecznemu przymierzu (por.
Jr 31, 31-34). Anioł nie
tylko zwiastuje narodzenie Jezusa, ale jest
pośrednikiem zwiastującym nowe przymierze.
Ważnym elementem, kto wie czy nie
najważniejszym, jest
cel posłannictwa (misji). Np. cel misji Chrystusa jest tak określony
w Ewangeliach: „Duch
Pański spoczywa na
Mnie, ponieważ Mnie
namaścił i posłał Mnie,
abym ubogim niósł
dobrą nowinę więźniom
głosił wolność, a niewidomym przejrzenie;
abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym
obwoływał rok łaski od
Pana” (Łk 4, 18-19; Iz
61, 1-2). To Duch Święty, który zstąpił na
Jezusa (Łk 3, 21) sprawia, że Jezus jest
„pełen Jego mocy” (4, 1. 14). Działalność
Jezusa posiada wie-le cech posłannictwa
prorockiego i uniwer-salnego, albowiem
Jezus naucza „w imię Boga” i do
wszystkich. Jego posłannictwo to czas
radości i wesela, albowiem w Nim nadeszły
czasy mesjańskie i przybliżyło się
królestwo niebieskie (Mk 1, 15).
Innym przykładem może być cel posłannictwa jaki został nakreślony Pawłowi
pod Damaszkiem: „Idź ... bo Ja (Jezus
Chrystus) cię poślę daleko do pogan” (Dz
22, 21) ... „obronię cię przed ludem i przed
poganami, do których cię posyłam, abyś
otworzył im oczy i odwrócił od ciemności
do światła, od władzy szatana do Boga.
Aby przez wiarę we Mnie (Jezusa Chrystusa) otrzymali odpuszczenie grzechów i
dziedzictwo ze świętymi” (26, 17-18).
Paweł w głównej mierze jest apostołem pogan. Jego posłannictwo jest natury
prorockiej, ale także i uniwersalnej. Inwestytura misyjna, o której mowa w Dz 26,
17-18 jest zbudowana w oparciu o cytaty z
Izajasza i Jeremiasza. Paweł jest „posłany”
(Iz 6, 8-9; Jr 1, 10) „do ludu” (Izraela) (Iz 6,
8-9) i „do pogan” (Jr 1, 10). Bóg, który posyła jest również i tym, który będzie ochraniał od niebezpieczeństw. Misja Pawła jest
w swoim opisie zbliżona do misji Sługi
Bożego: „otworzyć oczy” (Iz 42, 7) i „odwrócić od ciemności do światła” (42, 16).
Celem posłannictwa Pawłowego jest głoszenie „odpuszczenia grzechów” (por. Dz
10, 43) w sakramencie chrztu św., aby ludzie odwrócili się „od Złego” i ukierunkowali swoje postępowanie na Boga (14, 15).
Posłannictwo - misja
w Starym Testamencie
Z analizy tematów biblijnych, które posługują
się schematem wybór powołanie - posłannictwo - misja wynika, że
człowiek jest wybrany i
powołany do realizowania planu Bożego na poziomie indywidualnym
jak i wspólnotowym
(zbiorowym). A zatem
posłannictwo ewangelizacyjne i misyjne może
być zbiorowe i indywidualne. To pierwsze, w
głównej mierze będzie
dotyczyć Narodu Wybranego (Wj 6, 7; Pwt 27,
9), a potem na gruncie
Nowego Testamentu,
Kościoła (Ga 6, 16; Hbr
8, 6-10). To drugie, głównie dotyczy
patriarchów Izraela: Abra-hama, Jakuba
(por. Wj 6, 2-3), Mojżesza, proroków i Sługi
Bożego, a w NT Jezusa, Ducha Świętego,
poszczególnych aposto-łów, a w
szczególności Apostoła Pawła. Posłannictwo indywidualne nie jest rzeczą
odrębną samą w sobie. Ono jest ukierunkowane na działanie na rzecz i w łonie Narodu Wybranego i Kościoła. To w łonie Ludu Bożego posłannictwo indywidualne
znajduje swoją rację bytu i pełnię w swojej
realizacji.
Najbardziej wyrazistą spójnię między posłannictwem wspólnotowym i indywidualnym znajdujemy w posłannictwie
Abrahama. Z jednej strony jako patriarcha
realizuje on misję indywidualną, a z drugiej - jako protoplasta - realizuje posłannictwo wspólnotowe, dając podwaliny do
misji Narodu wybranego. Posłannictwo
Abrahama jest częścią składową misji Izraela, zaś misja Izraela ma swój początek i
podstawę bycia w posłannictwie Abrahama.
W naszej analizie odnośnie posłannictwa w ST zatrzymamy się bliżej nad niektórymi aspektami i osobami ze ST. Skupimy się głównie na: Abrahamie, Mojżeszu, Narodzie Wybranym, Słudze Bożym i
posłannictwie proroków. To w konsekwencji pozwoli nam dać wystarczającą syntezę
teologii posłannictwa w ST.
Ale o tym to w następnym odcinku
naszych rozważań.
o. dr Edmund Urbański OFM
wykładowca Pisma Świętego i teologii biblijnej
w WSD Franciszkanów w Krakowie
i Instytucie Teologicznym w Bielsku-Białej
23
religie świata w dialogu (3)
Islam
oprac. br. Piotr Kubasiak OFM
24
„Nie ma Boga prócz Allaha
a Mahomet jest jego prorokiem”
Gdy tylko do naszych uszu wpadnie słowo islam, muzułmanin bądź Allah odczuwamy nagły strach a
przed oczyma pojawiają się walące wierze WTC w Nowym Jorku, bądź widok madryckiego metra po samobójczym zamachu. Kim są ci ludzie, którzy pięć razy dziennie o określonej porze, bez względu na to, w jakim miejscu się znajdują schylają głowy do ziemi by wielbić Boga
i te kobiety z twarzami okrytymi chustą?
Słowo islam znaczy „poddanie się Bogu”. Nazwę swoją zawdzięcza samemu jej założycielowi - Mahometowi. Jej wyznawcy nazywają ją moslem (muslim), w
języku perskim musulman – stąd polska nazwa muzułmanie lub mahometanie. Wszystko zaczęło się w małym
miasteczku północnej Arabii – Mekce, gdzie przeważała
kultura koczowniczych beduinów, uważanych za potomków biblijnego Izmaela, syna Abrahama i niewolnicy
Hagar, o którym mówi Pismo św.: „A będzie to człowiek
dziki jak onager (tzn. dziko żyjący osioł): będzie walczył
przeciwko wszystkim i wszyscy – przeciwko niemu; będzie on utrapieniem swych pobratymców” (Rdz 16,12).
Najważniejszym i powszechnie czczonym tam bóstwem
był Allah mieszkający w niebie i zsyłający deszcz, władca życia i śmierci, gwarant przysiąg i układów, sędzia
najwyższy. Znajdowało się tam sanktuarium Kaaba (sześcian): czworokątny budynek w którym w jednej ze ścian
wmurowany był czczony kamień meteorytu a wewnątrz
święta studnia. Było to jedno z miejsc pielgrzymkowych,
gdzie przybywały tłumu. Gdy w 580 roku narodził się
Mahomet stara religia była na wymarciu. Mając 40 lat
odkrywa w sobie powołanie na proroka swego narodu.
Czuje, że głoszone słowa nie pochodzą od niego. Najwcześniejsze objawienia mówią o Stwórcy, który karze i
nagradza za czyny, o bliskości dnia sądu. Mahomet napomina ludzi, zachęca do wdzięczności wobec Boga i gani ich beztroskość, co wywołuje wrogie nastawienie ludności i zmusza Mahometa do ucieczki wraz z grupą zwolenników do sąsiedniego miasta, Medyny w 622 roku.
Zakłada tam nową społeczność religijną, a wraz z przyłączaniem się nowych plemion podbija Mekkę i wnet staje
się praktycznie władcą niemal całego Półwyspu Arabskiego.
Mahomet prawdopodobnie nie potrafił czytać.
Nie pozostawił po sobie żadnych tekstów, głosił jedynie
ustne nauki. Po pewnym czasie od jego śmierci wykorzystano przekazy ustne oraz te, które były już spisane by objawienia założyciela zgromadzić w jednej księdze. Tak
powstał Koran tzn. powtórzenie, recytacja. Zawiera 144
rozdziały, czyli sury. Uporządkowane są w ten sposób, że
najdłuższe sury umieszczone są na początku, a najkrótsze
na końcu. Pisane są rymowaną prozą, czasem zwięzłe,
czasem bardziej rozwlekłe. Treść Koranu jest wielce
zróżnicowana. Znajdują się w nim modlitwy wielbiące
Allaha, jego przymioty (szczególnie jedność, wielkość i
miłosierdzie), żywe opisy sądu ostatecznego, piękność
raju, groza piekła. Wiele miejsca jest też poświęcone
sprawom kultu, życia społecznego, obyczajów, osoby
założyciela.
Koran jest ważnym, choć nie jedynym źródłem
islamu. Drugim źródłem wskazań dla życia społecznego i
kultu jest sunna tzn. zwyczaj, tradycja. Sunna zawiera
słowa i czyny Mahometa oraz jego pierwszych zwolenników. Znajdujemy w niej podobnie jak w Koranie wiele
treści korespondujących z nauką chrześcijan i żydów np.
„Jaki jest najlepszy muzułmanin? Na to odpowiedział
Prorok: Najlepszym muzułmaninem będziesz, gdy nakarmisz głodnych i pokój będziesz głosił znajomym i nieznajomym, to jest całemu światu” lub „Każda rzecz ma
swój klucz; kluczem do raju jest miłość dla maluczkich i
biednych”.
Istotą islamu jest wiara w jednego, osobowego
Boga stwórcę, najwyższego sędziego. Bóg jest wszechmocny, niejako bezpośrednio kieruje światem a nie za
pomocą praw natury. Właściwa postawa wobec Allaha
polega na całkowitym poddaniu się Jego woli. Przede
wszystkim trzeba ufać Jego miłosierdziu, ponieważ po
zmartwychwstaniu umarłych przygotowuje wieczne
szczęście swym wiernym. Raj to rozkoszny ogród pełen
dobrego jadła i napoju, natomiast piekło jest wieczną męczarnią w płomieniach ognia.
Muzułmanie ponadto wierzą w istnienie Aniołów różnych kategorii, a na ich czele znajdują się Gabriel
(który był pośrednikiem objawienia danego Mahometowi), Michał i Rafał. Ważną rolę odgrywa w życiu również
wiele duchów (dżinnów) zarówno dobrych jak i złych.
Później powstała również świadomość orędowników
ludzi (np. bogowie pogańscy, pobożni muzułmanie,
święci chrześcijańscy). Większość prawd poznano dzięki
prorokom, z których największy jest Mahomet, a kolejni
to Abraham, Mojżesz i Jezus.
Mahometanie dzielą świat na dwie części: sferę
islamu i sferę wojny. Nazwa ostatnia pochodzi stąd, że
sfera ta ma być zwalczana świętą wojną dopóty, dopóki
poganie i inni wyznawcy nie nawrócą się na ich religię.
Oczywiście pojęcie „świętej wojny” może nasuwać błędne interpretacje. Nie chodzi tutaj o wojnę w dosłownym
znaczeniu tego słowa. Jako walkę zbrojną z „niewiernymi” rozumie to pojęcie tylko nieliczna grupa skrajnych
fundamentalistów. W właściwym sensie to słowo oznacza po prostu potrzebę i wyzwanie misyjne do głoszenia
islamu wśród ludów całego świata.
Istnieje pięć filarów islamu, które wyrażają obowiązki każdego wyznawcy: wyznanie wiary, modlitwa,
jałmużna, post i obowiązek odbycia pielgrzymki do
Mekki. Wyznanie wiary (shahada) brzmi: „Nie ma Boga
prócz Allaha, a Mahomet jest jego prorokiem”. Pierwsza
część przytoczonej formuły sprowadza Islam do rzędu
religii monoteistycznych, z kolei część druga podkreśla
wyjątkowe stanowisko Mahometa. Modlitwa (salat) powinna być odmawiana pięć razy dziennie: o wschodzie
słońca, w południe, po południu, o zachodzie słońca i
dwie godziny po nim. Modlitwę poprzedza rytualne obmycie rąk i nóg (do kostek) wodą lub na pustyni piaskiem. Następnie należy wypowiedzieć przepisane słowa,
czyniąc pokłony w stronę Mekki z padaniem na twarz.
Trzeba pomodlić się tam, gdzie człowiek w czasie przepisanym na modlitwę się znajduje. Godziny modlitw są
ogłaszane z minaretu przez muezzina, który na cztery
strony świata woła „Bóg jest wielki! Świadczę, że nie ma
Boga prócz Allaha i że Mahomet jest wysłannikiem
Boga. Módlcie się!”. W piątek w południe modlitwy odbywają się w meczecie i są połączone z kazaniem (nauką). Meczet nie jest miejscem kultu w ścisłym znaczeniu
tego słowa. W meczetach nie ma żadnych obrazów, istnieje jedynie bogaty wystrój ornamentowy. Na podłodze
rozesłane są dywany, które ułatwiają odbywanie modlitw
w sposób rytualny, wnęka zwana mihrab, wskazuje kierunek Mekki a wzniesienie w typie chrześcijańskiej ambony jest miejscem wygłaszania pouczeń religijnych
przez osoby świeckie, ponieważ islam nie ma stanu kapłańskiego. Kierowanie nabożeństwem należy do jednego
z członków gminy, cenionego i poważanego bądź ustanowionego i opłacanego immama (przewodnika). Islam nie
zna powstrzymywania się od zajęć w piątek, a obecność
na wspólnej modlitwie w meczecie jest jedynym znamieniem dnia świątecznego. Najważniejszym świętem islamu jest święto ofiary: zabija się wtedy jagnię wielbłąda
lub wołu, a mięso przekazuje na dobre cele. Kolejnym
elementem jest jałmużna (zakat). Jest to rodzaj dziesięciny (czterdziesta część dochodu) i jest przeznaczona dla
osób biednych i potrzebujących. Czwarty filar, post
(saum) polega na zachowywaniu od wschodu do zachodu
słońca przez jeden miesiąc w roku – ramadan – całkowitego powstrzymania się od jedzenia, picia, palenia tytoniu oraz stosunków płciowych. Po zachodzie słońca
przestaje obowiązywać. Noc w miesiącu ramadan jest rodzajem festynu, nawet kobiety cieszą się wtedy większą
swobodą niż w innych miesiącach roku. Ostatnim filarem
islamu jest obowiązek odbycia przynajmniej raz w życiu
pielgrzymki do Mekki z zachowaniem odpowiedniego
rytuału. Raz w roku w wyznaczonym czasie muzułmanie
z całego świata pielgrzymują do Mekki, by siedmiokrotnie w procesji obejść Kaab, złożyć na nim pocałunek oraz
obmyć się w cudownym źródle.
Do charakterystycznych obyczajów islamu należą również: wielożeństwo (muzułmanin ma prawo
posiadania czterech żon oraz licznych niewolnic – nałożnic, których może się pozbyć przez zwykłe wyrażenie
swojej woli), w wielu krajach kobieta może się pokazać
publicznie tylko z zakrytą twarzą. Całe życie polityczne i
społeczne jest pod wpływem przepisów prawa. Prawo religijne wyróżnia podobnie jak w judaizmie rzeczy czyste
i nieczyste. Nieczystymi są np. wieprzowina, wino. Przestrzega się również obrzezania. Obowiązki moralne są
bardzo ogólne: należy czynić dobrze, być uczciwym, miłować prawdę, być gotowym do pojednania, przebaczać i
dzielić się z innymi jałmużną.
Islam dzieli się na dwa odłamy: większościowy,
ortodoksyjny kierunek sunnitów (od przekonania, że całe
objawienie zostało zawarte w Koranie i sunnie Proroka)
oraz szyitów, którzy po śmierci Mahometa opowiedzieli
się po stronie jego kuzyna Alego, dopuszczając możliwość dalszego objawienia. Pod względem kierownika religijnego szyici dzielą się na dwie frakcje: jedni uważają,
że przywódca powinien pochodzić z rodu Mahometa,
inni, że powinien to być imam mahdi, czyli przywódca
duchowy prowadzony przez Boga i obdarzony przez
Niego szczególnym poznaniem. Wiara w imama jest dla
szyitów jakby szóstym filarem islamu i główną różnicą w
stosunku do sunnitów. Uważa się, że w widzialnym immamie zamieszkuje bóstwo, przez co zna prawdę i ma
pod sobą całą hierarchię głosicieli prawdy, którzy głoszą
ją wiernym. Ponadto imamowie są właściwie różnymi
wcieleniami jednego transcendentnego imama.
Dzisiaj na świecie żyje ok. 500 mln wyznawców
Allaha, zamieszkujących szczególnie licznie tereny Afryki zachodniej oraz Indonezję, Pakistan, Indie i Turcję.
Powszechnie uważa się, że inspiracją religii
Mahometa był zarówno Stary Testament jak i chrześcijaństwo. Łączy nas wiara w jednego Boga, w zmartwychwstanie umarłych, sąd ostateczny, życie przyszłe.
Brak natomiast w islamie nauki o Bożym ojcostwie i
synowskim oddaniu (kontakt z Allahem ogranicza się do
składania mu hołdów podczas modlitwy). Islam natomiast nie zna nauki o odkupieniu Bożym i Odkupicielu,
dlatego Jezus jest dla nich tylko jednym z Proroków a nie
Synem Bożym i Zbawicielem świata. Koran ze czcią odnosi się do Matki Jezusa: „Bóg wybrał Maryję i uchronił
ją od wszelkiej zmazy, wyróżnił Ją spośród wszystkich
niewiast na świecie”. W różnych potrzebach muzułmanie
często wzywają ze czcią Maryję.
Dialog z islamem jest jednak bardzo trudny,
między innymi dlatego że np. grupa fanatycznych szyitów irańskich jest wrogo nastawiona do jakiejkolwiek religii i daleka jest od dialogu z kimkolwiek. O szacunku
dla mahometan wspomina Sobór Watykański II w Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich.
Wyraża tam szacunek dla muzułmanów oraz wylicza
punkty styczne naszych religii. Wzywa również chrześcijan do dialogu. Jest to znamienne, ponieważ po raz
pierwszy oficjalnie w dziejach Kościoła nawołuje się do
współpracy i wzajemnego zrozumienia. Sobór uczy: „Jeżeli więc w ciągu wieków wiele powstawało sporów i
wrogości między chrześcijanami i mahometanami, święty Sobór wzywa wszystkich, aby wymazując z pamięci
przeszłość szczerze pracowali nad zrozumieniem wzajemnym i w interesie całej ludzkości wspólnie strzegli i
rozwijali sprawiedliwość społeczną, dobra moralne oraz
pokój i wolność”. Ojciec święty Jan Paweł II przy różnych okazjach a zwłaszcza podczas pielgrzymek apostolskich (m.in. do Turcji, Maroka, Indii) nieustannie potwierdzał ciągłość tej soborowej linii Kościoła, któremu
nic, co prawdziwe i wartościowe w innych religiach, nie
jest obojętne. Ważnym gestem ze strony mahometan była
prośba jednego z przywódców islamu, króla Maroka
Hassana II (uważanego za 35 potomka Mahometa), o
spotkanie papieża z muzułmańską młodzieżą tego kraju.
Po pielgrzymce, będąc już w Rzymie 21 sierpnia 1985
roku Jan Paweł II stwierdził: „Wydarzenie to zasługuje
na szczególną uwagę, jako forma realizacji tego dialogu z
religiami pozachrześcijańskimi, którą postulował Sobór
Watykański II. Braciom muzułmanom z Maroka, ich królowi, wyrażam szczególne podziękowanie. Sposób, w
jaki zostałem przez nich przyjęty, był wyrazem ich wielkiej otwartości, a entuzjazm młodzieży był dowodem dużej wrażliwości na wartości religijne”.
Na zakończenie niech zachętą będą dla nas
właśnie słowa papieża wypowiedziane w Maroku: „Wierzę, że Bóg nas dziś zachęca do zmiany dawnych nawyków. Mamy się szanować, a także pobudzać się wzajemnie do dobrych dzieł na drodze Bożej”
oprac. na podst.: ks. Kazimierz Bukowski, Religie świata a chrześcijaństwo,
Poznań 1988.
25
fot. o. Rufin Razowski OFM
26
27
franciszkańskie
aktualności misyjne
28
Watykan
1 września 2009 r. Benedykt XVI mianował
Fr. Adela Zaky, franciszkanina (Prowincja św. Rodziny w Egipcie), Wikariuszem Apostolskim Aleksandrii
w Egipcie. Fr. Adel Zaky urodził się 1 grudnia 1947 w
Luksor. W 1959 zapisał się do Kolegium Serafickiego
w Assiut; w 1963 wstąpił do Seminarium Braci Mniejszych w Guizeh. Po uzyskaniu bakalaureatu z teologii,
10 września 1972 złożył śluby wieczyste. 24 września
1972 otrzymał święcenia kapłańskie w Kairze. W
1975 uzyskał licencjat z teologii dogmatycznej. Od
1975 do 1989 pełnił posługę w parafiach Assiut i ElTawirat; w Nag-Hammadi prowadził duszpasterstwo
młodzieży i był dyrektorem szkoły. Od 1989 do 1998
był Ministrem prowincjalnym. Od 1998 był proboszczem w Boulacco (Kair). Pełnił także funkcję Sekretarza Zgromadzenia Biskupów Katolickich w Egipcie.
Belgia
Koordynatorzy formacji misyjnej spotkali się
w Brukseli od 25 do 29 sierpnia 2009 w celu ustalenia
zadań i zakończenia przygotowanego programu. Larry Webber to kapucyn z USA, formator misyjny w
Ameryce Środkowej; Vicente Imhof to franciszkanin
konwentualny z Niemiec, misjonarz w Peru; JeanFrançois Nguyen, Wietnamczyk, misjonarz w Birmie;
Damien Isabell z USA jest misjonarzem w Republice
Demokratycznej Konga.
Tegoroczny program w języku angielskim
przerabiało czterech braci konwentualnych: dwóch z
Indii (mających udać się do Sri Lanki), jeden ze Słowacji (przeznaczony do Albanii), jeden z Zambii
(przeznaczony do Malawi). Podczas pierwszego tygodnia bracia skupili się na biblijnych przykładach misji
w kulturowym kontekście Nowego Testamentu. Drugi
tydzień był poświęcony technikom relacji międzykulturowych, użytecznym do tworzenia wspólnot wielokulturowych i dla małych wspólnot chrześcijańskich.
Trzeci i czwarty tydzień były przeznaczone na poznawanie kultur i religii Afryki i Azji, przygotowujące
braci do ewangelizacji, inkulturacji i dialogu między
religiami i do wspólnot wielokulturowych w tych regionach kulturowych. Dzięki naszej współpracy z
Missions Etrangères z Paryża, będziemy mogli skonkretyzować formację azjatycką braci .
Panama
Franciszkanie z parafii Naszej Pani de la Candelaria w La Pintada wyrazili swój niepokój z powodu
wyzysku i zniszczeń środowiska naturalnego Ameryki
Środkowej ze strony niektórych przedsiębiorstw przemysłowych. Teoretycznie powinien być to teren chroniony przed zniszczeniem. Jednak kopalnie i przedsiębiorstwa przemysłu górniczego otrzymały prawo do
korzystania z zasobów naturalnych regionu, co w konsekwencji prowadzi do nieodwracalnych zniszczeń
lasów i „zanieczyszczenia matki ziemi”.
Franciszkanie wyrazili sprzeciw wobec „projektu rozwoju, w którym popiera się nieuczciwy zysk
oraz zaniepokojenie wobec niewymiernych strat, jakie
powstają na skutek niszczycielskiego wykorzystywania bogactw naturalnych”. „Są takie wartości, które
nie podlegają negocjacjom” - mówią Bracia, a wśród
nich „respektowanie konstytucji naszego kraju, która
jako fundament przyjmuje umowę o ustawicznym rozwoju i sprawiedliwym dysponowaniu bogactwami naturalnymi”. Franciszkanie zwracają się do odpowiednich władz, aby zagwarantowały ochronę wielkich naturalnych bogactw, jakie Panama posiada
Watykan
Minister Generalny Zakonu Franciszknanów
został członkiem Kongregacji do spraw Ewangelizacji
Narodów i Krzewienia Wiary. Poprzez Sekretarza Stanu, Kard. Tarcisio Bertone, Ojciec Święty Benedykt
XVI mianował na następne 5 lat Ministra Generalnego, Fr. Jose Rodriguez Carballo, członkiem Kongregacji do spraw Ewangelizacji Narodów i Krzewienia
Wiary.
11 listopada 2009 r. Ojciec Święty Benedykt
XVI mianował Fr. Irineu Andreassa biskupem diecezji
Lages (z Kustodii p.w. Najświętszego Serca w Brazylii). Diecezję Lages zamieszkuje 357.000 mieszkańców, z czego 305.000 jest katolikami. Na terenie
diecezji pracuje 54 kapłanów i 194 osoby konsekrowane). Biskup Andreassa urodził się w 1949 roku w
Iacri, w Brazylii. Profesję zakonną złożył w 1977 roku, a w 1978 przyjął święcenia kapłańskie. Dotąd był
proboszczem parafii p.w. Św. Anny i Naszej Pani z
Aparecida w diecezji Marilia.
Peru
Z okazji Jubileuszu 800-lecia założenia Zakonu Braci Mniejszych, Prezydent Kongresu Peru,
Luis Alva Castro, odznaczył Franciszkanów Honorowym Medalem Republiki. To zaszczytne odznaczenie
odebrał w imieniu Współbraci Minister Prowincjalny
Prowincji Dwunastu Apostołów - Fr. Emilio Carpio
Ponce. W swoim wystąpieniu Prezydent przedstawił
św. Franciszka jako Apostoła Pokoju, podkreślając
nadzwyczajny wkład Zakonu dla całego kraju. Fr.
Emilio Carpio stwierdził w odpowiedzi, że otrzymane
odznaczenie jest wyzwaniem dla Zakonu pracującego
w Peru i wezwaniem do kontynuowania dzieła ewangelizacji i kultury w minionych wiekach. Franciszkanie są obecni w Peru od 1531 roku, czyli od 478 lat.
informacje misyjne
w skrócie
Brazylia
W ciągu ostatniego półrocza w Brazylii zostało
zabitych kilku księży.
Ks. Ruggero Ruvoletto, 52-letni włoski misjonarz, zginął od strzału w głowę 19 września 2009 r. w
swojej parafii Sagrado Corazon de Maria na obrzeżach
Manaus w Brazylii. Martwe ciało klęczącego ks.
Ruggero znaleziono na plebanii. Z zeznań wynika, że
około 50 Real (prawie 19 euro) zostało skradzionych, w
pokoju pozostało jednak znacznie więcej pieniędzy.
Ks. Ruggero Rivoletto 23 marca 1957 r. urodził
się w Galta di Vigonovo, niedaleko Wenecji. Święcenia
kapłańskie przyjął w 1982 r. z rąk biskupa Filipa Hernandeza, którego był później sekretarzem (1982-1988). Po
studiach z eklezjologii w Rzymie, powrócił do diecezji w
1994 r., gdzie pracował prawie rok w duszpasterstwie i
opiece społecznej. Następnie, w latach 1995-2003, był
dyrektorem Diecezjalnego Centrum Misyjnego. W dniu
6 lipca 2003 r. wyjechał do Brazylii jako misjonarz do
diecezji Itaguai w Mangaratiba. W następnym roku wziął
udział w projekcie misyjnym na obrzeżach Manaus,
wspieranym przez lokalne diecezje. Jest to obszar, na
granicy miasta i lasu, w którym przestępczość jest szczególnie intensywna. Ks. Ruggero niedawno wziął także
udział w demonstracji domagającej się większego bezpieczeństwa.
Ks. Hidalberto Henrique Guimaraes był
proboszczem parafii Matki Boskiej Łaskawej we wspólnocie Murici na peryferiach miasta Maceió. Ciało
kapłana znaleziono w sobotę, 7 listopada, w dwa dni po
jego zniknięciu. Jego nieobecność podczas Mszy św. w
jednej ze wspólnot parafialnych zaniepokoiła wiernych,
którzy go odnaleźli nieżywego z licznymi ranami na
całym ciele w jego mieszkaniu. Pogrzeb kapłana odbył
się 8 listopada w jego parafii oddalonej 54 km od Maceió.
Watykan
Msza św. w Bazylice Watykańskiej pod przewodnictwem Benedykta XVI otworzyła 4 października
2010 przed południem II Zgromadzenie Specjalne Synodu Biskupów dla Afryki. Wraz z papieżem liturgię koncelebrowało 239 ojców synodalnych i 55 uczestniczących w jego pracach kapłanów.
W ciągu ostatnich 30 lat nastąpił trzykrotny
wzrost liczby katolików na tym kontynencie, od ok. 55
mln w 1978 r., na początku pontyfikatu Jana Pawła II, do
blisko 165 mln. Obecnie stanowią oni 17,5 proc. z liczącej 943,7 mln mieszkańców Czarnego Lądu. Przez ostatnich 15 lat, jakie upłynęły od pierwszego Zgromadzenia
Specjalnego Synodu Biskupów dla Afryki, Kościół rozwijał się tam bardzo dynamicznie. Liczba księży wzrosła
w tym czasie o 49 proc., czyli do ok. 35 tys., oraz misjonarzy świeckich, których liczba zwiększyła się dwukrotnie - do 3 590.
Tematem obecnego zgromadzenia specjalnego
Synodu jest "Kościół w Afryce w służbie pojednania,
sprawiedliwości i pokoju". Benedykt XVI wymienił
niektóre aspekty, które będą przedmiotem obrad Synodu:
"prymat Boga, Stwórcy i Pana; małżeństwo; dzieci". W
pracach Synodu biskupi pragną ukazać przejście od
ewangelizacji i Kościoła jako rodziny Bożej, na czym
skupiono się podczas pierwszego synodu afrykańskiego i
przy wprowadzaniu go w życie, do aktualnej misji, jaką
mają katolicy na rozdartym konfliktami kontynencie.
Uczestnicy Synodu zastanawiali się nad sposobami, w
jaki sposób należy tę misję pełnić, jak wychodząc od
świadectwa dawanego Chrystusowi, chrześcijanie mają
stawać się "solą ziemi" i "światłem świata".
Zgromadzenie Specjalne Synodu Biskupów dla
Afryki trwało do 25 października. W obradach wzięło
udział 244 ojców synodalnych, w tym pięciu Polaków.
Sudan
Biskup jednej z diecezji w Sudanie prosi wspólnotę międzynarodową o interwencję w celu ochrony ludności przed atakami grup partyzanckich, wywodzących
się z Armii Bożego Oporu (Lord's Resistance Army).
Biskup Eduardo Hiiboro Kussala z diecezji TamburaYambio podkreślił, że ataki na niewinnych cywilów, kobiety z dziećmi, osoby starsze, nie zostaną powstrzymane
bez jednoznacznej interwencji spoza Sudanu. Biskup
wezwał pomoc po tym, jak duży oddział z LRA wdarł się
do kościoła w jego diecezji i dokonał profanacji oraz
uprowadził 17 osób, w większości młodych ludzi. Krótko po ataku na kościół Maryi Królowej Pokoju w mieście
Ezo, odnaleziono przywiązane do drzewa okaleczone
ciała porwanych mężczyzn. W odpowiedzi na ataki w
Ezo i sąsiedniej wiosce Nzara bp Hiiboro zorganizował
trzydniowe modlitwy dla wszystkich wyznań chrześcijańskich z sudańskiego stanu ogarniętego konfliktem.
Ich punktem kulminacyjnym był bosy marsz 20 tysięcy
ludzi ubranych w płócienne worki w milczącym proteście przeciwko bezczynności władz w dziedzinie podnoszenia poziomu bezpieczeństwa w tym regionie. W
modlitwach tych brali również udział członkowie władz
lokalnych, którzy zobowiązali się do zwiększenia obecności policji w tym regionie.
Indie
W stanie Karnataka w Południowo-Zachodnich Indiach
zniszczono kolejny kościół. Rozbito tabernakulum a
hostie porozrzucano po ziemi. Splądrowano szafki i
skradziono naczynia liturgiczne.
"Rząd stanowy był poinformowany o ataku i mimo
obietnic policja nie uczyniła nic, aby szukać sprawców" –
powiedział arcybiskup Bangalore Bernard Moras,
którego słowa cytuje szwajcarska agencja APIC. Wśród
mieszkańców stanu Karnataka chrześcijanie stanowią
jedynie 2 proc. W ostatnich miesiącach był to kolejny
atak na świątynie i obiekty chrześcijańskie w tym
regionie.
Franciszkańskie aktualności misyjne
i Informacje misyjne w skrócie
oprac. J. P. Szumiec OFM
na podst.: Fraternitas, www.fides.org, Tygodnik Powszechny,
AsiaNews, Radio Watykańskie, Więź, www.opoka.org.pl,
www.misjefranciszkanskie.pl
29
pomoc misjom
intencje dla misjonarzy
Za pośrednictwem Sekretariatu Misyjnego
można zamawiać Msze św. (pojedyncze, nowennowe oraz gregoriańskie),
które będą odprawione przez naszych misjonarzy.
Intencje należy przesłać na adres Sekretariatu pocztą (zwykłą lub elektroniczną),
natomiast ofiarę wpłacić na konto bankowe Sekretariatu
z zaznaczeniem w tytule wpłaty: „intencje dla misjonarzy”.
Sekretariat przesyła intencje wraz z ofiarami misjonarzowi,
natomiast Ofiarodawcy wysyła potwierdzenie.
Sekretariat Misyjny - OO. Franciszkanie
31-344 Kraków, ul. Ojcowska 1
numer konta bankowego:
04 1020 2892 0000 5102 0016 8435

Podobne dokumenty